• Nie Znaleziono Wyników

Rola tradycji w działalności Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rola tradycji w działalności Towarzystwa Literackiego im. Adama Mickiewicza"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Edmund Jankowski

Rola tradycji w działalności

Towarzystwa Literackiego im.

Adama Mickiewicza

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 12, 115-132

(2)

III. ŻYCIE NAUKOWE I ORGANIZACYJNE

TOWARZYSTWA

Edmund Jankowski

ROLA TRADYCJI W DZIAŁALNOŚCI

TOWARZYSTWA LITERACKIEGO IM. ADAMA MICKIEWICZA Tradycja, jak nas pouczają słowniki i encyklopedie, to przekazywanie z pokolenia na pokolenie treści kulturow ych, to jeden z głównych sposo­ bów włączania przeszłości do aktualnej świadomości społecznej. Włącza­ nia — oczywiście — nie w sposób mechaniczny. Albowiem naw et ele­ m enty tradycji akceptowane przez kolejne pokolenia podlegają zmianom przy zachowaniu cech konstytutyw nych. Gdyby te zmiany nie zachodziły, postęp byłby niemożliwy, groziłoby skostnienie. Dlatego zadaniem kolej­ nych pokoleń jest wypracowywanie stosunku do tradycji. Ale w samym źródłosłowie w yrazu „tradycja” mieści się jakby ostrzeżenie. Słowo ,,tra- dere” bowiem, z którego tradycja pośrednio się wywodzi, znaczy: powie­ rzać, ale również i zdradzać. N ajpiękniejszy może sens wyraża w połącze­ niu z zaimkiem zw rotnym ,,se” : pozostawiać w puściźnie.

Gdy więc zbliża się stulecie istnienia Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza i nadchodzi czas obrachunku, trzeba się zastanowić nad stosunkiem naszego Towarzystwa w jego obecnym kształcie do tradycji. Czy rozwinęliśmy ją twórczo; czy i na ile, i dlaczego odeszliśmy od niej, czy może przystosowaliśm y się oportunistycznie do jakichś kompromisów — czy może tę tradycję zdradziliśmy?

Aby na te pytania odpowiedzieć, trzeba choć najkrócej przypomnieć sobie genezę Towarzystwa, ludzi, którzy je stworzyli, ideały, które im przyświecały, gdy powoływali naszą instytucję do życia, cele i zadania, które konkretnie postanowili realizować.

Towarzystwo Mickiewicza powstało w r. 1886 we Lwowie. Dlaczego tam właśnie, a nie w stolicy, odpowiedzą podręczniki historii. Warszawa

(3)

zniewolona carską przemocą nie m iała w arunków do jawnej działalności organizacyjnej. Nazwisko autora Wallenroda i Dziadów nie brzmiało mile dla zaborczych władz. U trudniano publikację jego utworów, strzyżono pilnie teksty. Ba, starano się naw et nie dopuścić inform acji o istniejącym we Lwowie naszym Towarzystwie! Inaczej działo się pod zaborem austriackim . Zwycięskim półwieczem galicyjskim nazwał A leksander B rückner lata 1871— 1914,1 podkreślając tym i słowami bujność życia po­ litycznego, kulturalno-artystycznego i naukowego Galicji w porównaniu z pozostałymi zaborami. Względny i trochę wymuszony okolicznościami liberalizm m onarchii habsburskiej umożliwił rozwój polskiego życia k ul­ turalnego po roku 1864. Dość wspomnieć przetrw anie i pomyślną dzia­ łalność naukową dwu uniw ersytetów z polskim językiem wykładowym (Lwów, Kraków), powstanie w 1872 r. Akademii Umiejętności. Trium fy już nie na skalę galicyjską, ale ogólnopolską sceny narodowej w K rako­ wie i Lwowie. Usamodzielnienie w 1873 r., zrazu pod rządami Matejki, krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych, która wychowała wielu znakomitych artystów. Piśmiennictwo nie pozostało w tyle. Zanim nadeszła epoka Wys­ piańskiego, Galicja mogła się pochlubić Fredrą, Asnykiem, Łamem, na­ w et szkołą historyczną krakowską, w której rej wodzili znakomici pisarze (Szujski, Bobrzyński), wreszcie historią literatury, której naukowe po­ czątki stworzył Antoni Małecki i której „hetm anił” Stanisław Tarnowski,

jeden z twórców ruchu stańczykowskiego. Nie on jednak był jedynym czy najważniejszym nauczycielem uniw ersyteckim polonistów, gdyż zna­ komita ich seria wyszła ze Lwowa, spod ręki Małeckiego, a potem Piłata i Bruchnalskiego. Wysoki poziom reprezentow ało nauczycielstwo szkół średnich. Setki drukow anych sprawozdań z gimnazjów galicyjskich do­ wodnie przekonują, że ówcześni poloniści umieli nierzadko połączyć w spo­ sób udatny pracę dydaktyczną z am bitnym i próbami naukowymi, zwłasz­ cza w dziedzinie hum anistyki. Wprawdzie na tych osiągnięciach kładły swój cień przysłowiowa nędza galicyjska i dominacja żywiołów konser­ w atyw nych w w ew nętrznej polityce Galicji, jednak równocześnie p rzy ­ bierało na sile postępowe mieszczaństwo liberalno-demokratyczne, a pod koniec wieku geografię polityczną Galicji w spółkształtowały PP S i S tro n ­ nictwo Ludowe.

Zarysowane tu w największym skrócie w arunki sprawiły, że drugą połowę XIX w. w Galicji charakteryzuje znaczny rozwój życia organiza­ cyjnego. Powstaniu Akademii Umiejętności, a więc najważniejszej przez osiemdziesiąt lat instytucji o charakterze ogólnym i o poziomie akade­ mickim, sekundowały liczne organizacje kulturalno-oświatow e, takie jak Koło literacko-artystyczne (Lwów 1880), Macierz Polska (założona przez Kraszewskiego, Lwów 1880), Towarzystwo Szkoły Ludowej (Kraków 1891) i in. W tej atmosferze zrodziło się wiosną 1886 r. we Lwowie Tow arzy­

(4)

stwo Mickiewicza, które wyprzedziło o parę miesięcy istniejące do dziś, a wywodzące się również ze Lwowa Towarzystwo Historyczne 2.

Założycielami Towarzystwa Mickiewicza byli przede wszystkim mło­ dzi naukowcy i nauczyciele lwowscy. W arto jednak podkreślić, że wśród założycieli, jak i w składzie członków pierwszego zarządu (zwanego wów­ czas Wydziałem) spotykam y przedstawicieli różnych stanów i poglądów’. A więc socjalistę i radykała, Bolesława Czerwieńskiego, autora Czerwo­ nego Sztandaru, i księdza Jan a Siemieńskiego. Obok pracowników nauko­ w ych — Romana Piłata i Józefa Tretiaka — w ystępuje późniejszy twórca Katechizmu dziecka polskiego, poeta W ładysław Bełza, związany pracą z Ossolineum. Księgarzy reprezentow ali przedstawiciele firm y Gubryno- wicz i Schmidt, od których oczekiwano również swego rodzaju mecenatu. H rabia K onstanty Przeździecki, przedstawiciel znanej rodziny arystokra­ tycznej, przew idziany był do tejże roli — mecenasa — lecz nadziei tych nie ziścił. Zasiadał on obok A lberta Zippera, który pochodził z rodziny niemieckiej, lecz okazał się człowiekiem wielce zasłużonym dla k u ltu ry polskiej i naszego Towarzystwa 3. Ta wyliczanka pozwala na sformuło­ w anie w stępnych wniosków, które niejako same się narzucają, tworząc pierwszą w arstw ę naszej — tj. Towarzystwa Mickiewiczowskiego — tr a ­ dycji.

1. Towarzystwo od samego założenia, z istoty swej, było organizacją grupującą ludzi o różnych przekonaniach i różnym statusie społecznym, lecz połączonych uznaniem zasadniczych celów Towarzystwa i wyrażających gotowość ich urzeczy­ w istniania.

2. Zwraca uw agę znaczny udział przedstawicieli stanu nauczycielskiego, rekru­ tujących się spośród nauczycieli gim nazjów i w spółdziałających harmonijnie z pra­ cownikami naukowym i. Towarzystwo było i pozostało do dziś wspólną instytucją pracowników naukowych i nauczycieli. Do nich dołączyli przedstawiciele innych zawodów, pracownicy kultury itp., a także dyletanci, ale w tym najszlachetniejszym znaczeniu — m iłośników literatury i nauki o niej traktującej.

3. Osobno podkreślić należy obecność pisarzy, twórców, którzy wnoszą pozapro- fesjonalny, ale niezm iernie istotny czynnik w życie naukowe Towarzystwa. Tu dla objaśnienia trzeba dodać, że wprawdzie Towarzystwo nosiło w nazwie nie zm ie­ niony do dziś przym iotnik ,,literackie”, który niejednokrotnie wzbudzał nieporozu­ mienie. Oznaczał on w ów7czesnym odczuciu językowym również treść, którą obec­ nie podkładamy pod słowo: historycznoliteracki.

4. Udział księgarzy-w ydaw ców świadczył nie tylko o uznaniu w tej kategorii pracowników kultury naturalnych sojuszników, ale — jak m ówiło się wyżej — o poszukiwaniu m ecenasów, którzy mogliby ułatw ić działalność wydawniczą Towa­ rzystwa.

Jakie były dalsze losy wskazanych tu w stępnych elementów trad y ­ cji? Odpowiedź, którą w tym referacie można poprzeć jedynie w yryw ko­ wymi przykładami, a którą z pełną dokum entacją powinna zaprezento­ wać księga dziejów stulecia Towarzystwa Mickiewicza, brzm iałaby na­ stępująco:

(5)

Ad 1. Towarzystwo pozostawało zawsze o t w a r t e dla wszystkich, którzy aprobują jego cele i gotowi są je realizować. Tu z pewnym zaże­ nowaniem trzeba koniecznie przypomnieć praw dę banalną i w każdym sform ułow aniu potrącającą o patos, ale nie możemy się od jej wypowie­ dzenia uchylić. Towarzystwo, które za patrona obrało sobie Mickiewicza, od samego początku czuło się strażnikiem k u ltu ry narodowej, chciało być — w m iarę swych sił — jej współtwórcą i pomnożycielem. Tole­ rancja poglądów i przekonań, postaw politycznych itp. — sięgała do g ra­ nicy, którą wyznacza interes narodowy. Nigdy jednak Towarzystwo nie dokonywało pochopnie ostracyzmów. Oto dwa choćby przykłady tej tr a ­ dycji z dziejów naszego 90-lecia. Naprzód z pierwszego okresu istnienia. Jednym z członków Towarzystwa był znakom ity praw nik i niemniej w y ­ b itn y k ry ty k literacki, Włodzimierz Spasowicz. Wiadomo, że jego posta­ wa polityczna, określana jako ugodowa, wzbudzała częste kontrow ersje w społeczeństwie polskim. Równocześnie niepodobna było Spasowiczowi odmówić wielkich zasług dla k u ltu ry polskiej, ofiarności na cele społecz­ ne, a mimo różnych pomyłek czy błędów — czystych bez w ątpienia in ­ tencji. Sam Spasowicz reprezentow ał zresztą godnie zasadę tolerancji. On bowiem, ugodowiec, bronił z przekonaniem i talentem również członków Proletariatu, Tadeusza Rechniewskiego i P iotra Bardowskiego, a więc w odczuciu Spasowicza niemal „carobójców” 4. Toteż, szanując jego naukow y dorobek, także w dziedzinie mickiewiczologii, Towarzystwo za­ prosiło Spasowicza z odczytem mickiewiczowskim do Lwowa. Część p ra­ sy galicyjskiej podniosła protest przeciw sprowadzaniu do Lwowa czło­ wieka, który — jak pisano — „jako polityk jest godzien potępienia i przez

praw ych Polaków potępionym być m usi”5.

W rezultacie odczyt nie odbył się, sam Spasowicz zrezygnował z przy­ jazdu, został jednak nadal członkiem Towarzystwa, drukow ał swe prace w „Pam iętniku L iterackim ”, gdy zaś wrzaw a ucichła, w trzy lata później, Towarzystwo zaprosiło go ponownie do Lwowa i odczyt jego, przy pełnej sali, zakończył się sukcesem. W przypom nianej tu skrótowo przygodzie wyraziło się przekonanie Towarzystwa, że Włodzimierz Spasowicz nie za­ sługuje na ostracyzm. Po latach Towarzystwo poświęciło swemu znako­ m item u członkowi monografię pióra prof. Janiny Kulczyckiej-Saloni, i książka została wydana jako kolejna pozycja Biblioteki Towarzystwa.

Ta sama zasada — tolerancji, szacunku wzajem nych przekonań, choć zawsze z prawem do rzeczowej kry tyk i — pozwoliła w pierwszych latach po drugiej wojnie światowej zgromadzić w Towarzystwie i ułatw iać tw ór­ czą pracę ludziom o różnych przekonaniach, nieraz pochopnie spychanych na drugi plan, pomawianych o intencje, których nigdy nie żywili. I dla­ tego np. Stanisław Adamczewski, Wacław Borowy czy Stanisław Pigoń zawsze należeli do najbardziej szanowanych członków. M oralne oparcie,

(6)

jakie dawało im Towarzystwo, pomagało tym uczonym przetrzym ać złe dni. A choć nie wszystkim z nich, jak Pigoniowi, dane było umierać w powszechnym szacunku i zasłużonej sławie, to i tam tych, co odeszli, zanim wypowiedziane zostało i co do nich słowo sprawiedliwości, Towa­

rzystw o żegnało nie jako pogrobowców burżuazji, lecz jako uczonych, któ­ rzy w m iarę swych talentów i rozumienia najuczciwiej służyli kulturze polskiej.

Ad 2. O udziale nauczycieli w pracach Towarzystwa na przestrzeni dziewięćdziesięciu lat można powiedzieć w sposób nieco paradoksalny. Założyciele Towarzystwa, pochodzący przede wszystkim spośród przed­ staw icieli tego stanu, liczyli na współpracę nauczycieli. Od samego po­ czątku rozumieli, że przyszłość naszej organizacji jest nie do pomyślenia bez szerszej bazy członków rekrutujących się ze środowiska nauczyciel­ skiego. Gdy przeglądam y pierwsze listy członków, dochodzimy jednak do wniosku, że Towarzystwo było wówczas przede wszystkim instytucją sku­ piającą osoby o zainteresowaniach naukowych. Było ono zresztą nielicz­ ne, np. w 1888 r. gromadziło w swych szeregach zaledwie 36 członków czynnych i 54 w spierających 6. Poza stosunkowo małą grupą nauczycieli o w yraźnych zainteresowaniach naukowych i możliwościach prowadzenia pracy naukowej Towarzystwo nie dążyło do wciągnięcia rzesz nauczy­ cieli polonistów w swe szeregi. Nie ulega wątpliwości, że było ono wów­ czas organizacją elitarną nastawioną głównie na pracę naukową. Ponie­ waż zaś na terenie Galicji istniały liczne organizacje kulturalne i nauko­ we, więc też fakt ten, sam w sobie dodatni, rozpraszał istniejące siły. Moż­ na wTięc powiedzieć, że założenia programowe i rozumowanie naszych za­ łożycieli były prawidłowe, lecz praktyka, zrazu wypadała nieco ułomnie.

Dalsze dzieje Towarzystwa przyniosły w tej dziedzinie istotne zmiany. Z biegiem czasu liczba nauczycieli w zrastała, a rola ich staw ała się w y­ raźniejsza. Stanowili oni znaczny procent aktyw nych uczestników na zjazdach Towarzystwa. Niektórzy z nich — np. Tadeusz Pini, Leon Pło- szewski czy Franciszek Bielak — w okresie swej służby nauczycielskiej — mieli odegrać poważną i twórczą rolę w naszym Towarzystwie. Ale nie tylko ci, jak dopiero co wspomniani, w ybitni i wielce zasłużeni, lecz i m a­ ło może znani poza naszym Towarzystwem i swoim najbliższym regio­ nem, nauczyciele z prawdziwego zdarzenia, tacy jak — wymieńmy tylko zm arłych i tylko dla przykładu — Wanda Łucznikowa lub W ładysław Długosz.

Spośród żyjących wspomnieć należy z najwyższym szacunkiem nasze­ go seniora, dra Stanisława Rutkowskiego, k tó ry w stąpił do Towarzystwa w roku 1912 i sam zapisał piękną k artę naszych dziejów.

Zdecydowany przełom w sprawie należenia do Towarzystwa nauczy­ cieli nastąpił po drugiej wojnie światowej. Towarzystwo poszukiwało

(7)

wówczas właściwego miejsca w geografii kulturalnej PRL. Czasy były trudne, byt Towarzystwa niepewny. Jak bywało wówczas, można się przekonać choćby zaglądając do książki wydanej przez-W aldem ara Rol- bieckiego w 1966 r., a poświęconej polskim towarzystwom naukowym ogól­ nym 7. Ogólnym, a więc nie takiem u jak nasze, specjalistycznemu. Ale m onografista, jeśli tak można go nazwać, wymieniając w przypisie n a j­ ważniejsze tow arzystw a naukowe specjalistyczne, nie zauważył naszego, spośród hum anistycznych najstarszego. Ba, na s. 89, zawsze omawiając działalność ogólnych tow arzystw naukowych, stwierdził, że „w pewnym ograniczonym zakresie [towarzystwa te], jako przeciwnik polityczny, m u ­ siały być zwalczane”. Tak pisał historyk w roku 1966 i słowa jego od­ dają klim at tam tych czasów także w stosunku do naszego Towarzystwa. Na szczęście Towarzystwo działające pod kierunkiem uczonego cieszące­ go się ogromnym autorytetem , niezapomnianego prezesa Ju lian a Krzyża­ nowskiego, znalazło właściwą drogę do współczesności, włączając się twórczo do pracy w PRL, a nie roniąc nic z dawnego dorobku i dawnych tradycji, naturalnie w granicach możliwości. W krótce też stało się cen­ nym i szanowanym sojusznikiem wszystkich poczynań w zakresie nauki i k u ltu ry w PRL i Drugi Kongres Nauki z 1973 r. oddał sprawiedliwość naszej pracy i naszym poczynaniom, a Wydział I PAN niejednokrotnie w ym ieniał nasze Towarzystwo wśród najlepiej pracujących. Od roku 1950 Towarzystwo rozpoczęło intensyw ną akcję umasowienia, licząc oczy­ wiście przede wszystkim na zwerbowanie ogółu polonistów. Do tego celu służyły różne akcje propagandowe. Rezultaty były skromniejsze, niż ocze­ kiwano. Niestety, nie udało się powtórzyć sukcesu naszego młodszego brata, Towarzystwa Historycznego, ani naw et zbliżyć do masowości, ja ­ ka tam w ystępuje. Mimo to — pierwszy raz w dziejach Towarzystwa — liczba członków przekroczyła tysiąc osób i mniej więcej w tej wysokoś­ ci — tysiąc, tysiąc dwieście — utrzym uje się do dziś.

Masowe — w scharakteryzow anej wyżej skali — zapisywanie się nau­ czycieli, do Towarzystwa pociągnęło za sobą konieczność uelastycznienia czy pewnej modyfikacji założeń programowych Towarzystwa i podjęcia pewnych akcji specjalnych. Należały do nich coraz częściej organizowane sesje popularnonaukowe, odczyty poświęcone zagadnieniom programów szkolnych itp.

W dwu zwłaszcza okresach po drugiej wojnie światowej nastąpiła in­ tensyfikacja współpracy z nauczycielami polonistami W latach 1946 - 1952, gdy prelegenci Towarzystwa jeździli z odczytami, w których starali się przybliżyć ogółowi nauczycieli sprawę przełomu metodologicz­

nego, odpowiedni dobór prelegentów sprawił, że kom entując to, co było cennego w nowych programach, zdołali przestrzec kolegów polonistów przed uproszczeniami wulgarnego socjologizmu, od którego też nauka

(8)

o literaturze, także ta podawana w szkołach średnich, w krótce się uw ol­ niła.

Po raz drugi Towarzystwo przystąpiło w sposób zaangażowany do współpracy z ogółem polonistów w roku 1975. Przygotowywana przez Mi­ nisterstw o Oświaty i W ychowania zasadnicza reform a szkolnictwa w łą­ czyła Towarzystwo do długoterminowej pracy nad program am i języka polskiego w przyszłej szkole dziesięcioletniej. Ważnym m om entem tej działalności stał się I Ogólnopolski Sejm ik Polonistyczny, który odbył się w 1976 r. w Piotrkow ie Trybunalskim. Dzięki spraw nem u zorganizowa­ niu prac przygotowawczych — w czym niemała zasługa właściwego ini­ cjatora Sejm iku, członka naszego Towarzystwa, doc. Stanisław a Frycie- go — w ydaje się, że udział Towarzystwa Mickiewicza w kształtow aniu zasadniczych tez program u języka polskiego i w ustalaniu listy lektury — udział jeszcze nie zakończony — ocenić można w sposób pozytywmy.

Rekapitulując tę część spostrzeżeń nad punktem drugim, należy pod­ kreślić, że Towarzystwo Mickiewicza, uważa o g ó ł nauczycieli polonistów za swych potencjalnych członków i dlatego musi w odpowiedniej pro­ porcji uwzględniać ich zainteresowania i potrzeby przy układaniu pro­ gram u pracy. Ten w ątek tradycji, zmodernizowany w ciągu dziejów, po­ winien być jak najbardziej podtrzym any. Nie może się to, oczywiście, od­ bywać ze szkodą problem atyki naukowej 8, której zresztą współtwórcami, zwłaszcza w dziedzinie tem atyki regionalnej, powinni być i są nauczycie­ le, członkowie naszego Towarzystwa, że wspomnimy prace nad k u ltu rą regionu przemyskiego, uwieńczone odpowiednią publikacją, a prowadzone w Oddziale Przemyskim; nad kultu rą regionów rzeszowskiego i często­ chowskiego — w odpowiednich Oddziałach i również publikowane; nad tradycjam i Mickiewiczowskimi w Oddziale Gdańskim itp.

A pracownicy zajm ujący się z profesji nauką? Rzecz oczywista, że są oni niezbędni w pracach Towarzystwa i to zarówno lum inarze, tw o­ rzący właściwy postęp w naszej dyscyplinie, jak i skrom niejsi pracow ni­ cy, spalani w pracy dydaktycznej, pochylający się nad rękopisami, auto­ rzy prac popularnych, dokum entacyjnych itp. Wszyscy oni — pracow ni­ cy nauki i nauczyciele — tworzą to, co według starodaw nej pięknej for­ m uły można nazwać Sodalitas Litteraria Mickievcicziana.

Nie ma tu ze strony naukowców miejsca na fochy feudalne, na które nieraz uskarża się nasza publicystyka. W arto zresztą przypomnieć, że najwięksi, najbardziej zasłużeni z naszego grona, Julian Krzyżanowski, Konrad Górski, Zofia Szmydtowa czy Zygm unt Szweykowski, podkreślali zawsze w swych biografiach fakt pracy w szkołach średnich i niektórzy z nich, np. Krzyżanowski, uwTażali, że prawdziwy pracownik naukow y — jeśli ma z pożytkiem pracować na wyższej uczelni — powinien niezbęd­

(9)

nie przejść przez staż gimnazjalny. Takie jest zresztą zobowiązanie naszej tradycji.

Gdy przeglądamy spisy dawnych członków, przekonam y się, że tru d ­ no znaleźć takiego historyka literatury, który by nie należał do Towa­ rzystwa. Dziś natom iast nie zawsze się tak dzieje i to jest sprzeczne z n a­ szą tradycją i budzi nasz niepokój. Wczytując się w akta z przeszłości, raz po raz znajdujem y dowody znacznej aktywności ówczesnych p ra ­ cowników uniw ersyteckich, od P iłata i Bruchnalskiego zaczynając. Dziś doświadczeńsza kadra naukowa trak tu je czasem swą przynależność r a ­ czej formalnie, młodzi zaś pracownicy katedr nie włączają się tak chętnie w życie naszej organizacji, jak ich poprzednicy. I tu więc trzeba dawną tradycję odnowić 9.

Ad 3. Pisarze zawsze należeli do naszego Towarzystwa, czasem byli obdarzani godnością członków honorowych. W spisach dawnych członków spotykam y takie nazwiska jak Kraszewskiego, Orzeszkowej, w czasach nowszych Makuszyńskiego, Tuwima, Staffa, B randstaettera czy Jastruna. W tym zakresie na pewno zaniedbania nasze są znaczę. Chodzi bowiem nie tylko o obdarzanie najznakomitszych przedstawicieli literatu ry god­ nością członków honorowych, ale o wciąganie do współpracy, zaprasza­ nie na spotkania i odczyty. Czyniliśmy to w ostatnim okresie, ale w spo­ sób nie dość przemyślany, choć mogliśmy się przecież pochlubić, że w od­ czytach mickiewiczowskich brał udział Ju lian Przyboś, w sienkiewiczo­ wskich — Maria Dąbrowska, na zebraniu poświęconym Boyowi Żeleń­ skiemu przem awiał Antoni Słonimski, Maria Kuncewiczowa rozważała problem y współczesnego pisarstwa w Polsce, a nasz członek honorowy, Mieczysław Jastrun, analizował twórczość Norwida. Myślę, że nie doce­ niliśmy dotąd znaczenia, jakie dla naszego Towarzystwa mieć może udział właściwych twórców naszej literatury. Tradycja zacnego Władysława Beł­ zy niewielką znalazła kontynuację. A szkoda.

Ad 4. Przełomowe zmiany, które zaszły w strukturze politycznej i gospodarczej PRL sprawiły, że zmieniła się zasadnicza rola księgarzy i wydawców, niegdyś spełniających wobec Towarzystwa rolę indyw idual­ nych mecenasów’. Oczywiście współcześni pracownicy księgarstw a i wy­ dawnictw są czynnym i członkami Towarzystwa, ale my — chudzi lite­ raci — poszukujem y zawsze mecenasów. W obecnym układzie zasadniczą rolę mecenasa wobec Towarzystw naukowych spełnia — państwo. W na­ szym w ypadku przede wszystkim za pośrednictwem PAN, ale także przez doraźne dotacje różnych m inisterstw , zwłaszcza M inisterstwa O światy i Wychowania, przez wszelkiego rodzaju pomoc i rzeczowe świadczenia wyższych uczelni, In stytu tu Badań Literackich, władz miejskich (zwłasz­ cza w okresie zjazdów) itp.

(10)

członków wspierających (noszących różne nazwy), zaniedbana w pew­ nym okresie działalności Towarzystwa po drugiej wojnie światowej. W ostatnich latach — po konsultacji z odpowiednimi władzami — w ró­ ciliśmy do dawnej tradycji. W najnowszym statucie istnieje § 10 głoszą­ cy, że Towarzystwo składa się z członków zwyczajnych, wspierających, honorowych. Powrót ad. fontes dał już wstępne dobre rezultaty. Wiado­ mo np., że Oddział Warszawski, kierow any przez prof. Zdzisława Liberę, pozyskał już mecenasów — tj. właśnie członków w spierających — w nie­ których wydawnictwach centralnych. W grę wchodzi zresztą nie tylko stała składka roczna, która ze względu na przepisy praw ne nie może być zbyt wysoka, ale i świadczenia tego rodzaju, jak np. przyjm owanie do druku przez wydawnictwa naszych pozycji autorskich z własnego, tych wydawnictw, planu arkuszowego. Ile tu może pomysłowość i energia, do­ wodem działalność Oddziału Częstochowskiego, który znajduje m ecena­ sów w najbardziej, zdawałoby się, nieoczekiwanych instytucjach, dowo­ dząc, że hum anistyka i technika nie muszą pozostawać w stosunku an- tagonistycznym 10.

W poszukiwaniu i śledzeniu tradycji Towarzystwa raz jeszcze zaglą­ dam y do aktu powołującego do życia nasze Towarzystwo. Czy założone

we Lwowie przez miejscowych działaczy miało ono być jedynie instytu­ cją lokalną, jeszcze jednym przejawem bogatego życia kulturalnego Ga­ licji w czasie niewoli? Rzecz oczywista, że w w arunkach zaborów nie mogło być mowy o oficjalnym utw orzeniu organizacji ogólnopolskiej. Jednakże nie ulega wątpliwości, że w intencji założycieli Towarzystwo miało, w m iarę możliwości, objąć swym zasięgiem inne dzielnice. Jakże bowiem można by inaczej wytłum aczyć powołanie kategorii członków pożarniejscowych, wTśród których już w pierwszym okresie znaleźli się, nie mówiąc o krakowianach, mieszkańcy W arszawy (Chmielowski czy Méyet), a naw et Polacy zamieszkujący w im perium rosyjskim, jak wspo­ mniany Spasowicz. Intencja więc była jasne. Gdy zaś Towarzystwo okrzepło, jeszcze przed powstaniem Drugiej Rzeczypospolitej, zawsze pe­ łen inicjatyw i pomysłów Tadeusz Pini założył pierwszy Oddział Towa­ rzystwa, jeszcze na terenie Galicji, w Tarnowie, pod nazwą Koła tereno­ wego. Stało się to dopiero w roku 1902 i mimo bardzo obiecujących po­ czątków przygasło. Idea jednak została rzucona i poddana próbie reali­ zacji. Toteż dalsze dzieje Towarzystwa, już w okresie międzywojnia, przyniosły rozwój Oddziałów, przede wszystkim w uniw ersyteckich m iastach Polski. W roku 1939 istniało ich pięć. Ale właściwy rozrost te­ renowy dokonał się dopiero po drugiej wojnie światowej. Godzi się jed­ nak przedtem zauważyć, że do chlubnych tradycji naszych należy reali­ zacja tego, co Tadeusz Mikulski nazwał polskim prawem kontynuacji n . Niemieccy okupanci nie cofający się przed żadnym środkiem terroru, by

(11)

zniszczyć wszelkie przejaw y naszej kultu ry narodowej, wtłoczyli Towa­ rzystwo w podziemie, ale nie zniweczyli jego działalności. Piękny obraz katakum bowych spotkań Mickiewiczowskich opisał Mikulski czerpiąc przykłady z działalności Oddziału Warszawskiego. Warszawa zresztą nie stanowiła tu w yjątku.

Wraz z odzyskaniem niepodległości po drugiej wojnie światowej nad­ szedł okres intensywnego rozszerzenia działalności Towarzystwa na c a ­ łą odrodzoną Rzeczpospolitą. Wobec ogólnego wyniszczenia ludzi i dóbr m aterialnych początki nie były łatwe, jednak liczby zilustrują, w ja k i sposób Zarząd Główny działający aż do zeszłego roku pod przewod­ nictwem prof. Krzyżanowskiego starał się zrealizować tradycję ogólno­ polskiego Towarzystwa Mickiewiczowskiego. W roku 1946 było Oddzia­ łów 5, w 1956 — 19, w 1975 — 30. Obecnie 34. Mimo to musimy być d a­ lecy od samozadowolenia. Niestety bowiem prawdziwa realizacja m arzeń naszych założycieli jest jeszcze od nas odległa.

Po pierwsze — Oddziały Towarzystwa istnieją nie we wszystkich miastach, które posiadają w arunki do ich prowadzenia, dość wskazać Tarnów czy Radom. Po drugie — część Oddziałów prowadzi żywot dość nieruchaw y (ale tu przykładów nie będzie). Pod tym względem niedo­ magania wykazują także Oddziały posiadające świetną kadrę naukową i nauczycielską. Po trzecie — w ystępuje także niepokojące zjawisko nie- rytmiczności pracy. Niektóre Oddziały powstają i zamierają. Odnowa zaś najczęściej dokonywa się z niemałym trudem . Jak wiadomo, powodzenie zależy przede wszystkim od tego, by w danym ośrodku znaleźli się ludzie pokroju Tadeusza Piniego czy Stanisława Rutkowskiego, czy W andy Łucznikowej i by w raz z ich odejściem nie załamywała się praca.

Czy — aby pracy w Oddziale zapewnić trwałość, trzeba aż i ciągle — Judymów? Może w ystarczy po „rzeszowsku” podejść do zagadnień — tak można by nazwać styl pracy Oddziału znajdującego się w tym m ieś­

cie, a prowadzonego od lat.przez mgr Czesławę Szetelę — a więc z efek­ tami, a bez efekciarstwa, w rzetelnym , trw ałym wysiłku, który właśnie współtworzy najcenniejszą tradycję w pracy terenowej. Mamy Oddziały na krańcach Rzeczypospolitej — w Szczecinie, Białymstoku, Cieszynie i Przemyślu, ale do objęcia całego terenu Polski jakże nam daleko. I znów pozostajemy w tyle za Towarzystwem Historycznym, którem u nie dość jednak zazdrościć. Ale i nie tu miejsce na analizę jego sukcesu.

Z pewnością jednak chyba nie sam cel naszego Towarzystwa stano­ wi tu jakąś przyczynę ham ującą. Nie cel — w jego obecnym statutow ym sformułowaniu. P aragraf określający cele Towarzystwa już po piętnastu latach jego istnienia trzeba było zmodyfikować. Wiadomo bowiem, że Towarzystwo we wspom nianym okresie — cytujem y w skrócie A k t za­ łożenia Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza — za cel

(12)

posta-wiło sobie zbieranie i porządkowanie m ateriałów odnoszących się do pism i życia Mickiewicza, rozjaśnianie tych pism i żywota, wreszcie roz­ powszechnianie dzieł poety i — cytuję dokładnie — „w ogóle krzewienie czci dla niego i jego poezji” 12. Nie ulega wątpliwości, że choć mamy do czynienia z największym fenomenem literatu ry polskiej, jakim jest dzie­ ło twórcze i osobowość autora Dziadów, cytowane sformułowania nie brzm ią zachęcająco dla Gombrowiczowskich „młodzianków”. Ale rzecz przecież nie w stylu staromodnym, choć i tego lekceważyć nie można dziś, gdy naw et i Biblia, mimo tylowiekowej tradycji, jest odarchaizowa- na i przekładana na język bliski współczesnemu człowiekowi. I dlatego nietrudno byłoby znaleźć form uły bardziej nowoczesne dla wymienio­ nych w Akcie punktów — i notabene takiego przeform ułowania — może nie ostatecznego — dawno już dokonano, ostatnio w tekście Statutu za­ tw ierdzonym przez władze państwowe 26 I 1974. Rzecz jednak w tym, że zmianie uległa nie tylko szata językowa, ale i cel Towarzystwa sform u­ łowany w roku 1886 w tak jednoznaczny sposób przez założycieli. Obec­ nie obowiązujący Statut stw ierdza w § 8, że

celem naszego Towarzystwa jest naukowe badanie dziejów piśm iennictwa polskiego z2 szczególnym uwzględnieniem twórczości Adama M ickiewicza i w spóczesnego mu ruchu um ysłow ego oraz — budzenie zam iłowania do literatury polskiej, naukowe pogłębianie jej znajomości, popularyzacja osiągnięć nauki o literaturze i badanie ję ­ zyka polskiego jako twórczości artystycznej.

Tym samym tradycja u le g ła ,znacznej — chyba zasadniczej modyfi­ kacji. Czy słusznie? Nie ulega wątpliwości. Albowiem monotematyczność dotycząca naw et największego poety nie może zapewnić żywotności in ­ stytucji, która ma do zrealizowania cele nie tylko naukowe, lecz i spo- łeczno-oświatowe i kulturalne. Ale skoro dziś, i może szczególnie w la­ tach ostatnich, powstają nowe, odkrywcze dzieła, znakomite in terp reta­ cje twórczości Mickiewicza, skoro teraz dopiero dobiega końca edycja fundam entalnego Słownika języka Mickiewicza, źródłowa Kronika jego życia i twórczości przekroczyła półm etek — a pełne tem peram entu po­ lemiki toczą się nie tylko o artyzm Sonetów krymskich, lecz i o honor Celiny Mickiewiczowej! — czy nie byłby więc słuszny powrót do pierw ­ szej idei Towarzystwa? Życie potwierdziło jednak słuszność modyfikacji celów dokonanej już dawno, bo przed 75 laty.

Mickiewicz nadal pozostaje patronem Towarzystwa i oczywiście cen­ tralną postacią naszej literatury, jednak cel Towarzystwa wykracza po­ za badanie jego twórczości, choć stanowi ono zawsze pozycję szczególnie uprzywilejowaną. Nowe przełomowe dzieła o Mickiewiczu rodzą się po­ woli i ukazują rzadko. Mogą one powstawać w wyniku wieloletniego tr u ­ du badawczego w pracowniach uczonych. Czym zatem w okresach nie­ uniknionych „przerw ” żyłyby Oddziały? Jaki byłby powszedni dzień na­ szego Towarzystwa, a nie święta, w których pojawiają się rewelacje?

(13)

Groziłoby popadnięcie w bezpłodne przyczynkarstwo, mielenie tych sa­ m ych tematów i dowodzenie, że „Mickiewicz wieszczem był”. Od tego za­ cieśnienia i skostnienia uchronił nas dawno rozsądek poprzedników, m o­ dyfikatorów tradycji. I chyba od tego stanowiska odwrotu nie ma!

Czy na tej zmianie ucierpiał Mickiewicz? W pewnym sensie tak. Bo przecież „Pam iętnik Mickiewiczowski” stał się „Pam iętnikiem L iterac­ kim ”, artykuły w nim zamieszczane, jak i odczyty wygłaszane w Oddzia­ łach obejm ują coraz szerszy zakres nowoczesnego literaturoznaw stw a, którego z kolei niepodobna oderwać od językoznawstwa itp. Po prostu Towarzystwo dostosowało swoje zadania do wymogów życia. Okazało się, że niektóre z zadań przekraczały możliwość realizacji. Cele Towarzy­ stw a postawione przez fundatorów w ym agałyby dla płodnej naukowo realizacji powołania nie Towarzystwa o charakterze społeczno-nauko- wym, lecz insty tutu takiego, jak dzisiejszy In sty tu t Badań Literackich. Ale i w tym instytucie specjalistycznym niepodobna myśleć o badaniach prowadzonych nad twórczością jednego, choćby genialnego autora.

Towarzystwo Mickiewicza z pierwszego okresu podjęło znakomitą p ra­ cę nad edycją naukową dzieł Mickiewicza. Zadanie to wykonane częś­ ciowo, choć z niem ałym sukcesem, nie zostało dokończone i do dziś jesz­ cze nie zostało zrealizowane. Ale znakomici członkowie Towarzystwa z W. Bruchnalskim na czele, współpracownicy tej edycji, nie tylko po­ sunęli naprzód badania nad tekstologią Mickiewiczowską, ale zarazem — jak stw ierdzają współcześni badacze — położyli kam ień węgielny pod naukowe edytorstwo w Polsce 13. Członkowie Towarzystwa stali się więc współtwórcami tradycji naukowej w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ich kontynuatoram i są ostatnio edytorzy Dzieł wszystkich, z których bo­ daj wszyscy są członkami Towarzystwa, że wymieni się profesorów Kon­ rada Górskiego, Zofię Stefanowską i Czesława Zgorzelskiego. To na pew­ no szkoda, że Towarzystwo nie jest w stanie takiej edycji prowadzić, ale zadania przerastają nasze i nie tylko nasze możliwości organizacyjne.- I tylko przez udział swych członków może Towarzystwo podtrzymać daw­ ną tradycję, mierząc zam iary na siły — w brew zaleceniom naszego patro­ na, ale i on sam, twórca tego hasła, choć m arzył o powszechnej wojnie ludów, gdy nadarzyła się okazja, stawał na czele kilkudziesięcioosobowych legionów... Musieliśmy się pogodzić z rzeczywistością i nie podejmować długofalowych dzieł, wymagających wielkich w arsztatów i niemałych na­ kładów finansowych. Czy jednak możemy się również rozgrzeszyć i z te­ go, że nie przyczyniliśmy się, przynajm niej nie przyczyniliśmy się bez­ pośrednio, do w ytworzenia atmosfery, w której powstały tak w ybitne po­ zycje z zakresu mickiewiczologii, jak ostatnio wydane dzieła naszych członków, wspomnianych wyżej profesorów Stefanowskiej i Zgorzelskie­ go 14 ? Książki ich, niezmiernie wysoko oceniane przez krytykę, nie uka­

(14)

zały się, niestety, pod firm ą naszego Towarzystwa, boć ono z najw yż­ szym trudem wznowiło swą „Bibliotekę” z m izernym lim item jednej za­ ledwie dw unastoarkuszow ej książki rocznie...

Zrezygnowaliśmy z szerzenia „czci” Mickiewicza według dawnego stylu, zrozumiałego i zapewne niezbędnego w czasach niewoli i krzepie­ nia serc. Za to nie szczędziliśmy wysiłków, by idee Mickiewicza włączać w krwiobieg współczesnego życia, by dzieło Mickiewicza przybliżać no­ wym pokoleniom Polaków, by badać je nowymi narzędziam i poznawczy­ mi bez fanatycznego przywiązania do jakiejkolw iek metody. Przyjrzyjm y się tem atom jednego tylko półrocza w działalności naszego Towarzystwa, np. za miesiące styczeń—czerwiec 1973 r. Przekonam y się, że prof. Wac­ ław Kubacki referow ał fragm ent swej głośnej obecnie książki. Mówił bo­ wiem o Sonetach krym skich na nowo odkrytych. Prof. Czesław Zgorzel­ ski przedstawił Drogę poetycką młodego Mickiewicza, doc. M arian Tatara rozważał problem y rom antyzm u w Panu Tadeuszu, rusycysta zastanawiał się nad wpływem Mickiewicza na życie i twórczość Maksyma Rylskiego. Pom ijam y przy tym tem aty, których sformułowanie sugeruje niezbęd­ ność omawiania twórczości Mickiewicza, dotyczą one bowiem ogólnej problem atyki polskiego rom antyzm u 1S. Niedawno w ybuchł naw et w To­ w arzystw ie spór o to, czy nie za mało uwagi poświęcamy Mickiewiczowi na łamach naszego „Rocznika”. W ydaje się, że jeżeli weźmiemy pod uw a­ gę nie tylko dział rozpraw, lecz również m ateriały, recenzje i bibliogra­ fię — plon Mickiewiczowski w „Roczniku” jest bogaty. Tym razem, choć polemika dotyczyła nie spraw m erytorycznych, lecz raczej formalnych, tem peram enty grały, bo jednak chodziło o Mickiewicza! 16 Ale tradycja prawdziwych sporów naukowych jest w Towarzystwie bardzo żywa. Spór naukow y bowiem, dyskusja czy polemika — to niezbędne w arunki po­ stępu w nauce. W arto więc odwrócić jeszcze jedną k artkę z naszych dzie­ jów, by się przekonać, że spór naukowy, tym razem niewątpliw ie m ery­ toryczny, o mało nie przyczynił się do likwidacji naszego Towarzystwa, i to przed upływem pierwszego dwudziestolecia. Co osobliwsze jednak, i chyba bardzo piękne, toczył się nie o cześć Mickiewicza, lecz Słowac­ kiego. W roku 1905 Akademia Umiejętności wyróżniła wysoko cenioną nagrodą im. P. Barczewskiego dzieło jednego z założycieli naszego Towa­ rzystwa, Józefa Tretiaka. Nie da się zaprzeczyć, że Tretiak, zasłużony mickiewiczolog, cum studio, nie bez pewnej Schadenfreude odsłaniał — w pierwszej zwłaszcza części swego dzieła — rzeczywiste i w yolbrzy­ mione — wady autora Godziny myśli. Po nagrodzie Akademii U m iejęt­ ności Towarzystwo nasze, nie dające się skokietować pognębieniem an ta­ gonisty i ryw ala Mickiewicza, przeprowadziło uchwałę żądającą reasum p­ cji uchw ały Akademii. O honor Akademii i niezależność nauki upom nia­ ła się inna część członków Towarzystwa z wielu w ybitnym i badaczami,

(15)

bo z A leksandrem B rücknerem i Karolem Estreicherem na czele, oburzo­ na dodatkowo, że spór naukowy ma się rozstrzygać przez głosowanie! Burza wokół książki o Słowackim — jak określił to prof. Bronisław Na- d o ls k i17 — zakończyła się secesją najpoważniejszych członków Towa­ rzystw a. Na szczęście po trzech latach idea jedności zwyciężyła, secesjo- niści powrócili. Co najważniejsze jednak, przez czas trw ania secesji zwy­ cięscy opozycjoniści nie dopuścili do upadku Towarzystwa i naw et z po­ wodzeniem kontynuow ali wydawanie „Pam iętnika”. W spominając ten epizod, autor Rodu Zoilów, Tadeusz Mikulski, westchnął m elancholijnie — co za czasy, gdy takie spory wiodło się o książki naukowe! 18 Dla nas najważniejsze jednak, że dzięki szczęśliwemu zakończeniu tego groźnego sporu mamy nadzieję doczekać — jako instytucja — przynajm niej pierw ­ szego stulecia.

Skoro mówiło się o Słowackim, trzeba przypomnieć, że Towarzystwo nasze, iako pierwsze w PRL, wydało na czas w Ossolineum Dzieła autora Kordiana, od tego czasu kilkakrotnie wznawiane, kończąc definityw nie, przynajm niej na swoim terenie, sław etny antagonizm wieszczów. Nie­ w ątpliw y sukces wydawniczy, jakim była ta edycja ossolińska dzieł Sło­ wackiego, przypomina, że właśnie akcja wydawnicza stanowiła jeden z głównych sposobów realizacji celów naszego Towarzystwa. Pod tym względem — z racji, o których była wyżej mowa — musieliśm y znacz­ nie ograniczyć nasze pragnienia i ambicje. Nie mamy warunków, by rozwijać wszechstronną akcję w tym zakresie. K ilkakrotnie musieliśmy poprzestać na wysunięciu inicjatyw y i dokonaniu pewnych prac przygo­ towawczych, a następnie przekazać realizację innem u gremium, rozpo­ rządzającem u odpowiednimi w arunkami. Jak to udowadniał na jednym z poprzednich Zjazdów dyrektor Zbigniew Goliński, jest to nieunikniona konieczność 19. Nie znaczy to jednak, byśmy nie mieli starać się o zdoby­ wanie nowych arkuszy wydawniczych i o powiększenie naszego planu wydawniczego. Będziemy też w zgodzie z tradycją Towarzystwa, jeśli obok prac naukowych sensu stricto, dla których przeznaczamy naszą „Bi­ bliotekę”, nie zaniedbamy prac popularnonaukowych. To przecież nasze Towarzystwo w 1888 r. wypuściło na rynek masową, jak na owe czasy, popularną edycję Pana Tadeusza (w opracowaniu W. Bruchnalskiego), która zyskała uznanie także kół naukowych ze względu na swą popraw ­ ność.

Do tradycji Towarzystwa, bardzo pięknej i do której byliśm y nie­ zm iernie przywiązani, należało wydawanie „Pam iętnika Literackiego”, pisma, którego tu charakteryzować ani zalecać jego wartości nie ma po­ wodu. Niestety, z pisma tego wypadło nam zrezygnować, przekazując go Instytutow i Badań Literackich w roku 1950. N aturalnie łamy tego pisma stoją zawsze otworem dla prac naszych członków i dla omawiania spraw

(16)

naszego Towarzystwa (takich jak zjazdy, sesje itp.). Cały zeszyt 3 z ro ­ ku 1962 był poświęcony 75-leciu Towarzystwa, kw artalnik nosi n adruk poświadczający, że pismo było założone przez Towarzystwo Mickiewicza. Decyzję oddania „Pam iętnika”, niepopularną w naszym gronie, wziął na siebie, jak zwykle w trudnych momentach, prof. Krzyżanowski, gdy do­ szedł do przekonania, że w istniejących w arunkach nie byliśm y w stanie zapewnić „Pam iętnikow i” właściwego poziomu. Po piętnastu latach udało się nam tę stratę częściowo zrekompensować, gdy od roku 1966 zaczęliś­ m y wydawać Rocznik Towarzystwa, któ ry pod redakcją dra Stanisław a Š w irki ukazuje się regularnie, ostatnio w dużej poligrafii, w estetycznej szacie graficznej. Toczą się natom iast żywe dyskusje co do definityw ­ nego ukształtow ania jego profilu naukowego, nad czym pracuje Redakcja w raz z powołaną do życia Radą Redakcyjną „Rocznika”. Istotną spraw ą jest m.in. forma, w jakiej powinien się ukazywać w „Roczniku” dział sprawozdawczo-organizacyjny. To, że w „Roczniku” Towarzystwa musi taki dział istnieć, nie może ulegać wątpliwości. Chodzi jednak o proporcje tego działu do pozostałych, a więc merytorycznych, naukowych. Jeśli wol­ no wypowiedzieć osobiste zdanie w tej sprawie — a czynię to tylko dla­ tego, że spraw a dotyczy tem atu niniejszego wystąpienia, tj. tradycji To­ w arzystw a — pozwalam sobie zauważyć, że właśnie dla zachowania tr a ­ dycji w Towarzystwie niezbędne jest umieszczanie w „Roczniku” tegoż Towarzystwa możliwie szerokich i szczegółowych m ateriałów dotyczących życia organizacyjnego i naukowego Towarzystwa. Trzeba to uczynić nie tylko dlatego, by jakiś nowy quasi-historyk — który będzie kompilował historię tow arzystw naukowych — nie przegapił naszego istnienia, ale ze względów zasadniczych, by w sposób jak najbardziej dokum entalny ze­ brać m ateriały dla historyków z prawdziwego zdarzenia, gdy będą się starali w sposób obiektyw ny ukazać rolę Towarzystwa im. A. Mickiewi­ cza w życiu kulturalnym Polski. Do wcześniejszego zaś okresu tych dzie­ jów brak m ateriałów jest bardzo dotkliwy. Oczywiście dział naukow y „Rocznika” powinien być starannie w yprofilow any i postawiony na moż­ liwie najwyższym poziomie. Nie powinniśmy jednak kusić się o konkuro­ wanie z „Pam iętnikiem Literackim ”, nie starać się żyć ponad stan, bo jak przestrzegał nas Jan z Czarnolasu we fraszce Na ucztę — złe to oby­ czaje...

Dotknęło się w tym w ystąpieniu części tylko zagadnień wiążących się z tem atem tradycji w dziejach Towarzystwa Mickiewicza. Chodziło prze­ cież tylko o próbę odpowiedzi na pytanie, jakie są te tradycje naszego Towarzystwa i czy pozostaliśmy im wierni. Gdy w pracach jakiegoś Od­ działu lub w działalności Zarządu Głównego pojaw iają się oznaki zaha­ mowania, gdy w ystępują niespodziewane trudności, do „m ałowiernych serc” puka niepokojące pytanie — może przeżywam y kryzys tej form y

(17)

działalności, może poczynania nasze są spóźnione? W epoce nuklearnej, w cieniu maszyn liczących i autom atycznych — my z tą instytucją zrodzo­ ną przed stu praw ie laty?... A jednak w ydaje się niewątpliwe, że mimo rozwoju techniki, i właśnie z racji tego wszechpotężnego rozwoju, in sty ­ tucje takie jak nasza — hum anistyczne, są niezbędnie potrzebne. Sięgnij­ m y do testam entu, który nam zostawił nasz Prezes w artykule, zamiesz­ czonym w VII tom ie Rocznika — a głoszącym niezbędność i triu m f m yśli hum anistycznej w świecie cywilizacji tech n iczn ej20. W esprzyjmy dys­ kursy wne wywody Krzyżanowskiego gorzkim, ironicznym niby, a prze­ cież paradoksalnie praw dziw ym cytatem ze współczesnego poety:

„Ach, pocieszna jest ta w iara [...], że w Polsce słowo może znaczyć w ięcej n iż na św iecie całe armie... Ta poezja śmieszna, która wierzy, że słow em w ym iecie w szystkie gruzy i w szystką padlinę, co przegniła tutaj. Że oczyści, zlepi rany plastrem w ielkich m yśli” 21.

Przecież to nowy, nieco przekorny — bo jakże inaczej mogłoby być w epoce Gombrowicza, Witkacego i Mrożka — nowy w ariant Mickiewi­ czowskiego: „Pieśń ujdzie cało!”

Więc mimo różnych, koniunkturalnych, lecz nie strukturalnych m a­ łych kryzysów i trudności — patrzym y ufnie w przyszłość na przedprożu drugiego stulecia.

Co zaś do stosunku do tradycji naszego Towarzystwa, odpowiemy: od­ nosimy się z szacunkiem do tradycji, lecz nie jesteśm y i nie chcemy być tradycjonalistam i. Nie żywimy ślepego przywiązania do „komy i jo ty ”. Nie jesteśm y jednak „traditores” w znaczeniu zdrajców. Staram y się być raczej jak owi „cursores qui lampada sibi tra d u n t”, jak biegacze, co prze­ kazują sobie pochodnię. Gdy bieg trw a przez lat sto, pochodnia nie mo­ że być ta sama, co na początku biegu, ale m eta docelowa musi pozostać ta sama 22.

P r z y p i s y

1 A. Brückner, Dzieje kultury polskiej. Kraków 1946, 4, s. 31.

2 Akt założenia Towarzystw a Literackiego im. A. M ickiewicza został podpisany 8 V 1886 г., a 19 VI tegoż roku c.k. Nam iestnictwo zatwierdziło statut (zob. Spra­ wozdanie z czynności W ydziału Towarzystwa Literackiego im. A. M ickiewicza za

rok 1886 oraz S tatu t T o w a rz y stw a Literackiego imienia Adam a Mickiewicza w: „Pa­ m iętnik Towarzystwa Literackiego im ienia Adama M ickiewicza”, t 1, 1887, s. 271 i 276).

Towarzystwo H istoryczne natom iast zostało założone 14X 1886 r. (zob. F. Papée,

T o w a rzystw o Historyczne 1886 - 1900 w: Polskie T o w a rz ystw o Historyczn e 1886 - 1936. Księga pamiątkowa. Lw ów 1937, s. 5, oraz T. M anteuffel i M. Serejski, Polskie To­ w a r z y s tw o Historyczne (1886 - 1956) w Księdze p a m iątkow e j z okazji zjazdu ju bileu­ szowego PTH w Warszawie. W arszawa 1958, s. 5.

(18)

3 Zob. В. Nadolski, 1886 - 1936. T o w a rzystw o Literackie im. Adam a M ickiew i­

cza. Zarys historii. Lw ów 1937, s. 8—9, 15—16 odb. z „Pamiętnika Literackiego”,

R. X X X III, 1936, z. 4.

4 O obronie Tadeusza R echniew skiego i Piotra Bardowskiego zob. J. K ulczyc- ka-Saloni, W ło dzim ie rz Spasowicz, Zarys monograficzny. Wrocław 1975, s. 7, 146, 153; por. L. Baumgarten, Dzieje Wielkiego Proletariatu. W arszawa 1966, s. , 641, 656 - 658.

5 Cyt. za J. K ulczycką-Saloni, op. cit., s. 163.

6 Zob. Spis członków w: „Pamiętnik Towarzystwa Literackiego im ienia Adama M ickiew icza”, R. II, 1888, s. 376—377.

7 Zob. W. Rolbiecki, Polskie T o w a rz y stw a naukowe ogólne w latach 1944 -1964

jako forma organizacji działalności naukowej. Wrocław 1966, s. 28.

8 O konieczności zachowania w łaściw ych proporcji m iędzy odczytami popu­ larnonaukow ym i i naukowym i, n aw et bardzo specjalistycznym i, m ówiło się w To­ w arzystw ie często. Prof. Zdzisław Libera w ielokrotnie ostrzegał przed zaniedbyw a­ niem odczytów poświęconych literaturze dawniejszej (zob. np. Z. Libera, Z pro b le­

m ó w T ow a rz ystw a Literackiego im. A dam a Mickiewicza w: „Rocznik Towarzystwa

Literackiego im. Adama M ickiewicza”, R. II, 1967, s. 123—126). Interesujące dane dotyczące tem atycznego układu odczytów w Oddziale Gdańskim zam ieścił K. Chruś­ ciński w „Roczniku Gdańskim”, t. X X X I, 1971, z. 2, s. 225, w artykule pt. T o w a ­

r z y s tw o Literackie im. A dam a Mickiewicza, Oddział Gdański 1947 -1972. 25 lat w służbie ojczystej literatury i regionu.

9 W dawnych latach historycy brali również czynny udział w pracach T ow a­ rzystw a Mickiewicza. Godzi się w szczególności przypomnieć działalność Ludwika Finkla.

10 Szczegóły na ten tem at przyniósł referat prezesa Oddziału C zęstochowskiego, prof. Józefa M ikołajtisa, w ygłoszony na Zjeździe Prezesów w Częstochowie w dniu 18 IX 1977 r.

51 Zob. T. Mikulski, Annales T ow a rz ystw a Mickiewiczowskiego. „Odra” 1946, nr 33.

12 Zob. S ta tu t T ow a rz ystw a Literackiego imienia A dam a Mickiewicza, jw., s. 272—273.

13 Zob. K. Górski, Sztuka edytorska. Zarys teorii. Warszawa 1956, s. 22—23, tenże, Tekstologia i edy torstw o dzieł literackich. Warszawa 1975, s. 199, 201. 203. Autor stwierdził, że od tzw. Pomnikowego w ydania Dzieł w szystkich Jana K ocha­ nowskiego i sporządzonej w naszym Tow arzystw ie edycji Dzieł M ickiewicza zaczy­ nają się naukowe początki polskiej tekstologii.

14 Zob. Z. Stefanow ska, Próba zdrowego rozumu. Studia o Mickiewiczu. War­ szawa 1976, oraz Cz. Zgorzelski, O sztuce p o etyc k iej Mickiewicza. Próba zbliżeń

i uogólnień. Warszawa 1976.

15 Zob. A. Śledziew ski, W y k a z o d czytów w ygło szonych w Oddziałach T o w a ­

r z y s tw a w okresie od 1 styczn ia do 30 czerwca 1973 r. w: Rocznik Towarzystwa L i­

terackiego im ienia Adama M ickiewicza” R. VIII, 1973, s. 163 -166.

16 Zob. A. Śledziew ski, T o w a rz y stw o społeczno-nau kowe, czyli koegzystencja

miłośnictwa i profesjonalizmu w: „Rocznik...”, R. VIII, 1973; S. Świrko, Polemika sprawozdawcza. „Rocznik...”, R. IX, 1974; A. Śledziew ski, W sprawie polemiki sp ra ­ w ozdawczej. „Rocznik...*, R. X , 1975.

17 B. Nadolski, Burza w okół książki o Słowackim . „Pomorze” 1960, nr 5. 18 T. Mikulski, zob. wyżej przyp. 11.

(19)

lł Zob. Z. Goliński, Zagajenie dyskusji zjazdowej. „Rocznik...”, R. III, 1963, zw łaszcza s. 151—153.

20 J. Krzyżanowski, Rola h um anisty ki w św iecie cywilizacji technicznej. „Rocz­ nik...”, R. VII, 1972, s. 5 - 13.

81 E. Bryl, Rzecz listopadowa. Kurdesz. Warszawa 1969, s. 45.

22 Tekst niniejszy został w ygłoszony na Zjeździe Prezesów Towarzystwa L ite­ rackiego im. Adama M ickiewicza w Częstochowie w dniu 1 8 IX 1977 r.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bij weging worden de verschillen tussen woningbedrijven en korporaties groter in de grootteklasse van 4000 woningen en meer; de woningbedrijven in deze

To study the material effect on the critical strain of so cellular structures, in addition to the material used in our experiments, the mechanical properties of three different types

In order to determine numerically the effective electrical and thermal properties of the conductive asphalt mortar with different volumes of steel fibers, 3D finite element meshes

A moderated mediation analysis with prod- uct adoption as the dependent variable, the two design stimuli as the independent variable (0 = no interven- tion design, 1 =

Such signals have been discussed in Section 3.5.2. The fil­ ters studied represent extensions to conventional MTI fil­ ters discussed in Section 4.3.2. Signal characteristics

Baerentsen and Berkowicz (1984) reviewed measurements that have been carried out in the convective boundary layer in the atmosphere or in the laboratory. They determined the

Case study 1 EV Charging Case study 2 Wind farm services Case study 3 Solar application Case study 4 Biogas membrane Represent Rule 2 -Substantial investment

The UTIAS 10x18cm Shock Tube with a 23cm diameter field of view Mach-Zehnder interferometer was used to obtain isopycnics of the flow field from infinite-fringe