M A R IA Z A R Ę B IN A
J ę z y k u r z ę d n i c z y w G a lic ji
Zdaniem T. Lehra-Spławińskiego polski język urzędowy miał już pewne tradycje, sięgające czasów stanisławowskich, ale rozwinął się prawdziwie w dobie Księstwa Warszawskiego i Królestwa Kongresowego, ponieważ w tym czasie powstała administracja polska we wszystkich działach życia państwowego1. Autor wyraża pogląd, że sformowanie takiej odmiany językowej jest rzeczą trudną, ponieważ chodzi o po
łączenie z jednej strony precyzji i jasności, czyli pewnej specja
lizacji, z drugiej powszechności, jeżeli ma to być język dla wszy
stkich dostępny bez popadania w potoczność. Język urzędowy przed
stawianego okresu, rozpatrywany na przykładzie R aportu o p o ło ż e n iu k r a ju i c z y n n o ś c ia c h rzą d u, przedłożonego na sesji sejmowej w 1818 r. nie zawiera zbytniej ilości wyrazów obcych (latynizmy prawnicze dziedziczone po dawnych urzędach Rzeczypospolitej, utarte terminy prawne głównie dwuwyrazowe), składnię ma dość zwięzłą, w szyku wi
dać łacińskie stawianie orzeczenia na końcu zdania, stylistycznie nie jest jeszcze zmanieryzowany, mimo pewnych niezręczności jest to język świeży, żywy i swobodny.
Ten język urzędowy (będący odmianą naukowego) nie upada potem w czasie zaborów, także w Wolnym Mieście Krakowie do r. 1846. Tylko Galicja, a potem i Kraków, zajęty przez Austrię, przez dłuższy czas
pozbawione są polskich urzędów. Zmiany następują w latach sześć- dziesiątych . W zaborze rosyjskim po upadku powstania styczniowego 2 dokonuje się usuwanie języka polskiego ze szkół i urzędów, nieco później dzieje się to w zaborze pruskim, natomiast poprawia się sy
tuacja w austriackim, gdzie stopniowe uzyskiwanie autonomii pozwala na wprowadzenie ojczystego języka do szkół i urzędów
Używając terminów J ę z y k u rzę do w y i ję z y k u rz ę d n ic z y nie utożsa
miam ich z sobą. Język urzędowy jest formą pisaną akt urzędowych, język urzędniczy może mieć formę zarówno pisaną, jak mówioną i jest językiem osób parających się urzędem. Język urzędowy wpływa przez terminologię, a zapewne i składnię na język urzędniczy, choć w tym drugim może być więcej elementu potocznego. Obie odmiany funkcjo
nalne mają się tak do siebie, jak język prawny i prawniczy, z który
mi zresztą są blisko spokrewnione
Mówiąc o języku urzędniczym opierać się będziemy na dwóch pa
miętnikach urzędników galicyjskich. Pierwszy, Benedykta Cregorowi- cza, dotyczy raczej pierwszej połowy wieku XIX, drugi, Józefa Dobo- szyńskiego, raczej drugiej . B. Gregorowicz urodził się w r. 1810 3 w Miechowskiem w rodzinie urzędniczej, mieszkał w Niepołomicach, do gimnazjum chodził w Bochni, a studiował we Lwowie prawo i filozo
fię. Tam zaczął pracę zawodową od 1833 r. we lwowskim magistracie, awansując stopniowo. Jego pamiętnik sięga do r. 1853, choć sam autor żył do r. 1878; zmarł i jest pochowamy we Lwowie na cmentarzu Łyczakowskim. Józef Doboszyński urodził się w r. 1832 w powiecie sanockim w rodzinie drobnoszlacheckiej, do szkół uczęszczał w Sam
borze, studia prawnicze odbył we Lwowie, w 1858 został sędzią w Sądzie Obwodowym w Samborze. Pracował kolejno w Przemyślu, Drohoby
czu, Turce i Dobromilu, Tarnopolu i Kołomyi, od 1884 r. w Wyższym Sadzie Krajowym we. Lwowie. W 1890 zostaje hofratem i przeniesiony jest do Wiednia do Najwyższego Trybunału Sądowego. Taun przebywa do
1900 г. Umiera w 1916 r ., pochowany jest w Krakowie na cmentarzu Rakowickim. Pamiętnik doprowadzony jest do r. 1905. Oba pamiętniki, napisane w sposób bezpośredni i żywy, mają za cel zostawienie obra
zu życia ojców - dzieciom, ale obaj autorzy pisali też dla siebie samych. Pamiętnik Gregorowicza jest obszerny i systematyczny, obej
muje ok. 320 stron, podczas gdy Doboszyńskiego zaledwie stron pięćdziesiąt kilka. Z tym łączy się u Gregorowicza szczegółowość przedstawień z datami nawet dziennymi i chyba korzystanie z jakichś wcześniejszych notatek czy dziennika, np. gdy podaje dokładne oceny uczniów bocheńskiego gimnazjum albo też ceny i wydatki bieżące;
natomiast Doboszyński pisze raczej syntetyzująco, doprowadzając wspomnienia do śmierci swej żony, kiedy sam jest już na emeryturze.
Pamiętnik Gregorowicza mówi wiele o systemie szkolnym 1. połowy XIX wieku w Galicji. Benedykt stracił matkę, gdy miał lat 6, ojciec ożenił się jeszcze dwukrotnie, chłopiec miał więc najpierw jedną, potem drugą macochę, na wychowanie i wykształcenie Benedykta wpły
wał więc raczej ojciec, którego zresztą stracił w wieku lat 14 i dalej szedł przez życie zupełnie o własnych siłach, nie mając ani rodziny, ani żadnego majątku, utrzymując się z korepetycji, a na uniwersytecie również z dorywczych prac redakcyjnych w "Gazecie Lwowskiej". Dziadkowie ze strony ojca pochodzili z rodziny urzędni
czej z Litwy, a ze strony matki z Krakowa (dziadek był pasamoni- kiem). Lata nauki początkowej przypadają na pobyt rodziny w Niepo
łomicach, gdzie ojciec Benedykta był justycjariuszem, tj. sędzią.
Początkowe nauki pobierał chłopiec systemem domowym u aktuariuszów, tj. pisarzy sądowych z kancelarii ojca. Prawdopodobnie uczył się u nich niemieckiego lub po niemiecku, choć nigdzie to nie jest powie
dziane wyraźnie, tylko wnioskować można z jednej strony z ich na
zwisk, jak Lehmann, Schlamm, Kranzberg, z cytowanego z dzieciństwa niemieckiego napisu na dębie w puszczy ("August II König von Polen
speiste während der Jagd unter dieser Eiche im Jahre 1736" s. 69), z faktu, że Niepołomice były w tym czasie siedzibą zarządu (wcześniej prefektury) ekonomicznego dóbr kameralnych c. k. urzędu powiatowego i podatkowego oraz zarządu składu soli, którą dowożono koleją z Wieliczki, a potem spławiano Wisłą do Warszawy, wreszcie że przeszedłszy do szkół normalnych w Bochni, nie miał trudności z językiem niemieckim, choć przyznaje, że "obiekta" takie jak d e u t
sche R e ch tsch re ib u n g , deutsche S p ra c h le h re , dyktando i rachunki
"wszystko z książek niemieckich, których my jeszcze rozumieć nie mogli" (s. 72). Wśród przedmiotów wymienia też polskie czytanie.
Następnie Gregorowicz idzie do gimnazjum w Bochni (założonego przez cesarza Franciszka I w r. 1817) i mieszka w konwikcie (poprzednio prywatnie) od r. 1921, przechodząc klasy gramatykalne i humaniora, ucząc się w języku wykładowym niemieckim, częściowo łacińskim.
Z inicjatywy ks. prefekta czytano też książki z biblioteki: łaciń
skie, polskie i niemieckie, był też teatr szkolny, w którym grywano sztuki niemieckie i polskie (7 sztuk Bohomolca). Na zakończenie ro
ku były uroczystości połączone z przemówieniami uczniów w języku łacińskim i niemieckim. Nauczyciele, z którymi miał do czynienia w gimnazjum od r. 1821 do 1827, to ks. prefekt Rieger, benedyktyn ze Szwabii, reszta to świeccy księża z Moraw i Śląska: Wacławik, Wud- rak, Linerth, Moser (ze Szwajcarii), Wassura i Waniek (z Bielska) oraz katecheta ks. Mika z Wilamowic. W szkole normalnej były też kary cielesne, z inicjatywy nauczycieli sadystów; w gimnazjum kary takie należały do systemu wychowawczego, ale w Bochni nie wyglądało to tragicznie. Przy okazji takiej kary (bo Gregorowicz opisując de
tale, nie umie podać informacji istotnych) dowiadujemy się też o języku komunikacji śródszkolnej, niemieckim. Przytacza autor napom
nienia ks. prefekta po wymierzeniu takiej kary:
"Ich hoffe, du wirst dich bessern und nie mehr zu mir kommen müssen, ausser wenn du brauchst und kommen willst" (s. 124).
W H is t o r ii ję z y k a p o ls k ie g o Z. Klemensiewicza przypomina się 4 tzw. S p rach ze iche n , które pozostawało w związku z nakazem używania języka niemieckiego nawet w prywatnej rozmowie wewnątrz budynku szkolnego.
Józefa Doboszyńskiego kontakty ze szkołą rozpoczynają się w r. 1839. Zostaje oddany do szkoły początkowej w Samborze. Pierw
szą klasę nazywano sztubą. Ta, wraz z trzema następnymi, stanowiła w mieście szkołę normalną:
"Uczono, oprócz pacierza, tylko czytania po polsku i po niemie
cku" (s. 361).
"Były to czasy agitacji narodowej i konspiracji propagowanej przez wychodźców z r. 1831 w Paryżu" [...] "Były śledztwa i aresz
towania" (s. 362).
Starszy brat Józefa, Jan również był zatrzymany kilka dni, bę
dąc w 6 klasie gimnazjalnej. W drugiej klasie normalnej była jesz
cze religia po polsku, później już wszystko po niemiecku. Stosowano kary cielesne na hasło: "Fort damit in die Lüfte" oraz tzw. "sobot- nik", tj. wypłatę przewinień całotygodniowych. Gimnazjum Samborskie lat czterdziestych, a zwłaszcza po roku 1846, poddane było systemo
wi germanizacyjnemu. Doboszyński wspomina również o Sprachzeichen, połączonym z karą przepisania 1000 razy tekstu: "Du sollst nicht polnisch sprechen" (s. 365). Doboszyński, pochodzący z polskiej ro
dziny szlachty chodaczkowej, wykazuje znacznie żywsze uczucia pa
triotyczne i jest wrażliwszy na zagadnienia polskie niż Gregoro- wicz, który jest "wiernopoddańczy".
Prócz sprawy germanizacji występuje w pamiętniku Doboszyńskiego
"objawienie się" języka ruskiego. Według Doboszyńskiego każdy inte
ligent uważał się za Polaka, bez względu na wyznanie. On sam jest wyznania greckokatolickiego i to wystarczało, żeby mógł uzyskać sty
pendium dla Rusinów, gdy rozpoczął studia na uniwersytecie lwow
skim, aczkolwiek za Rusina Doboszyński się nie uważał.
"Identyfikowanie narodowości z obrządkiem nie miało miejsca.
Synowie drobnej szlachty zagonowej w pobliżu Sambora luźnie osiadłej... którzy przeważnie przynosili z domu mowę ruską, po krótkim pobycie w mieście mówili, mimo niemieckich szkół, po polsku i szczycili się polskim szlachectwem, synowie zaś księży ruskich przynosili już z domu znajomość języka polskiego i sami księża rus
cy z lepszą inteligencją używali w domu tego języka" (s. 364/5).
Autor przytacza rozmowę Kowbasiuka, Hucuła, który był posłem do Rady Państwa (ale w r. 1861 wg objaśnień wydawców), ze swoim przy
jacielem na temat kwestii polsko-ruskiej-
"Ta szczoto, czy po polśke, czy po ruśke, to wsio jedno. Po polśke to tak fajnońko, hładońko, zwyczajno jak po panśke, a po ruśke to tak po prostu, ot, po chłopśke" (s. 366/7).
Doboszyński nie rozumie sprawy budzącego się odrodzenia narodo
wego. Ale w późniejszych czasach wyraża się żle o politykach ukraińskich, z którymi wypadło mu współpracować, np. o Kaczkowskim (Kaczkiwskim), zarzucając mu, że pouczał unitów, aby na rozprawie odpowiadali po rusku, co Doboszyński uważa za agitację nacjonali
styczną
Studia na uniwersytecie lwowskim zaczyna Gregorowicz w r. 1827;
językiem wykładowym jest niemiecki oraz łacina (filozofia, prawo), nawet prawo polskie wykładane jest po łacinie. Doboszyński studiuje w latach od 1852 do 1857. Gregorowicz poda j e s ię po studiach na bezpłatnego praktykanta, wcześniej odbywszy praktykę cywilną u ad
wokata, następnie kryminalną, potem jeszcze egzamin polityczny gu- bernialny i dopiero w r. 1836 po dwóch latach bezpłatnej praktyki otrzymuje płatne ad iu tu m , ponieważ wcześniej przyznawano taką płat
ną posadę nie-Polakom. Musi więc zarabiać inaczej na swoje utrzyma
nie. Według I. Homoli i Э- Łopuszańskiego
"uprzywilejowana była w Galicji inteligencja obca. Administra
cja, z wyjątkiem najniższych szczebli, opierała się na urzędnikach importowanych z Czech lub niemieckich krajów monarchii, ludziach nie znających miejscowych stosunków, a często nawet języka. W zwią
zku z tym w r. 1827 wydano rozporządzenie specjalne, że do służby państwowej w Galicji należy przyjmować osoby znające choćby jeden ze słowiańskich języków. Rozporządzenie to stwarzało dogodne możliwości dla przybyszów z Czech, Moraw i Ś lą s k a ,
Według Klemensiewicza^* po r. 1848 uzyskiwali Polacy galicyjscy drobne ustępstwa na rzecz języka polskiego kosztem ograniczeń nie
mieckiego, np. usunięto go ze szkół wiejskich, a w miejskich prze- suniętu na 2. półrocze klasy drugiej. Od 1867 r. w szkołach ludo
wych i średnich językiem wykładowym miał być polski lub ruski w za
leżności od tego, kto utrzymywał szkołę.
Redaktorzy pamiętników są zdania, że germanizacja Galicji się nie powiodła, wręcz przeciwnie: to żywioł niemiecki i w ogóle na
pływowy polonizował się w szybkim tempie. Przytaczają urywki pa
miętnika Z. Kaczkowskiego na ten temat:
"Jak który Niemiec ożenił się z Polką... ten to już z pewnością przepadł dla rządu, bo żona wzięła go za łeb i musiał tańcować, jak ona mu grała. Za pomocą takich Niemców wiele się .rzeczy ukryło i niejeden emisariusz wymknął się w czas przed obławą" .
Na podstawie innych pamiętników - L. Dębickiego - stwierdza się, że polonizacja synów urzędników obcego pochodzenia była regułą zgodnie z zasadą: ojciec P o le n fre s s e r, syn patriota polski. I w ten sposób wrośli w polskość Estreicherowie, Polowie, Dietlowie, Loeb
lowie i in.**
Z naszych dwóch pamiętników także różne rzeczy da się wywnio
skować. Przyrodni brat Benedykta Gregorowicza, Bernaś, jako chło
piec czteroletni w mundurze austriacko-ułańskim wita, przy boku o j
ca, arcyksięcia Franciszka Karola w r. 1823 (jego matka, druga żona ojca jest z domu Moritz, jest ona córką obereinnem era, jak pisze
Benedykt, ma krewnych Maxwaldöw, prawdopodobnie jest to więc Niem
ka). W dziecięcej naiwności chłopiec pyta arcyksięcia: "Was haben Sie hier? Wozu ist das?" (s. 84) - pokazując order Złotego Runa za
wieszony na szyi księcia, a więc małe dziecko mówi po niemiecku w Niepołomicach. Sam Benedykt żeni się z panną Fuchs z Białej, z nie
mieckiej rodziny. Przytacza in e x te n s o prowadzone z nią rozmowy w języku niemieckim, nawet oświadczyny: "Wollten Sie meine Frau wer
den? So geben Sie mir Ihre Hand..." (s. 268). A przecież dla dzieci pisze pamiętnik po polsku. Podobna jest historia Doboszy ńskiego, który brał ślub w cerkwi z panną Rappe w r. 1874, choć nie wiemy, czy to Niemka, bo mówi o niej "Milcia". Natomiast druga żona z pew
nością była Niemką, była to wdowa po hofracie Englisch z Wiednia.
Doboszynski zapisał cały majątek córce z pierwszego małżeństwa, 01- dze; druga żona po jego śmierci usiłowała (według wydawców) z tego 9 powodu zakwestionować poczytalność swego drugiego męża, który zmarł w Wiedniu, gdzie mieszkał na stałe od 10 lat, a poprzednio także 10, w czasie gdy był czynnym hofratem (1890-1900). Mimo to zostawił pamiętnik spisany po polsku, a córka, choć trwała wojna (był rok 1916), sprowadziła zwłoki ojca do Krakowa
Pora wreszcie przytoczyć choćby próby tego języka urzędniczego.
Ograniczymy się głównie do słownictwa, w nim do terminologii. N aj
częściej pojawiają się w niej grupy nominalne, czyli terminy dwuwy- razowe: z przydawką postpozytywną, gatunkującą, np.: dobra kameral
ne, hajduk kameralny, sędzia kameralny, urzędnik kameralny; sędzia śledczy, sędzia powiatowy; syndyk miejski; służba cywilna, służba adm inistracyjna, służba skarbowa; protokolista cyrkularny, urząd cyrkularny, urząd obwodowy; lekarz powiatowy, zarządca górniczy, woźny m agistratualny, inspektor celny; z przydawką antepozycyjną charakteryzującą, np.: drugi mandatariusz, pens jonowany nadleśni
czy, młodszy urzędnik, wyższe władze, niższe gimnazjum, duchowne
stypendium, samoistny adiunkt, główna komora, najwyżsi dostojnicy;
z przydawką postpozycyjną dopełniaczową, np.: namiestnik kraju, prezes sądu, dekret przyjęcia, urząd rządcy, oficer m ilicji (m iej
skiej), kancelista magistratu, kawaler orderu, zgromadzenie człon
ków, ewidencja ludności, festyn dobroczynności; z przydawką postpo- zytywną przyimkową, np.: stempel do kwitu, stempel do pasyrszeinu, długi w gotowiżnie, praktyka u Fiskusa.
W zakresie grup werbalnych spotykamy np. następujące określe
nia: pobierać miesięcznie, posadę dostać, przyznać zaufanie (c. k.
urzędu), ozdobiony złotym medalem, starać się do służby cesarskiej, oddać sądowi doraźnemu, wykonać wyrok śmierci, upraszać o przenie
sienie, na komisje w yjeżdżać, popaść w śledztwo, wejść na praktykę do służby pocztow ej, służyć w c. k. straży finansowej, uwolnić od służby, rozpocząć służbę publiczną, wstąpić w służbę, otrzymać dy
m isję, wysłać szupasem (‘pod strażą’ ), podawać się na różne posady, na komisjach przebywać, wyrabiać wyroki, prezydować w senacie, ko- misjonować ze stronami, podać prośbę o dopuszczenie do egzaminu, posada wakuje, podnieść miesięczną renumerację, wziąć do propozycji na aktuariusza, obejmować urzędowe czynności, podwyższyć płacę, po
wołać na sekretarza, wydać obwieszczenie, podać do gubernium o uwolnienie, podać prośbę o uwolnienie od opłaty, czynność była znaczna 'było dużo pracy’, itp.
Występują zapożyczenia realne z języka niemieckiego, często za
chowujące pisownię niemiecką (ewentualnie z pominięciem dużej lite
ry dla rzeczowników), ale wyrazy odmieniają się zgodnie z regułami fleksji polskiej, np.: "Ożenił się z córką obereinnem era" (s. 59:
O bereinnem er, z niem. E innehm er - starszy poborca)”; "dni imie
nin... pana Hofrata" (s. 120); "Przyjął mnie ze straszna amtsminą"
(s. 384; Am tsm iną, z niem.: Amtsmiene - mina urzędowa) itp. Ten typ zapożyczeń, mających często charakter wyrazów-cytatów obejmuje
głównie nazwy urzędów i instytucji, np. k a s tn e r (s. 61) ‘zarządza
jący kasą’ , R e n tm e iste r (s. 128, niem. - skarbnik, kasjer), Z o l
le in n e h m e r (s. 88 - naczelnik urzędu celnego) itp.
Na uwagę zasługują dublety polsko-niemieckie (czy też na od
wrót), np.: (s. 130) ..."był poborcą cła (Z o lle in n e h m e r) na komorze celnej"; "jest naczelnikiem, czyli radcą górniczym (B e rg ra t)"; "nie chciał zostać komornikiem (G renzkam m ere r), urząd teraźniejszym no
tariuszom podobny" (s. 162); "otrzymał posadę pisarza przy kasie kameralnej (R e n ta m ts c h re ib e r)" (s. 120); "Verwalter, czyli namiest
nik tam tejszej administracji" (s. 61); "moim poprzednikiem był p. Karol Sporn, obecnie protomedyk, czyli L a n d e s m e d iz in a lra t"
(s. 112); "W kilka dni potem wypadało złożyć ...uszanowanie, czyli tak zwaną V e rd a n k u n g s v is it” (s. 120); "Najświetniejszy bywał K a i
s e rb a ll dnia 12 lutego" (s. 120), "kierownikiem był komisarz cyrku
larny Neuberg..., wielki P o le n fre s s e r" (s. 389).
Zdarzają się niemieckie porzekadła, np. "obywatelskie pochodze
nie mamy było T it t e l ohne M it t e l" (s. 390).
Wpływ niemieckiego przejawia się niekiedy w formie struktural
nej wyrazów przez dodawanie do już istniejących nazw odpowiedników niemieckiego ober-, unter-, np. nadkurator, nadlekarz, naddyrektor, podprokurator. Czasem język niemiecki wpływa na formę fonetyczną zapożyczeń, np. szem atyzm g a li c y js k i (s. 132: S chem atism us niem., choć źródłem pierwotnym jest greckie schema).
Występuje wiele latynizmów lub latyno-grecyzmów, które znajdują się w terminologii urzędniczo-prawniczej1^, niekiedy przez pośred
nictwo niemieckiego, np. a k ce systa ‘młodszy urzędnik’ , a b s o lu to riu m
‘zwolnienie od opłat i odpowiedzialności’ , a k tu a riu s z ‘pisarz sądo
wy, ‘urzędnik zawiadujący aktami’ , a d iu n k t (samoistny adiunkt sądo
wy) ‘ranga niższa od adiunkta powiatowego’ , a d iu tu m ‘płaca służ
bowa’, a le g a t ‘załącznik’ , asesor ‘zastępca sędziego’ , a p e rtu ra
‘otwarcie możliwości, wakat’ , a p lik o w a ć się ‘praktykować’ , a u s k u - Lant ‘jakiś początkujący prawnik’, d ie ta riu s z ‘urzędnik nie będący na etacie, pobierający diety, czyli wynagrodzenie dzienne’ , d iu r n i- sta ‘pisarz dzienny’, d e lin k w e n t ‘delikwent, winowajca’; e x p e d y t
‘urząd wysyłkowy’ , in k w iz y t ‘oskarżony, pozostający pod śledztwem’, k w ie s k o w a n y ‘przeniesiony w stein spoczynku’ , ale też em erytow any i p r z e jś ć na e m e ry tu rę itp.
Co się tyczy języka ogólnego pamiętników, występuje w składni accusativus tromtadraticus^, np. "Nie miałem jednak na myśli zaku
pywanie malowideł olejnych" (s. 98); "już tę figurę zastali i bar
dzo żałuję, że ją nie zrucił" (s. 166); "chociaż je dotąd nikt nie czytał" (s. 269) czy "posadę prezydenta senatu nie można uważać za synekurę" (s. 412); dalej używanie imiesłowu przysłówkowego przy niezgodności podmiotów zdania głównego i równoważnika, np.: "Miesz
kając blisko zamku przechodziły do naszego ogrodu zające" (s. 55);
"Odwiózł mnie ojciec do Bochni, ale stanąwszy przed domem państwa Gaików... wyszła naprzeciw nam pani Gaikowa w żałobie” (s. 95);
"Jadąc tramwajem, w chwili gdy wysiadł, najechał na niego w pędzie fiakier" (s. 412).
W pamiętniku Gregorowicza niemal stale orzeczenie występuje na końcu zdania, np. "Kąpaliśmy się w Wiśle poniżej składu soli, gdzie wzdłuż rzeki pilotowaną tamą zabezpieczonego wiele galarów zwykle się znajdowało, które nam do rozbierania się i przechowania naszej odzieży służyły (s. 100); "co wszakże wystarczało, bo każdy się bał, aby ciosu lub pchnięcia chociaż tępą bronią nie otrzymał (s. 119); "Wszyscy się pobudzili, chociaż w drugim pokoju przy zamkniętych drzwiach spali" (s. 229) itp. Uważa się tę pozycję orzeczenia za wpływ łaciny, ale tu występują orzeczenia na końcu zwykle w zdaniach podrzędnych, co może być wpływem składni niemie
ckiej. U Gregorowicza często też odmienny (bo postpozytywny) jest szyk przydawki przymiotnej charakteryzującej i dzierżawczej, np.
"Był to staruszek uprzejmy i młodzież naszą lubiący gospodarz"
(s. 172); "... Salę wykładów nie tylko młodzież na odczyty zapisa
na, ale panowie starsi rozmaitego powołania przepełniali" (s. 174);
"Rozrzewniające było przywitanie moje z ciotką jako rodzoną siostrą śp. pamięci ojca mojego" (s. 180); "Na ten widok serca nasze moc
niej bić zaczęły, a uczucia nasze wydobyły się na jaw w piersiach naszych i we łzach w oczach naszych" (s. 189). "Muszę jeszcze rok upłyniony uzupełnić zapisaniem, iż w listopadzie 1839 magistrat lwowski mianował... Aleksandra hrabiego Fredrą, sławnego poetę dra
matycznego, którego Molierem polskim nazywają, obywatelem honorowym miasta Lwowa" (s. 195).
Obaj pamiętnikarze używają archaicznych z dzisiejszego punktu widzenia spójników, jak: albowiem, lubo, atoli, a Gregorowicz rów
nież wyrazu oraz w innym niż spójnikowe znaczeniu, np. "Mieszkałem w obszernym pokoju, który był oraz jadalnym" (s. 96).
Na koniec tych uwag trzeba nam wyrazić zdumienie i podziw, iż ludzie, tacy jak Gregorowicz, którzy w szkole, na studiach, w pra
cy, a nawet w rodzinie mieli otoczenie niemieckie lub innojęzyczne, tacy jak Doboszyński, który wyszedł z otoczenia ruskiego, kilka
dziesiąt lat spędził w stolicy Austrii, miał za żonę Niemkę, zacho
wali język polski i przekazali go dzieciom.
PRZYPISY
Por. T. Lehr-Spławiński, J ę z y k p o ls k i. P ochodzenie, p o w s ta n ie , r o z w ó j. Warszawa 1951, wyd. 2, s. 340-344, a także Z. Klemen
siewicz, H is to r ia ję z y k a p o ls k ie g o . T. III, Warszawa 1972, s. 40- -42.
Por. 1. Ihnatowicz, U rz ę d n ic y g a lic y js c y w dob ie a u to n o m ii, w: S p o łe c z e ń s tw o p o ls k ie X V I I I i X IX w ie k u . Warszawa 1974, t. VI
oraz I. Homola, В. Łopuszański, W stęp, w. P a m ię tn ik i u rzę d n ikó w ga
lic y j s k ic h . Kraków 1978, s. 5-34.
3 Por. P a m ię tn ik i u rz ę d n ik ó w g a lic y js k ic h . Przygotowali do druku Irena Homola i Bolesław Łopuszański. Kraków 1978; B. Gregoro- wicz, P a m ię tn ik , s. 35-355; J. Doboszyński, P am iętn ik, s. 357-416.
4 Por. H is to r ia Języka..., op. cit. III, s. 38.
^ Por. W stęp..., op. cit., s. 10.
6 Por. H is to r ia Języka..., op. cit. III, s. 39/40.
7 Por. W stęp..., op. cit. s. 11.
g Por. W stęp..., op. cit. s. 11.
9 Por. W stęp..., op. cit. s. 27.
^ 0 w p ły w ie Ję zyka n ie m ie c k ie g o na odm ianę a d m in is tra c y jn o -s ą - dową p o ls z c z y z n y w G a lic ji w la ta c h 1865-1895, por. T. Lehr-Spła- wiński, J ę z y k ..., op. cit. s. 459-462.
^ Por. S. Sierotwiński, S ło w n ik te r m in o lo g ii lit e r a c k ie j. Kra
ków 1960.
M a ria Z a rę b in a
La langue officielle en Galicie
L’article base sur le matériel de deux mémoires, celui de Bene
dykt Gregorowicz (I-ère moitié du XIXs. ) et l’autre de Józef Dobo
szyński (II-ème moitié du XIX s.). L’auteur analyse les rapports multinationaux et linguistiques en Galicie dans le milieu scolaire et de fonctionnaires, elle présente ensuite les traits lingui
stiques caractéristiques pour les deux mémoires.
Dans le domaine du vocabulaire, surtout dans la terminologie officielle, on distingue des groupes nominaux de différents types (p.ex. dobra k a m e ralne ; pens jo n o w a n y n a d le śn iczy, n a m ie s tn ik k r a ju ; d łu g i w g o to w iż n ie) et des groupes verbaux caractéristiques (p.ex.
popaść w śledztwo-, w y s ta ć szupasem ). On trouve des emprunts réels de la langue allemande (p.ex. k a s tn e r; am tsm ina) et des latinismes (p.ex. a d iu tu m "salaire de service"; e x p e d y t "office d’expédi
tion"). Dans la syntaxe on peut rencontrer parfois l’accusativus tro m ta d ra tic u s et le prédicat à la fin de la proposition, surtout subordonnée.