• Nie Znaleziono Wyników

Indiańska przygoda Henryka Sienkiewicza : tropy "Sachema"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Indiańska przygoda Henryka Sienkiewicza : tropy "Sachema""

Copied!
51
0
0

Pełen tekst

(1)

Samuel Sandler

Indiańska przygoda Henryka

Sienkiewicza : tropy "Sachema"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 57/3, 39-88

(2)

INDIAŃSKA PRZYGODA HENRYKA SIENKIEWICZA TROPY „SACHEMA”

1. Miejsce „Sachema” Plon wielkiego wojażu

Podróż H enryka Sienkiewicza do Ameryki, rozpoczęta wczesną wiosną 1876 po półrocznych zamysłach i przygotowaniach, stanowi z różnych względów doniosłą, a naw et — jak się powszechnie utrzy ­ m uje — przełomową granicę w jego biografii literackiej.

P obyt w Nowym Świecie dostarczył młodemu dziennikarzowi i pi­ sarzowi, lepiej w tedy znanem u pod pseudonim em „Litwosa”, przeżyć, doświadczeń i przem yśleń, któ re obficie owocowały w jego twórczości przez lat kilka. Bezpośrednio też owocowały w szeregu utworów, któ­ rych „plantę i in try g ę” Sienkiewicz zaczerpnął stam tąd właśnie. Są one ważną częścią twórczości, staw iającej Sienkiewicza na czołowym miejscu w prozie polskiej już około 1880 roku. Bo bez obawy tw orzenia fałszy­ wej perspektyw y można powiedzieć, że gdyby w 1883 r. nie rozpoczął się druk Ogniem i m ieczem — pierwszego ogniwa „szeregu książek”, które w świadomości polskiego ogółu stały się od razu najistotniejszą m iarą pozycji pisarskiej Sienkiewicza, słowem — gdyby ten fenomen nie objawił się z jakichkolw iek powodów, autor Szkiców węglem, Latar­

nika, Za chlebem, Sachema oraz Listów z podróży m iałby i tak zapew­

nioną w ybitną pozycję w polskiej prozie nowelistycznej jej „złotego okresu” i trw ały krąg czytelniczy. A wymieniło się tylko takie pozycje z tego okresu, jakie bądź to bezpośrednio powiązane są z doświadcze­ niam i w Ameryce, bądź też — jak w w ypadku Szkiców węglem — tam powstały.

Nie darm o Sienkiewicz w krótce po powrocie z A m eryki zamyślił i realizow ał pierwsze w ydanie zbiorowe swoich dzieł, co już było su­ biektyw nym refleksem miejsca, jakie zajęło się w literaturze polskiej.

(3)

S kontrastujm y to z osobą Litwosa pakującego kufry: naw et wzięty felietonista, ale czy popularny już pisarz?

Twórczość w dziedzinie „powieści ten dencyjnej” była raczej dosyć m ierna (Humoreski z teki W orszyłły), debiutancka powieść Na marne, m ająca zresztą rekom endację Kraszewskiego (ale komu on tego szczędził?), była dosyć słaba i przeszła właściwie bez echa. Praw dziw ą niespodziankę stanow iły Stary sługa i Hania, ale chyba więcej niespo­ dziankę, bo wyszły spod pióra „młodego”, zagorzałego do niedaw na po­ zytyw isty, niż osiągnięcie zapewniające trw alszą pozycję w literaturze. Zresztą obie te gawędy snuły się już w czasie, kiedy z m yślą ucieczki z warszawskiego m atecznika przygotow yw ał się podróżnik do swojego wielkiego wojażu...

Są to orzeczenia zgoła oczywiste, jednak się je przypom ina, gdyż w ielki blok twórczości powieściowej, przede w szystkim zaś jego trzon — powieści historyczne — przesłania nierzadko doniosłość twórczości Sien­ kiewicza poprzedzającej Ogniem i mieczem, jej znaczenie w indyw idual­ nej biografii pisarskiej oraz w ogóle w dziejach now elistyki polskiej. Nie dość chyba uświadam iam y sobie wagę tej dziedziny twórczości autora

Sachema, najbujniej w łaśnie rozw ijającej się w czasie pobytu w Ame­

ryce oraz w bezpośrednio po nim następujących kilku latach i żywiącej się w znacznej mierze przeżyciami i doświadczeniami tam nabytym i.

A przecież o pojedynczych utw orach nowelistycznych Sienkiewicza w tam tym czasie powstałych raz po raz in terp retato rzy jego twórczości i naw et bardzo surowi jej krytycy (Brzozowski) mówili z w ielkim uzna­ niem, raz po raz używali określenia „arcydzieło” h W arto przy tym zauważyć: takie oceny utw orów nowelistycznych pojaw iały się częściej

1 S. B r z o z o w s k i (Współczesna powieść polska. W: Dzieła w s zystk ie. Pod redakcją A. G ó r s k i e g o i S. K o ł a c z k o w s k i e g o . T. 6. Opracowali J. i B. S u- c h o d o l s c y . Warszawa 1936, s. 29—30) z najw yższym zachwytem pisał o Latarn i­

ku, którego uważał nie tylko za jedyne bodaj w ielk ie dzieło Sienkiew icza, ale za

autentyczne arcydzieło literatury polskiej. W cześniej każdy z najw ybitniejszych prozaików — rów ieśników Sienkiew icza podkreślał jego w ielk i kunszt i m istrzostw o artystyczne now elisty: niektóre nowele Sienkiew icza bardzo w ysoko ceniła O rzesz­ kow a, zawsze przecież krytyczna w stosunku do reprezentow anych przezeń ten ­ dencji ideow ych; podobnie Św iętochow ski, szczególnie w yróżniający S zkice węglem. Prus, który był od chwilj ukazania się tego opowiadania jego gorącym w ielbicielem , spośród pozostałych utworów now elistycznych w yróżniał zw łaszcza Janka M u zy­

kanta, Za ch lebem i Latarnika. Entuzjastką n ow elistyki S ienkiew icza była oczyw i­

śc ie Konopnicka. P. C h m i e l o w s k i w swoich artykułach o S ienkiew iczu oraz w książce o nim (H enryk Sien kiew icz w oświetleniu kry ty c zn y m . L w ów 1901. Cyt. za: Pism a krytycznoliterackie. Opracował H. M a r k i e w i c z . T. 1. W arszawa 1961, s. 473—474) głosił, iż w takich nowelach, jak Z pam iętn ika poznańskiego nauczyciela,

Janko Muzykant, Jamioł oraz Latarnik, autor ich „doszedł praw dziw ego niemal

(4)

pod piórem krytyków , którzy powściągliwie, z rezerw ą lub wręcz nega­ tyw nie oceniali powieściopisarstwo Sienkiewicza (Chmielowski, Prus, Świętochowski, Orzeszkowa, Brzozowski, Feldman), niż pod piórem n a j­ gorętszych wielbicieli głównej dziedziny twórczości Sienkiewicza. Oni — że wspomni się tylko o Tarnowskim — żywili sporo poważnych za­ strzeżeń n atu ry ideowej i artystycznej do now elistyki autora Szkiców

w ęglem i Bartka Z w ycięzcy 2.

Tłumaczy się to wszystko co najm niej tyleż charakterem w alk i spo­ rów ideowych w Polsce, co faktem oczywistego trium fu Sienkiewicza- -powieściopisarza nad tw órcą wypowiadającym się dotąd w innych dzie­ dzinach lite ra tu ry pięknej i piśm iennictw a w ogóle. K rytyce natom iast nie wolno zapoznawać jednych składników wybitnego pisarstw a — z powodu dominacji, naw et tak oczywistej, jak w tym wypadku, innych części składowych. Zrównoważone spojrzenie dzisiejszego bada­

cza dzieła Sienkiewiczowskiego opierać się więc powinno — i chyba się opiera — owej oczywistości, dążyć do zachowania w polu uwagi także tych ważnych rozdziałów twórczości autora Trylogii, które on sam nie­ jako spychał w cień. Tym punktem widzenia tłum aczy się chyba w d u ­ żej mierze i obecne zainteresow anie naukowe now elistyką Sienkiewicza, w yrażające się w znacznym naw et przyroście prac krytycznobadawczych w ostatnim dwudziestoleciu 3.

Popularność „Sachem a”

Chociaż Sachem nie cieszył się taką popularnością jak Szkice węglem,

Latarnik, Bartek Zwycięzca, Za chlebem czy przysłowiowy już jako

pierwowzór epidemicznych naśladownictw Janko M uzykant, to jednak jest wśród nowel Sienkiewicza jedną z najpopularniejszych. Znajdował

2 Zob. S. T a r n o w s k i , Z n ajnow szych powieści polskich. „Przegląd P olsk i” 1881. Przedruk w: H enryk Sienkiewicz. Kraków 1897. — J. Ł a p i c k i , Dzieło s z t u ­

ki pod skalpelem p o z y ty w is ty . „N iw a” 1834, nr 230.

3 Zob. zw łaszcza J. K r z y ż a n o w s k i : S ien kiew ic z jako nowelista. „Dziennik P olsk i” 1946, nr 237; „Latarnik”. „Rzeczpospolita” 1950, nr 1. — A. N o f e r , W stęp do: H. S i e n k i e w i c z , W y b ó r nowel. W rocław 1956. — J. M a c i e j e w s k i , „W ielkopolskie” opowiadania H enryka Sienkiewicza: „Z pam ię tn ik a poznańskiego

nauczyciela”, „Za chlebem ”, „Bartek Zw ycięzca”. Poznań 1957. — J. C i e ś l i k o w -

s к i, „Ta trzecia” Sienkiewicza. „Zeszyty Naukowe U niw ersytetu W rocławskiego”, seria A, nr 32: „Prace L iterackie” II (1961). — T. B u j n i c k i : „Mała try logia”

Henry ka Sienkiewicza. „Zeszyty Naukowe U niw ersytetu Jagiellońskiego” nr 36:

„Prace H istoryczno-literackie” z. 4 (1961); „Szkice w ę g le m ” H enryka Sienkiewicza. „Pamiętnik L iteracki” 1963, z. 1. — Zob. także A. Ł a d у к a ( N o f e r ) , Henryk

S ienkiew icz — szczególnie wyd. 4 (Warszawa 1965), gdzie znacznie rozszerzone są

m. in. partie dotyczące n ow elistyk i, tamże dokładniejsze w yliczenie prac o n ow e­ listyce Sienkiew icza w ostatnim dwudziestoleciu (s. 385).

(5)

się nie tylko we wszystkich właściwie zbiorowych w ydaniach dzieł pi­ sarza, ale w każdym niem al wyborze jego nowel, w każdym p rzy n aj­ m niej am bitniejszym wyborze, a poza tym jest Sachem jednym z tych krótkich utworów, które bardzo często ukazyw ały się w osobnych w y­ daniach, do celów szkolnych i sam okształceniow ych4. Mniejsze zacie­ kaw ienie budziła ta nowela za granicą, choć i tam wchodziła do edycji nowelistycznych Sienkiewicza; natom iast w yraźnym fenomenem są osobne w ydania rosyjskie. Pierwsze w ydania przypadają na te same lata co w Polsce (1883, 1884), dalsze ukazują się w odstępach p arolet­ nich, bez dłuższych przerw . Bibliografia notuje do pierwszej w ojny światow ej 10 tego rodzaju oddzielnych wydań. Z późniejszych, już r a ­ dzieckich, na uwagę zasługuje edycja Sachema z r. 1925 w popularnej serii „Библиотека школьника” 5.

W Polsce Sachem należy do najbardziej popularnych nowel Sien­ kiewiczowskich. Od kilku bodaj dziesięcioleci wchodzi w skład podsta­ wowej lek tury szkolnej, a w każdym razie jest, jak mi wiadomo, chętnie podejm ow anym przedm iotem zajęć lekcyjnych. Sprzyja tem u kształt noweli, która swoją fakturą, atrakcyjną dla młodzieży tem atyką oraz m istrzostw em klarow nej fabuły i narracji zdolna jest wzbudzić żywe i trw ałe zainteresowanie.

Wszelako popularność tego utw oru nie skłaniała dotąd do szczegóło­ wego nim zainteresow ania 6. Traktow any od niedaw na bardzo pozytyw ­ nie w opracowaniach syntetycznych (całej twórczości Sienkiewicza lub jego nowelistyki), nie skupiał na sobie Sachem większej uwagi 7. N iniej­ szy szkic jest, o ile wiem, pierwszym w tej mierze przyczynkiem. Niech więc ta okoliczność, a także zakres zagadnień, jakie chciało się tu w pro­ wadzić, uspraw iedliw i rozm iary szkicu.

„Sachem ” — wśród nowel „egzotycznych”

Pierw szą bodaj wzmiankę o Sachemie znajdujem y w liście jego au to ra do Stanisław a Smolki z 1 lutego 1883. Pojaw ia się ona w uw ikła­

4 Szczególnie duże nakłady ukazywały się w „Bibliotece U niw ersytetów Ludo­ w y ch ” (później „Biblioteka U niw ersytetów Ludowych i M łodzieży S zkolnej”): w la ­ tach 1908—1928 pięć w ydań (wspólnie z Orsem).

5 Dane według: H, S i e n k i e w i c z , Dzieła. W ydanie zbiorowe pod redakcją

J. K r z y ż a n o w s k i e g o . T. 58—59. Warszawa 1953.

6 Sachem, był w dawnych opracowaniach m onograficznych T a r n o w s k i e g o , W o j c i e c h o w s k i e g o , L a m a całkow icie pom ijany. C h m i e l o w s k i (op.

cit.) poświęca mu w swojej m onografii jedno zdanie.

7 Odnosi się to zwłaszcza do prac: H enryk Sienkiewicz. M ateriały zebrała i w stępem opatrzyła J. K u l c z y c k a - S a l o n i . W arszawa I960. — Z. N a j d e r , O „Listach z p o dróży” do A m e r y k i H enryka Sienkiewicza. „Pam iętnik L iteracki” 1955, z. 1, — Ł a d y k a (N o f e r), op. cit.

(6)

niu z tak ważnym w ątkiem biografii pisarskiej Sienkiewicza, iż w arto ją tu ta j przytoczyć:

Co do pow ieści w ielkiej, ta będzie nosiła prawdopodobnie tytu ł Wilcze

gniazdo. Rzecz dzieje się za Jana Kazimierza, w czasie inkursji kozackiej. Źró­

deł mam dosyć — i od dawna nad tym pracuję. Może się uda. [...] Rzecz będzie w iększa, m oże 60 fejleton ów , może w ięcej. Tymczasem mam gotowy dla „Czasu” i dla „Słow a” m alutki obrazek pt. Sachem. Posłałbym zaraz, ale został w do­ mu. W ysłany będzie jutro. [K 2, 135]8

Istotnie „obrazek” ukazał się niebawem 9, inform acje zaś „co do po­ wieści w ielkiej” okazały się niezbyt ścisłe: bardziej się rozrosła, niż przypuszczał autor, a i ty tu ł otrzym ała w końcu inny — jak łatwo się domyślić, chodziło o Ogniem i m ieczem . Tylko określenie „powieść w iel­ k a ” okazało się prawdziwe, ale też nie w tym sensie, jakie mu nadaw ał Sienkiewicz, m ając oczywiście na myśli jej objętość.

Tak usytuow any w twórczości Sienkiewicza owego okresu, Sachem zajm uje pozycję dość szczególną. I to z kilku powodów.

Z punktu widzenia węzłowych motywów tem atycznych utw ór pozor­ nie należy do tej grupy nowel i opowiadań Sienkiewicza, które, są par

excellence „am erykańskie”, tj. zaw ierają obrazki z życia obcego społe­

czeństwa — egzotyczne przez to w odbiorze czytelniczym i tak zwykle traktow ane przez krytyków i badaczy twórczości pisarza; Bez szczegól­ niejszych oporów mógł tedy Zdzisław N ajder całkiem jeszcze niedawno zaliczyć Sachema do zespołu utw orów „o treści »amerykańskiej« stricto

sensu” 10. Wedle tego k ry teriu m można było Sachema usytuować obok

takich opowiadań i nowel, jak W krainie złota, Komedia z pom yłek,

Orso, Przez stepy, wyznaczając zresztą opowieści o Indianinie-cyrkow cu

najwyższą wśród nich rangę artystyczną i dostrzegając, za innym i b a­ daczami, zaw arte w niej aluzje do współczesnej rzeczywistości narodu polskiego.

Bez w ątpienia Sachem stanowi w tej grupie utworów osiągnięcie a r­ tystyczne najwyższej m iary. Właściwej rangi noweli to jeszcze nie w y­ znacza, bo cała grupa utw orów „egzotycznych” o tem atyce ściśle am ery­ kańskiej nie jest przecież artystycznie w ybitna. Poza Sachem em ta część twórczości okazała się stosunkowo najm niej wartościowa i trw ała, cho­

8 Cytaty i przywołania z pism Sienkiew icza lokalizuje się na podstawie Dzieł (zob. przypis 5). Zastosowane skróty: К = Korespondencja, T. 1—2 (Dzieła, t. 55—56. W arszawa 1951). — L = L isty z podróży do A m ery ki. T. 1—2 (Dzieła, t. 41—42. W arszawa 1950). Pierw sza liczba w skazuje tom, następne — stronice.

9 Pierw odruki S a ch em a: „Słow o” 1883, nr 57 z 28 II. — „Czas” 1883, nr 49 z 2 III.

10 N a j d e r , op. cit., s. 118. Podobnie jako now elę „egzotyczną” traktował S a­

(7)

ciaż krótkim i okresami dość naw et ceniona (np. Przez step y) n . Jeszcze

Kom edia z pom yłek, anegdota napisana z dużą w eną hum orystyczno-

-burleskow ą, może zaciekawić szerszy krąg czytelników. Pozostałe utw o­ r y z cyklu odznaczają się już w yraźnym brakiem większych am bicji artystycznych, już to jaskraw ym pomieszaniem pospołu celnych oraz czułostkowo-ckliwych składników narracji. Opowiadanie Przez stepy najw ięcej bodaj na tym ucierpiało. Jest tu zaw arty m ateriał na tęgą opowieść o próbie wierności wobec przyjętych na siebie zobowiązań, k tó ry mógłby się podobać Conradowi i Faulknerow i. Jak długo k ap itan R. relacjonuje z pew nym dystansem dzieje przepraw y przez stepy gro­ m ady wędrowców am erykańskich pod jego dowództwem, n arracja ma zakrój dobrego opowiadania przygodowego; cóż, kiedy fala sentym enta­ lizm u i ckliwości bierze niebawem górę i beznadziejnie mąci pierw otny tok relacji o zmaganiach i przewagach dawnego „mazowieckiego u ła n a ” 12, który, jak bohater Latarnika, po zaw ieruchach w ojennych w Polsce i innych krajach europejskich zawędrował do Stanów i żył tam życiem pełnym przygód.

Analogicznie wygląda spraw a opowiadania W krainie złota. I tu taj początkowa partia narracji odznacza się prostotą — stanow i nieomal naturalistyczny reportaż opisowo-historyczny. Z aw arta jest w nim w y­ raźn a próba „odrom antycznienia” obrazu epoki „gorączki złota” w K ali­ fornii w połowie poprzedniego wieku, oparta na rzetelnej wiedzy o tym zjaw isku. Sekretem talen tu pisarza pozostanie, jak um iał on przecho­ dzić od św ietnej w prost introdukcji do sentym entalno-rom ansow ej fa­ buły rodem ze zw ietrzałych schematów m elodram atycznych, co m u się nieraz przecież przydarzało w najlepszych naw et dziełach. Rezultatem była zła, żałosno-ckliwa literatu ra na m iarę ówczesnych magazynów ko­ biecych, żurnali mody, itp.13

Zupełnie już chyba nieoczekiwaną k arierę zrobiła nowela Orso, nie m niej przecież czułostkowa i sentym entalna, a nadto silnie zinfantyli- zowana w sposobie narracji. Przez długi czas wchodziła w obręb lek tu ry ucznia polskiej szkoły, zresztą razem z Sachem em 14. W ielokrotnie też

11 Szczególnie w ysoko ocenili P rzez ste p y C h m i e l o w s k i (op. cit., s. 473— 474), T a r n o w s k i (op. cit., s. 19) oraz M. Z d z i e c h o w s k i (Я. Sien kiew icz

w listach z podróży po A m e ry c e i obrazkach amerykańskich. „Ateneum ” 1882,

t. 2. Przedruk w: Szkice literackie. Warszawa 1900, s. 8).

12 Określenie „m azowiecki ułan” jest przejrzystym kam uflażem zastosowanym ze w zględu na cenzurę. Chodzi o uczestnika pow stania listopadowego.

13 Opowiadanie W krainie zlpta w ydrukow ały w łaśn ie „Nowe Mody Paryskie” (1880, nry 31—38; 1881, nry 1— 12), a później pisarz nie w łączył go już do żadnego w ydania. Dopiero po śm ierci Sienkiew icza I. C h r z a n o w s k i w cielił je do edycji

zbiorowej pism. 14 Zob. przypis 4.

(8)

w raz z nim byw ał w ydaw any w popularnych edycjach, co tłum aczy się chyba pokrew ieństw em tem atycznym obu utworów: egzotyczne środo­ wisko cyrkow e i postacie tytułow ych bohaterów (Indianin — Sachem oraz półkrw i Indianin — siłacz Orso, każący już myśleć o Ursusie). Połączenie jednak sentym entalnego Or sa i pełnokrwistego, okrutnego i nabrzm iałego celną ironią Sachema nie najlepsze daje świadectwo 0 sm aku artystycznym wydawców.

Przypom nienie powyższych utw orów uprzytom nia chyba dosta­ tecznie, że w cyklu „egzotycznych” nowel i opowiadań Sienkiewicza, op artym na realiach am erykańskich, trw ałość i wysoką wartość a rty ­ styczną zachował przede wszystkim, a naw et praw ie wyłącznie Sachem.

Nowela pograniczna

Swoistość m iejsca Sachema w tej grupie utworów Sienkiewicza po­ lega jeszcze i na czymś innym . Pew ne sugestie i aluzje dosyć zdecydo­ w anie w yłączają tę nowelę z kręgu utworów o zakroju „czysto” egzo­ tycznym . W tkaninie ich fabuł bez tru d u w ykryw ało się niekiedy ściegi 1 w ątki w sposób najbardziej bezpośredni naw et mówiące o spraw ach ojczystych (Przez stepy). I jakkolwiek w Sachemie nie ma n ajm n iej­ szego śladu bezpośredniego naw iązyw ania do motywów ściśle polskich, brak postaci z ojczystego kręgu autora — jest on z pewnych względów, 0 których jeszcze się powie, nowelą najbardziej „polską”. W tym sensie

Sachem zn ajduje się niejako na pograniczu między nowelami ściśle

„am erykańskim i” a grupą opowiadań i nowel pełnym głosem przem a­ w iających w spraw ach polskich. Chodzi tu o utw ory, które czerpały z doświadczeń rzeczywistości Nowego Świata, ale wiązały się bezpo­ średnio z tem atyką rodzimą, ojczystą pisarza, a więc z em igracją chłop­ ską (Za chlebem) oraz z tak czy inaczej zm etaforyzowanym i i symbolicz­ nie ukazyw anym i m otywam i losu polskiego, jego tradycji wyzwoleń­ czych, z m otyw am i dram atu niewoli, uchodzenia spod obcego jarzm a 1 w alki z nim. Ma się tu taj na myśli przede wszystkim arcydzieło nowe­ listyczne Sienkiewicza — Latarnik oraz pokrew ne tem atycznie W spo­

m nienie z M aripozy. W tym sensie Sachem jest nowelą pogranicza:

oscyluje m iędzy tem atyką „egzotyczną” a m etaforyką „polskiego losu” , jak by powiedział Żeromski.

Bardzo słuszna jest tedy form uła Aliny Ładyki, że Latarnik, W spo­

m nienie z M aripozy oraz Sachem „korzystając z wątków am erykańskich

zw racają się przecież do Polaków z k ra ju ” 15. Zw racają się zresztą rozmaicie: pierwsze w sposób bezpośredni i wprost, Sachem wręcz prze­ ciwnie. Jest wśród tych utw orów apostrofą — jeśli tak można powie­

(9)

dzieć — najbardziej zmetaforyzowaną. Są też w niej ukryte, jak m i się w ydaje, ogniwa po dziś dzień nie rozpoznane, tek sty i podteksty nie od­ czytane na dobre, a o charakterze utw oru, o jego bogactwie i głębi — chyba decydujące.

2. Z kraju Apaczów, Komanczów i Cahuijjów

Podłoże „Sachem a”

Próby rozważań nad genezą dzieła literackiego są zawsze wielce ry ­ zykowne i niepełne, cóż dopiero — nad psychologicznymi m otywam i narodzin pomysłu określonego utw oru. Trzym ając się tedy konkretnych i spraw dzalnych faktów, wolno zapewne w tym miejscu stwierdzić jednak tyle: Sachem poprzedzający bezpośrednio Ogniem i m ieczem i pow stały w okresie, kiedy Sienkiewicz na dobre już pracow ał nad po­ wieścią, jest jakby ostatnią falą przypływ u tem atyki am erykańskiej

(Za chlebem i Orso 1879, Latarnik 1880, W spom nienie z M aripozy 1882).

Pow staw ał w okolicznościach ewokujących tem atykę „am erykańską”, w okresie kiedy autor w ygłaszał odczyty, w których dzielił się w raże­ niam i i obserwacjam i z wojażu na drugą półkulę, kiedy realizował ostatnie pom ysły twórcze z tym związane; wówczas też, w okresie bez­ pośrednio poprzedzającym napisanie W spomnienia z M aripozy i Sache­

m a, pracował Sienkiewicz nad edycją tomu 3 i 4 pierwszego w ydania

zbiorowego swoich pism; w nich właśnie mieściła się większość nowel „am erykańskich”.

Zbliżając się już do samej tem atyki Sachema wolno następnie stw ier­ dzić, że w tym okresie, na co m amy sporo świadectw, Sienkiewicz nadal z dużym zainteresow aniem śledził fascynujące go od daw na zjawisko w alki i osaczania Indian przez wojska am erykańskie. O form alnej w oj­ nie z „powstańcami indiańskim i” rozpisywała się w tedy prasa nie tylko am erykańska, ale również europejska, a w tym i polska. Aktualizowało to powszechnie problem atykę eksterm inacji plemion indiańskich w Sta­ nach, w ogóle problem indiański, który był — jak zobaczymy — jed­ nym z najgłębiej przeżytych przez Sienkiewicza podczas podróży do A m eryki. W ydaje się, iż są to dość istotne składniki tła, z jakiego w y­ nurzy ł się pomysł kreacji sachema, ostatniego z potomków wodza w y­ tępionego plem ienia indiańskiego.

Fascynacja spraw ą indiańską

Wszyscy piszący o Listach z podróży do A m eryki podkreślają w nich ważkość tem atu indiańskiego chyba nie tyle z powodu reminiscencji w twórczości nowelistycznej, ile ze względu na im m anentne w alory pu- blicystyczno-literackie tych p artii korespondencji.

(10)

Rozm yślania pisarza nad dolą Indian, nad upodleniem tych, którzy jeszcze żyją, opisyw ane tonem głębokiego współczucia — stwierdza K ulczycka-Saloni — należą do najciekaw szych fragm entów tych arcyciekawych k orespon dencji16. Podobnie m onografista Listów z podróży do A m eryki, chcąc w ska­ zać na najtrw alsze ich stronice, p artie najbardziej plastyczne i ogarnia­ jące w ielkie zjawiska społeczne, w ym ienia przede wszystkim te frag ­ m enty, które obrazują polską emigrację, oraz te, które pisarz poświęcił Indianom 17.

„Problem indiański” prawdziwie zafascynował autora Listów. O żad­ nej kw estii życia ściśle am erykańskiego nie pisze Sienkiewicz tak ob­ szernie i szczegółowo, chociaż pierw otnie uwaga podróżnika mocno jeszcze związanego z „obozem m łodych” kierow ała się ku Stanom z in ­ nych zgoła powodów. Można skrótowo powiedzieć nawet, że istniejący w iluzji pozytyw isty kraj wolności, swobód dem okratycznych, d yna­ micznego postępu, heroiki osadnictwa, podboju przestrzeni — najwięcej bodaj zaważył na twórczości pisarza jako rzeczywisty kontynent, na którym rozgryw ał się dram at em igracji polskiej oraz zagłady Indian. Nie żeby tam te rysy rzeczywistości am erykańskiej zostały zapoznane czy zaprzeczone; przeciwnie, Sienkiewicz był ich publicystycznym piew ­ cą, gorącym, a nierzadko — mało krytycznym adm iratorem . Chodzi tylko o to, że w jego twórczości beletrystycznej przede wszystkim tem at „em igracyjny” i „indiański” przyniósł z zaczerpniętych tam bezpośred­ nich obserw acji i doświadczeń najdojrzalsze rezu ltaty artystyczne.

Ja k widać z Listów i pryw atnej także korespondencji, Indianie w y­ raźnie go fascynują. P rzejaw iają się w tym nierzadko rem iniscencje chłopięcych już w tam tej epoce lektur Coopera, B ret-H arta, G abriela F e rry ’ego i pośledniejszej literatu ry tego gatunku, którą Sienkiewicz dobrze pam iętał (zob. L 1, 132, 136).

Fascynacja chłopięca przetrw ała, chociaż wiedza o rzeczywistej egzystencji legendarnych ludów jaskraw o odbiegła od dawnych lite­ rackich wyobrażeń. Ciągnęło Sienkiewicza do osiedli indiańskich, kilka udało mu się odwiedzić. W jednym przebywał, a raczej w ytrzym ał, n a­ w et trochę dłużej, parę dni. Był w yraźnie dum ny ze swoich kontaktów z Indianam i, z wędrówek przez „krainy Apaczów i Komanczów” (K 1, 434), jak pisze w jednym z pryw atnych listów.

Motyw indiański w „Listach z podróży do A m eryki”

Porządek chronologiczny pojaw iania się w Listach motywu indiań­ skiego jest dla sposobu jego ujęcia bardzo pouczający. Po raz pierwszy

16 H enryk Sienkiewicz, s. 17. 17 Zob. N a j d e r, op. cit., s. 115.

(11)

w ystępuje ów m otyw w czw artym szkicu, z okazji pobytu pisarza w De­ troit: pierwsze zetknięcie się z Indianinem , a właściwie Metysem, odno­ tow ane jeszcze raczej z obowiązku dziennikarskiego, ale z widoczną uw agą (L 1, 126). Na spotkania z Indianam i „praw dziw ym i” w ypadnie jeszcze poczekać, chociaż Sienkiewicz ich w ypatruje i ma wyrobiony sąd o ich sytuacji.

Od czasu do czasu — wyzna wkrótce, opisując podróż koleją przez stan Michigan — zapuszczałem wzrok w głąb kraju, ciekaw y, czy nie ujrzę gdzie czerwonoskórych, których liczne pokolenia żyły niedawno jeszcze koło jeziora, a jedno z nich zostaw iło w nazw ie Huron w ieczną po sobie pamiątkę; ale znikły nawet ich ślady. [...] Indianin, dzik, niedźwiedź, kujota i jaguar u stę­ pują coraz dalej i dalej na zachód przed białym i lub giną w rozpaczliwej z nimi walce. [L 1, 127]

Tę w alkę niebawem będzie relacjonował, zanim jeszcze zobaczy „dzi­ kich Indian” (L 2, 110). Problem napiera nań z obserwacji różnych stron życia amerykańskiego, chociaż sami Indianie pozostają wciąż jeszcze poza polem widzenia podróżnika. Sienkiewicz odbywa podróż dopiero co otw artą linią kolejową Dwóch Oceanów. Rozmowy schodzą najczęściej na spraw ę Indian: Siouxôw i Pawnisów. Nowo przybyli podróżni ciągną do Czarnych Gór (Black Hills), gdzie odkryto w łaśnie złoża złota. Otóż Czarne G óry znajdują się na terytorium należącym do Siouxôw, „najliczniejszego z plemion indiańskich na północy” (L 1, 134). Czarne G óry są ich własnością, zagw arantow aną od daw na przez rząd Stanów, i dotąd panował tam w zględny spokój. Obecnie wszystko ulega zmianie:

Tłum y białych awanturników nie pytając o układy rządowe rzuciły się w góry. Rząd w praw dzie w takich razach nie daje im opieki ani posyła w ojsk na ich obronę, ale awanturnicy, zbrojni i przyw ykli do boju z India­ nami, m niej jeszcze dbają o pomoc niż o układy, i zabierają, co im się podoba. Taki stan rzeczy, który zresztą w całych Stanach jest ogólny, przyprowadził Indian do rozpaczy.

Na próżno w ysyłają poselstw a, które pergaminami, pieczęciam i i podpisami dowodzą swej w łasności. Rząd nie ma siły utrzymać awanturników; co w ięcej, gdy kraj jest już zajęty, gdy powznoszą się farm y i miasta, rządowi nie pozo­ staje nic innego, jak tylko usankcjonować zabór i doliczyć do Stanów jedno w ięcej terytorium . Tak dzieje się w Dakota, w Nebrasce, w Kansas, w Indian Territory, słowem : w szędzie. Rząd wyznacza dzikim ziem ię, a biali ją zabiera­ ją i w ytępiw szy Indian zakładają nowe stany. A le wobec tego cóż pozostaje czerwonoskórym ? Oto w ojna i wojna, bez nadziei zw ycięstw a, tylko o śmierć. Dziś czerwoni w ojow nicy w iedzą już, że nie w ytrzym ają boju z „Długimi N o­ żam i”, jak nazywają białych, idzie w ięc im o to, aby nie zginąć bez zemsty i żeby na tam tym św iecie złożyć u nóg „W ielkiego Ducha” jak najw ięcej krw a­ w ych skalpów zdartych z głów najeźdźców. Krótko m ówiąc, rasa ta dzielna, choć dzika, ginie nieubłaganie na całej przestrzeni Stanów. Z cywilizacją, która zresztą pod najgorszą postacią im się przedstawia, pogodzić się nie

(12)

um ieją i nie mogą, w ięc cyw ilizacja ta ściera ich z powierzchni ziem i rów nie nieubłaganie jak brutalnie.

Teraz przyszła kolej na Siouxôw . [L 1, 134— 135]

Przytaczając tę relację, chciałbym przede wszystkim zwrócić uwagę na porządek, bieg jej kształtow ania się. P unktem w yjścia było poja­ wienie się „nowych podróżnych”, jakby w yjętych — wedle określenia Sienkiewicza — z powieści, ich rozmowy o Indianach, które autor nie znający języka mało rozumie. Rozważania w yprzedzają obserwację. Po­ rządek „reportażow y” jest zanegowany na rzecz porządku publicystycz­ nych roztrząsań. Roztrząsań, jak widać, podpartych dobrą znajomością rzeczy, nie tylko ogólną, ale i w szczegółach. A utor kreśli niejako typo­ wy schem at procesu wyniszczania Indian; opisuje jego mechanizm, ge­ nezę, m otywy. Oczywiście o wiedzę taką nie było wówczas trudno. W okresie w ojny, okrutnej w ojny z Indianam i, jaka toczyła się w łaśnie w czasie pobytu Sienkiewicza w Stanach Zjednoczonych (śledził jeszcze jej przebieg po powrocie do E u ro p y )18, problem losu Indian często ab­ sorbował opinię publiczną. Pam iętać bowiem trzeba, iż jest to faza koń­ cowa rzeczywistej k ru cjaty przeciwindiańskiej, która m iała swoich bo­ haterów (Custer), „białych męczenników”, i ostatecznie zapędziła Indian do zam kniętych rezerw atów, gdzie mieli wegetować, ginąc z wolna pod ochroną. Był to okres kiedy w ydaw ali jeszcze swoich ostatnich, rozsła­ wionych później przez literatu rę i film wodzów (Sitting Bull, W hite Bird, o których było bardzo głośno w Stanach i Europie), prowadzących zacięte walki, akcje dyplomatyczne, rozpalających raz po raz ogniska walki, jak się okazało — darem nej.

Z Listów oraz z pryw atnej korespondencji Sienkiewicza wiemy, że go te spraw y pasjonow ały i starał się je spopularyzować w społeczeń­ stwie polskim, które uw ażał za niedostatecznie w nich zorientowane (zob. К 1, 434). Sam m iał am bicję nie relacjonow ania jednak o „zdarze­ niach i w ypadkach przem ijających”, faktach zewnętrznych, lecz czynie­ nia obserw acji i spostrzeżeń gruntow niejszych, istotniejszych, chciał

„dopytywać się przyczyn”, „badać istotę rzeczy” (L 1, 198). Tragiczny epilog d ram atu indiańskiego w Stanach oglądał więc i z głębokim zro­ zumieniem, i ze współczuciem, które często dochodziło do głosu w p rzej­ mująco celnej postaci. Oto jeden z kolejnych, szczególnie chyba zna­ m ienny fragm ent. O skali wrażliwości świadczy tu fakt, iż pisarz m aluje cały pejzaż am erykański jako wielkie cm entarzysko Indian. Taką postać

18 Już po paru latach, przygotowując w kraju do w ydania książkowego L isty

z podróży, inform uje w przypisach o dalszych fazach w ojn y Siouxôw , którymi do­

w odził S itting Bull, z armią am erykańską, o klęsce Indian i em igracji ich wodza do Kanady. Zob. L 1, 141 (przypis).

(13)

przybiera im presja ze szlaku kolejowego wiodącego przez stan Jowa, gdzie Sienkiewicz zobaczy wreszcie pierwszych Indian:

Do słupów telegraficznych przybijają tu u góry poprzeczne ram ię dla dzwonków, co [...] słupom nadaje kształt krzyżów. Otóż spojrzaw szy naprzód, w idzisz tylko szarą, nieskończoną równinę, porosłą wrzosem , przytrząśniętą m iejscam i śniegiem , a na rów ninie krzyże i krzyże, jak okiem dojrzysz, całe szeregi smutne, cmentarne — i nic w ięcej prócz tych krzyżów, które zdają się być szlakiem w iodącym w krainę śm ierci lub m ogilnikam i na grobach w ęd row ­ ców.

Bo też i są nagrobkami. Stoją one na m ogiłkach pierwotnych dzieci tej ziemi. Gdzie tylko taki krzyż się pojawi, tam giną ludy, lasy, bizony, ginie dziewiczość ziemi, a wczorajsza w ielka cisza zm ienia się w gwar handlujących, kupujących, oszukujących i oszukiwanych. Na grobach Indian uczony pro­ fesor w ykłada prawo narodów; w legow isku lisa zakłada kancelarię adwokat; tam gdzie w ilk m ieszkał, duchowny pasie ow ieczki — i hejże ha! owa ludzka gonitwa za w szystkim , co w ydaje się szczęściem , gonitwa tak skuteczna jak psa za w łasnym ogonem. [L 1, 138— 139]

Ten piękny fragm ent m iał chyba Sienkiewicz w, świeżej pamięci albo w prost przed sobą, kiedy tw orzył Sachema. Przypom nijm y bowiem analogiczny fragm ent opisu Antylopy, dawnego siedliska wytępionych Indian, zwanego przez nich Chiavattą:

Na placu, na którym powieszono ostatnich Czarnych Wężów, zbudowano zakład filantropijny; pastorowie w kościołach uczyli co niedziela m iłości bliźn ie­ go, poszanowania cudzej w łasności i innych cnót, potrzebnych ucyw ilizow a­ nemu społeczeństw u; pew ien przejezdny prelegent m iał nawet raz na Kapitolu odczyt O prawach narodów 19.

Spotkanie z Indianam i

Wreszcie przychodzi upragniona przygoda: spotkanie z Indianami. Przygotow yw anie się do niego, narastająca stopniowo niecierpliwość ocze­ kiw ania — to nie kokieteryjny chwyt reportażysty. P ryw atne świa­ dectw a w skazują na autentyczność charakteru przeżycia, jakie wiązało się z tym spotkaniem (zob. К 1, 429). Nastąpiło, jak pam iętam y z Listów, na stacji Ketchum, na skraju stanu Jowa.

Sienkiewicz w ysiadł z wagonu i dostrzegł o kilkanaście kroków od stacji zbiegowisko ludzi ciekawie się czemuś przypatrujących. Dowie­ dział się, że ośrodkiem zainteresow ania było poselstwo Siouxôw; nie wiadomo dokładnie, dokąd zdążali — do gubernatora, jakiegoś generała dowodzącego wojskam i w pobliżu Black Hills, czy też może na w ysta­

19 W szystkie cytaty z Sachema podaje się za w ydaniem ; Dzieła, t. 3 (Warszawa 1948), s. 181—189.

(14)

wę do Filadelfii. Sienkiewicz przedstaw ił w ygląd zew nętrzny owych Indian dość szczegółowo, chociaż wedle tradycyjnego szablonu, akcentu­ jąc konw encjonalne rysy, strój i sposób bycia. Najciekawsza jest cha­ rak tery sty k a kontrastow ego zachowania się tłum u Jankesów i Indian oraz próba naw iązania kontaktu z tym i ostatnim i przez autora korespon­ dencji (L 1, 140). Polski podróżnik notuje z w yraźnym ukontentow a­ niem, iż został im przedstaw iony jako „młody wojownik z Północy, który należy do innego pokolenia białych, przyjaznego czerwonym” (L 1, 141— 142), co w raz ze sporą paczką cygar i czekolady przełam ało apatię i stoicyzm wojowników. Na wejście w bliższą komitywę nie było jednak czasu, bo pociąg ruszał. Sienkiewicz notuje jeszcze niechętną reakcję innych białych, współpodróżnych, na swoje i kolegi-Francuza próby naw iązania k on taktu „z tym i łotrami, czerwonymi rozbójnikam i etc.” (L 1, 142). Pisarz w yjaśnia m otywy tej wrogości białych, ale całe to wtyjjaśnienie — podobne jak w Sachemie — obraca się przeciwko nim samym. I im dalej, tym w yraźniej. Sugestywnie kreśląc charakter walk, ich zaciętość, okrucieństwo obustronne, naiwnie kłam liw e p rak ­ tyki białych „filantropów ”, Sienkiewicz zamyka ten wywód następującą deklaracją:

Z tym w szystkim , gdyby m nie kto spytał, po czyjej stronie leży słuszność, to sądząc w edług zasad prostej, opartej nie na sofistyce, ale na sercu i su m ie­ niu spraw iedliw ości, odpowiedziałbym , że słuszność leży po stronie Indian. [L 1, 143]

I teraz następują obszerniejsze rozważania, któ re najpełniej cha­ rak tery zu ją poglądy Sienkiewicza na obserwowany w tedy ostatni ak t dram atu indiańskiego w Stanach (L 1, 143— 144).

Ogólne uw agi in kru stuje tu taj autor osobistymi, poczynionymi póź­ niej obserwacjam i form wegetacji „ucywilizowanych Indian”, którzy przedstaw iają

jeden obraz nędzy i rozpaczy: m ężczyźni obdarci, brudni, upodleni; kobiety w yciągają w ychudłe ręce do w agonów . Spytacie, dlaczego jedni i drugie nie pracują? N ie um ieją; nikt się nie troszczy zresztą o to, żeby ich nauczyć. W y­ rzekli się w ojny z białym i, rozbojó-w, polowań, a dostali za to... derki... i po­ gardę. [L 1, 144]

K orespondent, jak widzimy, zagęszcza emocjonalną tonację opisu i rozważań. Nie m elodram atyzuje, lecz w yostrza obrazowo dram at, ja­ kiemu daje świadectwo. W tym tonie jest też utrzym any i dalszy ciąg tego fragm entu. O bserwuje się tam już stałą przemienność opisu kon­ kretyzującego i kom entarza, k tó ry stanow i właściwie w ariacyjny refren na tem at historycznego losu Indian, ich zagłady nieuchronnej.

(15)

Na koniec, najpierw szym bezpośrednim produktem, który w szyscy dzicy otrzym ali od cyw ilizacji, jest: wódka, ospa i syfilis; cóż dziwnego w ięc, że p a­ trząc na cyw ilizację ze stanow iska tych najpierw szych dobrodziejstw, n ie w zd y­ chają do niej, bronią się i giną!

Przede w szystkim zaś giną. Cale te plemiona, czy to przyjąw szy cyw ilizację, czy żyjąc w stanie dzikim, znikają z powierzchni ziem i z zastraszającą szybko­ ścią. Nie mogą się cyw ilizacji ani .oprzeć, ani unieść na słabych ram ionach jej ciężaru. Objaw to spotykany u w ielu ludów dzikich. U czony nasz rodak Strze­ lecki sprawdziwszy go zm ienił na „prawo naukowe”, które Anglicy: „Strze­ lecki la w ” przezwali i które stale dziś już jako pew nik przyjęte jest przez antropologię. [L 1, 144—145]

D yskurs wiedzie do rozwinięcia stwierdzenia, które w spierać się m iało także na późniejszych obserwacjach Sienkiewicza, do konstatacji mianowicie, iż to wcale nie dziki zderza się z cywilizacją, lecz zdarzają się ze sobą dw ie różne cywilizacje. Indianie m ają swoją k u ltu rę um ysło­ wą, podania, mitologię, a naw et poezję (L 1, 146). A utor przytacza do­ wody, przyw ołuje przykłady oraz własne spostrzeżenia i zam yka ten wywód taką konkluzją;

Na koniec, plem iona te, bądź co bądź, w yrobiły już pewną cyw ilizację, m o­ głyby w ięc postępow ać i dalej, m ogłyby stanąć przy m ądrej pom ocy i na w ysokości naszej cyw ilizacji — gdyby nie to, że ta n a s z a w ynalazła postę­ powanie o w iele krótsze: zam iast słabszych popierać i w zm acniać — zabija. [L 1, 146—147]

Krótkie, przypadkow e spotkanie z Indianam i dało pisarzowi asum pt do dość rozległych rozważań ogólnych nad problem am i ich bytu, nad tragedią starcia się ich z cywilizacją białych, nad charakterem tej ostat­ niej, itp. Stw ierdzenie Sienkiewicza, że były to myśli, które snuły mu się między stacjam i K etchum i Omaha (L 1, 147), trzeba uznać za swego rodzaju ozdobnik stylistyczny. Myśli te bowiem tkw iły, w zględnie upo­ rządkowane, w świadomości przybysza z Warszawy, a bodaj naw et... w książkach czy notatkach, jakie uznał za celowe wziąć ze sobą w drogę.

W dalszej podróży przez kontynent am erykański niejednokrotnie ze­ tk n ą ł się jeszcze Sienkiewicz bezpośrednio z problem em Indian, co cie­ kawsze naw et, w samym Anaheim, gdzie dłużej przebyw ał. D wa lata wcześniej — opowiadano mu — dwóch Indian zaciągnęło do w innicy i zamordowało żonę jednego z mieszkańców. Dalsze w ypadki potoczyły się zgodnie ze zwyczajem zbiorowej zem sty na „czerwonych”, z zasto­ sowaniem praw a lynchu;

Tradycja lynchu — ironizuje Sienkiew icz w sposób znowu przypom inający

Sachema — zbudziła się jak drzem iący lew i zaszum iała nad indyjskim i [!]

głowam i jak burza. Prawda, że po kilkunastu ich zostało niew in nie zabitych, ale na resztę padł taki postrach, że sam i w yszukali w inow ajców i oddali ich pospolitem u ruszeniu. [L 2, 14]

(16)

Na dnie

Bodaj najw ięcej współczucia budziły w Sienkiewiczu te szczepy in­ diańskie, które znalazły, się już na skraju upadku i nie były zdolne do zbrojnego oporu. Spotykał takie zwłaszcza w Kalifornii, którą nieco lepiej poznał i gdzie trochę czasu spędził w wigwamach. Raz po raz mówi z praw dziw ym współczuciem o ich nędzy i żebraczej często doli, od której nie widać ratu n k u .

Sw oją drogą jednak biedacy ci zasługują pod każdym w zględem na litość. Pokolenia zam ieszkujące północne prerie Stanów i pokolenia południowe, jako to: Apacze i Kom ańcze, um ieją się bronić przynajm niej, mają jeszcze jaką taką siłę oporu; ale Indianie kalifornijscy dali już zupełnie za wygraną. [L 2, 110] Właśnie wśród jednego z takich plemion, u Cahuijjów, pisarz prze­ byw ał kilka dni — jest to jego najistotniejsze doświadczenie bezpośred­ nie dotyczące Indian; omawia je ostatnia w korespondencji obszerniejsza relacja-podsumowanie:

Naprzód, życie ich wśród brudów nie do uwierzenia i wśród robactwa, przed którym w reszcie uciekłem , może przejąć tylko w strętem ; po w tóre, w każdym ich kroku znać dem oralizację cechującą rasy ginące. Są leniw i, wiarołom ni, kłam cy, a w reszcie i tchórze. Jeśli nie kradną i nie rozbijają, to tylko dlatego, że drżą przed straszliw ym lynchem , z którym poznajom ili ich skwaterowie. [L. 2, 137]

Po w yrazistym i pozbawionym wszelkich estetyzujących iluzji opi­ sie autor jednakowoż stwierdza:

kilkodniow y pobyt mój m iędzy nimi, mimo licznych ich wad, zostaw ił m i jed ­ nak pełne w spółczucia dla tych biedaków w spom nienie. W spółczuję im z tej prostej przyczyny, że są nieszczęśliw i. [...] nieubłagany palec cyw ilizacji ściera i te spokojne pokolenia z powierzchni ziemi. [L 2, 139]

Sienkiewicz był w tedy piewcą cywilizacji, jej postępów; bywało, że w imię ich afirm acji zdarzało mu się — jak tylu innym rówieśnikom i potomnym — zapominać o kosztach, jakie się za nią płaci. I wtedy, i długo jeszcze zaliczał się do piewców postępu cywilizacyjnego, w Ame­ ryce, w Polsce i gdzie indziej. Dlatego szczególną cenę m ają dalsze zda­ nia, zam ykające ten w ażny fragm ent jego wypowiedzi:

Może to nieuniknione, m oże konieczne, a jednak jest w głębi natury ludz­ kiej jakieś poczucie głębszej spraw iedliw ości, którem u dzieje się w ten sposób krzywda; w ięc m im o w oli, w im ię tego uczucia, pragnie się nieraz powiedzieć

„goddam!” na ow ą cyw ilizację, co dla słabych i ciem nych jest takim przew od­

nikiem, nauczycielem , jakim byłby w ilk dla owiec. [L 2, 139]

Jest to chyba jeden z najpiękniejszych fragm entów pisarstw a Sien­ kiewiczowskiego, nie chciało się go tedy pominąć w wywodach o Sa­

(17)

Jak widać z tego przeglądu „kwestii indiańskiej” w korespondencji Sienkiewicza, na zupełnie kruchych podstawach op arty jest pogląd mo- nografisty Listów, iż opinie przez ich autora o Indianach wypowiadane w końcowych szkicach nie dorów nują wcześniejszym. Tłumaczy się to naw et wpływem bliższego współżycia pisarza z białym i A m erykanam i 20. M onografistę musiało po prostu złudzić to, że wcześniej Sienkiewicz w ypowiada swoje opinie pełne współczucia dla ginących ludów indiań­ skich, a później dopiero, z okazji coraz liczniejszych zetknięć z nimi, opisuje stan ich nędzy, dem oralizacji i upadku — piórem, którego właści­ ciel um iał nie tylko znaleźć uznanie dla naturalizm u zolowskiego, ale um iał się jego metodami posługiwać. Zresztą i w tych ostatnich listach Sienkiewicza nie brak, jak wskazałem, tonu współczucia. Widać jednak, iż sam problem m niej go już pasjonuje. Odwołując się nieraz do tego, co daw niej napisał, nie m odyfikuje opinii, lecz je dopełnia. Wnioski końcowe, jakie chciałoby się zaproponować, również odbiegają w istocie od tych, jakie w ysnuł autor jedynej obszerniejszej rozpraw y o Listach

z podróży do A m e ry k i. Jego zdaniem

Trafnie zaobserw owany konflikt am erykańsko-indiański przedstaw ia S ien ­ kiew icz z nam iętną pasją i na swój sposób, w sw ojej term inologii, traktuje go przecież jako konflikt przede w szystkim k la so w y 21.

N ajder nie szczędzi słów uznania autorow i Listów za tego rodzaju in terpretację. „Tak było w rzeczywistości” — tw ierdzi bez wahania.

N iezupełnie jednak tak było w rzeczywistości. A już najm niej do­ patrzyć się można u Sienkiewicza ujęcia kw estii indiańskiej w Stanach w kategoriach w alki klasowej. Wręcz przeciwnie. Jeśli bowiem na spra­ w ę m urzyńską w Ameryce Północnej — dla której, rzecz ch arak tery ­ styczna, Sienkiewicz nie okazuje żadnego niem al zainteresow ania — musiało się spojrzeć jako na problem par excellence klasowy, ściśle i w ielostronnie związany ze stru k tu rą socjalną Stanów Zjednoczonych, jeśli musiało się w tedy dostrzec w niej nieuchronnie problem niewoli i przyw ileju klasowego, przemocy ekonomicznej i społeczno-politycznej, to kw estia indiańska jaw iła się przybyszowi ze Starego Lądu, zwłaszcza Polakowi, z reguły jako przejaw konfliktu narodowego, jako dram at osaczenia i zagłady jednej społeczności przez inną, odrębną, przybyłą niejako z zewnątrz. M urzyn-niew olnik lub wyzwoleniec z Południa i M urzyn-parias z getta Północy stanowili, jakakolw iek by była ich dy­ skrym inacja i jakiekolwiek by były uprzedzenia rasistowskie, elem ent składow y społeczeństwa am erykańskiego. Indianin zachowujący swoją dum ną odrębność, nie asym ilujący się, w zgardliwie odrzucający samą

20 N a j d e r , op. cit., s. 109. 21 Ibidem, s. 108.

(18)

możliwość przystosowania się do narzucanych mu w arunków cywiliza­ cyjnych, niezdolny do jej przyjęcia w w ersji mu narzucanej — mówię o pojęciach powszechnie w tedy panujących — był kimś obcym, kim ś „z zew nątrz”. Był ofiarą podbojów i rozboju, choć czasem jeszcze sta­ wiał opór, walczył, mścił krzyw dę najazdu i grabież w łasnej sadyby, ojcowizny, terenów łowieckich.

W tej perspektyw ie widział Sienkiewicz problem indiański, co na przykładzie przytoczonych już obszernie jego wywodów jest chyba oczywiste. W tej również perspektyw ie ujął tragiczny problem at in ­ diański w Sachemie, nasyconym doświadczeniem i elem entam i obser­ wacji bezpośredniej autora Listów z podróży. Nierzadko, jak się w ska­ zywało (i stąd także waga am erykańskiej korespondencji Sienkiewicza dla naszych rozważań), napotykam y w noweli niemal parafrazy zapi­ sów i spostrzeżeń d ziennikarskich22. Z ty m wszystkim jednak odnaj­ dujem y w Sachemie bardzo świadome ich przekształcenia, podporządko­ w ane nadrzędnym celom artystyczno-ideowym . Pisarz nie tw orzył je d ­ nej jeszcze w erystycznej noweli o zakroju „egzotycznym” .

3. Symbole, parabole i paralele Motyw niemiecki

Już pierwsze zdania Sachema, utrzym ane w tonie inform acji histo- ryczno-geograficznej, od razu na sposób typowo nowelistyczny w prow a­ dzające in médias res akcji („W mieście Antylopie, położonym nad rze­ ką tegoż nazwiska, w stanie Teksas, spieszył kto żyw, na przedstaw ienie cyrkow e”), zaczynają się zaraz zabarwiać ironicznie. I ironia ta stano­ wi natychm iast sygnał innych doświadczeń — własnych — czytelnika, dla którego pisarz przeznaczył opowieść egzotyczną o ostatnim synu wodza zgładzonego plem ienia indiańskiego, o sachemie Czarnych Wężów. A ntylopa pow stała na miejscu ich głównej osady — Chiavatty, ledwie przed kilkunastu latam i. Pierwsze zdania wprowadzające w szczegóły tego zdarzenia, bądź co bądź historycznego, orzekają jeszcze w tonie

22 Spośród licznych przykładów, jakie można by tu przytoczyć (zwłaszcza w sprawach dotyczących Indian) i jakie się już poprzednio w skazywało, m oże warto zw rócić jeszcze uwagę na zawarty w Listach opis przyjazdu do A naheim cyrku francuskiego i charakterystykę zachowania się m ieszkańców tej osady (L 1, 209). N aw et sama historia A ntylopy w ydaje się literacką transform acją wyczytanej czy zasłyszanej przez S ienkiew icza relacji, o której w spom ina się również w P rzez

stepy. Przygodnie m ów i się tam, iż „czterystu Niem ców zostało w pień w yciętym i

w chw ili przeprawy [przez Missouri] przez pokolenie Kiawatha, w m iejscu gdzie dziś stoi m iasto Omaha” (Dzieła, t. 3, s. 65). Mamy tu z całą pewnością do czyn ie­ nia z odm ienną transkrypcją nazw y Chiavatta.

(19)

obiektyw nym , że C hiavatta była stolicą Indian, „którzy w swoim czasie dali się tak we znaki granicznym osadom niemieckim, Berlinowi, G rü n - denau i Harmonii, że osadnicy dłużej nie mogli w ytrzym ać”. Lecz na­ tychm iast ironiczne objaśnienie pisarza odsłania owe dolegliwości, ja ­ kich doświadczali biali koloniści ze strony Czarnych Wężów. Ironia przechodzi w oskarżenie, służy mu lub przeplata się z nim. Jeden tylko raz bodaj py tajn a kadencja zdania jest retorycznym oskarżeniem w prost, w pozostałych partiach relacji konfliktu jest zderzeniem ironicznego i sarkastycznego tonu z tragedią eksterm inacji tubylczej społeczności — bezpośredni dalszy ciąg historii pow stania A ntylopy brzmi:

Indianie bronili wpraw dzie tylko swego „terytorium ”, które rząd stanow y Teksasu przyznał im na w ieczne czasy najuroczystszym i traktatam i; ale cóż to mogło obchodzić kolonistów z Berlina, Griindenau i Harmonii? P ew n ym jest, że odbierali oni Czarnym Wężom ziem ię, wodę i powietrze, ale n atom iast w nosili cyw ilizację; czerwonoskórzy zaś okazyw ali im wdzięczność na swój sposób, to jest zdzierając im skalpy z głów. Taki stan rzeczy nie m ógł trwać. Osadnicy w ięc z Berlina, Griindenau i Harmonii zebrali się pew nej nocy k się­ życowej w liczbie czterechset i, w ezw aw szy na pomoc M eksykanów z La Ora, napadli na uśpioną Chiavattę. Tryum f dobrej sprawy był zupełny. C hiavatta została spaloną, a m ieszkańcy bez różnicy w iek u i płci w pień w ycięci.

Ocaleli tylko nieliczni wojownicy, którzy byli w tedy na łowach z dala od osady. „Trium f dobrej spraw y był zupełny”. Czyjej? Osadników „z Berlina, G riindenau i H arm onii”. W trzydziestu kilku w ierszach po­ czątku utw oru określenie to pow tarza się aż czterokrotnie. Zagęszcze­ nie jest oczywistym chwytem stylistycznym . Brzmi jak refren.

W charakterystyce atm osfery ustabilizowanego m iasta znowu za­ gęszczają się elem enty ewokujące jego niemieckie cechy („W mieście w ychodziły dwa Tagblatty i jedna M ontagsrevue”). Zaw ierają się one w syntetycznym opisie mieszkańców („Byli uczciwi, rządni, pracowici, system atyczni, otyli”), ich pracowitych dni oraz gw arnych wieczorów spędzanych w piw iarni „Pod Złotym Słońcem”.

I znowu cały nacisk pada na tożsamość mieszkańców A ntylopy z n a­ cją skądinąd lepiej znaną polskiemu czytelnikowi:

Słuchając tych głosów trochę powolnych i gardłowych, tych: Mahlzeit! Mahl­

zeit!, tych flegm atycznych: Nun ja wissen Sie, Herr Müller, ist das aber m öglich ?, tych dźw ięków kufli, szumu piwa, tych plusków przelanej piany

na podłogę, widząc ten spokój, powolność, patrząc na te filistersk ie, zalane tłuszczem twarze, na te rybie oczy, można by mniemać, iż się jest w jakiej piw iarni w Berlinie lub Monachium, nie zaś na zgliszczach C hiavatty. A le w m ieście w szystko już było ganz gemütlich i o zgliszczach nikt nie m yślał. Zwróćm y i tu uwagę, iż obiektyw izujący początkowo opis, naw et fizjonomiczny, obyw ateli A ntylopy coraz bardziej przekształca się w sa­ tyryczny, naturalistycznie w yjaskraw iony („filisterskie, zalane tłuszczem

(20)

tw arze”, „rybie oczy”). I w łaśnie on jest styczny oraz spięty porów na­ niem z ich jednoplemieńcam i z Berlina i Monachium.

W całej noweli, od początku do końca, m otyw niemieckiego rodo­ wodu populacji A ntylopy jest stale, niejako refrenow o podtrzym yw a­ ny. Co kilka czy kilkanaście w ierszy rozmieszczone są w ątki epizodycz­ ne, w trę ty aluzyjne lub rozbudowane wstawki, w yraźnie tem u celowi służące. P rzy jrzyjm y się im w takim porządku, w jakim w ystępują w noweli. Oto pierw szy w kolejności fragm ent:

Rozumie się, że filistry z A ntylopy cisnęli się do cyrku, aby im portowanym z N iem iec żonom i synom, którzy ani razu w życiu nie w id zieli Indianina, pokazać ostatniego z Czarnych Wężów i powiedzieć: „Patrzcie, oto takich w pień w yrżnęliśm y przed laty piętnastu”. Ach, Herr-Jeh! — Miło jest u sły­

szeć taki w ykrzyk podziwu zarówno z ust Am alchen jak i m ałego Fryca. Z sugestywnego opisu atm osfery, w yglądu cyrku, napięcia przed oczekiwanym w ystępem — raz po raz w yłaniają się na tym krótkim odcinku narracji: „głowa piwosza”, opasła postać „młodej M athilde, córki piw ow ara”, ucho „grocernika Flossa”, okrzyki: „Frisch Wasser! '

frisch Bier!” Nowe zagęszczenie aluzji i motywów przypom inających

narodowość publiczności łączy się z w ystępem sachema; poprzedzające go efektowne tricki reklam ow e właściciela cyrku wzbudzają niepokój wśród widzów. P róbują sobie perswadować, iż zawziętość i mściwość sachema musiała wygasnąć po latach pracy w trupie cyrkowej, którą — jak się teraz dopiero dow iadujem y — w większości stanowią Niemcy. Pisarz przechodzi z try b u n arracji obiektyw no-relacjonującej do tzw. mowy pozornie zależnej, i w tym trybie przekazuje refleksje widzów , przez pryzm at ich świadomości. Nie ironizuje już jawnie, nie kom entuje:

Chiavatta, Chiavatta! A toż oni, Niem cy, także są nie na swojej ziem i, daleko od ojczyzny, i nie m yślą o niej w ięcej, niż na to „business” pozwala. Przede w szystkim trzeba jeść i pić. O tej prawdzie musi pam iętać tak dobrze każdy filister, jak i ostatni z Czarnych Wężów.

Czy konfrontacja losu Indian z filisterskim bytow aniem ich pogrom­ ców i tępicieli, kolonistów niemieckich, czerpie swoją intensywność, swoje dram atyczne i tragifarsow e zagęszczenie tylko stąd, z wyostrzo­ nej ekspresji obrazu tragedii am erykańskich tubylców i zbrodni popeł­ nionych na nich przez białą cywilizację? Czy fakt, że eksterm inacja pokolenia Czarnych Wężów była dokonana w łaśnie przez kolonistow- -Niemców, nie dodawał tem u obrazowi nowych rysów, dodatkowej wy­ mowy? I czy nie było to w yraźnym , zamierzonym celem autora? W św ietle tdgo, co się dotąd o utw orze już powiedziało, w ydaje się, iż odpowiedź pozytywna na te pytania jest w pełni uzasadniona. A jeśli tak, to czy ten człon — w ytępienie plem ienia indiańskiego, jego wybicie

(21)

do nogi, zatracenie do ostatniego, do ostatniego dosłownie potomka, „zasymilowanego” i przysposobionego do roli „linochoda” i aktora cyr­ kowego w ystępującego w trupie niemieckiej, nie znaczy więcej niż zna­ czyć się zdaje? Mówiąc w yraźniej: czy w tym obrazie nie k ry ją się treści i symbole dodatkowe, adresowane do polskiego czytelnika, do jego doświadczeń, świadomości, tradycji historycznej i kulturalnej? C hyba tak. To, że A ntylopa jest m iastem w Teksasie n a wskroś i jedno­ rodnie niemieckim, że C hiavatta została osaczona i zgładzona przez Niemców, że plemię Czarnych Wężów zostało całkowicie wytępione, a ostatni ich potom ek spełnia rolę dostawcy rozryw ki cyrkowej, za co dostaje mu się litościwa i szczodra jałm użna czy nagroda — to dla czy­ telnika polskiego z około r. 1880, a także dla autora Bartka Z w ycięzcy i Z pam iętnika poznańskiego nauczyciela miało swoją dodatkową, szczególnie dobitną wymowę. Sienkiewicz starał się ją widocznie w y­ ostrzyć. Niemcy, tylko oni, są tu przedstaw ieni jako bezwzględni, bez­ litośni pogromcy całego plem ienia indiańskiego i filisterscy gospodarze daw nych jego ziem. To oni pozbawili plemię Czarnych Wężów „ziemi, wody i pow ietrza”. Nie respektow ali trak tató w rządu stanowego gwa­ rantujących Indianom ich terytoria, na ich ziemiach, zgliszczach i gro­ bach urządzili takie życie, iż można było mniemać, że się jest w jakiejś piw iarni w B erlinie lub Monachium.

Spraw y Polaków

O sposobie widzenia konfliktu polsko-niemieckiego przez Sienkie­ wicza, który całkiem niedawno, tuż przed napisaniem Sachema, w ydru­ kow ał W spomnienie z M aripozy i Bartka Z w ycięzcę, a nieco dawniej Z pam iętnika poznańskiego nauczyciela 23, nie w arto zapewne szerzej się rozpisywać. Trzeba by tylko zwrócić uwagę na spraw y najogólniejsze i zarazem najściślej wiążące się z problem atyką Sachema.

Głównymi cechami Bismarckowskich Niemiec były dla Sienkiewicza podbój i eksterm inacja innych narodów, które los postaw ił w poprzek zaborczych i mocarstwowych aspiracji państw a niemieckiego. O tonie, ja k i ta problem atyka przybiera w w ersji publicystycznej, dyskursyw nej, świadczą dobrze uwagi rozsiane m. in. w Listach z podróży, które tu przyw ołujem y nie bez kozery. Są mniej spopularyzowane, a zarazem współbrzmią trochę z tonacją analogicznych uwag na ten tem at w Sa­

chemie. Przejazdem przez Berlin notuje Sienkiewicz takie spostrzeżenie:

23 Warto zwrócić uwagę na chronologię powstania i pierwodruków: Z pam ię tn i­

ka poznańskiego nauczyciela — 1879, Bartek Z wycięzca — 1882, Wspomnienie z M aripozy — 1882.

(22)

Z daleka w idziałem snujące się tu i owdzie m ałe oddziałki żołnierzy w h e ł­ mach ze złoconymi ostrzami, spokojnych i surowych jak dawni legioniści rzym scy. Patrząc na kroki ich, m iarowe i jednostajne, na m echaniczne poru­ szenia głów, rąk i nóg, można by w ziąć ich za m achiny bezw łasnow olne, pona- kręcane jednym kluczem. Jakoż i są to machiny, dla których kluczem i m oto- - rem jest w ola wyższa, nieodgadniona nigdy, groźna, chmurna, kryjąca w fałdach

togi w ojnę i pożogę. [L 1, 13]

Jak b y dalszym ciągiem tego typu refleksji są uwagi pisarza z okazji pobytu w Belgii, którą uznał za najszczęśliwszy kraj na świecie, doda­ jąc jednak melancholijnie:

Jest nim przynajm niej dotychczas, ale któż może powiedzieć, jak długo będzie? Może za kilka lat nadejdą czasy, że spiczaste hełm y nadciągną tu od strony Renu, spokojni dziś m ieszkańcy będą słyszeć rżenie „konia A tty li”, po nocach huk armat [...], a zam iast dzisiejszych pieśni przy pracy zabrzmi inna, która zm ąciła spokój rów nie szczęśliwej Alzacji: „Was ist des Deutschen V a ter­

land” 24. [L 1, 21]

Co się tyczy bezpośrednio stosunku państw a pruskiego do Polaków, to już wcześniej w tym samym cyklu dziennikarskim Sienkiewicz od­ malował go hiperbolicznie w opisie kontroli celnej, jakiej był poddany po przebyciu granicy niem iecko-rosyjskiej:

— Pan ma parę nowych butów — rzekł do m nie pruski celny urzędnik. — Czyż pan chciałeś, żeby w szyscy u nas w dziurawych już chodzili? — odpowiedziałem .

N iem iec pom yślał trochę. Może pomyślał: „Przyjdzie czas i na to” — i zam knął mój kuferek. [L 1, 12]

O szczególnej wrażliwości Sienkiewicza na zagrożenie niemieckie w stosunku do Polaków świadczy jeszcze jeden szczegół, bezpośrednio łączący się z obserwacjam i i refleksjam i poczynionymi w Ameryce. Za­ stanaw iając się nad losem em igrantów polskich, przew iduje nieuchronne ich wynarodowienie, całkowite rozpłynięcie się wcześniej lub później w żywiole am erykańskim oraz niemieckim. W tym ostatnim — ze względu na charakter żywiołu asymilującego oraz przeszłość polskich emigrantów:

W niektórych m iejscowościach, zam ieszkałych przez Polaków i N iem ców w spólnie, nacisk żyw iołu germ ańskiego nie jest tu m niejszy niż w Poznańskiem lub na Śląsku, a lubo nie urzędowy, rów nież prawie jest skuteczny ze w zględu na to, że działa na ludność od pnia m acierzystego oderwaną, a posiadającą mało daru organizacyjnego. U w zględnić tu także należy, że znakom ita część w ychodźców składa się z Kaszubów, Mazurów pruskich, Ślązaków i Poznańczy- ków, do zniem czenia już niejako przygotowanych. [L 2, 279]

Nie o Niemców w ogóle, nie o jakiś zaślepiony antygerm anizm Sien­ kiewicza tu przecież chodzi. Byw ały i byw ają takie sytuacje historyczne,

(23)

kiedy pojęcie innego narodu identyfikuje się z niewolą, uciskiem, jarz­ m em narzucanym przy jego pomocy, czy tylko bodaj w jego im ieniu. Około 1880 r. stosunki dwóch narodów form ow ały się w klimacie prze­ wagi „bism arckiady”, antypolskich poczynań, germ anizacji w zaborze pruskim , osławionych „rugów ”. Taka była optyka samego zjaw iska w i­ dzianego z olbrzymiego obszaru ziem polskich bezpośrednio poddanych ty m doświadczeniom, taka też — z perspektyw y i wszystkich innych części kraju, które doświadczały losu zależności narodow ej, obcej prze­ mocy politycznej w codziennym bytowaniu.

Niemcy z A ntylopy są więc raczej stereotypem . U kształtował się on w kręgu doświadczeń ojczystych i do nich stanow ił przejrzystą aluzję. J e j w łaśnie ewokacja kazała naw et rezygnować z osobistych doświad­ czeń i rozm yślań innego rodzaju. Intencja ideowa i artystyczna Sache­

m a kazała je usunąć z pola widzenia, zastąpić konkret stereotypem . Bo

byw ało przecież i inaczej jeszcze, i inaczej też m yślał o tych spraw ach sam Sienkiewicz. W łaśnie w Ameryce.

Do tego stereotypu nie przystaje np. poczciwy hotelarz z Maripozy, daw ny podkomendny i adm irator Mierosławskiego z okresu Wiosny Ludów, Badeńczyk (co podkreśla się dla odróżnienia od Prusaka) w yzna­ jący ideały najszlachetniejsze, „na jakie się zdobył język ludzki” : swo­ body, postępu, cyw ilizacji25.

Co może ciekawsze, ?e względu już choćby na problem atykę Sache­

m a, to fakt, iż Sienkiewicz, program owy jeszcze wówczas w yznaw ca po­

stępu cywilizacyjnego, w yraźnie dostrzegał w Am eryce pionierską rolę Niemców i dodatnio ją oceniał. Traktow ał ją, jak tylu innych pozyty­ wistów, jako publicystyczny argum ent przem aw iający za krzew ieniem pracowitości i za celowością wysiłków produkcyjnych. Dzieło zagospo­ darow ania A m eryki stanowiło w tedy bowiem patetyczny w tym zakresie argum ent, uderzające swoją realnością i stopniem osiągniętych w yni­ ków, choćby cena ich budziła skądinąd wątpliwości i skrupuły.

K w itnący jednak stan w ielu osad niem ieckich, szwedzkich, duńskich — pisał autor L istów z podróży — dowodzi, że praca i trudy opłacają się w koń­ cu. [L 2, 269]

Na praw ach m ałej dygresji w arto przytoczyć tu jeszcze jeden szczegół z kręgu osobistych doświadczeń Sienkiewicza dotyczących Niemców. Otóż w ybierając się, wedle pierw otnych zamysłów, na stałe zamieszkanie w ferm ie-falansterze w Kalifornii, bardzo chętnie przy­ łączył się do wyboru miejscowości Anaheim, któ ra nie tylko z nazw y 25 Wspomnienie z Maripozy. Cyt. za: Dzieła, t. 3, s. 29. Warto nadm ienić, iż ten w łaśn ie utwór pow stał bezpośrednio przed Sachemem — d zieli je odstęp kilku m iesięcy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

104 Кримінально-виконавчого кодексу (КВК) України закріплено право оперативних підрозділів органів і установ на проведення в

„Młodzi wobec wyzwań wielokulturowo- ści” wygłoszonych zostało aż 11 referatów: 3 przez absolwentów (mgr Tomasz Kosicki, mgr Monika Rzepa, mgr Ryszard Rzepa), 8

Sienkiewicz nie był początkowo zdecydowany uczestniczyć w uro­ czystościach, rozważał różne okoliczności, przede wszystkim zaś zastanawiał się nad ewentualnymi

Het  (permanent)  grootschalig  openstellen  van  meerdere  datasets  als  open  data  door  Liander  biedt  een  uitgelezen  gelegenheid  om  het  voorgestelde 

Deze visie heeft als doel de bestuurders van de verschillende overheden in de Zuidwestelijke Del- ta te inspireren bij het maken van keuzes voor de inrichting van het gebied

Bij een tweede mogelijke methode, het zogenoemde verticaal stapelen, worden containers op elkaar geplaatst waarvan de verwachte vertrekdagen in de toekomst dichterbij komen..

Pierwszy z nich – Naukowy Instytut Badawczy Hastings Center (Institute for the Study of Society Ethics and the Life Sciences USA) umieszcza' zakres swoich bada&