Michał Głowiński
Intertekstualność w młodopolskiej
krytyce literackiej
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 80/4, 47-76
P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X X X , 1989, z. 4 P L I S S N 0031-0514
MICHAŁ GŁOWIŃSKI
INTERTEKSTUALNOŚĆ
W MŁODOPOLSKIEJ KRYTYCE LITERACKIEJ 1
Intertekstualność w krytyce jest zjawiskiem swoistym, nie można bowiem każdego cytatu, streszczenia czy odwołania do innych tekstów, w ystępujących w dyskursie krytycznym, traktow ać jako jednego z jej przejawów. Nie stanowi ona jego przyrodzonej właściwości, a gdy się w nim pojawia, zajm uje pozycję szczególną i zakłada spełnienie różnego rodzaju warunków. K rytyka jest domeną m etatekstualności, chciałoby się powiedzieć: m etatekstualności realnej, poza takim i — rzadkimi — przypadkami, jak Doskonała próżnia Lema, kiedy k ry ty k sam kreuje omawiane teksty. Trzeba na wstępie przypomnieć ten truizm, nie tylko dlatego, że — jak się okaże — relacje między m etatekstualnością a in- tertekstualnością tworzą ważny problem, przede wszystkim z tej racji, że tu taj już u samego początku ujaw niają się różnice w funkcjonowaniu pewnych krytycznych procedur. A utorka jedynej znanej mi pracy o in- tertekstualności w dyskursie krytycznym, brazylijska rom anistka Leyla Perrone-M oisés, stw ierdza dobitnie:
Zagadnienie intertekstualność! krytycznej różnie się zarysow uje zależnie od sposobu, w jaki traktuje się krytykę: jeśli traktuje się ją jako metajęzyk, gra nica dyskursywna zostanie zachowana; jeśli rozpatruje się ją jako écriture, granica ta podlega u ch y len iu i.
Chodzi tu o granice między dwoma rodzajam i dyskursów — między dyskursem literackim a dyskursem krytycznym , k tó ry się w taki czy inny sposób do tamtego odnosi. „Ecriture" znaczy tu taj: swoiste m etody budowania dyskursu, ó w jedyny artykuł na tem at tego zjawiska zawiera wiele interesujących obserwacji, jest niewątpliw ie pionierski, ma wszakże jedną zasadniczą wadę: Perrone-M oisés rozpatruje dyskurs krytyczny, w którym intertekstualność stanowi podstawową zasadę budowy tekstu,
1 L. P e r r o n e - M o i s é s , L ’in te rte x tu a litè critique. „Poétique” 1976, nr 27, s. 375.
jako zjawisko specyficznie współczesne, bez precedensów w historii; w jej ujęciu stanowi on wynalazek B arthes’a, B lanchota i Butora. W niczym nie uchybiając oryginalności trzech panów B., stwierdzić w ypada, że jest to zjawisko dużo starsze, o rozległych tradycjach (wymieńmy choć by twórczość krytyczną Charles’a Du Bos). W Polsce skrystalizowało się ono na początku w. XX i stanowi jedną z głównych właściwości k ry ty k i literackiej Młodej Polski w drugiej fazie jej rozw oju (mniej więcej od r. 1900). Oczywiście, nie można mieć pretensji do badaczki znad Amazon ki, zajmującej się krytyką tworzoną nad Sekwaną, że nie wie o tym, jak się rzeczy m iały nad Wisłą. Nie był to jednak fenomen specyficznie polski, miał zasięg europejski, charakteryzow ał także k rytykę francuską tam tej epoki. Nie skrystalizował się on zresztą dopiero na przełomie wieków, choć w tedy właśnie stał się jednym z wyróżników krytyki literackiej, występował już w krytyce rom antycznej, w Polsce — w a r tykułach Mochnackiego. O tej tradycji także należy pamiętać.
Od razu na wstępie chciałbym stwierdzić, iż rzecz dotyczy czegoś więcej niż metod przytaczania czy naw et pew nych właściwych krytyce tej epoki cech stylistycznych. I one są ważne, ale w pewnych przypad kach stanowią tylko zew nętrzny w yraz zjawisk i procesów, które okre śliły tak samą koncepcję krytyki jako swoistego typu działania, jak w płynęły na kształt tego, co najważniejsze dla dyskursu krytycznego. Intertekstualność w tej postaci, w jakiej pojaw iała się w krytyce mło dopolskiej, jest pewną ogólną koncepcją k ry ty k i (zwykle zresztą nie formułowaną w wypowiedziach m etakrytycznych i nie wiadomo, w ja kim stopniu uświadomioną), jest swoistym zespołem reguł, które ją okre ślały. Przejaw ia się ona w trzech zasadniczych dziedzinach. In tertek stu al ność 2 jest więc w krytyce młodopolskiej, po pierwsze, metodą budow y dyskursu krytycznego; po drugie, jest czynnikiem określającym i regu lującym relacje, jakie zachodzą między podmiotem krytycznym a tekstem literackim (w konsekwencji — także odbiorcą) i, po trzecie, stanowi domenę aksjologii, wiąże się zawsze z pew nym i wartościowaniami. Prze jaw y młodopolskiej intertekstualności krytycznej chciałbym analizować właśnie w tych trzech dziedzinach.
2
Głównym przejaw em intertekstualności w tekście krytycznym jest mowa pozornie zależna, w ydaje się, że można naw et nazywać ją kry tyką w mowie pozornie zależnej. Od razu wszakże należy dodać: mowa pozornie zależna w szczególnej postaci. W tekście narracyjnym , stano wiącym jej zasadniczą domenę, jest ona swoistą relacją między dwoma szeregami mowy: n a rrato ra i postaci. Tak ujęta, staje się zwykle (choć
IN T E R T E K S T U A L N O S C W M Ł O D O P O L S K I E J K R Y T Y C E L I T E R A C K I E J 49
nie zawsze) przejaw em dialogiczności w klasycznym Bachtinowskim sensie, nie kojarzy się jednak, a w każdym razie kojarzyć się nie musi, z intertekstualnością. Rozpatrywane z tego p u n ktu widzenia, stosunki między dwoma szeregami mowy są zjawiskiem ściśle w ew nątrzteksto- wym, w ich obrębie pojawić się wprawdzie mogą odwołania do jakiegoś innego tekstu (bądź innych tekstów), które jednak tworzą zjawisko d ru giego rzędu, marginesowe. W powieści Żeromskiego mowa pozornie za leżna jest swoistą relacją między narrato rem a Cedrą lub Olbromskim.
Inaczej wszakże układają się rzeczy wówczas, gdy mowa pozornie za leżna kształtuje się jako relacja między mową podmiotu a wprowadza nym i w obręb jego wypowiedzi elem entam i jakichś rzeczywiście istnie jących tekstów. I tak właśnie dzieje się w krytyce. Nie zmierzam jednak do prostego przeciw stawienia mowy pozornie zależnej krytycznej i mo w y pozornie zależnej narracyjnej, podziały przebiegają nieco inaczej. Za leżnie od tego, czy punktem odniesienia jest realnie istniejący tekst. Mowa pozornie zależna zorientow ana intertekstualnie może w ystępo wać tylko w pewnego typu utw orach narracyjnych, tych, które opierają się na dokumentach, n a ogół nie cytowanych bezpośrednio, ale różnym i sposobami wprowadzanych w narrację. Ze zjawiskiem takim m amy do czynienia — co świetnie pokazał Włodzimierz Bolecki — w opowieściach biograficznych B erenta 3. Nie będzie przesadą, jeśli się powie, że B erent postępował tu ta j nie w myśl zasad, które sam w ypraktykow ał w swych powieściach, ale tak, jak kształtowano dyskurs w młodopolskiej krytyce. Tę swoistą odmianę mowy pozornie zależnej, w której jednym z p artn e rów są konkretne teksty, wszystko jedno jakie, dokum enty i pam iętniki jak w przypadku B erenta czy współczesne i dawniejsze utw ory lite rackie jak w przypadku krytyki z początku wieku, nazywać będę in te r- tekstualną mową pozornie zależną.
W młodopolskiej krytyce literackiej jest ona zjawiskiem o ogromnym zasięgu i różnych stopniach zaawansowania. Jej form ą najprostszą i za razem najbardziej tradycyjną jest mowa pozornie zależna służąca jedne mu wyraziście zarysowanemu celowi: referatow i cudzych poglądów. W takich przypadkach jej punktem odniesienia są teksty dyskursyw ne, a w w yjątkow ych jedynie razach utw ory literackie. W obszernej rozpra wie Ignacego Matuszewskiego o estetyce Ruskina czytamy:
W ielki artysta, n ie może być tylko wirtuozem i technikiem , lecz musi po siadać w ielk ie zalety moralne. To nam objaśnia ów dziw ny na pozór, a jednak niezaprzeczony fakt, że dzisiaj, kiedy posiadam y takie m nóstwo zręcznych m a larzy, rzeźbiarzy i architektów, tak trudno jednak o dzieła prawdziwie w ielkie, które by można postaw ić na równi z posągam i i św iątyniam i Greków lub katedram i w iek ów średnich. Gdyby sam talent wystarczał, to cóż byłoby ła tw iej szego jak, korzystając z doświadczenia tylu pokoleń, stworzyć arcydzieło?
• W . B o l e c k i , Jak są zrobione cy ta ty . „O pow ieści biograficzne” W acław a
B erenta. Jw., 1988, z. 1.
A tymczasem czasy obecne nie zdołały nawet w ydać swego własnego stylu, co jednak było udziałem epok uboższych w naukę i n ie posiadających n aw et części środków, jakim i rozporządza technika dzisiejsza.
Czegóż nam brak? Zalet moralnych, zwłaszcza pokory, której m iejsce za jęła próżność i p y ch a 4.
Tak skonstruowany wywód ciągnie się jeszcze długo i — jak by się w ydaw ało — można go w pełni przypisać Matuszewskiemu, nic bowiem nie wskazuje na to, by nie był on czystym i prostym przekazem żywio nych przez niego poglądów. Ten fragm ent jego rozważań zaczyna się jednak od zdania:
Wychodząc z tak m istycznego założenia, m usiał Ruskin traktować sztukę jako kapłaństwo i apostolstwo.
— a kończy się w ten sposób:
Na tych zasadach buduje Ruskin ustrój przyszłego społeczeństwa, ustrój utopijny, niem ożliw y na pozór, ale — zdaniem filozofa angielskiego — ko nieczny... 6
Słowa te różnią się od tych wszystkich, dla których stanowią obra mowanie. Różnią się, bo Matuszewski patrzy w nich na Ruskina z ze w nątrz (może więc także jawnie go oceniać), podczas kiedy we właści w ym wywodzie przedstawia jego poglądy od w ew nątrz — i czyni to także wtedy, gdy — jak można się domyślać — nie całkiem się z nimi identyfikuje. Mowa pozornie zależna służąca referow aniu jest zazwy czaj wyraźnie wydzielona, w jakimś sensie pełni funkcję streszczenia (mamy tu do czynienia ze streszczeniem typu digest, w którym oznaki referow ania zostały u su n ię te 6). Ten moment wydaje się szczególnie ważny, jeśli się weźmie pod uwagę, jaką rolę odgrywało streszczenie w krytyce pozytywistycznej lub z pozytywizmu się wywodzącej, od
4 I. M a t u s z e w s k i , E stetyk a jako czynnik w ych ow aw czo-społeczn y. (T eorie
Johna Ruskina i prerafaelici angielscy). [„Gazeta P olska” 1897]. W: Pism a. W ydał,
charakterystykę autora, bibliografię i przypisy opracował J. M u s z k o w s k i . T. 1. W arszawa 1925, s. 61. Tu i dalej inform acje zawarte w klamrach po tytu le pracy odnoszą się do jej pierwszej publikacji (jeżeli nie zaznaczono inaczej).
* Ibidem , s. 61, 62.
• W sposób szczególny postępował w sw ych rozprawach z lat dziewięćdziesią tych M. Z d z i e c h o w s k i , zaznaczał bowiem w osobnych przypisach, że stresz czając posługiw ał się form ułam i om awianego pisarza. W pracy o Schurém dorzucił przypis (Edouard Schuré i ezoteryzm . W: Szkice literackie I. Warszawa 1900, s. 114): „Streściłem dzieje Psyche przeważnie słow am i sam ego Schuré”. Postępował tak n ie tylko w ów czas, gdy analizow ał dzieła autorów obcych — podobny przypis zam ieścił po sw ym om ówieniu poem atu A s n y k a O ciem niały Tam iris (studium T w órczość
liryczn a A snyka. W: jw., s. 161). W tej praktyce Zdziechowskiego wyraża się jego
n iew ątp liw y dystans w obec stylu przytaczania funkcjonującego w krytyce m łodo polskiej.
grywało jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, przede wszystkim w re cenzjach, ale nie tylko w nich 7.
Ten typ mowy pozornie zależnej wydaje się historycznie doniosły. Także dlatego, że i w jego obrębie zaczęły dokonywać się interesujące i znaczące przem iany. Nie można ich jeszcze dostrzec w cytowanej roz praw ie Matuszewskiego, są one jednak dobrze widoczne np. w artykule Antoniego Langego o książce M aeterlincka Le Trésor des hum bles, przedstaw ianej jako w ażna nowość lite ra c k a 8. Lange w zasadzie nie streszcza, a gdy to czyni, zaciera wszelkie ślady referowania. Szczegóło wo i gruntow nie przedstaw ia zawartość tego dziełka, ale jakby rezygnuje z mówienia o nim od siebie, z zewnątrz, o M aeterlincku pisze — M aeter- linckiem, w konsekwencji język autora referującego w dużym stopniu podporządkowany został językowi autora referowanego: w mowie po zornie zależnej utrzym any jest w zasadzie cały artykuł. I nie ma ona już tak w yraźnych jak u Matuszewskiego oznak delimitacyjnych, jest też dużo bardziej ekspansywna. I jak zwykle się dzieje w tego rodzaju przypadkach, potrzeba dosłownego cytatu została znacznie ograniczona. Skoro o danym pisarzu pisze się jego językiem, skoro ów język jakoś swoimi słowami się rekonstruuje, bezpośrednie cytowanie staje się spra wą drugorzędną. Wydaje się to zrozumiałe, skoro wiele form uł z anali zowanego dzieła przeniknęło do głównego tekstu referującego.
A rtykuły Matuszewskiego i Langego stanowią dobitny przykład waż nego historycznie procesu. Trzeba bowiem pamiętać, że w latach dzie więćdziesiątych pisano bardzo dużo o zachodnich nowościach literackich i o koncepcjach myślicieli głośnych w świecie, omówienia, referaty, spra wozdania to był doniosły w tym czasie dział krytyki literackiej, o du żym zasięgu oddziaływania. I wydaje się, że w nim właśnie zaczęła się kształtować krytyczna mowa pozornie zależna o charakterze interteks- tualnym , choć w wielu wypadkach — jak w artykule Matuszewskiego o Ruskinie — proces ten miał charakter dopiero wstępny. Jego histo rycznego znaczenia nie można jednak nie doceniać.
Mowa pozornie zależna zaczęła być stosowana w krytyce młodopol skiej na wielką skalę dopiero około r. 1900, stając się jednym z w yróż ników charakteryzujących drugą fazę jej rozwoju. Sfera zastosowań te j m etody budowania dyskursu krytycznego znacznie się poszerzyła. Z przyjętego tu punktu widzenia artykuły referujące obcojęzyczne teksty teoretyczne, filozoficzne czy choćby — jak Skarb pokornych M aeter lincka — z pogranicza trak tatu , rozmyślania i literackiej fantazji stały
7 O roli streszczenia w krytyce literackiej lat dziewięćdziesiątych, tak czy inaczej związanej z .pozytywizmem, zob. E. G a w o r s k a , E. I h n a t o w i c z , W. K l e m m , P roblem atyka przełom u w badaniach nad k ry ty k ą literacką końca
X I X w ieku . W zbiorze: P rzełom a n ty p o zy ty w isty c zn y w polskiej św iadom ości k u l tu ro w e j końca X IX w ieku . W rocław 1986, zwłaszcza s. 166—168.
8 A. L a n g e , N ajn ow sze dzieło M. M aeterlincka („Le Trésor des h um bles”). „Głos” 1897, nry 2—3.
się zjawiskiem marginesowym. Mowę pozornie zależną zastosowano już nie tylko w pracach przedstawiających obce książki, ale w tekstach k ry tycznych wszelkiego rodzaju, przede wszystkim tych, których przedm io tem stała się rodzima literatu ra współczesna, w ten sposób pisano o Że romskim, Berencie, Wyspiańskim, Kasprowiczu, ale także o w ybitnych dziełach literatu ry obcej i o polskich poetach romantycznych. Można by zaryzykować twierdzenie, że mowa pozornie zależna stała się w zasadzie środkiem uniwersalnym , dającym się zastosować we wszelkiego rodzaju przypadkach (oczywiście poza takim i gatunkam i krytycznym i, jak m a nifest, w których projektuje się literatu rę mającą powstać), środkiem, jakim posługiwali się z większą lub mniejszą konsekwencją najw ybit niejsi krytycy epoki: Brzozowski, Miriam, Lack, Ortw in, Matuszewski, A rtu r Górski (tylko Irzykowskiemu — co charakterystyczne — ta m e toda postępowania krytycznego na ogół pozostała obca). Chodzi jednak 0 coś więcej niż tylko o zasięg zjawiska. Faktem pierw szej wagi jest to, że posługiwanie się mową pozornie zależną wpłynęło na przekształcenie dyskursu krytycznego, odebrało mu właściwości traktow ane dotąd jako jego kanoniczne wyróżniki i wprowadziło żywioły, które wydawały się mu obce, a w każdym razie znajdowały się poza jego obrębem lub od gryw ały w nim role uboczne.
A stało się tak dlatego, że utw ór literacki był już czymś więcej niż tylko przedmiotem rozważań krytycznych, stał się ich zasadniczym ję zykowym punktem odniesienia, swojego rodzaju dawcą języka. K rytyk nie tylko pisał o dziele, ale w jakiś sposób je absorbował, przysw ajał sobie jego elementy, posługiwał się właściwymi mu kategoriami. Nie tylko więc pisał o nim — w jakiś sposób, w mniejszej lub większej mierze, p i s a ł n i m . Nie narzucał mu bezpośrednio swojej mowy, przeciwnie, usiłował ten język przejąć. Jeśli przez analogię do tekstu narracyjnego powiemy, że dyskurs krytyczny i język dzieła literackie go to dwa odrębne szeregi mowy o w yrazistych właściwościach szcze gólnych, to nie możemy przeoczyć faktu, że oba te języki zawsze wcho dzą w pewne związki, że zawsze kształtują się pewne zależności między nimi. W krytyce jednak, w której głównym czynnikiem jest inter- tekstualna mowa pozornie zależna, zjawisko to przybiera postać swoistą 1 dużo bardziej niż w innych przypadkach zaawansowaną. Gdy dzieło literackie staje się tak rozum ianym punktem odniesienia, jego język ma wszystkie po tem u dane, by nie tylko przeniknąć do dyskursu krytycz nego, ale także nad nim zapanować, by stać się mową dominującą. I to jest właśnie podstawowa spraw a wówczas, gdy przedm iotem rozważań jest intertekstualność w krytyce literackiej. Spraw a podstawowa, gdyż dotyczy zasadniczych właściwości języka te j krytyki, pełnionych przez nią funkcji oraz stosunku do odbiorców. A przede w szystkim budowy dyskursu krytycznego, kwestionującego wszystkie dotychczasowe jego formy.
IN T E R T E K S T U A JL N O S C W M Ł O D O P O L S K I E J K R Y T Y C E L I T E R A C K IE J 53
Zanim przedstaw im y konsekwencje tego procesu, musimy pokazać, w jaki sposób język dzieła przenika do dyskursu krytycznego. Od razu stwierdzić trzeba, że nie za sprawą klasycznego cytatu — ten odgrywa rolę stosunkowo niewielką, nie znam pracy krytycznej z tej epoki, w któ rej w ystępow ałoby coś w typie montażu przytoczeń, a bezpośrednia mowa k ry ty k a ograniczałaby się jedynie do swego rodzaju konferan s je r k i9. C ytat nie określa, a w każdym razie nie musi określać mowy krytyka, może w niej pozostać obcym ciałem, być jedynie enklawą cu dzego wysłowienia. Trafnie pisał A ndré Topią:
Cały klasyczny system reguł przytaczania opiera się w łaściw ie na dwóch zakazach: zakazie m odyfikowania zapożyczonego fragm entu i zakazie odwraca nia hierarchii przyznającej cytatowi zaledwie status elem entu posiłkującego (estetycznie, dydaktycznie, moralnie) tekst-nośnik. Dwa teksty nie oddziałują na siebie w zajem nie w żaden sposób. Mamy do czynienia z ich prostym ze
staw ieniem , liczy się tylko zawartość treściow a, a zbliżenie nie pociąga za sobą kontaminacji. N aśladow nictw u z k olei w łaściw e jest zatarcie wszelkich rzeczy w istych relacji m iędzy tekstam i i zastąpienie ich f iliac ją, jednostronną zależno ścią. Tekst drugi n ie oddziałuje na tekst pierwszy, nieprzystępny i nienaru szalny. W obu przypadkach mamy w ięc do czynienia z wyraźnym rozdziałem pod pozorami z b liż e n ia 10.
Pozostawmy n a boku spraw ę naśladow nictw a (swoiście tu rozum ia nego) i skonstatujem y, że właśnie te dwa zakazy, które regulują k la syczne praktyki cytowania, spraw iały, że dla krytyków młodopolskich cytat dosłowny (a w tym sensie każdy cytat jest ze swej n atu ry do słowny) i w yodrębniony był procedurą mało atrakcyjną (gdy Brzozow ski w osobistym, ale zarazem i polemicznym wyznaniu pisał o cytacie, przyznawał mu znaczenie przede wszystkim d y d aktycznen ). To, co zwłaszcza ich frapowało, to nie zaznaczenie granicy między językiem dzieła będącego przedm iotem rozważań a językiem własnym, ale — przeciwnie — znoszenie wszelkich linii dem arkacyjnych, nie separacja, ale — zbliżenie czy przenikanie. Pozostawmy tymczasem na boku pod stawowe pytania: czy owo zbliżenie (lub przenikanie) może być kon
e Warto przypomniać, że S. L a c k w szkicu zatytułowanym „Legion" ([„Nowe S łow o” 1903]. Cyt. z: Studia o St. W yspiańskim . Zebrał i przedmową poprzedził S. P a z u r k i e w i c z . Częstochowa 1924, s. 6) pisał: „Można naw et w yobrazić so bie książkę na w skroś »oryginalną« utworzoną z cytat!”. Była to oczywiście m ożli w ość jedynie, w ok resie Młodej Polski sporządzaniem centonów nikt się n ie zaj mował.
10 A. T o p i ą , Kon trapu n kty Joyce’owskie. Przełożył W. M a c z k o w s k i . „Pa m iętnik Literacki” 1988, z. 2, s. 346.
11 Zob. S. B r z o z o w s k i , Anti-Engels. W: Idee. W stęp do filozofii dojrzałości
dzie jo wej. L w ów 1910, s. 359, przypis: „Ja cytuję nieraz tam, gdzie według najdalej
idących prawideł etyk i literackiej m ógłbym nie cytować, cytuję pisarzów zaledw ie pokrewnych reprezentowanem u przeze m nie stanowisku i m ógłbym w ym ienić dzie siątki pisarzów, o których ja pierwszy w Polsce m ówić zacząłem, cytuję po to, by ludzie młodzi najw ięcej i najwszechstronniej czytali”. Dla porządku warto odno tować, że u Brzozowskiego „cytuję” znaczy rów nież ty le co „powołuję się”.
sekw entne i doprowadzić do identyfikacji, na jakie opory natrafia i jak zarysow ują się jego możliwości, stw ierdźm y tylko dobitnie, że kiedy w ten sposób przedstaw ia się ideał krytyki, klasyczny cy tat okazuje się procederem mało funkcjonalnym lub — w przypadkach krańcow ych — wręcz niefunkcjonalnym. Toteż nie przypadkiem naw et w omówieniach utw orów poetyckich w młodopolskiej krytyce pojawia się przytoczeń niewiele, a jeśli już zyskują one k artę wstępu do tekstu naw et recenzen- ckiego, to na ogół nie stają się zwykłym przedmiotem kom entarza czy analizy. Są bardziej składnikiem dyskursu krytycznego niż jego obiektem.
Słowa omawianego pisarza, rzeczywiste czy tylko domniemane, w taki lub inny sposób przez k rytyka rekonstruow ane czy po prostu w kładane mu w usta, nie są — powtórzmy — enklawami cudzej mowy, m ają się stać integralnym składnikiem dyskursu krytycznego i promieniować na jego całokształt. W tej m aterii możliwe są rozwiązania rozmaite, niekiedy mowa pozornie zależna może być bliższa temu szeregowi mowy, który podlega podmiotowi krytycznem u, niekiedy zaś — zbliżać się do rzeczy w istej czy jedynie domniemanej mowy pisarza. I w ydaje się, że drugi przypadek nie tylko w krytyce młodopolskiej częściej w ystępuje, ale też jest dla niej istotniejszy, nie chodzi bowiem o upodobnienie języka dzieła do języka tekstu krytycznego, ale — odwrotnie — upodobnienie języka tekstu krytycznego do języka dzieła, to on właśnie ma em ano wać na dyskurs tego, k tó ry o nim mówi. I dzieje się tak również wów czas, gdy epizody mające być rekonstrukcją mowy pisarza są dość w y raźnie wydzielone od tych fragm entów dyskursu krytyka, które w nie budzący wątpliwości sposób należą do niego i tylko do niego. Brzozow ski tak odtwarza świat Dostojewskiego:
Dostojewski — czuje się to — ze łzami zachw ytu wita [...] prawdę: czło w iek n ie potrzebuje być szczęśliwy, dość, aby był, tworzył, i Sm ierdiakow jest ostatecznym etapem przeciwnej dialektycznej linii. Ostatecznym słow em dąże nia do szczęścia, wiary tylko w szczęście jest jego nienaw iść do człow ieka, do sam ego siebie, obrzydzenie. Człowiek m oże żyć tylko spalając sam ego siebie, przekraczając w ogniu nam iętności sam ego siebie: tylko m iłość do człow ieka nieznanego, do stwarzania go, płonąca w ogniu nam iętności, tylk o ta bezgra niczna bezinteresowność wobec nam iętności obnaża najgłębszą istotę człow ie ka — trawiący i kształtujący ogień bezwzględnego stwarzania. Żaden ideał, ża den postęp z jakim ś ostatecznym usprawiedliw iającym rajem nie jest uzasad nieniem człow ieka; wszystko to są w ięzienia, kłam stwa: p r a w d ą j e s t t y l k o ż y c i e s t w a r z a n e p r z e z s z c z e r y s t o s u n e k d o s a m e g o s i e b i e , do w łasnego swego twórczego, rwącego się w 'namiętności j a. Zbrod nia i grzech lepsze są niż kłam stw o duszy; lepsze, jeżeli zbudzi się w nich życie, trw alsze są, jeżeli choć zbrodnię sw ą tragiczniej bezinteresow nie zdoła przeżyć człowiek.
To są m yśli najbardziej istotne u .
11 S. B r z o z o w s k i , K r y z y s w literaturze rosyjskiej. [Powst. 1909]. W: Glosy
w śró d nocy. Studia nad przesileniem rom an tyczn ym ku ltu ry europejskiej. Z teki
Myśli czyje: Dostojewskiego czy Brzozowskiego? Na pytanie tak po staw ione w żaden sposób nie można jednoznacznie odpowiedzieć. Nie ma wątpliwości, że Dostojewski w ten sposób nie pisał, że to nie jest jego mowa, naw et jeśli w tym referującym czy guasż-referującym fragm en cie znalazły się jakieś jego sformułowania. Ale wątpliwości również być nie może, iż krytyk tra k tu je te słowa nie jako opis czy streszczenie, jakie mógłby dać od siebie, ale jako reprodukcję, czy — lepiej — rekon struk cję tego, co dla Dostojewskiego jest najważniejsze, co stanowi sedno jego myślenia, istotę jego w izji świata. Cytowanych rozważań nie można więc przypisać jednoznacznie podmiotowi krytycznem u, nie można tym bardziej, skoro zaznacza on tu wyraźnie, że nie mówi od siebie, czy — ostrożniej — że nie mówi tylko od siebie, ale też nie można ich tra k to wać tak, jakby je wypowiedział Dostojewski. Są one m i ę d z y . I tu taj ujaw nia się istota krytycznej intertekstualności. K rytyk nie narzuca swojego języka, nie jest analitykiem , który na przedm iot swych refleksji patrzy z zewnątrz i może o nim mówić tak, jakby nie brał pod uwagę, jak się mówi w dziele, ale też nie jest tym, który po prostu czerpie z dzie ła takie czy inne elementy, by zademonstrować to, co uważa za jego za sadnicze właściwości, by pokazać, jak się przedstawia jego myślowy świat. Spraw ą o podstawowej wadze jest właśnie przenikanie się języ ków, w takich przypadkach Brzozowski mówi Dostojewskim, ale też — co równie ważne — Dostojewski mówi Brzozowskim, przenikanie się, które jakże często prowadzi do różnego rodzaju interpretacyjnych nie porozumień (do spraw y tej powrócimy).
Omawiany fragm ent nie należy do tych, które nasuw ają jakieś szcze gólne trudności interpretacyjne. Nie z tej racji, że to, co Brzozowski przypisuje Dostojewskiemu, w sposób nie budzący wątpliwości do w iel kiego pisarza należy (zdaje się, że jest inaczej), lecz że dyskurs m ający stanowić rekonstrukcję tego, co dla pisarza jest — zdaniem k rytyka — najistotniejsze, został w yraźnie wydzielony: i na jego początku, i na końcu znalazły się jednoznaczne form uły sygnalizujące czytelnikowi, że o rekonstrukcję chodzi. Mamy tu do czynienia ze swojego rodzaju ramą, która niejako ma wyznaczać miejsce tego rodzaju fragm entów w cało ści tekstu. Nie stanowi to jednak reguły. W wielu przypadkach bowiem owe fragm enty rekonstruujące nie są w żaden sposób wyodrębnione z n arracji krytycznej, a niekiedy po prostu sobie ją podporządkowują. Przykładów wiele, choćby esej Brzozowskiego o twórczości Barrèsa, niektóre artykuły O rtw ina o W yspiańskim (zwłaszcza studium o W yzw o
leniu) czy liczne fragm enty M onsalwatu Górskiego; można tu zresztą
wymienić także prace tem atycznie wykraczające poza naw et szeroko pojętą literaturę, przykładem najdobitniejszym jest Filozofia rom antyzm u
polskiego Brzozowskiego. Gdy dyskurs w krytyce komponowany jest
w ten sposób, to, co pochodzi bezpośrednio od podmiotu krytycznego, co stanowi swojego rodzaju jaw ny komentarz, redukuje się do tekstu po
bocznego, ogranicza — tak strukturalnie, jak funkcjonalnie — do didas kaliów. I didaskalia owe też nie zawsze muszą się pojawiać.
Czytając liczne stronice książki Górskiego prostoduszny czytelnik może żywić przekonanie, że ma przed sobą wywody krytyka, nie zw raca jąc uwagi, że — odbierane w ten sposób — są one dziwacznie skompo nowane, a poszczególne ich segm enty nie zawsze pozostają w jasnym do siebie stosunku. Inaczej rzeczy będą się miały, gdy ów czytelnik, już wówczas nie prostoduszny, zda sobie sprawę, że to, co jakoby stanowi samodzielny i integralny dyskurs Górskiego, wcale takim dyskursem nie jest, że w wielu miejscach rozw ija się on w ten sposób, by powtarzać tok myśli Mickiewicza, że to, co miało być tłumaczącą się sama przez się form ułą krytyka, jest w istocie m niej lub bardziej dokładną parafrazą tekstów poety (nie — cytatem ; dosłownych przytoczeń, co dla epoki cha rakterystyczne, jest w tej książce mało).
W przypadku studium o Mickiewiczu spraw a jest mniej skompliko wana, gdyż wykształcony polski czytelnik z mniejszym lub większym wysiłkiem może rzecz zweryfikować, a więc stwierdzić, że choć Górski cytuje poetę nader oszczędnie, tw orzy dyskurs z jego formuł, tak by sugerowa£, że mówi nie tyle o Mickiewiczu, ile z Mickiewiczem, z jego pozycji (a tak właśnie się dzieje, mimo że — jak zobaczymy — podsta wową sprawą jest tu nie rekonstrukcja historyczna, ale aktualizacja). W odmienny sposób kształtuje się sytuacja wówczas, gdy przedm iotem rozważań jest pisarz m niej znany lub w ogóle w Polsce nie znany. Je st to choćby przypadek wspom nianej już rozpraw y Brzozowskiego o tw ór czości Barrèsa, rozpraw y pozbawionej wszelkich inform acji o pisarzu, pisanej „od środka”, tak jakby był on polskiej publiczności doskonale znany. Szkic ten rozpoczyna się, jak następuje:
Dlaczego jestem sobą, dlaczego zam knięty jestem w pewnym kole doświad czeń, czuć — dlaczego są one przede w szystkim zawsze moje, mają znany m i jak gdyby smak, zapach, budzą z dna istoty ten sam, należący do tego sam ego stylu organicznego oddźwięk fizjologiczny, dlaczego wszystko, co się spotka, obciążone będzie tą samą pamięcią? Dusza jest jak gleba w ytwarzająca w ła ściwą sobie roślinność psychologiczną myśli, uczuć, pożądań. Ale jeżeli nie po doba mi się roślinność mej duszy i jeżeli upokarza m ię prześw iadczenie, jże w yrasta ona ze m nie, niezależnie ode mnie, kim jest ta część m ojej istoty, która doznawać może podobnych upokorzeń i buntów, jak powstała, Jakie są jej siły: co m oże ona wobec pozostałego w ew nętrznego świata? *·
Zauważmy najpierw , że pytania są częstym w ykładnikiem stylistycz nym krytycznej mowy pozornie zależnej, pełnią rozmaite funkcje, tu ta j jednak będą nas interesow ały z tej racji, że pojawiają się na początku dyskursu. I znowu nieuprzedzony czytelnik gotów byłby przypisać je bezpośrednio Brzozowskiemu, uznać, że w ten sposób form ułuje on żywą
18 S. B r z o z o w s k i , M aurycy Barrés. (Ze stu diów nad myślą francuską). iPow st. 1909]. W: jw., s. 232.
I N T E R T E K S T U A L N O S C W M Ł O D O P O L S K I E J K R Y T Y C E L I T E R A C K IE J 57
dla niego problem atykę metafizyczno-egzystencjalną. Rzeczy wszakże układają się w inny sposób, co w pewnej mierze sugeruje już zdanie następne:
Można by wyobrazić sobie, że zagadnienia tak scharakteryzowane są tylko konstrukcją dialekt yka; jednak sprawy mają się in a cz ej14.
Zdanie to stanow i swojego rodzaju ostrzeżenie, choć trudno byłoby stwierdzić, że ono pytania te w zdecydowany sposób od podmiotu k ry tycznego oddala czy też że przypisuje je jakiemuś innemu podmiotowi. S tru k tu ra tekstu, choć brak w nim w zasadzie jakichkolwiek kom enta rzy zew nętrznych, jakichkolwiek w yrazistych atrybucji, nie pozostawia
w tej m aterii wątpliwości. Pytania, od których rozpoczyna się esej, m ają być powtórzeniem tych pytań, jakie omawiany pisarz zadaje sobie i świa tu. I w ten sposób, już na samym wstępie, krytyk realizuje przyjętą zasadę, cały czas mówi w tym studium tak, jakby wypowiadał się z po zycji Barrèsa, jakby między nim a głośnym wówczas pisarzem i publi cystą nie istniał czy wręcz nie mógł istnieć żaden dystans; i zasadę tę przełam uje Brzozowski raz tylko, w obszernym fragmencie pisanym w pierwszej osobie liczby mnogiej, o charakterze wyraźnie postulatyw - nym; fragm ent ten zapewne już w mowie pozornie zależnej tafcrzymany nie jest, stanowi dygresję ideologa. Dygresja owa, choć tak charaktery styczna dla stylu czy metody pisarskiej Brzozowskiego, w niczym nie zmienia układu rzeczy. Esej ten stanowi doskonały, wręcz wzorcowy przykład krytyki od w ew nątrz, krytyki, w której z założenia słowo k ry tyka m a być powtórzeniem języka pisarza, rekonstrukcją tego, co dla jego świata najbardziej istotne. Stanowi przykład konsekwencji daleko posuniętej i rzadko spotykanej. Jednym z następstw jest całkowite ogra niczenie funkcji inform acyjnych krytyki, Brzozowski nie powiadamia, co Barrés napisał, nie wymienia naw et — poza jednym przypadkiem — tytułów jego książek. Kiedy rekonstruuje się istotę dzieła, fakty stają się mało ważne.
I tu właśnie dochodzimy do trzech zasadniczych problemów: co sta nowi właściwie przedm iot rekonstrukcji w tak pomyślanym tekście k ry tycznym, jak tak praktykow ana intertekstualność wpływa na tok dyskur su krytycznego i — wreszcie — jak sytuuje czytelnika, jakie zadania mu wyznacza? Na pierwsze z tych pytań znaleźć można odpowiedź właś nie w eseju o Barrèsie. Brzozowski wyznaje:
Obchodzi m ię psychologia autora: nie będę przytaczał ani streszczał jego specjalnych w yw odów , poprzestanę na ich sensie o góln ym 1δ.
Wyznanie sformułowane zdecydowanie i nie pozostawiające miejsca na wątpliwości i pytania. Rzeczywiście, Brzozowski dobrze podsumował swoją praktykę, ale jednak jej nie wyczerpał, tym bardziej zaś nie okre
14 Ibidem.
ślił w tych słowach metod postępowania innych krytyków epoki. Co więc było przedmiotem rekonstrukcji w ukierunkow anej in tertek stu al- nie krytyce młodopolskiej? Odpowiedź nasuw a się sama przez się: dzieło lub zespół dzieł, ogólniej — twórczość danego pisarza (gdy przedm iotem obserwacji jest nie poszczególny utwór, ale cały dorobek twórcy; takich syntetycznych czy podsumowujących artykułów napisano w okresie Młodej Polski wiele).
Niekiedy jednak owa sfera rekonstrukcji zarysowana bywa skro m niej. W takich przypadkach przedmiotem, na którym k rytyk się kon centruje i który na swój sposób odtwarza, jest nie całe dzieło, ale jeden z jego elementów, zazwyczaj o podstawowym znaczeniu, przede w szyst kim św iat głównego bohatera. Przykładem może być krótki szkic Lacka 0 Protesilasie i Laodamii Wyspiańskiego, skupiający się na świecie głów nej b o h a te rk i16 (zjawisko takie spotyka się na ogół w szkicach o utw o rach dramatycznych, często właśnie — o twórczości Wyspiańskiego). Stw ierdzenia ogólne, z pozoru pochodzące od k rytyka i będące przekazem jego idei, są tylko tak czy inaczej parafrazow anym przekazem mniemań Laodamii, świat k rytyka programowo ogranicza się do św iata bohaterki. 1 tu ta j właśnie, mimo tak zaprogram owanej skromności, ujaw nia się cecha charakterystyczna tego rodzaju postępowania krytycznego.
Intertekstualność w krytyce młodopolskiej — można by tak powie dzieć — nie jest powierzchniowym tekstów obcowaniem, z n atu ry nie może, wręcz nie ma praw a redukować się do tego, co jawne, umieszczo ne na powierzchni, wyraziście sformułowane. Niezależnie od tego, czy przedm iotem zainteresowań jest — jak w przyw ołanym szkicu Lacka — św iat bohaterki znajdującej się w dram atycznej sytuacji, czy w ielowątko we dzieło lub też twórczość pisarza w całym swym bogactwie i skom plikowaniu, zadanie krytyka polega na przeniknięciu istoty dzieła, do tarciu do tego, co w nim ukryte najgłębiej i zarazem najważniejsze. K rytyk nie może ograniczać arię do reprodukow ania tego, co znajduje się na powierzchni, musi dotrzeć właśnie w te rejony, które bezpośred nio nie są mu dane, a niekiedy wydają się u k ryte i ciemne. I taki jest cel jego postępowania, także wówczas, gdy z pozoru ogranicza się on do bez pośredniego przejmowania czy parafrazowania formuł, jakie w ystępują w analizowanym tekście lub w jego większych czy mniejszych fragm en tach. K rytyczna mowa pozornie zależna jest właśnie środkiem, który m a umożliwić realizację tak zakreślonego celu, intertekstualność wiąże się tu z czytaniem głębokim.
W reprezentatyw nym dla tego sposobu postępowania krytycznego ese ju Miriama o Kasprowiczu ważne jest przede wszystkim dotarcie do tego, co stanowi jakby samo sedno wizji św iata właściwej poecie. K ry
18 S. L a c k , Laodamia. („Protesilas i Laodamia ”). [„Nowe S łow o” 1903]. W:
tyk, obficie parafrazujący jego sformułowania, nie zadowala się prostym powtórzeniem, reprodukcje i parafrazy otw ierają jakby dostęp do tego, co napraw dę ważne i godne krytycznej refleksji. Mówiąc o tym, co wyznacza istotę twórczości poety, krytyk nie kopiuje po prostu jego form uł (choć często nimi właśnie się posługuje), poprzez reproduko wanie wchodzi w jego świat, razem z poetą świat ogląda i razem z nim o tym świecie mówi, a to pozwala mu wyrzucić poza obręb rozważań wszystko, co w ydaje się akcydentalne. Owo odtwarzanie istoty dzieła wiąże się bezpośrednio tak z konstrukcją podmiotu krytycznego, jak z właściwą krytyce młodopolskiej aksjologią; kwestie te będę omawiał w dalszych częściach tej pracy, tymczasem zaś skoncentruję się na w pły wie, jaki ono wywiera na konstrukcję dyskursu krytycznego.
Wpływ ten m a zasięg ogromny — i wielkie znaczenie dla charakte rystyki właściwości k ry ty k i młodopolskiej. Nie będzie przesady, gdy się powie, że intertekstualność, tak jak ją krytycy okresu modernizmu praktykow ali, kw estionuje klasyczne zasady dyskursu krytycznego. Kwestionuje, gdyż zjawiskiem o pierwszorzędnej wadze staje się nie mówienie o dziele, tak jak je krytyk ze swych zewnętrznych pozycji postrzega, ale mówienie dziełem i — by rzecz tak sformułować — z dzie łem. Przyjęcie takiego założenia staw ia pod znakiem zapytania dotych czasowe metody i konwencje krytyki. Dyskurs przestaje się opierać n a wyraźnie przedstawionych tezach, gdyż przyjm ując tego rodzaju koncep cję krytyki, tez takich nie sposób sformułować. A jeśli naw et tezy się pojawiają, to zwykle nie wiążą się z przewodem dowodowym o klasycz nym kształcie. K rytyk nie może przedstawiać logicznie zbudowanej arg u m entacji, a jeśli naw et nie całkiem z niej rezygnuje, to siłą rzeczy traci ona dawną pozycję, schodzi na margines. Więcej, chcąc dotrzeć do tego, co dla dzieła najbardziej relew antne, krytyk rezygnować musi w dużej mierze z wszelkich kategorii ogólnych, to bowiem, co najistotniejsze, najintym niej dziełu właściwe, jest zawsze jednostkowe i niepow tarzal ne. I tu taj właśnie ujaw nia się problem terminologii.
Jest to spraw a odrębna i nie tu miejsce, by poddawać ją analizie. Nie można jednak nie zauważyć, że intertekstualna koncepcja krytyki ukształtow ana w okresie Młodej Polski zakładała jeśli naw et nie pełną elim inację terminologii (byłoby to niemożliwe), to radykalne jej ograni czenie. R epertuar terminologiczny tam tej epoki nie był bogaty, ale naw et w tej postaci, w jakiej wówczas funkcjonował, zakładał narzucanie kate gorii ogólnych na to, co ze swej n a tu ry miało być jednostkowe i niepow ta rzalne, powstał więc konflikt z tym, co stanowiło w tej krytyce jedno z założeń podstawowych. Niemal stało się regułą, że tam, gdzie k rytyk zaczyna posługiwać się w sposób nieograniczony term inam i, porzuca p rak ty k i intertekstualne. O statni fragm ent wzmiankowanego już eseju M iriama o Kasprowiczu zaczyna się tak: „Słów [...] kilka o formie n a
sew nętrzniejszej” 17; tą „formą najzew nętrzniejszą” jest wersyfikacja *; o właściwościach wiersza Kasprowicza mówi Przesm ycki z zewnątrz, charakteryzuje je swoimi słowami, bo też innym i uczynić tego nie mógł. F ragm ent ten wyróżnia się naw et stylistycznie, napisany bowiem został klasyczną prozą krytyczną, odbiegającą radykalnie od wysoce zm etafo- ryzow anej, budowanej z p arafraz tekstów poety, prozy, jaką posłużył się Miriam w zasadniczych częściach szkicu.
K onflikt terminologii i intertekstualności jest zjawiskiem o dużym zasięgu, widocznym tak u krytyków , którzy — jak Matuszewski — nie całkiem usankcjonowanym i term inam i gardzili, jak i u tych, którzy w tej dziedzinie nie wychodzili poza to, co absolutnie konieczne. Ma on duże znaczenie tak dla budow y dyskursu, jak — ogólnie — dla języka, jakim przyszło krytyce się posługiwać. Dążność do mówienia o zjawi skach indyw idualnych tak, b y w najm niejszym stopniu sprowadzać je do kategorii ogólnych, powołała do życia szereg form uł jednorazowych, najczęściej zmetaforyzowanych, które — w sposób mniej lub bardziej pośredni — wywiedzione zostały z dzieł stanowiących przedm iot roz ważań. To mówienie o dziele kategoriam i, które z samego dzieła dają się wyprowadzić, miało jednak swoje granice. Sym ptom atyczny pod tym względem jest właśnie choćby ów szkic Miriama, gdzie k rytyk w yraźnie w yodrębnił rozważania o „formie najzew nętrzniejszej”. I rzeczywiście, o tym , co najogólniej daje się określić jako zjawiska „form alne”, trudno mówić w inny sposób. I tu ta j właśnie na ogół powstawał kompromis, pełna konsekwencja skazyw ała na rezygnację z problem atyki, która tra dycyjnie stanow iła sferę oglądu krytycznego; nie wszyscy krytycy mło dopolscy na taką rezygnację się decydowali. Nie znaczy to oczywiście, że o „form ie” mówili tylko wówczas, gdy do swych szkiców dołączali różne go rodzaju uzupełnienia; działo się inaczej, aczkolwiek zasada in ter tekstualności rozumiana jako przejm owanie w dyskursie krytycznym podstawowych kategorii w ystępujących w dziele — zadania w tej dzie dzinie utrudniała. Nie jest przeto przypadkiem fakt, że rozważania o „form ie” pozostały domeną zbliżoną tak czy inaczej do klasycznych postaci dyskursu.
Kształtowanie związków intertekstualnych między dyskursem k ry tycznym a utw orem literackim wpłynęło bezpośrednio na dwie doniosłe właściwości młodopolskich wypowiedzi krytycznych: ich literackość oraz swoiście pojmowaną politematyczność. Literackość w yraźna jest w samej budowie dyskursu, jak i — przede wszystkim — w m aterii, z jakiej został on skonstruowany. Skoro przestały obowiązywać klasyczne reguły bu dowy tekstu krytycznego, skoro rozpadły się dotychczasowe zasady ar gumentowania, ich miejsce zajęły wzory literackie, konkretnie — wzo
17 Z. P r z e s m y c k i ( M i r i a m ) , Metamorfoza poety. (Jan Kasprowicz).
(„Chimera” 1902]. W: W ybór p ism krytycznych. Opracowała E. K o r z e n i e w s k a . T. 2. Kraków 1967, s. 198.
ry tej literatury, którą kryty k a się zajmowała. Intertekstualna mowa pozornie zależna pozw alała na niemal nieograniczone ich wchłonięcie, na takie nim i operowanie, jakby nie wymagało ono żadnego szczegól nego umotywowania. W ystarczy zwykła nieuprzedzona lektura, by stw ier dzić, że młodopolska k ry ty k a literacka bardziej niż krytyka jakiejkol wiek innej epoki zm niejszyła dystans (a niekiedy wręcz go zniosła) wo bec języka lite ra tu ry — i właśnie intertekstualność odgrywa w tym p ro cesie rolę decydującą. Stała się czymś w rodzaju zasadniczego łącznika. Chodzi tu o coś więcej niż o przysw ajanie standardów stylistycznych, a wraz z nim i obowiązujących w tym okresie literackich manier, staw ką jest daleko posunięte upodobnienie dyskursu krytycznego do dzieła lite rackiego.
Szczególnie dobitnym przykładem tej tendencji jest wprowadzanie w obręb tekstu k ry ty k a wierszy nie będących cytatam i. Z pozoru rozbi jają one jego spójność, ujaw niają jednak szczególnie dobitnie działanie pewnej zasady. Jak wiadomo, wiersze lubił wprowadzać do swych utw o rów krytycznych Brzozowski; uczynił to w rozważaniach o Norwidzie, Orzeszkowej, Żeromskim, Ibsenie, D ostojew skim 18 i Nietzschem, a więc o autorach posługujących się — poza jednym w yjątkiem — prozą. W ier sze te, nie będące bezpośrednimi pochwałami pisarzy, tematycznie zróż nicowane, m ają jakby — w poetyckim języku k rytyka — odtworzyć to, co stanowi istotę om awianych utworów, przekazać ich świat w języku literatury, dostępnym także krytykowi, podporządkowanym jego celom. U podstawy tych p raktyk Brzozowskiego, osobliwych naw et na tle k ry ty k i epoki, tkwiło przeświadczenie, że właśnie wierszem można powie dzieć o literaturze to, co innym i sposobami wyrazić się nie da. Wiersze owe są bodaj najbardziej specyficznym świadectwem literackich aspira cji tej krytyki, ale też przykładem prak ty k intertekstualnych. U tw ór poetycki wprowadzony w obręb dyskursu krytycznego, naw et gdy nie jest montażem cytatów, stanow i jakby krytyczny ekw iw alent tego, co w twórczości omawianego pisarza krytyk uważa za najważniejsze. Brzo zowski włącza wiersze tylko do tych prac, które dotyczą pisarzy szcze gólnie przez niego cenionych — i tu właśnie z dużą dobitnością ujaw nia
18 Osobna sprawa to utw ór B r z o z o w s k i e g o Teodor Dostojewski. Z m ro
k ó w duszy rosyjskie j (Kraków 1906), w całości wierszowany. Jak się zdaje, zało
żeniem autora było w nikn ięcie w jak najgłębsze tajniki św iata Dostojewskiego i od tworzenie ich w rapsodycznie kształtowanym poemacie. Rezultat okazał się fatalny, jest to jedyny bodaj utw ór Brzozowskiego (jeśli nie liczyć w czesnych broszur po pularyzatorskich) całkow icie zapomniany. Stosunkiem Brzozowskiego do D ostojew skiego zajęła s i ę L. J a z u k i e w i c z - O s e ł k o w s k a w książce Fiodor D ostoje w
sk i w twórczości S ta nisła wa Brzozowskiego i Stefana Żeromskiego (Warszawa
1980) — niestety, z nader m iernym i wynikam i. Skoro już mowa o fragm entach w ierszowanych w esejach Brzozowskiego, to trzeba w spom nieć o jednym odstęp stw ie od obowiązującej reguły: w szkicu Koniec legendy (z tomu Kultura i życie) obszerny epizod w ierszem m a charakter m edytacyjny, ale także polem iczny. W y jątek ten został mi w skazany łaskaw ie przez prof. Henryka M a r k i e w i c z a . IN T E R T E K S T U A L N O Ś Ć W M Ł O D O P O L S K I E J K R Y T Y C E L I T E R A C K I E J 61
się aspekt aksjologiczny intertekstualności w krytyce młodopolskiej (do spraw y tej będziemy mieli okazję wrócić w dalszej części tego szkicu).
Wiersze te dem onstrują także inne ważne zjawisko: swoiście rozsze rzoną pojemność młodopolskiego dyskursu krytycznego — zmieścić się- w nim mogą rzeczy rozmaite. I także ono znajduje swoje uzasadnienie w intertekstualności. K rytyk ma prawo przejmować to wszystko, co znajduje się w dziele (lub to tylko, co mu mniej lub bardziej a rb itral nie przypisuje) i — następnie — operować tym i przysw ajanym i elem en tam i bez zaznaczania dystansu, mówić tak, jakby mówił z w nętrza dzieła. A więc ma wszelkie dane, by do wywodu wprowadzać w ątki rozmaite, jeśli tylko sądzi, że w taki czy inny sposób stanowią one powtórzenie lub rozwinięcie tego, co znalazł w dziele. Głównym uzasadnieniem tak charakterystycznej dla młodopolskiego dyskursu krytycznego politem a- tyczności są więc także praktyki intertekstualne. W jego obrębie poja wić się mogą wszelkie możliwe wątki, jeśli tylko są przez nie motywo wane. O dtw arzając to, co składa się na istotę dzieła, kry ty k na pierw szym miejscu staw ia nie porządek własnego dyskursu, ale — domnie m any lub rzeczywisty — porządek owego dzieła. I o tym właśnie świe- cie mówi w mowie pozornie zależnej, niby od siebie, ale — najczęściej — w sposób zakładany przez dzieło. Stąd inw azja u krytyków epoki, zwłasz cza u Brzozowskiego, zdań ogólnych; czasem naiwni czytelnicy i in ter p retatorzy trak tu ją je tak, jakby stanow iły dobitne sformułowanie idei przez k ry ty k a wyznawanych, podczas gdy są to w większości kryptocy- ta ty o różnym stopniu w yrazistości19. Niekiedy intertekstualna zasada budowy dyskursu prowadzi z pozoru do zachwiania spójności tek stu (do bitnym przykładem tego zjawiska jest arty ku ł O rtw ina o W yzw oleniu Wyspiańskiego 20). Jeśli nie uchwyci się zasady, na jakiej k ry ty k go zbu dował, jeśli ujdzie uwagi fakt, że tekst ten został skomponowany z k ry - ptocytatów , parafraz i aluzji, wydać się on może w wysokim stopniu niespójny, gdyż już sam dyskurs jest w pewnym sensie powtórzeniem.
W łaśnie takie teksty stanowią swoiste wyzwanie wobec czytelnika. Intertekstualność bowiem to coś więcej niż tylko zespół im m anentnych reguł określających na różne sposoby stru k tu rę dyskursu krytycznego, to także swoista konstrukcja implikowanego czy idealnego czytelnika.
1# N iekiedy dzieje się w ten sposób, że zdania ogólne czy aforyzm y zajm ują tak ie m iejsce w dyskursie, iż w ydają się bezapelacyjną w łasnością krytyka, dopie ro w toku analizy okazuje się, że są przekazem m yśli referowanego autora. D o skonałych przykładów tego rodzaju zjaw iska dostarcza jeden z ostatnich esejów Brzozowskiego, Charles Lamb, opublikowany w Głosach wśród nocy. Wyraźna atrybucja n ie kw estionuje jednak zazwyczaj sw oistej dwuznaczeniowości takiego typu zdań ogólnych, są one bowiem z reguły czymś więcej niż prostym cytatem* stanow ią elem ent dyskursu krytyka.,
20 O. O r t w i n , O „W y zw ole niu ” Wyspiańskiego. [„Krytyka” 1903]. W: O W y
spiań skim i dramacie. Opracowała i szkicem biograficznym poprzedziła J. C z a -
I N T E R T E K S T U A L N O Ś Ć W M Ł O D O P O L S K I E J K R Y T Y C E L I T E R A C K I E J 63
Dzieła krytyczne zbudowane na tej zasadzie zakładają pewnego rodzaju jego zachowanie, w sposób swoisty wyznaczają rolę. Tak jak k ry ty k indentyfikow ał się z pisarzem i dziełem, tak czytelnik powinien zidentyfi kować się z krytykiem , patrzeć na dzieło tak, jak on na nie patrzy. Można by powiedzieć, że odbiorca przestał być adresatem zaw artych w tekście krytycznym inform acji, stał się zaś bezpośrednim uczestnikiem aktu krytycznego. P rzestał być, gdyż w arstw a inform acyjna została radykalnie zredukow ana lub wręcz — w przypadkach szczególnie za awansowanych — w yeliminowana. Mamy tu do czynienia z procesem podobnym do tego, jaki uform ow ał się w prozie powieściowej tego czasu: czytelnik nie jest już konfrontow any z wszechwiedzącym narratorem , mogącym go swobodnie poinformować o wszystkim, co uważa za ważne bądź przydatne, w jakiś sposób staje naprzeciw bohaterów, w krytyce zaś nie jest konfrontow any z takim podmiotem krytycznym , k tó ry prze kazuje m u autorytatyw nie podane wiadomości i oceny, lecz znalazł się w samym centrum swoistego dram atu krytycznego, awansował n a jego uczestnika. Zadania odbiorcy zostały niewątpliwie utrudnione, musi on bowiem śledzić relacje, jakie zachodzą między dyskursem a dziełem, i nie może przyjąć, że to, co bezpośrednio w dyskursie owym sform u łowane, podane jest mu do w ierzenia i afirmacji.
In tertek stualna mowa pozornie zależna w tekście krytycznym po wodowała w wielu w ypadkach podobne nieporozumienia do tych, jakie wywołała wówczas n arracja utrzym ana w mowie pozornie z a le ż n e j21 : skłaniała do jednoznacznego odczytywania tego, co było pomyślane dia- logicznie — do przypisyw ania podmiotowi krytycznem u formuł, które nie całkiem do niego należały lub nie należały w ogóle. Czytelnik pozba wiony został w dyskursie krytycznym przewodnika, jakiego jeszcze m iał nie tylko w krytyce pozytywistycznej, ale także w pierwszej fazie k ry tyki młodopolskiej. Pow stał w yraźny konflikt między in tertek stu aln ą koncepcją kryty k i czy — lepiej — intertekstualną praktyką krytyczną a funkcjam i inform acyjnym i. W konflikcie tym zobowiązania inform a cyjne stały się stroną przegryw ającą, co dla zmiany roli czytelnika oka zało się zjawiskiem o wadze podstawowej. I tu taj właśnie widać szcze gólnie dobitnie, że intertekstualność nie była w młodopolskim dyskursie krytycznym epifenomenem, określała bowiem tak jego stru rk tu rę, jak funkcjonowanie.
3
Intertekstualność łączyła się z ogólną koncepcją krytyki, przede wszystkim zaś — podmiotu krytycznego. Praktykom in tertekstualnym zdecydowanie nie sprzyja takie pojmowanie krytyki, które na plan pierw
ai Problem ten poddałem analizie w szkicu K onstru kcja a recepcja. (Wokół
szy wysuwa jej funkcje ściśle poznawcze (zwłaszcza rozumiane w duchu scjentystycznym ), jej zobowiązania do form ułow ania ocen i wprowadza nia porządku; obligacje te nie zostały wprawdzie całkiem zaniechane (za niechane zresztą być nie mogły), nie zajm ują jednak w krytyce młodo polskiej miejsca naczelnego. Ju ż wcześnie, kiedy sformułowania takie mogły być jedynie postulatem , nie w spieranym jakąkolwiek p rak ty ką krytyczną, głoszono, że k ry ty k winien do dzieła, którym się zajm uje, żywić szczególną sym patię, że powinien w jakiś sposób przenikać w św iat pisarza. Miriam pisał n a sam ym początku swej programowej działalno ści, powołując się jeszcze n a au to ry tet Sainte-B euve’a:
N ieufność w zględem apriorycznych absolutów i w iek u iście niezm iennych re guł, w rażliw ość na w szystk ie m ożliw e postacie piękna, subtelność w schw yta niu najdrobniejszych odcieni — oto cechy istotnego ducha krytycznego, który — przyjrzawszy się, podczas studiów nad przeszłością, nieogarnionej w ielokształtno- ści i w ielobarw ności form estetycznych — nie zam yka się w raz stworzonych form ułkach, lecz biegn ie z ruchliw ym prądem ew olucji artystycznej, umie — otrzaskany i obyty, że użyję w yrażenia S ain te-B eu ve’a, ze w szystkim i m eta morfozami sztuki i piękna — pojąć i ocenić każde zjaw isko nowe, choćby za sadniczo ze starym i regułam i i w yobrażeniam i sprzeczne, um ie postaw ić się na punkcie w idzenia autora lu b rozbieranej kw estii, przejąć się podczas czytania dzieła duchem tego, który je stworzył, stać się podobnym — jeszcze jedno po równanie autora P o rt-R o y a lu — do v i s m a r a , ow ego m otyla indyjskiego, który przybiera barw ę rośliny, na jakiej ż y j e “ .
W tymże roku 1891 M iriam form ułował retoryczne pytanie:
Bo czyliż n ie ma rzeczyw iście w e w szystkich w ielkich dziełach literatury i sztuki czegoś tajem niczego, co w yjaw ia się i oddaje jedynie sympatii? M
Podobne stw ierdzenia i deklaracje znaleźć można u wielu krytyków epoki. Brzozowski orzekał w jednym ze swych najwcześniejszych arty kułów:
Szczególnie [···] krytyk literacki pow inien posiadać w sobie rozw iniętą tę zdolność (sym patii]. Jego zadaniem w łaśnie jest patrzeć cudzymi oczyma, czuć cudzym sercem, m yśleć obcym i m yślam i i spowiadać się przed czytelnikam i z doznanych w ten sposób w rażeń M.
A trochę później, w portrecie Staffa:
Nastrój staje się zasadą sztuki, a krytyka w tóruje sztuce, zamieniając w nastroje, stany, to, co czynn ym stosunkiem ducha do ducha być winno. Stąd w yw iązuje się dla k rytyk i nowoczesnej zadanie: zrozumieć w szystkie stany 22 Z. P r z e s m y c k i ( M i r i a m ) , Harm onie i dysonanse, XI b: D wie p ra
sy i dw ie kry tyki. [„Św iat” 1891]. W: W ybór p ism krytycznych , t. 1, s. 228.
8S Ibidem, III: Parę słów o k ry tyc e w ogóle. W: jw., s. 168.
84 S. B r z o z o w s k i , F r y d e r y k Henryk A m iel (1821—1881). (Przyczynek do psychologii współczesn ej. („Praw da” 1901]. W: Gło sy w śród nocy, s. 137. Podobne
id ee pojaw iają się u B rzozow skiego w ielokrotnie w pracach późniejszych, choćby w rozdziale 2 (Drogi k r y ty k i , je j t y p y i odmiany) książki Współczesna k r y ty k a
literacka w Polsce (przedruk w: Współczesna powieść i kry tyka. Kraków 1984,
I N T E R T E K S T U A L N O S C W M Ł O D O P O L S K I E J K R Y T Y C E L I T E R A C K I E J 65 duszy dochodzące do głosu i wyrazu w e w spółczesnej sztuce jako zadania i za gadnienia do rozwiązania. Przez to tylko m oże służyć ona dziełu odrodzenia duchowego
Dorzućmy jeszcze takie programowe w yznania Lacka:
Trzeba dla zrozumienia W yspiańskiego obrać jakiś punkt widzenia Wy spiańskiego w łasn y i dopiero stamtąd patrzeć i widzieć. Trzeba wniknąć w um y- słow ość takich um ysłów rozległych lub jeśli się to nie da, trzeba ją sobie skonstruować 2e.
Podobne intencje ujaw niały się przy różnych okazjach, często powo dem do nich były konkretne utw ory, m.in. książka Wyspiańskiego o Ham
lecie; jej krytycy zgodnie podkreślali, czynił to np. M atuszew ski27, że
autor Wesela utożsam ia się ze światem d ram atu Szekspira i jego ty tu łowym bohaterem . Zjawisko miało zresztą zasięg szeroki, co ostatnio pokazał Wojciech Głowala, poddając analizie deklaracje krytyków mło dopolskich na tem at identyfikow ania k ry ty k i i s z tu k i28. Warto podkre ślić, że form ułowali oni na sym patii opartą koncepcję krytyki już wów czas, gdy nie mieli jeszcze żadnych praktycznych doświadczeń tego typu i gdy nie dysponowali środkami, którym i m ogliby założenia takie reali zować 29. Środki te wypracowali później, by w pełni nad nimi zapanować około roku 1900 30.
85 S. B r z o z o w s k i , Leopold Staff. [„Krytyka” 1905]. W: Kultura i życie. W stępem poprzedził A. W a l i c k i . Warszawa 1973, s. 135.
и S. L a c k , D w a zasadnicze m o t y w y m u z y k i Wyspiańskiego. [„Krytyka” 1908]. W: W y bór pism krytyc zn y ch . Przedmowa, w ybór tek stów i komentarze: W. G ł o w a l a . Kraków 1980.
27 I. M a t u s z e w s k i , W yspiański i Hamlet. [„Myśl Polska” 1915]. W: Studia
o Żerom skim i W yspiańskim . Warszawa b.r. [1921]. Zob. także szkic S. L a c k a Studium S zekspirowskiego „Hamleta ” ([„Nowe S łow o” 1905]. W: Wybór pism k r y tycznych) oraz d w a artykuły S. B r z o z o w s k i e g o : W yspiański o „Hamlecie”
[„Naprzód” 1905] i S tanisła w W yspiań ski o „Ham lecie” [„Krytyka” 1905], przedru kow ane w: Współczesna powieść i k r y ty k a literacka.
28 W. G ł o w a l a , Młodopolska w yobraźn ia m e ta k ry tyc zn a . W rocław 1985. Dla om awianej tu problem atyki w ażny jest przede w szystk im rozdz. 1: Ruchome gra
nice i sąsiedzi.
29 Jednym z krytyków , którzy stosunkowo w cześn ie zwrócili się do praktyk identyfikacyjnych, był Jellenta. Zob. T. L e w a n d o w s k i , Cezary Jellenta, es te
ty k i kry tyk. Działalność w latach 1880—1914. W rocław 1975, s. 129. Elementy mo
w y pozornie zależnej, jeszcze w praw dzie nieśm iałe, ale już w yraziste, zarysowują się w najw cześniejszych pracach M i r i a m a, przede w szystkim w studium O sta t
nie o b ja w y w dziedzinie poezji polskiej, opublikowanym w r. 1887 w „Życiu”
(nry 12—15).
*° Dodajmy, że pod koniec okresu pojaw iły się reakcje na krytykę realizującą zasady sym patii czy identyfikacji. Ich najśw ietniejszym objawem jest oczywiście
Czyn i słowo K. I r z y k o w s k i e g o (1913). Warto także pam iętać o szkicu C. J e 1-
l e n t y B izantynizm i k r y ty k a (w: Grający szczyt. S tudia syntetyczn o-krytyczn e. Kraków—Warszawa 1912). Autor odrzuca w nim praktykę, której sam był w ierny przez dziesięciolecia.
Docieramy tu taj do w ażnej problem atyki metodologicznej; nie sta nowi ona jednak przedm iotu tego szkicu, stw ierdźm y więc najogólniej, że w okresie Młodej Polski już całkiem w yraźnie ukształtow ała się h er- m eneutyczna koncepcja kry ty k i literackiej, jaw nie opozycyjna wobec pozytywistycznego scjentyzmu, ale też nie m ająca wiele wspólnego z impresjonizmem krytycznym , który w latach dziewięćdziesiątych XIX w. miał swoich zwolenników i reprezentantów (choćby w osobie najwybitniejszego z nich, Antoniego Potockiego). Można by tu mówić o herm eneutyce żywiołowej, form ow anej bardziej pod w pływ em litera tu ry epoki i jej ogólnych dążeń estetycznych niż nowych koncepcji h u m anistyki, które w owym czasie rozw ijały się zwłaszcza w Niemczech, herm eneutyce, która nigdy nie ukształtow ała się w spójną teorię k ry tyki, była jednak zespołem pewnych dyrektyw praktycznych czy wręcz pew nym krytycznym sposobem działania. Te żywiołowe dążności h er- meneutyczne w yraziły się przede wszystkim w koncepcji i konstrukcji podmiotu krytycznego, w jego stosunku do dzieła literackiego.
I tu taj właśnie w racam y do kwestii intertekstualności. Je j swoistości jako zasady organizującej dyskurs krytyczny ujaw nią się szczególnie wyraziście, gdy się ją porówna z tym i dyskursam i krytycznym i, które m iały realizować założenia im presjonizm u. Sprowadzając je do postaci najbardziej uproszczonej powiedzieć można, iż w jego obrębie istniały jakby dwie oddzielne sfery: dzieło literackie i podmiot krytyczny, k tó ry w ten czy inny sposób na nie reagował i te swoje reakcje podawał do publicznej wiadomości. Obydwie sfery niem al się nie przenikały, były w dużej mierze autonomiczne. K rytyk mówił swobodnie o swoich w raże niach i reakcjach, mówił od siebie, w swoim języku, całkowicie nieza leżnym od języka dzieła — zarówno wówczas, gdy budziło ono zachwyt, jak i wtedy, gdy wywoływało niechęć czy wręcz abominację; klasyczny przykład takiego rozdzielenia znajdujem y np. w programowo im presjo nistycznym szkicu Potockiego o Sienkiewiczu 31 (w innych swych pracach nie był on na ogół tak konsekwentny). W tego typu dyskursie „ja” k ry tyczne jest jawne, nie kryje się za scjentystycznym i analizami i uogólnie niami, ale też nie kw estionuje w niczym autonomii omawianego dzieła,
mówi, czym ono dla niego jest, ale jakby w eń nie przenika. Je st to swojego rodzaju dyskurs krytyczny w pierwszej osobie, nie otw ierający w zasa dzie żadnych perspektyw dla praktyk intertekstualnych (jeśli się one w nim pojawiają, to jedynie incydentalnie i nie m ają większego wpływu na jego całokształt).
D yskurs krytyczny, którym się tu ta j zajm ujem y, nie jest już w pierw szej osobie, tak jak w pierw szej osobie nie jest ta powieść młodopolska, w której głównym czynnikiem stru k tu raln y m i stylistycznym stała się
11 A. P o t o c k i , Henryk Sienkiewicz. [„Zycie” 1897]. W: Szkice i wrażenia