LUBLIN 30.IV.1966 Nr 8 (341) R. XXXIII DWUTYGODNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY Wychodzi od 1933 r.
W numerze
STANISŁAW MIKULSKI
„Złota Maska"
1966
Białostockie
„Herkulesy"
Z d z i e j ó w N Z N P n a L u b e l s z c z y ź n i e
F R O N T
M Ł O D O Ś C I
JAN PIPAŁA
Maj Tysiąclecia
B O G A C I I B I E D N I
ALEKSANDER PASZYŃSKI M I R O S Ł A W D E R E C K I
W c i e n i u c y p r y s ó w
Notes
niemiecki
Maj Tysiąclecia
BOHDAN IGOR A N T O N Y C Z
Do wiosny
LINA KOSTENKO
B O G A C I
I
B I E D N I
EUGENIUSZ H U C A Ł O
Zielona radość konwalii
ALEKSY KAZBERUK w i z j a
A l e k s a n d e r Pnszyński
P r z e ł o ż y ł K . A . J a w o r s k i
Zielono w wiolinie
ZYGMUNT MIKULSKI
FRONT MŁODOŚCI
„Herkulesy" Przeciw wojnie
ANDRZEJ T O M C Z A K
Hiroszima II
ANDRZEJ PAWLUCZUK
EMIL GRANAT
Legendy
WŁODZIMIERZ PAZNIEWSKI
Portret
Polowanie na
białe zające
JERZY DOSTATNI
C h w i l e g r o z y
R O M U A L D K A R A Ś
P U Ł A W Y 6 6
Stanisław Mikulski KRZYSZTOF JAKOWICZ
T A D E U S Z M E I C E L LUBLIN W TYSIĄCLECIU (IV)
O K R E S W A L K
NARODOWOWYZWOLEŃCZYCH
DWADZIEŚCIA HEKTARÓW
PANA
PIOTROWICZA
H E N R Y K P A J Ą K
R o z p u s t n y s e n t e a t r o l o g a
A N D R Z E J H A N S B R A N D T
Szkoła dobreao smaku O tych, co „szalejq"
M A R I A B E C H C Z Y C - R U O N I C K A
NM O kto by pomyślał, że I relaksowa komedia Aure-
• la Baran gi może wywołać I sentymentalne wspominki?
A mnie właśnie przypo- mniało sU; pierwsze spot- kani? Lublina z rumuńską literaturą dramatyczną, kiedy to za dyrekcji Świetnego aktora, nieodżałowanego
Maksymiliana Chmielarczyka, Teatr Im. J. Osterwy, podówczas „Teatr Miejski", wystawił sztukę Wiktora Eftimiu „Człowiek, który szukał śmierci". Oto leży przede mną skromny, lecz zyskowny program.
Udzie wśród czterdziestu ogłoszeń handlowych zamieszczono i m ó j ko- mentarz kierownika literackiego, dość napuszony, gdyż ów „Czło- wiek...", utwór wybitnego pisarza, był nie tylko satyrą na małomia-
steczkowy marazm, ale i próbą za- stosowania symboliki raczej nie- łatwej do rozszyfrowania.
T y l e nieco dygresyjnie o Eftimiu z okazji prawie dwudziestolecia tam- tej premiery. Aurel Baranga, autor obecnie wystawionej rumuńskiej sztuki, wręcz przeciwnie — unika zagadek. „Problem" jego komedii został podany widzowi, rzec można, na szeroko rozwartej dłoni — bierz I popraw się! Cala nauka mieści się już w tytule „Krzysztofie, nie sza- lej". Powiedziało się: Krzysztofie, ale mogło być równie dobrze: Jur- ku, Irku, Mirku. Marku. Jacku Ud.
w nieskończoność. Słowem — MĘ- ŻU. bo Imię Im legion, tym pło- ch im.
Żądanie Jest na pozór minlmall-
»tyczne: żeby choć „nie szaleli".
Czyli że „gdyś jest mądry i ostroż- ny, wszystko można, co nie można"?
Nic podobnego, nie łudźcie się, lek- kod uchy, autor mi wygląda na r y - gorystę, wymaga on najwidoczniej totalnej moralności małżeńskiej,
•skoro w gruncie rzeczy śmiechu są warto owe „szaleństwa" pozamatry- monlalnc Krzysztofa, kompozytora symfonii na trzy połączone orkie- stry symfoniczne, osiem wielkich chórów i dwie armaty. Ze niby usi-
łuje uwiość żonę przyjaciela? Et Trójkąt, czworokąt — taka geo- metria małżeńska była już od daw- na powszednią pożywką francuskie!
komedii bulwarowej. Tylko że Ba- ran ga kończy swoją satukę grzecz- niej. Z tym zamierzonym przez auto- ra niewypałem erotycznym jego bo • hatera skojarzył mi się mimo woli sprośny cokolwiek epigramat pusz- kinowski na plafon pewnego teatru gdzie wymalowano Wenus tak cen'
tralnie, że dla zawieszenia żyran- dola wypadło przebić, uczciwszy uszy. pępek bogini, o czym tako rzekł poeta: „...jeśli byłoby to Part- i e , Prowicrticliby ponlżc" (prze- kład chyba zbędny!).
A l e na bok swawolne żarty poe- tyckie, tu nie Paryż...
Komedia Aurela Barangi jest w każdym bądź razie zajmująca, ma bajeczne role, dowcipny dialog i zręcznie zwodzi widza, dążąc pod- stępnie do zaaplikowania mu w końcu morału aktualnego odwiecz- nie i po wsze czasy. I zapewne to wcale nie szkodzi, że mamusie mo- gą na nią przyprowadzać bodaj 14- letnle córeczki, jak na „Anię z Zie- lonego Wzgórza", bo rumuńska A n - ka ani razu nie pozwala się na tcenle pocałować, a wszak nauka przydatna dla Stefcia, Zbyszka czy Zygmusia przyda się w przyszłości I naszym Alinkom, gdy w y j d ą i krainy czarów. ,
Reżyseria ZofU Modrzewskiej go- dziwie zaprezentowała podstawowe zalety komedii Barangi, nadając j e j zarazem tempo żywsze niż w obfi- tym tekście autora. Wprawdzie sła- wetny ołówek reżyserski przekreślił tu 1 ówdzie głębszą sentencję posta- ci, lecz w sumie akcja zyskała na klarowności. W ogóle realizacja sce- niczna sztuki rumuńskiego autorn Jest tak staranna, że pozostaje mi tylko wyrazić p. Modrzewskiej peł- ne uznanie i życzyć, by Lublin miał sposobność podziwiać Jej kunszt częściej, aniżeli w ostatnich dwóch sezonach. Osobiście radabym zoba- czyć w reżyserii Z. Modrzewskiej
„Żeglarza Szaniawskiego, albo np.
„Profesję pani Warren" Shawa, którą niedawno opracowała go- ścinnie w Grudziądzu.
Wykonanie przez aktora dwóch, n nawet trzech pomniejszych epizo- dów w sztuce Jest, Jak wiadomo, dość częstą praktyką teatralną — naturalną ostatecznością wynikają- cą z niedoborów zespołu. Aurel Ba- ranga, doświadczony drnmatopisarz.
spojrzał na zagadnienie od Innej strony. Stworzywszy dwie krańcowo różniące się postacie kobiece, nau- czycielki 1 aktorki, sugeruje on po- wierzenie obydwóch Jedne) wyko- nawczyni. Tylko zaznacza przezornie w dialogu, Jakoby Emma I Anca były bliźniaczo do siebie podob- ne. Próżne obawy, gdy chodzi o Lu- blin — nikt tu nie weźmie Anki — Grochowskiej za Jej Emmę, póki nie
zajrzy do drukowanego spisu osób.
Teatr Osterwy pozyskał cenną nową siłę. Wiesława Grochowska łączy ta- lent z efektowną aparycją i w y j ą t - kowa piękną barwą głosu. Oblo stworzone przez nią postacie były prawdziwe, a przypuszczam, że po- stać nauczycielki, aż nadmiernie układnej i zrównoważonej, musiała kosztować p. Grochowską szczegól- nie dużo wysiłku.
Oczywiście nie wierzymy ani tro- chę w geniusz muzyczny „szalejące- g o " Krzysztofa (chyba że kompono- wałby coś. jak „ N i e dla mnie sznur samochodów"!). Ot bierzemy go po prostu za „wygodnego" pana w kry- tycznym wieku, znudzonego nie- zachwianie wierną żoną i popisują- cego się przy okazji flirtu „marze- niami" o admiralskiej karawelL Autor też nie traktuje serio Jego twórczości. Taki Krzysztof przyle- ga całkowicie do dyspozycji aktor- skich Tytusa Wllsklefto, stał się więc jedną z jego najlepszych ról.
Safandulaslego profesora Stambu- liu, który z kolei marzy (naprawdę) o katedrze języka malgasklego, gra z dobrze dozowanym humorom A n - drzej Chmielarczyk. Ironiczne po- dejście do postaci udało się również
Zofii Stefańskiej, aczkolwiek chcia- łoby się może widzieć w roli Savy.
sekretarki kompozytora, aktorkę starszą, autor przecie zaznacza, że p a n i Sava liczy sobie lat ponad pięćdziesiąt. P. Zofię zaś wolimy oglądać Jako Marię Stuart. OHvlę z „Wieczoru Trzech K r ó l i " 1 w In- nych znakomitych rolach.
Muzyka Ryssarda Schreltera jest trafnie dopasowana do postaci K r z y -
sztofa, a intćrleur Jerzego Toroń- ezyka — stworzony pod hasłem
„bez cudów". Na pierwszym planie, zgodnie z potrzebą — fortepian (z kurtyzowanym ogonem), „awangar- dowo" pomalowany farbą błękitną.
Kończąc trzeba uznać dotychcza- sową naszą znajomość rumuńskiej literatury dramatycznej stanowczo za niedostateczną jak na stosunki z zaprzyjaźnionym narodem. Jeden z tłumaczy „Krzysztofa" Aleksander Rusiecki, który przyjechał na pre- mierę, wymienił iw wywiadach z dziennikarzami szereg nazwisk współczesnych dramaturgów rumuń- skich I tytuły innych sztuk Aurela Barangi, trzeba więc czym' prędze!
zwrócić się z apelem do energicz- nego dyrektora Agencji Autorskloj w Warszawie, Michała Rusinka, by
•powodował przystanie naszym tłu- maczom licznych egzemplarzy na użytek teatrów polskich, a tymcza- sem dlaczego Teatr Osterwy nie miałby pokazać Lublinowi sztuki sławnego klasyka Caraglalego „Zgu- biony list", którą warsaawski Teatr Powszechny grał w przekładzie Adama Welnsbnrga w r. 10517
(O „Krayulon*" plus lot Ijon w fo- llMonln ns tir. II IRKD)
W N A S T R O J U nieomal f e - N stiwalowym oglądałam
niedawno sztuki z re- pertuaru Teatru Lalki i Aktora im. J. Ch. A n - dersena w Lublinie.
Dwie! Trzecia była chwilowo w te- renie. Oto mała relacja z dużej przy- jemności.-
„Baśń o rycerzu Gotfrydzie"
Krystyny Wojtasik, będąca przerób- ką poetycznego utworu Haliny Górskiej o zbliżonym tytule, ma f a - bułę, można powiedzieć, klasyczną.
Odpowiedzi Redakcji
Od BIEBRZY
po BIESZCZADY
Niespokojny prezes
T A D E U S Z B A R T O S Z
»KAMENA«
OKRES WALK
NARODOWOWYZWOLEŃCZYCH
Jnn P i p n l a
F R O N T M Ł O D O Ś C I
Gitara i... szabla
Ta mężczyzna!
Bez sprostowania
Lampyris nocticula
J a n u s z Danielak