• Nie Znaleziono Wyników

Najnowsza literatura różnowiercza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Najnowsza literatura różnowiercza"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Aleksander Brückner

Najnowsza literatura różnowiercza

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 5/1/4, 497-512

(2)

Recenzye i Sprawozdania

JCajnowsza literatura różnowiercza.

Ks. Dr. I. Warmiński:

A n d r z e j S a m u e l i J a n S e k l u -

c y a n . Z polecenia Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu na­

p is a ł... Poznań 1906, 8° str XVI i 550.

Dr. Tadeusz Grabowski:

Z d z i e j ó w l i t e r a t u r y k a l ­

w i ń s k i e j w P o l s c e (1550— 1650). (Odbitka z 43 tomu Roz­

praw Wydziału filozoficznego Akademii Umiejętności). Kraków, 1906,

8° str. 239.

Szczęsny Morawski:

A r j a n i e P o l s c y . Lwów, 1906, 8° str.

XXVII i 564 (z 8 rycinami).

Dr. Cyryl Studziński

: P a m i a t k i p o ł e m i c z n o h o p y ś m e n -

s t w a k i n c i a XVI i po с z. XVII w. (T. I. Lwów, nakładem

Towarz. im. Szewczenki, 1906, str. LXII i 314).

Chociaż „P am iętn ik “ nie jest czasopismem teologicznem , lit e ­ ratury religijnej, katolickiej czy róźnowierczej, budującej czy pole­ micznej, dogm atycznej czy historycznej pomijać nie może zupełnie. Na całe bowiem stulecia je st ta literatura albo jedyna, albo najcie­ kawsza, np. w wieku X IV i X V taka polska pieśń religijna ; w in ­ nych wiekach, np. w X V I i X V II, złożono w niej w łaściw ie ty le pracy i zdolności, ty le św iętego zapału i czucia kornego, ty le nie­ n aw iści płomiennej i w aśni braterskiej, zawiera ona tyle cennych w skazów ek co do ludzi i czasów, co do m yśli i czynów źe nie wolno nam tym obfitym źródłem pogardzać, bo przy braku innych w iado­ mości, przy zdziesiątkow aniu, a raczej zniszczeniu naszych dawnych zasobów rękopiśm iennych i drukowanych, pada nieraz z literatury teologicznej ciekawe św iatło na zapomniane rzeczy i osobistości lite ­ rackie. Dow ody tego nowe przedstaw im y niżej. W łaśn ie u b ie g ły rok ow ał w publikacye pierwszorzędnej wartości i o nich chcem y

(3)

4 9 8 R ecenzye i Spraw ozdania.

zdać sprawę, nie krępujęc się w cale ich treścią, poruszając zaga­ dnienia, jakich autorowie ow ych publikacyi sam i nie ty k a li osobno, chociaż m ateryału now ego nam p rzysporzyli.

N ajznakom itszym , bo na nieznanych archiw alnych i b ib liogra­ ficznych źródłach opartym w yczerpującym , b ezstr o n n y m , k r y ty ­ cznym przyczynkiem je st obszerne d zieło profesora seminaryum teologiczn ego poznańskiego, ks dr. I. W a r m i ń s k i e g o : „Andrzej Samuel i Jan S ek lu cyan “ . N ie m ógł sta ry Poznań, z którego w ła ­ śnie p ierw si pisarze-różnow iercy polscy, dominikan Andrzej i pisarz na cle poznańskiem , bakałarz S eklucyan, w y sz li, godniej uczcić ju b i­ leuszu pisarza-protestanta. U czon y autor oparł sw e w yw ody na naj- sum ienniejszem p rzetrząśnieniu archiwów (k siążęcego królew ieckiego, z bogatą korespondencyą naszych różnowierców, i b izk iego poznań­ sk iego, z aktam i urzędow ym i spraw y Andrzejowej i Seklucyanow ej), bibliotek pub liczn ych (gdańskiej n. p.) i p ryw atn ych (hr. Z. Czar­ neckiego w R usku i i. ); na przestudyow aniu gruntow nem całej do­ tychczasow ej literatu ry polskiej i niem ieckiej (daw nych prac Ł u k a­ szew icza i i., najnow szych W otsch kego i i.) ; na głębok iem w n ik n ię­ ciu w ducha czasu ; na trafnej in terp retacyi w zm ianek źródłow ych ; na b ystrych kom binacyach, u zupełniających niedom ówienia św iadków daw nych. Chociaż autor stanow iska, w szelkiem u sekciarstw u przeci­ wnego, p iln ie strzeże, nie unosi się jednak zb ytn ią stronniczością, d bały o spraw iedliw ą ocenę i sąd słu sz n y . W prowadza nas bezpo­ średnio w same c z a sy i ożyw ia najdrobniejszym i nieraz szczegółam i swój w ykład tak dalece, że ogarnia nas n ib y tch nienie X V I w ieku i jego sporów gorących, źe zdaje się nam, jakoby przed oczyma p rzesu w ały się te postaci i ży w o t ich cały, że odczuwam y niemal tętno i w ir ruchu ow ego.

Praca obejmuje trzy d z ia ły ; część pierw sza (str. 1 — 152), wprowadza in m edias r«-s, kreśląc zatargi poznańskie Andrzeja i Se­ k lu cyan a; głów n a część, druga (str. 153— 4 8 1 ), opisuje lo sy obu na ziemi pruskiej, m iędzy Mazurami i w K rólew cu ; trzecią (str. 4 8 2 — 542), dodatkową, stanow ią lis ty i m em oryały sp ółczesn e w sta ­ rannym przedruku, w szy stk o z archiwum królew ieckiego. S zczególn ą za słu g ą autora pozostaje , że nie ogranicza się ściśle przedmiotem, że odbiega od sw oich „bohaterów “ i w ciąga rzeczy uboczne, z k tó­ rych pada nieraz n ajciekaw sze św ia tło na lu dzi i dzieła, d aw niejsze i nowsze.

P rzytoczym y k ilka przykładów w chronologicznem n astęp stw ie, poczynając od tego, czem się literatura polska ogółem zaczyna, t. j. od B o g u r o d z i c y , chociaż jej tego zaszczytu uparcie odmawiają.

Jan Małecki, co z drukarczyka krakow skiego (Jana Sądeczanina przed 1530 r.) w fararza łeck iego urósł, zaw zięty Seklucyana prze­ ciw nik, bo zazdrosny o w p ły w y jego i powodzenie literackie, n ico­ wał niem iłosiernie i najniespraw iedliw iej każdą jego pracę, w y sta ­ w iając go nieukiem w p olszczyźnie a heretykiem w w ykładzie. N ajciek aw szy dla nas lib elusz jego, pełen żółci i jadu, nosi napis :

(4)

R ecenzye i Sprawozdania. 4 9 9

„ D e f e n s io ... Catechism i polonici adversus calumnias S eclu cian i“ etc. 15 4 7 r. (rękopis w archiwum królewieckiem, w yd ob yty przez dra E r z e p k i e g o ) . Seklucyan zaczepił b y ł zaw ziętego Czecha, odma­ w iającego polszczyźnie życia sam oistnego niemal, M ałeckiego, źe np. q u i przez j e n ź e , nie przez k t ó r y tłu m a czy ł; M ałecki broni tego j e n ż e licznym i przykładam i, pomiędzy innym i przykładem , w y ję­ tym z czw artej zwrotki p ieśn i o św . Stanisław ie. P osiadaliśm y do­ tą d tylko trzy pierw sze jej zw rotki w odpisie średniow iecznym , resztę w tek ście P ieśn i P ostnych ; w edle M ałeckiego brzm iała :

W ten czas B olesław krolował, Jen ź w iele złego podziałał ; D la uczynku sw ego złego, N ienaźrzał biskupa ś w i ę t e g o ;

(może c n e g o , albo może m ę ż a ś w i ę t e g o dla liczb y zgłosek ) ; T e k st w P ieśniach P ostnych tensam, prócz t e n ż e zam iast j e n ź e ; ciek a w y dowód, jak mało zm ieniał się w tradycyi w yłączn ie ustnej te k st pierwotny. C ytatę z starej pieśni Stanisław ow ej poprzedza c y ta ta z B o g u r o d z i c y , tu również „testam entem św . W ojciecha d la P olak ów “ (jak w przedruku Ł askiego) nazwanej. I dowiadujemy się o rzeczy ciekawej, mianowicie, źe w kościele katedralnym kra­ kow skim nad grobem (w rękopisie m ylnie chyba t e m p 1 u m, zam iast s e p u l c r u m l ub t u m b a m ) w isia ł tek st „B ogurodzicy“ z melodyą, w yp isan y złotym i literam i na w ielkiej tab licy — po czasach Małe­ ck iego (około 153Ü r.) tablica ta w idocznie za g in ę ła ; tek st jej jed ­ nak zachował się nam w dziełku M a t e u s z a z K o ś c i a n a „Co­ hortatio Sarmaticarum Ecclesiarum “ z r. 1543. W nioskuję to stąd, że Małecki przytacza z tek stu nad grobem Stanisław ow ym w iersz ( j e n ż e t r u d p r z e c i r p i a ł b e z m i e r n i e ) , powtarzający się (dosłow nie z owym w łaśn ie p r z e c i r p i a ł , żadnemu innemu tekstow i nieznanym ) w tek ście Mateuszowrym (prócz zw yk łej m yłki t e n ż e , zam iast j e n ź e ) . Teraz w ięc wiem y, skąd tek st M ateuszowy, zali­ czony przez P iłata n ieg d y ś „do najw ażniejszych tekstów z X V I w., a naw et w ogóle ze w szy stk ich , jakie dotąd znam y“, pochodzi: peni- ten cyaryusz katedry krakowskiej odpisał go chyba z tab licy k ate­ dralnej. N iepotrzebnie w ięc Piłat grupę tekstów , na której czele ów M ateuszowy położył, gn ieźnieńską nazw ał („źe najw ażniejsze pocho­ dzą z G niezna“), można ją i krakowską ochrzcić. I oto nasuw a się ciekaw a uwaga, która przy sporach o miejscu powstania „B ogu ro­ d z ic y “ nieco zaw ażyćby m ogła; pokazuje się m ianowicie, że ani

w Gnieźnie, skąd chyba Ł aski dla S tatutu tek stu „B ogurodzicy“ zaczerpnął, ani w Krakowie w katedrze porządnego odpisu „B ogu ­ rod zicy“ nie posiadano !

W

katedrze może dopiero pod w pływ em „S tatutu “ Ł askiego o taki odpis się w ystarano, tek st bowiem M ateu­ szow y, jak w szy stk ie z X V I wieku, z tekstem Ł askiego pozostaje w widocznem pokrewieństwie, ale jakżeż daleko odbiegają oba od w szelkich tekstów X V w iek u ! T radycya krakowska, przynajmniej

(5)

5 0 0 R ecenzye i Sprawozdania.

katedralna, głęboko w ięc nie się g a ła ; czas chyba pouczy, czy może u Franciszkanów krakowskich niema starszej ; na razie w idzim y, że w iek X V I zm ienił trad ycyę X V w. w w sz y stk ic h odpisach.

Komentarz M ateusza do „B ogu rod zicy“ , ab y i to dodać, nie szczególn y, uporał się krótko (na k. 132 do 137) z tek stem , za tr z y ­ mał się dłużej jed y n ie nad w zm ianką o Adam ie, którą u praw ied li- wia, przeciw nieukom, co nie upadek Adama, lecz sam ego Adam a przeklinają dla n ieszczęść, jak ie na ludzi sprow adził ; nazyw a go colonus Dei (km ieć), bo „colit terram “, dowodzi z Izydora „De y ita et obitu sanctorum “, g d zie Adam naczelne zajął m iejsce, św ięto ści Adamowej i przytacza z kabalistów kilka o nim bajek. In n y kom en­ t a r z , w P ostyli K raińskiego z r. 1 6 1 1 , powtarzający te k st p ieśn i za B ielsk im , rów nież n ieciek aw y; w kazaniu na św. W ojciecha ro z­ prawia się zacietrzew iony p rotestant z „p ieśn ią d zia d o w sk ą “ , od są­ dza św . W ojciecha stanow czo i słu szn ie od jej autorstw a (inn y to p odszył się pod jeg o im ię) i charakteryzuje pieśń samą jako ła ta ­ ninę, n ib y płaszcz dziadow ski z rozm aitego „p łacia“ ze sz y ty , n icu ­ jąc jej w zyw ania, to św ię ty c h , to B oga sam ego.

N ajciekaw sze św iatło pada z d zieła ks. W arm ińskiego n iesp o ­ dziew anie na B i e r n a t a z L u b l i n a , postać, w yłan iającą się od niedaw na z mroków zapomnienia , nadzwyczaj ch arak terystyczn ą dla P olsk i na przełom ie nowych wieków, człow ieka, co nie jak B ej, za ­ sia d ł do w szy stk ie g o gotow ego, lecz sam w sz y s tk ie g o się dom yślać m usiał, i zasad reformacyi przed Lutrem , i potrzeby p ielęgnow an ia system atyczn ego, w szech stron nego język a narodowego, przed B ie l­ skim i Rejem, przed drukarzami i rajcami krakow skim i, co, ile s i ł starczyło, pracę tę celowo i d zielnie prow adził. Trafił jednak, inaczej niż Rej, na czasy n iew d zięczn e; zaw cześnie było w P olsce na refor- m acyę w yznaniow ą, niemniej jak językow ą, i zab iegi jego zm arniały tak dalece, źe, g d y w k ilk ad ziesiąt lat później pracę jego wydawano, naw et nazw isk a jeg o już nie znano. My dopiero oddajemy zasługom jego hołd w in n y i, jak od „B ogu rod zicy“ literaturę, zaczynam y od n iego umiejętne i gorliw e p ielęgnow anie jęz y k a o jczy steg o w lit e ­ raturze.

D om ysł mój, że autor „L ekarstw D ośw iad czon ych “ (1 5 6 4 r., w ydanych, poprawionych i ułożonych przez M. S ien nika), słu g a domu P ileck ich i B iernat z Lublina, to jed na i ta sama osobistość, podawano w w ątp liw ość. Z niknie ona wobec w yraźnego, nader w y ­ m ownego św iadectw a Małeckiego w owej „D efen sio“ z powodu tego sam ego j e n ż e , co literaturze naszej taką u słu g ę oddał. „ M a s z (to j e n ż e, mówi Małecki do Seklucyana) n a w i e l u m i e j s c a c h w „ H o r t u l u s A n i m a e “, k t ó r ą t o k s i ą ż k ę i „ B a j k i E z o - p o w e “ w e w i e r s z a c h i w i e l e i n n y c h r z e c z y n a j ę z y k p o l s k i z a n a s z e g o w i e k u w y ł o ż y ł p i e r w s z y k s i ą g p o l s k i c h a u t o r m ą ż n a j u c z e ń s z y i w p o l s z c z y ź n i e n a j b i e g l e j s z y , B i e r n a t z L u b l i n a , p i s a r z J O . p. J a n a

(6)

R ecen zye i Spraw ozdania. 5 0 1

P i l e c k i e g o . . . z r e s z t ą t e n „ H o r t u l u s A n i m a e “ j u ż p i ę ­ c i o k r o t n i e w K r a k o w i e o d b i t o “.

Biernat z L ublina je st jeszcze osobistością średniow ieczną, nie m uśniętą przez humanizm chociaż przejętą (po h u sytach ) żądaniam i reformacyjnemi ; godzi się w nim, z ową charakterystyczną niekon- sekw en cyą średniow ieczną in sty n k t prawej wiary z najgrubszą śre- dniow iecczyzną. Bo do najgrubszej należał ów „H ortulus A nim ae“, książka, którą nawet jezuita Laterna w „Harfie D u chow n ej“ o g ła ­ dzać m usiał i w ym awiać dla jej przesadnej treści, szafującej odpu­ stam i; nazw ał przecież jej m odlitw y „nieco przykurzonem i“ (od „proszku“). N asz Biernat je przetłum aczył, aby pierw szy m odlite­ w nik polski (za nim poszły i „S zczyt d u szn y“ i „Raj d u szn y “) dać do rąk spragnionym owego dobra czytelnikom . Do r. 1547 w y szed ł polski „H ortu lu s“ pięć razy, lecz zaczytano w szy stk ie egzemplarze tych i późniejszych w ydań, bo ani jeden nas nie doszedł ; ocalało ty lk o w k sią żn icy Jagielloń skiej czternaście jego ćw iartek, w yjętych z oprawy dawnych aktów radzieckich, lecz nie w iem y czy w łaśn ie z „H ortu lu sa“ B iernatowego. Bo zdaje się, źe m ieliśm y dwa spół- czesne przekłady „H ortulusa“ ; przynajmniej inw entarz k sięgarsk i w ym ienia „Hortulus" polski, Borkow (ks. Borka, znanego księdza- bogacza, na którego Orzechowski się tak sierd ził?) i W ojtow (czy W ójt b yło przydom kiem B iernata?); już w r. 1527 b y ły obok U ngle- rowego „H ortulusa·1 polskiego i inne innych w ydawców Krakow skie uryw ki fiortulusow e formy „jenźe“ nie znają — m ógł je jednak i w ydaw ca późniejszy usun ąć; zato rytm y tego „H ortulusa“ przy­ pominają zam iłowanie B iernata do wierszów .

Oprócz „H ortulusa" i „Ezopa“ cóż więcej Biernat przetłum a­ cz y ł? Dowodnie mogę w ym ien ić jedno: „Lekarstwa k ońsk ie“ , św ieżo przez p. Berezow skiego (w „Biblotece Pisarzów P olsk ich “) z bardzo uszkodzonego unikatu przedrukowane — luki tek stu można u zu peł­ niać z odpowiedniej k się g i „Lekarstw D ośw iadczonych“ 1 5 6 4 r , nieraz dosłow nie powtarzających i w iersze i przepisy Biernatowe ; po­ rów nanie obu tekstów tern ciekaw sze, iż poucza nas jak to Sien nik z pracą Biernatową się obchodził, jak jej polszczyznę odświeżał, bo całkiem inne m iał o niej mniemanie, nie tak pochlebne, jak M ałecki ; trąciła mu narzeczami słow iań sk im i i grubą mazowiecczyzuą ! W i s t o ­ cie była to tylko archaizuiąca polszczyzna, polszczyzna z końca X V w ieku. Ozy Biernat inne i jakie rzeczy tłum aczył i układał, powie­ dzieć nie umiem, chociaż o niejedno moźnaby go jeszcze posądzać ; wolę dla uzupełnienia ch arak terystyk i człowieka, patryoty, literata, w łasn e jego słow a (z końca trzeciej k się g i „Lekarstw D ośw iadczo­ n y c h “) przytoczyć :

„Tociem miał o lekarstw ie cielesnym zebranie k sią g rozm aitych, com naprościej a pożyteczniej rozumiał tym zw łaszcza, którzy pier­ wej nic takowego nie czytali. Komu to wdzięczno, przyjmi w esele a ochotną postawą. Dobrzelić w szystk o albo nie, teg o ć nie umiem powiedzieć, t o j e d n o w i e m , i ż e m c i c h c i a ł z r z e c z y s ł o

(7)

5 0 2 R ecen zye i S p raw ozd an ia.

w i e ń s k i e j a z w ł a s z c z a P o l a k P o l a k o m p o m o c i p o r a ­ d z i ć p o d ł u g m a ł o ś c i d o w c i p u m e g o . A z tym m iejcie się dobrze w s z y s c y “ . (Sienn ik tych słó w nie zrozum iał n ależycie i na­ plótł, że autor tu napomyka, jakoby te k s ię g i „z sobą zinąd p rzy­ w iózł do Polski, iż ty lekarstw a w ybrał z k sią g sło w ie ń sk ic h “ ! !). Ciekawa ta postać, przynosi za szczyt m ieszczaństw u polskiemu ; m ieszczaństw u, nie szlachcie, zaw dzięczam y przecież początki, po­ dw aliny literatu ry w narodowym ję z y k u ; jeden z jej najw iększych , n ajdzielniejszych krzew icieli, to nasz B iernat w łaśn ie, dom agający się wyczerpującej monografii.

Pom ijając cy ta cy e M ałeckiego z „H istoryi R zy m sk ich “ (z w y ­ dania przed r. 1547 — my posiadam y tylk o w ydania z końca X V II w ieku) i w łasn e jeg o przekłady (m odlitw g łów n ych i psalmów, 102 i 129 — drukowane?), przechodzim y do literatu ry protestanckiej, lu terskiej. U w stęp u zaraz usuw a ks. W arm iński le g en d ę ; praw ili­ śm y o Polce, E lżtdecie z M iędzyrzecza, autorce p ieśn i lu tersk iej, niem ieckiej ; on dowiódł, że takiej P olk i n ig d y nie było i w ykazał, skąd to nieporozumienie urosło. Dalej przedstaw ia rzecz o polskich k ate­ chizmach lu tersk ich ; dowiadujem y się n ajciekaw szych szczegółów . Pokazuje się że już 1530 r. w ystarał się książę A lbrecht o polskie tłum aczenie m ałego lu tersk iego katechizm u ; druk ten za g in ą ł, posia­ damy tylk o k rytykę p olszczyzn y jego, przez niejakiego Liboriusza S zad ziłk i w r. 1533 n ap isan ą; tłum aczenie w ypadło było potw ornie, bo dosłow nie (wedle typ a : „k oszty będą nadoł trzaskan e“ — tak i jeszcze gorzej w yp ad ły rów nież tłum aczenia katechizm ów na języ k pruski; już to k siążę A lbrecht mimo najlepszych chęci szczęścia do tłum aczy nie m iał) Na m iejsce tego nieudolnego w ysta ra ł się biskup pomerański Speratus o now y przekład; obszern iejszy tym razem ka­ techizm wydano w W itenberdze około 1535 r., prawdopodobnie tłu ­ m aczenia tegoż S z a d z iłk i— jed y n y jego egzem plarz (najw cześniejszy to druk polski w N iem czech!) ocalał w b ibliotece Kras ń skich ; prof. M a l i n o w s k i k orzystał n ieg d y ś z niego, lecz zam iast ciekaw y język ocenić w całości, zadow olił się drobiazgiem , w yrażaniem nosowek ; polecamy filologom w arszaw skim dopełnienia takiego studyum . K ate­ chizm („P arvu s C atechism us . . . dla pospolitych plebanów i kazno­ dziejów·') um yślnie unika n azw y Lutra, luterski i t. p , aby się i m iędzy katolikam i tern łatw iej rozchodził ( W a r m i ń s k i , str. 185).

D ziełek Samuelowych, może również w W itenberdze drukowa­ nych, autor nie od szu k ał; za to odnalazł bardzo ciekaw e „W yzn an ie w iary ch rzescyan sk iei Jana S ek lucyana“ z r. 1543 na 1544, dedy­ kowane obu Z ygm untom , uchodzące dotąd stanow czo za zagubione, i szeroko om awia k siążeczk ę, najlepsze, co Seklucyan n apisał (str. 85 — 121). Ten rozbiór zagaja d alsze; w ym ieniam y „K atechizm u tek st p ro sty “ (1545), t. j. m ały, dla d zie ci; „C atechism us“ (w ięk szy) z r. 1547 i 1549 (i odpowiedź nań katolicką, „ A p ologię“ ks. S ta­ n isław a ze Lwowa, 1554 г., o tej na str. 2 1 4 — 217) ; „ P ie śn i d u ­ ch ow n e“ 1547 r. (bardzo szczegółow y rozbiór). P rzypisuje dalej

(8)

Se-R ecenzye i Sprawozdania. 5 0 3

klucyanow i autorstw o d yalogów polem icznych, „R ozpraw y o cerymo- n ia ch “ (na co K orczew ski 15 5 2 r. ze strony katolickiej odpowiadał) i „Rozm owy o p ogrzebie“ (co S tan isław z Szczodrkow ic r. 1549 zb ijał); w reszcie „Pokus sza ta ń sk ich “ . Za to odmawia Seklucyanowi autorstw a „O econom ii“, drukowanej 1545 r., d ziełk a jak iegoś S. S., dworzanina k siężn y Doroty pruskiej, do którego Seklucyan tylko w ierszam i i dopilnowaniem w ydania się p rzy ło ży ł — argum enty autorskie zupełnie nas przekonały. Pom ijając rzeczy drobniejsze, przy­ chodzim y do tłum aczenia „Nowego T estam entu“ .

Z gotow ał nam autor w ielką niespodziankę. Dotąd figurował Seklucyan w pamięci naszej głów n ie, jako autor pierw szego tłum a­ cza „N T .“ , co k iedykolw iek w yszło drukiem (r. 1 5 5 0 — 1553) — odtąd mamy go zupełnie od tego najdonośniejszego tytu łu chw ały je g o odsądzić ! Do udowodnienia swej tez y zabiera się autor nad­

zw yczaj oględnie, zestaw ia w szelakie argum enty językow e i i., i przy­ chodzi do konkluzyi, źe Seklucyan je st chyba tylko w ydawcą że w ła śc i­ wym autorem je st zm arły przedwcześnie S tan isław M urzynowski, c z y li Suszyck i, tłum acz „H istoryi żałosnej“ o Spierze z r. 1551, ży ją c y stale w Królewcu, dawniej uczeń w itenberski, znawca grec­ k iego języka, zupełnie obcego Seklucyanowi, chociaż jego „N owy T estam en t“ w łaśnie „przekładem z greck iego“ się zowie Co jeszcze ciekaw sze : M urzynowski m iał przed sobą gotow y przekład „Nowego Testam entu “, pierwotny, średniow ieczny jeszcze, z którego i w y ­ daw cy k atolick iego „Nowego T estam entu“ (krakowskiego, z r. 1556) korzystali i ten porównywał z oryginałem greckim i poprawiał, modernizując język, chociaż w iele archaizmów i idyotyzm ów w glo­ sach, umieszczonych po bokach tekstu, zachował.

Ze Seklucyan m iał pomocników przy tłum aczeniu „Nowego T estam entu “, sam w przedmowie do „ P o sty li“ 1556 r. w yzn ał („za pomocą . . . dobrych pom ocników“). M urzynowskiego w ym ienił w yra­ źn ie Budny, jako tłum acza królewieckiego „T estam entu “, o Seklu- cyan ie zupełnie m ilcząc; tu może należy jed nak przypom nieć, źe B udny, n ienaw idzący luteranina, sk rzyw d ził może um yślnie Seklu- cyana, jeszcze żyjącego — M urzynowski od lat dwudziestu leżał w grobie. R zecz ks. W a r m i ń s k i e g o o M urzynowskim i Osyan- drze i sporach O syandrowych w Królewcu bardzo gruntowna i cał­ kiem nowa, w ystaw ia młodzieńca autorem k ilku dziełek polskich i łacińskich, w ydobywa go z zapomnienia n iezasłużonego i może nieco kosztem Seklucyanow ym na czoło go w ysuw a. Przypisuje mu n aw et ortografię Seklucyanową, t. j. tę nową, w przedmowie do „Ewa- n ie lii“ wyłożoną, odmienną od dawniejszej (z „W iększego K atechi­ zm u“ 1549 r.). Całą sprawę bardzo obszernie na kilku miejscach omawia i zbija w szelkie niedokładności, od czasu K ucharskiego do d ziś o niej szerzone. I tu argum entacya ks. W a r m i ń s k i e g o nadzwyczai dosadna; uderza najbardziej że tłum aczenie Murzynow­ sk iego (o Spierze) pierwsze tą pisow nią (acz nie ze w szystk iem za­ chowaną) się szczyci ; przyznam jednak, źe autor w odsądzaniu

(9)

Se-5 0 4 R ecenzye i Sprawozdania.

klucyana od talentu, w iedzy, in ic y a ty w y może za daleko się zapę­ d ził: „W yznanie W ia r y “ i inne rzeczy dowodzą czegoś innego. Autor przeraził się w stępem Seklucyanow ym do „K upca“ i w edle tej niefortunnej próby zasądził go stanow czo w nieuki i niezdary, lecz n iesłu szn ie; owa próba w ypadła istotn ie odstraszająco, ale tylko pod w zględem typograficznym (w idocznie m usiał się Seklucyan w czasie moru najnędzniejszym drukarczykiem posiłkować), jęz y k sam je s t całkiem poprawny, jasny N ic nas nie upoważnia do przypuszczali, że np „W yznanie“ ktoś in n y — Samuel m o ż e ? — w y g ła d za ł i popra­ w ia ł; sta ł Seklucyan i o w łasn ych siłach .

Ze

Seklucyan nad orto grafią przem yślał, dowodzi jego „ W ięk szy K atechizm “ ; źe nie b ył k onsekw en tny— a któryż in n y „drukarz“ b ył nim? C zy może np. taki św ia tły zresztą Januszow ski, co w teoryi reformował w szystk o, a w praktyce stary, b łęd n y tryb zachował zupełnie? W ięc i w w y ­ daniu „N. T .“ w ięk szybym mu przyznał udział , n. p. w komen­ tarzu do św . Mateusza, niż ks. W a r m i ń s k i p rzyp u szcza; ten komentarz przypomina przecież miejscami tak żyw o w ykład k atech i­ zmu. a w ykład ten, to rzecz Seklucyanow a, nie M urzynow skiego. P esym istyczn ej aż nadto oceny nie podzielając całkow icie, tern ch ę­ tniej wyznam , ile nowego pod każdym w zględem te rozdziały zaw ie­ rają. Jak dokładnie przedstawiono c ią g łe wahania się i przeciwności u dworu królewskiego, z jakiem i Seklucyan upornie w alczył ; bez owego szerokiego tła wcale nie zrozum ielibyśm y ciekaw ych perype- tyi, jakie to tłum aczenie często narażane na zakaz, na szw ank zu ­ pełny, przechodziło. A ileż szczegółów objaśnia autor ubocznie ! Np. pokreślony ów egzem plarz „N. T .“ w arszaw ski, o którym jeszcze E s t r e i c h e r tw ierd ził, że to poprawki Seklucyanow e dla now ego w ydania, w y ło n ił się jako szkalow anie i denuncyacye M ałeckiego, oparte o zgry źliw ą k ry ty k ę tekstu. Ileż to przybyw a szczegółów : 0 B. Wojewódce, o dziejach drukarza Aujezdeckiego, podtrzym yw a­ nego ile s ił starczało przez Seklucyana, o Kul wie, R apagelonie 1 innych osobistościach królewieckich, o E u st. Trepce i t. d. M iej­ scami pragnąłbym nawet i innych szczegółów jeszcze, o których w ytraw ny sąd autorski m ógł nas najlepiej poinformować, np. kto drukował „Kupcą,“ R ejow ego? M yślę, że Aujezdecki ; z jego dru­ karni w y szło napewne „Lekarstwo D u szn e“ . . „powtóre w drukarni w ytłoczone m iesiąca maja 1 5 5 1 “ ; przypu^zczeuie moje, jakoby to b y ł druk M ałeckiego („P am iętn ik litera ck i“ II, 589), cofam, jako zupełnie nieuzasadnione; czcionki są A ujezdeckiego, tłum acz n ie­ znany — ale przy śc isły c h stosunkach A ujezdeckiego i Seklucyana nie w adziło i to w ym ienić, tern bardziej, że autor całą czynność królewiecką A ujezdeckiego szczegółow o om ówił.

Po h istoryi „N T .“ Seklucyanow ego i „ P o sty ll“ jego przecho­ dzi autor do d ziełek ascetyczn ych i polem icznych W ojciecha Nowo- m iejskiego, w ydaw any h nakładem Seklucyanow ym , w reszcie do tegoż „K ancyonału“ (drugiego w ydania) i „K atechizm u“ (trzeciego w yda­ nia) i rzecz o Seklucyanie zamyka.

(10)

R ecenzye i Sprawozdania. 5 0 5

Jak iż ostateczny w y n ik ? Seklucyana pojm owaliśm y m ylnie jako tłum acza-literata ; w istocie, obok sw ego kaznodziejstwa k ró le­ w ieckiego, b y ł to raczej handlarz-nakładca, co handel w tej chw ili rzucił, gd y towar jego przestał być pokupny. Ż y ł przecież do r. 1578, od r. 1559 zaś (prócz jed ynego ponowienia „K atechizm u“) zarzucił literaturę zupełnie, bo go więcej nie żyw iła. P ru sy k siążęce stano­ w iły za małe terytoryuin, by op łacały koszta druków polskich. Se- klucyan lic z y ł zaw sze na Koronę, dokąd całe w ozy nakładów sw oich w y sy ła ł, lecz g d y Korona z luterstw a odpadła i całkiem do kalw i- nizm u (nie mówiąc o aryaństw ie) przeszła, handel Seklueyanowy u tracił racyę b ytu i przezorny spekulant rzucił go. Seklucyan nie b y ł w ięc bynajmniej literatem z powołania; pisarczyk cłow y, o mier- nem w ykształceniu, miał powodzenie chw ilow e, sk orzystał z sposo­ bności, zarzucał nowinkami pruskimi Polskę, staw ał się niby potęgą umjnsłową, ale zasobów g łę b sz y ch nie było, w ięc skoro mniej po­ m yśln ie -wiatr powiał, pracy sam zaprzestał. W propagandzie ruchu now ow ierczego zaw ażył istotnie, o w iele więcej, niż niefortunny jego tow arzysz, dominikan Andrzej Samuel, którego sam w Poznaniu na- b ech tał i z m iasta przed groźącem prześladowaniem uprowadził, o -wiele więcej, niż zaw zięty wróg jego, tępy, nieruchliw y Małecki ; um iał w yszu kiw ać spółpracowników, a nawet cudzym i piórami się stroić. P ostać jego stanowczo zmalała ; na kierowanie w ruchem um y­ słow ym , mimo chw ilow ego powodzenia, stać go nie było.

Oto w yn ik i dzieła, rzucającego jasne św iatło na zapomniane, a ciekawe czasy i ludzi. Czyta się je z nadzwyczajnem zajęć iem, nasuw ają się przytem coraz nowe uw agi. Np. wspomina autor (str. 8), dla w ykazania, z jaką to rubasznością ówczas się wyrażano, o zarzu­ cie biskupa Izdb ień sk iego przeciw bernardynowi Dziaduskiem u : „na­ leży sz do zakonu, co zw y k ł usuwać testam enty i wypierać się po­ w ierzonych skarbów “. K to czy ta ł kronikę bernardyńską Komorow­ sk iego, wie, na jakie zarzuty (acz niespraw iedliw e) narazili się Ber­ nardyni (w ileń scy, z skarbami po w ielkiej księżnej H elenie) ; „histo- rya w L u n d zie“ powtórzyła się tu niemal faktycznie. Podobnym jednak uwagom nie znaleźlibyśm y końca. R ozstając się w ięc z tym kolosem pracy, wyrażam y gorące dzięki autorowi, co nie pożało­ w ał żadnych w ysiłk ów , ab y dotrzeć do samej prawdy, co ty le bajek usunął, ty le m ylnych poglądów sprostował, że ani potrafimy w ym ie­ nić dzieła, coby w równej mierze do oczyszczenia przeszłości lite ­ rackiej różnych n aleciałości się przyczyniało. W yw ody jego stale przyjm ujem y ; zasłu ga jego w ielka i trwała. Traktow ał o tych samych ludziach, o Seklucyanie, Trepce i i., niem iec - protestant W otschke, ale jakżeż pozostał w ty le z sw oją stronniczą pośpieszną partaniną za sum iennym i, w yczerpującym i, obm yślanym i głęboko, bystro a tra­ fn ie wywodam i ks. W a r m i ń s k i e g o . Nadm ienię jeszcze, że pier­ w sze u stęp y tej pracy pojaw iały się w „Przeglądzie K ościelnym “ poznańskim, u leg ły jednak tutaj przeróbce i rozszerzeniu.

(11)

506

R ecen zye i Spraw ozdania.

W rażącem p rzeciw ień stw ie do pomnikowej pracy k s. W ar­ m ińskiego staje rozprawa dr. T a d . G r a b o w s k i e g o : „Z dziejów literatury kalw ińskiej w P o lsc e “ . P om ysł autora b y ł najtrafniejszy ; lóżnow iercza literatura polska je s t tak obfita i p ły n ie w tak rozm ai­ tych kierunkach, że warto ją wedle w yznań traktow ać i ujm ować w całość literaturę polską luterską, Braci Czeskich, kaw ińską, aryań- ską, unicka i szyzm atycką. P om ysłow i nie dopisało w ykon anie; ocze­ kiw aliśm y bardziej szczegółow ego, wykończonego, obfitego — o trzy­ m aliśm y w yn ik i pobieżnej nieraz le k tu r y ; zam iast rozprawy akade­ mickiej, źródłowej, w yczerpującej, św ietn ie napisane fejletony, czy kartki ulotne.

Żeby mnie o gołosłow ność nie posądzano, wybiorę b yle p rzykład. Mówi np. autor o „ P o sty li“ K raińskiego na trzech stronicach, poró­ w nyw a ją z Rejową i Zarnowczykową, przytacza kilka jej zdań, daje jej charak terystyk ę ogólną, ale z tego w szy stk ieg o nie dowie się czy teln ik bynajm niej, czem ona jest, ani co ją w yróżnia od ty lu innnych postyl. S ześćd zie sią t lat przegradza postylę K raińskiego od Rejowej, ale cóż m iędzy niemi za p r z e p a ść ! Rej, nieuk, w yryw a się z formalizmu i scholastycyzm u średniow iecznego, w y cią g a radośnie ramiona ku B ogu-słońcu po d ługiej, mroźnej zim ie; naiwne, głęb o ­ kie uczucie religijn e bije żyw o z piersi jego, jak ruczaje wiosenne ; spółczesnych chyba oszałam iało, skoro rozczula i porywa nas jeszcze ; w niezmąconym niczem optymizm ie, z krew kością iśc ie sarmacką, w głębokiej pokorze chrześcijańskiej cieszy się Rej z poznania pra­ wdziwej wiary, nieskrępowanej, niesfałszow anej w ym ysłam i ludzkimi, formułkami, obrzędowością pustą. Jego postyla, to jeden okrzyk radosny z poznania Pana i nauki jego. U K raińskiego więcej uczo- ności na jednej karcie, niż w całym Reju, zato też składają się całe kazania jego z n anizanych ustępów z ojców K ościoła i rozm aitych autorów — słów w łasn ych jak najmniej, a cy ta ty te i w yw ody mają jedno na celu : fa łsze p ostylarzy jezuickich, W ujka głów n ie, jak na dłoni w ykazać. Jed n ego ma wrogę, „k atolik ę“ , i z każdej okoliczno­ ści, acz najniestosow niejszej, w ycieczk i przeciw niej uformuje ; uawmt aryanie z katoliki jeszcze w y szli. W yszydzanie praktyk, urąganie papiestwu, zakonom, celibatow i, p rzenigdy zbudowanie czyteln ik a przeprowadził zg r y źliw y śledzienn ik przez olbrzymi tom do znużenia aż i obrzydzenia; ca ły folian t przepojony jadem i złością, acz b e z ­ silną, g d y ż m inister w id zi, źe sprawa jego zu p ełn ie przegrana ; trwożą go aż nadto nie tylko ja w n i apostaci, których liczba się coraz powiększa, ale oziębłość patronów i patronek, żałujących każdego grosza na cele w yznaniow e. W ięc nadrabia m iną; w skazuje k w itn ący stan państw protestanckich ; udaje nadzieję, że zm iękczy jeszcze B óg serce panującego (Z ygm un ta I I I ! !) przeciw protestantom, że p osy­ pią się na nich urzędy, dostojestw a i d ostatk i; z g r zy ta zębami na przechwałki jezu ick ie i czyha na b yle uch ybienie słow ne, na b yle niezgodę czy sprzeczność w tek stach katolick ich ; w yjeżd ża cią g le na Reju dusznym , H ortulusie, R óżańcu (wyrdania 1587 r.), na

(12)

zmy-R ecenzye i Sprawozdania. 5 0 7

słonej H isto ry i C zęstochow skiej, na Harfie Laterny, chociaż sam apokryficznymi bajdami nie gardzi, np. historyam i o k ap łań stw ie Chrystusowem , o P iłacie i i., a ch ętn ie i do starożytnych pow ieści w gląda. Praw i kazania na dnie Ś w iętych Pańskich, ale w y sta w ia przeciw każdemu męczennika - protestanta, Husa, Kranmera i inne ofiary krwawej Maryi, „A dm irałda“ (z nocy bartłom iejskiej) i t. d . D la tych cytacyi, dla w ycieczek przeciw obrzędom, np. w ielkanocnym , przeciw m isteryom, przeciw patronom w łasnym , przeciw cudom papie­ skim , przeciw twierdzeniom pisarzy katolickich, nabiera to dzieło osobliw szej w agi, staje się o w iele ciekawszem , niż np. postyla Źar- nowczykowa, zasługu je na pilną baczność historyka literatury i k u l­ tu ry i zadaniem autora powinno b yło być, choć w przypisku powy­ m ieniać celn iejsze ustępy, oszczędzić pracy innym .

A utor może na sw e uspraw iedliw ienie powołać się na ty tu ł : „Z d ziejów “, nie „D zieje“ ; w ynik jednak ten, że i po nim należy się zabrać do tej samej pracy ponownie. Cytuje np. autor fakt o Bo- lestraszyck im i prześladowaniu tłum aczenia jego i odsyła czytelnika do rozprawki o tem p. Kraushara, lecz i z tej nie dowie się czytel­ n ik nic a nic o treści inkrym inow anego dzieła i sam musi u ciążliw e kwerendy przedsiębrać. Obraz tej literatury je st zresztą niepełny ; pomijam, że nie w spom niał autor o literaturze kalw ińskiej litew sk iej i ruskiej, do czego ty tu ł jego pracy („w Polsce“, nie „polskiej“) uprawniał ; ależ i polskiej bynajmniej nie w yczerpał. Z m agnatów - kalw inów jed yn y L eszczyń sk i figuruje; o Firlejach, G ostom skich, Dorohostajskim głębok ie m ilczenie ; nie mówię o drobniejszych pisa­ rzach, K ościelskim , Clirząstowskim (szlachcicu, nie m inistrze — bar­ dzo ciekawym , chociaż skłaniającym się nieco ku aryanizmowi), ależ jak krótko spraw ił się autor np. z Niemojewskim, chociaż b y lib y ­

śm y ciekaw i dowiedzieć się czegoś bliższego o treści w ielkiego dzieła, co, jedno z n iew ielu polskich, dostąp iło zaszczytu tłum aczenia na n ie­ m ieckie (a m ieliż N iem cy chyba podostatkiem własnej literatury). Pom inął np. ciekawe (drukowane) lis ty Gorajskiego i Słupeckiego w spraw ie zm iany w iary z r. 1 6 4 8 ; gorące spory o konfederacyę (przeciw Skardze), o zburzeniu zborów, w ileńsk iego i poznańskiego, z licznym i pisemkami za i przeciw ; poezye, np. „H istoryę o E lia­ s z u “, w iersze Kozakiewicza i i. Jednem słowem o jakiem takiem wyobrażeniu przedmiotu niem a m owy; należałoby mu chyba d rugie ty le stronic poświęcić.

Wcale niefortunny je s t i rozkład m ateryi. N apraszała się n ie ­ mal sama na chronologiczne traktow anie: początki kalw inizm u, a raczej synkretyzm u polskiego, obojętnego na rr źnice dogm atyczne, z którego się powoli (mimo pozornej zgody wyznaniowej sędomier- skiej, której n ik t nie szanował) kalwinizm genew skiej próby w y ła ­ n ia; tryum fy jego w P olsce i L itw ie ; powolny upadek; na tej lin ii w ytycznej należało rozm ieścić pisarzy i dzieła. Tym czasem autor rozbija m ateryę na działy : poezya, teologia, historya i t. d. ; w każ­ dym doprowadza rzecz aż do końca, aby z nowym działem ab ovo

(13)

5 0 8 R ecenzye i Sprawozdania.

zaczynać i powtarzać s ię ; led w ieśm y doszli do N aborow skiego i S zli- ch tynga, wracamy znowu do Ł ask iego Jana, Fryca i Reja. Jedno­ litość w ykładu zatraca się zupełnie.

Przechodzim y do kilku szczegółów .

Pom ijając kalw inów praw dziw ych, uw zględnia autor w ątpliw ych, takiego Fryca np. ; n ie W olan to przecież, to raczej przeciwnik jego. Cóż z tego, że F ryc sam do genew skiej fazy się przypisał. U czyn ił to poniew olnie ; w ym agano w ted y, w ogólnem rozbiciu, bojąc się coraz w ięk szego zam ieszania, ab y każdy jak iegoś pew nego wyznania, au gsbu rsk iego czy g en ew sk iego, się trzym ał ; w ym agał tego król przedew szystkiem , obawiający się, i słusznie, polskiego „w id zim isię“ w religii, i do tych w ym agań zastosow ał się pozornie Fryc ; w iem y przecież, dokąd dobrnął. Całą argum entacyę zasadzał na to, aby do­ w ieść, że dogm atu (i kalw ińsk iego) dow ieść nie można ; nie przyzna­ w ali się też do n iego kalw ini. A lbo omawia autor erotyki S zlichtyn- gow e ; przypuśćm y naw et, że S zlich tyn g b y ł kalwinem (inni członko­ w ie rodu tego m iejskiego, paradującego w księdze Chamów, b y liź aryanami), ale cóż mają jeg o rozwiązłe erotyki i p ieśni w sty lu ludo­ wym do czynienia z literaturą kalw ińską, brzydzącą się erotycznością i ludowością, potępiającą w szelk ie tańce i piosnki? — W iem y prze­ cież, co o nich sąd ził sp ółczesn y K raiński i synody, gd zie nawet dla zw yk łych tańców pozwolenia nie uzyskano.

Z Frycem i S zlichtyn giem rzecz pozostanie przynajmniej w ą­ tpliwa, ale n iew ątpliw ie niepotrzebnie w cią g n ą ł autor kancyonał pol­ sko-czeski (przekładu W alen tego z Brzozowa) i zam iast w ydania pierwszego z r. 1 5 5 4 (królew ieckiego, co nic a nic z kalwinizm em nie ma do czyn ien ia!) przedruk z r. 1569 przytoczył, czytelnika 0 tem ani słów kiem nie ostrzegając. R ów nież Ł an ickiego traktow ał­ bym raczej przy Braciach Czeskich, których takim b y ł w ytrw ałym admiratorem, niż przy kalw inach. Szczegółów m ylnych, bio- i biblio­ graficznych, aż nadto. Np. o Lubelczyku pisze autor, że to b y ł duchowny k atolicki, że „długo n iew ątpliw ie waha się, nim znajdzie się ostatecznie w obozie R ejow ym “ — ależ źródła nasze nic o tem nie w ied zą ; i przekładu Joba chyba „ascetycznym traktatem “ nazy­ wać się nie godzi, ani tego, żeby „doktrynę (kalw ińską) k ied yś naj- najostrzej zw alczał“, dom yślać. W spom ni led w ie ubocznie, mimocho­ dem, o ciekaw ej, dla P o lsk i tak znamiennej unii kalw ińsko - czeskiej 1 t. d. N ależałoby krok za krokiem śledzić autora i w ykolejenia pióra jego prostow ać. Mówi np. kilkakrotnie o b ib lii brzeskiej, o jej czteru tłumaczach, o Polakach : T rzecieskim i Lubelczyku i o dwu Erancu- zach : Statoryuszu i Thenaudzie, ale n igdzie nie wspom niał o piątym, Oracyuszu, co pracę nie tylk o rozpoczął, lecz i daleko popchnął. Sąd o K rowickim zb yt ostry, nie u w zględ n ia najpiękniejszych, najwym o­ w niejszych rzeczy, ja k ie z pod je g o pióra w y sz ły (np. owej pysznej odpowiedzi na szkalowania O rzechowskiego). I tak często.

A utor nie je s t teologiem , teologicznej, najważniejszej strony problemu, nie tkn ął; nie robim y z tego zarzutu, gd yż i z czysto lite­

(14)

R ecenzye i Sprawozdania. 5 0 9

rackiej strony godzi się o tej literaturze rozprawiać — tylko w te d y należało z sporami konfesyjnym i w obrębie sam ego wyznania jak najkrócej się uporać. K w estya w łaściw ej, zupełnej oceny literatury kalw ińskiej u nas pozostaje w ięc i nadal otwartą — za to w niósł autor w przedmiot tak św ietn ą formę zewnętrzną, umiał tak zająć stylem błyskotliw ym , francuskim sposobem pisania, źe zapominamy 0 niedomaganiach treściow ych i dajemy się chętnie skaptować g ła d ­ kiemu, pięknemu w ysłow ieniu, z jeg o antytezami i porównaniami. 1 nie koniec na samej w ytw orności formy i stylu : cenne uw agi, trafne rysy rozrzucono po całej rozprawie ; widnokrąg autorski sze­ roki, oczytanie w ielkie, zm ysł estetyczn y w yrobiony, w ięc sądów jego, elokładniej uzasadnionych, bynajmniej lekcew ażyć nie można. N iefa ­ chowemu czytelnikow i praca ta zaimponować musi, a fachow y nie jed no z niej skorzysta. I jeszcze coś innego, zupełnie nowego, w n iósł autor: stałe zestaw ianie z francuską literaturą kalw ińskiej. M ożnaby wprawdzie wątpić, czy osiągnie się jakie znaczniejsze w yn ik i na tej drodze ; za mało znano u nas tę literaturę, jed ynego Marota chyba z psalm ów ; Bartasa tłum aczyli i katolicy, nie tylko L eszczyń ­ ski, w ięc nie dla w iary, a o innych głucho ; kalw in tylko jako łacin- n ik się liczy. I Francuzi w Polsce, Statorius, jak Thenaudus, co niebawem niew dzięczne pole zarzucił i pedagogiki, a w końcu k się­ garstw a (chyba nie z lepszym i wynikam i) próbował, nie nawiązali n ici m iędzy polską a francuską um ysłow ością ; zestawiania w ięc b y ­ w ają zewnętrzne, przebija brak istotnych rysów powinowactwa.

Powtarzam y : pom ysł rozprawy b y ł bardzo trafny, słu sznie też autor stosuje go dalej i przechodzi teraz od literatury kalwińskiej do aryańskiej

;

lecz nowych prac jeg o jeszcze nie znamy. O Arya- nach możemy na razie w ym ienić inne dzieło. S z c z ę s n y M o r a w s k i , autor monografii o dawnej ziem i sądeckiej, zebrał, acz nie w yg ła d ził ostatecznie, dzieło p. t. „Aryanie P o lsc y “ — po śm ierci autora (1 8 9 8 r.) w ydano je teraz w e L w ow ie. K orekcie druku, a może i redakcyi rękopisu niejedno w ytknąćby można ; wobec pogrobowca należy się ■jednak miarkować z w ymaganiam i. T y tu ł nie daje w łaściw ej treści, możnaby ją oznaczyć ściślej : A ryanie w Sądecczyźnie, a raczej : G w ałty i bezprawia, na A ryanów w Sądecczyźnie bezkarnie wymierzane. Smutna to karta z dziejów w ew nętrznych Rzeczypospolitej, jak roz- pasana nienaw iść w yznaniow a przeciw najsłabszym , bo nielicznym , nie zasłoniętym plecami magnackim i, prawa ludzkie i boskie gw ałci. Źródła autorskie, to zapiski sądowe, bo do sądów uciekali się, acz daremno, uciskani, łupieni, mordowani— i szereg w strząsających scen, przedstaw ionych nadzwyczaj żywo i barwnie, przesuwa się przed oczami czytelnika. Autor zna każdy zakątek tej ziemi i dlatego nabie­ rają jogo sy lw etk i łudzącego ruchu i życia. Z literaturą jednak ani treść ani forma w iele spólnego nie mają ; niepotrzebnie rozszerzył autor ramy książki i całe dzieje aryańskie w nie w tłoczył, korzysta­ jąc w yłącznie z znanych źródeł, gm atwając strasznie szczegóły — bez spisu imion n ik tb y się w tej książce, jak groch z kapustą pomiesza­

(15)

5 1 0 R ecenzye i Spraw ozdania.

nej, nie rozeznał ani rozejrzał. I treść nie literacka ; ak ty sądowe i kościelne ją w ypełniają, ale ponieważ przewijają się ciągle nazwi­ ska i osobistości, znane nam z literatury, M orsztynów, Potockich, Lubienieckich, W iszow atych , Sternackich, Szlichtyn gów , Przypkow ­ skich, M irzyńskich, Stegm anów , Sm alcyuszów i t. d., czyta się w szystk o z najw iększem zajęciem ; zyskuje biografia, znajomość koli- gacyi rodowych, stosunków m ajątkowych, przejść najrozm aitszych, nieraz strasznie ciężk ich ; rysów obyczajow ych znajdziesz co niemiara. D la n ow elisty, a choćby dramaturga, sporo tu pierwszorzędnego mate- ryału, najciekaw szych dokumentów życiow ych — należałoby je tylk o opracować; tło czasów w ystęp uje aż nadto w ypukło. D zieje różnowier- stwa, zapowiadającego się tak huczno i buczno, sm utniej się kończyć nie m ogły.

Inaczej p otoczyły się dzieje obrządku greckiego. N ie znają one takiego krw aw ego epilogu ; po w rzawie przewrotnej ciągną się ospale, leniw o, bez w y siłk ó w po którejkolw iek stronie. W początkach sam ego ruchu, g d y się Jezu ici (Skarga) żyw o krzątali, g d y Pociej i Smo- trycki (zanim do unickiego obozu przeszedł) na pisma zaw zięcie w al­ czyli, b yło ożyw ienie znaczniejsze, lecz zgasło po r. 16 3 0 zupełnie. C zterdziestolecie (1 5 9 0 — 1630) zostaw iło ty le pomników literackich, drukowanych i rękopiśm iennych naw et, nieraz z powodu nadzwyczaj­ nej rzadkości egzem plarzy tak mało znanych, źe od dawna odczuwano potrzebę w znow ienia całej tej literatury. Planu dokonali pierw si Ro- syanie ; w trzech sporych tomach o g ło sił w ybrane „Pom niki pole­ micznej literatu ry“ Gril t e b r a n t , obejmując dzieła i dziełka Her- besta, Skargi, F ilaleta, Pocieja i i. ; stud ya cenne o osobistościach, dziełach, stosunkach (szkolnych np.), ogłaszali Z aw itniew icz, Char- łam powicz, Żukowicz (o walkach sejm owych z powodu unii). Otrzęśli się i R u sin i z dziwnej na te w łasne dzieje i dzieła obojętności, a stało się to głów n ie zasługą prof. C y r y l a S t u d z i ń s k i e g o , pośw ięcającego liczne stud ya (i w Rozprawach akademickich krakow­ skich) pracom Pocieja, głów n ego, najżarliwszego i najbardziej w y ­ k ształconego promotora unii, i R ohatyńca (Perestoroha). On nakłonił Tow arzystw o im ienia Szew czenki do w ydania pomników tej litera­ tury, nie objętych przez Griltebranta. Tak w yszed ł św ieżo pierw szy tom „Pam iatkiw połemicznoho pyśm enstw a kincia X V I i pocz. X V II w .“ Jak u Giltebranta, tak i ten tom obejmuje sporo polskich tek stów i dlatego zdajem y tu z n iego sprawę.

Przedm owa daje komentarz do ogłaszanych pomników, zajętę g łów n ie kw estyam i autorskiem i. — D zieła te w ych odziły po najwia- kszej części bezim iennie i zasługą w łaśn ie grnntow nyck badań prof. S tu dzińskiego pozostanie, że np. u sta lił bogatą literacką spuściznę Pociejową. Zaczyna „W ypisaniem D r o g i“ (1 5 6 6 r., z Krakowa do Lwowa) H erbesta, wydanem przy „O dpow iedzi“ i t. d. 1567 r. ; już W iszn iew sk i ogłosił ten tek st, tu poprawniej drukowany ; b ył to pierw szy sy g n a ł unii, lecz przebrzmiał na razie bez odgłosu, gd yż walka z protestantam i nadto zaprzątała u m ysły, aby się do innej

(16)

R ecenzye i Sprawozdania. 5 ! 1

w alki rw ały. Dalej „K ąkol“ , Żebrowskiego, przeciw katechizm owi Zyzanii, z r. 1595 ;

tegoż

Zyzanii „Kazanie św. Cyryla patryarchy 0 A n ty ch ry ście“ 1596 r., w obu językach, polskim (tek st obszerniej­ szy) i ruskim (tekst, jak w owych czasach bywa, starannie w edle w ym ow y akcentowany). O dziełku tem wyraża się wydaw ca może zb y t ostro ; naciąganie kazania na rzeczy, o których się św . C yry­ low i n ig d y nie zamarzyło, skracanie tekstu i w suw anie w łasn ych kom entarzy — podobną bronią walczono w tedy ogólnie, a że A n ty ­ chrystem papież — wszak to dogmat protestancki jeszcze na długie lata. Porów nanie tek stów je s t bardzo pouczające i pod w zględem język o­ w ym : R usin pozostawia ruskie term iny w polszczyźnie swojej, np. p r e d o t e c z a , w ł a d a r s t w o i t. p. (tak się dostały do języka piśm iennego s o b o r i s o j u s z ) , ale za to ruszczyzna jeg o na- w skroś polskim duchem i trybem przesiąkła. Protestantom pisma Zyzanii bardzo do gu stu przypadły, jeszcze np. K raiński w „ P o sty li“ 1611 r. (k. 749) cytuje słowa jeg o przeciw czyśćcu („Zizania in confessione R u th en ica“). N astępuje wydana z dwu rękopisów odpo­ w iedź „kleryka O stroskiego“ na drugi lis t unickiego m etropolity Pocieja do szyzm atyka, k sięcia Ostroskiego, aby gniew jego uśm ie­ rzyć; pierw szy podobny lis t w ystosow ał b y ł Pociej do księcia 1598 r. 1 w ydrukował przy „A ntirresisie“, odpowiedział jem u w druku (O stróg

1 5 9 8 r.) „K leryk O stroski“ bardzo uszczyp liw ie; drugi lis t Pocieja i nowa odpowiedź kleryka, tym razem powagą i retoryczniiścią nadra­ biającego, do druku się nie d ostały. Po obszernej analizie tych tw o­ rów podejmuje w ydaw ca pytanie, kto się pod imieniem kleryka Ostro­ sk iego ukryw ał i dom ysł Kopitara, że to m łody M elecy Sm otrycki, bardzo starannie i przekonywująco uzasadnia. Są pewne trudności ; głów na, głębokie o tem milczenie Smotryckiego sam ego, przyznają­ cego się do w szystk ich innych utworów otwarcie : ale sty l, nauka, temperament wskazują z największem prawdopod bieństwem Sm otry­ ckiego sam ego. Sm otryckiego ma b yć i utwór końcowy, z rękopisu petersburskiego, pisanego za papiestwa Paw ła V, może po 1610 r. R ękopis zbiera w sposób sylogizm ów szkolarskich dowody z pisma i ojców Kościoła, że papiestwo je st dyabelstwem . Rękopis bardzo cie­ k aw y, bo dowodzi, jak przesiąkła b yła greka protestantyzmem. Czy­ tając, byłem przekonany, że mam w ypiski i argum entacye kalw iń­ sk ie przed sobą — K raiński narzucał się formalnie uwadze, i dopiero wzmianka na str. 295 („naszy zaś mili apostatae Pociej i T erleck i“) dowiodła, że to l’zecz autora prawosławnego, bijącego np. na cześć obrazów jako na bałwochwalstwo papieskie, bez w zględu na cerkiew w łasną. Są to w ypiski, głów n ie łacińskie, z najrozmaitszych autorów — w łasnych słów jak najmniej. Dowód, że to zbiorek Sm otryckiego, przedstaw ia tylko zapiska późniejsza, stwierdzająca własnoręczność pisma ; dowód w ięc nieco kruchy, chyba porównanie autentycznych pism Sm otryckiego (jakich w y dawca się dotąd nie doszukał) m ogłoby rozstrzygać. W ięcej jadu i n ien aw iści trudno chyba na mniej kartach w yrazić; b y łb y to szczyt maniery protestancko-prawosławnej.

(17)

5 1 2 R ecen zye i Sprawozdania

Sylogizm y owe poprzedza broszura Pocieja, jak się zdaje, „Re- lacya i U ważenie postępków niektórych około cerkw i w ileń sk ich “ 1609 r., broniąca Pocieja, którego w ted y ja k iś hajduk, nasadzony przez „N aliw ajków “ (szyzm atyków ), napadł i poranił.

Oto w cale urozmaicona treść tego tomu ; cieszy nas, że mu w ystaw iono „ I “, że możemy w ięc mieć nadzieję, iż w ydaw ca zbierze jeszcze inne pisma (nieraz u n ik a ty ; inne zagin ęły, zdaje się, chociaż jeszcze W iszn iew sk i jedno i drugie w idział. Przedruk staranny, cho­

ciaż korekta (łaciny i polszczyzny) m iejscam i zaw iodła ; ocena w ogóle trafna, sum ienna, bardzo w strzem ięźliw a — chyba zastrzeglib yśm y się przed nazyw aniem „poezyą“ , „poetycznem i“ , retorycznych, acz s il­ nych zwrotów Sm otryckiego.

Oto żniwo jednoroczne na polu polskiej literatury róźnowier- c z e j.— K tóżb y się do niedaw na m ógł b ył spodziewać, że tak rychło oderwą pieczęci od tych zapomnianych, zapleśniałych i zbutw iałych „aktów procesow ych“ , że treść ich uprzystępnią i w yjaśnią. Do nie­ dawna m ogli ci róźnowiercy uskarżać się słu sznie na ziomków : zdra­ d ziliście nas podwójnie, ojcowie w asi w ydali nas Jezuitom na sztych, a w y sami najgłębszem o nas m ilczeniem p otw ierdziliście n ib y w y ­ rok potępienia. Ciszę absolutną, grobową, przeryw ali daremno Kra­ siński W aleryan (historyk popularny naszego różnow ierstw a w jęz y k u — angielskim ), Ł ukaszewicz, gu b iący się w niezliczonych szczegółach, B ukow ski, stronniczy i zapalczyw y polem ista raczej, niż historyk, Zakrzewski, poruszający tylk o początki ruchu ; obcy, R osyanin Lubo- wicz, najgłębiej do tej przeszłości sięgnął. Naprawiamy teraz dawne zaniedbanie ; omówione prace są wróżbą pom yślniejszej na tem polu przyszłości. D oczekają się przecież raz dzieje m yśli i kultury pol­ skiej słusznej, wszechstronnej oceny.

A. Brückner.

K u r p i e l A . M . d r . : C z t e r y l i s t y Ł u k a s z a G ó r n i c k i e g o ,

wyda ł . . . Archiwum dla historyi literatury i oświaty w Polsce.

T. XII. str. 8 3 —87 i nadb. Kraków. 1906.

W yd aw ca o g ło sił już w r. 1 9 0 4 w X tomie „A rchiw um “ pięć nieznanych listów G órnickiego do M ikołaja K rzysztofa R adziw iłła (por. „Pam. lit .“ 1904, str. 132), obecnie w ydaje cztery nowe listy autora „D w orzanina“ : pierw szy do księcia pruskiego Alberta, z 1565 r., drugi do k sięcia pruskiego A lberta Fryderyka z r. 157 2 , trzeci do Marcina Kromera z r. 1576, czw arty do Stefana Batorego z Lipnik 1579 r. 4 listop. ; pierw szy i czw arty pisane są

w

języku łacińskim , drugi i trzeci w polskim. N ow ych szczegółów w ydane lis ty nie przy­ noszą prawdę w cale : najw ażniejszym jeszcze je s t lis t pierw szy, z któ­ rego dowiadujem y się o w ychow yw aniu jed n ego z braci Łukasza na dworze k sięcia pi'uskiego, szczegół nieobojętny dla charakterystycznej

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jest to zatem przy- kªad funkcji, która jest rekursywna, ale nie prymitywnie rekurencyjna, co dowodzi, »e klasa funkcji rekursywnych jest istotnie wi¦ksza ni» klasa funkcji

[r]

Czy dowód rejestracyjny jest wymagany do dopuszczania przyczepy motocyklowej do ruch.. Tak, jeżeli motocykl waży

Twierdzenie Steinera (rów- nanie (11.29)) opisuje związek momentu bezwładności ciała względem osi, przechodzącej przez punkt O, z momentem bezwładności tego ciała względem osi

Weźmy algorytm, A, powiedzmy, za każdym razem, gdy porównuje on dwa elementy, to łączymy

4 Optymalny algorytm do znajdowania min i max jednocześnie. Algorytm dziel

W dowolnym trójkącie, kwadrat długości dowolnego boku jest równy sumie kwadratów długości pozostałych boków, pomniejszonej o podwojony iloczyn długości tych boków i

Hierdoor wordt het voor een terminaloperator mogelijk een keuze te doen van één of meerdere soorten werktuigen, die aan de eisen en wensen voldoen.. Rapporten