Aleksander Brückner
Najnowsza literatura różnowiercza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 5/1/4, 497-512
Recenzye i Sprawozdania
JCajnowsza literatura różnowiercza.
Ks. Dr. I. Warmiński:
A n d r z e j S a m u e l i J a n S e k l u -
c y a n . Z polecenia Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu na
p is a ł... Poznań 1906, 8° str XVI i 550.
Dr. Tadeusz Grabowski:
Z d z i e j ó w l i t e r a t u r y k a l
w i ń s k i e j w P o l s c e (1550— 1650). (Odbitka z 43 tomu Roz
praw Wydziału filozoficznego Akademii Umiejętności). Kraków, 1906,
8° str. 239.
Szczęsny Morawski:
A r j a n i e P o l s c y . Lwów, 1906, 8° str.
XXVII i 564 (z 8 rycinami).
Dr. Cyryl Studziński
: P a m i a t k i p o ł e m i c z n o h o p y ś m e n -
s t w a k i n c i a XVI i po с z. XVII w. (T. I. Lwów, nakładem
Towarz. im. Szewczenki, 1906, str. LXII i 314).
Chociaż „P am iętn ik “ nie jest czasopismem teologicznem , lit e ratury religijnej, katolickiej czy róźnowierczej, budującej czy pole micznej, dogm atycznej czy historycznej pomijać nie może zupełnie. Na całe bowiem stulecia je st ta literatura albo jedyna, albo najcie kawsza, np. w wieku X IV i X V taka polska pieśń religijna ; w in nych wiekach, np. w X V I i X V II, złożono w niej w łaściw ie ty le pracy i zdolności, ty le św iętego zapału i czucia kornego, ty le nie n aw iści płomiennej i w aśni braterskiej, zawiera ona tyle cennych w skazów ek co do ludzi i czasów, co do m yśli i czynów źe nie wolno nam tym obfitym źródłem pogardzać, bo przy braku innych w iado mości, przy zdziesiątkow aniu, a raczej zniszczeniu naszych dawnych zasobów rękopiśm iennych i drukowanych, pada nieraz z literatury teologicznej ciekawe św iatło na zapomniane rzeczy i osobistości lite rackie. Dow ody tego nowe przedstaw im y niżej. W łaśn ie u b ie g ły rok ow ał w publikacye pierwszorzędnej wartości i o nich chcem y
4 9 8 R ecenzye i Spraw ozdania.
zdać sprawę, nie krępujęc się w cale ich treścią, poruszając zaga dnienia, jakich autorowie ow ych publikacyi sam i nie ty k a li osobno, chociaż m ateryału now ego nam p rzysporzyli.
N ajznakom itszym , bo na nieznanych archiw alnych i b ib liogra ficznych źródłach opartym w yczerpującym , b ezstr o n n y m , k r y ty cznym przyczynkiem je st obszerne d zieło profesora seminaryum teologiczn ego poznańskiego, ks dr. I. W a r m i ń s k i e g o : „Andrzej Samuel i Jan S ek lu cyan “ . N ie m ógł sta ry Poznań, z którego w ła śnie p ierw si pisarze-różnow iercy polscy, dominikan Andrzej i pisarz na cle poznańskiem , bakałarz S eklucyan, w y sz li, godniej uczcić ju b i leuszu pisarza-protestanta. U czon y autor oparł sw e w yw ody na naj- sum ienniejszem p rzetrząśnieniu archiwów (k siążęcego królew ieckiego, z bogatą korespondencyą naszych różnowierców, i b izk iego poznań sk iego, z aktam i urzędow ym i spraw y Andrzejowej i Seklucyanow ej), bibliotek pub liczn ych (gdańskiej n. p.) i p ryw atn ych (hr. Z. Czar neckiego w R usku i i. ); na przestudyow aniu gruntow nem całej do tychczasow ej literatu ry polskiej i niem ieckiej (daw nych prac Ł u k a szew icza i i., najnow szych W otsch kego i i.) ; na głębok iem w n ik n ię ciu w ducha czasu ; na trafnej in terp retacyi w zm ianek źródłow ych ; na b ystrych kom binacyach, u zupełniających niedom ówienia św iadków daw nych. Chociaż autor stanow iska, w szelkiem u sekciarstw u przeci wnego, p iln ie strzeże, nie unosi się jednak zb ytn ią stronniczością, d bały o spraw iedliw ą ocenę i sąd słu sz n y . W prowadza nas bezpo średnio w same c z a sy i ożyw ia najdrobniejszym i nieraz szczegółam i swój w ykład tak dalece, że ogarnia nas n ib y tch nienie X V I w ieku i jego sporów gorących, źe zdaje się nam, jakoby przed oczyma p rzesu w ały się te postaci i ży w o t ich cały, że odczuwam y niemal tętno i w ir ruchu ow ego.
Praca obejmuje trzy d z ia ły ; część pierw sza (str. 1 — 152), wprowadza in m edias r«-s, kreśląc zatargi poznańskie Andrzeja i Se k lu cyan a; głów n a część, druga (str. 153— 4 8 1 ), opisuje lo sy obu na ziemi pruskiej, m iędzy Mazurami i w K rólew cu ; trzecią (str. 4 8 2 — 542), dodatkową, stanow ią lis ty i m em oryały sp ółczesn e w sta rannym przedruku, w szy stk o z archiwum królew ieckiego. S zczególn ą za słu g ą autora pozostaje , że nie ogranicza się ściśle przedmiotem, że odbiega od sw oich „bohaterów “ i w ciąga rzeczy uboczne, z k tó rych pada nieraz n ajciekaw sze św ia tło na lu dzi i dzieła, d aw niejsze i nowsze.
P rzytoczym y k ilka przykładów w chronologicznem n astęp stw ie, poczynając od tego, czem się literatura polska ogółem zaczyna, t. j. od B o g u r o d z i c y , chociaż jej tego zaszczytu uparcie odmawiają.
Jan Małecki, co z drukarczyka krakow skiego (Jana Sądeczanina przed 1530 r.) w fararza łeck iego urósł, zaw zięty Seklucyana prze ciw nik, bo zazdrosny o w p ły w y jego i powodzenie literackie, n ico wał niem iłosiernie i najniespraw iedliw iej każdą jego pracę, w y sta w iając go nieukiem w p olszczyźnie a heretykiem w w ykładzie. N ajciek aw szy dla nas lib elusz jego, pełen żółci i jadu, nosi napis :
R ecenzye i Sprawozdania. 4 9 9
„ D e f e n s io ... Catechism i polonici adversus calumnias S eclu cian i“ etc. 15 4 7 r. (rękopis w archiwum królewieckiem, w yd ob yty przez dra E r z e p k i e g o ) . Seklucyan zaczepił b y ł zaw ziętego Czecha, odma w iającego polszczyźnie życia sam oistnego niemal, M ałeckiego, źe np. q u i przez j e n ź e , nie przez k t ó r y tłu m a czy ł; M ałecki broni tego j e n ż e licznym i przykładam i, pomiędzy innym i przykładem , w y ję tym z czw artej zwrotki p ieśn i o św . Stanisław ie. P osiadaliśm y do tą d tylko trzy pierw sze jej zw rotki w odpisie średniow iecznym , resztę w tek ście P ieśn i P ostnych ; w edle M ałeckiego brzm iała :
W ten czas B olesław krolował, Jen ź w iele złego podziałał ; D la uczynku sw ego złego, N ienaźrzał biskupa ś w i ę t e g o ;
(może c n e g o , albo może m ę ż a ś w i ę t e g o dla liczb y zgłosek ) ; T e k st w P ieśniach P ostnych tensam, prócz t e n ż e zam iast j e n ź e ; ciek a w y dowód, jak mało zm ieniał się w tradycyi w yłączn ie ustnej te k st pierwotny. C ytatę z starej pieśni Stanisław ow ej poprzedza c y ta ta z B o g u r o d z i c y , tu również „testam entem św . W ojciecha d la P olak ów “ (jak w przedruku Ł askiego) nazwanej. I dowiadujemy się o rzeczy ciekawej, mianowicie, źe w kościele katedralnym kra kow skim nad grobem (w rękopisie m ylnie chyba t e m p 1 u m, zam iast s e p u l c r u m l ub t u m b a m ) w isia ł tek st „B ogurodzicy“ z melodyą, w yp isan y złotym i literam i na w ielkiej tab licy — po czasach Małe ck iego (około 153Ü r.) tablica ta w idocznie za g in ę ła ; tek st jej jed nak zachował się nam w dziełku M a t e u s z a z K o ś c i a n a „Co hortatio Sarmaticarum Ecclesiarum “ z r. 1543. W nioskuję to stąd, że Małecki przytacza z tek stu nad grobem Stanisław ow ym w iersz ( j e n ż e t r u d p r z e c i r p i a ł b e z m i e r n i e ) , powtarzający się (dosłow nie z owym w łaśn ie p r z e c i r p i a ł , żadnemu innemu tekstow i nieznanym ) w tek ście Mateuszowrym (prócz zw yk łej m yłki t e n ż e , zam iast j e n ź e ) . Teraz w ięc wiem y, skąd tek st M ateuszowy, zali czony przez P iłata n ieg d y ś „do najw ażniejszych tekstów z X V I w., a naw et w ogóle ze w szy stk ich , jakie dotąd znam y“, pochodzi: peni- ten cyaryusz katedry krakowskiej odpisał go chyba z tab licy k ate dralnej. N iepotrzebnie w ięc Piłat grupę tekstów , na której czele ów M ateuszowy położył, gn ieźnieńską nazw ał („źe najw ażniejsze pocho dzą z G niezna“), można ją i krakowską ochrzcić. I oto nasuw a się ciekaw a uwaga, która przy sporach o miejscu powstania „B ogu ro d z ic y “ nieco zaw ażyćby m ogła; pokazuje się m ianowicie, że ani
w Gnieźnie, skąd chyba Ł aski dla S tatutu tek stu „B ogurodzicy“ zaczerpnął, ani w Krakowie w katedrze porządnego odpisu „B ogu rod zicy“ nie posiadano !
W
katedrze może dopiero pod w pływ em „S tatutu “ Ł askiego o taki odpis się w ystarano, tek st bowiem M ateu szow y, jak w szy stk ie z X V I wieku, z tekstem Ł askiego pozostaje w widocznem pokrewieństwie, ale jakżeż daleko odbiegają oba od w szelkich tekstów X V w iek u ! T radycya krakowska, przynajmniej5 0 0 R ecenzye i Sprawozdania.
katedralna, głęboko w ięc nie się g a ła ; czas chyba pouczy, czy może u Franciszkanów krakowskich niema starszej ; na razie w idzim y, że w iek X V I zm ienił trad ycyę X V w. w w sz y stk ic h odpisach.
Komentarz M ateusza do „B ogu rod zicy“ , ab y i to dodać, nie szczególn y, uporał się krótko (na k. 132 do 137) z tek stem , za tr z y mał się dłużej jed y n ie nad w zm ianką o Adam ie, którą u praw ied li- wia, przeciw nieukom, co nie upadek Adama, lecz sam ego Adam a przeklinają dla n ieszczęść, jak ie na ludzi sprow adził ; nazyw a go colonus Dei (km ieć), bo „colit terram “, dowodzi z Izydora „De y ita et obitu sanctorum “, g d zie Adam naczelne zajął m iejsce, św ięto ści Adamowej i przytacza z kabalistów kilka o nim bajek. In n y kom en t a r z , w P ostyli K raińskiego z r. 1 6 1 1 , powtarzający te k st p ieśn i za B ielsk im , rów nież n ieciek aw y; w kazaniu na św. W ojciecha ro z prawia się zacietrzew iony p rotestant z „p ieśn ią d zia d o w sk ą “ , od są dza św . W ojciecha stanow czo i słu szn ie od jej autorstw a (inn y to p odszył się pod jeg o im ię) i charakteryzuje pieśń samą jako ła ta ninę, n ib y płaszcz dziadow ski z rozm aitego „p łacia“ ze sz y ty , n icu jąc jej w zyw ania, to św ię ty c h , to B oga sam ego.
N ajciekaw sze św iatło pada z d zieła ks. W arm ińskiego n iesp o dziew anie na B i e r n a t a z L u b l i n a , postać, w yłan iającą się od niedaw na z mroków zapomnienia , nadzwyczaj ch arak terystyczn ą dla P olsk i na przełom ie nowych wieków, człow ieka, co nie jak B ej, za sia d ł do w szy stk ie g o gotow ego, lecz sam w sz y s tk ie g o się dom yślać m usiał, i zasad reformacyi przed Lutrem , i potrzeby p ielęgnow an ia system atyczn ego, w szech stron nego język a narodowego, przed B ie l skim i Rejem, przed drukarzami i rajcami krakow skim i, co, ile s i ł starczyło, pracę tę celowo i d zielnie prow adził. Trafił jednak, inaczej niż Rej, na czasy n iew d zięczn e; zaw cześnie było w P olsce na refor- m acyę w yznaniow ą, niemniej jak językow ą, i zab iegi jego zm arniały tak dalece, źe, g d y w k ilk ad ziesiąt lat później pracę jego wydawano, naw et nazw isk a jeg o już nie znano. My dopiero oddajemy zasługom jego hołd w in n y i, jak od „B ogu rod zicy“ literaturę, zaczynam y od n iego umiejętne i gorliw e p ielęgnow anie jęz y k a o jczy steg o w lit e raturze.
D om ysł mój, że autor „L ekarstw D ośw iad czon ych “ (1 5 6 4 r., w ydanych, poprawionych i ułożonych przez M. S ien nika), słu g a domu P ileck ich i B iernat z Lublina, to jed na i ta sama osobistość, podawano w w ątp liw ość. Z niknie ona wobec w yraźnego, nader w y m ownego św iadectw a Małeckiego w owej „D efen sio“ z powodu tego sam ego j e n ż e , co literaturze naszej taką u słu g ę oddał. „ M a s z (to j e n ż e, mówi Małecki do Seklucyana) n a w i e l u m i e j s c a c h w „ H o r t u l u s A n i m a e “, k t ó r ą t o k s i ą ż k ę i „ B a j k i E z o - p o w e “ w e w i e r s z a c h i w i e l e i n n y c h r z e c z y n a j ę z y k p o l s k i z a n a s z e g o w i e k u w y ł o ż y ł p i e r w s z y k s i ą g p o l s k i c h a u t o r m ą ż n a j u c z e ń s z y i w p o l s z c z y ź n i e n a j b i e g l e j s z y , B i e r n a t z L u b l i n a , p i s a r z J O . p. J a n a
R ecen zye i Spraw ozdania. 5 0 1
P i l e c k i e g o . . . z r e s z t ą t e n „ H o r t u l u s A n i m a e “ j u ż p i ę c i o k r o t n i e w K r a k o w i e o d b i t o “.
Biernat z L ublina je st jeszcze osobistością średniow ieczną, nie m uśniętą przez humanizm chociaż przejętą (po h u sytach ) żądaniam i reformacyjnemi ; godzi się w nim, z ową charakterystyczną niekon- sekw en cyą średniow ieczną in sty n k t prawej wiary z najgrubszą śre- dniow iecczyzną. Bo do najgrubszej należał ów „H ortulus A nim ae“, książka, którą nawet jezuita Laterna w „Harfie D u chow n ej“ o g ła dzać m usiał i w ym awiać dla jej przesadnej treści, szafującej odpu stam i; nazw ał przecież jej m odlitw y „nieco przykurzonem i“ (od „proszku“). N asz Biernat je przetłum aczył, aby pierw szy m odlite w nik polski (za nim poszły i „S zczyt d u szn y“ i „Raj d u szn y “) dać do rąk spragnionym owego dobra czytelnikom . Do r. 1547 w y szed ł polski „H ortu lu s“ pięć razy, lecz zaczytano w szy stk ie egzemplarze tych i późniejszych w ydań, bo ani jeden nas nie doszedł ; ocalało ty lk o w k sią żn icy Jagielloń skiej czternaście jego ćw iartek, w yjętych z oprawy dawnych aktów radzieckich, lecz nie w iem y czy w łaśn ie z „H ortu lu sa“ B iernatowego. Bo zdaje się, źe m ieliśm y dwa spół- czesne przekłady „H ortulusa“ ; przynajmniej inw entarz k sięgarsk i w ym ienia „Hortulus" polski, Borkow (ks. Borka, znanego księdza- bogacza, na którego Orzechowski się tak sierd ził?) i W ojtow (czy W ójt b yło przydom kiem B iernata?); już w r. 1527 b y ły obok U ngle- rowego „H ortulusa·1 polskiego i inne innych w ydawców Krakow skie uryw ki fiortulusow e formy „jenźe“ nie znają — m ógł je jednak i w ydaw ca późniejszy usun ąć; zato rytm y tego „H ortulusa“ przy pominają zam iłowanie B iernata do wierszów .
Oprócz „H ortulusa" i „Ezopa“ cóż więcej Biernat przetłum a cz y ł? Dowodnie mogę w ym ien ić jedno: „Lekarstwa k ońsk ie“ , św ieżo przez p. Berezow skiego (w „Biblotece Pisarzów P olsk ich “) z bardzo uszkodzonego unikatu przedrukowane — luki tek stu można u zu peł niać z odpowiedniej k się g i „Lekarstw D ośw iadczonych“ 1 5 6 4 r , nieraz dosłow nie powtarzających i w iersze i przepisy Biernatowe ; po rów nanie obu tekstów tern ciekaw sze, iż poucza nas jak to Sien nik z pracą Biernatową się obchodził, jak jej polszczyznę odświeżał, bo całkiem inne m iał o niej mniemanie, nie tak pochlebne, jak M ałecki ; trąciła mu narzeczami słow iań sk im i i grubą mazowiecczyzuą ! W i s t o cie była to tylko archaizuiąca polszczyzna, polszczyzna z końca X V w ieku. Ozy Biernat inne i jakie rzeczy tłum aczył i układał, powie dzieć nie umiem, chociaż o niejedno moźnaby go jeszcze posądzać ; wolę dla uzupełnienia ch arak terystyk i człowieka, patryoty, literata, w łasn e jego słow a (z końca trzeciej k się g i „Lekarstw D ośw iadczo n y c h “) przytoczyć :
„Tociem miał o lekarstw ie cielesnym zebranie k sią g rozm aitych, com naprościej a pożyteczniej rozumiał tym zw łaszcza, którzy pier wej nic takowego nie czytali. Komu to wdzięczno, przyjmi w esele a ochotną postawą. Dobrzelić w szystk o albo nie, teg o ć nie umiem powiedzieć, t o j e d n o w i e m , i ż e m c i c h c i a ł z r z e c z y s ł o
5 0 2 R ecen zye i S p raw ozd an ia.
w i e ń s k i e j a z w ł a s z c z a P o l a k P o l a k o m p o m o c i p o r a d z i ć p o d ł u g m a ł o ś c i d o w c i p u m e g o . A z tym m iejcie się dobrze w s z y s c y “ . (Sienn ik tych słó w nie zrozum iał n ależycie i na plótł, że autor tu napomyka, jakoby te k s ię g i „z sobą zinąd p rzy w iózł do Polski, iż ty lekarstw a w ybrał z k sią g sło w ie ń sk ic h “ ! !). Ciekawa ta postać, przynosi za szczyt m ieszczaństw u polskiemu ; m ieszczaństw u, nie szlachcie, zaw dzięczam y przecież początki, po dw aliny literatu ry w narodowym ję z y k u ; jeden z jej najw iększych , n ajdzielniejszych krzew icieli, to nasz B iernat w łaśn ie, dom agający się wyczerpującej monografii.
Pom ijając cy ta cy e M ałeckiego z „H istoryi R zy m sk ich “ (z w y dania przed r. 1547 — my posiadam y tylk o w ydania z końca X V II w ieku) i w łasn e jeg o przekłady (m odlitw g łów n ych i psalmów, 102 i 129 — drukowane?), przechodzim y do literatu ry protestanckiej, lu terskiej. U w stęp u zaraz usuw a ks. W arm iński le g en d ę ; praw ili śm y o Polce, E lżtdecie z M iędzyrzecza, autorce p ieśn i lu tersk iej, niem ieckiej ; on dowiódł, że takiej P olk i n ig d y nie było i w ykazał, skąd to nieporozumienie urosło. Dalej przedstaw ia rzecz o polskich k ate chizmach lu tersk ich ; dowiadujem y się n ajciekaw szych szczegółów . Pokazuje się że już 1530 r. w ystarał się książę A lbrecht o polskie tłum aczenie m ałego lu tersk iego katechizm u ; druk ten za g in ą ł, posia damy tylk o k rytykę p olszczyzn y jego, przez niejakiego Liboriusza S zad ziłk i w r. 1533 n ap isan ą; tłum aczenie w ypadło było potw ornie, bo dosłow nie (wedle typ a : „k oszty będą nadoł trzaskan e“ — tak i jeszcze gorzej w yp ad ły rów nież tłum aczenia katechizm ów na języ k pruski; już to k siążę A lbrecht mimo najlepszych chęci szczęścia do tłum aczy nie m iał) Na m iejsce tego nieudolnego w ysta ra ł się biskup pomerański Speratus o now y przekład; obszern iejszy tym razem ka techizm wydano w W itenberdze około 1535 r., prawdopodobnie tłu m aczenia tegoż S z a d z iłk i— jed y n y jego egzem plarz (najw cześniejszy to druk polski w N iem czech!) ocalał w b ibliotece Kras ń skich ; prof. M a l i n o w s k i k orzystał n ieg d y ś z niego, lecz zam iast ciekaw y język ocenić w całości, zadow olił się drobiazgiem , w yrażaniem nosowek ; polecamy filologom w arszaw skim dopełnienia takiego studyum . K ate chizm („P arvu s C atechism us . . . dla pospolitych plebanów i kazno dziejów·') um yślnie unika n azw y Lutra, luterski i t. p , aby się i m iędzy katolikam i tern łatw iej rozchodził ( W a r m i ń s k i , str. 185).
D ziełek Samuelowych, może również w W itenberdze drukowa nych, autor nie od szu k ał; za to odnalazł bardzo ciekaw e „W yzn an ie w iary ch rzescyan sk iei Jana S ek lucyana“ z r. 1543 na 1544, dedy kowane obu Z ygm untom , uchodzące dotąd stanow czo za zagubione, i szeroko om awia k siążeczk ę, najlepsze, co Seklucyan n apisał (str. 85 — 121). Ten rozbiór zagaja d alsze; w ym ieniam y „K atechizm u tek st p ro sty “ (1545), t. j. m ały, dla d zie ci; „C atechism us“ (w ięk szy) z r. 1547 i 1549 (i odpowiedź nań katolicką, „ A p ologię“ ks. S ta n isław a ze Lwowa, 1554 г., o tej na str. 2 1 4 — 217) ; „ P ie śn i d u ch ow n e“ 1547 r. (bardzo szczegółow y rozbiór). P rzypisuje dalej
Se-R ecenzye i Sprawozdania. 5 0 3
klucyanow i autorstw o d yalogów polem icznych, „R ozpraw y o cerymo- n ia ch “ (na co K orczew ski 15 5 2 r. ze strony katolickiej odpowiadał) i „Rozm owy o p ogrzebie“ (co S tan isław z Szczodrkow ic r. 1549 zb ijał); w reszcie „Pokus sza ta ń sk ich “ . Za to odmawia Seklucyanowi autorstw a „O econom ii“, drukowanej 1545 r., d ziełk a jak iegoś S. S., dworzanina k siężn y Doroty pruskiej, do którego Seklucyan tylko w ierszam i i dopilnowaniem w ydania się p rzy ło ży ł — argum enty autorskie zupełnie nas przekonały. Pom ijając rzeczy drobniejsze, przy chodzim y do tłum aczenia „Nowego T estam entu“ .
Z gotow ał nam autor w ielką niespodziankę. Dotąd figurował Seklucyan w pamięci naszej głów n ie, jako autor pierw szego tłum a cza „N T .“ , co k iedykolw iek w yszło drukiem (r. 1 5 5 0 — 1553) — odtąd mamy go zupełnie od tego najdonośniejszego tytu łu chw ały je g o odsądzić ! Do udowodnienia swej tez y zabiera się autor nad
zw yczaj oględnie, zestaw ia w szelakie argum enty językow e i i., i przy chodzi do konkluzyi, źe Seklucyan je st chyba tylko w ydawcą że w ła śc i wym autorem je st zm arły przedwcześnie S tan isław M urzynowski, c z y li Suszyck i, tłum acz „H istoryi żałosnej“ o Spierze z r. 1551, ży ją c y stale w Królewcu, dawniej uczeń w itenberski, znawca grec k iego języka, zupełnie obcego Seklucyanowi, chociaż jego „N owy T estam en t“ w łaśnie „przekładem z greck iego“ się zowie Co jeszcze ciekaw sze : M urzynowski m iał przed sobą gotow y przekład „Nowego Testam entu “, pierwotny, średniow ieczny jeszcze, z którego i w y daw cy k atolick iego „Nowego T estam entu“ (krakowskiego, z r. 1556) korzystali i ten porównywał z oryginałem greckim i poprawiał, modernizując język, chociaż w iele archaizmów i idyotyzm ów w glo sach, umieszczonych po bokach tekstu, zachował.
Ze Seklucyan m iał pomocników przy tłum aczeniu „Nowego T estam entu “, sam w przedmowie do „ P o sty li“ 1556 r. w yzn ał („za pomocą . . . dobrych pom ocników“). M urzynowskiego w ym ienił w yra źn ie Budny, jako tłum acza królewieckiego „T estam entu “, o Seklu- cyan ie zupełnie m ilcząc; tu może należy jed nak przypom nieć, źe B udny, n ienaw idzący luteranina, sk rzyw d ził może um yślnie Seklu- cyana, jeszcze żyjącego — M urzynowski od lat dwudziestu leżał w grobie. R zecz ks. W a r m i ń s k i e g o o M urzynowskim i Osyan- drze i sporach O syandrowych w Królewcu bardzo gruntowna i cał kiem nowa, w ystaw ia młodzieńca autorem k ilku dziełek polskich i łacińskich, w ydobywa go z zapomnienia n iezasłużonego i może nieco kosztem Seklucyanow ym na czoło go w ysuw a. Przypisuje mu n aw et ortografię Seklucyanową, t. j. tę nową, w przedmowie do „Ewa- n ie lii“ wyłożoną, odmienną od dawniejszej (z „W iększego K atechi zm u“ 1549 r.). Całą sprawę bardzo obszernie na kilku miejscach omawia i zbija w szelkie niedokładności, od czasu K ucharskiego do d ziś o niej szerzone. I tu argum entacya ks. W a r m i ń s k i e g o nadzwyczai dosadna; uderza najbardziej że tłum aczenie Murzynow sk iego (o Spierze) pierwsze tą pisow nią (acz nie ze w szystk iem za chowaną) się szczyci ; przyznam jednak, źe autor w odsądzaniu
Se-5 0 4 R ecenzye i Sprawozdania.
klucyana od talentu, w iedzy, in ic y a ty w y może za daleko się zapę d ził: „W yznanie W ia r y “ i inne rzeczy dowodzą czegoś innego. Autor przeraził się w stępem Seklucyanow ym do „K upca“ i w edle tej niefortunnej próby zasądził go stanow czo w nieuki i niezdary, lecz n iesłu szn ie; owa próba w ypadła istotn ie odstraszająco, ale tylko pod w zględem typograficznym (w idocznie m usiał się Seklucyan w czasie moru najnędzniejszym drukarczykiem posiłkować), jęz y k sam je s t całkiem poprawny, jasny N ic nas nie upoważnia do przypuszczali, że np „W yznanie“ ktoś in n y — Samuel m o ż e ? — w y g ła d za ł i popra w ia ł; sta ł Seklucyan i o w łasn ych siłach .
Ze
Seklucyan nad orto grafią przem yślał, dowodzi jego „ W ięk szy K atechizm “ ; źe nie b ył k onsekw en tny— a któryż in n y „drukarz“ b ył nim? C zy może np. taki św ia tły zresztą Januszow ski, co w teoryi reformował w szystk o, a w praktyce stary, b łęd n y tryb zachował zupełnie? W ięc i w w y daniu „N. T .“ w ięk szybym mu przyznał udział , n. p. w komen tarzu do św . Mateusza, niż ks. W a r m i ń s k i p rzyp u szcza; ten komentarz przypomina przecież miejscami tak żyw o w ykład k atech i zmu. a w ykład ten, to rzecz Seklucyanow a, nie M urzynow skiego. P esym istyczn ej aż nadto oceny nie podzielając całkow icie, tern ch ę tniej wyznam , ile nowego pod każdym w zględem te rozdziały zaw ie rają. Jak dokładnie przedstawiono c ią g łe wahania się i przeciwności u dworu królewskiego, z jakiem i Seklucyan upornie w alczył ; bez owego szerokiego tła wcale nie zrozum ielibyśm y ciekaw ych perype- tyi, jakie to tłum aczenie często narażane na zakaz, na szw ank zu pełny, przechodziło. A ileż szczegółów objaśnia autor ubocznie ! Np. pokreślony ów egzem plarz „N. T .“ w arszaw ski, o którym jeszcze E s t r e i c h e r tw ierd ził, że to poprawki Seklucyanow e dla now ego w ydania, w y ło n ił się jako szkalow anie i denuncyacye M ałeckiego, oparte o zgry źliw ą k ry ty k ę tekstu. Ileż to przybyw a szczegółów : 0 B. Wojewódce, o dziejach drukarza Aujezdeckiego, podtrzym yw a nego ile s ił starczało przez Seklucyana, o Kul wie, R apagelonie 1 innych osobistościach królewieckich, o E u st. Trepce i t. d. M iej scami pragnąłbym nawet i innych szczegółów jeszcze, o których w ytraw ny sąd autorski m ógł nas najlepiej poinformować, np. kto drukował „Kupcą,“ R ejow ego? M yślę, że Aujezdecki ; z jego dru karni w y szło napewne „Lekarstwo D u szn e“ . . „powtóre w drukarni w ytłoczone m iesiąca maja 1 5 5 1 “ ; przypu^zczeuie moje, jakoby to b y ł druk M ałeckiego („P am iętn ik litera ck i“ II, 589), cofam, jako zupełnie nieuzasadnione; czcionki są A ujezdeckiego, tłum acz n ie znany — ale przy śc isły c h stosunkach A ujezdeckiego i Seklucyana nie w adziło i to w ym ienić, tern bardziej, że autor całą czynność królewiecką A ujezdeckiego szczegółow o om ówił.Po h istoryi „N T .“ Seklucyanow ego i „ P o sty ll“ jego przecho dzi autor do d ziełek ascetyczn ych i polem icznych W ojciecha Nowo- m iejskiego, w ydaw any h nakładem Seklucyanow ym , w reszcie do tegoż „K ancyonału“ (drugiego w ydania) i „K atechizm u“ (trzeciego w yda nia) i rzecz o Seklucyanie zamyka.
R ecenzye i Sprawozdania. 5 0 5
Jak iż ostateczny w y n ik ? Seklucyana pojm owaliśm y m ylnie jako tłum acza-literata ; w istocie, obok sw ego kaznodziejstwa k ró le w ieckiego, b y ł to raczej handlarz-nakładca, co handel w tej chw ili rzucił, gd y towar jego przestał być pokupny. Ż y ł przecież do r. 1578, od r. 1559 zaś (prócz jed ynego ponowienia „K atechizm u“) zarzucił literaturę zupełnie, bo go więcej nie żyw iła. P ru sy k siążęce stano w iły za małe terytoryuin, by op łacały koszta druków polskich. Se- klucyan lic z y ł zaw sze na Koronę, dokąd całe w ozy nakładów sw oich w y sy ła ł, lecz g d y Korona z luterstw a odpadła i całkiem do kalw i- nizm u (nie mówiąc o aryaństw ie) przeszła, handel Seklueyanowy u tracił racyę b ytu i przezorny spekulant rzucił go. Seklucyan nie b y ł w ięc bynajmniej literatem z powołania; pisarczyk cłow y, o mier- nem w ykształceniu, miał powodzenie chw ilow e, sk orzystał z sposo bności, zarzucał nowinkami pruskimi Polskę, staw ał się niby potęgą umjnsłową, ale zasobów g łę b sz y ch nie było, w ięc skoro mniej po m yśln ie -wiatr powiał, pracy sam zaprzestał. W propagandzie ruchu now ow ierczego zaw ażył istotnie, o w iele więcej, niż niefortunny jego tow arzysz, dominikan Andrzej Samuel, którego sam w Poznaniu na- b ech tał i z m iasta przed groźącem prześladowaniem uprowadził, o -wiele więcej, niż zaw zięty wróg jego, tępy, nieruchliw y Małecki ; um iał w yszu kiw ać spółpracowników, a nawet cudzym i piórami się stroić. P ostać jego stanowczo zmalała ; na kierowanie w ruchem um y słow ym , mimo chw ilow ego powodzenia, stać go nie było.
Oto w yn ik i dzieła, rzucającego jasne św iatło na zapomniane, a ciekawe czasy i ludzi. Czyta się je z nadzwyczajnem zajęć iem, nasuw ają się przytem coraz nowe uw agi. Np. wspomina autor (str. 8), dla w ykazania, z jaką to rubasznością ówczas się wyrażano, o zarzu cie biskupa Izdb ień sk iego przeciw bernardynowi Dziaduskiem u : „na leży sz do zakonu, co zw y k ł usuwać testam enty i wypierać się po w ierzonych skarbów “. K to czy ta ł kronikę bernardyńską Komorow sk iego, wie, na jakie zarzuty (acz niespraw iedliw e) narazili się Ber nardyni (w ileń scy, z skarbami po w ielkiej księżnej H elenie) ; „histo- rya w L u n d zie“ powtórzyła się tu niemal faktycznie. Podobnym jednak uwagom nie znaleźlibyśm y końca. R ozstając się w ięc z tym kolosem pracy, wyrażam y gorące dzięki autorowi, co nie pożało w ał żadnych w ysiłk ów , ab y dotrzeć do samej prawdy, co ty le bajek usunął, ty le m ylnych poglądów sprostował, że ani potrafimy w ym ie nić dzieła, coby w równej mierze do oczyszczenia przeszłości lite rackiej różnych n aleciałości się przyczyniało. W yw ody jego stale przyjm ujem y ; zasłu ga jego w ielka i trwała. Traktow ał o tych samych ludziach, o Seklucyanie, Trepce i i., niem iec - protestant W otschke, ale jakżeż pozostał w ty le z sw oją stronniczą pośpieszną partaniną za sum iennym i, w yczerpującym i, obm yślanym i głęboko, bystro a tra fn ie wywodam i ks. W a r m i ń s k i e g o . Nadm ienię jeszcze, że pier w sze u stęp y tej pracy pojaw iały się w „Przeglądzie K ościelnym “ poznańskim, u leg ły jednak tutaj przeróbce i rozszerzeniu.
506
R ecen zye i Spraw ozdania.W rażącem p rzeciw ień stw ie do pomnikowej pracy k s. W ar m ińskiego staje rozprawa dr. T a d . G r a b o w s k i e g o : „Z dziejów literatury kalw ińskiej w P o lsc e “ . P om ysł autora b y ł najtrafniejszy ; lóżnow iercza literatura polska je s t tak obfita i p ły n ie w tak rozm ai tych kierunkach, że warto ją wedle w yznań traktow ać i ujm ować w całość literaturę polską luterską, Braci Czeskich, kaw ińską, aryań- ską, unicka i szyzm atycką. P om ysłow i nie dopisało w ykon anie; ocze kiw aliśm y bardziej szczegółow ego, wykończonego, obfitego — o trzy m aliśm y w yn ik i pobieżnej nieraz le k tu r y ; zam iast rozprawy akade mickiej, źródłowej, w yczerpującej, św ietn ie napisane fejletony, czy kartki ulotne.
Żeby mnie o gołosłow ność nie posądzano, wybiorę b yle p rzykład. Mówi np. autor o „ P o sty li“ K raińskiego na trzech stronicach, poró w nyw a ją z Rejową i Zarnowczykową, przytacza kilka jej zdań, daje jej charak terystyk ę ogólną, ale z tego w szy stk ieg o nie dowie się czy teln ik bynajm niej, czem ona jest, ani co ją w yróżnia od ty lu innnych postyl. S ześćd zie sią t lat przegradza postylę K raińskiego od Rejowej, ale cóż m iędzy niemi za p r z e p a ść ! Rej, nieuk, w yryw a się z formalizmu i scholastycyzm u średniow iecznego, w y cią g a radośnie ramiona ku B ogu-słońcu po d ługiej, mroźnej zim ie; naiwne, głęb o kie uczucie religijn e bije żyw o z piersi jego, jak ruczaje wiosenne ; spółczesnych chyba oszałam iało, skoro rozczula i porywa nas jeszcze ; w niezmąconym niczem optymizm ie, z krew kością iśc ie sarmacką, w głębokiej pokorze chrześcijańskiej cieszy się Rej z poznania pra wdziwej wiary, nieskrępowanej, niesfałszow anej w ym ysłam i ludzkimi, formułkami, obrzędowością pustą. Jego postyla, to jeden okrzyk radosny z poznania Pana i nauki jego. U K raińskiego więcej uczo- ności na jednej karcie, niż w całym Reju, zato też składają się całe kazania jego z n anizanych ustępów z ojców K ościoła i rozm aitych autorów — słów w łasn ych jak najmniej, a cy ta ty te i w yw ody mają jedno na celu : fa łsze p ostylarzy jezuickich, W ujka głów n ie, jak na dłoni w ykazać. Jed n ego ma wrogę, „k atolik ę“ , i z każdej okoliczno ści, acz najniestosow niejszej, w ycieczk i przeciw niej uformuje ; uawmt aryanie z katoliki jeszcze w y szli. W yszydzanie praktyk, urąganie papiestwu, zakonom, celibatow i, p rzenigdy zbudowanie czyteln ik a przeprowadził zg r y źliw y śledzienn ik przez olbrzymi tom do znużenia aż i obrzydzenia; ca ły folian t przepojony jadem i złością, acz b e z silną, g d y ż m inister w id zi, źe sprawa jego zu p ełn ie przegrana ; trwożą go aż nadto nie tylko ja w n i apostaci, których liczba się coraz powiększa, ale oziębłość patronów i patronek, żałujących każdego grosza na cele w yznaniow e. W ięc nadrabia m iną; w skazuje k w itn ący stan państw protestanckich ; udaje nadzieję, że zm iękczy jeszcze B óg serce panującego (Z ygm un ta I I I ! !) przeciw protestantom, że p osy pią się na nich urzędy, dostojestw a i d ostatk i; z g r zy ta zębami na przechwałki jezu ick ie i czyha na b yle uch ybienie słow ne, na b yle niezgodę czy sprzeczność w tek stach katolick ich ; w yjeżd ża cią g le na Reju dusznym , H ortulusie, R óżańcu (wyrdania 1587 r.), na
zmy-R ecenzye i Sprawozdania. 5 0 7
słonej H isto ry i C zęstochow skiej, na Harfie Laterny, chociaż sam apokryficznymi bajdami nie gardzi, np. historyam i o k ap łań stw ie Chrystusowem , o P iłacie i i., a ch ętn ie i do starożytnych pow ieści w gląda. Praw i kazania na dnie Ś w iętych Pańskich, ale w y sta w ia przeciw każdemu męczennika - protestanta, Husa, Kranmera i inne ofiary krwawej Maryi, „A dm irałda“ (z nocy bartłom iejskiej) i t. d . D la tych cytacyi, dla w ycieczek przeciw obrzędom, np. w ielkanocnym , przeciw m isteryom, przeciw patronom w łasnym , przeciw cudom papie skim , przeciw twierdzeniom pisarzy katolickich, nabiera to dzieło osobliw szej w agi, staje się o w iele ciekawszem , niż np. postyla Źar- nowczykowa, zasługu je na pilną baczność historyka literatury i k u l tu ry i zadaniem autora powinno b yło być, choć w przypisku powy m ieniać celn iejsze ustępy, oszczędzić pracy innym .
A utor może na sw e uspraw iedliw ienie powołać się na ty tu ł : „Z d ziejów “, nie „D zieje“ ; w ynik jednak ten, że i po nim należy się zabrać do tej samej pracy ponownie. Cytuje np. autor fakt o Bo- lestraszyck im i prześladowaniu tłum aczenia jego i odsyła czytelnika do rozprawki o tem p. Kraushara, lecz i z tej nie dowie się czytel n ik nic a nic o treści inkrym inow anego dzieła i sam musi u ciążliw e kwerendy przedsiębrać. Obraz tej literatury je st zresztą niepełny ; pomijam, że nie w spom niał autor o literaturze kalw ińskiej litew sk iej i ruskiej, do czego ty tu ł jego pracy („w Polsce“, nie „polskiej“) uprawniał ; ależ i polskiej bynajmniej nie w yczerpał. Z m agnatów - kalw inów jed yn y L eszczyń sk i figuruje; o Firlejach, G ostom skich, Dorohostajskim głębok ie m ilczenie ; nie mówię o drobniejszych pisa rzach, K ościelskim , Clirząstowskim (szlachcicu, nie m inistrze — bar dzo ciekawym , chociaż skłaniającym się nieco ku aryanizmowi), ależ jak krótko spraw ił się autor np. z Niemojewskim, chociaż b y lib y
śm y ciekaw i dowiedzieć się czegoś bliższego o treści w ielkiego dzieła, co, jedno z n iew ielu polskich, dostąp iło zaszczytu tłum aczenia na n ie m ieckie (a m ieliż N iem cy chyba podostatkiem własnej literatury). Pom inął np. ciekawe (drukowane) lis ty Gorajskiego i Słupeckiego w spraw ie zm iany w iary z r. 1 6 4 8 ; gorące spory o konfederacyę (przeciw Skardze), o zburzeniu zborów, w ileńsk iego i poznańskiego, z licznym i pisemkami za i przeciw ; poezye, np. „H istoryę o E lia s z u “, w iersze Kozakiewicza i i. Jednem słowem o jakiem takiem wyobrażeniu przedmiotu niem a m owy; należałoby mu chyba d rugie ty le stronic poświęcić.
Wcale niefortunny je s t i rozkład m ateryi. N apraszała się n ie mal sama na chronologiczne traktow anie: początki kalw inizm u, a raczej synkretyzm u polskiego, obojętnego na rr źnice dogm atyczne, z którego się powoli (mimo pozornej zgody wyznaniowej sędomier- skiej, której n ik t nie szanował) kalwinizm genew skiej próby w y ła n ia; tryum fy jego w P olsce i L itw ie ; powolny upadek; na tej lin ii w ytycznej należało rozm ieścić pisarzy i dzieła. Tym czasem autor rozbija m ateryę na działy : poezya, teologia, historya i t. d. ; w każ dym doprowadza rzecz aż do końca, aby z nowym działem ab ovo
5 0 8 R ecenzye i Sprawozdania.
zaczynać i powtarzać s ię ; led w ieśm y doszli do N aborow skiego i S zli- ch tynga, wracamy znowu do Ł ask iego Jana, Fryca i Reja. Jedno litość w ykładu zatraca się zupełnie.
Przechodzim y do kilku szczegółów .
Pom ijając kalw inów praw dziw ych, uw zględnia autor w ątpliw ych, takiego Fryca np. ; n ie W olan to przecież, to raczej przeciwnik jego. Cóż z tego, że F ryc sam do genew skiej fazy się przypisał. U czyn ił to poniew olnie ; w ym agano w ted y, w ogólnem rozbiciu, bojąc się coraz w ięk szego zam ieszania, ab y każdy jak iegoś pew nego wyznania, au gsbu rsk iego czy g en ew sk iego, się trzym ał ; w ym agał tego król przedew szystkiem , obawiający się, i słusznie, polskiego „w id zim isię“ w religii, i do tych w ym agań zastosow ał się pozornie Fryc ; w iem y przecież, dokąd dobrnął. Całą argum entacyę zasadzał na to, aby do w ieść, że dogm atu (i kalw ińsk iego) dow ieść nie można ; nie przyzna w ali się też do n iego kalw ini. A lbo omawia autor erotyki S zlichtyn- gow e ; przypuśćm y naw et, że S zlich tyn g b y ł kalwinem (inni członko w ie rodu tego m iejskiego, paradującego w księdze Chamów, b y liź aryanami), ale cóż mają jeg o rozwiązłe erotyki i p ieśni w sty lu ludo wym do czynienia z literaturą kalw ińską, brzydzącą się erotycznością i ludowością, potępiającą w szelk ie tańce i piosnki? — W iem y prze cież, co o nich sąd ził sp ółczesn y K raiński i synody, gd zie nawet dla zw yk łych tańców pozwolenia nie uzyskano.
Z Frycem i S zlichtyn giem rzecz pozostanie przynajmniej w ą tpliwa, ale n iew ątpliw ie niepotrzebnie w cią g n ą ł autor kancyonał pol sko-czeski (przekładu W alen tego z Brzozowa) i zam iast w ydania pierwszego z r. 1 5 5 4 (królew ieckiego, co nic a nic z kalwinizm em nie ma do czyn ien ia!) przedruk z r. 1569 przytoczył, czytelnika 0 tem ani słów kiem nie ostrzegając. R ów nież Ł an ickiego traktow ał bym raczej przy Braciach Czeskich, których takim b y ł w ytrw ałym admiratorem, niż przy kalw inach. Szczegółów m ylnych, bio- i biblio graficznych, aż nadto. Np. o Lubelczyku pisze autor, że to b y ł duchowny k atolicki, że „długo n iew ątpliw ie waha się, nim znajdzie się ostatecznie w obozie R ejow ym “ — ależ źródła nasze nic o tem nie w ied zą ; i przekładu Joba chyba „ascetycznym traktatem “ nazy wać się nie godzi, ani tego, żeby „doktrynę (kalw ińską) k ied yś naj- najostrzej zw alczał“, dom yślać. W spom ni led w ie ubocznie, mimocho dem, o ciekaw ej, dla P o lsk i tak znamiennej unii kalw ińsko - czeskiej 1 t. d. N ależałoby krok za krokiem śledzić autora i w ykolejenia pióra jego prostow ać. Mówi np. kilkakrotnie o b ib lii brzeskiej, o jej czteru tłumaczach, o Polakach : T rzecieskim i Lubelczyku i o dwu Erancu- zach : Statoryuszu i Thenaudzie, ale n igdzie nie wspom niał o piątym, Oracyuszu, co pracę nie tylk o rozpoczął, lecz i daleko popchnął. Sąd o K rowickim zb yt ostry, nie u w zględ n ia najpiękniejszych, najwym o w niejszych rzeczy, ja k ie z pod je g o pióra w y sz ły (np. owej pysznej odpowiedzi na szkalowania O rzechowskiego). I tak często.
A utor nie je s t teologiem , teologicznej, najważniejszej strony problemu, nie tkn ął; nie robim y z tego zarzutu, gd yż i z czysto lite
R ecenzye i Sprawozdania. 5 0 9
rackiej strony godzi się o tej literaturze rozprawiać — tylko w te d y należało z sporami konfesyjnym i w obrębie sam ego wyznania jak najkrócej się uporać. K w estya w łaściw ej, zupełnej oceny literatury kalw ińskiej u nas pozostaje w ięc i nadal otwartą — za to w niósł autor w przedmiot tak św ietn ą formę zewnętrzną, umiał tak zająć stylem błyskotliw ym , francuskim sposobem pisania, źe zapominamy 0 niedomaganiach treściow ych i dajemy się chętnie skaptować g ła d kiemu, pięknemu w ysłow ieniu, z jeg o antytezami i porównaniami. 1 nie koniec na samej w ytw orności formy i stylu : cenne uw agi, trafne rysy rozrzucono po całej rozprawie ; widnokrąg autorski sze roki, oczytanie w ielkie, zm ysł estetyczn y w yrobiony, w ięc sądów jego, elokładniej uzasadnionych, bynajmniej lekcew ażyć nie można. N iefa chowemu czytelnikow i praca ta zaimponować musi, a fachow y nie jed no z niej skorzysta. I jeszcze coś innego, zupełnie nowego, w n iósł autor: stałe zestaw ianie z francuską literaturą kalw ińskiej. M ożnaby wprawdzie wątpić, czy osiągnie się jakie znaczniejsze w yn ik i na tej drodze ; za mało znano u nas tę literaturę, jed ynego Marota chyba z psalm ów ; Bartasa tłum aczyli i katolicy, nie tylko L eszczyń ski, w ięc nie dla w iary, a o innych głucho ; kalw in tylko jako łacin- n ik się liczy. I Francuzi w Polsce, Statorius, jak Thenaudus, co niebawem niew dzięczne pole zarzucił i pedagogiki, a w końcu k się garstw a (chyba nie z lepszym i wynikam i) próbował, nie nawiązali n ici m iędzy polską a francuską um ysłow ością ; zestawiania w ięc b y w ają zewnętrzne, przebija brak istotnych rysów powinowactwa.
Powtarzam y : pom ysł rozprawy b y ł bardzo trafny, słu sznie też autor stosuje go dalej i przechodzi teraz od literatury kalwińskiej do aryańskiej
;
lecz nowych prac jeg o jeszcze nie znamy. O Arya- nach możemy na razie w ym ienić inne dzieło. S z c z ę s n y M o r a w s k i , autor monografii o dawnej ziem i sądeckiej, zebrał, acz nie w yg ła d ził ostatecznie, dzieło p. t. „Aryanie P o lsc y “ — po śm ierci autora (1 8 9 8 r.) w ydano je teraz w e L w ow ie. K orekcie druku, a może i redakcyi rękopisu niejedno w ytknąćby można ; wobec pogrobowca należy się ■jednak miarkować z w ymaganiam i. T y tu ł nie daje w łaściw ej treści, możnaby ją oznaczyć ściślej : A ryanie w Sądecczyźnie, a raczej : G w ałty i bezprawia, na A ryanów w Sądecczyźnie bezkarnie wymierzane. Smutna to karta z dziejów w ew nętrznych Rzeczypospolitej, jak roz- pasana nienaw iść w yznaniow a przeciw najsłabszym , bo nielicznym , nie zasłoniętym plecami magnackim i, prawa ludzkie i boskie gw ałci. Źródła autorskie, to zapiski sądowe, bo do sądów uciekali się, acz daremno, uciskani, łupieni, mordowani— i szereg w strząsających scen, przedstaw ionych nadzwyczaj żywo i barwnie, przesuwa się przed oczami czytelnika. Autor zna każdy zakątek tej ziemi i dlatego nabie rają jogo sy lw etk i łudzącego ruchu i życia. Z literaturą jednak ani treść ani forma w iele spólnego nie mają ; niepotrzebnie rozszerzył autor ramy książki i całe dzieje aryańskie w nie w tłoczył, korzysta jąc w yłącznie z znanych źródeł, gm atwając strasznie szczegóły — bez spisu imion n ik tb y się w tej książce, jak groch z kapustą pomiesza5 1 0 R ecenzye i Spraw ozdania.
nej, nie rozeznał ani rozejrzał. I treść nie literacka ; ak ty sądowe i kościelne ją w ypełniają, ale ponieważ przewijają się ciągle nazwi ska i osobistości, znane nam z literatury, M orsztynów, Potockich, Lubienieckich, W iszow atych , Sternackich, Szlichtyn gów , Przypkow skich, M irzyńskich, Stegm anów , Sm alcyuszów i t. d., czyta się w szystk o z najw iększem zajęciem ; zyskuje biografia, znajomość koli- gacyi rodowych, stosunków m ajątkowych, przejść najrozm aitszych, nieraz strasznie ciężk ich ; rysów obyczajow ych znajdziesz co niemiara. D la n ow elisty, a choćby dramaturga, sporo tu pierwszorzędnego mate- ryału, najciekaw szych dokumentów życiow ych — należałoby je tylk o opracować; tło czasów w ystęp uje aż nadto w ypukło. D zieje różnowier- stwa, zapowiadającego się tak huczno i buczno, sm utniej się kończyć nie m ogły.
Inaczej p otoczyły się dzieje obrządku greckiego. N ie znają one takiego krw aw ego epilogu ; po w rzawie przewrotnej ciągną się ospale, leniw o, bez w y siłk ó w po którejkolw iek stronie. W początkach sam ego ruchu, g d y się Jezu ici (Skarga) żyw o krzątali, g d y Pociej i Smo- trycki (zanim do unickiego obozu przeszedł) na pisma zaw zięcie w al czyli, b yło ożyw ienie znaczniejsze, lecz zgasło po r. 16 3 0 zupełnie. C zterdziestolecie (1 5 9 0 — 1630) zostaw iło ty le pomników literackich, drukowanych i rękopiśm iennych naw et, nieraz z powodu nadzwyczaj nej rzadkości egzem plarzy tak mało znanych, źe od dawna odczuwano potrzebę w znow ienia całej tej literatury. Planu dokonali pierw si Ro- syanie ; w trzech sporych tomach o g ło sił w ybrane „Pom niki pole micznej literatu ry“ Gril t e b r a n t , obejmując dzieła i dziełka Her- besta, Skargi, F ilaleta, Pocieja i i. ; stud ya cenne o osobistościach, dziełach, stosunkach (szkolnych np.), ogłaszali Z aw itniew icz, Char- łam powicz, Żukowicz (o walkach sejm owych z powodu unii). Otrzęśli się i R u sin i z dziwnej na te w łasne dzieje i dzieła obojętności, a stało się to głów n ie zasługą prof. C y r y l a S t u d z i ń s k i e g o , pośw ięcającego liczne stud ya (i w Rozprawach akademickich krakow skich) pracom Pocieja, głów n ego, najżarliwszego i najbardziej w y k ształconego promotora unii, i R ohatyńca (Perestoroha). On nakłonił Tow arzystw o im ienia Szew czenki do w ydania pomników tej litera tury, nie objętych przez Griltebranta. Tak w yszed ł św ieżo pierw szy tom „Pam iatkiw połemicznoho pyśm enstw a kincia X V I i pocz. X V II w .“ Jak u Giltebranta, tak i ten tom obejmuje sporo polskich tek stów i dlatego zdajem y tu z n iego sprawę.
Przedm owa daje komentarz do ogłaszanych pomników, zajętę g łów n ie kw estyam i autorskiem i. — D zieła te w ych odziły po najwia- kszej części bezim iennie i zasługą w łaśn ie grnntow nyck badań prof. S tu dzińskiego pozostanie, że np. u sta lił bogatą literacką spuściznę Pociejową. Zaczyna „W ypisaniem D r o g i“ (1 5 6 6 r., z Krakowa do Lwowa) H erbesta, wydanem przy „O dpow iedzi“ i t. d. 1567 r. ; już W iszn iew sk i ogłosił ten tek st, tu poprawniej drukowany ; b ył to pierw szy sy g n a ł unii, lecz przebrzmiał na razie bez odgłosu, gd yż walka z protestantam i nadto zaprzątała u m ysły, aby się do innej
R ecenzye i Sprawozdania. 5 ! 1
w alki rw ały. Dalej „K ąkol“ , Żebrowskiego, przeciw katechizm owi Zyzanii, z r. 1595 ;
tegoż
Zyzanii „Kazanie św. Cyryla patryarchy 0 A n ty ch ry ście“ 1596 r., w obu językach, polskim (tek st obszerniej szy) i ruskim (tekst, jak w owych czasach bywa, starannie w edle w ym ow y akcentowany). O dziełku tem wyraża się wydaw ca może zb y t ostro ; naciąganie kazania na rzeczy, o których się św . C yry low i n ig d y nie zamarzyło, skracanie tekstu i w suw anie w łasn ych kom entarzy — podobną bronią walczono w tedy ogólnie, a że A n ty chrystem papież — wszak to dogmat protestancki jeszcze na długie lata. Porów nanie tek stów je s t bardzo pouczające i pod w zględem język o w ym : R usin pozostawia ruskie term iny w polszczyźnie swojej, np. p r e d o t e c z a , w ł a d a r s t w o i t. p. (tak się dostały do języka piśm iennego s o b o r i s o j u s z ) , ale za to ruszczyzna jeg o na- w skroś polskim duchem i trybem przesiąkła. Protestantom pisma Zyzanii bardzo do gu stu przypadły, jeszcze np. K raiński w „ P o sty li“ 1611 r. (k. 749) cytuje słowa jeg o przeciw czyśćcu („Zizania in confessione R u th en ica“). N astępuje wydana z dwu rękopisów odpo w iedź „kleryka O stroskiego“ na drugi lis t unickiego m etropolity Pocieja do szyzm atyka, k sięcia Ostroskiego, aby gniew jego uśm ie rzyć; pierw szy podobny lis t w ystosow ał b y ł Pociej do księcia 1598 r. 1 w ydrukował przy „A ntirresisie“, odpowiedział jem u w druku (O stróg1 5 9 8 r.) „K leryk O stroski“ bardzo uszczyp liw ie; drugi lis t Pocieja i nowa odpowiedź kleryka, tym razem powagą i retoryczniiścią nadra biającego, do druku się nie d ostały. Po obszernej analizie tych tw o rów podejmuje w ydaw ca pytanie, kto się pod imieniem kleryka Ostro sk iego ukryw ał i dom ysł Kopitara, że to m łody M elecy Sm otrycki, bardzo starannie i przekonywująco uzasadnia. Są pewne trudności ; głów na, głębokie o tem milczenie Smotryckiego sam ego, przyznają cego się do w szystk ich innych utworów otwarcie : ale sty l, nauka, temperament wskazują z największem prawdopod bieństwem Sm otry ckiego sam ego. Sm otryckiego ma b yć i utwór końcowy, z rękopisu petersburskiego, pisanego za papiestwa Paw ła V, może po 1610 r. R ękopis zbiera w sposób sylogizm ów szkolarskich dowody z pisma i ojców Kościoła, że papiestwo je st dyabelstwem . Rękopis bardzo cie k aw y, bo dowodzi, jak przesiąkła b yła greka protestantyzmem. Czy tając, byłem przekonany, że mam w ypiski i argum entacye kalw iń sk ie przed sobą — K raiński narzucał się formalnie uwadze, i dopiero wzmianka na str. 295 („naszy zaś mili apostatae Pociej i T erleck i“) dowiodła, że to l’zecz autora prawosławnego, bijącego np. na cześć obrazów jako na bałwochwalstwo papieskie, bez w zględu na cerkiew w łasną. Są to w ypiski, głów n ie łacińskie, z najrozmaitszych autorów — w łasnych słów jak najmniej. Dowód, że to zbiorek Sm otryckiego, przedstaw ia tylko zapiska późniejsza, stwierdzająca własnoręczność pisma ; dowód w ięc nieco kruchy, chyba porównanie autentycznych pism Sm otryckiego (jakich w y dawca się dotąd nie doszukał) m ogłoby rozstrzygać. W ięcej jadu i n ien aw iści trudno chyba na mniej kartach w yrazić; b y łb y to szczyt maniery protestancko-prawosławnej.
5 1 2 R ecen zye i Sprawozdania
Sylogizm y owe poprzedza broszura Pocieja, jak się zdaje, „Re- lacya i U ważenie postępków niektórych około cerkw i w ileń sk ich “ 1609 r., broniąca Pocieja, którego w ted y ja k iś hajduk, nasadzony przez „N aliw ajków “ (szyzm atyków ), napadł i poranił.
Oto w cale urozmaicona treść tego tomu ; cieszy nas, że mu w ystaw iono „ I “, że możemy w ięc mieć nadzieję, iż w ydaw ca zbierze jeszcze inne pisma (nieraz u n ik a ty ; inne zagin ęły, zdaje się, chociaż jeszcze W iszn iew sk i jedno i drugie w idział. Przedruk staranny, cho
ciaż korekta (łaciny i polszczyzny) m iejscam i zaw iodła ; ocena w ogóle trafna, sum ienna, bardzo w strzem ięźliw a — chyba zastrzeglib yśm y się przed nazyw aniem „poezyą“ , „poetycznem i“ , retorycznych, acz s il nych zwrotów Sm otryckiego.
Oto żniwo jednoroczne na polu polskiej literatury róźnowier- c z e j.— K tóżb y się do niedaw na m ógł b ył spodziewać, że tak rychło oderwą pieczęci od tych zapomnianych, zapleśniałych i zbutw iałych „aktów procesow ych“ , że treść ich uprzystępnią i w yjaśnią. Do nie dawna m ogli ci róźnowiercy uskarżać się słu sznie na ziomków : zdra d ziliście nas podwójnie, ojcowie w asi w ydali nas Jezuitom na sztych, a w y sami najgłębszem o nas m ilczeniem p otw ierdziliście n ib y w y rok potępienia. Ciszę absolutną, grobową, przeryw ali daremno Kra siński W aleryan (historyk popularny naszego różnow ierstw a w jęz y k u — angielskim ), Ł ukaszewicz, gu b iący się w niezliczonych szczegółach, B ukow ski, stronniczy i zapalczyw y polem ista raczej, niż historyk, Zakrzewski, poruszający tylk o początki ruchu ; obcy, R osyanin Lubo- wicz, najgłębiej do tej przeszłości sięgnął. Naprawiamy teraz dawne zaniedbanie ; omówione prace są wróżbą pom yślniejszej na tem polu przyszłości. D oczekają się przecież raz dzieje m yśli i kultury pol skiej słusznej, wszechstronnej oceny.
A. Brückner.
K u r p i e l A . M . d r . : C z t e r y l i s t y Ł u k a s z a G ó r n i c k i e g o ,
wyda ł . . . Archiwum dla historyi literatury i oświaty w Polsce.
T. XII. str. 8 3 —87 i nadb. Kraków. 1906.
W yd aw ca o g ło sił już w r. 1 9 0 4 w X tomie „A rchiw um “ pięć nieznanych listów G órnickiego do M ikołaja K rzysztofa R adziw iłła (por. „Pam. lit .“ 1904, str. 132), obecnie w ydaje cztery nowe listy autora „D w orzanina“ : pierw szy do księcia pruskiego Alberta, z 1565 r., drugi do k sięcia pruskiego A lberta Fryderyka z r. 157 2 , trzeci do Marcina Kromera z r. 1576, czw arty do Stefana Batorego z Lipnik 1579 r. 4 listop. ; pierw szy i czw arty pisane są