78 menedżer zdrowia kwiecień–maj 3/2008
78 menedżer zdrowia kwiecień–maj 3/2008
Po latach jałowych dyskusji nad prywatyzacją polskich szpitali, polowania na czarownice i strasze- nia rozkradaniem majątku, obserwujemy gwałtow- ny rozwój niepublicznych zakładów opieki zdro- wotnej współpracujących z spzoz-ami w zakresie użytkowania sal operacyjnych.
Lekarze, zwłaszcza dobrzy operatorzy, zoriento- wali się, że do szczęścia umożliwiającego wykorzy- stanie zdobywanych przez nich umiejętności wy- starczy możliwość podnajmowania czasowego nie- wykorzystanych w pełni przez spzoz-y sal operacyj- nych. Przestali czekać, aż nieskuteczni politycy
i nieudolni administratorzy podejmą decyzje i opra- cują koncepcje, nie tyle rozwijające prywatny seg- ment lecznictwa szpitalnego, ile znoszące bariery hamujące jego rozwój, za co w końcu biorą pienią- dze. Lekarze masowo zaczynają zakładać spółki – nzoz-y, które korzystają z bazy spzoz-ów.
W sytuacji, gdy mamy nieprzystosowaną do sys- temu ochrony zdrowia ustawę o partnerstwie pu- bliczno-prywatnym, tzw. podwykonawstwo, przy- bierające różne formy, rozwija się wyjątkowo dobrze.
Prawnie dopuszczalne jest prowadzenie działal- ności (wykonywanie świadczeń opieki zdrowotnej) w innym zakładzie opieki zdrowotnej, oczywiście, pod warunkiem, iż nie stoi to w sprzeczności z tre- ścią zakazu sformułowanego w art. 1 ust. 5 tej usta- wy o zakładach opieki zdrowotnej, a więc że nie ma- my do czynienia z działalnością konkurencyjną (toż- samą, jeżeli chodzi o zakres świadczeń), a jest ona wykonywana przez podmiot prywatny w publicz- nym zakładzie opieki zdrowotnej. To oznacza, że podmioty te (prywatne?) nie mogą prowadzić dzia- łalności polegającej na udzielaniu takich samych świadczeń zdrowotnych, jakich udziela zakład (pu- bliczny?), z wyjątkiem świadczeń z zakresu podsta- wowej opieki zdrowotnej i stomatologii. Należy uznać, iż publiczne zakłady opieki zdrowotnej mogą wynajmować swoje pomieszczenia i urządzenia in-
nym zakładom, jeśli są spełnione warunki określone w przywołanym przepisie ustawy; natomiast niepu- bliczne zakłady mogą to robić bez tych ograniczeń.
Czy można mówić, że nastąpił spontaniczny, sa- moczynny rozwój partnerstwa publiczno-prywat- nego? Wiadomo, że zbudowanie własnej sali opera- cyjnej to ogromne koszty, a wpuszczenie prywatnego podmiotu w skostniałe struktury spzoz-ów poszerza horyzonty współpracy i umożliwia pozyskiwanie dodatkowych przychodów.
Być może nie trzeba budować prywatnych szpitali.
Wystarczy rozwinąć i ucywilizować taką formę rozwo-
ju niepublicznego segmentu lecznictwa szpitalnego.
Przecież szpitalnicy bardzo często, z uwagi na niezado- walającą wysokość kontraktów z NFZ (których osią- gnięcie na oczekiwanym poziomie jest utopią), poru- szają problem niewykorzystanych mocy przerobowych sal operacyjnych. Czyżby do szczęścia lecznictwa szpi- talnego w Polsce brakowało tak niewiele?
Podnajmowane czasowo sale operacyjne, jedno- dniowe procedury – to na pewno szansa i przyszłość medycyny. Dlatego należy rozwijać warunki praw- no-organizacyjne tego typu działalności. Jednak nie wolno zapominać o nadzorze merytorycznym spe- cjalistycznym, z czym nie tylko w opisywanej kwe- stii mamy w Polsce problem. Tę sprawę należy pil- nie zorganizować i uregulować.
Współpraca między spzoz-em a spółkami leka- rzy, którzy w ten sposób stają się prawdziwymi świadczeniodawcami, pozwala nie tylko pozyskiwać dodatkowy przychód szpitalom, ale również gwa- rantuje redukcję kosztów i pozyskiwanie najlepszej kadry operatorów. System rozliczeń z takim pod- miotami (od liczby wykonanych usług medycz- nych) powoduje, że lekarze są silnie motywowani do pracy, czyli pozyskiwania nowych pacjentów.
W wielu miejscach w Polsce takie formy współpra- cy pomiędzy spzoz-ami a nzoz-ami rozwiązały rów- nież problemy związane z czasem pracy lekarzy. n
Do szczęścia potrzeba tak niewiele…
M i c h a ł K a m i ń s k i
f e l i e t o n o k i e m e k s p e r t a
fot. Dziki