• Nie Znaleziono Wyników

Eugenja, czyli o dobrem zrodzeniu się wewnętrznem kobiety

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Eugenja, czyli o dobrem zrodzeniu się wewnętrznem kobiety"

Copied!
106
0
0

Pełen tekst

(1)

a o z E F wmurnsm,

EUOENJA

CZ2LI O & 0 8 R B M ZUO- j s z e n h j s/ę M E tJN ęr/zz-

N £M KOa/£.?X

W A R / Z A W A A 9 Z S

V»YD. K /ią ,G . a .U l / O W y « .I Ł J

(2)

% ę > c s

x

(3)

K O B I E T O P O L S K A , G Ó R N I E DĄŻ, Ś W I Ę C O N A W D U C H A N I E B I E : K U S I C I E L Ś W I A T A , S T A R Y WĄŻ , M A S K R U S Z O N B Y Ć P R Z E Z C I E B I E !

O W C Z E S N Y M R A N K U , P E Ł N Y M D R G A Ń , E W A N G E L I C Z N A , W S T A Ń !

W O N N O Ś C I Z B I E R Z DO D Z B A N A , W Y N U D Ź N A P R Z E 0 1 W P A N A :

N A T R U D , N A B L A S K D Z I E J O W E J D R O G I , P I E R W S Z A M U N A M A Ś Ć N O G I !

(4)
(5)

E U G E N J A

c z y l i

O D O B R E M Z R O D Z E N I U S I Ę

W E W N Ę T R Z N E M K O B I E T Y

R O Z D Z I A Ł I

P O W I A D O M I E N I A W S T Ę P N E E u g e . n j a źródłosłow ow o znaczy: d o b r z e u r o d z o n a . M y ją tu rozum ieć będziem y nie — jako dobrze urodzoną fizycznie, gdyż takie urodzenie nic nie znaczy, lecz — jako dobrze urodzona przez się samą, t. j., sam oistnie odrodzoną, stw orzoną na nowo, — u rze­

czyw istniającą obraz i podobieństw o boże, — co jest jedynem szlachectw em , godnem człow ieka i jego za b ie ­ gów na ziemi.

W znamiennej sw ej rozm owie z Nikodemem, która jest naczelnym fundam entem m oralnym całej religji chrześcijańskiej, Jezus rzeki te słow a: „Zapraw dę, po­

w iadam ci: kto się nie odrodził z ducha i wody, nie wejdzie do K rólestw a Bożego". S ą to największe, naj­

m ądrzejsze słow a, odkryw ające całą istotę życia, jakich nikt przedtem nie w ygłosił i jakich nikt już z większem

5

(6)

zrozumieniem nie wygłosi. Ale je trzeba dziś, po dzie­

w iętnastu pełnych wiekach, zrozum ieć i nie pozostaw ać względem nich z tak ą niewiadomością, z jaką pozo sta­

w ał na onej rozm owie przedni „uczony w Izraelu", T rzeba je rów nież brać nie — jako dźw ięczny symbol jakow yś, z którym się ucho osłuchało, lecz jako żyw ą, najw yższą, w ieczystą rzeczyw istość.

Cóż to jest w o d a? — To zaczyn ostateczny na­

szego ciała. Pojęcie tu rów noznaczne z ciałem. Je st to, b y tak rzec, ciało u podstaw naszej myśli, naszego ducha. Cóż to jest duch? — Siła żyw a, ogniowa, n a­

dająca w szystkiem u ruch i życie. T ak więc, mam y dw a bieguny w sobie: biern y i czynny, sprow adzone do dw óch zasad: w ody i ognia, ciała i ducha, m aterji i energji. Bieguny sprzeczne, kłócące się ze sobą. P o ­ środku tego — j a ludzkie, dusza rozum na odpow ie­

dzialna, któ ra ma się w łaśnie z dwu tych biegunów sprzecznych odrodzić, zarządzając niemi i godząc je, by dojść do K rólestw a Bożego, do bytu w sobie, nie­

śm iertelności, obrazu i podobieństw a bożego.

P rzez udział w łaśnie tej duszy rozum nej w cz ło ­ wieku, dw a bieguny, dw ie w ładze otrzym ują w nim sw ą poczytalność ludzką: ciało — uczucie, i duch — po jętność.

Cała z re sztą p rzy ro d a dwubiegunow a m a sw ą du­

szę, ma ś l a d stw orzenia, k tó ry stanow i o indyw idual­

ności tw o ró w ; dusza ta jednak nie jest św iadom a sie­

bie: nie jest nieśm iertelna. J e s t tylko ż y w i ą c a , jak to pow iedział jeszcze Mojżesz. Drzem ie i w egetuje.

W w yższych tw orach (zw ierzęta) ma ona już pew na 6

(7)

św iadom ość luźną, nie ma jednak poznania B ytu o d e r­

wanego, nie ma świadom ości w łasnej sw ej św iadom o­

ści, celu w ysokiego, mowy, S t ó w a . Ztąd cała w iecz­

ność i nieśm iertelność oddziela człow ieka od zw ierzęcia P od w zględem Filozofii absolutnej *), t. j„ pojęć czystego rozumu, dw a w yżej wym ienione bieguny sprzeczne w człow ieku i przyrodzie sprow adzają się do dwu pojęć oderw anych: B ytu i W iedzy, czyli tego, co j e s t , i tego, co w i e , pozostających pod przewodem Rozumu ludzkiego, k tó ry m a dążność nieskończoną i sam orzutną ku Absolutowi, ku Celowi sw em u o sta­

tecznem u — odrodzenia się ze sw ych w ładz skażonych, stw orzenia się na nowo, osiągnięcia nieśmiertelności.

P od względem psychologicznym dw a te bieguny sprzeczne sprow adzają się do pojęć podstaw ow ych:

w y o b r a ż e n i a (ciało) i ś w i a d o m o ś c i (duch), pozostających pod przew odem naczelnym i pierw iast kow ym ogólnej w ładzy poznawczej człow ieka, — i t. d.

Nie tyle chodzi nam tu o ścisłość term inów, ile o dobre zrozumienie spraw y.

T ak w ięc, człow iek ma się odrodzić z ciata i d u ­ cha przez sw ą zasadę naczelną i odpowiedzialną, duszę rozumną.

*) Jedna jest tylko Filozofja absolutna, to — Hoe- ne-W rońskiego, rodaka naszego, największego geniu­

sza św iata, k tó ry przed stu la ty w y tw o rzy ł praw dy nieśm iertelne, dziś dopiero poczynające przenikać do ogółu. P ra w d y te absolutne, o ile ludzkość nie znisz­

czy siebie, stan ą się niew ątpliw ie drogow skazam i no­

wej ery życia. (Przyp. aut.).

(8)

Ztąd widzimy, że w szystkie grom kie hasła r o ­ m antyczne o odrodzeniu się tylko z ducha nie są ścisłe i w ystarczające. Duch jest zarazem i zły, skażony w człowieku. I można się, np., odrodzić ze złego du ­ cha na potw ornego sam oluba — n a d c z ł o w i e k a , a w łaściw ie nad-zw ierzę, zam iast na praw dziw ego c z ł o w i e k a , jedyną i ostateczną godność tw o ru na ziemi.

T ak samo, modne dziś hasła sportow e odrodzenia ducha przez ciało są u tra tą godności człowieka, gdyż z odrodzeniem tylko ciała można zrobić z siebie zdro­

w e zw ierzę, i duch z tem w spółrzędny będzie tylko zw ierzęcy, nizki, nie m ający nic w spólnego z w ysoką godnością człow ieka, obrazu i podobieństw a bożego.

T ak samo na nic może być łączne odrodzenie z ducha i ciała, jeżeli nie przew odzi mu w ysoka zasada rozum na i dążność jej absolutna.

Nie! Człow iek ma się odrodzić z ducha i ciała przez sw oje j a rozumne, t. j., przez sw oje pojęcie ciała i ducha, jakie ma w sw ej w ład zy rozumnej. Czyli: o d ­ rodzenie ma być przedew szystkiem w rozumie czło­

w ieka sam orzutnym i dążącym , zaw ierającym w sobie dw a bieguny: ducha i ciała **). Ztam tąd, z przyczyny tej, iść mają dopiero w szystkie prace i skutki odrodcze

**) Niech czytelniczek nie zra ża odw oływ anie się nasze do rozumu. Rozumiemy go nie w znaczeniu poziomego rozum u ziemskiego, bankrutującego dzisiaj, lecz w znaczeniu w ładzy absolutnej, stw órczej w czło­

wieku, utożsam iającej się ze S ł o w e m w nim. I w ta- kiem znaczeniu będziem y i nadal w szędy rozumieli tę

(9)

W rozumie tym człow ieka jest ukry te S ł o w o , nada­

jące rozum ow i dążność nieskończoną, i ziszczenie w so bie teigo S ł o w a bożego ma być jedynym celem i obow iązkiem odrodzenia **). Z tego dopiero źródła w ew nętrznego będzie spły w ała w szy stk a resz ta zb a­

wienna.

T ak stojący p rzy żarnach z polecenia gospodarza robotnik, j a ludzkie, ma najpierw w pojęciu sw em s ł o w o gospodarskie, nakaz dokonania ro boty — sk ru ­ szenia ziarna na m ąkę; potem ma dw ie rzeczy w ż a r­

nach, zleconych mu, naczelne: kam ień do obracania i ziarno grube pod nim: ziarno bierne i kam ień czynny, ruchomy. Ma je sprzym ierzyć sw ą robotą tak, b y ziar­

no jaknajlepiej skruszyło się na mąkę. Otóż, nakaz go­

spodarza — to S ł o w o w człow ieku; kam ień, w aga czynna — to duch człow ieka; ziarno grube —• to ciało człowieka. W szystko — pod zarządem w ład zy rozum ­ nej człow ieka. Nie można ani obracać kam ienia w ż a r­

nach bez podległego mu ziarna, jak to czynią od rad za­

jący się tylko w duchu, gdyż robota ta będzie li w a r ­ kotem jałow ym . Nie można rów nież oczyszczać tylko i zabiegać o dorodność ziarna, jak to czynią zw olennicy odrodzenia ciała, gdyż ziarno w ted y pozostanie w ciąż

w ładzę w ysoką, jednoczącą w sobie dw a bieguny ludz­

kie: uczucie i poznanie.

**) Zw racam y uw agę, że to S ł o w o , w o sta­

tecznym naw et sw ym w yrazie m ow y dźwięcznej, jest tem w szystkiem , co odróżnia człow ieka od zw ierzęcia.

(Przyp. aut,),

(10)

grubem ziarnem i nie spetni zadania, do którego jest przeznaczone w żarnach. Należy obie rzeczy jaknaj- ściślej sprzym ierzyć, ziarno bierne poddać silnemu tło­

kowi w agi kamienia, i zatem — od sw ej w ładzy rozum ­ nej, od nakazu słow a gospodarskiego, rozpocząć pilną, baczną i zbożną robotę. W ted y dopiero z tej mąki b ę­

dzie m ożna rozczynić i p rzyrządzić ciasto, z którego pow stanie chleb w edle woli i obrazu człowieka.

Takim w łaśnie chlebem ofiarnym, z nakazu Słow a, mą być człow iek na podobieństw o Boga, ze skruszone­

go na miał biały ciała przez w agę ruchom ą ducha, pod zarządem rozumu, w iernego robotnika bożego.

Ma on pracą sw ą sporządzić tak białą mąkę, by, stanow iąca najw yższą substancję prom ienistą ziemi, przez ducha w ysiłek gorący zgotow aną, złączona z naj­

czystszym żyw iołem w ody, i poddana najczystszem u żyw iołow i ognia, dała najbielszy i najczystszy w y raz ciała C hrystusow ego — opłatek, na Hostję do Kościoła i na łamanie się wigilijne z bliźnim.

Dla lepszego w yjaśnienia w ażnych tych zasad w stępnych, pow ołam y jeszcze jeden obraz, tym razem ostateczny, k tó ry będzie dla nas zarazem kluczem cał­

kow itym do w yśw ietlenia w szystkich zagadnień n a j­

w yższej tej spraw y, — kluczem absolutnym do otw o­

rzenia w szystkich zagadek św iata. Obrazem tym jest obraz K rzyża chrześcijańskiego.

Człow iek jest niczem innem, jak obrazem żyw ym , chodzącym tego krzyża. P ro szę rozpostrzeć szeroko ramiona, proszę, z punktu jednego obra ając się dooko- 10

(11)

la, roztoczyć je w św iat szeroki. P ro sz ę przedłużyć do nieskończoności linję p ro stą prom ienną tych ramion i linję p ro stą sw ego k r z y ż a p a c i e r z o w e g o , w y ­ biegającą strzeliście niezmiennie ku niebu. Oto cały św iat w objęciu, z Bogiem i w szystkiem i tw oram i. P ro ­ szę rów nież zw rócić uw agę, że żaden z tw o ró w nie po­

siada tego obrazu. Zw ierzę nie dźw iga się krzyżem do nieba. Zapraw dę, człow iek jest krzyżem chodzącym ,—

najprostszym , w ieczystym , skróconym obrazem całego stw orzenia.

Z czego się składa K rzyż? — Z pionu i przecznicy poziomej, z nim sprzym ierzonej. Ileż w ieków , ile krw i było potrzeba, by od dwóch k aw ałów drzew a, które pierw otny człow iek dziki kładł n ak rzy ż i k rzesał z nich czczony przez siebie ogień, dojść do utw orzenia harmonijnego tego stosunku dw u belek k rzyża, wedle w zoru zaw ieszonego na nich, dobrowolnie gładzącego w iny św iata, Boga - C złow ieka! Ileż krw i trze b a było od jego założenia, ile trze b a będzie, być może, jeszcze, by k rzy ż ten urzeczyw istnić w ludzkości! Zapraw dę, dzieje św iata są dziejami k rzy ż a wiecznie żyw ego!

W szystkie próby k rzy ża do-chrześcijańskie (sw a­

sty k a hinduska, t a u staroesgipskie) b y ły poczynaniam i sy n tez jednostronnych, w adliw ych. Syn C złow ieczy dopiero, zaw ieszony n a nim, m usiał praw idłow ość jego m ęką k rw a w ą o tw orzyć i okazać! Ja k aż tragedia Ś w iatła!

Pion k rzyża chrześcijańskiego — to N adprzyroda, to S tw órczość. „1“ wielkie, słup św iata, inicjał Jezusa, w bity' v*T te ziemię na w ieczysty obraz strzelistości dą

11

(12)

żenią ku Niebu. P rzecznica, poziom, przez się jest ni- czem, gdy nie jest. złączona z pionem. Nic nie stanow i, jest bierną p rzy ro d ą bezduszną. M ożna ją różnie łą ­ czyć z pionem. M ożna ją położyć u góry na pionie i stłoczyć nią n adprzyrodę (takiem było w łaśnie t a u sta ro ż y tn e : T). M ożna ją przełożyć ukośnie przez pion, tw o rząc jakąś zaprzecznię; można, pośrodku sprzym ie­

rzy w szy ją prostopadle, i o derw aw szy nadprzyrodę od ziemi, zrobić skrzy d ła w iatrak a, obracające się w p rz y ­ rodzonym tylko i oderw anym od ziemi ruchu, — czego w yrazem była w łaśnie sw asty k a hinduska. W szystko to nie da ani obrazu człowieka, ani p raw a pow szech­

nego życia, istotnego jego kanonu. Daje to dopiero ostatecznie K rzyż chrześcijański.

N adprzyroda ta, pion, w bity w ziemię na jej z a p o ­ mogę, na jej kierunek do Nieba,—sprzym ierzony harm o­

nijnie z przy ro d ą człow ieka w obrazie K rzyża chrze­

ścijańskiego, już drga, już żyje, już szumi obrazem k rzy ża — Człowieka. D w a ram iona rów nom ierne — to przyroda, ożyw iona przez w pływ N adprzyrody, Sło­

wa, — już czująca, już pojętna, rozbiegunow ana na dwie w ładze podstaw ow e: B ytu (tego, co j e s t ) i W iedzy (tego, co w i e), albo w bardziej potocznem ujęciu: C ia­

ła i Ducha. O środek — najw ażniejszy, punkt wyjścia i sprzym ierzenia przy ro d y z N adprzyrodą, to D ussa ludzka, oś łączna dw ojga św iatów . Nad nią — pion górny N adprzyrody, Słowo, w skazów ka dążności z a sa ­ dnej życia; pod nią — pion dolny N adprzyrody: w pływ bezw iednych sił i pomocy nadprzyrodzonych, zgodnych z celowością n ajw yższa ziemi (to, co sle nazyw a w te j- 13

(13)

lcgji łaską przyrodzoną). Oto człow iek gotow y na ruch, w ym ianę i dążenie sw ych w ładz, na urzeczy w ist­

nienie całego K rzyża.

Ja k piękny, jak harm onijny jest te n k sz ta łt K rzy­

ża! Zapraw dę, jest on najpiękniejszym, najprostszym ze w szystkich sym bolów na niebie i na ziemi!

P ro sz ę sobie w yobrazić człow ieka, k tó ry b y ob­

szedł cały św iat, w idział w iele rzeczy, i k tó ry b y naraz po raz pierw szy ujrzał k rzy ż na sw ej drodze ziemskiej.

Z jaką pow agą zadum y głębokiej stan ąłb y przed tem dziwnem zjawiskiem! Ja k ą dziw ną niezgłębioną tajem ­ nicą m ów iłby on do duszy jego! O! niech będzie po­

chw alony każdy krzy ż polski przydrożny!

T ak więc, ustanaw iam y: K rzyż jest obrazem Człow ieka i p raw a powszechnego Życia. Pion jest Nad- przyrodą, przecznica — przyrodą. D w a jej ram iona — przez w pływ N adprzyrody — to dw ie w ładze bieguno­

w e żyw otne w człowieku. Ośrodek, — punkt wyjścia i sprzym ierzenia p rzy ro d y z N adprzyrodą — to dusza ludzka, jaźń ludzka z dwojgiem ciążeń i pędów : ku przyrodzie i ku N adprzyrodzie. Pion górny — Słowo w człowieku, Cel i droga ostatecznego dążenia. Z ad a­

niem życia człow ieka jest poznanie i urzeczyw istnienie całego K rzyża i w szystkich dróg jego.

Z tych te oretycznych założeń K rzyża w ychodzą;, w yprow adzim y w następnych rozdziałach P ra w o P o ­ w szechne Życia i łączne z niem P ra w o Postępu czło­

wieka i znajdziem y stanow isko rozw ojow e na drodze krzyżow ej, gdzie się dziś znajduje człowiek. Z tąd już nie trudnem będzie nam okazać zasady niemylne i ab­

(14)

solutne odrodzenia człow ieka, r e s p e c t i v e kobiety.

Będzie to część pracy naszej teoretyczna, za którą pójdą szczegóły i w skazów ki praktyczne.

R O Z D Z I A Ł I I

P R A W O S T W O R Z E N I A 1 P R A W O P O S T Ę P U O, jak piękna jest Eugenja odrodzona, urzeczy­

w istniająca na ziemi obraz i podobieństw o boże! O, j a ­ ką jest panią w szechw ładną, p a n i ą , panującą nad królestw em całej sw ej przy ro d y , doprowadzonej do tak ślicznego porządku!

Z tw a rz y jej bije poigoda blasków złotych jesieni;

uśmiech jej m ąd ry jest jak w szechprzebaczające słowo błogosław ieństw a ciepłego; spojrzenie — jak klucz św ietlany, otw ierający zcicha przy b y tek tajem nic bo­

żych. Słow o E u g en ji... Eugenja mówi nie w iele; Eu­

genja jest sam a w ym ow ą najcudow niejszą. Słowo jej jest tylko pieczęcią złotą, zam ykającą list poselstw a bo ­ żego.

O, jak czekałem Eugenji w dni moje sam otne w dni mojej rozterki i trudu, by, jak blask słońca jesien­

ny, w szy stk ą złotą pociechą spłynęła na duszę moję.

Nie p rzy szła — nie mogła, nie chciała, choć całą mi du­

szą współczuła. W iedziała, w szechm ądra, że, iżby się

(15)

okazać, rnusi być pierw ej cała w sercu sw ego miłośni­

ka w yczarow ana, w pragnieniu i dążeniu ukochana, wolna, jako rzeczyw istość najm ocniejsza w ew nętrzna—

bez tęsknoty już i p otrzeby zjaw u zew nętrznego, zm y­

słom tu biednym n am acalnego... Ale jest, ale żyje tuż obok za zasłoną zm ysłow ą, w świecie W szechobecnośd duchowej, i czeka na mnie. I pierw sze moje zbudzenia się pośm iertne na obszarach now ego już życia pierw szą napotka dłoń jej jasną, kochaną, która, przez m gły mle­

czne ostatnie, poprow adzi mnie ku Z orzy w ieczystej.

Ale w róćm y do naszego K rzyża.

P rzyrzekliśm y okazać na obrazie K rzyża P r a w j S tw orzenia i P raw o Postępu, dwie dźwignie ładu wszechistnego i celow ości Życia, klucz zarazem po zn a­

nia absolutnego i praw d y w ieczystej.

Naprzód, co to jest P ra w o S tw orzenia?

Jest to praw o pow szechne życia, praw o n ajw y ż­

sze R zeczyw istości, praw o, w edług którego istnieją i rozw ijają się w szystkie rzeczyw istości, ogniwami swemi postępow em i w iążąc się w jeden W szechśw iat.

P raw o to, jako powszechne, obejmuje c a ł y w szech ­ św iat i stosuje się ta k samo do niego, jak i do każdej poszczególnej rzeczyw istości, — do mknienia, jak i do myśli genialnej człow ieka. Je st to praw o W agi w iel­

kiej św iata, na której w szystko się w aż y w różnicow a­

niu się bez końca, w w agach bez końca, poddanych c e ­ lowości W agi najw yższej, w skazów ce S łow a w czło­

wieku, któ ra ma zdążać i ujednostajniać się sam orzutnie

(16)

ze Słowem w Bogu, z pionem W agi Stw orzenia. P ro ­ ściej jeszcze: P ra w o S tw orzenia jest praw em K rzyża, harmoriji i rów now agi ramion jego, jak to zobaczym y niebawem.

Oczywiście, poniew aż Bóg stw o rzy ł człowieka i, pomimo jego upadku, nie opuścił go, lecz żyje, jako Duch w ieczny w ludzkości, m usiał On praw o sw e ż y ­ cia, drogow skaz kicrow rJczy, w m iarę dojrzew ania człowieka, stopniowo mu okazyw ać, o b j a w i a ć . Tak też było istotnie.

Najpierw, jawi On ludzkości luźną ideę siebie, któ­

rą ona, zm ysłow a przew ażnie, czci jeszcze bałw ochw al­

czo; później, idea ta dochodzi mozolnie w ludzkości, mianowicie w S tary m Zakonie, do czci należytej Boga jedynego, B ytu w sobie, Ojca, po ra z pierw szy jakgdy- by w ybąkanego w hebrajskiem A b b a . .. P rz e z cały S ta ry Zakon rośnie i użyźnia się ta idea Ojca, i za ra­

zem z nią przez proroków zapow iada się gorliw ie idea M esjasza, S yna Bożego, urzeczyw istnienie Boga w czło­

w ieku. Przychodzi C hrystus, ideę tę S yna Bożego oka­

zuje dow odnie ofiarą sw ą na krzyżu.

Zbaw ia istotnie św iat, ginący w strasznej już cze­

luści indywidualnej. O tw iera w ro ta powszechności ż y ­ w ota, odsłania w szystko, w yjaw ia w szystko na całą już przyszłość dążenia. Duch św., jako łącznik koniecz­

ny pom iędzy Ojcem i Synem, jako sam a istota życia nadprzyrodzonego, już pierw ej zstępuje na Niego. W re ­ szcie, po zm artw ychw staniu, odchodząc do Nieba, rzuca apostołom hasło pow szechne: „Idźcie i nauczajcie w sz y ­ stkie narody w imię Ojca i Syna i Ducha Św iętego!"

(17)

I oto w T rójcy tej chrześcijańskiej odstonioMe zo­

stało po raz pierw szy i ostateczny całe P ra w o n ajw yż­

sze życia, P raw o S tw orzenia, ruchu i w ym iany w ieczv- stej istnienia. Objawione ono zostało naprzód dla w ia­

ry i uczucia, by dziś już, po w iekach, mogło sta ć się z ujęcia pojęciem, z uznania poznaniem, w edle samej zapowiedzi i obietnicy Jezusa przysłania Ducha P ocie­

szyciela, k tó ry „nas w szystkiego nauczy11.

T ak właśnie, jak przez cały S ta ry Zakon szła ni­

cią złotą zapow iedź M esjasza, Syna Bożego, ta k przez cały Nowy Zakon i dzieje now e ludzkości snuje się i rozw ija ów Duch Oświeciciel, b y P ra w o najw yższe życia, praw o Trójcy, okazane przez C hrystusa dla w ia­

ry, dziś, w pełni już zrozum ienia, dla całej już harmoaji w ładz, ustalić i m odłą uczynić.

I oto Chrześcijanin, żegnający się znakiem k rzyża (zazw yczaj ta k niedbale!) ani się domyśla, jaki skarb w tym znaku posiada, jakiej tajem nicy najw yższej, w całości mu okazanej, jest panem i dzierżycielem ! P rzez nią, ujmując ją wiednie, w cielając ją w sw e ży ­ cie, może już niemylnie skażoną sw ą przyrodę p rze ro ­ bić na chwalebną, promienną,—uzyskać synostw o boże i nieśm iertelność niebiańską.

Bo zw ażm y tylko, jak się m odła najw yższa ta święci.

Naprzód w ięc: W I m i ę O j c a — ze znakiem na czole, jako w skazaniem w ładzy najw yższej absolut­

nej, Źródła w szystkiego B ytu, którego obrazem m a być Człowiek. P o te m : i S y n a - z ruchem pochodnym pionu w zdłuż rdzenia p a c i e r z o w e g o i złożeniem

(18)

go w okolicach serca, na znak łączności ścisłej Ojca z Synem, G łow y z Sercem , M ądrości z Miłością. W re­

szcie: i D u c h a Ś w i ę t e g o : przecznica p rzyrody ludzkiej, dwie jej w ładze, dw a jej bieguny, Duchem św iętym spełnione; to znaczy: że p rzy ro d a ludzka, cia­

ło i duch ludzki, jedynie w Duchu bożym i św iętym spełnione, stanow ią o praw idłow ości, o harmonji K rzy­

ża, — rów now adze w iecznego P ra w a stw órczego.

Taki jest w zór boży K rzyża i w ym iany w nim Trójcy Świętej, jako P ra w a najw yższego życia, dźw i­

gni w szystkiego istnienia.

Nie możemy, w pracy tej popularnej, w y p ro w a­

dzać na drodze filozoficznej rozw oju tego P ra w a stw ó r­

czego i w ym iany jego składników niezbędnych, p o w sta­

łych z zasadniczej trójcy. M ożem y tylko powiedzieć ogólnie, że dla rekonstrukcji krzyża, biorąc go od p rzy ­ rody ludzkiej, dw u ram ion przecznicy, — przez działa­

nie ośrodka, jako elem entu łącznego p rzy ro d y z nad- przyrodą, pow stają natychm iast w ram ionach tych dwa bieguny-skladniki, stanow iące B yt i W iedzę wszelkiej rzeczyw istości; co razem z ośrodkiem , jako elementem neutralnym , daje 3 elem enty pierw iastkow e; że, dalej, natężenie się tych elem entów aż do swoich krańców (ramion krzyża) daje dw a elem enty pochodne: po­

w szechny B y t i pow szechną W iedzę; zaś pow rót ich ku środkow i daje dw a elem enty przejściow e: przejścio­

w y B yt i przejściow ą W iedzę; oo razem w szystko s ta ­ nowi 7 e le m e n tó w ,—'S kładników części elem entarnej—

kierow nictw a i okazania w zoru bożego.

(19)

Następuje potem część system atyczna, stanow iąca już o zasłudze człow ieka i sam oistnem już u rze czy ­ wistnieniu przez niego w zoru bożego. M ianowicie: B yt w pływa do W iedzy, W iedza w pływ a do Bytu, dwa bieguny sprzeczne przenikają się, mocują i w ażą; to 2 pierw sze klasy złączenia różności biegunów-składni- ków. W ynikająca atąd H arm onja tego w ażenia się, tej różności w złączeniu, będzie 3-cią klasą system atyczną.

W reszcie, przez w pływ powszechności, składniki utoż­

samiają się w złączeniu, w racając zw ycięsko do ośrod­

ka i w ieńcząc dzieło spełnienia rzeczyw istości K rzyża.

7 elem entów części elem entarnej, 4 klasy złącze­

nia system atycznego, — razem 11 składników P ra w a Stworzenia.

O środek i dw a bieguny, ich natężenie się pow szech­

ne i pow rót do ośrodka, ich przenikanie się w zajem ne i w pływ y na się, ich H arm onja i w reszcie w ieńcząca Tożsam ość — oto ruch i w ym iana w szechistnego tego P raw a.

P roszę sobie w yobrazić, jak tryum falnie, gloryj- nie, odbyw ała się ta w ym iana stw ó rcza w człowieku przed jego upadkiem, jak odbyw ać się będzie w czło­

wieku now ym odrodzonym . Od ośrodka W ładzy bo­

żej dw a bieguny, dwie w ładze zasadnicze ludzkie, siłą jakgdyby piorunow ą stw órczą, n atężając się, w t i - cały do ośrodka, — jak błyskaw ice, przenikały sie w za­

jem, szukając się w sw em niebie, i w doskonałej rów ­ nowadze, w harmonji szczęśliw ej, w ra ca ły znów do swego źródła boskiego, do jedności z Bogiem. Je st ty, jak ciągłe rozpękanie i scalanie się słońc stw órczych,

(20)

W potędze nieWysłownej, wiecznie jednoczesnej i w szę­

dy obecnej, w tożsam ości rajskiej B ytu i W iedzy.

Ale człow iek upadły odbudowuje Ii mozolnie, m o­

ment za momentem, w iek za wiekiem, krok za krokiem, piędź za piędzią, to praw o w ieczystej rów now agi K rzy­

ża. Cale dzieje — to dzieje n apraw y K rzyża, napro- stow yw ania p rzy ro d y ludzkiej do K rzyża N adprzyrody bożej.

O baczym y niebaw em na P raw ie Postępu, w yni- kającem z tego P ra w a Stw orzenia, w jakiem miejscu tej odbudow y K rzyża znajduje się dziś ludzkość, jak wielki k ryzys, jedyny w dziejach, dziś przechodzi, i ja­

ką odpow iedzialność za sw e już dzisiaj: B y ć a l b o n i e b y ć , bierze na sw e życie świadome.

Tym czasem konkludujem y: P ra w o Najw yższe, P raw o S tw órcze, jest P raw em T rójcy Sw., objawionem całkowicie w Chrześcijaństw ie, praw em ruchu i w y ­ m iany jej w obrazie K rzyża, jako w zoru idealnego Czło- w ieka-Boga, Syna Bożego.

W szystkie niesnaski indyw idualne i dziejow e są wynikiem naruszenia harm onji tego praw a, odchyleniem od niego życia, naruszeniem rów now agi ramion K rzyża.

W ojna ostatnia św iatow a jest bilansem i sądem ostatecznym za to dziejowe rozrów now ażenie K rzyża.

Tak, np„ p rotestantyzm był naruszeniem rów no­

w agi od strony W iedzy, schizm a — od stro n y biernego Bytu. Czyli, w stosunku do całości K rzyża, jako w zo­

ru w ieczystego Człowieka-Boga, pierw szy był w uzna­

niu C hrystusa przew agą C hrystusa-C złow ieka, druga—

przew agą C hrystusa-B oga, podczas gdy w zór ten do­

(21)

skonały zaw iera się w zupełnej harmonji i rów now adze Boga i Człow ieka. Skutki życiow e tego odchylenia się od praw a poprzez wieki s ą d z i ś widoczne. T ak jednak musiało być dla tem lepszego umocnienia się ludzkiego ducha w dążności do poznania dziś tego praw a.

Zadaniem dzisiejszej ludzkości jest zrów now ażenie już ostateczne dwu szam otanych dziś ramion K rzyża, dla osiągnięcia w pływ u N adprzyrody, poznania dróg absolutnych, urzeczyw istnienia całego K rzyża.

Jeżeli ludzkość w ysiłkiem sw ej zasługi sam orzut­

nej nie uczyni tego, — zginie, pociągając za sobą now y kataklizm, now y upadek pow szechny.

«

P rzejdźm y ostatecznie do P ra w a Postępu. Czem, jest to P ra w o P o stęp u ? Je st to praw o, w ynikające z P ra w a Stw orzenia, przez któ re upadła ludzkość od­

budow uje jakgdyby od w spak ten pow szechny w zór praw a, ten K rzyż całkow ity, w pochodzie stopniowym i postępow ym dziejów', w ykreślonym jej przez O patrz­

ność.

P am iętajm y ciągle 2 rzeczy:

1) że P ra w o S tw orzenia iści się ciągle (bezw ied­

nie naw et dla człow ieka) na każdym punkcie jego drogi;.

2) że iści się ono ciągle z podw ójną funkcją: po­

mocy bożej, czyli w zoru bożego, zaw artego, mniej lub więcej świadomie, w sumieniu człow ieka, i zasługi człowieka, w yboru, zaw artego w jego czynności sam o­

rzutnej. Człow iek odstępuje od tego w zoru, paczy go, sprow adza klęski dziejowe. Bóg zsyła w ted y pomoce

(22)

specjalne; w reszcie, w najkrytyczniejszej chwili dzie­

jowej, p rzesy ła Zbawcę, S yna Swego, k tó ry już całą drogę i praw dę w yśw ietla i okazuje. O dtąd już ludz­

kość ma całkowicie polegać na w łasnej sw ej wolnoś -.i i w yborze względem gotow ej łaski bożej.

Dla tem plastyczniejszego uprzytom nienia sobie tego P ra w a Postępu, w yobraźm y sobie, m ając w ciąż idealny K rzyż przed oczyma, że ludzkość, pierw otny Adam, spadł rzeczyw iście z niego, strac iw sz y praw ie zupełnie pam ięć jego w zoru — i że pow stała z tego ludzkość poczyna stopniowo, m ając jedynie pozostały pion pomocy bożej, w spinać się po nim mozolnie, by dzieło stracone odtw arzać.

Pom iniem y p ierw szą erę tego w spinania się ludz­

kości po pionie bożym K rzyża od jego osady w ziemi,—

erę tradycji, erę M elchizedeka, cudownego króla poko­

ju, i P atry arch ó w , mgliście pozostałą w podaniach z czasów zam ierzchłych.

Poczniem y odrazu od ery historycznej, ery, datu­

jącej się od punktu zasadniczego, od ośrodka, łączącego przecznicę z pionem K rzyża.

D otarłszy do tego ośrodka, ludzkość, jak rzekliś­

my, nie znająca w zo ru K rzyża, i kierująca się li instynk­

tem życia (jakkolwiek K rzyż ten idealny w iecznie istnieje), poczyna sw ą w ędrów kę lew em ramieniem K rzyża, bytow em , cielesnem, czuciowem, indywidual- nem, — i kieruje się, oczywiście, ku nieznanemu k rań ­ cowi tego lewego ramienia. To czasy pierw sze zm y­

słow e rozw oju historycznego ludzkości, czasy W scho­

du; Indyj, Asyrji, Babilonji, H ebreów , Egiptu i t. d. Sci-

(23)

gany c e l jest jeszcze c i e l e s n y , osobniczy, dobro­

bytu fizycznego. Ale oto Bóg, Duch w ieczny życia, nadąża ze sw ą pomocą. Daje pierw sze sw e O bjaw ie­

nie ludzkości: W edy, a głównie Dekalog. Tak ludzkość dociera do końca lewego ram ienia, kończąc okres swój pierw szy rozw oju historycznego.

N atężona w sw ym rozw oju indyw idualnym , zm y­

słowym, w lokąca za sobą lubież, rozkosz pam ijących i niewolnictwo m as,—by nie stoczyć się w dół, ludzkość ciągnie z pow rotem tem że ramieniem, już te ra z licem ku ośrodkowi K rzyża, rozw ijając now ą w ładzę w sw ej in­

dywidualności, . — pierw szych potrzeb pow szechnych życia. U trw ala już samoistnie, rozumem, daw ne k ro ­ ki instynktow e i pomoce boże, w ciela je w życie spo­

łeczne, ściga wielki c e l p o l i t y c z n y , m o r a l n y . To czasy żyzne głównie Grecji i Rzymu, czasy repu­

blik i imperjum, w yższego już w yzw olenia ludów, — czasy p i e r w s z e g o s t w o r z e n i a s i ę s a m o ­ i s t n e g o c z ł o w i e k a . C zasy postępów um ysłowo- moralnych, — S okratesa, P latona, przeczucia już wielkiej, nieznanej jeszcze sfery Ducha, w łaściw ej P o­

wszechności życia. W esencjonalnym narodzie żydow ­ skim czasy przeczucia, zapow iedzi i oczekiwania M e­

sjasza, Zbaw cy ludzkości. T ak w bujnem tem życiu dociera ludzkość znów do ośrodka K rzyża, pełniąc dru­

gi okres rozw oju sw ego historycznego.

Nie m ając dalszego celu życia, nie znając dalszych dróg K rzyża, rozsypuje się po tem lewem ramieniu by- towem , obciążą go sw ą bujnością, rosnącem skażeniem indywidualnem w skutek nasytu i zbytku, próżności

(24)

i nudy, — grozi zaw aleniem się całego ramienia. C za­

sy rozmożonego imperjum Rzymskiego, czasy w y ­ uzdania już im peratorów , „chleba i igrzysk" mas, k ra ­ wędzi straszn e j życia.

I w ted y w łaśnie przychodzi Zbawca, od Boga po­

słany, otw ierający całą ostateczną bram ę życia, bram ę Ducha i Św iatła, ramionami własinemi na K rzyżu ofia­

ry dobrowolnej naprostow ująey przecznicę rozchwianą i o tw ierający nowe jej ramię, ram ię Pow szechności ży ­ cia. Spełnia On, przedujm ując S w ą sobą, sw ym w zo­

rem, całą przyszłość już po kres ludzkości, okazuje ca­

ły K rzyż, całe praw o w szechistne życia. Zbawia całe dzieje.

O kazuje to praw o naprzód dla uczucia, dla w iary szkolącej się ludzkości. P oczyna się 3 okres rozw oju ludzkości, W ieki Średnie, — pochód jej od ośrodka p ra ­ wem ram ieniem K rzyża, ramieniem otw orzonej W iedzy Ducha, Ś w iatła w ieczystego. Ludzkość otrzym uje w tó ­ re i ostateczne Objawienie, D obrą Nowinę ży w o ta w ie ­ cznego. Ściga wielki c e l r e l i g i j n y — b ra te rstw a i miłości bliźniego.

T ak przez ekstazy strzeliste św iętych i m ęczenni­

ków, przez rozkw ity jeszcze feodalne, rycerskie, tru- w erskie indywidualizm u w tej sferze powszechności, dociera do k rańca tego ram ienia praw ego, w yczerpując się i kostniejąc w reszcie, w padając w przesadę, za­

bobon i obciążenie cielesne.

P oczyna się now a reakcja. Reform acja i p ro te­

stantyzm otw ierają 4-ty okres, dzieje nowe, na drodze pow rotnej praw ego tego ramienia Ducha i pow szechno­

(25)

ści. O kres, u trw alający znow u daw ne drogi boiskiem poznawczem i praw odaw czem , okres torow ania pełnej wolności ludów, konstytucyj i wielkich rozw ojów um y­

słowych, zdobyw ania pewności w iedzy (Kant, filozofj niemiecka z dążnością do Absolutu). O kres w t ó r e g o s t w o r z e n i a s i ę c z ł o w i e k a , rozw oju du cha w sam ym duchu, jak poprzedni był jeszcze ro z ­ wojem ciała, czucia w tym duchu. Ludzkość ściga w iel­

ki c e l u m y s ł o w y , duchowy.

I tak trw a to aż do dotarcia ludzkości znowu do ośrodka K rzyża i zakończenia okresu w ybuchem w iel­

kiej rewolucji francuskiej.

T ak więc, cała przecznica została już poznana i dośw iadczona w podw ójnych kierunkach ramioti:

pierw szego O bjawienia bożego, pierw szego stw orzenia się ludzkiego, w tórego O bjawienia bożego, w tórego stw orzenia się ludzkiego. C z te ry cele: cielesny, mo­

ralny (polityczny), religijny i um ysłow y zo stały już- rozw inięte. B yt i W iedza, Indywidualność i P ow szech­

ność zostały już docześnie w sw ych celach dośw iad­

czone.

I oto od Rewolucji francuskiej w kroczyliśm y w okres piąty, przejściow y, okres k rytyczny, okres w yłączających się w zajem 4-ch celów przebytych, w tym w yciągu już now ego tego okresu sprow adzo­

nych do dwóch celów zasadniczych, dw óch biegunów życia pow szechnych i sprzecznych: p r a w a b o ż e g o i p r a w a l u d z k i e g o .

Ludzkość, nie zadaw alająca się już instynktow o, celami dotychczasow em i, celami ziemskietni i w zględ-

(26)

neini, nie m ająca natom iast jeszcze celu absolutnego wiednego, ro zsypaw szy się po obu ram ionach p rze cz­

nicy, szam oce ją, w alczy ze sobą, grozi upadkiem i zagładą w zajem ną. S praw iła antynom ię, praw ospór i w ielką zaprzecznię życia dotychczasow ego. Rozbiła się na 2 obozy: ko n serw aty stó w i liberałów , tradycjo­

nalistów i wolnom yślnych, narodow ców i socjalistów, słowem — w yznaw ców p raw a bożego i p raw a ludz­

kiego, praw icę i lewicę.

I jedni, i drudzy mają sw oje racje i nie m ają ca­

łej racji. Nie mąją w łaśnie dopełnień stro n y przeciw ­ nej. Polegający na praw ie bożem nie mają żyw ego poczucia sam orzutności rozum u ludzkiego, jako n arzę­

dzia, sam oistnie zdobyw ającego postępy i cele tego p raw a bożego. Polegający na praw ie tylko ludzkiem nie mają ż y w e g o dopełnienia ciągłej obecności w sobie p raw a bożego, jako wiecznego źródła i rękojm i m oral­

nej postępów człow ieka. Spór ten i w alka ta są po­

wszechne, na w szystkich polach życia ta k indyw idual­

nego, jak i zbiorowego. Jak w sejmie kłócą się dwa stronnictw a, praw ica i lewica, ta k w człow ieku kłócą się dziś dwie w ładze: rozum doczesny i uczucie, po­

znanie i w iara. I niem asz ztąd żadnego celu stałego.

Jakiż jest sens tej antynomii społecznej, tej sprzeczni i b raku celu jednego, stałego, i co ta an ty ­ nomia w skazuje?

W skazuje ona w łaśnie, że ludzkość przebyła ju t w rozw oju sw ym historycznym całą przecznicę p rzy ro ­ dzoną sw ych celów doczesnych, w zględnych, i domaga się celu absolutnego, bezw zględnego, jedni przew o d ­

(27)

niej i szczytnej dla obu sw ych biegunów stw orzonych.

Odzie jest ta jednia i cel ten absolutny? J e s t nim pion górny K rzyża, N adprzyroda w człowieku, Słow o w nim boże, stw órcze.

I oto — cel przyszły, ostateczny wielkiej dążno­

ści ludzkości, now a jej era przyszła, era celów ab­

solutnych. W zw yż po tym pionie ludzkość będzie m u­

siała poznać P ra w d ę absolutną, w pow rotnej znów d r o ­ dze do ośrodka urzeczyw istnić Dobro absolutne, dwa cele ostateczne, torujące nieśm iertelność człowieka. Za­

danie to — 6-go i 7-go okresów e ry absolutnej, dale­

kich jeszcze w ieków przyszłości, do których dziś już bram ę ma dostrzedz ludzkość. Temi okresam i Krzyż cały zostanie spełniony.

*

D otarliśm y do sedna poznania chwili dzisiejszej, wielkiej jej w agi dziejowej i zaw isłego już tylko od ludzkości przyszłego losu św iata. W yszkolona na w szystkich drogach sw ej p rzy ro d y stw orzonej, pusz­

czona już, b y ta k rzec, z paska Opatrzności, ludzkość ma zdać dziś sam a egzamin — trafić do Boga w sobie żyw ego, do Celu sw ego stw órczego. O dbyć się to mo­

że tylko drogą zarządzenia w sobie kornego rów no­

wagi dw u w ładz sprzecznych, dla tem snadniejszego otw orzenia się w niej tego Słow a, tej N adprzyrody utajonej, nam iętnościam i i złościami ziemskiemi dzisiaj zamulonej.

W ted y jedynie, w edle otrzym anego już W zoru zbawienia, sam a się zbaw ić zdoła, poznaw szy całą

(28)

P ra w d ę objawionej w C hrześcijaństw ie Istoty życia i uczyniw szy ją przew odem sw ych kroków. I na tem poznaniu w łaśnie polega wieiki cel odrodzenia dzisiej­

szego, dla nieplonnego już w cielenia tego celu w życie.

R easum ujem y ten rzut najpobieżniejszy:

Ludzkość przebyła erę sw ych celów względnych, doczesnych, i ma przejść do e ry absolutnej sw ego ży ­ cia, „nowego nieba i nowej ziemi".

Je st obecnie w krytycznej erze przejściowej, gdzie sam a w łasną w olą ma stanow ić lub o sw em zbawieniu, lub o sw ej zagładzie. O kres ten, k tó ry może trw ać kilkaset lat, jest narażony na wielkie kataklizm y i n a­

w et na całkow ite zniszczenie ludzkości, jeżeli naród ja­

kiś całym w ysiłkiem ducha i dobrej woli nie nadąży z okazaniem P ra w d y absolutnej i w zoru nowego życia.

Polska, tak widomie celowo w skrzeszona przez O patrzność, ma być tym narodem.

Ma się to dokonać przez indywidualne, oparte na.

poznaniu Celu absolutnego, odrodzenie jednostek, dla stw orzenia nowego ducha szczytnego, nowej atm osfe­

ry w ysokiej ideału chrześcijańskiego w narodzie.

Na tem kończym y te o re ty cz n y nasz w ykład od­

rodzenia, k tó ry uw ażaliśm y za niezbędny dla pozna­

nia absolutnych jego zasad. P rzejdziem y te ra z do p rak ­ tycznych rysów odrodzenia, obrazując je głównie na w zorze odrodzonej już kobiety, Eugenji. P rz y rz e k a ­ m y też w przyszłości, z sam ej kolei rzeczy, w iększą dostępność treści.

28

(29)

R O Z D Z I A Ł I I I

E U G E N J A Z R Ó W N O W A Ż O N A

K iedy Eugenja była jeszcze m ałą dziesięcioletnią Genią, zdarzyło się raz, że siedziała w saloniku, cz y ta­

jąc książkę, zaś w przyległym pokoju sp rzą tała M ary­

sia. Jak to M arysia: stuk, puk — szczotką o każdy mebel, ■— zdało się, że porozbija w szystkie. M ała G e­

nia przez dłuższą chwilę znosiła to deripliiwie, w re sz ­ cie odezw ała się do M arysi:

— M arysiu! Nie uderzaj tak sprzętów , to je boli' Na to M arysia rezolutna, stan ąw szy ze szczotką w drzw iach:

—-, Jakto, panienko, boli? P rzecież one nie czują!

Ale na to m ała Genia:

— Ależ, M arysiu! to je boli — w e m n i e ! O, cudna Geniu! Ja k w ielką m ądrość pow iedzia­

łaś, dotyczącą całej istoty św iata i rzeczyw istości! S for­

m ułow ałaś odrazu, czułym sw ym um ysłem dziecięcym, to, do czego Kant, wielki filozof, doszedł po latach w y ­ siłków, dociekaniam i całych w ieków myśli poprzedzo­

ny *). Pow iedziałaś, że ocena rze czy i myśli zaw iera się, jako rzeczyw istość jedyna, w tym rów now ażącym je ognisku, i ośrodku, w tej w skazów ce czułej cz ło w ie­

ka, k tó ra jest um ocow ana do przecznicy p rzy ro d y ludz­

*) K aniow ska idea o b o w i ą z k u w jego K r y ­ t y c e p r a k t y c z n e g o r o z u m u , jako pierw sze niezłomne uzasadnienie rozum owe m oralności chrześci­

jańskiej. (P rzyp. aut.).

(30)

kiej, w ażącej dwie szale człowieka, dwie w ładze jego zasadnicze, ducha i ciało, poznanie i uczucie, a Której zadaniem jest sta w ać w równi, ujednostajniać się z pio­

nem podstaw y wagi, z zasadą całej jej rzeczyw istości.

W skazów ką tą czł-owieka jest jego s u m i e n i e , piękny w y raz polski, nieznany w językach Zachodu *).

Je st ona S ł o w e m w człowieku, któ re m a staw ać w równi, ujednostajniać się ze S ł o w e m w Bogu, z pionem całej W agi.

P ow iedziałaś więcej, Geniu! R ozw iązałaś w s p i- sób dziecięco - przeczuciow y to, co założył Jezus, jaka fundament całej Nauki Chrześcijańskiej, a co zaw iera się w słow ach: „Nie czyń tego drugiemu, czegobyś nie chciał, żeby tobie czyniono!11 S praw dzianem w iecz­

nym dla boskiego tego nakazu jest w łaśnie owo „boli w e mnie11, ow a czuła w skazów ka boża dla kierunku całej przyrody, dwojga szal wagi człowieka, — sum ie­

nie. M niejsza o meble! Kto potrafi być czułym dla sprzętów , będzie snadnie czulszym dla ludzi.

Pom iędzy dwiem a różnorodnem i w ładzam i czło­

w ieka i rzeczyw istości, od stro n y B ytu i od strony W iedzy, — pom iędzy Rzeczam i i pomiędzy Myślami, w skazów ka ta, sumienie to, jako w y ra z boży zam ierzo­

nej Harmonji św iata, jest najcudniejszym zjaw em jego Celowości, jest Ładem i Pięknem wszechistnem , — Ł a ­ dem od stro n y objektyw nej, Pięknem od stro n y sub­

iektyw nej człow ieka, a sam zjaw tylko tajem niczy je ­

*) Utożsam ia się tam on z ogólnem pojęciem ś w i a d o m o ś c i . P orów naj franc. c o n s c i e n c e .

(31)

dnego Piękna jest już mocen m yślącem u i niezepsute- mu człow iekowi ugiąć kolana przed Bogiem nier znanym...

Spójrzm y jeszcze raz na K rzyż i sprzym ierzm y go te ra z z w agą. Umieśćmy lub zaw ieśm y tak w aee na K rzyżu, by d rążek poprzeczny ze zw isającem i z nie­

go szalam i w ypadł na przecznicy K rzyża. W skazów ­ ka drążka w ypadnie w tedy, oczywiście, na linji piona Krzyża. Jest to zgodność absolutna w agi z krzyżem . W aga w zasadzie nie jest niczem tanem, jak Krzyżem w ażącej się p rzy ro d y ludzkiej, jak K rzyż nie jest ni­

czem innem, jak w zorem wagi, jak zw ażoną już w agą N adprzyrody bożej.

T eraz w ażm y. W iem y już, czem są ram iona K rzy­

ża. S ą one B ytem i W iedzą, są one Dobrem i P raw dą, są one P raw em m oralnem i Dogmatem, sa one czarni i M yślami najw yższej Rzeczyw istości.

W s k a z ó w k a-C e 1 o w n i k d rążka przyrodzo nego W agi ludzkiej, o ile ujednostajnia się z pionem Krzyża, stanow i H arm onię w ieczystą, urzeczyw istnie­

nie w zoru B oga-C zlow ieka.

Zw róćm y uw agę już te ra z na 2 rzeczy: 1) W aga życia doczesna nie jest nigdy w absolutnym pokoju Życie jest ruchem. Nie jest ono naw et w rów now aż­

nym, jak powinno być, ruchu. Chodzi o to, żeby w ska- zówka-celownik odchylała się jaknajmniej od pionu, żeby d ą ż y ł a do utożsam ienia się obrazow ego z nim Z tej dążności żyw ej i z tego stykania się z pionem Absolutu płynie w szy stk a tw órczość, w szy stk a żyw a treść istoty Chrześcijaństw a.

(32)

2) D otychczasow e stanow isko dziejow e człow ie­

ka w rozw oju czterech jego okresów (celów), jak to przedstaw iliśm y w rzucie historiozoficznym (ob. P r a ­ wo Postępu w rozdziale II), było ważeniem się jego i w ym agało zasługi jego rów now agi tylko na dwóch biegunach każdej pojedynczej szali na celowo przechy­

lanym przez O patrzność drążku p rzy ro d y ludzkiej, dla postępow ego szkolenia człow ieka. W ym agana więc była tylko rów now aga częściow a, w ład zy dominującej, zaw sze, oczyw iście, dw ubiegunowej w edług w zoru c a ­ łości. P rz ed sta w i to się ta k obrazow o, jak gdyby na każdej przew ażanej opatrznościow o szali przyczepiona była now a w aga sam oistna, m ająca się tylko przez się rów now ażyć i zapraw iać do dzieła przyszłej wielkiej rów now agi — całkow itego urzeczyw istnienia K rzyża.

Celownik w tedy tej małej w agi przyczepionej, w skutek sam oistnego jej ruchu, sta w ał przy rów now adze ró w ­ nolegle do pionu wielkiej wagi, nie w ypadał jednak na nim, był zdała od niego, zdała od Boga, nie stanow ił tożsam ości nim obrazowej.

Co innego już dzisiaj, po przejściu okresów szko­

lenia. Dziś w ym agana już jest rów now aga nie na każ­

dej z pojedyńczych dwóch w ładz, stopniowo zap raw ia­

nych w ich biegunowości, odbitej z całości wzoru, lecz rów now aga sam ych dw óch w ładz zasadniczych, dwóch wielkich połów człowieka, z celownikiem na s a m y n już pionie bożego w zoru, na drodze już absolutnej. I na tem w łaśnie polega wielki sens idącej epoki, epoki wcielenia już ideału chrześcijańskigo, urzeczyw istnia­

nia już (nietylko przybliżania) K rólestw a Bożego na

(33)

ziemi, 1 seiis tej szam ocącej się epoki przejściowej dla otw orzenia już wiednego drogi absolutnej. Jeżeli ludz kość zasługą sw ą nie uczyni tego, zginie w obłędzi3, gdyż straci sw ą rzeczyw istość istnienia, — Krzyż.

Obaczm y teraz, jak rozrów now ażają się te w ła­

dze ludzkie w stosunku do sw ego w zoru K rzyża. O ile któraś szala bardziej przew aża, o tyle d rążek wagi (przyroda ludzka) u tw arz a w iększy k ąt z przecznicą Krzyża, o tyle w skazów ka odbiega dalej od sw ej łącz­

ności z zasadniczym pionem K rzyża. Gubi się w b ez­

celowości. Nie jest. Nic nie w aży. Jeżeli po wiel- kiem przechyleniu szali, np. uczuciowej, nastąpi reakcja (gdyż musi następow ać), i druga szala, szala rozum o­

wa, szarpnięta p rzew aży się raptow nie w takiejże mie­

rze, w tedy w skazów ka przebiega szybko przez swój punkt pionu, nie mogąc go zgoła pojąć i pochw yci".

I rów now agi nie będzie, gdyż nie będzie dążności do niej, św iadom ego jej ujęcia i zarządu. Będzie tylko człow iek-w iór na podmuchu przygody.

Z tąd praw idło: Rów now ażenie się jest jaknaj- częstszem w czasie i najbliższem w przestrzeni jedna­

niem się w skazów ki z pionem, czyli jednaniem się s u ­ mienia z w zorem K rzyża, z Bogiem. O dbyw a się to przez pam ięć tego sumienia i tego wzoru. Ztąd płynie w szystek czyn tw órczy.

O, jak biedny jest człowiek, k tó ry nie chw yta przytom nie tego przebiegania swej w skazów ki, sw ego sumienia, przez punkt jedności z pionem K izyża, z Bo­

giem! Taki człow iek żyje w nicości, w łaściw ie nie ży ­ je w cale. G dyż rzeczyw istością i praw dziw em ży- 33

(34)

cietti, wogóie życiem, Jest tylko punkt i rhorrielit tej jedności. R eszta jest śmiercią. Czyli, jak słusznie mówi Pism o: G rzech jest śm iercią. Grzech, jako od­

chylenie się od w zoru bożego.

Eugenja żyje. Eugenja w łaśnie tą czujnością, tą d ą ż m jc ią do rów now agi w yczuliła doskonale w s k a ­ zów kę sw ą, sumienie, — owo „boli w e m nie“. Nie w y nika ztąd, by Eugenja nie w ażyła się w cale, by trw ała w jakiejś m artw ocie nirw any hinduskiej, na w zieraniu lotosów. P rzeciw nie. Z chrześcijańska jest całkiem inaczej. Im bardziej jest w yczulona ta w skazów ka, tem w szystkie w rażenia św iata pow odują szy b szy ruch szal-w ładz, tem w ym iana bujniejsza, pełniejsza. Ale Eugenja czuw a tw órczo pam ięcią w łaśnie od sw ej wskazów ki, od sw ego sum ienia chrześcijańskiego, i sza­

le rychle ukaja w edle w zoru K rzyża. I w ted y w łaśnie od tej w skazów ki bożej w człowieku, od tego Słow a tw órczego, pow staje harm onijny z celowością bożą św iata — czyn. Jed y n y — rzeczyw isty. Na tej sa- morzutności, na tej mocy tw órczej człow ieka w jedno­

ści z Bogiem, zasadza się cala istota C hrześcijaństw a, cała R zeczyw istość istotna.

O każm y to na przykładzie.

Eugenję obraziła w to w arzy stw ie pew na pani.

Rzuciła jej w tw arz obelgę. G dyż w łaśnie doskonałość i rów now aga Eugenji drażni osoby niezrów now ażone, poryw cze. Jak reaguje w podobnym w ypadku czło­

w iek pospolity? Mogą być 2 reakcje. P ierw sza — od

(35)

Szali uczuciowej. T argnięta obelgą, szala ta przew aża i powoduje natychniiastoiwy odw et. W ybucha pasją, nam iętnością, zw rotną obelgą. U ludzi źle w ychow a­

nych powoduje naw et odw et na drodze bójki. Albo też druga reakcja. P rz erzu c a się szybko w rażenie z szali uczucia na przeciw ległą szalę rozum ow ą. W skazów ka- sumienie p rzy tym przelocie ani myśli o sw ym punkcie jedności z w zorem K rzyża. N astępuje drugie roiz- rów now ażinie człow ieka •— od stro n y rozumu. Stoicka pogarda, zimna milcząca w rogość, lub, w najlepszym r a ­ zie, sam olubna obojętność pychy. Często pozew do sądu i rozp raw a przed kratkam i trybunału ludzkiego.

Obie drogi, oczyw iście, nie są chrześcijańskie, nie są stw órcze, nie stanow ią istotnej rzeczyw istości.

Nie tak czyni Eugenja. Ma ona sw oję metodę, me­

todę sum ienia czutego. O trzym aw szy niesłuszną obel­

gę i odczuw szy ją bardzo na szali targniętej p rz e w a ­ żonego uczucia, pobladła, przym knęła boleśnie oczy i z głębi sw ej duszy w ytchnęła skurczem w ew n ętrz­

nym jeden w y ra z błagalny: „O, Boże! B oże!“, — w tu ­ lając się cała, jak ptak, w to gniazdo opieki bożej. S za­

le jej, przerzucające się poryw czo od uczucia do rozu­

mu, poczęły się uspakajać, i rów now aga w ew n ętrz­

na, t. j., przytom ność już jasna Celu chrześcijańskiego^

sprzym ierzyła się zupełnie z celownikiem-sumieniem i poddała się mu całkowicie.

Po mknieniu tem, Eugenja otw o rzy ła oczy i, spo kojna już i pogodna, z dobrocią najw yższą i w spółczu­

ciem odrzekła tej pani:

— Ach! Pani dziś tak a w zburzona!

35

(36)

Czy w szystko juz? — Nie! T ak czyni dopiero ko-- bieta bierna, kobieta bezczynna i jeszcze sam olubna w sw em w zniesieniu duchowem, — słow em , kobieta nie tw órcza, nie całkow ita z, chrześcijańska. Eugenia zaś jest „dobrze urodzoną11 w Bogu, kobietą rzeczyw isto­

ści stw órczej.

N azajutrz, pogodna, dobra, wolna, z pro sto tą w iel­

ką udała się do tej pani. W yciągnęła ku niej serdec?

nie ręce na pow itanie i rzekła najzw yczajniej:

— W czoraj uraziłam panią słow em nieostrożnem . P rzysyłam się z nią pogodzić i przeprosić ją.

I oto pani ta zrazu stanęła osłupiała, potem sp ło ­ nęła, łzy duże nabrzm iały jej w oczach, i po chwili już

7, płaczem p rzypadła do piersi Eugenji.

— Ja k to ? Pani mnie p rz e p ra sza ? pani?., p rz e ­

cie to ja — to ja... •

— Nie pani, nie p a n i --- m ów iła jej Eugenja, — io nasze biedne nerw y!

Usiadła z nią, płaczącą na jej piersi, gładziła jej w łosy, i sam a płakała z nią, pocieszając ją:

— Płaczm y, płaczm y! To nam ulży, to nam du­

sz ę opłócze, to nas lepszem i uczyni!..

Czyn stw órczy został dokonany.

Dwie szale przyrodzone targane, uczucia i rozu-

> mu, z odnośnemi sw em i zjaw am i ir.ożliwemi, odwetu i. pogar dy, złości i obojętności, rozw iązały się w C e­

low niku stw órczym nadprzyrodzonym , jedynym okazi­

cielu R zeczyw istości — w P r z e b a c z e n i u chrześci- jańskiem.

(37)

Tak oto się trafia zw ycięzko sumieniem do su­

mienia.

I rany ludzkie się zagoją, i ludzie czyniący umrą, ale czyn taki stw órczy, jako atom św iatła. dosKonaiący Pow szechność życia, ży ć będzie w zjaw ie urastającego w ciąż Dnia.

I oto jest R zeczyw istość chrześcijańska, i oto jest Eugenja zrów now ażona.

R O Z D Z I A Ł I V

E U G E N j ;a m i ł o s i e r n a Nie m ogąc w ychodzić z domu, siadyw ałem pod zachód słońca na balkonie, zkąd widok, z powodu k rań ­ ca już zabudow ań miejskich, sięgał dalekich p rze stw o ­ rów. Z drugiej stro n y ulicy był parkan, a u tego p a r­

kanu, codziennie o tej porze, sta ł żebrak niefortunny, polujący na dość rzadkich przechodniów spokojnych I codziennie o tejże porze chodnikiem koło parkanu przechodził stateczn y pan sta rszy , bardzo starannie ubrany, w rękaw iczkach, sztyw ny, godność sw oję z po ­ w agą w ielką niosący. A gdy żebrak w yciągał rękę ze zw ykłą zw ro tk ą żałosną, pan ów, nie spojrzaw szy na niego, nie zm ieniając ani kroku, ani postaw y, mijał go rzucając przed siebie pięknym basem dobitnie w yarty kulow ane w y ra zy :«

(38)

„Z za sa d y nic nie daję! Z zasady nic nie d a ję !“

I tak codziennie bez zmiany.

W idząc to, m yślałem sobie: P ierw sze słow a, jaKie pan ten, gdy umrze, usłyszy na tam tym świecie, będą napew no te oto, odbite z ziemskiej p rzestrzeni:

„Z zasady nic nie daję!“

I oto są z a s a d y , jeden biegun miłosierdzia, te?

od stro n y rozumu. Z aw iera się on w pojęciu ciekawe- go w y razu o etym ologii greckiej: f i l a n t r o p j a , — ukutego, zda się, przez ludzi now ych dopiero po re w o ­ lucji. Bo proszę tylko zw ażyć. W y ra z ten ukuty został po 18-tu w iekach istnienia sw ojskiego chrześcijańskiego pojęcia i nakazu m i ł o ś c i b l i ź n i e g o . Filantropia zaś znaczy w przekładzie: m i ł o ś ć c z ł o w i e k a . W yp ły w a w ięc ztąd, że filantropja, zatw ierdzaiac r o ­ zum owe pojęcie miłości, odrzuciła w tej zamianie k la ­ sycznej pojęcie bliźniego i zastąpiła je szczególnem po­

jęciem człow ieka, h o m o s a p i e n s , a w łaściw iej:

b e s t i a s a p i e n s . Chcąc te d y działać społecznie, zw olniła się z poczucia bliźniości, w łaściw ej pow szech­

ności człow ieka, i zatw ierdziła tylko w ygodną jego in­

dywidualność.

Je st to, oczywiście, stanow isko nietw órcze, nie­

czynne, gdyż pieniądz m artw y, daw any publicznie, nic przez się nie tw o rzy , jeżeli nie dołącza się do niego in­

na w aluta, której „mól ani rdza nie zjada" i któ ra n k podlega spadkom na giełdzie, — w aluta duchowa. — Przeciw nie, sam przez się pom naża on nędzę, chciwość, zazdrość, pociąga upadek m oralny, zaciera godność ludzką. Nie odmienia gruntu życia. Taki pan, składający

(39)

ofiarę w kurjerze, pow odow any lub próżną ambicją, lub . przyciśnięciem w prost do m uru“ p rzez innych, w y ­ m agający na pierw szem miejscu, by nazw isko jego było w ydrukow ane (nie zastanaw iam y się nad ohydą morał*

ną tego zjaw iska w obec ew angelicznego: Niech nie wie lewica!..), taki pan, powiadam y, w imię zasad filan- tropji, pragnie tylko (w najlepszym razie) samolubnie, by nędza zniknęła, bowiem drażni oczy jego na prze- cnadzce po sutym obiedzie, — b y się ukry ła gdzieś i nie m ąciła jego pogody traw ienia i egoistycznego z a ­ dowolenia z siebie. Nie łudźm y się! Pieniądz, oczyw i­

ście, jest potrzebny do budow y i popraw y życia, alt pieniądz sam, jak rzekliśm y, paczy raczej duszę i m jałowej glebie spienia raczej chw asty, niż kłosy. S u­

mieniem tylko trafia się do sumienia. I jeżeliśmy nie spodleli do reszty, to tylko dlatego, że do tej filantro­

pii społecznej, do tych datków m artw ych, do tej paro dji dooroczynności, p rzesącza się jeszcze odrobina mi łosierdzia z ducha polskiego, z datków zazw yczaj ma­

łych, i ocala ogólną tę fabrykę bezdusznej łataniny.

Coby jednak było, gdyby każdem u datkow i to w a rz y ­ szył napraw dę czyn m iło sie rn y !... Byliśm y najmoż­

niejszym narodem św iata!

*

P rzejdźm y te ra z do drugiego bieguna, przeciw ­ ległego do filantropji, bieguna uczuciowego w m iło­

sierdziu. Będzie nim w s p ó ł c z u c i e . W y starcz a Ii ono samo, jest li napraw dę dobroczynnem ? Nie) W spółczucie samo jest bierne, współczucie samo jest

(40)

bezradnem zamulaniem się w skażonej przyrodzie, na- łcgiem w ygodnym i gnuśnym w spólbiadania, tkliw ością często zdaw kow ą, usypiającą zm ysły, jak ciepła kąpiel.

Z aczyna się od gadania i kończy się na gadaniu. Je st ono, jak narkotyk, zrazu niecący, potem obezw ładnia jący duszę. Nic nie tw orzy, nic nie zaradza. Słupieje i czeka. Tonie w łzach z łatwopędnyich gruczołów . Je st lunatyzm em życia. Nie mniej, jak dobrem i chęciami, i współczuciem bezczynnem jest piekło w ybrukow ane.

I oto mam y dw a bieguny m iłosierdzia: W spół­

czucie i Filantropię, — ten — od stro n y bytow ej, uczu­

ciowej, i ten — od stro n y wiednej, rozumu doczesnego.

Spójrzm y te ra z na nasz w zór pow szechny: na K rzyż i na zaw ieszoną na nim w agę z szalami. W iem y już, czem jest w skazów ka-celow nik, przym ocow any do d rążka p rzy ro d y naszej. W iem y, że stanow i on rz e ­ czyw istość życia w ted y tylko, kiedy sty k a się z pionem K rzyża, kiedy świadom jest tej łączności. P atrzm y te ­ raz. O ile k tóraś szala, czy w spółczucia, czy fila n tro ­ pijnej zimnej zasady przew aża, o tyle w skazów ka, na praw o czy na lewo, odchyla się od pionu K rzyża, od zasady Rzeczyw istości, błąka się w próżni, nic nie w a ż y , nic nie stanow i, jest niczem. Jeżeli szybko p rzerzuca się z jednej stro n y na drugą, dążnością sw ą św iadom ą nie sta ra ją c się u trzym ać jedności z pionem, nie biorąc kierow niczego zarządu nad ruchem szal, jest także niczem, — nie w y k reśla Rzeczyw istości, jest p u ­ stą rozchw ianą przygodą. Je st niepamięcią życia.

I oto m am y znów praw idło: M iłosierdzie ch rze­

ścijańskie jest pomną i czujną dążnością celownika - su ­ 40

(41)

mienia do utrzym ania sw ej łączności z W zorem K rz y ­ ża, z obrazem Najm iłosierniejszego, z pionem R zeczy­

w istości. Czujność ta reguluje w ażenie się szal i pow o­

duje istotne, jedyne dzieło stw órcze, koronę życia i rze­

czyw istości: C z y n m i ł o s i e r n y chrześcijański.

On jeden tylko w a ż y , jeden dodaje ilość do Celow o­

ści bożej św iata, do urzeczyw istnienia Ładu i Piękna w edle planu bożego.

Znam czyny m iłosierne sumienne. Oto niektóre z nich.

Kiedy w domu u nas zachorow ała ciężko służąca i trzeb a było ją odw ieźć do szpitala (służące boją się szpitala, jak ognia!), w czas tego zam ętu domowego p rzy szła do nas przygodnie przyjaciółka n asza (p rz y ­ godność tak a jest dziwnie w ykreślona opatrznie), zaw ­ sze cicha, spokojna, pogodą lekkiego zdziw ienia uprzej­

mego zaw sze uśm iechnięta. D ow iedziaw szy się, co się stało, z tym że dziwnym spokojem i uprzejm ością, bez słów próżnych, poszła natychm iast do kuchni, um yła chorej nogi, u brała ją odświętnie, jak panią, uczesała, uspokoiła ją, w siadła z nią do dorożki, odw iozła do szpitala i potem, aż do jej w yzdrow ienia, odw iedzała ją. A w szystko to czyniła z tak ą uśm iechniętą prosto­

tą i spokojem, jakgdyby nie rozum iała, że można się na m oment w ahać w takiej rzeczy.

Inny czyn. Znam neofitę-żyda, który, ukończyw ­ szy świeżo filozofję, tak ukochał C h rystusa i dzieło m i­

łosierne, że zaciągnął się do służby w ubogim za k ła ­ dzie ociemniałych, — zam ieszkał w jednym pokoju z niewidomymi, uczy ich, ubiera, w yciera im nosy, ba

41

(42)

w i się z nimi i kształci ich — i jest jednym z n ajrado­

śniejszych ludzi, — istny w zór ewangeliczny.

Jeszcze jeden czyn m iłosierny — praw dziw ie bo­

haterski: Oficer polski, na pograniczu od stro n y r o s y j­

skiej, m us!al w popłochu raptow nym uciekać z żoną przed pościgiem strasznym bolszew ików . W domu z o ­ stało dziecko małe, chore na tyfus, i pilnujący go ordy- nans z chłopów. I oto ów ordynans obw iązał łóżeczko dziecka kołdrą, w ziął to na plecy i przedarł się przez granicę do kolei polskiej. Nikt go, oczyw iście, nie chciał wpuścić do w agonu osobow ego. P opychany i s z tu r­

chany, siłą w targ n ął do w agonu z bydłem , ustaw ił tam łóżeczko i sam się usadow ił. W iózł m aleństwo, pie­

lęgnując je, z różnem i przygodam i, 2 tygodnie, p rz y ­ w iózł już zdrow e do W arszaw y, której nie znał wcale, odszukał rodziców i oddał je im w ręce. A czynił to w szystko z ta k ą pro sto tą obowiązku, jakgdyby w ręcz nie do pom yślenia b y ła inna droga.

Oto są czyny miłosierne!

Eugenja w miłosierdziu sw em jest tem w szyst- kiem i jeszcze czemś innem. Je st ona w cieleniem naj- w yższem nietylko ładu miłosiernego, lecz zarazem i piękna w nim bożego. Cokolwiek czyni, czyni miło­

siernie z najw yższym wdziękiem czułości i pieczy.

T rzeba widzieć, jak czule opatruje kw iaty, i jak one miłośnie garną się do niej, lgną poprostu, i jak się w y ­ w dzięczają w zrostem i kwitnieniem! Tak samo w sto ­ sunku do zw ierząt i naw et do rzeczy. Rzecz, ujęta przez nią w ręce, zda się, że jej dziękuje tkliwie i b ło ­ 42

Cytaty

Powiązane dokumenty

- kontroluje czas pracy na każdym polu, to jest ogłasza jej początek i koniec;4. - rozdaje każdorazowo przed ogłoszeniem czasu pracy, na każdym etapie, odpowiednią kartkę

Jeśli obawiamy się czegoś w Azji, to ów strach wydaje się o niebo większy niż w Europie, jeżeli czemuś się dziwimy, to zdziwienie się ciągle potę- guje, jeżeli coś

publikacja przygotowana przez Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów z materiałów seminarium Problematyka autentyczności dzieł sztuki na pol- skim rynku..

Bez żadnej odgórnej kontroli czy centralnego sterowania, a więc wyłącznie jako wynik lokalnych interakcji między jego elementami, system samoorganizuje się i

Zaryzykuję stwierdzenie, że w wypowiedziach, które skonstruowane są wokół SPA [ktoś] śmieje się [z kogoś ABSTR / czegoś ABSTR] w znaczeniu ‘odpowiadać śmiechem na bodziec

W procesie przybliżania tathagaty w sferę żywych istot, poprzez ukazanie, że stan buddy jest osiągalny dla wszystkich, TGS jawi się jako doktrynalna następczyni SP.. W czasach, gdy

Such a computational method could be used to obtain a reduced set of mutations with a relatively large fraction of disease related mutations, thereby aiding in

w proponowane przez CEO szkolenia, konferencje, spotkania z przedstawicielami innych szkół SUS – owskich, które są doskonałą okazją do wzbogacenia wiedzy,