• Nie Znaleziono Wyników

Generał Michał Sokolnicki a drugi Legion Naddunajski (1799-1802)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Generał Michał Sokolnicki a drugi Legion Naddunajski (1799-1802)"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

GENERAŁ J J I C p SOJŁOLWICJtr)

А

DRUGI LEGION M D D O M J S J t l

(1799— 1802).

I. S p r a w a l e g i o n o w a .

W jesieni 1797-ego przedstaw iony został D yrektoryatow i W y ­ konawczem u przez obyw atela Sokolnickiego plan zorganizowania prócz istniejącego od wiosny, a już w sław ionego Legionu D ąbrow ­ skiego we W łoszech, nowej siły zbrojnej polskiej. Przykom ende- row ana do armii Renu, a więc bliższa Polski, m iała być aw angardą rewolucyjnej Europy, mszczącej się za rozbiór Polski i aw angardą Zachodu przeciw bezgranicznemu w zrastaniu Rosyi. Jakby w prze­

*) U r. 1760 r. w W . K s. P ozn ań sk iem . W y c h o w a n ie c korpusu k ad etów , w 1792 r. u c z e stn ic z y ł w stop n iu p u łk o w n ik a w kam panii na L itw ie. W 1794 r. w y s ta w ił r e g im e n t s tr z e lc ó w p ie sz y c h , p o d M adalińskim u c z e stn ic z y ł w ob ro n ie W a r sz a w y , pod D ą b ro w sk im w w y p r a w ie do P rus. W o b e c kapitulacyi rado- szy ck iej w z ią ł od W a w r z e c k ie g o d y m isy ę w stop n iu gen erała-m ajora. W y w ie ­ zio n y w ra z z „drugą partyą" w ię ź n ió w do P etersb u rg a (ra zem z Kilińskim , M ostow sk im i in.), u w o ln io n y w 1797 r., w y je c h a ł w P o zn a ń sk ie, n a stęp n ie w j e s ie n i t. r. w ra z z M ostow sk im n a Z achód. Obaj brali n a jczy n n iejszy udział w e w szy stk ich sp isk o w y ch sp raw ach kraju i e m ig ra cy i w latach 1797— 1799 r. Ź ró d łem do p racy n in iejszej b y ły p r ó c z teki le g io n o w e j r ę k o p is ó w g en . S o k o l­ n ick ieg o , dokum enty stanu słu żb y z archiw um m in isteryu m w o jn y w Paryżu, teki C hodźki w arch iw u m R a p p ersw y lu i dokum enty p r o c e su p o lsk ieg o (1798—9) w tajnem arch iw u m p a ń stw o w e m w B erlinie.

(3)

czuciu pochodu Suw arow a, mówił Sokolnicki o nowym Atyli, scho­ dzącym z lodów północy burzą ku południowi. Jakgdyby przew idu­ jąc niezadługą przyszłość pod nowym w ładcą, rozw odził się ob­ szernie o „macchiavelizmie" północnym i kreślił widoki planów rosyjskich, które ciekawym obrotem losów niezadługo będą znane całej Europie, przyobleczone w dziwaczną form ę apokryficznego „te- stam en tu “ P io tra W ielkiego г).

Tym czasem jednak memoryały, „poglądy" mimo przyszłości tak niespodziew anie bliskiej, schow ane zostaną do archiwalnej szkatuły D yrektoryatu. Między Leoben, Cam po-Form io i R astattem (1797 r.) chwiały się plany rządow e francuskie nie ku dobru ludów, lecz ku mniejszym, albo większym krajów zaborom. Nic się ostać nie m ogło przed brutalną łapczywością tanich paryskich „burżua", w yniesionych ręk ą rew olucyjnego losu na szczyty olbrzymich spraw, dokąd przychodziły zewsząd echa najwyższych i najświetniejszych tradycyi i dążeń, zam ysłów i czynów w ielkiego narodu, mocno pobudow anego państw a. W ielki targ, otw arty na całą Europę, a na tym targu W łochy—to uliczka, pełna najcenniejszych, egzotycznych skarbów na sprzedaż. Zam iast legią na Północ, taranem rew olucyi ku rozbijaniu despotyzm ów, śpiewem siły zdobywczej nad W isłą, biciem tarabanów u w rót ojczystej zagrody, je st oto Legion włoski D ąbrow skiego egzekutyw ą nowej, w żelaza wielkich państw zakutej Europy w kram iku włoskim, gdzie w ystaw iono ku wzięciu przez silniejszego większe i mniejsze państew ka „starego ustroju"; je st egzekutyw ą najsilniejszego, który łupy rozdaje; je st łupów strażni­ kiem w iernym (1797— 1798): i łamie się praw ie mocne serce D ą­ brow skiego, który czuje, jak obowiązek, że przejść trza przez tę najcięższą próbę. G roteska-ekspedycya 1798 r. zryw a się w krótce tragedyą strasznej wojny suworowskiej (wiosna 1799), ciężkiemi ofiarami krwi polskiej, poniesionemi nad T idone i nad T rebbią (czerwiec): w szystko bez upragnionego skutku.

Pierw sze to głębokie rozczarowanie Polaków . Naczelnik K o­ ściuszko, przybyły z A m eryki na odgłos nadziei legionowych, nie zdolen je st poddać się smutnej konieczności czasu i jego kom pro­ misom. Inni pokładają już tylko nadzieję we wschodzącej nad Egip­ tem gwiaździe B onapartego. Tym czasem jednak żołnierze wielkiej spraw y pełnią dalej służbę swoją: Kniaziewicz i W ielhorski prze­ chodzą u boku D ąbrow skiego w szystkie próby kampanii włoskich. Sokolnicki nie traci nadziei we wznowienie wojny nad Renem:

9 „G enerał M ichał S ok oln ick i, a T esta m en t P io tra W ielk iego" , Bibl. W a r s z , 1903, IV . P or. art. B reslau a, H isto risch e Z eitschrift, 1879, XLT.

(4)

2 1 0 G E N E R A Ł M IC H A Ł S O K O L N I C K I .

odbyw a w tym czasie dwie podróże do kraju, gdzie w erbuje ochot­ ników; w Paryżu zanudza w ygodnych dyrektorów rządzących uw a­ gami, memoryałami o stanie Polski, w ynurzeniam i względem po­ chodu przeciwko R o sy ix).

Położenie Francyi nie odpow iadało zajęciu się taką dziejową perspektyw ą i redukow ało kw estyę polską do roli posiłkowej. Było to po klęsce pod Novi, w chwili, gdy koalicya zaciskała się wkoło obręczą żelazną, zaś arm ia angielska już lądow ała w H olandyi (wrzesień). W ięcej, niż kiedykolw iek ojczyzna była w niebezpie­ czeństwie. W szelka pomoc w wojnie staw ała się pożądaną, zaś najwięcej w miejscu walki z przem agającą siłą austryacką i rosyjską — nad Renem. Przypom niano sobie w tedy projekty i m em oryały polskie. D la P olaków położenie było rów nie jasne. W 1794 r. cóż w y g ra li? — tylko w ygraną dla Francyi i rew olucyjnego konw entu: mimo to walczyli i w alka ta była dla nich koniecznością, gdyż spraw a polska leżała na jej szali. W 1797 r. cóż uczynili? — roz­ nieśli tylko, rozniecili blask sław y B onapartego: i zrobili dobrze, bo w rękach młodego w odza leżała przyszłość Europy, a w tej chwili tylko na rew olucyjnem przebudow aniu E uropy opierać się m ogły nadzieje polskie. T ak samo w 1799 r. ocalenie Francyi nie było niczem innem, jeno rewolucyjnem , przem ianę niosącem roz­ winięciem dalszych losów Europy: i choć słaba, a jeszcze w ciągu lat szeregu może płonna to była nadzieja—nadzieja ta była jedyną. I choć małą stosunkow o była teraz staw ka kładziona przez P ola­ ków na los, to jednak postaw ić ją trzeba było i krw ią w łasną ten zadatek na przyszłość pieczętować.

Ó M em oryał S o k o ln ick ieg o p rzed sta w io n y r z ą d o w i n a r ę c e g en . D av ra n g e d’A u g era n v ille,. m e ssid o r г. IX: w y ra ża p e w n o ś ć dojścia do skutku planu r. 1797 si la trćv e de C am po F orm io n ’en ut ajourne l’execu tio n ... A u m o m en t otl le s prćparatifs d’u n e n o u v e lle gu erre sem b laien t la ren d re in e v ita b le je r e s- su scita i m on p r e m ie r plan, et obtint l’autorisation d ’en p rep a rer sć c r ć te m e n t le s m ateriaux. Je partis en c o n se q u e n c e et tra v ersa i la p lu s gran d e p artie d e la P o lo g n e... j e p a rv in s a d eterm in er la plupart de m e s co m p a trio tes a e n v o y e r sur le R hin tout c e qu’il у avait d ’an cien s m ilitaires ou de je u n e s g en s... je n ’ai p r e se n tć au G ou vern em en t pour toute rćclam ation d ’un v o y a g e au ssi dis- p en d ieu et aussi perilleu x... qu ’un rap p ort fid ćle su r lasituation d es esp rits, en P o lo g n e , sur le s r e s s o u r c e s q u e j’y ai trou ve pour fo rm er d es le g io n s n o u v e lle s, et d es r e n seig n em en ts im portants sur le s C olonnes ru sse s qui s ’ap p ro ch a ien s en c e m om ent d es fro n tićres d’A u tr ic h e “... E tats d e se r v ic e : „...Au m oi d e m e ssid o r de l’an sep t (S.) fournit au g o u v ern em en t d es r e n seig n em en ts im portants sur le s co lo n n es ru sses... c o n sig n e s dans un rapport o fficiel p r e se n tć par la v o ie du g en era ł L efeb v re p ou r lors com m andant en e h e f d e la 17-e division ... fit p o u r luti lite du S ervice d eu x v o y a g e s й se s frais et d ćp en s (s.) en P o lo g n e..

(5)

Nie w ystarczyły Francyi, nie uratow ały jej jeszcze od groźby najazdu częściowe zw ycięztw a Вгипе’а i M asseny w H olandyi i Szw ajcaryi (wrzesień). Nie doszła jeszcze D yrektoryatu wieść o zupełnem nad Anglikami zwycięstwie (б-go p a ź d z ), ich odpły­ nięciu od brzegów H olandyi, ani o bliskiem (22-go paźdz.) zer­ w aniu koalicyi przez cara Paw ła. W chwili, gdy B onaparte lądo­ w ał w Frćjus, we dw a lata po pierw szych projektach legionu reń­ skiego i po pokoju zaw artym w Cam po-Form io, generał Kniazie- wicz otrzymał od B ern ad otte’a, m inistra wojny, urzędow y rozkaz tw orzenia nowego korpusu (9 paźdz.— 17 vendem iaire’a г. VIII); szybko organizow any — ochotnicy, ja k widzieliśmy, zw erbow ani, czekali d a w n o — Legion już w połow ie listopada liczył 2000 ludzi w głów nym „d ćp ó t“ w Phalsbourgu, oraz 900 koni dla kawaleryi. 26-go listopada (5-go frim aire’a г. VIII) Kniaziewicz ogłaszał się w odzem. Już w początku grudnia legion był praw ie kom pletny — brakow ało tylko m undurów . W styczniu 1800 dopełniono orga­ nizowanie go w Metzu, gdzie znaleziono pomieszczenie na 10,000 ludzi. W połow ie lutego siedmnaście kompanii piechoty i cztery kaw aleryi było gotow ych; zaczęto lorm ow ać artyleryę. Nowy za­ stęp mógł w prost z zimowych leży pójść w ogień bitew J).

Tym czasem w październiku B onaparte przybył do Paryża. 18-go B rum aire’a г. VIII (9-go listopada) nastąpił zamach stanu: F rancya organizow ała się pod w ładzą spraw ną a tęgą pierw szego

') K n ia ziew icz do D ą b ro w sk ieg o : 19 v e n d e m ia ir e г. V III (1 paźdź. 1799 r.) 24 brum aire г. V III (15-go listopada); o d ezw a do o b y w a teli o fficerów ... 5 fri- m a ire’a г. VIII (26-go listop.); K n ia ziew icz do D ą b ro w sk ieg o , 15 frim aire’a r. VIII (6 -g o grudnia); K n ia ziew icz do K ościuszki, M etz 26 p lu v io se ’a г. V III (15-go lu teg o 1800 r.t. L isty zn ak om itych P o la k ó w NNr. X V , X X I. Rapport f a i t p a r 1’inspecteur aux revues Schiele, prairial an VIII: „La L eg io n P o lo n a ise, dont la

form ation e st ord o n n ee par la loi du 22 fructidor au V II r e ló v e et s ’organ ise a v e c a ss e z d e rapidite et d e su ccós. D eja 3 B ataillon s d’Infanterie, le s 4 E s- cad ron s de C avalerie, la co m p a g n ie d’artillerie le g ó r e so n t p resq u ’au com plet: le 4 -m e Bataillon d’in fan terie n e tardera point a ćtre form ć et organ ise. B ientót c e n o u v ea u co rp s offrira un effectif de p res de 6000 h o m m e s d isp o sćs a justi- fier aux y e u x de g o u v e r n e m e n t c e qu’il a droit d’atten d re d e leur d ev o u e m e n t et d e leur am our pour la liberte. Mais pour m ettre cette L e g io n de B ra v es en etat d’agir et de se c o n d e r le s efforts d es B ataillon s franęais, dont le s ex p lo its g lo rieu x sero n t toujours p ou r e lle de nou vau x et p u issa n ts m otifs d’ćm ulation, il e st instant qu ’il soit pourvu & s e s b e so in s in d isp en sa b les, en habillem ent, ar- m em en t, eq u ip p em en t, ch ev a u x , so ld e e tc...“ O kazuje się, ż e z a le d w ie 50 m u n ­ du rów je s t g o to w y c h , 1200 oczek iw a n y ch : p o trzeb a je s z c z e około 5000! B ron je s t 1/3, koni — 17 (co u czyn ion o z w y m ien io n y m i w y żej 900 — n iew ia d o m o ). T u ju ż w id zim y p o czą tek trudności, które b ęd ą p r z e śla d o w a ły drugi leg io n aż

(6)

2 1 2 G E N E R A Ł M IC H A Ł S O K O L N I C K I .

konsula. R ew olucya francuska staw ała z podniesionem czołem— w brew i przeciw całej Europie. Na miejsce rządów z dnia na dzień, spraw , kabały i intrygi, zapanow ał system żelazny i żelazna w ola mocnego człowieka. Sytem em był, oparty na propagandzie, przejęty now ą ideą społeczną, skrystalizowany w p raw a now ego ustroju, system europejski K om itetu Publicznego O calenia. P rzedstaw iał on ni mniej ni więcej, tylko panow anie F rancyi w granicach Alp i Renu, przew agę jej nad całym światem . Żelazna wola w szyst­ kich dotychczasowych zcentralizowanych, bezw zględnie śmiałych rządów wykonawczych, zlała się obecnie w bohaterski h art duszy, w stal czynów jednego człowieka. Człowiek ten w system aty poprzedników włożył wszystką, piorunującą jasność silnej myśli, zaś w tychże w ykonanie—straszną, palącą całą jeg o duszę, żądzę sławy, ambicyę panow ania nad światem i nieokiełznaną, iskrzącą nam iętność wojny: co dla współczesnych, ukształconych na rzym ­ skich tyradach D esm oulin’a, Saint-JusteM, B arrćs’a, było jakby naturalnym dalszym ciągiem świetnych dziejów drugiego Rzymu, drugiej Respubliki, i zw iastow ało w iodącą legiony na podbicie świata, potęgę drugiego Cezara. Albo też od w schodu—skąd obec­ nie szedł z laurem zwycięstw Bonaparte — przypływ ał marzony, w yrazisty, ja k na m arm urowej płaskorzeźbie, z dumnem czołem pod wysokim hełm em obraz niby A leksandra—w ładcy nad dwoma światy. Albo z głębi dziejów Francyi, skąd idą jej wspom nienia, i od najdalszych granic „przyrodzonych", po które sięgła dłoń re­ wolucyjna, skąd przyszli w szyscy w tradycyi ludu chowani najlepsi ojczyzny synowie, spraw y spólnej nowi budow niczy i obrońcy, — w staw ała, ja k tajem niczy kwiat, pociągająca w ieść o w odzu i w ładcy kontynentu, rzymskim cezarze, Karolu... Dość, iż przyjęła swego bohatera cała F rancya odnowiona hołdem i czcią, jego dzieło — oddaniem się zupełnem. Tem bardziej, iż na w ew nątrz czyny silnej, stanowczej w ładzy zapew niały ład i stałość, bezpieczeństwo i spo­ kój dla pieniężnych obrotów nowego, mieszczańskiego społeczeń­

stw a x).

Dla Polaków, którzy z F rancyą związali swój los, decydującjun był wzgląd na spraw y pow szechne europejskie: przew rót Brumai- re ’a ukazywał się im pod znakiem wzmożenia zew nętrznej akcyi

J) Por. ch arak terystyk ę te g o m om en tu u S orela: L ’E u ro p e et Ia R e v o - lution franęaise, VI, L e C onsulat et la F ra n ęe: „...On a dit qu’il decou vrit R o n ie , en fou ie sous le s d ćco m b res de l’a n cien rćgim e; c ’e s t a tra v ers 1’an cien r eg im e qu’il revin t a R om e, et s ’il retrouva C esar, A u g u ste, D io c le tie n , c ’e st en p a ssa n t par la ch an cellerie d es r o is” (str. 4 sq.).

(7)

Rewolucyi, spotęgow ania jej konfliktu z Europą. W idzieć nie mogli pow rotnej fali, odczuć nie umieli całej wagi przeciw -repubłikań- skiego, przeciw -dem okratycznego charakteru zmiany wewnętrznej, jak nie uczuli go w pełni wczorajsi dem okraci i republikanie fran­

cuscy.

G dyby zaś naw et odczuć umieli?... O to zdanie przeważnej liczby rodaków , w yrzeczone przez B arssa o zamachu: o „dniu w y­ granej, którą dziś rozum odniósł nad głupstw em , rozsądek nad chimerami, republikanizm nad demagogizmem zapamiętałym." C zyliż nie ciekawe widzieć potom ków i rów ieśników najzapamiętalszej de­ magogii, dobrow olnie a chętnie poddających się „republikanizmowi" najbezw zględniejszego z despotyzm ów? Była w tem zapóźno spła­ cana dań spóźnionego, a urw anego przedw cześnie dziejowego roz­ woju.

Dla Sokolnickiego nie było dwóch zdań. Republikanizm, jaki „wyssał z mlekiem m atki", był to autorytetow y i kastow y republi­ kanizm polski, zapraw iony filozofią francuską, idyllą hum anitarnego człowieka, naukow ą niechęcią do nagłych, a gw ałtow nych zmian. Był jeszcze Sokolnicki tak, jak inni jego w spółtow arzysze doli- niedoli, w szyscy prócz Kościuszki, nieodrodnym synem ośm nastego wieku, szlacheckiej P o ls k i1). A był jednocześnie humanistą. Lubił brać w zory myśli i działania z im ponujących siłą i w ytrw ałością czasów rzymskich. Republika we Francyi olśniew ała go tąż samą, do rzymskiej podobną i niemal rów ną tęgością, tym samym wyrazem bezmiernie rozlewnej potęgi. I ta k samo, jeno w stokroć wyższym stopniu, uw ielbieniem m usiała go przejąć olbrzym ia postać Bona- partego; przed nią, ja k tylu innych, ja k praw ie wszyscy Polacy spółczesni, jeno jeszcze szczerzej, bezwzględniej, wyłączniej od innych, pochylił się, oddał na dolę i niedolę, mówiąc: A ve Caesar!

Z resztą—nie byłoż to całkiem naturalne? Szlachcic i oligarcha z urodzenia, m usiał Sokolnicki z głębokiem serca wrstrząśnieniem, dojmującą um ysłu próbą, patrzeć na ginącą śród nieładu ojczystą Rzeczpospolitą. I stąd został ponadew szystko przeciw nikiem n ie­ ładu, wielbicielem ładu, porządku, subordynacyi, ostrej i tw ardej społecznej i politycznej dyscypliny. W miarę, jak ze służbą w oj­ skową, w ojenną wiązał swe życie, przekonanie m usiało wchodzić w zwyczaj i stać się drugą naturą człowieka. W szystko więc: i szla­ checkie pochodzenie, i kultura klasyczna i łacińska, i przywiązanie

2) P ó źn iej, za c za só w cesa rstw a , sk r e ślił o b sz e r n e p ism o (p o zo sta łe w r ę ­ k o p isie) p. t.: „ D es rev o lu tio n s“, g d z ie sch a ra k tery zo w a n y m tu przekonaniom c iek a w y dał w yraz.

(8)

2 1 4 G E N E R A Ł M IC H A Ł S O K O L N I C K I .

do określonych porządków społeczno-politycznych, skłaniały Sokol- nickiego ku Bonapartem u. A le u niego, jak i u otaczających, wszyst- stkich, przew ażającą grała rolę bystra, praw dziw a ocena europej­ skiego położenia, świadom y celu i środków, świadom y interesu polskiego patryotyzm .

Naprzeciw potężnego państw a carów Rosyi, na dwóch już św iatach opierającego swe siły, swoje ambicye i plany, na wschód i zachód rozpościerającego szpony polityki zaborów, stanąć mogła w szranki i w alkę rozpocząć tylko potęga rów nie szeroka, w rów ny sposób dwa św iaty planem i czynami swymi obejmająca. Tak, bez krępujących jasność faktów obsłonek i złudzeń, przestrzenne prze­ ciwieństwo Rosyi i Napoleona, konieczność ich starcia i walki na śmierć i życie widzieli Polacy. I konieczność takiego właśnie mię­ dzynarodow ego stanow iska Polaków uw ydatniła się w te m zdarzeniu znamiennem, iż oni wszyscy, wszyscy ich działacze polityczni, oświadczyli się krańcow o po jednej, lub po drugiej stronie, służąc różnym potęgom i w rozm aitych politycznych w arunkach, służąc jednakoż zawsze, wszędzie jednej i tej samej sprawie, używając sprężyn ogólno-europejskiego, międzynarodow ego działania, jako środków do osiągnięcia celu, który jednako świecił Legionistom i Czartoryskiemu.

' T rzeba było w ybrać jedno z dwóch i spraw ę dążenia do nie­ podległości kraju położyć na szali jednej z dw óch konjunktur po­ wszechnej rzeczy europejskiej. I najwięcej może znam iennem jest, iż przedstawiciel niedawnej, a tak innej przeszłości, Najwyższy Na­ czelnik, jakkolw iek naturalnym całkiem sposobem żadnej z dwu stron nie uznał bezwzględnie, żadnego z o b c y c h program ów nie podpisał, gdyż w sercu chował niezmazany, niezapom niany ideał niepodległej przeszłości, przecież, jeśli chwilami jeszcze, żyjąc przy­ szłością narodu, a czynną przeszłość swoją pomnąc, drogę czynu obierze, pójdzie za jednym , albo za drugim z tych naturalnych prądów polskiej polityki. W czasie, o którym mówimy, Kościuszko ani przez chwilę bolesnych, lecz koniecznych obowuązków legiono­ wych polskich nie zapozna, ani się im sprzeciwi: owszem, całą mocą swej siły moralnej, w pełnem poczuciu odpowiedzialności czystego swego charakteru popierać je i umacniać będzie.

II. W ojn a nad R e n e m .

W chwili, gdy tw orzył się drugi legion polski, Sokolnicki w erbow ał dlań ochotników, wyszukiwał stosunków w kraju. Utw o­ rzenie legionu powierzono, jak widzieliśmy, w sław ionem u we W ło­

(9)

szech dzielną służbą w ojenną Kniaziewiczowi. Rząd francuski wolał postawić na czele now ego korpusu człowieka, o którym wiedział, że je st tylko wiernym i odważnym żołnierzem. Kniaziewicz pisał natychm iast do Sokolnickiego, pow ołując go do w spólnego dzieła. T en zrzekł się, jak mówi, praw swoich na korzyść człowieka, któ­ rego zasady i talenty wojskowe szanow ał i przyjął, mimo swej rangi, skrom ne stanow isko szefa batalionu w listopadzie 1798 r. (brumaire г. VII) x) Jednakże jeszcze przez czas pewien w czyn­ nościach organizacyjnych nie brał udziału. W miesiącu ventose r.

VIII został szefem brygady piechoty i miał sobie oddaną całą pie­

chotę Legionu 2). Legion wszedł podów czas w skład 3-iej dywizyi armii Renu, będącej pod dowództwem g enerała Souhama. Sokol- nicki zajął się spiesznem kom pletow aniem organizacyi. Stanow isko jego było tem więcej odpowiedzialne, iż Kniaziewicz dowodził jeno pośrednio, ze S trasburga, gdzie organizow ał dalsze bataliony, zaś wszystkie spraw y pierwszych dwóch batalionów piechoty, których stałe kw atery znajdow ały się w Kehl, pow ierzał Sokolnickiemu.

Lada chwila Legion mógł być w ezw any na pole walk. Ju ż bowiem (wiosna 1800) nadchodziła ostateczna rozpraw a. Zaczął się ostatni wielki akt w ojny austro-francuskiej, decydujący o losach koalicyi i o przyszłości Napoleona. Decyzya m usiała nastąpić na dwóch wielkich frontach w ojennych, nad brzegiem Renu, którędy A ustryacy zamierzali przedostać się do Alzacyi; wzdłuż Alp, u brze­ gów Śródziem nego morza, skąd, w przódy G enuę zdobywszy, mieli z Anglikami w espół sięgnąć po Toulon.

Do czerwca legion polski nie brał bezpośredniego w wojnie ud/iału. Nie uczestniczył ani w pierw szych bitwach na początku maja,

‘) Na m ie jsc e F iszera, ran n ego i w z ię te g o do n ie w o li pod A ltenburgiem , w w y c ie c z c e dokonanej p r zeciw od d ziałow i partyzanckiem u hr. Miera. F o rm o ­ w a ł się L e g io n p oczątk ow o w Pfalzdorfie, n a stęp n ie w M etzu. Ztąd części sfor- m ow au e o d esła n e do K ehl w form ie b rygad y p ie c h o ty (ob. n iżej). P or. b ała­ m utne zresztą i n ied ok ład n e op o w ia d a n ie S ch n u r-P ep ło w sk ieg o : H o h en lin d en (W ę d r o w ie c , 1902) i su m aryczn y zarys h istoryi L e g io n u u M oraw skiego: „Hist. N arodu P o lsk ie g o -1 Т . VI: je d y n e z p o w o d u d o ty ch cza so w ej n iep rzy stęp n o ści m ateryału p ró b y h istoryi L eg io n u N addunajskiego.

2) O rdre du jo u r au quartier gćń . a S tra sb o u rg le 3 Prairial an 8: „...le Corps e s t p rev en u que le ch ef de B rigade S o k o ln ick i se ren d au carnp p ou r у p ren d re le com m an d em en t de 1’in fan terie “ K n ia ziew icz do S o k o ln ic k ie g o . 12 prairiala г. VIII: „Tak D ep o t jak cała In fan terya n a le ż y do k om en d y tw ojej O b yw atelu -szefie..." Etats de Service: ,,..il trouva (1’In fan terie legion n aire) cam - p e e a K ehl dans un d en óu em en t absolu travaillant aux retran ch em en ts au m ilieu d e s p lu s afflig en tes p r iv a tio n s .. au bout d’un m o is il p arvin t h m ettre en etat de faire la C am pagne d eu x b ataillon s com p lets... qu’il con d u isit au ssitót a

(10)

Ma-2 1 6 G E N E R A Ł M I C H A Ł S O K O L N I C K I .

ani w świetnie przez głów nodow odzącego generała M oreu pomy- ślanem obejściu armii K raya od południa i forsow nem odrzuceniu jej na wschód. Nie je st zapew ne wykluczonem, że świeże polskie oddziały przeznaczone były na poparcie tajemniczej „rezerw y", tego ośrodka nowej, osobistej B onapartego armii, k tó ra klinem miała się wbić w „pusty środek", zapełniony napół nieprzystępnem i gó­ rami, przez góry owe się przedrzeć, jak law ina spaść w doliny W ioch i wojnę zdecydować. Jeszcze później, w sierpniu (fructidor) rozeszła się wieść o rozkazie w ysłania Legionu do Dijon !), co też Kniaziewicz tłumaczył „widokiem politycznym" objęcia naczelnego n ad Legionami dow ództw a przez Kościuszkę. Legion wówczas miał być wliczony do rezerw y, „o której mówiono, iż ją Bonaparte na rozstrzygnięcie kam panii przeznacza." Do tego jedn ak nie przyszło i w krótce nastąpił w ym arsz w stronę przeciwną.

Po sławnej kam panii nadreńskiej rozpoczęło się dobywanie przez generała M oreau Bawaryi: wkrótce, w połow ie maja, osa­ czono armię austryacką około Ulmu. Tutaj przybyw a i korpus P o ­ laków. Kniaziewicz pozostał w Strasbourgu. Sokolnicki sam na czele dwóch batalionów w yruszył 27-go czerwca (8 m essidora r. VIII) przez Landau, N eustadt, W ormacyę, do Moguncyi. T u nade­ szły pogłoski o zaproponow anem przez A ustryaków zawieszeniu broni, zkąd zdawało się Kniaziewiczowi, że forsow ny marsz posta­ nowiono, aby Ren corychlej przejść i dobre kw atery dla piechoty pozyskać. Sam się przeto do czynnego dow ództw a nie kwapił, a do Moguncyi w yjechał osobno, szukając dostaw dla reszty kor- j}usu 2). Cieszył się pozatem nadzieją różowej przyszłości i prze­ m aw iał za w ysunięciem kw estyi polskiej na wierzch. Iście po oby­ w atelsku odzywał się do W ybickiego, mówiąc, że w Polsce w cho­ dzić w to nie będzie, „czyli my pięciu dyrektorów , czyli trzech konsulów mieć mamy; ja sobie tylko urząd buńczucznego waruję. Jeżeli Madaliński hetm anem zostanie, puharów różnego kalibru przysposobiw szy, nie spytam , jak ą formę rządu Pawlikowski układa, ja k Hadźkiewicz skarbem rozrządza, jak ą form ą W ołodkiew icz

y e n c e pour у faire p artie du co r p s d’arm će du L ieu t. G eneral S a in te-S u - za n n e. .*

K niaziew icz do S o k o ln ic k ie g o z S trassb u rga 11 fru ctid ora ('18-go sierpnia) z B a d en -B a d en 13 fructidora i30-go sierp n ia )

ą Skądinąd w ia d o m o , że D ijon nie b y ł istotnym g łó w n y m p unktem zboru arm ii B onapartego: b y ł nim tylk o dla o czu w szystk ich , p o z a te m p r z e d s ię w z ię ­ ciem stojących .

2) R ozk azy K niaziew icza: z e Strasbourga 5, 6, 7, 8, 10 m essid o ra , z M o­ g u n c y i 11 m essid ora г. VIII.

(11)

wojsko organizuje, albo M irosławski artyleryą, byleby mnie było wolno nalać i w ypić mój puhar na zdrow ie Rzeczypospolitej Pol­ skiej." Przecież zaraz po tej dość kunsztownej satyrze przeciw „demagogom" i zapam iętałym republikanom , w ypow iada Kniazie- wicz niemniej z otw artego serca żołnierza płynące, jednak płoche i lekkomyślne słowa: „Jeżeli przypadkiem ten sen piękny nie ziści się i jeżeli przy pokoju o nas zapomną, to pałasz za piecem po­ wiesiwszy, do lemiesza się biorę, bo mnie życie żołnierskie już znudziło". Były to dość lekkomyślne i nie na szali wielkiej dzie­ jow ej chwili odw ażone pom ysły 1).

Sokolnicki 1-go lipca (12 messidora) włączył legion do kor­ pusu generała Sainte-Luzanne. Przez parę dni powierzonem mu było dowództwo nad praw em skrzydłem generała D elaborde. Za­ raz jednakże Legion musiał wyjść w pole, wziąć udział w pow- szechnem natarciu na uchodzące siły nieprzyjaciela. Sokolnicki w raz ze swoją piechotą przeszedł pod dow ództw o generała Sou- hama. Piątego lipca atakiem na bagnety zdobył Eschborn i Hu- delsheim nad N id d ą 2). Natenczas i Kniaziewicz z drugą częścią legionu do armii czynnej przybył. 12-go lipca w wielkiej rozpra­ wie pod O ffenbach i Bergen nad Menem obie części Legionu, od­ dzielnie walcząc, odznaczyły się. P ółtora bataliona piechoty, wy­ słanej z pod dow ództw a Kniaziewicza, pomogło spędzić nieprzyja­ ciela z pozycyi w Bergen. Sokolnicki w tym samym czasie był pod Offenbach. G dy dywizya praw a generała Colaud nie mogła

opa-*) K n iaziew icz do W y b ick ieg o : z e S trasb ou rga 8 m e ssid o r a (27 czerw ca), (L isty znakom itych P o la k ó w , Nr. X X X I). Tam że Nr. X X X III zdradza szy b k o sć- w jakiej się w id zi p o d ó w c z a s p rzew ro ty d ziejow e: .c z a s z a w ieszen ia broni i traktow anie o pokój lu d ziom św ia tły m i k o n sy d e r o w a n y m u rządu francu­ sk ie g o p ię k n e o tw iera p o le, a żeb y o restauracyi P o lsk i p om yśleć: je ż e li ten m om en t zan ied b am y, to s ię drugi n iep ręd k o zd arzy. Z daje się, że B onaparte narodom g ra n ice p rzep isze; m y, m ając b lisk o n ieg o K o ściu szk ę, sp o d ziew a ć się p o w in n iśm y , ż e B on ap arte i na p ó łn o c y na c z e le w o ln e g o narodu ró w n ie jem u w ie lk ie g o c z ło w ie k a p o sta w ić ze c h c e , i tak śp iew a ją c, p rzejd ziem W is łę , p r z e j- dziem W artę, b ę d z ie m P olak am i, bo n a s u c z y ł B on ap arte, ja k zw y c ię ż a ć mamy: aż do W a r sz a w y za jd ziem y " ... Jak że m om en t b y t dalekim , w ła śn ie najm niej o d p ow ied n im ! jak że m ało w ła śn ie w ted y , gd y o g r a n i c e F r a n c y i c h o ­ d z iło , m o cen b y ł B on ap arte n arod om gran ice „przepisać"!

2) S ou h am do S o k o ln ic k ie g o . 20 m essid o r r. 8 (9 lipca): „...tćm oign ez au co rp s que v o u s com m an d ez toute m a satisfaction su r son in trep id e cou rage du 16 u p a ss a g e de la Nidda... r e c e v e r de ma part les tć m o ig n a g e s que m eritent v o tr e bravou re et v o tr e conduite dans cette jo u r n e e in teressa n te; le G eneral en ch ef la p ren d ra certa in em en t en consideration et je c r o is p o u v o ir v o u s assurer q u’elle v o u s m eritera u n e re c o m p e n se h o n o ra b le du G ouvernem ent."

(12)

now ać O ffenbachu, a praw e jej skrzydło cofnęło się, Sokolnicki na czele czterech kompanii przepraw ił się w bród przez Men, gdzie w śród gęstego ognia m ost m usiano stawiać, w sparł dywizyę fran­ cuską i opanow ał nieprzyjacielskie pozycye. 13-go lipca stanął So­ kolnicki w Bergen.

W krótce nadeszła w iadom ość o zaw artem na prośbę A ustrya- ków 15-go lipca w Parsdorfie zawieszeniu broni.

19-go Kniaziewicz na rozkaz S-te S usanne’a w yjechał do Stras- bourga, pozostaw iając legion dow ództw u Sokolnickiego pod zwierz­ chnictw em Souhama. 21-go lipca (2 therm idora) legion przydzie­ lony został do dywizyi D elaborde’a. Z nią razem w ysłany So­ kolnicki dla oblężenia tw ierdzy Philippsburga, dow odził lewem skrzydłem oblężniczego korpusu.

Kniaziewicz w S trasbourgu w krótce w ystaw ił trzeci batalion piechoty dla legionu i w raz z tym oddziałem przejechał do Gegen-, bachu. Szef batalionu G rabski rozpoczął tw orzenie 4-o batalionu, który 3-go sierpnia liczył już dwie kompanie. 29-go lipca utopił się generał — szef sztabu Legionu G aw roński. Na stanow isko to, którem u odjęto rangę generalską, na w niosek Kniaziewicza pow o­ łano Sokolnickiego х).

O dtąd w stopniu szefa sztabu, adjutanta-kom endauta, „en se- co n d “, Sokolnicki pełni w szystkie obowiązki czynnego dowódzcy Legionu.

Jest-to chwila najliczniejszego składu, największej tęgości, naj­ piękniejszej sław y legionu „naddunajskiego". Przybyw a w krótce 3-ci batalion piechoty, w yćwiczona przez Kniaziewicza kaw alerya, oddział artyleryjski. Legion liczy z górą 4000 głów. P ełny korpus składa się ze 103 oficerów. Żołnierze to nie pierwszej służby, nie w pierw szej wojnie głow ę swą nadstaw iający: zaledwie dla trzynastu z pośród nich wojna je st pierwszyzną. N ajstarszym w służbie oficerem był lgnące Joseph Desligne D eschamps. W r. 1766 w szedł jako kadet do regim entu „starej m arynarki" Francyi; 2 1 8 G E N E R A Ł M IC H A Ł S O K O L N I C K I .

*) S o u h a m do S o k o ln ic k ie g o z B e r g e n (p o żeg n a n ie). 2 T h erm id o ra r. VIII; D ela b o rd e do S o k o ln ick ieg o z F ran k en th al, 6 T h erm id o r (25-go lipca); K n ia ziew icz do S o k o ln ick ieg o : z e S trasb ou rga, 15 T h erm id ora г. V III (3-go sierp n ia), 17 T h erm id ora (5-go sierpnia»; z G egenbach 25 T h erm id ora (13-go sierp n ia). K n iaziew icz do Carnota (p o leca kandydaturę S o k o ln ic k ie g o na m ie j­ sc e G a w ro ń sk ieg o , F iszera na m ie jsc e S o k o ln ick ieg o ), ze S tra sb o u rg a , 17 th e r ­ m idora (5 sierpnia). N om in acya z dnia 11-go fructidora (28-go sierpnia) o g ł o ­ szon a ro zk a zem d ziennym K n iaziew icza w Baden, 23 fructidora (9-go w rześn ia ), p odana do w ia d o m o ści le g io n o w i w B ruchsalu. N om inacya F isz e r a n ieza tw ier- d zon a z p o w o d u , iż w tym m o m en cie b y ł je ń c e m w ojen n ym .

(13)

w latach w 1761—4 gw ardzistą francuskim pozostając, poszedł z rozkazu swojego rządu w raz z obyw atelam i Choisis i Viaminis w służbę polską, do Barskiej Konfederacyi. W yszedł z Polski, jak o tem stan służby zaświadcza, „na skutek opresyi rosyjskiego rządu, i jako rew olucyi w Polsce służący, uwięziony, zesłany, od­ staw iony pod eskortą zbrojną w W arszaw y aż do granic Szwąj- caryi“; świadek to czynny wszystkich nadziei, wzajemnie przez oba narody w sobie pokładanych, obecnie pierwszej swojej ojczyźnie wyrokiem w rogów pow rócony, tutaj jeszcze, w armii francuskiej, służy w korpusie polskim. Niemniej ciekawe są dzieje drugiego kapitana, O livier L anguier de C havanue’a: „M uszkieter pierwszej kompanii gw ardyi" króla Jegomości L udw ika XV-go, pułkow nik gw ardyi króla S tanisław a A ugusta w Polsce (1773 r.), szambelan króla Jegomości (1776 r.), kaw aler orderu św. Stanisław a, teraz, od 5-go pluviose’a, kapitan Legionu, o którym stan służbow y zapisuje ten prosty szczegół, iż „gratyfikacyi żadnego rodzaju nie o trz y m y w ał“. Z nimi też trzej kapitani Polacy, Sobolew ski, S zubert i Szer- szeniewićz, z królewskiej jeszcze Francyi służbę swoją wywodzący, jako też i kap.. A ugust Savatz, który przez ośm lat służył w „gw ar­

dyi szwajcarskiej", por. A ntoni Sangow ski, od 1794-go r. grenadier 28-ej pół. brygady we Francyi, i podpor. Zawiłowski, sierżant 30-ej pół-brygady, przed wejściem do Legionu W łoskiego. Przew ażna pozatem część oficerów x) pochodziła ze służby Rzpltej i większość tych ostatnich odbyła dwie kampanie: 1792 i 1794-go ro k u —praw ie

4 K orpus oficerski (T a b lea u d e s Services d es c ito y en s officiers de la le g io n P o l. du D an u b e a ł ’ć p o q e du 1 v en d im iaire an IX: A r m ć e du B as R hin 3-e D iv isio n ): 2 k o m en d a n tó w , 6 sz e fó w b atalionu, 2 ad ju tan tów m a jo ró w , 1 skarbnik, 33 k ap itan ów , 30 p o ru czn ik ó w , 32 p o d p o ru czn ik ó w . C zterech p o ru ­ czn ik ó w i 9-u p o d p o r u c z n ik ó w n ie słu ż y ło w cale p rzed tem . W sta rszeń stw ie słu ż b y p o D esch a m p s n a stęp o w a li: K n iaziew icz (1772r.), kap. D ziurba (1773 r.), kap. J ó z e f D u łk o w sk i ("1773 r ), S o k o ln ick i (1777 r ), kap. B u k o w sk i (1778 r.), kap. Marcin O sę k o w s k i (1779 r.), p or. O k rzyń sk i (1779 r.J, E tie n n e L au ren t D ela cro ix , skarbnik (1780 r,), kap. Z ab ok rzyck i (1783 r.), kap. K oszarski (1784 r.), p od p or. Ś w ia n iń sk i (1784 r.), podpor. S ie lsk i (17-84 r.), kap. K o ścia k iew icz (1785 r.), sz e f b atalionu F iszer (1786 r.'), kap. P ą g o w s k i (1786 r.), por. W itk ie ­ w ic z (1787 r.) i t. d. — Z e słu żb y rosyjskiej p och od zili oficero w ie: adj. Zdzi- to w ie c k i i kap L u b ań sk i, z e słu ż b y austryackiej trzej: p o r. M arkow ski, p o r. V igan t, podpor. N ie z ie w ic ż , z e słu ż b y pru sk iej i austryackiej kapitan D ziu rb a, ze słu żb y pruskiej p o ru czn icy : G o ło w sk i i G liszczyń sk i. Jed en a stu słu ż y ło w P o ls c e i w e F ra n cy i, lu b ty lk o w e F rancyi (3 p. por , 1 por., 6 kap., 1 sk a rb ­ nik). W reszcie sied m iu o fic e r ó w w y ż sz e j rangi d o sta r c z y ł leg io n w io sk i. B y li to sz e fo w ie D r z e w ie c k i, W a s ile w s k i i K ralew ski; k ap itan ow ie: J ęd r z e jo w ic z S iera w sk i, B o le sta i D ziurba.

(14)

2 2 0 G E N E R A Ł M I C H A Ł S O K O L N I C K I .

w szyscy odbyli tę ostatnią. T ę sam ą dolę, podobne przem iany losu, można było zapewne widzieć w samym składzie szeregow ców le­ gionu: nie brakło tam pew nie podporuczników i poruczników róż­ nego wojska, rozlicznych broni, z niejednej armii europejskiej, i którzy chleb nie z jednego pieca jadali, jak ów pułkow nik i szam- belan J. kr. Mci, w obecnej tw ardej służbie kapitan „bez gratyfi- kacyi“. Na całym składzie legionu, jak by na zwierciadle, odbijały się tułacze, w ędrow ne losy narodu, trud z jakim walczył o ist­ nienie, i rewolucyjne, nieubłagane: e p u r si mouve.

K orpus legionu posiadał znaczną kulturę w ojskow ą i w woj­ nie oddaw ać mógł znakom ite usługi. Mogła to rów nież być rze­ czywista szkoła formacyi w ojskow ej, korpus organizujący przyszłe wojsko narodow e, który się dopełniał projektow aną jeszcze w przódy przez Sokolnickiego szkołą am bulansow ą przy Legionie x). Bojowa tęgość korpusu stała na w ysokości inteligencyi i uzdolnienia równie przyw ódców , ja k żołnierzy zwyczajnych, na w ysokości jednakich uczuć, jakie kierow ały w ojskiem ochotników.

Ale w tej formacyi bojowej, w jej dziele w ojennem , w ciężkich w arunkach największych utrudzeń i zbyt długich oczekiwań i czę­ stokroć bezowocnych pośw ięceń, konieczną była w ojsku legiono­ wemu sprawność i karność. K orpus tak dzielny, spraw ie pośw ię­ cony właśnie dlatego, że świadomy, że inteligentną myślą publi­ czną kierowany, miał wszelkie dane do rozpolitykow ania się, roz­ łam ania na frakcye, rozbicia się przez w olne i sw aw olne veto.

Środkiem przeciw takiem u niebezpieczeństw u m ogła i musiała być surow a subordynacya, połączona z poczuciem obywatelskiem , z w ysoką świadomością obow iązków u steru. Sam rygor w ojskowy nie mógł jednakże w ystarczyć. Inne, bliższe i serdeczniejsze węzły ufności i oddania m usiały połączyć dow ódców i szeregi, jednako w ielką m yślą i mocną miłością przejęte. Nie co innego,' jak stw o­ rzenie takich węzłów m iała n a myśli akcya śród oficerów Legionu podjęta, w wysokim stopniu tajna i ukryw ana. D ow ódcy i pod­ w ładni łączyli się w loże masońskie, w „kościół" i „w arsztaty", przejęte narodow ym polskim ideałem. W ażne spraw y Legionu były omawiane najprzód tajnie, w związku: tem samem utw ierdzało się w spólne poczucie odpow iedzialności, zrozum ienie celu, pojmowanie niełatw ych, doń w iodących środków. O rganizacya ta służyła pod­ w yższeniu poczucia karności, w ytw arzaniu ciągłego związku serc i umysłów, jaki miał być karności podstaw ą. Loże m asońskie się­ p Etats de Service: „... (L7) v en a it d ’o rgan iser dans le s c h e fs -lie u x dse ca n to n n em en ts de la L e g io n et p rin cip a lem en t dans so n quartier g e n era ł a H e i­ d elb erg , d es e c o le s p r o v is o ir e s p o u r 1’in stru ction d es m ilita ires d e tout grad e...“

(15)

gały dalej: łączyły dowódzców Polaków z Francuzam i, korpus le­ gionow y z kierow nikam i wojska całego. Ztąd pow staw ały dalekie widoki możności w yw arcia w pływ u na spraw y ogólne, na spraw ę polską w szczególności.

O baw y o całość legionu nie były płonne, żadne środki zapo­ biegawcze nie były zbyteczne. N atrafiam y już tutaj, u samego p o ­ czątku, na pierw sze zawiązki dezorganizacyi a), pow stałe z naiwnej w iary w szaloną szybkość i rozległość zmian, we wszeclimocność Francyi i Pierw szego K onsula. Mało jeszcze legion dokonał, krótką była jego w ojenna w ypraw a, niewiele w bitwach ogorzał, i jego stanow isko w śród otartych w setkach bitew w ojsk francuskich wcale takiem nie było, aby mógł ultim ata dyktow ać rządowi, gro­ żąc porzuceniem szeregu. A w ślad za łatw o rozbudzanemi nadzie­ jam i i ostro w korpusie w yrażanym niepokojem, pojaw iały się wy­ kroczenia dyscyplinarne, zatargi służbowe i bezpośrednie fakty nie- subordynacyi.

N iełatwem było odtąd przez długie dni i miesiące pobytu w kw aterach, m arszów i kontrm arszów, przerw ane jedyną kilku- nastodniow ą w ypraw ą w ojenną, utrzym ać L egion w całości i po­ rządku. Sokolnicki pozostaw iony był przew ażnie sam sobie; Knia­ ziewicz aż do czasu rozw iązania Legionu zaledwie chwile Jiohen- lindenskiej kampanii z korpusem przepędzi. O bok wszystkich orga­ nizacyjnych zatrudnień, trza było utrzym ywać m oralny porządek i jedność Legionu, łagodzić nieporozum ienia, karcić występki. Prócz tego jednak, zam iast pom ocy i otuchy od Kniaziewicza, już w ów ­ czas dochodzić ztąd m usiały odgłosy niechęci względem Francyi, rozgoryczenia względem udziału we wspólnej spraw ie. Chwiały się losy w ojny i pokoju: pomimo kam panii włoskiej i Marengo, A ustrya zdaw ała się skłaniać ku nowej próbie wojennej: tymcza­ sem 3-go Com plóm entaire R. VIII (20-go w rześnia 1806 r.) prze­ ł )' L ist m asoń sk i S o k o ln ic k ie g o do ? w sp ra w a ch le g io n o w y c h . K nia­ z iew ic z do S o k o ln ic k ie g o , S trasb u rg, 15 T h erm idora г. V III (3-go sierp n ia 1800 r.): „... w iad om ość, którą S zan iaw sk i rozsiał, m ożn a m ieć za bajkę; jed n ak pro­ s z ę o św ia d c z y ć Ob. oficerom , że w a le c z n o ść L e g io n is tó w zy sk a ła szacu n ek dla L e g ii i je ż e lib y ona m iała stać s ię c ięż a rem dla R z e c z y p o sp o lite j francuskiej, m y b y śm y w ię c n ie ch cieli nikom u innem u b yć cięż a rem . R ząd francuski nie odda ich z a p e w n e n ik om u w k o m en d ę, ktoby n ie w art h on oru jej p r z e w o d n i­ czyć..." K n ia ziew icz do S o k o ln ic k ie g o , z G eg en b a ch , 25 T h erm id ora г. VIII (13-go sierp n ia 1800 r.) p oru sza sp r a w ę dania d y m isy i pod p or. P aszk o w sk iem u , K u czyń sk iem u i P u lsk iem u , ja k o też n iep o k o je w L e g io n ie z p o w o d u n ależn ych w y p ła t. F ructidor г. V III (w rzesień:: zatarg słu ż b o w y S o k o ln ic k ie g o z A lb ertem rSarmatą" T urskim . S k a rg a zb io ro w a p r z e c iw K ralew sk iem u , V en d em iaire r. IX (p aźd ziern ik ).

(16)

2 2 2 G E N E R A Ł M IC H A Ł S O K O L N I C K I .

dłużone zostało zawieszenie broni na przeciąg dni czterdziestu pię­ ciu: zdawało się, iż nastąpią układy pokojow e. Kniaziewicz poro­ zum iewał się z D ąbrow skim w spraw ie działań politycznych, wzglę­ dem poruszenia spraw y polskiej przedsięwziętych, „aby pokazać rodakom naszym i Francyi całej, że nietylko dla interesu F rancu­ zów., ale bardziej w w idoku być pomocnymi naszej ojczyźnie, prze­ wodniczyliśmy tym walecznym Polakom ." P roponow ał zjechanie się w Paryżu: „tam nakoniec dowiedzieć się będziem mogli, czy prace nasze wezmą swój skutek pożądany, lub czy tylko zawsze siebie samych zwodzić mamy." Już nie było w słowach tych ani różo­ wej nadziei, ani stanow czości żadnej co do legionow ych zamiarów. Była złudna nadzieja i rodząca się niechęć w postaci kapryśnej obrazy: Jeśli nie, to zbierzemy m anatki i pójdziem y sobie — nie pytając dokąd? ani: co dalej? nie pytając o los jutra, ani o pośw ię­

cenie na śmierć i życie z wczoraj.

Rzecz jasna, że w ódz nie mógł oddziaływać na innych w duchu wzmocnienia sił i w iary w siły. W Legionie trw ały najżywsze n a­ dzieje, najdalej sięgające złudzenia względem położenia i możności Francyi. Pierw szego dnia roku obchodzone było zaw sze uroczy­ ście w całem w ojsku święto ogłoszenia Rzeczypospolitej. Sokol­ nicki, .obejmując w łaśnie formalnie drugie dow ództw o w Legionie, ogłosił rozkaz dnia, wym ieniający żołnierzom ich obowiązki, pole­ cający kom endantom przekładać osobno „pow ody słuszne tak na­ leżnej wdzięczności dla Rzeczypospolitej Francuskiej." Rozkaz tak mówił dalej: „odw aga żołnierzy naszych i Francuzom , i światu ca­ łemu już dobrze wiadoma, ma zachęcić tjrchże do zgody um ysłów i jedności zobopólnej, do stałości dłuższego w alczenia przeciwko największym nieprzyjaciołom naszym z tą odw agą, zapałem i sławą, której tysiączne już dali dowody. W sz a k ż e pokój blisko już spo­ dziewany... przynieść może w zysku i nagrodzie radość najwyższą, iż pow rócim y n a łono Ojczyzny ukochanej z bronią w ręką zwy- cięzką i słuszną zem stą na ruinach tyranii wolnem będziemy oddy­ chać powietrzem." W tej łatw ej i złudnej nadziei, przebyw ający nad m odrym Neckarem, u leśnjrch zboczy O denw aldu, w szerokiej, p u st­ kowiu wiślanemu w tem miejscu podobnej dolinie Renu, Polacy obchodzili dzień Rzeczypospolitej myślą o kraju: staw iając „drzewo wolności", ubrane w stęgam i trójkolorowemi, kładli na niem napis: takie mieć będziemy nad brzegami W isły. W tej nadziei pokoju bliskiego, decyzja względem losów kraju ważnej, pisał w tych dniach Sokolnicki do Barssa, do Paryża *): „Dziś, kiedy mamy pow ody

1) K n iaziew icz do D a.b row sk iego, B ruchsal 2 V e n d e m ia ir e an IX (24-go w rześn ia 1ŁOO r.), k w a rt hist. J 899 r. R ozk az d z ie n n y S o k o ln ick ieg o , v icek o

(17)

-wierzyć, iż rząd wielkiego narodu nie spuści ze swoich oczu ist­ nienia narodu tak mu sprzymierzonego; gdy tenże rząd wie, iż może dać pomoc ludowi, oddanem u F rancyi, godnem u jej opieki: w zywam cię, obyw atelu, w imieniu w szystkich moich współziom­ ków, w imieniu ojczyzny w żałobie, do podw ojenia wysiłków, dla osiągnięcia celu w ytkniętego Ci przez przedstaw icielstw o narodow e, legalnie kontynuow ane i zawsze uważane, jako istniejące... Zapew ne Rząd, w m ądrości planów swoich, zakreślił już podstaw y naszego odrodzenia; nie potrzebuje on pewno, by mu przypominano, co je st w inien ludom, jęczącym za jego spraw ę; co w inien tym, którzy mają praw o w ym agać od niego poparcia; co winien zasadom swej spraw iedliw ości i swojej sławy; co wreszcie w inien samemu sobie. Ale, jeśli nam nie dane je st przepisyw ać sposobów , ani środków, ani badać jego zamiarów: przecież wolno nam, a naw et je st obo­ wiązkiem naszym, starać się zwrócić w naszą stronę jego dbałość, i przygotow ać się na to, aby nie było zaw odu względem naszych najgorętszych pragnień, naszego zapału i uniesienia. — Bądź więc przed nim wyrazicielem tych uczuć w spólnych wszystkim rodakom, którzy, rów nie ja k i my, goreją niecierpliw ością, aby się dow ie­ dzieć, jaki los czeka nieszczęśliwą naszą ojczyznę: powiedz, iż je st ona gotow ą ran y swe raz jeszcze rozkrw aw ić i wylać krwi ostatnią kroplę..."

Cała E uropa czekała, rów nie ja k Polacy, rozwiązania swoich losów. A u stry a raz jeszcze postaw iła w szystko na szalę oręża. Układy paryskie, prow adzone przez Cobenzla, po dziesięciu dniach rozm ów bezpłodnych zostały zerw ane (5-go listopada); początek nowej kam panii, ustanow iony na 22-go listopada.

O d sierpnia legion zajmował stałe kw atery na praw ym brzegu m endanta, B ru ch sal, 4 com p lem en taire R. 8 (22-go w r z e śn ia 1800 r.). S o k o ln ick i do adjutanta kom . g e n era ła C roce, H e id e lb e r g , 10 B rum aire г. IX (1-go lis to ­ pada) i sp raw a, w y n ik ła z p o w o d u „zasadzenia" d r z e w a w o ln o śc i w W le s lo c h w b r e w za k a z o w i kom endanta placu: „ e le v e s et n ou rris dans le s p rin cip es repu- blicains, le s P o lo n a is aim ent a se retracer l’im age de la L ib erte et en ch eris- sen t ju sq u ’a 1’illusion..." S o k o ln ick i do B arssa, H e id e lb e r g . 12 brum aire г. IX (3-go listopada): „...c’est aujourdhui surtout que le s tdtes so n t en travail ch ez n ou s qu’il e s t u rgen t de r e n o u v e le r n o s relation s et de cim en ter n o s lie n s p o litiq u es p o u r em pC cher de n o u v eu x d e so r d r e s qui son t a la v e ille d’ecla ter, si on n ’y apportait de prom p ts seco u rs. D eja q u e lq u e s cen ta in es d’ex em p la ires d’une co m p ila tio n in cen d iaire son t partis pour 1’in lerieu r. II faut cro ire qu ’ils n ’y p orten t ni d es v u e s sa g es, ni de b o n n e s in ten tio n s, p u isq u ’on a v o u lu n o u s en faire m y stere: a nous Legionnaires! En attendant il n ou s a rrive cbaque jou r de n o m b reu x transports de refu gies de toute co n d itio n et de tout age, conduits par le p lu s sa in t en th ou siasm e et rem p lis d e m e ille u r e s d isp osition s; il у a parm i eu x de r e sp e c ta b le s p e r e s de familie..." .

(18)

2 2 4 G E N E R A Ł M I C H A Ł S O K O L N I C K I .

Renu, u stóp M ałego O denw aldu: głów na kw atera i sztab najprzód w Bruchsalu, później w H eidelbergu; oddziały rozlokow ane aż do brzegu Renu, ku Schw etzingen; szw adron kaw aleryi pod dowódz­ twem T urskiego n a praw ym brzegu Necharu. Już9-go listopada (18 brum aire’a) nadszedł rozkaz wymarszu. Trzeci batalion zgromadził się w H eidelbergu, drugi w W iesloch; 11-go listopada nastąpił wymarsz drogą przez Bruchsal. 17-go listopada (26-go brum aire’a), na dzień przed oznaczonym w rozkazie term inem , kolum na stanęła w Monheim. D roga odbyw ała się podczas deszczu ulewnego: legio­ niści szli w płóciennych spodniach, bez kapoty, w butach przez błoto zupełnie zniszczonych. „Zapał, jaki ożywia żołnierza Polaka za każdym razem, kiedy idzie naprzód, spraw ił, iż zniósł on męż­ nie trudy spiesznego marszu w najgorszym czasie i po najgorszej drodze... S ą pośród nas chorzy i cierpiący: niema, coby się skar­ żyli", raportow ał Sokolnicki do D elaborde’a. W legionie brak ma- teryałów sanitarnych. „Jest moim obowiązkiem—pisze Sokolnicki do Kniaziewicza—donieść ci, generale, że żołnierz zaczyna głośno się skarżyć na brak rzeczy najpotrzebniejszych dla zachowania zdrow ia — przedew szystkiem bielizny i okryć. Sam słyszałem tej nocy pod mojemi oknami, gdy zmieniali w artę: oj, mróz, bić się chcą, a człek nagi, zjedzą dyabła, jeśli nas utrzym ają na pikiecie..." В O baw ia się Sokolnicki skutków dystrybucyi żołdu, aby nie posłu­ żyła dla wielu na koszta podróży: „w jednej tylko kompanii Ze-

ewskiego, odznaczającej się zawsze nieporządkiem , zdezertow ało piętnastu.

D wa bataliony i dw a szw adrony, którem i dowodził Sokol­ nicki, utw orzyły lewe skrzydło dywizyi D elaborde’a. Kniaziewicz z pierwszym batalionem Legionu szedł drogą południow ą przez

Neuburg. ^

Po kilkodniowym wypoczynku, zajętym organizacyą dostaw, uzupełnianiem koniecznej odzieży, nastąpił, już pod bliższą kontrolą

’) D ela b o rd e do S o k o ln ic k ie g o , B ruchsal, 18 b ru m aire’a r. 9; S o k o ln ick i do D ela b o rd e’a, H e id e lb e r g , te g o ż dnia; do tegoż, M anheim 26-go b ru m aire’a :...l ’hos-pitalite des h ab itan ts a fait oublier la gćn e... L a b o u e a u sć p resq u e tous n o s sou liers; et la p lu ie qui tom bait к v e r s e n o u s a fait p lu s d’u n e fois p e n s e aux capottes: ce b eso in s e fait d’autant plus v iv e m e n t sen tir q u e la plu p art de n os g e n s n ’ont, v o u s le sa v e z G eneral, que d es p a n ta lo n s de to ile que la su eu r a dejit usć, la b on te et la so llic itu d e p a te r n e lle que v o u s a v e z tant de fois te- m o ig n ć & m es co m p a trio tes, m ’afferm it dans l’e sp o ir que v o u s p ren d rez des m esu res pour n o u s p rocu rer le s o b jets dont la sa n te du sold at d ćp en d ab solu ' m e n t d o K n iaziew icza, M onheim , 28 b ru m aire’a (19-go listopada); do te g o ż ’ M onheim , 30 b ru m a ire’a (21 listop .) K n iaziew icz do S o k o ln ic k ie g o , N euburg, 27 brum aire’a.

(19)

Kniaziewicza, szybki pochód w głąb Baw aryi. K orpus zmieniał się za korpusem: w szystkie spieszące w kierunku pola decydującej, blis­ kiej bitwy. D yw izya D elaborde’a zostaw iała miejsce wojskom Sou- liama, sama zaś 5-go frim aire’a (26-go listopada) w yruszyła przez Monachium. R ezerw ow e oddziały polskiego legionu komunikowały z dywizyą S ouham a (kompania kaw aleryi i 3 kompanie piechoty pod dow ództw em Ostrowskiego); Sokolnicki na czele 2-go batalionu, siedmiu kom panii 3-go i pięciu kom panii jazdy szedł przez N euburg (6-go rano), Birnbach, H ohenkam en (7-go w ieczorem) i stanął w Mo­ nachium 8-go frim aire‘a. Tutaj Legion w cielony został ostatecznie na czas kam panii do dywizyi generała Decaena, na praw em skrzy­ dle armii M oreau. Sokolnicki otrzym ał rozkaz w yruszyć 9-go przez E perberg do Z arnotting, do głównej kw atery dywizyi. W szystko co zbyteczne i zaciążyć może w kampanii, miał w Monachium zo­ stawić ty

W łaśnie nazajutrz, 10-go frim aire’a (1-go grudnia) rozpoczy­ nała się decydująca rozpraw a starciem pod A m pfing na lewem skrzydle francuskiem: M oreau nakazał najbardziej w ysuniętym od­ działom odw rót poza las H ohenlinden. Przez ten las dwiema dro­ gami, przez H ohenlinden i przez St. C hristophe postępow ała armia arcyksięcia Jana; nadto śmiało zaszyła się w leśne gąszcze i bagna, wąskiemi, nieutorow anem i drogami. 3-go grudnia (12 frim aire’a), podczas gdy na lewem skrzydle dywizye L egranda i Lastoula w strzy­ mały, do obejścia armii francuskiej przeznaczony, korpus Kienmayera, zaś w centrze G renier, Ney i G rouchy w alczyły z silnym, ale na w ą­ skiej drodze niedość rozwiniętym atakiem głów nego korpusu, lewe skrzydło francuskie uprzedziło uw ięzłego w bagnach gen. Riescha przy St. C hristophe i w darło się m iędzy jeg o wojska, a głów ną austryacką kolumnę. Szły tutaj dywizye: R ichepanse’a i D ecaen’a. W ojska Decaena, do składu których należał Legion polski, zatrzy­ mały się dłużej na drodze, do marszu uciążliwej. Ricliepanse je wyprzedził: oddzielił brygadę D roueta dla walki z przem agającą siłą przybyw ającego Riescha; sam w 6000 ludzi rzucił się pod M attenboet na tyły armii arcyksiążęcej i bohaterskim wysiłkiem zdecydow ał o losie bitwy, zgniótłszy wraz z Neyem we dwa ognie w zięty korpus nieprzyjaciela. W alczącem u tymczasem rozpaczliwie D rouetow i, przybył w t pomoc Kniaziewicz i w szystek Legion polski,

‘) K n ia ziew icz w p rzó d y ch o r o w a ł i p r z e b y w a ł w B aden-B aden. P ie r w ­ szy batalion le g ii w c h o d z ił w skład w o jsk a b e z p o śr e d n io p ro w a d zo n eg o p rzez D e la b o r d e ’a. S o k o ln ick i do K n iaziew icza, M onheim , ‘2 fri m aire (2:i-go listop ad a) K n iaziew icz do S o k o ln ic k ie g o , N euburg, 5 frim aire (‘26-go listopada) i 6 frim aira (27-go list.); M onachium , 9 frim aire (30 list.)

(20)

2 2 6 G E N E R A Ł M I C H A Ł S O K O L N I C K I .

za nim cała dyw izya Decaena. W alka tu, jako i na krańcow em lewem skrzydle, trw ała zażarta do ostatniej chwili. D okonano siła bohaterstw . W ysokie odznaczenie w yróżniło, a za niem tra- dycya zachowała imiona dwóch Polaków , z których jeden 47-u niewolnika, drugi 8 arm at nieprzyjacielowi zabrał. Sokolnicki brał narów ni z Kniaziewiczem udział czynny w całym przebiegu bitw y pod St. Christophe. L egion stanął na w ysokości swego zadania i bohaterskich działań całej świetnej armii, do której n a le ż a łx).

Zam iast być odepchniętym , ba, odciętym od Monachium, ja k marzyli A ustryacy, g enerał Moreau szedł zwycięskim marszem na W iedeń. Czyliż nie najśmielsze marzenia legionow e spełniać się poczęły? W kurzu bitew ciężkich, gdy spiesznie zajmowali arcybi- skupstw o salzburskie, podnosiły się serca Polaków , a przez suche słow a wojskowych poleceń i raportów przebija się w ładnąca duszą nadzieja, tem silniejsza, im dalsze były zwycięskie przednie straże. Sokolnicki w dniach 13, 14-go frim aire’.a kieruje przednią strażą n a praw em skrzydle. 13-go frim aire’a broni doliny Innu i A achu przeciw przemagającej sile pod Sm otzw ertem i G arsem . 22-go fri- m aire’a (13-go grudnia) dywizya L ecourbe’a walczy pod Salzbur­ giem. Na odgłos bitw y, Sokolnicki przepraw ia się przez Salzę i niesie pomoc zagrożonym oddziałom. Tutaj w zięty zostaje do niewoli przez Polaków dow odzący A ustryakam i ks. Lichtenstein. W dw a­ naście dni potem w S tey er zaw arto zawieszenie broni. T yro l od­ dano jako zakład w ręce Francuzów. G enerałow ie radzili głów no­ dowodzącemu iść drogą otw artą na zdobycie W iednia: „wolę zdo­ być pokój", odrzekł przew idujący Moreau.

‘j „A rm e du Rhin. d ivision du G eneral D eca en . A u quartier g e n e r a ł a S a ltzb o u rg , le ‘25 frim aire an IX O rdre d u jo u r de la d iv isio n du ‘20 frim aire L e g en era ł D eca en s ’e m p r e s s e de faire connaitre aux tr o u p e s de sa d ivision le s tem o ig n a g es de la satisfaction particulibre du G eneral en C hef sur leu r b e lle co n d u ite dans la jo u r n e e du 12; a v e c qu el plaisir le Gen. D eca en n ’a-t’il p a s m is so u s le s y e u x du G en eral en C hef la con d u ite co u r a g e u se et h abile du ch ef d’escadron M ontaulou si ava n ta g eu sem en t connu dans 1’а г т ё е par s e s lo n g s et m bm orables S ervices; l’audace du cito y e n C ornille, adj. m ajor de la 14-e qui v o y a n t un gros d’en n em is d isp o sćs a se difendre, s ’avan ce seul, le s so m m e de s e rendre et leu r fait m ettre bas le s arm es. L ’intrbpidite d ’un ch asseu r du 6-e n om m e C otteb oeu f (et d’un) hulan de la L eg io n P o lo n a ise n o m m e P a w lik o w ­ ski, tous deux a p p e r ę o iv e n t dans le b o is au co m m en cem en t de 1’affaire une cinquantaine d’h om m es, iis se co n certen t, feig n en t d’btre su iv is et le s ram ćnent p risson n iers. L e s 2-e et 3-e b a ta lllo n s de la 14-e le g e r e , le 1-er de la 4-e de lig n e, la L e g io n P o lo n a ise , un escadron du 6-e c h a sseu rs se so n t con d u its a v ec la plus grande b ravou re — le z e le que tćm o ig n ire n t le s autres tro u p es p ro n v e a v ec q u e lle ardeur e lle s eCnsent im ite le s p rem ib res si 1’o c c a sio n s’en fut pre-

(21)

Nie leżało w interesie armii francuskiej „upokorzenie" Au- stryaków . Nie było w interesie P ierw szego K onsula ani bohater­ skie wkroczenie w ojennego w spółzaw odnika do zdobytej stolicy,

ani przewleczenie wojny, ani u trata możliwego jeszcze porozumienia z A ustryą,—może przez nią z całym kontynentem . Już z trudnością zgodzi! się był na konieczną przez upór A ustryi kampanię hohen- lindeńską, na odebranie sobie laurów je dynego zwycięstwa. Teraz chw ycił w lot sposobność: dyktator wojskowy, aby się stać pierw ­ szym człowiekiem Francyi, m usiał spełnić w ielkie dzieło w ew nętrzne: potrzebow ał pokoju, zaraz też (koniec grudnia) potoczyły się żywo układy między Cobenzlem a Józefem B onaparte w Luneville’u.

Ciężkie i trw ożne przeczucie zaw odu zastąpiło najśm ielszą serc polskich nadzieję. N astał sm utny czas oczekiw ania na „los". Część w ojsk republikańskich, a z a n iem iL egion, stanęły na zimowe leże w W yższej A ustryi. O pactw o w K rem sm iinster, skromnie urządzona siedziba zakonnicza, stała się głów ną kw aterą Kniazie­ wicza i Sokolnickiego. S tąd w dniach 10 i 12-ym n ivose’a (3l-go grudnia 1800 r., 2-go stycznia 1801 r.) w ystosow ali redagow ane przez Sokolnickiego, podpisane przez Kniaziewicza, dw a listy do głów nodow odzącego gen. Moreau. W pierw szym prosili o w sta­ w iennictw o za trzym anym i w tw ierdzach austryackich więźniami polskimi: K ołłątayem , Trzecieckim, Malinowskim, Dzieduszyckim, Boguckim, K rygierem i Berezowskim (Fiszera odzyskano już wza- mian za ks. Lichtensteina). D rugi list tyczył się drażliwych spraw politycznych: był ostrożny, oględny, acz pełen godności. Mówił o „gorącości" umysłów; stwierdzał, że „w przededniu bliskiego po­ koju nie m ogą pozostać obojętnymi Polacy, których miłość O j­ czyzny zjednoczyła pod sztandaram i wielkiego narodu; rozsnuw ał w idok pięknej przyszłości niepodległego narodu, wdzięcznego przy­ jaciela Francyi: jakim środkiem potężnego odrodzenia stałyby się

wówczas Legiony! T o też interesem Francyi je st zachować je w „naj­ większym komplecie", najlepszym porządku.^ T akie tylko zacho­ w anie Legionu będzie miarą losu, jaki czeka naszą ojczyznę... Mu­ szę cię uprzedzić, G enerale, z tą prostotą i szczerością, jak a cechuje republikańskiego żołnierza... że w przeciw nym razie byłoby rzeczą zbyteczną dalsze rekrutow anie Legionów na koszt Rzeczypospolitej, zbytecznymi poniesione przy podobnej organizacyi wydatki: gdyż istnienie Legionu nie utrzym ałoby się w żadnym względzie... i na­ stąpiłaby zupełna rozsypka korpusu". List k o ń c z y 1) się temi sło-0 K n ia ziew icz do gen . M oreau, K rem sm tln ster, 1sło-0 n iv o s e г. IX w y ­ m ien ia w ię ź n ió w P o la k ó w w A u stryi: .,...il e st san s d ou te une in fin ite dautres d on t p ig n o re le nom s, m ais qu’une m esu re, g e n era le , p ou rrait co m p ren d re dans

(22)

2 2 8 G E N E R A Ł M IC H A Ł S O K O L N I C K I .

wami: „Polak po Szw ajcarze je st ze w szystkich narodów najbar­ dziej podległym uczuciu tęsknoty do kraju. Zam iłowanie wiedzy, prosta ciekaw ość, lub spekulacya łatw o go do wielkich podróży skłaniają: lecz słow o w ystarczy, aby nagle obudziły się daw ne zw y­ czaje i w spom nienia, ja k budzą się one w duszy Szwajcara, gdy usłyszy drogi mu pobrzęk dzwonków na pastw iskach . O dpo-le m ćm e bienfait.. do teg o ż, K rem sm tlnster, 12 n iv o se: „Je n ’ai sans doute pas b e so in de v o u s p re se n te r le s grands a v a n ta g es qui resu lteraien t p ou r la F ran ce et pour la ca u se com m u n e d’une attitude im p o sa n te d es L e g io n s P o lo n a is e s au m o m e n t ou la P o lo g n e rep ren d rait son rang parm i le s na- tions... de q u elle im p o r ta n c e se r a it p o u r la R e p u b liq u e d ’o ffrir a une n ation am ie alors q’u elle s e r e g e n e r e e l q u ’e lle se co n stitu e, d es m o y e n s p u issa n ts pour so u ten ir so n in d ó p en d a n ce, et d on t le s lie n s qui 1’un issen t deja a la F ran ce portant d’a u tres ra p p ro ch em en ts, sera ien t cim en tćs par la p lu s v iv e reco n n a issa n ce. Je ne d ou te n u lle m e n t que dans c e cas v o u s n ’e m p lo y e z tous le s m o y e n s qui so n t en V otre p o u v o ir pour p o r te r c e s le g io n s au p lu s grand co m p le t et pour le s m e ttr e dans la p lu s b e lle ten u e. C ette m e s u r e seu le serait p ou r n ou s le T h e r m o m ć tr e de la ch ance qui attend n o tre patrie. Mais j e d o is V o u s p r e v e n ir a v e c c e tte sim p licite et cette fr a n c h ise qui caraeterise le soldat rep u b licain , et qui n ’a d’a u tre v o e u , d’autre desir q u e d’ćtr e utile a la patrie ou de term in er a v e c h on n eu r sa c a rrićre m ilitaire: que dans le cas con traire il serait superflu de co n tin u er le recru tem et d es le g io n s p o lo n a ise s a la s o ld e d e la R ep u b liq u e et d e distraire pour leu r org a n isa tio n d e s frais qui pourraint ćtre p lu s u tilem en t e m p lo y e s, v u que leu r e x is te n c e n e p ourrait p lu s se s o u ­ tenir so u s aucun rap p ort. Car d’a p res la c o n n a issa n ce q u e j ’ai du caractere et d es in ten tion s de m es co m p a trio tes je v o u s assu re que tout ce qu’il у a d’offi- c ier s que 1’e n e r g ie p a tr io tiq u e a d eterm in ć au p lu s g e n e r e u x d ev o u em en t, s ’em p fessera in t de quitter le S ervice et en train eraien t im m an q u ab lem en t une d issolu tion com p lete. S a n s doute que le G o u v ern em en t im m u ab le dans s e s p rin ­ cip es d e ju stic e ob tien d rait fa cilem en t u n e am n istie g en era le p ou r tous ceu x qui p ou rraien t en c o r e c o m p te r sur q u elq u es r e ss o u r c e s dans le u r s foyers: et sa m agnam inite lui fera it a v is e r aux m o y en s d ’en tretien p ou r ceu x qui ont ćte b le s s ć s en com b attan t p ou r sa cause, ou qui se so n t co m p ro m is au p oit de n e pas p o u v o ir e sp e r e r un p ard on sin cere. Mais tou tes c e s m esu res n e p o u r ­ raient com p ren d re q u e. d e s in d ivid u s et non le co rp s e n tie r dont le s soldats m ćm es, se v o y a n t a ja m a is seq u estres de leur patrie, d e se r te r a ie n t par b an d es p ou r rentrez au sein de leu rs fam illes..." Z k się g i listó w słu ż b o w y c h S o k o ln ic - kiego; styl i sp o s ó b listó w tych z u p e łn ie o d p o w ia d a listo m S o k o ln ick ieg o . Zkądinąd w m e s sid o r z e г. X te n ż e w sp o m in a (do g en . D ’A v ra n g e) „...des ob- serv a tio n s p o litiq u es q u ’une im p atien ce p atriotiq u e lui (a K n ia ziew icz) avait d ictćes... cet e m p r e sse m e n t in d iscret que j ’ai c h e r c h e m od órer autant q u ’il etait en m oi...“ Por. K n ia ziew icz do D ą b r o w sk ie g o , 17 P lu v io s e г. IX (6-go lu te g o 1851 г.), Kw art. hist. 1899 r : „...lubo dotąd n ie m am y żadnej w ia d o m o ści, czy arm istitium p r z e d łu ż o n e , c z y pokój za w a r t o : jed n a k w ielu m n iem a, iż ten je s t podpisanym , a w ra z z tem r o zch o d zi się tu w ie ś ć , ż e 50,000 F ran cu zów mają m ieć w o ln e p r z e jśc ie p rzez W ę g r y do T u rek dla p o d z ie le n ia ich w raz z Mo­ sk w ą, która w e ź m ie w ie lk ą cz ę ść , A u stry a także, k ró l pruski w e ź m ie H am b u rg i H a n o w er, a P o ls k a m ieć na króla k się c ia de M ek lem b u rg zię c ia P a w ła .

Cytaty

Powiązane dokumenty

W kulturach tradycyjnych było to możliwe; w społecznościach zdominowanych przez kor- poracje, a jednocześnie umożliwiających pracę zawodową i mężczyznom, i ko- bietom

Uczniu, przypomnij sobie jak wyglądało życie obu postaci – Ani Shirley oraz Maryli Cuthbert - zanim się spotkały.. Jak wyglądało pierwsze spotkanie bohaterek i jak doszło do

Nie sposób więc traktować rozma ­ itych koncepcji i systemów teologicznych inaczej, jak tylko jako nieopartych na niczym, czczych spekulacji, zwłaszcza gdy zważyć, że da

W dniu 22 maja 2007 roku, już po raz czwarty odbyły się warsztaty studenckie „Miasta bez Barier”, orga−. nizowane przez Wydział Architektury

Istotnie, gdyby dla którejś z nich istniał taki dowód (powiedzmy dla X), to po wykonaniu Y Aldona nie mogłaby udawać przed Bogumiłem, że uczyniła X (gdyż wówczas Bogumił wie,

Otóż fakt, że problem cyklu Hamiltona (CH) jest NP-zupełny, oznacza, że dzięki temu, że pokazaliśmy protokół dowodu z wiedzą zerową dla CH, wiemy jak konstruować protokoły

Wiemy co prawda, że r jest resztą kwadratową z dzielenia przez n wtedy i tylko wtedy, gdy jest resztą kwadratową z dzielenia przez p oraz z dzielenia przez q, jeśli jednak

Jest to dla mnie rewolucja, bo pojawia się pomysł, który jest zupełnie, ale to zupełnie nieoczywisty?. Ba, podobno Oded Goldreich zawsze swój kurs kryptologii (w Instytucie