• Nie Znaleziono Wyników

Księżna Tarakanowa i konfederaci Barscy : (ustęp z większej pracy)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Księżna Tarakanowa i konfederaci Barscy : (ustęp z większej pracy)"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Księżna Tarakanowa i konfederaci Barscy.

(U S T Ę P Z W IĘ K S Z E J PRACY).

Dzięki uprzejmości zarządu archiwum państw a w P etersbu r­ gu, udało nam się dotrzeć do aktów, t. zw. księżnej Tarakanow .

Głośna ta bohaterka rom ansów angielskich, francuskich, niemiec­ kich i rosyjskich, aw anturnica d i prim o cartcllo, w spółczesna Ca- gliostra, De N assau'a i różnych pseudo-Piotrów , ukazyw ała się w ra mach pow ieściopisarskich, otoczona aureolą męczeństwa, jako ofia­ ra państw ow ej racyi stanu. Fantazya a rzeczywistość!.. Z martwych aktów przeszłości w staje nie bohaterka, tylko szantaż, — nie wielki czyn polityczny, — tylko aw antura. Lecz i aw antura może mieć ważne historyczne Znaczenie. Samozwanka, podająca się za córkę ce­ sarzowej Elżbiety, za praw ow itą pretendentkę do tronu rosyjskiego,— naw iązała stosunek z panującym księciem Lim burg-Stirum w Niem­ czech, Filipem Ferdynandem , przebyw ała długi czas w jego posia­ dłości O berstein, nad rzeką Nahe i tu ukuła zamiar w ystąpienia na

szerszą w idow nię polityczną. Sprytem , wdziękiem, niesłychaną

i niew yczerpaną pomysłowością, um iała wyzyskiw ać ludzi i czynić ich pow olnem narzędziem w swoich dłoniach. Zaszargane prow a­ dzenie się, oszustw a popełniane pod rozmaitemi nazwiskami, nie zagrodziły jej drogi do ustawicznych powodzeń. W plątała w sieć swej intrygi Ogińskiego, który umknął z Polski i przebyw ał w P a­ ryżu,—w reszcie om otała K arola Radziwiłła i towarzyszącą mu emi-

gracyę polską, po barskiej konfederacyi. Książę „Panie K ochanku“ znaczył drogi swej tułaczki patryotycznym i protestam i i wreszcie schronił się w okolice nadreńskie, — do S trassburga i F rankfurtu nad Menem. W stanowczym, zawrziętym oporze, nie chciał uznać rozbioru Polski i choć inni przewmdcy konfederaccy podpisali t. zw.

(3)

reces i zgodzili się w nim na pogodzenie się z nowym stanem rze­ czy, — w ojew oda pozostał w szeregach nieprzejednanych.

Spraw a Tarakanow ej je st w trzech czwartych kw estyą polską

i ciekawym epizodem barszczańskich dziejów. Niejedno ona tłó-

maczy, odsłania ciekawy koloryt szlacheckiej ruchaw ki. Losy T a ­ rakanowej były tragiczne. Zwabiono ją na okręt rosyjski w Livor­ no i w raz z dwoma konfederatami, Czarnomskim ifD om ańskim , przewieziono do tw ierdzy Ś. P io tra i P aw ła w P etersburgu, gdzie po roku cierpień zakończyła życie na suchoty. Podany rozdział je st krótkim uryw kiem . W niedalekiej przyszłości ukaże się książ­

ka, zaw ierająca szczegóły.

*

*

X-I.

W czasie pobytu księcia „Panie K ochanku“ nad Renem , n a­ wiązała pani A zow a zimą, 1773 roku, nowe stosunki z osobą, okre­ śloną tajemniczą nazw ą „nieznajomego z M osbachu“. Ów zagadko­ wy człowiek był Polakiem, należał do otoczenia W ileńskiego w oje­ wody i podążył za nim do W enecyi i Raguzy. Tam , przędła się dalej nić miłości między uwodzicielką i pogrom czynią z O bersteinu, a Radziwiłłowskim zwolennikiem. Nie poprzestano na w ynurze­ niach i czułościach: konfederat gotów był w ybrankę serca popro­ wadzić na kobierzec małżeński, ale nieświeski królik zburzył te po­ mysły i zamysły. ’) Któż ukrył się za mosbachskim kryptoni­ mem?.... Michał Domański nie gnuśniał wcale w rodzinnej zagro­ dzie. Urodził się w dziedzicznej wiosce Zadołże, w powiecie piń­ skim. Do 14-go roku życia siedział na ławie szkolnej, poczem staro ­ dawnym obyczajem, pchnął go stryj na dw ór K arola Radziwiłła, naonczas miecznika litewskiego, aby się potrosze zapraw iał w kor­ dzie, po trosze nabył ogłady w wielkopańskim domu. T ak zeszło mu kilka lat na gwarnej „służbie“, aż został w ybrany deputatem i z w yborem porzucił barw y nieśw ieskiego ordynata. O ile go za­ jęcia deputackie nie odw oływ ały, przebyw ał spokojnie na swej

chudobie w Zadołżu, gospodarując, jak reszta braci szlachty. A le oto nastał burzliw y 1768 rok. Pow iat piński skonfederow ał się pod łaską podstolica Orzeszki i naznaczył konsyliarzem swoim do

gene-*) A rch iw u m państw , w P e te rsb u rg u . (G osud. A rch iw ). Nr. Vol. 532. Z listów L im b u rg a z d. 30 p aźd ziern ik a i 20 g ru d n ia 1774 r.

(4)

ralności, Michała D omańskiego, chociaż on sam „do ruchu się nie w ciągnął“. M arszałek Orzeszko, pobity wraz z Kazimierzem P uła­ skim w nieszczęsnej bitwie pod W łodaw ą, przypadł do D omań­ skiego w kilka zaledwie koni z prośbą, aby z nim uciekał do Au­ stryi, gdzie rozbitki znaleźli schronienie. Jakoż w Bielsku, na Szlą- zku, zastali generalność pod laską K rasińskiego i Potockiego. Z Biel­ ska w ybrali się zbiegi do W ęgier, gdzie przepędzili dw a lata. K onsyliarz piński połączył się z dawnym panem swoim, z woje­ wodą W ileńskim , odbył z nim podróż do P ragi czeskiej, a nastę­ pnie do F rankfurtu nad Menem *). O dtąd dzielił Domański losy „Księcia Panie K ochanku“ w różnych etapach jego tułaczki: w M ann­ heimie, Strassburgu, W enecyi, Raguzie. Nie spełniał on czynno­ ści dworaka, ani rezydenta, okraszającego stół m agnacki: książę go liczył w poczet swoich przyjaciół*), najszczerszych zaufanych i agentów do trudniejszych spraw. On był Radziwiłłowskim rze­ cznikiem na zjazdach w B raunau i Landshut, on mężem stanu emi- granckiej epopei wojewody. Michał Domański, młody, ruchliwy, miał żywe poryw y serca i żywe namiętności. P anią A zow ową (je­ dno z nazw isk aw anturnicy) pokochał ogromnie, szalał za nią, sza­ lał w najtragiczniejszych chwilach, gdy pokrył ich w spólnie dach ponurej, okropnej tw ierdzy więzienia Św. P io tra i Paw ła, a słońce wolności nie przedzierało się przez kraty ich celi. W ów czas w y­ znał przed prow adzącym śledztwo, księciem Galicynem, iżby ją po­ ją ł za dozgonną tow arzyszkę „naw et w jednej koszuli3). W R agu­ zie spinał się na strom y m ur pałacu uwielbianej kobiety w śród

blasku księżycowego światła, hazardując życie ■*). D la niej roz­

stał się potem z Radziwiłłem i rzucił się w odmęt potężnej poli­ tycznej aw antury. Czyż to nie ten sam człowiek, którego małżeń­ skie plany rozbijał w ojew oda wileński? Z a maską nieznajomego z M osbachu kryła się na pew no tw arz konsyliarza pińskiego. P o­ średnikiem pomiędzy księżną W ołdom iru a konfederatem , mógł być Józef A ntoni Richter, służący Domańskiego. Richter, rodem z Za­

' ) P rzeszło ść D om ańskiego naszkicow ana n a podstaw ie jego w łasnych

zeznań, w tw ie rd z y Sw . P io tra i P aw ła. A rchiw um państw , w P e te rsb u rg u P ro to k ó ł śledczy Ns 531. S e rv a VI.

s) K otłubaj: G alery a N ieśw ieska p o rtr. R adziw iłłow skich. S tr. 496. — W aliszew ski: K o resp o n d en cy a księcia K arola St. R adziw iłła. N» 95 i 104.

3) A rchiw um p ań stw . Xs 531. S e ry a VI. Z ra p o rtu G olicyna do K a­ ta rz y n y II z 13 łip c a 1775 r.

i i P o ró w n aj dzieło W aliszew skiego: A utour d’un trône. T ro isiè m e édi­ tion. P a ris 1894. S tr. 323.

(5)

leszczyk na Podolu, próbow ał zrazu kunsztu stolarskiego, a uprzy­ krzyw szy go sobie, przyjął obowiązki lokaja u m arszałka nadw or­ nego, Franciszka W ielopolskiego, poczem po czteroletniem zajęciu u „margrabiego na Żywcu, Pińczowie, Księżu i Pieskow ej S k ale“, udał się do Paryża w służbę Ogińskiego. Po półtoraroczu rozstał się z nim hetman, w ystaw iw szy mu nader pochlebne św iad ectw o 1). R ichter znał niewątpliwie spraw y konfederacyi z czasów, gdy ja d ł chleb W ielopolskiego i z nim w Bielsku przebyw ał, o ta rł się o nie także nad Sekw aną, na nowem stanowisku. T u m usiał słyszeć 0 A ly Em ettée (także jedno z przybranych nazwisk przez samo­ zwankę), widywać ją, a naw et może. nosił do niej piękne liściki swego pana, były to bowiem miesiące najsilniejszego napięcia uczuć hetmańskich dla „osoby z A zyi“. Paryż opuścił Richter rów no­ cześnie z aw anturnicą, kto wie naw et, czy Ogiński nie pozbył się w iernego sługi, aby mógł towarzyszyć A ly w podróży do Niemiec. W każdym razie, w drugiej połowie 1773 roku, miał R ichter now e­ go pana w osobie konsyliarza pińskiego. S ą jeszcze inne ślady porozumiewania się księżnej W ołdom iru z Radziwiłłem i jego oto­ czeniem: przez księcia Lim burskiego. Filip F erdynand miał zam iar ugościć u siebie, w O berstein, dostojnego tułacza i w tym celu układano się o przyjazd wojew ody. Radziwiłł nie zgodził się na O berstein, postanow ił bowiem udać się do księstw a D w u Mostów, gdzie mieszkał pew ien lekarz, który bawił w Polsce i znał język polski. „Panie 'Kochanku“ cierpiąc na dokuczliwą hypochondryę 1 obawiając się ustawicznie śmierci, pragnął mieć owego m edyka u swojego b o k u s). T ak więc praw dopodobnie udał się Fim burg do D wu Mostów dla spotkania się z Radziwiłłem. Zresztą, w ładca minia­ turow ego państw a Fim burg-Stirum musiał zaznajomić się z Pola­ kami w Mannheimie. Jako sąsiad, byw ał często na dworze Pala- tyna-Elektora Renu, K arola T eodora, który na wzór panujących w spółczesnych zapatrzył się w przepych królew ski we Francyi i starał się u siebie na m ałą skalę urządzić W ersal. N iepodobna, aby książę podczas wizyt swoich, nie zetknął się ani z ordynatem nieświeskim, ani z jego bratem , wychowującym się pod okiem sa­ mego Elektora. Książę Hieronim był w Mannheimie szczególnie uprzew ilejow aną osobą, miał przy sobie całą świtę, bo oprócz księ­ dza W ulfersa, Mikołaja M orawskiego, Bernatowicza i służby, także pazia Mackiewicza. Sam a elektorow a przekroczyła dla niego ety ­

1) W e d łu g aktów arch , państw , w P e te rsb u rg u . N° 533.

2) C ztienia w im perato rsk o m obszczestw ie p ri m oskow . u n iw ie rs. etc., r. 1867 ks. I. N° 15.

(6)

kietę i zezwoliła mu bywać na obiadach u siebie, kiedy zechce, bez opow iadania się <). W takich w arunkach byw ał H ieronim g o ­ ściem w czasie przyjęć urzędow ych i pół urzędowych, a więc i w czasie pobytu Lim burga w wersalskiej imitacyi K arola T eodora. Zetknięcie się wielbiciela Pani Azowowej z nieświeskiem królewiąt- kiem pozostawiło po sobie następstw a. Niebawem w ylągł się projekt ożenku H ieronim a z siostrzenicą Filipa Ferdynanda, księżniczką H ohenlohe-Bartenstein. Kombinacye te rozbiły się o opór cesarzo­ wej Maryi Teresy, która ze w zględów politycznych nie pragnęła, aby Radziwiłłowie robili terrytoryalne nabytki w Niemczech. Z tych samych praw dopodobnie pow odów upadły i inne projekty. „Panie K ochanku“ gotów był w czasie pierwszej emigracyi sprzedać do­ bra swoje Fryderykow i II, byle król pruski zmusił rząd w arszaw ski do uwolnienia ich z pod stem pla konfiskaty i w ten sposób, ja k się austryacki ajent wyraża, nasycił uczucie wojewodzińskiej zemsty. Obecnie zamierzał polski banita oddać Limburgowi posiadłości dzia­ dów swoich i ich prochy na Litw ie wzamian za państw o Filipa F e r ­ dynanda. T ak stałby się rzeczywistym księciem rzeszy i spełnił stare pragnienia swego domu, tudzież własnej am bicyi2). Ów p ro ­ jekt ekspatryacyi pow stał w chwilach bronienia się Radziwiłła przed przejściem mostu, zbudow anego między em igracyą a W arszaw ą dłoniami W ielhorskich i Ogińskich, w chwilach w ypow iadania naj- ognistszych frazesów o konieczności strzeżenia czci Rzeczypospo­ litej i protestow ania przeciw jej obkrajaniu. Czy to rozstrój mię­ dzy słowem a zamierzonym czynem, czy poryw rozgoryczenia, znu­ żenia i rozpaczy?... W każdym razie znał Limburg garść m alkon­ tentów , bawiących nad Renem, znał ich widomą głowę, księcia K arola i dzielił się zapewne wrażeniami, wyniesionemi z rozmów z cudzoziemskiem towarzystwem , ze swoją bogdanką z O bersteinu. Za jego pomocą mogła dowiedzieć się o usposobieniu najbardziej nieprzejednanych, o ferm entach emigracyjnych, o stosunkach pol­ skich, o stronnictwach i tragedyi, rozgrywającej się nad W isłą. Niebawem wymieniła nazwisko Sanguszkow ej, jako swej informa- torki paryzkiej, a między jej papieram i znaleziono spis twierdz za­ jętych przez Pugaczewa, nadesłany rzekomo przez ow ą

nadsekwań-b Jankow ski: K o resp o n d en cy a ks. R adziw iłła z arch iw u m w W e rk a c h . S tr. 94 i 97.

3) A rchiw um państw . A» 552. L im burg, n azyw ający się stale w listach do sam ozw anki Filipem , pisze: „Philippe <moit fa it mention d’un troc de Oberstein

(7)

ską p rzjjaciółkę ’). Kto nasunął pseudo-księżnej nazwisko, spokre­ wnione z rodem nieświeskich panów?... Jest to trop niewątpliw y obeznania się aw anturnicy z familijną parantelą w ojewody. Nie po raz pierw szy zresztą zbliżyła się do św iata, który był dla niej kra­ jem za siedmiu górami i rzekami. Z zetknięcia się z Ogińskim w y­ niosła niewątpliw ie dużo potrzebnych wiadomości, dużo oryentacyi. Dlaczego hetm an tułał się, co go do tego zmusiło, jakie nieprzy­ jazne w arunki i okoliczności? — te pytania same się nasuw ały. Na historyach i historyjkach nie lubiła kończyć. Intrygancka pasya, dążność do w yw oływ ania twórczą praw dziw ie siłą niezwykłych po­ łożeń, umiejętność czepiania się rękami i nogami wszystkich i wszy­ stkiego, aby największe wycisnąć korzyści, w iodły ją prostą ście- żjmą do opętania wileńskiego wojew ody, o którego skarbach krą­ żyły za granicą anegdoty. W krótce dopięła celu życzeń: zobaczyła litewskiego n ab ab a ... I znowu przyjdzie sądzić, że spotkanie obojga było dziełem Lim burga, a przedewszystkiem pińskiego konsyliarza, głów nego pomocnika politycznych czynów swego pana. Cel spotka­ nia jasny. Przed w yjazdem księcia „Panie K ochanku“ ze S trassburga w zam ierzoną podróż do Stam bułu przez W enecyę, w yłoniła się w G rudniu 1773 roku pogłoska o pochodzeniu księżnej W ołdom iru z krwi rosyjskich im peratorów. Rzekom a córka Elżbiety I, puszcza­ jąc w świat sensacyę, wiedziała, czego chce, dokąd zmierza. P ro ­ klamując się ostatnią z Romanowych, w nuką tw órcy nowożytnego carstwa, zaznaczyła mimowoli, gdzie kres jej pożądań. O drośl naro­ dowej dynastyi m iała zarazem najmocniejsze dynastyczne prawa. Dokądże jej się najpierw zwrócić, w jakim obozie szukać sprzymie­ rzeńców ?... Jakby zrządzeniem O patrzności naw inął się jej naj­ tw ardszy em igrant, w ojew oda wileński, który w olał przyjąć chętniej „tytuł całowiecznego tułacza, niż oglądać obaliny wolnej rzeczy­ pospolitej“. A wówczas w łaśnie nieświeski pan, podniecony rece- sami Ogińskiego i W iełhorskiego i pow stałym rozłamem między niedobitkam i barszczańskimi, dobyw ał z niezmierną krew kością re­ szty tchu, aby nie dopuścić do ugaszenia tlejących jeszcze między

opozycya ostatnich iskierek zapału. D roga go w iodła teraz nad

Złoty Róg dla podtrzym ania na sułtariskim dworze sprawy, za któ­ rej symbol się uważał. Ścieżki jego i księżnej W ołdom iru scho­ dziły się. O politycznych zamiarach sam ozwanki posiadał

nieza-') W e d łu g areh. państw , b32. T u należy nadm ienić, że A nna S anguszko była m atką M ichała K azim ierza, ojca księcia „ P a n ie K ochanku1'. K ilku S apie- chów baw iło też n a em igracyi w p ro w in cy a ch n ad re ń sk ich (Jankow ski: K ores- p ondencya. S tr. 98).

(8)

wodnie wiadomości. Pow itał je z entuzyazmem, jako boże nam a­ szczenie własnych jego chceń. Niby posłanniczka nieba spadała na padół utrapień w ojew ody praw ow ita córka cesarzowej Elż­ biety, podaw ała mu pomocną dłoń, now e, różowe roztw ierała widnokręgi. Jej w ystąpienie nagłe, niespodziane, rozwikłać mogło tyle trudności, godziło w prost w monarsze praw a K atarzyny II, groziło zamieszkami Rosyi, które przy pożodze Pugaczewa i wojnie tureckiej, zdolne były uwolnić Polskę z , pod gniotu północnego sąsiedztwa i pierw szy rozbiór unicestwić. O sobiste zbliżenie się obojga nastąpiło może w księstwie Dwu Mostów7 przed wyjazdem „Panie K ochanku“ do W enecyi. Pow italny list Radziwiłła do samo­

zwanki odzwierciadla najlepiej jego nastrój duchowy. „Patrzę na

przedsięwzięcie W aszej W ysokości—pisał, jak na cud opatrzności, która czuw7a nad moją nieszczęsną ojczyzną, zsyłając jej z pomocą tak wielką heroinę. Pałam żądzą złożenia pani mej czci, są jednak drobne okoliczności, opóźniające to szczęście. Poleciałbym natych­ miast do W aszej W ysokości, lecz ubierając się po polsku, obawiam się, że zwrócę na siebie wiele ciekawych oczu. W izyta pani u mnie mogłaby pociągnąć ten sam skutek, albowiem je st tu wiele osób. Na spotkanie należy zatem w ybrać miejsce na uboczu, aby się ukryć przed spojrzeniami natrętnych widzów. Dom, który w yna­ jąłem przed miesiącem, stoi pustką. Jeżeli W asza W ysokość uzna za stosowne, raczy niezwłocznie przybyć. Będę tam czekał. Odda- w7ca listu, człowiek w ypróbow anej wierności, będzie pani służył za przew ednika ')“. Z tonu, z sposobu w yrażania się wynika, że było to pierwsze widzenie się pretendentki z w ojew odą, pierwsze sam na

sam Przezorność, którą zachowano, świadczy, ja k Radziwiłł prze­

niknięty był od stóp do głów ważnością chwili i troską o ostroż­ ność. Co postanow iono, jakie obrano środki działania? Z tego ani śladu. Zdaje się, poruszono myśl ściągnięcia odstępców barskich

pod emigranckie sztandary. Na ich czele stał paryski znajomy

samozwanki, wielki hetm an litewrski. Ogiński, podpisaw szy reces, mościł sobie powrrót do ojczyzny za pomocą zabiegów o opiekę u dw orów w ersalskiego, wiedeńskiego a naw et p etersbu rsk ieg o s). Szarpały go widocznie jed n ak wątpliwości, czy w kraju nie usłyszy zarzutu o dezercyi z pod konfederackich znaków7, bo kazał w7 P a ­ ryżu sztychow7ać sw7oje portrety z objaśnieniami, że był obrońcą

ojczystych praw i wolności, ja k długo mógł i jak długo istniała

i C ztienia 1. c. .Nb 18.

(9)

nadzieja ratu n k u A potem zaznaczyło się contra spem ire__

Osobliw y dokum ent oczyszczający rozdaw ał potem w W a r­

sz a w ie 1)... W obec oczywistych usiłow ań hetm ana pogodzenia się z nowem położeniem i przekreślenia na dobre świeżej opozycyjnej przeszłości, m usiały wszelkie starania o ponow ne sprowadzenie go w szeregi nieprzejednanych zmarnieć bez skutku. Po półrocznym pobycie w Lyonie (od połow y Października 1773 r.), gdzie się zam­ knął z oszczędnościowych pow odów na dobrow olnem wygnaniu, przybył Ogiński do stolicy w ostatnich dniach m arca 1774 r. i za­ stał dw a listy „osoby z A zyi“. Nie był to już w ylany i senty­ m entalny kochanek minionych chwil, k tó ry mimo hetmańskiej go­ dności narzekał, że go „ogień i płomienie prześladują“. Czas ochło­ dził go znacznie i w ykruszył z serca wiele strzelistów afektów. Znalazły się jednak w jego odpowiedzi akcenty ugrzecznienia. Z a­ pew niał ozdobnemi słowami, że „przyjaźń ma bezpieczne schronie­ nie w jego ram ionach“ i zawsze mu będzie cenną i drogą... Nie rozumiał jedn ak jej politycznych ałuzyj, nie wiedział co znaczą i wymówił się od zaprosin do O bersteinu.

„Przypom ina mi pani — odzywa się,—nasze dawne zagadki. Uśmiechnąłem się, usłyszaw szy to słowo. Przyznam się, iż nasu­ nęło mi myśl o starożytności, o wiekach parabol i odpowiedzi w y­ roczni, które nigdy nie w ypow iadały ani „tak “ ani „nie“. P ro p o­ nuje mi pani spotkanie. Zgadzam się najchętniej, moje przyw ią­ zanie budzi we mnie to samo pragnienie, należy jednak działać z nieskończoną roztropnością. Gdybym znikł ztąd na dłuższy czas, uderzyłoby to wszystkich, co mnie z oka nie spuszczają, a je st wiele osób obserw ujących moje prow adzenie się. Niemożliwością byłoby usunąć się z widowni publicznej na przeszło trzy lub cztery miesiące. P roponuję zjechanie się w Chalons, w Szampanii. Nie­ chaj pani zatem wyjawi co do tego swoje postanow ienie, dzień i nazwisko, które przybierasz. Przybędę połączyć się z panią z wielką przyjem nością“ !). Nie bardzo rozumiał Ogiński plany pretendentki, bo porów nyw ał je z helleńską wyrocznią i w skrzeszał w pamięci „dawne zagadki“, które nie były przejrzystsze i uchwytniejsze od nowej. P retendentka potrąciła wszakże o strunę kw estyi polskiej, a postaw iw szy sobie konstrukcyę samozwańczego zamachu, pragnęła w plątać Ogińskiego w swoje sidła i pchnąć go do kuźni spiskowej roboty. W ojew oda wileński, hetm an wielki litewski, w ybitni przed­ stawiciele polskiej oligarchyi, byli nietylko dobrem tłem

dekora-') Jan k o w sk i: K o resp o n d en cy a etc. S tr. 115.

(10)

cyjnem, ale mieli nadto własnemi osobami, udziałem w akcyi upraw dopodobnić bajkę polityczną, która wyrzucić mogła aw antur­ nicę na szeroką widownię, na powierzchnię potężnych w ydarzeń historycznych. Ogiński rozmyślił się jednak: postanowi! nie zary­ zykować naw et Chalons. W n et znalazł się praw dziw y czy udany reumatyzm krzyżów a z nim niemożność zapowiedzianego spotka­ nia. Zawsze filozoficznie usposobiony, w ydobył znow u stary kamień mądrości, którym rozbijał trudności życiowe, ów „zbieg przyczyn“ i dla osłodzenia zaw odu radził księżnie zachować pożądaną dozę cierpliwości '). O istotnych zamiarach, o ostatnich burzliwych pla­ nach samozwanki, nic nie wiedział. Drażniły go niedopowiedziane w jej listach myśli, jakieś tajemnicze, jakby w mgłę spowite przed­ sięwzięcia, na które ani promyk światła nie padał. Ciekawość wzięła wreszcie górę. Ogiński w ysłał do księżnej B ern h ard i’ego, w ycho­ wawcę dzieci swego szw agra W ielhorskiego, „człowieka m ądrego i dyskretnego“.— „Niech mu pani—prosił,— zaw ierzy list, mniej za­ gadkowy, niż dotychczasowe, wraz z wszystkiemi nowinami, o któ­ rych pani w spom inała“ 2). Na razie czekał w P aryżu na rew elacyę z O bersteinu: czyż mógł przeczuwać, że jego A ly była ostatnią płonką Romanowych, a niebawem zgłosi się po koronę spoczywa­ jącą na skroniach Katarzyny?...

II.

Kto księżnę W ołdom irską namówił do odegrania samozwań­ czej roli, do zamachu na m onarszy stan posiadania Katarzyny? Jakie były cele, jakie dążenia przedsięwzięcia? Ogiński, Radziwiłł, D o­ mański, Limburg? Czy to czyn emigracyi, chw ytający się wszelkich zbutwiałych desek ratunku? W ielki hetman litewski — nie. Naj­ mniej był do tego skłonnym ze względu na zerwanie z opozycyą i ociężałe usposobienie, lękające się hazardu. D la niego była „oso­ ba z A zyi“ piękną, zajmującą kobietą, na której widok prześlado­ w ały go „ognie i płom ienie“, której szepta! słodkie madrygał}'' i przesyłał liściki w barokowym stylu. A gdy się schadzka nie

’) A rch iw u m pań stw a. Vol. 533.

(11)

udała, lub inny grym as zniweczył przyjem ności zamierzane, pocie­ szał się pow tarzanym bez znudzenia zw rotem o „zbiegu przyczyn“ i znajdował w nim leki na wszystkie utrapienia, na wszystkie męki życiowe. Na tem kres, dalej nie poszedł. Jeszcze w początkach maja 1774 roku przedstaw iały się hetm anowi tajemnicze frazesy samozwanki, jakby eleuzyjskie m isterya. Do m atactw a ręki nie przyłożył, miało się ono wyłonić przed jego oczami, jako rzecz do­ konana. Bliżej spraw y stał w ojew oda wileński. Czyżby on? I w jego charakterze niema rysów pomysłowości: są jedynie odruchy, reak- cye przeciw osobistem u n o li me tangere, przeciw oligarchicznej sa­ mowoli. Je st ponadto dowód niewinności wojewody, jeżeli chodzi 0 autorstw o aw antury.

W Raguzie doręczyła mu samozwanka list z prośbą, aby go, z pomocą Kossakow skiego, polecił oddać sułtanowi. Radziwił w y­ praw ił w prawdzie owo pismo na ręce swego stam bulskiego agenta, w obawie jednak następstw , nakazał mu je przy sobie zatrzym ać’). Chyba głów ny aranżer faktu nie w ahałby się ani na chwilę pukać z objawieniem wielkiej tajemnicy do dworu, od którego sam ocze­ kiwał zbawienia. Zresztą późniejsze zachowanie się w ojewody w R a­ guzie wyklucza możliwość posądzenia go o wyszukanie pretendentki, celem obalenia rządów im peratorowej. Tem mniej Domański. T o człowiek drugoplanow y, Radziwiłłowski zausznik, doradca, zastępca 1 nic więcej. T ak dalece nie rozbiegłby się ze swoim panem, aby działać na w łasną rękę i to działać w sprawie, w której wojew oda miał odegrać pierw szorzędną rolę. W ięc Limburg? Ależ on w y­ staw ił 28 grudnia 1773 roku Obersteinskiej rezydendce pełnomoc­ nictwo do traktow ania z rosyjskim wicekanclerzem, księciem Gali- cynem, o rzekom e jego praw a do H olsztynu!s). Podobnego doku­ m entu nie mógł dać ryw alce cesarzowej, zamierzającej obalić po­ rządek rzeczy w imperyum. Niema intrygi polskiej, niema konfe- derackiego spisku, niema na razie emigranckiego odcisku na gotu­ jącym się w Limburskiem państew ku zamachu. Gdzież zatem ge­ neza spraw y, gdzie mętne źródło inicyatywy? Praw dopodobnie w niej samej, w księżnej W ołdom iru. Pow odzenia Pugaczewa, które jesienią 1773 roku dosięgły szczytu i popłoch rozsiały w europej­ skiej Rosyi, zawróciły jej głowę. Pozazdrościła laurów fałszywemu Piotrowi, nie zastanaw iając się nad przyczyną popularności doń­

') A rch, p aństw . A kt śledczy D om ańskiego. T oż sam o w ra p o rc ie Gali- c y n a z 13 lipca 1773 r. A rch, państw . 531. P o ró w n a j ro z p ra w ę B rev e rn a: „Die v o rg eb lich e T o c h te r d e r K aiserin E lisabeth P e tr o w n a “, str. 50.

(12)

skiego kozaka. Co się udało nad Jajikiem, dlaczegożby nie miało się udać nad Newą czy Moskwą. Tłomaczyła sobie spraw ę z naj­ bardziej powierzchownej strony: czyny w ystarczały. Dzieje Rosyi lat ostatnich, to jak by zburzony prąd, unoszący aw anturników i spiskowców. T ragedya w Ropszy, pretoryańskie zamachy, spisek Mirowicza, potem długi szereg samozwańców, udających męża ce­ sarzowej, — same wstrząśnienia, przesuwające tło życia im peryum niby w zamglone epoki, niby w okres bizantyjski, a w yryw ające je z ran współczesności. Nie istniały pozornie w takich warunkach niemożliwości. Czemże był lepszy wołski mołojec F edor Bogomo- łow lub Pugaczew, co sięgali po koronę cesarską? Czem Stefan Malyi lub Senowicz, grasujący po Czarnogórze w charakterze P io­ tra III? Senowicz w łaśnie 1773 roku proklam ował swoje praw a i gotow ał ruch zbrojny'). To, co oni mogli, mogła i ona. T rudno było o korzystniejszą i dopraszającą się w cielenia złych zamiarów chwilę. Im peryum porozpękane, rozkołatane w najniebezpieczniej­ szej, bo socyalnèj organizacyi, porażone na Bałkanach, zajęte w P o l­ sce, wijące się w przesileniu. Bujną fantazyę aw anturnicy zaludniały może i opowieści o tajemniczych losach córki Elżbiety i A leksego Razumowskiego, A ugusty, której nikt nigdy nie widział i dlatego właśnie można było przybrać jej postać. Mniejsza o to, czy carów- na istniała, czy nie,—legenda zastępowała rzeczywistość. W ierzyli w nią nietylko maluczcy, ale i wybitniejsi ludzie, posądzając o ojcow- stwo księżniczki, to byłego śpiew aka chóru pałacow ego, nastę­ pnie feldm arszałka i męża Elżbiety, A leksego Razumowskiego, to faw oryta Iwana Szuw ałow a5). Baśnie o dworze im peratorskim z doby rozpanoszenia się „wremienszczyków“, owych potentatów , co za Elżbiety i K atarzyny wyżłobili potężne znamię na całym bie­ gu spraw państw ow ych, rozrastały się niekiedy do demonicznych rozmiarów. Z ich zamglonych konturów w yłaniają się dzieci mo­ narsze postrzyżone na mniszki, pozam ykane w niedostępnych mo- nasterach, aby za niemi zatrzeć ślady. Niema praw ie klasztoru w Rosyi, do któregoby nie było przywiązane podanie o żywcem zakluczonej w nim kobiecie, przysłanej na skutek najwyższego ukazu. D ostają one niewiadomo skąd pieniądze, uchylają przed niemi czoła gubernatorow ie i władze, na ich pogrzebie zjawiają się miej­ skie tuzy, a naw et niekiedy umyślnie przysłani ze stolicy urzędnicy

ń B ru ee k n er: K atta rin a II. str. 176.

s) T ej sp ra w ie po św ięcam y szerszą u w ag ę w książce. W a ż n e dzieło H elbiga: „R ussische G uenstlinge“. P rz e d ru k w S tu ttg a rd z ie 1833 r. S tr. 170—174.

(13)

w pełnym m undurze'). Takie plotki przeciskały się w szerokie masy i budziły w nich w iarę w istnienie czegoś, czego nie było. I owa odrośl Rom anowych, córka Elżbiety, żyła w edług opowieści, ale

nikt nie wiedział gdzie. Najrozmaitsze podania zachowały się

o wnuczce P iotra wielkiego w Ekaterynburgu, w Niżnym Nowo­ grodzie, K ostrom ie2). Chaos i ludow a gawęda!... Podniecić mogła jed nak aw anturnicę i przepoić ją pragnieniem zastąpienia tamtej tajemniczej, odsuniętej od św iata i ludzi, w odosobnieniu trzymanej istoty. Zresztą proceder przybierania obcych nazwisk, obcych firm był dla niej pow szednością. Czyż niem ka-Franck Schoell, francuz- ka-T rem ouiłle, perska dam a-A ly Em etée, czerkieska księżna-W oł- domir, nie mogła przemienić się w dynastkę rosyjską? Bardzo praw dopodobne, że już poprzednio odnalazła w sobie krew mo­ narszą. W 1770 roku wypuszczono z brukselskiej cytadeli 18 let­ nią samozwankę, która za swego ojca naturalnego podaw ała cesa­ rza Franciszka I i żyła dłuższy czas w B ordeaux z olśniewającym przepychem , skąd ją władze francuskie dostaw iły do Brukseli na żądanie cesarzow ej Maryi Teresy. Po przymusowym wyjeździe z B ordeaux odkryły się przedziwne rzeczy: rzekoma córka F ran ­ ciszka f porobiła ogromne długi i zdążyła oszukać wielu kupców, tudzież znakom ite osobistości, pokazując im listy, odebrane niby z W iednia... W czasie odsiadyw ania więzienia zaw ładnęła zupełnie austryackim nam iestnikiem , staruszkiem hrabią Cobenzlem i dzięki jeg o poparciu, odzyskała w olność3). Czyżby to nie księżna W ołdo- miru? P odobne są jej środki działania, podobne rysy.... W każdym razie po zjawieniu się pani Azowowej w Niemczech, po jej zagospoda­ row aniu się w O bersteinie, znikają ślady po awanturnicy, w ypusz­ czonej z granic Belgii. Jest i inny trop świadczący, że pretendent­ ka pow zięła sam oistnie myśl przem iany na wielką księżnę rosyjską. Pogłoski, krążące z końcem 1773 roku i z początkiem 1774 roku w sąsiedztwie O bersteinu, w B artenstein i dalej, wyraźnie zazna- czjdy, że samo zw anka ma być córką Elżbiety i hetmana kozackiego R azum ow skiego1), a i ona sama to utrzym ywała. Kozackim hetm a­ nem i prezydentem petersburskiej akademii umiejętności był Cyryl Razumowski, b rat A leksego, związanego tajnem małżeństwem ze

V A. A. W asilczikow : „S iem iejstw o R ażu m o w sk ich Ł T. I., str. 283. ł) O tej sp ra w ie w książce.

3) B uelau: G eheim e G eschichten. T. IV. str. 121 sq. P a trz Russkij A rchiw . R. 1903. Z eszyt 3, str. 434.

(14)

zmarłą im peratorow ą Elżbietą'). Cyryl, skom prom itow any w spisku Mirowicza, wyjechał w kwietniu 1765 r. z Petersburga, aby się na pewien czas oddalić od dw oru i zatrzeć przykre, choć niewiadomo o ile uzasadnione, podejrzenia. Podróż jego objęła Francyę, W ło ­ chy, Anglię, Niemcy. Jeździł z wyszukanym przepychem magnac­ kim, z dziećmi i orszakiem. W Berlinie przedstaw ił się F ryderyko­ wi Ił, który pow itał go łaskawie i zaprosił na wielkie manewry. Cyryl odwiedził także Elektora-Palatyna Renu, K arola Teodora, w Mannheimie, skąd dzieci odstawił do Strassburga, a sam udał się do Paryża. Z nad Sekw any podążył do W łoch przez Strassburg, gdzie się krótki czas zatrzymał dla zobaczenia kształcących się w tem mieście synów. W ędrów ka bogatego dygnitarza rosyjskiego tkwiła w nadreńskich okolicach w świeżej pamięci. O hetmanie głośno było nietylko dlatego, że mógł sypać pieniędzmi. Z Paryża zaproponow ał K atarzynie II kupno znanego zbioru rzadkości peru- wiańczyka D on P edra Franco Dawila; w S trassburgu zamierzał ofiarować Janow i Jakóbow i R ousseau pensyę, bibliotekę i mieszka­ nie dożywotnie w jednej ze swoich licznych włości w Małorosyi. A utora „kontraktu socyalnego“ nie zobaczył jednak Cyryl, bo w ła­ śnie w dniu przybjicia egzotycznego gościa, opuścił Strassburg*). W każdym razie o dobrych intencyach Razumowskiego musiało być głośno. Pozostaw ił niezawodnie po sobie wspomnienie w m a­ łym W ersalu K arola Teodora, może go naw et poznał Filip F erd y ­ nand Limburski. P retendentka, postanow iw szy w ystąpić z dynasty- cznemi uroszczeniami, musiała wydobyć przodków. Słyszała dźwięk dzwonów, nie wiedziała wszakże z jakiej płyną wierzy kościelnej. Aleksego Razum owskiego, małżonka Elżbiety, pomieszała z jego bratem rodzonym, bo imię tego brata, jego charakter, godności, znać mogła doskonale5). Oto dlaczego ojciec samozwanki był Cy­ rylem i piastow ał urząd kozackiego hetm ana5). Najbliższy cel po­ mysłu nie miał może politycznego podkładu. Pieniężne środki aw anturnicy w yczerpały się, pogoń za nowemi zasobami okazała się konieczną, nie starczyło na tygodnie, należało odszukać nowe

') C ztienia etc. r. 18(53. K niga 3 str. 153. — W asilczikow 1. c. T. I str. 20. *) W asilczikow I. c. T. I. S tr. 326. sq.

3) Na okoliczność tę nie zw raca uw agi W asilczikow w znakom item dziele: „S iem iejstw o R azum ow skich".

ł) D om ański o p o w ia d a ł R adziw iłłow i w R aguzie, że K osm ow ski, adju tan t P aca, w iedział o m ałżeń stw ie E lżbiety i o tem m ów ił innym . Może być, że D om ański n ap o m k n ął o tej k w estyi p rz e d sam ozw anką, a ona rzecz po sw o je­ m u w yzyskała.

(15)

źródła, aby z nich czerpać pelnemi garściami. Nie umiała żyć skro­ mnie, lubiła roztaczać przepych, a zresztą stanow isko zajęte, nie pozwalało jej zchodzić z piedestału. Legendy o perskich skarbach pani Azowowej, o dziedzidztwach w caracie,- utraciły urok oddziały­ w ania i rozpływ ały się w w ątpliw ościach otoczenia; trzeba było jaknajrychlej odemknąć nowe Sezamy, w ynaleść inne zaczarowane światy, zaskoczyć przyjaciół i wielbicieli zdum iewającą niespodzian­ k ą ’). Słowo w ypowiedziane stało się czynem. Posiew zręcznej kobiety padł na plenny grunt, teraz dopiero spraw a przybrała w y­ raźną formę. K w estya polska zarysow ała się w zamierzonej intry­ dze, jakby nerw silnie drgający, który czekał leku, uspokojenia. Przez stworzenie, a raczej wzmożenie zam ętu w Rosyi, miała się Rzeczpospolita wyzwolić z założonych na nią okowów rosyjskich. W tem widać tendencyę emigranką, widać w pływ nadreriskich nie­ przejednanych. Bez nich nie brzmiałyby tak stanowcze akcenty ocalenia Polski w ukartow anym zamachu. Radziwiłł, Domański i tow arzysze mogli się czepić objawienia z O bersteinu, jako w al­ nego sposobu urzeczywistnienia swoich narodow ych ideałów. Nie­ bawem sytuacya w yjaśniła się. P retendentka uwiadomiła Limbur- ga, że F rancya pochwaliła jej zam iar udania się z Radziwiłłem z W enecyi do Stam bułu, aby tam mogła obwieścić Europie praw a swoje do korony rosyjskiej i za pomocą wzniecenia nowej rucliaw- ki w Polsce i zaognienia w ojny tureckiej, strącić z tronu K atarzy­ n ę’). Działo się to w maju 1774 roku, gdy w ojew oda wileński już przeszło dw a miesiące bawił nad A dryatykienP). Dziewiątego maja pożegnała się sam ozwanka pisemnie z Ogińskim, prosząc go o przy­ bycie do W enecyi, celem przedsięwzięcia z księciem „Panie K ochan­ k u “ podróży na Bosfor. Pod tą sam ą datą zapowiedział wielki hetm an litewski przybycie kapitana artyleryi, B ernhardi’ego, który miał dowiedzieć się praw dy i przynieść mu rozwiązanie ciemnych aluzyj „pani A zow ow ej“. „Prześladowanie mej osoby—żalił się O giń­ ski — trw a dalej, a w tej chwili odebrałem wiadomość o zamiarze

pozbawiania mnie godności, jedynej pozostałej mi jeszcze r z e c z y

po konfiskacie dóbr. Niech pani, usłyszaw szy to, osądzi, jak ą przy­ jem ność spraw iają zagadki. Przywiązanie moje do pani je st tak czyste, że żaden nieszczery cel nie tkwi w jego zakresie ani sm aku. Nie będzie pani miała wymówki, okazya je st pewną. Niech się odezwą pani serce i pióro, a ja zamienię się w słuch i wrażliwość,.

ń Je st to uw aga B rev e rn a: -D ie v o rg eb lich e T o c h te r “ etc. S tr. 23. *) A rch, p ań stw a N» 332. L im b u rg do sam ozw anki 17 maj 1774 r. 5) R ad ziw iłł p rz y b y ł do W e n e c y i p o d koniec lutego.

(16)

aby wchłonąć pani wrażenia, nigdy jednak moje usta nie zdradzą powierzonej tajemnicy. Zapewniam, że w życiu nie miałem tyle niepokoju z pow odu spraw pani, krótko mówiąc, z powodu nawału okoliczności bieżących. K westye, dotyczące pani, są mi bardzo drogie. Chcę jej szczęścia, bo na nie zasługujesz, a nie mam poję­ cia, jaka droga prow adzićby do niego mogła. Radbym być trochę mniej niefortunnym, a nie znam na to sposobów. Pragnę pomyśl­ ności mej ojczyzny, a nie widzę jej początków. T o wywołuje róż­ ne męki, budzące jedynie niepokój, a nie dające środków ratu n k u “. W końcu zapewniał, że gdyby niebezpieczna ospa Ludw ika XV nie więziła go w Paryżu, pospieszyłby uścisnąć jej dłonie. W ięc z rezygnacyą wzdychał: „W ystarczy czegoś dobrego gorąco prag­ nąć, aby się nie spełniło“1). A gent Ogińskiego nie zastał w Ober- steinie pretendentki, zastał natom iast księcia Filipa Ferdynanda, który uchylił rąbek zasłony z tajemnicy. B ernhardi — zdaje się — wysłuchał trochę niedowierzająco historyi, ale uległ wreszcie pod

wpływem stanow czego powoływania się Lim burga na wolę F ranc3U,

ujawnioną przez depeszę rzekomej księżnej Sanguszko. Przyrzekł zatem wrócić natychm iast do Paryża, aby skłonić Ogińskiego do podróży do W enecyi. Jedynie śmierć Ludw ika X V —jak mniemał— mogłaby ten plan pokrzyżować; wtenczas bow iem podróż nie od­ niosłaby skutku, należałoby raczej czekać na system postępow ania następcy tronu francuskiego. Limburg starał się nadto zjednać B ernhardi’ego,, wielkiego wielbiciela F ryderyka II przyrzeczeniem, że samozwanka wprzęże się w dyszel berlińskiej polityki i nie sprze­ ciwi się, jeżeli król pruski, złączywszy się z Pugaczewem , rozszerzy granice państw a swego ku wschodowi, przy równoczesnem odw ró­ ceniu uwagi m ocarstw, za pomocą zaszachowania A ustryi Turcyą, a Rosyi S z w e cy ą2). Na koniec kw ietnia i początek maja 1774 r. przypadły główne, wytężające zabiegi samozwanki i Limburga, celem zyskania paryskiego odłamu konfederacyi. D latego kła­ dziono B ernhardi’emu w uszy pow iastki o przychylności gabinetu wersalskiego i wynaleziono księżnę Sanguszko, która o powianiu pomyślnego w iatru nad Sekw aną donosiła do Obersteinu!... Zgon Ludw ika XV nie zmienił postaci rzeczy. Lim burg posiadał informa- cye, że Ludw ik XVI korzystnie się w yraził o projekcie pretendentki3)! W w yobraźni jego pow staw ała liga, z nim, Ogińskim i w ojew odą

wi-’) C ztienia R. 1867. K sięga I. JSIb 19.

A rch, p ań stw a Nr. w ol. 532. List L im b u rg a z rela cy ą z 17 m aja 1774. L udw ik X V u m a rł 10 m a ja 1774 r.

3j C ztienia 1. c. Al 16.

(17)

leńskim na czele „pod auspicyami B etti“, która niebawem miała załatwić rachunki z im peratorow ą rosyjską!... Coś przerażająco dziecinnego, niemal niemowlęcego, uderzało w wynurzeniach czło­ wieka, którem u amor przesłaniał oczy. W ogółe O bernsteinska para nie wiele liczyła się z tokiem politycznych wydarzeń. W chwili w ylęgnięcia się myśli, na schyłku 1773 roku był moment history­ czny korzystny, ale niebawem minął bezpow rotnie. Gwiazda Pu- gaczewa zbladła, gasła powoli, ale systematycznie. Pobity pod koniec m arca pod Tatiszczewem, znalazł się w rozpaczliwem poło­ żeniu, a w łaśnie w maju spotkał go pogrom koło tw ierdzy Troic- kiej. Ale nie zanosiło się na koniec buntu: w krótce miał on za sobą nowe w lec pożary, przejść św iętą rzekę rosyjską W ołgę i w e­ drzeć się po Don. Na razie wiadomość o porażkach nie dotarła jeszcze nad Ren, więc imię Pugaczew a było tam ciągle symbolem powodzeń. Natomiast, odw oływ anie się do faworów wersalskich odsłaniało brak oryentacyjnego sprytu. W ielhorski i Ogiński byli urzędowymi przedstawicielami konfederacyj w Paryżu i w razie jakie­ gokolwiek angażowania się księcia D ’Aiguillon w awanturze, pierw- szeby mieli o tem wiadomości. D obre to były sposoby na łatw o­ wiernych i szerszy ogół, nigdy na dyplom atyczną reprezentacyę polską. W ielhorski mógł najlepiej wiedzieć, co myśleć o w artości podobnych bajek, bo już w sierpniu 1773 roku znał „oziębłość dw o­ ru tutejszego i obojętne losów naszych na same przygody spusz­ czenie". Nie w ahał się także ani na mgnienie oka wielki hetman litewski i odmówił udziału w intrydze, umotanej dłoniami sam o­ zwanki. Czynił to — jak zawsze — upustem miodopłynnycli, pię­ knie utoczonych ugrzecznień, przeplatanych tkanką filozoficznych rozpam iętywam „Pani robi zamianę serca naiwnego na polityczne— pisał—ale strzeż się przeobrażenia serca czułego na tw arde"! a na­ stępnie życzył swej paryskiej bogdance powodzenia w nowej roli i przyrzekał połączyć się z nią,., jeżeli sam szczęśliwie w ybrnie z kłopotu. A wreszcie poszedłby za nią, gdyby był zwykłym śm ier­ telnikiem. Takim je d n a k — jak mniemał — nie jest, więc czujność ludzka otoczjda każdy krok hetm ański, a zrządzenie losów w y­ próżniło kasę jego i sprowadziło nad otchłań ruiny. D aremnie mozolił się Ogiński do czterech bankierów z zarysem pożyczki, którą pretendentka chciała zaciągnąć. I—jak b y przypomniał sobie potoki złota, z których piyyrzeczono mu brać bez wytchnienia, dzielił sar­ kastycznie z nią radość, z pow odu wzmianki w listach jej o now i­ nach z P ersyi'). O dtąd stosunki między obojgiem rozluźniły się,

1)

(18)

rozchwiały. W ielki hetm an nie dopisał, pozostał Radziwiłł, który ją witał, jako gwiazdę wschodzącą Polski. W yzyskać go należało, dopóki wierzył. Z czasem miała samozwanka wyznać w więzieniu, że nikt jej nie „podstaw ił“1). Nie mijała się — napew no rzec mo­ żna — z praw dą. Ale, gdy ona raz siebie sama przedstawiła, zna­ lazła łatw ow iernych w spólników dzieła. Spotkanie się wileńskiego wojewody z pretendentką w W enecyi, było faktem umówionym nad Renem. O na twierdziła, że w ybrała się nad A dryatyk w celu wydobycia sumy potrzebnej dla regulacyi interesów Limburga, aby ułatwić dojście do skutku ich związku ślubnego. Zaraz jednak (w śledz­ twie więziennym) popadła w sprzeczność; innym razem (także w więzieniu) oświadczyła, że zw abiła ją za A lpy wiadomość o za­ mierzonej podróży Radziwiłła do Turcyi. Skorzystała zatem ze spo­ sobności aby mieć opiekę w drodze, której celem ostatecznym miała być Azya, Bagdad, Tyflis, Isphahan, pogoń za szlachetnym protektorem swoim A ly K irun2)!... Domański dla zatarcia śladów jakiegokolw iek poprzedniego porozum ienia i salw ow ania Radziwiłła tłómaczył księciu Galicynowi, że samozwanka, dowiedziawszy się z gazet o podróżnych planach w ojewody, zapowiedziała mu listow­ nie przybycie. A by zaś nadać temu tw ierdzeniu pozory rzeczywis­ tości, posłużył się naiwnym dodatkiem, że Radziwiłł „był tej per- swazyi, iż—królew na polska i dlatego doczekiwał jej w W enecyi3)“; Z odezwań się pretendentki w listach do Ogińskiego, z całego po­ stępowania, znać jej łączność z nieświeskim tułaczem i ustawiczny kontakt*). G dy w maju 1774 r. w ybrała się do W enecyi, nie było w koalicyi, mającej aw anturę popierać, Ogińskiego. P aryscy nie­

gdyś opozycyoniści nie zaryzykowali nic, pozostawiając honor zba­ wienia rzeczypospolitej z pomocą odnalezionej córki Elżbiety księ­ ciu „Panie K ochanku" i konsyliarzowi pińskiemu, Domańskiemu.

’) A rchiw . państw . JVL> 531. S e ry a VI. R a p o rt G alicyna z 18 czerw ca 1773 roku.

5; T am że. Z listu sam ozw anki do Galicyna. 3) T am że. Z eznania D om ańskiego.

*) S ą dow ody dość liczne, że spotkanie się R ad ziw iłła z p re te n d e n tk ą było um ów ionem . W o je w o d a p rzy g o to w a ł dla a w a n tu rn icy m ieszkanie u fran­ cuskiego rez y d en ta . W d w a dni po jej p rz y b y c iu ,— odw iedził ją sam, — a na trzeci dzień, — p rz y p ro w a d z ił siostrę, — M oraw kę. R zekom a có rk a E lżbiety pisała w m aju 1774 r. po w yjeździe z O berstein u do m inistra H ornsteina, że sp raw y idą dobrze, o czem L im burg m usiał się ju ż dow iedzieć z depeszy Radziw iłła. (W e d łu g listu arch, państw . Al> 532. L ist H o rnsteina do L im burga).

(19)

III.

Zaopatrzona w podróżne pieniądze, puściła się księżna „Elżbieta wszechrosyjska" w d rogę1), w tow arzystw ie pułkownika... armii lim- burskiej, barona K norra, pokojowej Franciszki von M eschede i dwóch służących, z których jeden był murzynem. Tajemniczo, posępnie, siedziała preten den tk a w kolasie, z nikim nie mówiąc, do nikogo się nie zwracając. G dy zaszła potrzeba, sama w ydaw ała poczty- łionowi rozkazy. W ostatnich dniach maja zajechała do dumnej W enecyi pod nazwiskiem hrabiny Pinneberg, mającem osłaniać rzekom ą m ałżonkę księcia Szlezwisko-holsztyńskiego3). O mieszkanie dla dostojnej pani postarał się w domu posła francuskiego w oje­ woda w ileńsk i3). Odwiedził ją też na drugi dzień po przybyciu, a na trzeci przyprow adził siostrę, Teofilę K onstancyą M oraw ską4). Stosunki między paniami zacieśniły się. G enerałow a często byw ała u pretendentki. W pałacu am basady paryskiej zjawiał się codzien­ nie Radzi wił ze swoim wiernym sekretarzem , Karolem Mikuciem5). On to zaufanym opowiadał pod sekretem o właściwem pochodze­ niu hrabiny. W ieść gruchnęła nad Lido... Spadła, jak piorun, mię­ dzy liczną, właśnie w W enecyi baw iącą polską kolonię6) i oficerów francuskich, którzy z księciem „Panie K ochanku“ wybierali się. na pomoc Turkom . Em igrancka epopea w mieście lagun nie nosiła rysów posępnych, nachm urzonych. Na razie w yzyskiwano różne wesołe sposobności przed rozpoczęciem obozowego życia. W oje­ w oda wileński zawsze jeszcze w ierzył w W ersal i lada okoliczność przypinała mu skrzydła do lotu. Nic nie mówiący, a wjanijaniem się i w ykręcaniem aż nadto gadatliw y, list m inistra d ’Aiguillon na

') P rin c esse E lisabeth de toutes les R ussies. P ierw szy u ży ł tytułu tego

L im b u rg w liście do sam ozw anki, p rz e d je j w y jazd em do W enecyi.

3) P in n e b e rg było dom inium w H olsztynie, — stąd p rzy b ran ie tytułu w iele m ów iącego.

' 3j A rch, państw . JÆ 532.

*) Z zeznań F ranciszki von M eschede. A rch, państw . Nr. 531. S e ry a VI. — T eofila K o nstancya b y ła żoną g e n e ra ła w o jsk litew skich, Ignacego M o­ raw skiego.

ń Z zeznań D om ańskiego i C zarnom skiego M ikuciowi zap isał R a d ziw iłł te sta m en te m 200,000 zł. poi. P atrz: K otłubaj 1. c. str. 529.

6) Journal historique et politique de Genève 1774 pag. 329 i 456. W p ie r­

w szych dniach kw ietnia 1774 r., m nóstw o P o lak ó w w y b ra ło się z W e n ec y i do R aguzy, ab y się n astęp n ie p rz e p ra w ić do T u rcy i. W ie lu zostało jeszcze w W e ­ necyi.

(20)

pytanie, czy ma reces podpisać czy nie, w praw ił go w zachwyt i przeniósł w „przyszłość szczęśliwą“’). Pogoda duszy odbiła się i na usposobieniu wojewodzińskiem. Przyjęcia u patrycyuszów, u Doży, osładzały emigrantom chwile. Dziwnie sprzeczało się z pa- tryotycznemi troskam i nieprzejednanego Radziwiłła staranie się o porządną kapelę*). Tak, jak to życie nierów ne, chodziła i poli­ tyka książęca drogami próśb i protestów . Misya Kossakowskiego spaliła na panew ce. Zniecierpliwiony wojew7oda wysłał w pierw ­ szych dniach kw ietnia 1774 r. do Stam bułu marszałka dw oru swego, Radziszewskiego, aby się domagał najprędszego w ystaw ienia firma­ mi, w yznaczenia księciu odpowiedniej pensyi i środków na koszta podróży5). Po spełnieniu zadania swego miał Radziszewski udać się do obozu i pozostaw ać przy boku W ielkiego W ezyra. W ene­ cya tw orzyła przejściow y etap: czekano na paszporty tureckie, na możność przepraw y za Bałkany. „W szechrosyjska księżna“ weszła zaraz w przychylną atmosferę: koło niej i w ojew ody zgrupowało się liczne tow arzystw o, istne kosmopołis ludzkie. Z wybitniejszej szlachty przew inęły się postacie—starosty pińskiego, Przezdzieckie- go, regim entarza Joachim a K arola Potockiego, podczaszego wiel­ kiego księstw a litewskiego, Jana Czarnomskiego, chorążego ziemi halickiej. Nie brakło tu dziwaka Edw arda W orthley Montagu, syna literatki lady Mary, księżnej Kingston, który długie lata przepędził na wschodzie. W barw njun obrazie znalazły się i bardzo egzoty­ czne tw arze dwóch zamorskich kapitanów , A rnauty Yzuk H assana, oficera i krew nego beja Tunisu, tudzież algierskiego Turka, Melie- meta. A wreszcie koło chwilowej gwiazdy weneckiego firmamentu krążył i bankier Martinelli, który z w łoską przebiegłością strzegł kasy swojej przed chciwością pretendentki. Z tej galeryi przypad­ kowo z sobą pow iązanych osób, splotły się najtrwalej losy Czar­ nomskiego z dałszemi dziejami pseudo-carównej. Pan Jan odgrywał, znaczącą i ważną rolę w konfederackich zamieszkach, jako mąż zau­ fania i ajent dyplomatyczny. Trzym ał się stale klamki regim enta­ rza Potockiego i jem u zawdzięczał patent na cliorąstwo konnej chorągw i halickiej pana Kurdanowskiego, starosty brusinow skiego4). W lipcu 1769 r. udał się ną rezydencyę do Seraskjera, aby być

’) W aliszew ski: K orespondencya. R adziw iłł do księcia d’Aiguillon. 24 łuty 1774 r, z W e n e c y i Nr. 120.

’ ) T am że. N r. 125.

3) T am że. S tr. 107. Instrukcyę.

*i O trzy m ał ten p aten t d. 15 m aja 1768 r. w uznaniu „ad usus m ilitares

(21)

rzecznikiem konfederaekicli żądań i nawzajem przesyłać informacye z JTurcyi. Dzięki tej sposobności poznał u źródła osmańskie sto­ sunki i stał się jednym z głównych łączników pomiędzy em igracyą a stambulskimi politykami. G dy w kw ietniu 17713 r. w ybierał się na posła przy W ysokiej Porcie Mikołaj Kałeriski, regent grodzki i stolnik kijowski, dano mu chorążego halickiego za pomocnika i zastępcę1). Pod znakiem półksiężyca, w gwarze obozowym, spły­ nęło Czarnomskiemu półtora roku, poczem go W ielki W ezyr w ypra­ wił do generalicyi z oświadczeniem, że Polska nie ma czego dalej się łudzić, bo w ojna dogasa a pokój się zbliża. — Pospieszył do W erony, siedziby Potockiego. H iobow a w ieść nie zrobiła tu zbyt wielkiego w rażenia i nie w yw ołała zmiany frontu. Regimentarz polecił Czarnom skiemu udać się pow rotnie do Turcyi, postępow ać zgodnie z Kaleriskim, a w razie niezastania go w wezyrskim obo­ zie, objąć za niego pomocniczo urząd rezydenta. Zawierzył mu Potocki przy tej sposobności różne papiery, między innemi listy do sułtana i do dygnitarzy tureckich’) i odprowadził do W enecyi, gdzie em igracya gotow ała się właśnie do ekspedycyi w kraje padyszacha. Książę „Panie K ochanku" poprosił Czaromskiego, abjr z nim w spólnie odbył podróż, za co ofiarował się odstawić go na w łasne koszta do obozu wodza wojsk sułtańskiclP). T ak nastąpił w Signorii zjazd części sztabu opozycyjnego. Nie m o­ gło się obyć bez narad, bez ułożenia planu wobec zmniejszenia się napięcia w ojny turecko-rosyjskiej, a tem samem zupełnego spadku em igranckich akcyj w K onstantynopolu. Po dłuższej przer­ wie, rozpoczęła się nieszczęśliwa dla O sm anów kam pania w kwietniu 1774 r., prow adzona strzępami energii. Mimo to, postanow iono w W enecyi w ytrw ać do końca, nie zbaczać z wydeptanej drogi nieprzejednania. List Potockiego do wielkiego wezyra z 15 maja 1774 r. odzwierciedlił to stanowisko jaskraw o i dosadnie: „Cały naród—zapewniał M uhsinsande’go b a s z ę — gotów je st zwrócić sw e siły przeciw Rosyanom, połączyć je dobrow olnie z ottom ańskiem orężem i natrzeć z całą dzielnością na w spom nianego w ro g a“')- T en nerw wojenny, to usposobienie, zamykające oczy na rzeczy­ wistość, m usiała podnieść do poziomu jeszcze wyższej podniety

‘) R o z p o rz ąd z en ie Joachim a Potockiego z ‘20 kw ietnia, 1772 r. 2) Z n ajd u ją się w aktach.

») A rch, państw . Nr. 531. S er. VI. Z e z n a n ia C zarnom skiego. D aty dzia­ łalności C zarnom skiego, o p a rte na p ap ierac h konfederackich, — zn ajdujących się w aktach.

(22)

obecność rzekomej następczyni cesarzowej Elżbiety, która szła upo­ minać się o m onarsze prawa. Co w tej mierze postanowiono? Jakie zapadły uchwały? Czy toczyły się obrady? Niepodobna, aby ich nie było, aby pierwszorzędnej wagi incydent dla emigracyi, był wyłącznie monopolem Radziwiłła. N iebaw em przecież nastę­ pują jasne i jaw ne czyny, strzelają ogniste race, które mają olśnić i zdumieć E u ro p ę .‘Sam ozwanka nie zdradziła się naw et w więzie­ niu z przebiegu weneckich momentów. Chcąc się ocalić, zeznała, że w Radziwille odczuła człowieka „ograniczonego um ysłu“ i prze­ konała się natychm iast o bezpodstawności jego spraw y'). Głucho także o stosunkach Domańskiego i Czarnom skiego z samozwanką w W enecyi. Obaj zeznawali uporczywie, jakoby ją poznali dopiero na wyjezdnem z miasta. G dy chorąży halicki zobaczył, że w siadła na okręt, przystąpił do Radziwiłła i prosił, aby nie brał żadnej ko­ biety, bo w Turcyi będzie miał kłopot. Na to w ojew oda odparł, iż nie mógł odmówić, albowiem „to pani wielkiego ro d u “ i dodał: „jestto córka ś. p. najjaśniejszej im peratorow ej całej Rosyi E lżbiety“. Czarnomski przebąknął coś o bezżennym stanie cesarzowej, na co się żachnął książę: „nie mam ci z tobą gadać, ty nic nie wiesz. Ona była sekretnie ślubna z grafem Razum owskim “3). Toż samo Domański. Radziwiłł miał mu się zwierzyć dopiero bezpośrednio przed opuszczeniem stolicy dożów. W ów czas konsyłiarz piński przy­ wołał na pamięć relacyę Imci pana Kosmowskiego, adjutanta Paca, który kiedyś opow iadał o związku im peratorow ej. Dopiero na po­ kładzie statku (tak utrzymywał) był przedstaw iony wszechrosyjskiej księżnie3). Ale to fantazye, podyktow ane samoobroną. Po przeszło dw utygodniow ym pobycie nad A dryatykiem , gotow ała się hrabina Pinneberg do wyjazdu. Środki finansowe w yczerpały się, kapita­ liści nie szli na blask i złudy skarbów fałszywej carównej. Nic nie pomagały także rozpuszczane przez nią baśnie o wspaniałych łomach agatu w O berstein. Jedynie bank w enecki w yasygnow ał 200 du­ katów, a o resztę musiał się w ystarać generalny dostaw ca poży­ czek, baron H ornstein, przyjaciel Limburga. Dzień 16 czerwca 1774 r. przeznaczono na wyjazd. Polska em igracya wraz z fran­ cuskimi oficerami udała się na statki tunisko - algerskich przyjaciół, kapitanów M ehemeta i H assana. Radziwiłł popłynął z siostrą, ge­

') S b o rn ik R ussk. O bszczestw a. T. I. S tr. 169. sq. „P ap iery do sp raw y sam ozw anki, znanej pod im ieniem Elżbiety T a ra k a n o w “.

*) Zeznania Czarnomskiego 1. c. Archiwum państw.

(23)

nerałow ą M orawską, na barce pod dom hrabiny P inneberg i przy­ wiózł ją następnie do portu Mallamocco. Czar, bijący od pięknej kobiety, ow ładnął wszystkich. Rozległy się szepty, pytania, okrzy­ ki zachw ytu. Francuzi, z natury najciekawsi, rzucali badawcze spojrzenia. Ci, co w samej W enecyi nie wiedzieli o niczem, ze zdum ieniem usłyszeli nowinę o ostatniej z Romanowych. M urzyn— służący, opowiadał, że ma dobra w O berstem .. W praw dzie usza­ nowano incognito carównej, oddaw ano jej jednak hołdy, należne księżniczce krwi. Na Korfu nastąpiło pożegnanie się z panią Mo­ raw ską, która zamierzała do kraju pow rócić’). W rogie wiatry, po­ tężne falowanie morskie, przew lekały dnie podróży. Pod sam ko­ niec czerwca, po piętnastodniowej, męczącej drodze, zawinięto do przystani w Raguzie, widowni dalszych sensacyjnych

wypadków-E R N wypadków-E S T Ł U N I Ń S K I .

‘) Z eznania D om ańskiego, C zarnom skiego, F ranciszki M eschede, a także sam ozw anki. Nr. 531. S er. VI. A rch, państw .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Następnie w puste dymki na ilustracji nr 2 wpisz takie zdania, by zwierzęta się wzajemnie nie obrażały.. Nikogo

W szak że śpią tu wielcy, zacni, sławni, wszakże śpią tacy, którzy dźw igali brzemiona ciężkich powinności i d zierżyli berła w czasach w ielkich

Minister zdrowia powołał komisję, której celem będzie ustalenie warun- ków likwidacji Instytutu Medycyny Pracy i  Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu. Komisja ma pracować

brak lokalizacji do uwagi W sytuacji gdy wyznaczenie miejsc postojowych nie było możliwe ze względu na niewystarczające parametry drogi, ale możliwy jest legalny postój pojazdu

Uwzględniając problemy o charakterze etyczno-moralnym, przeszło 54% respondentów udzieliło odpowiedzi na poziomie  6 i 7, tym samym wskazując, że powszechne stosowanie robotów

Aparat biurokratyczny nie jawi się tutaj jako bezduszna, okrutna maszyna władzy działająca przy pomocy brutalnej siły fizycznej (przypadek lat pięćdziesiątych), ale jako

To, co zwykło się nazywać „mariwodażem&#34;, jest w istocie formą humanizacji miłości,. która pragnie jak najdalej odv.,:lec i tym samym złagodzić

Antyphishing - Chroni przed stronami internetowymi podszywającymi się pod zaufane serwisy WWW w celu zdobycia poufnych informacji, np. haseł czy danych kart.. Kontrola dostępu