• Nie Znaleziono Wyników

Krwawy karnawał

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Krwawy karnawał"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Barańczak

Krwawy karnawał

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (10), 55-66

(2)

Krwawy karnawał

1. P rotokół. „I dalej za p y ta ­ ny, czy rzeczyw iście ta k się nazyw a, czy tylko

p rzy b ra ł sobie tak ie nazw isko, ośw iadczył, że tak się nazyw a (...)” — ty m i słow am i zaczyna się w yd ana w 1966 r. Pierwsza świetność Leopolda B uczkow ­ skiego, może n a jb ard ziej k o n tro w ersy jn e g o prozai­ ka o sta tn ic h lat. W łaśnie to pierw sze zdanie stanow i w y ra z isty trop, w sk azu jący czy teln ik o w i możliwość in te rp re ta c ji całego pozornego chaosu zdarzeń, s y tu ­ a c ji i osób, ja k i w y p ełn ia ten zadziw iający utw ó r.

Pierw sza świetność, podobnie jak inne powieści Buczkow skiego, skom ponow ana je s t m ianow icie w o p arciu o k ilk a m oty w ów przew odnich, k tó ry ch okresow e, ry tm ic z n e n ieja k o p o w tarzan ie o rganizuje u k ład m a te rii fa b u la rn e j. Z dania podobne do zacy­ tow anego p o w ta rz a ją się w tekście w ielo kro tn ie i z z a sta n aw ia ją cą uporczyw ością; m ów iąc ściślej, jest to te n sam sc h em a t składniow y, w y p ełn io n y na ogół podo bną znaczeniow ą su b stan cją, a o dw ołujący się n a jw y ra ź n ie j do sty listy k i p rotokołu i sy tu a c ji śledz­

t w a . P a rę przykładów :

Najbardziej kontrow ersyjny prozaik?

(3)

5 6 Motyw śledztw a „Surowy duch protokołu”

„Zapytany oświadczył, że wcale nie spał przed wyprawą na cmentarz; drzemiąc rozważał słowa piosenki: «Jedź do Sor­ rento»” (s. 56).

„I dalej zapytany, czy rzeczyw iście jest prokuratorem, czy tylko przybrał sobie takie nazwisko, ośw iadczył, że jest pro­ kuratorem proprin moto (...)” (s. 73).

„A zatem w dalszym ciągu zapytany oświadczył, że wie, że dwóch ich spotkało się nad kołyską dla w ykopania złotej papierośnicy” (s. 96).

Sch em at składniow y „z ap y ta n y — ośw iadczył” — będący n a jw y ra ź n ie j sk ostniałym zw iązkiem frazeo­ logicznym typow ym dla języ k a sądow ego czy śled­ czego pro to k o łu — po w tarza się ja k u p o rczyw y r e f ­ ren w ró żnych p a rtia c h te k s tu . I w sk u te k tej osten­ tacy jn ej pow tarzalności n arz u c a p ew n ą całościow ą in te rp re ta c ję : każe trak to w ać tek st jako sw oistą stylizację, k tó re j w zorcem je s t p ro tok ół śledztw a (czy raczej: k ilk u śledztw ), protokół, co szczególnie w ażne, spisyw an y „n a gorąco”, bez p o p raw ek i bez pró b u porządkow ania w logiczną całość. To, co w języ ku je s t odw ołaniem do s ty lu p rotokołu, w fab u le z n ajd u je sw oje rów noległe u z u p e łn ien ie w m otyw ie śledztw a. Oprócz bezpośrednich w zm ianek n a tem a t toczącego się w tej czy w in n e j sp ra w ie dochodzenia p o jaw iają się m ianow icie w pow ieści — czy to jako n a rra to rz y , czy jako osoby działające, o k tó ry c h m ó­ w i się w trzeciej osobie — w szyscy ci, k tó rz y w śledztw ie b iorą zazw yczaj udział. A w ięc przede w szystkim ów „ z a p y ta n y ” : w w ielu zdaniach P ie rw ­

szej świetności w y raz te n tra c i swój sens im iesło­

wow y i s ta je się rzeczow nikow ym określeniem oso­ by p rzesłuch iw an ej, ja k b y sta ły m pseudonim em za­ stę p u ją cy m jej w łaściw e im ię (np.: „ Z a p y ta n y od­ pędził psa od upieczonego ta n k is ty ” , s. 241). B ohate­ rem p o jaw iający m się jeszcze częściej je s t „ p ro k u ra ­ to r” ; sp o tyk am y w reszcie rów nież „ p ro to k o lan ta ” oraz uw agi dotyczące sam ego „ p ro to k o łu ” i techniki jego sporządzania (np. „S u row y d uch p rotoko łu (...) zab ran ia zeznającem u tw orzyć w yrazy , zw roty i bru taln o ści językow e” , s. 230).

(4)

T rzeba oczywiście wziąć pod uw agę, że m otyw śledz­ tw a nie pojaw ia się tu po raz p ierw sz y i że B uczkow ­ ski nieraz ju ż w y k o rzystyw ał go w daw n iejszych swoich utw o rach . Na schem acie fa b u la rn y m śledz­

tw a o p ierają się na p rzy k ła d n iek tó re opow iadania z tom u M iody poeta w za m k u ; w D o r y c k im k r u ż g a n ­

k u śledztw o o dgryw a pierw szo rzędn ą rolę jako m o­

ty w a c ja „w stecznego” ru ch u n a rra c ji w poszukiw a­ niu przyczyn w ydarzeń; z podobnej zasady k o rzy sta poniekąd i Czarny potok, w k tó ry m rela cja H eindla u ję ta je st jako rodzaj zeznań. Je d n ak ż e w P ierw szej

świetności sp raw a p rzed staw ia się nieco inaczej. P rzede w szystkim : śledztw o n a w e t w zam ierzeniu nie służy tu w y jaśn ien iu p rzyczyn tego, co zaszło. D otyczy bow iem nie tylko tego, co się zdarzyło, ale i tego, co się dopiero zdarzy.

W ytłu m aczm y to jaśn iej. O ile w k o lejn y ch pow ieś­ ciach Buczkow skiego zaznaczał się coraz w y raźn iej d y stan s wobec tra d y c y jn y c h fo rm n a rra c ji, o ty le je d n a zasada pozostaw ała n ien aru szo n a: czas n a rra c ji był późniejszy od czasu zdarzeń powieściow ych. W

P ierw szej świetności dopiero dokonuje się zasadni­

czy przew rót: czas n a rra c ji, tj. czas sporządzania „ p ro to k o łu ” , jest tu ta j zarów no późniejszy, jak i w cześniejszy od czasu zdarzeń; w tra k c ie śled ztw a m ów i się tak o w y d arzen iach przeszłych, ja k i — w b rew fizy k aln y m praw om czasu — o p rzy szły ch (używ ając zresztą w obu w y p ad k ach g ram a ty c z n e ­ go czasu przeszłego). Tym sam ym sty lem śledczego p ro to k o łu zapisyw ane są zarów no fa k ty dotyczące zag ład y ludności Bełżca — co dokonało się jakiś czas przed m om entem sk ład an ia zeznań — jak i fa k ­ ty zw iązane z n ak ręcan iem film u n a tem a t tej zagła­ dy — co z kolei m usiało się odbyć (dowodzą tego roz­ m aite realia) w w iele lat po śledztw ie.

W y n ik a z tego, że m otyw śledztw a zastosow any zo­ stał w P ierw szej świetności nie ty le po to, ab y s ta ­ now ić sym boliczny m odel poszukiw ania przyczyn, d o c ie ran ia do p ra w d y u k ry te j w przeszłości, ile dla

Odwrócenie porządku czasowego

(5)

5 8

Pezosobow y zapis

„Bylejakość” narracji

w p row adzen ia w o bręb te k stu specyficznej „sy tu acji k o m u n ik a c y jn e j” , jak ą je st p rzesłu ch an ie u trw ala n e n a k a rta c h protokołu. Czym bow iem w yróżnia się „ sy tu a c ja k o m u n ik acy jn a” p rzesłu ch ania, a zw łasz­ cza protokół jak o p o w stały w ram ach tej sy tu acji tek st? W ydaje się, że w odpow iedzi m ożna w ym ie­ nić n a stę p u jąc e cechy:

a) całkow ite w strzy m an ie się sporządzającego p roto­ kół od w łasnej oceny w y d arzeń czy zeznań przesłu ­ chiw anych, zatem — beznam iętność i „bezosobo­ w ość” zapisu;

b) „brulionow ość”, tzn. ślady pośpiechu, skrótowość,

n a w e t niedbalstw o zapisu, częste użycie skostniałych fo rm u ł;

c) k o n stru k cja, któ rej jed y n ą zasadą organizującą s ta je się kolejność p rzesłu ch iw an y ch osób i kolej­ ność ich odpow iedzi n a zadaw ane p y ta n ia — n ato ­ m iast nie porządek przyczynow o-skutkow y, którego w prow adzanie w obręb n o ta te k nie należy do obo­ w iązków p rotokolanta.

R o zp atrzm y te cechy b ard ziej szczegółowo, zw ra­ c ając szczególną uw agę n a to, co m ogły one dać po­ w ieści z p u n k tu w idzenia arty sty czn eg o celu.

a. B eznam iętność i „bezosobowość” protokolarnego zapisu m a fu n k cję oczyw istą: jej zadaniem jest p rzed e w szy stk im w y ru g o w anie z pow ieści a u to ry ­ te tu n a rra to ra , k tó ry w tra d y c y jn e j powieści nie ty lk o p a n u je in te le k tu a ln ie n a d całością m ateriału , ale rów nież um ie jego sk ła d n ik i w artościow ać i hie- rarch izo w ać od stro n y estety czn ej czy etycznej. W

P ierw szej świetności ów ele m en t in te rp re ta c ji czy

ocen y z an ik a całkow icie.

b. „(...) protokół zachow ał się w postaci kaw ałków

• spod pióra w jed n y m zam achu i n ig dy nie w k lejo­ n y c h do całości” (s. 231) — głosi jedno z „au to tem a- ty cz n y c h ” zdań powieści. P od kreślo na tu bru lion o­ wość n a rra c ji, jej językow a i kom pozycyjna niesta- ranność, „b y lejak o ść” (pozorna: w istocie Pierwsza

(6)

sk o n stru o w an ą książką Buczkowskiego) p e łn i dw ie n a raz funkcje: je st jednocześnie sym ptom em i zna­ kiem . Jako sy m pto m w skazuje m ianow icie n a sw oją m otyw ację zw iązaną ,z n a tu ra ln y m i okolicznościam i protokolarnego zapisu, sk łan iający m i do pośpiechu itd.; jako znak pozw ala sk o n stru o w ać p ew ną w izję św iata, k tó ra cechuje się p rzed e w szy stk im ro zb i­ ciem i w ew n ętrzn y m skłóceniem . O św iecie ze sw ej n a tu ry sprzecznym w ew n ętrzn ie (m am y n a m yśli narodow ościow o-geograficzną sp ecy fik ę tego „ p o g ra ­ nicznego” te re n u , n a k tó ry m sy tu u je B uczkow ski fa ­ bu łę n iem al w szystkich sw ych utw orów ), a w do­ d a tk u u k azan y m w tra k c ie nagłej zagłady, nie spo­ sób m ów ić w sposób uporządkow any; b ru lio n w y ­

daje się tu jed y n ą dopuszczalną form ą podawczą. c. Śledztw o je st p rzesłuchaniem jak n ajw iększej g ru ­ p y osób n a tem a t pew nego fak tu , ta k aby z u z u p eł­ n iający ch się bądź sprzecznych zeznań m ożna było uzyskać m ożliw ie n a jb ard ziej zbliżony do p raw d y o b ra z tego fak tu . Założenie to je st dla kom pozycji

Pierw szej świetności szczególnie istotne. P o e ty k a p ro to k o łu w y klucza jak ąk o lw iek in g ere n cję p ro to ­ k o lan ta w tok zeznań, w yklucza zwłaszcza p ró b y ja k ie jk o lw ie k selek cji zebranego m a te ria łu . S tąd też m a te ria ł ów jako całość zdrad za ten d en cje w p ew ­ n y m sensie m aksym alistyczne: ro zra sta się w o lb rz y ­ m ią pan o ram ę nie uporządkow anych, nie zawsze m ają cy c h zw iązek z przedm io tem śledztw a w ątków , k tó re stan o w ią jak gdyby prób ę ogarn ięcia w sz y st­ kiego, „całej p ra w d y ” o ukazy w an y m świecie. P o d­ sta w o w y m zabiegiem kom pozycyjnym „p ro to k o łu ” s ta je się więc w ch łan ian ie coraz to now ych „zezn ań ” , w zbogacanie zebran eg o już m a te ria łu o now e „gło­ sy” . („M nożąc (...) p u n k ty w idzenia, zbliżam y się n ie u sta n n ie do całej praw dy, chociaż p ełne jej osiąg­ nięcie je s t niem ożliw ością” — p isała o ty m A. B u ­ kow ska w sw o jej recen zji z P ierw szej świetności.) P o w ieść-proto k ó ł o k azu je się jed n ą z fo rm pow ieści p olifonicznej.

Próba ogarnięcia wszystkiego

(7)

S T A N IS Ł A W B A R A Ń C Z A K 6 0

Polifonia dramatyzuje pow ieść

2. Polifonia. Ten te rm in B ach- tin a jest niebezpiecznie m odny i stosow any już

w bardzo w ielu rozum ieniach, n ie zawsze zgodnych z koncepcją a u to ra P roblem ów p o e ty k i D o sto je w ­

skiego. T rudno się jed n a k bez niego obejść w m o­

m encie, k ied y w ysłużone określenie „pow ieść obie­ k ty w n a ” p ró b u je się przełożyć na języ k fo rm n a r­ racy jn y ch . D ążenie do obiektyw izm u, do przek aza­ nia „całej p ra w d y ” re a liz u je się bow iem w określo­ nych zabiegach n a rra c y jn y c h : w zastąpieniu p o je ­ dynczego, au to ry taty w n e g o „g łosu ” n a rra to ra a u to r­ skiego w ielością „głosów ” (rozum ianą rozm aicie: ja ­ ko wielość „p u n k tó w w idzen ia” , w ielość niezależ­ nych m onologów w ew n ętrzn y ch lu b w ypow iedzia­ nych, skłonność do „ d ra m a ty z a c ji” pow ieści itd.) w ielu ró żnych n a rra to ró w . Pojęcie „pow ieści polifo­ n icznej” oddaje w ięc w y jątk o w o tra fn ie isto tę rz e ­ czy.

O bejm uje zresztą to pojęcie bardzo" w iele szczegóło­ w ych odm ian i n a dobrą sp raw ę d aje się odnieść do p rzy n a jm n ie j połow y n o w ato rsk ich przedsięw zięć prozy dw udziestow iecznej. S p ecy fik a B uczkow skiego polega je d n a k n ie n a sam ym zastosow aniu te j p o e ty ­ ki, a n a zastosow aniu w y ją tk o w o s k ra jn y m i k o n ­ sekw entnym . Jeśli m ianow icie „wielość głosów ” jest w ynikiem op eracji k o n stru k c y jn e j, k tó ra polega n a rozłożeniu pew n ej pozornie jed n o litej całości na od­ rębne, p rzeciw staw n e i ró w noup raw nion e elem en ty , to trzeb a zauw ażyć, że o p eracje tak ie p rz e b ie g a ją u Buczkow skiego nie tylko w płaszczyźnie n a rra c ji, ale n a w szystkich w łaściw ie „ p ię tra c h ” tekstu. N a jp ro s t­ szym ch w y tem tego ty p u będzie ukazanie jakiegoś fra g m en tu rzeczyw istości nie za pom ocą tra d y c y jn e ­ go syntetyczneg o opisu, a n a sposób an ality czn y , poprzez stw orzenie ciągu synekdoch będących ja k gdyby efek tem sk ru p u la tn e g o rozbicia owego fra g ­ m en tu rzeczyw istości n a szereg elem entów sk ład o ­ w ych:

(8)

„(...) przeszedłem do zimnego archiwum . W teczkach żan­ darmi, odemani, kapusie, kozunie na służbie, sonderzy, woń benzoesu, grzybki pleśniow e, kw asy organiczne, batikarze, koronkarki, retuszerki, dekatyzerki, dewocjonaliarze, pracz, lustrzarz, sanitariusz, kelnerka, dwóch traczy, rymarz, gu- zikarz, pucer okienny, telegrafistka, giser drukarski, b iurali­ stka, mosiężnik, perfumiarz, brukarz, bandażystka, akuszer­ ka, kamasznik, szmuklerz, dorożkarz, powroźnik, kapelusz- niczka, grajek, siodlarz” (s. 190).

Te m onotonne w yliczenia nie in fo rm u ją o niczym poza w rażeniem chaosu — pow ie n iech ętn ie n a s ta ­ w iony czytelnik Buczkow skiego. Ale zd ajm y sobie spraw ę, że są one rów nież w y razem bezskutecznego dążenia do opanow ania chaosu, do osiągnięcia „całej p ra w d y ” — środkam i, jak im i d y spo n u je protokół śledczy, k tó ry może jed y n ie sta ra ć się nie pom inąć żadnego szczegółu z uw ag i n a jego e w e n tu aln ą p rz y ­ datność d la śledztw a. (N otabene synekdochiczne w y ­ liczenia m otyw ow ane są dodatkow o pew n y m i s y tu a ­ cjam i fab ularny m i: w iążą się z re je s tra c ją tow arów pozostałych w sp ląd ro w an y ch sk lepach Bełżca, z po­ rządkow aniem zaw artości ro zb ity ch archiw ów , czy w reszczie z zajęciam i dekoratorów , przy g o tow u ­ jący ch rek w iz y ty dla film u o zagładzie m iasta.) A le rozbicie jak ie jś jed n o lite j rzeczyw istości na w ie­ lość elem entów sk ład ow ych p rzy b ie ra u B uczkow ­ skiego jeszcze d rasty czn iejsze form y. Może bowiem chodzić o rozbicie zdan ia, k tó re p rz y pozorach sk ła d ­ niow ej spójności je s t a b su rd a ln e od s tro n y lo­ gicznej:

„Mieszkała na pierw szym piętrze i posiadała balkon od strony pomnika. Potem , coś w parę dni później, ktoś przy­ szedł, choć kule, które znowu pokaleczyły balkon, pocho­ dziły z długiej broni” (s. 24).

N aw et n a jb a rd zie j s k ru p u la tn a analiza fab u larn eg o k o n te k stu nie jest w sta n ie dowieść, że m iędzy fa k ­ tem strz e la n ia w łaśn ie ,,z długiej b ro n i” a odw ie­ dzin am i owego „kogoś” zachodził logiczny stosunek w y łączan ia — co s u g e ru je sp ó jn ik „choć” . W brew

Nie pominąć żadnego szczegółu

(9)

S T A N I S Ł A W B A R A Ń C Z A K 62

Anarchia i język

p o rząd k u jącej składni, zdanie rozpada się n a wielość sprzecznych elem entów . A n arch ię jeszcze dalej po­ su n ię tą w prow adza w o b ręb zdania in n y ch w y t jęz y ­ kow y (k tó ry w zbudził zresztą liczne zastrzeżenia k ry ty k i): w dw u sąsiad u jących ze sobą zdaniach, a n aw et w ram ach jednego zdania n a s tę p u ją n iera z zm iany n a rra c ji (z pierw szoosobow ej na trzeciooso- bow ą lub odw rotnie), a co za ty m idzie — zm iany gram aty czn eg o podm iotu:

„Po powrocie, otwierając drzwi od ulicy, spostrzegłem św iatło w końcu korytarza, postąpiw szy dalej, ujrzał, że drzwi od podwórka były otw arte” (s. 100).

I znów w zabiegach tego ro d za ju należy dostrzec podw ójną m otyw ację: jak o sy m p tom odnoszą się one do okoliczności zw iązanych ze spo rządzaniem p ro to ­ kołu (pośpieszny zapis spraw ia, że p ro to k o lan t n ie zaznacza, jak a osoba w danej chw ili mówi, p rzesk a­ k u je też w b re w praw id ło m g ram aty czn y m od m ow y niezależnej do zależnej czy pozornie zależnej); jak o znak w spółtw orzą zaś „w ielogłosow ą” relację o św ie- cie, gdyż n a w e t w o b ręb ie jednego zd ania n a p u n k t w idzenia i sty l w ypow iedzi n a rra to ra n a k ła d a się p u n k t w idzenia i sty l protokołu, je d n a i ta sam a pos­ tać je st jednocześnie przed m iotem i podm iotem n a r ­ racji.

„W ielogłosow ość” rela cji m a n ife stu je się w sposób b ardziej n a w e t oczyw isty w ra m a c h w yżej zorg ani­ zow anych układów znaczeń: m am tu na m yśli do­ strzeg aln ą w powieści rozm aitość p u n k tó w w idzenia na poszczególne w ą tk i i m o ty w y fab u ły . P o ety k a p rotokołu pozw ala n a n aśw ietlen ie jednego i tego sam ego zdarzenia z ró żnych stro n i często w ja s k ra ­ wo sprzeczny sposób. D otyczy to p rzed e w szy stk im b ędących przed m io tem śled ztw a sp ra w o c h a ra k te ­ rze k ry m in a ln y m (zabójstw o k o resp o n d e n ta sz w a j­ carskiego, rab u n e k sześciu tysięcy złotych pierścion­ ków itp.); szczególną je d n a k fu n k cję u zy sk u je w od­ n iesieniu do pew n y ch postaci. T ak n a przy k ład czę­ sto w Pierw szej świetności p rzy w o ływ an e im ię

(10)

D ydony m a co n ajm n iej trz y sensy: nazyw an a jest ta k dziew czyna m ieszkająca w g ruzach Bełżca i z a j­ m u jąca się rato w an iem dzieci; D ydonę p rzed staw ia trzynastow ieczny pom nik sto jący na głów nym placu m iasta; rolę D ydony g ra w reszcie a k to rk a w film ie nakręconym n a teren ach d aw nej zagłady. N a jb a r­ dziej znam ienny je st tu jed n a k f a k t zatarcia granic m iędzy ty m i trzem a różnym i sferam i: rzeczyw istości w ojennej, m itu (ucieleśnionego w pom niku) i sztu ­ ki. Ż yw a D ydona tra k to w a n a je st przez b oh aterów powieści jako „ m it” (s. 85); n a p om nik D ydony, n i­ czym n a isto tę żywą, „w łożył dow ódca batalio n u odpow iedzialność za strz a ły n a K a jd a n ia rs k ie j” (s. 161); w reszcie podobna utożsam iająca, zacierająca różnice rela cja zachodzi m iędzy D ydoną rzeczyw istą a D ydoną — postacią z film u (por. zwłaszcza s. 224.)

3. S tylizacja. Ju ż z dotąd w y ­ pow iedzianych uw ag widać chyba, że naczelnym

„gestem sem an ty czn y m ” o rg an izu jący m s tru k tu rę

Pierw szej świetności je st dia le k ty k a chaosu i porząd­ ku. P odstaw o w y m odkry ciem poznaw czym prozy

B uczkow skiego (od Czarnego p o to ku począwszy) w y d a je się obserw acja, że w o jn a — w raz ze zjaw is­ k am i m asow ej zagłady, odpow iedzialności ludności cy w iln ej itp. — je s t dok ładn y m zburzeniem w szel- kidh, n a jb a rd zie j n a w e t podstaw ow ych p raw zew ­ n ę trz n y c h św ia ta i u m y słu ludzkiego. „ K a rab in m a­ szynow y ro zerw ał w szystkie sto su n k i m iędzy fak ­ tam i” — m ów i się o ty m w P ierw szej świetności (s. 240). W ojna — jak k o lw iek niestosow nie m ogłoby to zabrzm ieć — je s t ro d zajem k a rn a w a łu (w B achti- now skim sensie tego słowa), którego podstaw ow ą cechę stan o w i doszczętne obalenie w szelkich „co­ d z ie n n y c h ” h ie ra rc h ii ii reg u ł postępow ania; k a rn a ­ w ał to „św iat n a o p ak ” . I tak i w łaśnie tragiczny, k rw a w y k a rn a w a ł d zieje się w Bełżcu.

Ale — i to je s t d ru g ie o dkrycie prozy B uczkow ­ skiego — człow iek, k tó re m u n arzucone zostaje u ­

R zeczyw istość m it, sztuka

Rodzaj karnawału

(11)

S T A N I S Ł A W B A R A Ń C Z A K 6 4 Porządek św iata — niem ożliw y Kontrasto­ w anie stylów

czestnictw o w „św iecie n a o p ak ” , n ie p o tra fi w yzbyć się sw oich duchow ych naw yków . W sam ym c e n tru m chaosu — p ró b u je pow racać do n ie a k tu a ln y c h już form porządku. W Bełżcu, w k tó ry m w ym ordow ano trz y czw arte m iliona ludności, p rzed e w szystkim cyw ilnej — o rg an izu je śledztw o w spraw ie zabój­ stw a k o resp o nd en ta szw ajcarskiego. W dym ie p acy­ fikow anych i palonych w si — p ró b u je w yjaśnić sp raw ę zaginionych złotych pierścionków . Śledztw o, k tó re toczy się n a k a rta c h Pierw szej świetności, je st — sk azaną z gó ry n a niepow odzenie — p róbą w nie­ sienia racjonalnego, „pokojow ego” porząd k u w św iat, któ rego zrozum ieć i uporządkow ać nie m ożna, gdyż zaprzecza on w szelkim dotychczasow ym w yobraże­ niom o świecie. To sta rc ie dw u niem ożliw ych do pogodzenia ra c ji w idoczne je st zresztą nie ty lk o w w a rstw ie fab u la rn e j, ale i w języ k u tej powieści.

S tylizacja językow a, odw ołanie się do c h a ra k te ry ­ sty czny ch d la racjo n aln ej, „pokojo w ej” rzeczyw i­ stości sty ló w i fo rm w ypow iedzi, stanow i tu w y raz dążności do odnalezienia jakiegokolw iek języka, k tó ry „d ałb y sobie ra d ę ” z rzeczyw istością w o je n n e ­ go k a rn aw ału , k tó ry p o tra fiłb y w nieść w nią elem en t ładu.

Nie chodzi tu w yłącznie o sty lizację na protókół śledczy, o k tó re j ty le już m ów iłem . Ta je st z pew ­ nością n ad rzęd n a; w jej obrębie p o jaw ia ją się je d ­ n ak sw oiste en k law y inn y ch stylów . W ygląda to tak , ja k gdyby „p ro to k o lan t” w poczuciu n iew y starczal- ności i n ieadekw atności języka, jak im o p eruje, u si­ łow ał sięgać w odpow iednich p rzy p ad k ach po style b ardziej „w ysp ecjalizow an e” , p red esty n o w an e nie­ jak o do w prow adzenia ład u w określone se k to ry rzeczyw istości. P o jaw ia się więc w jego zapisach styl „n a u k o w y ” , zaczerpn ięty jak b y z podręczników fi­ lozofii, logiki, biologii czy chem ii; pojaw ia się styl w ojskow ej in stru k cji; p o jaw iają się rów nież sp ecy­ ficzne sty le literack ie, odw ołujące się p rzed e w szyst­ kim do w zorca „pow ieści z w yższych s fe r” czy „ ro ­

(12)

m ansu” sentym entalnego. U m ieszczenie ty ch sty lizo ­ w anych frag m en tó w w bezpośrednim sąsiedztw ie „norm alnego” tek stu „p ro to k o łu ” zaw iązuje ich w za­ jem ną dialektyczną łączność, zw iązek up orządkow a­ n ia i chaosu, scalania i rozpadu; m odele logicznych wnioskow ań przyczynow ych zd erzają się z bezładem zeznań, w yw ody o przem ian ie m a te rii — z czyjąś śm iercią głodową, p lan stra te g icz n y czy in stru k c ja strzelan ia — z n iep ojętą przypadkow ością zagłady, s e n ty m e n ta ln y „ ro m an s” — z o k ru tn ą „realn ością” . Ze stylizacjam i w spółdziałają rów nież pew ne m o­ ty w y przew odnie — „rom an s” , „ film ” , „b ib lio tek a” — które, w raz z całą m nogością alu zji literack ich i m itologicznych, jak im i n aszpikow any je s t te k st po­ wieści, zostają sk o nfrontow ane z „realn o ścią” , w y ­ m y kającą się w szelkim próbom k u ltu row ego upo­ rządkow ania. To, co dzieje się w ow ym k a rn a w ało ­ w ym czasie, jak im je st w ojna, i n a ty m „p lacu k a r ­ naw ałow y m ” , jak im je s t Bełżec i jego okolice, nie da się przy ró w n ać do niczego, co zn a jd u je się poza granicam i tego czasu i m iejsca. Do niczego więc, co było „p rz e d te m ” (cała dotychczasow a przeszłość k u ltu ry ), i do niczego, co będzie „p o tem ” (m otyw kręconego po la ta c h film u); a tak że do niczego, co pochodzi z zew nątrz, z ow ej m ity czn ej „ E u ro p y ” , rep re z en to w a n e j w pow ieści jed y n ie przez zag ra­ nicznych koresp on d en tó w w ojennych. Bełżec to istotnie „św iat na o d w ró t” , św iat, w k tó ry m je d y n y ­ m i istotam i ludzkim i w y d a ją się k a ra b in y („K arab in m aszynow y m usi być k arm io n y i tra w i sw e pożyw ie­ nie ogniem , m a ry tm ic z n y puls i k rą ż e n ie ” (s. 138), ciała zab ity ch ludzi zaś nie b udzą żadnych „lud z­ k ic h ” sk o jarzeń .

4. Sens. Dzieje recep cji kolej­ n y c h książek B uczkow skiego są zjaw iskiem bardzo

pouczającym . Z każd y m n a stę p n y m ty tu łe m pisarz ten tra c i zw olenników ; S an d au er, k tó ry zapew ne za­ ak cep to w ałb y W e r te p y (gdyby je przeczytał), n a p i­

Buczkowski traci

zwolenników

(13)

K R W A W Y K A R N A W A Ł

66

Reakcja ludzkiego um ysłu

sał m iażdżącą recen zję z Czarnego potoku; Błoński, a u to r św ietnego szkicu o C z a r n y m p oto ku i Doryc-

k i m k ru żg an ku , recen zję z P ierw szej świetności za­

ty tu ło w ał: Bezdroże. Czy isto tnie bezdroże? Jed n o je st pew ne: Buczkowsikiego z Pierw szej świetności czy o statn iej książki, Urody na czasie, nie sposób czytać tak, ja k to czyni zdecydow ana w iększość k ry ­ tyków n a w e t m u p rzy chy lny ch, tzn. albo tr a k tu je jego pow ieści jako św iadom ie b ełk o tliw y i chaotycz­ n y „o braz” czasów w ojny, albo p ró b u je „ n a siłę” w yizolow ać z nich pew ne zrozum iałe i up orządko­ w ane segm enty, k tó re jed n a k w y rw a n e z k o n tek stu m a ją zu pełnie inn ą w ym ow ę. P rób ow ałem tu poka­ zać, że m etoda p isa rsk a Buczkow skiego polega na czymś innym : n a celow ym zderzaniu i k o n fro n to w a­ n iu ze sobą ro zm aity ch form chaosu i porządku, k tó re w e w zajem n y m sąsiedztw ie tw orzą litera c k ie upostaciow anie re a k c ji ludzkiego u m ysłu n a zjaw i­ ska d lań n iep o jęte. Ten, k to będzie szukał w P ie r w ­

szej świetności spójnej fab u ły pow ieściow ej, zaw ie­

dzie się, gdyż fab u ła (a raczej jej strzępy) jest tu sp raw ą drugorzędną; nie zaw iedzie się n ato m iast ten , kto od tzw. pow ieści o w ojnie żąda nie w e stern o ­ w ych fabułek, ale pokazania w o jn y i to ta ln e j zagła­ d y jako rzeczyw istych problem ów św iadom ości czło­ w ieka w dw udziestym stuleciu.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W Polsce okres ten często nazywano Zapustami i był to czas zabaw, hulanek i swawoli, ostatnie trzy dni zapustów to ostatki zwane w niektórych regionach Mięsopustem.. Od

Na závěr našeho zamyšlení nad kni hou Igo ra Fi ce Vypalování stařiny můžeme společně s literárním hi sto ri kem Ja ro s la vem Me dem po zna me nat, že…pod le Igo ra Fi

Zofii (...) od- bywały się w pięknych salach Kasyna Miejskiego a brały w nich udział sfery ofi- cjalne, zamożny i sympatyczny patrycjat mieszczaństwa lwowskiego i sfery wojsko-

Uczestniczył w seminarium na- ukowym prowadzonym przez księdza Stanisława Librowskiego i pod jego kierunkiem napisał pracę magisterską „Stan badań nad księgozbiorami

С лексикологической точки зрения наибольший интерес представляет лексическая омография, так как в отличие от лексико-грамматической

W skład związków organicznych wchodzą pierwiastki takie jak: węgiel, wodór oraz tlen, azot, fluorowce i inne.. Jest to pierwsza grupa związków

Badania miały na celu okre lenie wpływu substancji czynnej PRP®FIX na zmiany ogólnej zawarto ci fosforu, potasu, magnezu i siarki oraz ich form przy- swajalnych w

(j) Dancingi nie są wbrew przekonaniu ogółu, zdobyczą ostatniego dziesięciolecia.. we wsi Czesławice (pow. puławski) na takiej „muzyce” wynikła