• Nie Znaleziono Wyników

Rok 1863. Opowieść z powstania

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rok 1863. Opowieść z powstania"

Copied!
124
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

R o t 1863.

O P O W I E Ś Ć Z P O W S T A N I A

NAPISAŁ

y V lŚ C IG N IE W .

KRAKÓW.

S M głów ny w księgarni Geletlinera i Sn, w Krakowie.

1893.

(6)

k u ó ł l i

VL- A A

K a k ła d e m P a w ł a M a d e js k ie g o .

CZCIONKAMI DRUKARNI ZWIĄZKOWEJ W KRAKOWIE pod zarządem A. Szyjewskiego.

(7)

G dy w olność czcić przestali, upadli R zym ianie, J a pójdę na k rańć św iata, aby w alczyć za nią.

Brodziński.

i.

R o k 63 k rw a w o z a z n a c z y ł się w d ziejach P o ls k i — ro k to cięż k ich zap asó w , b o h a te rs k ic h c z y n ó w !

G a rs tk a m ło d z ie ż y z h a s łe m — z w y cięży ć lu b zg in ąć! — rz u c iła się n a ty s ią c e w y ć w ic z o ­ n y c h i k a r n y c h za stę p ó w .

P ło m ie ń p o w sta n ia o g a r n ą ł k ra j c a ły , k a ż d y m o g ą c y b ro ń d źw ig ać, s ta w a ł w s z e re g u .

W io s n a w ty m ro k u n ie z w y k le w c zesn a i c ie p ła , s p rz y ja ła d zieln y m o b ro ń c o m w olno ści.

P u szcz e i la s y z a w rz a ły g w a re m n a p ły w a ją c y c h p o w stań c ó w .

W ty c h to czasach, p rz y s c h y łk u p ię k n e g o d n ia m a rc o w e g o , n a tra k c ie p io trk o w sk im , p o su ­ w ało się w s tro n ę P ilic y zw o ln a i o stro ż n ie k ilk u n a s tu k o n n y c h .

K o n f e d e r a tk i a m a ra n to w e z p ió rk a m i, sz a ­ r e z p ę tlic a m i k u rty , a p rz e z ra m io n a p rz e w ie ­ s z o n e s re b rn e ła d o w n ic e z o rła m i, o ra z n o w e

(8)

— 4 —

b e lg ijs k ie sz tu c e ry i p rz y b o k a c h sz a b le , d o ­ d a w a ły u ro k u i ry c e rsk ie j p o s ta w y te m u o rs z a ­ kow i. Za nim i w p e w n e m o d d a le n iu c ią g n ę ły ciężko ła d o w n e c z te ro k o n n e w o zy , p o d trz y m y -

* w a n e n a n ie ró w n e j d ro d z e p rz e z o d d z ia ł p ie ­ szy c h strze lc ó w .

P o c h ó d te n z a m y k a ł znów p o c z e t je z d n y c h z p rz e s z ło d w u stu lu d zi zło żo n y , n a czele k t ó ­ r y c h , n a d z ie ln y m k a r y m k o n iu , je c h a ł m ę ż ­ cz yzna m oże trz y d z ie sto le tn i.

D z iw n ą p o w a g ą tc h n ę ło je g o oblicze. R y ­ sy p ię k n e i szlac h etn e, p o m im o w o ln ie n a k a z y ­ w a ły sza cu n ek .

R o z k a z y , ja k ie od czasu do czasu w y d a w a ł, d o m y śla ć się w nim k a ż ą do w ó d zcy .

W s z y s c y p o s tę p o w a li w g łę b o k ie m m ilcze­

niu , p rz e ry w a n e m n ie k ie d y p a r s k a n ie m k o n i, lu b b rz ę k ie m p a ła sz y .

L a s e k n ie w ie lk i, ja k i w ła ś n ie p rz e b y w a li, m iał się ju ż k u k o ń c o w i, g d y o d d z ia ł tr z y m a ­ jący s tra ż p rz e d n ią n a g le sta n ą ł. W id o c z n ie coś zaszło.

W o d le g ło śc i m oże p ó ł m ili z a m a ja c z y ły ja k b y p ik i k o z a c k ie , z a p e w n e p a tr o l n ie p rz y ­ ja c ie lsk i w y s ła n y na zw iady, z b liż a ł się do lasu.

O ficer d o w o d z ą c y a w a n g a rd ą w y s ła ł b e z ­ zw ło c zn ie ż o łn ie r z a , a b y d o n ió s ł o te m d o ­ w ódzcy.

(9)

W ia d o m o ś ć ta o ż y w iła d zie ln e g o m ło d zian a, S p ią w s z y k o n ia o stro g ą , p o m k n ą ł n a czoło zbav

d a ć p o ło ż e n ie . n,

W isto cie, g a r s tk a k o z a k ó w c ią g n ę ła le n i­

w ie, z z a c h o w a n ia się ich je d n a k s p o k o jn e g o , w n io s k o w a ł, źe m u szą p o p rz e d z a ć w ię k sz y j a ­ k iś o d d ział. J a k o ż p o w ió d łsz y lu n e tą , d o s trz e g ł w o d d a li w y c ią g n ię tą linię p ie c h o ty , działa, a dalej su n ą c ą k o n n icę.

B y li jeszcze dalek o .

O d d z ia ł n ie p rz y ja c ie lsk i m ó g ł liczy ć o k o ło s z e ś ć s e t ludzi.

P o c h w y c ić ich w p u ła p k ę , p o z y s k a ć u p r a ­ g n io n e d z ia ła i z a p ra w ić m łódź d zieln ą do b o ­ ju , oto m y śl, ja k a o p a n o w a ła c a łą je g o isto tę . P o s tę p o w a ć n a le ż a ło je d n a k z ro z w a g ą . C zu ł aż n a d to d o b rz e , że c h y b io n y n a p a d n a ­ ra ż a ł je g o , i k ra j, n a n ie p o w e to w a n e s tra ty .

P ro w a d z ił b ro ń i a m u n ic y ą d la n o w o fo rm u ­ ją c e j się p a r ty i — b ro ń z ta k im m o zo łem i n ie ­ b e z p ie c z e ń stw e m zy sk a n ą. U tra c ić ją, b y ło b y fa ta ln e m .

A le n ie u fać sw ojej, to w a rz y sz ó w d zieln o śc i ? N a le ż a ło ty lk o b e z w y s trz a łu p o c h w y c ić ko za k ó w , jeżeli to się u d a, b itw ę choć z p r z e ­ w a żając y m n ie p rz y ja c ie le m , w y g ra .

P la n już m ia ł g o to w y . D o b y w sz y szab lę, s k in ą ł n a oficerów i w y d a ł ro z k azy .

(10)

D r o g a w lesie to c z y ła się p ó łk o le m i g i- n ę ła za d rz e w a m i, to u ła tw ia ło n ie z m ie rn ie d ziałan ie.

U sta w io n o w o z y n a p o p rz e k , je d e n o k ilk a k ro k ó w o d d ru g ie g o , b y p rz e c ią ć d ro g ę n ie p rz y ­ ja c ie lo w i, a w w y p a d k u n ie p o w o d z e n ia a b y m ieć z a p e w n io n y ja k iś p u n k t o p a rc ia . W o z y z a m u n ic y ą o d p ro w a d z o n o w g łą b lasu.

L a s ja k k o lw ie k dość g ę s ty lecz ró w n y , p o ­ z w a la ł w d a n y m ra z ie p o su w a ć się n a p rz ó d , a choć w ie c z ó r z a p a d a ł, to k s ię ż y c w ca łe j p e łn i d o sta te c z n ie o św ie c a ł c a łą oko licę.

S trzelc ó w ce ln y c h p o s ia d a ł s tu c z te rd z ie stu p ię c iu , z ty c h w ięc sied m d ziesięc iu p o d w o d z ą d o św ia d c z o n e g o oficera g a ry b a ld o w s k ie g o , n a ­ w y k łe g o do n ieb ez p iecz eń stw , u lo k o w a ł p o m ię ­ d zy w ozam i, re s z tę zaś u k r y ł p o b o k a c h d ro g i, p o m ię d z y k rz ak am i.

J a z d ę ro z d zielo n ą ta k ż e n a dw ie części, u s ta w ił p o d b rz e g ie m la su w d w óch lin iach .

N ie p rz y ja c ie lsk ą k o n n ic ę trz e b a b y ło zm ódz za raz p rz y p ie rw sz e m n a ta rc iu , n ie m ia ł b o w iem re z e rw y d la zg n ie c e n ia p ie c h o ty , p rz y te m s z ło też o d ziała , b y ich n ie u trac ić.

R o z k a z y te w y k o n a n o szy b k o i z n a j­

w ię k sz ą d o k ła d n o ś c ią , w sz y stk o b y ło g o to w e , szło ty lk o o k o zak ów .

(11)

B y li nie d alej ja k p ó ł w io rs ty . Z a trz y m a li się nieco w id o c z n ie d la n a ra d y , ro z e jrz e li b ac z n ie c a łą ok o licę, a n ie s p o s t r z e g ł s z ) ^ n ic p o d e jrz a ­ n eg o , ru s z y li n a p rz ó d , p o s tę p u ją c z n ajw ięk sz ą zaw sze o stro żn o śc ią .

S e rc e n a sz e m u b o h a te ro w i siln iej zab iło , g d y u jrz a ł p o g rą ż a ją c y się re k o n e s a n s w lesie.

K o z a k ó w b y ło p ię tn a s tu .

P o c z e k a ł chw ilę, aż się z ró w n a ją z u k r y ­ ty m i je ź d ź c a m i, w ów czas d a ł s y g n a ł , a ci w je d n e j ch w ili w y n u rz y w sz y się z la s u , o to ­ czyli k o za k ó w .

T a k to w isto c ie n a g le i sz y b k o n a s tą p iło , że k o za cy , nim się u p a m ię ta li, s p o s trz e g li do k o ła sie b ie w y m ie rz o n e s z tu c e ry i g ro ź n e tw a ­ rze. O p ie ra ć się n a w e t n ie p ró b o w a li, p o rz u ­ ciw szy b ro ń n a ziem ię, p ro s ili o p a rd o n .

T o p ie rw sz e p o w o d z e n ie w la ło ufn o ść w ż o łn ie rz y . K o z a k ó w w zięto n a ty ły , kaw a- le r y a za ję ła n a p o w ró t sw oje sta n o w isk a .

P o d o fic e r k o zack i, k tó r y p ro w a d z ił te n p a ­ tro l, p y ta n y , ja k s iln y o d d z ia ł n a d c ią g a , o b ja ­ śnił, że d w ie r o ty p ie c h o ty i s z w a d ro n h u za ró w , p ro w a d z ą c z te ry d z ia ła o ra z am u n icy ą .

C h w ila sta n o w c z a się w ięc z b liż a ła , w o j­

sk a n ie p rz y ja c ie lsk ie za p ó ł g o d z in y d o jd ą do lasu.

(12)

W ó d z p o ls k i o d k r y ł g ło w ę i sp o jrz a ł k u n ie b u , a p o te m o s ta tn ie w y d a w sz y ro z k azy , z a w o ł a ł:

— B ra c ia ! sto szans za nam i, b ą d ź c ie ty lk o m ę ż n i!

O ja k ż e g ro ź n y o b ra z p rz e d s ta w ia ł te n za­

s tę p m ło d zieży . Z b ro n ią p rz y tw a rz y , z p a l­

cam i n a c y n g la c h , cz ek ali n a zb liży ć się m a ją ­ c e g o n ie p rz y ja c ie la . L as im g o z a s ła n ia ł, ale m ia ro w e ich k ro k i s ły sz e li co raz to w y ra ź n ie j.

C isza p a n o w a ła g ro b o w a .

K s ię ż y c od p ew n ej chw ili u k r y t y za ch m u ­ rą , p o g r ą ż y ł ich w cieniu. N a ra z w y c h y lił sw ą ta rc z ę p o s ę p n ą i o b la ł m d łe m ś w ia tłe m ro ssy j- sk ie b a g n e ty .

T e ra z s p o s trz e g li z a p o rę, s ta n ę li...

W te m g ło s k o m e n d y ro z le g ł się o d w o ­ zów , a h u k w y s trz a łó w z a g rz m ia ł je d n o c z e śn ie , a p o te m d ru g i.

T a sa lw a strz a łó w zm ięsz ała n a chw ilę ro s y js k ie s z e re g i. W id z ą c z a s a d z k ę , chcieli się w y c o fać n a c z y ste p o le i tam p rz y ją ć b itw ę.

N a o g ie ń o d p o w ied z ie li o g n ie m z k a r a b i­

nó w i w n a jw ię k sz y m p o rz ą d k u co fać się zaczęli.

P u ś c ić ich z la su , to z n a c z y ło z g in ą ć , b o n a k a rta c z e czem że o d p o w ie d z ą ? w ięc z b a g n e ­ ta m i rz u c iła się w ia ra , b y ich za trzy m ać .

(13)

g

P ie c h o ta ro s s y js k a w k w a d r a t sfo rm o w a n a, p rz y ję ła o g n iem d z ie ln y c h n a p a s tn ik ó w . D y ­ sta n s b y ł k r ó tk i, a choć k ilk u p a d ło , re s z ta d o b ie g ła z w śc ie k ło ś c ią i ze m stą i z a to p iła s ta ­ lo w e b a g n e ty w m u rze żyjącym .

D o w ó d z ca ro ssy jsk i, w idząc z a s tę p szczupły, d a ł s y g n a ł w ojsk u. K w a d r a t się ro z stą p ił, a. g a r s tk a n a sz y c h w im p ecie sza lo n y m w p a d ła w sam śro d e k .

K w a d r a t się znów za m k n ął. • R ó w n o z w y s trz a łe m i ja z d a u k r y ta w p a ­ d ła n a h u za ró w , a o d d z ia ł lu ź n y o p a n o w a ł d z ia ła i z c ią g n ą ł je z d ro g i.

P ie ę h o ta z b a g n e ta m i w rę k u n a ta r ła z b o ­ k ó w i z p rz o d u i z ty łu n a g a r s tk ę n asz y ch . M łó d ź d zieln a p o ls k a w idząc śm ie rć p e w n ą , nie s tr a c iła du ch a. S z y b k o ja k s trz a ła s fo rm o w a li k a r e i n a je ż y li o s trz a sw ojej b ro n i.

P o w s ta ł z a m ę t stra sz n y , p o d n io s ły się k rz y k i.

W a lk a ta ro b iła w ra ż e n ie ja k ie g o ś m ro w i­

sk a , m a sy b e z k sz ta łtn e j w k o n w u ls y jn y c h r u ­ c h ach . K w a d r a t nasz, ja k ra n io n y o d y n iec, b r o ­ n ił się za ja d le p rz e d zg ra ją , k tó r a zew sząd g o o p a d ła .

T am n a d b rz e g ie m la su w a lk a u sta w a ła . K o n n ic a ro s s y js k a z d w óch stro n w z ię ta w k le sz c z e , n ie m o g ła d łu g o w y trz y m a ć n a ­

(14)

— IO —

ta rc ia . R o tm is trz ich p ró ż n o sili się sfo rm o w ać, b y sta w ić czoło. P a rc i z t y ł u , z p rz o d u , cięci sz a b la m i, p a d a li ja k sn o p y .

P o z o s ta ła g a r s tk a , g d y p a d ł i ro tm istrz i d w ó ch oficerów , w o ła o p a rd o n .

W ó d z p o ls k i sk rw a w io n y , z z ła m a n y m p a ­ łaszem , d a ł s y g n a ł tr ą b k ą ; w tejże chw ili p r a ­ w ie p o d n ió s ł się o k rz y k p o b o k a c h p ie c h o ty . S trz e lc y u k ry c i w p a d li im n a k a r k i, a ja z d a c w a łe m w y p u ś c iła konie.

P ie c h o ta ro s s y js k a b ie g n ą c ą k o n n ic ę p r z y ­ ję ła og n iem .

N a p rz o d z ie z szy b k o śc ią sfo rm o w a n a w tró j­

k ą t, z p o w a g ą c z e k a ła g ro ź n ej n a w a łn ic y . T y m c z a se m w a lk a n a b o k a c h i w e w n ą trz k w a d ra tu , p r z y b r a ła te ra z n ie lu d z k ie ro z m ia ry .

Ś c isk p a n u ją c y w tej m asie ży jącej, ta m o ­ w a ł o d d ec h , a k re w p a ru ją c a g łu s z y ła c a łk ie m in s ty n k ta człow ieka. S iw y p u łk o w n ik ro ssy jsk i, z k a ra b in e m p o le g łe g o p ie c h u r a , w a lc z y ł ja k p r o s ty żo łn ierz.

W tem ja z d a d o p a d ła .

O s te rc z ą c y tr ó jk ą t r o z d a rła się n a d w ie p o ło w y , a z dw óch ja k o b y w ro s ły c h w ziem ię sz e re g ó w , p o s y p a ł się n a n ią g r a d kul.

J a z d a rz u c iła się znow u. K o n ie p a r te o s tro ­ g am i, s p in a ły się p o n a d b a g n e ty i p a d a ły ca­

ły m cięż are m n a ten m u r żyjący.

(15)

I I

N a ta rc ie ja z d y złam a ło n a re s z c ie w y trw a łe sze reg i, ch w iać się poczęli. C hcieli d o p a ś ć w o ­ zów, b y ta m się op rzeć, ale n a d a re m n ie . C ięci s z a b la m i, tra to w a n i k o ń m i, u le d z m usieli.

Z b o k u , g d z ie s ta r y ich w ó d z w a lc z y ł jeszcze, sta n ę li m u rem , p r a g n ą g o osłonić, z g i­

n ą ć g o to w i.

W ó d z p o ls k i d a ł ro z k a z , b y b itw ę p rz e r­

w an o — i w sz y stk o ucichło.

P o d je c h a ł w tę s tro n ę , a s a lu tu ją c w a ­ le c z n e g o w ro g a — rz e k ł doń z p o w a g ą.

— P a n ie p u łk o w n ik u ! J u ż d o sy ć d a łe ś d o ­ w o d ó w o d w a g i, m ęstw o w asze cenię, lecz p ró ż n y o p ó r, p ro sz ę , b r o ń k aż złożyć!

W a lc z y ć d łu żej Is to tn ie b y ło n iem o żeb n em , w ied z ia ł to d o b rz e s ta ry w ódz ro s s y js k i, ty c h co zostali, c h c ia ł jeszcze o c a lić ; w ięc w y d a ł rozkaz.

B ro ń sp re z e n to w a li, a p o te m ję li w k o z ły ją u staw iać . S am zaś o d p ią w sz y sw ą sza b lę od b o k u , p o d s z e d ł ją o d d ać m ło d e m u zw ycięzcy , lecz te n sza n u ją c nieszczęście i m ęstw o , b ro n i nie p rz y ją ł.

— S z a b lę p a n za trzy m aj, b o g o d n ie ją n o ­ sisz. S ło w e m ż o łn ie rz a ra cz ty lk o u p ew n ić , że ze sw o b o d y n ie zechcesz k o rz y sta ć , d o p ó k i te ­ g o nie u zn am m ożebnem ...

W z ru s z o n y p u łk o w n ik je g o szlac h etn o ścią, c h ę tn ie d a ł sło w o i rę k ę p o d ając , r z e k ł do n i e g o :

(16)

1 2 ---

— O d b y łe m k a m p a n ię tu r e c k ą , w ę g ie rsk ą , a zaw sze B ó g szczęścił. T y m n ie p o k o n a łe ś.

L ecz b y ć p o b ity m p rz ez ta k ie g o w ro g a, nie ro b i ujm y, b o dzielni je s t e ś c ie !

W ó d z g o serdecznie, u ś c is n ą ł za r ę k ę i o d ­ p o w ie d z ia ł :

— B ó g nam d a ł zw y cięstw o , spocznij p a n te ra z , b o n ie d łu g o r u s z y m !

P la c ó w k i ro z s ta w ił, a p o ra n io n y c h ro z k a ­ z a ł b ez zw ło cz n ie u m ieścić n a w o zy i z ro b ił p rz e g lą d sw o ich o ch o tn ik ó w .

C zte rd z ie stu p ięciu u b y ło z sz e re g u w a ­ le c z n y c h strzelcó w , w ielu b y ło ra n n y c h . J a z d a w s to s u n k u najm niej u c ie r p ia ła w k rw a w e m te m sta rc iu . T rz y d z ie s tu p o le g ło , lecz dużo k o n i z o sta ło n a placu.

Z ro ssy jsk ie j p ie c h o ty w z ię to do n iew oli sie d e m d z ie s ię c iu , h u z a ró w c z te rd z ie s tu , re sz ta p o le g ła lu b b y ła ra n io n a

Z p o b lisk ie j w ioski sp ro w a d z o n o w ozy i b ro ń z d o b y tą n a nich ułożono. P lo n b y ł obfity .

P ię ć s e t k a ra b in ó w , c z te ry le k k ie działa, m asa am u n icy i i c a ły ry n s z tu n e k z n iesio n y c h h u z a ró w d o s ta ł się naszy m , a ta k ż e k o n i p r z e ­ szło sied em d z ie sią t, z d a tn y c h do boju.

G d y to uko ńczono, p o cz ęli się z b ie ra ć znów d o d alszej d ro g i, sp o c z y n e k w y p a d ł o p ó łto re j m ili p rz y b rz e g a c h P ilicy .

(17)

13

P la c ó w k i śc ią g n ię to , a n a z n a k d a n y , r u ­ s z y ły się sz y k i znów w d aw n y m p o rz ą d k u , z a b ra n y c h ż o łn ie rz y p o za w ozam i u m ieszczo n o w śro d k u .

R o s s y js k i p u łk o w n ik na p o d a n y m k o n iu je c h a ł w m ilczen iu p rz y b o k u d o w ó d z cy , b y ł p o g rą ż o n y w p o w a żn ej zadum ie.

P o chw ili o d d z ia ł s k ie ro w a ł się w lew o n a b o c z n ą d ro ż y n ę, a g d y m in ą ł w z g ó rz e , z n i­

k n ą ł z p rz e d oczu.

G w a rn e t a k n ie d a w n o m iejsce k rw a w e j w alk i, te ra z z a le g ła u ro c z y s ta cisza.

II.

W g ó rz y s te j i leśnej m ie jsc o w o śc i, p rz y ujściu P ilic y , leży zam ożna i lu d n a w io sk a, s ie ­ d zib a s ta re j ro d z in y szlacheckiej.

D w ó r o k a z a ły n a d o ść zn aczn em w z n ie sie ­ niu, w id n y już zd ała, o to czo n y św ie rk a m i, a od w sc h o d u z a s ło n ię ty dzikim p a rk ie m , o p u szc za­

ją c y m się k u rz e c e , p rz e d s ta w ia w id o k m a ­ lo w n iczy . A le ja lip o w a, w io d ą c a do w sp a n ia łe j b ra m y o b sz e rn e g o dziedzińca, a p o lew ej i p r a ­ w ej s tro n ie p ię tro w e oficy n y , w y p e łn ia ją h a rm o ­ n ijn ie ca ło ść te j pow ażn ej re z y d e n c y i p a ń s k ie j.

W n ę tr z e p a ła c u n o si cech ę sta ro ż y tn ą .

(18)

14 —

Z o b sze rn ej s ie n i, u b ra n e j w e m b le m a ty i tro fe a m y śliw sk ie , je d n e d rz w i p ro w a d z ą do salo n ó w , d ru g ie do b u d u a ru i in n y c h po koi.

P o ś r o d k u sz e ro k ie w sc h o d y w io d ą n a g ó rę . W sa lo n ie b o g a to u m e b lo w a n y m , n a a t ł a ­ se m p o k ry te j k o z e tc e , sp o c z y w a m ło d a, n ie ­ z w y k le p ię k n a k o b ie ta . O czy jej szafirow e, p rz y s ło n ię te d łu g ie m i cz arn e m i rz ę s a m i, tc h n ą ja k im ś ta jo n y m sm u tk ie m i p e w n ą zadum ą, r y ­ s y tw a r z y ta k k la ssy c z n e i p ię k n e , że n a p ie r w ­ sz y rz u t o k a b u d z ą u w ie lb ie n ie , a cu d n e zw oje ja k le n ja s n y c h w ło só w w y p e łn ia ją re s z tę tej p ię k n e j p o staci. P r z y niej sto i o p a r ty p ię c io ­ le tn i c h ło p c z y n k a , u d e rz a ją c y k o n tr a s t z czule tu lą c ą g o do ło n a m a tk ą , o c z a rn y c h w iją ­ c y c h się k ę d z io ra c h i w y ra z is ty c h ciem n y c h oczach.

W z ię ci ra z e m , tw o rz ą p rz e c u d n ą całość, g o d n ą p e n d z la R e m b ra n d ta .

N a p rz e c iw le g łe j ścian ie w id ać p o r tr e t m ło ­ d e g o m ężczy zn y w m u n d u rze g e n u e ń s k ie j szk o ­ ł y w ojsk o w ej, p rz y p o m in a on n am p o s ta ć z n a ­ n e g o już w o d z a p o w stań c ó w .

K o b ie ta i d ziecię w p o w a żn em m ilczeniu, tk liw ie się w p a tru ją w u k o c h a n e ry s y .

O d są sie d n ie g o sa lo n u u c h y liła się zw ie­

sz o n a k o ta r a i w e d rz w iach u k a z a ł się sta rz e c siw o w ło sy , d ziw nie s y m p a ty c z n y i p o c ią g a ją c y .

(19)

J a k k o lw ie k już z g ó rą la t s ie d m d z ie sią t liczy, trz y m a się d z ia rsk o i p ro sto , a ru c h y i p o s ta ć c a ła z d ra d z a w o jsk o w eg o .

W isto c ie g łę b o k a sz ra m a n a czole i s u r ­ d u t szczeln ie z a p ię ty p o d szyją, a p rz y te m n ie ­ z w y k ła p o w a g a , p o z w a la ją d o m y śla ć się w nim ż o łn ierza o w y c h b o h a te rs k ic h le g io n ó w N a ­ p o le o n a I.

W s z e d łs z y , z a trz y m a ł się c h w ilę , a s p o j­

rz a w s z y z cz u ło śc ią n a sied zą cą p a rę , za w o ła ł r a d o ś n ie !

— J a d w in iu ! w ielk ie szczęście, s ta r y T o ­ m asz p rz y je c h a ł!

K o b ie ta ja k g d y b y is k rą u d e rz o n a , p o rw a ła s ię z k o z e tk i, a p o d b ie g łs z y w z ru szo n a, rę k a m i d rż ą c e m i p rz y ję ła lis t w y s ła n y , s k a r b d la niej p ra w d z iw y .

Z ło ży w sz y p o c a łu n e k n a z n a n em te m p iśm ie, p rz y c is n ę ła do s e rc a siln ie b iją c e g o i s p o jrz a ła b a d a w c z o z w ie lk im n ie p o k o je m w poczciw e o c z y ojca. W n ich je d n a k d o jrz a ła ty lk o w ie lk ą ra d o ś ć , u sp o k o jo n a w ięc, z a czę ła lis t cz y ta ć z g o rą c z k o w y m p o śp iech e m .

(20)

S k o rz y s ta m y z tej chw ili, b y bliżej p o z n a ć m ieszk ań có w p ałac u .

S ta rz e c , to ojciec J a d w ig i, w e te ra n b y ły c h w a le czn y c h w o jsk p o ls k ic h , s y n k o n f e d e r a ta b a rsk ie g o .

W ro k u 1812 z a c ią g n ą ł się w sz e re g i n a ­ ro d o w e . O d b y ł c a łą k a m p a n ię r o s y js k ą , b y ł p o d M o za jsk iem , S m o le ń s k ie m , m a ły m J a r o ­ sław cem , b y ł p rz y w zięciu M o sk w y .

P o d L ip sk ie m , w k o rp u s ie k s ię c ia Jó z e fa , z a sła n ia ją c o d w ró t a rm ii fra n c u sk ie j, ciężko r a ­ nio n y , o trz y m a ł z r ą k N a p o le o n a k rz y ż le g ii h o n o ro w e j.

P o p rz y w ró c e n iu K ró le s tw a , s łu ż y ł w p o l­

sk ich s z e re g a c h , g d zie d o sz e d ł s to p n ia p u ł ­ k o w n ik a , ta m d o c z e k a ł r. 1830.

P o o sta te c z n y m u p a d k u s p ra w y o jczystej, je d e n z d zielniejszych o b ro ń c ó w w o ln o ści p r z e ­ sz e d ł g ra n ic ę i tu la t k ilk a p rz e b y ł n a obczy źnie, zd a ła od sw o ich , aż w re szcie a m n e s ty a w ró c iła go zn o w u n a ło n o ro d zin y .

O sia d łsz y n a o jczystej niw ie, p o ją ł n ie ­ d łu g o żonę, c ó rk ę to w a rz y sz a w o jen n ej c h w a ły , a ta k ż e n ied o li. S zczęście ro d z in n e d zie ln e g o w ia ru sa n ie d łu g o trw a ło .

P o p a r u la ta c h u tra c ił sw ą ż o n ę , u m a rła , p o z o sta w ia ją c m u je d y n e dziecię, Ja d w ig ę .

(21)

O d tą d p u łk o w n ik ż y ł ju ż ty lk o d la niej i w y c h o w a n iu có rk i o d d a ł się zup ełn ie.

T a k w ięc d z ie w c z y n k a p o d tk liw ą ojca o p iek ą, ro z w ija ła się p y s z n ie ja k m ło d a ro ślin k a .

P r z y z e w n ę trz n y c h z a le ta c h p ię k n a , p o s ia ­ d a ła ta k ż e o g ro m n y zasób w ro d z o n y c h p r z y ­ m io tó w i d u sz y i s e r c a , ta k u m ie ję tn ie k s z ta ł­

co n y c h p rz ez tro s k liw e g o ojca i w z o ro w ą n a ­ u cz y cielk ę. O jca n a m ię tn ie czciła i k o ch a ła , w id ząc w nim o b ra z d o sk o n a ło śc i m ęsk iej i r y ­ ce rsk ie j. W w o ln y c h ch w ilac h od zajęć, z ro z ­ k o sz ą się w słu c h iw a ła w o p o w ia d a n ia o p r z e ­ b y ty c h b o jach i n ie b e z p ie c z e ń s tw a c h , k tó r e u m ia ła od czu ć se rc e m całem .

5Iic d ziw n e g o , że p rz y ta k ic h w a ru n k a c h m u sia ła b y ć d o sk o n a łą . U ro d a , ro z u m i uczucie, ra z e m tu z la ły się w h a rm o n ijn ą całość. W ośm na- sty m ro k u ży c ia z o sta ła żo n ą S ta n isła w a .

Z u ta rc z k i o d b y te j n a tra k c ie p io trk o w sk im , p o z n a liśm y już, jak iem i uczuciam i i d zieln o śc ią n a c e c h o w a n ą b y ł a je g o o so b isto ść, a te ra z s p o j­

rz y jm y w p rz e sz ło ść jeg o .

U ro d z o n y w zam o żn y m i d a w n y m szla­

ch eck im dom u, w y c h o w a n y ró w n ie ż p rz ez sta re g o w e te ra n a , a s e rd e c z n e g o p rz y ja c ie la ojca J a d w i g i ; c h lu b n ie u k o ń c z y ł e d u k a c y ę , a później je sz c z e z w oli ojca w y je c h a ł do G e n u i n a s tu d y a do sz k o ły w ojskow ej.

(22)

— S zlach cico w i p o lsk iem u , w o jsk o w o ść k o ­ niecz n a , m a w ia ł g e n e r a ł , ojciec S ta n isła w a . N a d ejść m oże chw ila, g d zie się to p r z y d a !

S ta n is ła w u k o ń c z y w sz y k u rs c a ły , p o w r ó ­ c ił do dom u, a p o s tra c ie ojca, o d zied z iczy w sz y d o ść zn a czn y m a ją te k , o d d a ł się g o s p o d a rstw u .

J a d w ig ę z n a ł od d ziec k a, a p rz y ja ź ń s ta ra a p rz y te m i w zajem n a s e rc sk ło n n o ść , z b liż y ły do sie b ie tę p a r ę lud zi ta k d la s ie b ie stw o rz o n y c h .

M ąż i o b y w a te l w z o ro w y , ro ln ik p r a c o ­ w ity i s ą sia d u cz y n n y , w k ró tc e z je d n a ł sob ie u zn a n ie całej okolicy.

W n ie s p e łn a ro k po ślu b ie , z a w ita ło now e szczęście p o d d ac h m ło d y c h m ałżo n k ó w , p r z y ­ sz e d ł n a ś w ia t s y n , n o w a la to ro ś l p o czciw eg o ro d u .

S ę d z iw y p u łk o w n ik w m ie jsc o w y m k o ściele p o d a ł w n u k a do ch rztu , a m a tk a w iesz ając n a o b ra z B o g a R o d z ic ie lk i sz c zero zło te S erc e, z p o ­ k o rą p o le c iła św iętej J e j o p ie c e d ziec in ę sw oją.

I ży c ie w ty m dom u p ły n ę ło szczęśliw ie, p o B o g u , w m iłości.

T y m c z a se m w id n o k rą g p o lity c z n y zaczął się p o c h m u rz ać, n a d s z e d ł n ie sz c z ę sn y ro k 1861, ro k ofiar, o g ó ln e j ż a ło b y .

Ż ycie w n a ro d z ie b u d zić s ię zaczęło, o c z e k i­

w ano czeg o ś n ie z w y k łe g o , w ciszy g o to w a ła się g ro ź n a b u rz a.

(23)

— i g —

P e w n e g o d n ia w L isto p a d z ie n a s tę p n e g o r o k u , o z w a ła się tr ą b k a w b lisk o śc i p a ła c u . K o b ie ta p o sły sz a w sz y , ja k g d y b y p rz ecz u ciem z ło w ro g ie m d o tk n ię ta , p o b la d ła n a g le .

B ry c z k a p o cz to w a w je c h a ła p rz e d g a n e k , a m ło d y m ężczyzna s z y b k o z n iej w y sk o cz y ł.

S tan isław w y szed ł na sp o tk an ie gościa, po- Avitał z serdecznością daw nego k o leg ę i p rz e d ­ sta w ił go ojcu i żonie strw ożonej.

N ow o p r z y b y ły , cz ło w ie k n a d e r g ła d k i, w o b e jśc iu e le g a n c k i, m ó g ł ty lk o k o rz y s tn e w y w o ła ć w ra ż e n ie . C zem uż w ięc s m u te k n a g ły w ra z z je g o p rz y b y c ie m o b la ł p rz e ślic z n e o b li­

cze k o b ie ty ? In s ty n k to w e p rz e c z u c ie ja k ie ś jej m ów iło, że z nim p rz y b y w a i coś n ie z w y k łe g o . Coś, czego w y tło m a c z y ć sob ie nie p o tra fi, a cze­

g o się boi.

P r z e k o n a m y się w k ró tc e o p ra w d z ie p rz e ­ czucia.

M ło d y W ła d y s ła w F ..., in ż y n ie r w ojsk o w y , w y s ła n y z o s ta ł z P a ry ż a . P r z y b y w a ł do k ra ju w m isy i p o lity c z n e j, ch w ila z a p a só w w k ró tc e n a d e jść m iała, k ry z y s się zbliżał.

S p ę d z iw s z y z g o d z in ę w k ó łe c z k u ro d z in y n a m iłej p o g a w ę d c e o la ta c h p rz e b y ty c h za g r a n ic ą k r a ju , W ła d y s ła w n iezn a czn ie s k in ą ł n a k o le g ę i w eszli ra zem do u b o czn ej sali, d rzw i za m k n ą w sz y za sobą.

.

"

(24)

--- 20

J a k a ro zm o w a zaszła m ięd zy n im i, o d g a ­ d n ąć tru d n o . P o w a ż n e j z a p e w n e m u sia ła b y ć tre śc i, bo d łu g o , d łu g o z so b ą p rz e b y w a li.

W salo n ie zo stali p u łk o w n ik z J a d w ig ą , n ie p e w n i losów ja k ie się w a ż y ły . Czas im p ł y ­ n ą ł p o w o li, w tem drzw i o tw o rz o n o , S ta n isła w w y s z e d ł z ru m ień c em n a tw a rz y , a d ziw n y m o g n iem p ło n ę ły m u oczy.

W m ilc zen iu se rd e c z n ie u ś c is n ą ł sw ą żonę, a w z iąw szy p o d ra m ię p a n a p u łk o w n ik a , p r o s ił g o z so b ą.

P rz e z z a m k n ię te p o d w o je d o c h o d z iły u szu zm ieszanej J a d w ig i n ie k tó re w y ra z y oży w io n ej ro zm o w y . S ły s z a ła g ło s ojca, ja k o d czasu do czasu r o b ił sw oje u w a g i, a ta k ż e za rzu ty , k tó r e m ło d zi lu d zie p o śp ie sz n ie zbijali.

O t a k ! d o św iad c zo n y s ta r y żo łn ierz, ro z u ­ m ia ł d o b rz e , ja k m a łe szan se p o w o d z e n ia m iało p rz y s z łe p o w sta n ie . Z n ał siłę k o lo su , p rz e c iw k o k tó re m u m łodzież p o ls k a b ro ń sw ą p o d n ie ś ć c h c ia ła. Z p o cz u cia w ięc o b o w ią z k u , m iłu jąc k r a j , za k t ó r y w a lc z y ł la t ta k d łu g i sz e re g , c h c ia ł ich o d w ieść o d te g o , ale n a d a re m n ie .

N a ra d y ich d łu g o trw a ły , n a re sz c ie p r z y ­ cich ło i w eszli do sa lo n u m ocno Zadum ani.

Z d o sły sz a n y c h słó w coraz g ło śn ie j p r o ­ w a d zo n ej rozm ow y , J a d w ig a d o m y ś liła się p ra w d y .

(25)

P u łk o w n ik z tro s k ą n a tw a rz y zb liży ł się d o c ó rk i i g o rą c y p o c a łu n e k z ło ż y ł n a jej czole.

S ta n is ła w p o m ię sz a n y , n ie p e w n y , stoi, nie w ie ­ d z ą c ja k to w sz y stk o m a oznajm ić żonie.

A le J a d w ig a sercem k o b ie ty o d cz u ła m y śli sw o je g o m ałżo n k a . B ó l g łę b o k i i w ie lk i p ie rs i je j ro z sad za ł, p o d e sz ła je d n a k m ężnie, a o b jąw sz y za szyję, ta k się o d e z w a ła :

— S ta siu ! d o m y ślam się w sz y stk ie g o , w ięc n ie k ry j p rz e d e m n ą w aszej tajem n icy . Ś w ięte

■obowiązki o cz ek u ją cieb ie, zad o ść im uczynisz, te g o je ste m p e w n ą , ufajm y B o g u , O n n as n ie o p u ś c i ! O m n ie się nie troszcz, w sza k że i jam P o l k a ! n ie b y ła b y m g o d n ą cieb ie m ój je d y n y , n i tw ej m iło ś c i, g d y b y m p ró ż n y m żalem p o ­ w strz y m a ć cię m ia ła !

S ta n is ła w zd u m io n y ta k ie m b o h a te rstw e m , o b ją ł jej c u d n ą k i b ić , a tu lą c czule d o ło n a, z a n u c ił z z a p a łe m p ie rw sz ą s tro fk ę znanej p ieśn i p a tr y jo ty c z n e j:

„Jeszcze P o lsk a nie z g in ęła, P ó k i my żyjemy !

Co nam obca przem oc w zięła, S zablą o d b ierzem y !

S c e n a ta tk liw a, ta k siln e z ro b iła w ra ż e n ie n a o b ec n y ch , że sęd z iw y p u łk o w n ik nie m o g ąc p o h a m o w a ć g łę b o k ie g o w zru szen ia, trz ę są c się,

1 --- 2 1 ----

(26)

p o c h w y c ił o b oje ty c h u k o c h a n y c h , a ta k d r o ­ g ic h m u is to t w sw oje objęcia, a tu lą c do s e r ­ ca, z a w o ła ł z p rz e ję c ie m :

— W m ocy B o g a w s z y s tk o ! I d ź ! k ie d y n a ró d chce b ro n ić w olności, w alczcie za sw o ­ b o d ę , p rz y p o m n ijc ie św iatu , że jeszcze ży jem y . M ło d y in ż y n ie r z n iem em u w ie lb ie n ie m p a d ł n a k o la n a i ze czcią n a jw ię k sz ą u ją w sz y rę k ę tej dzielnej k o b ie ty , z ło ż y ł p o c a łu n e k n a n iej g o rą c y , w y la n y , n ie u m iejąc inaczej o k a ­ zać n a le ż n e g o h o łd u , ja k im b y ł p rz e ję ty .

P ó ź n o w n o c jeszcze ś w ie c iły o k n a p a ł a ­ cow e, czas p ły n ą ł n ie s p o s trz e ż e n ie p rz y w a ­ żn y c h n a ra d a c h , d o p ie ro tu r k o t ja k i p o sły sz e li za ch o d zą cej k a re ty , p rz y p o m n ia ł m łodzieńcow i,

że czas m u o p u ścić te g o ś c in n e p ro g i.

Ż e g n a n y se rd e c z n ie i zlec o n y B o g u , p o p ę d z ił dalej z now em i ro z k azy .

W do m u tej zacnej ro d z in y życie p ły n ę ło n a p o z ó r b ez w ido cznej zm ian y , ty lk o o b licze J a d w ig i co raz w ięcej b la d ło .

O ! n ieza w o d n ie, dużo sp o k o jn ie jsz ą b y ła b y o n a, g d y b y p o zw o lo n o dzielić jej d o lę d ro g ie g o m a łż o n k a , lecz dziecię je d y n e n ie m o g ła z o s ta ­ w ić , a b ra ć je z so b ą znów n ie p o d o b ie ń s tw o .

(27)

S ta n is ła w się g o to w a ł w w ielk iej ta je m n ic y do p rz y s z łe j w a lk i. O śm iu m ło d y c h lu d zi w y ­ b r a ł ze słu ż b y d w o rsk ie j, d o ro d n y c h i zd ro w ych. P rz y s ię g ą zw ią z a n y c h o d d a ł T o m aszo w i, d aw n e m u ż o łn ierzo w i lin io w y c h u łan ó w , i po le c ił w y u c z y ć ich słu ż b y w ojskow ej.

P u łk o w n ik znów ze s ta d a w y b r a ł p o d nich k o n ie i p o d sw oim d o z o re m k a z a ł je obuczać, a b ro ń i ry n s z tu n k i o p a try w a ł p iln ie , b y czego n ie z b ra k ło . A w sąsied n ich d w o ra c h g o to w a n o się ró w n ie ż z n ajw ięk sz y m p o śp ie c h e m . W k u źniach b iły m ło ty , g o tu ją c k o s y i g r o ty do la n c y . W s z y s c y b y li w g o rą czc e.

T a k z e sz e d ł L is to p a d i G ru d z ie ń sp o k o jn ie i n a s tą p ił ro k n o w y , co m ia ł się ta k k rw a w o za zn ac zy ć w h is to ry i. R o k c ię ż k ic h bojów , w y siłk ó w o statn ich , g a sn ą c e j P o lsk i.

S ty c z e ń się k ończył, g d y S ta n isła w , n a z n a ­ cz o n y już d aw n ie j p rz ez R z ą d N a ro d o w y szefem s ił z b ro jn y c h sw o je g o o k rę g u , o tr z y m a ł ro z k azy .

N ie zw łó c ząc i c h w ili, w y d a ł p o lece n ie okolicznej m ło d z i, b y w u m ó w io n e m iejsce s z y b k o się zeb rali.

S z ta n d a r w y s z y ty rę k a m i J a d w ig i, ze s r e ­ b rn y m o rłe m n a cz erw o n em p o lu , p o n ió s ł do św iąty n i. T u n a o łta rz u B o g a R o d z ic ie lk i z ło ­ ż y ł z p rzejęcie m , a p a d łs z y k rz y ż e m p rz e d J e j m a je sta te m , d łu g o się m odlił.

(28)

— 24 —

S ę d z iw y k a p ła n m szę św ię tą sk o ń cz y w szy , p o k r o p ił s z ta n d a r i w o d ą i łzam i, p o te m o b ec n ą m ło d zież b ło g o s ła w ił n a lo s n ie p e w n y .

J a d w ig a z e m d la ła , g d y p rz y s z ło że g n ać d r o g ie g o m ałżo n k a .

T ę tk liw o ść s e rc a z b o la łe j k o b ie ty uczcili w szy scy . W ie le p o św ię c e n ia i h a r tu d u szy tu taj o k a z a ła , lecz ch w ila ro z s ta n ia , o ch! za ciężk ą b y ła , z a b ra k ło jej siły .

S ta n is ła w p o d b ie g ł, w ra m io n a p o c h w y c ił i tu lił ja k dziecię, a p o te m ojca ze czcią u ją ł za k o la n a , że g n ając czule, sk o c z y ł n a k o n ia, s p ią ł o stro g a m i i p o m k n ą ł ja k burza.

III.

Ju ż trze ci m iesiąc u p ły w a len iw ie, ja k p o ­ ż a r w o jn y n a d P o ls k ą się sro ży . S zczęście, ja k z w y k le , n a o b ied w ie s tro n y z p o c z ą tk u się c h w iało . B itw y stacz an o w zajem się ścig ając, h u k s trz a łó w s ły c h a ć n ie le d w ie że co dzień, a n o c ą św ie c ą p a lą c e się sio ła.

T u się p rz e m y k a p o m ię d z y lasam i g a r s tk a ro z b itk ó w , ta m znów c ią g n ą w ojska, n a w ozach r a n n i s tra sz n ie p o p ła ta n i, r a n y p o k o sach , g ł ę ­ b o k ie i ciężkie.

D ziw ne! ci lu d z ie jeszcze o d d y c h a ją . D u sz e r o g a t e !

(29)

— 25

N a p o lu znów tr u p y p o le g ły c h p o w s ta ń ­ có w , s k łu ty c h ja k sito, o d a rty c h z odzieży, c z ek ają p o g rz e b u . R a n n i w id o cz n ie zo stali na p la c u , b ro n ią c się jeszcze siły o statn iem i. K o ­ za cy d o p a d li, z dzik iem o k ru c ie ń stw e m p ik a m i zak łu li.

T a k i to o b ra z p o n u ry i k rw a w y , p r z e d s ta ­ w ia ł kraj n asz w ty m o k ro p n y m r o k u !

S ta n is ła w zaw sze p o d p rz y b ra n e m m ian em w a lc z y ł szczęśliw ie. Z n ie w ie lk im o d d ziałem , sz y b k o ja k p io ru n n a p a d a ł z n ie n a c k a i tr a p ił

w ro g a.

T a m z ro b ił zasad zk ę, tu zn ow u u k ra d k ie m p o d s z e d łs z y p o d obóz, w s ia d a ł n a k a r k i n i e ­ p rz y g o to w a n y c h , i s tra sz n e w tło k u ro b ił s p u ­ sto szen ia. A ta k ja k n a p a d ł sz y b k o , n ie s p o ­ dzianie, ta k g in ą ł z oczu, o b sa c z y ć się nie dał, zaw sze szczęśliw ie ja k w ąż się w y k rę c a ł.

Im ię je g o sta ło się g ło śn e m , trw o g ą p rz e j­

m o w ało w ro g a .

D la a rm ii re g u la rn e j n a d e r u ciążliw em je s t p ro w a d z e n ie w o jn y p o d jazd o w ej. N ie w id ząc w ro g a , R o s s y a n ie co m o m e n t g o się s p o d z ie ­ w ali.

S ta n is ła w ro z u m ia ł, że s iły za s ła b e , b y sta n ą ć w polu, to też d niem i n o c ą s z a rp a ł im b o k i. S am n ie śp ią c , sp a ć im nie dał, a k ie d y s ta n ę li zd aje się b ez p ie czn i i w k o tła c h stra -

(30)

26

w ę zaczęli g o to w a ć , w y p ły w a ł g d z ie ś z p o d - ziem i.

O d d a n y w alce, a b o jąc się p isać, b y w d a ­ n y m w y p a d k u nie n a razić dom u, za le d w ie d w a ra z y d a ł w ied zieć o sobie. A le z u ta rc z e k g ł o ­

śn y c h i szc zęśliw y ch w ied z ia ła ro d z in a , że B ó g g o o słan ia.

W o jn a ty m cza sem z d n iem k a ż d y m w zm a­

g a ła się.

P o w s ta ła L itw a, Żm udź i U k ra in a , tłu m y w o jsk ro ssy jsk ic h z a la ły k ra j cały . W a lc z o n o w szędzie.

P o w sta n ie m w K ró le s tw ie k ie ro w a ł L a n ­ g iew icz , oficer z w o jsk p r u s k ic h , o d w ażn y i zd o ln y . G d y b y m ia ł a rm ię d o b rz e w y ć w ic z o ­ ną, w ie le b y dokazał.

P ra w ie bez a rm a t n a o tw a rte m p o lu b itw y p rz y jm o w a ł. W ie rz y ć p ra w ie tru d n o , z j a ­ k iem z a p a rc ie m o raz m ęstw em m łód ź n asz a b iła się.

P o d M ało g o szc zą p ie rw sz a b itw a w ięk sz a trw a ła d zień cały .

G e n e ra ł L an g ie w icz z o d d ziałe m p ra w ie p ię c io ty się c z n y m o b sa d z ił m iasto. W y b o r n y s tr a te g ik o b ra ł p o z y c y ę n a w z n ie sio n e m m iejscu, tuż p o za m iastem , p ra w ie n ie z d o b y tą , n a trz e c h p a g ó rk a c h .

p

(31)

2 7 —

W m ieście zo staw ił d w ie k o m p a n ije s trz e l­

ców , a c z te ry działa, ja k ie m i ro z rzą d zał, u m ie śc ił n a g ó rz e , w a s s e k u ra c y i k tó ry c h p o s ta w ił p u łk ja z d y , ja k o re z e rw ę .

P o d g ó r ą n a p ra w o za ją ł p o z y c y ją d ru g i p u łk p ie c h o ty , m ając za so b ą d z ie ln y c h k o s y ­ n ie ró w , z d ru g ie j zaś s tro n y , s ta n ą ł s z w a d ro ­ nam i w p e w n y c h o d s tę p a c h p o d w o d z ą B a je ra , d ru g i p u łk jazd y .

P le c a m i o p a r ł się g e n e r a ł o w y s o k ą i s t r o ­ m ą g órę, z a ro s łą k rz ak am i.

L a n g ie w ic z w ie d z ia ł, że ze trz e c h p u n k tó w idzie n ie p rz y ja c ie l i chce go oto czyć. R o s s y a n ie k o n c e n tro w a li fo rso w n ie sw e s iły z R a d o m ia , K ie lc i M iech o w sk ieg o . L a n g ie w ic z w ięc z k o le i c h c ia ł p ie rw s z y c h p o k o n a ć nim inn i n a d c ią g n ą , d la te g o o b ra ł tu m iejsce do w alk i.

O d p o łu d n io -w sc h o d u n a d c ią g n ą ł n a jp ie rw D o b ro w o lsk ij z siln y m o d d ziałe m ro ssy jsk ic h za stę p ó w . S zli w trz e c h k o lu m n a c h o d s tro n y Ł o p u sz n a , J ę d rz e jo w a i C hęcin, a zeszli się r a ­ zem tu ż p o d M o ło g o szcz ą i w p a d li do m iasta.

O ósm ej ra n o za c z ę ła się b itw a a o d z ie ­ sią te j już p o s z e d ł w ro z s y p k ę i cofać się z a ­ czął w n a jw ię k sz y m n ieład zie.

W te m o d p o łu d n ia n a d c ią g n ą ł C z y n g e ry i n ie zw łócząc chw ili, z im p e te m n a ta r ł n a n a ­ sze sze reg i.

(32)

C z y n g e ry sły sząc w y s trz a ły a rm a tn ie , m a r ­ sz e m fo rso w n y m z d ą ż y ł n a m iejsce o g o d z in ę w cześniej. Z je g o p rz y b y c ie m zm ieniło się p o ­ le, n a si o b ro n n e p o z y c y e z a ję li, sta w ili czoło.

D o b ro w o lsk ij z e b ra w sz y p o z o s ta łą re sztę, w ró c ił z w ielk im p o śp iech e m . G ra d k u l a r m a ­ tn ic h i k a ra b in o w y c h z a s y p y w a ł n a s z y c h , r o ­ b ią c stra s z n e luki.

L a n g ie w ic z ch cąc sp ęd z ić ro s s y js k ie a rm a ty , d a ł ro z k a z B ajero w i, b y ze sw oim p u łk ie m p o ­ s z e d ł n a d z i a ł a ! T en d o b y ł p a ła s z a i k rz y k n ą ł s iln y m g ło se m :

— N a p r z ó d ! za m n ą w i a r a ! — i p o m k n ę li ja k w ich e r.

W s p a n ia ły to b y ł w id o k !

T y s ią c d w ieśc ie ja z d y w y c ią g n ię ty m g a lo ­ p e m z d o b y te m i szablam i, z ro z w in ię ty m s z ta n ­ d a re m , n a k tó ry m o rz e ł b ia ły p o ły s k a ł n a sło ń cu , p ę d z iło u n ie sio n y c h z a p a łe m w ojen n y m .

P u łk to z e b ra n y ze szlach eck iej m łodzi, p u łk d o b o ro w y .

W id z im y tam sy n ó w z a cn y ch p o ls k ic h r o ­ dzin, sam k w ia t m ło dzieży.

A r ty le r y a ro s s y js k a b ie g n ą c ą k o n n ic ę p r z y ­ ję ła k arta c z a m i, a. je d n o c z e śn ie z d w ó c h s k r z y ­ d e ł n a ta r li d ra g o n i. P o w s ta ł z a m ę t stra sz n y , lecz d z ie ln a m łódź p o ls k a te m n ie p o w s trz y ­ m ana, w p a d ła n a d ziała

(33)

— 29 —

T u się w a lk a zw arła.

W p o m o c d ra g o n o m n a d b ie g li u ła n i i w p a d li n a ty ły . N asi w zięci w w ian e k , b ro n ili się m ężnie p rz e c iw ta k im m asom .

L a n g ie w ic z w tej c h w ili, b y b itw ę ro z ­ s trz y g n ą ć , ru s z y ł k o sy n ie ró w , lecz ci jeszcze nie d o szli n a m iejsce w s k a z a n e , g d y w p a d ł trz e c i o d d z ia ł ro s s y jsk i i zaczął p ra ż y ć o g n iem z k a ra b in ó w . T o je d n a k n ie w strz y m a ło d z ie ln y c h k o sy n ie ró w , choć p a d a li g ę s to , — w z ajem n ie s o b ie d o d ając o d w a g i, — p ę d z ili n ap rzó d .

T e ra z M in iew sk i ze sw o ją re z e rw ą ru s z y ł p o d e p rz e ć ja z d ę B ajero w ą, b y w y p ro w a d z ić ją z te g o o d m ę tu , a p u łk o w n ik C zacho w ski p o ­ b ie g ł z p u łk ie m strze lc ó w w p o m o c k o s y n ie ­ rom . Ci w ła śn ie d o p a d li i p o cz ęli r ą b a ć ; o d k u rz u i d y m u z ro b iło się ciem no.

W k r ó tc e p ie c h o ta ro s s y js k a k o sa m i c h la ­ stan a, p o c z ę ła się cofać, co b y ło fa ta ln e m d la n a sz y c h sz e re g ó w , b o a r ty l e r y a , nie m o g ą c w z a m ie sz a n iu działać, te ra z ze śró to w a n y m o g n ie m ze w sz y stk ic h b a te ry j w alić poczęła.

L an g ie w icz, p o d k tó ry m d w a k o n ie z a b ito i sam b ę d ą c r a n n y m , d a ł s y g n a ł o d w ro tu . T rz y m a ć się d łużej b y ło n ie p o d o b n a p rz e c iw ta k im m asom .

R o s s y a n ie liczyli tu dziew-ięć ty s ię c y p ie c h o ­ ty , o ra z trz y ty s ią c e ja z d y i a rm a t d w ad zieścia.

(34)

— 30 —

L a n g ie w ic z za czą ł się cofać p rz e z tę s tro m ą g ó r ę i s k r y ł się w lasach.

N asze s ta n o w is k a zajął n ie p rz y ja c ie l, m iasto p o d p a lo n e św iec iło d łu g o , a n a p o lu w a lk i p o ­ z o s ta ły tr u p y i k o n a ją c y .

P ię c iu s e t n asz y ch z g in ę ło w te j bitw ie, nie licząc r a n n y c h , lecz n ie ró w n ie w ięcej n ie p rz y ­ ja c ió ł p a d ło .

N ie je s t m oim za m ia rem k re ś lić h is to r y ą p o w sta n ia , ch cę ty lk o zaznaczyć, ja k ą ta m w ia ­ rą i ja k ie m p o cz u ciem p rz e ję c i b y li d zieln i o b ro ń c y , zg a słe j n ib y P o ls k i. T o p e w n a , że g d y b y C z y n g e ry nie n a d b ie g ł p rz e d w c z e śn ie , L a n g ie w ic z p rz e m ó g łb y , b o k o s y g d z ie d o ­ się g n ą , ta m o p ó r d a re m n y .

Z o staw iliśm y J a d w ig ę o d c z y tu ją c ą list m ę ­ ża — p o w ró ć m y , do niej.

Z n ik łe d aw n iej ru m ień c e te ra z w y s tą p iły n a jej cu d n e o b lic z e , a oczy b ły sz c z ą ja k n ie ­ g d y ś w d n ia c h szczęścia.

J u ż k ilk a k ro ć p rz e c z y ta ła to n ajm ilsze p i­

sm o, a jeszcze p a trz y n a nie. Z daje się , że p ra g n ie u w ieczn ić w p am ięc i k a ż d e w y ra ż e n ie , i łz y d łu g o tłu m io n e z a w is ły n a rz ę s a c h , ale łz y to szczęścia. P a d ła n a k o la n a , a w z n ió słszy się m y ślą do P a n a Z astępów , d z ię k c z y n n ą m o ­

(35)

d litw ę z a n io s ła w m ilczen iu p rz e d J e g o M a ­ je s ta t.

— B oże m iło sie rd z ia ! ta k ą p o c ie c h ę ra c z y ­ łe ś m i zesłać, o d zięk i Ci P a n ie ! M a tk o C zęsto ­ c h o w sk a ! zacho w aj m u ży cie i u p ro ś z w y cięstw o u T w e g o S y n a !

A ojciec J a d w ig i ? ja k b y m u u b y ło la t w i e l e , ta k i cz u ł się rz e ś k i i ta k i s z c z ę ś liw y ! h u m o r w y ś m ie n ity p o w ró c ił m u d aw n y .

O d T o m a sz a już w ied z ia ł, że S ta n is ła w d o ­ tą d n ie o d n ió sł n ajm n iejszeg o s z w a n k u , choć s ię n ie oszczędzał, a te ra z z a p a d ł w lu b o c h e ń sk ie la s y n a d w a ty g o d n ie , a b y tam w y p o c z ą ć po tru d a c h i p ra c y , o d d z ia ł s k o m p le to w a ć i ś w ie ­ żym o ch o tn ik iem p o z a p e łn ia ć lu k i i z o s ta ł tam z nim i.

S e rc e m u się rw a ło do żo n y , do dziecka.

C ó żb y n ie p o ś w i ę c ił! g d y b y ich m ó g ł w idzieć, do p ie rs i p rz y tu lić , ty c h , co ta k k o c h a ł po B o g u najw ięcej, a do k tó ry c h ta k tę s k n ił. A le znów ro z u m ia ł o b o w ią z k i ś w ię te , ja k ie w z ią ł n a sie b ie w całej ich w ielk o ści. W ie d z ia ł, ja k dzielni to w a rz y s z e b ro n i p o le g a ją n a n im , ja k m u są o d d an i.

G d y b y ich o p u ś c ił c h o ć b y n a d n i k ilk a, p o d c z a s n ie b y tn o ś c i m o g ło się w y d a rz y ć n ie ­ szczęście, a te g o b y n ig d y so b ie n ie w y b a c z y ł.

T o m a sz a s ta re g o w y s ła ł w ięc do dom u.

(36)

P o le c ił m u lis ty odd ać, żonę uspokoić,, p rz e k o n a ć się n ao czn ie o zd ro w iu k o c h a n y c h i w ra c a ć b ezzw łocznie.

S ta r y w iaru s w y p e łn ił d a n e p o lece n ie po w o jsk o w em u . D o s ta ł się do do m u p o m im o ty lu p rz e sz k ó d . L is ty m iał w_ rę k a w ie sch o w a n e p r z y b rz e g u , b y «wj?danym w y p a d k u m ó g ł je sz y b k o zniszczyć,* ale ja k o ś szczęśliw ie n ie n a tk n ą ł si^S ^-ig^ie^ n a n ie p rz y ja c ie la . O k rą ż a ł g o z d a le k a , lasem się p r z e m y k a ł, aż d o p ły ­

n ą ł do cefu. *

G d y ' J a d w ig a u jrz a ła p o c z c iw e g o s łu g ę , w y c h u d łe g o o d . z n o ju , , s p a lo n e g o n a w ietrz e, se rc e jej się ścisn ęjo . Z ro z u m ia ła b o w iem , ile n ie w y g ó d , n o c y n ie d o s p a n y c h p rz e n ie ś li b ie d n i !

T o m asz to s p o s tr z e g ł, w ięc sm u tn e w ra ­ że n ie c h c ia ł s z y b k o z a trz e ć , b o i S ta n is ła w su ro w o z a b ro n ił w ie rn e m u s łu d z e , b y nie do- l e w a ł ^ o o g n ia o liw y . W ię c sc h y lił się n isk o do k o la n sw ej p a n i, z cz u ło śc ią u ścisn ął, rę c e u c a ło w a ł i rz e k ł z w eselem p o k rę c a ją c w ą sy , ja k w iec h y sterczące.

— P o d z ię k o w a ć B o g u , z d ro w iśm y ja k n i­

g d y , ta k n am w sz y stk im s łu ż y n asz a p a r ty ­ za n tk a , ażeśm y p rz y c h u d li, to d a li B ó g z tę s k n o ty za dom em , za w am i n ajd ro ż sza p a n ie n k o !

(37)

Ja d w ig ę , p a n ie n k ą zaw sze ty tu ło w a ł p o czci­

w y w ia ru s , b o ć on ją w y c h o w a ł n a r ę k u p ra w ie.

J a d w ig a m y śl u k r y tą p o ję ła od razu.

Z w d zię czn o śc ią p rz y c is n ę ła je g o siw ą g ło w ę do sw ojej p ie rs i, a p u łk o w n ik z a w o ła ł :

— N o ! spocznij T o m a s z u ! a n a jp ie rw się p o sil w ie rn y p rz y ja c ie lu , p o te m o p o w iesz nam w sz y stk o z k o lei, coście d o k az ali ?

— W e d łu g ro z k a z u p a n ie p u łk o w n ik u ! — o d p o w ie T o m asz — i z a b ra ł się żyw o w y p e łn ić zlecenie. A p o te m w szy sc y za sie d li p rz y stole.

P u łk o w n ik m io d u d o le w a s ta r e m u , p ijąc do n ieg o , a te n zaczął te ra z sw o ją o p o w ie ść o b i­

tw a c h , p o d ja z d a c h , a już n ajdłużej i ze szcze g ó ła m i m ó w ił o b itw ie stoczonej n a tra k c ie .

J a k p ó źn iej p rz y sz li n a m iejsce*.w skazane

. * * <

i b ro ń o d d a li n asz ą i z d o b y tą , co tb .fam b y ło , p o w ia d a —■ w e s e la , r a d o ś c i, ja k z d ro w ie pili d z ie ln e g o zw y cięzcy , ja k n a ró d p ła c z ą c c a ło ­ w a ł m u nogi, a p a n ie w ień c e rz u c a ły i k w ia ty n a zuchów .

— I m n ie sta re m u n ie c h c ą c y d o s ta ł się je d e n , k tó r y za ch o w ałem n a w ieczn ą p a m ią tk ę , b o ć on u w ity rę k ą p o lsk ic h dziew ic !

— P o n a b o ż e ń stw ie w ta m e c z n y m ko ściele, p o d jazd , co p rz y ją ł b ro ń i am u n icy ą , k tó rą ś m y im zdali, p rz e s z e d ł za P ilic ę , a m y śm y ru sz y li w s tro n ę C zęstoch ow y.

— 33

3

(38)

— 34 —

—- B lis k o P io trk o w a , p a n ic z n asz p u śc ił z a b ra n y c h w n ie w o lę ro s sy js k ic h s o łd a tó w i ich p u łk o w n ik a . C hoć to n ie p rz y ja c ie l, ale p rz y z n a ć trz e b a , że d zieln ie s ta w a li, to też i n asz p anicz c h c ia ł uczcić ich m ęstw o. G d y już odchodzili, b ro ń sp re z e n to w a ć k a z a ł o d d ziało w i, a ich do- w ó d zcę z p rz y ja ź n ią u ścisn ął. B y li ty d z ie ń z n a ­ mi. C hoć to n ie p rz y ja c ie l, zaw szeć tro c h ę s w o i ! In n a rzecz P ru s a k i, o ! d la ty c h p s u b ra tó w nie m ia łb y m lito ś c i !

J a d w ig a słó w w ia ru sa s łu c h a ła z zajęciem , b o p rz e c ie ż w jej ż y ła c h tak że p ły n ę ła k re w w a le c z n y c h p rz o d k ó w , co b itw y s ta c z a li!

P u łk o w n ik p o d n ie c o n y i m io d em s ta ry m i o p o w ia d a n ie m p o cz ciw eg o s łu g i, często g ło s za b ie ra ł.

— D o b r z e ! d z ie ln ie ! to m i się p o d o b a ! a T o m a sz z a ch ęc o n y ich ży w em zajęciem — ta k m ó w ił d alej :

R a z się ta k z d a rzy ło , że w ró g nas o to ­ czył, a s ta liśm y w lesie. J u ż się zd aw ało , że się z tej m a tn i n ie w y d o s ta n ie m y , p o z o sta w a ło ty lk o p rz e b ić się p rz e z s k rz y d ło n ie p rz y ja c ie l­

sk ie, alb o w p ła w p rz e b y ć P i l i c ę !

N a jg o rsz a p iech o ta , bo rz e k a ja k n a złość w y la ła p o b rz e g i i w a rtk o p ły n ie , ale t r u ­ d n a r a d a ! U b ra n ie p ie c h o ty , c a łe u zb ro je n ie w zięli n a k o n i e , a n ag im p ie c h u ro m ro z k a z a ł

(39)

p a n ic z p rz y c z e p ić się k o n i i ty m sp o so b em p rz e b y liś m y rz e k ę n a d ru g ą stro n ę .

T u ta j b y liś m y z u p e łn ie b ez p ie czn i! a b y ­ ło to w nocy.

N a d ra n em s ły s z y m y do ść g ę s te w y s trz a ­ ł y p o ta m te j stro n ie , w id ać ja k a ś b itw a ? ale k to tam u B o g a m ó g ł w p a ść im n a k ark i, nie w ied zieliśm y .

Ż ad e n n a sz o d d z ia ł w ty m czasie tam nie b y ł.

Ł a m a liśm y so b ie g ło w y , aż ja k o ś n ie d łu g o w y s z ła z a g a d k a .

R o s s y a n ie g d y n as otoczy li, d o b rz e w ie ­ dzieli, że im się n ie w y m k n ie m i co raz b ard ziej łań cu c h ś c ie śn ia li do k o ła la s u i szli w ciąż p rz e d siebie.

G d y św ita ć zaczęło, sp o s trz e g li się w z a ­ jem , a sąd z ąc je d n i i d ru d z y , że to p a rty z a n c i, p ra ż y li d o sie b ie do b ia łe g o ra n a , ro b ią c s t r a ­ szn e szk o d y .

T a k to n a s w y p ro w a d z ił szczęśliw ie nasz p a n ic z !

D ru g ie g o d n ia ja k o ś , szliśm y w g ó r ę r z e ­ ki, chcąc się p rz e p ra w ić znów n a ta m tą s t r o ­ nę. W te m k o ło p o łu d n ia p o s ły sz e liś m y g d zieś n ie d a le k o ja k ie ś n o w e w y s trz a ły .

W id a ć b itw a z a sz ła , ale n a p e w n o to śm y nie w ied zieli, k to ta m się bije, aż p a n ic z z a w o ła :

(40)

V

— B r a c i a ! to ty lk o Ś n ie c h o w sk i ze sw oim o d d z ia łe m b y ć m oże, trz e b a m u d ać p o m o c ! I w y s ła ł r e k o n e s a n s , a b y się d o w ied zieć czeg o ś p e w n e g o , a n a s u s z y k o w a ł, sta liśm y g o to w i.

P o d ja z d w ró c ił n ie d łu g o i p rz y w ió z ł w ia ­ dom ość, że ja k iś n ie w ie lk i o d d z ia ł z a a ta k o w a n y b ro n i się jeszcze, ale n ie p rz y ja c ie l w id ać g ó r ę b ierz e.

— H e j ! k to m a k o n ia ś c ig łe g o ? — z a w o ła panicz.

Z sz e re g u się w y s u n ą ł n a sz p a k u n asz G rzesio.

— R u s z a j żyw o g d z ie b itw a i pow iedz, że id ę im w p o m o c !

G rz e ś w y p u ś c ił k o n ia , a m y je g o ś la ­ d em p o ś p ie s z n y m p o ch o d e m ru sz y liś m y żw aw o.

— W ła ś n ie c h ło p a k d o p a d ł n a sp ie n io n y m k o n iu w chw ili, g d y się n a w s z y s tk ic h p u n k ta c h n a si ch w ia ć p o cz ęli i z a w o ła ł d o n o śn ie :

— B r a c i a ! trz y m a jc ie się jeszcze, bo p o ­ m oc n a d c h o d z i!

P o w s ta ń c y z w a rli n a n o w o s z e re g i, a w ó d z ich d z ie ln y d a w a ł p r z y k ła d ta k w ielk iej o d w a g i i m ęstw a, że ożywrien i n a d z ie ją o d siecz y , o s ta ­ tn im w y siłk ie m b ro n ili się w śc ie k le . N ie z a d łu g o i m y śm y n a d b ie g li.

O d d z ia ł Ś n ie c h o w sk ie g o b ił się tu w istocie.

(41)

— 37 —

P u łk o w n ik n a s z a tr z y m a ł, ro z e jrz a ł się ch w ilę i p c h n ą ł strze lc ó w n a ty c h m ia s t, a b y zlu­

zow ali w y c z e rp a n y c h b o je m , a sam z k o n n ic ą r z u c ił się n a s k rz y d ła i n a ta r ł d zieln ie.

Ś n ie c h o w sk ie g o ż o łn ie rz e s p o s trz e g łs z y n ie ­ sp o d z ia n ą p o m o c , ja k b y d o p ie ro b itw ę r o z p o ­ c zęli, rz u cili się z k rz y k ie m .

Z a p a ł n ie z m ie rn y o g a r n ą ł w alczący ch , że n a w e t ra n n i u p a d a ją c y , c h w y ta li za b ro ń .

T a k n a p a d n ię c i i z b o k ó w i z p rzo d u , zn u ż e n i b a rd z o już p o p rz e d n ią b itw ą, św ieżeg o a ta k u w y trz y m a ć n ie m o g li i t y ł y p o d a li.

N ie u p ły n ę ło n a w e t tr z y p a c ie rz e , ja k z n i­

m i sko ń czo n o .

T ru p e m z a sła li p o le, n ie w ie lu u ciek ło . D o p ie ro ż to r a d o ś ć ! C h ło p c y Ś n ie c h o w ­ sk ie g o w g ó r ę cisk a li sw e k o n fe d e ra tk i n a n a ­ sz ą ch w ałę.

W te j k r ó tk ie j u ta rc z c e z y sk a liśm y k o ­ n i k o za ck ich p ię ć d z ie sią t zw in n y c h i w y trw a ­ ły c h , co luzem b ie g a ły . P a n p u łk o w n ik c h c ia ł strz e lc ó w p o sa d z ić n a k o n ie d la w ię k sz e g o p o śp ie c h u . Z d arzało s ię b o w ie m , że chcąc n a czas zd ą ży ć n a w sk a z a n e m iejsce, k a ż d y z nas je z d n y c h b r a ł jeszcze p ie c h u ra i s a d z a ł za s ie ­ b ie , a le k o n is k a s tra sz n ie się n u ż y ły p o d w ó jn y m ciężarem .

(42)

P ra w d a , g d y nie b y ło pilno, to w sz y sc y znów z k o n i zsiad a li i szli p ie c h o tą . T a k w ięc część k o n i m ieliśm y dla strze lc ó w , a te m w ię ­ cej ce n n y ch , b o k rw a w o z d o b y ty c h .

T u śm y n o co w ali n a p o lu u ta rc z k i, a o św i­

cie p rz e sz liśm y P ilic ę i w la s a c h L u b o c h e ń sk ic h p a n ic z n a s z a trz y m a ł i m n ie tu w y p ra w ił.

P ó ź n o w n o c jeszcze ze so b ą g aw ęd zili, aż g d y d n ieć zaczęło, p o szli n a sp o cz y n ek .

O ! ja k ż e dzień dzisiejszy b y ł in n y m od w czoraj d la naszej J a d w ig i.

D użo sp o k o jn iejsza i p e łn a o tu ch y , w e sz ła n a g ó rę do sw oich p o k o i. P o cichu się z b li­

ż y ła do łó żec zk a s y n a i d łu g o z m iło śc ią p a trz y n a sw e dziecię. D z iw n ie on p rz y p o m in a jej d r o g ie g o m ęża D o rą c z k i zw ieszo nej p rz y tu liła u s ta z p o d w ó jn ą c z u ło śc ią , że się ta k w y ra żę, a p o te m n a k o la n a p a d ła p rz e d W izerunkiem P rz e n a jśw ię tsz e j P a n n y i ta k się z a to p iła w m o ­ d litw ie g łę b o k o , że ty lk o c ia łe m b y ła tu n a ziem i. D u c h jej się p r z e b ił w y so k o do B o g a , k o rz ą c się p rz e d Nim .

N a z a ju trz z ra n a so le n n ą w o ty w ę o d p r a ­ w ił k a p ła n , a p u łk o w n ik z T o m aszem do m szy m u służy li. U sto p n i o łta rz a u ro c z a J a d w ig a ze łzam i w oczach m o d liła się rzew nie.

(43)

W k o śc ie le w id o czn ie ja k iś p la n zro b iła , bo g d y do dom u p o w ró c ili, p o d e sz ła z m iło śc ią do d ro g ie g o ojca, p ro sz ą c zaw czasu, b y się nie o p ie ra ł jej p ro je k to w i.

C h ciała s k o rz y sta ć z tej chw ili sp o so b n ej, a b y p o je c h a ć i zo b a czy ć m ęża w d a le k im obozie.

P u łk o w n ik n a ra z ie n ie w ie d z ia ł co zrobić, ja k ą dać o dp o w ied ź. R o z u m ia ł d o b rz e ja k t r u ­ dno ta k ą p o d ró ż o d b y w a ć k o b ie c ie po d ro d z e n ie p e w n e j, a le k siąd z p ro b o sz c z za c h ę c o n y w y- m ow nem w e jrzen iem J a d w ig i, p rz y s z e d ł jej w pom oc.

P o c z c iw y s ta ru sz e k za czą ł p rz e k ła d a ć , źe to rzecz m o ż e b n a , że to się w re szcie n a le ż y m ężow i ta k a p o ciec h a. H a ! nie b y ło ra d y , p u ł ­ k o w n ik się z g o d z ił i sam p o s ta n o w ił p o jech a ć z Ja d w ig ą .

T o m asz u p e w n ia ł p u łk o w n ik a , że znane- m i d o k ła d n ie d ro g a m i d o p ro w a d z i szczęśliw ie do c e lu , a le pow ozem ra d z iłb y się n ie w y b ie ­ rać, bo d ro g i w ą zk ie i p ra w ie la sa m i trz e b a się p rz e d z ie ra ć , b y n ie n a p o tk a ć g d z ie jak iej p rz e sz k o d y .

W ię c b ry c z k ę n a re s o ra c h w y g o d n ą a le k k ą z p o śp ie c h e m zład o w an o , b o chcieli w y jec h ać ja k m o żn a n a jp r ę d z e j, b y n a n o c jeszcze n a p ó ł d ro g i stan ąć , a św item w y ru s z y ć już dalej n a m iejsce.

(44)

40

G d y k o n ie za szły , nie tra c ą c i chw ili, r u ­ sz y li w d ro g ę , a m iejsce w o ź n ic y T o m asz zajął n a koźle.

IV.

W o b sz e rn y c h la sa c h s k a r b o w y c h , n ie d a ­ le k o B u d ziszew ic, w p ię k n e j i m alow niczej m iej­

scow o ści, zw anej p rz e z lu d m iejsco w y „ S u b in ą “, S ta n is ła w zatrzym a)' sw ój o d d ział.

S am o tu taj p o ło ż e n ie n a d a w a ło się w y ­ b o rn ie do d łu ż sz e g o w y p o c zy n k u .

D w ie d łu g ie k o tlin y w g łę b i b o ru , n a k tó ­ r y c h się ro z la ły n ie w ie lk ie jezio rk a, łącz ące się z so b ą w ązkim p rz e s m y k ie m , tw o rz y ły so b ą ro d zaj w z n ie sio n e g o n a d po zio m w o d y p ó łw y ­ sp u . D o s k o n a łe ł ą k i , o k a la ją c e je z io ra , z a p e ­ w n ia ły o b fitą p asz ę d la koni.

T a p o la n k a , choć n ie o d d a lo n a w ięcej ja k p ó ł w io rs ty od gościń ca, w io d ą c e g o z T o m a ­ szo w a do R a w y , ale z a s ło n ię ta w y n io sły m l a ­ sem , p o d s z y ty m g ę s to k r z a k a m i, zu p e łn ie z a ­ b e z p ie c z a ła n asz y ch d z ie ln y c h p o w s ta ń c ó w p rz e d o kiem n iep rz y jaciela.

R u c h o m y m ost rz u c o n y n a p rz esm y k u , p ro w a d z ił n a p ó łw y s e p , a zw alo n e k ło d y d rz e ­ w a i u ło ż o n e n a fro n cie, d a w a ły p o z ó r o b ro n ­

(45)

4 i —

n e g o fo rtu , g d z ie w d a n y m w y p a d k u d łu g o się m o żn a b y ł a o p ie ra ć .

N a ty m w ięc p ó łw y s p ie i n a s k rz y d ła c h p o n a d b rz e g ie m w o d y , ro z ło ż y ł się obóz.

Z tarc ic, w sam y m śro d k u , zb ito n a p rę d c e m ie sz k a n ie d la d o w ó d zcy . N a b o k a c h z g a łę z i p o ro b ili szo p y , b y w ra zie n ie p o g o d y , ludzie i k o n ie m ieli tu sc h ro n ie n ie .

P la c ó w k i g ę s to ro z sta w io n e c z u w a ły n a d b ez p ie cze ń stw em obozu.

W o b o zie ru c h i ży cie p a n u ją n iezw y k łe . P r z e d n a m io te m d o w ó d z cy z a tk n ię ty u w e j­

ścia sz ta n d a r, p o w ie w a w s p a n ia le , p rz y nim b ro ń w k o z ła c h rz ęd em u ło ż o n a , a żo łn ierz trz y m a w a rtę .

P o d ru g ie j znów s tro n ie m ło d zież się m u ­ sztru je, a ta m o strzą szab le. T u w ia ra n asz a za ję ta s k rz ę tn ie k ra w ie c k ie m rz em io słe m , n a ­ p ra w ia m u n d u ry , inni ło w ią ry b y . S ło w em , g d zie sp o jrzy sz , w szę d y ru c h p a n u je i ro zm aito ść.

K o n ie p u szc zo n e lu z e m , je d n e się ta rz a ją p rz y b rz e g u jezio ra, p o trz ą sa ją gT zyw ą i ca ły m k o rp u se m . T ru d ó w p r z e b y ty c h ch c ą się p o z b y ć żyw o, p a r s k a ją g ło śn o . In n e zn ó w w e sz ły w w o ­ d ę g łę b o k o p o b rz u c h y i sto ją. N o g i s fo rs o ­ w a n e cią g łe m i p o c h o d y , w y lż e ją im w b ło cie.

W ie d z io n e in s ty n k te m , sam e się k u ru ją ro zu m n e zw ierzęta.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Weterani Węgierskiej Wiosny Ludów (1848-1849) dowodzili kilkunastoma oddziałami zbrojnymi Powstania Styczniowego. Na personalnych przykładach przeanalizowano sztukę wojenną

[r]

Składa się ono z ogólnego wprowadzenia do Księgi Mądrości (s. 19-47) oraz z części egzegetycznej, która, zgodnie ze strukturą Księgi Mądrości, podzielona jest na trzy

Enerzijds moest i n &#34;normale&#34; omstandigheden (tot windkracht 6/7) een hoge inzetbaarheid gerealiseerd worden en anderzijds moest in e.xtreme omstandigheden (en hier b i j

Za podstawowy cel polityki transportowej Polski (okre- ślony w Polityce transportowej państwa na lata 2006-2025) przyjmuje się wyraźną poprawę jakości systemu transporto- wego

33% polskich uczniów było zapisanych do szkół sobotnich, jednak regularnie udział w zajęciach brała znacznie mniejsza grupa (60–80%). W raporcie podjęto

w emocjonalnym tonie, cechującym wiele enuncjacji radykałów: „Nadszedł czas na walkę o NSZZ Solidarność, o Niepodległość Polski, a nie na żebranie o roz- bity, bliżej

Alle hydro-cracking configuraties trekken de verhouding teveel naar de bezine-zijde; Dit is voor een fmerikaanse markt wellicht gunstig, maar niet voor de