Lidia Banowska
"Przemilczane strefy": Mickiewicz
Miłosza jako nieznany geniusz
Wiek XIX : Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 3 (45), 50-63
Lidia Banowska
„ P R Z E M I L C Z A N E S T R E F Y ” :
M I C K I E W I C Z M I Ł O S Z A J A K O N I E Z N A N Y G E N I U S Z
Dla poezji Czesław a M iłosza postać oraz twórczość M ickiew icza stano w ią tradycję kluczową. Podstaw ę literackich afiliacji w yznaczają podobieństw a biograficzne: pochodzenie z m istycznej Litwy, krainy o bujnej i dzikiej przyro dzie, studia na tym samym Uniwersytecie w Wilnie, emigracja wiodąca podobnym szlakiem przez Paryż nad brzegi Lem anu, profesura języków i literatur słow iań skich na cudzoziem skim uniw ersytecie1. Trudno nie zauważyć, że przynajm niej część z tych podobieństw ma charakter powierzchowny, są one jed n ak przez M iłosza wydobyw ane i eksponowane po to, by podkreślić duchow ą w ięź, jak a łączy go z „ostatnim dziedzicem I Rzeczpospolitej”2.
Tradycja m ickiew iczow ska w poezji M iłosza zostaje poddana kilku pod stawowym operacjom. Jedną z nich stanowi swoista klasycyzacja autora D zia
dów, będąca wynikiem uprzedzeń M iłosza względem rom antycznego dziedzic
twa, utożsamianego przezeń w dużej mierze z mesjanizmem oraz ze społecznymi zobowiązaniami sztuki. W efekcie eksponuje on w twórczości Mickiewicza wszel kie elementy klasycystyczne, dostrzegając je między innymi w m istrzostw ie jego języka poetyckiego3, cechującego się realizmem szczegółu oraz
dyscyplinąprzej-1 Wielu badaczy zw racało na to uwagę. Zob. m.in. W. Pogonow ski, M iłosz i M ickiew icz, „Poezja” 1981, z. 7 oraz E. K iślak, Walka Jakuba z aniołem . C zesław M iłosz w obec rom an-
tyczności, W arszawa 2000.
2 To obszerny temat, który tutaj jedynie sygnalizuję.
3 W eseju M ickiew icz zam ieszczonym w O grodzie nauk M iłosz stw ierdza, że „polszczy zna M ickiew icza [...] najlepiej reprezentuje ję z y k w okresie je g o rów now agi” oraz dodaje,
rzystej, logicznie uporządkow anej składni4. Najbardziej w yraźnym przejawem tych zabiegów są przesunięcia w M iłoszowskiej hierarchii dzieł M ickiewicza, w których wysokie m iejsce zajm uje Zima miejska, Ballady i rom anse, Sonety, a także — ze względu na plan m etafizyczny — Pan Tadeusz, Zdania i uwagi czy liryki lozańskie, z w yraźnym obniżeniem pozycji D ziadów 5.
W twórczości M iłosza tradycja m ickiew iczowska odgrywa istotną rolę od samego początku literackiej drogi autora Trzech zim, przy czym wraz z upływem lat ulega ona rozm aitym przekształceniom . M ożna j ą opisyw ać, dostrzegając naw iązania do czterech głównych m ickiew iczowskich ról. W ystępują one w ca łej tw órczości M iłosza, jed n ak ich nasilenie zmienia się z upływem czasu. Tak więc w latach trzydziestych ro lą podstaw ow ą jest rola poety-proroka oraz w yni kający z niej profetyzm , w okresie w ojennym i tużpow ojennym — dom inuje rola poety historii. W latach sześćdziesiątych i siedem dziesiątych M ickiewicz jest czytany głównie jako poeta m iejsca, natom iast od lat osiem dziesiątych w poezji (bo w prozie wcześniej) nasila się obecność M ickiew icza w idzianego w roli po ety religijnego. Redefinicje tw órczości M ickiewicza tow arzyszą przem ianom poezji M iłosza; są rodzajem ich pseudonim izacji.
Podstaw ą dla literackich nawiązań w poezji M iłosza jest obecny w niej obraz M ickiewicza. A utora Zdań i uwag uważa M iłosz za poetę genialnego, tak że o Słowackim, Krasińskim i Norwidzie napisze, iż „nie są to poeci, którzy m ogą być obok M ickiewicza postaw ieni”6. M ickiewicz przerasta innych, nawet swo ich rów ieśnych, którzy w historii literatury stawiani są obok niego i uznawani powszechnie za wielkich wieszczów polskiego romantyzmu: według M iłosza nie dorów nują m u skalą literackich osiągnięć. Skutkiem tej opinii, a m oże i jej nie jaw nym celem, jest w yizolow anie M ickiew icza ze współczesnego mu, rom an tycznego kontekstu. Próbując rozpoznać zjawisko Mickiewiczowskiego geniuszu,
iż „M ickiew icz je st tak w ażny dlatego, że w całej literaturze polskiej nie ma pisarza, który m ógłby się z nim równać, a zarazem ten najw iększy dostarcza w zorca trzeciej polszczyzny” . Por. Cz. M iłosz, O gród nauk, L ublin 1986, s. 135-136, 138.
4 M iłosz w ogóle ceni (b lisk ą klasykom ) dyscyplinę poetycką, której brak nieraz zarzu cał literaturze polskiej. Dla autora O calenia dyscyplina stanow i form alny odpow iednik on- tologicznego ładu, który — podobnie ja k M ickiew icz - dostrzega w stw orzonym przez Boga św iecie. Z akłada ona rów nież postaw ę „pobożności i podziw u” . Por. Cz. M iłosz, R odzinna
Europa, W arszawa 1990, s. 297: „dyscyplina poetycka je st niem ożliw a bez pobożności i po
dziw u, bez w iary w n ieskończoną ilość w arstw istnienia ukrytych w jabłku, człow ieku czy drzew ie; w zyw a, aby poprzez staw anie się dążyć do b ytu”.
5 Por. Cz. M iłosz, Szukanie ojczyzny, K raków 1996, s. 85. 6 Cz. M iłosz, Ziem ia Ulro, K raków 1994, s. 131.
M iłosz musiał jednak zaproponować jakiś inny, jego zdaniem bardziej adekwatny, kontekst. Zdaniem Miłosza, Mickiewicz nie pochodzi zatem znikąd: jest widziany przede wszystkim jako spadkobierca stulecia, w którym się urodził, a konkret niej —jego ukrytego, m istycznego nurtu.
W takiej perspektywie zazwyczaj nie sytuowany, najw iększy polski poeta rom antyczny odsłania się jak o geniusz nieznany. M ożna naiw nie (to znaczy bez dostrzegania M iłoszowskiej prowokacji), ale i zasadnie zapytywać: jak to m oż liwe, skoro M ickiewicz jest autorem obecnym w każdym podręczniku literatury polskiej.
Odpow iedź M iłosza jest złożona i obejm uje kilka równoległych typów argum entacji. Po pierwsze, jak ju ż w spom niałam , M ickiewicz, zdaniem autora
Ziemi UIro, jest wpisywany nie w ten kontekst, który właściwie go objaśnia (a za
tem w kontekst literatury romantycznej).
Po drugie, z uznania wielkości M ickiewicza, odkrywanej na podstaw ie, błędnych, zdaniem Miłosza, przesłanek wynika powszechna, lecz powierzchowna, a więc nieprawdziw a, znajom ość jego postaci i dzieł, prowadząca do zafałszo w anych i spetryfikow anych odczytań jeg o tw órczości. D ow odem tego typu myślenia jest między innymi słynny wyimek z Ziemi Ulro o Roman tyczności M ic kiewicza, w którym M iłosz stara się odtworzyć „obraz M ickiewicza zbanalizo- wanego na szkolny i pozaszkolny użytek”7. We fragm encie tym Miłosz dowodzi wspom nianej tezy o tym, iż M ickiewicz, będąc pow szechnie znany, pozostaje naprawdę nieznany wskutek zafałszowań lektury naiwnej i właściwych jej uprosz czeń. M iłosz, pragnąc w swym eseju dotrzeć do praw dy o dziew iętnastow iecz nym poprzedniku, odkrywa jedność jego twórczości w ukrytym nurcie religijnym. M ickiewicz ukazywany z takiej perspektywy okazuje się poetą mijającej form a cji kultury o proweniencji chrześcijańskiej i „przednaukow ej” . Twórczość dzie w iętnastow iecznego poety sytuuje M iłosz w kontekście przygód nowoczesnej i ponow oczesnej cyw ilizacji europejskiej. N ie przypadkiem w łaśnie cytaty z Rom antyczności stanow ią leitm otiv rozw ażań o rozchodzeniu się dróg św iato poglądu religijnego i naukowego, podsum ow ujący określone fazy procesu dez integracji kultury. I choć M iłosz jest świadom, że w całej swej strategii przeciw stawiania wiary rozum owi M ickiewicz przegrał8, i sam drogę wyjścia z kryzysu dostrzega gdzie indziej, to ostatecznie najgłębszą podstaw ą pokrew ieństw a łączącego obu twórców okazuje się właśnie — według ironicznego określenia
7 Por. tam że, s. 109 i n. 8 Por. tam że, s. 141.
M iłosza — „religijny zabobon”9 wraz z w ynikającą z niego zasadniczą akcepta cją bytu oraz w iarą w poetyckie powołanie.
Następnej, trzeciej przyczyny zasadniczej nieznajom ości najbardziej zna nego polskiego poety upatruje M iłosz w niebezinteresow ności lektury M ickie w iczowskich dzieł, to znaczy w tendencji do w ykorzystyw ania ich do bieżących celów politycznych. Zapisem niebezpieczeństw i fałszu takiej lektury jest m ię dzy innymi wiersz Obciążenie zam ieszczony w D rugiej przestrzeni:
Ten M ickiew icz, po co się nim zajm ow ać, jeżeli i tak je st wygodny. Z m ieniony w rekw izyt patriotyzm u dla pouczenia młodzieży. I katolicyzm , czyż nie lepiej zostaw ić go w spokoju? [...] Zaw sze znajdą się tacy, którzy będą go traktow ać pow ażnie, to znaczy p o lity cz n ie10.
M iłosz występuje przeciw lekturze zideologizowanej, choć w innym w ierszu (Ze
szkodą z tom u To) zauważa, iż jego „wielki patron” nie był w tym bez winy. Co
przy tym znam ienne, siebie i sw oją twórczość sytuuje przy tej okazji w m ickie wiczowskim kontekście, wyjaśniając, że i sam sw ą poezją „szkodził”, choć przed „recytacją na dorocznym św ięcie” bronił się w ieloznacznością.
W ymienione pow ody prow adzą M iłosza, jak w spom niałam , do uznania M ickiew icza za geniusza nieznanego, którego w ielkość pragnie rozpoznać. W o bec symplifikujących stylów i sposobów lektury Miłosz proponuje inną, w nikliw szą drogę obcowania z poezją Mickiewicza, która w dużej mierze staje się lustrem jego własnej, dwudziestowiecznej poetyckiej przygody oraz zachodzących w niej przem ian, projektując tym samym również odczytania własnej twórczości. W iel kości M ickiew icza M iłosz upatruje głów nie w głębi i rozległości duchow ego wym iaru twórczości dziewiętnastowiecznego poety, w owym ukrytym nurcie jego poezji, który pozwala autorowi Ziemi Ulro dostrzec w Dziadach — apokalipsę, w Panu Tadeuszu — pieśń o błogosław ieństw ie ziemi, a w ich autorze — poetę religijnego i własnego przew odnika duchowego.
Jest to więc przede wszystkim M ickiewicz m istyczny11. To M ickiewicz czytany inaczej niż przez pryzm at m esjanizm u Dziadów, a nawet i same D ziady czytane
9 Por. tam że, s. 263.
10 Cz. M iłosz, O bciążenie, w: D ruga przestrzeń, K raków 2002, s. 67. Dalsze cytaty z te go tom iku podaję w edług w skazanego w ydania, zaznaczając ów tom literam i DP oraz p o d a ją c w naw iasie stronę.
11 Dziś, po publikacji zbioru studiów W iktora W eintrauba o M ickiew iczu - m istycznym
są przez Miłosza inaczej niż zazwyczaj; to Mickiewicz postrzegany przede w szyst kim jako autor Zimy m iejskiej z jednej strony (to dow ód w spom nianego w cze śniej zabiegu klasycyzacji), oraz takich tekstów ja k Widzenie, parafrazy m isty ków czy liryki lozańskie — z drugiej.
Jak wspom niałam, zaprezentowana specyfika odczytyw ania i kształtow a nia obrazu M ickiewicza jest ważna dla kreow ania własnego, M iłoszow skiego obrazu autora. W późnych tomikach to właśnie M ickiew icz (wraz z O skarem M iłoszem) stanow ią najważniejsze lustra, w których przegląda się poezja autora
D rugiej przestrzeni. Odczytywany przez M iłosza M ickiewicz to przede w szyst
kim poeta „drugiej przestrzeni” właśnie. Jest to przy tym poeta w spółczesny, genialnie rozpoznający początek nowoczesności oraz przew idujący jej m ożliw e kryzysy. Tak czytany M ickiewicz pozostaje dla M iłosza poetą dojmująco aktual nym, bowiem Miłosz zmaga się z dwudziestowieczną wersją zaprzątających wiek wcześniej M ickiewicza problemów.
M ickiewicz to dla M iłosza nade wszystko przew odnik duchowy, a także m istrz języka, prostego i ascetycznego w m ów ieniu o sprawach ostatecznych. Takie odczytywanie M ickiewicza jest szczególnie obecne w późnej poezji M iło sza, zwłaszcza w jego dwu ostatnich tomikach poezji: To z 2000 roku oraz w D ru
giej przestrzeni z 2002 roku i im pragnę poświęcić najwięcej uwagi. W tom ikach
tych nasila się obecność religijnego w ym iaru twórczości M iłosza, jego otw arcia na transcendencję (skądinąd zawsze w w iększym lub m niejszym stopniu w jego poezji obecnego), któremu nie przypadkiem towarzyszy nasilenie obecności i ja w ności wątków m ickiew iczowskich.
M ickiew icz jak o poeta religijny postrzegany je s t tu, ja k w spom niałam , ja k o m istrz języ k a, oscylującego m iędzy m ow ą a m ilczeniem . To po eta szy
fru, m ędrzec zarysow ujący kręgi w tajem niczeń, opisane w słynnych Stopniach
p r a w d 12:
Są prawdy, które m ędrzec w szystkim ludziom mówi, Są takie, które szepce sw em u narodow i;
S ą takie, które zw ierza przyjaciołom dom u; S ą takie, których odkryć nie może nikom u.
taka lektura nie w ydaje się ju ż tak odkryw cza, ja k kilkadziesiąt lat temu, niem niej trudno nie dostrzec śladu M iłoszow skiej inspiracji w podjęciu tego tem atu przez m ickiew iczologów .
12 A. M ickiew icz, Stopnie p ra w d , w tegoż: D zieła, t. 1: Wiersze, oprać. Cz. Z gorzelski,
Ta słynna m aksym a ze zbioru Zdań i u w ag13 w ydaje się kluczem i do Mi- łoszow skiego czytania M ickiewicza, i do samego sposobu pisania Miłosza z tego okresu: odwołania do Mickiewiczowskiej gnomy pojawiają się w kilku wierszach w form ie bezpośrednich nawiązań, w całości tomiku natom iast są obecne jako zasada pisania, podstaw a związku m iędzy poezją, praw dą i mądrością.
M ówienie zakłada m ilczenie; jest świadomym wyborem , o podwójnym kierunku: wyborem tego, co powiedzieć i tego, co przem ilczeć. To, co w ypow ie dziane, a więc i stem atyzow ane, jest łatwiej uchwytne, mieści się w sferze pew ności; to, co niew ypow iedziane natom iast, pozostaje w sferze niepewności, za dane do myślenia, przy czym kierunki odczytań zasugerowane zostają czy to przez rozsiane w tekście sugestie, czy też na przykład przez m iejsce tekstu w jakieś większej całości (na przykład cyklu bądź części tomiku, której wiersze w zajem nie się oświetlają).
Jednym z utworów, w którym naw iązanie do M ickiew iczow skich Stopni
p ra w d jest szczególnie wyraźne, ^P rz e m ilc z a n e strefy. Prawda jest w tym w ier
szu nakreślona przez konkretne, biograficzne doświadczenie historii, namacalne i spraw dzalne pam ięcią; jed n a k m im o iż je s t ona fałszow ana przez ideologię „popraw ności politycznej”, poeta nie decyduje się na jej ujawnienie. Powód pod ję c ia tej kontrow ersyjnej decyzji je st um otyw ow any etycznie; jest nim chęć
ochrony odbiorców przed przekraczającą ludzką m iarę drastycznością poten cjalnej relacji:
To nie było tak.
Ale nikt nie ośm iela się m ów ić, ja k było, I ja , dostatecznie stary, żeby pam iętać,
pow tarzam ja k inni słow a politycznie popraw ne, bo nic nie upow ażnia mnie
do w yjaw iania rzeczy zbyt okrutnych dla ludzkiego serca (P rzem il
czane s tr e fy ) ^ .
M ottem , które w prowadza tekst utworu oraz ma go dodatkow o uprawomocniać, jest w yim ek z Niby-dziennika Zygm unta M ycielskiego:
13 W arto nadm ienić, że do Zdań i uw ag M iłosz naw iązyw ał ju ż znacznie w cześniej, m ię dzy innym i pisząc w łasny cykl Z dania , zam ieszczony w H ym nie o P erle z 1982 roku.
14 Cz. M iłosz, P rzem ilczane strefy, w: To, K raków 2000, s. 53.(D alsze cytaty z tego to m iku podaję w edług w skazanego w ydania, zaznaczając ów tom przez literę T oraz podając w naw iasie stronę.
Praw da je st rzeczą straszną. M a być taka, ja k ą kto w ytrzym a, ja k ą kto zniesie, ja k ą kto unieść potrafi. A ju ż zw łaszcza nikom u swojej praw dy nie ujaw niać, nie skłaniać do jej przyjęcia, do poznania rzeczy przekraczających siły b liźn ieg o 15.
Fragm ent ten, definiując praw dę jak o „rzecz straszną” , trudną do zniesienia, w ytrzym ania, „p o m ieszczen ia” , dookreśla tytułow e, celow o „przem ilczane strefy”, sytuując je w kręgu doświadczeń skrajnych, przekraczających granice ludzkich możliwości. Kontekst III części tomiku, którą ten wiersz otw iera, do datkowo wskazuje, iż są to praw dy związane z w pisaniem egzystencji w histo rię, w horror dw udziestow iecznych doświadczeń historycznych (jest to sugestia tym wyraźniejsza, iż ram ę zam ykającą tę część tw orzą dwa wiersze, będące po lem iką z Różewiczem , a dotyczące problem u dziejów, zła i śmierci).
Wiersz ten, ja k w spom niałam , pochodzi ze środka tomiku, a naw iązanie m ickiewiczowskie jest w nim szczególnie jaw nie eksponowane. Jednak taki spo sób pisania, polegający na zakreślaniu kręgu wtajemniczeń, zakładający koncepcję poety jako w tajem niczonego oraz tego, który pisząc zarazem odsłania i ukrywa, jest obecny w całym tomie, od jeg o tytułu oraz w iersza tytułow ego poczynając. Tytuł jest wybitnie enigm atyczny: „To”, czyli w łaściw ie „co”? W ybór zaim ka wskazującego to wybór, który ma m ówić o czymś i zarazem m ilczeć, nie nazy wając wprost, a jedynie sugerując, ma odsłaniać i zasłaniać zarazem . „Zaciera nie śladów” okazuje się podstaw ow ą zasadą pisania, będącą „ochronną strategią” dla tego, kto dotyka tabu:
[ ...] Bo nie m oże podobać się ludziom Ten, kto sięga po zabronione (To, T, s. 7)
Wiersz tytułowy, a więc i tomik cały, otwiera wyznanie niemożności wypowiedzenia:
Żebym w reszcie pow iedzieć m ógł, co siedzi w e mnie.
Trudność ta zostaje jednak przekroczona, „to” zostaje opisane, choć nie wprost. Jest nieodłącznie obecne w świecie wew nętrznym poety, a zarazem skryw ane przed zbiorowością, um ożliw ia pisanie o człow ieczym losie (zniszczeniu, prze mijaniu, miłości i śmierci), a sięga głębiej niż „ekstatyczne pochw ały istnienia” . Poeta „nie podejm uje się nazw ać” „tego” inaczej niż przez szereg przybliżeń, wprow adzanych kilkakrotnie przez analogie czy porów nania. Przyw oływ ane
sytuacje — bezdomnego w nieznanym, m roźnym mieście, Żyda osaczonego przez niem ieckich żandarmów, nieuleczalnie chorego czy żałobnika — ukazują w idze nie bez iluzji, w prawdzie, która odsłania „nędzę, chorobę, starzenie się i śmierć” jak o determ inanty ludzkiego losu. „TO ” je st więc zrodzoną z dośw iadczenia śmierci św iadom ością rządzącego światem prawa konieczności. Nieuchronność śm ierci ujawnia zarazem zasadniczą obcość kam iennego świata:
Poniew aż TO oznacza natknięcie się na kam ienny mur
I zrozum ienie, że ten m ur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom (7o, T, s. 8).
Świat ja k kamienny m ur - ta m etafora pow raca jak leitm otiv w wielu utworach tom iku i wydaje się jednym z kluczy otw ierających zrozum ienie relacji m iędzy światem ludzkim a porządkiem Natury i Historii, do którego człow iek przynale ży i który przekracza:
Po jednej stronie świat, po drugiej ludzie i bogow ie. Św iat je st nieugięty, nieubłagany, obojętny.
To kam ień, o który, biegnąc boso, raniłeś wielki palec stopy
(Przeciwieństwo, T, s. 61).
Pytanie o grozę zła, cierpienia i śmierci pow raca także w wierszu o Zdziechow-
skim , w postaci próby intelektualnego uporania się tytułowego bohatera z „okru
cieństwem , kam iennym ” :
W kosm icznej bitw ie błyskają m iecze aniołów. K siążę Rebelii naciera, cofają się słudzy jasności. O krucieństw o, kam ienne,
Jak inaczej tłum aczyć? [...] Choć on, profesor,
Nie m ógł m ów ić w yraźnie, że w ierzy w diabelskość św iata
(Zdziechow ski, T, s. 63).
To w iersz tym ważniejszy, iż zdaje się liryką maski. Jego bohater wraz ze swymi poglądam i zdaje się w jakiejś m ierze m aską sam ego M iłosza. Zdziechow ski, spotkany przez M iłosza osobiście profesor Uniwersytetu Wileńskiego i jego rek tor, objaśniał świat postrzegając go apokaliptycznie, „w obliczu końca” . Do wier sza tego wypadnie jeszcze powrócić.
Profesor - literat, który „nie m ógł mówić w yraźnie”, więcej nawet „nie m ówił, co naprawdę m yśli”, jest bohaterem To jasne, innego z wierszy zam iesz
czonych w om aw ianym tomiku. Tym razem podm iotem m ów iącym wydaje się sam autor:
To jasne, żc nie m ów iłem , co napraw dę m yślę Poniew aż na szacunek zasługują śm iertelni I nie wolno w yjaw iać, w m ow ie ani na piśm ie
Sekretów naszej w spólnej cielesnej m izerii (To ja s n e , T, s. 47).
„Sekrety naszej wspólnej cielesnej m izerii” , będące konsekw encją w pisa nia w ciało 16, z jego słabością i starzeniem się, okazują się prawdam i leżącymi w ostatnim kręgu mickiewiczowskich prawd, tych nie ujawnianych nikomu, mimo powszechności prawa i doświadczenia przemijania. Zadaniem okazuje się wznie sienie ponad w łasną rozpacz i przekroczenie jej w w ychyleniu ku cierpieniu dru giego, a także nadanie jej właściwej miary, m iędzy innymi poprzez dystans i hu mor, o czym przypom ina wiersz Przeciwko p oezji Filipa Larkina.
Tak czy owak, wobec starości „N ajlepszą strategią będzie nie m ówić nic”
(Texas, T, s. 42). M ilczenie jako strategię w ybiera też stary M iłosz, odżegnując
się od wyznań. „Prawdy, których zdradzić nie m oże nikom u” okazują się praw dami „moralnie podejrzanym i”, zafałszow anym i, niem ożliwym i do właściwego rozpoznania dla sam ego poety:
[ ...] Nie, to co innego
N ie pozw ala mi mów ić. Kto cierpi, pow inien Być praw dom ów ny. G dzież tam, ile przebrań, Ile kom edii, litości nad sobą!
Fałsz uczuć odgaduje się po fałszu frazy.
Zanadto cenię styl, żeby ryzykow ać (P rzep is, T, s. 36).
M iłosz wybiera inne ryzyko: ryzyko nieodczytania czy niezrozum ienia, zawsze w poezję wpisane, ale w późnej poezji M iłosza spotęgowane. Prowadzi z czytel nikiem grę, polegającą na oscylow aniu m iędzy m ow ą a m ilczeniem . To pisanie odsłaniająco-zasłaniające oznacza w poezji M iłosza pew ne n ovum : to już nie niem ożność wyrażenia i objęcia słowem „nieobjętej ziem i” 17, a świadom e i ce lowe spotęgowanie poetyckiej zasady wyboru tego, co się chce zamieścić i ujaw nić, a co jedynie zasugerow ać i ukryć.
16 N a ten tem at zob. B. Przym uszała, Szukanie dotyku. Problem atyka ciała w p olskiej
p o ezji w spółczesnej, K raków 2007.
Prawo konieczności wpisane w indywidualny los człowieka, z jego nędzą, nieuchronnym starzeniem się i śmiercią, wraz ze św iadom ością okrucieństwa dośw iadczeń zbiorowych, „straszności” (s. 84), grozy kam iennego świata nale ży do sfer przemilczanych, o których M iłosz po m ickiewiczowsku pisze milcząc, nie chcąc narażać czytelnika na konfrontację z praw dą „zbyt okrutną dla ludz kiego serca” . To przem ilczane słowo nie jest jed n ak słowem ostatnim. N aprze ciw praw a konieczności postaw ione zostaje praw o łaski, przeciw staw iające się „sile ciążenia” . Przejście to: od grozy do łaski odkupiającej przedstaw ia M iłosz, cytując w wierszu o Zdziechow skim fragm ent pracy w ileńskiego profesora:
N ic ma Boga - głosem w ielkim w ołają i natura, i h isto ria ... ale głos ten ginie w h ar m onii psalm ów i hymnów, w tym wielkim , odw iecznym , z najgłębszych głębin ducha idą cym w yznaniu, iż jako „ziem ia bez w ody” jest dusza człow ieka poza Bogiem. Bóg jest. Tylko fakt istnienia Boga to coś przekraczającego zakres myśli św iatem zew nętrznym zajętej, to cud. L e inonde est irrationnel. Dieu est un miracle. (Św iat jest irracjonalny. Bóg jest cudem )18.
Pytając o obecność zła w świecie, M iłosz pow raca do odw iecznego pro blem u teodycei, ponaw iając pytanie o to, ja k uzgodnić zło świata z dobrocią i w szechm ocą Boga. Zapisem tych rozważań jest między innymi wiersz Alkoholik
wstępuje w bramę niebios. I choć nie wszystkie pytania zostają rozstrzygnięte,
w ażne je st w tym i innych wierszach tom iku otw arcie na transcendencję, um oż liw iające ruch, przejście, więc także wyjście zarówno z kręgu zakreślonego w y łącznie przez doczesną grozę, jak i z decyzji pozostaw ienia jej opisu w sferze m ilczenia. Powszechnem u prawu cierpienia i śmierci, odbierającej indyw idual ność i wpisującej w anonimowość tłumu, przeciwstawione zostaje ocalenie p rin
cipium individuationis przez w iarę w nieśm iertelność duszy, wykupionej z grze
chu i śmierci przez moc odkupiającego bólu Chrystusa. Naturalnie, grozy to nie usuwa, niemniej trudno nie dostrzec, iż zasadniczo ją przem ienia. Odtąd tow a rzyszyć jej będzie chwała:
Bo głos człow ieczy w próbach nic ustaje,
Pieśń układając ku grozie i chw ale (Jeden i w iele, T, s. 83).
Toteż nie dziwi, iż w M odlitwie, jednym z zam ykających tomik wierszy, adresa tem poetyckiej, zbyt trudnej i gorzkiej dla ludzkiej braci, mowy staje się Bóg:
18 M. Zdziechow ski, Pesym izm, romantyzm a p odstaw y chrześcijaństw a. Cyt. za: Cz. M i łosz, Z dziechow ski, T, s. 63.
Pod dzicw ięćdziesiątkę i jeszcze z nadzieją, Że pow iem , w ypow iem , w ykrztuszę. Jeżeli nie przed ludźm i, to przed Tobą,
K tóry m nie karm iłeś m iodem i piołunem (Modlitw>a, T, s. 93).
Rozważania skupione wokół odwiecznego pytania unde malum? kontynu ow ane są w następnym tom iku M iłosza. W D rugiej przestrzeni pytanie to staje się pytaniem centralnym . Nie przypadkiem obecność M ickiew icza w tym tomie nasila się: autor Zdań i wwog postrzegany jest jako jeden z najważniejszych prze w odników poety na drodze stawiania pytań ostatecznych.
W wierszu M nie zaw sze podob ał się M iłosz odkrywa jed n ą z przyczyn swojej fascynacji M ickiewiczem:
M nie zaw sze podobał się M ickiew icz, ale nie w iedziałem dlaczego. Aż zrozum iałem , że pisał szyfrem i że taka je st zasada poezji, dystans m iędzy tym, co się wie
i tym , co się w yjaw ia (M nie zaw sze p o d o b a ł się, DP, s. 69).
M ickiew iczow skie Stopnie p ra w d , funkcjonujące wcześniej w twórczości M iło sza jak o źródło reguły ograniczonego ujaw niania zbyt trudnych prawd oraz ich przem ilczania, tym razem prow adzą do odkrycia fundującej takie działanie po ety zasady: jest nią pisanie szyfrem.
M iłosz kom entuje tę zasadę, dopowiadając:
Czyli treść je st w ażna, niby ziarno w łupinie, a ja k będą baw ić się Ł upinam i, nie ma w iększego znaczenia.
Jak uzgodnić zasadę szyfru z zasadą prostoty pisania o sprawach ostatecznych, której wzorem pozostaje dla M iłosza M ickiewiczowski cykl parafraz mistyków? W ydaje się, że prostota ma obejm ować podstaw ow y poziom przekazu, zapew niając jasność użytych słów, przejrzystość składni i logikę zdyscyplinowanego wyw odu, natom iast zaszyfrow anie wypowiedzi obejm ować ma rozległość przy w oływ anych stylów rozw ażania i wyrażania oraz skrywać głębię komplikacji, odsyłających jednak nie tyle do języka jako takiego, ile przede wszystkim do rze czywistości pozajęzykowej. Ma to więc być język wielokrotnie kodowany, w któ rym każde słowo znaczy i odsyła do rozmaitych tradycji pisania i myślenia o spra wach pierwszych i ostatnich, wśród których miejsce naczelne zajmuje problem wza jem nych relacji między człowiekiem, Bogiem i szatanem, a także zagadnienie zła.
Pisząc Drugą przestrzeń M iłosz wychodzi od pytania, czy straciliśmy wiarę w inny wymiar świata i pragnie wołać o jej przywrócenie. J e s t—jak M ickiew icz — poetą o wyobraźni chrześcijańskiej19, niegodzącym się na zamknięcie człow ie czego losu w yłącznie w kręgu doczesności. Obecny w Stopniach p ra w d zw ią zek prawdy i m ądrości, a także praw dy i m ilczenia pow raca w nawiązującej do zasady m ickiewiczowskiego pisania twórczości Miłosza, w której poeta okazuje się nade wszystko „poszukiwaczem tajemnicy” . Jest tym, który zmagając się z nie pojętym dotyka transcendencji. Zatem nie wyjaśnianie czy objaśnianie, lecz fun dująca poezję zasada szyfrowania przekazu i w łaściwa jej kondensacja znaczeń okazuje się najgłębiej odpow iadać, stanow iącej sam rdzeń religii, tajem nicy. Zakłada ona koncepcję pisania dla wtajem niczonych oraz obraz poety jako w ta jem niczonego, który wie więcej, niż ujawnia. Miłosz, wspominając sw oją lekturę
Listu do Storge autorstw a Oskara M iłosza (swego drugiego obok M ickiew icza
przew odnika duchowego) zaznacza:
Jakże zm ieniło to m oje w iersze, oddane kontem placji czasu, Zza którego odtąd przezierała w ieczność,
C hoć m artw iło m nie m oje pisanie prow izoryczne, To znaczy takie, że co najw ażniejsze pozostaje ukryte
(iCzeladnik, V, DP, s. 102).
Miłosz postrzega więc siebie od początku jako poetę szyfru, choć dopiero u schyłku twórczości świadom ie rozpoznaje zasadę szyfrowania przekazu jako podstawową dla poezji M ickiewicza. Jako poeta szyfru Mickiewicz jest przew od nikiem M iłosza nie tylko jako m istrz języka, lecz nade wszystko jak o p rzew od nik w duchowych poszukiwaniach dwudziestowiecznego poety; to w nich bowiem sama ta zasada jest ugruntow ana i z nich właśnie wynika. Obraz M ickiew icza, jaki wybiera, i z którym w pewnym stopniu utożsamia się późny Miłosz, to „M ic
kiew icz m istyczny” , uczeń Jakuba Boehmego. W w ierszu A leż tak, p a m ię ta m , odwołując się do tego, iż w 1820 roku M ickiew icz czytał L ’aurore naissante zgorzeleckiego szewca, pisze:
Jeżeli pisząc o m nie pom ylą stulecia, Sam potw ierdzę, że byłem tam w 1820 roku, P ochylony nad L 'aurore naissante Jakuba Boehme, francuskie w ydanie, 1802 (Ależ tak, pam iętam , DP, s. 70).
19 Zob. J. Błoński, D uch religijny i miłość rzeczy, „Kontrapunkt. M agazyn K ulturalny »Ty godnika Pow szechnego«” 2001, nr 47.
Boehme jest tak ważny dla M ickiew icza i M iłosza jako ten, który zm agał się z problemem zła. Pytanie o zło oraz próby rozwikłania wpisanych w nie kom plikacji stanow ią centrum jednej z najw ażniejszych części om aw ianego tom iku, tj. Traktatu teologicznego. M iłosz podkreśla w nim związki M ickiew icza z Bo- ehm em 20. W jednym z w ierszy przypom ina dyktow aną A rm andow i L év y ’emu rozpraw ę M ickiew icza z 1853 roku, zatytułow aną (później) Ja ku b Boehm e, cytując nawet jej fragment in extenso. W wielkim skrócie, Boehme proponuje roz jaśnić problem obecności zła odwołując się do idei Upadku: najpierw Lucyfera,
a potem człowieka w ogrodzie Eden, w konsekwencji którego człow iek skaził — grzechem przynoszącym cierpienie i śmierć — siebie, a także naturę, przem ienio ną odtąd w naturę drugą, bolejącą. Odkupiciel zła, drugi Adam,
[...] przybrał ciało i um arł
żeby nas osw obodzić z prom etejskiej pychy.
Z którą, co praw da, M ickiew iczow i uporać się było najtrudniej (Nie
m ożna się dziw ić, DP, s. 76).
M iłosz, przypom inając te „spekulacje” Boehm ego — M ickiewicza, ja k sam je określa (s. 76), prowadzi je ku rozpoznawaniu problem ów współczesności. W cy towanym wierszu grzech pierw orodny postrzega jak o
[...] prom etejskie m arzenie o człow ieku, istocie tak uzdolnionej, że siłą sw ego um ysłu
stw orzy cyw ilizację i w ynajdzie lekarstw o przeciw śm ierci
(Nie m ożna się dziw ić, DP, s. 76).
Pychę Adama autor wiersza dostrzega w iluzjach nowoczesnej kultury, wyrastającej ze światopoglądu naukowego, zadufanej we własną wszechmoc. Bowiem podąża jąc śladami Mickiewicza, Miłosz pozostaje poetą wieku XX, pragnącym - jak pisał:
Zachow ując tonację i styl m ojej epoki, D ziałać w brew niej w poezji mego języ k a
To znaczy nie pozw olić, żeby w tym ję zy k u zagubił się zm ysł H ierarchii ( C zeladnik IX, DP, s. 111, podkr. - LB).
20 N a ten tem at zob. m .in. M. Burta, M ickiew icz i B oehm e, w tejże: Reszta praw d. „ Z da
Wybierając na przewodnika Mickiewicza, M iłosz pragnie sprostać wyzwa niom swojego czasu. W ielkość i geniusz autora poem atu m etafizycznego, para fraz m istyków czy nagich liryków lozańskich upatruje M iłosz w tym, że w zm a ganiach ze swą dwudziestowieczną współczesnością poeta wieku dziewiętnastego jest mu nie tylko pomocny, lecz wręcz niezastąpiony.
*
Lidia Banowska
„C on cealed zo n e s”. M ickiew icz by M iłosz: an unknown genius
This article deals with appearance o f a M ickiewiczian tradition in Czesław M iłosz’s late poetic output. M ickiewicz is treated in these works as an unknown genius: a mystic, poet o f secret code, and spiritual guide who foresees the possi ble crises o f a m odem ity-being-conceived - one with w hom M iłosz happens to struggle with a century later.