• Nie Znaleziono Wyników

Z dni klęski i chwały

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z dni klęski i chwały"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Zygmunt Albrecht

Z dni klęski i chwały

Palestra 1/4, 21-29

(2)

ZYGMUNT Al BRECHT adwokai

Z dni klęski i chwały

Częste obecnie enuncjacje obrazujące bohaterstwo całego narodu w w alce z okupantem — i to we wszystkich dziedzinach, k tó re dawały po tem u sposobność — są dla nas źródłem niezwykle potrzebnej podniety m oralnej. Gdy zaabsorbowani troskam i gospodarczymi up atru jem y w zmniejszeniu przestępczości jeden z zasadniczych czynników napra­ wy, stanąć możemy łatwo na krawędzi, poza którą rozciąga się topiel niew iary w siebie. F ak t powszechnego zmagania się o odzyskanie u tra ­ conej wolności, i to w ciągłych w arunkach śmiertelnego niebezpieczeń­ stw a, dowodzi potężnej woli a jednocześnie tak nieskończonej ofiarno­ ści, że w iara we własne siły odżywa. Obiektywne badania historyczne muszą nam dać rangę pierwszeństwa wśród narodów walczących n a przestrzeni dziejów o swe ideały. Nie popadając w megalomanię ani mistycyzm, możemy wierzyć, że bohaterstw o Polaków świecić będzie przykładem niezniszczalnej wartości m oralnej.

Pragnę zachować proporcję. Jeśli to, co przedstawiam, nie je st przy­ kładową ofiarnością ani bohaterstwem, to jest w każdym razie przy­ czynkiem do wzmożenia w iary we własne siły, a także do bezinteresow ­ nej patriotycznej postawy reprezentantów naszego zawodu, którem u jakże często, bez ^znajomości prawdy, zarzuca się chciwość, zm ateriali­ zowanie i dążność do praktycznych korzyści nawet' za cenę przekonań. Nie trzeba przypominać, jaka różnorodność losu przejaw iła się w in­ dyw idualnym umiejscowieniu każdego z nas w okresie okupacji. Osobi­ ście, dostawszy się — 6 października 1939 r. — wraz z jedną z ostatnich walczącj^ch grup Wojska Polskiego do niewoli niemieckiej pod Kockiem, przetrw ałem okres wojny w obozach jeńców wojennych, w tak zw anych

(3)

2 2 Z Y G M U N T A L B R E C H T N r 4

oflagach. Były to stosunkowo najmniej okrutne miejsca odosobnienia, przeznaczone nam różnorodnością losu — przynajm niej doipóki opieki nad nimi, spraw owanej początkowo przez W ehrmacht, nie przejęło także gestapo. Któż nie zetknął się z obozami jeńców? Komu obca była

Kriegsgefangenenpost? Gdy nie korzystał z niej jako jeniec, to korzystał

jako ktoś bliższy lub dalszy uwięzionemu.

Nie jest moim zam iarem przedstawianie całości obrazu życia obozo­ wego. Uczynili to w wydaniach książkowych z dobrym skutkiem Sadze- wicz i Brandys, sądzę jednak, że tem at nie jest w yczerpany i że dałoby się jeszcze sporo powiedzieć o walce, jaką na tych ©drutowanych m iej­ scach prowadzili z wrogiem obezwładnieni, jak mu się zdawało, jeńcy. Przejaw iała się ona w dywersji, jaką tylko nastręczały warunki, oraz w zabezpieczaniu wartości przydatnych po wyzwoleniu, w które wszyscy niezachwianie wierzyli. W poszczególnych grupach zawodowych, rep re­ zentow anych wszechstronnie przez oficerów rezerwy, w alka ta p rzeja­ wiała się również w postaci nauki własnej i nauczania swojej specjal­ ności współtowarzyszy.

Niemcy o tych pracach oświatowych częściowo nie wiedzieli, a jeżeli naw et wiedzieli, to nie przeciwdziałali im w dostatecznym stopniu, uw a­ żając je za nieszkodliwe maniactwo.

Jak łatw o się domyślić, prace organizacyjne kola praw ników w na­ szym obozie w Niemczech nie należały do prostych. Odnalazłszy się i poznawszy wzajem nie w ogólnej grupie obozowej liczącej przeszło 2000 jeńców, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że mając wśród siebie kilku adwokatów, nielicznych sędziów i prokuratorów , a także bardziej doświadczonych praw ników z różnych stanow isk adm inistracyjnych, możemy liczyć na wykładowców. Jednakże nawet' najbardziej predesty­ nowani do tego nie posiadali żadnych pomocy naukowych. Żadnych — to przesada! Okazało się, że w tak licznej grupie praw ie każdy jeniec zachował coś z własnego dobytku, z którym wyruszył na wojnę. Ludzie nie mieli wyobrażenia, jak będzie się kształtował bieg kampanii w ojen­ nej. Byli tacy, którzy liczyli na długotrwałą wojnę pozycyjną, inni znów

sądzili, że pracując w służbie na zapleczu powinni zaopatrzyć się w przedm ioty ułatw iające wypełnienie nadm iaru wolnego czasu. Tak czy inaczej, po licznych rewizjach, którym byliśmy poddawani w pierw ­ szej fazie niewoli, po niezliczonych kradzieżach, jakich dopuszczały się

wobec nas różne niemieckie „etapenheldy“ (bohaterowie etapów), każdy zachował jednak coś ze swej własności, niekiedy w postaci najbardziej .zaskakujących przedmiotów.

(4)

N r 4 z D N I K L Ę S K I I C H W A Ł Y 2 3

W bloku liczącym około 600 oficerów zorganizowałem wypożyczalnię książek. Polegało to na tym, że zbierałem w raz z parom a kolegami książki będące w posiadaniu właścicieli, z reguły już przez nich prze­ czytane. W ten sposób mogliśmy pośredniczyć w w ym ianie książek, udostępniając je wszystkim mieszkańcom bloku. Z czasem, ponieważ można było przysyłać książki z k raju (nie wszystkie wprawdzie, gdyż te, które dostaw ały się do obozu, były skrupulatnie cenzurowane), biblio­ teka nasza urosła do znacznych rozmiarów. W ym ienialiśmy książki codziennie w ciągu dwóch' godzin, a dobrodziejstwo stąd płynące dla mas wszystkich — w przygnębiających w arunkach niewoli — było wręcz niezastąpione.

Otóż wśród zebranych już na samym początfku książek znalazło się kilka egzemplarzy różnych kodeksów. Był to już zaczątek narzędzi naszej pracy jako wykładowców. Znalazły się też teksty kodeksów wojskowych; tym i zajęli się starsi oficęrowie zawodowi — audytorzy, k tórzy organi­ zowali wykłady z zakresu praw a wojskowego dla audytorów rezerwistów. W naszym bezsilnym położeniu prawdziwym szczęściem był niew zru­ szony optym izm co do ostatecznego i pomyślnego dla nas zakończenia wojny. Optymizm, jak się okazało, w zasadzie słuszny, nie uspraw iedli­ wiony natom iast całkowicie w kategoriach czasu. Poczynając od pierw ­ szych dni niewoli, dopuszczaliśmy rozgromienie Niemiec w każdej chwili. Tylko wyjątkowo realiści, którym n ik t nie daw ał w iary, utrzy ­ mywali, że wojna będzie m usiała potrw ać ze trzy lata. Uważano te głosy za złowieszcze krakanie, a przecież okazało się, że naw et i te głosy w y­ rażały zbyt przesadny optymizm.

Wychodząc więc stale z założenia szybkiego pogrom u Niemców, my, p raw n icy ,, kształtowaliśm y pracę oświatową w dwóch kierunkach: w kierun ku przygotowania starszych do zadań okupacyjnych, jakie zda­ niem naszym stały przed nam i w odniesieniu do terenów niemieckich, n a których byliśmy n a razie więzieni, oraz w kierunku norm alnego kształcenia młodych praw ników — studentów prawa, absolw entów uni­ wersyteckich, aplikantów sądowych i adwokackich. K adram i w ykładow ­ ców zasilaliśmy także i inne grupy kształcenia zawodowego, np. cieszące się dużą frekw encją k u rsy buchalteryjne. Na kursie takim, prow adzo­ nym przez instruktora spółdzielczego por. Kurysia, m iałem cjjkl w ykła­ dów z praw a handlowego oraz wekslowego i czekowego.

Trudno m i jesrt przytoczyć z pamięci nazwiska w szystkich osób, które współpracowały przy prowadzeniu wykładów praw a w pierwszym moim obozie niewolniczym. Myślę, że dokładniejsze omówienie tej pracy, której przede w szystkim oddawali się ówcześni lub późniejsi

(5)

24 Nr 4

adwokaci, zasługiwałoby na uwagę. Gotów byłbym przyczynić się do takiego opracowania, gdyby Koledzy, którzy uczestniczyli w prowadze­ niu wykładów, zechcieli nadesłać mi krótkie przypomnienia. Byłyby to

m ateriały umożliwiające odtworzenie pełniejszego obrazu naszej pracy praw niczej n a terenie obozów w Amswalde, Grosiborn i Dessel koło W arburga. Wobec upływu prawie 17 lat od chwili, kiedy w różnym składzie osobowym rozpoczynaliśmy prace kształceniowe, przytaczam jedynie 'nazwiska, które zapamiętałem. W każdym razie do grupy wykładowców należeli adw. Antoni Obuchowicz z Łodzi, adw. Kazimierz Górecki z Warszawy, niezwykle oddany pracy kol. Władysław Bagiński z W arszawy (nie adwokat), wiceprok. A leksander Achmatowicz z W ar­ szawy, Antoni Kozłowski (obecnie adwokat w Warszawie), wiceprok. Kazimierz Różycki z Warszawy (obecnie odwokat), wiceprok. Wiesław Anc z Łodzi (obecnie w Warszawie), wiceprezes sądu okr. Willamowicz (obecnie adwokat w Warszawie), docent U niw ersytetu im. Stefana Ba­

torego Zajkowski, sędziowie Zygmunt Kasiński i Malowaniec z Łodzi

i wielu innych, których nazwiska niesprawiedliwie zostały przeze m nie pom inięte w skutek zapomnienia. W końcowym etapie niewoli, który przebyłem w obozie w Dessel koło W arburga, byłem już tylko w ykła­ dowcą i egzaminatorem pod ogólnym fachowym i prawdziwie nauko­ w ym kierownictwem prof. Jana Wasilkowskiego (obecnego Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego). Do obozu tego przeniesiony zostałem k ar­ nie w grupie kilkudziesięciu oficerów, między innym i z obecnym Mini­ strem Spraw Zagranicznych Adamem Rapackim, którego działalność

w obozie jako redaktora i autora felietonów mówionej gazetki „7 kre­ sek w kalendarzu“ na pewno wryła się głęboiko w pamięć jeńców, spragnionych otuchy i nadziei w tyloletniej poniewierce: Wśród praw ­ ników — poza czołową postacią profesora Jana Wasilkowskiego — wy­ różniali się tam (znowu wspomnienia ułamkowe): adw. Zygm unt Wa­ silew ski (obecnie w Warszawie), b. dziekan Rady Adwokackiej w W ar­ szaw ie Władysław Tomorowicz, adw. Leon Kon, poliglota z Warszawy, adw. Leon Różycki z Warszawy, adw. Michałowski z Krakowa.

Niepełny wykaz nazwisk bezinteresownych społeczników tragicznego okresu wskazuje na udział wśród nich przeważającej liczby adwokatów.

Trudności, jakie napotykaliśmy w początkowym okresie naszych wy­ siłków kształceniowych w postaci hraku i tekstów prawnych, i podręcz­ ników, nie dawały mi spokoju. W obozie przebywali w przeważnej m ierze bądź rezerwiści pochodzący z terenów przyłączonych na „wieczne czasy“ do Reichu, bądź też z terenów wschodnich Polski. Rodziny na­ sze były przeważnie powysiedlane bądź powywożone. Nasz dobytek zo­

(6)

Nr 4 Z D N I K L Ę S K I I C H W A ŁY 25

stał rozgrabiony, biblioteki, jak np. moja, złośliwie popalone. W tych w arunkach nie było mowy o sprowadzeniu jakichkolw iek pomocy nauko­ w ych z domów. Nie miałem dokładnego obrazu losów adw okatury na te­ renie tzw. G eneralnej Guberni. Postanowiłem po nam yśle zwrócić się do naszego naturalnego opiekuna, ostatniego przed w ojną dziekana Rady Adwokackiej w W arszawie — adw okata Leona Nowodworskiego.

Dziekana Leona Nowodworskiego znałem z członkostwa w w arszaw ­ skiej radzie. Mimo, że nasze światopoglądy znacznie się różniły, ceni­ łem w nim człowieka wielkiej k u ltu ry osobistej oraz świetnego przed­ staw iciela naszego zawodu. Wiedziałem, że, wyznając określoną ideo­ logię polityczną, nie uzna za możliwe jej praktyczne realizowanie przy pomocy sił najeźdźcy i że wyniesie wobec świata godność narodu po­ nad codzienne hasła swego obozu. Antagonizmy rasowe mógł tolerować w życiu wewnętrznym , ale nie godził się na dyskrym inacje współoby­ w ateli pod sugestiami agentów zmotoryzowanego A ttyli. Cześć i chwała za to temu ADWOKATOWI, który w obronie godności Polaika i ku trw ałej chwale naszego zawodu zapłacił przedwczesną śm iercią za swą n ie- złomność!

Zwróciłem się do dziekana Nowodworskiego listem napisanym na znanym schemacie papieru korespondencyjnego dla jeńców, wraz z go­ towym form ularzem przeznaczonym na odpowiedź. List wysłałem na po­ czątku grudnia 1940 r. Przedstaw iłem w nim nasze kłopoty, w ypyty­ w ałem o losy adw okatury w kraju i prosiłem o przysłanie nam w m iarę możności książek prawniczych, tak nam potrzebnych. M inęły praw ie dw a miesiące, gdy otrzym ałem odpowiedź. Była ona napisana na wy­ m aganym form ularzu, lecz nie na tym, który wysłałem. Był to form u­ larz zdobyty przez Dziekana gdzieś w Warszawie z przeznaczeniem do innego obozu. Na karcie adresowej Dziekan przekreślił nazwę tego obozu „Stalag IV A“, napisał zaś nazwę mojego obozu „Oflag II B“. Treść listu przytaczam dosłownie: K rieg sg efan g en en p o st R ü c k a n tw o r tb rie f A n den Kriegsgefangenen Z yg m u n t Albrecht G ejangenennumer 1215/11/103 Lager-Bezeichnung: OFLAG II B DEUTSCHLAND (ALLEM AG N E) 18.11.1941. Kochany Kolego, nie wiem, czy otrzymaliście m ój list sprzed czterech tygodni w odpowiedzi na Wasz z d. 2.XII.r.z.

(7)

28 ZY G M U N T A L B R E C H T

Korzystając z otrzym anych od Kolegi dwóch nalepek adresowych, dziś wreszcie w ysłałem dwie paczki książek prawniczych, każda wagi ± 5 klg — przeważnie teksty ustaw, niektóre z kom enta­ rzami. Mam jeszcze „Instytucje Kodeksu Zobowiązań“, ofiarowane specjalnie dla waszego kółka prawniczego przez autora — naszego Kolegę, oraz uzasadnienie do Kodeksu Zobowiązań, ale waga była ju ż za duża, by wysłać te książki razem z innym i, postaram się w ięc wysłać je przez Ymcię, co jednak trwa dość długo z uwagi na konieczność uprzedniego ocenzurowania w Krakowie. Na w y ­ padek, gdyby ta droga zawiodła, niech Kolega przyśle, jeśli można dwie nalepki adresowe — celem bezpośredniej w ysyłki. W dzięczny będę za wiadomość, czy wysłane ju ż książki otrzymaliście. Z uprag­ nieniem oczekujem y po ponurej jesieni i ostrej zim ie ciepłej wiosny i słonecznego lata. Ja pracuję teraz w kancelarii notariusza, ale pracy oczywiście nie wiele.

Dużo bardzo serdecznych pozdrowień dla Was i Kolegów od siebie i Kolegów.

Leon Nowodworski

Na odwrocie adres nadawcy: Leon Nowodworski, Warszawa, Nowy

Ś w ia t 7. Landesteil (kraj):. Polska.

List ten mówił więcej, niż w ynika wiprost z jego treści. Przede w szystkim i z obcego formularza, i z treści wynika, że był to drugi list pisany do mnie (pierwszego już nigdy nie otrzymałem). Tym tłu ­ maczy się, że na odpowiedź czek&łem tak długo. Najwidoczniej pierw ­ szy list nie podobał się cenzorowi i zniszczył go, co się często zdarzało. Myślę, że zniszczyć mógł już choćby z tego powodu, że istniał zakaz używ ania w korespondencji oznaczania k raju nazwą „Polska“. Polska nie istniała, była tylko Generalgouvernement. Tymczasem dziekan Nowo­ dw orski w rubryce adresu nadawcy uporczywie wypisywał (kraj): Pol­ ska. W liście, który zacytowałem, cenzor widocznie tego nie dostrzegł, natom iast w następnym liście, który przytaczam niżej, słowo „Polska“ zakreślone już jest zielonym ołówkiem i postawiony jest obok znak zapytania. List był dla mnie świadectwem szczególnej troski o spełnie­ nie naszego obozowego życzenia. Trzeba się było przecież w ystarać o blankiet, aby się ze mną Skomunikować, nie mówiąc już o trudzie zbierania książek i kłopotów związanych z ich ekspedycją.

Nadeszły wszystkie książki zapowiedziane w liście dziekana. „Insty­ tucje Kodeksu Zobowiązań“ nadeszły z osobistą dedykacją autora, me­

(8)

N r 4 Z D N I K L Ę S K I I C H W A Ł Y 2 7

cenasa Ludwika Domańskiego; również w dedykację zaopatrzony był „Zbiór przepisów praw nych“ w opracowaniu adw. Feliksa Zadrowskiego.

Nie cierpieliśmy już na podstawowe braiki w pomocach naukowych. List dziekana Nowodworskiego obnosiłem po całym obozie, prezen­ tując go wszystkim zainteresowanym i wiążąc zasługę zaopatrzenia praw ników obozowych w 'książki właśnie z czołową postacią naszej adwokatury,- usuniętą wprawdzie przez przemoc ze swego stanowiska, ale jak szlachetnie pełną poczucia obowiązku opieki, na którą mogą liczyć adwokaci pozbawieni wolności przez tę sam ą przemoc.

Byłem dumny, że to adwokaci w obozowym kole praw ników mogli zająć kierowniczą pozycję i jako inicjatorzy, i jako wykonawcy, rea­ lizujący zamierzenia środkami zdobytymi w ram ach swej zniewolonej, a mimo to zwarcie istniejącej organizacji.

Mieliśmy ograniczone możliwości korespondencji. O trzym yw aliśm y blankiety w wydzielanych ilościach, dlatego też list w ysłany do obcego korespondenta pozbawiał na pew ien czas wiadomości rodzinę jeńca. Na otrzym any od dziekana Nowodworskiego list mogłem więc odpowie­ dzieć dopiero w m arcu 1941 r. Podziękowałem, ja k um iałem , w sło­ wach' prawdziwego wzruszenia za otrzym ane książki i życzenia oraz na­ wiązałem do wiosny, o której mowa była w liście, a która była w ko­ respondencji jenieckiej kryptonim em jednoznacznym. Prócz tego po­ nieważ mieliśmy obozowe mańki, które można było wysyłać do kraju, gdzie wypłacano je adresatom w obiegowych złotych, przeto — nie bę­ dąc w żadnym stopniu zorientowany w możliwościach w ysiłku finanso­ wego, z którym łączyło się nabycie szeregu książek — prosiłem dzie­ kana Nowodworskiego o podanie mi, ile m arek powinniśmy przekazać za zakupione dla nas książki. W odpowiedzi na to otrzym ałem już ostatni list, zaadresowany tak jak poprzedni, o treści następującej:

2(LIV,1941.

K oęhany Kolego!

O trzym ałem W asz list z dnia 11 marca b.r. oraz dwa blankiety nadawcze, ale jeszcze przedtem wysłałem resztą książek przez Ymcię, m am nadzieję, że doszły, jak poprzednie, ale w dzięczny będę za słówko potwierdzenia, jeśli to możliwe. Jeśli potrzeba W am jeszcze książek, to napiszcie, jakich m niej więcej, a postaram się w yszukać i wysłać za pomocą niew ykorzystanych jeszcze blan­ kietów. Niepotrzebnie Kolega kłopocze się o koszty dotychczaso­

(9)

28 Z Y G M U N T A L B R E C H T Nr 4

w ych w ysyłek, bo rzecz ta została załatuńona zbiorowo i nie m oże być naw et m ow y o jakichkolw iek zwrotach; ja zaś rad jestem , że m ogłem się W am przysłużyć. Zakom unikowałem Wasze podziękowa­ nie autorowi, któ ry obecnie jest zatrudniony podobnie jak ja (mec.

Domański — -p r z y p. a u t.). Dużo naszych kolegów pracuje w za­

w odzie dotychczasowym.

W pierw szym m oim liście do Was napisałem, snadź, zb yt w iele; w ięc dzisiaj piszę m niej. Tam gdzieśm y się w swoim czasie często spotykali, tow arzystw o bardzo się zmieniło (Rada Adw. — p r z y p.

a u t.).

Nie m ożem y jakoś doczekać się ciepła, wiosna bardzo spóźniona, ale przecież i ciepło nastać wreszcie musi. Dużo pozdrowień i ser­ deczności dla Was i Kolegów.

L. Nowodworski

Na tym to w łaśnie liście wyraz „Polska“ przekreślony został przez cenzora zielonym ołówkiem, a prócz tego zaopatrzony jeszcze w znak zapytania. List doręczono mi jednak, mimo że zawierał silne i niedwu­ znaczne aluzje zarówno co do nadziei na „ciepło“, jak i co do przyczyn, dla których pierwszy list nie został mi doręczony.

Odpisałem na >ten list', ale nie otrzymałem już od Dziekana żadnej odpowiedzi.

Gdy dowiedziałem się później z nadeszłych do obozu i prawidłowo rozszyfrowanych wiadomości o śmierci dziekana Nowodworskiego, prze­ żywałem dni szczerej żałoby a wraz ze mną przebyw ający w obozie koledzy prawnicy, przede wszystkim zaś adwokaci.

W tedy zdałem sobie także sprawę z dokumentalnej wartości listów, które otrzym ałem od dziekana Nowodworskiego.

Gdy na skutek zbliżania się z zachodu — w zwycięskiej ofensy­ wie — wojsk sprzymierzonych Niemcy postanowili ewakuować nasz obóz na wschód i kazali nam przygotować się następnego dnia o świcie do wymarszu, przygotowywaliśmy przez całą noc najniezbędniejsze i n aj­ wartościowsze z posiadanych przedmiotów, aby je z sobą zabrać. Resztę pozostawiliśmy na łasce losu. Pomiędzy nielicznymi przedmiotami, jakie wziąłem ze sobą na ten marsz w nieznane, połączony z prawdopodo­ bieństw em .szybkiej naszej zagłady w huraganie ognia z powietrza i z ziemi, którym alianci pędzili przed sobą Niemców, były także i li­ sty dziekana Nowodworskiego. Dzięki temu, gdy cały pozostawiony nędzny dobytek jeniecki spłonął od zapalających pocisków, listy zacho­ wały się i zdołałem przewieźć je do domu. Myślę, że poza „Księgą

(10)

Nr 4 Z D N I K L Ę S K I I C H W A ŁY 29

Pam iątkow ą“, którą opracow uje Obecnie Rada Adwokacka w W arsza­ wie, ustalona będzie indyw idualna form a uczczenia pamięci dziekana Nowodworskiego, ponieważ jego postawa wobec okupanta jest nie tylko przykładem osobistego bohaterstw a i cierpień, lecz także symbolem ogól­ nej dla nas wartości i źródłem zawodowej dumy. Gdy form a taika zo­ stanie ustalona, będę mógł służyć Jego listami — dokum entam i wiel­ kiego patriotyzm u, wielkiej ofiarności i głębokiego rozumienia obowiąz­ ków przedstawiciela adw okatury w chwilach dla niej najtragiczniej­ szych.

Adwokaci, na równi z innym i obywatelami, ginęli na polach bitew, mordowani byli w miejscach publicznych i w ukrytych kaźniach, a prócz tego trw ali na swych posterunkach, nie zawodowo-zarobkowych, lecz społecznych, pomni swych obowiązków wobec następujących pokoleń, którym zdecydowani byli za wszelką cenę udzielić pomocy w przygoto­ w aniach do zawodu, by nie było próżni wywołanej wojną.

Musimy zdawać sobie sprawę, że tak jak potrafiliśm y, tak potrafim y i nadal składać ofiary w imię dobra ogólnego. Zdawać sobie z tego Sprawę — to ufać swym siłom. Dreszcz podziwu i dumy, który nas przebiega, gdy czytamy o walce zbrojnej podziemnych oddziałów, nie­ chaj równoważy świadomość godnej postawy w tych zm aganiach na­ szych przedstawicieli.

Błędy polityczne kierow nictw a nas nie obciążają. Zadem onstrow a­ liśm y wraz z całym narodem takie wartości moralne, które w rękach dobrego kierow nictw a przezwyciężają największe trudności.

Cytaty

Powiązane dokumenty

An ethical framework for the acceptability of such experiments is developed based on the bioethical principles for experiments with human subjects: non-maleficence, beneficence,

Corpus planning of an existing language is very different from the corpus planning of a planned language like Esperanto; and status planning of a language already in existence

Um aus einem grenzenlosen Material schöner Literatur die Objekte für die Erforschung der Kategorie des Heiligen auszuwählen, hat Ihor Nabytovycz die Max Weber’s Theorie

Oceniano stopień zaburzeń ruchów gałek ocznych, wyrażający się liczbą ruchów sko- kowych wtrąconych typu catch-up, przy czym podzielono je na ruchy dłużej

In the chapter on basic m ethods of soil structure form ation, the in fluence o f hum idity during cultivation work, soil freezing and the action of perennial

Wolno- ści (niem. Wilhelmsplatz) mogli oni podziwiać budynki ratusza i synagogi. Po dotarciu do dworca kolejowego, a następnie stacji emigracyjnej obserwowano wyjeżdżających do

nie oznacza zakazu udostępniania informacji a podmiot zobowiązany może w każdym przypadku ze względu na okoliczności danej sprawy uwzględnić żądanie wniosku

Zgłosić m ożna zastrzeżenie co' do sposobu bluźnien ia aniołom przez heretyków... le s an ges