Romano, Ruggiero
Historycy i ekonomiści wobec
problemów wzrostu
społeczno-gospodarczego
Przegląd Historyczny 57/3, 453-456
1966
Artykuł umieszczony jest w kolekcji cyfrowej bazhum.muzhp.pl,
gromadzącej zawartość polskich czasopism humanistycznych
i społecznych, tworzonej przez Muzeum Historii Polski w Warszawie
w ramach prac podejmowanych na rzecz zapewnienia otwartego,
powszechnego i trwałego dostępu do polskiego dorobku naukowego
i kulturalnego.
Artykuł został opracowany do udostępnienia w Internecie dzięki
wsparciu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach
dofinansowania działalności upowszechniającej naukę.
Historycy i ekonomiści irobec problemów wzrostu społeczno-gospodarczego *
• Nie ulega, jak sądzę, wątpliwości, i e od co najm niej dw udziestu la t podsta wowym przedm iotem refleksji historiograficznej stała się obok przeszłości także współczesność. Jednocześnie zmienił się przedmiot zainteresowań ekonomistów, których uwagę, skupioną niegdyś na fluktuacjach krótkookresowych, coraz b a r dziej przyciągają fluktuacje długofalowe.
Zbieżność tych dwóch procesów, znacznie bardziej zresztą złożona, stw arza możliwość rzeczywistej współpracy mięidzy obu dyscyplinami. Jakżeż można by zapomnieć o znacznym wkładzie wniesionym -przez historyków w badaniach nad cenami, n ad pieniądzem czy cyklam i handlowymi? Czyż trzeba n a przykład przy pom inać w kład pracy E. J. H a m i l t o n a do budowy teorii K e y n e s a ? Oczy w ista, badania historyków pragnących współpracować z ekonomistami pozosta w ały .pod przemożnym — dobrym i złym — wpływem zainteresow ań współczesnej m yśli ekonomicznej, m ającej charakter zdecydowanie kw antytatyw ny. W ten spo sób zostały opracow ane serie historyczno-statystyczne obejm ujące długie okresy, często sporządzone znakomicie, niekiedy dyskusyjne, zawsze pożyteczne. Ale w ska zać też trzeba na ich wadę ogólną: sięgając po okres najbardziej odległy, na jak i tylko pozw ala zachowana dokum entacja źródłowa, zatrzym ują się one bardzo czę sto na końcu X V III wieku. Połączenie ich w serie Ciągłe z danym i zawartym i w rocznikach statystycznych, które poczynają się ukazywać w większości krajów •w .ciągu X IX (wieku, okazuje się niezm iernie trudne, jeżeli nie w ogóle niemożliwe.
Długie serie statystyczne, konstruow ane przez historyków, posiadają znaczenie nie tylko dla ekonomistów; historycy sam i skorzystali z nich niezm iernie i to zarówno w płaszczyźnie konstrukcji historycznej, jak i metodologii badawczych. Nowa p raktyka badawcza obudziła nowy zmysł krytyczny: zrozumieliśmy, jak niebezpieczny jest brak jednorodności, jak iluzoryczne znaczenie m a proste zesta w ienie liczb pozbawione kontekstu politycznego, ,praw(nego, społecznego, gospo darczego, kulturalnego — słowem pozbawione kontekstu ludzkiego, w którym działy się zjaw iska kryjące się zjj liczbami. Wątpliwości metodologiczne, w ahania, trudności badawcze zwiększyły się do tego stopnia, że zwątpiliśm y naw et, czy rzeczywiście m ożliwe je s t uzyskanie długich ciągów historyczno-statystycznych, praw idłow o oddających konkretną rzeczywistość. Wątpliwości te należą już nie w ątpliw ie do przeszłości. Czyż można jednak badać, dla przykładu, ewolucję h an d lu pieprzem w XV і XVI w. w danym ośrodku handlowym nie biorąc pod uw a gę przem ian, k tó re w tym okresie czasu w strząsnęły nie tylko handlem pieprzem , ale w szystkim i dziedzinam i w ymiany? Nie zamierzam przedstaw iać szczegółowo tych trudności badawczych, które pozornie są w ew nątrzną spraw ą „cechu” histo ryków. Podkreślam : pozornie tylko! Analogicznie przecież rzecz się m a, gdy po rów nuje się dane o ruchu pojazdów w jakiejś w ielkiej metropolii w początku stulecia i w .chwili obecnej, nie zastanaw iając się nad tym, że przecież cała ta
• T łum aczy! z Języka fran cu sk ie g o B ro n islaw G e r e m e k . PRZEGLĄD HISTORYCZNY, Tom LVII, 19««, zesz. 3
454 R U G G I E R O R O M A N O
m etropolia zm ienila się ,w tym czasie. Liczba .radioodbiorników istniejących w d a nym k raju ? Wszak tu rów nież niezbędne je st rozróżnienie między odbiornikiem sieciowym i bateryjnym . W krajach o ograniczonym i niedostatecznym rozwoju sieci elektrycznej radiofonia .odgrywać poczyna rolę [poważniejszą dopiero z chiwilą w prow adzenia odbiorników tranzystorow ych na baterię. Znam ienne też jest, jak gw ałtow nym zm ianom (ulega p rogram radiow y w tych krajach, postaw ionych nagle przed problem em zaspokojenia potrzeb (zupełnie now ych m as radiosłuchaczy. Oto jak w ew nątrz problem u, który w ydaje się za pierwszym w ejrzeniem ja k n a jb a r dziej zw arty pod każdym .względem, tak 'Chronologicznym ja k jakościowym, p o ja w iają .się cechy n ad er szczególne, k tó re różnicują go w głąb.
Nie sądzę, praw dę mówiąc, by ekonomiści byli dostatecznie św iadom i tych trudności badawczych. M iało to zresztą zmaczenie drugorzędne, gdy uw aga ich skoncentrow ana była n a problem atyce kw antytatyw nej. W chwili obecnej jednak ekonomiści prop o n u ją historykom w spółpracę w diedzinie problem atyki n ie tylko już ilościowej, ale i jakościow ej; do dyskusji włąCzą się zapewne socjologowie: w grę wchodzi zagadnienie rozwoju.
Trudno z tego się nie cieszyć, bowiem z te j propozycji w ypływ a n ad er istotna lekcja ogólna: nie m ożna określić ścisłych kanonów w spółpracy m iędzy naszym i dyscyplinam i, ßdyi to w łaśnie wymogi tem atyki badawczej jednej z nich w ymagać
będą od drugiej odjpowiedniego ustaw ienia kierunków i hierarchii podejm ow anych problemów. Stało się niefwątpliwe, że nie możma badać naukow o problem ów rozw oju korzystając .wyłącznie z danych ilościowych: mogą one stanow ić poży teczny p u n k t .wyjścia, ale aby móc dojść do w artościow ych wniosków, należy je koniecznie pow iązać elem entam i n a tu ry jakościowej.
Rozważmy te raz kilka kw estii, które stą d w ynikają.
P rzede w szystkim ,w ypada zastanow ić się, w ja k ie j m ierze można jeszcze spo żytkow ać te m ateriały ilościowe, kftóre w Ciągu ostatnich kilku dziesiątków lat zostały nagrom adzone przez historyków . W ystarczy jeden przykład. Obok dawnej i dziś jeszcze trw ającej „m ody” na historię cen i płac, pojaw iła się także tenden c ja d o badania kosztów utrzym ania: studiow ano cenę „koszyka zakupów” (i jego zmiany jakościowe) lub ew olucję ’budżetów rodzinnych, z wielkim pożytkiem dla poznania stopy życiowej i w zajem nego przenikania się g ru p społecznych. Badania tego typu nie zostały jeszcze przeprow adzone dostatecznie głęboko i w nikliw ie d la w ystarczającej liczby regionów, ale w ypracow ano kom pleksową metodologię, k tóra pow inna .umożliwić w ykorzystanie osiągnięć historii cen, płac i pieniądza, jak też dem ografii historycznej dla .uform owania długich serii statystycznych budżetów rodzinnych.
N astępnym problem em , którym należałoby się zająć, je st spraw a źródeł o c h a rakterze jakościowym. Przede .wszystkim uznać w ypada, że naw et źródła pozor nie w yłącznie kw antytatyw m e w ym agają analizy jakościow ej. Ja k a je s t ich w a r tość? Na ile godne są one zaufania? A jeżeli należy ustalić jakieś niezbędne g r a nice, to ja:ki je st stopień k orektury, której należy dokonać dla właściwego ich rozum ienia? Доіа .historyków w tym zakresie ma znaczenie zasadnicze i je s t nie do zastąpienia. Tylko historycy mogą określić, w jakiej m ierze dadzą się w yko rzystać źródła historyczno-statystyczne, zwłaszcza d la okresu ok. 1850 — ok. 1920, ta k obfitującego ,w błędy. Tylko historycy też m ogą określić ogólne ram y, w k tó rych źródła liczibowe zachow ują ścisłość. < ,
H istorycy mogliby wnieść do analizy (badawczej rodzaj znajomości topogra ficznej ąrchiw ów , zwłaszcza zaś swój zmysł krytyczny, technikę badań źródło w ych, zdolność określenia ram zjaw isk i procesów , do których źródło się .odnosi. Jeszcze bardziej złożone p y tan ia staw ia /analiza źródeł, k tó re ju ż z istoty sw o jej odnoizą się także do aspektów jakościow ych .rozwoju. Tytułem prostego przy kładu wskazać m ożna д а badania nad w skaźnikiem rozwoju ośw iaty szkolnej
jakiegoś kraju. Oczywiste jest, że w skaźnik ten w yraża znakomicie Stan inw e sty c ji p aństw a rw ,bazę m aterialną szkolnictwa, s ta n dróg decydujący niekiedy o frekw encji szkolnej na wsi, w reszcie w aru n k i m aterialne rodziców, których dzieci zostają w yłączone z zobowiązań — i możliwości — produkcyjnych jednostki rodzinnej n a to, aby mogły iść do szkoły. Do tej p o ry ,mamy ido czynienia ке ściśle k w antytatyw nym i aspektam i problem u. Aspeikt jakościowy wchodzi jednak w grę, gdy weźmie się pod .uwagę, że dzisiejszy fnłody uczeń stanie się ju tro czytelni kiem gazet; będzie m iał określoną z-dolność kom unikow ania się nie tylko w sło wie, ale i w piśm ie; będzie, być może, technikiem , lub robotnikiem w yspecjalizo w anym , czy też nauczycielem. Bardzo trudno je st wyrazić w liczbach te n astęp stw a, ale dlatego w łaśnie h isto ry k może rzucić interesujące św iatło n a całość zjawiska. Rzec można, że tu analiza jakościowa dopiero się zaczyna. P oznanie liczby liceów przypadających n a tysiąc mieszkańców jest na pew no wysoce in te resujące, ale przekonany jestem , że znaczenie tych danych wzrosłoby, gdyby zba dać także program y nauczania liceów i obowiązujące podręczniki. Pew ne podsta wowe pojęcia, k tó re stanow iąc niem al w yłączne dziedzictwo klas panujących, narzucane byw ają z kolei całej ludności, kształtują się nie gdzie indziej niż n a ław ach szkolnych, I tu także analiza jakościow a m'üsi być dziełem historyka. K ształtow anie się świadomości narodow ej, świadomości religijnej, świadomości grupow ej opiera się, jeśli idzie o klasy panujące, w znacznej części właśnie na podręcznikach, z których członkowie tych klas korzystali w młodości. Dobrze wiemy, jak ogromny w pływ będzie to m iało n a postawy, 'jakie zajm ą członkowie klas panujących wobec problem ów społecznych, gospodarczych, politycznych sw e go k raju. T utaj w łaśnie — i tylko tu ta j — wchodzimy rzeczywiście w k o n tak t z jakościowym aspektem rozwoju. Ja k jednak przekształcić w cyfry, w „symbole”, odpowiedzi na te pytania, ta k aby ekonomiści czy isoojologowie mogli się nim i
posługiwać? , i , i i
Pożyteczne je st na pew no liczenie ilości gazet i pism , badanie miejlsca, ^akie w nich zajm uje inform acja k rajo w a i zagraniczna, sporządzanie staty sty k w ybor czych, obliczanie wpływ ów lewicy czy praw icy w m asie wyborców. Nie dojdziem y przecież jednak do istoty problem u bez rozw ażenia o ja k ą to „lewicę” i „praw icę” chodzi, bez zbadania . stopnia niezależności Opolitydznej i m aterialnej) prasy. Wszystkie te aspekty mogą zostać wydobyte, zbadane, poddane analizie tylko przez historyków , których w ykształcenie i p ra k ty k a badawcza predestynują do podjęcia tego zadania. Byłoby napraw dę niebezpieczne, gdyby nasi koledzy z p o krew nych nauk społecznych zam ykali się ,w swoistej au tark ii intelektualnej, któ rej ofiarą zresztą w pierw szym (rzęidzie padaliby sami. Jedno z tych rzeczywistych niebezpieczeństw (pojaw ia się już z całą wyrazistością w postaci pew nej tendencji do porów nań. K om paratystyce, je j blaskom i cieniom, .historycy już dawno oddali sprawiedliwość. Ale to w pokrew nych nam dyscyplinach pojaw ia się tendencja do zestaw ienia zjaw isk całkowicie nieporównywalnych, bo s tru k tu ra ln ie odm ien nych. Po cóż zestaw iać elem enty odibijające sytuacje, których porów nyw ać nie podobna? Nie .bez uczucia ostrego niepokoju spoglądają obecnie historycy n a p o czynania swych kolegów z innych dyscyplin społecznych, którzy w kraczają na te drogi komparatystytki, których jałowość w dziedzinie historii wypaidło nam już spraw dzić w prak ty ce badaw czej. W istocie rzeczy nie idzie przecież o odszuka nie zbieżności i rozbieżności rozwojowych, ja k ż e często w ręcz iluzorycznych .(któ re — co więcej — odnajduje się ,lub ,nie w zależności od dobrej w oli badacza!), ale o uchw ycenie zasadniczych rysów rozwoju, jego stałych, jego praw idłow ości w w ielkich sferach .kulturowych. Metoda porów naw cza zachowuje swe znaczenie w pewnym stadium badań, ale pod żadnym w arunkiem nie może zamienić się we w łaściw y cel badawczy.
456 R U G G I E R O R O M A N O
•Podjąłem tu k ilk a tem atów kontrow ersyjnych w swej istocie, chociaż pozor nie stanowiącyc!h pom osty w zajem nych w pływ ów różnych nauk społecznych. Sądzę jednak, że idla stw orzenia rzeczyw istych W arunków w spółdziałania trzeba możliwie ostro i otw arcie określić kontrow ersje i trudności. Je st to w arunek podstawowy, aby je d n a korporacja nie ,wygrywała przeciw drugiej, ale żeby w szystkie razem w ygrały (w tru d n ej kwalce o poznanie człowieka przez niego samego. ,