• Nie Znaleziono Wyników

I. Fizyczna budowa komet.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "I. Fizyczna budowa komet."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Jsfó. 2 4 (1462). W arszawa, dnia 12 czerwca 1910 r.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYNI.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: r o c z n ie rb . 8, k w a r ta ln ie rb . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ie rb . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia ta " i w e w s z y s tk ic h k s ię g a r ­ n ia ch w kraju i za g ra n icą .

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p r z y jm u je z e sp ra w a m i r e d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r e d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : W S P Ó L N A JSTe. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

O K O M E T A C H .

I. Fizyczna budowa komet.

W p rz e strz e n i m iędzygwiazdow ej b a r ­ dzo w olnym ru c h e m p rze s u w a się n i e ­ przeliczona ilość j a k b y obłoków, o b a r ­ dzo m a łe m s k u p ie n iu m a te ry i i bardzo slabem świetle. Te s k u p ie n ia m ate ry i, d o sta w sz y się w sferę działania słońc, tw o rz ą o d rę b n ą g ru p ę ciał n iebieskich, z w a n y c h kom etam i. Aby k o m e ta m ogła być w idziana, m u si mieć swój p u n k t przysło n eczn y w g ra n ic a c h naszego u k ł a ­ du, t. j. m usi d ostatecznie zbliżyć się do ziem i i do słońca, by pod j e g o w pływ em dość ja s n o świecić odbitem i sw ojem w łasnem św iatłem .

Odległość w iększości k o m et o b s e rw o ­ w a n y c h od słońca i ziemi, nie przenosiła odległości ziemi od słońca tj. 149 501 077 kilo m etró w . Były j e d n a k k o m ety , k t ó ­ r y c h odległość od słońca w p u nk cie przy- sło neczn ym b yła d w a do czterech ra z y w ię k sza niż odległość ziemi od słońca.

Z nane są także k om ety, k tó ry c h p u n k t p rzy s ło n e cz n y leży w e w n ątrz d rog i M er­

kurego, k tó re zbliżyły się do słońca mniej niż n a 1 000 000 km.

K om ety, w chodząc w sferę d z ia łan ia naszego słońca, w idziane są wyłącznie przez p rz y rz ą d y astronom iczne ja k o obło­

czki, a za coraz w ięk szem zbliżeniem się z a cz y n a ją zm ieniać swój k ształt. Prze- d e w sz y stk ie m zw ięk sza się szybkość r u ­ chu takiego obłoczka, p o te m siła n a tę ż e ­ nia św iatła, n a s tę p n e m zjaw iskiem j e s t w yksz tałc enie ogona, i to j e s t m om ent, kiedy w potocznem p o jęc iu m am y do czynienia j u ż z ko m etą. Od tej chwili w komecie zróżnicow ały się trz y sk ła d o ­ we je j części, t. j. ogon, głowa i jądro.

J ą d ro k o m e ty p rz e d s ta w ia się zw ykle ja k o m ała ś w ie cą c a gw iazdka, otoczona j a s n ą mgłą, część tę k o m e ty przy ją d r z e , o słabszem świetle, n a z y w a m y głową, reszta, p rz e d s ta w ia ją c a się ja k o ja s n a sm uga, n a z y w a się ogonem łub w a r k o ­ czem kom ety.

J ą d ro j e s t to najw iększe sku p ien ie m a ­ te ry i k om ety. J e d n a k nie należy go so­

bie w yobrażać, ja k o je d n o litą m asę—zło­

żone j e s t ono z bardzo luźnych f ra g m e n ­

tów m a te r y i k om etarn ej. Kom eta dążąc

do p u n k t u przysłonecznego, pod w p ły ­

wem słońca, k tó re działa na jej j ą d r o

(2)

370 W S Z E C H S W I A T M 24

rozkładająco, rozMdja sw ą głow ę i ogon kosztem m a t e r y i ją d ra . Słońce bowiem prócz siły ciążenia o b jaw ia siłę e le k t r y ­ czną, o d p y c h a ją c ą , k t ó r a p rze w y ż s z a siłę p rz y c ią g a n ia ,— i t a w ła śn ie siła o d p y c h a ­ j ą c a działa n a m a te ry ę , z k tó re j p o w s ta ­ j e ogon. Zachodzi t u coś podobnego do ż a rzenia się g azów w r u r k a c h Geissle- row skich. B e z p o śre d n im s k u tk ie m siły o d p y c h a n ia j e s t to, że w s z y s tk i e praw ie k o m e ty m a ją ogon o d w ró c o n y od słońca.

(Fig. l).

W ielkość j ą d e r b y w a b ardzo różna, p rzew ażn ie j e d n a k ś re d n ic a ich nie p rz e ­ nosi 750 km . N a jm n ie js z e ze z n a n y c h j ą ­ d er m ia ła k o m e ta z 1798 ro k u , ś re d n ic a jej j ą d r a w y n o siła t y lk o 37,5 km . J ą d ro k o m e ty z 1711 ro k u miało ś re d n ic ę 697,5 km,\ j ą d ro k o m e ty D o n a te g o z 1858 r o k u miało śre d n ic ę ró w n ą 825 km . II K o m eta z 1845 ro k u w y j ą tk o w o w ielk ie m ia ła j ą ­ dro, k tó re g o ś re d n ic a w y n o siła l l 250 k m , więc mało co m niej od ś re d n ic y ziemi (12 754 794 km ).

Co do głów ko m et, to n a jm n ie js z ą z d o ty c h c z a s o b s e rw o w a n y c h głów m iała ko m eta z 1847 rok u , ś re d n ic a je j b y ła 30 000 km . K o m e ta E n k e g o (w 1828 rok u 28/l0) m ia ła ś re d n ic ę 472 000 km . J e d n ę z n a jw ię k s z y c h głów, z o b se rw o w a n y c h kom et, m ia ła k o m e ta z 1811 r., ś re d n ic a je j w y no siła 1 9 5 0 000 km , czyli 152 ra z y w iększa od ś re d n ic y ziem i (śre d n ic a s ło ń ­ ca j e s t ty lk o 109 raz y w ię k sza od ś r e d ­ nicy ziemi).

D ług ości ogonów k o m e t są n a tu r a ln i e je s z c z e większe; ś re d n ia długość ogona

(z k o m e t w id z ia n y c h gołem okiem, bo k o m e ty telesko po w e bardzo rza d k o m ają ogony), w y no si 37 000 000 km . B y w ają j e d n a k k o m e ty m ające daleko jeszcze dłuższe ogony, j a k np. ogon k o m ety 1811 roku b y ł na 127 500 000 km długi, ogon k o m e ty z 1860 ro k u n a 150 000 000 km , a ogon k o m e ty z 1843 ro k u był na 262 500 000 km długi i sięgał aż poza or­

bitę Marsa.

W o b e c nad zw y czaj wielkich rozm iarów j ą d e r , głów i ogonów kom et, m asy ich, w p o ró w n a n iu z m asam i słońca, p lan e t a n a w e t księżyców naszego u k ła d u sło­

necznego, są w ielkościam i znikomemi.

Z pośrednich obliczeń m as k om et (bo bezpo średn ich, z po w odu niedokładnego jeszcze z b a d an ia m a te ry i k o m e ta rn e j, nie m amy), są one zaledwie bardzo drobne- mi u ła m k a m i m as niety lk o p la n e t ale n a w e t księżyców.

J e d n y m z ta k ic h f ak tó w dowodow ych była k o m e ta Lexella: przeszła ona b a r ­ dzo blisko ziemi bo n a 22 500 000 km, i g d y b y m iała m asę 1/5 000 m asy ziemi, to w e d łu g r a c h u n k ó w m u sia ła b y p r z e ­ dłużyć rok gw iazdow y o j e d n ę sekundę.

Długość r o k u nie zmieniła się n a w e t o s e tn ą część s e k u n d y , zatem m asa tej kom ety m u sia ła by ć znacznie mniejsza.

Ta s am a k o m e ta w 1767 ro k u zbliżyła się do Jow isza, w eszła w jeg o uk ład k s ię ­ życowy i zdaw ało się, że m usi u derzyć głow ą o tarc zę Jow isza. Jow isz p r z y p u ­ ścił j ą na odległość l 339 655 km , p otem zmusił j ą do zatoczenia węzła i porw ał j ą w swój układ, z okresem p o w ro tn y m 5 | roku. Gdy w 1779 ro k u 23 sierpnia zbliżyła się do Jo w isza n a jeszcze m n ie j­

szą odległość, n a d a ł jej drodze zupełnie in n y k s z ta łt i w y p c h n ą ł j ą ze swego układu, ta k , że k o m e ta ta j u ż n ig d y nie powróci.

J e szcze j e d e n ta k i c h a ra k te r y s ty c z n y dowód n a znikom ą m ałość m asy kom et, d a je k o m e ta z 1843 roku. Zbliżyła się ona n a 52 500 k m do t a r c z y s ło ńca— po­

g rąż y ła się w koronie słońca, osiągnęła

szybkość 592,5 km na s e k u n d ę i w p r z e ­

ciągu 131 m in u t zatoczyła łu k 180°, gdy

n a zatoczenie r e s z ty swojej drogi p o ­

(3)

JSfo 24 W S Z E C H Ś W I A T 371

w rotnej do słońca będzie potrzebow ała 533 lat.

Rozważm y teraz, j a k gęsto rozłożona j e s t m a t e r y a vf p o jed y ńc z y c h częściach kom ety. K om ety, p rz e b ie g a ją c przez nasz h o ryzont, m u szą przejść poprzed pe- w n e m i gw iazdam i. Otóż, ani jądro, ani głowa, ani ogon k o m ety przechodząc po­

przed gw iazdą, nie z a sła n ia je j, ani też nie p o w o d uje re frak c y i (t. j. obraz g w ia ­ zdy nie p rze su w a się pozornie), co dow o­

dzi, że s u b s ta n c y a , z k tóre j k o m e ty są złożone, j e s t n iesłyc han ie rza d k a . T ak np. Lim o g es, o bserw ow ał 23/io 1774 ro k u p rzejście j ą d r a przed g w ia z d ą 6-ej w iel­

kości, k tórej św iatło nie było ani osła­

bione, ani też nie uległo refrakcyi. W r o ­ ku 1795 W. H erschel widział wyraźnie przez ją d r o k o m ety g w iazd y 11-ej i 12-ej wielkości. N a jdo kładn iejszem badaniem było b a d a n ie Bassela, któ ry stw ierdził, żc k o m eta Halleya nietyłko nie zasłania gw iazd, ale i nie wyw ołuje refrakcyi.

M eyer w 1881 r o k u b a d a ją c tę kw esty ę, znalazł śla d y refrak c y i, z k tó ry c h obli­

czył, że g ę sto ść gazów w odległości 10 500 km od śro dka j ą d r a , była 140 r a ­ zy m n ie js z a niż gęstość p o w ietrza a tm o ­ sferycznego.

W id z im y z tego, że m a te ry a kom ety sk ła d a ć się m u si z pojed yńczy ch, daleko ro zrz u c o n y ch fra g m e n tó w o sk u pieniu sta łe m lu b ciekłem i gazów o sk u p ie n iu t a k m ałem, o ja k ie m m y w o becnych n a s z y c h w a r u n k a c h nie m a m y pojęcia.

W szczególności dotyczę to ogona, w k t ó r y m s ta n s k u p ie n ia cząstek j e s t z n a cz n ie m n ie jsz y niż w ją d rz e . Dla n a ­ b ra n ia d o k ład n e g o pojęcia, co to j e s t ogon k o m e ty , u p r z y to m n ijm y sobie, popierw- sze, że k o m e ty zw ykle rozw ija ją swe ogony w p rz e c ią g u k ilk u dni, a n a w e t kilku godzin. P o d ru g ie zw róćm y u w a g ę n a to, że sz y b k o ść r u c h u p o jed yń czy ch części ogona k o m e ty musi być w p ro ­ s ty m s to s u n k u do ich odległości od sło ń ­ ca. Jeżeli zatem ją d ro k o m ety z 1843 roku, było odległe od słońca na 52 000 km i osiągn ęło s zy bk ość 592,5 km na s e k u n ­ dę, a ogon tej k o m e ty był dłu gi na 262 500 000 km, to, aby w ty m sa m y m czasie kon iec ogona mógł zakreślić ten

sam łu k co jąd ro , m usiał mieć szybkość 1200 000 Am na sek u ndę. Szybkość ta j e s t t a k wielka, że m u sia ła rozproszyć cząsteczki ogona po całej przestrzeni.

Zatem nie należy w yo brażać sobie ogona k o m e ty ja k o coś stałego, lecz raczę] jak o s tr u m ie ń pły nący ciągle z ją d r a , i nie p o w ra c ają cy do źródła. Masa tej r o z p ra ­ szającej się m a te ry i w p rze s tw o rzu j e s t bardzo nieznaczna, mimo olbrzym ich ro z ­ miarów. Jednakże, j a k wyraził się K ep­

ler, ogon w y czerpu je kometę.

Drogi komet.

Przez długie wieki ta je m n ic ą było, po ja k ic h dro gach p o ru sz a ją się k o m e ty — szczególnie nagłego ich p o k azy w an ia się i z n ik a n ia nie mogli sobie ludzie w y t ł u ­ maczyć. I w te d y n a w e t, k ied y s y s te m słoneczny był ju ż dość do kładnie znany, drogi kom et tak w y daw ały się różne od orbit, ja k ie z a ta c za ją planety, że jeszcze Kepler sądził, że poruszają się one po linii p rostej. W rok u 1680 Dorfel, o b s e r­

w u ją c kometę, powiedział, że d ro g a je j j e s t praw dopodobnie parabolą. W k ró tc e potem N ew ton potw ierdził to zdanie r a ­ chu nk iem , o p a rty m na p raw a ch graw i- tacyi.

W iadomo, że p a ra b o la j e s t linią k r z y ­ wą n iezam k niętą, — k o m e ty więc, p rze­

chodząc po niej koło słońca, m ogły b y raz j e d e n tylko pokazać się, by pójść w bezpow rotną nieskończoność.

E d m u n d Halley, d y re k t. o b s e rw a to r y u m w Greenwich, obliczył e le m en ty wrzeko- mo parabolicznej drogi k o m ety z 1682 r.

i porów nał j e z e le m e n ta m i drogi k o m e ­ ty z 1531 r., obserw ow anej przez P. Apia- na i dru g ie j kom ety, obserw ow anej w r.

1607. P od ob ieństw o dróg t y c h trz e c h kom et i rów ne o dstępy czasu, w jak ic h się pojaw iały, n a s u n ęły mu m yśl, czy te trz y k o m e ty nie b y ły j e d n ą i t ą s a ­ mą ko m etą, k r ąż ą c ą po elipsie, z ok re ­ sem po w rotnym co 76 lat. Zrobił obli­

czenia drogi tej k o m ety takie, j a k g d y b y

jej d roga była elipsą, i r a c h u n e k w z u ­

pełności zgodził się. Halley, opierając

się na s w y m r a c h u n k u i na obliczeniach

okresów poprzednich tej k o m ety aż do

(4)

372 W S Z E C H Ś W I A T JSfó 24

11 r o k u p rz e d C h r y s tu s e m , p rze p o w ie ­ dział z ja w ie n ie się tej k o m e t y n a 1758 rok. W d zień Bożego N a r o d z e n ia 1758 r.

rze c z y w iście k o m e ta H a lle y a p o jaw iła się.

P o ja w ie n ie się k o m e ty w czasie o znaczo­

n y m przez H alley a s tw ie rd z iło praw d zi- j wość j e g o teoryi.

A by zrozum ieć n a czem p o legała tru - i dność p ozn a n ia f a k ty c z n y c h d ró g kom et, n a le ż y sobie u p rzy to m n ić , że kom eta, by m ogła b y ć widoczną, m u si do sta te cz n ie zbliżyć się do s łońca i do ziemi, czyli w id o c z n a j e s t n a b a rd z o m ały m s t o s u n ­ kowo u ł a m k u swej d rog i, a ta k i m ały k a w a łe k e lip s y (fig. 2 , a, b) bardzo n ie ­ w iele ró żn i się od części paraboli.

Po stw ie rd z e n iu d rogi eliptycznej k o ­ m e ty Halleya wzięto się do obliczań dró g in n y ch kom et, a re z u lta ty te zostały stw ie rd z o n e przez fak ty c zn e powracanie d a n y c h k o m e t w oznaczonym z gó ry cza­

sie. Dziś j e s t 18 kom et, stw ie rd z o n y ch j a k o p ow rotn e.

N azw a kom ety Czas obiegu do

koła słońca N azw a kom ety Czas obiegu do koła słońca

i . Encke 3,3 lat 10. Biela 6,7 lat

2. Tempel 5,2 „ 11. W olf 6,8 „

3. B rorsen 5,4 „ 12. Holmes 6,87 „

4. Tem pel-Sw ift 5,6 „ 13. Brooks 7,1 „

5. W innecke 5,8 „ 14. Eaye 7,3 „

6. De V ico-Sw ift 6,4 „ • 16. T uttle 13,66 „

7. Tem pel 6,5 „ 16. Pons-Brooks 71,56 „

8. F in lay 6,6 „ 17. Olbers 72,65 „

9. D 'A rrest 6,7 „ 18. H alley 76,08 „

P o za te m i o ś m n a s t u k o m e ta m i, k tó ry c h drogi e lip ty c z n e są j u ż s tw ie rd z o n e, j e s t w ię k s z a część k o m e t o b s e rw o w a n y c h , k t ó r y c h drogi m ożna p o d c ią g n ą ć pod drogę elips, m niej lub w ięcej w y d łu ż o ­ ny ch, o o k re s a c h p o w r o tn y c h , bardzo długich, bo n ie k ie d y po k ilk a ty się c y lat w y n o szących . N a jd łu ż s z y z o k resó w d o ty c h c z a s ob lic z o n y ch m a II k o m e ta z 1844 r., m ianow icie .102 050 lat.

W s z y s t k ie w ię k sze p l a n e t y s y s te m u n a sze g o słońca, m a ją sw e k o m e ty peryo- dyczne, np. Jo w isz m a ich 23, S a t u r n 9 i t, d.

Prócz d ro gi elip ty c z n e j k o m e t peryo- d y c z n y ch , obliczono, że in n e k o m ety m u ­ szą m ieć d rogi p a ra b o lic z n e i h yp e rb o - liczne. K s z ta łt d rogi k o m e t y zależy od

szy bk ości r u c h u k o m e ty w pun kcie przy- słonecznym.

Na p o w ro tn y c h k o m e ta c h można było za o bse rw o w ać i stw ie rd z ić słuszność słów Keplera, że „ko m e ta w y c z e rp u je się n a swój o g o n “. J a k o przyk ład, w eźm y k o ­ m etę Bieli, k tó re j podział d o kon ał się w oczach astronom ów .

W 1845 roku, 28 listopada, u k a z a ła się k o m eta Bieli o w yznaczonej z góry "po­

rze i w d a w n e j postaci. Zauważono wkrótce, że k o m e ta w ydłuża się z n acz­

nie, a 29 g r u d n ia tegoż r o k u s tw ie rd z o ­ no je j podział na dwie części, k tó ry c h odległość od siebie w yn o siła 255 750 km.

Obie części k o m e ty w y tw o rz y ły ją d r a ,

prze d tem zaś kom eta, j a k o j e d n a całość,

nie m ia ła ją d r a . N a tę że n ie św ia te ł obu

części wciąż się zmieniało. W 1852 rok u

(5)

jst» 24 W S Z E C H S W I A T

k o m eta Bieli znów się pokazała, ze z w ię k ­ szoną odległością obu p ojedynczych czę­

ści; odległość ta ty m razem wynosiła 2 032 500 hm. W e d łu g obliczeń, k om eta ta m u sia ła pokazać się w 1859, 1865, 1872 r o k u —ale mimo bardzo d o k ład n y c h p o sz u k iw ań kom ety nie znaleziono. W r.

1872 ziem ia znalazła się 27 listopada b a r ­ dzo blisko drogi k om ety Bieli. Po z a ­ chodzie słońca dnia tego w E uropie z a ­ chodniej rozpoczęło się wspaniałe w id o ­ wisko. Tysiące m eteorów przecinało w różn y ch k ie ru n k a c h naszę atm osferę, tak, że w idok te n spra w ia ł w rażenie o gnisteg o deszczu. Liczba m eteorów w swojem m a x im u m wynosiła 75 000 na godzinę. W idow isko to przesuw ało się zwolna ku E uropie wschodniej 1), A f r y ­ ce, Azyi i A m ery ce. W s z y s tk ie m eteo ry pozornie wychodziły z je d n e g o p u n k t u nieba, z p u n k t u położonego w pobliżu gw iazdy y k o n ste la cy i A n d ro m e d y —a to był pun k t, w k tó ry m w ty m dniu m u sie ­ libyśm y widzieć koniec ogona kom ety Bieli. Nie było więc w ątpliwości, że to są ro zsy p a n e po całej drodze cząsteczki k o m ety Bieli.

J e d e n z astronom ów , Klinkerfues, obli­

czył, że g d y b y ko m eta Bieli jeszcze i s t ­ niała, to głowa je j m u sia ła b y znajdow ać się w d y a m e tra ln ie przeciw ległym p u n k ­ cie względem y A ndrom edy , t . j . w g w ia ­ zdozbiorze C e n ta u ra w pobliżu gw iazdy o.

Pon iew aż sam tego nie mógł spraw dzić, gdyż g w ia z d a t a widoczną być m ogła na południow ej półkuli, zaw iadom ił o sw em przy pu szczen iu P o gson a w Madrasie. Pog- son znalazł we w s k a z a n y m k i e r u n k u m a łą m g lis tą k o m etę z w y ra ź n e m ją d re m .

P a k t te n został jeszcze stw ierdzony przez obliczenie dróg m eteorów , w y c h o ­ dzących z y A ndro m edy , m ete o ry te p o ­ ru s z a ją się po d ro d ze daw nej k o m ety Bieli. Że k o m eta Bieli rozsypała się po całej swej drodze, dowodzi, n a m rok r o ­ cznie po w ta rz a ją c e się prom ieniow anie z y A n dro m ed y: j e s t ono c op raw d a b ar-

!) Zjaw isko to było widoczne i w W arsza­

wie: sprzyjała mii jasn a pogoda, a trw ało kilka

godzin. (Przyp. red.).

dzo słabe, gdyż gęsto ść p a d a n ia m ete o ­ rów zależna j e s t od tego czy ziemia p r z e ­ chodzi przez węzeł drogi kom ety Bieli w znacznej odległości od d aw neg o jej ją d ra , gdzie skupienie rozsy p a n e j ko m e ­ ty j e s t największe. W ro k u 1911 w li­

stopadzie, jeżeli c h m u ry nie zasłonią n i e ­ ba, k o m e ta Bieli urządzi n a m znowu w spaniałe widowisko złotego deszczu g w ia z d—to samo powinno powtórzyć się w r o k u 1931.

Tego rodzaju fakty, w mniej w s p a n ia ­ łej formie, bo w formie ty lk o dzielenia się ją d e r, obserw owano w 1618 roku (Cysat), i w ro k u 1882 (jądro k o m ety z 1882 r. podzieliło się n a pięć części).

Pow iedzieliśm y ju ż p rzed tem , że k o ­ m eta sk łada się z d ro b n y c h fragm entó w w znacznych odległościach od siebie, za każdorazow ym obrotem dokoła słońca cząsteczki dalsze s ta le się opóźniają *), te opóźnienia są z czasem coraz większe, aż dojdzie do t a k znacznych odległości między częściami kom ety, że ko m eta przestaje istnieć j a k o o d rę b n a całość.

Możliwość katastrofy z powodu zderzenia się ziemi z kometą.

Pow yżej w spom nieliśm y, że k o m ety m ają trz y rodzaje dróg, eliptyczną, p a ­ raboliczną i hyperboliczną. To n a s u w a nam pytanie, czy wobec t a k ró żn orod ­ nych dróg, niem a możliwości zderzenia się ziemi z k om etą?

Drogi k om et p r z e c in a ją nasz układ sło­

neczny we w s z y s tk ic h m ożliw ych k ie ­ r u n k a c h i m ają swe p u n k t y przysłonecz- ne ze w s z y s tk ic h stro n słońca. Otóż z tego w ynika, że t a k a możliwość zajść może i n a w e t j u ż nieraz zachodziła.

M usim y rozpatrzyć t r z y w yp adk i m o­

żliwych zderzeń: mianowicie, zderzenie się ziemi l) z ogonem, 2) z głową, 3) z j ą d r e m kom ety.

->) Konieczność rozsypania się pojedyńczych części kom ety po jej drodze w ypływ a z prawa:

drugie potęgi okresu obiegu dw u ciał, krążących dokoła słońca, m ają się do siebie tak, ja k trze­

cie potęgi ich średnich odległości od słońca.

(6)

374 W S Z E C H S W I A T «N

q

24

Zderzenie się ziem i z ogonem k o m e ty j e s t ze w s z y s tk i c h t rz e c h w y p a d k ó w naj- m ożliw szym . P o trz e b n e do tego są n a ­ s tę p u ją c e w a ru n k i: a) p u n k t przysłone- c z n y k o m e ty m u si w y p a ś ć m ięd zy sło ń ­ cem a ziemią; b) k o m e ta m u si mieć d o ­ s ta te c z n ie d łu g i ogon; c) ziem ia i ogon ko m ety m u sz ą zn aleść się n a j e d n e j li­

nii p ro ste j; d) k ą t p o c h y le n ia ogo n a k o ­ m e ty do p ła s z c z y z n y e k lip ty k i ziem i m u ­ si b y ć mały.

Możliwości d w u p ie rw s z y c h w a r u n k ó w n ie m a p o trz e b y ro z p a try w a ć , gdyż z po­

w yż sz y c h u s tę p ó w w iem y , że one się b a r ­ dzo często s p e łn ia ją . D w a d r u g ie w a ­ r u n k i są ju ż daleko tru d n i e js z e do s p e ł­

nienia.

Ziemia, p o ru sz a ją c się po swej drodze dokoła słońca, m usi p rze jść 937 500 000 km , czyli z n a jd u je się coraz w in n y m p u n k c ie sw ej drogi, a 'j e d e n ty lk o p u n k t m a n a całej tej olbrzym iej drodze, k t ó ­ r y b y spełnił w a r u n e k trzeci, i to jeszcze nie w y s ta rc z y ło b y , g d y b y o d ch y lenie ogona k o m e ty od płasz c zy z n y d rogi zie­

mi było z b y t wielkie.

N a w e t po s p e łn ie n iu w s z y s tk ic h w a ­ ru n k ó w w yżej w y m ie n io n y c h ziem ia nie może doznać ż a d n y ch w s trz ą ś n ie ń , a tem mniej być w y r z u c o n a ze swojej drogi w j a k ą ś bezsłoneczną p rz e s trz e ń , wobec znikom ych w a r to ś c i m a s y kom et.

J e s t jeszcze j e d n a obaw a, b a rd z o czę­

sto w y ra ż a n a , choć zupełnie b e z p o d sta w ­ na, t. j. z a tru cie naszej a tm o s fe r y g a z a ­ mi k om ety.

P r z y p u ś ć m y , że z iem ia z o sta ła o g a r ­ n ię ta p rzez ogon k o m e ty i g a z y d o s ta ją się do naszej a tm o s fe ry . Otóż p r z e n ik a ­ nie się w z a je m n e g a z ó w o d b y w a się b a r­

dzo powroli i j a k r a c h u n k i w y k a z a ły , a b y m a t e r y a k o m e ty przez d y fu z y ę zupełnie j e d n o s ta jn ie rozeszła się po n aszej a t m o ­ sferze, p o t r z e b a b y było n a to k ilk u t y ­ sięcy lat. Ziem ia ty m c z a s e m z powodu w łasneg o r u c h u i r u c h u k o m e ty n a j w y ­ żej k ilk a dni ty lk o może z n a jd o w a ć się w ogonie k o m e ty , z a te m m ó g łb y pozo­

s ta ć w n a s z e j a tm o s fe rze zupełnie nie- zn a cz ą c y śla d j a k i ś t y c h gazów , k t ó r y c h obecności n a w e t s p ra w d z ić n ie b y l ib y ś ­ m y w sta n ie .

Obliczenia d ró g kom et, długości ich ogonów i węzłów ich d ró g z dro gą zie ­ mi, w y k a z a ły , że ju ż kilica razy ziemia z n a jd o w a ła się wr ogonie k om ety , co przeszło bez n a jm n ie js z y c h n a s tę p s tw dla ziemi.

P rz y to c z y m y fakty, z całą ścisłością obserw ow ane.

W ro k u 1819, 26 czerwca, ziemia p rz e ­ chodziła przez ogon k om ety, co nie po­

ciągnęło za sobą n iety lk o ż a d n y c h s z k o ­ dliwości dla ziemi i ludzi, ale n a w e t n a j ­ czulsze p r z y r z ą d y m eteorologiczne nie w y k a z a ły ani n a jlżejszy ch zaburzeń.

D ru gi ta k i f a k t jeszcze w ym ow n iejszy, z d a rz y ł się 30 czerwca 1861 r. Na p r a ­ w dopod ob ieństw o p rzejścia ziemi przez ogon k om ety, zwrócono u w a g ę w ty m ju ż czasie, k ied y k o m e ta doszła do s w e ­ go p u n k t u przysło n eczn eg o, t. j. 11 czer­

wca. U w a g a w s z y s tk ic h o b s e rw a to ry ó w

^ a s tro n o m ic z n y c h była skupiona, b y w y ­ k r y ć działanie k o m e ty na ziemię i jej a tm osferę. Przejście mogło b y ć w idzia­

ne przez w sz y stk ic h . K om eta m iała po­

s ta ć ja s n e j okrągłej plam y, otoczonej sub telnem i, ja s n e m i obłokam i; od tych obłoków rozchodziły się pod k ą te m dwie j a s n e s m u g i z b iegające się w j a s n e j pla­

mie. Ogon k o m ety szybko zm ieniał swoję postać, dwie sm u g i zw ierały się coraz bardziej.

Tak m ogła być w idziana k o m eta ty lko w tedy, g d y p a tr z ą c y s ta ł w osi jej ogo­

na. Obliczenia w y k a z a ły , że k o m e ta znaj­

dowała się pom iędzy sło ń cem a ziem ią w odległości 22 500 000 km , ogon z w ró ­ cony b y ł ku ziemi, długość je g o b y ła 24 450 000 k m , czyli ziem ia była p o g r ą ­ żona w ogonie k o m e ty na 1 950 000 km.

Zdarzenie to nie miało ż a dn y ch n a s tę p stw , ty lko do sta rc zy ło ludziom p a tr z ą c y m na nie widoku, k tó re g o pozazdrościć im można.

Zderzenie się ziemi z głow ą lub j ą ­ drem k o m e ty m a bardzo m ałe p r a w d o ­ podob ieństw o. Prócz w y m ien io n y c h dla ogona, p r z y b y w a ją tu jeszcze i inne w a ­ runki. U w zględ nić m usim y, że w ielko­

ści głów i j ą d e r k o m et są znacznie m n ie j­

sze, a prócz tego, aby k o m e ta m ogła z d e­

rzy ć się z ziemią, te dw a ciała m u sz ą

(7)

JMa 24 W S Z E C H S W I A T 375

zejść się w tej same] chwili, w p u nkcie p rzecięcia się sw y ch dróg.

Otóż, g d y weźm iem y pod u w ag ę r u c h ziemi i ru ch k om ety, i że te dwa ciała każdej chwili zm ieniają swe położenia, i że przew ażnie k o m ety m ają szyb szy r u c h od ziemi, to zajście tak ie s ta je się bardzo mało praw dopodobnem . Z r a ­ c h u n k u p ra w d o p o d o b ie ń stw a Olbersa w y ­ nika, że na 280 milionów przejść kom et, p rzez nasz u k ład słoneczny j e d e n tyłko może być p rzy p a d e k zderzenia się ziemi z głową lub j ą d r e m przechodzącej k o m e ­ ty; poniew aż średnio n a 100 lat j e s t 17 kom et, k tó re m ają swój p u n k t przysło ­ neczn y wre w n ą trz e k lip ty k i ziem skiej, więc zderzenie się może zajść raz na 1647 milionów lat. P raw d o p o d o b ień stw o o gląd a n ia takiego w y p a d k u p rzez nas j e s t zatem p raw ie żadne.

Coby się stało z ziemią, g d y b y n a s t ą ­ piło zderzenie z głową lub ją d r e m k o ­ m ety, odpowiedzieć bezpośrednim fak te m nie możemy — ale do praw dopodobnych p rzy p u sz c z eń m am y prawdo n a p o d sta w ie a na log icz n y c h w yp adk ó w .

P rz y p o m n ijm y sobie j a k lekcew ażąco obszedł się Jow isz z k o m e tą Lex ella w 1767 r., a słońce w 1843 r. (dodając, że g ę s to ś ć Jo w isza w porów naniu z g ę ­ stością ziemi j e s t j a k 0,24:1).

J ą d r o k o m ety j e s t najw iększem s k u ­ pieniem dro b n y ch ciał, z j a k ic h s k ła d a się cała kom eta, i ja k ie w postaci m e ­ teorów (t. zw. gw iazd spadających) s p a ­ d a ją n a ziemię, Otóż w a g a tak ieg o me- te o ra bardzo rz a d k o k ied y przenosi w a ­ gę g ram a . P r z y jm u ją c , że w ją d r z e są ciała choćby setk i k ilogram ów ważące, co j e s t p raw d op od o bnie bardzo rzą d k iem zjaw isk iem , to te większe f ra g m e n ty p rz e d z ie ra ją c się przez a tm o sfe rę z ie m ­ s k ą częściowo u leg ły b y sp aleniu i o z n a ­ cznie mniejszej w a d z e s p a d ły b y n a z ie ­ mie, zw yk łe zaś m ete o ry zaledwie n a s e k u n d ę z a b ły s ły b y w po w ie trz u i z g a ­ sły. Zniszczenie w ynikłe z tej k a t a s t r o ­ fy nie byłoby pow szechn em zniszczeniem ziemi, bo przyjm ując, że zderzenie n a s t ą ­ piłoby z j ą d r e m większej ja k ie jś kom ety, k tó re g o ś re d n ic a m iałab y 375 km , to i w tym p r z y p a d k u k a ta s tro fa o g a rn ę ła ­

by zaledwie p rze strz e ń 60 000 kilo m e­

trów k w a d ra to w y c h , a to j e s t p rz e s trz e ń m n ie jsz a niż k r ó le s tw a Grecyi. D odajm y, że praw dopodobnie k a ta s tr o f a d o tk n ę ła ­ by raczej pow ierzchnię w od ną niż lą d o ­ w ą — bo powierzchnia w ód j e s t znacznie większa niż lądów na kuli ziemskiej.

(Dlatego o m ete ora c h i ae rolita ch t a k mało wiemy, bo w p ad ają p rzew ażn ie w w o ­ dę). Co do tego, żeby k a ta s tro f a m iała w yw rzeć w pływ na losy całej kuli ziem ­ skiej, na je j drogę,—to o tem mowy n i e ­ ma wcale. M ieszkańcy przeciw nej pół­

kuli dowiedzieliby się ch yba z d z ie n n i­

ków o tem zdarzeniu.

Tadeusz Pannenko.

J. L O E B.

Z N A C Z E N I E T R O P I Z M Ó W DLA P S Y C H O L O G I I ,

I.

A naliza n a u k o w a z ja w isk p sy c h ic z n y ch musi s ta r a ć się sp row adzać je do p r a w fizyczno - chem icznych. W ielu tw ie rd z ić będzie, że najdo sk o n a lsz a n a w e t an aliza tego rodzaju, j e d n a k nie zdoła w y ś w ie ­ tlić samej isto ty zja w isk psy chiczny ch.

W obec tego, że tym czasow o bardzo d a ­ lecy j e s t e ś m y od doskonałości a nalizy fizyko-chemicznej z ja w isk p s y ch iczn ych, niem a ra c y i spie ra ć się, j a k dalece o sią­

gniecie takieg o celu zaspokoiłoby naszę żądzę n a u ko w e go zro zu m ienia faktów.

Zgoda je d n a k ż e p ow innab y być pow szech­

n a w dw u punktach : 1 ) że pow inniśm y uw zględniać, resp ective k o n ty n u o w a ć analizę fizyko-chemiczną zjaw isk p s y c h i­

cznych; 2 ) że po w inniśm y się w te m za­

daniu kierow ać tak iem iż sam e m i z a s a d a ­ mi bad a ń , j a k to czy n im y w analizie fi- zyczno-chem icznej daleko pro stszy ch z ja ­ wisk ś w ia ta nieorganizow anego.

P rzed 22 laty powziąłem przekonanie, że t. zw. wola z w ie rz ą t niższych j e s t z ja ­ w iskiem tropizm ów dobrze w nauce z n a­

ny ch, głównie na zasadzie b a d a ń Sachsa.

(8)

376 W S Z E C H S W I A T JSTs 24 W s z e re g u ro z p ra w , z k tó ry c h p i e r w ­

sze u k a z ały się w r. 1888 ł) s ta r a łe m się to uz a sa d n ić. Obecnie chcę d a ć k r ó tk ą s y n te z ę g łó w n y c h f a k tó w i o d eprzeć n i e ­ k tó re z a rz u ty , czy n ione m oim poglądom p rzez zoologów i p sy chologów .

Celem m oich w y w o d ó w j e s t p r z y g o to ­ w ać g r u n t z a s to s o w a n ia p r a w a o od d zia­

ły w a n iu n a siebie m a s (a tak ż e in n y c h p r a w fizyki i chem ii) w sferze zjaw isk, b ę d ą cy c h d o tą d w p sy c h o lo g ii w y łącznie p rze d m io te m s p e k u la c y j u m y sło w y c h .

C z y ta n ie r o zp ra w m eta fiz yk ó w o woli pobudziło m nie do d o św ia d cz a ln e g o b a ­ d ania j e j p rzejaw ów . P o g lą d y M unka na korę p ółkul m ó zg o w y c h w y d a w a ły mi się jeszcze za czasów w c z e s n y c h m oich s tu d y ó w s tu d e n c k ic h p u n k t e m w y jś c ia dla m oich celów. W e d ł u g M u n k a k ażd y obraz p a m ię cio w y psa j e s t z lo k a liz ow a n y w o d ręb n e j kom órce lub g r u p ie k o m ó ­ r e k i poszczególne o b ra z y d a j ą się d ro g ą dośw ia d cz a ln ą d ow olnie elim inować. P i ę ­ cioletnie b a d a n ia o p e ra c y jn e n a d s k u t k a ­ m i w y łu s z c z a n ia w k o rz e m ózgow ej do­

wiodły mi bezsp rzecznie, że M unk był ofiarą p o m y łk i, że s e k c y e w mózgu m o­

gły dać je d y n i e w y n ik i an a to m ic z n e , w y ­ k a z u ją c p o łąc z e n ia n e rw o w e w s y s te m ie c e n tr a ln y c h o ś ro d k ó w n e rw o w y c h , lecz nie p rzy c z y n iły się b y n a jm n ie j do w y j a ­ ś n ie n ia d y n a m i k i p ro ce só w m ózgow ych.

Daleko s łu s z n ie js z ą w y d a ła mi się d r o ­ g a psychologii poró w n aw czej z w ie rz ą t niższych, k tó ry c h pa m ię ć m ało lub wcale nie j e s t ro zw in ię ta . S ądziłem , że u d a się k ied y ś pozornie n i e r e g u la r n e r u c h y z w ie ­ r z ą t p o d c ią g n ą ć pod p r a w a ogólne z r ó ­ w n ą ścisłością, j a k się to s ta ło z r u c h a ­ mi planet; że, w y ra ż e n ie „wola z w i e r z ą t 1' j e s t p rzy z n a n ie m się do n iezn ajo m o ści sił, o k r e ś la ją c y c h pozornie s a m o rz u tn e r u c h y z w ie rz ą t ró w n ie n ie u b ła g a n ie , j a k siła ciążenia o k re ś la r u c h y plan et. Gdy- | b y człowiek p ie r w o tn y m ógł b e z p o śre d ­ nio z a o b se rw o w a ć b ie g p la n e t i z a s t a n o ­ wił się nad te m z jaw iskiem , b y łb y nape- wno p r z e k o n a n y , że w ola p r z y n a g l a pla-

J) Loeb. Sitzungsbericlite d. W urzburger P h y sik . Med. Gesellsch. 1888.

n e ty do zd ążan ia po o k reślon y c h s z la ­ kach. T a k samo dzieje się z p r zy g o d ­ n y m o b se rw ato rem ru ch ó w zw ierząt, k tó ­ r y p rz y p is u je ich k ie r u n e k przejaw om

„woli“.

Prz y ro d n ic ze rozw iązanie z a g ad n ie n ia woli polega n a w skazaniu sił, któ re n a ­ k a z u ją zw ierzęciu r u c h y w j e d n y m w y ­ łącznie k ie r u n k u i n a w s k a z a n iu praw tem i siłam i rządzących. Rozwiązanie d o ­ św iadczalne p olegałoby n a tem , ażeby udało się pod w pływ em sił z z e w n ą trz dz ia łają c ych zm usić dowolną ilość osob­

ników daneg o g a tu n k u zw ierzęcego do zdążania z a p o m o c ą n a r z ą d ó w r u c h u w o k r e ­ ślon ym k ie r u n k u i do określonego celu.

Tylko w te d y zdobędziemy praw o t w i e r ­ dzenia, że z n a m y siłę, k tó rą p rofan n a ­ z y w a wolą zwierzęcia. J e ś li tylko część b a d a n y ch osobników z m ie rz a ła b y w po­

ż ą d a n y m k ie ru n k u , to nasz cel n a u k o w y nie zo sta łb y osiągnięty.

Należy zaznaczyć jeszcze je d e n p u n k t kw e sty i. Gdy żyjący w ró bel pofrunie z d a c h u k u leżącem u n a drodze ziarnu, m ów im y o akcie woli; g d y m a r tw y w r ó ­ bel potoczy się z d a c h u n a ziarno, nie n a z y w a m y tego a k te m woli. W drugim razie z w ra c a m y u w a g ę w y łącznie na siły fizyczne, w p ierw s z y m — prócz n ic h —na rea k c y e chem iczne, ja k i e się d o kon ały w n a rz ą d a c h zmysłów, n e rw a ch , m ię ś ­ n iac h zw ierzęcia. A z a te m w p s y c h o lo ­ gii woli u w z g lę d n ia m y te ty lko procesy, w k tó ry c h n a s tą p ił w y m ieniony kom pleks, to j e s t g d y n a stą p iło przem ieszczenie się przez użycie na rz ą dó w ru ch u .

II.

D ośw iadczenia, czynione n a m szy cach s k rz y d la ty c h , posłużą n a m za w s tę p do opisu m eto d y w y w o ły w a n ia oznaczonych ruch ów . P rz y n o siłe m do pokoju w do­

n iczk ach h o d o w a n e krzaki róży lub po-

pielca, silnie zarażone m sz y c a m i i s t a ­

w iałem j e przed z a m k n ię te m oknem. Gdy

rośliny uschły, pozbawione s k rz y d e ł m s z y ­

ce z a m ie n ia ły się w s k rz y d la te i leciały

k u oknu, aby piąć się w górę. po szybacli

okien n y c h . Można j e było w te d y z ł a ­

tw o ścią ze b ra ć w większej ilości do p r o ­

(9)

M 24 WSZECHSWIAT

bówki, d o ty k a ją c zlekka jed n e g o osobni­

k a po dru g im , np. skalpelem. Można było w te n sposób o trz y m ać w k ró tk im p rzeciąg u czasu 50 do 100 okazów, po­

trz e b n y ch do doświadczeń. U staw iałem j e d n o ty lk o źródło św ia tła sztucznego, bacząc n a to, a b y było d ostateczn ie sil­

ne. W s z y s tk ie nieuszkodzone osobniki zw ra ca ły głow y w oznaczonym k ie r u n k u k u św ia tłu i p osuw a ły się ku niem u po linii o tyle pro stej, o ile na to pozwalały n ie z b y t u d o sk ona lon e n a rz ą d y ruchow e.

Je śli p ozostaw iałem j e w probówce, po­

su w a ły się w k i e r u n k u światła, dopóki pozw alały na to śc ia ny więzienia; z w a rte w ścisłą m asę długo w tem położeniu po zostaw ały . Je śli prze su w a łe m p robów ­ kę o 180°, zw ierzęta kierow ały się po­

now nie prostolin ijnie do św iatła, dopóki śc ia n k i sz k la n e ich nie p o w strz y m a ły ’).

Na zw ie rz ę ta c h ty c h m ożna dowieść, że k ie r u n e k ich poruszeń tak ściśle ozna­

czony j e s t przez źródło światła, j a k k i e ­ r u n e k r u c h u p la n e t przez siłę ciążenia.

D w a są czynniki, k tó re o k reśla ją p rz y ­ m usow e p o ru sz e n ia mszyc w d a n y c h wa­

ru n k a c h : 1) s y m e try c z n a budow a ty c h zw ierząt; 2) działanie fotochem iczne św ia ­ tła. R o z p a trz y m y k ażd y z ty c h c zynni­

ków poszczególnie. Co dotyczę d r u g ie ­ go, wiadomo, że znaczna ilość przem ian c h e m iczny ch w ciałach organicznych, zw łaszcza proces u tle n ia n ia zostaje p r z y ­ śpieszony przez działanie św ia tła 2). Bo­

g a ty m a te r y a l dośw iadczalny tej młodej stosu nkow o gałęzi .chemii fizycznej po­

zw ala n a m przypuszczać, że o d działy w a­

nie kierow nicze ś w ia tła na r u c h y zw ie­

r z ą t i roślin sprow a d za się do zm ian' w szy bkości pew n y c h o k reślonych reak- cyj c h em iczn ych , zachodzących w ko ­ m ó rk a c h s ia tk ó w k i czy też inny ch m ie j­

!) Loeb. „Der Heliotropism us cl. Tiere und.

seine ITebereinstimmrmg m it dem H eliotropi- smus d. Pflanzon. W urzburg, 1890.

2) L uther. „Die Aufgaben d. Photochem ie, Lipsk, 1905. C. Neuberg. Biochem. Z eitschrift, t. 18, str. 305, 1908. Loeb. „Vorlesungen ueber die D ynam ik der Lebenserschehm ngen, Lipsk, 1906.

A także rozpraw y Ci&miciana i W. Ostwalda, Bioehem isches Zeitschrift, 1907.

377

scach organ izm u w ra ż liw y c h na światło, w e d łu g praw, k tó re częstokroć nie są jesz c ze dobrze zbadane.

P ierw szym czynnikiem j e s t s y m e try c z ­ na budow a zwierzęcia. W y r a ż a się ona, biorąc z g ru b a anatomicznie, tem , że p r a ­ w a i lewa połowa ciała są w zględ em s ie ­ bie sym e try c z ne . W e d łu g m nie j e d n a k s y m e t r y a j e s t nietylko anatom iczna, ale i chemiczna; rozum iem przez to, że s y ­ m etry czne p u n k t y w organizm ie są id e n ­ tyczne pod względem ch em icznym i u le ­ g a ją tej samej p rzem ianie m ateryi, n ie ­ s y m e try c z n e zaś p r ze d staw ia ją różnice jak o śc io w e lub ilościowe w prze m ia nie m ateryi. Aby to uwidocznić, w y sta rc z y wskazać, że obie sia tk ó w k i s y m e try c z n e

! względem siebie w yk a z ują tę sarnę p r z e ­ m ianę m ateryi, różnią się zaś w tym w zględzie od n ie s y m e try c z n y c h w zglę­

dem nich części skóry. Lecz poszcze­

gólne p u n k t y s ia tk ó w k i różnią się lub nie różnią chemicznie m iędzy sobą z a ­ leżnie od tego, czy są s y m e try c z n e lub nie. W y k a z u j ą to s p o strz eż e n ia nad r ó ­ żną wrażliw ością n a b a rw y dołeczka środkow ego i obwodowych części s ia t ­ kówki. Jeśli na dwie sia tk ó w k i p a d a n ie je d n a k o w a ilość św ia tła , r e a k c y e c h e ­ miczne np. u tle n ia n ia szybsze są w tej, k tó ra o trz y m u je św ia tła więcej. Sto su je się to rów nież do i n n y c h p a rz y s ty c h i sy­

m e try cz n y c h p u n k tó w pow ierzchni ciała, w rażliwych n a światło. U wielu zwie­

r zą t p u n k ty tak ie znaleziono niezależnie od oczu, np. P a r k e r i j a znaleźliśm y je u P lanaryi.

P rzyspieszenie r e a k c y j c h e m iczny ch w siatkówce, powoduje silniejsze zm iany chemiczne w odpow iadającym je j nerw ie o ptycznym . S. S. Maxwell o raz1 C. D.

Sn y d e r niezależnie j e d e n od drugiego w ykazali, że przenoszeniu się po drażn ie­

nia po n e rw ie odpowiada w spó łczynn ik te m p e ra tu ry , którego wielkość j e s t c h a ­ r a k t e r y s t y c z n a dla rea k c y j chem iczny ch.

Możemy s tą d wnioskować, że nierów ne

ośw ietlenia dw u s ia tk ó w e k w yw ołuje n i e ­

je d n o s t a jn e zmiany chem iczne w n e r ­

wach ocznych. N ie je d n o s ta jn o ś ć ta p r z e ­

nosi się z nerw ów czuciow ych n a r u c h o ­

we, a dalej na odpow iednie mięśnie.

(10)

378 W S Z E C H S W I A T JMa 24

A więc, w razie je d n a k o w e g o o ś w ie tle ­ n ia d w u s ia tk ó w e k z a c h o d z ą w s y m e ­ t r y c z n y c h g r u p a c h m ię ś n io w y c h obu po łów ciała je d n a k o w e r e a k c y e chem iczne, a przez to i je d n a k o w e s k u rc z e mięśni;

w razie n ie je d n a k o w o sz y b k ic h r ea k c y j w d w u p o ło w ach ciała m ięśnie je d n e j z n ich d ziałają e n e rg icz n ie j niż d ru g ie j.

W y n ik i e m tej n ieró w n e j d ziałalności s y ­ m e t r y c z n y c h m ięśn i p ra w e j i lew ej po­

ło w y ciała j e s t z m ia n a k i e r u n k u ru ch ó w zwierzęcia.

Z m ia n a ta może b y ć dw ojaka: z w ierzę z w r a c a głow ę ku ś w i a tł u i samo w t y m ­ że k i e r u n k u się porusza, lub też o d w r a ­ ca głow ę od ś w ia tła i p oru sza się we w rę c z p r z e c iw n y m k ie r u n k u . Aby w y ­ kazać, że w y b ó r j e d n e j z ty ch m ożliwo­

ści za le ż n y j e s t wyłącznie od flzyczno- c h e m ic z n y c h d an y c h , m u s ie lib y ś m y pod­

dać d y s k u s y i c a ły s z ere g działów z fi- zyologii c e n tr a ln y c h o śro d k ó w u k ła d u nerwrowego. W y s ta r c z y , g d y p rzy p o m n i­

my n a te m m iejscu , że: 1) b u d o w a ty c h o środków j e s t c złonow ana, a człony gło­

wy o k re ś la ją w zasa d z ie s to s u n e k i n n y c h członów oraz ich p r z y d a tk ó w !); 2) że ch e m icz n e p ro ce sy w j a k i e m k o l w i e k ś ro ­ d o w isk u m o g ą w y w o ła ć z aró w n o s p o tę ­ g o w a n ie n a p ię c ia d a n y c h g r u p m ię ś n io ­ w ych, j a k o też, w obec o d m ie n n y c h w a ­ ru n k ó w , s k u te k wręcz p rze c iw n y .

J e śli s k r z y d l a te m szyce o ś w ie tla m y z b o k u i j e d n e m ty lk o źró dłem św ia tła , to z pośród m ięśni g ło w y i tu ło w ia te są bardziej czynn e, k tó ro są zw rócone do ś w i a tł a 2) i n a s tę p u j e r u c h w k i e r u n ­ ku teg o o s ta tn ie g o . Ale sk o ro to n a s t ą ­ pi, ś w ia tło pada j e d n o s t a j n i e n a obie s ia tk ó w k i i m ię śn ie d z ia ła ją je d n a k o w o

*)' Loeb. Comoarativo P h y sio lo g y of the B rain and Com parative P sychology. N ow y York i Londyn, 1900.

3) Jeśli zwierzę znajduje się w rów nej odle­

głości od dw u jed n ak o w o in te n sy w n y ch źródeł św iatła, porusza się prostopadle do linii, łączącej św iatła, gdyż oczy jednakow o ulegają w pływ om św ietlnym . J a k słusznie zaznacza Bohn, au to ­ m atyczny heliótropizm zw ierzęcia różni się w tym przypadku od ruchów człowieka, nie uw arunkow anych reak cy ą heliotropiczną.

z obu stro n ciała. Zwierzę zostało skie­

r o w a n e k u św ia tłu auto m a ty c z nie . Wolą zwierzęcia j e s t p o prostu w pływ św iatła, podobnie j a k wolą spadają ce g o k a m ie n ia lub k rąż ą c y c h p la n e t j e s t siła ciążenia.

Różnica w d w u ty c h w y p a d k a c h spro­

w adza się do tego, że działanie siły c ią ­ żenia j e s t bezpośrednie, działanie zaś ś w ia tła na m szyce pośrednie, g d yż p rze­

ja w i a się n asam p rzó d w p rzyspieszeniu rea k c y j chem icznych, a w tó rn ie dopiero w ru chu .

N azw iem y z w ie rz ę ta m i dodatnio helio- tro picznem i te, k tó re z w ra ca ją głowę lub p r ze d n ią podczas r u c h u część ciała k u św ia tłu , zaś odjem nie heliotropicznem i te, k tó re o d w ra c ają się od św iatła. Mszy­

ce służą w ty m w zględzie za wzór. Też s am e p r z e ja w y h eliotropizm u d o da tn ie g o w y k a z a ć m ożna z ró w n ą ścisłością u wie­

lu zw ie rz ą t zarów no bezkręgo w ych, j a k k r ę g o w y c h , np. u m łodych ryb. Oczy­

wiście nie możemy w d aw ać się w w y ­ szczególnianie w s z y s tk ic h przyp adk ów . C z y te ln ik in te r e s u ją c y się bliżej t ą s p r a ­ w ą zn ajdzie obfitą l it e r a tu r ę 1).

III.

S k r z y d la te m szyce m o g ą dlate g o s łu ­ żyć za wzór, że u r z e c z y w is tn ia ją pow y­

żej w y r a ż o n y postulat: w s z y s tk ie bez w y j ą tk u osobniki w ę d r u ją ku św iatłu . M etodologicznym p o s tu la te m poglądu me- c h a n isty cz n e g o n a p rzy ro d ę je s t p o t w i e r ­ dzenie się dan eg o p r a w a bez w y ją tk ó w , lub też do s ta te cz n e u z a sa d n ien ie przy­

czynow e każdego w y ją tk u . Ale, j a k n a ­ leżało oczekiwać, nie w sz y s tk ie s tw o rz e ­ nia żyjące o k azały się je d n a k o w o p o d a t­

ne do dośw iadczeń heliotropicznych. Nie­

k tó re zw ie rz ę ta nie w y k a z u ją zupełnie heliotropizm u, n ie k tó r e — w s ła b y m sto ­ pniu, inne w reszcie są bardzo w y raźnie heliotropiczne, np. mszyce. W obec tego dla s k u te c z n o ści dalszych bad ań nad m e­

c h a n iz m e m woli zrodziło się zadanie, aby z w ie rz ę ta oporne u czynić sztucznie he-

*) Heliotropizm je s t niezw ykle rozpowszech­

niony u larw m orskich zw ierząt i owadów, zda­

rza się rów nież u dojrzałych zw ierząt.

(11)

No 24 W SZECHSW IAT 379

liotropicznem i. Podobne doświadczenia rz u c a ją nowe św iatło na m echanizm a k ­ tów woli.

Gdy zapomocą sia tki planktonow ej w y ­ ła w ia m y w południe lub po południu z k ałuży słodkow odnej czy m orskiej małe skorupiaki i p rzy n o sim y do ak w a ry u m , ośw ietlonego z jed nej tylko stro n y , zwie­

r z ę ta zazwyczaj bezładnie się poruszają i bezładnie ro zm ieszczają w naczyniu.

Naogół nie d b a ją o światło. Gdy d o d a ­ m y j e d n a k trochę kw asu, najlepiej w ę­

glowego, k tó ry z łatw o śc ią p rzenika do k o m ó re k — np. do k a ż d y ch 50 cms wody słodkiej d olew am y powoli wodę, z aw iera­

j ą c ą k ilk a cm3 bezwodnika węglowego, n a ty c h m ia s t s k o ru p ia k i s t a j ą się d o d a t­

nio heliotropiczne, poruszają się p r o s to ­ linijnie, o ile tylko n ie w y k s z ta łc o n a u m ie ­ j ę tn o ś ć p ły w a n ia n a to pozwala, i s k u ­ p iają się w zw a rte j masie po oświetlonej s tro n ie naczynia. Jeśli obrócimy n a c z y ­ nie o 180°, w sz y stkie osobniki przenoszą się ponow nie p rostolinijnie k u św iatłu.

Alkohole w z bud z a ją heliotropizm podob­

nie j a k k w a s y , lecz w daleko słab szym stopniu. Z w ierzęta obojętne na światło s ta j ą się jeg o niew olnikam i pod w p ły ­ w e m b e z w o d n ik a w ęglow ego J).

P rz y p u śc ić możemy, że k w a s działa tu j a k o s u b s ta n c y a uczulająca. I t u pod w p ły w e m ś w iatła, podobnie j a k u mszyc, o d b y w a ją się re a k c y e chem iczne (np.

utlenianie), na pow ierzchni ciała, zw łasz­

cza n a po w ierzchni oka. Ilość su b s ta n - cyi fotochem icznej, k tó ra uległa p rze m ia ­ nie, była u s k o ru p ia k ó w stosunkow o m a ­ ła; skoro zwierzę ośw ietlaliśm y z jed nej s tro n y , różnica w p rzem ianie m a te ry i po obu s tr o n a c h ciała nie w y sta rc z a ła , a b y w y w o ła ć t a k ą nierów ność w napięciu m ięśni, j a k a zm u sz a zwierzę do zw róce­

nia się k u św ia tłu . K w as działać tu mo­

że j a k o k a ta liz a to r, tak, j a k np. w p r z y ­ p a d k u k a ta liz y estrów. W e d łu g Stie- glitza działanie kw asu og ran ic za się do p o w ię k s z e n ia m asy, u legającej p rze m ia ­ nie. A b y nasze m yśli u g ru n to w a ć , przyj-

r) Loeb. Pfliiger s Archiv, tom U 5, str. 564, 1906.

mierny i my tym czasow o założenie, że kw as w zbudza heliotropizm d odatni przez powiększenie m a s y s u b s ta n c y i czułej na światło. Oto ta s am a ilość światła, k tó ­ r a poprzednio nie wzbudzała heliotropi- zmu, te ra z osiągałab y p o żąd an y sku te k .

U n ie k tó r y c h zwierząt, np. rozwielitki, i n iektórych m orskich W idłonogów obni­

żenie t e m p e r a t u r y pobudza ten d ency ę do heliotropizm u dodatniego. To też, gdy dodanie k w a s u nie w ystarcza, p om agam y sobie jed nocześn ie dla w z b u dzenia helio­

tropizmu obniżeniem t e m p e ra tu ry . Z p u n ­ k t u w idzenia fizyczno - chem icznego m u ­ sim y i w ty m razie przypuścić, że w cie­

m ności w zwykłej te m p e ra tu rz e s u b s ta n ­ cya fotochem iczna t a k szybko się ro zk ła ­ da, że czy nn a je j ilość nie j e s t w y s t a r ­ czającą, a b y w yw ołać heliotropizm. Gdy obniżam y te m p e ra tu rę , szybkość ro z k ła ­ du s u b s ta n c y i silniej osłabiamy, niż s z y b ­ kość je j pow staw an ia.

W ob ec og raniczonych rozm iarów n i ­ niejszego a r t y k u ł u na ty c h w yw odach m u sim y poprzestać, aby dać pojęcie j a k należy u g ru p o w a ć f a k ty w tej dziedzinie przez n a s badanej z p u n k tu w idzenia chemii fizycznej.

Tłum. E. S.

(C. d nast.).

Z Ż Y C I A S K O R K Ó W ( F O R F I C U L I D A E ) .

Skorki, powszechnie zwane szczypaw- lcami, w y s tę p u ją zazwyczaj, a szczególnie późnem latem i jesie n ią , w wielkich g r o ­ madach. Można czasem znaleść po kil­

kad z ie sią t ty c h zwierząt, skup io nych r a ­ zem pod kam ieniem , albo k o rą drzewa.

W takiej grom adzie daje się zau w ażyć ju ż na p ie rw s z y r z u t oka, że osobniki różnią się między sobą wielkością, a g łó­

wnie uzbro jeniem : ro zm iaram i i k s z ta ł­

tem szczypców na odwłoku. Gdy sam cy

m ają zazw yczaj szczypce długie, zg ięte

i wyrzeźbione w zęby, u sam ic są one

proste i krótsze. T a różnica w budow ie

szczypców — o rg an u głównie obronnego

(12)

380 W S Z E C H S W I A T No 24

i n a p a stn ic z e g o , j e s t tu w zw iązk u z po ­ działem pracy, j a k i w ty c h społeczeń­

s tw a c h zachodzi; do w y tw o rz e n ia się t e ­ go podziału p ra c y p rzy c z y n ia się jeszcze t e n m o m e n t, że w ro ju ilość samic j e s t zawsze znacznie m n iejsza od ilości s a m ­ ców. W rez u lta c ie sa m c o m p rzy p a d a w udziale rola o b r o n n a i n a pastn icza;

one też z d o b y w a ją pożywienie; samice rzadko kied y u c z e s tn ic z ą w w a lk a ch , p rzy p u s z c z a n e są j e d n a k do w spólnego stołu.

C ie k a w e dane, d o ty cz ą c e biologii For- flcula, a głów nie z n a cz e n ia i u ż y te c z n o ­ ści szczypców pod a je V erhoeff wr swej ro zp ra w ie „U b e r D e r m a p te r e n . 6 A u f s a tz “ (Biol. C e n tra lb l. JSI° 18 i 19— !909).

J e d n ą z u lu b io n y c h p o tra w s k ork ó w są p a ją k i. Verhoeft u m ie śc ił ra z e m je d n e g o s a m c a s k o rk a i d u ż ą sam icę p a ją k a Epe- ita . P a j ą k był zn acznie od s k o r k a w ię k ­ szy i dłuższy. S k o re k począł zbliżać się do p a ją k a tyłem , z od w łokiem skorpio- n o w a to z a g ię ty m do g ó r y i szczypcam i ro z w a rte m i. Po godzinie E p e i r a b yła z a ­ bita i j e d n a je j n o g a ju ż po żarta. I n n y m razem V erho eff u m ie śc ił śród g r o m a d y s k o rk ó w rów nież p a ją k a E p e ira . Do boju z o s ta tn im w y s tą p ili saracy, k tó rz y z a ­ częli a ta k o w a ć ofiarę s w ą u d e rz e n ia m i odwłoków. W k r ó tc e p a ją k o trz y m a ł r a n ę od szczypców i p a d ł om dlały. N a t y c h ­ m ia st c ała g r o m a d a sk o rk ó w , w raz z s a ­ m icam i rzu c iła się n a p a ją k a , k tó ry w k r ó tk i m czasie został p o ż a rty . P o d ­ czas p o sila n ia się, sz cz y p a w k i u s ta w iły się d o k o ła zdobyczy z p o d n ies io n e m i w górę o dw łokam i, tw o r z ą c w ta k i spo­

sób ze s w y c h szczypców z w a r ty p i e r ­ ścień o bro nny . S k o r k i ż y w ią się rów n ież g ą s ie n ic a m i m otyli; u m ie ją n a w e t dać sobie r a d ę z g ą sie n ica m i, ż y ją c e m i g r o ­ m adnie, w op rzędach: m ożn a czasami znaleść o przęd ta k i pu sty , a w e w n ą tr z niego k ilk a sk o rk ó w . Często m ożna s k o r ­ ki w idzieć n a ro ślin a c h b a ld a s z k o w a ty c b ; Verhoeff trz y m a ł cały ty d z ie ń zwierzę z z ia rn am i tej r o ślin y — okazało się, że wcale ich nie jad ło; s k o rk i o b s ia d a ją b al- daszki j e d y n i e w celu po lo w an ia n a m szyce, p a ją k i i g ą sie n ice ż y ją c e n a nich.

Jeszcze żarłoczniej szy niż nasze Fo r-

ficula a u ric u la ria j e s t in n y skorek, ż y ­ j ą c y n a d b rze g a m i rzek i mórz, Labidu- ra riparia; posiada on siln iejsze szczypce i daleko żarłoczniej i zręczniej rzu c a się n a w sz e lk ą z d ob ycz—odwłok je g o zawsze j e s t u niesion y w górę i um ie on nim n ie ­ ty lk o zadaw ać rany, ale też w y ciskać sok z z a b ity c h zw ierząt. V erhoeff zbliżał do s k o rk a tego gąsienicę zaw ieszoną n a n i t ­ ce: L a b id u r a c h w y c ił w p o w ie trz u zdo­

bycz i p r z y c ią g n ą ł j ą k u sobie.

Szczypce s k o rk ó w służą im tak ż e do s ta c z a n ia walk między sobą. W a lk i te m ożna o b se rw o w a ć pod jesie ń , g d y roje się ro zp ra sza ją, część ginie z zim na i deszczu, sam ice zak op ują się w ziemię, a pozostałe s a m c y z a c z y n a ją t a k za ża r­

cie w alczyć ze sobą, że w y trze b iają się n aw zajem . V erho etf umieścił w k o ńc u p a ź dzie rn ika 34 sam ców, bez samic, we w spólnem naczyniu; przez ciąg zim y k a r ­ mił ich ch leb em i g ru sz k a m i i pomimo to s a m c y ta k w alczyły ze sobą, że 4 lu­

tego było ich ty lk o cztery.

Oprócz w y m ieniony ch celów, szczypce sp e łn ia ją pewną, choć n ieznaczną c z y n ­ ność podczas kopulacyi; sam icom służą rów n ież do w y g rz e b y w a n ia j a m e k , w k t ó ­ re s k ła d a n e z o s ta ją ja jk a .

V erhoeff o d rzuca n a to m ia s t stanowczo d o tychczasow e ro zpow szechnione m n ie ­ m anie o u ż y teczn ości szczypców w s p r a ­ wie f ru w a n ia szczypaw ek. Pom im o licz­

n y c h dośw iadczeń, nie udało mu się n i ­ g dy z ao bserw o w ać, ażeb y sk o rk i la ta ły (z w y j ą tk i e m je d y n e g o g a t. L abia m i ­ no r.)—naodw ró t, b a d an ia sk rz y d e ł w y k a ­ zały, że u w iększości są to o rgany zani­

kowe, do f ru w a n ia nie p rzydatne; n ig d y również nie widział, ażeb y Forficula s t a ­ rały się szczypcam i r o zprosto w y w ać s k r z y ­ dła. O rg a n y te m a ją dla n ich in ne z n a ­ czenie: z a w ie ra ją one pod sobą znaczn ą ilość po w ietrza; g d y s k o re k w padnie do w ody — a z darza się to t y m zw ierzętom często, gd yż zazwyczaj ż y ją n a d b r z e ­ giem r z e k —p ę c h erz y k p o w ie tr z n y zap o­

b iega utonięciu i unosi ow ada n a p o ­ w ie rz c h n i wody.

H. Raabe.

(13)

M 24 W S Z E C H S W I A T 381

W Y D A R Z E N I A N I E B I E S K I E w d n i u 19 m a j a r. b.

Komety Halleya na tarczy słońca podczas przejścia nigdzie nie dostrzeżono; wprawdzie z T as z k en tu nadszedł telegram treści od­

miennej, z pewnością jednak wzięto tam za kom etę g ru p ę plam na słońcu. W Heidel­

berg u np. skierowano na słońce w czasie odpowiednim całę b atery ę z 6 lunet z j e ­ dnakowym, ja k wszędzie, negatyw nym wy­

nikiem. Również w nocy z d. 18-go na 19 maja nigdzie, w7brew powszechnym oczeki­

waniom, nie spostrzeżono w atmosferze nic osobliwego; zresztą, ja k to pisaliśmy w 16 i 20 „W szechświata11 z r. b., spotkanie z warkoczem było możliwe dopiero znacznie później.

Zato równocześnie z pobytem w warko­

czu w ystąpiły znamienne zjawiska świetlne.

Oto co pisze o nich prof. Wolf z Heidel- berga.

„Zjawiska optyczne w atmosferze w dniu 19 maja zdają się świadczyć, że przeszliśmy conajmniej przez części rozległych chm ur w ogonie, w ystępujących na fotografiach.

Nad wieczorem ukazało się naprzód koło Bishopa naokoło słońca; następnie rozwinęły się wieczorem 19-go zjawiska zmrokowe o całkiem nieoczekiwanem natężeniu, roz­

m iarach i trw aniu, chociaż w ostatnich cza­

sach można było obserwować słabe tylko blaski wieczorowe. Dały się widzieć trzy kolejne światła purpurow e i wszystkie zja­

wiska z dnia 1 lipca 1908 roku i z czasów w y b u c h u K ra katoa oraz Mont Pelee w y s tą­

piły we wzmocnionem natężeniu.

„Naokoło księżyca pokazało się koło Bisho­

pa t a k intensywne, jakiego nigdy jeszcze nie widziałem. Prom ień zewnętrzny wynosił 28° w czasie górowania księżyca; odpowiada m u wielkość cząsteczek (wywołujących k o ­ ło) 0,0015 mm,11'.

Ta ostatnia uwaga jest szczególnie in te ­ resująca; g d yby cząstki warkocza kom ety Halleya odpychane były przez słońce przez siłę ciśnienia światła, to średnica ich b y ła ­ by 5 razy mniejsza.

P. S. Kosińska z Aleksandrówki pisze o różowych smugach, dostrzeżonych tegoż dnia wieczorem.

Co się nas dotyczę, to około godz. 11-ej wieczorem widzieliśmy na niebie północnem światła, o natężeniu drogi mlecznej i więk- szem, poruszające się na niebie. O tejże godzinie stwierdziliśmy następujące zjawis­

ko. Przez gwiazdy j , e, (3 Wielkiej N iedź­

wiedzicy przechodziła prostoliniowa, prawie prostopadła do poziomu, granica pomiędzy

jasnem — od strony księżyca — tłem nieba, a ciemniejszem. Otóż w ciągu paru m inut granica ta przesunęła się o kilkanaście sto­

pni k u księżycowi. Niebo było czyste, do­

piero przed godz. 12 pokazały się chmurki pierzaste.

W l V 2 godziny później zobaczono we Wrocławiu w stronie północnej dwa jasne łuki, które w ciągu godziny wędrowały po ­ między gwiazdami.

Według doniesień z Poli, w południe d.

18-go rozpoczęła się silna burza m agnetycz­

na, k tó ra osiągnęła maximum 19-go o 8 -ej wieczorem. Zależność od kom ety tej burzy, zauważonej również w wielu innych m iej­

scach, wydaje się wątpliwa. Raozej była ona w związku z g ru p ą plam na słońcu, przechodzącą przez południk centralny.

Mamy nadzieję, że gdyby poraź drugi dane nam było jeszcze oczekiwać w atm os­

ferze dziwnych i t a k niecodziennych zja­

wisk, to meteorologowie nasi, choćby w do­

wód większego poważania dia cudów n a tu ry , nie wyznaczyliby już sobie na te n wieczór właśnie posiedzenia z referatem o... klatce termometryeznej.

T. B.

K O M E T A H A L L E Y A p o 2 0 m a j a 1 9 1 0 r.

W ciągu pierwszego tygodnia obecności kom ety na niebie wieczornem mogłam d o ­ strzegać ją gołem okiem na czystem i po- zbawionem zasłony ze mgieł i dymów nie­

bie wsi od godz. 8 m. 50 (średnio). Była to dość duża mglista i biała plama ze śla­

dami warkocza i dobrze widzialnem w lor­

netce zagęszczeniem centralnem. Światło księżyca przeszkadzało widzieć warkocz ko­

mety do dnia 25. Dopiero 26 około godz.

10 m. 15, przed wschodem „srebrnego glo­

bu" i na niebie niezwykle czystem, dał się widzieć warkocz prosty i stopniowo rozsze­

rzający się; dosięgał on gwiazdy 2 S ekstan- su, to jest miał około 8° długości. Blask w warkoczu był jednostajny, , przeciwnie niż dn. 10 maja, gdy środkowa część warkocza wydawała się jaśniejszą (J\ą 20 „W szech­

świata" z r. b.).

W dn. 23 maja kom eta wzniosła się dość wysoko nad poziom zachodni, i na ciemniej­

szem niż dni poprzednich tle otaczającego

Cytaty

Powiązane dokumenty

Poza tym w Krakowie odbywa się Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych – Street Art, podczas którego prezentowane są różne dziedziny sztuki, a także Krakowski Festiwal

Oboje ukrywają się przed wścibskimi sąsiadami, eksperymentują z narkotykami, rozmawiają o życiu, szukają intymności (incest), by w końcu przeżyć noc

Ale odwiedzało się wtedy już babcię, która mieszkała dalej na Podwalu i nawet tak się rezerwowało godzinę siódmą wieczorem, żeby tam zajść do babci, bo o siódmej

Potem w milczeniu pili tę herbatę, grzejąc ręce, i Ignaś, z początku silnie zakłopotany, ośmielił się stopniowo.. Potem ona sobie przypomniała, że ma w plecaku paczkę

Przełomowe znaczenie Objaśniania marzeń sennych wiąże się również z zawa ­ rtą tu implicite koncepcją sensu marzeń sennych --- później zyskała ona paradyg-

Jest to najniżej położona warstwa atmosfery, znajdująca się w bezpośredniej bliskości powierzchni Słońca o grubości około 100 km.. W fotosferze

Marka Rymszy i Grażyny Romańczuk-Woronieckiej, którzy bardzo celnie wskazali co Ich uwiodło w lekturze nagrodzonej pracy; przy czym z jednej strony uwaga PT Publiczności

Na talerzu w zagłębieniach układamy w okręgu kolorowe cukierki., gdy już ułożymy cukierki, na talerz delikatnie wlewamy wodę tak, by cały talerz, włącznie z cukierkami