• Nie Znaleziono Wyników

"Dumania w dzień odjazdu" Adama Mickiewicza : tekst i jego tradycje

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Dumania w dzień odjazdu" Adama Mickiewicza : tekst i jego tradycje"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Tomasz Czachulski

"Dumania w dzień odjazdu" Adama

Mickiewicza : tekst i jego tradycje

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 92/1, 203-220

(2)

Z A G A D N I E N I A J Ę Z Y K A A R T Y S T Y C Z N E G O

Pam iętnik Literacki XC II, 2 0 0 1 , z. 1 PL IS S N 0 0 3 1 -0 5 1 4

TOM ASZ CHACHULSKI

„D U M A N IA W DZIEŃ O D JA ZD U ” ADA M A M ICKIEW ICZA: TEK ST I JEGO TRADYCJE*

D um ania w dzień odjazdu ko ńczą niew ielką serię trzech odeskich elegii, p o ­

w stałych w czasie pobytu M ickiew icza na południu ów czesnej R osji, a trak to ­ w anych zazw yczaj ja k o sw oiste dopełnienie obu cyklów sonetow ych i kilku in­ nych utw orów . L iteratura przedm iotu nie je st zbyt b o g a ta 1. Tekst ten przyciąga jed n ak uw agę ze w zględu na sw ą tem atyczną przynależność do szerokiego n u r­

tu w ierszy o odjeździe, rozstaniu, porzuceniu, pow stających w polskiej literatu­ rze od Jana K ochanow skiego po poetów XX w ieku - np. B olesław a Leśm iana. U tw ory te są szczególnie w ażne jak o pole kształtow ania się pew nego typu w raż­ liw ości, poetyckiego sposobu prezentacji podm iotu poprzez w ykorzystanie jeg o biografii, zderzenie teraźniejszości, skupionej w krótkiej chw ili odjazdu, z p rze­ szłością, oglądaną i ocenianą w perspektyw ie utraty, poczucia pustki, braku, a tak­ że zestaw ienia jeg o jed no stko w ego „teraz i kiedyś” ze św iado m ością zbio ro w ą otoczenia. Jest oczyw iste, że m.in. w łaśnie w tych rejonach tem atycznych w ciągu X V I, XVII i X V III w ieku dochodziło do stopniow ego form ow ania now oczesne­ go kształtu elegii (czy m oże szerzej - elegijności jak o pew nego zjaw iska i po ­ staw y zarazem ). Nie chodzi tu oczyw iście o elegie pow stające ju ż w czasach M ickiew icza - np. utw ory przyw oływ anego często przy tej okazji K azim ierza B rodzińskiego, lecz o zjaw iska w cześniejsze, w ystępujące w literaturze daw nej Polski, a zw łaszcza w latach siedem dziesiątych i osiem dziesiątych X V III w ie­ ku, później konsekw entnie rozw ijane, które w pew nej m ierze B rodziński po p ro ­ stu pow tarzał.

M ickiewicz pozostaw ił D um ania w rękopisie. Układ wiersza podlegał wielu przem ianom i mimo odnalezienia autografu chyba nigdy nie zostanie uznany za

* Jest to zm ieniony tekst referatu w ygłoszon ego na międzynarodowej konferencji Adam M ic ­ kiew icz: teksty i konteksty, która odbyła się na U niw ersytecie W ileńskim w dniach 2 4 -2 6 września

1998.

1 Zob. m.in. bardzo krytyczną ocen ę elegii u W. B o r o w e g o ( O p o e z ji M ickiew icza. T. 1. Lublin 1958, s. 1 9 4 -1 9 5 ), a także uwagi Cz. Z g o r z e l s k i e g o ( 0 sztu ce p o e ty ck iej M ickiew icza. Warszawa 1976, s. 3 5 -3 7 ; E legijna p o e zja M ickiew icza. W: Z arysy i szkice literackie. Warszawa 1988, zw łaszcza s. 1 6 3 -1 6 8 ), oraz A. W i t k o w s k i e j i R. P r z y b y 1 s k i e g o {Romantyzm. War­ szaw a 1997, s. 272, 303).

(3)

ostateczny. Wiersz ogłoszony został po raz pierwszy w roku 1861. Dopiero w 1900 ro­ ku W ilhelm Bruchnalski opublikow ał D um ania we w zględnie poprawnej p o sta­ c i 2. C zesław Zgorzelski przez w iele lat utrzym yw ał podział utw oru na 3 graficz­ nie w yodrębnione części, zaznaczając zarazem , że m a on „charakter zapisu b ru ­ lionow ego, nie opracow anego ostatecznie” 3. Przygotow anie edycji rocznicow ej (tom w ierszy w opracow aniu C zesław a Zgorzelskiego wydano w roku 1993) zbie­ gło się w czasie z odnalezieniem A lbum u M oszyńskiego. Na podstaw ie zaw artego tam autografu W ydawca przeniósł 4 początkow e wersy drugiej cząstki D u m a ń , pośw ięcone pożegnaniu z m iastem, na sam początek wiersza, w yodrębniając w ten sposób czw artą cząstkę, i dokonał kilku nowych odczytań. Jakby analogicznie do pierw szego zabiegu Zgorzelski wydzielił graficznie jeszcze jed ną 4-w ersow ą cząst­ kę, zaczynającą się od słów: „Bliski ranek, czekają woźnice natręty” 4, i uzyskał „5-fazow ą” kom pozycję elegii. Ta druga propozycja pojaw ia się jednak tylko w to­ m ie 2 M ickiew iczianów w zbiorach Tomasza Niewodniczańskiego w Bitburgu (M 2, 202) i nie została przeniesiona ani do poprawionej edycji w „B ibliotece N arod o­ w ej” , ani do W ydania R ocznicow ego5.

Przesunięcia w obrębie tekstu Dumań były w ogóle najpow ażniejszą ingeren­ cją dokonaną na podstawie Album u M oszyńskiego w W ydaniu Rocznicowym w sto­ sunku do daw niejszych odczytań. Układ kompozycyjny, być może, stał się dzięki tem u bardziej klarowny. Pam iętam jednak wahania Profesora, który publicznie daw ał w yraz swojej niepew ności w tej sprawie, choć w zakończeniu odpow ied­ niej części opracow ania Album u M oszyńskiego podkreślał trafność M ickiew iczow ­ skich „przetasow ań” (M 2, 206). Niepew ności tych nie rozw iew a analiza rep ro ­ dukcji odpow iednich kart Album u, a sam W ydawca w niem al rów nocześnie p u ­ blikow anych edycjach - ja k w skazano wyżej - dał dwie nieco odm ienne w ersje (4- i 5-fazową). W ydaje się bow iem , że ani zm iany zapisu w postaci krzyżyków, skrótów w yrazow ych, kresek i cyfr nie są całkow icie jednoznaczne, ani chronolo­ gia kolejnych dopełnień - całkiem oczyw ista6.

Praca nad tekstem w yraźnie nie została zakończona. Ostatnia, 20-w ersow a cząstka nosi cechy późniejszego zapisu, pow stała najpewniej dopiero w kilka m ie­ sięcy po w yjedzie poety z O dessy i je st chyba brulionem , „pierw opisem ” , podczas gdy w cześniejsze w ersy m usiały ju ż przejść w innym (nie zachow anym ) zapisie

2 Pełną i najnowszą wersję dyskusji o układzie tekstu zob. w: M ickiew icziana w zbiorach To­ m asza N iew o d n icza ń sk ieg o w B itburgu. T. 2. W iersze w „A lbu m ie M oszyń skiego" . O pracow ał Cz. Z g o r z e l s k i . Redakcja naukowa J. O d r o w ąż-P i e n i ą ż e k. Warszawa 1993, s. 7 5 - 7 7 ,1 3 5 — 136, 19 9 -2 0 6 . Dalej do tej edycji odsyłam skrótem M. Pierwsza liczba po skrócie oznacza tom, następne - stronice.

3 A. M i c k i e w i c z, Wybór p o ezyj. Opracował Cz. Z g o r z e l s k i . Wyd. 3, zm ienione. T. 2. W rocław 1986, s. 45. BN I 66. Podobnie w e w cześniejszych wydaniach tego tomu.

4 Trzy elegie M ickiew icza z okresu rosyjskiego (D o D. D. E legia, Godzina. E legia i D um ania w dzień odjazdu ) cytuję według wyd.: A. M i c k i e w i c z , D zieła. Wyd. R ocznicow e. 1 7 9 8 -1 9 9 8 . T. 1: Wiersze. Opracował Cz. Z g o r z e l s k i . Warszawa 1993, s. 2 0 2 -2 0 8 . Podkreślenia w cytatach z tych elegii pochodzą ode mnie.

5 Zm ieniona i poprawiona wersja elegii znalazła się równocześnie w kolejnym w znow ieniu tomu 2 Wyboru p o e z y j w „B ibliotece Narodow ej” (wyd. 4: 1994) i w cytow anym już Wydaniu R ocz­ nicow ym .

6 Zob. A. M i c k i e w i c z , D zieła w szystkie. T. 1, cz. 2: W iersze 1 8 2 5 -1 8 2 9 . O pracował Cz. Z g o r z e l s k i . W rocław 1972, s. 335.

(4)

„D U M A N IA W DZIEŃ O D JA ZD U ” M IC KIEW IC ZA 2 0 5

przez fazę w stępnego p opraw iania7. Dlatego sądzę, że przedm iotem obserwacji nie pow inna być żadna z w ym ienionych „ostatecznych” wersji elegii, lecz - w y­ jątkow o! - tekst czytany w kolejnych aktach uzupełnień i autorskich poprawek,

znanych jedynie jak o część nigdy nie zakończonego pro cesu 8.

Na dobrą spraw ę znam y trzy postacie tej elegii, będące rezultatem kolejnych etapów pow staw ania w iersza i jego odczytyw ania przez wydawców.

- Pierw sza z nich (A) to pierw otny zapis w Album ie M oszyńskiego. M ickie­ wicz zanotow ał posiadane ju ż w ersy pierwszej cząstki od 1 do 18 i drugiej - w er­ sy od 19 do 32, po czym dołączył nowy fragm ent (w. 33 -5 2), z lekka m odyfikując poszczególne, w pisane wcześniej sform ułowania. „Przetasow ania” kom pozycyj­ ne na tym etapie nie zostały jeszcze odczytane.

- D ruga (B) - to utrzym yw ana przez lata wersja z D ziel w szystkich i „B iblio­ teki N arodow ej”, zrekonstruow ana przez Zgorzelskiego. Od pierwszej różni się przede w szystkim zm ianą kolejności cząstek: fragm enty obejm ujące w ersy 1-18 i 19-32 zostały zam ienione m iejscam i, co bez w ątpienia było zgodne z częścią w skazów ek M ickiew icza. A zatem nie m ożna uważać jej jedynie za niedoskonałe próby rekonstruow ania utworu bez dostępu do autografu, nie jest to jedynie św ia­ dectw o recepcji, lecz pierw szy krok ku now em u uporządkow aniu elegii w myśl autorskich w skazań. M ickiew iczow skie instrukcje idą tu w parze z czytaniem Wydawcy.

- Trzecia zaś (C) - to najnowsze odczytanie Czesława Zgorzelskiego, dokonane na podstawie odnalezionego Albumu. Wersy 1-4 pierwotnego układu pod wpły­ wem powstałego zakończenia (w. 33-52) wróciły na początek wiersza, ale jedno­ cześnie zostały oderwane od dotychczasowego fragmentu, którego były dotąd nie- rozdzielną częścią. Zm iany w układzie pociągnęły za sobą zm iany w semantyce całego utworu: od elegijnej notatki ku większej, ramowej kompozycji o nieco innej już wym owie i nastroju, z dystansem prezentującej odeskie doświadczenia.

N ie m ożna pom inąć w iersza w takiej postaci, w jakiej pojaw iał się w ielokrot­ nie w w ydaniu „Biblioteki N arodow ej” i w D ziełach w szystkich (B). Układ ten mocno w pisał się w św iadom ość czytelniczą i jestem głęboko przekonany, że była to, ja k dotąd, najlepsza propozycja: m oże nie tyle odczytania autografu, co sam e­ go układu elegii. Sądzę, że atutem zaproponowanej w tym przypadku kom pozycji była przede wszystkim większa spójność i logika tekstu, zw łaszcza jego partii środ­ kowej. W tej wersji przenośnia „pajęczego kw iatka” - stanow iąca dom inantę dru­ giej części - ujęta została w klam ry tych partii utworu, które pośw ięcone były miastu i jego m ieszkańcom . Tego też dotyczyła, gdyż tłem dośw iadczeń m etafo- ryzow anych przez pajęczy kwiat była w ypełniona ludźmi przestrzeń ulic i pla­ ców. W nowej w ersji (C) ściszony, kam eralny w przestrzeni lirycznej, naznaczo­

7 Przypominam tu ustalenia Z g o r z e l s k i e g o i S. L a n d y (M 2, 2 0 5 -2 0 6 ); dalsze uwagi o autografie i m ożliw ych propozycjach odczytania również z a Z g o r z e l s k i m {ibidem ).

8 W numerze 12 „Odry” z grudnia 1998 (s. 6 5 -6 8 ) J. Łukasiew icz opublikował ciekaw ą inter­ pretację D umań w dzień odjazdu. O m ów ione zostały tam niemal w szystkie zasadnicze m otyw y wier­ sza, w zbogacone jeszc ze o m ożliw e N orw idow skie konteksty. Jednakże propozycja odczytania go w perspektywie sonetów odeskich, przeniesienie do elegii kategorii „konceptu” - wydają mi się trudne do przyjęcia. Podobieństwo niektórych fragmentów Dumań do wiersza sztambuchowego można ewentualnie odnosić do niejasnej genezy pierw szych fragmentów elegii, ale problem ten nie został przez Łukasiew icza rozwinięty.

(5)

ny poczuciem pustki obraz samotności bohatera - od pytania „Skąd mi ten żal nie­ wczesny?” po stukanie robaczka - w nieuzasadniony sposób przeradzał się we wspo­ m nianą metaforę, dotyczącą sytuacji bardziej zewnętrznej, ogólnej, w pewnym sen­ sie abstrakcyjnej. W dawnej wersji (B) przejście to dokonywało się poprzez osobistą refleksję pośw ięconą miastu, podkreślaną przez zaimki pierwszej osoby liczby poje­ dynczej: , j a ” i „m ój”. W nowej wersji powstała w tym miejscu logiczna luka.

O czyw iście - w podobny sposób m ożna bronić i nowego układu (C), w któ­ rym 4 w ersy przeniesione na początek są jakby zwięzłym streszczeniem najw aż­ niejszych idei utw oru, stanow ią też klam rę znajdującą swoje echo w zakończeniu elegii. Następujące po nich i po graficznie zaakcentow anym odstępie pytanie „Skąd mi ten żal niew czesny?” w yw ołuje em ocjonalne napięcie m iędzy deklaracją sw o­ istej obojętności („M ój w yjazd nie okryje nikogo żałobą, / 1 ja nie chcę łzy jednej zostaw ić za so b ą .-”) a odczuw anym m im o wszystko żalem. Ten niezw ykle cha­ rakterystyczny sposób wyw ołania em ocjonalnego klimatu elegii nie musi być przy­ padkowy. U m ow nie m ożna by go nazwać „składnią przyzw olenia” : m im o pewnej sytuacji, zaistnienia określonych warunków, podm iot odczuw a bądź w ybiera coś do nich przeciw nego. Sposób taki w jeszcze bardziej wyrazistej postaci w ykorzy­ styw ał w ielokrotnie Franciszek Karpiński w elegiach pisanych w latach siedem ­ dziesiątych XVIII stulecia (znaczna część sielanek tego autora ma charakter ele­ gijny). K arpińskiem u służył on do zaprezentow ania złożoności em ocjonalnego portretu bohatera - tak jest przede wszystkim w wierszu Tęskność do kraju (1771). W sielance N a odm ienione N adprucie (po 1772) układ taki tw orzy podstaw ow ą konstrukcję całego w iersza9. D um ania w dzień odjazdu są bardzo m ocno zw iąza­ ne z X V III-w iecznym i tradycjam i poezji elegijnej.

M im o tej próby obrony i odnajdyw ania logicznych i sem antycznych więzi m iędzy cząstkam i now ego układu D um ań w ydaje mi się, że pow stał on w brew wcześniejszej logice dwóch pierw szych części elegii. N a kom pozycyjne w alory pierw otnego układu (wersji A i w jeszcze w iększym stopniu wersji B) zw racał uw agę w łaśnie C zesław Zgorzelski, który - jak m ożna przypuszczać - niechętnie rozstaw ał się z daw nym kształtem wiersza.

Znam ienna dla tego utworu jest - by tak rzec - poetyka fragm entu, lirycznej notatki, co dodatkow o potw ierdza postać autografu. C echa ta (wersje A i B) cha­ rakteryzuje w szystkie elegie odeskie, czyli obok D umań także wiersze D o D. D.

Elegia i Godzina. Elegia - które najpewniej początkow o m iały stanowić całość

(zob. M 2, 173). W spom inał o tym rów nież Czesław Zgorzelski, który, ja k dotąd, najwięcej uwagi pośw ięcił tym utw orom 10. Tekst Dumań je st jakby urwany, w obu w ersjach brak mu w yrazistego początku i końca, przypom ina zapis nie uporząd­ kow anego m onologu, rozm ow y ze sobą, podkreślanej sw oistą retorycznością sta­ w ianych sobie pytań i udzielanych odpow iedzi, a naw et sporadycznym w plata­ niem liczby m nogiej w chw ili nacechow anej oratorskim patosem (zob. zw łaszcza w ezw anie do lotu). W w ersji B część pierw sza jest stopniowo ściszana, druga za­ łam uje się w retorycznym uniesieniu, trzecia m a w yraźnie elegijne zamknięcie. W szystkie trzy części rozpoczynają się bardzo podobnie: krótkim i, zw ięzłym i

9 Zob. T. C h a c h u l s k i , wstęp w: F. K a r p i ń s k i, P o ezje w ybrane, op ra co w a ł... W rocław 1997, s. X X X II. B N 189.

(6)

„D U M A N IA W DZIEŃ O D JA ZD U ” M IC KIEW IC ZA 2 0 7

zdaniami bądź rów now ażnikam i zdań, w dwóch pierw szych częściach w prow a­ dzającym i w sytuację bohatera, w trzeciej uśw iadam iającym i nieuchronność odej­ ścia. Część pierw sza je st też sugestyw ną analizą stanu aktualnego, chwili odjazdu, druga - sum ująca odeski etap „biografii” podm iotu - pozw ala na dokonanie sze­ regu uogólnień. Trzecia pow raca znów do stanu aktualnego, zderzając przeszłość z teraźniejszością, m łodość z dośw iadczeniem , to, co istotne w przeszłości dale­ kiej, przedodeskiej, z tą szczególną chw ilą rozstania. Zgorzelski podkreślał, iż pierw sza stanowi pożegnanie z domem, druga - z m iastem , ostatnia - z życiem , w przestrzeni całej elegii zaw iera się więc rów nież swoista g rad acja11.

W spom inał też, że m onolog Dumań ma kształt jakb y okruchu fabuły dram a­ tycznej, że „stw arza sugestię m onologu w ypow iadanego [...] jak b y na scenie” 12. Zw iększa to rolę rekwizytów, do czego jeszcze w ypadnie pow rócić, a także p o ­ woduje zdynam izow anie wypow iedzi lirycznej, co znów charakterystyczne jest dla w spom nianych trzech utworów.

Samotność bohatera wiąże się z jego niem ożnością uporządkowania własnej sytuacji - rzecz jasna, uporządkowania w dostępnych mu granicach, a zatem w sfe­ rze psychiki i emocji. W początkowych wersach obserwujem y stan uczuciowego zagubienia, rozproszenie, niezdecydowanie, brak „zaczepienia” . Poczucie zw iąza­ nia z opuszczanym m iejscem wynika z emocjonalnej, wewnętrznej jałow ości pod­ miotu. Cztery ściany pokoju są powiernikami pustki. Miejsce cudze, obce, staje się miejscem własnym - świadkiem przeżyć, a zarazem gwarantem samotności i izolacji od świata zewnętrznego. Jako świadek obarczony zostaje cechami osoby-powiemika, odbijającej również emocjonalne stany podmiotu: „samotne [...] pokoje”, „przyja­ cielskie ściany”, „z cierpliwości słuchały” itd. Porzucane m ieszkanie tak dalece ze­ spala się z długotrwałym doświadczeniem samotności, że rozstanie staje się aktem

11 W dyskusji nad tekstem w gronie zespołu badaczy ośw iecenia Uniwersytetu W arszawskiego (25 I 1999) p. Jacek W ójcicki zw rócił uw agę na podobieństw o sytuacji i zachowań podmiotu elegii M ickiew icza i bohatera O w idiuszow ych Tristiów. W Żalu III (R ozstanie się z lubym i) opisyw ana jest w łaśnie sytuacja rozstania, bezw olnego błądzenia wygnańca na chw ilę przed pożegnaniem ro­

dzinnych progów, stopniow anego żalu w yw ołan ego porzuceniem ojczyzny, miasta i domu, skarga kierowana do dom ow ych ścian, a w drugiej części Ż alów {D o Augusta) jest też m iejsce na obronę ksiąg, które, niew innie oskarżone, m im ow olnie przyniosły tyle zła. Ciekawe jest zw łaszcza psycho­ logiczne podobieństw o sytuacji i w yw ołanych przez nią zachowań, jak w Żalu III (w. 4 9 -5 6 . W: Ovi- dego N azona w iersze na w ygnaniu pisane, to j e s t R zeczy smutne, K lątw a na Ibisa, L isty z Pontu. Przekładania J. P r z y b y l s k i e g o [...]. Kraków 1802):

C óż czynić? tu O jczyzny słodka m iłość trzyma! Lecz noc ostatnia nagli w ucieczkę pielgrzyma. Jak często, gdy ktoś spieszył, rzekłem: na cóż krzęty? Rozpatrz się, skąd i dokąd dziś masz być wypchnięty! Jak często pewną sobie zm yśliłem godzinę,

Twierdząc, że w tę, nie inną od brzegów odwinę! Trzykroć na próg sunąłem, trzykroć w stecz od proga, Gnuśna była, mym czuciom dogadzając, noga.

Podobieństw o wydaje mi się jednak pozorne, wynikające raczej z powtórzenia m echanizm ów psychicznej reakcji człow ieka przym uszonego do opuszczenia sw ojego świata niż z przywołania literackiego obrazu. Pamiętajmy też, że M ickiew icz odjeżdżał z O dessy w znacznej mierze z w łas­ nej w oli - i odjeżdżał nie z m iejsca, w którym byłby u siebie. Sposób potraktowania książek przez M ickiew icza - o czym dalej - również zasadniczo odbiega od św iadom ości prezentowanej przez Owidiusza. To przede wszystkim kw estia podobieństw zewnętrznych.

(7)

porzucenia własnej historii podmiotu. Z biografii poety wiemy, iż pierwowzorem m ogły być tu pokoje początkowo wynajm owane przez poetę wraz z Jeżowskim w gm achu licealnym, na pierwszym piętrze tzw. dom u Wagnera, na rogu ulicy de Ribas i K atarzyny13. Poczucie bezsensu, bezcelowości, monotonii powtarzanych zachowań i oglądanych widoków powoduje jakby zatrzymanie czasu. Opuszczane miejsce m a swój wewnętrzny rytm, odmierzany przez „żelazne stępania zegaru” i kołatanie robaczka, odruchowo liczone przez bohatera14. Jest to rytm niezależny od podm iotu - ściszony głos rzeczywistości. Zegar i robak-kołatek pozornie pow ta­ rzają echo kroków bohatera, naprawdę jednak znacząco je modyfikują. W pierwszej chwili wydaje się, że bohatera „błądzenie bez zamiaru” jest ja k echo tykania zegara i dźwięku kołatka. Nie są to jednak dźwięki obojętne. Dzięki zwielokrotnieniu echa bezwolnie wykonywanej czynności przez dźwięki odsłaniające pamięć dokonuje się jakby stopniowe „budzenie się” bohatera. Zegar stanowi swoistą, obiektywną prawdziwość czasu, a stukanie robaczka jest głosem przeszłości, odsyłającym do przeżyć znanych z IV części Dziadów. Pamiętamy, że słynny kołatek z kantorka wydaw ał dokładnie taki sam głos jak zegar - oczywiście kieszonkowy.

P u s t e l n i k

[...] chodź tu, m alcze, pod kantorek, N achyl się i przyłóż uszko;

Tu biedna duszka prosi o troje paciorek. Aha, słyszysz, jak kołata?

D z i e c k o Tak tak, tak tak, tata, tata. A dalibógże kołata, Jak zegarek pod poduszką.

Co to jest? tata, tek, ta tek! [w. 6 6 8 -6 7 5 ]15

M am y w ięc rytm ow ych „lekkich p rzestanków ” kołatka z D ziadów i D u-

m a ń, a w iersz tak napraw dę ogarnia znacznie w iększy obszar czasu niż tylko

odeskie m iesiące. W rażenie pew nej bliskości tekstów je st tym bardziej uzasad ­ nione, że trójka k o łatek -p ająk -m o ty l (w różnych w ariantach tych sym boli) p o ­ ja w ia się w takim zestaw ieniu zarów no w IV części D ziad ów , ja k i w D um a-

niach w dzień o d ja zd u 16. To sam o dotyczy zegara, który G ustaw ow i posłużył

ja k o rekw izyt do teatralizacji jeg o dośw iadczenia. Z resztą sposób teatralizacji całej sceny w D um aniach i w G odzinie - ow ym fragm encie sceny dram atycz­ nej, o którym w spom inał Z gorzelski - to rów nież sięgnięcie do rozw iązań IV części D zia d ó w '1. Jest to coś więcej niż tylko podobieństw o obrazow ania. W ła­

13 Zob. Z. S u d o 1 s k i, M ickiewicz. O pow ieść biograficzna. Warszawa 1995, s. 170.

14 O naturze kołatka, poprawnej identyfikacji jeg o przynależności gatunkowej i charakterze stukania zob. Z. S t e f a n o w s k a , Św iat ow a d zi w IV czci „D ziadów " . W: P róba zdrow ego rozumu. Studia o M ickiew iczu. Warszawa 1976, s. 46.

15 Cytaty z IV części D zia d ó w podaję z: M i c k i e w i c z, D zieła. Wyd. R ocznicow e, t. 3: D ra ­ m aty. Opracowała Z. S t e f a n o w s k a . Warszawa 1995.

16 „Postacie” te zresztą u M ickiew icza powracają wielokrotnie. W samych Dumaniach pro­ blem w ażności „świata ow adziego” zostaje potwierdzony, choć przecież pająk jest w łaściw ie paję­ czakiem , nie ow adem (zob. na ten temat S t e f a n o w s k a, op. cit., s. 49). Kołatek, pająk i motyl nie w yczerpują m otywu, bo i kobiety z miasta w ystępują jako „r o j e pięknych niew iast”.

17 W tym „dramatycznym” rozwiązaniu M ickiewicz wyraźnie rozszerza dorobek XVIII-wiecznej tradycji elegijnej, w której podmiot był z reguły „statyczny”. O roli ow adów w teatralizacji dośw iad­

(8)

„D U M A N IA W D ZIEŃ O D JA ZD U ” M ICKIEW ICZA 2 0 9

sna przeszłość pow raca w obcym m iejscu. K ołatek stuka jed n ak J a k b y ” do drzwi kobiety-kochanki. Porządki pam ięci i teraźniejszości, snu i ja w y - w y d ają się w ym ieszane.

Nieco podobną sytuację obserwujemy w elegii „sąsiedniej”, zatytułowanej Go­

dzina, która brzmi zresztą ja k inna część tego samego monologu. Tematyczne od­

mienności są pozorne, w istocie sytuacja bohatera jest niemal identyczna. Tytułowa „godzina” jest takim m iejscem w czasie, z którym związana zostaje na zawsze świa­ domość bohatera. Pozostanie on więc rozszczepiony między aktualnym „teraz” a cią­ gle powracającym „kiedyś”. Każda chwila samotności przenosi go w to m iejsce odległe, przypom inane przez rekwizyty pamięci, które w obu elegiach są niemal takie same: zegarek, pajęczyna lub (w Godzinie) „prządek skrzydlaty” i nici tworzo­ nego przez niego kokonu. Wywołanie wspom nienia utrudnia, a nawet paraliżuje wszelkie działanie. Pamięć wiąże bohatera, powstrzymuje przed wykonaniem zde­ cydowanych kroków. Odeskie elegie w yglądają trochę jak fragmenty nigdy nie na­ pisanego, elegijnego poematu o Gustawie rzuconym w odległą krainę.

Drugim sym bolem zakorzenionym w przeszłości jest w Dumaniach „kwiatek pajęczy”, wyrazista przenośnia emocjonalnego stanu bohatera elegii. „Kwiatek paję­ czy” odczytać należy chyba jako kwiat wyglądem zbliżony do pajęczyny - najpew ­ niej jedna z licznych odmian omięgu, według Lindego zwana niegdyś pajęcznikiem.

Słow nik języka M ickiewicza nie proponuje żadnego rozwiązania, żadnego odniesie­

nia do konkretnego faktu z dziedziny botaniki czy entomologii, podobnie pow ścią­ gliwy był też Edytor. Raczej nie chodzi o tzw. babie lato, które kwiatem nie jest. Bezwolność i martwota rośliny odpowiada poczynaniom bohatera opisanym w pierw­ szej części utworu. Pajęcznik, kojarzony z ciepłą aurą wczesnej jesieni, to szczególna metafora relacji podm iotu z odeskim otoczeniem, poddania się wirowi czasu, spo­ tkań i ludzi, wobec których jakakolw iek próba zbliżenia jest całkowicie darem na18. Nie je st to sytuacja now a i kształtuje się znów ja k echo IV części D ziadów . W D ziadach ta część rozm ow y G ustaw a i Księdza, o którą chodzi, dotyczyła real­ nej sytuacji powrotu, typowego dla elegii zestawienia teraźniejszości z przeszłością:

Dzisiaj po latach tylu, po takiej przemianie,

N a miejscach najszczęśliw szych, w najsmutniejszym stanie! G dybyś w ziął martwy kamień [...]

[ ]

A potem , do O jczyzny w róciw szy z daleka, [w. 8 5 2 -8 5 6 ]

W altanie, która je st m iejscem rozstania, Gustaw w chwili bezw olnego roz­ glądania się - niemal identycznego, j ak tutaj w przestrzeni domu - dostrzega właśnie pająka:

Słucham, oglądam w koło, próżno wzrok się błąka, M ałegom tylko ujrzał nad sobą pająka,

Z listka w isząc, u słabej kołysał się nici,

Ja i on równie słabo do świata przybici! [w. 8 8 2 -8 8 5 ]

Część D um ań pośw ięcona ow adziem u czy też kw iatow em u „podróżnikow i” byłaby w ięc rów nie m ocno uw ikłana w przedodeską przeszłość, a pozornie ogól­

czeń Gustawa - „elem entów sztuczności, teatru w teatrze”, „inscenizacji własnych przeżyć” - pisała t e ż S t e f a n o w s k a (op. cit., s. 57).

18 Stąd zapew ne ow a dominacja liczby mnogiej w przedstawieniu osób, na którą uskarżał się B o r o w y (op. cit., s. 194).

(9)

nikow e w ersy m ożna odczytyw ać bardzo precyzyjnie właśnie w perspektyw ie ze­ staw ienia IV części D ziadów i odeskiej biografii bohatera elegii - jak o drogę z tam tej altany.

Jak po błoniu kwitnącym kolorami tęczy Przelatuje samotnie mdły kwiatek pajęczy, Zdm uchniony gdzieś daleko z uwiędłej gałęzi, C hociaż napotka różę i w majowej w ięzi, Pragnąc odpocząć, martwą zaplącze się dłonią, Znow u go wichry zedrą i dalej pogonią:

W tym kontekście oczyw ista staje się owa „m artw a [...] dłoń”, „uw iędła ga­ łąź”, „gdzieś daleko” i inne słowa odnoszące się do określenia pajęczego wędrowca. W sform ułow aniach tych ukryta jest em ocjonalna sytuacja odrzuconego Gusta­ wa, a zarazem nazw anie natury przelotnych, późniejszych związków, opisanych w sonetach odeskich. Odnosi się nieodparte w rażenie, że w nie ujawnionej wprost pam ięci bohatera D um ań tkw ią w spom nienia Gustawa.

W ydaje się też, że wyjaśnienie, czy chodziło o pająka, babie lato, kwiat omięgu czy jeszcze o coś innego - nie jest ważne. Za każdym razem w M ickiewiczowskich utworach o wyraźnie elegijnym charakterze pojawia się ta sama istota o podobnych atrybutach, choć przypisywane jej nazwy m ogą być różne. „Pająk” (IV część Dzia­

dów), „skrzydlaty prządek” (Godzina), „kwiatek pajęczy” (Dumania) - to stworze­

nia, których cechą w spólną jest słabe osadzenie w świecie. Ich żywiołem jest prze­ strzeń, atmosfera w różnym stopniu przesycona światłem: powietrze, wiatr, półmrok, światło słońca, tęczowy blask kwitnącej łąki. Każde z nich związane jest z przeszło­ ścią poprzez nić wspomnień, którą snuje z siebie (Dziady), odnajduje w przestrzeni

(Godzina) i która obum iera (Dumania). Nić może być złota, jeśli wiąże z wybraną

godziną pam ięci (Godzina), może wówczas posłużyć do odizolowania się od świata w zamkniętej przestrzeni wspom inanego szczęścia.

Podróż dokonuje się poprzez lot, a w utw orach elegijnych M ickiew icza m o­ tyw lotu pojaw ia się wielokrotnie. W Dum aniach lot poety je st początkow o dryfo­ w aniem z wiatrem . Stopniowo pow ietrzna droga „pajęczego kw iatka” przeradza się w lot m otyla, którego atrakcyjna postać zew nętrzna tow arzyszy niepewności ruchu, niem ożności w zbicia się w rejony wysokie, słabości. M otyl zaś - na zasa­ dzie jakiejś oczyw istości nie wyjaśnionej w elegii, ale w ielokrotnie kom entow a­ nej przez historyków literatury19 - przekształca się w ptaka, którego w ysoki, pew ­ ny lot zdaje się sugerow ać M ickiew iczow skie w ezwanie. Pokusa biografizow ania je st tu bardzo silna i pojaw ia się niejako sam orzutnie20.

D roga pajęczego kwiatu, m otyli taniec i odlot ptaka w ydają się rzeczywiście znakom itym odautorskim kom entarzem do poczynań m łodego poety w salonach Odessy, prow adzenia owego „życia orientalnego”, o którym pisał on później do Lelewela, i pozornego tylko przełam ania owej bezwolności. Istotniejsze jednak,

19 Zob. m.in. Z. S z m y d t o w a , R ou sseau -M ickiew icz i inne studia. Warszawa 1961, s. 143. - S u d o l s k i , op. cit., s. 180.

20 Schemat autobiograficzny w tych utworach M ickiew icza jest oczyw isty, jak zresztą w ogóle w tym typie elegii (zob. też konstatacje M. G ł o w i ń s k i e g o w pracy E legie autobiograficzne Leśm iana (w zb.: Zagadnienia literaturoznaw czej interpretacji. Studia. Red. J. Sławiński i J. Święch. W rocław 1979, s. 133). Tak też był wykorzystyw any z w iększą lub m niejszą dozą dosłow ności - zob. np. S z m y d t o w a, op. cit., s. 143.

(10)

„D U M A N IA W DZIEŃ O D JA ZD U ” M IC KIEW IC ZA 211

że są też św iadectw em bardzo ważnej jedności przeżyw ającego podm iotu, w sfe­ rze nie tylko konstrukcji psychiki bohatera, stałych m otywów wyobraźni, ale też pewnej „biograficznej” ciągłości jeg o losów, co w istotny sposób pozw ala m ówić o jednolitości elegijnych wypowiedzi M ickiewicza niemal od chwili wyjazdu z W il­ na i zapew ne aż po Epilog do Pana Tadeusza.

Przekształcenie w ptaka, który w w ierszach elegijnych M ickiew icza je st za­ w sze ptakiem powrotu, niedw uznacznie przyw ołuje tradycję antyczną. B aśniow y m otyw („szczęściem zostały pióra do pow rotu”), który w nieco zm ienionej wersji pojawi się potem w Epilogu, pragnienie powrotu, zachłyśnięcie sam ą ideą latania sugeruje lot Ikara, choć w polskiej tradycji silniejsza była zawsze w izja Horacjań- ska. Łabędzie pióra zapew niały nieśm iertelność i sławę. Sw oją drogę ku nieśm ier­ telności H oracy łączył jedn ak z wyobrażeniem fizycznej śm ierci i porzuceniem pozbawionego ju ż jakiejkolw iek wartości ciała21. To, co jest punktem wyjścia u Ho­ racego, w m icie ikaryjskim stanowi scenę finalną. D om eną H oracego je st osią­ gnięta doskonałość, dom eną Ikara - pragnienie i ambicja. Poeci dawnej Polski byli tego doskonale świadom i. Łabędzi lot Horacego był ukoronow aniem doko­ nań poety-m istrza - i tak jest właśnie w ostatniej, XXIV pieśni K siąg wtórych Kochanow skiego. Próba doścignięcia autora Pieśni jest ryzykow na, ja k ryzykow ­ ny był lot Ikara. U K aspra M iaskow skiego lutnia gospodarza Czarnolasu zastrze­ ga się, w spom inając swego zm arłego właściciela:

[...] a ona tak mi na to rzecze:

Pierwej do Pontu Dunaj dnem uciecze i w iślnym grzbietem ustaną kom iegi, pierwej w gorącym Lwie upadną śniegi, niżli kto nadeń w me struny łagodniej

uderzy i wiersz na świat poda godniej, a w oskiem skrzydła ten przylepi, który chce bystrym piórem donieść jeg o góry22.

W perspektyw ie tradycji M ickiew iczow ski „pow rót ptakiem do sw oich” jest więc niejednoznaczny, zw łaszcza że nostalgia tow arzysząca pragnieniu pow rotu pow oduje, iż upragniona Litw a staje się w coraz w iększym stopniu krainą uwew- nętrznioną, istniejąc przede wszystkim w wyobraźni i pam ięci poety. Jej realność zm ienia sw oją naturę. Ale i sam a tradycja nie jest jednorodna, i przed M ickiew i­ czem dokonyw ano w niej różnych zmian. W 1777 roku uw ięziony w błotach Po­ lesia N aruszew icz analogicznie przełam yw ał sw oją tęsknotę pragnieniem lotu.

Stąd, jako za Stygow e zabm ąw szy porzecze, Żadna z mętnych topieli dusza nie uciecze 1 chyba by w szybow ne upierzona w iosła Bystrych ptaków gościńcem życie sw e uniosła23.

21 Zob. J. P o r a d e c k i ,A ż tu skrzydło moje sięga. Studium o dziejach m otywu lotu p o e ty w po ezji polskiej. „Acta Universitatis L odziensis” 1988, s. 15. Poradecki elegijną realizację lotu u M ickiew i­ cza w sw oim studium pomija.

22 K. M i a s k o w s k i, Lutnia Jana K ochanow skiego w ielkiego p o e ty polskiego. W: Z b ió r ry t­ m ów. Wydała A. N o w i c k a-J e ż o w a, Warszawa 1995, s. 274.

23 A. N a r u s z e w i c z , [Na P o le siu ]. W: L iryki w ybrane. O pracował J. W. G o m u 1 i c k i. Warszawa 1964, s. 149. Pozostaje żałow ać, że M ickiew icz nie mógł znać tego poetyckiego fragmentu, który N aruszewicz dołączył do listu skierowanego do króla, a opublikowanego dopiero w 1959 roku.

(11)

U M ickiew icza ostatecznie nie m a owego lotu, a napom knienia o tych, którzy wracają, podaw ane są w stylistyce retorycznego apelu (jak w D um aniach) lub baśni (jak w Epilogu do Pana Tadeusza). Tę niejednoznaczność podkreśla nagłe zała­ manie toku w iersza, zderzenie w ezw ania (o wyraźnych cechach retorycznych) do w ysokiego lotu z rzeczyw istością (opisyw aną formułam i celow o potocznym i - „natręty”, „bierzcie te kilka książek i te drobne sprzęty”), której m istrzam i stają się przew odnicy śm ierci - w oźnice24.

Jak w iadom o, w przestrzeni onirycznej śm ierć jest najczęstszym ekw iw alen­ tem odjazdu, ale odjazd jak o śm ierć to w ogóle jeden z najstarszych toposów. „O djazd je st m ałą śm iercią - jam podobny tobie” - zapisał M ickiew icz w pier­ wotnej, brulionow ej redakcji wersu 48 tej elegii. Odejście bohatera w śm ierć m a swoje głębokie analogie w IV części Dziadów. W perspektywie całego utworu i bli­ skości IV części D ziadów nie da się odczytać wezwania:

Lećmy, szczęściem zostały pióra do powrotu, Lećm y i nigdy odtąd nie zniżajmy lotu.

- w kategoriach optymizmu, który przypisywali mu Kleiner, Borowy, Szmydtowa czy ostatnio Sudolski. Optym istyczna interpretacja tego retorycznego wezwania, odwołująca się do Ody do młodości, ma - jak sądzę - wyłącznie charakter „życze­ niowy” i nie tłumaczy się w całym obszarze elegii25. Odwrotnie: formuła apelu w licz­ bie mnogiej i pewien patos w pełni wynikają z kształtowania się środkowej partii tej części wiersza, ze stopniowego uświadamiania sobie odeskich relacji z otoczeniem, przy dotkliwym braku „społecznego” oddźw ięku26. Podkreślane są przez anaforyczne powtórzenie w dwóch ostatnich wersach czasownika oznaczającego ruch.

Część finałowa, pow stała - ja k wynika z autografu - zapew ne najpóźniej, do­ pisana, być m oże, naw et w M oskw ie27, sytuuje się w jakiejś opozycji do dwóch poprzednich. Praw dopodobnie to dopisanie jej wywołało próbę autorskiego prze­ sunięcia 4 w ersów w obrębie utw oru i zm iany kolejności fragmentów. Tutaj też tekst elegii je s t najbliższy tradycji w ierszy o odjeździe, a em ocjonalny autoportret bohatera obdarzony zostaje cecham i świadczącym i o swoistym chłodzie, odbija­ jącym dośw iadczenia kontaktu społecznego i jednostkow ego. Ta partia je st jak by bardziej zam knięta, „klasyczna”, naznaczona dystansem do opisywanej rzeczy­ w istości. Zdum iew a sw oistą grą pojęciam i zw iązanym i ze śm iercią i pogrzebem , polegającą na odw racaniu relacji podm iot-przedm iot dotyczącej oczekiw anych czynności i zachowań. Odejście ku śmierci i zapom nieniu m a charakter czynny i podm iotow y: „starzec [...] na wieki z a m y k a się w grobie”, „W s i a d a m y , nikt na drodze trum ny nie zatrzym a” . O djeżdżający w ykonuje gesty i doznaje em ocji, będących na ogół udziałem tych, którzy odprow adzają zm arłego. Stąd zna­ m ienne w yznanie: „D latego, cudze m iasto, sm utno mi po tobie” .

W yraziste określenie pory dnia przypom ina związki daw nych utw orów pożeg­ nalnych np. z hejnałem. M im o utrzym ania elegijnej tonacji znakiem zarówno końca,

24 O stylizacji na potoczność w Dum aniach w dzień odjazdu i echach tradycji klasycystycz- nych zob. u Z g o r z e l s k i e g o ( O sztu ce p o etyck ie j M ickiew icza, s. 3 6 -3 7 ).

25 B yć m oże, byłaby do rozpatrzenia, gdyby czynnościom interpretacyjnym poddać w yłącznie dw ie pierw sze cząstki wersji A i B, pomijając zakończenie.

26 Zob. D . S e w e r y n , „ Ruiny ” i „ g ro b y ” w „ Sonetach krymskich W zb.: R eligijn y w ym iar literatury p o lsk ieg o rom antyzmu. Red. D. Zamącińska, M. M aciejewski. Lublin 1995, s. 189-190.

(12)

„D U M A N IA W DZIEŃ O D JA ZD U ” M IC KIEW IC ZA 2 1 3

jak i początku je st niezw ykle charakterystyczny dzw onek pocztowy. Dla w iersza stanowi dźw iękow y kontrapunkt. N iezależnie od tego, co ju ż pow iedziano, sądzę, iż cały tekst je st niem al „bezdźw ięczny” . Zarów no świat przedstawiony, ja k i rela­ cja ze św iata uw ew nętrznionego w yposażone są w dźw ięki ściszone, m atowe, brzm iące jak b y w przestrzeni snu. To porów nanie sugerowane jest przez liryczny czas elegii, typow e dla wierszy o odjeździe pogranicze nocy i dnia, snu i jawy, przeszłości i teraźniejszości. Podobnie je st w G odzinie, w której z przestrzeni m arzeń i stanu otępienia w yryw a bohatera wybuch płaczu. W D um aniach finało­ wy dzw onek poczty staje się znakiem powrotu do rzeczyw istości, w której od­ jeżdżający zam yka się w sobie wraz z dośw iadczeniam i przeszłości, stanow ią­ cymi jeg o najw ażniejszy bagaż. Sytuacja taka przypom ina elegijne ody np. N aru­ szewicza, na czele z jego słynnym Odjazdem z 1777 roku (przypisanym poecie dopiero w pracach E. A leksandrow skiej, J. Platta i J. W. G om ulickiego28).

Odeski etap biografii M ickiewicza traktowany jest zazwyczaj z pew ną dozą pobłażania. Cytaty w rodzaju: „w Odessie żyłem jak basza”, „w Odessie prowadziło się życie orientalne, a po prostu mówiąc, próżniackie” - wraz z pakietem erotycznych sonetów tw orzą swoisty klimat tych kilku wiosennych, letnich i wczesnojesiennych miesięcy spędzonych na południu. Relacje towarzyskie poety były przez niego same­ go przedstawiane w taki sposób, że pewien „donżuanowski” rys biografii kształtował się w nich wyraziście. Incipit wiersza wpisanego „do imionnika Apollona Skalkow- skiego” w styczniu następnego roku w M oskwie brzmi jak echo doświadczeń M ic­ kiewicza („Słychać, że pud suwnirów pobrałeś z Rusinek”). Miłość i obcość, gorączka zmysłów i emocjonalny chłód rozstania w efekcie tworzą szczególną sytuację obcości wobec wszystkich. Don Juan jest samotnym zdobywcą, ale pozostaje też poniekąd wśród innych jako osoba przez nich zdobyta. W tym sensie jest obcy nawet wobec siebie samego. W yjeżdżając zostawia tylko legendę - a zatem umiera. Teatrem ow e­ go zejścia staje się ulica - miejsce kontaktu z innymi, obojętnego w ym inięcia anoni­ mowych nieznajomych. Zdobywczość Don Juana sprawia, że w perspektywie życia pędzonego przez M ickiewicza w Odessie i na Półwyspie Krymskim może on stać się zarazem figurą poety-wygnańca, który w nieznanym mieście próbuje znaleźć swoje miejsce, pozostając na zawsze obcy. Cały wiersz m ożna potraktować jako próbę określenia tożsamości bohatera wobec emocjonalnej niespójności osoby przy­ jezdnej: na zewnątrz romantycznego dandysa, gościa odeskich salonów, wewnątrz

wędrowca-poety, całą sw oją świadom ością osadzonego w utraconej przeszłości. Spróbujm y potraktow ać - wyłącznie na zasadzie dygresji - jed en z elegijnych wierszy Leśm iana z tzw. rękopisów pośm iertnych jak przenikliw y kom entarz do tej sytuacji, którą w naturalnym odruchu człow ieka kończącego pew ien etap bio­ grafii próbow ał zrekapitulow ać M ickiew icz 29 X 1825, słysząc dzwonki poczto­ wego pow ozu, który m iał być jego karawanem. Zw łaszcza że podkreślano ju ż związki Leśm ianow skich elegii z tradycją rom antyczną29.

28 E. A l e k s a n d r o w s k a , „ Z abaw y P rzyjem ne i P ożyteczne ” 1 7 7 0 -1 7 7 7 . M onografia b i­ bliograficzna. Warszawa 1999, s. 1 3 1 . - N a r u s z e w i e z , Liryki w ybran e, s. 25. Według J. P 1 a t- t a {Pani K asztelan ow a Owrucka. P rzyczyn ek do biografii Adam a N aruszew icza. „Przegląd Huma­ nistyczny” 1960, nr 1, s. 118) O dja zd powstał w maju 1777 w związku z wyruszeniem N aruszew i­ cza z pińskiej Pow ieci na kilkum iesięczny objazd litewskich parafii.

(13)

Zbladła twarz Don Żuana, gdy w ulicznym mroku Spotkał swój własny pogrzeb, i przynaglił kroku. I zatracił różnicę m iędzy ciałem w ruchu A tym drugim, co legło w trumiennym zaduchu. Czuł tożsam ość obojga - orszak szedł pośpiesznie, A jem u się zdawało, że w m iejscu tkwi śmiesznie. Czekał, aż uśnie w Bogu, lecz stwierdził naocznie, Że B óg nie jest - noclegiem - i że już nie spocznie. Pogardą na śmiertelne odpowiadał dreszcze.

„Śpi snem w iecznym ” - szeptano, ale nie spał jeszcze. Szedł coraz bezpowrotniej - w pozgonnym rozpędzie. „Śpi snem w ieczn ym ...” Snu nie ma i nigdy nie będzie! „Szczęśliw y! Już nie cierpi!” - Tak m ów iono w koło - A on w świat trosk m ogilnych kroczył niew esoło, W świat, gdzie pierw szą ułudą jest ostatnie tchnienie - I zaczęło się now e - nieznane cierpienie30.

W O dessie M ickiew icz był nie całkiem w ygodnym gościem. W świecie salo­ nów jeg o przeszłość nie m usiała być dla wszystkich do końca zrozum iała. Tym silniej więc poeta dośw iadczał obcości, a przyjęty styl bycia zakładał brak trw al­ szych zw iązków em ocjonalnych. Na kilka m iesięcy rzucił się w w ir życia tow a­ rzyskiego, którego cechą znam ienną było to, iż osoby nieobecne niem al natych­ m iast w ypadały z pam ięci zebranych. W yjazd był więc w istocie w yjściem poza granice zainteresow ania otoczenia, śm iercią w ich pamięci. Sytuacja ta kształto­ w ała poczucie dystansu, a m oże i zagubienia.

Dla poety rzeczywiście zaczął się nowy etap. Martwota nie dotyczy więc ju ż wy­ łącznie podmiotu, lecz także jego dotychczasowego otoczenia. On umiera dla nich, a oni umierają dla niego. Zmienia się jakość przeżycia. Karawan rusza w nową drogę.

D zw on y jeszcz e dzwoniły. N ie słuchał ich wcale. Szli ludzie - dotąd żyw i... Minął ich niedbale. C zczość dzw onów i daremność zrozumiał pogrzebu I zmarłymi oczym a przyglądał się niebu31.

Pow tórzę raz jeszcze - przyw ołanie elegii Leśm iana może mieć tylko w artość dygresyjnego skojarzenia. Lektura D um ań w dzień odjazdu dom aga się zam knię­ cia we własnym obrębie poezji M ickiewiczowskiej. Tekst ujawnia i tłumaczy swoje znaczenia przede w szystkim w świetle wcześniejszych utw orów poety. Nie w yni­ ka z tego jednak, że próba odnalezienia odpow iednich kontekstów nie m oże przy­ nieść sensow nych tropów interpretacyjnych. Przeciwnie.

Tem atyczna i przede wszystkim gatunkow a bliskość Dum ań wobec dawniej pow stałych elegii, w alet, naw et alb, w ierszy pożegnalnych - pieśni Jana K ocha­ now skiego, Walety w łoszczonow skiej Kaspra M iaskow skiego, walet Jakuba Teo­ dora Trem beckiego, O djazdu A dam a N aruszew icza, Powrotu z Warszawy na wieś Franciszka K arpińskiego, elegijnych w ierszy i ód Franciszka Dionizego Kniaźni- na - pow oduje, że w utw orze M ickiew icza obserw ujem y ciągłe napięcie m iędzy tradycyjną tem atyką gatunku, stanow iącą głów ną oś utworu, a uśw iadam ianiem sobie przez poetę własnych stanów em ocjonalnych, w spom nień, pam ięci, prze­

30 B. L e ś m i a n, [Z bladła tw arz D on Żuana]. W: P oezje. (Tekst według wydania J. T r z n a- d 1 a. Warszawa 1965). Warszawa 1979, s. 3 6 1 -3 6 2 .

(14)

„D U M A N IA W DZIEŃ O D JA ZD U ” M ICKIEW ICZA 2 1 5

szłości, które, niczym dygresje, widoczne dopiero w zestaw ieniu z dotychczaso­ wymi sposobam i pisania tego rodzaju w ierszy pożegnalnych, odryw ają podm iot m ów iący od sytuacji w w ierszu aktualnej i kierują ku jego w spom nieniom .

Zimą, u schyłku 1783 roku, Karpiński porzucił Warszawę, w której spędził po­ nad 3 lata. Jego odjazd był efektem dramatycznego wyboru między karierą dworaka Czartoryskich a niezależnością ubogiego poety. Wybór ten zamanifestowany został głośną elegią Pow rót z Warszawy na wieś. W brew sugestii tytułu utwór poświęcony jest odjazdowi i porzuceniu stolicy oraz związanych z nią m ożliwości kariery dwor­

skiej i literackiej, profitów, dobrobytu. Interpretacja tej elegii - zresztą najlepszego chyba utworu autobiograficznego, jaki powstał w wieku XVIII - nie jest tu potrzeb­ na, zw łaszcza że częściowo została już opublikowana gdzie indziej32. Istotny jest jedynie zestaw szczególnych cech podmiotu mówiącego, ujawniający się w w ier­

szu. Sytuacja bohatera, który poprzez teraźniejszość powraca do swojej przeszłości, poszukiwanie własnego miejsca, które jest w rzeczywistości miejscem cudzym (dom Karpińskiego był dzierżawiony, a więc nie jego własny), wypowiedź monologowa przybierająca postać rozmowy z sobą samym - wszystkie te cechy powodują, że

Powrót z Warszawy na wieś, bardzo bliski Mickiewiczowi nawet w rozwiązaniach

rytmicznych, brzmi jak uwertura do Dumań w dzień odjazdu. Dla Karpińskiego spo­ tkanie z domem, który stanowił przestrzeń oswojoną i przyjazną, było jednym z pod­ stawowych sposobów wyrażenia potrzeb emocjonalnych, ale i szczególnej prezen­ tacji jego własnego programu. Poprzez stopniowe „rozpoznawanie” wnętrz ujaw ­ niona zostaje samotność poety, a ona z kolei stanowi punkt zwrotny, kierujący ku opisaniu dotychczasowych doświadczeń. Rozmowa z sobą, prowadzona w perspek­ tywie przypom inania własnej biografii, wiedzie do napięcia między uczuciami zwią­ zanymi ze świadomym wyborem wsi i porzuceniem m iasta a żalem, że z miastem trzeba się było jednak pożegnać. Wybór pewnych wartości okupiony zostaje bole­ sną rezygnacją z innych. W Dumaniach zaś silnie odczuwany jest zestaw am biwa­ lentnych uczuć towarzyszących wyjazdowi.

Na chw ilę przenieśm y się na płaszczyznę biografii, aby przypomnieć, że M ic­ kiewicz wyjeżdżał z Odessy - na własną prośbę. W Dumaniach w dzień odjazdu bohater nie piętnuje sił zmuszających go do opuszczenia miasta, to on je bowiem „ p o r z u ć a” . Uskarża się natomiast na „natręctwo” woźniców czekających godzi­ ny odjazdu, na małostkowość i obcość mieszkańców. Jeśli Powrót z Warszawy na

wieś był wierszem o świadom ym opuszczeniu stolicy, z której poeta nie chciał od­

jeżdżać, to Dumania w dzień odjazdu poświęcone są wyjazdowi bohatera, którego konstrukcja psychiczna domaga się pozytywnej reakcji emocjonalnej mieszkańców opuszczanego miasta. Brak takiej uczuciowej odpowiedzi wywołuje zaw ęźloną re­ akcję żalu, smutku i goryczy, a łzy w ogóle nie wylane bądź oczekiwane od „m iesz­ kańców” są tak naprawdę znakiem własnych reakcji em ocjonalnych podm iotu li­ rycznego. W dwóch wspomnianych już wielokrotnie elegiach płacz bohatera jest za każdym razem znakiem końca. W Dumaniach brak łez przypisany zostaje komu innemu, lecz sens wersu wyraźnie kryje sugestie odniesienia ich do podm iotu elegii.

Część utw oru pośw ięcona m iastu rozpada się na dwie metafory. Pierw sza do­ tyczy bohatera, a składają się na nią obrazy błonia, tęczy, w iędnięcia, róży, wiatru itp. elem entów przyrody. Druga jest obrazem m iasta i jego mieszkańców. Sam otno­

(15)

ści kw iatu-robaczka odpow iadają tu „roje pięknych niew iast”, których zachow a­ nie potraktow ane zostaje z goryczą i w yrzutem , a zarazem m entorską wyższością. Środowisko ludzi zabawy, bezm yślnej pogoni za nowością, je st porów nane do dzieci goniących m otyla, a za porów naniem tym tkwi w yraźna ocena moralna:

Tak ja nieznane imię, cudzoziem skie lice N osiłem przez te ludne place i ulice, I roje pięknych niewiast spotykałem co dzień.

Chcą m ię poznać - dlaczego? - że jestem przychodzień. Dziatwa pędzi motyla, póki z dala św ieci,

Z łow i, pojrzy i ciska: niechaj dalej leci.

O dorosłych, bezm yślnych ja k nieodpow iedzialne dzieci, goniących za św ie­ cącym i błyskotkam i - pisał Krasicki. Pierwszy z dwóch wstępnych w ierszy B ajek

i przypow ieści je st tu punktem odniesienia: społecznym i m oralnym , a „bajki” nie­

sione „dzieciom ” oznaczają po prostu prawdę.

O wy, co w szystkie porzuciw szy względy, Za cackiem bieżyć gotow i w zapędy, Za cackiem , które zbyt w ysoko leci, Bajki wam niosę, posłuchajcie, dzieci. Wy, których tylko niestatek żyw iołem , Co się o fraszki uganiacie wspołem , O fraszki, których zysk maże i szpeci, Bajki wam niosę, posłuchajcie, d zieci” .

Nie odw ażyłbym się powiedzieć, że M ickiewicz sięgnął do Krasickiego - choć przecież w iadom o, że tw órczość XBW znał doskonale - i nie w tym rzecz. C hcia­ łem jedynie zw rócić uwagę, iż literatura XVIII wieku jest dla M ickiew icza stałym i żyw ym obszarem nieustannie aktualizow anej tradycji, płaszczyzną odległych naw et skojarzeń i m otyw ów wyobraźni.

Rekwizyty odjazdu m ają charakter symboliczny i warto zestawić je z tradycyj­ nymi przedm iotami towarzyszącymi chwilom pożegnań i powrotów. Choć Czesław Zgorzelski zw racał uwagę na rolę rekwizytów w kształtowaniu szczególnego cha­ rakteru dram atyczności34, ważne są one jednak nie dlatego, by w wierszu pełniły rolę znaczącą, nacisk bowiem położony jest na inną problem atykę - lecz dlatego, iż w polskich wierszach o odjeździe, rozstaniu, zamknięciu pewnego etapu biografii zbyt często pojawiały się np. książki, by można było zbagatelizować przywołanie ich w Dumaniach. Ów znak kulturowej przynależności znamy oczywiście z IV czę­ ści Dziadów jako książki zatruwające świadomość, owe słynne „książki zbójeckie” . W Powrocie z Warszawy na wieś książki są symbolem kultury przeciwstawianej „naturalnym ” potrzebom serca. Owego przeciwstawienia nie m ożna sprowadzić do „sentym entalnej” antynomii natura-kultura powtarzanej za Jeanem -Jacques’iem Rousseau, gdyż poeta posłużył się tu kryptocytatem z trenu XIX Kochanowskiego. Streszczając dłuższy wywód interpretacyjny i rozmaite zastrzeżenia, na które nie ma tu m iejsca35, m ożna powiedzieć, że w elegijnych wierszach Kochanowskiego

33 I. K r a s i c k i, D o dzieci. W: D zieła w ybrane. Opracował Z. G o 1 i ń s k i. T. 1. Warszawa 1989, s. 465.

34 Cz. Z g o r z e l s k i , D ram atyczn ość m onologu lirycznego. W: O sztu ce p o etyck iej M ickiew i­ cza, s. 279.

(16)

„D U M A N IA W DZIEŃ O D JA ZD U ” M ICKIEW ICZA 2 1 7

i Karpińskiego książki pojaw iają się jako symbol ułudy kultury, nie zapewniającej swoistej emocjonalnej harmonii i spokoju psychicznej samorealizacji bohatera; jako fikcja, domena autorytetów literatury czy filozofii - i przeciwstawiane są autorytetom i doświadczeniu życia. Gesty wykonywane wobec książki jako przedm iotu m ają charakter dram atyczny i mocno w ażą na argumentacji lirycznej. M imo negatywnej oceny książki pozostają bowiem znakiem przynależności poety do świata piszących i czytających, do świata kultury i tradycji. Od Kochanowskiego poprzez Karpińskiego trwa proces dojrzewania poetów i ich sytuowania się w sferze emocjonalnego, psy­ chicznego doświadczenia, kontrastowanego ze sferą kulturową, która nie stanowiąc odpowiedniego oparcia, przynosi w rezultacie rozdarcie bohatera, ukształtowanego w złudnej przestrzeni literatury. M owa o rozdarciu, gdy mimo wszystko to książki pozostają znakiem macierzystego świata bohatera, który kształtuje się w ich obszarze i porzucając je, w jakiejś mierze porzuca także swoje dotychczasowe ,ja ”. W tym sen­ sie również IV część D ziadów wpisywałaby się w ów proces, pomimo znanych prze­ cież związków z tradycjami wczesnego romantyzmu i kręgami literatury niemieckiej.

W ERSJA A (M 2, 7 5 -7 7 36)

1825. D u m a n i a w d z i e ń o d j a z d u . 29 octobra, Odessa x. 2.

coz choć miasto porzucę, choć by z oczu znikli m ieszkańce, którzy do mnie sercem nie przywykli. M oy (odi) wyiazd nieokryie nikogo żałobą, J ia nie chcę łzy iedney zostaw ić za sobo -5 Jak po błoniu, kwitnącym kolorami tęczy

Przelatuię samotnie mdły kwiatek paięczy, Zdmuchniony gdziez daleko, z uw iedłey gałęzi, chociaż napotka rozę, i w m aiow ey w ięzi Pragnąc odpocząc, martwą zaplączesię dłonią, 10 (Zaraz) Znowu go wichry zedrą i daley pogonią.

Tak ia nieznane im ie cudzoziem skie lice,

N osiłem przez te (w ielkie gm achy) ludne place i ulice. J roie pięknych niewiast spotykałem codzień. Chcą m ię poznać, dla czego - ze iestem przychodzień, 15 Dziatwa, pędzi motyla, poki zadała św ieci,

Złow i poyrzy i ciska, niechay daley l(ica)eci, Lećmy, szczęsciem zostały piorą dopowrotu, Lećm y i nigdy odtąd nieznizaym y lotu.

XX

Skąd mi ten zal niew czesny - staię upodwoióm 20 Raz ieszcze do samotnych wracamsię pokoio(m )w

Jakbym czegoś zapomniał - wzrok m oy obłąkany - (Przebiega s pożegnaniem - głuche nagie ściana) Jeszcze wraca się - zegnać przyiacielskie - ściany. One srod tylu ranków, srod nocy tak w ielu, S cierpliw ości, słuchały, mych westchnien bez celu. 25 Przy tym oknie często kroć w ieczór przesiedziałem,

W yglądaiąc, niew iedząc, czego wyglądałem . W stałem gdy m ię znudziła tożsam ość widoków

(17)

Budząc echa łoskotem m ych samotnych krokow, Znowu odedrzwi ku drzwiom błądzę bez zamiaru, 30 L ieczę takt w takt zelazne stąpania zegaru,

Lub szeptania robaczka, co gdzieś utaiony, Z daiesię ze kołace do drzwi sw oiey zony.

[Poniżej zanotow any w ariant dw uwiersza 31-32:]

XXX

Lub robaczczeka, co kędyś cichem i lekkiem[i] przestanki, K ołace lekko cicho, iakby do drzwi sw ey kochanki (W sch) (Juz) (porań)

(Widać sr)

Bliski ranek, czekaią w oźnice natręty, Bierzcie, te kilka xiązek, i te drobne sprzęty.

35 Jdzmy, iak niewitany, (przybyłem w te) pro przestąpiłem progi, Tak odjeżdżam, nikt dobrey niezyczy mi drogi.

Pamiętam kiedy młody, z lubey okolicy, Od przyiacioł kochanych odm oiey dziew icy, (od) jechałem , i patrzyłem i pom iędzy drzewy, 40 (W idzi) Słyszałem głosy, chustek w idziałem pow iewy.

Płakałem m iło płakać, poki w iek namięt[n]y. Stokroć boleśniey płacze starzec obojętny.

[Na praw ym m arginesie w ariant zanotow any drobnymi, zaokrąglonym i literami, zapew ne p o ja k ie jś p rzerw ie:]

Za coz mam dzisiay płakać starzec obojętny M łodem u lekko umrzeć, on nieznając świata, M yśli zyć w sercu zony przyiaciela, brata,

45 (A lez ty stary co) ale starze [c] co (z) życiu zdział szatę obłudy, N iew ierzący w nadlud[z]kie, ani w ludzkie cudy.

Znasz ze całkiem nawieki zam ykaszsię w grobie Odjazd (iest małą śm iercią - iam podobny tobie,)

[Na m arginesie zapisał poeta (zapewne rów nocześnie z wariantem w. 42) wiersz na m iejsce przekreślonego w. 47:]

dlatego cudze miasto (smut) smutno mi po tobie W siadamy(m) nikt nikt na drodze trumny niezatrzyma, 50 Nikt iey nieprzeprowadzi, chociaż by oczyma.

J wracaiąc do domu lica łzą niezrosi.

Na odgoł dzwonka poczty, co me zeyscie głosi. Koniec WERSJA B

(A. M ickiew icz, D zieła w szystkie. T. 1, cz. 2. Opracował Cz. Zgorzelski. W rocław 1972, s. 8 5 -8 6 ) D u m a n i a w d z i e ń o d j a z d u

1825, 29 Octobra, Odessa Skąd mi tu żal niew czesny? - staję u podwojów, Raz je szc ze do samotnych wracam się pokojów, Jakbym czeg o ś zapomniał; - w zrok mój obłąkany Jeszcze wraca się żegnać przyjacielskie ściany! 5 One śród tylu ranków, śród nocy tak w ielu

Z cierp liw ością słuchały mych westchnień bez celu. Przy tym oknie częstokroć w ieczór przesiedziałem ,

(18)

„D U M A N IA W DZIEŃ O DJA ZD U ” M ICKIEW ICZA 2 1 9

Wyglądając, nie w iedząc czego wyglądałem . W stałem, gdy m ię znudziła tosam ość widoków; 10 Budząc echa łoskotem mych samotnych kroków,

Znowu ode drzwi ku drzwiom błądzę bez zamiaru, L iczę takt w takt żelazne stępania zegaru, Lub robaczka, co kędyś lekkimi przestanki Kołace cicho, jakby do drzwi swej kochanki. 15 Coż, choć miasto porzucę, choćby z oczu znikli

M ieszkance, którzy do mnie sercem nie przywykli? Mój w yjazd nie okryje nikogo żałobą,

I ja nie chcę łzy jednej zostaw ić za sobą. - Jak po błoniu kwitnącym kolorami tęczy 20 Przelatuje samotnie mdły kwiatek pajęczy,

Zdmuchniony gdzieś daleko z uwiędłej gałęzi; C hociaż napotka różę i w majowej w ięzi, Pragnąc odpocząć, martwą zaplącze się dłonią, Znowu go wichry zedrą i dalej pogonią: 25 Tak ja nieznane imię, cudzoziem skie lice

N osiłem przez te ludne place i ulice, I roje pięknych niewiast spotykałem codzień.

Chcą m ię poznać - dlaczego? - że jestem przychodzień. Dziatwa pędzi motyla, póki z dala św ieci,

30 Z łow i, pojrzy i ciska: niechaj dalej leci. Lećmy, szczęściem zostały pióra do powrotu. Lećm y i nigdy odtąd nie zniżajmy lotu! Bliski ranek. Czekają w oźnice natręty. Bierzcie te kilka książek, i te drobne sprzęty. 35 Idźmy, jak niewitany przestąpiłem progi,

Tak odjeżdżam: nikt dobrej nie życzy mi drogi. Pamiętam, kiedy m łody z lubej okolicy, Od przyjaciół kochanych, od mojej dziew icy Jechałem i patrzyłem i pom iędzy drzewy 40 Słyszałem głosy, chustek w idziałem pow iew y:

Płakałem. M iło płakać, póki w iek namiętny; Za coż mam dzisiaj płakać, starzec obojętny? M łodemu lekko umrzeć; on nie znając świata, M yśli żyć w sercu żony, przyjaciela, brata, 45 A le starzec, co życiu zdjął szatę obłudy,

N ie w ierzący w nadludzkie ani ludzkie cudy, Zna, że całkiem na w ieki zamyka się w grobie. Dlatego smutno, cudze miasto, mi po tobie. Wsiadamy, nikt na drodze trumny nie zatrzyma, 50 Nikt jej nie przeprowadzi, chociażby oczym a,

I wracając do domu lica łzą nie zrosi

Na odgłos dzwonka poczty, co me zejście głosi. WERSJA C

(A. M ickiew icz, D zieła. Wyd. R ocznicow e, t. 1, s. 2 0 6 -2 0 8 ) D u m a n i a w d z i e ń o d j a z d u

1825, 29 Octobra, Odessa. Coż, choć miasto porzucę, choćby z oczu znikli M ieszkańce, którzy do mnie sercem nie przywykli. Mój wyjazd nie okryje nikogo żałobą,

(19)

-*

Skąd mi ten żal niew czesny? - staję u podwojów, Raz jeszcz e do samotnych wracam się pokojów, Jakbym czegoś zapomniał - wzrok mój obłąkany Jeszcze wraca się żegnać przyjacielskie ściany. One śród tylu ranków, śród nocy tak wielu 10 Z cierpliw ości słuchały mych westchnień bez celu.

Przy tym oknie częstokroć w ieczór przesiedziałem , Wyglądając, nie wiedząc, czego wyglądałem . W stałem, gdy m ię znudziła tożsam ość widoków; Budząc echa łoskotem mych samotnych kroków, Znowu ode drzwi ku drzwiom błądzę bez zamiaru, Liczę takt w takt żelazne stępania zegaru, Lub robaczka, co kędyś lekkimi przestanki K ołace cicho, jakby do drzwi swej kochanki.

* *

Jak po błoniu kwitnącym kolorami tęczy 20 Przelatuje samotnie mdły kwiatek pajęczy,

Zdmuchniony gdzieś daleko z uwiędłej gałęzi, C hociaż napotka różę i w majowej w ięzi, Pragnąc odpocząć, martwą zaplącze się dłonią, Znowu go wichry zedrą i dalej pogonią: Tak ja nieznane imię, cudzoziem skie lice N osiłem przez te ludne place i ulice, I roje pięknych niewiast spotykałem co dzień.

Chcą m ię poznać - dlaczego? - że jestem przychodzień. Dziatwa pędzi motyla, póki z dala św ieci,

30 Z łow i, pojrzy i ciska: niechaj dalej leci. Lećmy, szczęściem zostały pióra do powrotu, Lećm y i nigdy odtąd nie zniżajmy lotu.

* * *

Bliski ranek, czekają w oźnice natręty: Bierzcie te kilka książek i te drobne sprzęty. Idźmy; jak nie witany przestąpiłem progi, Tak odjeżdżam: nikt dobrej nie życzy mi drogi. Pamiętam, kiedy młody, z lubej okolicy, Od przyjaciół kochanych, od mojej dziew icy Jechałem i patrzyłem i pom iędzy drzewy 40 Słyszałem głosy, chustek w idziałem pow iew y:

Płakałem - m iło płakać, póki wiek namiętny. Za coż mam dzisiaj płakać, starzec obojętny? M łodem u lekko umrzeć; on, nie znając świata, M yśli żyć w sercu żony, przyjaciela, brata, A le starzec, co życiu zdjął szatę obłudy, N ie wierzący w nadludzkie ani w ludzkie cudy, Zna, że całkiem na w ieki zamyka się w grobie. Dlatego, cudze miasto, smutno mi po tobie. W siadamy, nikt na drodze trumny nie zatrzyma, 50 Nikt jej nie przeprowadzi, chociażby oczym a.

I wracając do domu lica łzą nie zrosi

Cytaty

Powiązane dokumenty

+48 61 62 33 840, e-mail: biuro@euralis.pl www.euralis.pl • www.facebook.com/euralisnasiona • www.youtube.com/user/euralistv Prezentowane w ulotce wyróżniki jakości,

cych się określić w trzech profilach po­.. litycznych : socjaldemokratyczny,

„Budowlani” w Warszawie, 03-571 Warszawa ul. Tadeusza Korzona 111. Zapłata należności nastąpi przelewem na konto Wykonawcy wskazane na wystawionej fakturze, w terminie 14 dni

7) oświadczenie rodzica (opiekuna prawnego) dziecka o kontynuacji edukacji przedszkolnej przez rodzeństwo kandydata w tej samej publicznej innej formie wychowania

Zamawiający udostępnia Dostawcy klauzulę informacyjną dla kontrahentów („Klauzula”), której treść zawiera informację wymagane na podstawie art. 13 i 14 RODO, i jest ona

Obserwacja gigantycznych parad wojskowych urządzanych w stolicy na polecenie imperatora przyniosła smutne refl eksje o całkowitym braku poszanowania wartości ludzkiego życia

1) Wykonania przedmiotu umowy. 2) Zorganizowania zaplecza budowy oraz urządzenia i zabezpieczenia na własny koszt terenu budowy oraz podjęcie niezbędnych środków

Rozwiązania należy oddać do piątku 29 listopada do godziny 15.10 koordynatorowi konkursu. panu Jarosławowi Szczepaniakowi lub przesłać na adres jareksz@interia.pl do soboty