Marek Jêdrasik
KONSERWATOR
By³ s³oneczny, cichy dzieñ, który zachêca³ do d³ugich spacerów.
Spotka³em go w parku. Siedzia³ na ³aweczce obok stawu, w którym maje- statycznie p³ywa³y ³abêdzie.
Usiad³em obok niego zaintrygowany jego wygl¹dem.
Czy nie wie pan, gdzie siê znajdujemy? zapyta³ mnie nieoczekiwanie.
Jak to gdzie? W parku odpowiedzia³em lekko zdziwiony.
To wiem, ale chodzi mi o czas i miejsce w sensie ogólniejszym. Rok, epoka...
Chyba nie ma pan zaniku pamiêci? Jest dzisiaj 10 lipca 1995 roku. Jeste-
my w XX wieku, w Polsce, na planecie Ziemia. Czy to panu wystarczy?
Niech nie bêdzie pan tak ironiczny. Czy na przyk³ad pan wie, w którym module funkcjonalnym okrelonego chronosu siê znajduje?
Chyba pan ze mnie ¿artuje... odpowiedzia³em, umiechaj¹c siê do niego niepewnie.
Nie, po prostu chcê obrazowo przedstawiæ panu relacje czasowe, jakie zachodz¹ miêdzy nami.
Widzê ¿e jest pan mi³onikiem fantastyki naukowej odpowiedzia³em co- raz bardziej zaintrygowany nieznajomym.
Pewnie chodzi panu o generatory entropii jêzykowej, które utrwalaj¹ za- krzywienie metryki waszej przestrzeni interpretacyjnej. Dziêki temu wzmacnia- j¹ wasz horyzont czasowy.
Coraz mniej pana rozumiem odpowiedzia³em, bêd¹c coraz bardziej za- dowolony z tego niezwyk³ego dla mnie spotkania.
Oczywicie odrzek³ przepraszam, ale trudno mi siê tak od razu prze- stawiæ na jêzyk waszego modu³u czasowego. Chyba jednak dobrze trafi³em.
Czy¿by sugerowa³ mi pan, ¿e jest z innego czasu, a mo¿e nawet z innego kosmosu? zacz¹³em prowadziæ rozmowê z nieznajomym w tej jego ¿artobliwej konwencji.
Mo¿na to tak uj¹æ w bardzo du¿ym przybli¿eniu, traktuj¹c te okrelenia jako metafory odpowiedzia³ spokojnie, ci¹gn¹c swój nietypowy ¿art .
Co pan rozumie przez modu³ funkcjonalny? zapyta³em z ciekawoci¹.
Jest to pewna populacja biologiczna zamkniêta przez nas w pewnej prze- strzeni interpretacyjnej. Przestrzeñ ta jest efektem obiektywizacji okrelonego jêzyka, w wyniku zachowywanej dziêki niemu równowadze socjologicznej.
Czy mogê pana spytaæ, do jakiej rasy kosmicznej pan przynale¿y? za- pyta³em go z umiechem.
Chyba dla was bêdzie to staro¿ytny Egipt odpowiedzia³ spokojnie.
Widzê, ¿e pan sobie ze mnie kpi? Nie lepiej od razu powiedzieæ, ¿e z cy- wilizacji znajduj¹cej siê w j¹drze galaktyki? Zawsze to jest bardziej intryguj¹ce.
Nie kpiê. Musi pan jedynie zrozumieæ, ¿e Egipt jako nadrzêdny, globalny system jawi siê dla swoich modu³ów w postaci okrelonego obiektu historyczne- go. Jest to efektem istnienia horyzontu czasowego waszej przestrzeni interpre- tacyjnej. To zamkniêcie uniemo¿liwia wam kontakty z innymi modu³ami naszej cywilizacji. Modu³y dziêki posiadaniu w³asnych horyzontów s¹ oddzielone od sie- bie barierami informacyjnymi, które generuj¹ ró¿ne lokalne czasy.
A wiêc, wed³ug pana, nie ma jednego uniwersalnego czasu zapyta³em, nakierowuj¹c rozmowê na tematy bardziej filozoficzne.
Dla nas taki czas jest efektem obiektywizacji czasu gramatycznego jêzyka, czego efektem jest absolutyzacja relacji czasowych z perspektywy jednego uk³adu odniesienia, wyznaczonego przez formaln¹ strukturê jêzyka. Tak wiêc, z punktu widzenia waszej lokalnej czasoprzestrzeni, Egipt jest dla was pewn¹ identyczno-
ci¹ historyczn¹, która ukrywa przed wami lukê informacyjn¹ o nas, a ogólnie o innych czasoprzestrzeniach. Miar¹ tej luki jest lokalny czas okrelaj¹cy nasz¹ historycznoæ. Jednak tak naprawdê okrela on wasz¹ historycznoæ wobec nas.
W rzeczywistoci jest miar¹ archaicznoci etapu rozwoju, na jakim siê znajdu- jecie w stosunku do nas.
Czy¿by chcia³ pan powiedzieæ, ¿e mieszkañcy tych ró¿nych modu³ów s¹ zawsze przesz³oci¹ Egiptu? by³em coraz bardziej zaintrygowany tematem roz- mowy.
Dos³ownie tak, jak pan to okreli³. Obiektywizuj¹ oni swoj¹ historycznoæ za pomoc¹ jêzyka narzuconego przez nas, na który rzutuj¹ swoje w³asne lokalne uwarunkowania. Prowadzi to w efekcie do odwrócenia relacji czasowych, jakie zachodz¹ wewn¹trz modu³u, a tymi na zewn¹trz. W koñcu ¿aden u¿ytkownik jêzyka nie bierze pod uwagê tego, ¿e jêzyk, w którym relacje te s¹ wyra¿ane, zak³ada ju¿ istnienie systemu nadrzêdnego, który go stworzy³, a który istnieje w czasie realnym, a nie cyklicznym, symulacyjnym, formalnogramatycznym, narzu- conym z góry z punktu widzenia funkcji, jakie maj¹ byæ realizowane dla niego.
Jak z tego wynika, jestemy jakim zespo³em roboczym waszego spo³e- czeñstwa. W wyobrani ju¿ zobaczy³em staro¿ytnych Egipcjan, jak zapêdzali nie- wolników do budowy piramid.
No nie, jest to bardzo du¿e uproszczenie relacji, jakie zachodz¹ miêdzy nami a wami. Jestecie jedynie jednym z wielu zespo³ów funkcjonalnych naszej cywilizacji, zamkniêtym jako okrelona biologia w pewnej przestrzeni interpreta- cyjnej. Jej horyzont czasowy jest efektem rzutowania waszych uwarunkowañ na systemow¹ strukturê formaln¹ jêzyka. W ten sposób jest on miar¹ naszego rów-
nie¿ tak samo formalnego stosunku do was, ale ju¿ w funkcjonalnych struktu- rach czasoprzestrzennych naszej cywilizacji. S¹ one dla was tworzone w ra- mach symulacyjnych programów ró¿nych etapów naszego rozwoju, które po- szczególne modu³y cyklicznie powtarzaj¹ , realizuj¹c dla nas standardowe informacyjne funkcje.
Czy¿by tylko informacyjne? zapyta³em ironicznie.
Widaæ po tym pytaniu lokalne ograniczenia wyobrani i wiedzy o stopniu ró¿nicy lub w pañskim ujêciu przewagi systemu nad swoimi czêciami. To ona powoduje, ¿e mo¿emy mówiæ o naszych relacjach jedynie na p³aszczynie infor- macyjnej. Na niej mo¿ecie byæ dla nas modelami symulacyjnymi pewnych sytu- acji wewn¹trz innych modu³ów lub w otoczeniu ca³ego systemu.
Ukazuje mi pan system jakiego cybernetyczno-informacyjnego niewolnic- twa, w którym panem jest jakie spo³eczeñstwo ca³kowicie ukryte przed tymi, którzy s¹ wyzyskiwani.
Z punktu widzenia lokalnego powy¿sza relacja miêdzy systemem globalnym a jego czêciami tak siê przedstawia, gdy¿ nie bierze pan pod uwagê problemów zwi¹zanych ze stabilizowaniem rodowiska w globalnym wymiarze czasoprze- strzennym. Jest to poza pana wiadomoci¹. W³anie ze wzglêdu na globalnoæ.
To, co dla pana jest czym naturalnym, fizycznym, dla nas jest efektem funkcjo- nowania okrelonej technologii, której z³o¿onoci pan nawet nie mo¿e sobie wy- obraziæ. Procesy, które na przyk³ad s¹ dla was zwi¹zane z naturaln¹ reproduk- cj¹ gatunków, dla nas s¹ zagadnieniem technicznym zabezpieczaj¹cym nasz¹ niszê przed entropi¹ biologiczn¹. A staje siê ni¹ ka¿da biologia, która wydosta- nie siê ze swojej lokalnej niszy do innych funkcjonuj¹cych w naszej cywilizacji.
Ten proces zak³óca równowagê wyznaczon¹ struktur¹ funkcjonowania w szer- szej skali czasoprzestrzennej. Równowaga pomiêdzy nimi jest przez nas utrzy- mywana dziêki stworzonemu systemowi cykli reprodukcyjnych. To one rozdzie- laj¹, wybieraj¹ i selekcjonuj¹ ró¿ny materia³ biologiczny do ró¿nych naszych modu³ów.
Widzê, ¿e przedstawia pan obraz jakiej hiperhodowli korzystnej dla Egipcjan.
S¹ to dla mnie zbyt emocjonalne okrelenia. Proces ten zachodzi w imiê najefektywniejszego wykorzystania ka¿dej materii biologicznej do stabilizowania niszy wspólnej dla wszystkich, niszy globalnej wszystkich tych populacji. W tym i naszej. Oznacza to, ¿e trwanie wszystkich jest uwarunkowane coraz bardziej przez dzia³ania zwi¹zane ze stabilizowaniem pewnej konfiguracji ró¿nych popu- lacji biologicznych. Tworz¹ one biologiczny system zespo³owego wspó³dzia³ania, w hierarchicznie uporz¹dkowanej drabinie ró¿nych nisz. Ka¿da populacja funk- cjonuje w okrelonej przez nas niszy, której miejsce jest wyznaczone przez funk- cje realizowane z punktu widzenia globalnej równowagi biologiczno-ekologicznej ca³ego zespo³u. Gdybymy na przyk³ad swoich funkcji nie pe³nili, istnienie wszystkich mieszkañców tych lokalnych nisz by³oby pod znakiem zapytania,
w szerszej skali czasoprzestrzennej, ni¿ mog¹ to sobie wyobraziæ ich mieszkañ- cy. Mo¿na powiedzieæ, ¿e lokalnym modelem tego globalnego systemu jest wa- sza biosfera. To dziêki niej s¹ realizowane wobec was funkcje ideologiczne na- szej cywilizacji.
Czy¿by pan twierdzi³, ¿e ka¿da nisza ma swoj¹ biosferê, która jest wytwo- rem nadrzêdnego systemu?
Tak. Ka¿dy gatunek w niej istniej¹cy reprezentuje relacjê, jaka zachodzi pomiêdzy wami a gatunkami istniej¹cymi w innych modu³ach. Jest to pewnego rodzaju system ¿ywych symboli. Jest to dynamiczny model wzajemnych relacji pomiêdzy ró¿nymi populacjami funkcjonuj¹cymi w ró¿nych modu³ach.
Czy¿by chcia³ mnie pan przekonaæ, ¿e na przyk³ad jestemy owadami dla pewnych populacji, a gadami dla innych?
Tego bym tak jednoznacznie nie okreli³. Gdy¿ jest to dla mnie zbytnie uproszczenie. Ale bardzo obrazowo ukazuje pan symboliczne funkcje biosfery, która ukrywa globalny system przed osobniki lokalnych modu³ów. Dziêki temu jest wzmacniana ca³ociowa równowaga, korzystna dla wszystkich.
Twierdzi pan, ¿e lokalne kultury korzystaj¹ z rezultatów istnienia globalnej cywilizacji, nie zdaj¹c sobie sprawy z tego? Obrazowo mo¿na powiedzieæ ¿e paso¿ytuj¹ na niej!
To nie jest tak... Dla mieszkañców modu³u, gdyby j¹ sobie uwiadomili, sy- tuacja przedstawia³aby siê odwrotnie. Dla nich to system globalny paso¿ytowa³- by, eksploatuj¹c lokalne populacje w imiê jakiego absolutnie w³asnego egoizmu nadrzêdnej populacji. Ze wzglêdu na ograniczenia intelektualne tych lokalnych populacji, wynikaj¹ce nie tylko z biologii, ale równie¿ z pe³nionych funkcji, naj- lepszym technicznym rozwi¹zaniem tego problemu jest ukrycie nas jako pewnej globalnej cywilizacji przed wami, mieszkañcami ró¿nych modu³ów. Likwiduje to
ród³a mo¿liwego sta³ego oporu socjologicznego, wynikaj¹cego z pewnych ko- niecznych ograniczeñ, które wcale nie s¹ przekraczalne jedynie dlatego, ¿e zo- stan¹ uwiadomione. Ka¿da próba ich przekroczenia jest z punktu widzenia na- szej wiedzy ja³owa. Dlatego te¿ system likwiduje wszelk¹ informacjê tego typu jako destrukcyjn¹ dla systemu. Jest ona dla jego funkcjonowania po prostu en- tropijna. Eliminowanie tej wiedzy o systemie w modu³ach zwiêksza ich wydaj- noæ. Wynika to, na przyk³ad, z likwidacji oporu socjologicznego, który dziêki ta- kiej informacji uleg³by zwiêkszeniu. Mo¿na ten opór porównaæ do znanego wam z fantastyki naukowej buntu robotów. Nie ma buntu tam, gdzie roboty nie wie- dz¹, ¿e s¹ robotami, ¿e s¹ tworami in¿ynierii genetycznej. Dziêki temu zmniej- szamy równie¿ ich cierpienia, a zarazem zwiêkszamy ich zaanga¿owanie w sys- tem, poprzez wzmocnienie u ka¿dego osobnika poszczególnego modu³u poczucia w³asnej jedynoci. Ka¿da populacja ¿yje w niepowtarzalnym wiecie. Zawsze w wyj¹tkowych czasach.
Widzê ¿e egipska humanitarnoæ jest bardzo wyrachowana.
Nie, jest po prostu racjonalna i dlatego dopasowuje do okrelonej biologii odpowiednie przestrzenie interpretacyjne, zamykaj¹ce informacyjnie okrelone populacje w pewnych niszach. Przestrzenie te s¹ generowane przez funkcjonu- j¹cy w ka¿dym module lokalny model globalnego systemu. Tym modelem jest w ka¿dym ze wiatów biosfera. To z jej perspektywy populacje danego kosmo- su s¹ ca³kowicie naturalnymi, ewolucyjnie wykszta³conymi jej tworami. Dziêki temu mieszkañcy modu³ów nie poszukuj¹ racji swego istnienia w systemie nad- rzêdnym. Z naszego punktu widzenia przestrzenie te jako pewne ewolucyjnie po- wsta³e wiaty s¹ form¹ ideologicznego ukrycia systemu globalnego ze wzglêdu na efektywnoæ jego funkcjonowania. Ka¿dy modu³ funkcjonuje w standardowej czasoprzestrzeni symulowanej przez okrelone formalizmy jêzykowe zsynchroni- zowane z odpowiednimi biologiami. Jest to oparte na tym, ¿e ka¿d¹ biologiê mo¿- na równie¿ okreliæ jako pewnego rodzaju jêzyk reprodukcji, gdy odpowiednio formalnotechnicznie na to siê spojrzy.
Czy pañskie pogl¹dy nie s¹ czasami rasistowskie?
W takim stopniu nie, w jakim ró¿nice pomiêdzy ró¿nymi biologiami nie podlegaj¹ ocenom moralnym. Rozpatrujemy je jedynie z punktu widzenia teorii pól biologiczno-informacyjnych, w ramach których odpowiednia biologia rzutuje swoj¹ w³asn¹ strukturê na szerszy formalizm nadrzêdnej biologii. Dziêki temu generuje ona odpowiedni¹ dla siebie przestrzeñ interpretacyjn¹, bêd¹c¹ efektem zakrzywienia metryki pól formalnych pod wp³ywem okrelonej materii biologicz- nej. W ten sposób powstaje zamkniêty horyzont czasowy lub inaczej horyzont informacyjno-komunikacyjny, którego ze wzglêdów aksjologicznych ¿aden osob- nik okrelonej populacji przekroczyæ nie mo¿e. Tworzy on lokaln¹ kulturê dla pewnej populacji biologicznej, która ulega w jej ramach upodmiotowieniu.
Rozumiem, ¿e dla pana z tego punktu widzenia nasze pojêcie absolutnego czasu i przestrzeni jest fikcj¹ ideologiczn¹, nie maj¹c¹ nic wspólnego z rzeczy- wistoci¹ powiedzia³em to coraz bardziej zaciekawiony filozoficznymi rozwa-
¿aniami nieznajomego.
Jestem zdumiony pañsk¹ przenikliwoci¹ odrzek³ spokojnie. W naszych teoriach ka¿da kategoria jêzykowa jest punktem nieci¹g³oci metryki czasoprze- strzeni informacyjno-biologicznej. Jest po prostu mo¿liwym przejciem do innych jêzyków lub innych biologii, co jest dla nas w pewnym sensie równowa¿ne.
Okrelona coraz bardziej biologia, ze wzglêdu na pe³nione funkcje, ulega upodmiotowieniu, czego efektem jest obiektywizacja pewnego jêzyka. Jej skut- kiem jest jednoznacznoæ znaków, która likwiduje dane nieci¹g³oci. Jednoæ for- malna znaku staje siê jednoci¹ bytu, ukrywaj¹c w ten sposób przed podmiotem ró¿nego rodzaju strukturê rozwidlaj¹cej siê metryki czasoprzestrzennej, znajdu- j¹c¹ siê poni¿ej tej jednoci. By³aby ona dla niego ród³em nieokrelonoci relacji czasoprzestrzennych pomiêdzy ró¿nymi modu³ami jako alternatywnymi wiatami.
Prowadzi³oby to nie tylko do rozpadu to¿samoci kosmosu, ale równie¿ jednoci
podmiotowej samych mieszkañców. W ten sposób obiektywizacja jêzyka ujedno- znacznia pewn¹ metrykê czasoprzestrzenn¹ dla okrelonej populacji. Jêzyk ule- ga ontologizacji w wyniku efektywnego jego wykorzystania jako uk³adu synchro- nizuj¹cego jednostki populacji ze sob¹. W wyniku tego procesu powstaje wspólnota komunikacyjna zamkniêta w pewnym okrelonym jêzyku. Samo to zamkniêcie jawi siê jako obiektywny wiat. Miar¹ stabilnoci populacji, jej rów- nowagi socjologicznej, jest w³anie ta obiektywna czasoprzestrzeñ. W wyniku jej istnienia ka¿de s³owo, gdy ulega uprzedmiotowieniu, staje siê pewnego rodzaju luk¹ informacyjn¹ dla jego u¿ytkownika o innych czasoprzestrzeniach. Po pro- stu znaczenie znaku jako jednoznacznie rozumiany byt staje siê pewnego rodzaju barier¹ komunikacyjn¹, blokuj¹c¹ dostêp do alternatywnych wiatów, naszych modu³ów. Kontakt pomiêdzy nimi jest mo¿liwy tylko wtedy, gdy znak w trakcie metaforyzacji wchodzi w inne relacje semantyczne z innymi znakami, doprowa- dzaj¹c nie tylko do ich uwieloznacznienia, ale do tworzenia zupe³nie nowego jê- zyka. Ten proces nie jest efektem twórczych dzia³añ wolnego podmiotu, lecz jest uwarunkowany rodzajem materii biologicznej, reprodukowanej w naszym syste- mie. To my tworzymy system synchronizuj¹cy biologiê z jêzykiem poprzez kon- trolowanie cykli reprodukcyjnych. W ten sposób dziêki obiektywizacji jêzyków ulegaj¹ zaporedniczeniu wzglêdem siebie ró¿ne biologie, tworz¹c ustrukturalizo- wany system modu³ów. Ich bezporednie spotkanie po likwidacji barier jêzyko- wych by³oby katastrofalne dla nich z wielu ró¿nych powodów. System do tego nie dopuszcza, synchronizuj¹c w odpowiedni sposób ró¿ne cykle reprodukcyjne tych oddzielanych za pomoc¹ pola informacyjno-biologicznego od siebie biologii.
Jego podstaw¹ s¹ formalizmy nie tylko synchronizuj¹ce jednostki na poziomie treci wewn¹trz modu³u, ale równie¿ synchronizuj¹ce modu³ jako pewn¹ ca³oæ funkcjonaln¹ z systemem nadrzêdnym na poziomach metajêzykowych. Ró¿ne biologie dla siebie wzajemnie s¹ pewnego rodzaju informacj¹ zakodowan¹ w pewnych strukturach formalnych jêzyka reprodukcji. Jêzyk ten im siê jawi jako uniwersalny kod genetyczny. Jego odpowiednikiem formalnym jest okrelona kultura lokalna. Jej kodem jest jêzyk. W ten sposób pole informacyjno-biologicz- ne, które z punktu lokalnego jawi siê jako okrelony poziom kulturalno-jêzykowy, relatywizuje do siebie ró¿ne biologie w imiê utrzymania jednoci ich zespo³u.
Je¿eli dobrze pana rozumiem, to powy¿sze pole nie jest ani czysto obiek- tywne jako biologiczne, ani czysto subiektywne jako kulturalno-socjologiczne, for- malnojêzykowe, informacyjne.
Tak, ma pan racjê. Wasza obiektywizacja czasu i przestrzeni jest dla nas ideologiczna, wynikaj¹ca z potrzeb systemu, który musi was zamkn¹æ jako pod- mioty w pewnym formalizmie, na przyk³ad matematycznym. W wyniku tego nie dostrzegacie wymiaru informatycznego rzeczywistoci, która jest dla was jedy- nie materialno-energetyczn¹ maszyn¹ ca³kowicie przypadkow¹ w swym dzia³a- niu w takim stopniu, w jakim nie jest dla was systemowa ze wzglêdu na wasz¹
niepowtarzalnoæ podmiotow¹. Albo jest czystym duchem, czystym formali- zmem, informacj¹ bez ¿adnego zwi¹zku z materi¹, która jest ca³kowicie mu pod- porz¹dkowana.
Czym wiêc dla was jest podmiotowoæ?
Ta jest ostateczn¹ miar¹ formaln¹ zamkniêtoci w przestrzeni komunika- cyjno-interpretacyjnej danego modu³u, dziêki której mo¿na w nim wprowadziæ pewien linearny czas. W koñcu absolutna to¿samoæ podmiotu zawsze jest for- malna, czysto gramatyczna. Tak wiêc jest jedynie miar¹ przynale¿noci pewnej materii biologicznej do systemu reprodukcji. Sam czas ukrywa dziêki szumowi informatycznemu, jako treciom urzeczowionego przez podmiot jêzyka, pewien czas cykliczny, funkcjonalno-formalny. Sam szum jest generowany przez hory- zont czasowy, po przekroczeniu którego informacje systemowe ulegaj¹ przypad- kowemu odbiorowi ze wzglêdu na nieci¹g³oci metryki ukrytej przed podmiotem w wyniku obiektywizacji jêzyka. Jest to efekt uto¿samiania wzglêdnej lokalnej czasoprzestrzeni z absolutn¹ w wyniku d¹¿enia do zachowywania w³asnej du- chowej jedynoci. Tak wiêc zaanga¿owanie w podmiotowoæ mieszkañców da- nego wiata jest ród³em lokalnego czasu w danym module.
Czyli dla was podmiotowoæ wynika z absolutyzowania czasoprzestrzeni przez okrelone jednostki biologiczne, w której siê znalaz³y w wyniku rzutowa- nia w³asnych uwarunkowañ cielesnych na globalny formalizm jêzykowy syste- mowo ujêtej biologii?
Tak, wynika to z zamkniêcia informacyjnego w pewnym systemie miar formalnobiologicznych, które ulegaj¹ obiektywizacji jako czasoprzestrzeñ. Miar¹ za jej wzglêdnoci jest informacja, która ³¹czy je wzajemnie ze sob¹ na pew- nym poziomie formalnym oraz je rozdziela na pewnym poziomie obiektywizowa- nia. Jednak ostatecznym wymiarem czasoprzestrzeni, zarówno czysto formal- nym, jak i materialnym jest podmiotowoæ, jako ostateczna miara ka¿dej rzeczywistoci nie tylko realnej, ale i czysto formalnej.
Czy¿by pan chcia³ powiedzieæ, ¿e wasza teoria czasoprzestrzeni i logiki jest w ostatecznoci to¿sama z teori¹ podmiotowoci?
Tak, w takim stopniu, w jakim jest to metateoria ka¿dej wiedzy tworzonej w modu³ach. Gdy w ramach tej wiedzy powstaj¹ problemy, to dla nas ich ró- d³em s¹ ideologiczne funkcje, jakie realizuje ona wobec lokalnego systemu trwa- nia wiata.
Inaczej mówi¹c, po prostu nasza wiedza absolutyzuje nasz¹ duchowoæ, a przez to i materialnoæ wiata. Ten dualizm jest dla pana ideologiczny.
S³usznie. Ka¿dy system materialno-energetyczny posiada granicê informa- cyjn¹, która go oddziela od systemu nadrzêdnego, w ramach którego nastêpuje wzajemna relatywizacja lokalnej duchowoci i materialnoci do siebie, dziêki cze- mu powstaje pomiêdzy systemem a jego czêciami pewna nieci¹g³oæ. Ostatecz- nym wyrazem powy¿szej nieci¹g³oci informacyjnej jest duchowoæ mieszkañ-
ców modu³u, który jest dla nich jedynym wiatem w takim stopniu, w jakim oni sami s¹ niepowtarzalni jako ostateczne miary samych siebie. Ka¿de naruszenie zamkniêtoci informacyjnej danego wiata wywo³uje opór podmiotów, gdy¿ jej efektem jest destrukcja ich wyj¹tkowoci, opartej w³anie na dualizmie ducha i materii. W ten sposób ró¿ne lokalne wiaty s¹ oddzielone od siebie nieporów- nywaln¹ podmiotowoci¹ ich mieszkañców, która zarazem je ³¹czy ze sob¹ na poziomie formalnojêzykowym, informacyjnym w zale¿noci od ró¿nic materialno- energetycznych, jakie zachodz¹ miêdzy nimi.
Oczywicie tymi, którzy je ³¹cz¹, s¹ Egipcjanie, dla których mieszkañcy modu³ów s¹ pewnego rodzaju cyborgami wytworzonymi przez biotechnologiê i socjotechniki informatyczne.
Znowu zbyt emocjonalnie podchodzi pan do pewnych spraw, ale rozumiem pana, gdy¿ wynika to z blokad emocjonalnych, które wystêpuj¹ w podmiotowoci waszego modu³u ze spokojem odpowiedzia³ mi nieznajomy.
Mo¿na powiedzieæ, ¿e istnieje równowa¿nik materialno-informacyjny za- miany okrelonej proporcji energii w informacjê i odwrotnie w ramach globalnej systemowej równowagi pomiêdzy ró¿nymi wiatami. S¹ one ró¿ne, gdy¿ nie da- dz¹ siê sprowadziæ do jednego uk³adu odniesienia czasoprzestrzennego lub inaczej formalnojêzykowego, a wiêc do jednej przestrzeni komunikacyjno-interpretacyj- nej. Ka¿dy ze wiatów jest pewnego rodzaju modelem symulacyjnym ca³oci dla innych wiatów z dok³adnoci¹ do podmiotowoci jego mieszkañców. Dziêki temu mog¹ one spe³niaæ wobec siebie funkcje informacyjne w ramach global- nej równowagi miêdzy nimi.
Widzê, ¿e dla pana rzeczywistoæ jest wielkim komputerem, a my wszyscy jedynie jestemy jego oprogramowaniem funkcjonuj¹cym w wirtualnych cyber- przestrzeniach.
Na pewno powy¿sza metafora oddaje w jakim stopniu wizjê wiata, w którym funkcjonujemy, lecz tylko w takim stopniu, w jakim nie absolutyzuje pan wymiaru informacyjnego, zamieniaj¹c go w wymiar czysto duchowy, jako nega- tyw rzeczy lub czysto techniczno-materialny. Lepszym okreleniem tego wymiaru dla pana by³oby nazwanie go aksjologicznym. Jest to wymiar metajêzykowy, dla którego realnoci¹ s¹ w³anie wartoci. To one okrelaj¹ system nadrzêdny z per- spektywy podmiotu funkcjonuj¹cego w lokalnym jego module. Podmiot znajduj¹- cy siê wewn¹trz systemu nie mo¿e go przekroczyæ, gdy¿ uleg³aby destrukcji jego to¿samoæ aksjologiczna w wyniku naruszenia granic w³asnej kultury. Dla niego s¹ one to¿same z systemem wartoci, w które wierzy i realizuje w codziennym ¿y- ciu, a które okrelaj¹ jego to¿samoæ emocjonalno-intelektualn¹.
Jest to oczywiste, je¿eli przyjmiemy, ¿e przynale¿ymy do wspólnoty, której jestemy czêci¹ nie tylko materialn¹, ale i informacyjn¹.
S³uszna uwaga! Widzê, ¿e pan mnie ca³kowicie rozumie odpowiedzia³ nieznajomy. W ten sposób pole informatyczno-biologiczne jest to¿same z po-
lem aksjologicznym, gdy jest widziane z perspektywy poszczególnego podmiotu.
Mo¿na powiedzieæ, ¿e je¿eli granica systemu materialnego jest informacyjna, to granica systemu formalnego jest aksjologiczna. Po przekroczeniu tej granicy for- malizm podlega zobiektywizowaniu dla okrelanych coraz bardziej przypadkowo przez niego podmiotów.
Jak rozumiem, jest to podstawowe ród³o obiektywnego, materialnego
wiata, który jest wtórnym negatywnym produktem okrelonej aksjologii.
Widzê, ¿e pan w lot chwyta moje myli. Tak, tak w³anie wed³ug nas ma- terializuje siê pewna informacja w imiê postulatów aksjologicznych, które dziêki niej mog¹ byæ zachowane w starych i nowych wiatach. Dziêki temu istnienie
¿adnej podmiotowoci nie jest przypadkowe, lecz wyznaczone równowag¹ aksjo- logiczn¹ pomiêdzy ró¿nymi systemami formalnymi, które rozpowszechniaj¹ siê w jej imiê, tworz¹c nowe wiaty.
Czy mo¿na to okreliæ pojêciem kodu, który strukturalizuje chaos zgodnie ze swoimi potrzebami?
W³anie tak, tylko potrzeby te trzeba rozumieæ jedynie z perspektywy ak- sjologicznej, co prowadzi w ostatecznoci do tego, ¿e kod zawsze zamanifestu- je siê jako populacja podmiotów istniej¹cych w jakim kosmosie na ich miarê, przez nich tworzonym.
Widzê, ¿e zgodnie z tym, co pan mówi, nie ma miejsca na harmoniê przed- ustawn¹ pomiêdzy ró¿nymi wiatami, jak¹ zak³ada³ Leibniz miêdzy monadami.
S³uszne spostrze¿enie! Wynika to z tego, ¿e nie zak³adamy istnienia syste- mu globalnego, ostatecznego pod ka¿dym wzglêdem.
Inaczej ujmuj¹c, po prostu negujecie wiarê w istnienie Boga.
Rzeczywicie, ka¿dy system jest skoñczony, co oznacza, ¿e upodobnienie
wiatów do siebie zawsze by³o efektem wczeniejszej katastrofy jako zderzenia dwóch ró¿nych porz¹dków. By³y one dla siebie chaosami, wzajemnie siê destru- uj¹cymi w imiê nowej równowagi nie tylko materialnej, ale i informatycznej, wynikaj¹cej z niemo¿liwoci ca³kowitej ich redukcji do siebie. Oznacza to, ¿e ka¿- dy system równowagi materialno-informatycznej jest efektem wszystkich kata- strof w takim celu zapamiêtywanych, by je w przysz³oci minimalizowaæ, loka- lizowaæ nie tylko za pomoc¹ rodków materialnych, ale równie¿ informacyjnych.
Z tego wynika, ¿e ekspansja kodów w imiê równowagi aksjologicznej mo¿e mieæ katastrofalne konsekwencje dla innych kodów, zak³ócaj¹c ich równowagê.
Ma pan racjê, lecz b³êdem by³oby wyobra¿anie sobie tej konkurencji ko- dów zbyt materialistycznie lub zbyt duchowo, nie zapominajmy, ¿e przebiega ona na poziomie aksjologicznym, czyli metajêzykowym dla pewnych podmiotów.
W pañskiej wizji rzeczywistoci nie ma jednak ¿adnych granic rozwoju systemów, które ³¹cz¹c siê ze sob¹, w mniej lub bardziej katastrofalny sposób staj¹ siê zawsze coraz bardziej globalne, je¿eli nie w sensie materialnym, to w sensie informatyczno-formalnym. Je¿eli nie ma pocz¹tku czasu, a wiêc jest on
nieskoñczony, to i powy¿sze systemy równie¿ s¹ nieskoñczenie globalne. Mo¿- na powiedzieæ, ¿e by³o doæ czasu na to, aby powsta³ jeden nieskoñczenie glo- balny system, który by³by Bogiem dla swoich czêci jako ich opatrznoæ.
Pañskie wnioskowanie jest tautologiczne. Zak³ada pan nieskoñczonoæ cza- su, który jako taki mo¿e istnieæ tylko dla Boga i z tego wnioskuje pan o jego ist- nieniu. Zapomnia³ ju¿ pan, ¿e na pocz¹tku naszej rozmowy by³a mowa o niemo¿- liwoci sprowadzenia wszystkiego do jednego uk³adu miar materialnych oraz formalnych. S¹ one zawsze skoñczone i dlatego podmiotu nigdy nie da siê zre- dukowaæ do bytu ca³kowicie materialnego lub formalnego, poznawczego, usuwa- j¹c jego wymiar aksjologiczny. I tylko w tym wymiarze mo¿emy mówiæ o Bogu jako granicy wszelkiego poznania i wszelkiego mo¿liwego jêzyka, jakim pos³uguje siê podmiot wszelkiej mo¿liwej technologii.
Jak widzê, Egipcjanie zajmuj¹ siê doæ intensywnie równie¿ teologi¹ w ra- mach teorii informatycznej czasoprzestrzeni.
I nie tylko oni. Grecy czynili to w ramach swej teorii Logosu, dosyæ zresz- t¹ zbie¿nej z nasz¹.
Wracaj¹c do pocz¹tku naszej rozmowy... Okreli³ pan literaturê fantastycz- nonaukow¹ jako generator entropii jêzykowej. Chcia³bym siê dowiedzieæ, dlacze- go j¹ tak pan negatywnie okrela?
Moje okrelenie nie by³o wartociuj¹ce, lecz wynika³o jedynie z funkcji, ja- kie ona pe³ni z naszego punktu widzenia w waszym module. Mo¿na powiedzieæ,
¿e wyrzuca z waszej przestrzeni interpretacyjnej zak³ócenia informacyjne, które otwieraj¹ wasz horyzont czasowy, co mo¿e spowodowaæ okrelon¹ katastrofê w szerszym rodowisku systemu. Takie fluktuacje w polu informacyjnym zdarza- j¹ siê dosyæ czêsto, czego efektem jest powstanie samorzutnie nowych mo¿liwo-
ci formalno-teoretycznych, zak³ócaj¹cych spójnoæ metryki waszej przestrzeni ideologicznej utrzymywanej przez naukê. Wtedy standardowym sposobem likwi- dacji tego zak³ócenia, czyli wyrzucenia poza horyzont realnoci, jest zamienienie go w fikcjê literack¹ s³u¿¹c¹ czystej rozrywce. Taki kontekst, ze wzglêdu na wytworzone ju¿ stereotypy, uniemo¿liwia odniesienie pewnych myli do rzeczy- wistoci standardowo okrelanej przez naukow¹ wiedzê. Tym bardziej ¿e pe- wien jêzyk jest zu¿ywany maksymalnie szybko w wyniku chaotycznego ³¹cze- nia go z innymi ze wzglêdów czysto komercyjnych. W ten sposób pewne mo¿liwoci teoretyczno-informacyjne ulegaj¹ rozproszeniu.
Z tego, co pan mówi, wynika, ¿e jako przedstawiciel nadrzêdnego syste- mu nie powinien pan poruszaæ ¿adnego z podjêtych tu tematów. W jakim celu pan przekazuje t¹ tajn¹ wiedzê w³anie mnie?
Jest to zwi¹zane z moim zawodem. Jestem tak jakby konserwatorem wa- szego modu³u. Musia³em siê z panem spotkaæ jako pisarzem literatury fanta- stycznonaukowej.
Sk¹d pan wie czym siê zajmujê? zapyta³em zaskoczony.
Czy myli pan, ¿e nasze spotkanie by³o przypadkowe? Wiem, ¿e napisze pan sprawozdanie z naszej rozmowy, które spe³ni okrelone, wa¿ne dla nas funkcje.
A co bêdzie, je¿eli nie opiszê naszego spotkania?
Chyba pan ¿artuje nieznajomy wsta³ z ³awki jest pan przecie¿ wyj¹t- kowym pisarzem. No, na mnie ju¿ czas.
Jak panu w³aciwie na imiê? zapyta³em niepewnie.
Mo¿e mnie pan nazwaæ Filonem. Jest to standardowy podprogram Moj¿e- sza, który umo¿liwia wejcie do Grecji z Egiptu rozemia³ siê i bez popiechu zacz¹³ siê oddalaæ, pozostawiaj¹c mnie na ³awce w g³êbokiej rozterce.