• Nie Znaleziono Wyników

Walery Pisarek : szesnastoletni profesor

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Walery Pisarek : szesnastoletni profesor"

Copied!
17
0
0

Pełen tekst

(1)

Walery Pisarek – szesnastoletni profesor

Fot. Małgorzata Lisowska-Magdziarz

Jest rok 1943. Polska okupowana przez Niemców. Radom. 12-letni Wale- rek, zwany przez bliskich Dzideczkiem, jak zwykle biegnie po gazetę. Kole- dzy nazywają go „gazeciarzem”.

Prasą interesował się od dziecka, ale wtedy nie zajmowało go jeszcze wyszu- kiwanie dziennikarskich błędów. Za to z wielką uwagą śledził najnowsze donie- sienia z frontu, w tym postępy w wypieraniu Niemców. Choć gazety wydawał okupant, nie dało się zupełnie zakłamać rzeczywistości. Można ją było jedynie dyplomatycznie nazwać, więc pojawiły się informacje o „skracaniu frontu” i „od- rywaniu się od nieprzyjaciela”. „Gazety interesowały mnie wtedy jako źródło in- formacji, a nie jako przedmiot badań, «jak to się robi»” – mówi po latach jeden z najznamienitszych polskich prasoznawców. Zresztą idea, że prasę można badać inaczej niż tylko w kontekście historycznym, jeszcze nie istniała.

(2)

Kocioł

Na studia przyjechał do Krakowa w 1949 roku. Rozpoczął je na fi lologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. W następnym roku zaczął przygodę z dziennikarstwem. Do „Słowa Powszechnego” zaciągnął go kolega z czasów okupacji, z rodzinnych stron na Lubelszczyźnie. Jan Rostworowski był synem właściciela majątku w sąsiednim Milejowie. Ponieważ „Słowo Powszechne”

wydawał PAX, mogli tam znaleźć pracę ludzie, których niechętnie widziano w przedsiębiorstwach państwowych, na przykład „bezeci” (czyli byli ziemianie) albo „sanacyjni” ofi cerowie i członkowie ich rodzin.

Walery Pisarek rozpoczął pracę w charakterze kolportera w Krakowie. Roz- woził dziennik po krakowskich parafi ach, umawiał się z proboszczami, ile eg- zemplarzy dostarczyć. Ponieważ pismo wychodziło za przyzwoleniem władz, nie wszystkie parafi e były mu życzliwe. Poza kolportowaniem gazet pisał też do nich reportaże na przykład z Kalwarii, z tamtejszego odpustu i z Dróżek Matki Bo- skiej. „Więc mam w życiorysie okres dziennikarstwa i to takiego prawdziwego.

Bo kwintesencją prasy jest oczywiście prasa codzienna – podsumowuje profesor.

– A jeśli już tak pani opowiadam rozmaite głupstwa…” – rozpoczyna historię swojego aresztowania przez bezpiekę.

A historia brzmi tak: „Słowo Powszechne” było wydawane w Warszawie, więc codziennie wieczorem telefonicznie przekazywano repertuar kin i teatrów, by umieszczono go w krakowskiej mutacji gazety. Ponadto materiały do każdego kolejnego numeru trzeba było przekazywać tak zwaną pocztą dworcową w formie przesyłek konduktorskich. Profesor wspomina:

Chodziło o to, by pociąg jadący z Krakowa do Warszawy o ósmej czy dziewiątej wie- czorem wiózł już materiały do „Słowa”. I tak to było też 4 listopada 1951 roku. Zanio- słem na stację bieżącą korespondencję i wróciłem spokojnie do domu. A mieszkałem na Rakowickiej pod pierwszym numerem. Tak się stało, że przyszli.

Pod „jedynką” był kocioł. Ludzie z UB byli przekonani, że siedzibę ma tam jakaś wielka organizacja, którą należy rozpracować. Każdy, kto przyszedł do mieszkania, nie mógł już wyjść. Poszła czyjaś żona pożyczyć cukru, została. Za- niepokojony mąż szedł sprawdzić i też zostawał. Przyszedł na drugi dzień redak- tor Wojciech Wieczorek ze „Słowa Powszechnego”, zaniepokojony, że nie ma Pisarka i książki, z którą się oddawało przesyłki kolejowe. Jego też zatrzymano.

– Pan też siedział w tym kotle? – pytam zdezorientowana.

– Nie, ja już siedziałem na placu Wolności1 – mówi profesor. – Jak wtedy pożegnałem się z tym mieszkaniem i „Słowem Powszechnym”, to dopiero po trzech–czterech la- tach wróciłem do Krakowa – eufemistycznie opisuje czas aresztu.

1 Mowa o dzisiejszym placu Inwalidów, który miał zmienioną nazwę w latach 1955–1991.

(3)

Na placu Wolności pod numerem trzecim mieściła się bowiem siedziba Woje- wódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.

Tam gdzie stopa ludzka jeszcze nie stanęła

Urząd Bezpieczeństwa uznał, że Walery Pisarek chciał wraz z kolegami zmie- nić ustrój w Polsce. Skazano go za przynależność do nielegalnej organizacji ma- jącej na celu zmianę ustroju. To nie do końca była prawda. Walery Pisarek i kilku kolegów wiedziało, że wszystkie organizacje wpadały, więc planowo organizacji miało nie być. Spotykali się jako grupa przyjaciół. Do działania, jak wspomina profesor, popychały ich pewne wartości i tradycje wyniesione z domu.

Każdy z nas miał tak, że ojciec zginął w czasie wojny, dziadek zginął w poprzedniej wojnie, a pradziadek jeszcze w powstaniu styczniowym. W takim układzie nie można siedzieć z założonymi rękami – tłumaczy z przejęciem profesor. – W naszych rodzi- nach pewne zachowania były traktowane jak coś gorszego niż śmierć. Wstąpienie do partii na przykład2.

Opowiada też o atmosferze lat powojennych:

Niemal wszyscy wierzyli, że lada dzień, lada rok wybuchnie kolejna wojna. Słynna III wojna światowa, wojna Zachodu ze Wschodem. A my będziemy w niej walczyć przeciwko Związkowi Radzieckiemu, ramię w ramię z Anglią i Francją, jako dalszy ciąg Armii Krajowej. W takich nastrojach spotykaliśmy się kolegami.

Dostał sześć lat, ale amnestia polityczna pozwoliła mu wyjść na wolność wcześniej, w 1955 roku. Karę odpracowywał w kopalni „Brzeszcze”. Obóz znaj- dował się w Jawiszowicach, w barakach i na terenie byłego nazistowskiego KL w Oświęcimiu. Więźniowie codzienne rano chodzili do kopalni.

Najpierw pouczenie, potem ostrzeżenie. Krok w bok, straż użyje broni bez ostrzeżenia.

Ale nikt nie próbował – wspomina drogę na roboty. – No więc właśnie byłem górni- kiem. Piękna to była praca, ponieważ człowiek ma satysfakcję, że jest tam, gdzie na pewno jeszcze stopa ludzka nie stanęła – opowiada z entuzjazmem i opisuje warunki.

– Na Górnym Śląsku pokłady węgla są wysokie jak pokoje. Natomiast w Brzeszczach były niskie, tak metr dwadzieścia. Całą szychtę na kolanach się pracowało.

Miłość do górnictwa pozostała. Inna miłość pomogła mu wrócić na studia.

2 Do ciekawostek zalicza się fakt, że zarówno Ignacy Krasicki, jak i Irena Tetelowska, poprzed- nicy Walerego Pisarka na stanowisku dyrektora OBP, pochodzili podobnie jak on z rodzin szlachec- kich. Oboje, w przeciwieństwie do profesora, byli zagorzałymi zwolennikami komunizmu.

(4)

Nieszczęścia chodzą parami (do czasu)

Walery Pisarek wspomina z uśmiechem:

Miałem dziewczynę, jak to się mówi. Najpiękniejszą na roku. Jeszcze przed areszto- waniem. Przyjeżdżała nawet na widzenia jako moja siostra. Sama skończyła studia i podjęła pracę u Zenona Klemensiewicza3. W niej miałem orędowniczkę. Zresztą ona bardziej chciała, żebym studiował, aniżeli ja. Bo ja zasmakowałem w górnictwie.

Powrót na studia nie był prosty. Z wyrokiem w kartotece nic nie było łatwe:

„Nawet stróżem nocnym nie mogłem być ze względu na charakter przestępstwa”.

W sprawie powrotu studenta Pisarka na trzeci rok fi lologii polskiej rektor mu- siał się porozumieć z organizacją partyjną. Okazało się, że za sprawą UB zginęła cała teczka zawierająca również jego świadectwo maturalne, a bez niego powrót był niemożliwy.

„Nieszczęścia chodzą parami. Szybko wybuchło takie nieszczęście, że zosta- łem powołany do wojska”. Walery Pisarek zaraz po swoim ślubie dostał się do jednostki Wojska Polskiego pracującej w kopalni. Tym razem trafi ł na Śląsk do kopalni „Bobrek”. Tymczasem młoda żona4 w Krakowie działała w sprawie po- wrotu męża na studia.

Chodziła do profesora jednego, drugiego. A wszyscy już zaczynali być coraz bardziej odważni pod koniec 1955 roku. I chociaż ta moja matura się nie znalazła, to sam pierw- szy sekretarz komitetu uczelnianego partii, a późniejszy rektor UJ i profesor Mieczy- sław Karaś5, stwierdził na piśmie, że on widział tę maturę. I tak zostałem przyjęty.

3 Prof. dr hab. Zenon Klemensiewicz (1891–1969) – polski językoznawca od studiów związany z Uniwersytetem Jagiellońskim, od 1939 r. profesor tej uczelni. Zginął w katastrofi e lotniczej na stokach Policy. Wybrane publikacje: Dydaktyka nauki o języku ojczystym (1929); Składnia opisowa współczesnej polszczyzny kulturalnej (1937); Zarys składni polskiej (1953); W kręgu języka literac- kiego i artystycznego (1961); Historia języka polskiego, t. 1–3 (1961–1972).

4 Prof. dr hab. Krystyna Pisarkowa (z domu Harrer, 1932–2010) – polonistka, językoznawca, wykładowca Uniwersytetów Śląskiego i Jagiellońskiego, członek Rady Naukowej Instytutu Języka Polskiego PAN. Profesor zwyczajny od 1980 r. Autorka ponad 300 publikacji naukowych. Napisała m.in. Predykatywność określeń w języku polskim (1965); Składnię rozmowy telefonicznej (1975);

Wyliczanki polskie (wyd. I: 1975); Historię składni języka polskiego (1984); Język według Junga.

O czytaniu intencji (1994); Pragmatykę przekładu. Przypadki poetyckie (1998); Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, cz. 1–2 (2000); Rachunek sumienia jako zadanie tłumacza (2012).

5 Prof. dr hab. Mieczysław Karaś (1924–1977) – językoznawca, wykładowca i rektor UJ, czło- nek PAN, przewodniczący Rady Naukowej OBP w latach 1970–1977, autor ponad 300 publikacji.

Wybrane publikacje: Mały atlas gwar polskich (redaktor naczelny od 1967); Polskie dialekty Orawy (1965); Słownik wymowy polskiej (współredaktor, 1977).

(5)

Pierwsze spotkanie

W czasie studiów Walery Pisarek pracował między innymi w Domu Kultury w Nowej Hucie. Jako instruktor działu dziecięcego urządził najmłodszym gabinet zoologiczny. Po roku przeniesiono go na stanowisko kierownika działu artystycz- nego. Traf chciał, że do domu kultury przyszła dziennikarka Irena Tetelowska, a on udzielił jej informacji na temat bieżącego repertuaru. Od słowa do słowa wy- wiązała się rozmowa na temat Krakowskiego Ośrodka Badań Prasoznawczych, który od tamtej pory przyciągał młodego polonistę coraz mocniej.

Walery Pisarek odszedł z domu kultury i zaczął pracę w szkole w Nowej Hu- cie. Jego lekcje polskiego w podstawówce były bardzo lubiane przez dzieci i robi- ły wrażenie na wizytatorach, szczególnie te poświęcone językowi, gramatyce i or- tografi i. Większość nauczycieli nie przepada za tą częścią programu, natomiast Walery Pisarek był w swoim żywiole. Z powodów zdrowotnych (ślady gruźlicy) musiał jednak zrezygnować z pracy w szkole, ale równocześnie otrzymał propo- zycję pracy w ośrodku. I to znów za sprawą kobiet.

Otóż moja żona byłą asystentką Klemensiewicza, a Tetelowska chodziła do Klemen- siewicza, nie wiedząc w ogóle o istnieniu mojej żony i o tym, że też kiedyś byłem jego uczniem. A może wiedziała? – zastanawia się profesor. – Nie mówię, że było to czynnikiem decydującym, ale zapewne sprzyjającym. Dość, że Tetelowska z Klemen- siewiczem, na razie za moimi plecami, ustalili, że ściągną mnie do Pracowni Języko- wej ośrodka.

Wielka szarża

Byłem szarą myszką od tego, żeby wyszukiwać błędy w gazetach. I tak mijał rok, dwa, trzy. Pracowałem sobie w komórce językowej, ale szukanie tylko błędów wydawało mi się coraz bardziej jałowe. Wobec tego udało mi się przekonać przełożonych, że należy się również zająć tym, co jest dobrze, a nie tylko źle. A więc jak to są zbu- dowane wypowiedzi dziennikarskie pod względem składniowym czy pod względem słownictwa.

Pozwoliło to stopniowo zmienić profi l badań pracowni z pragmatycznej oceny poprawności na rzecz opisu twórczości dziennikarskiej, a zwłaszcza swoistości rozmaitych gatunków dziennikarskich. Praca doktorska Walerego Pisarka opie- rała się już na nowym koncepcie. Ukazała się zresztą potem jako książka pod tytułem Poznać prasę po nagłówkach!6 On sam wspomina: „Wreszcie w 1966 roku udało mi się zrobić doktorat, co wtedy w ośrodku było wielką szarżą. Tak,

6 W. Pisarek, Poznać prasę po nagłówkach! Nagłówek wypowiedzi prasowej w oświetleniu lin- gwistycznym, Kraków 1967.

(6)

bo ani Tetelowska go nie miała, ani większość pracowników”. Jako doktor został mianowany sekretarzem naukowym ośrodka.

Pracownicy ośrodka jeździli po Polsce. Na kursokonferencjach z redaktorami naczelnymi albo podczas spotkań z dziennikarzami przekazywali swoje uwagi dotyczące lokalnej prasy, oparte na analizie ich zawartości i wynikach badań ich czytelnictwa. Po zbadaniu dzienników i czasopism ukazujących się na przykład w Koszalinie, Wrocławiu czy Kielcach zespół na czele z profesorem Zenonem Klemensiewiczem udawał się dalej na kolejne trzy dni, by szkolić dziennikarzy w innym mieście.

Uczyliśmy ich poprawności językowej, leksykalnej, gramatycznej i ortografi cznej.

Naturalnie, chętnie dyskutowali. Chętnie też nie zgadzali się z rozmaitymi ocenami.

Na ogół kończyło się jednak życzliwością. Tak na zimno dziś oceniam, że złe trakto- wanie nas byłoby narażeniem się kierownictwu RSW „Prasa”, które było zwierzchnią władzą dla prawie całej prasy, a na pewno dla tej, którą badaliśmy.

Katastrofa

„Wszystko się ładnie pięknie toczyło, aż przyszedł niedobry rok 1969” – mówi profesor. Ośrodek miał Radę Naukową, na której czele stał profesor Zenon Klemensiewicz. W Warszawie odbywało się jej posiedzenie (ponieważ większość członków Rady mieszkała w stolicy, posiedzenia odbywały się na zmianę w Kra- kowie i w Warszawie).

To było drugiego kwietnia. Mieliśmy wracać samolotami. Klemensiewicz, co było oczywiste, musiał lecieć pierwszym. Tetelowska również koniecznie chciała nim le- cieć, ponieważ zostawiła w domu psa, który na pewno tęsknił. I tak sobie polecieli tym pierwszym, a ja kolejnym. Tak, można powiedzieć, że ustąpiłem Tetelowskiej to miejsce.

Samolot ominął Kraków i pod Zawoją uderzył w Policę. Wszyscy zginęli – 53 osoby7. Pasażerowie i załoga. „Następnego dnia w gazecie zobaczyłem na pierw- szej stronie listę nazwisk. Myślałem, że to kandydaci do sejmu, ale rzuciło mi się w oczy nazwisko naszej sekretarki. Okazało się, że to lista ofi ar” – wpomina Sylwester Dziki. Ośrodek został pozbawiony tarczy naukowej w osobie Klemen- siewicza, dyrektora, czyli Tetelowskiej, a także sekretarki Barbary Wójtowicz. Po kilku dniach zebrali się wszyscy pracownicy ośrodka.

„Co dalej robimy? Czy to będzie mogło istnieć bez tych osób?” – profesor przypomina pytania, z którymi przyszło im się zmierzyć. – „Zresztą, co na to wszystko Warszawa? Przecież to Zarząd Główny RSW «Prasa» łożył pieniądze

7 Do dziś nie są jasne okoliczności katastrofy samolotu rejs nr LO-165 PLL Lot. Ofi cjalny ko- munikat mówił o błędach załogi i złym samopoczuciu kapitana, nieofi cjalne hipotezy zwracają uwa- gę na możliwą próbę porwania samolotu w celu ucieczki z Polski.

(7)

na ośrodek”. Zespół zadeklarował chęć pracy w ośrodku pod kierunkiem Walere- go Pisarka. Zarząd Główny RSW powierzył mu tymczasowo pełnienie obowiąz- ków dyrektora. Prawdziwym dyrektorem został mniej więcej po dwóch latach, już pod rządami ekipy Edwarda Gierka.

Prasoznawcy

Już jako sekretarz naukowy przestałem się uważać za językoznawcę. Jako dyrektor ośrodka zrozumiałem, że jeśli OBP ma istnieć, trzeba zerwać z jego dotychczasową strukturą. Nie można zaakceptować podziału na pracownię socjologiczną z socjologa- mi, psychologiczną z psychologami, historyczną z historykami i tak dalej. Kto chciał pracować w ośrodku, wnosił do niego swoją wiedzę, ale przestawał być tylko socjolo- giem, tylko psychologiem czy tylko językoznawcą. Stawał się prasoznawcą zaintere- sowanym także tym, co wnoszą do wiedzy o prasie inne dyscypliny.

W tamtych czasach panowała teza szwajcarskiego naukowca Ferdinanda de Sausurre’a, że przedmiotem językoznawstwa jest język sam w sobie i dla siebie samego. Walery Pisarek jej nie podzielał.

Nonsensem jest mówienie, że językoznawcę interesuje sama forma językowa teks- tu, a kwestia, co się z nią dalej dzieje, czy i jak ktoś ją odbiera, miałaby go już nie obchodzić – irytuje się profesor. – Nie chciałem zrywać z koncepcją prasoznawstwa Tetelowskiej. Sądziłem i sądzę zresztą, że ona też by przyklasnęła mojemu pomysłowi.

Toż i ona pisała, że aby poznać funkcjonowanie prasy, wszystkie pracownie ośrodka powinny z sobą ściśle współpracować. Ja poszedłem tylko krok dalej.

Konieczność zmian profesor uświadomił sobie także pod wpływem literatury zagranicznej. OBP miał pieniądze na zakupy za granicą, a bogaty księgozbiór zawdzięczał również temu, że Irena Tetelowska była przewodniczącą sekcji bi- bliografi cznej IAMCR (czyli International Association for Mass Communication Research, dziś International Association for Media and Communication Rese- arch), z francuska zwanego również AIERI8. Zresztą Walery Pisarek przejął po jej śmierci tę funkcję i pełnił ją przez 20 lat. Do ośrodka przysyłano książki z całego świata, również z Zachodu. A ponieważ ze względów ideologicznych na Zachód nie sprowadzano książek zza żelaznej kurtyny, ośrodek był bardzo cenny dla komunikologów z całego świata. Miał wszystko. Ze Wschodu i Zachodu. Przez kilkanaście lat była to najlepsza biblioteka w Europie pod względem literatury dotyczącej komunikowania masowego.

8 Association International des Études et Recherches sur l’Information – Międzynarodowe Sto- warzyszenie Studiów i Badań nad Informacją.

(8)

Gra i splendor

Przekształcenie ośrodka z placówki regionalnej w ogólnopolską pozwalało wymykać się ścisłej kontroli władzy. Partii trudniej było bezpośrednio go kontro- lować. OBP nie musiał się podporządkowywać każdej zmianie ekipy rządzącej.

Profesor ocenia, że wpływ na to miała także przynależność do IAMCR i współ- praca z UNESCO. Jednocześnie ośrodek stale krytykowali towarzysze z „brat- nich krajów”, którym nie podobało się „nadmierne uleganie wpływom nauki bur- żuazyjnej”.

O pełnej wolności nie było mowy i wszystkie tematy podejmowane przez ośro- dek musiała zaaprobować fi nansująca go RSW. Pomysły i propozycje tematów badań wychodzące z ośrodka konsultowano w poszczególnych województwach w oddziałach RSW. Nikt jednak nie przysyłał gotowego planu pracy. „Szybko zrozumiałem, na czym rzecz polega, cała GRA. Przestrzegałem bardzo jednej zasady: poza ośrodek nie może wyjść nic napisanego ani wydrukowanego, co mo- głoby zostać uznane za szkodzące partii” – przyznaje profesor. Ostrożność nale- żało zachować nawet przy udostępnianiu czasopism. Gdy ktoś chciał na przykład pożyczyć „Kulturę” paryską, profesor musiał poinstruować pracownika, żeby nie zdradzał, skąd ma pismo, żeby nie wspominał o ośrodku.

Władza potrzebowała ośrodka głównie ze względu na badania, które niejednokrotnie okazywały się wskaźnikiem nastrojów społecznych, ale to nie był jedyny powód jego atrakcyjności. „Była to kwestia splendoru. Byliśmy jak zespół pieśni i tańca – porównuje Walery Pisarek. – Można się było nami pochwalić, gdy nadarzyła się okazja. Warto było mieć OBP «pod swoimi skrzydłami»”.

Profesor pokazuje archiwalne zdjęcia. Na jednym z nich widnieje grupa roze- śmianych ludzi. Towarzystwo międzynarodowe.

Ośrodek chciał być najważniejszy nie tylko w Polsce czy Europie, ale także na świe- cie. To były lata 80., kiedy dostaliśmy pieniądze z UNESCO na organizowanie kursów dla dziennikarzy z krajów rozwijających się. To właśnie jedna z grup – wskazuje na zdjęcie. – Uczestnicy z Chin, Wietnamu, Korei, z Ameryki Południowej.

Solidarność

Pytany o kontakty z Solidarnością Walery Pisarek podkreśla, że były one nieformalne. Przyznaje jednak, że nigdy lokalna organizacja partyjna nie miała takiego wpływu na ośrodek, jak miejscowa Solidarność: „Nie chcę sprawiać wra- żenia, że ośrodek był ekspozyturą Solidarności. Z całą pewnością nie. Ale jest faktem, że ludzie ośrodka robili podziemną gazetę, jedyną, która ukazywała się przez całe lata 80.”. „Małą Polskę”9, o której mowa, redagowali pracownicy OBP,

9 „Mała Polska” – pismo wydawane w Krakowie od 2 lutego 1983 r. do 27 lutego 1989 r. Uka- zało się 291 numerów, w tym podwójne o objętości 2 s., w formacie A4 (druk dwustronny w ukła-

(9)

Władysław Masłowski i Władysław Tyrański. Profesor, który wielokrotnie pod- kreślał, że postrzegał działania opozycyjne jako zagrożenie dla ośrodka („bałem się reakcji władz”) istnienie podziemnego pisma wychodzącego z OBP komentu- je krótko: „Nic o tym nie wiedziałem… Poza tym, że wiedziałem”.

Ośrodek łączyły też z Solidarnością relacje bardziej formalne, gdy związek stworzył Obywatelskie Centrum Inicjatyw Ustawodawczych. W przygotowy- wanym przez centrum projekcie Prawa Prasowego od strony fachowej pomaga- li pracownicy ośrodka: „Gdy w roku 1982 władza postanowiła wreszcie wydać ustawę Prawo prasowe, do czego zobowiązała się wobec Solidarności, mogłem w porozumieniu z innymi profesorami przedstawić rządowi projekt do dyskusji”.

Spowodowało to wciągnięcie ośrodka w kolejne prace nad projektem. Przyję- ta koncepcja, że prasa to nie tylko drukowane gazety i czasopisma, lecz także dziennikarska część radia i telewizji, a także w konsekwencji Internet, pochodzi z ośrodka.

Pod skrzydłami uniwersytetu

Gdy upadła komuna, wraz z nią zakończyły działalność należące do niej przedsiębiorstwa. Tak się też stało z RSW „Prasa–Książka–Ruch”, do której na- leżał Ośrodek Badań Prasoznawczych. Możliwość wzięcia ośrodka pod swoje skrzydła stwarzały Uniwersytet Jagielloński (gdzie prowadziło zajęcia kilku pra- cowników OBP z Pisarkiem na czele) i ówczesna Akademia Ekonomiczna, gdzie na stanowisku rektora zasiadał wtedy profesor Jerzy Mikułowski Pomorski, daw- ny pracownik OBP. Innym wyjściem była przewidywana przez ustawę o likwida- cji RSW prywatyzacja. Oznaczałoby to pełną niezależność albo zależność „tylko”

od pieniędzy, bo ośrodek musiałby na siebie zarabiać. W OBP każda opcja miała swoich zwolenników. Ostatecznie ośrodek znalazł się w strukturach UJ, a decy- dujący głos należał do profesora.

Przepraszam, że to powiem, ale powodem była starość. Moja na przykład. To był naj- mniej ryzykowny wybór – tłumaczy Walery Pisarek. – Gdybyśmy się sprywatyzowali, pewnie wyszlibyśmy „na swoje”, ale za cenę rezygnacji z naukowości. Żeby prowa- dzić badania o charakterze komercyjnym, trzeba dbać o wynik fi nansowy.

dzie trzyszpaltowym) (zob. www.encyklopedia-solidarnosci.pl) „Mała Polska” powstała z inicjaty- wy pracowników OBP. Założycielem i redaktorem naczelnym był kierownik pracowni badań analiz zawartości Władysław Masłowski, a później Władysław Tyrański. Początkowo dodatek do pisma akademickiego „Dzień”, a potem, po ok. 20 numerach, drukowana osobno – najpierw nieregularnie, a później, w szczególnych okresach (np. podczas wizyty papieża), jako dziennik, a ostatecznie jako tygodnik. Wydawana przez Polowe Archiwum Prasowe. Pismo było sprzedawane, a zyski dzielone między udziałowców, część środków przeznaczano na związek. Nakład 1000–2000 egzemplarzy.

Rozprowadzano je głównie na uczelniach, ale też w większych zakładach. Kosztowało 1 zł. Twórcy

„Małej Polski” nie „wpadli”, a SB nie odkryła, kto ją tworzy i drukuje.

(10)

A ten, według profesora, musiałby być stawiany wyżej niż ewentualna korzyść naukowa. Gdy pytam, czy chodziło o jakość badań, Walery Pisarek potwierdza i dodaje, że w tym przypadku wiązało się to też z prestiżem uniwersytetu, a tym samym ośrodka. „Gdybym był młodszy, pewnie bym się zdecydował na prywa- tyzację. I prawdopodobnie dzisiaj by nic nie zostało z tej niezależności. Myślę, że w najlepszym wypadku bylibyśmy częścią jakiegoś zachodniego koncernu”

– ocenia dzisiejsze realia.

Propozycję ówczesnej Akademii Ekonomicznej uznaje za „ponętną”, ale za- uważa również, że takie rozwiązanie wpływałoby na ekonomiczne nachylenie przeprowadzanych badań, a dyrektor ośrodka bardzo cenił sobie multidyscypli- narną orientację, którą zapewniał Uniwersytet Jagielloński. UJ miał jeszcze je- den atut. Prawie wszyscy najważniejsi pracownicy merytoryczni ośrodka byli też pracownikami uczelni. Gdyby OBP przestał istnieć, dla wielu z nich „nie było- by to trzęsieniem ziemi”, jak wyraził się profesor, bo zawsze zostawało miejsce na uczelni. „Tylko takie «miny» robiliśmy – ścisza głos. – Żeby uniwersytet nie wyobrażał sobie, że robi nam łaskę. Tak jakby dziewczyna mówiła, że nie jesteś jedynym kandydatem, bo jeszcze mam dwóch” – śmieje się profesor.

Przejście pod skrzydła uczelni miało też później swoje negatywne konse- kwencje. Wcześniej badacz z OBP miał status pracownika naukowo-badawcze- go. Ponieważ na uniwersytecie nie funkcjonowało takie stanowisko, na ludzi z OBP spadły również obowiązki dydaktyczne, do których część z nich w ogóle nie miała zdolności ani zacięcia i które zabierały czas poświęcany dotąd tylko prowadzeniu badań. „Ośrodek nie jest już też członkiem IAMCR, bo uniwersytet przestał płacić składki. A warto wspomnieć, że dzięki IAMCR byliśmy w latach 70. i 80. w środowisku badaczy komunikowania masowego w USA bardziej zna- ni niż Uniwersytet Jagielloński” – rzuca pół żartem, pół serio profesor. Dzisiaj jedynym znakiem obecności ośrodka w IAMCR jest członkostwo honorowe Wa- lerego Pisarka.

UFO

Zapytany o najważniejsze badania w historii OBP profesor Pisarek bez chwili namysłu mówi o Raporcie o stanie komunikacji w Polsce10. Przed wprowadze- niem mnie w zawiłości zagadnienia profesor ostrzega i przeprasza równocześnie, że zamienia się w wykładowcę. Jak tłumaczy, do tamtej pory badania przeprowa- dzano w interesie nadawcy, który wykładał na nie pieniądze. Nowe badania miały służyć odbiorcom. Pomysł prawdopodobnie narodził się w Białymstoku, ale to w Krakowie znalazły się możliwości organizacyjne i wola jego realizacji.

10 W. Pisarek, Raport o komunikacji społecznej w Polsce. Sierpień 1980–grudzień 1981, „Zeszy- ty Prasoznawcze” 1982, nr 3.

(11)

Koncept opierał się na odwróceniu formuły Lasswella11. Pytania modelu nie miały służyć manipulowaniu społeczeństwem. Badacze chcieli się dowiedzieć, czego to społeczeństwo potrzebuje? „Czy w dobie cenzury jest coś takiego, czego pani nie wie, a chciałaby wiedzieć? 80% Polaków odpowiedziało na przykład, że chce wiedzieć, kto zamordował Polaków w Katyniu. Ale odpowiedzi odnosiły się też do spraw lokalnych” – wspomina Walery Pisarek. Dlaczego było to możliwe właśnie w roku 1981? Profesor opowiada o atmosferze tamtych czasów. Wspomi- na, że dziennikarstwo nigdy nie było tak wolne jak od września 1980 do grudnia 1981 roku: „Prasa nie była wolna, ale dziennikarze owszem. Mogli na przykład odwołać niepasującego im naczelnego i wybrać innego. Choć formalnie istniała cenzura, to w obronie zatrzymanego tekstu możliwe były nawet strajki”.

Ośrodek uległ atmosferze poszczególnych redakcji i zgłosił potrzebę zajęcia się właśnie tematami opisanymi potem w raporcie. Ankiety zostały rozprowa- dzone i część z nich zrealizowano przed 13 grudnia, natomiast resztę udało się uzupełnić już w stanie wojennym. Choć władza pamiętała, że trzeba zawiesić ośrodek, nie wpadła na to, że trzeba przerwać również badania. Szczęśliwym tra- fem podczas trzymiesięcznego zawieszenia pracownicy mieli co robić w domu.

Profesor mówi o jeszcze jednym „geście życzliwości Pana Boga”. Otóż pra- cownicy ośrodka przeprowadzali co kwartał badania, jak kształtuje się zaufanie czytelników do poszczególnych gazet i dziennikarzy, tak zwane UFO. „Czyli:

«czy pan ufo, czy pan nie ufo?»” – śmieje się profesor. Dzięki wynikom sprzed 13 grudnia i po nim można było porównywać, w jakim stopniu stan wojenny wpłynął na postawy ludzi. Opracowane wyniki badań zostały złożone w archi- wum i wydane po ćwierć wieku12.

Wracam jeszcze do określenia profesora, że tylko w czasie karnawału Solidar- ności dziennikarze byli wolni. „A dziś są w gorszej sytuacji?” – dziwię się.

Bezwzględnie! Kiedyś nie było tego strasznego artykułu 10 Prawa prasowego, które- go ustęp 1 wzniośle deklaruje, że „zadaniem dziennikarza jest służba społeczeństwu i państwu”, a dwa następne zmuszają go do przestrzegania linii programowej redakcji i to nie tylko w ramach stosunku pracy – komentuje profesor. – Jest wolność dzien- nikarza i jest wolność prasy. Obecna doktryna stawia na pierwszym miejscu wolność prasy jako zasadę ustrojową13. Wolność prasy, czyli tego, kto MA prasę. Paradoksal- nie, wolność dziennikarzy zagraża wolności prasy.

11 Kto mówi, co, jakim kanałem, do kogo i z jakim skutkiem? – zestaw pytań sformułowany przez amerykańskiego naukowca Harolda Lasswella (1902–1978), określający model badań nad ko- munikowaniem masowym. Po odwróceniu mamy zestaw pytań: Kto, co odbiera, jakim kanałem, od kogo i z jakim skutkiem? Warto też wspomnieć, że jednym z głównych przedmiotów badań Lasswel- la była propaganda.

12 Raport o stanie komunikacji społecznej w Polsce. Sierpień 1980–13 grudnia 1981, red. W. Pi- sarek, Kraków 2007.

13 Według wyjaśnień profesora obecna doktryna na wzór amerykański stawia na pierwszym miejscu wolność prasy w przeciwieństwie do tradycyjnego europejskiego ideału odpowiedzialności i wolności dziennikarza. Na tym tle dochodzi m.in. do kontrowersji między Międzynarodową Fede-

(12)

Co na sztandary?

Profesor z dumą wymienia także koncepcję „słów sztandarowych”14. Tłuma- czy, że mamy w języku kilkadziesiąt czy kilkaset słów, po których, w zależności od sposobu użycia, można poznać orientacje poszczególnych gazet, a także po- stawy życiowe ludzi.

Mamy – powiedzmy – setkę słów, które podejrzewamy, że mogą być wypisane na sztandarach. „Niech żyje x” albo „Precz z y”. Prosimy ludzi o zaznaczenie tych, które według nich nazywają coś, co jest najważniejsze, i coś, co jest najohydniejsze. Dzięki temu, jeśli próba jest reprezentatywna, możemy zrekonstruować obraz świadomości całego społeczeństwa.

Szesnastoletni profesor

Rozmawiamy, przeglądamy zdjęcia rozsypane na stole w gabinecie. Profe- sor wspomina kolejnych współpracowników, wychowanków. „Nie wiem, jakoś dziwnie starzeją się ci młodzi…” – mówi zamyślony. Gdy pytam: „A co ze star- szymi?”, profesor rozbawiony odpowiada: „No przecież pani widzi” – wskazuje na zdjęcia z młodości, na których brakuje charakterystycznej brody. – „Nic się nie zmieniłem! Wydaje mi się, że jestem taki sam jak miałem 16 lat. Tylko dziwię się, że ludzie tego nie widzą”.

racją Dziennikarzy a związkami wydawców prasy, np. w sprawie rezolucji Zgromadzenia Parlamen- tarnego Rady Europy o etyce dziennikarskiej.

14 Współczesne słowa sztandarowe w Polsce i ich publiczność, „Zeszyty Prasoznawcze” 1992, nr 1–2; Słysząc wyraz wolność, „Rocznik Naukowo-Dydaktyczny WSP” 1994; Notatki z badań pre- zydenckiej kampanii wyborczej 1995, „Zeszyty Prasoznawcze” 1998, nr 1–2; Polskie słowa sztanda- rowe i ich publiczność. Lata dziewięćdziesiąte, „Zeszyty Prasoznawcze” 2000, nr 3–4; Słowa sztan- darowe czytelników różnych gazet i czasopism, „Zeszyty Prasoznawcze” 2001, nr 1–2.

(13)

MÓWIĄ O PROFESORZE…

Brygida Grysiak, dziennikarka telewizyjna związana z TVN 24, absolwentka IDiKS UJ z 2003 roku

Mistrz

Ostatnio spotkałam Profesora Pisarka na targach książki w Katowicach.

Prowadził tam dyktando, ja promowałam książkę. Spojrzeliśmy na siebie, Pan Profesor z dobrotliwym uśmiechem szepnął coś w stylu: „teraz już wiem, po co tutaj przyjechałem”. Odpowiedziałam: „ja też”, bo każde spotkanie z Profe- sorem jest dla mnie dziś, jak było na studiach, spotkaniem ze światem, którego bardzo mi brakuje.

Zajęcia z Profesorem też były z innego świata. Może dlatego, że w zakurzo- nych archiwach Ośrodka Badań Prasoznawczych? A może dlatego, że Profesor ma w sobie jakąś magię? Błyszczące oczy młodzieńca nad białą brodą.

Wymagał dyscypliny. Zwłaszcza w terminach. Wiedział, że jeśli on nie bę- dzie jej od nas wymagał, to my jej sami od siebie wymagać nie będziemy.

Dzięki tej metodzie wielu z nas, ja również, miało szansę napisać pracę magi- sterską na czas.

Był zaangażowany i przejęty każdym naszym niepowodzeniem. Pamiętam, że kiedy po drobnej operacji wróciłam na zajęcia nieco wychudzona, powie- dział, że wyglądam eterycznie. Subtelny komplement. Byłam szczęśliwa. Za- wsze chciałam wyglądać eterycznie. On powiedział mi to pierwszy. Pamiętam do dziś i długo będę pamiętać. Próżność kobieca. Profesor jest dżentelmenem jak ci z przedwojennych fi lmów.

Zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby rozmówca czuł się ważny. I żeby czuł się lepiej niż przed tym, zanim zaczął rozmawiać z Profesorem.

Ważył słowa. Dbał o każde z nich. Był precyzyjny do bólu i od nas też wymagał precyzji. Nigdy nie powiedział wprost, że ktoś z nas napisał albo po- wiedział coś głupiego. Zdejmował okulary, pocierał dłonią czoło, zastanawiał się, szukał słów, jak wyrazić swój sprzeciw, żeby nikogo nie urazić. To było urocze. Był autentycznie zatroskany.

Trochę nam chyba ojcował. Typ naukowca – pasjonata, który chciałby, żeby dzieci podzielały jego pasję.

Ale nikt nie śmiał wchodzić mu na głowę, bo budził respekt tą dobrocią, wiedzą, pasją, książkami, które napisał, i tysiącami tych, które przeczytał. Bu- dził respekt piękną biografi ą. Tym, że nigdy nie przechwalał się, gdzie i jak długo za komuny siedział. Odważny i mądry człowiek. Mistrz po prostu. Do niego, jak do nikogo innego, pasuje to określenie.

Jest także mistrzem pokory wobec nauki, ludzi i świata. Uśmiecham się do wspomnienia Profesora, który drepcze wokół stołu z książką w ręku. Czyta coś przed zajęciami. Wchodzimy do sali. Każdemu odpowiada: „Dzień dobry”, przerywając tylko na chwilę. Zaraz potem zaczynamy zajęcia. Czułam, jakby- śmy kradli go jakiemuś lepszemu światu.

(14)

dr Zbigniew Bajka Szlachectwo zobowiązuje

Profesor nigdy nie bał się nas pytać, jeśli czegoś nie wiedział. Uczył się od swoich pracowników. Lubił powtarzać, że naukowcem nie jest się osiem godzin dziennie, tylko stale. Był bardzo skrupulatny. Mieliśmy regularne ze- brania, takie operatywki jak w porządnym kołchozie. Przestrzegał terminów i zaplanowanych godzin (Walery Pisarek: „Nauczyłem się tego od Klemensie- wicza. Widziałem, że to przynosi efekt”).

Jednocześnie mieliśmy przekonanie, że to jest szef demokratyczny, któ- ry wysłucha wszystkich argumentów, zanim podejmie decyzję. Nie mieliśmy nigdy poczucia, że buduje dystans. Wręcz przeciwnie. Pamiętam kompletne zdumienie jednej z pań, które sprzątały w ośrodku, kiedy Pisarek się z nią przy- witał, całując ją w rękę. Dla niego to było i jest zupełnie naturalne. Zawsze był człowiekiem grzecznym, ale nie ugrzecznionym.

Gdy poznałem lepiej Profesora, a także kiedy dowiedziałem się więcej o jego pochodzeniu, zrozumiałem, co miał na myśli dawno temu książę de Lévis. Noblesse oblige – szlachectwo zobowiązuje / obliguje do szlachetnego postępowania. To określenie – w kręgu znanych mi osób – jak do nikogo, pa- suje właśnie do stylu życia i bycia profesora Pisarka.

Jerzy Skoczylas, dziennikarz, autor książek Dżentelmen z angielskich fi lmów

„Na studiach podśmiewaliśmy się z jego nieskazitelnych manier i często bezczelnie wykorzystywaliśmy jego dobroć” – tak o profesorze Walerym Pi- sarku pisze w portalu PolskaMaSens.pl Jerzy Skoczylas, jego były student.

„Jestem fanem Pisarka” – deklaruje. Dziennikarz opowiada o swoich studiach w latach 80. w Instytucie Nauk Politycznych UJ (na specjalizacji dziennikar- stwo). Wspomina, że wtedy on i jego koledzy mieli do Walerego Pisarka sto- sunek „lekko lekceważący”. Podśmiewali się z jego uprzejmości i nienagan- nych manier. Poza tym bawił ich sposób mówienia profesora, który zresztą nie zmienił się do dziś. Walery Pisarek czasami kilkakrotnie zaczyna zdanie, jakby uważał, że mówi niezbyt precyzyjnie lub niewystarczająco uprzejme.

Skoczylas wspomina, że przed dziennikarstwem studiował polonistykę.

W związku z tym Walery Pisarek zwolnił go z chodzenia na swoje wykłady ze stylistyki. Student postanowił to wykorzystać do załatwienia sobie zwolnienia także z ćwiczeń. Prowadzący zażądał pisemnej zgody od Pisarka. „Spodzie- wałem się jednozdaniowej notatki, a wyszła epistoła!” – wspomina Skoczylas i pokazuje mi pożółkłą kartkę z datą 18 listopada 1981 roku:

Potwierdzam tym pisemkiem fakt, że zwolniłem Pana Jerzego Skoczylasa z obec- ności na moich wykładach ze stylistyki. A ściślej, obiecałem dać mu zaliczenie wykładu, nawet gdybym go w ogóle na zajęciach nie widział [cecha Pisarka, na-

(15)

tychmiast sam się koryguje – J.S.]. Jednocześnie w rozmowie z Panem Skoczy- lasem podkreśliłem, że kwestię ewentualnego zwolnienia z ćwiczeń jest władny rozpatrzeć tylko Pan [czyli ta jego niesłychana uprzejmość – J.S.]. Zwalniając Pana Skoczylasa z wykładu, kierowałem się przekonaniem, że kto ma za sobą dwa lata polonistyki i tak w kategoriach ogólnej orientacji w problematyce literatury języko- wej jest lepszy niż absolwent dziennikarstwa.

„Powstała niemalże nota dyplomatyczna w niesłychanie duperelnej spra- wie” – podsumowuje ze śmiechem dziennikarz.

Inna anegdota: pewien student wparował do sali na 10 minut przed zakoń- czeniem zajęć. Wszedł ze słowami: „Przepraszam za spóźnienie, ale Breżniew zmarł”.

Zareagowaliśmy jak na strzelenie gola przez naszą drużynę – wspomina Skoczylas.

– I właśnie tu następuje popis Pisarka: „Proszę Państwa, nie należy…” (w domyśle:

cieszyć się z niczyjej śmierci). Sam sobie przerwał, bo zapewne pomyślał, że to będzie zbyt nieuprzejme wobec nas. „W kulturze śródziemnomorskiej jest przyję- te…” i dalej takie okrągłe stwierdzenia, że kulturalni ludzie się nie cieszą z cudzej śmierci, nawet wroga. A zarazem widać było, że ta śmierć wcale Walerego Pisarka nie zmartwiła i że też chciałby to jakoś uczcić. Oczywiście, nie okrzykiem: „hurra!”

Dłuższą chwilę myślał intensywnie, w końcu powiedział z wyraźnym uśmiechem:

„Proponuję na tym zakończyć dzisiejsze zajęcia”.

Jerzy Skoczylas w tamtym czasie był radykalnie antykomunistyczny.

Wpływało to na jego stosunek do profesora:

Miałem mu za złe to, że nie zapisał się do Solidarności i że jego publiczne wypo- wiedzi były bardzo ostrożne. Wtedy jednak nic nie wiedziałem o tym, że Pisarek w latach stalinowskich dwukrotnie siedział w więzieniu. Z taką przeszłością musiał być szczególnie ostrożny jako dyrektor OBP.

Skoczylas wspomina profesora także jako świetnego wykładowcę. Mówi też o Retoryce dziennikarskiej. Według niego to najlepszy podręcznik dzien- nikarstwa, który broni się do dziś, nawet w swojej pierwszej wersji, wyda- nej jeszcze za komuny: „Nie ma w nim ukłonów pod adresem Lenina. Jako przykład mieszania informacji z ocenami Pisarek podawał notkę z «Trybuny Ludu» dotyczącą wojny w Wietnamie. Cytował też Orwella, co wtedy było szokujące”.

Jerzy Skoczylas opowiada, że profesor był postrzegany jak dżentelmen z an- gielskich fi lmów: nienagannie ubrany, uważnie dobierający słowa. Nigdy nie podnosił głosu. Nie wprowadzał też żadnej dyscypliny zajęć. Studenci ochoczo to wykorzystywali. Po latach dziennikarz zapytał swojego wykładowcę, dlaczego pozwalał wchodzić sobie na głowę. Usłyszał, że profesor każdemu daje szansę korzystania z jego wiedzy. Gdy ktoś nie chciał z tej szansy skorzy-

(16)

stać, zostawał „skreślony”, czyli pozbawiony uwagi prowadzącego. „Wolałem swój czas poświęcać tym, którzy mieli ochotę się uczyć”.

Profesor potrafi ł też karcić. Działo się to jednak w sposób tak zakamufl owany i iro- niczny, że delikwent nie zawsze zdawał sobie z tego sprawę – mówi Skoczylas.

– On ma też bardzo duże poczucie humoru, ale zrozumienie jego żartów wymaga inteligencji.

Mówiąc o OBP, Skoczylas podkreśla, że nawet w czasach PRL ośrodek różnił się korzystnie od podobnych instytucji w pozostałych krajach komuni- stycznych:

Prowadził rzeczywiste badania, a nie ideologiczną propagandę. A ja zawdzięczam mu, że współpracę z Radiem BBC zacząłem od hitu. OBP przeprowadzał na zlece- nie krakowskiego komitetu PZPR sondaż przed czerwcowymi wyborami w 1989 roku. Wyniki były tak kiepskie, że nie zaprezentowano ich nawet członkom partii.

Jeden z pracowników OBP udostępnił mi te dane, zapewne za przyzwoleniem Wa- lerego Pisarka, a ja podałem to dalej.

TYTUŁY, FUNKCJE

W latach 1969–2000 (z przerwą w latach 1997–1998) dyrektor Ośrodka Badań Prasoznawczych; redaktor „Zeszytów Prasoznawczych” (1964–2012), redaktor naczelny (1991–2012); pierwszy przewodniczący (1996–2000) i ho- norowy prezes (od 2000) Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Aka- demii Nauk; przewodniczący Sekcji Bibliografi cznej AIERI/IAMCR (1970–

1990); wiceprzewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia do Badań Masowego Komunikowania (AIERI/IAMCR) (1976–1988); członek hono- rowy AIERI/IAMCR (od 2000); w latach 70. prowadził Lekcję Języka Pol- skiego w telewizyjnym „Studiu 2” (1974–1981); członek Zespołu Ekspertów UNESCO do spraw Badań nad Komunikowaniem Masowym (1972–1976);

dyrektor Środkowoeuropejskiego Centrum Dokumentacji Badań Komuniko- wania Masowego CECOM (1974–1992); uczestnik prac Centrum Obywatel- skich Inicjatyw Ustawodawczych „Solidarności” (1981–1982); członek Rady Prasowej (1985–1987); członek Narodowej Rady Kultury (1986–1990); czło- nek Rady Upowszechniania Nauki Prezydium PAN (1987–1989); przewodni- czący Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego (2001–2004); inicjator i ko- ordynator prac nad Ustawą o języku polskim (1995–1999); przewodniczący jury i autor wielu tekstów „Ogólnopolskiego dyktanda” (1987–2012); doctor honoris causa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach (2011); Honorowy Oby- watel Gminy Milejów (2004), swojej rodzinnej gminy; uhonorowany Laurem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (2012).

(17)

PUBLIKACJE

Walery Pisarek jest autorem blisko 700 publikacji, książek i słowników, mię- dzy innymi:

W. Pisarek, Z. Klemensiewicz, M. Kniagininowa, Ależ tak się nie pisze, Kra- ków 1964.

W. Pisarek, M. Kniagininowa, Język wiadomości prasowych, Kraków 1966.

Poznać prasę po nagłówkach! Nagłówek wypowiedzi prasowej w oświetleniu lingwistycznym, Kraków 1967.

Retoryka dziennikarska, wyd. 1, Kraków 1970.

Język służy propagandzie, Kraków 1976.

Kieszonkowy słowniczek ortografi czny, Wrocław 1976.

Analiza zawartości prasy, Kraków 1983.

Nowa retoryka dziennikarska, Kraków 2002.

Polskie słowa sztandarowe i ich publiczność, Kraków 2002.

Słowa między ludźmi, Warszawa 2004.

Słownik terminologii medialnej (red. i współaut.), Kraków 2006.

O mediach i języku, Kraków 2007.

Raport o stanie komunikacji społecznej w Polsce. Sierpień 1980–13 grudnia 1981 (red. i współaut.), Kraków 2007.

Wstęp do nauki o komunikowaniu, Warszawa 2008.

„Zeszyty Prasoznawcze”

Konsument a reklama, 1964, nr 4.

Jak mierzyć zrozumiałość tekstu, 1969, nr 4.

Perswazyjność języka w polemikach prasowych, 1973, nr 4.

Prasa, radio, telewizja, podział pracy, 1976, nr 1.

Raport o komunikacji społecznej w Polsce. Sierpień 1980–grudzień 1981, 1982, nr 3.

Prasa wobec wyzwania nowych mediów, 1988, nr 4.

Współczesne słowa sztandarowe w Polsce i ich publiczność, 1992, nr 3–4.

Notatki z badań prezydenckiej kampanii wyborczej 1995, 1998, nr 1–2.

Polskie słowa sztandarowe i ich publiczność. Lata dziewięćdziesiąte, 2000, nr 3–4.

Słowa sztandarowe czytelników różnych gazet i czasopism, 2001, nr 1–2.

Język, państwo, prawo, 2002, nr 3–4.

Transformacje komunikacji społecznej w drugiej połowie XX wieku, 2004, nr 1–2.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W artykule zaryso- wane zostało także jego stanowisko wobec kontrowersyjnej tezy o mowie śląskiej jako języku regionalnym – Walery Pisarek stał na stanowisku, że nie jest

Okres IV: lata 1991–2000 (do emerytury), czyli okres, w którym Walery Pisarek jest kierownikiem katedry Ośrodek Badań Prasoznawczych w strukturach Uniwersytetu

Dopiero wręczenie mi przez Uniwersytet Śląski doktoratu hono- rowego za moje badania medialne stało się okazją, by moi uczelniani koledzy coś się o nich dowiedzieli.. A był to

Myślę, że nie jest moim jednostko- wym doświadczeniem to poczucie, odkrywane w czasie każdej z Nim rozmowy, że pogląd, nawet ten narzucający się z siłą oczywistości,

Profesor Walery Pisarek był członkiem założycielem Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej i jako pierwszy spośród wybitnych badaczy mediów zo- stał w 2008 roku

Jeżeli zależy Ci na pokoju, środowisku, prawach człowieka, rozwoju gospodarczym, bezpieczeństwie, pomocy międzynarodowej, lub po prostu chcesz zobaczyć i być

Nawet w Muzeum Historii Miasta Lublina o Żydach nie było żad- nej wzmianki, jakby nie byli częścią tej historii?. Zaczęliśmy szukać na

Począwszy od XIII w., położony przy histo- rycznym słowackim trakcie gród rozwijał się szybko i wkrótce staje się wolnym, królewskim miastem, wybijającym się