• Nie Znaleziono Wyników

Kustosz pamięci Polaków na nieludzkiej ziemi Roman Dzwonkowski SAC

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kustosz pamięci Polaków na nieludzkiej ziemi Roman Dzwonkowski SAC"

Copied!
26
0
0

Pełen tekst

(1)

W n u m e r ze m . i n . :

M i e s i ę c z n i k n r 1 5 0 ( 1 8 5 ) L u t y 2 0 2 1

Strony 1 i 2

Kustosz pamięci Polaków na

„nieludzkiej ziemi”: Roman Dzwonkowski SAC

Strony 3 i 4 Tohu wa-bohu

Strony 5 i 6 Nowy, wspaniały świat

Strony 6 i 7

Petycje „niektórych parafian”

Strony 7 i 8 Jaką wartość ma nauka

Strony 8 i 10 Haniebność jako znak

rozpoznawczy „elit”

Strony 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19 i 20

Czas się kończy. Przepowiednie dla Polski i świata (7) Strony 20, 21, 22 i 23 Amerykańskie pożegnania

Strona 24

Głupota jako destrukcja sterowana - Casus polski.

Strona 25 Memy made in USA

Strona 26

Bezmózgowie sterowane Tuż przed końcem trudnego 2020 r., w

środę 30 grudnia, w wieku 90 lat zmarł ks. prof. Roman Dzwonkowski SAC, socjolog, wieloletni profesor nauk społecznych na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1989 r.

członek Komitetu Badań Polonii PAN i Polskiej Akademii Umiejętności. Od 1992 r. należał do Rady Krajowej Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Był również bardzo aktywnym członkiem Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków.

Urodził się 30 listopada 1930 r. we wsi Dzwonek na Mazowszu, w powiecie ostrołęckim. W 1949 r. ukończył Gimnazjum w Ostrołęce i wstąpił do Stowarzyszeniu Apostolstwa Katolickiego (Księża Pallotyni), rozpoczynając nowicjat zakonny w Ołtarzewie koło Warszawy. W 1958 r.

ukończył studia filozoficzno-teologiczne w tamtejszym Wyższym Seminarium Duchownym, a rok wcześniej, w 1957 r., przyjął święcenia kapłańskie. W 1961 r.

ukończył studia z zakresu katolickiej nauki społecznej na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej KUL i rozpoczął pracę wykładowcy w swoim zakonnym seminarium duchownym w Ołtarzewie.

W 1966 r. uzyskał na KUL stopień doktora. W 1977 r. został etatowym pracownikiem naukowym KUL, specjalizującym się w historii Kościoła

Dokończenie na stronie 2

katolickiego w ZSRR i socjologii grup etnicznych. Habilitował się w 1984 r. na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej KUL.

W 1992 r. otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, a w 2001 r. zwyczajnego.

Wykładał także w Wyższym Seminarium Duchownym Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego (Księży Pallotynów) w Ołtarzewie oraz w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Kamieniecko- Podolskiej w Gródku Podolskim na Ukrainie.

Od 1972 r. często przebywał we Francji, gdzie prowadził badania nad emigracją polską w tym kraju. Ich wynikiem jest książka „Polska opieka religijna we Francji 1909-1939” (Poznań 1988). W 1970 r. po raz pierwszy przebywał na Wileńszczyźnie, wówczas jeszcze stanowiącej część ZSRS, gdzie zajmował się badaniem kultury polskiej, szczególnie religijnej, na dawnych Kresach Wschodnich I i II Rzeczypospolitej. Później zajął się także problemami Polaków na terytorium całego ZSRS.

W 2000 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim, a w 2010 r. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

W 70. rocznicę urodzin jako „wyraz uznania i wdzięczności za pracę naukową w Instytucie Badań nad Polonią i Duszpasterstwem Polonijnym KUL (1977- 1990)” pracownicy tego Instytutu dedykowali ks. Dzwonkowskiemu 21 tom

„Studiów Polonijnych”. Biblioteka Narodowa w Warszawie w swoim katalogu wylicza pod Jego nazwiskiem 228 publikacji. Przede wszystkim są to prace naukowe, popularnonaukowe i publicystyczne. Wśród wydanych przez Niego książek należy wymienić m.in.:

„Polacy na dawnych Kresach Wschodnich.

Z problematyki narodowościowej i religijnej” (Lublin 1994), „Kościół

Kustosz pamięci Polaków na „nieludzkiej ziemi”

Roman Dzwonkowski SAC

(2)

S t r o n a 2

Walka z nieprawomyślnością polityczną w USA nabiera tempa.

Ostatnio lewacka (jedynie poprawna) prasa zamieściła zdjęcia manata z Florydy, które bezczelnie pływał z zakazanym słowem TRUMP na grzbiecie. Miami Herald nie krył oburzenia, a za nim artykuły na ten temat opublikowały inne lewackie media (m.in. The Guardian).

Postawiono na nogi wszelkie służby, by schwytać manata i ogłoszono śledztwo FBI oraz wszelkich agend rządowych w tej sprawie. Nie wiadomo czy powodzeniem zakończyła się nagonka na to sympatyczne skadinąd zwierzę i czy zostało ono przesłuchane.

Dla niezorientowanych nalezy się wyjaśnienie. Manaty, zwane również krowami morskimi z racji ich zamiłowania do odżywiania się roślinami wodnymi, należą do grupy syren. Zamieszkują także wody Florydy. Są w sumie dość sporych rozmiarów: dochodzą do 4.5 metra długości a ważą od 500 do nawet 1,500 kg. Ich schwytanie stanowi nie lada wyzwanie ze względu na rozmiary, nie mówiąc nawet o wykonaniu jakiegoś napisu na ich grzbiecie.

Manat ów (nie wiadomo czy jest to pojedyńczy kontrrewolucjonista czy też jest ich więcej) wzbudził zrozumiałe zainteresowanie turystów. Przez krótką chwilę, w której był widziany zrobiono mu pamiątkowe zdjęcie, które obiegło świat, zaś lewacka propaganda nie milknie ze słowami oburzenia. Za informację wyznaczono nawet $5.000 nagrody.

Manat czuje się świetnie, bo napis powstał przez zdrapanie warstwy alg na jego grzbiecie. Wkrótce zniknie ale nieprawomyslność będzie ścigana.

Remigiusz Ostrowski

katolicki w ZSRS 1917-1939. Zarys historii” (Lublin 1997) czy „Leksykon

duchowieństwa polskiego

represjonowanego w ZSRS 1939- 1988” (Lublin 2003). Publikacje ks. prof.

Dzwonkowskiego są wysoko cenione w krajowych i zagranicznych środowiskach naukowych. Mają też szerokie grono czytelników w Polsce i w krajach, których dotyczyły zrelacjonowane w nich badania. Budzą duże zainteresowanie, bo poruszana w nich problematyka przez długi czas była mało znana, a nawet wręcz zakazana. Zmarły był jednym z pionierów, którzy się nią zajęli. I to pionierem nader odważnym, szukającym skutecznych sposobów dotarcia do niedostępnych źródeł i zastraszonych świadków.

Dokonania naukowe ks. prof.

Dzwonkowskiego na przestrzeni Jego długiego życia są niezwykle bogate. Z biegiem czasu porzucił temat Polonii francuskiej, ongiś bardzo mu bliski, wydawało się wręcz, że dokonania w tym zakresie będą Jego opus vitae.

Przedmiotem Jego badań zostało jednak coś ważniejszego i bardziej pasjonującego – Polacy za Bugiem, i to nie tylko w najbliższej od tej rzeki odległości, ale na rozległych ziemiach dawnego Kraju Rad,

„nieobjętych dla ludzkiego oka”, jak kiedyś o tym śpiewano, a teraz już tylko się wspomina.

Z perspektywy lat należy doprawdy pogratulować wyczucia, bo warto było zrobić ten długi krok znad Sekwany aż nad Wołgę. Na Wschodzie wiele spraw ludzkich leżało zagrzebanych nie tylko w niepamięci czy też w pamięci stale jeszcze sterroryzowanej i zafałszowanej.

Ksiądz Profesor wiele się natrudził, aby tę pamięć odkopać czy też ośmielić przechowujących ją świadków i sprawić, by stała się świadectwem. To wielka zasługa Księdza Profesora. Z pewnością inni napiszą o tym jeszcze bardzo wiele, trzeba jednak od razu stwierdzić, że tych ginących świadectw nikt by już za jakiś czas nie zdołał uratować. Ks. prof.

Roman Dzwonkowski uczynił to z wielkim powodzeniem.

Dziś każdy, kto pisze na temat Polaków na Wschodzie, sięga niechybnie do publikacji ks. prof. Romana Dzwonkowskiego, który stał się po prostu przewodnikiem w tych badaniach, niczym koryfeusz w starogreckim chórze. Zaczynając jako zwykły badacz, z biegiem czasu został wytrawnym profesjonalistą i miłośnikiem Kościoła katolickiego i polskości na Wschodzie. Przy różnych okazjach z pasją zabierał głos na temat obrony języka polskiego w sprawowanej tam liturgii. W duchu umiłowania problematyki wschodniej odbył na Wschód wiele podróży. Był chyba we wszystkich krajach dawnego ZSRS. Nawiązywał do korzeni chrześcijaństwa na tych ziemiach. Nie tylko o tym pisał, ale też czynnie udzielał się w tamtejszym duszpasterstwie. Umacniał wiernych w wierze i służbie ludowi Bożemu. Z autopsji poznał zapach owczarni, która długo była pozbawiona swoich pasterzy.

Z podróży na Wschód miał wiele ciekawych obserwacji i wspomnień.

Barwnie o tym opowiadał. Rozbudzał w polskim społeczeństwie zainteresowanie sprawą niesienia pomocy materialnej i duchowej wierzącym za naszą wschodnią granicą. Przy tym bliscy mu byli nie tylko katolicy, pomagał też wielokroć prawosławnym. Podkreślał z przekonaniem, że polski ksiądz nie tylko dla Polaka na Wschodzie jest zawsze miłym i pożądanym gościem. Był znany i ceniony nie tylko przez starsze pokolenie, ale także przez ludzi młodych, którzy z chęcią gromadzili się wokół niego. Cenili go ludzie prości i uczeni, duchowni i świeccy. Miał dłonie zawsze otwarte dla potrzebujących wsparcia, zwłaszcza duchowego, którego na Wschodzie potrzeba dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Po ks. prof. Romanie Dzwonkowskim zostało puste miejsce. Przyszedł czas, by Jego dziedzictwo z równą gorliwością podjęło nowe pokolenie, zdolne tak jak On do poświęceń, bo też i na Wschodzie

„żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” (Łk 10, 2).

Ks. Edward Walewander

Kustosz pamięci Polaków na „nieludzkiej ziemi”

Roman Dzwonkowski SAC (dokończenie)

Nieprawomyślny

manat

(3)

S t r o n a 3

Szukałem jakiegoś właściwego słowa, obrazującego sytuację w jakiej znalazł się świat i nasza ojczyzna skutkiem działania takich idei, jak gender, LGBT, mnogość płci, histeria aborcyjna, spaczone pojęcia, jak dziś demokracja czy wolność. Okazuje się, że takiego słowa nie ma, albo może nie potrafię go znaleźć. Podpowiada je Pismo święte Starego Testamentu. Księga Rodzaju, 1, 1-2. Tohu wa-bohu to słowa na określenie zamieszania, rozgardiaszu, nieładu, czegoś co panowało, zanim Bóg w akcie stworzenia uporządkował swe dzieło.

Przecież na początku panowała ciemność. Pojawienie się światła dało początek porządkowi.

Nie możemy lekceważyć wyników badań CEBOSu w sprawie aborcji. Oto one z ostatniego czasu: 69-73 % badanych stwierdza, że trudna sytuacja życiowa kobiety lub jej niechęć do

posiadania dziecka nie

usprawiedliwiają aborcji, zatem tyle jest przeciwko aborcji na życzenie, 14

% jest za liberalizacją prawa do aborcji, a 3 % za całkowitym jej zakazem.

Zróżnicowanie stanowisk pojawia się, gdy w grę wchodzą przyczyny eugeniczne czy zdrowotne, w tym także matki. I tu właśnie pojawia się słowo

„kompromis”. Czego ono dotyczy?

Otóż rzeczy zasadniczej, bo dopuszczalności aborcji jako takiej w określonych sytuacjach. Innymi słowy, zakłada się, że pewne okoliczności dopuszczają zabójstwo człowieka.

Należy zaniechać używania pojęć zastępczych, jak płód, zarodek, zabieg, bo to jest takie tchórzliwe i ogłupiające zachowanie używających tych ersatzów, by ominąć istotę rzeczy. A jest nią zadanie śmierci, czyli mord. W pewnych krajach można być za użycie tego słowa sądzonym i trafić do więzienia, ale to o niczym innym nie świadczy, jak tylko o wyjątkowej i zawstydzającej hipokryzji.

Między taką hipokryzją a bezradnością

miotają się członkowie Koalicji Obywatelskiej, głównie zresztą Platformy. Lewica jest w tej materii jednomyślna i inaczej być nie może, gdyż wrogość wobec religii i aborcja to jedyne punkty programowe, które sklejają jej szeregi. Niestety, tym zastąpiono walkę o ludzi pracy, ongiś zdobiącą sztandary socjalistów i komunistów. Dziś lewica jest burżuazyjna, czymś w rodzaju teatru z zanikającą widownią. .

To taka polska odmiana burżujów zawsze kluczących między świeczką a ogarkiem. Po mistrzowsku ujął to Schetyna, który nie jest zwolennikiem aborcji na życzenie, obecnie naczelnego hasła istot podających się na kobiety.

Oświadczył on: „Uważam, że trzeba wyciągnąć wnioski z tego, co się stało, że trzeba spokojnie porozmawiać, w jaki sposób móc wrócić do kompromisu aborcyjnego, w jaki sposób go unowocześnić i dać mu nowe życie po tych blisko 28 latach funkcjonowania, bo on uchronił nas od wojny domowej dotyczącej aborcji”. (podkr. – ZZ) Z tym unowocześnieniem, a zwłaszcza z owym nowym życiem w kontekście skazywania dzieciaków na kubeł, to już spore przegięcie. To już Trzaskowski, który otwarcie mówiąc o konieczności liberalizacji prawa do aborcji, jest stuprocentowo sobą. Idzie za tymi, co skrobią ile … zapragnie… no, nie dusza, tej do tego nie mieszajmy. Wszak wyłączny głos ma brzuch. Dziecko w nim, to tyle co jakieś resztki niestrawności. Lepiej o tym nie mówić, bo żal się robi, że jest się człowiekiem.

Tu trzeba znowu sięgnąć do Biblii.

Pierwsza kobieta miała imię Ewa, od hebrajskiego chawwa, a to z kolei wywodzi się od słowa chaja = życie. Co więc się stało, że kobieta w tej chwili wykrzykuje na ulicy śmiercionośne dla jej powołania hasła ?

Właśnie to jest to tohu wa-bohu, pomieszanie z poplątaniem, które może

nie aż tak bardzo dziwi, kiedy kreują to osoby określonej orientacji, nie tylko seksualnej, natomiast źle, kiedy w tym uczestniczą ludzie zajmujący się, nie zawsze zresztą potrzebnie, polityką.

To, że Kierwiński jest za aborcją nikogo nie powinno dziwić, kto śledzi jego poczynania. Zabawny jest Paweł Poncyliusz, zresztą nie pierwszy raz.

Jego wypowiedź jest tak pokrętna, że trudno ją nawet bez obawy błędu streścić. Najpierw powiedział, że „w klubie KO jest zgoda co do tego, że nie ma już dzisiaj szans na powrót do tzw.

kompromisu aborcyjnego".

(Porównajmy to z wypowiedzią Schetyny.) Kolejna jego wypowiedź:

„Ale to wynika nie z tego, że posłowie KO się zradykalizowali, tylko z tego, że jesteśmy realistami. Widzimy, że jeżeli ten kompromis aborcyjny jest wyważany poprzez stanowienie prawa tylnymi drzwiami, czyli poprzez wyrok Trybunału Konstytucyjnego, to dzisiaj powrót do tego, co było, jest niewykonalny”. I to mówi nie byle kto, ale wiceprzewodniczący Klubu Koalicji Obywatelskiej. Jego zdaniem kiedy Trybunał Konstytucyjny orzeka o zgodzie czegoś z jasnym postanowieniem Konstytucji, to oznacza to „stanowienie prawa tylnymi drzwiami”. Niewątpliwie zasługą Poncyliusza jest to, że paple on bez umiaru o tym, o czym bardziej rozważni w Platformie wolą milczeć. Z pewnością wielu uwiera następne jego oświadczenie: „Czy będziemy jako Koalicja Obywatelska popierać postulat Strajku Kobiet "aborcji na życzenie" – też myślę, że w tej kwestii będziemy mieli różne zdania”. Jednym słowem Koalicja Obywatelska, zdaniem Poncyliusza, jest za a nawet przeciw aborcji, używając retoryki absurdu, do której dzięki niektórym politykom mieliśmy szanse przywyknąć.

Tohu wa-bohu

Dokończenie na stronie 4

(4)

S t r o n a 4

Słowem, w tej, jak sam KO o sobie mówi, centrowej opozycji nie widać żadnej konstruktywnej myśli rozwiązywania jakiegokolwiek problemu. Jedynie jasny pogląd mają

„rezuny”, bo żadne wartości u nich nie wchodzą w rachubę. Po prostu „robta co chceta”. Ale bardziej „mieszczańscy”

opozycjoniści wiedzą, że tak oficjalnie tego żądać, to wstyd, dlatego chcieliby, żeby „ich prawo” przeszło właśnie tylnymi drzwiami, najlepiej poprzez burdy rodzimych hunwejbinów. W sumie przygnębiające i odrażające.

Podobnie, jak to, że rozwścieczone kobiety publicznie obrażają państwo i gwiżdżą na wszelkie prawa, nawet w czasie pandemii, a nic się im za to nie dzieje, podczas gdy normalny obywatel płaci mandat za nie noszenie maski.

Smutne to dla każdego kto kocha Polskę. Smutne, kto już raz przeżył jej niszczenie, wtedy przez komunistycznych pomagierów Stalina.

Ciekawe komu dziś pomaga Lempart? I dlaczego państwo jej na to pozwala ? Może w końcu jednak te chamskie wygłupy sfrustrowanych kobietek to nie jest jeszcze to najgorsze, skoro w sejmie posłanka może przy aplauzie podobnych do niej drzeć polską Ustawę Zasadniczą.

A przecież podobnych jej egzemplarzy jest więcej i na Wiejskiej i w Strasburgu. Należy sądzić, że nie lepsi są ich wyborcy. Bo w końcu ktoś do sejmu i senatu wprowadził te osoby dające darmowe i żenujące przedstawienia, miast pełnić wyznaczoną im rolę. „Niechaj Polska zna, jakich synów ma”. Oczywiście nie o patriotyzm tu chodzi. Wręcz o coś przeciwnego.

Na koniec coś z zewnątrz, bo warto dowiedzieć się co inni o nas myślą.

„Nawet tak pokrzepiające, jak jest to, że większość Polaków broni życia, to jednak nad niejednym warto się zastanowić. Krzykliwa mniejszość może osiągnąć zmiany w prawie, a nawet stały sprzeciw, ponieważ jest milczącym

protestem sprawia, niestety, że jest on tylko milczący. Tak jest w przypadku legalizacji aborcji w wielu krajach na świecie. Dlatego masowe protesty za życiem mające miejsce w Ameryce Łacińskiej i Południowej zwalczające aktywistów aborcyjnych tak pokrzepiające. Politycy ulegają presji i jeśli są naciski tylko z jednej strony często osiąga ona to czego chce.

Tymczasem polski spanikowany prezydent już przyrzekł protestującym, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego zostanie odroczony”.

Tak widzi to Jonathan Van Maren w LifeSiteNews. Może jest w tym sporo prawdy. Panika to najgorszy doradca.

Jedno jest w tej opinii niepodważalne.

W sprawie życia nie ma kompromisu.

Jeśli grupa mająca dostęp do władzy aborcję umożliwi – tak było w 1956 r. za rządów komunistycznych – człowiek, bez względu na wyznanie, czy nawet jego brak, ale w poczuciu zwykłej

sprawiedliwości będącej

fundamentalnym nakazem dla każdej istoty ludzkiej wynikającym z jej natury – musi postąpić w zgodzie ze swoim sumieniem. A ono bezbłędnie kwalifikuje zabójstwo. Zgody na pozbawienie życia nie może orzekać żadne prawo. Jeśli to czyni dopuszcza się bezprawia, jak w każdym przypadku, kiedy człowiek przywłaszcza sobie kompetencje do decydowania o życiu i śmierci. Tak czyniły Niemcy hitlerowskie, skazując na śmierć cały naród żydowski.

Dlatego nazywanie aborcji holokaustem nie jest przenośnią, bo jedna rzeczywistość odpowiada drugiej i zwolennicy aborcji, żądając swobody zabijanie dzieci, obojętnie w łonie matki czy już narodzonych, bo i to się praktykuje, powinni mieć tyle odwagi, by rzecz tę nazwać po imieniu.

Zygmunt Zieliński Koalicja Obywatelska nie jest

formacją o określonym

światopoglądzie, to też takie wypowiedzi, jak Poncyliusza czy podobnie się wypowiadającej się Joanny Fabisiak, umożliwiają tej formacji pójście śladem tzw. „strajku kobiet”, byle tylko zyskać zwolenników na czas wyborów, a tym samym dopchać się do władzy. Ile istnień ludzkich to będzie kosztować, to ich nie obchodzi, chociaż trudno założyć, że ludzie ci w głębi swej świadomości są przekonani, że dziecko w łonie matki nie jest człowiekiem. Ireneusz Raś z PO usiłuje złagodzić przytoczone tu wypowiedzi swych kolegów. „Może jacyś pojedynczy politycy Koalicji Obywatelskiej, Platformy Obywatelskiej mają taki pogląd, ale to nie jest na pewno pogląd większości w klubie parlamentarnym, a na pewno już nie w Platformie Obywatelskiej”.

Pytany jednak o stosunek KO do

„strajku kobiet” powiedział „że chodzi tu raczej o "poparcie kobiet, a nie jakiejś organizacji politycznej".

Według niego dla wielu działaczy PO decyzja, by zliberalizować prawo aborcyjne, jest wszakże nie do przyjęcia.

A więc w końcu o jakie poparcie kobiet mu chodzi ? O ich żądanie, by ustąpił rząd, co w obecnej sytuacji jest działaniem antypaństwowym, nie mówiąc, że niebotycznie głupim?

Chyba, że ktoś widzi na czele rządu ustanowionego przez kobiety p.

Lempart ? Popierając to, co robią dziś

osoby uzurpujące sobie

reprezentowanie kobiet, trzeba zakładać taką możliwość. Z wypowiedzi posła Rasia coś takiego zdaje się wynikać. Jej rządy doprowadziłby z całą pewnością do

„reformy” polskiego wokabularza. A Polska może mimo wszystko by się ostała.

Tohu wa-bohu

(dokończenie)

(5)

S t r o n a 5

Taki tytuł nosi słynna książka Aldousa Huxleya, która – podobnie, jak „Rok 1984” Jerzego Orwella, kreśli przerażający obraz przyszłości. To znaczy – był to obraz przyszłości jeszcze w latach 30-tych, bo teraz przynajmniej niektóre wynalazki opisane w obydwu książkach, stały się rzeczywistością. Na przykład Orwell opisuje działalność Ministerstwa Prawdy, które zajmuje się kreowaniem historii – ale wstecz.

Niewątpliwie inspirowała go sowiecka praktyka; znana jest fotografia, na której Mikołaj Jeżow przechadza się w towarzystwie Józefa Stalina i – bodajże – Wieńczysława Mołotowa. Kiedy jednak Jeżow, kiedy już zrobił swoje, został rozstrzelany, na tej fotografii Józef Stalin nadal się przechadza – ale już tylko z Mołotowem. Wprawdzie – jak zauważyła w 1989 roku pani Joanna Szczepkowska – że komunizm właśnie

„upadł”, to on nie tylko nie upadł, ale ma się całkiem dobrze. Znakomitą ilustracją, że orwellowskie Ministerstwo Prawdy nadal działa, jak gdyby nigdy nic, jest usunięcie z elektronicznych archiwalnych numerów „Gazety Wyborczej” pewnej publikacji. Oto relacjonując posiedzenie Knesetu, na którym zapadła decyzja o włączeniu do izraelskiego terytorium państwowego jakichś resztek Jerozolimy, redakcyjny Judenrat opatrzył tę relację krzyczącym tytułem: „Jerozolima nasza !” Ponieważ ten spontaniczny wybuch uczuć narodowych w gronie redakcyjnego Judenratu został zauważony, m.in.

przeze mnie i z tego powodu nazwałem

„Gazetę Wyborczą” żydowską gazetą dla Polaków, tamtejsze Ministerstwo Prawdy nie tylko wycofało tę publikację z elektronicznego archiwum, ale nawet lansowało pogląd, jakoby takiej publikacji nigdy nie było.

W „Nowym wspaniałym świecie” to znaczy - „Republice Świata” - obowiązuje zasada identyczności;

wszyscy są tacy sami, również pod względem wyglądu, co osiąga się

żywnościowa. Okazało się bowiem, że wokół Antarktydy są ogromne ilości kryla, małego skorupiaka, którym żywią się wieloryby. Na ten południowy ocean wyruszyły więc trawlery i wkrótce pojawiły się publikacje zachwalające „smakołyki z kryla”, Wprawdzie w latach 70-tych pojawili się już ekologowie, ale jeszcze nie uzyskali takiego znaczenia, jak dzisiaj, toteż „smakołyki z kryla” jakoś nie znajdowały szerszego uznania i obywatele starali się odżywiać po staremu – oczywiście na ile pozwalały kartkowe przydziały na „woł-ciel z kością”. Wprawdzie przodująca w ekstrawagancji nowojorska socjeta, kierując się snobizmem, próbowała już zjadać mrówki i gąsienice – co uwiecznił w swoim filmie „Mondo cane” włoski reżyser Jacopetti – ale to był wyjątek potwierdzający regułę.

Od tamtej pory nieubłagany postęp uczynił wielki krok do przodu, w związku z czym zmieniła się hierarchia priorytetów. Obok równości, rozumianej jako identyczność - również mężczyzn i kobiet, bo wobec gwałtownie rosnącej liczby płci dotychczasowe podziały tracą wszelki sens – na czoło wysunęła się „ochrona planety” - czywiście przed ludźmi, bo inne gatunki planecie nie zagrażają. To znaczy – oczywiście zagrażają, jakże by inaczej, bo emitują tak zwane „gazy cieplarniane” - ale na ich usprawiedliwienie trzeba dodać, że nie ze złośliwości, tylko ze względu na żywnościowe potrzeby gatunku ludzkiego, który przywykł do odżywiania się ich mięsem. Jeśli zatem chcemy dogodzić „planecie”, to nie ma rady; trzeba gatunkowi ludzkiemu narzucić rozmaite ograniczenia – również w dziedzinie żywnościowej.

Alternatywą jest bowiem redukcja globalnej populacji do najwyżej miliarda osobników – żeby jednak było między innymi dzięki klonowaniu. Ci

identyczni osobnicy nie mają specjalnych potrzeb, a to dzięki systematycznemu obniżaniu ich umysłowego poziomu, czemu sprzyja również „soma”, czyli rodzaj narkotyku, od którego wszyscy są uzależnieni. Jak nietrudno zauważyć, to idealne społeczeństwo „Republiki Świata”

zostało zbudowane dzięki unicestwieniu ludzkiej indywidualności. Czy jednak

„Republika Świata” jest tylko rodzajem samograja, nastawionego na nieustanne reprodukowanie się, czy też przyświeca temu jeszcze jakiś cel ukryty? W nakręconym przez Krzysztofa Zanussiego filmie „Kontrakt” występuje partyjny buc grany przez Janusza Gajosa, który w pewnym momencie powiada: demokracja – demokracją – ale ktoś przecież musi tym kierować ! Jak pamiętamy, w epoce Edwarda Gierka, do którego wzdycha nawet Naczelnik Państwa, forsowana była zasada jedności moralno-politycznej narodu. Chodziło o to, by jeśli nawet

„tu i ówdzie” występowały jakieś różnice, to miały one charakter drugorzędny wobec socjalizmu, na który wszyscy się zgadzali. Ta zasada znajdowała odbicie również w retoryce Edwarda Gierka, który swoje przemówienia kierował do „partyjnych i bezpartyjnych, wierzących i niewierzących”, a złośliwcy dodawali, że nawet do „żywych i umarłych”.

Wspominam epokę Edwarda Gierka nie bez powodu. Otóż najpierw stworzona została iluzja dobrobytu – oczywiście wedle stawu grobla, to znaczy, prosta jak na garbatego – ale długo to nie trwało, bo w miarę światowej ekspansji sowieckiego imperium i konieczności spłacania zaciągniętych na Zachodzie pożyczek, rząd musiał sprzedawać wszystko, co tylko można było sprzedać za granicę. Kiedy zatem wprowadzone zostały kartki – najpierw na cukier, a potem stopniowo już na wszystko - pojawiła się nowa alternatywa

Nowy, wspaniały świat

Dokończenie na stronie 6

(6)

S t r o n a 6

komu pożyczać pieniądze na wysoki procent. Zatem stajemy przed wyborem – albo zmienimy nawyki żywnościowe, albo pójdziemy do gazu, z którego wszyscy powstaliśmy.

Toteż Europejski Urząd do spraw Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) właśnie zatwierdził pierwsze robaki, zalecane do spożywania przez ludzi.

Chodzi o żółte larwy mącznika młynarka, które podobno są bardzo smaczne, chociaż oczywiście nie tak smaczne, jak móżdżek dinozaurów, który podobno był idealną zakąską do wódki – ale skoro chodzi o ratowanie planety, to nie ma co grymasić. Decyzja urzędu oznacza, że mącznika młynarka będzie można w Europie hodować, to znaczy – karmić go otrębami, płatkami kukurydzianymi, a także kartoflami, marchwią i jabłkami. W miarę likwidowania hodowli tradycyjnych zwierząt, hodowle mącznika młynarka będą zyskiwały coraz to większe znaczenie gospodarcze, a w miarę wzrostu podaży, trzeba będzie jakoś przekonać ludzi do zmiany tradycyjnych nawyków żywieniowych.

W tej sytuacji tylko patrzeć, jak pojawią się rozmaite przepisy na „smakołyki z mącznika”, podobnie jak w latach 70- tych na „smakołyki z kryla”, a kiedy już epidemia zbrodniczego koronawirusa zostanie odwołana, to w znacjonalizowanych zakładach zbiorowego żywienia już nic innego nie będzie „serwowane”, dzięki czemu i planeta zostanie uratowana i koszty utrzymania niewolników zostaną radykalnie obniżone. Czegóż chcieć więcej ?

Stanisław Michalkiewicz

powiedzieć głośno, że to są orgie? To się nazywa swobodą wyrazu artystycznego. Zresztą uderzą w niego prawami człowieka. Rzecz jasna, nie każdego. Tak więc większość katolicka znalazła się faktycznie w mniejszości. Będąc w Turcji, zauważyłem, że sporo Turków hołduje pewnemu laicyzmowi, ale nie wyobrażam sobie, by pisali oni protesty przeciwko kilka razy dziennie wyśpiewywanym modłom muezinów – dość hałaśliwym – z minaretów.

Nawet bębnienie w środku nocy na ulicach miast jest szanowane, bo ma też jakąś wymowę religijną. Można przypuszczać, że kiedy szariat zawita do nas, poznaniacy będą musieli zrezygnować z protestów z powodu opisanych tu praktyk, oczywiście islamskich.

W pewnej parafii Rawicza”

„proboszcz usłyszał zarzut zakłócania spokoju poprzez nadawanie utworów przez zewnętrzne głośniki świątyni w okresie od marca do września ub.r.

To jest wykroczenie, sprawa zostanie skierowana do sądu”. Ponoć wnoszący oskarżenia zapewniali, że nie są przeciwnikami Kościoła. Ale w oskarżeniu było żądanie „całkowitego wyłączenia zewnętrznego nagłośnienia podczas wszystkich mszy św. niedzielnych i skutkowała zmniejszeniem głośności nagłośnienia, ale nie jego wyłączeniem”

Były proboszcz parafii skomentował to następująco: "Czy jakikolwiek odpowiedzialny proboszcz mógłby się na to zgodzić, kiedy wielu wiernych pozostaje z rożnych względów na zewnątrz kościoła i byliby pozbawieni możliwości uczestnictwa we mszy św. ? Szczególnie w czasie pandemii, kiedy zobowiązani jesteśmy do zachowania odpowiednich odstępów i jest ograniczona ilość miejsc w Tak to ujął proboszcz parafii

Zmartwychwstania Pańskiego w Poznaniu, zapowiadając całkowite wyłącznie dzwonów ponoć „bardzo przeszkadzających niektórym parafianom”. Można mieć wątpliwości, czy petycję w tej sprawie wnieśli

„parafianie”. Bo trzeba by za takowych uznać także wandali podgrzewanych nienawiścią do religii, którzy znieważają pomniki katolickie i świątynie. To oznaczałoby, iż pojęcie „parafianin”

bardzo wyewoluowało, a może się zdewaluowało. Gdybym ja był członkiem parafii wildeckiej w Poznaniu prosiłbym proboszcza, by wycofał się ze swego stwierdzenia. To wielki dyskomfort być we wspólnocie parafialnej z „parafianami”, którym przeszkadzają dzwony kościelne, wzywające do modlitwy. Swoją drogą taka petycja to dziś w obliczu chamskich gestów antyreligijnych bardzo elegancka inicjatywa na rzecz laickości życia. Rzecz jasna nie będzie takich petycji, kiedy w środku miasta do północy albo i dłużej produkują się

„muzycy” przy pomocy setek decybeli w dodatku potwornej kakofonii. Ale to co innego, bo to nazywa się koncertem, a w dodatku ma charakter całkowicie laicki, a z reguły bije nawet w religię.

Nie wspominamy już o hałaśliwym demonstrowaniu przed kościołami nienawiści do religii, bo katolicy nie mają przecież prawa ograniczania swobody wyrażania czyichś przekonań.

Za to ich przekonania wolno znieważać do woli. Oni zaś po prostu muszą zaakceptować te wrogie wrzaski, gdyż petycję można ewentualnie złożyć, ale przeciwko dzwonom, nagłośnieniu otoczenia kościoła, w czasie nabożeństw itd., w żadnym zaś przypadku w obronie znieważanych miejsc kultu i wiernych.

Dlaczego tak jest? Ponieważ przed wrzaskiem, bluzganiem, wandalizmem cofa się także władza. Dlatego przez palce patrzy się na orgie odbywane

długo w noc? Kto się odważy Dokończenie na stronie 7

Petycje „niektórych parafian”

Nowy,

wspaniały świat

(dokończenie)

(7)

S t r o n a 7

kościele” .

Pomijając ogrom obłudy kryjącej się za wystąpieniem owych osób „nie będących przeciwnikami Kościoła”, każdy nie uprzedzony człowiek przyzna, że w przestrzeni publicznej jest bardzo często głośno, a nawet panuje hałas powodowany nagłośnieniami, które z byle powodów instaluje się w miejscach publicznych po to, by próbowali sił domorośli artyści, którzy poza decybelami niczego nie produkują. Nieważne też, że odbywa się to do późnych godzin nocnych. Wielokrotnie zwracający na to uwagę, nawet policji, otrzymywali dopowiedź, że pewne imprezy urządzane pod gołym niebem wymagają wyrozumiałości, a burmistrz miasta wydał na to zgodę.

Rzecz jasna, z wyjątkiem imprez religijnych, nawet jeśli odbywają się za dnia.

Pamiętam z początków mej pracy duszpasterskiej, w jednej z parafii – o dziwo także w Wielkopolsce – mieszkańcy bloku położonego w pobliżu kościoła zaprotestowali przeciwko graniu w maju z wieży kościelnej pieśni maryjnych.. Grano na trąbce w ciągu ok. pół godziny.

Jeden z mieszkańców bloku zamieszkałego m. in. przez kilka rodzin milicjantów przyszedł do proboszcza i w sekrecie uświadomił go, iż rodzinom tym nakazano założyć protest, ale nie uczyniły tego z własnej woli i proszą o wybaczenie. Można sądzić, że ci ludzie na prawdę nie byli przeciwnikami Kościoła. Co do owych z Rawicza, trudno tak sądzić.

Oczywiście takie inicjatywy nie chadzają samotnie. Współgrają one z akcjami organizowanymi dziś przez

„Lempart, Wałęsę naszych czasów” – jak to barwnie sformułowała pani Środa – moim zdaniem bardziej niż

„Bolek” uderzając w Wałęsę. W

programie „strajku kobiet” znalazły się hasła atakujące Kościół i obliczone na zmuszenie do milczenia Ewangelię. Bo czego żądają ? Aborcji, prawa społeczności LGBT, wprowadzenie świeckiego państwa (a dziś jakie jest?), usunięcie religii ze szkół. Inne postulaty dotyczące rynku pracy, klimatu, służby zdrowia czy nawet praw zwierząt (dodajmy one mają mieć prawa, których odmawia się dzieciom w łonie matki) to tylko zasłona dymna, zaciągana bez żadnych zobowiązań, bo nawet „Wałęsa naszych czasów” nie może liczyć na to, że jadąc na wulgaryzmach przejmie rządy w tym kraju. Polacy nie raz nie dwa robili głupstwa, strzelali sobie w kolano, ale samobójcami nie bywali.

Wyczyny, jak w Poznaniu, Rawiczu świadczące o takiej małpiej złośliwości, często motywowane: „bo nie lubię proboszcza”, a niekiedy niechęcią do Kościoła, „bo nie uznaje wnuczki żyjącej w tzw. związku partnerskim” (kiedyś mówiono na knypel, na kocią łapę), a przecież jest XXI wiek! Taką motywację można często usłyszeć z ust babć, matek. Różne są te motywacje, ale im mniej skomplikowany – mówiąc delikatnie – człowiek, tym bardziej one prostackie. A co do tych sprzyjających Kościołowi, to od takich roi się historia chrześcijaństwa.

Począwszy od tego, który spytał: „czy to ja, Panie ?”

Prymas Wyszyński powiedział: dopóki Kościół zwalczają, to nie jest źle. Miał chyba na myśli wandalizm, ongisiejszy i współczesny, ale przede wszystkim takie złośliwości małych ludzi. Kiedyś mówiono o antyklerykalizmie, dziś chodzi o coś znacznie ważniejszego.

Zygmunt Zieliński

Wielu ludzi, którzy chcą świadomie przeżyć swoje życie, zadaje sobie fundamentalne pytanie: kto dziś ważniejszy jest Bóg, czy nauka? Jeżeli ktoś stwierdzi, że Bóg, to zapewne myśli o swoim, ale zwykle nie zauważa, że dzisiejszy świat jest podzielony na wielu bogów i nic nie wskazuje na żadną zmianę w tym względzie. Z punktu widzenia nowoczesnego człowieka, to nie Bóg wybiera swoją owczarnię, lecz odwrotnie, to człowiek walczy o swojego boga i stan liczebny wyznawców. Jeżeli natomiast ktoś inny stwierdzi, że ważniejsza jest nauka, to już nie dzieli jej na części, lecz myśli o powszechnej, stopniuje poziom i wierzy w uczciwość intencji badaczy. Nikt nie kwestionuje, że i Panu Bogu i nauce potrzebne są pieniądze, ale na Pana Boga, licząc historycznie, zapłaciliśmy już tyle, że zaczynamy się zastanawiać, czy jeszcze potrzebuje naszych pieniędzy? Z nauką jest inaczej tu przeciętny wyznawca nie ma żadnego wpływu na jej finansowanie – zadanie przejęło państwo i to ono decyduje o kierunkach badawczych. Jeżeli państwo należy do obywateli, środki publiczne przeznacza na pogłębianie własnego poziomu wykształcenia, spoistości wspólnoty i wzajemnego zrozumienia, czyli na budowanie swojej siły kulturowej i geopolitycznej; jeżeli natomiast jest formą kolonii, to wówczas wszystko się rozmywa: nauka staje się zabawą, a Bóg jedynym ratunkiem.

Problem: Bóg, czy nauka jest problemem odwiecznym – bardziej lub mniej uświadomionym, ale towarzyszy człowiekowi od czasu wyklucia się ludzkiej świadomości. Oczywiście, nauki jeszcze wówczas nie było, ale istniała świadomość odrębnego bytu, potrzeby zdobywania żywności, a także z czasem pojawiły się potrzeby: lepszego i łatwiejszego życia. Tak powstawała przyszła nauka. Kto był bogatszy i

Jaką wartość ma nauka

Petycje „niektórych parafian”

(dokończenie)

Dokończenie na stronie 8

(8)

S t r o n a 8

istoty tej smrodliwej sprawy. Posłużę się więc doniesieniami: „Cała Polska komentuje skandal związany z bezprawnym zaszczepieniem poza ustaloną kolejnością kilkunastu [dziś wiadomo, że kilkudziesięciu lub jeszcze więcej] celebrytów, przez niektórych nazywanych „elitami”. Okazuje się, że były polityk Platformy Obywatelskiej rekomendowany przez Bronisława Komorowskiego do KRRiT – Krzysztof Luft – w dyskusji na ten temat dostrzega

„gomułkowską nagonkę z 1968 roku”.

Mniejsza o to, co sądzi o tym Luft, mało kogo obchodzi też jego wiedza o marcu 1968 r. Istotne jest bezwstydne wykorzystanie nie wiadomo wprost czego, kolesiostwa, zasady do ut des, czy zwykłego szwindlu do tak haniebnego występku, który zawiera w sobie oszustwo, pogardę dla porządku publicznego i człowieka, absolutny egoizm i to przez ludzi, którzy roszczą sobie pretensję do reprezentowania lub wręcz tworzenia polskiej kultury. To już lepiej być troglodytą.

Minister Zdrowia traktuje sprawę jednoznacznie, ale w rękawiczkach, Stwierdza, że „sprawa szczepień poza kolejnością ma wymiar etyczny, jestem zbulwersowany zachowaniem nie tylko organizatora, ale też osób, które publicznie mówią, że są zaskoczone tym, że ich szczepienie odbył się poza kolejności, to sprawa wyparcia”.

Ale, co warto zauważyć i zapamiętać:

„Konferencja Rektorów Uczelni Warszawskich wydała oświadczenie, w którym wyraziła „zaniepokojenie charakterem dyskusji na temat organizacji szczepień w jednej z jednostek WUM, jednocześnie chwaląc rektora Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego za „zdecydowane działanie świadczące o determinacji w jak najszybszym wyjaśnieniu sprawy ?”

silniejszy mógł pozwolić sobie (siłą lub cwaniactwem) na własne „badania”, kto słabszy, ulegał silniejszemu i jego

„cywilizacji”. Potem bywało różnie, ale generalna zasada do dziś pozostała niezmienna. Wyrazem tego jest choćby skłonność człowieka do podboju i grabieży majątku bogatszego lub wyhamowania możliwej ekspansji lepszego od siebie. Każda przewaga prowadziła do agresji, każdy wyścig zbrojeń prędzej czy później do wojny, a każda naiwność ludzka lub niemoc do ofiar.

Tak więc rachunek jest prosty: nikt nie widział Boga, ale wiara w niego otwiera człowiekowi horyzont „pionowy”, w którym punktem odniesienia są najwyżej cenione ideały: dobra i człowieczeństwa.

Nauka jest dywagacją opartą na założeniach, na pieniądzu i sile

„cywilizacji”. Jej punktem odniesienia może być dobro człowieka, ale nie musi, bo wielokrotnie została ona skompromitowana – jej horyzont z natury ma charakter „poziomy”. Tak więc w życiu człowieka ważne są punkty odniesienia. Jeżeli dobierze je właściwie, ma szansę przeżyć życie w zgodzie ze sobą, chyba, że zburzą mu je inni.

Budowanie królestwa bożego na ziemi było eksperymentem naukowym, a każdy eksperyment naukowy jest próbą wyrwania tajemnicy Bogu. Najważniejsze jest jednak to, aby nie przesadzić z niczym i szanować normy, które wypracowało dwutysiącletnie ludzkiego doświadczenia.

W nim jest Bóg i nauka oraz człowiek ze swoim przekleństwem braku odpowiedzi na pytanie: kim jestem ? Jeżeli natomiast tak skonfigurowany osobnik straci swoją przynależność kulturową lub narodową, automatycznie staje się obywatelem znikąd, a jego terytorium zamieszkania zostaje otwarte, jak kiedyś stepowe kresy wschodnie.

Ryszard Surmacz

Nadszedł czas, kiedy słowo „elita”, kiedyś wyróżniające osoby z najwyższej półki, bynajmniej nie na kredyt, ale takie, które dowiodły swych wartości, teraz musi być ujęte w cudzysłów, gdyż oznacza jeśli nie wprost rynsztok, to w każdym razie środowiska, dla których haniebność jest jedynym godnym ich wyróżnikiem.

Ponieważ są to bardzo często osoby publiczne, fakt ten musi nie tylko zawstydzać, ale dogłębnie niepokoić.

Anna Pawełczyńska użyła, jak wiadomo określenia „lumpenelity”, o czym dziś mało który komentator naszej rzeczywistości pamięta lub chce pamiętać. Ja pamiętam też liczne z nią rozmowy, kiedy niejednokrotnie tłumaczyła ten swój neologizm, aplikując go ludziom, u których nastąpiła erozja honoru. Człowiek bez honoru nie cofnie się przed żadnym nadużyciem, żeby nie użyć bardziej drastycznego słowa.

To, co wyżej powiedziano, jest tezą, której dziś nie potrzeba ilustrować, ani uzasadniać. „Lumpeneliciarstwo” to dziś choroba równie groźna co Covid.

Toruje ono sobie drogę zamykając usta tym, który chcą je zdemaskować.

Exemplum zamykanie platform niewygodnym osobom i portalom jak n. p. Googel’a i wielu innych. Kaleta i Jaki skwitowali radość jaką z tej racji ujawnił pewien poseł PO: „Cenzura, to jest propozycja opozycji”. „Wolność słowa, jak widać, jest dziś największym problemem liberalnej lewicy” dodał Patryk Jaki. I tu jest pies pogrzebany.

Podobnie Goebbels i Stalin nałożyli embargo na prawdę, by móc ludziom wciskać brednie, które tych ludzi miały wiele kosztować, często łącznie z życiem.

A zaczyna się od małych, a śmierdzących łajdactw. Wprost wstyd dziś przypominać wyczyn polskich

„elit” sprzed niedawna. Nie wiadomo wprost jakich użyć słów na oddanie

Haniebność jako znak rozpoznawczy „elit”

Jaką wartość ma nauka

(dokończenie)

Dokończenie na stronie 10

(9)

S t r o n a 9

Podczas wizyty w szpitalu

psychiatrycznym gość pyta ordynatora jakie kryteria stosują, aby zdecydować czy ktoś powinien zostać zamknięty w zakładzie czy nie.

Ordynator odpowiedział:

- Napełniamy wannę, a potem dajemy tej osobie łyżeczkę do herbaty, kubek i wiadro i prosimy, aby opróżnił wannę.

- Aha, rozumiem - powiedział gość - normalna osoba użyje wiadra, bo jest większe niż łyżeczka czy kubek.

- Nie - powiedział ordynator- normalna osoba pociągnęłaby za korek. Chce pan pokój z widokiem czy bez ?

***

Postanowiłem pójść na krótki urlop.

Uzmysłowiłem sobie jednak, że przecież wszystko już wykorzystałem. Ba! Chyba nawet zalegam szefowi dzień (lub dwa ?).

Pomyślałem, że najszybciej zmiękczę bosowe serce, gdy zrobię coś tak głupiego, że ten zacznie się nade mną litować ! No, bo przecież przemęczony jestem, przepracowany i... zaczyna mi odbijać.

Samo życie...

Następnego dnia przyszedłem trochę wcześniej do pracy. Rozejrzałem się dookoła i... Mam ! Odbiłem się od podłogi i poszybowałem w kierunku żyrandola, złapałem go mocno i wiszę!

Wchodzi kolega zza biurka obok i rozdziawia gębę patrząc na mnie (drewniany wzrok ma koleś, czy co ?).

- Ciiiii - szepczę konspiracyjnie. - Rżnę psychola, bo chcę kilka dni wolnego.

Gram żarówę, rozumiesz ?

Kilka sekund później wchodzi szef. Już od progu huczy basem, co ja tam robię u góry.

- Ja jestem żarówka ! - wypiszczałem.

- No co ty? Pogrzało cię! Weź lepiej kilka dni wolnego, niech Ci główka odpocznie!

Wdzięcznie sfrunąłem na podłogę i zaczynam się pakować. Kątem oka widzę, że kolega też zaczyna się pakować ! Szef zainteresowany pyta go:

- A pan dokąd ? Kolega odpowiada:

- No do domu... Przecież po ciemku nie będę pracował.

Grabarze sobie gadają:

- Pogoda ładna, nie za ciepło, ciśnienie idealne ...

Nie ma co liczyć na sercowców, ciśnieniowców ani cukrzyków.

- Taaa ... - mówi drugi - martwy sezon ...

***

Do bacy wypasającego owieczki przyjeżdża pobliską drogą nowoczesnym samochodem ubrany w garnitur człowiek w średnim wieku. Po wyjściu z

samochodu pyta:

- Baco, co tu robicie? Wypasacie owce?

- Tak, panocku...

- A baco, jak wam powiem ile macie tych owiec dokładnie, to dacie mi taką jedną, do upieczenia ?

- Dobrze, panocku, domy...

Przyjezdny wrócił do samochodu, wziął laptopa, telefon satelitarny, połączył się z siecią, ciągnął dane z satelity,

przetworzył, popracował chwile nad programem, który mu to policzył, i mówi:

- Baco, macie tu na tej łące 347 owieczek.

- Dobrze panocku..., to wybierzcie sobie jedną.

Przybysz wybrał sobie jedną, ładną, białą.

Baca mówi:

- Panocku, a jak ja wom powim, kim wy jesteście, to oddacie mi ją...?

- Dobrze, oddam.

- No panocku, to wy jesteście konsultant Unii Europejskiej do spraw rolnictwa.

- A skąd to wiecie, baco !?

- Ano tak: jeździcie drogimi

samochodami, pchacie się gdzie was nikt nie prosi, zabieracie biedniejszym od wos i nic wiecie o mojej pracy! Oddajcie mi mojego psa !!!

***

Zapytali Grzegorza Latę czy reprezentacja z 1974 pokonałaby dzisiejszą kadrę.

- Tak, wygralibyśmy 1:0 - Tylko tyle ?

- No tak, proszę pamiętać że większość z nas jest już po 70.

***

Siedzi dziadek w pokoju i myśli.

Podchodzi do niego babka i się pyta:

- Co ty stary tak myślisz ?

- A bo zapomniałem jak się nazywam.

- O stary sklerotyk się znalazł, nie wie jak się nazywa. Ja to pamiętam wszytko

jeszcze z przed Pierwszej Komunii, a Ty stary zgredzie nawet nie wiesz jak się nazywasz.

- To jak się nazywam ?

Babka siedzi, myśli aż w końcu mówi:

- Ale to dziś potrzebujesz wiedzieć ?

***

W gospodzie siedzą trzej mężczyźni i płaczą, popijając wódkę.

Nagle zjawia się Pan Bóg i pyta pierwszego:

- Czemu płaczesz ?

- O, ja nieszczęśliwy ! Żona mi umarła ! - Nie rozpaczaj, jest na świecie tyle pięknych kobiet... wkrótce twój smutek minie.

Bóg zwraca się do drugiego:

- A Ty czemu płaczesz ? - Dom mi się spalił.

- Nie martw się, pomogę ci. Nie minie miesiąc, jak będziesz miał drugi dom.

- A ty ? - Bóg pyta trzeciego - czym się martwisz ?

- Panie Boże, jestem trenerem polskiej reprezentacji piłkarskiej.

Bóg załamał ręce, usiadł obok mężczyzny i wraz z nim zapłakał...

***

Dwóch podróżników brnie przez pustynię.

Umierają z pragnienia. W pewnej chwili jeden z nich powala na ziemię drugiego i krzyczy:

- Powiedziałeś kiedyś, że masz wodę w kolanie. Gadaj w którym !

***

Osiedle nowobogackich.

Dzieci bawią się w piaskownicy, wykopując dziurę telefonami komórkowymi.

Nagle jedno z nich trafia na kamień i jego komórka łamie się.

Dzieci w śmiech.

- No i co się śmiejecie ?! Jutro tatuś kupi mi nowy, lepszy ! - płacze nieszczęsny malec.

- Ale dzisiaj, jak ostatni wieśniak będziesz piasek kopać łopatką !

***

Uczy ojciec syna jazdy na rowerze i mówi:

- Postaw nogi na geje.

Uśmiechnij się...

(10)

S t r o n a 1 0

parlamencie. Rodzi się więc dręczące pytanie: kto ich wybrał, i ilu jest takich, którzy promować będą takie osoby, jak posłanka, o której niżej:

„Klaudia Jachira postanowiła w swoich mediach społecznościowych przybliżyć ideę foodsharingu, więc nagrała film, jak oddaje do jadłodzielni stare potrawy. Posłanka KO jednak na tym nie poprzestała i sama skorzystała z rzeczy, które były schowane w lodówce. Jej zachowanie oburzyło wielu Polaków”. Czy oburzyło także jej wyborców ? Jeśli nie, to jej zachowanie bardziej na nich spada niż ją obciąża. Bo „nie wylęże sowa sokoła”.

Od pozornie lub prawdziwie drobnych występów, czy może występków, choć jak widać z powyższego haniebnych i niegodnych osób o wymiarze publicznym, do prób narzucenia przez lobby lewackie

„nowej” etyki osobistej i społecznej to tylko mały krok. Oto ilustracja:

1 stycznia 2021 w Wiadomościach na Polsacie znęcano się nad Kraśnikiem.

Nie pierwszy raz i może nie bardziej po chamsku niż gdzieindziej. Powód:

chęć Kraśnika bycia miastem wolnym od LGBT. Tymczasem nic w tym dziwnego, że jakaś społeczność chce być wolna od zinstytucjonalizowanej

„inności”, która jest, chce ktoś czy nie, zboczeniem od normy zarówno biologicznej jak i osobowościowej.

Być wolnym od LGBT nie oznacza wrogości wobec homoseksualizmu traktowanego przez osoby nim dotknięte w sferze prywatnej. Nigdy takie osoby nie były objęte w Polsce ostracyzmem. Ale powoli to się staje,

bo równanie LGBT z

homoseksualizmem jako osobistą i prywatną sytuacją człowieka prowadzi właśnie do krzywdzenia tego ostatniego. Byłoby to zupełnie

niezrozumiałym szaleństwem, gdyby nie kryjący się za tym czyjś interes.

Propaganda LGBT tak długo będzie w modzie, dopóki ktoś będzie opłacał jej promotorów, którzy traktują ją jak się traktuje każdy biznes. Z tym, że wyjątkowo brudny. Bo życie seksualne człowieka jest jego intymną sprawą a usiłuje się uczynić z niego program.

Pytanie tylko jaki ? To jest pytanie do czytelników, którzy spoglądają na świat bez jakichkolwiek okularów.

Obojętność jest reakcją najgorszą z możliwych. „Nowy świat”

rzekomo dziś kształtujący się w każdej dziedzinie i mający na celu zmiecenia tego, co tradycyjne, aż się roi od pomysłów kwalifikujących się jako materiał ilustracyjny dla studentów psychiatrii. Niektóre są tak absurdalne, że nawet tam się nie nadają. Wysokiej klasy polityk USA i jego propozycja by było: „amen” i

„awomen”. Tu zadziałała ignorancja i głupota zdumiewająca, zwłaszcza, że zamanifestowana z tak wysokiego stołka. Oto co na ten temat ma do powiedzenia hebraista: Słowo „amen”

nie jest słowem związanym z płcią, a termin „a-women” jest całkowicie wymyślony – komentował w rozmowie z Catholic News Agency teolog dr John Bergsma specjalizujący się w języku hebrajskim. Jeden z jego kolegów nazwał ten dziwoląg filologiczny bzdurą. Jak mogłoby być inaczej, skoro cały feminizm jest bzdurą, a jego produkowanie się w wykonaniu takich „gwiazd” jak pani Lempart jest kuźnią nowości językowych, jakich nie powstydziła by się żadna z tzw. agencji.

Żyjemy zatem w oparach absurdu, prośmy Boga, by one nas nie zatruły.

Zygmunt Zieliński Czego tacy rektorzy mogą wymagać

od studentów ?

Bo każdy kto śledzi prasę wie dobrze, że jest wprost przeciwnie, ale naszą tragedią jest bezkarne posługiwanie się kłamstwem bardziej lub mniej prymitywnym, stąd panowie rektorzy nic nie ryzykują, podobnie, jak oszust, który pozwolił na szczepienie

„eliciarzy i oni sami. Nikomu włos z głowy nie spadnie. Jeden z zaszczepiony, wprawdzie kabareciarz, powiedział przecież, że nie ma w związku z tym wyrzutów sumienia. Z tej wypowiedzi można wnioskować, że w ogóle to on sumienie ma. To już też coś dobrego.

Cynizm z jakim wypowiadało się wielu „machlojkowo” zaszczepionych nie dziwi, gdyż są to ludzie, albo pogrobowcy nie minionego, niestety, systemu bolszewickiego, albo po prostu wyhodowani na wzorcach

„elit”, jakie rodziły się po 1989 roku, kiedy dorabiano się na majątku narodowym w sposób właściwy tym środowiskom, czyli zalegalizowaną kradzieżą, a słomę z butów zapomniano usunąć. Dlatego zachowanie tych osób nie powinno nikogo zaskakiwać.

Współgra ono zresztą z etyką i intelektem innych prominentów tej warstwa. Wielokrotny dostawca wesołości w sejmie i nie tylko, pan Szczerba miał powiedzieć, że „jak tylko przejmiemy władzę sprzedamy Polska Press”. Jakiż on zabawny, przeszedł samego siebie ! Jeśli on i jemu podobni przejmą władzę, to przecież sprzedadzą całą Polskę, gdyż raz, że nie potrafią nią rządzić a po drugie, jak słusznie zauważył min.

Suski: „im Polska przeszkadza”. Ta siermiężność byłaby do zniesienia, gdyby nie praktykowali jej ludzie jak by nie było, z wyboru zasiadający w

Haniebność jako znak rozpoznawczy „elit”

(dokończenie)

(11)

S t r o n a 1 1

Był 22 października 1948 roku – dzień Matki Bożej Patronki Dobrej Śmierci.

Zaledwie trzy lata wcześniej zakończyła się najstraszliwsza wojna w historii rodzaju ludzkiego, rozpętana przez blond nadludzi spod znaku trupiej czaszki i skrzyżowanych piszczeli przy wsparciu sierpa i młota. Czarna bestia, która przed pięcioma laty wypełzła na podbój świata, zakończyła życie w śmiertelnych podrygach. Tak skończyła się era, która w założeniu jej twórcy, Adolfa Hitlera, miała trwać tysiąc lat. Jednocześnie rozpoczęła się epoka innej bestii – czerwonej, czas wielkiego zamętu politycznego, społecznego i kulturalnego w sercu Europy. Czas, kiedy sowiecki komunizm parł niezwyciężony w kierunku Europy Zachodniej, zdobywając kolejne kraje, także poza granicami starego kontynentu.

Tego właśnie dnia, z niewyjaśnionych do dzisiaj powodów, po udanej operacji wyrostka robaczkowego, na skutek infekcji niewiadomego pochodzenia, w szpitalu Sióstr Elżbietanek na Mokotowie umierał Prymas Polski, kardynał August Hlond. Bezkompromisowa postawa Księdza Prymasa w głoszeniu ewangelicznej prawdy była bardzo niewygodna dla komunistycznych władz.

„Większości Polaków zdawało się wtedy, że nadeszła ostateczna katastrofa i nadzieja na zwycięstwo wolności została raz na zawsze pogrzebana - pisze Stanisław Zimniak. - Właśnie w tym czasie niespodziewanie zmarł prymas Polski. Zmarł człowiek, do którego odwoływali się wszyscy Polacy, zarówno katolicy, jak niewierzący, szczerze zatroskani o los swojego kraju. Śmierć prymasa Hlonda, który w tamtym historycznym momencie był jedynym pewnym punktem odniesienia dla zdezorientowanego społeczeństwa, spowodowała wielkie przygnębienie.

Powszechnie ceniono jego autorytet, stanowczość w kierowaniu Kościołem oraz umiejętność wskazywania nowych rozwiązań, bez wystawiania na ryzyko fundamentalnych wartości wiary

katolickiej”.

Ludziom potrzebna była w tych niezwykle ciężkich czasach „stalinowskiej nocy”

pewność wiary ich Prymasa, bo na rezultaty przejęcia władzy przez komunistów nie trzeba było długo czekać.

Z roku na rok było coraz trudniej. W 1950 roku skonfiskowano już cały majątek kościelny, a pod koniec 1952 znalazło się w więzieniach ponad dziewięciuset kapłanów i ośmiu biskupów. Walka z Kościołem osiągnęła szczyt w pokazowym procesie biskupa Czesława Kaczmarka z Kielc, który był przez dwa i pół roku przetrzymywany w więzieniu bez rozprawy sądowej. Skazano go na dwanaście lat więzienia, a kiedy kardynał Stefan Wyszyński wystosował kategoryczny protest, 25 września 1953 roku sam został aresztowany.

Była godzina 10:30, gdy wydał ostatnie tchnienie. Kilka godzin wcześniej mówił do zgromadzonych przy jego łóżku: „W obliczu śmierci trzeba być radosnym.

Wszystkich nas to spotka. Trzeba śmierć pogodnie przyjmować. Ona jest przejściem do lepszego życia. Jest drogą do wieczności”. Odszedł na spotkanie z Chrystusem i Jego Matką, którą tak umiłował. Umarł w czasie, kiedy po ludzku rzecz biorąc, był Polsce najbardziej potrzebny: komunizm rozszerzał swoją walkę z religią, a w Budapeszcie sądzono prymasa Węgier kardynała Józef Mindszenty’ego...

Leżący na łożu śmierci kardynał August Hlond pozostawił tego dnia swoim rodakom rodzaj testamentu, w którym tak mówił o odniesionym przez Matkę Bożą zwycięstwie.

Nil desperandum! Nihil desperandum! Sed victoria, si erit - erit victoria Beatae Mariae Virginis. In hoc certamine, quod certatur inter satanicos conventus et Christum, aliquis eorum, qui se credebant vocatos esse, revocatur in altum et erit sicut Deus ipse disponet. Nie traćcie nadziei. Nie traćcie nadziei. Lecz zwycięstwo, jeśli przyjdzie - będzie to

zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny. W tej walce, która się toczy między gromadą szatanów a Chrystusem, tych, którzy wierzą, że są wezwani, [Bóg] wezwie na głębię i będzie tak, jak chce sam Bóg.

„Walczcie z ufnością – dodał jeszcze umierający prymas. - Pod opieką błogosławionej Maryi Dziewicy pracujcie (…). Zwycięstwo wasze jest pewne.

Niepokalana dopomoże wam do zwycięstwa”.

Tymi słowami Polska żyje do dziś. A przynajmniej przeważająca jej część, ta która wierzy w Boga. Wielokrotnie odwoływał się do nich prymas Stefan Wyszyński, często przytaczał je również Jan Paweł II - wzmiankę o nich znajdujemy nawet w jego testamencie.

„W świetle jego nauczania, z wielkim apelem, by «wypłynąć na głębię», możemy wskazać na niezwykłą aktualność słów umierającego ks. kard. Hlonda i nadać im

«papieską» interpretację – pisze Wincenty Łaszewski. - Dziś głównym elementem dziedzictwa Prymasa Hlonda są jego słowa: «Walczcie z ufnością. Pod opieką błogosławionej Maryi Dziewicy pracujcie». Zarówno akt poświęcenia z 1946 r., jak i prymasowski testament podkreślają konieczność naszej współpracy - modlitwy i ofiary - która przyspieszy godzinę tryumfu Serca Maryi.

Może właśnie w kontekście naszego czynnego zaangażowania się w walkę ze złem znajdują właściwy sens inne słowa wielkiego kardynała? Znamy te w pierwszej chwili zaskakujące zdania:

«Polska nie zwycięży bronią, ale modlitwą, pokutą i wielką miłością bliźniego i Różańcem; Polska ma stanąć na czele Maryjnego zjednoczenia narodów;

Zachód oczyszczając się ze zgnilizny, z podziwem na nas patrzeć będzie; Trzeba ufać i modlić się; Jedyna broń, której używając Polska odniesie zwycięstwo - to Różaniec; Ona tylko uratuje Polskę od tych strasznych chwil, jakimi może narody

Ciąg dalszy na stronie 12

Czas się kończy. Przepowiednie dla Polski i świata (7)

Kardynał August Hlond (1948)

(12)

S t r o n a 1 2

władzy. Kardynał Hlond pisał:

„W pojęciu liberalnym państwo nie uznaje Boga, nie liczy się z Nim pod żadnym względem, nie przyjmuje Jego praw etycznych, nie zważa na Jego religię, czyli jest zasadniczo bezwyznaniowe. Zwykle posuwa się dalej, staje się bezbożne (…) wykreśla Boga z Konstytucji, ruguje ze szkoły, wyrzuca z ustawodawstwa, a nawet kult Jego i wiarę prześladuje”.(2)

Demaskował w tym liście również niezwykle niebezpieczną działalność masonerii: „Podejrzenia, utrudnianie pracy, podkopywanie powagi, intrygi, nadzór policyjny i tyle innych, nieraz mało szlachetnych sposobów utrudniania pracy Kościoła - to nierzadko praktyki tych kół wolnomyślnych i wolnomularskich, które powodowane chorobliwą nienawiścią do Kościoła, gotowe poświęcić nawet bardzo wielkie wartości moralne narodu i kraju, byle skłócić państwo i Kościół”. Podnosił przy okazji argument, że poza wrogością do chrześcijaństwa, „masoneria to konspiracja zagraniczna, której na Polsce nic nie zależy, ale która potężnej Polski nie chce”.

Ośrodki masońskie propagowały ustawodawstwo wymierzone przeciwko rodzinie, proponując legalizację wolnych związków, pornografii, aborcji i antykoncepcji, argumentując przy tym, że katolickie zasady moralne ograniczają wolność człowieka. Ksiądz Prymas zdecydowanie występował przeciwko tym próbom moralnej deprawacji narodu polskiego, uświadamiając, że rodzina jest najmniejszą komórką społeczną i jej rozpad jest zagrożeniem dla państwa i narodu. Wskazywał, że główną strategią walki masonerii z Bogiem i Kościołem jest demoralizacja, według zasady:

dopiero wtedy upadnie wiara, gdy runie moralność.

Kardynał Hlond odważnie występował przeciwko przenikaniu masonerii do szkół i deprawowaniu młodzieży. Dosyć będą karane za swą niewierność

względem Boga; Polska będzie pierwsza, która dozna opieki Matki Bożej; Maryja obroni świat od zagłady zupełnej; Polska nie opuści sztandaru Królowej Nieba;

Całym sercem wszyscy niech się zwracają z prośbą do Matki Najświętszej o pomoc i opiekę pod Jej płaszczem; Nastąpi wielki triumf Serca Matki Bożej, po którym dopiero zakróluje Zbawiciel nad światem przez Polskę».

Te proroctwa wciąż jeszcze mówią o przyszłości. I mówią o ciążącym na nas obowiązku. I wciąż pozostają warunkowe”.

Śmierć prymasa Hlonda zbiegła się z wprowadzeniem na urząd papieża Jana Pawła II. Ten sam miesiąc, ten sam dzień i prawie ta sama godzina, tylko 30 lat wcześniej.

22 października 1978 roku, w dniu wprowadzenia na urząd papieża w godzinach przedpołudniowych Polacy obecni w Rzymie zebrali się w kościele św. Jana. Tam w czasie kazania kardynał Stefan Wyszyński powiedział takie oto słowa:

Meldujemy ci Sługo Boży, kardynale Auguście, który tam klęczysz u tronu Matki Bożej. Powiedziałeś za życia, że

«zwycięstwo, gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Maryi» i zwycięstwo przyszło, przyszło przez Maryję. Przyszło w 30 rocznicę śmierci Sługi Bożego Kardynała Augusta Hlonda”.

*

August Hlond urodził się 5 lipca 1881 roku w Brzęczkowicach pod Mysłowicami jako syn Jana, dróżnika kolejowego i Marii z Imielów.

Wychowywał się w bardzo licznej rodzinie, miał bowiem jedenaścioro rodzeństwa, w tym dwóch braci, Antoniego i Ignacego, którzy podobnie jak August, wybrali w przyszłości drogę kapłańską, wstępując do zakonu salezjanów. On sam wstąpił tam w roku 1896 w Valsalice pod Turynem, tam też pobierał nauki pod kierunkiem księdza Wiktora Groblewskiego.

Po ukończeniu studiów filozoficznych i teologicznych na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i uzyskaniu w roku 1900 tytułu doktora teologii w 1905 roku otrzymał święcenia kapłańskie w Krakowie. W 1919 roku został powołany na urząd salezjańskiego prowincjała prowincji austro-węgiersko-niemieckiej, którą kierował prawie do końca 1922 roku. Właśnie w 1922 r. powołana została administratura apostolska dla Górnego Śląska, a Hlond został jej pierwszym administratorem. W tym czasie założył Drukarnię i Księgarnię św. Jacka, powołał do życia „Gościa Niedzielnego” oraz Ligę Katolicką w swej administraturze. Gdy w 1925 roku papież Pius XI erygował diecezję katowicką mianował księdza Hlonda jej pierwszym biskupem ordynariuszem. W roku 1927 otrzymał kapelusz kardynalski, a urząd prymasa Polski objął rok później, osiem lat po odzyskaniu niepodległości i po 150 latach niewoli.(1)

Kraj był wyniszczony i rozbity na dzielnice, co wymagało intensywnej i zorganizowanej pracy. Zadanie, które stanęło przed nowym prymasem nie było łatwe. Wiadomo, że w czasach przełomowych siewcy kąkolu są liczniejsi niż kiedykolwiek. Dostrzec niebezpieczeństwo, otworzyć na nie wiernym oczy, podać sposoby obrony przed złem, to zadanie prawdziwego pasterza. Walka ze złem objawiła się w postępowaniu kardynała Hlonda spokojnym i przemyślanym działaniem, ale najbardziej w pełnych zdecydowania i Bożej mądrości listach pasterskich, które nawet na czytających je dziś robią wrażenie. Są bowiem nadal aktualne i jakby pisane do dzisiejszego człowieka.

Jego list pasterski z 1932 roku O chrześcijańskich zasadach życia państwowego odbił się szerokim echem nie tylko w kraju ale i za granicą, przetłumaczono go i wydano w pięciu językach. Daje on niezwykle klarowną naukę o stosunku Kościoła do państwa.

Powstał w bardzo trudnym czasie, gdy po przewrocie majowym w Berezie Kartuskiej działał obóz koncentracyjny

dla przeciwników politycznych ówczesnej

Ciąg dalszy na stronie 13

Czas się kończy. Przepowiednie dla Polski i świata (7)

(ciąg dalszy ze strony 11)

Cytaty

Powiązane dokumenty

and optimization in digital fabrication; an algorithmic process minimizing material use, reducing fabrication time and improving production costs of complex architectural form..

 Kwalita1eve  vergelijking  van  technieken  per  toepassinggebied Parameter Toepassing rechtstreeks op riooloverstort Toepassing rechtstreeks op riooloverstort

Badaczka tak zdefiniowała postawę w działaniach językowych: „bez względu na to, czego dotyczy, manifestuje się jako swego rodzaju preferencja, wy­ rażająca się

Przykładowo szkolenia nauczycieli dotyczyły: nauczania zintegrowanego w klasach I-III, szczególnie znajdujące uznanie w środowiskach wiejskich przy małej liczbie

Zwraca jednak uwagę na to, że nawet przez odrzucenie Boga, jakie tam się zdarzało, dokonywało się nie tyle odrzu­. cenie Boga prawdziwego, co

digen, so schenken w ir ihnen kein Gehör, indem w ir der freundlichen A ufnahm e eingedenk sind, die w i r bei Euch fanden, so oft wir von finstern Fanatismus verfolgt wurden, und

First, a 8-parameter thermodynamic model to calculate performances of a single-effect absorption heat pump cycle was proposed, which is based on the non-random two-liquid

Tu zasłużył się znacznie doprowadzając do zakupu przez bibliotekę zajmowanego przez nią budynku przy ul.. Niestety nie doczekał ukończenia tej zaplanowanej i