• Nie Znaleziono Wyników

Z korespondencji Kraszewskiego : (wybór listów Samuela Orgelbranda)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z korespondencji Kraszewskiego : (wybór listów Samuela Orgelbranda)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Jacek Kajtoch

Z korespondencji Kraszewskiego :

(wybór listów Samuela Orgelbranda)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 49/1, 177-207

(2)

J A C E K K A J T O C H

Z K O R ESPO N D EN C JI K R A SZEW SK IEG O

(WYBÓR LISTÓW SAMUELA ORGELBRANDA)

W aru nk iem sine qua non pow odzenia oraz isto tnej w artości

ew entualny ch w spółczesnych studiów nad tw órczością K raszew skie­

go je s t rozpoczęcie p rac od żm udnych badań źródłow ych. Chodzi­

łoby przede w szystkim o ponow ne, ostateczne — o ile możności —

u stalenie fak tó w biograficznych, zebranie w iadom ości o filologicz­

nej w artości poszczególnych edycji dzieł oraz — co nie jest obojęt­

n e dla k ry ty k a — uściślenie chronologii twórczości. Bow iem jed y ­

na, do dnia dzisiejszego obow iązująca biografia pisarza, skreślona

przez A dam a P łu g a, choć nie bez rac ji w ysoko ceniona, zaw iera —

ja k się p rzy bliższym rozp atrzeniu okazuje — nie ty lk o luki, ale

i nieporozum ienia oraz błędne inform acje. D latego bardzo owocne —

sądzę —г byłoby p rzew ertow an ie (a naw et przedruko w an ie co cie­

kaw szych fragm entów ) zn ajdującej się w B ibliotece Jagiellońskiej

( = BJ) K orespondencji K raszew skiego. Szczególnie chodzi o listy

w ydaw ców , poniew aż bez nich tru d n o ustalić chronologię, odtw orzyć

h isto rię d ru k u tej czy owej powieści, a w reszcie — co w w a ru n ­

kach zaborów m ożna założyć a priori — zorientow ać się w k ie ru n ­

kach p rzypuszczalnych skreśleń cenzorskich. N iniejszy p rzed ru k w y­

b ran y c h listów S am u ela O rg elb ran d a należy tra k to w a ć jako próbę

ukazania korzyści postulow anych tu poszukiw ań.

Ogółem zachow ało się w B J 45 listów O rgelbrand a, pisanych

przew ażnie na papierze firm ow ym 1. 42 listy pochodzą z lat 1841—

1856, 3 — z ro k u 1866. N ależy sądzić, że nie zachow ały się w szystkie.

Św iadczą o ty m łatw o spraw dzalne luki (np. z r. 1845 czy 1846;

lata: 1844, 1848— 1849, 1855 — w ogóle nie są reprezentow ane).

1 K orespondencja K raszew skiego [ = КК]. BJ, sygn. 6457/IV, 6473/IV, 6524/IV.

(3)

178

J A C E K K A J T O C H

Sporządzony w y bó r obejm u je 24 listy . K ry te riu m oceny stanow ił

stopień bezpośredniej użyteczności pozycji dla badacza twórczości

K raszew skiego. C ytow ane przeze m nie listy dotyczą n astęp u jący ch

utw orów : P oleszuków , Ż a kó w k ra ko w skic h (1841), L atarni czarno­

księskiej (1842— 1843), Z y g m u n to w sk ic h czasów (1845— 1846), Z ło te ­

go jabłka (1852— 1853) oraz projek tow an eg o udziału pow ieściopisa-

rza p rzy opracow yw aniu W ielkiej en cyklo ped ii pow szechn ej O rgel­

b ran d a (1856). Pozostała korespondencja, n ie wchodząca do n in ie j­

szego w yboru, jest cennym dokum entem przede w szystkim dla h i­

sto ry k a k u ltu ry (ruch w ydaw niczy, k o n ta k ty k sięgarskie — krajow e

i zagraniczne) X IX stulecia.

Pobieżne naw et zapoznanie się z listam i O rgelbranda prow adzi

do w niosku, że bezsprzecznie najbogatsza pod w zględem m ateriało ­

w ym , n ajcenn iejsza dla h isto ry k a lite ra tu ry je st w cale nieuboga

ilościowo korespondencja z la t 1842— 1843 (7 listów). Um ożliwia

ona bow iem zreko nstru o w anie pierw otnego, nie ocenzurow anego

tek stu L atarni czarnoksięskiej. P re te n sje cenzury w arszaw skiej —

ja k się okaże — by ły liczne, uw zględnienie zaś przez K raszew skie­

go cenzorskich po stu lató w zniekształciło poniekąd sens polityczny

powieści, ujęło ważności w ielu jej fragm ento m . P ierw sze dotyczące

skreśleń cenzorskich w iadom ości zn ajd u jem y w liście z 24 gru d nia

1842 (zob. list 3).

S praw a nie zakończyła się na w spom nianym liście. P rzy n ag lo n y

bow iem d w u k ro tn ie ponaw ianym i żądaniam i, O rg elbrand kazał spo­

rządzić kopię zakw estionow anych przez cenzurę fragm entów , k tó rą

(dołączoną do listu z 7 lutego 1843; list 4) odesłał K raszew ­

skiem u.

W spom niana kopia składa się z trzech k a rt o rozm iarach 25,5X

20 cm (papier zw yczajny, bez znaków w odnych, w lew y m górnym

brzegu znak fab ry czn y NI z cesarską koroną), zapisanych w y raźny m

pism em nie O rgelbrandow ej ręki. Sporządzona jest niedbale, za­

w iera sporo pom yłek litero w y ch oraz p rzek ręceń słów czy sensu.

B rak w niej w ym ienionego w liście z 24 g rud n ia 1842 fra g m en tu

rozdziału trzeciego tom u 1. Przypuszczalne ustępstw o cen zu ry oku­

piono jed n a k drogo, bo aż pięciom a nie w zm iankow anym i w liście

g rudniow ym epizodami. Są to: dw a fra g m en ty rozdziału ósmego

t. 1, dw a — rozdziału pierw szego t. 4 i jeden rozdziału czw artego

tom u 4.

(4)

M odyfikacje te k stu Latarni czarnoksięskiej (o odbiorze ich ko­

m u niko w ał O rg elb ran d w liście z 14 kw ietn ia 1843; list 6) oprócz

zm ian n a tu r y stylistycznej i rzeczowej przynosiły w dw óch w ypad­

kach zupełne usunięcie fragm entów pod w zględem politycznym

szczególnie w ym ow nych. U sunięto zatem p a rę w ierszy z epizodu

o W ielkopolaninie oraz p arę w ierszy z tek stu o w yborach urzędni­

ków. Z m iany ilu s tru je zestawienie:

K O PIA BJ

N ieustannie pos[y]łał prezenta w yż­ szym urzędnikom, nikt zgrabniej od niego przekupić nie potrafił.

To konsyliarzowa. Nieprawda, że ładna i ładnie ubrana? Ta suknia uszyta jest z długiej febry pana sę­ dziego, ten czepeczek z naboru re­ kruckiego, szal ze śledztwa, a pelery­ na blondynowa z rum atyzmu grafa P...

Żadna z tych kobiet nie w yszła z drogi ku prawej (z drogi prawej), żaden z tych m ężów nie przedał sie­ bie i nie poniósł nieszczenia (nie­ szczęścia) kraju na sum ienie (su­ m ieniu) przed Sąd Boży.

Dziś kto udźwignie z zbroją (zbroją), kto podniesie miecz, kto utrzyma hełm y te na skroni? Skarleliśm y!, zm aleli!, zdziecinnieli! I broniemy się tym i przodków mieczami.

Na Francji (na Francją) ma oczy zwrócone, czyta z zapałem francus­ kie gazety i dziennik wychodzący w Poi tier [s] [fragment charaktery­ styki W ielkopolanina].

PIERW ODRUK

nieustannie posyłał prezenta znajo­ mym urzędnikom i tym sobie po­ zyskał ich łaskaw e względy. Nikt zgrabniej od niego nie potrafił w y­ cisnąć przychylnego sądu [...] [2,41] 2. To konsyliarzowa. Nieprawda, że ładna i ładnie ubrana? Ta suknia uszyta jest z długiej febry pana Sę­ dziego, czepeczek i szal nie w ie­ dzieć tam już z czego, a peleryna blondynowa z rumatyzmu Grafa P... [3, 60—61]

Żadna z tych kobiet nie w yszła z drogi prawej, żaden z tych mężów nie przedał siebie i nie poniósł n ie­ szczęścia tysiąców ludzi na sum ie­ niu przed Sąd Boży [4, 17].

Dziś pieszczonym w ychow aniem ta- keśm y zmaleli, skarleli, zdziecinnieli, że nikt z nas nie udźwignie tej zbroi, nie utrzyma hełm u na skroni i ledw o podniesie miecz obosieczny [4, 18].

O. P. G arnier-Pagès m ówi z zapałem, czyta gazety opozycji umiarkowanej z zapałem... [3, 177].

M odyfikacje — zgodnie z po stu latam i cenzury — zacierały

a k c en ty pam fletow e, skierow ane tak przeciw ko skorum pow anej biu

(5)

1 8 0 J A C E K K A JT O C H

ro k ra c ji zaborcy, sądom , in sty tu c ji ziem stw , jak i przeciw schorza­

łej, zban k ruto w an ej a ry sto k ra c ji polskiej. M odyfikacje — c h a ra k ­

te ry z u jm y skrótow o dalej — usuw ały bezpow rotnie aluzje p a trio ­

tyczne. To paradoks, ale czerw ony ołów ek cenzora nie oszczędził

rów nież n iep rzy ch y lny ch p rzy ty k ó w K raszew skiego pod adresem

niem iłych m u rad yk ałó w , m ów iąc jego słow am i: „filozofów -hum a-

n ita riu sz y “ . M owa oczywiście o retu szu ch a ra k te ry sty k i W ielkopo­

lanina.

Sądzę, że przyszłe w y d anie k ry ty c z n e Latarni czarnoksięskiej po­

w inno om aw ianą kopię uw zględnić. Mimo że o statn ia w ola autora

(w ydanie lw ow skie z r. 1872) nie p rzyw róciła tekstow i pierw otnego

brzm ienia. W y danie lw ow skie dokonyw ało się przecież w iden tycz­

n y m co p ierw o d ru k klim acie politycznym , uw aru nk ow an ym dzia­

łalnością cenzury zaborców. C h arakterysty czne, że cenzura a u stria c ­

ka — ja k nadm ien iał G ubrynow icz z okazji T om ka Prawdzica —

m ile w idziała przede w szystkim tek sty poprzednio akceptow ane

przez cenzurę carską. A i p rzy w ydaniu lw ow skim nie obeszło się

bez zatargów (na przyk ład : „przedm ow ę z D w óch św iatów kazali w y ­

cinać“ 3).

F ra g m e n t listu z czerw ca 1841 (list 2) rzuca in teresujące św iatło

na ową „p ro stą k ro n ik ę “ w y d arzeń 1549 roku:

Gdy rękopism Pański pt. Żacy krakow scy przez tutejszą Cenzurę drukować dozwolonym nie został, pozwalam przeto sobie Panu Dobro­ dziejowi przy niniejszym go odesłać [...].

Nie o ustalenie czasu p o w stania u tw o ru głów nie chodzi, bo ono

jest łatw e. Skoro bow iem decyzja cenzury d a tu je się z czerwca 1841,

nic nie w strzy m u je przed sform ułow aniem dom ysłu, że rękopis opo­

wieści o „rozprószeniu żaków “ ukończył K raszew ski na wiosnę te­

goż roku. Idzie przede w szystkim o ew entualne rozstrzygnięcie

problem u, czy tek st Ża kó w został przed p o w tórny m w ysłaniem do

d ru k u przeredagow any, a jeżeli tak , to w jak im k ieru n k u szły

zm iany. K w estia za tru d n a , aby ją rozstrzygnąć au to ry taty w n ie.

O graniczę się zatem w yłącznie do naszkicow ania pew nych sugestii,

kierunków , k tó ry m i, jak sądzę, pow inna potoczyć się analiza tekstu .

In ny ch m ożliw ości rozw iązania problem u, możliwości pom ijających

(6)

analizę tek stu , p rzy b rak u jakichkolw iek wiadom ości biograficz­

n y ch — nie ma.

Z aintereso w ania historyczne K raszew skiego w Żakach kra ko w ­

sk ic h g ru p u ją się w okół p ró b y sprecyzow ania przyczyn podjęcia oraz

oceny decyzji, k tó rej konsekw encją było buntow nicze opuszczenie

K rak o w a przez żaków. Otóż, ponad w szelką w ątpliw ość, u tw ó r p rzy ­

nosi podw ójne, logicznie sprzeczne, rozstrzygnięcie owej k w e s tii4.

M otyw acja pierw sza, ko n sekw entnie obow iązująca aż do przedo­

sta tn ie j k a rty „ k ro n ik i“ , brzm i:

Pójdziem naprzód do króla, do królowej, padniem do nóg Jej i Jemu, a jeśli łzy nie pomogą, krzyczeć będziem pod ich drzwiami jak psy obite, a jeśli ich uszy i serce otwarte tylko dla szkarłatów i złota, pój­ dziem z polskiej ziemi, pójdziem do Moskwy, na Ruś, gdzie lud prosty, litościw y i dobry, pójdziem do Niem iec, do Włoch, gdzie nas oczy po­ niosą, szukać lepszego kąta i sp raw ied liw ości5.

M otyw acja dru g a, pojaw iająca się na o statniej karcie:

Opisaliśm y ten w ypadek jako jeden z najlepiej m alujących usposo­ bienia m łodzieży w XVI wieku. Któż w tych wrzących studentach nie pozna późniejszych, silnych podpór anarchii, swawolnej szlachty nie dającej się nigdy przekonać, zawsze upartej przy swoim i święcącej dumnemu uporowi nawet częstokroć w łasne za późno przychodzące przekonanie w ew nętrzne 6.

Nie trzeb a dodaw ać, że w raz ze zm ianą m otyw acji uległa rów ­

nież zm ianie ocena sam ego faktu: p ierw otn ie w yrozum iała (jeżeli

nie potakująca), w św ietle o statn ich w ierszy pow ieści staje się ne­

g atyw na.

Żacy k ra k o w sc y to u tw ó r nie pozbaw iony aluzji współcześnie

ak tu aln y ch . Przytoczę jed n ą, nadzw yczaj znam ienną — opis w yjścia

żaków:

W iele lat m inie, nim drugi raz św iat ujrzy w ędrówkę podobną, w ę­ drówkę zapłakanych dzieci, bez żyw ności i grosza, bez celu, w której nikt nie pyta o drogę, o miejsce; idą i id ą 7.

Sądzę, że m am y tu ta j nieśm iałą rem iniscencję w idoków wówczas

4 Zwrócił już na to uwagę W ładysław N e h r i n g. Zob. K sią żka ju bi­

leuszowa dla uczczenia pięćdziesięcioletniej działalności literackiej J. I. K r a ­ sze wskiego [ = Książka ju bile u szow a ]. Warszawa 1880, s. 199.

5 Zacy kra k o w scy w r. 1549. Prosta kronika. Lw ów 1845, s. 18—19. Nakła­ dem Kajetana J a b ł o ń s k i e g o .

6 Tamże, s. 218. 7 Tamże, s. 205.

(7)

18 2 J A C E K K A J T O C H

pow szechnych; aluzję do zsyłki m łodzieży na S y b i r 8. K raszew ski

pisząc Ż a kó w m iał, widać, na uw adze oprócz celów historycznych

i inne, ak tu aln e, par excellence — polityczne. Przypuszczenie to da

się podtrzym ać, gdy ro zp atrzy m y także fa k ty innej n a tu ry . P o d ję­

cie tem a tu szesnastow iecznego w yznacza K raszew skiem u koligacje

historycznoliterackie. Idzie tu o sporą grup ę dzieł daw niejszych,

o snutych n a tle w ieku Jagiellonów , rozstrząsających, rów nież pod

pozorem zainteresow ań historycznych, doraźnie ab sorbujące społe­

czeństw o sp raw y (m am na m yśli u tw o ry Niemcewicza, Felińskiego,

W ybickiego, W ężyka i innych). Analogie nasuw ają się sam e, choć

w istocie rzeczy są m ylące.

M ocarstw a rozbiorow e przep ro w adzały z początkiem X IX w.

absolu ty sty czn e refo rm y , k tó ry ch ostrze skierow ane było przeciw ko

daw nej p anującej klasie szlacheckiej. S zlachecka historiografia K ró­

lestw a K ongresow ego zw róciła zatem uw agę na epokę jagiellońską,

w k tó re j, ja k w iem y, sta n szlachecki toczył pod h asłem egzekucji

p ra w uw ieńczoną zw ycięstw em w alkę z dy n astią o feud alny ch tra ­

d y c ja c h 9. Z nam ienn y dla ty c h lat legitym izm , przejaw iający się

m. in. i w e w spom nianej grup ie utw orów , m iał c h a ra k te r egoistycz-

noklasow y, prow adził, jak się w r. 1830 okazało, do zd rady narodo­

w ej. Nie tu ta j m iejsce K raszew skiego.

K raszew ski sporo uw agi pośw ięcał czasom Jagiellonów . Żaków

k ra ko w skic h pisał w łaśnie w okresie nasilenia zainteresow ania w ie­

k iem X V I (w ym ieńm y tu ta j M istrza T w ardow skiego — 1840, S tań -

c zykow ą k ro n ikę — 1841, opow iadania ze zbioru P ow iastki i obrazki

h isto ryczn e — 1843, P o m n iki — 1843). I znam ienne, że a u to r U lany

nie uległ w spom nianej literackiej tra d y c ji idealizow ania ow ych cza­

sów, ale konsek w en tn ie nie szczędził czarnych barw , obnażał p ękn ię­

cia spojeń państw a, akcentow ał egoistyczną n a tu rę interesów stano­

w ych szlachty. K reśląc obraz k u ltu ry odw oływ ał się nie do tra

-8 Charakterystyczne, że Juliusz z P am iętn ików nieznajomego, pierwszy pozytyw ny ideał pisarza, brał udział w powstaniu listopadowym (zob. P. C h m i e l o w s k i , Józef Ignacy Kraszew ski. Zarys historycznoliteracki. Kraków 1888, s. 184— 185). N ależy wspomnieć, że aktualizowanie tem atu h i­ storycznego nie było obce polskiej powieści. Przykładem K onstantego G a ­ s z y ń s k i e g o D w a j Sreniawici (1830), gdzie pod pozorem opisu czasów Ło­ kietka om awiano problem y powstania listopadowego. N i e m c e w i c z o w s k i

Jan z Tęczyna (1825) w kostium renesansu ubrał sprawy i ludzi Królestwa

Kongresowego.

9 Por. J. S ł o w a c k i , Balladyna. Opracował i wstępem poprzedził Wa- •ław K u b a c k i . Warszawa 1955, s. 88 i n.

(8)

d y cji szlacheckiej, ale — plebejskiej. W arto z legitym istycznym i

hy m n am i na cześć k o n sty tu cyjn eg o ładu P olski Jagiellonów zesta­

w ić uw agę K raszew skiego na tem a t ówczesnego w y m iaru spraw ie­

dliw ości:

Próżnośm y tu przyszli [mówią żacy], nie ma dla nas króla, biedny nie dociśnie się do niego przez możnych, którzy wkoło straż trzymają, nie dopuszczając do jego ucha i sprawiedliwości. Ksiądz Czarnkowski ubiegł nas zapewne, pew ien wygranej przy licznych koligacjach i ple­ cach 10.

K raszew ski zatem nie by ł legitym istą. Przeciw nie: polem izow ał

z legitym izm em . Rzecz pro sta, ograniczony podw ójną cenzurą, bo

c arską i opinii społecznej (działał w sferze w pływ ów T y g o d n i k a

P e t e r s b u r s k i e g o ) , obrał m etodę kam uflażu — m ianow icie

d y sk u to w a ł z legitym izm em n a eksploatow anym przezeń teren ie

h isto ry cznym , o d bierał m u h istoryczne arg u m en ty . Zw ażyw szy,

że legity m izm by ł w sferach ziem iańskich p op u larn y i po r. 1830

(Ignacy Chodźko, R zew uski, K orsak czy Odyniec), stw ierdzim y, że

i od tej stro n y Ż acy n a b ie rają rum ieńców aktualności.

P o ra n a konkluzje. D ecyzja cenzury z czerw ca 1841 przy po- .

w yższym rozum ieniu u tw o ru nie m oże budzić zdziw ienia. Zm iana

zaś oceny rew o lty studenckiej, zm iana b rzem ienna w konsekw encje

polityczne, m oże być tra k to w a n a jed y n ie jako re z u lta t jej nacisku.

M ówiąc otw arcie, K raszew ski dopisał o statn ie w iersze przy p rz y ­

gotow yw aniu Ż a kó w do d ru k u po raz d r u g i 11.

10 Żacy k ra k o w scy w r. 1549, s. 33. Sym ptom atyczne, że opinię o socjal­ nych korzeniach „rozprószenia żaków“ podtrzymują historycy. Zob. А. К a r- b o w i a k, Rozprószenie m ło dzieży szkolnej krakow skiej w roku 1549. Kra­ ków 1900, s. 36.

11 Przed powtórnym odesłaniem tekstu do druku, w 1845 r., K r a s z e w ­ s k i na pew no poczynił także inne poprawki. Do nich, można przypuszczać, należało dopisanie następujących słów: „Historia i bajka czymże są od sie ­ bie różne? Ze w pierwszej szuka człowiek dla sw ej dumy pokarmu, w dru­ giej dla ciekawości. Ja w olę ciekawość jak dumę i śm ieję się często z historii. Biedni historycy, oni jak kopacze złota, oddawszy pam ięci ludzkiej boha­ terów i zbrodniarzy, sam i zostają ubodzy w kopalni i giną uduszeni w yzie­ w am i lub zasypani ziemią. Przeciwnie ci, co bajki piszą [...]“ (Żacy krakow scy

w r. 1549, s. 104).

W prowadzone poprawki świadczą przecież o zm ianie przez K raszewskiego poglądu na pow ieść historyczną. B yłyby nieoczekiwane w r. 1841, nato­ m iast w r. 1845 są wyrazem ustępstw na rzecz fikcji, walterskotyzm u, znaj­ dują uzasadnienie w doświadczeniach pisarza związanych z pracą nad Z yg -

(9)

184

JA C E K K A J T O C H

Cykl O rgelbrandow ych listów z r. 1845 um ożliw ia skorygow a­

nie poglądów n a okres pow stan ia Z y g m u n to w sk ic h czasów. D o ty ch ­

czasowe w ypow iedzi na ten tem at p rzedstaw iają się następująco.

A dam P łu g pisał:

I rzeczyw iście, rok ten [1844] najmniej był płodnym w nowe dzieła, a szczególniej w powieści; prawdopodobnie jedna tylko, Pod w łoskim

niebem, została napisana w tym czasie, a może też (jeśli nie w cześniej)

i Czasy zy g m u n to w sk ie [...]12.

Ową opinię p o d trzy m y w ał P io tr C hm ielow ski przyznając, że po­

wieść została ukończona w edług „w szelkiego praw dopodobieństw a

w ciągu ro k u 1844“ 1S. A dam B ar zaś orzekł definityw nie: „Pow ieść

została ukończoną w r. 1844“ 14.

In fo rm ację o zatrzy m an iu przez cenzurę rękopisu czerpiem y z li­

stu z 2 lutego 1845 (list 10). P onad to pew ne zaw arte w ow ym liście

sugestie („Już doniósłbym daw niej o tym , gdyby wiadomość o P a ń ­

skim p rzy b y ciu do nas, która, tu przez długi czas krążyła, nie w strz y ­

m ała m nie od tego“) pozw alają przypuszczać, iż w spom niana de­

cyzja cenzora pochodzi z końca r. 1844, ty m bardziej że — ja k w y ­

nika z listów : z 16 k w ietn ia, 31 m aja i 19 czerwca 1845 (listy: 12, 14,

16) — O rg elb ran d m iał rękopis u siebie już w e w rześniu tego roku.

W szystko zatem um ożliw ia sform ułow anie przypuszczenia, że spora

część Z y g m u n to w sk ic h czasów została napisana w drugiej poł.

1843 roku.

D robna pozornie p opraw ka nie je st dla oceny powieści obojętna.

U naocznia to dopiero sk onstruow anie kolejności pozycji h isto ry cz­

nych, u tw ó r ten poprzedzających. Są to m. in.: M istrz T w a rd o w ski

(1840), Ż a cy kra ko w scy .(1841), P ow iastki i obrazki h istoryczne

(1843), P o m n ik i (1843). Ów k o n tek st tłum aczy eksponow anie w Z y ­

g m u n to w sk ich czasach (szczególnie w t. 1) w ątków o literack o -id e-

owej prow en ien cji plebejskiej (żaki, dziady i A lbertusy). W a rte

podkreślenia są P o w ia stki i obrazki historyczne, poniew aż n iek tó re

opow iadania w n ich zaw arte (np. S y n o d klechów , A lb ertu s, D ziady)

należy trak to w ać jako „w p raw k i“ bezpośrednio poprzedzające p le -

bejskie epizody om aw ianego utw oru.

12 A. P ł u g , Józef Ignacy K raszew ski. (Życiorys). W wyd.: Ksią żka j u ­

bileuszowa, s. LXIII.

13 C h m i e l o w s k i , op. cit., s. 173.

14 Z ygm u n tow skie czasy. Pow ieść z roku 1572. Opracował Adam B a r . Kraków 1926, s. XVI. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 91.

(10)

L uki w korespondencji z ty ch la t uniem ożliw iają stw ierdzenie,

za ja k ą cenę Z y g m u n tó w skie czasy zostały w ydane u O rgelbranda

w 1846 roku. W iadom o, że rękopis znajdow ał się w rękach K raszew ­

skiego od k w ietn ia 1845 (w ynika to z listu z 16 kw ietnia; list 12),

że K raszew ski usiłow ał opublikow ać go u A dam a Zawadzkiego

w W ilnie, a te n o fertę o d rz u c ił15, że w reszcie — placet na d ru k po­

wieści udzieliła cenzura p etersb u rsk a. Nie wiadom o jedynie nic

pew nego n a tem a t ew en tualn y ch przeróbek. Chociaż i tu ta j istn ieją

pew ne poszlaki — m ianow icie od d aw n a zauważono zaciem niającą

k o n stru k c ję u tw o ru zm ianę planu, w yraźne (w trak cie pisania do­

piero robione) przeg ru po w y w an ie p o s ta c i16. Sym ptom atyczne, że

uw agi pow yższe dotyczą Grońskiego, A gaty, Lagusa, księdza z P ro ­

szowic, a więc rep re z en ta n tó w plebejskich w ątkó w powieści. S k ąd­

inąd w iem y, że siedem nastow ieczny druczek, S y n o d klechów , nie

w szedł do P o m n ikó w z pow odu cenzury kościelnej (kom unikuje

o ty m O rg elb ran d 24 g ru d n ia 1842; list 3). Przypuszczalny zatem

retusz (jeżeli m iał m iejsce) dotyczył głów nie „plebejskiego“ tom u 1.

Za tak im przypuszczeniem przem aw ia też okoliczność, że tom ten

został ocenzurow any najpóźniej, bo 19 grud nia, gdy inne akceptow a­

no już 25 sierp nia 1845 17. Nie bez znaczenia jest rów nież w yznanie

samego au to ra, że „ Z y g m u n tó w skie czasy napisane zostały w r.

1845“ 18. Czyżby K raszew ski m iał na m yśli d rug ą redak cję utw oru?

K O R ESPO N D EN C JA

l

Warszawa, dnia 3 marca 1841 Łaskawy Panie!

Miło m i jest dowiedzieć się z listu Jego, że się zgodzić raczył na po­ daną przeze m nie propozycją do odstąpienia mi rękopism u i że mi na teraz dać chce powieść pod tytułem Poleszucy 1S, składającą się z dziesięciu arku­

15 Zob. list Z a w a d z k i e g o z 5 VI 1845. W wyd.: M ateriały do d zie­

jó w literatury i o św iaty na Litw ie i Rusi [ = M ateria ły]. Z Archiwum Dru­

karni i Księgarni Józefa Zawadzkiego w W ilnie z lat 1805— 1856 zebrał Tadeusz T u r k o w s k i . T. 3. Wilno 1937, s. 109.

16 Zob.: Z yg m u n tó w skie czasy, s. XVIII—X IX. — N e h r i n g, op. cit., s. 199—201.

17 Zob. C h m i e l o w s k i , op. cit., s. 173.

18 Z ygm u n tow skie czasy. Pow ieść z roku 1572. Lw ów 1873, wstęp. 19 W zmianka o pierwotnym pomyśle Ulany. P ł u g (op. cit., s. LXI) pisał:

(11)

186

J A C E K K A J T O C H

szy druku za # 20. Stosow nie w ięc do tego posłałem Goldfarbowi w Łucku fundusz na w ypłacenie natychm iast Panu za odebraniem wzm iankow anego rękopism u 2 0 # . Mam nadzieję, że będziemy m ieli więcej z sobą do czynienia, może się bowiem Pan dowiedzieć u sw oich znajomych w W arszawie i spo­ dziewam się, że najkorzystniejszych Pan o m nie zasięgnie wiadomości. Gdyby Pan znowu m iał co stosownego dla mnie, racz mnie Pan o tym wprost uwiadomić. Gdyby w przypadku, czego się nawet nie spodziewam , doznał Pan przy zapłacie jakichś trudności od Goldfarba, chciej m nie Pan o tym uwiadomić. Z najgłębszym uszanowaniem sługa S. Orgelbrand Mój adres: S. Orgelbrand, księgarz w Warszawie 2

Warszawa, dnia 14 czerwca 1841 Gry rękopism Pański pt. Żacy k r a k o w s c y 20 przez tutejszą Cenzurę dru­ kować dozwolonym nie został, pozwalam przeto sobie Panu Dobrodziejowi przy niniejszym go odesłać, upraszając jak najpokorniej, by raczył, jeśli jest jaki gotowy, pierwszą pocztą wozow ą m nie inny nadesłać, a jeśli nie ma teraz gotowego, to proszę mnie go w tedy posłać, jak będzie. Tylko racz Pan taki wybór uczynić, co by był zgodnym z Cenzurą tutejszą.

Sługa S. Orgelbrand [Adres] Wielmożnemu

J. I. Kraszewskiem u w Gródku

powieści noszącej tytu ł Poleszanka, którą niew ątpliw ie m usiała być Ulana; jest w ięc ona pierwszym utworem K raszewskiego z życia ludu [...]“.

N iejednakow e w obu relacjach brzm ienie tytułu, choć da się w ytłum a­ czyć om yłką bądź Orgelbranda, bądź Pługa, nie jest bez znaczenia. P raw ­ dziwszy w ydaje się tytuł Poleszucy, bo bliższy ew entualnym zamiarom pano­ ramicznego ujęcia życia chłopów poleskich, zrozumiałym szczególnie na tle dorobku reportażowego pisarza. Zob. Wspomnienia Wołynia, Polesia i L itw y. Wilno 1840 (zwłaszcza szkic Włościanie).

20 Pow ieść w yszła nakładem lw ow skiego księgarza, Kajetana J a b ł o ń - s к i e g o, dopiero w roku 1845. Jabłoński (KK 6466/IV, seria III, t. 7, k. 379) donosił Kraszewskiem u 15 II 1845: „Co do Żaków krakowskich — te jak najłagodniej nadspodziewanie od naszej Cenzury przyjęte zostały i już się w W iedniu u Solnigera w dużej 12-ce na papierze ładnym welin, drukują; spodziewam się, że do W ielkiej Nocy druk ukończony będzie, po czym w skazaną m i drogą egzem plarze WPP. Dobrodziejowi przeszlę“. 19 k w iet­ nia pisał już (k. 383): „Żaków 20 egz. przesłałem w skazaną mi drogą wraz z farbam i“.

(12)

„LATARNIA CZARNOKSIĘSKA“ 3

W arszawa, dnia 24 grudnia 1842 W ielmożny Panie Dobrodzieju!

List Jego oraz nadesłany mi rękopism pt. L a ta r n ia 21 w czterech tomach odebrawszy, zakom unikowałem rzeczony rękopism Cenzurze, a ta po przeczy­ taniu kw estionuje następujące m iejsca w tym dziele:

1. w tomie I, rozdziale III, gdzie hrabia powiada: kto nie szlachcic, ka­ m erdyner ma ten herb, ekonom, pisarz i plenipotent taki h e r b 22;

2. w tomie II, rozdziale II, że Choroszkiewicz m iał znajomość w sądach, posyłał prezenta urzędnikom i przekupiwał [!];

3. w tomie III, rozdziale II, że konsyliarzowa ma czepeczek z naboru rekrucyjnego, a szal ze śledztwa;

4. w tymże tomie, rozdziale ostatnim, opisanie charakteru W ielkopola­ nina, od wyrazu: „W ielkopolanin ma w ysokie o sobie wyobrażenie“ aż do w yrazu: „dodajmy, że Ukrainiec...“ ;

5. w tomie IV, rozdziale I, od wyrazu: „Żaden z tych m ężów nie przedał siebie“ do wyrazu: „zabił m nicha“ 23;

6. w tymże tomie, rozdziale IV, gdzie Pan mówi o wyborcach, o ich intry­ gach i że nie w ybierają kogo, co by był dobrym urzędnikiem, zgoła od w y­ razu: „wybory urzędników są u nas jednym z najsilniej uderzających w yda­ rzeń“ 24 do wyrazu: „a nikogo dlatego, że może być dobrym urzędnikiem“ ;

7. w tymże tomie i rozdziale, gdzie Pan m ówi o wychow aniu, to jest od wyrazu: „Nigdzie, m yślę, nie ma tylu trzep iotów 23, co u nas, a winą temu jest w ychow anie“ do wyrazu: „dla próżniaków staje się warunkiem egzy­ stencji“.

21 Latarnia czarnoksięska. Obrazy naszych czasów. Oddział pierwszy. T. 1—4. Warszawa 1843. Nakładem O r g e l b r a n d a . Pisarz ukończył po­ w ieść w lipcu 1842. D onosił o tym (zob. Materiały, t. 3, s. 71) 22 VII Zawadz­ kiemu, a w sierpniu Podwysockiem u ( P ł u g , op. cit., s. LXII). W rzesień-paź- dziernik pośw ięcił na poprawę rękopisu (zob. Materiały, t. 3, s. 73), który do­ piero w listopadzie przesłał do Warszawy ( P ł u g , op. cit., s. LXII). Początko­ wo Latarnia była obliczona na pięć tomów, a tytuł ulegał w ielokrotnym zmia­ nom (zob. Materiały, t. 3, s. 75, 87). Pierw otnie pisarz przeznaczył powieść do druku u Adama i M acieja Zawadzkich w Wilnie. R ezerwa księgarzy wobec nowego przedsięwzięcia, spowodowana małą pokupnością Ostatniej z ksią ­

ż ąt Słuckich, skłoniła K raszew skiego do odstąpienia rękopisu Orgelbrandowi (tamże, s. 74, 75—76, 77—84).

22 Fragm ent odnosi się do m iejsca (wydanie z przypisu 21, t. 1, s. 33): „Nie w ątpię — odpowiedział Hrabia wyciągając się na krześle — któż dziś nie szlachcic. To nie do wytrzym ania! Figurez-vous, że mój plenipotent przyznaje się naw et do pokrew ieństw a ze mną [...]”.

23 Pow inno być: „gruby habit m nicha“. 24 W kopii BJ: „zajmujących w ydarzeń“. 25 W kopii BJ: „utracjuszów“.

(13)

188

JA C E K K A J T O C H

Te są miejsca, które Cenzura naznaczyła i naw et być może, że niektóre jeszcze zostawi, ale dla w szelkiej pewności i dla uniknienia daremnych od­ włok upraszam Pana Dobrodzieja, żeby raczył nadać tym m iejscom stosow ny kierunek; nawet Cenzura nie żąda, aby te m iejsca były wyrzucone, tylko zmoderowane, a zatem spodziewam się, że dobra chęć Pańska i talent potra­ fią uczynić, ażeby w ilk był syty i owca cała.

Korektora będę się starał m ieć najlepszego do tego dzieła i co do w y ­ dania zastosuję się do w oli Pańskiej — tylko proszę Pana, by raczył

mnie donieść, czy m ogę położyć Szkic obyc zajow y, tak jak jest na w y d a ­ wanych u Zawadzkiego, albo może warto by było położyć Nowe szkice

obyczajowe, albo racz Pan m nie dać inny ogólny tytuł, abym m iał dla po­

w ieści Pańskich, co będą wychodzić nadal u mnie, oraz racz m nie Pan n a ­ pisać, czy tytuł ma tylko być Latarnia czarnoksięska, O brazy naszych cza­

sów, albo czy dodać jeszcze: Podole, Wołyń i Ukraina.

Odsyłam przez Goldfarba Synod k l e c h ó w 26, co Cenzura Duchowna n ie przepuszcza, i upraszam, by Pan raczył co innego zamiast tego posłać. Chciej oraz Pan przygotować mnie drugi tom P o m n i k ó w 27 i wolałbym, gdyby to mogła być proza i coś takiego, co nie było w nowszych czasach przedruko­ wanym, a jak m nie Pan przyśle drugi, racz Pan napisać, który ma być w druku pierwszy, który drugi, oraz jakiej się ortografii trzymać w tychże

Pomnikach: czy nowej, czy starej. Posyłam przez Goldfarba 10 egz. P o e z j i 28

oraz posyłam Panu szósty tom P a m i ę t n i k ó w 2Й, za które się należy zł 20, i przy okazji zechce Pan Goldfarbowi wręczyć i należytość za A lbu m P

i-26 Por. list 4. Okazuje się, że oprócz Albertusa z wojny i P eregrynacji

dziadowskiej, znanych zabytków literatury plebejskiej, zam ierzał K r a ­

s z e w s k i zam ieścić w Pomnikach do historii obyczajów w Polsce z X V I

i X V II w iek u (Warszawa 1843) również Synod klechów podgórskich. P isał

bowiem w Pomnikach (s. 6): „Takimi są owe Albertusy, Klechy, R ybałty itp., które dziś są w ielkim i rzadkościami bibliograficznym i; a one przecie objaś­ niają nas bardzo o obyczajach klas różnych społeczeństw a XVI i X VII w iek u “. Otóż w książce tej są „albertusy“, nie ma „klechów“ i „rybałtów“. K ra­ szew ski interesow ał się Synodem. Pierw szy ocenił (W ę d ró w k i. T. 2. W il­ no 1839, s. 64—65) w artość tego pisemka. Również w Powiastkach i obraz­

kach historycznych (Wilno 1843, s. 132— 162) opowiedział treść Synodu,

przedrukował w całości łaciński uniwersał w raz z ustawami, a artykuł po­ przedził w stępem o klechach, kantorach itp. Los Synodu podzieliła Fortuna

polska dzisiejsza, dodatek do Ś w ia to w e j rozkoszy Hieronima M o r s z t y n a

(por. list 6). We w stępie do Pom nik ów (s. 10) pisze o niej Kraszewski tak: „Nareszcie Św iatow a rozkosz, tak często cytowana przez naszych p isa­ rzy, w pew ien sposób jest nieoszacowanym m ateriałem dla historyka oby­ czajów. W niej nawet, a nade w szystko w zakończającej ją Fortunie, H ie­ ronim Morsztyn okazuje się w całym znaczeniu tego wyrazu poetą“.

27 Do druku t. 2 w ogóle nie doszło. Por. list 6.

28 Poezje. W ydanie drugie, poprawione i znacznie pomnożone. T. 1—2. Warszawa 1843.

(14)

w a rsk ie g o 30. Będę oraz korzystał z łaskaw ej jego propozycji i proszę, by Pan raczył m nie napisać prospekt do Latarni i do Pomników.

Przy rozpoczynającym się Nowym Roku mam honor życzyć wszelkiej pom yślności

sługa S. Orgelbrand

4

Warszawa, dnia 7 lutego 1843 W ielmożny Panie Dobrodzieju!

Stosow nie do dwóch Pańskich listów mam honor nadesłać Panu kopią miejsc przez Cenzurę wyrzuconych, a zatem raczy Pan z łaski swojej prze­ robić i odwrotną pocztą m nie takową nadesłać, o co bardzo proszę dlatego, żebym mógł jak najrychlej drukować. Sądzę ja jednak, iż można by było niektóre miejsca, które treści nie bardzo szkodzą, zupełnie opuścić, ale zo­ stawiam to Pańskiem u rozsądkowi. Ale raczy Pan zarazem napisać dekla­ racją, że „stosownie do życzenia Pana Orgelbrand[a]“ lub „Cenzury War­ szawskiej oświadczam, że nazwiska osób wprowadzonych do dzieła mego pt.

Latarnia nie są praw dziw e itd.“ Lubo deklaracja ta, podług mnie wcale nie­

potrzebna, ale kiedy Cenzura bez niej drukować nie zezwala, ^ zatem raczy Pan jak najspieszniej w szystko to nadesłać, tak ażeby można było rzecz skoń­ czyć. Co do korektora — będę się starał o najlepszego, jakiego znajdę.

Prospekta życzyłbym , ażeby Pan napisał, jeśli zaś Pan nie chce, to ja sam napiszę i Panu do poprawy nadeślę. M iałem też zaszczyt nadesłać Panu przez Goldfarba egzem plarz K m i o t k a 31 za rok upłyniony, prosząc, ponieważ to pismo jest do użytku powszechnego, żeby Pan takowe czasami swym i arty­ kułami zaszczycić zechciał, czym m nie Pan niezm iernie zobowiążesz.

Pomniki już drukować zacznę, tylko proszę, żeby Pan raczył coś innego

zam iast Synodu klechów nadesłać.

Oczekując rychło odpowiedzi na w szystko, zostaję

sługą

S. Orgelbrand

M IEJSCA ZAKW ESTIONOW ANE PRZEZ CENZURĘ »2 T. I, rozdział VIII

Za granicą m alują herby, używają herbów jak danych — robią toż samo u nas; za granicą arystokracja przyjęła za prawidło, że pan powinien być aż do fanatyzm u katolikiem — toż samo naśladują u nas.

30 J. F. P i w a r s к i, Album cynkograficzno-rysunkowe warszawskie w dwunastu obrazach. Warszawa 1841.

31 K m i o t e k . Pism o czasowe do czytania dla w iejskiego i m iejskiego ludu przeznaczone. W arszawa 1842—1850. Nakładem O r g e l b r a n d a .

32 Przytaczając kopię kieruję się następującym i zasadami: a) pozostawiam właściwości języka K r a s z e w s k i e g o (z w yjątkiem końcówek przym

(15)

iot-190

J A C E K K A J T O C H

Nadają (udają) gorliwość, bo są panami, staw ią (staw iają ?) kaplice przy pałacach, utrzymują kapelanów, wspaniale oprawne książki do nabożeństwa nosić każą za sobą.

T. II, rozdział II

Nieustannie pos[y]łał prezenta wyższym urzędnikom, nikt zgrabniej od niego przekupić nie potrafił.

T. III, rozdział II

To konsyliarzowa. Nieprawda, że ładna i ładnie ubrana? Ta suknia uszyta jest z długiej febry pana sędziego, ten czepeczek z naboru rekruckiego, szal ze śledztwa, a peleryna blondynowa z rum atyzmu grafa P...

T. III, rozdział V

W ielkopolanin ma w ysokie w yobrażenie o kulturze swojej, oświeceniu i w yższości nad braci. Z wzgardą i politowaniem spogląda na nas, półbarba- rzyńców jeszcze, co m ieszkam y na lodach północnych! W ielkopolanin odbył uniw ersytet w B erlinie i kochał się w Heglu, pozbył się wiary, a nabył filozofii, której tylko w ypadki i w nioski zapam iętał, niew iele się troszcząc o resztę, niezrozumiałą dla niego i przyjętą na słowo nauczyciela. Wielkopo­ lanin raz w ra? m ówi o polityce, ma zawsze jakieś bardzo stanow cze nowiny polityczne, które w roku św iat przem ienić i przewrócić do góry nogami i do góry państw am i przewróci i powiczny (przewrócić powinny ?). Chwali się oświatą swojego kraju, swobodnym nauczaniem, pism ami periodycznymi, w y­ chodzącymi dzieły i jest zabitym nieprzyjacielem arystokracji, herbów itp. (chyba sam ma nazwisko sam i-historyczne (sem i-historyczne), a w takim razie wyjątek). W ielkopolanin antyarystokratycznego duchu (ducha ?) nienawidzi hr. Ed. Ra[czyńskiego] i dowodzi mu fałszow ania, dla jakichś widoków partii, pomników historycznych; rad by zaszczepiać wszędzie filozofią H egla i w y­ korzeniać pacierz i mszą, uważając cześć obrzędową oddawaną Bóstwu za dzieciństwo, dowodzące w nas arierowania umysłowego. W ielkopolanin nie jest bogaty, ale nie jest też ubogi, najczęściej skrzętny i rachujący się do­ brze; nie ma się nim (czym) szumieć, bo od sw ojej głow y i tytułu dziedzic­ twa płaci, jak powiada, tysiąc talarów królowi pruskiemu. W ielkopolanin za­ jęty jest propagandą Heglowską i nowych idei politycznych i dlatego zapew­ ne nosi brodę. Na Francji (na Francją) ma oczy zwrócone, czyta z zapałem francuskie gazety i dziennik wychodzący w Poitier[s]. W ielkopolanin jest, jednym słowem, filozof-hum anitariusz. J a k 83 Galicjanin dla swej arysto-nikowych — em, em i oraz в), unowocześniając jedynie przestankowanie i pisownię; b) om yłki kopisty poprawiam zestawiając tekst kopii BJ z w y ­ daniem pierwszym z r. 1843 (=W 1); c) tytu ły fragm entów ujednolicam; d) przy wyrazach zniekształconych czy niew łaściw ie użytych podaję w na­ wiasach o s t r y c h zapisy poprawne lub proponuję — ze znakiem zapy­ tania — pew ne w yjaśnienia; w nawiasach k w a d r a t o w y c h uzupełniam tekst.

33 Koniec fragmentu, począwszy od słowa „Jak“, w ogóle nie w szedł do w ersji drukowanej.

(16)

kracji czuje się obowiązanym do katolicyzm u gorliwego, bo słyszał, że ary­ stokracja, monarchiczność i religia trzymają się za ręce, tak W ielkopolanin w ypiera się sw ej w iary, aby dowiódł humanitarności. Dodajmy, że Ukrainiec jest k atolik gorliw y i Podolanin także, ale z zupełnie innych przyczyn.

T. IV, rozdział I

Żadna z tych kobiet nie w yszła z drogi ku prawej (z drogi prawej), żaden z tych m ężów nie przedał siebie i nie poniósł nieszczenia (nieszczęścia) kraju na sum ienie (na sumieniu) przed Sąd Boży. Oto m iędzy biskupimi infułami, m iędzy senatorskim i laskam i, buławami, skromny, gruby zabił (gruby habit) mnicha.

D ziś kto udźwignie z zbroją (udźwignie zbroją), kto podniesie miecz, kto utrzym a hełm y te na skroni? Skarleliśm y! zmaleli! zdziecinnieli! I bro- n iem y się tym i przodków mieczami.

Im rzadsze teraz są domy, w których by znać było przeszłość naszą, tym droższe te pamiątki; skarb to powszechny, krajowy. Smutno pomyśleć, że ktoś obojętny będzie m iał prawo pałac sprzedać na fabrykę, w yciąć ogród na opał, a z o z d o b n y c h r z ę d ó w s t a r o ś w i e c k i c h p o r o b i ć n a s z y j n i k i d l a s w e j p r z y s z ł e j 34.

T. IV, rozdział IV

W ybory urzędników są u nas jednym z najsilniej zajmujących wydarzeń, ” m ów ią o nich kilką m iesiącam i wprzódy, zajmują się domysłami, kto w y ­ branym zostanie, nieprzyjaźni starają się przeszkodzić w yborow i tych, do których mają urazę, zbierają partie przeciwne, jeżdżą, hałasują, mówią i krzątają się. D ziw na rzecze (rzecz), że w powszechnym zajęciu nadchodzą­ cym i w yboram i nikt prawie nie pomyśli, o czym by w szyscy m yśleć powin­ ni, o dobru powszechnym , o wyborze ludzi zdatnych, oświeconych, poczci­ w ych. Zdaje się, że ta (to ?) rzecz ostatnia: ten chce być w ybrany dla pen­ sji urzędu, tamtego prowadzą krewni, inny potrzebuje tytułu, inny daje do­ bre obiady, ten ma związki i popularność. J ed n eg o 35 w ybierają dlatego, że nie arystokrata, drugiego dlatego, że dobry człowiek, trzeciego, że ma do­ brego kucharza, a nikogo dlatego, że m oże być dobrym urzędnikiem i posia­ da przym ioty potrzebne, charakter prawy.

*

N igdzie, m yślę, nie ma tylu utraćj uszów co u nas, a w iną temu jest w y ­ chowanie m łodzieży nie ukazujące już (jej ?) żadnego celu, nie usposobiające do niczego w yłącznie, nadające (nie dające) im zajęcia wyłącznego, w tym m yśl w tedy i w yobraźnia odwróciło od szału n am iętn ego36. Wychodząc ze

34 Tekst tu przeze m nie spacjowany — został w kopii przekreślony. W pierwodruku (W l, t. 4, s. 22) znajduje się bez zmian.

35 Koniec fragm entu, od słow a „Jednego“ do słów „charakter praw y“, w ogóle nie w szedł do w ersji drukowanej.

36 Zdanie, od słów „w tym m yśl“, zniekształcone. W l, t. 4, s. 144: „co by um ysł m łody i wyobraźnią odwróciło od szału nam iętnego“.

(17)

1 9 2 J A C E K K A J T O C H

szkół, z uniw ersytetu, syn obyw atelski nie m a przed sobą wyznaczonej drogi, nie jest specjalnie niczym, umie po trochu w szystkiego, w istocie nic prawie, n ie m ogąc się w ziąć do niczego zaczyna, co nazywają, hulać. Gdzie indziej to hulanie jest rzadko trafiającą się chorobą młodości, u nas coraz częściej i regularniej napada ona dwudziestoletnich, św ieżo m arcypanowych m łodzi­ ków, co nie mając się czym zająć, nic nie pojm ując życia, pragnie (pragną) go użyć pijąc duszkiem z kielicha aż do m ętów. Gdybyśmy się-starali, w ycho­ w ując dzieci, odgadnąć ich zdatność, wybadać skłonność, dać im do nich sto­ sow ny cel i usposobić wprost do czego, nie zaspokojąc się (nie zaspokajając się) tym w ychowaniem , co ich tylko ogładza powierzchow nie i sposobi na obywateli, to jest próżniaków, nie byłoby zapewne tylu m łodzieży nie w iedzą­ cej, co począć z sobą, i z braku zatrudnienia rzucającej się w rozpustę, hu­ lankę. Gdzie indziej nie tylko nie ślachta, ale panowie i ślachta nawet w y ­ chowując dzieci sposobią je do czegoś w yłącznie; przypuszczam, że zamożny posiadacz ziemi nie będzie potrzebował pracować na chleb, i niekonieczna mu um ieć coś specjalnie, aby u trzym ać87 życie; ależ nie dla chleba tylko po­ trzebne w ychow anie m ające cel jakiś w yłączny, więcej podobno dla zaję­ cia umysłu, dla zwrócenia go ku pracy, dla nadania interesu życia. A potem ktoś (któż) przewidzi przyszłość? Często to, co było zabawką za młodu, staje się sposobem utrzym ania życia na starość. Pow iadają rodzice: niech tylko syn nasz umie języki, zna trochę historią, geografią, zna (ma) wyobrażenie w szy ­ stkiego, reszty czytanie dopełni, obetrze się na św iecie i dość będzie z n ie­ go na obywatela. Takie to w ychow anie n a jczu lsze38, wychodzi w tedy czło­ w ie k 39 z nim na świat, nie wiedząc, co począć z sobą; naturalnie i bardzo k onsekw entnie wyobraża sobie, że kiedy go w ychow ywano na próżniaka i nie dano mu zatrudnienia, celu, powinien się w ięc bawić tylko i pracować (próż­ nować). Zaczyna się bawić i hulać, i traci majątek. Ludzie sp ec ja ln i40, zajęci jakim ś przedmiotem, nauką, sztuką itp., zaś powolnie (mim owolnie) się przywiązują do pracy, znajdują w niej upodobanie, starają się wydoskonalić, ubiega im życie bez uczucia potrzeby tej sw aw oli, która dla innych, dla próż­ niaków, staje się warunkiem egzystencji. Ilekroć w idzę m łodego utracjusza, co pędzi po ulicy wpół pijany, powożąc się czterem a41 ukraińskim i końmi, z cygarem w ustach, często z towarzyszką przy boku, jak on pijaną i w e­ sołą — serce mi się ściska i w yście (m yślę) — rodzice za niego Bogu odpo­ wiedzą. Dlaczegoś (dlaczegóż) dziecię, będąc ślachcicem, ma koniecznie nic nie umieć i nic nie robić? Jeśli go sposobi się na gospodarza po sobie, cze­ m uż nie uczyć go gospodarstwa przynajmniej? Alboś (alboż) i to nie nauka? Czemu nie wzbudzisz w nim zajęcia czym kolwiek, byleby nie próżnował? Bardzo często też rodzice w inni są podwójnie: raz, że stosownego w ych ow a­ nia nie dali, potem, że już em ancypowanego m łodzieńca nazw yczaili do próż­ niactwa, niczym nie zajmując go za powrotem do domu. Siedział w oficynie

37 W kopii BJ wyraz „utrzymać“ om yłkow o powtórzony. 38 Ironicznie. W l: „najzgubniejsze“.

39 W l: „wychodzi m łody człow iek“.

40 Zob. S. L i n d e , Słownik ję z y k a polskiego. Wyd. 3, fotoofsetow e. T. 5. W arszawa 1951, s. 375: „szczególni, specjaliści“.

(18)

cale dnie z fajką w gębie, jeździł, polował, spał, odwiedzał sąsiadów, um iz- gał się do panien; n a g le 42 umierają rodzice, cóż chcecie, żeby robił? Na w iększą skalę prowadzić będzie ten sam tryb życia.

Okrzyczany za przecharę (przecherę)4S, za źle myślącego, za przedajnego i zrzucony z m iejsca, zdeptany pod nogami tak gw ałtownie, tak często bez- przyczynnie 44.

5

Warszawa, dnia 20 lutego 1843 W ielmożny Panie Dobrodzieju!

List Pański oraz deklaracją dla Cenzury odebrałem, za którą ślicznie dziękuję, oczekuję tylko zmian i spodziewam się, że Pan już kopią otrzymał. Na teraz bym prosił o pow ieść składającą się z jednego lub dwóch tomów, a Goldfarb resztę dopłaci.

Sługa S. Orgelbrand 6

Warszawa, dnia 14 kw ietnia 1843 Listy Pana Dobrodzieja oraz nadesłane modyfikacje w Latarni odebrałem, ale z żalem przychodzi mi donieść, iż Cenzura nasza, pomimo wszelkich moich starań, nie chce takowych przyjąć co do rozdziału czwartego o w y ­ borach. Ale nie dość na tym: robi trudność co do całego rozdziału i chociaż w szelkiego dołożyłem starania, nie udało mi się przeprowadzić. Nie w idzę zatem innej rady, jak Panu nadesłać oryginał, aby się Pan mógł przekonać, co Cenzura żąda, i tak m iejsca czerwono naznaczone mają być albo w yrzu­ cone, albo zupełnie przerobione. Łatwo Pan sobie w ystaw i, ile ja stąd mam przykrości, ale cóż zrobić z taką Cenzurą jak nasza. Jednakże, nie przesta­ jąc na tym, w ysyłam dnia jutrzejszego ten rozdział przepisany do Cenzury w ileńskiej i spodziewam się, jak tamta Cenzura przepuści, to i nasza już zezwoli. A le prosiłbym , żeby Pan raczył obmyślić jaki środek, ale to jak najrychlej, dlatego żebym odwłoki nie m iał w w ykończeniu dzieła na przy­ padek, gdyby mi się nie udało u Cenzury w ileńskiej, i zechce Pan z łaski swojej odwrotną pocztą m nie o tym zawiadomić. Porto, co Pan zapłaci, raczy Pan na mój rachunek położyć.

Przez Goldfarba posłałem Panu już w ydrukow ane form y Latarni i P o ­

mników, dołączyłem oraz dla Pana Dobrodzieja pierwszy tr.m B i b l i o t e k i

42 W l: „i nagle“.

43 W kopii BJ w yraz „przecharę“ om yłkowo powtórzony.

44 Fragm ent niejasny. Może odnosić się do m iejsca (W l, t. 4, s. 124— 125): „Dziś najpopularniejszy, najwięcej uważany, na rękach îoszony człowiek, jutro za najm niejszym podejrzeniem, za słowem intryganta, dla plotki n ie- foremnie ukutej, traci w ziętość, okrzyczany za przecherę, i tak nagle odrzu­ cony, tak nieraz bezzasadnie, jak podobnież był niedawno uwielbiany“. P a m iętn ik L itera ck i, 1958, z. 1 13

(19)

194

J A C E K K A J T O C H

S t a r o ż y t n e j 45. Przy tej okazji pozwalam sobie następującą przytoczyć okoliczność: Pan, posyłając mi pierwszy tomik Pomników, oświadczył, że dru­ gi nie tak prędko będzie i że koniecznie trzeba zobaczyć, jak pójdzie pierwszy; gdy Cenzura robi też trudności czasem, i tak np. m usiałem w ypu­ ścić Fortuna polska d z is ie js z a 46 i aż zanadto jestem przekonany, że Pan ska- strowanych autorów dawnych w ydaw ać nie zechce (i tak np. jeśli Cenzura wyrzuca coś z B i b l i o t e k i S t a r o ż y t n e j , to Wójcicki całkiem tę rzecz opuszcza, co zaś przy Pańskich — z powodu odległości — jest niepo­ dobnym), gdy nareście, jak się pokazuje, nie znajdę nawet sw ego rachunku przy tych Pomnikach, płacąc za taki tomik 100 rubli sreb., a ja muszę je tanio puścić, ponieważ że to są dawne rzeczy..., z tych więc przyczyn posta­ nowiłem dalej tego przedsięw zięcia nie kontynuować i na tytu le nawet nie m yślę położyć „tom pierw szy“. Przekona się zatem Pan, że z przytoczonych powodów dalej ich w ydaw ać nie będę. Tymczasem pisze mi Goldfarb, że fundusz 146 rubli, które u niego dla Pana zostawiłem , ma być a conto P o m ­

ników. Upraszam zatem Pana Dobrodzieja, aby z nim rzecz tę tak zregulować,

aby powyższa suma była li-tylk o a conto nowego jakiego dzieła, i to sobie zamawiam, aby raczył m nie Pan uwiadomić, jakie jest, jaki tytuł, jakiej objętości, za jaką cenę i czy Cenzura nic nie będzie m iała przeciw niemu, i powtarzam jeszcze raz, że suma zostawiona u Goldfarba jest do Pańskiej dyspozycji, ale nie do jego, żeby on koniecznie żądał, abym w ziął to i nie tego [!]. Przy tym mam honor dołączyć dalsze formy Latarni pierwszego tomu i upraszam Pana jeszcze raz, by raczył, jeśli można, przerobić, co trzeba; i w przypadku, gdyby mi się udało rzecz zachować, jak jest teraz, niezawod­ nie o to się będę starał, i gdyby m nie Pan rozdział ten przerobiony nadesłał, prosiłbym też o odesłanie rękopismu, co teraz posyłam.

Oczekując czym prędzej skutku, zostaję

sługą S. Orgelbrand

NB. Nie posyłam więcej odbitych form z przyczyny portorium, ale przez

pierwszą okazją nadeślę resztę drugiego i trzeciego tomu, które na przyszły tydzień będą ukończone, a zatem czekam tylko, żebym mógł wydrukować czwartyi

S. O.

[Adres] W ielmożnemu

J. I. K raszew sk iem u ] w Gródku 7

Warszawa, dnia 30 maja 1843 W ielmożny Panie Dobrodzieju!

List Pana odebrawszy, udałem się zaraz do Pana Balińskiego, który P ań ­ skiemu żądaniu zadosyćuczynić przyrzekł niezwłocznie. Gdy jednak ja ty l­ 45 B i b l i o t e k a S t a r o ż y t n a P i s a r z y P o l s k i c h . Wydał K. W. W ó j c i c k i . T. 1—6. Warszawa 1843— 1844. Nakładem O r g e l ­ b r a n d a .

(20)

ko posiadam od m iejsca, gdzie Cenz*ura zakreślić czerwono zaczęła, aż do m iejsca, gdzie kreślić czerwono przestała, czyli od wyrazu: „Wybory urzęd­ ników są u nas jednym z najsilniej u derzających47 wydarzeń“ aż do: „cóż chcecie, żeby zrobił? Na w iększą skalę prowadzić [będzie] ten sam tryb życia“, które to kazałem kopiować dla Cenzury w ileńskiej, i co w łaśnie w tych dniach na powrót z W ilna otrzymałem z odpowiedzią, że tego podpisywać i pozwolić nie będą, i gdy zdaje m i się, że przedtem jeszcze jest u Pana jed­ na stronica i potem też coś — upraszam zatem Pana, by raczył odwrotną pocztą te kartki, co są przed wyrazem : „wybory“ i po wyrazie: „tryb życia“, nadesłać, a to, abym już m ógł ukończyć. Gdyby zaś tam nic nie było, pro­ siłbym Pana, by raczył na w szelki sposób odwrotną pocztą m nie odpisać, czego niezawodnie oczekuję. I to jeszcze nadmieniam, że w razie gdybym w ciągu dni dziesięciu od Pana żadnej wiadom ości nie otrzymał, już będę uważał, że tam nic być nie musi, a zatem druk dalej rozpocznę.

Czekam niezawodnie odpowiedzi

sługa S. Orgelbrand

8

Warszawa, dnia 23 października 1343 W ielmożny Panie Dobrodzieju!

W odpowiedzi na list Pański mam honor oświadczyć, iż jakkolwiek po­ stanowiłem przez ni[e]jaki czas nowych nakładów nie przedsiębrać, a to z przyczyny, że jestem aż zanadto zajęty rozpoczętym i dziełami, szacując jednak Jego dla m nie zaw sze m iłych propozycji, tym bardziej obecnej, ty­ czącej się dopełnienia L a t a r n i 48, mam honor oznajmić, że takową przyjmuję i w skutku tego posyłam Panu asygnacją na Goldfarba na rubli sreb. 150, w łaśnie bowiem taką sumę mam na teraz u niego, i jak Pan ukończy, racz m nie Pan uwiadom ić, to resztę nadesłać nie omieszkam. Kontrakt racz mi Pan odwrotną pocztą nadesłać i życzyłbym , aby był zaw arty podług warun­ ków tych samych, co do pierwszego dzieła, to jest, że to zostaje moją własnością, i ażebym jednak bez w iedzy Pańskiej drugiej edycji nie zrobił; oraz racz m i Pan donieść, kiedy dzieło to z pewnością ukończonym zostanie.

S t u d i a 49 przed końcem tego m iesiąca prasę opuszczą i chciałbym w ie­

dzieć, jaką drogą Panu je przesłać. Co zaś do korektora, czuję się obowiąza­ nym donieść Panu, iż już lepszego dostać nie można, zwłaszcza iż korektor

47 W kopii BJ: „zajmujących“.

48 Latarnia czarnoksięska. Oddział drugi. T. 1—4. Warszawa 1844. N a­ kładem O r g e l b r a n d a . P ow ieść m usiała być na ukończeniu już w paź­ dzierniku 1843, skoro w listopadzie była gotowa ( P ł u g , op. cit., s. LXIII). Mimo to jeszcze 5 grudnia rękopis nie został dostarczony do Warszawy. Por. list 9.

49 Nowe studia literackie. T. 1—2. W arszawa 1843. Nakładem O r g e l ­ b r a n d a . K r a s z e w s k i projektował, choć bez skutku, w ydanie tomu 3. Por. list 9.

(21)

196

J A C E K K A JT O C H

ten nie robi dla pieniędzy, ale li tylko dla m iłości dzieł Pańskich i nawet pisma nasze pisząc o Latarni twierdziły, że żadne jeszcze u nas tak popraw­ nie nie w yszło dzieło jak to; że zaś i tu się w cisnęły błędy, unikać tego w na­ szych drukarniach trudno, a zresztą będziemy się starać coraz lepiej. Egzem­ plarz dla T y g o d n i k a P e t e r s b u r s k i e g o wkrótce nadeślę. Mocno żałuję, że Goldfarb Panu nie oddaje w szystkich egzem plarzy i rad bym inną drogą, ale nie wiem jaką; może Pan Dobrodziej obmyśli jaką.

Z najgłębszym uszanowaniem

sługa

S. Orgelbrand

9

Warszawa, 5 grudnia 1843 Stosow nie do Jego życzenia przyjm uję nareszcie trzeci tom Studiów, ale to muszę Panu przytoczyć, że Pan Dobrodziej proponując mi drugą serią

Latarni żądał Pan tylko 200 rubli a conto, reszty zaś przy oddaniu rękopis-

mu; że zaś dotychczas ani drugiej serii Latarni, ani trzeciego tomu S tudiów nie otrzymałem, ma się rozumieć, że całej sumy w ypłacić nie mogę. Jedna­ kowoż zapłaciłem Goldfarbowi 390 rubli, wliczając w to 19 1/2 rubla, co ma od Pana odebrać za przedmioty zakupione, resztę zaś, to jest sto trzydzieści rubli, zapłacę po odebraniu rękopismów, ale prosiłbym koniecznie, aby Pan b ył łaskaw takowe mi wprost przysłał, nie za czyim pośrednictwem, bo takie koszta nakładają, że to naw et ani podobno. Na paczce proszę napisać: książ­ ka; odbierając to, w ten moment resztę w ypłacę.

Za artykuł o m nie w T y g o d n i k u 50 napisany ślicznie dziękuję i będę niezawodnie go umiał cenić.

Sługa S. Orgelbrand [Dopisek] Płótno odbierze Pan od Goldfarba.

[Adres] W ielmożnemu J. I. K raszewskiem u w Gródku

50 Chodzi o artykuł Nowe książki ( T y g o d n i k P e t e r s b u r s k i , XIV, 1843, nr 87), który K r a s z e w s k i pośw ięcił om ówieniu pozycji w ydaw n i­ czych O r g e l b r a n d a : B i b l i o t e k i S t a r o ż y t n e j P i s a r z y P o l ­ s k i c h (t. 1 otrzym ał do zrecenzowania w kwietniu; por. list 6), S taro­

ż y tn e j Polski pod w zględe m history cznym , geograficznym i s ta ty sty c z n y m

Michała B a l i ń s k i e g o i Tym oteusza L i p i ń s k i e g o , a wreszcie K m i o t - k a (rocznik 1842 otrzymał w lutym; por. list 4). P isał tam m. in.:

„Spomiędzy księgarzy-w ydaw ców w arszawskich od niejakiego czasu zwrócić powinien uw agę czytających S. Orgelbrand, który odstępując od zw yczaju sw ych współbraci, w ydających przede w szystkim i najchętniej m izerne tłum aczenia z francuskiego, okraszone mniej więcej dobrymi ryci­ nami i drzeworytami, pojął m isją swoją księgarską i dla siebie, i dla publiczności teraźniejszej korzystniej. Założył on widać wydaw ać dzieła m ające interes narodowy [...]“.

(22)

„ZYGMUNTOWSKIE CZASY“ 10

Warszawa, dnia 2 lutego 1845 Wielmożny Panie Dobrodzieju!

Niniejszym mam zaszczyt WWPanu Dobrodziejowi donieść, iż przysłany mi m anuskrypt Jego Czasy z y g m u n to w s k ie 51 przez Cenzurę nie tylko [nie] dozwolony jest drukować, ale zupełnie zabrany i ad acta Kom itetu Cenzury złożony został. W szelkie usiłow ania moje i uproszonych do tego osób w pływ posiadających o złagodzenie zdania Cenzury były bezskutecznym i. Z żalem w ięc donoszę W Panu Dobrodziejowi tę wiadomość, załączając na dowód św iadectw o Cenzury. Już doniósłbym dawniej o tym, gdyby wiadomość o Pańskim przybyciu do nas, która tu przez długi czas krążyła, nie w strzym a­ ła m nie od tego, Lecz list Pański własnoręczny do P. W uronieckiego przeko­ nał mnie, że powyższa w ieść była bezzasadna, inaczej jeszcze bym czekał Pańskiego przybycia, po którym spodziewałem się, że Pan Dobrodziej oso­ bistym w staw ieniem się za sw oim dziełem potrafisz może uzyskać pozwolenie na druk. Gdy w ięc ja żadnej już nadziei nie mam odzyskania manuskrÿptu, przeto mam zaszczyt upraszać, ażeby WPan Dobrodziej zechciał mi z łaski sw ojej odwrotną pocztą przysłać honorarium, które Panu za toż dzieło w y ­ płacone zostało.

W oczekiwaniu skutku zostaję z głębokim szacunkiem

S. Orgelbrand

11

[Warszawa, marzec 1845] Wielmożny Mości Dobrodzieju!

Mam zaszczyt W Panu D obrodziejowi donieść, iż podług życzenia Jego Pan S m ok ow sk i52 zakupił płótno dla Pana, które osobie przez Pana upro­

51 Z ygm un tow skie czasy. T. 1—4. Warszawa 1846. Nakładem O r g e l ­ b r a n d a (por. list 17). Rękopis otrzymał Orgelbrand w e wrześniu 1844 (por. listy: 12, 14, 16). Po odmowie cenzury w arszaw skiej K r a s z e w s k i zam ierzał drukować pow ieść w W ilnie u Z a w a d z k i e g o , ale ów odpi­ sał (zob. Materiały, t. 3, s. 109):

„Co do Zygm un tów skich czasów, to m ógłbym przyjąć do wydrukowania w Lipsku, lecz, gdy już zakazano w W arszawie do druku, i w Lipsku druko­ w anego nie przepuszczą, a w łaśnie na Królestwa debit najwięcej liczyć by trzeba“.

Cenzura petersburska t. 2—4 akceptowała 25 VIII, a t. 1 po kilku m ie­ siącach — 19 X II 1845. Zob. C h m i e l o w s k i , op. cit., s. 173.

52 W incenty S m o k o w s k i (1797— 1876) — rysow nik i malarz histo­ ryczny. Znane są jego obrazy historyczne: Jan Kochanowski z Urszulką oraz Jagiełło i Jadwiga. Poza tym rysunki do pierw szego w ydania Konrada

Wallenroda i szereg drzew orytów (m. in. do W itoloraudy K r a s z ę w -

s k i e g o ) . B ył rów nież publicystą; skreślił życiorysy: Orłowskiego, Rustena i Wańkowicza. K raszew ski dedykował mu t. 3 i 4 Sfinksa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Proszą wiąc przyjąć bardzo serdeczne gratu lacje i życzenia dalszych łask i błogosław ieństw Bożych.. Oby dalsze ćwierćwiecze było obfitsze jeszcze w owoce

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

KpiM зм1стових св1дчень (м1ркування про сни загалом чи сни як предмет оповвд), формальною в!дм1ншстю м1ж подшвютю сну й тек-

Szczególne podziękowania winien jestem Geoffreyowi Hawthornowi za jego niezłomne wsparcie dla tego projektu od zalążka, w którym po- mysł wyglądał jeszcze całkiem inaczej

Zamieszczone na początku niniejszych rozważań ilustracje ukazują dwie podstawowe formy kształcenia dzieci w Polsce czasów przedrozbiorowych – nauczanie domowe, indywidualne

Niestety autor nie wyjaśnia, czym jest andragogika, a tym bardziej andragogika kultury czy turystyki, nie doprecyzowuje także, jak rozumie pojęcie filozofii kultury – czy chodzi

Nauka pisania listu wchodziła w zakres programu nauczania, stąd też w zbiorze listów można wyodrębnić serie wypowiedzi uderzająco do siebie podobnych pod względem

Wszelkie rodzaje sztuki cieszyły się uznaniem i mogły się rozwijać.. Skłonności dawnych Rzymian były skierowane ku życiu