Antoni Prochaska
"Życie polskie w dawnych wiekach",
Władysław Łoziński,
Lwów-Warszawa 1908 : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 7/1/4, 223-228
zebranie obfitego m ateryału, ciekawego, znaczącego, za to w skrze szanie ubiegłych, la t ; przyznam y się c h ę tn ie , że nam samym ty ch w ypisów i szczegółów nie było za wiele, chociaż kompozycya k sią żk i przez to chrom a. Z y sk ała k siążk a bardzo przez obfity dział ilu s tra cyjny, w n aszych książk ach n ie ste ty św iecący zwykle tylko — nie obecnością.
Łoziński Władysław
: Ż y c i e p o l s k i e w d a w n y c h w i e
k a c h . Wydanie drugie. Lwów-Warszawa 1908. 8°, s. 246.
W zwięzłej lecz pow abnej formie daje nam autor zarys życia obyczajowego w dawnej Polsce w ieku X V I — X V III. Przedmiot, tre ści ponętnej i w ażnej , ta k u nas zaniedbany, u jęty je s t w cztery głów ne rozdziały. Z ew nętrznej stro n y życia obyczajowego dotyczą trz y ro z d z ia ły : I. zamki i pałace, dalej I I . dw ory i dw orki, wreszcie I I I . u b io ry i splendory. W y p ełn ia ją te trz y rozdziały objętością pierw szą połowę dzieła ; d ru g a połowa dotyczy w ew nętrznej stro n y tego życia, a więc rodzinnego i tow arzyskiego, skreślonego w śm ia łych ko n tu rach w czw artym rozdziale p. t. Dom i św iat.
W prow adza nas najpierw au to r do zamków, jeszcze w X V I w. drew nianych , lecz już w tym czasie coraz gęściej m urowanych da w nych rezydencyi m agnackich , których dwa ty p y w yróżnia : ściśle obronne i rezydencye pańskie. Te o sta tn ie b y ły po najw iększej czę ści budowle włoskie , niekiedy bardzo w spaniałe i kosztowne dzieła m istrzów X V I w ., które pod koniec X V II w. zastąpiono pałacam i, willam i podmiąjskiemi lub m iejskiemi. W p lastyczny sposób przed staw ia au to r urządzenie zamków, roztacza przed oczyma czytelnika zbytek, sufity kasetow ane z m eluzynam i u pułapu, paw im enty z mi stern ie w iązanych desek, kom iny w spaniale rzeźbione, szpalery i go beliny po ścianach , sto ły m arm urow e, meble intarsyow ane , złocistą skórą obite szafy, k rzesła sadzone słoniow ą kością. W n ajp rzestro n niejszej sali stołow ej podziw iam y olbrzym i kredens ze stosam i sreb r nego serw isu najkosztow niejszej roboty, nalew ki, puhary, srebrne ba ry ły , szkła weneckie. D ekoracya w ew nętrzna, rzeźby, obrazy są głó wnie pochodzenia niem ieckiego i flam andzkiego, dopiero z X V II I w. w yparł je a rty s ty c z n y przem ysł francuski. K aplice im ponują b oga ctwem rzeźb i o rn a m e n ta c y i, mianowicie in ta rs y i w drzewie. Mniej sadzono się na obrazy, za to kochano się w Golkondach klejnotów pereł i złota i bezpłodnym zb y tk u . J u ż w X V II w. mnożą się rezy dencye z wielkim i o g ro d a m i, w o d o try sk a m i, a w ostatnich latach X V III w. p ark i i pałace z lekkom yślnym niekiedy zbytkiem u rz ą dzane , niezw iązane ani z tra d y c y ą ani ze społeczeństw em , kopie francuskich re z y d e n c y i, któ ry ch sentym entalizm sielankow y trafn ie ■wyszydza K rasicki, pełne zbiorów a rty sty c z n y c h obok innych, św iad czących o naiw nej m anii a n ty k w arsk iej. Rzecz o rękodajnych (służ
b ie ), których ogromne zastęp y byw ały po zamkach , o ich stosunku do pana zam yka ten rozdział. Zamki — mówi autor — miewały mo m enta zasłużonej sław y, epizody dobrze spełnionej m isyi cyw ilizacyj nej , ale w pływ , ja k i w yw ierały na społeczeństwo , nie odpowiadał olbrzym im kapitałom , ja k ie w nich leżały. W iększy w pływ przyw ią zuje au to r do dworów i dworków szlachty, sielskiej, do domu i g n ia zda rodzinnego przyw iązanej , co się w nazw ie (branej z rodowego im ienia) odbija rów nie ja k w praw ie r e t r a k t u , dającem możność po w rotu do straconego rodowego gniazda. Dwór z re g u ły byw ał drew- nianny, obronny, zw łaszcza po ziemiach kresow ych, z basztam i i w a łam i tudzież stra ż ą nocną. Sam dwór otoczony b y ł o stro g ie m , opa sany ty n e m ; na basztach drew niannych m ieścił się a rsen ał. Także i uboższe sad y b y m ają odylow ania silne a nad bram ą „sam borze“ . R ozkład domostwa p ro s ty ; z balasistego g a n k u wchodzi się do ol brzym iej sieni m ającej to znaczenie, które posiadał dziedziniec w pa łacu ; tu go tu je się w ypraw a łowiecka lub zajazdowa , lub pokotem śpią goście w czasie wesel lub festynów ; tu w iszą bronie m yśliw skie i p ry sk a zim ą ogień na olbrzym im kominie murowanym. Na prawo w iodą z sieni drzw i do pokojów, na lewo do czeladnej. N aj głów niejszą izbą byw a stołow a i tuż za n ią św ietlica (salon), za n ią id ą izby, kom naty, zw ane także alkowy, alkierze. T y p , ja k i się do chow ał , ty ch dworów nie odpowiada cechom starodaw nego dworu, k tó ry pow staw ał odśrodkowo, rozw ijając się przez dobudówki na ze w n ą trz i m ieszcząc nieraz trz y pokolenia. W regule nie m iał p iętra i obchodził się bez ozdób architektonicznych , ale b y w a ły dwory z piątrem , na którem m ieściła się cała reprezentacyjna część domo stw a , z m istern ą ciesielską robotą w ykonanym dachem , malowniczo i oryginalnie w yglądająca. Obok dworu przy wodzie s ta ła łaźnia, na stronie dom rzem ieślniczy, gospodarski, stajn ie ; za nią blech, sadza wka, w irydarz, w którym obok sa ła t i rzerzuch chowano róże i zioła apteczne, a w środku którego w id n iał chłodniczek. R zadko w domu szlachcica znalazł się sp rzęt zbytkow ny lub meble wyścielane, tylko szafa alm aryą z w a n a , sepet czyli sk rzy n ia i służba czyli kredens byw ały sztukw arkow e ; w nich bowiem przechowywano drogie na czynia, klejnoty, fu tra. Okna byw ały małe z drobnemi błonam i (szy bami) zielonkowatemi, podłoga o tarcicach dębowych, piece gdańskie, kafle w orły, na ścianach k o łtry n y , opony, a niekiedy stre fy lub ma k aty , na ław ach k o b ie rc e , czasem wschodnie , częściej sw ojskie. Na ścianach zam iast obrazów w isiała broń wrszędy. I na dw orach szla ch ty roiło się też od służby. Z w yczaj ten u ró sł w braku bezpieczeń stw a i gospód, a także w brak u dróg i mostów. Stosunek służby do pana je s t fam iliarny, traktow ano ich uprzejm ie przy gościach , ta k - samo w gościnie u d ru g ich . D w ór ma mielcuch , apteczkę , w niej niezbędną dryakiew , ma spiżarnię, podrunę, i przedstaw ia obraz s a modzielności pana domu, k tó ry z małemi zm ianam i p rzetrw ał R zpltę. Także i o stro ju wiele ciekaw ego czytam y w dziele autora, począwszy od fry z u ry i czapki , a skończyw szy na obuw iu, od
naj-cenniejszej części garderoby fu ter, delii z guzami i feretam i, od kon tuszów , źupanów, ferezyi, do niew idocznych w stro ju spodeń, od to- czenicy niewieściej, podw iki, czepca, do najsłabszej stro n y garderoby polskiej, do g iezła i giezłeczki. Poznajem y dalej skarbczyki szlachty, klejn o ty , w których się ta k lubow ano, które zastępow ały b rak go tów ki, te korony i bram ki, k a n a k i, mamele, pontały, ferety, w któ rych u m agnatów niekiedy m iliony m artw e spoczyw ały ; wreszcie po dziw iam y różne rodzaje broni, owe szyszaki, sajdaki, tarcze, buław y, buzd y g an y , k arab ele, przeładow ane złotem i kam ieniam i, w których ornam ent b y ł celem. T u ta j zw łaszcza poznajem y ja k bardzo uległa P o lsk a w pływom w schodnim : bogactwo je s t p ię k n e m , przepych sztuką. B y ły to jed n ak pozory dobrobytu — mówi au to r — bogata nędza. N aw iasem zauw ażyć należy, że trudno zgodzić się ze zda niem , jak o b y w Polsce nie is tn ia ła lex sumptuaria (str. 101 , 114) i że ra z tylko t. j. w 1590 r. m yślano o ukróceniu zbytku. Mamy wrszakże dowody, że rozpraw iano i później wiele w tym przedmiocie na sejm ach w latach 1 6 1 3 , 1620, 1 6 2 9 , 1 6 5 5 , zabraniając dowozu teletów , złotogłow iu , klejnotów i uchw alając praw a przeciwko z b y t kowi n iety lk o mieszczan i plebejuszów, ale naw et — ja k w 1776 i 1780 — przeciwko zbytkow i szlach ty , zabraniając jej używ ania sukien zagranicznych do lib ery i, srebra, złota, pasamonów, mebli za gran iczn y ch i to pod kai'ą ty sią c a a naw et dwóch ty sięcy grzyw ien. Ogólną zaś c h a ra k te ry s ty k ę rozdziału m ożnaby chyba uzupełnić ry sem ogromnego zam iłow ania szla ch ty do rodzimego s t r o j u , co się w X V II w. przebijało w usiłow aniach narzucenia królow i i dworowi jeg o stro ju polskiego , a w X V I I I w. w zaprow adzeniu strojów wo jew ódzkich t. z. lib ery i.
N ajw ażniejszym a i najpiękniejszym je s t rozdział IV cennego dzieła. Rozpoczyna go a u to r od m isyi rodziny polskiej i wysokiej etycznej jej strony, podnosi zalety żony owego „p rzy jaciela“ dziel nego, nieustraszonego, a z d ru g iej stro n y mówi o szczupłem jej w y kształcen iu i nieznajomości sz tu k i konw ersacyi. D wór królowej b y ł akadem ią dobrego tonu dla pań p o lsk ic h , ja k dla mężczyzn b y ły dwory króla i m agnatów ; znaczenie B abińskiej R zp tej towarzyskie· trafn ie określa autor jak o bardzo ubogiej m iary. Niemniej trafnie n a podstaw ie źródłowej określa au to r ta le n t tow arzyski szlachty, je j trefność (dowcip) i ludzkość (dobry to n ), m alujące się w darze opo w ia d a n ia ; podnosi w yższość grzeczności p o lsk iej, strzeżącej się p y chy i zarozum iałości, a mimo to nie dającej się posiadać (lekcewa żyć) nigdzie, i górującej tem nad grubością ja k ą Ossoliński w y ty k a naw et za granicam i zachodniem i Polski. O brażający szlachcic, co się w społeczeństw ie porywczem nie rzadko zdarzało, m usiał deprekować brata, t j. odczytać w kościele z w yroku polubownego zredagow aną k artę i zasiąść wieżę. W sp o łec zeń stw ie, w którem równość pano w ała , każdy szlachcic b y ł „panem b ra te m “, niższy ty tu ł opiew ał: „pan przyjaciel“ . T y tu la tu ra je s t w X V I w. w strzem ięźliw ą, król je st w aszą m iłością, sen ato r wielmożnym, d y g n ita rz urodzonym, szla
chcic bez urzędu szlachetnym ; później w X V III w. spotykam y ty - tu la tu ry bez znaczenia, drążkow e d y g n itarstw o , ty tu ły kupne i spo niew ieranie ich. P róbą cnót to w arzy sk ich była gościnność a i tu ta j P asek okazuje się arcytypem swej w a rstw y społecznej. W dziękowi i powadze zaw dzięcza polonez sław ę europejską, skocznych tańców i poufnych zbliżeń się tancerza do tanecznicy z początku wcale nie znano, co imponowało cudzoziemcom ; g ry w k o stk i , k arty , które z końcem X V I I I w. w eszły w n a m ię tn o ść , pochodzą z zagranicy. P rzepych roztaczano przy w ielkopańskich weselach, pogrzebach, b a n kietach , o któ ry ch ciekawe szczegóły podaje nam autor, ch arak te ry zując przytem i polską kuchnię niew ybredną lecz oryginalną, z ch ra pam i na zimno, bobrowymi ogonami, rozm aitością sosów i mocno ko rzenną. W ino pito po obiedzie ; podczas uczt piwo podawano, do k tó rego w rzucano g rz a n k i maczane w oliwie. Piękne są u stęp y o zwy czajach przy zwadach, zajazdach, o figlach sąsiedzkich, o szlachcicu gaw ędziarzu, m edyatorze, agitatorze, wreszcie o staty ście w ziętym z Ma- tuszew icza, niemniej ja k rzecz o zabawach rycerskich, o zam iłow aniu do konnej jazd y , m yślistw a, sokolnictwa, do podróży, sejmików i gwar- nego życia. Ł atw ością przystosow ania się do każdego ogniska cyw i lizacyjnego i obfitością przymiotów zbytkow ych ze szkodą konie cznych kończy a u to r rzecz bardzo pouczającą o życiu ziem iaństw a. B raknie tu ta j chyba tu i ówdzie d a ty dla oznaczenia ewolucyi w ży ciu szlach ty lub zm iany jak iej uległa jej in sty tu cy a . T ak n. p. oka- zowanie nie zawsze było ta k rozbite , ja k b y to w ypływ ało z przed staw ienia autora. Owszem dążenie do decentralizacyi następuje zwolna ; w szakże po całej Polsce było z początku wojewódzkie oka- zowanie, czego na R usi z powodu rozległości, dla brak u kom unikacyi i z powrodu m nóstw a rzek górskich nie można było uczynić. Znacze nie zaś in s ty tu c y i w X V I i połowie pierwszej X V II w. było n ie małe , a g ło sy k ry ty k i sejm ikow ej, przytoczone przez autora (str. 2 1 1 ) , m alują tylko niechęć do in sty tu c y i ze stro n y t y c h , których ona obciążała. A przecież naw et w czasie budzących się do życia reform w 1764 r. staran o się in sty tu cy ę juź obum arłą zatrzym ać. Również z b y t ogólnikowo mówi autor o olbrzymim rozdziale ja k i pa now ał pomiędzy m agnatam i a s z la c h tą , wreszcie pomiędzy szlachtą a zaściankiem i ludem. I tu ta j conajmniej b rak u ją d aty w tej ewo lucyi i skry stalizo w an iu się ostatecznem ty ch różnic. Bo skoro co fniem y się do w ieku X V I i pierwszej połowy X V I I , to tej różnicy nie dostrzeżem y. Nie było różnicy w ielkiej pomiędzy m agnatem a szlachcicem co do umysłowego w ykształcenia , skoro w szakże tak i hetm an wojewoda R u si M ikołaj S ie n ia w sk i, w złotym okresie Z y g m untów nie znał wcale sz tu k i pisania (sed quia sua m agnificencia est illite ra tu s , C hristopherus L ypsky, notarius eiusdem magnificen- ciae, manu propria su b sc rip sit Ter. H al. 58 p. 928). Z resztą żywe p rzy k ład y z życia, dalej ustaw odaw stw o, lauda sejmikowe świadczą, że w owych czasach różnicy, o której tw ierdzi autor, nie b y ło , jak a się już od wieków zarysow ała na zachodzie. Mnóstwo domów m agna
ckich w y rastało podówczas w prost ze szlacheckich, inne b y ły pow ią zane licznym i węzłami z domami szlachty, ja k znowu z drugiej stro n y szlach ta gorąco ujm owała się zawsze za b racią uboższą, k tó rą jeszcze w X V I I w ieku gdzieniegdzie starostow ie usiłow ali obrócić w chłopów, a naw et włościan chętnie przypuszczała do nobilitacyi, byle to działo się na sejmie, za poleceniem hetm ana, w nagrodę czy nów b ohaterskich i nie przez domy chociażby i m agnackie w sposób p ry w a tn y za nagrodę jak iejś p ry w aty . Są to ry sy znamienne, św iad czące bądź co bądź, że w owych czasach jeszcze nie było zaznaczo nej przez au to ra różnicy, i źe przeciw nie pewien duch dem okraty czny, k tó ry niew ątpliw ie b y ł cechą znam ienną ziemian, spraw ow ał, źe różnica pom iędzy stanam i nie b y ła ta k stanow czą , ja k n ią b y ła na zachodzie. Jeszcze jedna uw aga, ale ju ż w prost do form y książki, ta k cennej i pożytecznej , się odnosząca. Oto dla w ygody czy teln i ków proponowałbym przy następnem w ydaniu indeks rzeczowy, aby módz n a ty ch m iast odnaleść szukane objaśnienie , któ ry ch w dziele ta k ie mnóstwo.
Znaczenie dzieła nie polega na tem, źe po raz pierw szy podaje nam autor cało k ształt ta k w ażnej k a r ty z dziejów k u ltu ry polskiej, ale że podaje rzecz p rzetraw io n ą, w doskonałej formie. P osłuży też dzieło niejednem u do lepszego zrozum ienia utworów daw niejszej lite ra tu ry , k tó ra w szakże je s t utw orem ducha szlacheckiego, a te zw ro ty , porów nania a naw et w yrazy w niej spotykane, których znaczenie i ch arak ter są nam nieraz tru d n e do o d g a d n ię c ia , biorą początek w życiu szlacheckiem . N iejeden ustęp R eja, K ochanow skiego, Z b y li- towskiego, K ochow skiego aź do K rasickiego, da się wyrozumieć ty lk o przez dokładne poznanie życia, zasad i in s ty tu c y i życia ziem ianina, owej n. p. odpowiedzi lub deprekacyi, lub przez w yjaśnienie odśrod- kowości w budowie polskiego dw oru. B eja w ierszyk o Polaku, k tó ry postaw ą i ubiorem każdem u d o g o d z i, zrozum iałym się staje , skoro odczytam y uw agę (s. 222) o plastyczności n a tu ry szlacheckiej. A ile to tak ich tra fn y c h w yjaśnień staro ży tn y ch autorów napotykam y w Życiu polskiem. Toż dzieło takie mogło pow stać ty lk o pod ręk ą ta k oczytanego w lite ra tu rz e , takiego znaw cy staro ży tn o ści — i to nie tylko z kronik i pam iętników ale tak że z m anuskryptów i aktów archiw alnych a nadto z autopsyi zabytków — jak im je s t au to r P a try c y a tu i m ieszczaństw a lwowskiego , Praw em i lewem i ty lu innych dzieł z zakresu h isto ry i cyw ilizacyi dawnej P olski. W szczególności u d e rza w omawianem dziele głęboka znajomość podkreślania rzeczy w aż nych a pom ijanie drobiazgów , niem niej ja k um iejętne a zarazem po w abne przedstaw ienie rzeczy. J a k w szy stk ie dzieła autora przetkane je s t i Życie polskie głębokiem i sentencyam i n iety lk o este ty k a i sta- ro żytnika ale i h isto ry k a b y stro patrzącego w przeszłość i z zam i łowaniem oddanego poważnemu tem atow i i um iejącego zapał swój udzielić c z y te ln ik o w i, przenieść go do tej p rz e sz ło śc i, której tyle pięknych i w zniosłych ale nieraz i ujem nych i poziomych stron objektyw nie przedstaw ia. T ak a k s ię g a , jak i inne naszego autora,
ma przeto nie tylko literack ie , ale i społeczne znaczenie : uczy mą drze kochać przeszłość i zapala do badań , zachęca do odgadywań, ja k tej przeszłości jesteśm y dalecy i ja k jeszcze bliscy — którem to zdaniem zam yka a u to r piękne swe dzieło.
Antoni Prochaska.
B e n z e l s t j e r n a - E n g e s t r ö m W a w r z y n i e c : A l f r e d J e n
s e n . O b r a z y s z w e d z k i e w l i t e r a t u r z e p o l s k i e j . Referat
podał... Poznań. Czcionkami drukarni Dziennika Poznańskiego. Na
kładem kuratoryi z zapisu ś. p. Roberta Bretkraicza. 1907. 8-vo.
s. 91.
Z nany poeta i uczony szwedzki A lfred Jen se n należy do n a j życzliw szych przyjaciół narodu polskiego, czego dowTody składa w li cznych pracach, m ających zapoznać społeczeństwo szw edzkie z histo- ry ą i lite ra tu rą polską. P racę w tym kierunku rozpoczął od inform u jący ch rozpraw o M ickiewiczu, Słowackim , Sienkiewiczu , Orzeszko wej, R ydlu i innych naszych poetach , następnie przysw oił lite ra tu rze szwedzkiej najw ażniejsze utw ory Mickiewicza, Słowackiego, K ra sińskiego , Goszczyńskiego, M alczewskiego , R ydla , U jejskiego, W y spiańskiego (porównaj zbiór: Polska Skalder (Polscy wieszczowie) G öteborg 190fi (4 tomy). Na wyszczególnienie zw łaszcza zasługuje przekład P an a T adeusza , k tó ry zjednał sobie w Szwecyi niezw ykłą popularność, doczekawszy się kilku w y d a ń ; p. B e n z e ls tje rn a -E n g e ström podaje nam interesujące w tym w zględzie szczegóły, źe niema dzisiaj prawdę w Szwecyi domu , w którym by nie znano „ P a n a T a deusza“ .
W r. 1904 ogłosił Je n sen obszerniejszą rozpraw ę pn. Svenska b ild er i Polska v itte rh e te n (O brazy szwedzkie w lite ra tu rz e polskiej) (Stockholm , Isaac M arcus, 1 9 04, 8, str. 171 + 2 nl). Z tej to roz praw y podaje streszczenie obszerne p. B e n z e lstje rn a -E n g e strö m w przytoczonej w nagłów ku broszurze. Praw dę pow iedziaw szy, w olał bym był, g d y b y szanow ny au to r podał nam przekład całej rozpraw y Jen sen a , niż jej streszczenie , tem więcej , że u nas zaledwo k ilk a osób w łada językiem szw ed zk im , stą d w razie zainteresow ania się jakim ś szczegółem podanym w polskiem streszczeniu nie mamy spo sobności poznania w łaściw ego zdania autora szwedzkiego.
Do pracy swej p rz y stą p ił Jensen na podstaw ie w yczerpujących poszukiw ań , jakie poczynił w bibliotekach w P ete rsb u rg u , W a rsz a wie, K rakow ie, Lwowie i Poznaniu ; praca też jego je s t isto tn ie cie kaw ym przyczynkiem do ta k ubogiej pod tym względem lite ra tu ry porównawczej u nas.
W e w stępie wspomina Jen sen o najstarszym w lite ra tu rz e pol skiej opisie geograficznym królestw a szwedzkiego, zachow anym w b i bliotece O ssolińskich pod 1. 1 1 3 , noszącym t y t u ł : „O Szw ecyi“ .