Przemysław Czapliński
Tekst drugi
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1/2 (121-122), 34-40
2010
3
4
Tekst drugi
W połowie lat 80., gdy „Teksty” były zawieszone, profesor Jerzy Z iom ek mawiał: „D la «P am iętnika L iterackiego» pisze się z p ełnym zaangażow aniem naukow ego in stru m e n ta riu m . «Teksty» pozw alały na p isan ie w trybie przypuszczeń, na próbę syntezy, ryzyko eseju. L ikw idacja «Tekstów» to nie po p ro stu usunięcie pism a - to skreślenie pew nej form y w ym iany myśli. N iebezpiecznej, bo nieosw ojonej”.
N asze studia - podczas których m ogliśm y słuchać w ykładów Profesora - zn a lazły się zatem w p o trzask u m iędzy nostalgią i utopią. Z jednej strony n ap ierała tęsknota za daw nym i „Tekstam i”, zaw ieszonym i w 1981 roku, z drugiej strony ciągle żywa w ydaw ała się idea w iedzy o lite ra tu rz e spełniającej k ry teria naukow ości. K rążyliśm y więc m iędzy dwom a w yobrażeniam i - o p isa n iu „tekstow ym ” i „pa m iętnikow ym ”. Pisanie „tekstowe” traw ersow ało m yślenie, odsłaniało m iejsca puste i - dokonując przeskoków - pozw alało zobaczyć lin ie graniczne. „P am iętnikow e” nakazyw ało zm ierzyć m yśl w łasną dok o n an iam i cudzym i, osadzić in tu icje w cią gu u zasadnień, oprzeć pom ysły na wiedzy, zw eryfikow ać now atorstw o.
Gatunki zm ęczone
W znow ione w 1990 roku „Teksty” uświadam iały, że różnica m iędzy wiedzą ścisłą i p isa n ie m niezobow iązującym jest an achroniczna - że naw et wtedy, gdy po strze gam y „Teksty” jako p rz e strz e ń sw obodniejszej w ypow iedzi, to sam a m etafo ra m niejszej restryktyw ności jest uw arunkow ana w yobrażeniem o hum an isty czn ej naukow ości realizow anej gdzie indziej. T ym czasem nowy okres, ten , którego p o czątek w polskiej hu m an isty ce w yznaczyć m ożna um ow nie na rok 1990, swoją spe cyfiką podw ażył ta m to prześw iadczenie. W kraczaliśm y - rzec m ożna - w nowy czas, odkryw ając, że „Teksty D ru g ie ” i „P am iętn ik ” z n a jd u ją się w jednej
prze-Czapliński Tekst drugi
strzen i - należą do chybotliw ego d y skursu poszukującego i podw ażającego p rze d m iot swoich badań.
W d ru g im n u m erze „Tekstów D ru g ic h ” pojaw ił się - opublikow any p ierw otnie w 1980 ro k u - arty k u ł C lifforda G eertza O gatunkach zmąconych („TD” 1990 n r 2), w którym am erykański antropolog rozw ażał konsekw encje pojaw ienia się nowych kateg o rii w socjologii - m etafor „gry”, „ d ra m a tu ” i „ tek stu ” stosow anych do a n a lizy zjaw isk społecznych. Pisał: „D o najrad y k aln iejszy ch zm ian, jakie zaszły o sta t nio w n a u k a ch społecznych, należy zastosow anie analogii zw iązanej z pojęciem te k stu . M eto d a to szczególnie ryzykow na i n a jm n ie j d o tą d w ykrystalizow ana. «Tekst», b ardziej jeszcze niż «gra» czy «dram at», staje się nazw ą niebezpieczną, bo m ało uch w y tn ą” (s. 125).
W ynika z tego, że „Teksty D ru g ie ” w prow adzały swoich czytelników w świat podw ójnie zm ącony. Z m ącenie pierw sze w ynikało z zam azania granic: jeśli m e ta fory kluczow e dla literaturoznaw stw a m ożna w ykorzystać poza sam ą refleksją o li te ra tu rze , to zm ąceniu ulegają nie tyle g atu n k i, co dyscypliny i ich granice. A na logia kategorialna prow adzi do zarażenia socjologii refleksją o literatu rz e, zaś n au k o lite ra tu rz e - socjologią. S tąd też brało się zm ącenie drugie: jeśli analogia „teks tu ” posłużyć m oże do w yjaśniania kw estii socjologicznych, to znaczy, że pojęcie „tek stu ” nabiera nowych rozm iarów. N ie m a ono już swojej tradycyjnej podstaw y, poniew aż zagarnęło nowy obszar. Im w iększe i b ardziej zróżnicow ane pole, tym m niejsza określoność. Zw łaszcza na krańcach.
To rozm ycie k onturów w ydaje m i się jed n ak najw artościow szą przypadłością refleksji o literatu rz e. Badacz dzieła literackiego nie m oże w takiej sytuacji zbyt wiele dziedziczyć - w dużo w iększym sto p n iu zaś m u si definiow ać na w łasny uży tek, staw iać in d y w id u a ln e p y ta n ia m etodologiczne, m ieszać sk ła d n ik i różnych szkół. W ie p rzy tym , że m oże więcej - to znaczy, że granice są luźne, przepuszczal ne, perforow ane (perform atyw ne?), a więc, że m oże sw obodnie im portow ać roz m aite pojęcia z antropologii, socjologii, filozofii, h isto rio g rafii (ze św iadom ością, że d ziedziny te z n a jd u ją się w stanie takiego sam ego kryzysu definicyjnego, m eto dologicznego i substancjalnego).
T ekstualizm otworzył zatem p rze d refleksją o lite ra tu rz e perspektyw y - choć nie podarow ał m apy pokazującej, jak do sąsiednich lądów dotrzeć i jak stam tąd żywym powrócić. Pom nożył kłopoty, zam iast je rozw iązać, ale staw iając problem y, zm u sił do gw ałtow nego rozw oju. T ek stu alizm zniósł bow iem kolejną opozycję m odernistyczną. O prócz binaryzm ów ty p u „praw da - zm yślenie”, „oryginalność - konw encja”, „elitarn e - m asow e” istn iała też w w ieku X IX i X X silna opozycja m iędzy tek stem i jego zew nętrzem . H ipoteza tek stu aln o ści ontologicznej (czy so cjologicznej) w iąże się z pow iększeniem zobow iązań, poniew aż jeśli społeczeństwo jest tekstem , filolog jest socjologiem , a jeśli tek stem jest świat, filolog okazuje się ontologiem . N iep o m iern ie rozszerzony tekst pow oduje, że g atu n k i zm ącone za m ien iają się w g atu n k i zm ęczone - bo każdy au to r w ypow iedzi literaturoznaw czej m u si w g runcie rzeczy sam w yznaczać granice własnej wyprawy. Z m ęczenie, choć z kryzysu tożsam ości w ynika, m a w sobie coś ożywczego.
35
3
6
Nieznośne pytania
N owy okres w refleksji o lite ra tu rz e w ydaje m i się od sam ego początku n az n a czony sprzecznościam i - m iędzy pow iększaniem się obszaru refleksji (społeczeń stw o/rzeczyw istość jako tekst) i zm ąceniem specyfiki oraz m iędzy przyrostem m oż liwości (filolog jako socjolog, socjolog jako ad ep t literaturoznaw stw a) i niejasnym w ykazem ograniczeń. E kspansja te ry to ria ln a idzie w parze z kryzysem samowie- dzy. Jest to jednak kryzys, którego sam o literaturoznaw stw o m u si jak na razie się trzym ać. Z racji rozm ycia w łasnych granic refleksja o literatu rz e m u si trw ać w sym biozie z tym , co jej zagraża - czyli z kryzysem w łaśnie, z w ątpliw ościam i dotyczą cym i w szystkich bytów podstaw owych (dzieło, lite ra tu ra , czytelnik, odbiór, p isa nie, pisarz, arcy d zieło ...). A zarazem refleksja ta m u si strzec się łatw ych sojuszów z tym , co ją w spiera - z p rze k o n an ie m o m ożliw ości bezproblem ow ego zachow a n ia dotychczasow ego sta n u p osiadania i poszerzenia go o anektow ane obszary są siednie. T ekstualizm popycha na wyprawę w p o szukiw aniu granic tekstu.
Jak doszliśm y do tego m iejsca, w którym w szystko jest tekstem ? W ujęciu dia- ch ronicznym m ożna to przedstaw ić m niej więcej tak. W w ieku X IX dzieło lite ra c kie było postrzegane w ścisłym zw iązku z fig u rą autora; au to r uznaw any był za praw odaw cę znaczeń, za m ilczącą, lecz trw ale poza dziełem obecną instancję, k tó rej zam iary w cieliły się w tekst - stąd zad an iem h erm e n eu ty k i było, jak ujął to D ilthey, na podstaw ie dzieła zrozum ieć autora lepiej, niż on sam siebie zrozu m iał. Pierwsza połowa X X stulecia stała pod znakiem d om inacji te k stu - w yod ręb n io n e g o z u n iw e rsu m k u ltu ry , oddzielonego od au to ra , postrzeg an eg o jako stru k tu ra w ytw arzająca n a d m ia r znaczeń. Teoria p rzybierała różne w cielenia - od fo rm alizm u, poprzez szkołę stru k tu ra ln ą aż do Nowej K rytyki - lecz kam ien iem filozoficznym dla n ic h w spólnym była koncepcja fu n k cji estetycznej, czyli pro ce su, k tó ry łącząc elem enty językowe, dokonuje p rze m ian y zwykłego k o m u n ik a tu w dzieło literackie.
Zakw estionow anie podejścia form alistycznego nastąpiło z w ielu stron, jednakże n iem al we w szystkich o d m ianach było zw iązane z p arad o k saln ą pogonią za g ra n i cam i tekstu. P roduktyw na sprzeczność w pleciona w p rzem ian ę b ad a ń polegała na w ychodzeniu poza tekst - ku odbiorcy, ku prak ty k o m czytania - i na rów noczes nym p oszerzaniu pojęcia te k stu do granic rzeczyw istości. Pow tarzane tysiące razy, aż do zbanalizow ania, tezy, że „Wszystko jest te k ste m ” i że „N ie istnieje tekst sam w sobie” prow adziły jed n ak tyleż do odkrycia w spólnoty m iędzy różnym i te k sta m i (filozoficznym i, literac k im i, h istoriograficznym i), co do dem obilizacji poznaw czej. Strategie d ek o nstrukcyjne zbyt często ograniczały się do odsłonięcia aporii, czyli u kazania, że dychotom ie fundujące k u ltu rę europejską (rozum - instynkty, n a tu ra - k u ltu ra , pism o - głos, praw da - fikcja) są k o n stru k cjam i kulturow ym i naw zajem się w spierającym i. U kazanie, że b inaryzm y nie są podarow ane przez n a tu rę , delegitym izow ało nie tyle kategorie kulturow e, co dotychczasow e m etody stanow ienia ła d u społecznego na n ic h opartego. Ale im skuteczniej obezw ładnia no roszczenia i u zurpacje logosu, tym w yraźniej tkw iliśm y w tekście.
Czapliński Tekst drugi
Wyjście z tego aporetycznego sta n u p rzypom ina czyn baro n a M ünchausena: trzeba w yciągnąć się z bagna za w łasny h arcap - wydostać się z grzęzaw iska pytań, opierając się na indyw idualnym w ątp ien iu . N ie jest to już przygoda kartezjańska - polegająca na tym , by w ątpienie samo, myśl zdolną postaw ić pytan ie, uznać za podstaw ę przezw yciężenia kryzysu poznawczego. Raczej w ydaje m i się, że jest to przygoda autokreacyjna człow ieka/badacza.
F o rm u łu jąc to zdanie, przechodzę do odpow iedzi na p ytania najw ażniejsze i - jak to z ta k im i p y ta n iam i bywa - zarazem nieznośne: „czym jest lite ra tu ra i jakie jest jej m iejsce w życiu?”; „O co n apraw dę chodzi w jej p o zn aw aniu/dośw iadcza n iu /b a d a n iu ? ”; „Co jest zasadniczym p rzed m io tem /czy m jest p rze d m io t dzisiej szego literaturoznaw stw a i w iedzy o k u ltu rz e (i jak się do niego dobrać n a jsk u teczniej)?”; „Co jest dla m n ie ta k im zasadniczym p rze d m io te m (i dlaczego)?”.
Nieobliczalna przetwórnia śmieci
Sądzę (świadom , że jest to m oje sądzenie i że n ik t nie m u si podzielać ze m ną tego p rzek o n an ia), że lite ra tu ra jest w ersją ludzkiej samowiedzy. Z ak ład am więc, że człow iek to istota w ytw arzająca różne form y owej sam ow iedzy - obrazowej, dźwiękow ej, arytm etycznej czy w reszcie językowej. N ie są one kom paty b iln e, nie są w zajem przetłu m aczaln e. Są n ato m iast sobie równow ażne w tym sensie, w ja k im poszczególne arty k u lacje w iążą się z ró żn y m i sposobam i p o znaw ania rze czyw istości i w y rażan ia siebie. M ów iąc inaczej: n ie m ożna p oznać sieb ie bez aktyw ności językowej, ale aktywność taka nie daje d ostępu do siebie osiągalnego poprzez dźw ięki, obrazy czy w zory m atem atyczne. Każde m e d iu m , na p rzykład językowe, stw arza m ożliw ości ekw iw alentyzow ania innych m ediów, co znaczy, że literatu ra może symulować m uzykę czy m alarstw o; m ożna nawet powiedzieć, że jed ną z przyczyn rozw oju m ediów jest w łaśnie dążenie do k om pletności - ale ekwi w alenty n ie dają nigdy tożsam ości m edialnej. A więc i w ynik owej p rak ty k i sa- m opoznaw czej, ekspresyjnej i kom un ik acy jn ej jest sw oisty dla każdej domeny. W ytwarzając językowe form y samowiedzy, człow iek n ie osiąga zatem an i pełnego pozn an ia sam ego siebie, an i obiektyw nego oglądu świata. W y-tw arzanie m ieści w sobie zarów no „tw orzenie”, jak i „tw arz”, co oznacza, że tekst k o n stru u je pew ną w ersję tożsam ości, pew ną opowieść o świecie i pew ną propozycję k o m unikacyjną dla drugiego człowieka.
Z tego n a d m ia ru m ętnych założeń w ynika dla m nie tyle m niej więcej, że lite ratu ra nie przekazuje uniw ersalnej wiedzy o człowieku, nie jest najw ażniejszą form ą k o m u n ik a cji m iędzyludzkiej, nie stanow i przejaw u najdoskonalszego posługiw a nia się językiem ; jest ona zbiorem fikcji, jakie człowiek wytw arza o sobie sam ym dla zrozum ienia siebie i p rzenikającej go rzeczyw istości. Poznając lite ra tu rę , poz naję czyjś - jednostkow y, indyw idualny, idiosynkratyczny - pom ysł na p o radzenie sobie z n ie d o sta tk iem sensu. Ale, zgodnie z m oim założeniem , lite ra tu ra jest rów nież form ą k om unikacji społecznej: wszystko, co w niej się pojawia, jest ustaw icznie m odyfikow anym , niezam k n ięty m , pozbaw ionym w ew nętrznych przegródek zbio
37
3
8
rem w ypow iedzi o tym , jak przedstaw iają się i jak działają nasze style k o m u n ik a cyjne. Z godnie z tym lite ra tu rę chciałbym czytać jako zbiór w ariantów wykorzys ty w an ia istn ie ją c y c h w k o m u n ik a c ji sp o łeczn ej sty ló w /g a tu n k ó w /fo rm p o ro zum ienia. Podejście takie pozw ala traktow ać dzieło literack ie jako diagnozę p o staw ioną społecznem u p o ro zu m ien iu i jako projekcję m ożliwego innego jeszcze p oro zu m ien ia.
To w łaśnie tu - w tym aspekcie - lite ra tu ra jawi m i się jako n ieobliczalna p rze tw órnia śm ieci. W chłania ona w szelkie dyskursy p ubliczne, slogany reklam ow e, słow niki politycznych p a rtii, św iatopoglądy i ideologie oraz pokazuje, jaką jed nostkow ą egzystencję da się p rzy ich użyciu w yrazić. L ite ra tu ra przeprow adza więc swego ro d zaju test na indyw id u aln ą przydatność w szystkich języków, jakim i p osługuje się dzisiejsze społeczeństw o. W ram ach tego te stu w prow adza nie p ra w dopodobny i cudow ny bałagan: dem o n tu je teorie, rozw ala slogany, rozszczelnia ideologie. N ie d aje w z a m ia n klaro w n eg o języka, p recyzyjnego o p isu św iata, czystych definicji. N ic z tych rzeczy. Jeśli spojrzeć na Wojnę polsko-ruską pod flagą
biało-czerwoną D oroty M asłowskiej, Lubiewo M ichała W itkow skiego, powieści Zadie
S m ith czy K iran D esai, okaże się, że ze śm ieci pow stają śm ieci, z odpadków - odpadki. R óżnica jest je d n ak znacząca: na w ejściu m am y śm ieci ideologiczno- m edialne, które u d ają pierw szorzędny towar, na w yjściu - b ałagan, k tóry jest n ie spójnością indyw idualną. Z tego b ałag a n u m oże zrodzić się rozpacz albo przem oc, głębsza sam ośw iadom ość albo fanatyzm , ale każda z tych form będzie już m iała za sobą próbę pryw atyzacji. W tym sensie tekst literac k i to d em onstracja jed n o stk o wej n ie /zd o ln o ści do p rze ra b ian ia w spólnych śm ieci na indyw id u aln ą narrację.
Jeśli jed n ak ta k jest - w ram a ch m ojej w ersji - to i człowiek nie okazuje się niczym więcej niż z b ieran in ą antropologicznych śm ieci. M ieści się w człow ieku i m iesza się w n im garść w ielkich idei, fragm enty dyskursów, odpady n arracji, reszt ki słow nika. Z tych tro cin , z tego p ia sk u każdy opow iada sam siebie.
Niewczesny tekst
W szystko, co n ap isałem powyżej, niew ielką m a w artość m etodologiczną. Zbyt wiele tu niespraw dzalnych założeń, zaokrąglonych hipotez. Ale m oże w łaśnie w tym tkw i - zaw arta jedynie implicite - odpow iedź na dwa kolejne pytania: „Jaka teoria i jaka m etoda służyć dziś m oże b a d a n iu lite ra tu ry n ajlepiej (i jak je budow ać)?”; „Czy sz ukanie/budow anie nowych teo rii i now ych m eto d m a sens/jest potrzebne?” . N ie zam ierzam przekonyw ać, że tylko socjologia i antropologia lite ra tu ry n a j lepiej służą dziś p o zn a n iu tek stu . Rzecz przedstaw ia się chyba tak, że dzisiejszy in te rp re ta to r lite ra tu ry wie, iż oba zakresy - nazw ijm y je tak: „lu d z k i” i „społecz n y ” - pozostają zarówno k o n te k ste m literatu ry , jak i zaw artością dzieła. Są poza tek stem i jednocześnie w nim . Z tego pow odu p ytanie o sensowność budow ania nowych te o rii w ydaje m i się podstawowe: jeśli tekst chciałbym traktow ać coraz b ardziej indyw idualnie, a zarazem chciałbym przykładać do niego (poniekąd n ie jasne, puste) m ia ry „ludzkiego” i „społecznego”, wobec tego tw orzenie te o rii jest
Czapliński Tekst drugi
rów noznaczne z p raktykow aniem p raktyki. Inaczej: nie da się dziś czytać lite ra tu ry, nie teoretyzując, i nie da się teoretyzow ać bez czytania. Co więcej: nie da się dziś upraw iać owego teoretyzującego in terp reto w an ia bez zadaw ania sobie pytań antropologicznej i socjologicznej natury. Z naczy to, że każdy dobiera sobie teorię do w łasnych - idiosynkratycznych - poglądów na te m at człowieka i kom u n ik acji społecznej, k o n stru u jąc owe teorie z rozm aitych skrawków. K ażdy też szuka w dzie le tego, co chciałby w iedzieć - o sobie sam ym , a także o m ożliw ości p o rozum ienia się z d ru g im człow iekiem i m ożliw ościach zro z u m ien ia jego opowieści. W tym sensie tekst in te rp re ta to ra lite ra tu ry nie jest fikcjo n aln ie niczym in n y m niż lite ra tu ra sam a, choć fu n k cjo n aln ie - i owszem. In te rp re ta c ja to propozycja innego w a ria n tu k o m u n ik acji, odniesiona do cudzej n arrac ji, nakierow ana na w yjaśnia nie sensów, a zarazem krytyczna w zględem w łasnych założeń i n ieu fn a w zględem rezu ltató w sam ego w yjaśniania.
N aprzeciw n ieufności i sam okrytycyzm u staje jed n ak wdzięczność. Być może gest w dzięczności pojaw ia się jako pierwszy, bo skoro życie jest darem , tedy dar sam p oprzedza życie. Tylko tekst jest zawsze niew czesny - tyleż spóźniony, co przedw czesny. Czy to oznacza, że pierw sza jest rzeczyw istość? N ie, raczej nie. Cokolw iek byłoby pierw sze w sto su n k u do te k stu - bóg, znaczenie, świat - m ogło by zachować swoje pierw szeństw o dzięki tem u , że istn ieje coś w tórego - coś, co jest w łaśnie drugie. Tym sam ym pierw szeństw o m ożem y określić dopiero na p o d staw ie „w tórności”, co oznacza, że pierw sze przychodzi do nas jako t r z e c i e . Być m oże jed n ak m am y dziś do czynienia z odw róceniem dotychczasowej kolejności: jeśli w w ieku X IX i przez znaczną część XX pytano o rzeczyw istość poprzedzającą tekst, to dziś, m ieszkając w świecie znikającej realności, sk łonni bylibyśm y po wiedzieć, że tekst sym uluje swoją w tórność, swoje „nadchodzenie po świecie”, swoje drugie przyjście. N ajlepiej w tej sytuacji pozostać d rugim . Jeszcze lepiej - d ru g im i m nogim .
D latego: „Tekstom D ru g im ” - w podzięce za dw adzieścia lat obdarow yw ania swoich czytelników - w ielkie pierw sze dzięki!
3
4
0
Abstract
Przemysław CZAPLIŃSKI
Adam Mickiewicz University (Poznań)
The Second Text
A reply to the questionnaire on the occasion of the 20th anniversary of Teksty Drugie: my personal views on literature, literary studies and other issues of consequence.
Literature as an unpredictable ‘waste processing plant' - it absorbs any and all types of public discourse, advertising slogans, political parties' dictionaries, worldviews and ideologies, and it shows the scope of individual existence that can be expressed using them.