• Nie Znaleziono Wyników

Dylematy tradycjonalisty - wątpliwości reformatora - samotność twórcy : "Wieczory wołyńskie" Józefa Ignacego Kraszewskiego

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Dylematy tradycjonalisty - wątpliwości reformatora - samotność twórcy : "Wieczory wołyńskie" Józefa Ignacego Kraszewskiego"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Iwona Węgrzyn

Dylematy tradycjonalisty

-wątpliwości reformatora - samotność

twórcy : "Wieczory wołyńskie" Józefa

Ignacego Kraszewskiego

Wiek XIX : Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 5

(47), 321-341

(2)

Wi e k x i x. Ro c z n i k To w a r z y s t w a Li t e r a c k i e g o i m. Ad a m a M i c k i e w i c z a

R O K V (XLVI1) 2 0 1 2

Iw o n a W ę g r z y n

D

y l e m a t y t r a d y c j o n a l i s t y

-

WĄTPLIWOŚCI REFORMATORA - SAMOTNOŚĆ TWÓRCY

Wi e c z o r y w o ł y ń s k i e J ó z e f a I g n a c e g o K r a s z e w s k i e g o 1

W

r o k u 1856 Ze n o n Fi s z, występujący pod pseudonim em Tadeusz Pa- dalica, w felietonow ych Listach z podróży d rukow anych na łamach „Gazety W arszawskiej” dzielił się w rażeniam i z w ędrówek, które w iodły go przez rodzinną U krainę, W arszawę, Londyn, Paryż aż do Konstantynopola. Na swym reporterskim szlaku pisarz zawadził także o stolicę guberni w o ­ łyńskiej - Żytom ierz, gdzie od 1853 roku m ieszkał Józef Ignacy Kraszewski. Jak nakazyw ał rozpow szechniony w epoce zwyczaj, Padalica nie zaniedbał okazji, by o d w ie d z ić p rac o w n ię p isarza i d o n ieść sw ym czyteln ik o m 0 przebiegu spotkania ze słynnym autorem: „Przejeżdżać przez Żytomierz, a nie być u Kraszewskiego, to się nie godzi. Jakoż nie namyślając się długo z pocztow ego tarantasa praw ie natychm iast przesiadłem się do dorożki 1 kazałem jechać do Kraszewskiego”3. Efektem reporterskiej wizyty był taki oto obrazek:

1 Tekst został zain sp iro w an y referatem prof. Tadeusza B u d rew icza Ż ytom ierz, w y ­ głoszonym w czasie K olokw iów krakowskich organizow anych na W ydziale Poloni­ styki U J przez K atedrę H istorii Literatury O św iecenia i R om antyzm u w p aźd zier­ niku 2011 roku.

2 J.I. K raszew ski, Listy do redakcji, „G azeta W arszaw ska” 1859, nr 29 (10 / 3 11). 3 T. Pad alica, Listy z podróży, 1 . 1, W iln o 1859, s. 32 -33. W ięcej na tem at w iz y t w p ra ­

cow n iach a rty stó w zob. O. Płaszczewska, Salony literackie dziew iętnastow iecznej Europy w świetle podróżopisarstwa: W eimar i M ediolan Antoniego Edw arda Odyńca, „W ielogłos” 2010, nr 1-2 .

Duchaśm y zgasili wszędzie i dziś nam zim no na rozdrożu sto jącym ze zgasłym i lam pam i; ciem no i smutno.

(3)

G a b in e t K ra sz e w sk ie g o z a p e łn io n y je st m n óstw em k siążek, g a z et, p ap ieró w , staroświeckim i zbrojam i i w ykopaliskam i, tekam i rysunków, portretam i i obrazam i olejnym i, słowem tym wszystkim , co go zajmuje, o czym pisze, nad czym pracuje, co ma pewne znaczenie pod artystycznym , literackim lub archeologicznym względem . Na stoliku leży m asa korespondencji, kajetów, m anuskryptów; przed oknem w prze­ ciwległej stronie pokoju stoi sztaluga z zaczętym płótnem , leżą pędzle, paleta i farby, a ściana nad szafą przez całą długość pokoju zawieszona pejzażam i własnej roboty. Kraszew ski od jed n ego zajęcia przechodzi do drugiego, pisze, gra albo m aluje; ale gdy pow iem y jeszcze, że prawie zawsze m a gości z daleka lub z bliska, zapytacie się nas kochani czytelnicy m im owolnie: skąd mu starczy czasu na to wszystko? lak może zrobić tyle? B óg że go raczy wiedzieć! Dla mnie, który więcej zwykle w ypalam cygar co dnia, jak zapisuję ćwiartek, odpowiedzieć na to pytanie może jeszcze trudniej jak dla kogoś.4

Sprawozdanie Padalicy, napisane zgodnie z obowiązującą w epoce kon ­ wencją, zawiera opis pracow ni pisarza, szkic do jego portretu oraz relację z rozm ow y z przystępnym i gościnnym gospodarzem , który pośw ięcił czas swem u koledze po piórze i łaskawie zezwolił skonfrontować obraz twórcy znanego z pow ieści i artykułów prasowych z rzeczywistością, na korzyść tej ostatniej oczyw iście. Pewien niepokój budzi jednak, poprzedzająca scenę w gabinecie, opisana z niezwykłą swadą, wędrówka reportera po Żytom ie­ rzu w poszukiw aniu dom u pisarza. W ynajęty dorożkarz, zam iast do sław­ nego Kraszew skiego, w oził korespondenta do innych „sław n iejszych” oby­ wateli m iasta n oszących p o d o b n ie brzm iące nazw isko. I tak, n ajpierw trafili do Kraszewskiego, który jest „sław ny”, bo sprzedał niedawno W iun- czyńce, potem do zam ożnego N iekraszew skiego, a następnie do Kaszew- skiego, „który też pisarz i m a książek dużo w gabinecie”. Ten dopiero, będąc dobrze zorientowanym w literackim świecie miasta, udzielił Padalicy in fo r­ m acji, że p o szu k iw an y przez niego K raszew ski „w Ż ytom ierzu m ieszkać musi, gdyż coś m i m ówiono o tym jeszcze przed rokiem” 5. N a pierw szy rzut oka historyjka w ydaje się typową dziennikarską „blagą”, m ającą na celu je ­ dynie uatrakcyjnienie korespondencji. No bo jakże pom ylić rzeczywiście sławnego autora z innym i mieszkańcami Żytomierza? Miasto było co prawda stolicą guberni, ale przecież nie żadną m etropolią6... Jakże nie znać K ra ­ szewskiego - popularnego w całej Polsce pisarza i poważanego obywatela, któremu W ołynianie powierzali honorowe funkcje: kuratora żytom ierskiego

4 T. Padalica, dz. cyt., s. 46-47. 5 Tam że, s. 42.

6 Ż ytom ierz w ow ym czasie liczył około 30 tysięcy m ieszkańców (zob. A . Bar, Jó z e f Ignacy Kraszewski na W ołyniu, Równe 1935, s. 9 [odbitka z „R oczn ika W ołyńskiego”, t. 4]; zob. też T.J. Stecki, Wołyń po d względem statystycznym, historycznym i archeolo­ gicznym , Lw ów 1864).

(4)

• Dy l e m a t y t r a d y c j o n a l i s t y - w ą t p l i w o ś c i r e f o r m a t o r a. .. • gim nazjum m ęskiego, dyrektora Towarzystwa D obroczynności, dyrektora Klubu Szlacheckiego, naczelnika Komitetu Statystycznego, dyrektora Teatru Szlachty Ziemi Wołyńskiej, członka Komitetu do Spraw Wsi i współpracownika Żytomier­ skiego Towarzystwa Wydawniczego?7 Gdyby uwierzyć powadze i liczbie peł­ nionych przez Kraszewskiego urzędów, to zupełnie zasadne stają się wnioski wyprowadzane przez wielu badaczy na temat niepodważalnej pozycji pisa­ rza jako obywatelskiego i m oralnego autorytetu - jednej z najważniejszych postaci ówczesnego W ołynia. Tym czasem błaha historyjka, opow iedziana przez Padalicę, nabiera nieoczekiwanej rangi w kontekście tak zwanego „wo­ łyńskiego zatargu”, który ledwie trzy lata po wizycie korespondenta wybuch­ nie w Żytomierzu. Gwałtowna reakcja ziemiaństwa, obrażonego krytycznymi uwagami Kraszewskiego, który śmiał na łamach „Gazety Warszawskiej” nieco ostrzej niż zazwyczaj wypowiedzieć się na temat braku obywatelskiej aktyw­ ności wołyńskiej szlachty i jej inercji w palącej kwestii reform y włościańskiej, obnażyła nie tylko hipokryzję tego środowiska, lecz przede wszystkim ujaw­ niła wielce dw uznaczną pozycję sam ego pisarza. Kraszew ski, traktow any dotąd z atencją i należnym literackiej sławie szacunkiem , popadł w niełaskę i stał się jednogłośnie potępianym wrogiem publicznym - jego wystąpienia potraktowano jako zdradę środowiskowych interesów, a nawet jako wyraz sprzeniewierzenia się szlacheckiej tradycji8. Jak po latach wspom inał Antoni Rolle, zatarg Kraszewskiego z wołyńską opinią ziem iańską był przez kilka miesięcy 1859 roku najważniejszym tematem dyskusji mieszkańców „prow in­ cji południow ych”, awantura

zajm ow ała w szystką p raw ie spo łeczn o ść polską, była przedm iotem nieustannych narad, nieporozum ień, nie obeszło się często bez złośliwych kom entarzy, satyr d ow ­ cipnych, nawet ołów ek stanął do służby czynnej, niejeden m alarz, pow ołany czy nie­ powołany, puszczał w świat m niej albo więcej szczęśliwie obm yślane karykatury, a co listów rozwieźli kozacy dw orscy [...] tego by i zliczyć nie podobna.9

7 Zob. W. D anek, Jó z e f Ignacy K raszew ski, W arszaw a 1973, s. 55. F u n k cje te pisarz p e łn ił w różnych latach swego pobytu w Żytom ierzu (1853-1860). Św iadom ie d oko­ nuję pew nego skrótu m yślow ego, by zobrazow ać skalę ob yw atelskiej ak tyw n o ści pisarza i zakres jego działalności na wielu polach.

8 Jak pisał A d am Bar, w ystąpienie Kraszew skiego w yw o łało w śród szlachty niesłycha­ ne oburzenie, „p o sy p ały się anonimy, zarzucające m u oczernianie W ołynia, m iędzy dw oram i k rą ż y ły ostre satyry, piętnujące jego postępow anie. Sprawa stała się g ło ­ śna nawet poza gran icam i W ołynia. [...] obywatele w o ły ń sc y przesłali N iew iaro w ­ skiemu Aleksandrowi, redaktorowi «Gazety Codziennej» list zbiorowy, obiecując mu pewną sumę pieniędzy, jeżeli wystąpi przeciwko Kraszewskiemu” (A. Bar, dz. cyt., s. 27). 9 D r A ntoni J. [Antoni Rolle], Z atarg wołyński 1859 r. Kartka z życia J.I. Kraszewskiego,

„Przew odnik N aukow y i Literacki” (dodatek m iesięczny do „G azety Lwowskiej” ) 1889,

(5)

Intuicja Padalicy, który pozw olił żytom ierskiem u dorożkarzow i prosto­ dusznie wskazać rzeczywiście „ważnych” obywateli miasta, była, jak pokazał czas, n adspodziew anie trafna - zabaw na kom edia ad resow ych pom yłek ujawniła podwójną perspektywę, w jakiej można było postrzegać środow i­ skową pozycję Kraszewskiego: w idziany z W arszawy pisarz jaw ił się jako niepodważalny autorytet - literat, ale też istotny uczestnik publicystycznych debat, w swym najbliższym kręgu był jednak tylko jednym z wielu, bynaj­ mniej nie najbardziej poważanych obywateli ziem skich - a ani status m ająt­ kowy, ani dorobek artystyczny nie predestynowały go, zdaniem w spółziom ­ ków, do roli mentora czy choćby tylko doraźnego krytycznego komentatora bieżących kwestii.

Jeśli w ierzyć Rollem u, to „m ateriał w ybu chow y” w zajem nych niechęci m iędzy pisarzem a środowiskiem wołyńskiej szlachty „nagrom adzał się stop­ niowo” 10. Ziem iańskie kręgi początkow o tolerow ały w yrażan y na kartach powieści „sym patyczny” stosunek pisarza do ludu11, bagatelizowano przepeł­ nione goryczą portrety prowincjonalnej szlachty, widząc w pisarzu beletrystę jedynie, nie zaś twórcę próbującego aktywnie w pływ ać na rzeczywistość. Z zaciekawieniem, ale i pewnym pobłażaniem spoglądano na działania K ra­ szewskiego, który tytularne urzędy, o ustalonej opinii, „że to stanowiska nie­ wielką dające m ożliwość zrobienia dobrego” 12 jak kurator gim nazjum 13 czy

R. X V II, s. i. Rolle ujaw nia skalę niepopularności pisarza w ziem iań sk im środow i­ sku W ołynia: „D o m ęczeństw a «faktycznego» było w praw dzie daleko, ale m ęczeń­ stw o m oralne ju ż się poczęło na dobre. K raszew ski w śród swoich ja k w n iep rzyja­ cie lsk im ob o zie p rz e m ie sz k iw a ł, na k aż d e j sp o tk a n ej tw a r z y w id z ia ł niechęć, ledwie m u pozostała garstka życzliw ych, bo i duchow ieństw o k rz y w o patrzało na «cenzora m oralności publicznej», choć mu się od niego należało u znanie - toż sta­ w ał w obronie kleru, n aw o ływ ał do zapew nienia mu bytu, do pow iększenia liczby k ap łan ów ” (tam że, s. 119 -12 0 ).

10 Tam że, s. 109.

11 Przede w szystkim trzeba w ym ienić powstałe w okresie w o łyń sk im pow ieści ludowe: Historia Saw ki, U lana, Ostap Bondarczuk, B u d n ik, Ja ry n a , Ł a d o w a pieczara, Chata za wsią, Jerm o ła i H istoria kołka w płocie.

12 M . D ubiecki, N a kresach i za kresam i. W spom nienia i szkice, 1 . 1, K ijó w 1914, s. 175. 13 Ja k za p e w n ia P io tr C h m ie lo w sk i, K ra sz e w sk i zn aczn ie ro z sz e rz y ł kom petencje

urzędu kuratora: „W izytow ał szkoły i pensjonaty; w gląd ał w u trzym an ie uczniów, starał się o dopom ożenie najuboższych «choć tyle, żeby gło dn i nie byli». Parokrot­ nie m usiał odbyw ać podróże do Kijow a, dla przedstaw ienia się k urato ro w i uniw er­ sytetu i in n ym w ładzom . Podczas egzam inów codziennie po cztery god ziny z rana i tyleż po ob ied zie p rz y słu c h iw a ł się im , a sam ą o b ecn o ścią sw oją niew ątpliw ie pobudzał do gorliw ości zarów no nauczycieli ja k uczniów. W spierał m łodzież u b o­ gą, zaopatrując ją w książki, odzież, płacąc nieraz w pisow e; u siebie w dom u m iał zawsze na u trzym an iu jeśli nie dw u, to p rzyn ajm n iej jed n e g o w ych ow ań ca jako

(6)

naczelnik Kom itetu Statystycznego14, chciał uczynić narzędziami pozwala­ jącym i na d okonyw an ie rzeczyw istych zm ian. C oraz bardziej w idoczne stawało się, że kolejne inicjatyw y wysuwane przez pisarza przyjm owane są z chłod nym dystansem . Także dla niego sam ego było jasn e, „że szlachta w rzeczach tak poważnych rada unika z nim rozmowy, stroni, ukryw a sw o­ je projekta, ja k gdyby on nie był obywatelem kraju [...] zdawało mu się, że go się boją jako utopisty” 15. Pierwszym sygnałem nadchodzącej burzy było odrzucenie kandydatury pisarza w wyborach do komitetu, m ającego opra­ cować zasady przeprow adzenia reform y włościańskiej dla guberni w ołyń ­ skiej16. C iekaw e przy tym , że rów nie często co o „utopizm ” i „sk rajn o ść” oskarżano Kraszewskiego o „chwiejność” stanowiska i uleganie wpływom raz konserwatystów, a raz reform atorów. Tadeusz Bobrow ski, sam m ocno zaangażowany w pracę komitetu włościańskiego, tak po latach wspom inał:

W idać było szczere a gorące współczucie dla ludu i znowu bojaźń, aby ta reform a, tak pożądana i konieczna, nie odbiła się na szlachcie, już podrujnow anej - doszczętną ruiną. Rozbierając z zajęciem, sum ieniem i uczuciem pro i contra sprzecznych zasad i poglądów, na sform ułow anie stanowczych w niosków trud no mu było się zdobyć. M a się rozum ieć, że uwłaszczenie w ydaw ało m u się najsym patyczniejszym , ale bał się znowu wypuszczać z rąk podstawę w pływ u naszego w kraju, a temu znowu przeczyło uczucie spraw ied liw ości historycznej i społecznej itd. R ozm aw iałem z nim nieraz w tej m aterii, kiedy [...] przebyw ał tam [w Kijowie - przyp. I.W.] jako nowo obrany kurator gim nazjum żytom ierskiego [...], a więc w porze już po przedyskutow aniu kwestii w całym prawie państwie, a jednak stanowczego zdania trudno m i było d o­ szukać się u niego, tyle w nim znalazłem chw iejności.17

Zw ażyw szy na późniejsze w ybory pisarza, m ożna dom niem ywać, że pod koniec lat pięćdziesiątych Kraszewski, tradycjonalista przekonany jednak o nieuchronności nadciągających zmian, próbował łączyć nowoczesne p o ­ m ysły A n d rzeja Zam ojskiego, w ypracow ane przez Towarzystwo Rolnicze, z marzeniami o powrocie do patriarchalnych stosunków m iędzy wsią a dw o­ rem. Z w ypow iedzi pisarza jasno w ynika, że był przeświadczony, iż tylko

tow arzysza dla synów ”. P. Chm ielow ski, Jó z e f Ignacy Kraszewski. Zarys historyczno- -literacki, K ra k ó w 1888, s. 2 8 2 -2 8 3.

14 K raszew skiem u udało się w yzyskać zdobyte upraw nienia do prow adzenia prac nad inw entarzem zabytków prow incji (zob. Z. Rew ski, Kraszew ski ja k o inw entaryzator zabytków W ołynia, Łuck 1939).

15 A. Rolle, dz. cyt., s. 112.

16 A d am B ar przypuszcza, że K raszew skiego nie p ow ołano do składu kom itetu, oba­ wiając się, że jego dem agogiczne i utopijne poglądy m ogą „doprowadzić do ro zogn ie­ nia d y sk u sji” (A. Bar, dz. cyt., s. 22).

17 T. B obrow ski, P am iętn ik m ojego życia, oprać. S. K ien iew icz, t. 2, W arszaw a 1979, s. 224-225.

(7)

przejęcie przez szlachtę in icjatyw y w zachodzących procesach zm ian w ła­ sności ziem skiej m oże stać się rękojm ią zabezpieczenia jej wiodącej roli w zm ieniającej się sytuacji społeczno-ekonom icznej18. Świadom ości, że nie da się powstrzymać biegu historii, bo reforma uwłaszczeniowa, jeśli nie zosta­ nie zrealizow ana przez polską szlachtę, to i tak będzie narzucon a przez władze carskie, towarzyszyła w rozważaniach Kraszewskiego potrzeba uza­ sadnienia przekonania o wyjątkowej roli szlachty jako depozytariusza idei narodowej; roli, która w inn a być aktualizow ana także we w spółczesności. U tracony status społeczny i m aterialny m ógł być, zdaniem pisarza, rekom ­ pensowany przez przywództwo duchowe i „ojcowską opiekę” nad emancypu- jącym się chłopstwem. Ten gest wyrzeczenia się części szlacheckich przywile­ jów, gest pojm owany jako ofiara na rzecz wspólnoty, m iałby też ozdrowieńczo w płynąć na ulegające dezintegracji środowisko ziemiańskie. Kraszewskiego w równym stopniu przerażała inercja szlachty, co jej bezrozum ny kult pie­ niądza - wyrzekając się ducha tradycji, wołyńskie elity niebezpiecznie ew o­ luow ały w stronę nowoczesnej „klassy” przedsiębiorców, dla których ziemia jest jedynie form ą kapitału obrotowego, nie zaś - jak niegdyś dla ich ojców - wartością sam ą w sobie19. Gdzieś na m arginesach tych rozważań pojawia

się także niepokój pisarza, który coraz wyraźniej dostrzegał, że konflikt dwór - wieś przestaje m ieć charakter wyłącznie ekonomiczny, że rosnąca św iado­

m ość narodow a U kraińców każe widzieć w nim źródło nowych, znacznie poważniejszych zagrożeń, których przedsm ak dawały w ydarzania w G alicji w 1846 roku.

Tu w ięc, w nierozstrzygalnym konflikcie wyznawanych przez K raszew ­ skiego poglądów, jego głębokiego tradycjonalizm u a równocześnie św iado­ m ości schyłku form acji szlacheckiej, takiej jaką została ona ukształtowana

18 W ięcej na ten tem at zob. J. Kijas, Kraszew ski wobec kwestii chłopskiej w latach 1840- -18 6 2, „Z e sz y ty N aukowe U niw ersytetu Jagiellońskiego”, nr 13, „Seria N auk Społecz­

nych, Filologia. P race H isto ryczn o-Literack ie”, z. 3, K ra k ó w 1957, s. 147.

19 W W ieczorach w o łyńskich K raszew sk i pisał: „D aw n iej inn e m ian o w cale pojęcie 0 ziem i, jej posiadaniu i obow iązkach, ja k ie ona w kład ała. Praw o nigdzie nie zapi­ sało tego, co było w obyczaju i tradycji, ale nie m niej dziedzictw o w ziem i u w ażało się nie tylk o za źró dło dochodu, ale za sym bol obyw atelstw a krajow ego, za przekaz d z ia d o w sk i”. N ieco dalej dodaw ał: „D ziś ze zm ianą w yobrażeń św iętość i w ielkość p o w o łan ia p o siad acza ziem i zupełnie ja k o ś poszła w zapo m n ien ie; m ajątek stał się dojną krów ką, m ateriałem do spekulacji, źródłem dochodów i nic więcej. Jeśli zań k to d obrze z ap łaci, sp rzed ajem y go ch o ćb y z n im p rz e fry m a rc z y ć p rzyszło kościółek, p o staw io n y p rzez dziada z jego k ośćm i, m ogiły, p am ią tk i najdroższe 1 najpiękniejsze p od an ia p rzeszłości” (J.I. Kraszew ski, W ieczory w o łyń skie, Lwów 1859, s. 26 i 28. W szystkie c ytaty pochodzą z tego w yd ania. N u m ery stron podaję w naw iasach obok cytatu).

(8)

w dawnej Rzeczypospolitej, szukać chyba należy źródeł owej „chw iejności” jego stanow iska. To nie jest problem niezdecydow ania, czy ja k niektórzy zarzucali, koniunkturalizmu pisarza, ale tragiczna świadom ość niemożności uzgodnienia wzajemnie wykluczających się stanowisk, bezradność m iłośnika tradycji, który dostrzega jej nieadekwatność wobec wyzwań współczesności.

O dsunięty od prac kom isji, wyraźnie m arginalizowany przez swe środo­ wisko, Kraszewski zdecydował się jednak przesłać na ręce marszałka łuckiego W incentego Piotrow skiego m em oriał w spraw ie w łościańskiej. D okum ent ten, choć w epoce w ydał się „ogrom nie liberalny”, dziś uderza swą koncylia- cyjną tonacją i um iarkow anym i postulatami, próbującym i godzić nieunik­ nione, a w ym uszone ze w zględów politycznych po od w ilży posew astopol- skiej i ze w zględów ekonom icznych, uw olnienie chłopów od obowiązków pańszczyźnianych z przedsięwzięciam i m ającym i na celu ratowanie zadłu­ żonych i nieefektywnie prowadzonych gospodarstw szlacheckich przed zagra­ żającym im bankructwem20. M em oriał, m imo ugodowego charakteru, zm o­ bilizował przeciwko Kraszewskiem u wołyńskich ziem ian - konsekwentnie przez lata spowalniających prace komitetu w łościańskiego w przeświadcze­ niu, że bierny opór zdoła pow strzym ać zapędy reformatorów. Bezpośrednio swe oburzenie postawą pisarza szlachta wyraziła już i stycznia 1859 roku po prem ierze kom edii Stare dzieje, którą Kraszewski w ystaw ił na deskach żyto­ m ierskiego teatru. O po w ieść o hrabim , k tóry uratow an y przed licytacją przez w iernych poddanych, d aruje im w olność i reform uje stosunki w ła­ snościowe w swym majątku, odczytana została jako otwarte wezwanie do oczynszow ania w o łyń sk ich ch ło p ó w 21. Swą k u lm in ację „w o łyń ski zatarg” osiągnął w pierwszych tygodniach stycznia 1859 roku, gdy do rąk W ołynian trafiły egzemplarze „Gazety W arszawskiej”. Od 29 num eru pism a z przerw a­ mi ukazyw ał się w spom niany już cykl listów do redakcji22, w których K ra­ szewski w ypom inał szlachcie swej prowincji obywatelską inercję, zaintere­ sow anie je d y n ie d o czesn ym i d o b ram i i zupełn e zan ied b yw an ie spraw publicznych. D ecyzja K raszew skiego, by pisać o w o łyń sk ich dom ow ych sprawach na łamach „Gazety W arszawskiej”, w yw ołała powszechne protesty.

• Dy l e m a t y t r a d y c j o n a l i s t y - w ą t p l i w o ś c i r e f o r m a t o r a. .. •

20 O bszerne fragm en ty m em oriału podaje Piotr C h m ielo w ski (zob. P. C h m ielow ski, dz. cyt., s. 287-289; zob. też W. D anek, dz. cyt., s. 66-67).

21 U tw ór kończy deklaracja hrabiego: „N ie m a i nie będzie z nich pańszczyzny. O ce­ nim y je i porachujem y się po bożem u. Z ostanie m i kaw ałek ziem i jeszcze, na której za m iły grosz, po starej p rzyjaźn i, pom ożecie m i, go spodarze. Jesteśm y od dziś są- siedzi. N ie ma pana i poddanego, ale opieka zostaje i serdeczny zw iązek na zaw sze” (J.I. K raszew ski, Stare dzieje, Poznań 1859).

(9)

Do zabrania głosu poczuł się wezwany m arszałek szlachty wołyńskiej - K a­ rol M ikulicz, który broniąc honoru prowincji, pow ody „żółciow ego napadu” Kraszewskiego zobaczył w jego „osobistej jakiej niechęci czy strategii” i ura­ żonych ambicjach, wyraźnie bagatelizując tym sam ym rzeczywistą powagę spo ru23. Kolejno głos zabierali Szym on K o n op ack i24 i K arol Kaczkowski, sprawozdanie z działalności Stowarzyszenia Księgarsko-W ydawniczego w y­ k orzystując do zjad liw ego ataku na K raszew sk iego 25. N ie w n ik ając już w szczegóły tego starcia, wyraźnie widać, że środowisko, które dla przyda­ nia rangi swym inicjatywom potrzebowało literackiej renom y i pow agi K ra­ szewskiego, zupełnie nie chciało pozwolić pisarzowi, by siłę swego autory­ tetu p rzekład ał na d ziałania praktyczne. N a uwagę zasługuje także nie- w spółm ierność staw ianych K raszew skiem u zarzutów wobec rzeczywistej

zawartości tych, rzekomo szkalujących dobre imię szlachty, złośliwości za­ mieszczonych w „Gazecie W arszawskiej”. Czytając je dzisiaj, nie sposób do­ ciec, co tak mogło rozsierdzić Wołynian. Czy niekorzystne porównanie z Li­ twą, którą pisarz stawiał za wzór łączenia tradycji z nowoczesnością, wzór obywatelskiego poświęcenia i gospodarskiej rządności? C zy tylekroć zasob­ niejsi W ołynianie poczuli am bicjonalną zadrę, gdy ze wszystkich porównań wynikało jak bardzo ich prowincja pozostaje w tyle zarówno pod względem liczby inicjatyw kulturalnych (teatry, czasopism a, subskrypcje dzieł litera­ tury polskiej), jak i społecznych (akcja oczynszowania chłopów, stypendia dla zdolnej m łodzieży, budow a kościołów )? Jak się w ydaje, problem był znacznie pow ażniejszy. Sw ym i krytyczn ym i w ypo w ied ziam i Kraszew ski naruszył powszechne po powstaniu listopadowym błogie sam ozadowolenie wołyńskiej szlachty, chcącej wierzyć, że trwając przy tradycyjnym modelu szlacheckiego życia daje dowód swego patriotyzm u. Tym czasem zarówno w pow ieściach z okresu w ołyńskiego, ja k i in krym in o w an ych listach do redakcji „G azety W arszaw skiej” pisarz udow adniał, że owa deklarow ana wierność tradycji stawała się swą własną karykaturą. W ystarczy przypomnieć

gorzką definicję szlacheckiej „poczciwości” z kart Historii kołka w płocie:

[... ] ta pospolita, nieokreślona poczciwość szlachecka nasza, której pełno, bo każdy z nas jest tak sobie poczciw y - czujemy, żeśm y w szyscy dobrzy, zacni, tylko dowieść i odkryć, czym i jak, nie podobna.

Prawda, że głupi, pow iada jeden, trochę szach raj o waty, dodaje drugi, istotnie pijak i burda, m ówi trzeci, próżniak i dziwak, woła inny - ale taki poczciwy, taki poczciwy! 23 „G azeta W arszaw ska” 1859, nr 129.

24 S. Konopacki, Uwagi nad listam i z Żytom ierza w Gazecie Warszawskiej p o d num erem 54 i 99 ogłoszonym i, „G azeta W arszaw ska” 1859, nr 143.

25 Treść spraw ozdania Kaczkowskiego om ówił A dam Bar (zob. A . Bar, dz. cyt., s. 34-35).

(10)

Poczciwość tego rodzaju często się bardzo ogranicza ochotnym stawaniem do kie­ licha, podaw aniem dłoni niezbyt częstym uściskom , tolerowaniem cudzych błędów i dobrodusznością, która zakrawa na głu p otę... zawsze to jed nak poczciw ość.26

Z gryząca ironią pisarz piętnował wielkoświatowe pretensje m ieszkańców W ołynia, ich rozrzutność i ograniczone ho ryzo n ty intelektualne, gorzko kpił, że problem uwłaszczenia chłopów sprowadzają do lęku przed koniecz­ nością sam odzielnego gotowania rosołu w „m ozaikow ym salonie” 27. Jeden z rozm ówców fingowanego dialogu z listów Kraszewskiego tak oto bronił racji wołyńskiej szlachty:

- Bardzo to wszystko śliczne [reform y na Litwie - przyp. I.W.] - rzekł mi pokrę­ cając wąsa niedbale - ale oni tam chyba bogatsi być m uszą od n a s... bo m y - słowo uczciwości - nic już z szynków nie mamy, pszenicę nam rdza zjadła, jarzyn a chybiła, buraki za bezcen, człek sobie sam em u ujmuje, jakże chcecie byśm y czynili ofiary?

- Jednakże - spytałem go - pani jeździ karetą, kochany ziom ku, ty zjadasz trufle, pasztety sztrasburskie, pijesz szampan Roederera i Lafitta na złotych trzydzieści?

- Ha, tak - westchnął - ale m ożnaż żyć inaczej? G ęb y m am y popsute, pow iadam c i... poczciwa Litw a zajada boćw inę i popija p iw k ie m ... m yśm y do czego innego przywykli. [...]

G dybyśm y to tylko dali, co niepotrzebnie zjem y i wypijem , dla rozpusty lub pychy, byłoby na kościoły, szkoły i teatr narodowy, na zakłady i ofiary! G d yby każdy stawił tak ochoczo na obow iązkow e składki ja k na preferansa i g e ryła sz a... O bywatel o d ­ w rócił się w zgardliwie i ruszył ram ionam i. - Utopie! G łupstw a! rzekł ofiary! M y sam i ledwie m am y z czego żyć i koszulę na grzb iecie...

- Prawda - dodałem - ale batystową i z brylantow ym guzikiem . Karetam i jeździm , szam pana rozlewam y po woskowanych posadzkach, stroim nasze panie w aksam ity i atłasy... naturalnie, że na lepsze ju ż nas nie staje! Dow iedziałem się później, że grał do p ó łn o cy w p referansa, był potem na w ieczerzy u Belotta, spijan o do rana i ów wieczorek kosztow ał go górą dw ieście z ło tych ... a rubla na prenum eratę poezji Le­ nartowicza i portret Czeczota dać odm ów ił, skarżąc się na ciężkie czasy. O! istotnie ciężkie czasy!28

Napomnienia Kraszewskiego nie odniosły zamierzonego skutku. Nie d osły­ szano w nich głosu zatroskanego moralisty, który próbuje przem ówić swym współczesnym do rozsądku. W ołynianie woleli w idzieć w nich „żółciow e napady” i bezinteresowną złośliwość pisarza. Jak dalece rozm inęły się jego intencje i oczekiw ania czytelników, św iadczy desperacka tonacja jednego

• Dy l e m a t y t r a d y c j o n a l i s t y - w ą t p l i w o ś c i r e f o r m a t o r a. . . •

26 J.I. Kraszew ski, H istoria kołka w płocie, Londyn 1988, s. 50 -51.

27 A. Rolle, dz. cyt., s. 112. K raszew ski pisał: „W ięc dlatego, żeby pan sam , uchowaj Boże, nie był zm uszony gotować sobie rosołu, trzeba zm usić człow ieka do n ie w y ­ godnego mu służebnictw a i popełnić niespraw iedliw ość, pośw ięcić zasadę, zaprzeć się prawdy! A le zm iłujcie s ię ...” (J.I. Kraszew ski, W ieczory wołyńskie, s. 131). 28 „G azeta W arszaw ska” 1859, nr 54.

(11)

z listów, w którym pisarz próbow ał przeciąć dyskusję skoncentrowaną na atakach adpersonam i skierować ją na właściwe tory:

A le to w szystko czcze słow a, to tylko przyczepki do m nie, a tu nie o m nie cho­ dzi, panowie m oi, w ym ow ni kraju obrońcy, panegiryści i optym iści; gniećcie mnie, jeżeli chcecie, ja chętnie daję się wam na ofiarę; dowiedźcie mi fałszu, oszczerstwa, byle byście kraj podnieśli i pokazali, żem nie m iał słuszności, wdzięczen wam będę. Nigdyście widzę nie pojęli i nie potrafili zrozum ieć, że człowiek może działać bez p o ­ budek osobistych, m iłując tylko dobro publiczne i m ierzycie m nie kusą m iarą cudzą, na którąm przecie dwudziestokilkuletnią pracą nie zasłużył. Ja nic od was dla siebie nie chcę - ale wszystkiego dla was, dla kraju, dla dobra ogółu; uwierzcież przecie raz w życiu czystości chęci i pobudek!

Jeszcze raz i po stokroć wam pow tarzam i klnę się w szystkim , co m am najdroż­ szego na świecie, czcią i sum ieniem uczciwego człowieka, nie o m nie tu chodzi, nie m am i nie m ogę m ieć nieprzyjaciół, kraj cały kocham ; ale dla tej m iłości dla niego, gdy wiedzę, że drętwieje, że nie czyni tego, co czynić pow inien, muszę w ołać i urągać się i stawić wam przykłady i gorzkie czynić wyrzuty.

Tu innej nie m a i nie może być odpowiedzi, tylko - czyn. Zadajecie m i fałsz u czyn­ kiem , a uznam się zwyciężonym .29

Na historię „wołyńskiego zatargu” Kraszewskiego oraz szczególnej sytu­ acji zarówno ideowej jak i em ocjonalnej, w jakiej znalazł się pisarz, światło rzucają także w spom nien ia Rollego. D zięki jego zapiskom , a był w owym czasie studentem Uniwersytetu Kijow skiego, a potem guw ernerem w zie­ m iańskich dw orach, m ożliwe staje się porów nanie o pinii o Kraszew skim , ferowanych w dw óch opozycyjnych środow iskach. Otóż, ja k pisze Rolle, w kręgach studenckich cieszył się Kraszewski jak najgorszą opinią konser­ watysty i „białego”, przeciwnika reform. Trafność tej oceny zdawały się po­ twierdzać nie tylko pozycja pisarza w środowisku ziem iańskim , lecz przede wszystkim jego, podtrzym ywane od końca lat trzydziestych, związki literac­ kie i towarzyskie z redaktoram i konserw atyw nego i prorządow ego „Tygo­ dnika Petersburskiego”30.

29 „G azeta W arszaw ska” 1859, nr 99. Jak w spo m in ał Rolle: „ B y ły nawet rysu n k i prze­ ciw K raszew skiem u w ym ierzon e: poeta pisarz, z tw arzą M efista, o g ro m n ym p ió­ rem w yk reślający na m apie ziemię w o łyń sk ą, a pod nią m otyw a w yro k u zagłady, za nieuznanie w nim Boga” (A. Rolle, dz. cyt., s. 221).

30 Jako jaw n ą dem onstrację antydem okratycznych p oglądów K raszew skiego m łodzi pisarze z kręgu kijow skiej „G w iazd y” p otraktow ali jego k rytyczn ą ocenę poziom u „R o czn ik a L iterackiego”, redagowanego przez Rom ualda Podbereskiego, a później także i w y ra ź n ie m an ifesto w an y dystans do ich pism a. W ięcej na ten tem at zob. F. Bielak, Opozycja „ G w ia z d y ” (1846-1849) na tle literatury w kraju, „Spraw ozdan ia Polskiej A kad em ii U m iejętności” 1933, t. 37, nr 3.

(12)

Proszę więc wyobrazić sobie moje zdziwienie - pisał Rolle - kiedym się dopatrzył i n ie c h ę c i do n ie g o p o śró d zie m iań stw a , i co je sz cz e n ie p o d o b n ie js z a , kiedym zauw ażył, że m u przypisyw ano dążności zanadto postępow e, k iedy go okrzyczano czerwonym . B ia ły w przekonaniu akadem ików i jednocześnie krw aw y w przekonaniu ziem iaństwa; przyznaję się, że nie m ogłem dwóch tych krańcowych opinii o znako­ m itym pisarzu pogodzić: oportun ista i w ichrzyciel. W iększość jed n ak ziem ian sar­ kała za to na niego, że w swoich powieściach m aluje ciem nym i barw am i stan uprzy­ w ilejow any, a p od n osi natom iast km iece rzesze - i cały tuzin tytułów występował na scenę: U lana, Historia Sawki, Budnik, Ostap Bondarczuk, Jaryna, Zagroba, Stare dzieje i tak bez końca. O brona do niczego nie doprow adziła nigdy, owszem , zwięk­ szała rozdrażnienie i niechęć; a była ona upartą, w ytrw ałą, prawie nieubłaganą.31

Sam otność Kraszewskiego w tym krytycznym czasie pogłębia się z m ie­ siąca na m iesiąc. N a konflikt ze środow iskiem ziem iańskim i nieżyczliwe p o m ru ki d em okratyczn ych środow isk uniw ersyteckiej m ło d zieży k ijo w ­ skiej nakładają się także przem yślenia zebrane w czasie podróży na zachód Europy, które w yraźn ie stonow ały w yrażane wcześniej lęki pisarza przed in d ustrializacją. Jego diabeł A sm odeusz straszący na łam ach „Tygodnika Petersburskiego” 32 przed postępującą zm ianą cyw ilizacyjną, teraz k rył się zaw stydzony naocznie obserw ow anym na Zachodzie wzrostem poziomu życia i p o praw ą w aru n kó w p racy najuboższych. Z tej p o d róży przywiózł Kraszewski także w spom nienie upokorzenia doznanego w czasie audiencji u papieża Piusa IX, kiedy to im iennie napom niany został jako autor niem o­ ralnych pow ieści. G d y do tego dodać zaostrzający się k on flikt rodzinny, który w ybuchł na tle rozliczeń finansowych m iedzy ojcem a synam i, i głę­ boko przeżytą śmierć m atki33, przyjdzie stwierdzić, że rok 1859 pod wzglę­ dem intensywności przeżyć był jednym z najbardziej dramatycznych w życiu pisarza. Tym sam ym decyzja o przyjęciu redakcji „G azety Polskiej” w yda­ wanej przez Leopolda Kronenberga i, co z tym związane, przeprowadzka do W arszawy w ydają się szczególnie znaczące. Bynajm niej nie był to przypad­ kow y w yb ó r szukającego now ych w yzw ań pisarza, ale św iadom e i jed n o ­ znaczne zam knięcie wołyńskiej epoki w życiu Kraszewskiego - zam knięcie rozdziału z życia pisarza-ziem ianina-tradycjonalisty, tw órcy próbującego jeszcze hołdow ać dawnym staropolskim wzorom pisarza-obywatela, który swą aktywność na polu literatury łączy z traktowanym jako obowiązek za­

31 A . Rolle, dz. cyt., s. 7-8 . O stosunku Rollego do K raszew skiego pisał Tadeusz B u ­ drew icz w p racy D r A ntoni J. (Rolle) i Kraszewski (w: tegoż, Kraszewski - p rzy biurku i wśród ludzi, K rak ó w 2004).

32 J.I. K raszew ski, A sm odeusz w roku 1837, „T ygod nik P etersbu rski” 1837-1839 (z prze­ rw am i).

33 Tenże, Listy do rodziny 1820-1863, oprać. W. D anek, K rakó w 1982, s. 407 i dalsze; zob. też: W. D anek, Jó z e f Ignacy Kraszewski, s. 239.

(13)

angażowaniem w życie swej prowincji. Z chwilą wyjazdu do W arszawy K ra­ szewski rozpoczyna żywot nowoczesnego intelektualisty. W spółpraca z ga­ zetą finansowaną przez przedsiębiorcę pochodzenia żydowskiego, osiedlenie się w m ieście i rezygnacja z poczucia zakorzenienia, jakie daw ał majątek ziem ski, m ają w ym iar nie tyle jednostkow ego w yboru, ile sym bolicznego znaku w yczerpania się daw nego idiom u funkcjonow ania pisarza w społe­ czeństwie34.

Powyższe rozw ażan ia w y d a ły m i się nieodzow ne jak o w prow adzen ie do lektury ostatniego z pisanych w Żytom ierzu utworów Józefa Ignacego K ra­ szewskiego - Wieczorów wołyńskich. W nieprzeliczonej spuściźnie artystycz­ nej najpracow itszego polskiego pisarza dziełko to spraw ia wrażenie nieco przeoczonego czy wręcz niedoczytanego. Paradoks polega jednak na tym, że

Wieczory wołyńskie są utworem dobrze znanym, bo przecież przywoływanym

w kon tekście społeczn ych i politycznych poglądów pisarza, kojarzonym zarówno z jego p o w ieściam i ob yczajow ym i, których tłem b ył W ołyń, jak i podróżopisarstwem historycznym. Równocześnie jednak są utworem dziw­ nie niedocenionym, by nie rzec marginalizowanym. O braku zainteresowania

W ieczorami w ołyńskim i zdaje się przesądzać zbyt jednoznaczne włączenie

ich do grupy utworów o doraźnie publicystycznym charakterze. Piotr Chm ie­ lowski w Wieczorach wołyńskich widział utwór bezpośrednio wyrosły z doświad­ czeń zaangażowanego w spraw y publiczne obywatela, efekt „roztrząśnięcia położenia ówczesnego”, a także wyraz potrzeby udzielenia rad i wskazówek k rajo w i35. A dam B ar i W incenty D anek potraktow ali zaś dzieło jako naj­ ważniejszą w okresie w ołyńskim wypowiedź publicystyczną Kraszewskiego. C hoć tem atyczne bogactw o W ieczorów w ołyńskich, od zw iercied lających zasadnicze dyskusje tam tego czasu, oraz szczególny kontekst b iograficz­ ny w ołyńskiego epizodu twórczości Kraszewskiego jak najbardziej uzasad­ niają takie podejście, to nie wydaje się, by form uła publicystyki wyczerpy­

34 Ja k podaje Bar, K raszew ski ostatecznie opuścił Żytom ierz w lu tym 1860 roku, by ju ż n ig d y tam nie p o w ró c ić (zob. A . Bar, dz. cyt., s. 40; w ię ce j na ten tem at zob. Jó z e f Ig n a c y K ra szew sk i - L e o p o ld K ronen berg. K o resp o n d en cja 18 59 -18 7 6 , oprać. M . D yn o w ska, K ra k ó w 1929).

35 R C hm ielow ski, dz. cyt., s. 284. Podobnie rzecz ujm owała M aria D ynow ska: „Ż ąd n y p racy społecznej, pełen in icjatyw y na tym polu a spotykający się z apatią społeczeń­ stw a, daje on upust swem u oburzeniu w Wieczorach w ołyńskich, w których woła o ulżenie doli ludu, o ośw iatę dla niego, oraz o w zm ożenie tak bard zo zaniedbanej p ra cy w d zied zin ie n au k i i k u ltu ry ” (M. D yn o w ska, P rz ed m o w a , w: Jó z e f Ignacy K raszew ski - Leo po ld K ronen berg..., s. XIV).

(14)

• Dy l e m a t y t r a d y c j o n a l i s t y - w ą t p l i w o ś c i r e f o r m a t o r a. . . • wała w szelkie m ożliw ości in terp retacyjn e tego utw oru . Jak na w ykład św iatopoglądow y W ieczory wołyńskie są bow iem dziw nie niespójne, zbyt wiele tu paradoksów i sprzeczności. Na ich kartach nie uda się znaleźć pro­ pozycji program u reform ani jednoznacznych deklaracji światopoglądowych Kraszewskiego. Konsternuje niekonsekwencja pisarza, który potępiając m a­ terializm współczesnej kultury, nie tylko częściowo w ycofuje się z krytyki Zachodu, ale co więcej, nie waha się wskazywać polskich zapóźnień cyw ili­ zacyjnych wobec tylekroć wcześniej potępianej Europy36; słowa uznania dla „gm iny demokratycznej słowiańskiej” z początkowych partii utworu nie znaj­ dują potw ierdzenia we fragm entach końcow ych, w yraźnie pod pow iad ają­ cych konieczność rozstania się z tą utopią, która gdyby została urzeczyw ist­ niona, byłaby „now ym ujarzmieniem człowieka”. W lekturze nie pom agają także zm iany tonacji i stylu poszczególnych rozdziałów: w ykład obywatela i społecznika, który trafnie wskazuje najważniejsze problem y współczesności (kwestia reform y włościańskiej, rodzące się konflikty narodow ościow e czy zagrożenia wynikające z przekształceń tradycyjnego porządku społecznego), nad wyraz często przekształca się w liryczną m edytację nad utraconym ra­ jem narodowej w spólnoty i zaprzepaszczonym dziedzictwem ; w erw a publi­ cysty, piętnującego w spółczesność, przem ienia się w ew an geliczn e n apo ­ m nienia m oralisty, w zyw ającego do o d rod zen ia w iary. K w estia chłopska w tych rzekom o publicystycznych analizach jedynie z lekka dotyka proble­ mu własności ziemskiej, koncentrując się na „religijnym podniesieniu w ie­ śniaka” i oblaniu go „n o w ym chrztem duchow ym ” (118). M etam orfozom podlega także styl narracji. Kraszewski bywa na kartach Wieczorów w o łyń ­

skich po trosze zagniewanym na swych współczesnych ziem iańskim statystą-

-rezonerem, a po trosze już nowoczesnym, świadom ym zachodzących proce­ sów politycznych i ekonomicznych obywatelem, bywa dociekliwym historykiem prowincji, który niepostrzeżenie zamienia się w oskarżyciela współczesnych, m arnotraw iących dziedzictwo przeszłości, byw a w reszcie rozm iłow anym w pięknie W ołynia krajoznawcą, który w jednej chwili staje się historiozofem rozpaczającym nad wszechogarniającym upadkiem .

Wincenty Danek trafnie zwrócił uwagę, że pom im o pulsującego w całym dziele publicystycznego zaangażowania, nie sposób Wieczory wołyńskie trak­ tować jako jednorodną całość. Prawdopodobnie w 1857 roku, gdy fragm enty bądź pierwsze szkice utw oru k rążyły w ręko piśm ien n ych od pisach , m o ­ gły być jeszcze postrzegane jako ideowa w ypow iedź polityka, jako element

36 „Z ach ód ma m nóstw o dobrych stron, na które m y nie zw ra ca m y uw agi, które na nas nie d ziałają, natom iast w ad y cy w iliza cji, stronę jej u ło m n ą i ch oro bliw ą, ja k najskorsi jesteśm y naśladow ać” (126).

(15)

kampanii Kraszewskiego na rzecz uwłaszczenia, ale w 1859 roku, gdy Wieczory

wołyńskie ukazały się najpierw na łamach „Dziennika Literackiego” (numery

6 -21), a potem w osobnym rozszerzonym wydaniu książkowym , czytelnicy otrzym ali dzieło co najm niej zaskakujące - zaskakujące nie tylko zakresem podnoszonych tematów, lecz także swą formą. Na całość, jaką stanowią Wie­

czory wołyńskie, składają się:

- szkic krajoznawczy, który w yrastając z tradycji literackich w ędró­ wek, jak Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, rozważania na temat historii krainy, poszczególnych m iejscowości, ich architektury łączy z refleksją społeczną i m oralną37;

- opis topograficzny pośw ięcony Żytom ierzow i, niem al przew odnik po tym niezw ykłym m ieście, a rów nocześnie także socjologiczne studium jego m ieszkańców;

- eseistyczne, pisane w duchu chrześcijańskim rozważania moralne, poruszające kwestię zakresu wolności indywidualnej, odpowiedzial­ ności, ale też zawierające pełne niepokoju obserwacje siły pieniądza, deprawującego ludzi i w yw racającego dotychczasow e hierarchie w artości38;

- „uryw ek” Zbytek, piętnujący rozrzutność W ołynian oraz charaktery­ styczną dla tej prowincji dekadencję obyczajową;

- zam ykający utwór rozdział Przeszłość i przyszłość m a am bicję być swego rodzaju bilansem pięćdziesięciu lat życia narodu w niewoli, wyraźnie przy tym podpowiada, że opowieść o W ołyniu winna być traktowana jako synekdocha historii całego narodu.

Ważnym składnikiem tej „m ieszaniny” tematów i konwencji okazuje się także przepełniona duchem ewangelicznym medytacja nad współczesnością - nad przyspieszonym procesem dezintegracji szlacheckiej wspólnoty, której towarzyszy erozja wartości chrześcijańskich, traktowanych jako podstawowy kom ponent polskiej tożsam ości narodowej. W ydaje się, że to właśnie ten wątek jest nadrzędnym tematem Wieczorów wołyńskich, zdaje się on dom i­

37 W ięcej na ten temat: A. B ądzkiew icz, Podróżopisarstwo krajow e, w: Książka ju b ile ­ uszowa dla uczczenia pięćdziesięcioletniej działalności literackiej J.I. Kraszewskiego, W arszaw a 1880. Pisząc o w artości W ieczorów wołyńskich ja k o rozpraw y krajozn aw ­ czej, badacz traktow ał je jak o „łabędzi śpiew ” kończący w o ły ń sk i epizod tw órczo­ ści K raszew skiego , ale i dzieło „zam yk ające okres p o d ró żo p isarstw a krajo w ego” (tamże, s. 428).

38 W in centy D anek zw rócił uwagę, że ton w yp ow ied zi K raszew skiego nasuwa skoja­ rzenia z jednej strony z m oralistyką Kazań sejm ow ych Piotra Skargi, z drugiej zaś z publicystyczną tonacją K siąg narodu polskiego i pielgrzym stw a polskiego A dam a M ickiew icza (por. W. Danek, dz. cyt., s. 138).

(16)

nować nawet nad kwestią w łościańską. Warto zauważyć, że problem atyka ludowa zostaje w ostatnim w ołyńskim dziele Kraszewskiego znacząco prze­ orientowana. G enetycznie w yrastając z debaty uwłaszczeniowej, postulaty natury sp o łeczn ej i ek on o m iczn ej, w sp ó łczu cie dla losu ciem iężonego chłopstwa podporządkowuje ważniejszej, zdaniem pisarza, kwestii odpow ie­ dzialności, jaka spoczywa na szlachcie za przygotowanie ludu do życia poza patriarchalną w spólnotą oraz analizą paradoksu w olności indywidualnej, która wymagając duchowej dojrzałości, może obrócić się przeciwko w yzw o­ lonym chłopom. Kraszewski w Wieczorach wołyńskich pisał:

Najtrudniej nawet zdaje mi się będzie mu nadać pojęcie tej em ancypacji indywidualnej, pracy jako osobistej własności i nabytku, przysporzonego pracą a rozporządzalnego. O pieka d otych czasow a uczyn iła w ieśn iak a nieopatrznym , bo się na nią spuszczał i spuszcza, zobojętniła go, i dziś podnieść go do godności człowieka [...] koniecznie potrzeba. [ ...] W yzw olić go od gm iny, od grom ady, od pana, postaw ić o swej sile i zmusić do opiekow ania samemu sobą, oto zadanie wieku. ^ 118)39

W brew A ntoniem u Rollem u, który twierdził, że w sw ym ostatnim w o­ łyńskim utworze Kraszewski „karcił, nawoływał do obowiązku, protestował”40, wbrew Antoniem u Bądzkiewiczowi, dostrzegającemu w utworze obecność pierwiastka satyrycznego41, w trakcie lektury Wieczorów wołyńskich na plan pierwszy wysuw a się depresyjna tonacja całości; wcale nie aktywizm refor­ matora ufnie patrzącego w przyszłość, ale przestrogi rozważnego polityka, ale gorycz i poczucie osam otnienia artysty, który przeczuwając nadciągają­ cą śmierć ukochanego świata, zdobywa się na odwagę, by wbrew wszystkim dokoła opowiedzieć o zauważonym złu i wzywać do poprawy.

O konieczności traktowania Wieczorów wołyńskich jako utworu literac­ kiego wydaje się przesądzać piękny, przesycony m elancholią wstęp, w któ­ rym niczym w liryczn ej uw erturze pojaw iają się zapow iedzi n ajw ażniej­ szych w ątków tem atycznych dzieła. W stęp ów zm usza, by na to pozornie tak niespójne dzieło spojrzeć jak na przemyślaną, artystycznie dopracowaną całość - w ch ao sie tem atów zo b aczyć chaos w o ły ń sk ie j co d z ie n n o śc i, w rozchwianej kom pozycji dostrzec naruszony ład świata i desperację pisa­ rza, przygniecionego świadomością przegrywanej batalii. Otwierające utwór pożegnanie „ze światłem i słońcem”, przywołując „nadchodzącą ciem ność”, która „przeraża i zasmuca jakby przypom inała nieprzespaną noc, w której tonie pam ięć poza nami, a przeczucie, w straszliwej przyszłości” (i), brzmi niczym groźne proroctw o dotyczące przyszłości pisarza, opisywanej pro­

39 Zob. też: W. D anek, dz. cyt., s. 134. 40 A. Rolle, dz. cyt., s. 111.

41 A. B ądzkiew icz, dz. cyt., s. 426.

(17)

wincji i całego narodu. W ykorzystując szczególną aurę w ieczornego w yci­ szenia, urucham iając metaforykę zam ierania dziennej aktywności i sprzyja­ jącej refleksji m elancholii zapadającej nocy, Kraszew ski w spom in a swych dawnych przyjaciół, towarzyszy wieczornych rozmów, które niegdyś w G ród­ ku, W ilnie, Hubinie i Żytom ierzu ukształtowały go jako obywatela, ziem ia­ nina i pisarza. W tej szczególnej atm osferze pow racają im io n a zm arłych przyjaciół: Ignacego Hołowińskiego, Justyna M ajewskiego, Kazim ierza K o­ mornickiego, Stanisława Chołoniewskiego i Aleksandra W icherskiego. Swe dzieło pisarz poświęca ich pamięci, ale też wyraźnie podpow iada, że praca nad Wieczorami wołyńskimi jest dla niego powrotem do tamtych szczęśliwych chwil, powrotem do dyskusji o W ołyniu, które toczone były w atmosferze wzajemnego zrozum ienia i szacunku, toczone były przez ludzi bezgranicz­ nie oddanych swemu krajowi.

Pam iętnym i wszakże słowa wasze, m yśli, zdania i w alki jak eśm y nieraz zwodzili z sobą, w dobrej wierze, łagodnie bojując o prawdę, nie o zwycięstwo dla m iłości własnej. N ieraz w śró d tych rozpraw w cisn ęło się w sp o m n ien ie, opis p rzejazd k i, ry s cha­ rakteru, tak ja k w tej książce wm ięsza się może coś z życia, dośw iadczenia, pam iątek. N atchniona żalem za przyjaciółm i smutną ona być musi, ale któż dziś w esołym być

może? , x

(

4

-

5

)

Żegnając się z Wołyniem, Kraszewski żegna się z nadzieją na zmianę, która towarzyszyła tamtym dawnym rozmowom. Pisarz znużony przedłużającą się bezowocną walką, świadom y swej przegranej, po raz ostatni zbiera postulaty wysuwane w dawnych przyjacielskich debatach; postulaty, które teraz nie­ zrealizowane, wobec śmierci towarzyszy, wobec własnej sam otności i gory­ czy poniesionej klęski zyskują szczególny w ym iar zapowiedzi zbliżającej się katastrofy szlacheckiej wspólnoty.

Słowa wstępu wydają się kluczowe także dla rozszyfrowania specyficznej form y gatunkowej zastosowanej przez Kraszewskiego42. D ostrzeżony przez badaczy brak spójności wywodu zdaje się mieć źródło w konwersacyjnym , otwartym charakterze owych „prawdziwych”, a m inionych już wieczornych wołyńskich rozmów, z tamtych dyskusji, ze ścierających się wówczas opinii w yw odzić należy tak krytykow ane „rozchw ianie” stanow iska pisarza. To, co na kartach Wieczorów wołyńskich w ydaje się niespójnym św iatopoglą­ dowym w yznaniem K raszew skiego, w rzeczyw istości okazuje się echem

42 Zw raca uwagę także świadom e stosowanie gatunkowego synkretyzm u; ja k w rozm o­ wach p rzyjació ł kwestie społeczne przeplatane b yły rem iniscencjam i z w ycieczek, op o w ie ścia m i o lu d ziach , tak i na cało ść k o m p o zy cyjn ą W ieczorów wołyńskich składają się „w spom nienie, opis przejazdki, rys ch arakteru” , „co ś z życia, d ośw iad ­ czenia i p am iątek ”.

(18)

m in ion ych debat, w iązk ą w zajem n ie u zu p ełn iających się p o m ysłó w na uzdrowienie sytuacji na W ołyniu43, ale także najpiękniejszą szkołą toleran­ cji i zrozum ienia dla racji, choćby nawet niesłusznych, innych ludzi. Taka k o n c y lia c y jn a p o staw a p o zw ala p isa rz o w i nie w y k lu cz a ć z n aro d o w ej w spólnoty nawet jej synów m arnotrawnych. „N ie m ówm y na nikogo - oto zdrajca!” pisze Kraszewski i sięgając do Ewangelii, przestrzega przed pryn ­ cypialnym patriotycznym ostracyzm em, który w każdym głosie sprzeciwu wobec obowiązującego idiom u polskości dopatruje się narodowej apostazji:

Był czas, że u nas nielitościwie sm agano każdego, co okazał słabość najm niejszą, m a­ luczki grzech p rzeciw m iłości kraju popełn ił; n am nożyliśm y tym sobie odstępców. I tu E w an gelia p raw em być p ow in n a, nie zrażać i w yk lin ać, ale p ociągać potrzeba i okazaniem zaufania uczucia poczciwe obudzać.

(

173

)

Pisarz, tradycjonalista, który zaakceptował nieuchronność zm ian, zdaje się nie w ierzyć, by tylko jedyna droga w iodła ku przyszłej niepodległości. G w aran cją n ad ziei na lepsze ju tro jest dla niego o b yw atelskie poczucie w spółodpow iedzialności za los prowincji, wyrzeczenie się egoizmu i przede w szystkim podtrzym yw anie narodowej w spólnoty44. N ajpiękniejszym jej wyrazem jest zaś przyjacielska, naznaczona wzajemnym szacunkiem rozm o­ wa, czyli właśnie ta form a przeżywania wspólnoty, która w czasie długiego zatargu w ołyńskiego została Kraszewskiem u odm ówiona.

Szczególną w artość Wieczorów wołyńskich w idziałabym w ich nieoczy­ wistym statusie - nie mają am bicji literackich, ale nie chcą też być doraźną publicystyką; nie są ideow ą deklaracją polityka, ale też nie m ożna ich na­ zwać pobożnym i życzeniam i naiwnego moralisty. Jeżeli widzieć w nich w y ­ powiedź ideologa, to jedynie takiego, który głosi konieczność powrotu do korzeni szlacheckiej tożsam ości, kiedy w yraz Rzeczpospolita, oznaczając dobro w spólne, był wezw aniem do ofiary i w yrzeczenia się drobnych par- tykularyzm ów dla dobra całego narodu. Najdziwniejsze jednak okazuje się, że Wieczory w ołyńskie, będąc echem dawnych rozm ów toczonych w gronie przejętych losem ojczyzny obywateli, są dram atyczną konstatacją niem oż­ ności podjęcia takiej rozm ow y we współczesnym świecie. D eklarowana we

43 We wstępie K raszew ski pisał: „Pam iętam w szakże słowa wasze, m yśl, zdania i w alki, ja k e śm y n ieraz z w o d z ili z sobą, w dobrej w ierze, ła g o d n ie b o ju jąc o p raw d ę, nie o zw ycięstw o dla m iłości w łasnej” (4).

44 Jeszcze 11 stycznia 1852 roku Kraszew ski pisał w sw oim dzienniku: „N ie ma w istocie części dawnego kraju naszego, gdzie by mniej dbano o dobro powszechne, a więcej o siebie. O byw atele są ekonom am i, hrabiam i, pan iczam i, a nie tym , co się pow in no zw ać o b yw atelam i” (A. Bar, dz. cyt., s. 52 -51; badacz pow ołuje się na rękopis bez sygn atu ry znajdujący się w zbiorach Biblioteki N arodow ej w W arszawie).

• Dy l e m a t y t r a d y c j o n a l i s t y - w ą t p l i w o ś c i r e f o r m a t o r a. . . •

(19)

wstępie dialogowość zamienia się w m onotonny m onolog narratora, który przeżywając w samotności gorycz klęski poniesionej w trakcie „wołyńskiego zatargu”, uświadam ia sobie, że we współczesnym świecie naruszone zostały więzi, jakie łączyły obywateli dawnej Rzeczypospolitej. Kraszewski jako au­ tor Wieczorów wołyńskich stawia się w roli świadka epoki, na którego oczach um iera św iat szlacheckiej wspólnoty. W tym kontekście przestaje dziw ić m etaforyka śmierci tak nachalnie obecna w opisach wołyńskich pejzaży:

Dosyć, że zamki leżą w ruinach, w gruzach kościoły, w zapomnieniu cmentarze i cnoty stare, a m y na pobojow isku wieków uśm iechnięci, szwargocząc po francusku, lorn e­ tujem y tylko z daleka przeszłość naszą, nie śm iejąc się jej dotknąć, aby glansowanych nie powalać rękawiczek.

Szczęśliw y i bied n y kraj zapraw dę! B ogaty we w szystko, co B ó g dać m ógł, jeno mu ochoty do życia brakuje. [...] Pozostaliśm y daleko od wszystkich i w leczem y się ledw ie pow oli śladam i odradzającego się życia; jakaś gnuśność ścisn ęła nam serce, obojętność zm roziła uczucia, szyderstw o zatruło zapał w szelki i tak p ogad am y na wczoraj i jutro, jakby jedno ni drugie do nas nie należały.

(8-9)

Podróż po współczesnym W ołyniu, tej „kolebce bohaterów”, która „dziś twardym snem usypia”, w niczym nie przypom ina w ędrów ki znanej z kart

Wspomnień Wołynia, Polesia i Litwy. Kraszewski jakby nie dostrzega piękna

tej ziemi, ze zgrozą rejestruje jedynie „brak życia” i powszechny egoizm jej m ieszkańców - „wszyscy żyjemy sobie i troszczym się tylko o najbliższe jutro”. N iczym w złym śnie w ciągu całej podróży wciąż i wciąż pow raca obraz: „gruzy, zwaliska, rum owiska, ruiny, a na nich ubogie ledwie lepianki” (13); „wszystko tu bowiem w ruinach, od chaty do pałacu, od kościoła do lepianki i c m e n ta rz a ... N iestety! ch arak tery i lu dzie p o d o bn o także w ru in ach !” (18); „więcej tych mogił, zgliszcz i gruzów. W ołyń cały w m ilczeniu dożywa dni, których wątku nie zdaje się ani chcieć przydłużyć, ani dbać o nie” (46); „sam e ruiny dokoła, ruiny dziejów, ruiny charakterów, ruiny rodzin, stanów, pamiątek” (144). Jedyne ślady życia pisarz znajduje w historii tej ziemi, jej te­ raźniejszość jest cmentarzyskiem, na którym króluje wszechwładna śmierć.

G d y na początku lat czterdziestych Kraszewski po raz pierwszy w ędro­ w ał w ołyńskim i drogam i, w rosnących na miedzach dębach ujrzał sym bol piękna i siły tej krainy, ich tężyzna była rękojm ią trwałości zasad i wierności tradycji. Teraz, w otaczających Żytom ierz podm okłych lasach, odnajduje roślinę, w której dostrzega godło W ołynia końca lat pięćdziesiątych XIX wieku. To Azalea pontica, dum nie nosząca imię swej szlachetnej krewnej -

azalii, przez lud zaś nazywana bagnem lub diabelskim zielem, posądzanym o trujące właściwości. Przeklęte bagienne ziele, którego piękne żółte kw ia­ tostany wydzielają zapach „spraw iający rodzaj odurzenia i snu” (45), staje

(20)

się dla K raszew skiego sym bolem w spółczesnego, pogrążonego w letargu, gnijącego W ołynia.

Z am ykający Wieczory wołyńskie rozdział Przeszłość i przyszłość wym yka się jednoznacznej interpretacji. Pełniąc rolę kody, domykającej i podsum o­ wującej tem atyczne w ątki utworu, ujawnia dojm ujący dram at pokolenia, które zmuszone jest do dokonania bilansu półwiecznej niewoli; osierocone­ go pokolenia, które świadom e nieskuteczności podejm owanych do tej pory działań, z trwogą spogląda w przyszłość:

Połow a już z górą w ieku upływ a, które początek w idział nasz upadek; przebyliśm y co tylko naród p rzecierpieć może, k rw ią i łzam i, m ogiłam i i ruiną poznaczyliśm y d rogi nasze; bohaterskie pokuszenia, poświęcenia i ofiary nadludzkie znam ionow ały historię tych lat w alki rozpaczy; słowem i czynem targaliśm y więzy, które na nas w ło­ żyły grzechy nasze; i dziś stoimy na rozdrożu nie wiedząc, co począć z sobą, otoczeni nocą, zachwiani w nadziejach, znużeni, wysileni, niepewni. Z g asły po kolei jed n a za drugą wszystkie gwiazdy, świecące na niebie naszym , ani od własnych sił, ani od p o­ m ocy obcej nie m ożem y się spodziewać - chwila to stanowcza. Czy przeklniemy prze­ szłość naszą i zaprzem y się siebie, czy potrafim y dalej w ytrw ać sobą, zachowując się dla przyszłości? M am y-li jeszcze dość siły, aby na długie może lata przechować iskierkę w popiołach?... pytanie to, podobno właśnie dzisiejsza rozwiązuje chwila, stoimy u pro­ gu dwóch dróg, którym i zarówno pójść m ożemy - od ich w yboru zależą losy nasze.

(14 2-14 3)

I znów zbyt łatwo m ożna refleksje pisarza sprow adzić do braku konse­ kwencji twórcy, który bezradnie szamocze się m iędzy ewangelicznym i na­ pom nieniami, politycznymi wskazówkami a przekonaniem, że wszelkie w y­ siłki są bezcelowe wobec przygotowanego przez Opatrzność planu dziejów, bo „n ic się nie dzieje na świecie bez celu wyższego” (164). G d y jednak w słu­ chać się w głos K raszew skiego, to spośród m nogości podjętych wątków wyraźnie wyłania się bardzo klarownie wyłożone przekonanie o bezcelowości, wręcz szkodliw ości podejm ow ania wszelkich działań o charakterze zbroj­ nym, m ających na celu odzyskanie niepodległości. Spoglądając „chłodnym okiem lekarza na nasze rany i blizny”, Kraszewski z bólem konstatuje, że „każdy taki poryw heroiczny kosztował nas więcej daleko, niż się zdawało,

w ybierał nasienie przyszłości” :

Z d aw ało się nam, że zwyciężeni siłą, siłą pow inniśm y straty odzyskać, zapom niaw ­ szy, że w spraw ie ducha najgorszą ucieczką jest od w o łan ie się do barbarzyńskiej siły pięści. Sprawa nasza, posłannictwo, znaczenie nie były wedle ciała, ale wedle ducha, i ilekroć też uciekliśmy się do pięści, zgnieciono nas m im o olbrzymich wysiłków, tracili­ śmy ludzi przenajdroższych dla przyszłości, a nie zyskiwaliśmy nic oprócz mogił, które dziś łzami oblewać musimy. Może dopiero teraz rozpatrzywszy się w położeniu naszym, jaśniej widoczna, żeśmy tu pobłądzili niezmiernie; w sprawie ducha, na duchu się zbroić i wzmacniać, duchem walczyć, olbrzymieć i dźwigać się i działać było potrzeba. ^ ^

• Dy l e m a t y t r a d y c j o n a l i s t y - w ą t p l i w o ś c i r e f o r m a t o r a. . . •

(21)

W zakończeniu Wieczorów wołyńskich widocznem u wzm ocnieniu ulega też, ujawniający się w toku całego utworu, wątek mesjański. Chm ielow ski upatrywał w nim dalekie echo Kazań sejmowych Skargi, M ickiewiczowskich

Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego oraz Przedświtu Zygm unta

Krasińskiego45. Do tej listy dodać trzeba jeszcze nazwisko autora Wieczorów

petersburskich - Josepha de M aistrea46. M istrz romantycznych tradycjona­

listów wydaje się patronem zarówno w ykorzystanej przez Kraszew skiego form y artystycznej, jak i nauczycielem politycznej m ądrości, która zaufanie dla O patrzn ości i m iłość tego, co m inione, łączy z przekonaniem , że p o ­ koleniowym doświadczeniem Europejczyków pierwszej połow y X IX wieku było tragiczne rozpoznanie sieroctwa po wywłaszczonej cyw ilizacji47. Tak jak sabaudzki m yśliciel, próbując nadać sens cierpieniom ofiar rewolucji francuskiej i wskazać perspektywy rozwoju świata, m iał świadomość, że żyje w czasie przesilenia, tak i Kraszewski w swej współczesności rozpoznaje „ep o ­ kę klim akteryjną”, czas w ielkiego przełom u m oralnego, który zadecyduje o przyszłych losach narodu. Na ruinach świata dawnej szlacheckiej Rzeczy­ pospolitej autor Wieczorów wołyńskich odsłania przed swym i współczesny­ mi sens męczeństwa, wskazuje drogi wiodące ku przyszłemu odrodzeniu, ale też z lękiem diagnozuje ułom ności pokolenia, które jeszcze nie wydaje się gotowe, by podjąć misję:

Tak w ielkie nieszczęście, jakie nas spotkało, nie m ogło przyjść bez dopustu Bożego, bez opatrznego celu. Bóg nas w yznaczył na ofiarę [...], lecz nie dał nas tylko za grze­ chy nasze, ani m szcząc się, bo B óg pom sty nie szuka, ale abyśm y byli narzędziem 45 Chm ielow ski trafnie także zauważał analogie do M ieszanin obyczajowych Henryka

R zew uskiego. W zorując się na R zew uskim , m iał K raszew ski form u łow ać negatyw ­ ną ocenę tajnych stow arzyszeń: „Spisek, zm owa potajem na - p isał K raszew ski - są to śro d k i zabójcze, w ycieńczające zaw sze, dające się najłatw iej sparaliżow ać, naj­ m niej niebezpieczne dla tych, przeciw k tó rym są w ym ierzone, najzgubniejsze dla nas sam ych. Jest coś w naturze tych stow arzyszeń potajem nych, p rzy najszlachet­ niejszych celach, poniżającego: człow iek uczy się kłam ać, m usi p o k ry w a ć, stawia się w położeniu fałszyw ym , up okarzającym , a ogólny w p ły w takich tow arzystw na m oralność nie jest korzystn y” (171). Zob. P. C hm ielow ski, dz. cyt., s. 285. O reakcji K raszew skiego na M ieszan in y R zew u sk iego zob. I. W ęgrzyn, W św iecie pow ieści H enryka Rzewuskiego, K rakó w 2012, s. 4 1-43.

46 O konieczności uwzględnienia szerokiego kontekstu literackiego w analizie eseistyki Kraszew skiego przekonują ustalenia A n ety M azu r przedstaw ione w erudycyjnym szkicu M otyw jean-paulow ski w „W ieczorach drezdeńskich” Józefa Ignacego Kraszew­ skiego, w: Europejskość i rodzimość. H oryzonty twórczości Józefa Ignacego K raszew ­ skiego, red. W. R atajczak i T. Sobieraj, Poznań 2006.

47 Zob. M . Bucholc, Wstęp, w: I. de M aistre, W ieczory petersburskie. O doczesnym p an o ­ w aniu Opatrzności, tłum . M . Bucholc, W arszawa 2011.

(22)

od k u pien ia, ziarn em p o p raw y i przykład u . W lał nas ja k o ż y w io ł zbaw czy m iędzy obcych i rozkazał spełnić m ęczeńskie posłannictw o apostołów słowa swojego. C z y ­ śm y pojęli wielkość tej m isji, wysokie kapłaństwo nasze, obow iązki, jakie ono na nas

wkłada? N ie wiem ! , , x

(163)

Wieczory wołyńskie to dzieło świadom ie niejednoznaczne, swym kształ­

tem próbujące oddać dramatyczne doświadczenie rozpadu znanego świata i niepewność diagnoz przyszłości - jak Wołyń w epoce opisywanej przez Kra­ szewskiego są Wieczory wołyńskie rozczepione m iędzy życiem i śmiercią, roz- czepione m iędzy próbą aktywnego w spółtw orzenia przyszłości i głęboką m elancholią po utraconej przeszłości. Utwór ten jest także przejm ującym dokumentem osobistym, zapisem emocji i myśli pisarza, zapisem jego doświad­ czenia ideowej sam otności, którą z taką ostrością ujawnił „wołyński zatarg”.

• Dy l e m a t y t r a d y c j o n a l i s t y - w ą t p l i w o ś c i r e f o r m a t o r a. . . •

A B S T R A C T

D i l e m m a s o f a T r a d i t i o n a l i s t - D o u b t s o f a R e f o r m e r - L o n e l i n e s s o f a C r e a t i v e A r t i s t :

J ó z e f - I g n a c y K r a s z e w s k i ’ s Wi e c z o r y w o ł y ń s k i e

The essay tries to form ulate an interpretation o f a forgotten and, ap­ parently, u n d e re stim a te d lite ra ry p iece o f Jó z e f-Ig n a cy K raszew ski - W ieczory w o łyń skie [‘V o lh yn ian soirees’ ]. Th e stu d y ’s first section, offering an afterth ou gh t on the h istorical and bio grap h ical d eterm i­ nants behind the work, precedes the core analytical section. Taken into consideration has also been the ideological background o f the w riters conflict with the landed-gentry m ilieu - an occurrence know n today as the ‘Volhynian wrangle’. Studies have shown that W ieczory w o łyń sk ie is a deliberately am biguous work: one that by m eans o f its shape, o s­ cillating betw een ad-hoc jo u rn alism and literary m editation, tries to render a dram atic experience o f decom position o f the know n world and u ncertainty o f any assessm ents o f the future to com e. The w ork also appears to be a piercing personal docum ent, recording the em o­ tions co n ceived out o f the experien ce o f id eo lo gical lon elin ess, and, a testim ony o f a radical breakthrough in Kraszew ski’s w riting activity: it w as in 1859 - the year W ieczory w ołyńskie w as p u blish ed - that he decided to sw itch from a lan d ow n er-au th or status into an uncertain condition o f a m odern intellectual.

k e y w o r d s

Volhynia, Polish gentry tradition, Conservatism, peasantry reform, literary essays, social journalism

Cytaty

Powiązane dokumenty

15 września 1942 r., podczas gdy Spier umierał (z przyczyn naturalnych), Etty dziękowała za wszystko, co dla niej zrobił: dotarł w niej do Boga, przywracając Mu życie, a teraz

[r]

condensation is constant in an appreciable temperature range.. 1.4 throughout 'the present investigation are given in Ref. These values are obtained by calculating

Frank Wassenberg (Platform31), met Nico Nieboer, OTB; Loek Trautwein, De Alliantie; Oscar König, STEEDS; Joost Driehuizen, Staedion.. Sessievoorzitter Frank Wassenberg leidt de

Het blijkt dat de planningen die het programma levert, beter zijn (in relatie met de criteria die de computer hanteert) dan de planningen die in de praktijk worden gerealiseerd..

The deployment strategy involved (1) equipping the anchor with instrumentation package, a mooring line and an installation line, (1) lowering the anchor using the installation

The spatial variability of the subsurface soil conditions in the horizontal direction at a project site where continuing settlements are causing pavement distress on a