• Nie Znaleziono Wyników

Żywot Tadeusza Kościuszki

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żywot Tadeusza Kościuszki"

Copied!
68
0
0

Pełen tekst

(1)

NA SETNĄ ROCZNICĘ ZGONU 1 8 1 7 -1 9 1 7

242481

1 ŻYWOT

TADEUSZA KOŚCIUSZKI

N A P I S A Ł A

M. T. P A R Y I - B Ł O T N I C K A

Ii

KRAKÓW 1917

NAKŁADEM SPÓ Ł K I W YDAW N. N ACZ. ZARZĄ D U LIG I K O B IET N. K. N.

DRUK A RNIA LUDOW A W KRAKOWIE

(2)
(3)

NA SETNĄ ROCZNICĘ ZGONU 1817— 1917

ŻYWOT

TADEUSZA K O Ś C IU S Z K I

N A P IS A Ł A M. T. PA R V I-B L O T N IC K A

K R A K Ó W 1917

N A K Ł A D E M S P Ó Ł K I W Y D A W N IC Z E J N A C Z . Z A R Z Ą D U LIGI K O B IE T N. K. N.

D R U K A R N IA L U D O W A W K R A K O W IE

(4)

T

\ -

s ^/Sfo tM o^kżg ,

(a|

. t^oauu H

CZYSTY D O C H Ó D N A CELE „D O M Ó W R O D Z IN N Y C H D L A DZIECI L E G IO N IST Ó W IM. T. K O Ś C I U S Z K I '

(5)

W stęp.

Ciężko było w naszej Ojczyźnie z górą sto pięć­

dziesiąt lat temu. Naród, umęczony walkami, jakie przez długie czasy staczać musiał z nieprzyjaciółmi, teraz pragnął tylko spokoju. Więc nie zważał, że chciwi zdobyczy Moskale, Prusacy, i inni najbliżsi sąsiedzi czyhali na jego zgubę. Polska, jakby naw pół obumarła, odpoczyw ała w bezczynności, nie troszcząc się wcale o przyszłość. Szlachta i możni panowie, swobodni aż do bezkarności, odmawiali wszelkich praw coraz to bardziej p odupadającym w dobrobycie mieszczanom, a wieśniaczy stan srogo uciskali. Szerzyła się też w n aro­

dzie zawiść ku inowiercom. Wszystkie te przyczyny składały się na nader sm utny skutek — chylenia się Polski ku upadkowi. G dyby przynajmniej o b y w a t e l e pałali byli gorącą miłością Ojczyzny, g d yby duch poświęcenia i ofiarności ożywiał serca Polaków, może byłby się był jeszcze znalazł jaki ratunek. Atoli o tego rodzaju cnotach, decydujących o życiu narodów, nie było w tenczas mowy w Polsce. Lenistwo i ospałość zawładnęły umysłem i sercem narodu, a idące za tern zwątpienie i rozpacz, zabiły w nim wszelką chęć oporu.

Zły przykład szedł przedewszystkiem z góry. Kró­

lowie byli niedołężni, jak August II. i III. Sasi, albo nie dbali wcale o losy Polski — albo mało co, jak ostatni Stanisław August Poniatowski, człowiek zresztą

l * 3

(6)

nie zły, lecz ze wszech miar słaby i podlegający wpły­

wom postronnym , który dużo wprawdzie myślał i mówił 0 poprawie, ale nie wiele co czynił. Więc wrogowie skorzystali z tego, i bez nas o naszej doli stanowiąc, skazali Polskę, jej byt, posiadający sam odzielność poli­

tyczną, na zagładę. Podzieliwszy pom iędzy siebie ojczystą ziemię naszą, i wprzągłszy nas w jarzmo nie­

woli, kazali nam wyprzeć się imienia Polaków, by tern śmielej całemu światu rzec: „Nie popełniliśmy zbrodni żadnej — bo oni sami umarli, i nie ma ich ju ż !“ Atoli ich zabiegi nie odniosły skutku, bo Polska mimo speł­

nionej na niej zbrodni, żyć nie przestała. Rozszarpana na części, męczona i prześladowana, znieważana i obdzie­

rana, niszczona i poniewierana nad wyraz, ani na chwilę nie wyrzekła się prawa do bytu, udawadniając to takiem bohaterstwem swych dzieci, na jakie rzadko który zdobył się naród, bohaterstwem, przypominającem za­

prawdę czasy pierwszych chrześcijan. Za winy, błędy 1 grzechy, które popełniliśmy w ubiegłych dniach żywota naszego, zmuszeni jesteśmy cierpieć, ale pokuta każda skończyć się musi. Nadchodzi już czas, w którym odzyskamy wolność straconą i byt niezależny, a n a u ­ czeni sm utnem doświadczeniem, nabytem klęskami, będziem y mądrzej korzystali z praw, przysługujących ludziom i narodom, będziem y szlachetniej rozwijać się, i w pracy, zmierzającej do krzewienia pośród wszyst­

kich społeczeństw wspaniałego przykazania miłości i sprawiedliwości, poczesne zajmiemy miejsce. To winno być celem życia każdego Polaka, i jedyną nadzieją,, krzepiącą go w ciężkiej doli.

Na każdem polu pracować dla Ojczyzny można.

Czyn do czynu, jak cegłę do cegiełki, składając, wznie-

(7)

siemy P olskę wielką, potężną, wspaniałą. P rzodow ni­

ków w murarce tej, mieliśmy w dniach ubiegłych cały szereg, więc zapatrując się na nich, śmiało podajmy sobie ręce, aby zająć ich miejsce. Byli między nimi i wielcy i mali, i możni i ubodzy, i uczeni i prostacz­

kowie, i głośni wojownicy, i znakomici pisarze i cisi ojcowie rodzin — byli ludzie różnego stanu, wieku i stanowiska, lecz po n ad wszystkich góruje jeden olbrzym, ku któremu, jak ku słońcu narodowej chwały, zwracają się serca Polaków. Jest nim Tadeusz Koś­

ciuszko.

Syn zwyczajnego szlachcica. Nie urodzeniem więc, ani majątkiem, bo go nie miał prawie, ani godnością — żołnierzem był tylko — wybił się na czoło narodu, i stanął wśród rodaków swych tak wysoko, że dziś jeszcze po upływie całego wieku patrzymy nań jak na niezrów nanego bohatera, jak na świętego prawie orędownika sprawy ojczystej. Ale miał on duszę wielką, szlachetną, a serce pałające niezrównaną miłością O j­

czyzny, serce tkliwe, czyste, i umysł, pom im o niezwy­

kłego — jak na owe czasy — wykształcenia, nadzw y­

czajną odznaczający się prostotą. Wszystkie myśli, słowa i czyny przez całe życie zwracał Kościuszko ku Polsce.

Dla jej dobra nie żałował ani czasu, ani mienia, ani krwi serdecznej, ni życia. Wyparł się wszelkich ludzkich pragnień, szczęśtia u d o m ow ego ogniska nie kosztował nigdy — ani żony, ani rodziny nie miał, bo niepo­

dzielnie, całego siebie, z ciałem i duszą oddał Ojczyźnie.

Ukochał Polskę dla jej niedoli, otwarł serce na oścież dla uciemiężonego ludu wieśniaczego, chciał go podźwi- gnąć z upadku i upodlenia, chciał go zrównać i zrównał w zasadzie z innymi stanam i — i sam chłopską przy­

5

(8)

wdziawszy sukmanę, pragnął tern udowodnić, że uważa chłopa za brata, nie za młodszego, ale za równego, któremu też jednakow e przysługują prawa.

Więc zasługi o grom ne położył w pracy dla zbawienia Polski, bo rozbudził śpiące pod obuchem ucisku masy polskich wieśniaków i do czynnego życia ich powołał.

O dtąd lud przychodzi powoli wprawdzie ale ciągle do odzyskiwania praw, które mu się po sprawiedliwości należą — a w zamian przedzierzga się w dobrych, prawych synów tej ziemi, która go wydała, a którą on znojem swym i łzami uprawia.

Ludzkość cała uwielbia Kościuszkę jako człowieka najszlachetniejszego i najcnotliwszego. Polska patrzy w niego jako w najszczytniejszy ideał miłości Ojczyzny i poświęcenia; lud wiejski winien mu jednak najwięcej, bo przyprowadzenie go niejako do poczucia własnej siły i poznania ciążących na nim obowiązków.

(9)

M łodość T adeusza Kościuszki.

T adeusz Kościuszko urodził się 12 lutego 1746 r.

na Litwie, we wsi Mareczowszczyźnie, ź ojca Ludwika, majora wojsk polskich, i matki Barbary z Ratomskich Kościuszków*). Rodzeństwa miał kilkoro, a majątku b ar­

dzo niewiele, więc dłużej, jak to w zwyczaju u polskiej szlachty bywało, w dom u rodzicielskim pozostał. Zyskał na tern jednak tylko — albowiem pod czułą opieką matki, a surowym dozorem ojca od najtańszych lat dzieciństwa wkładał się T adeusz do cnoty i pracy.

Słowem i przykładem uczono go, że kochać Boga, w którem to pojęciu łączy się wszystko, co wzniosłe i szlachetne, Ojczyznę i ludzi, to naiwyższa mądrość świata. Kształcono umysł jego i uszlachetniano serce głównie przez opow iadanie żywotów wielkich ludzi i zacnych obywateli, a ćwicząc go w ręcznej robocie, w pajano w niego to przekonanie, że każda praca p o d ­ nosi wartość człowieka. Lecz nie zaniedbywano i nauk.

W tych przewodniczył m łodziutkiemu Tadeuszowi wuj jego ksiądz Ratomski, który odkrył w wychowanku swym wielkie zdolności do matematyki i nadzwyczajne zamiłowanie w historyi. Jedenastoletni chłopiec z całą

*) K o śc iu s z k o w ie p r z e n ie śli s ię n a stę p n ie d o sw o jej w si ro­

d zin n ej S ie c h n o w ic e , na B iałorusi — skąd w y w o d z ą s w e sz la ch eck o - p o ls k ie n a z w isk o : S ie c h n o w ic c y .

7

(10)

uwagą przysłuchiwał się naukom, udzielanym mu przez wuja, i nieodstępnym był jego towarzyszem. Żaden przedmiot d otąd mu nieznany, nie uchodził jego uwagi;

zdawał się cały zdumiewać, gdy powróciwszy do dom u z przechadzki łub harców konnych, które nadzwyczaj lubił, dowiedział się od siostry, lub którego z d o m o ­ wników, że wuj przybył i że opowiadać będzie o sw o­

ich podróżach. Największą atoli chęć okazywał zawsze, gdy mu udzielano lekcyi geometryi i algebry, lub gdy czytał życiorysy sławnych w starożytności mężów, skre­

ślone przez greckiego pisarza Plutarcha. W yjątków z jego dzieła używał do tłómaczenia i ćwiczenia się w języku francuskim.

Nie mniej oddaw ał się nauce historyi, a zwłaszcza historyi Polski, którą przejmował się nadzwyczajnie, stosując wrażenia, wyniesione z niej, do współczesnych mu stosunków Polski, które znał z opowiadania ojca i wuja. Bywało też nieraz, że Tadeusz godzinam i całemi chodził po ogrodzie zamyślony głęboko, a gdy go się 0 przyczynę tej zadum y pytano, odpowiadał zazwyczaj.

„Ach! gdybyśm y to dzisiaj Batorego mieli na tronie!"

Widocznie, chociaż bardzo młody, rozumiał on smutne położenie Polski, którą wtedy już nadewszystko kochał 1 dla której, przeczuciem serca wiedziony, obawiał się czegoś złego.

Po latach kilku domowej nauki, ojciec, przeznaczając T adeuszow i zawód żołnierski, oddał g o do nowo zało­

żonej szkoły kadetów w Warszawie. W postanowieniu tem utwierdził go mianowicie książę Adam Czartoryski, wuj króla, który, pamiętny na zasługi daw nego swego współtowarzysza broni, i szanując w nim zacność cha­

rakteru i żołnierską odwagę, nie omieszkał nigdy

(11)

odwiedzić daw nego przyjaciela, ilekroć wypadało mu zawitać na Litwę, gdzie miał swe dobra. Droga do dóbr tych prowadziła właśnie przez województwo, w którem mieszkał ojciec Tadeusza. N aturalna rzecz, że tak bystrem u umysłowi, jakim był książę Adam, nie uszły wybitne zdolności m łodego Kościuszki, stąd nie dziwota, że mając przytem i zobowiązania względem ojca, postanowił zająć się jego synem i dopom ódz mu do odpow iedniego wykształcenia. Za jego też w sta­

wieniem umieszczony został młody Tadeusz Kościuszko bezpłatnie w powyżej wzmiankowanym zakładzie, który wzniesiony, dzięki staraniom ks. Czartoryskiego, przez króla Stanisława Augusta, miał za zadanie przysposa­

biać młodzież szlachecką do god n eg o piastowania dostojeństw wojskowych w kraju. Zdolności Tadeusza nie zawiodły i t u t a j ; pośród bowiem wszystkich wycho- wańców zakładu, był najpierwszym uczniem. A nietylko celował w naukach, ale i ułożeniem, uprzejmością, oraz innymi przymiotami zjednywał sobie uznanie profesorów wraz z miłością i szacunkiem kolegów.

Odznaczał się również w robieniu bronią, gimnastyce, jeździe konnej, i tym podobnych ćwiczeniach ciała. — Czasu po za obowiązkowem i godzinam i szkoły nie poświęcał T adeusz tym rozrywkom, jakim się oddawali jego koledzy, a do jakich dużo sposobności nastręczało ówczesne wrzące życie stolicy kraju, lecz tylko i tylko nauce. O pow iadają jego współkoledzy, że pracy u m y­

słowej z takim imał się zapałem, iż budzić się kazał stróżowi o trzeciej z rana, a gdy wskutek częstej bez­

senności siły i rzeźwość zaczęły go opuszczać, wtedy używał dla podtrzymania energii środków sztucznych, mianowicie zaś nacierania zimną w odą piersi, zmywa­

9

(12)

nia głow y i nóg. Nic więc dziwnego, źe przy takim sposobie życia celował we wszystkich gałęziach wykła­

danej w zakładzie nauki, przedewszystkiem zaś w ulu­

bionych przedmiotach: matematyce i historyi. Dzięki też względom, na jakie sobie zasłużył u profesorów, został umieszczony na liście tych najcelniejszych ucz­

niów, którzy otrzymywali po ukończeniu warszawskiej szkoły kadeckiej stypendyum królewskie, przeznaczone na wyjazd za granicę dla dalszych studyów w wyższych zakładach wojskowych. Ukończywszy tedy chlubnie przepisany kurs nauk w stolicy Polski, wysłany został kosztem rządu w towarzystwie kapitana Orłowskiego do Francyi. Tutaj przebywał pięć lat, kształcąc się przedewszystkiem w akademii wojskowej w Wersalu.

Przez pewien czas mieszkał także w Paryżu, a pragnąc się wydoskonalić w sztuce inżynierskiej, udał się do m iasta portow ego Brest, ażeby przypatrzeć się budowie twierdzy.

Pięć lat spędził więc Kościuszko zdała od Ojczyzny, lecz chociaż tęsknota za P olską szarpała mu duszę, przecież z niezachwianą niczem gorliwością pracował w zawodzie swoim, z przew odnią myślą zgodną z jego sercem, że tym sposobem stanie się rodzinnej ziemi użytecznym.

Jakoż zaledwie powrócił do kraju, okazał mu król zadowolenie swoje przez własnoręczne pismo, pełne chłubnych wyrazów i zamianował go kapitanem czyn­

nych wojsk Rzeczypospolitej. A stało się to w bardzo ciężkiej dla narodu chwili, kiedy kraj rozerwano nam już po raz pierwszy (w 1772) i granice R zeczypospo­

litej znacznie uszczuplono. Kościuszko całą duszą

(13)

pragnął zdolności swe, wiedzę nabytą i życie złożyć Ojczyźnie w ofierze — lecz uczynić nie m ógł nic, albowiem nie była to jeszcze chwila sposobna do walki. Więc po dwóch niespełna latach służby — uw ol­

nił się z wojska i poszedł tam, gdzie wzywał go głos tkliw ego na niedolę ludzką serca — poszedł walczyć w szeregach wybijających się na wolność Amerykanów.

11

(14)

W ojna o niepodległość Ameryki i udział w niej T adeusza Kościuszki.

Mieszkańcy środkowej części północnej Ameryki, pochodzeniem przeważnie Anglicy, zdawna jęczeli już pod srogim uciskiem rządu angielskiego, który p o d a t­

kami wyzyskiwał ich w iście niemiłosierny sposób.

Wreszcie cierpliwości im zabrakło. Postanowili uw ol­

nić się od takiego hańbiącego stosunku. W prost o d m ó ­ wili królowi angielskiemu posłuszeństwa, przestali płacić wygórow ane podatki, a gdy Anglicy zbrojną siłą chcieli ich do uległości przymusić, podnieśli otwarty bunt i chwyciwszy za oręż, przysięgli sobie zginąć, lub zwyciężyć. N a czele powstania stanął nieśmiertelnej chwały Jerzy Washington, człowiek wielkiego serca, na którego głos jak jeden mąż, zerwali się do walki o wolność wszyscy jego współobywatele.

Gdy wieść o zajściach angielsko-am erykańskich dobiegła do Europy, z różnych jej stron wielu szla­

chetnie myślących żołnierzy popłynęło na drugą p ó ł ­ kulę, aby pom agać powstańcom. I nasz Tadeusz, żywo odczuwając niedolę uciemiężonego narodu — p rzed­

sięwziął, nie m ogąc Ojczyźnie, bodaj sprawie ludzkości poświęcić swe siły. Udał się zatem do Ameryki, i jako prosty żołnierz ochotnik stanął w szeregu walczących.

Do Ameryki przybył bez żadnych rekomendacyj.

Gdy stanął przed W ashingtonem i wielki ten wódz

(15)

go zapytał: „w jakim przybywa zamiarze“, Kościuszko odpowiedział: „Pragnę bronić sprawy niepodległości am erykańskiej“. „Jakie masz do tego z d o ln o ści?“ pyta wódz dalej. „Chciej ich dośw iadczyć“, odpowie Koś­

ciuszko ze szlachetną otwartością. Wkrótce pokazało się, że nie trzeba było rekomendacyj żadnych i W a ­ shington poznawszy wartość świeżo przybyłego o chot­

nika, m ianow ał go wkrótce oficerem. Kościuszko w wielu potyczkach osobiście brał udział— i już w kilka ty g o ­ dni po przybyciu do Ameryki złożył dow ody niesły­

chanego męstwa. Znajdował się on nasam przód pod k o m en d ą jenerała Wayne, w korpusie ochotników, który ścigał uchodzącego z pod N ow ego Jorku nie­

przyjaciela. Odrazu zjednał on sobie sym patyę spół- dowodzącego, jenerała Lafayetta, który nie omieszkał zwrócić na niego uwagę W ashingtona.

Odznaczył się zaś Kościuszko mianowicie przy osaczeniu Rhode-Island i przy oblężeniu N ow ego Jorku.

W ashington objeżdżał wszystkie pułki, zachęcając je do mężnej walki temi słowy: „Dzieci, walczcie mężnie za waszą w spólną matkę — za wolność — nie o p u sz ­ czajcie ojczyzny!“ Zbliżył się też do miejsca, gdzie Kościuszko stał ze swym o d d z ia łe m .— Ten, ujrzawszy W ashingtona, rzekł do niego: „W odzu! jutro wie­

czór zdobędę z ludźmi mi powierzonymi okopy nie­

przyjacielskie, albo imię moje wykreślę z liczby żyją­

c y c h “. I dotrzymał słowa. Jed e n z jenerałów, Viomenil, rzucił się na północną redutę twierdzy, Kościuszko wysłany w innym kierunku, nie mógł mu d o pom agać;

nocną porą udał się jednak z własnego pomysłu pod twierdzę. O dparty i ranny w prawe ramię, ujął w lewą rękę pałasz i nie pierwej odstąpił, aż po zabraniu

13

(16)

nieprzyjacielowi trzech armat, dwóch sztandarów i znacz­

nej liczby jeńców. P o kapitulacyi ze strony Anglików, oświadczył W a shington wszystkim oficerom swoje dzięki, a Kościuszkę, wziąwszy za ranną rękę i wychwalając jego zasługi, wyniósł na stopień pułkownika i adjutanta swego.

Bił się Kościuszko jak lew, chociaż jak gołąb cierpiał nad rozlewem krwi bratniej. Amerykanie, nie zawsze szczęśliwi w bitwach, srogo mścili się za to na wrogach. Przy każdej sposobności okrutnie mordowali bezbronnych jeńców, wyrzynali ich w pień, znęcali się nad kalekami, dobijali rannych. Serce Kościuszki wzdry- gało się na takie postępowanie, to też kiedy tylko i o ile mógł zapobiegał złemu, hamował roznamiętnio- nych powstańców, stawał w obronie ludzkości i miło­

sierdzia. W ashington pokochał g o za to serdecznie, a wziąwszy do swego sztabu, zaszczycił przyjaźnią i zaufaniem. Walka amerykańska skończyła się szczęśli­

wie dla powstańców. Uciemiężony dotąd lud zdobył sobie swobodę, stał się wolnym narodem i utworzył potężne państwo zwane Stanami Zjednoczonymi. Koś­

ciuszko, wypełniwszy do końca przyjęty dobrowolnie na siebie obowiązek, szczęśliwy z tak pom yślnego obrotu rzeczy, postanow ił powrócić do Polski, aby spróbować, czy chociaż teraz nie da się coś ro z p o ­ cząć, celem odzyskania niezawisłości o d Moskwy.

P ożegnał więc W ashingtona i przybraną swą drugą ojczyznę, a zaszczycony przez jej obywateli tytułem generała brygady — obdarzony dożyw otnią pensyą i gruntam i — oraz z zawieszonym na piersiach w d o ­ wód położonych zasług orderem „C yncyna ta“— odp ły ­

(17)

nął do Europy, gdzie czekała go ciężka, ale zaszczytna praca dla rodzinnego kraju.

Pierwszych lat kilka po powrocie do Ojczyzny przepędził Kościuszko w ciszy i samotności.

Osiadł we wsi rodzinnej i gospodarzył. W tedy to miał sposobność dokładnie poznać lud wiejski; niemal własnemi rękami dotknąć się jego niedoli, zbadać przy­

czyny biedy i ciemnoty, a domacać serca. Wtedy to nabrał T adeusz przeświadczenia, że nie szlachta, jak powszechnie sądzono, stanowi rdzeń narodu polskiego—

lecz lud, dotąd poniewierany i zapomniany. W tedy to także powstało w nim szczere i niczem niepowstrzy­

m ane pragnienie przyjścia temu ludowi z pom ocną dłonią, poruszenia jego masy, wlania w jego umysł prom ienia światła, a w duszę iskry ognia miłości Ojczyzny.

15

(18)

Stan Polski między r. 1788 a 1793.

D z ia ła ln o ść K ościu szk i w O jczyźn ie.

W tym czasie wielkie zmiany zaszły w Warszawie.

Król Stanisław August dojrzał przecie zdradę M o­

skali — więc, złączywszy się ściśle z narodem, zaczął pracować nad podźwignięciem kraju. Zwołano wielki sejm, który trwał od 1788 do 1791. Na nim ułożono now e dla Polski prawa, czyli konstytucyę i ogłoszono ją 3 Maja 1791 roku. Był to pierwszy, ale bardzo szczęśliwie zrobiony krok na drodze ku poratowaniu Ojczyzny. Ale właśnie dlatego, że konstytucya ta m o ­ gła podźw ignąć Polskę, Moskwa sprzeciwiła się jej wprowadzeniu w życie. I na dom iar nieszczęścia, zna­

lazło się kilku zdrajców Polaków, którzy, również p ra­

gnąc upadku konstytucyi, sprzymierzyli się z Moskwą — zawiązali o h y d n ą konfederacyę Targowicką pod przy­

wództwem Szczęsnego Potockiego, Ksawerego Brani- ckiego i Rzewuskiego i z bronią w ręku wystąpili przeciw Ojczyźnie. Na to król oburzył się do żywego.

Rozkazał więc wojskom swym wyruszyć przeciw Tar- gowiczanom i Moskwie.

Walka zawrzała. Kościuszko na pierwszy odgłos boju pospieszył do stolicy i wstąpił pod rozkazy księcia Józefa Poniatowskiego. Ten zamianował go generałem i powierzył mu część armii.

(19)

Teraz otwarła się Kościuszce sposobność pokazania kim jest. Przez cały czas trwania walki odznaczał się Tadeusz przymiotami wielkiego wodza, a cnotami wiel­

kiego człowieka. Zwłaszcza w walnej bitwie pod D u ­ bienką, stoczonej dnia 17 lipca 1792 r., stawiąc cało­

dzienny opór znacznie przeważającym siłom nieprzy­

jacielskim, Kościuszko okrył swoje i Polski imię nie­

śmiertelną sławą. Zwycięstwa nie odniósł tam, ale M o­

skali zmusił do najwyższego dla waleczności swych żołnierzy szacunku.

G dyby mu pozw olonem było dłużej działać, wieleby zapewne dokonał i sprawy nie byłyby tak sm utnego wzięły obrotu. Lecz król odwrócił się nagle od narodu — przystał do zdrajców i wrogów — wojsku nakazał za­

przestać walki i kraj zaprzedał M oskalom. Nastąpił tedy drugi rozbiór Polski roku 1793 dnia 14 października.

Rozpacz ogarnęła wszystkich. Książę Józef Poniatowski inni oficerowie opuścili szeregi. Jeden tylko Kościu­

szko nie stracił serca. Przejęty duchem obowiązku względem swoich żołnierzy i litością dla ich niedoli, pozostał na stanowisku do ostatka. Nie m ogąc w a l­

czyć — pielęgnował rannych swych towarzyszy broni, umacniał ich na duchu, krzepił nadzieją w lepszą przy­

szłość, utrzymywał w karności... Tym sposobem zje­

dnywał sobie coraz gorętszą miłość i uwielbienie p o ­ wszechne.

Dopiero kiedy wojsko bądź rozpuszczono, bądź porozdzielano na mniejsze oddziały, rozsyłając w różne części kraju, Kościuszko poprosił o uwolnienie od służby i... ze znużenia, a zmartwienia zachorował. Że jednak był on człowiekiem olbrzymiego hartu, o grani­

towym duchu, więc prędko podźw ignąwszy się z loża 2

(20)

boleści, wyjechał z Warszawy, a wkrótce potem z kraju.

I znów błąkał się po obczyźnie — przebywał czas jakiś w Niemczech — a chociaż szanowany był i czczony przez narody i przez pojedynczych ludzi — serce krwawiło mu się myślą, że żyć musi zdała od rodzin­

nej, ukochanej, a tak bardzo nieszczęśliwej ziemi.

18

(21)

Pow stanie Kościuszkowskie.

I. R acław ice.

* Wreszcie zbliżył się po wiek wieków pam iętny dla nas rok 1794.

Ucisk narodu, pod obuchem moskiewskiej niewoli jęczącego, stawał się już nie do wytrzymania. Zwła­

szcza poseł rosyjski w Warszawie, Igelstroem, brutal- nem swem postępow aniem oburzył ludność do najwyż­

szego stopnia. Gorętsi patryoci postanowili raz jeszcze spróbow ać szczęścia w nierównej, lecz koniecznej walce z wrogami. Tajemnie więc przygotow yw ano po całym kraju powstanie, a korzystając z rozpaczy wojska pol­

skiego, które na rozkaz carowej Katarzyny miano roz­

broić i zwinąć, przyspieszono wybuch.

W okolicy Ostrołęki generał ułanów Madaliński podniósł pierwszy sztandar wolności.

Pow stanie rozpoczęło się.

Lecz trzeba je było uczynić wszechpotężnem, p o ­ wszechnie narodowem i silnem, a na to znano tylko jeden ś r o d e k : postawić na jego czele człowieka, któ- re goby wszyscy mieszkańcy Polski, od Karpat i Wisły po Dźwinę i Dniepr, czcili i kochali. Takim zaś — był tylko Kościuszko.

Więc ci, co wywołali powstanie, udali się do T a ­ deusza za granicę z gorącymi prośby, aby przybył i objął nad powstającym narodem dowództwo. Kościu- 2*

19

(22)

szko opuścił natychmiast spokojne schronienie i przy­

był w nocy 23 marca 1794 roku do Krakowa.

Tu już Moskali nie było. Nazajutrz zatem, w nocy z 23 na 24 marca 1794 roku w towarzystwie prz yja­

ciół wjeżdża Kościuszko do starożytnej stolicy królów polskich. E ustachy Kołłątaj, ks. Dmochowski i jenerał Zajączek byli towarzyszami jego podróży. — Imieniem senatu powitali Kościuszkę: jenerał Wodzicki, Linow- ski i ks. Kołłątaj. — Dzwony wszystkich kościołów krakowskich i salwy armat powiększały radość i n a ­ dzieję narodu. — Cechy z chorągwiami — mieszkańcy i obywatele Krakowa i województwa krakowskiego przybyli tłumnie na jego spotkanie. Każdy z uczestni­

ków tego powitania szedł do miasta z zapaloną p o ­ chodnią tak, że noc w dzień zdawała się być zamie­

nioną, a to tern bardziej, ileże okna ulic, przez które odbyw ał się pochód, rzęsiście były oświetlone. — Dzia­

twa polska kwiatami słała drogę przybyłemu gościo­

wi. — D om y i balkony przystrojono zielenią. — „Niech żyje Kościuszko, w ybaw ca O jczyzny, niech ż y je P ol­

s k a ! “ uszczęśliwiony wołał lud krakowski. Wszystkie ulice szczelnie były zapełnione ludem. Nawet kobiety należące do najznakomitszych rodzin polskich, cisnęły się w tłumie niezliczonym, aby tylko zobaczyć ukochanego i wielkiego wodza. T en otoczony dostojnikami narodu w sukni podróżnej, okrytej kurzem, szedł pieszo na ra­

tusz krakowski, wydając rozkazy, aby bramy miasta były zamknięte i aby zewsząd broń grom adzono. S e­

n at mianował Kościuszkę uroczyście na ratuszu N a ­ czelnikiem całej siły zbrojnej. Kościuszko złożył dnia następnego wobec Senatu w ręce narodu przysięgę, którą przytaczamy w c a ło ś c i:

(23)

„Ja Tadeusz Kościuszko przysięgam w obliczu Boga całemu narodow i polskiemu, iż pow ierzonej mi w ła d zy na p ry w a tn y ucisk nie użyję, lecz takow ej użyję jedynie i w yłącznie dla obrony całości granic, dla odzyskania niepodległości narodu i ugruntow ania pow szechnej wolności.Tak m i Panie Boże dopo­

m óż i niew inna m ęka S yn a Jego".

Kościuszko otrzym ał na ratuszu akt insurekcyjny z dnia 24 marca, sporządzony przez senat i podpisany przez mieszkańców i obywateli w ojew ództw a krakow­

skiego, nadający mu nieograniczoną władzę dyktator­

ską. „Rozpacz bowiem nasza, czytamy w ustępie 13 tego aktu insurekcyjnego, do najw yższego stopnia do­

szła, m iłość nasza ku ojczyźnie jest bez granic i ani nieszczęśliw e przypadki, ani p rzesz^u d y jakiegokol- w iekbądż rodzaju, nie są w stanie osłabić odw agi i cnoty obyw atelskiej“. Akt insurekcyjny, wręczony Kościuszce, S enat krakowski i obywatele Krakowa i województwa krakowskiego zakończyli następującym u s t ę p e m : „Skła­

dając w ręce w ła d z narodowych w ładzę użycia sił i możności naszych, pragniem y, aby w tej walce w ol­

ności z despotyzm em , słuszności z niespraw iedliw o­

ścią i niepodległości z tyranią, ciągle tę w ielką praw dę przed oczym a m iały, że dobro narodu je s t prawem

n a jw y ższe m “.

Do narodu zaś polskiego Senat krakowski ró w n o ­ cześnie wydał manifest, w którym zawiadamia naród o uroczystym akcie pow stania i o ustanowieniu władz aż do zupełnego osw obodzenia Polski od jej wewnętrz­

nych i zewnętrznych nieprzyjaciół. W manifeście tym S enat włożył obowiązek na najwyższego Naczelnika siły zbrojnej i na najwyższą Radę N arodow ą zorgani­

21

(24)

zowania i uzbrojenia wojska do prowadzenia walki z wrogami.

O d tej chwili losy narodu polskiego przeszły w ręce K o ściu sz k i!

Z brzaskiem dnia zebrali się wszyscy obywatele Krakowa na rynku miasta, oczekując na przybycie Ko­

ściuszki. Ten przybywszy miał mowę do licznie zebra­

nego ludu, wystawiając mu opłakany los Ojczyzny i potrzebę spieszenia na jej obronę. Stąd udał się Ko­

ściuszko na ratusz, gdzie wydał rozkaz do zabrania wszystkich kas, złota i srebra kościelnego i królew­

skiego skarbca. D obra królewskie i majątki, które n a ­ leżały d o zdrajców i nieprzyjaciół Ojczyzny, ogłosił Kościuszko jako własność narodu. Wartość tych m a­

jątków wynosiła 600 milionów złotych polskich.

T ego sam ego dnia 24 marca 1794, w ydaną została w Krakowie następująca o d e z w a :

Tadeusz Kościuszko, n a jw y ższy N aczelnik siły zbrojnej polskiej do narodu:

W spółobyw atele! Wzywany od Was tylokrotnie do obrony Ojczyzny, stawam względnie do woli w a­

szej, na czele wolnomyślnych. Jednakow oż nie potrafię skruszyć obelżywego jarzma niewoli i zerwać kajdany nasze, jeżeli w Was nie znajdę najspieszniejszego i naj­

dzielniejszego poparcia. Wspomagajcież mnie więc całą siłą W aszą i spieszcie pod chorągwie Ojczyzny. W sp ra ­ wie, która stanowi o wolności narodu, jednakow a g o r­

liwość serca wszystkich rodaków zajmować powinna.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jed n eg o działać są obowiązani. Poświęćcie dla kraju część majątku W a ­ szego, który d otąd nie był Waszym, lecz łupem obcego żołnierstwa. Przystawiajcie ludzi zdolnych z bro­

(25)

nią do wojsk naszych. Nie usuwajcie się od potrze­

bnego zaopatrzenia wojska narodow ego mąką, Chlebem, i zbożem. Dostawiajcie koni, koszul, obuwia, zwyczajne sukno i płótno do namiotów. Uczynione ofiary dla wolności i Ojczyzny, znajdą g o d n ą nagrodę w wdzię­

czności narodu. Już to i ostatni moment, w którym rozpacz, dla zachowania nas od wstydu i hańby, oręż nam do ręki podaje. W pogardzie śmierci jedyna jest nadzieja polepszenia losu naszego i pokoleń... Czyż nas mają zastraszyć nieprzyjaciele, którzy się na naszą zgubę sprzysięgli ? Pierwszy krok do zrzucenia niewoli, jest odważyć się być wolnym, pierwszy krok do zwy­

cięstwa, uznać swą własną siłę.

O b y w a te le ! W ojew ództwo krakowskie piękny i na­

śladowania g odny dało Wam przykład. O no poświęciło Ojczyźnie kwiat młodzieży swojej, ono zgodziło się na składki pieniężne i zapewniło pom oc Ojczyzny. Spie­

szcie za tym przykładem. Niechaj W as nic nie wstrzy­

muje od wspierania Ojczyzny, która Wam z wdzię­

cznością te ofiary Wasze nagrodzi,

Uciemiężenie, jakiego doznajecie od wojska rosyj­

skiego, pow inno Was najlepiej przekonać, iż korzy­

stniej jest w chwili niebezpieczeństwa dobrowolne nieść dla Ojczyzny ofiary, niżeli, jak dotąd, czynić je pod przymusem nieprzyjaciołom narodu. Wieczna hańba niechaj trapi tego, któryby na ucisk swej Ojczyzny nieczułym się okazał.

Kochani współobywatele m o i ! Wszystkiego spodzie­

wam się po waszej gorliwości. — Przekonany jestem, że serca Wasze połączą się z świętym związkiem, który żaden obcy wpływ, żadna skłonność do przewodzenia nad innymi, ale czysta miłość ku Ojczyźnie zawierała.

23

(26)

K to nie je s t z nami, ten je s t przeciw ko nam. Kto nie jest g o tó w położyć życie swoje za Ojczyznę, ten też albo zupełną niechęć, albo obojętność swą względem niej okazuje, a w obydwóch razach popełnia występek przeciw wolności, odkrywając brak cnoty obywatel­

skiej. — Złożyłem narodowi przysięgę, iż władzy mi udzielonej nigdy nie użyję do uciemiężenia kogokol­

wiek, lecz oświadczam zarazem, iż każdego, któryby przeciw związkowi naszemu działał, uznam za zdrajcę i nieprzyjaciela Ojczyzny i poddam go najwyższemu sądowi krym inalnem u do wymierzenia sprawiedliwej kary.

Przez zbytnią uległość zanadto zbłądziliśmy. Z tej przyczyny Polskę spotkał upadek. Rzadko kiedy bez­

prawia były karane. Zm ieńm y nasze postępowanie, n a ­ gradzajm y cnotę prawych obywateli i patryotów, lecz ścigajmy i karzmy zdrajców i zbrodniarzy“.

Kościuszko.

Przytaczam y w całości drugą odezwę, którą N a­

czelnik siły zbrojnej wydał tego sam ego dnia do nie­

wiast polskich :

„Ozdobo rodzaju ludzkiego, płci piękna: Cierpię szczerze na widok niepospolitej Twej troskliwości o los śmiałego przedsięwzięcia, które ku oswobodzeniu Oj­

czyzny podjęli Polacy. — Łzy Wasze, które Wam ta troskliwość serc czułych wyciska, przejmuje rozkoszą serce rodaka Waszego, poświęcającego się szczęściu ogólnemu. W spóło b y w a te lk i! pozwólcie mi w ypow ie­

dzieć myśl, w której się mieści i dogodzenie Waszej czułości i potrzebie publicznej. Taki jest los uciemię­

żonego narodu, że ani praw swoich utrzymać, ani icb 24

(27)

inaczej odzyskać nie może, jak tylko największą ofiarą, poświęcając się zupełnie za sprawę wolności.

Bracia, synowie, mężowie Wasi zbroją się do walki.

Krew nasza musi Wam szczęście zapewnić. — K o b ie ty ! niechaj tejże przelanie Wasze w strzymują s ta r a n ia ! Raczcie, proszę Was o to na miłość Ojczyzny, robić szarpie i b andaże dla r a n n y c h ! Ofiara ta rąk pięknych przyniesie ulgę rannym rodakom i walecznych do m ę­

stwa zachęci".

O dezw y te wywarły skutek zbawienny. — Naród zbroił się z największym pośpiechem i z nadzwyczajną gorliwością. T u opuszczał rzemieślnik swój warsztat i stawał w szeregach narodowych ze siekierą lub in- nem morderczem narzędziem ; tam spieszył wesoły wie­

śniak krakowski, uzbrojony kosą i w yrobnik-ubogi, dźwigający rydel lub łopatę, a mieszczanin opatrzony w pałasz i strzelbę, ochoczo cisnął się pod znamiona braterskie. Tu znowu bog aty i zamożny szlachcic otwie­

rał swą zbrojownię i rozdzielał oręż rozmaitego ro ­ dzaju pom iędzy dom owników, spieszących na pole chwały narodowej. — Chociaż Kościuszko rozkazał przystawić po jednym tylko rekrucie od każdego pią­

tego dom u, przybywali ochotnicy tłumnie pod naro­

dowe chorągwie ze wszystkich stron Polski, niosąc życie i pierś waleczną na odzyskanie wydartej w olno­

ści. T o też obok ubogiego wieśniaka stał w. szeregu szlachcic lub własny jego pan i dziedzic, starzec wie­

kiem pochylony obok czerstwego i silnego młodzieńca.

Nierzadko spotykano w szeregach kobiety uzbrojone pikami, które nie ustępując bynajmniej w zapale wo­

jennym mężnym bohaterom Ojczyzny, dzieliły z nimi trudy i prace wojenne.

25

(28)

Bielizny i odzieży wszelkiego rodzaju, obuwia, szarpi, bandażów, plastrów, ziół, herbaty i nieprzeliczone za­

pasy żywności ze wszystkich stron nadsyłano. Ofiary pieniężne płynęły do skarbu narodow ego. Polki, nale­

żące do najznakomitszych rodzin w Krakowie i W ar­

szawie w skrytości sprzedawały swe klejnoty, złote łańcuchy, perły i kosztowne ubiory — a zebrane stąd pieniądze wysyłały na ręce Kościuszki.

Tadeusz Kościuszko, N aczelnik siły zbrojnej, ró­

wnocześnie w yd a ł rozkaz do w ojska polskiego i litew ­ skiego:

„Już kilkakrotnie, Bracia moi, przysięgliśmy niezło­

mną wiarę Ojczyźnie naszej i daliśmy dowody szcze­

rego do niej przywiązania. Okażmy także w chwili obecnej, iż ją wiernie kochamy, tem bardziej, g d y sko­

jarzeni ze sobą wrogowie Polski chcą nam wydrzeć broń z ręki, aby sprowadzić na nasz naród nędzę i wie­

czną hań b ę ! Śmiało i mężnie stawiamy pierś naszą przeciw Rosyanom, z odw agą chcemy bronić Ojczyzny naszej i przywrócić znaczenie imienia polskiego, w ol­

ności i niepodległości naszej, dla zasłużenia na szacu­

nek u świata i na wdzięczność własnej Ojczyzny ! W e­

zwany od Was, Towarzysze broni, staję na Waszem c z e l e ! Chętnie za dobro kraju poświęcam życie i krew moją, wierzę przy tem najmocniej, że równie Was to sam o uczucie ożywia. Jedność i zgoda niechaj w zm a­

cniają naszą siłę, brońm y wytrwale podjętego zamiaru, a działaniem i majątkiem dążmy do wytkniętego c e l u ! Zdrada niektórych osób wytrąciła oręż z rąk n a ­ szych, lecz cnota obywatelska nam g o powróciła, a b y ­ śmy jarzmo niewoli, pod którem jęczymy i które na naród przemocą włożono, do szczętu z n iszc zy li!

(29)

Czyż możecie ścierpieć, przyjaciele moi, że Was obca przemoc ze wzgardą i pohańbieniem rozpędziła?

Nie, Towarzysze moi, przyjdźcie i połączcie się z nami!

Okryje Was sława za udzieloną pom oc Ojczyźnie, a wdzięczność rodaków najpiękniejszą będzie dla serca

aszego n a g r o d ą !

! jNie sądźcie, iż przymuszeni jesteście ulegać rzą- )m, które Wam przem oc narzuciła. Narodowi tylko Ojczyźnie wiernymi być powinniście. Ojczyzna żąda i swych dzieci obrony, a ja Jej imieniem wzywam /as do łączenia się z n a m i !

Śm ierć albo zw ycięstw o ! niechaj będzie godłem la s z e m . Wierzę w gorliwość narodu i jestem przeko- l a n y , że każdy z Was przenosi śmierć, nad haniebne tycie w podłej niewoli"!

I R egularnego wojska polskiego miał Kościuszko bar- fczo niewiele( lecz w celu uzupełnienia szeregów, po- lyztął wielką m y ś l : oto, idąc w ślady wielkiego króla fctefana Batorego, powołał on pod broń wieśniaków, i W ydał wzruszającą do ludu wiejskiego odezwę, p rz e d sta w ił w niej, jako i oni są synami tej biednej, pnękanej, rozdartej polskiej ziemi. Przemówił ich języ­

kiem do serc ich. Wykazał, że Ojczyzna to matka, [którą o d śmierci jej dzieci uchronić powinny. Prosił, aby zrozumieli, że walcząc za Polskę, walczą za siebie i rodziny swoje, za swą religię, za swą mowę ojczy­

stą, za swój dobytek i szczęście. Wreszcie ogłosił o so ­ bistą wolność wieśniaków, zmniejszył ich pańszczyznę i przyrzekł, źe po skończonej wojnie i po odzyskaniu niepodległości, rząd narodow y zajmie się spraw ą p o ­ lepszenia ich bytu.

I dokazał swego. Garnęli się do niego chłopi jak 27

(30)

do ojca, zaciągali pod jego chorągwie, przynosili ostatni grosz na potrzeby wojska, ściskali mu kolana, całowali krańce jego sukni, kochali, nosili g o na rękach, uwiel­

biali...

Szeregi Kościuszkowskich żołnierzy wzmacniały się coraz potężniej, a chociaż pułk kosynierów (to jest krakowskich wieśniaków, w kosy tylko uzbrojonych) nie bardzo był wyćwiczonym — to jednak zapał i chęć przypodobania się Naczelnikowi obiecywały wiele.

Więc ufny w świętość sprawy, Kościuszko wkrótce bo już 1 kwietnia opuścił Kraków, aby Moskali p oszu­

kać i dać im się we znaki — a za nim ciągnął się długi szereg regularnych żołnierzy i dłuższy jeszcze nowozaciągniętych krakusów. Dnia 4 kwietnia przyszło do bitwy. S potkano Moskali w pobliżu wsi Racławice, oddalonej o cztery mile od Krakowa. Nieprzyjaciołom, którzy liczyli 6000 ludzi i 20 armat, dowodził jenerał T orm ansow i Denisów. Siły Naczelnika były znacznie mniejsze — lecz postanowił pom im o tego zmierzyć się z wrogami. Jakoż podzieliwszy wojsko na trzy czę­

ści, stanął w najdogodniejszem miejscu i czekał za­

czepki. Moskale również nie uderzali czas jakiś. Aż dopiero około 3-ciej godziny po południu, sprzykrzyw­

szy sobie bezczynność, zaczęli bić z armat do naszej piechoty. Ta, stojąc jak mur, pod gradem kul nieprzy­

jacielskich rzadła w przerażający sposób. Co widząc Kościuszko, zwraca się w stronę kosynierów, przejeżdża przed ich szeregi, a potem wskazuje na moskiewskie działa i w o ła: „Chłopcy! weźcie te a r m a ty ! “ Krakusy w padają w nieopisany zapał, ruszają naprzód, biegną, lecą, gonią... (sam Torm ansow w tych słowach pisał o nich : chłopstwo uzbrojone w piki, szło z niepodobna

(31)

do uwierzenia niewstrzymalością). Już, już są blisko...

Jeszcze chwil kilkanaście... kilka... A tu działa grzmią wciąż — błysk, dym, huk.

Nagle... umilkło. Muzyka dział ustała. Cisza. Dym opada. Jeszcze chwilka zamętu, wrzawy wojennej...

potem grają moskiewskie trąbki do odwrotu — a nasi...

panam i pola zostają. Na wzgórku, na siwym koniu, stoi N a c z e ln ik ; łzy szczęścia, radości, chluby, łzy dzięk­

czynienia toczą się po rozpromienionem jego obliczu;

oczy podniósł ku niebu... czy modli się?...

A tymczasem zwycięzcy wracają. Kosynierzy, na których czele biegnie tęgi wojak, o szerokich barkach, lecz szerszem jeszcze sercu, pełnem prawej miłości O j­

czyzny : Bartłomiej Głowacki i drugi zuch z pod Kra­

kow a Świstacki — ciągną dwanaście zagwożdżonych armat. A co sztandarów zdobytych, co broni porzuco­

nej przez uciekających w popłochu Moskali, co koni...

Łupy składają u stóp Naczelnika, krzyczą mu przecią­

głe „ h u r r a ! “ i „niech ż y je !“ — a czapki fruwają w p o ­ wietrzu — kosy pobrzękują. Kościuszko zachwycony, upojony, kłania się z uśm iechem dum y na ustach b o ­ haterom — całuje Bartosza, ściska Świstackiego, p o ­ daje rękę walecznym. Lecz mało tego. O nby ich wszyst­

kich pragnął do serca przytulić. Więc zrzuca wspaniały, błyszczący złotem i pięknemi barwy m u n d u r jeneral- ski, a wkłada na siebie... wziętą od pierwszego, naj­

bliżej stojącego chłopka... sukmanę.

I o dziwo! Ten sławny, przez cały świat znany, ceniony i wielbiony rycerz, w prostej chodzić odtąd będzie sukm anie — bo on z ludem zbratał się już raz na zawsze, a serdecznie, a szczerze i tak bardzo ściśle, że równym mu i p o dobnym chce być nawet w stroju.

29

(32)

II. Warszawa. — III. S zczek ocin y .

Zwycięstwo racławickie było ogrom ną dźwignią dla narodu, otrząsającego się z moskiewskiego jarzma.

W iadom ość o tej wygranej lotem ptaka rozniosła się po kraju. Na wszystkich jego krańcach tylko o Ko­

ściuszce myślano, mówiono, m odlono się za niego i za powodzenie polskiego oręża. T u i tam porw ano się nawet do broni. W Warszawie szewc Kiliński w Wielki Czwartek 17 kwietnia podniósł powstanie, Moskali wy­

pędził i stolicę Polakom przywrócił. Z okrzykiem na ustach: „W olność i Kościuszko!" rzuciło się mieszczań­

stwo warszawskie pod w odzą tego bohatera z ludu na załogę moskiewską, stojącą pod naczelnem d ow ódz­

twem jenerała Igelstroema. Jenerał Cichocki, mający tylko jedno działo, rzuca się na arsenał i zdobyw a go, biorąc w niewolę Moskali, którzy bronili arsenału.

Dzwony na wieżach kościołów warszawskich wezwały do s z tu r m u ; obywatele, uzbrojeni w pałasze, strzelby i pistolety, w ybiegają z swych domów, łącząc się z sze­

regami powstańców, a pom iędzy nimi wielka liczba niedorosłej młodzieży i kobiet podnosi oręż przeciwko znienaw idzonem u wrogowi. Powstaje rzeź ogólna, kto się nie odważa zajrzeć nieprzyjacielowi w oczy w otw ar­

łem polu, ten ukryty za ścianą swego dom u miota gęsty ogień z okien do niego, a dzieci i starce zrzu­

cają z dachów kamienie i cegły. Dzień cały przeszedł nie przerywając tej zaciętej walki.

Pułki Igelstroema walczyły z rozpaczą; nie mogąc odeprzeć bohaterskiego napadu ze strony Polaków, rzucili się Moskale do dom ów i mścili się na b e z ­

(33)

bronnych starcach, kobietach i dzieciach. Igelstroem, nie chcąc się oddalić od swych żołnierzy, wysłał na zamek do króla synowca swego w towarzystwie dwóch jenerałów polskich. Pow stańcy atoli napadli go w d ro­

dze, porąbali w sztuki, raniąc śmiertelnie jednego z to ­ warzyszących mu jenerałów. Na drugi dzień, w Wielki Piątek, już Moskali w Warszawie ńie było. Igelstroem uciekł chyłkiem ze stolicy w towarzystwie p o d k o m e n ­ dnych swoich Apraksyna, J u h o w a i Pistora, zostaw ia­

jąc wszystkie swoje sprzęty, bogactwa, kancelaryę.

Wszyscy patrzyli w Kościuszkę jak w archanioła, który w swej dłoni piastuje miecz bożej sprawiedliwości.

On nie gniewał się, nie unosił nigdy. Zawsze jednako słodki, łagodny, pełen litosnej dobroci i niezrównanej skromności — miał moc jednem skinieniem rzucić przed sobą na kolana cały naród. Lecz nie nadużywał władzy swej. Je d y n ą myślą jego było dobro Ojczyzny — jedynem pragnieniem wolność Polski. Więc cicho, bez rozgłosu... pracował. Godził zwaśnionych, pow strzym y­

wał W arszawian, którzy dom agali się bez sądów wy­

dania w yroków na zdrajców — łagodził rozdrażnie­

nie — uspokajał namiętności.

Trzeba wiedzieć bowiem, że lud warszawski, nie­

szczęściem kraju posunięty do rozpaczy, mścił się na zdrajcach, jakich wtedy było pełno pomiędzy zni- kczemniałymi m agnatam i i wyższem duchowieństwem.

Jako zdrajców Ojczyzny uwięziono w tym czasie i p o ­ wieszono: hetm ana Ożarowskiego, jenerała Zabiełłę, Józefa Kossakowskiego, biskupa, którego brat Szymon pow ieszony był również za zdradę w Wilnie i mar­

szałka Ankwicza.

Kościuszko starał się powstrzymywać Warszawian 31

(34)

od spełniania takich doraźnych wyroków i dobrze to świadczy o jego sercu.

Ze wszech stron przyciągały do obozu Kościuszki oddziały żołnierzy, chcących walczyć pod jego komendą.

Drobne utarczki z wrogam i odbywały się nieustannie.

Cały naród ożywił się nadzieją, śmielej w około siebie spojrzał i pracy się jął. Głos obowiązku przenika! do głębi wszystkie stany.

Wszystkie trudy swoich żołnierzy dzielił, znosił wraz z nimi głód, niewczas, zimno i obozowe przy­

krości. Wiódł życie pełne najsurowszej cnoty, wstrze­

mięźliwości, czystości. W ojsko znało go pod tym wzglę­

dem i uwielbiało za to. Poszłoby za nim wszędzie i — szło.

W arszawa oczyszczona z wrogów przez Kilińskiego, niedługo cieszyła się swobodą. Wkrótce na pom oc M o­

skwie nadciągnęły Prusy. — Król F ryderyk Wilhelm, łamiąc dane niegdyś Polsce przyrzeczenie przyjaźni, złączył się z carową Katarzyną na zgubę naszą. P o d ­ stępnie działając, prowadził wojska swe pod mury Warszawy, aby ją obledz i zdobyć. Ale Kościuszko ubiegł zamiary jego. Zebrawszy, co m ógł żołnierzy, przeciął m u drogę i pod Szczekocinami dnia 6 czerwca 1794 roku stoczył bitwę z Prusakami i z oddziałem Moskali pod Denisowem. Walka była zacięta. Kościu­

szko bił się bez opam iętania — jak huragan przelaty­

wał szeregi, naw ołując swoich do wytrwałości i m ę­

stwa. Dwa konie pod nim ubito. Kilkakrotnie raniony i prawie omdlewający, do ostatka nie chciał ustąpić z pola. Sam ostatni zeszedł z pobojowiska z żalem, lecz i o tuchą w duszy, że niezadługo pow etuje szcze- kocińskie straty.

(35)

I rzeczywiście. Osłabiwszy nieco armię połączoną, sprawił, iż chociaż następnie król pruski stolicę Polski otoczył, przecież od jej m urów po 6 tygodniach o d ­ stąpić musiał. Kościuszko, przez zręczne skorzystanie z chwili, oswobodził Warszawę -— czem podniósł o tu ­ chę w narodzie, i pow staniu swemu nowe otworzył widoki.

IV. Maciejowice.

D okąd Polacy walczyli z jed n y m , a następnie z d w om a wrogami, szło im jako tako i była nadzieja, że zwyciężą. Lecz teraz wmieszała się w nasze sprawy Austrya. Jako rozbiorowe mocarstwo, widziała ona pe­

wną dla siebie korzyść w tern, aby Polacy nie zrzucili rosyjskiego jarzma. Więc także przeciwko nam w ystą­

piła. Kościuszko ujrzał się naraz zagrożonym z trzech stron. T rzeba mu było jak najwięcej wojska karnego, dobrze o b eznanego z służbą i uzbrojonego należycie.

Więc wytężał wszystkie siły ciała i ducha, suszył s o ­ bie głowę, urabiał ręce, rozpisywał łjsty, wezwania, odezwy, rozsyłał gońców po wszystkich wojew ódz­

twach, ściągał pułki, wszystkiego doglądał sam — za­

łożywszy kwaterę w czystem polu pod Mokotowem, blisko W arszawy — słowem, przygotow ywał się do wielkiego czynu.

Nareszcie zaczęły dochodzić go sm utne nowiny.

O to Kraków wpadł w ręce P r u s a k ó w ; Moskale zbili i rozproszyli parę drobnych oddziałów polskich nad Bugiem s to ją c y c h ; Austryacy coraz bardziej w ojow ni­

czą przybierali postać. A tu Suworow, jenerał rosyjski ciągnie od granic południowych, aby, połączywszy się z Fersenem , uderzyć całą siłą na Kościuszkę i zgnieść go.

3 33

(36)

Naczelnik widzi, że chwila ostatecznej stawki zbliża się. Jeżeli pozwoli na połączenie tych dwóch m oskiew ­ skich jenerałów, to sprawa powstania zgubiona. Więc z głową w górę podniesioną, z uśmiechem jakoby sw o ­ bodnego serca, wydał rozkaz do wymarszu naprzeciw Moskalom.

Z siłą 5800 żołnierzy i 21 dział, stanął Kościuszko dnia 9 października 1794 r. w obliczu nieprzyjaciela pod wsią Maciejowicami, na lewym brzegu Wisły. N a ­ tychmiast kazał okopać się swoim i oszańcować w obóz.

Pozycya naszych była wcale dogodną. Można się tu było bronić dość długo i skutecznie. Rosyanie nie zwlekali jednak z uderzeniem. — Jenerał ich Fersen kazał zaraz przypuścić atak. Przez trzy godziny wal­

czono z obu stron zapamiętale, bez widocznego p o w o ­ dzenia, bądź polskie] bądź rosyjskiej broni. Kościuszko cudów dokazywał. Wszędzie obecny, wśród n ajg o rę t­

szego gradu kul, w morderczym ogniu stał nieustra­

szenie, niosąc zawsze pom oc tam, gdzie jej najwięcej było trzeba — zagrzewając walczących słowem i przy­

kładem własnego poświęcenia. Już trzy konie pod nim zabito. O n czwartego dosiada. Kilkakrotnie raniony, cały krwią spływa. Ból mu dokucza, siły wątleją. On mocą ducha trzyma się prosto na koniu i rzuca znów w najgorętszy wir bitwy. Jeszcze — jeszcze... błyska mu blada iskierka n a d z ie i! Wszak to Poniński powi- nienby mu lada chwila nadciągnąć z posiłkiem. Gdyby przybył!... a na czas!... Lecz nie... nic nie słychać!

W około cisza głucha... Tylko chrzęst rozpacznie m io­

tanej broni rozlega się strasznem echem w powietrzu — tylko świst kul i głuchy grzm ot armat rozdziera serce boleścią.

(37)

Nagle... w oddali zarżał koń. Ziemia dudni. Ktoś pędzi... C zyżby P o la cy ?

Niestety! to Moskalom pom oc nadciąga. Teraz nie ma już dla naszych ratunku 1

Kościuszko staje na czele. D obyw a pałasza, wznosi go wysoko ponad głowę i woła rozdzierającym od wzruszenia g ło s e m : „D zieci! nap rzó d ! na śm ierć!“

Bój się rozpoczyna szalony. Bez pamięci, bez myśli prawie rzucają się Polacy na wrogów. Tłuką, tną, tra­

tując wszystko, co na drodze swej spotykają. — M o­

skale również z zaciętością o grom ną przypuszczają atak po ataku na obóz Kościuszki. Krew strumieniami płynie. Działa grają złowrogi hymn zniszczenia. Jęki rannych i westchnienia umierających wiatr roznosi po szerokiem błoniu... Ludzie padają jak kłosy, ścinane ręką żniwiarza. Nasi otoczeni ze wszech stron. Przed sobą i na swych tyłach mają już nieprzyjaciela. Więc przestrach ogarnia naw et najmężniejsze serca — p o ­ płoch się wszczyna... uciekają...

Kościuszko widzi to i drży. A c h ! czyżby żołnierze jego uchodzić mieli jak zbieg i? Nie! to niepodobna.

Raczej niech do ostatniego wyginą, niżby miał jeden z pola boju umknąć!

Zbiera więc rozpierzchłych raz jeszcze, lecz drobna ich tylko g arstk a ! Rzuca się naprzód. Prędzej! prędzej tylko! Niecierpliwie bodzie konia ostrogą... przesadza rów. Koń zmęczony robi skok fałszywy. Kościuszko pada.

Na to nadbiega oddział moskiewskich ułanów. J e ­ den z nich rani go piką i w oła: „Poddaj s i ę ! “ Ko­

ściuszko milczy. Więc pałaszem zadaje mu cięcie w g ło ­ wę. On zalewa się krwią i mdleje.

3*

35

(38)

Żołnierz polski rozbity i rozproszony, straciwszy wodza, utracił i ducha oporu. Idzie więc na rzeź...

Wkrótce bitwa się kończy. Moskale nie mają już kogo mordować. Teraz między trupami szukają Kościuszki.

Znajdują go dyszącego jeszcze. Całe ciało skłute ma i porąbane. Leży bez przytomności na noszach, na które włożono go, aby przenieść do najbliższej kw a­

tery rosyjskiej. — Tu opatrują mu rany. Ma ich kil­

kanaście, a wszystkie ciężkie, kilka niebezpiecznych n a ­ wet. Obwiązują mu je ostrożnie, z czcią patrząc na oblicze bohatera blade, z przysłoniętemi źrenicami i wy­

razem ust tak bardzo, bardzo bolesnym. Więc łzy stają w oczach Moskali — w stydzą się swojego zwycięstwa.

V. Upadek pow stania. — Trzeci ro zb ió r Polski. — K o ściu sz k o w n iew oli.

Ilu tam padło naszych ? B óg to wie jeden.

Z upadkiem Kościuszki, padł naród, padła Polska cala, chociaż nie pow inno to było nastąpić.

W Warszawie ani wierzyć nie chciano nadbiegają­

cym słuchom o nieszczęściu. Łudzono się, że to nie­

podobna! Wreszcie trzeba było dać się przekonać. — Wtedy, jak słaba niewiasta, zaszlochało miasto. „Gdzie nasz Naczelnik, nasz w ó d z ? “ łkając pytało w o j s k o . —

„Nie m a cię, ojcze serdeczny!“ jęczał lud. — „Boże!

czemu opuściłeś n a s “, skarżyli się wszyscy.

Jakiś obłęd trwogi i rozpaczy owładnął narodem.

W idziano takich, co z żalu postradaw szy zmysły, bie­

gali po ulicach Warszawy, przeklinając świat i siebie.

Inni odbierali sobie życie, inni, tknięci apopleksyą lub paraliżem serca, umierali nagle...

(39)

Ktoś rzucił myśl „odbić N a c z e ln ik a !“ i natychmiast stanął tłum z kilkunastu tysięcy rzemieślników, m ie­

szczan i ludu, który z golemi rękami, bez broni i bez starszyzny rzucić się chciał w pogoń za Moskalami i zmusić ich do wydania sobie tyle ukochanego w o­

dza. Był to zamiar szalony i zgubny. A przecież tylko z największym trudem udało się poważnym obyw ate­

lom odwieść lud od niego. Bądź co bądź, starano się Kościuszkę z rąk wrogów wydobyć. Więc Rada N a ro ­ dowa, urzędująca w Warszawie, przesłała Fersenowi prośbę, iżby za wszystkich rosyjskich jeńców, którzy znajdowali się w mocy Polaków, odd&ć zechciał sa­

mego Kościuszkę. Ale daremnie! F ersen rozumiał, kogo posiada i za nic nie byłby go puścił.

O statni — śmiertelny cios pow staniu narodowem u zadał S uw orow podstąpieniem swem pod Warszawę.

Mieszkańcy Pragi, za to, że bronili się dzielnie, zostali wyrżnięci w pień, a 4 listopada zdobyto stolicę. P o ­ tem bez trudu i zachodu już zgnietli Moskale ruch powstańczy na Litwie i Rusi — a trzeci rozbiór Polski uwieńczył ich dzieło.

P okrajano ziemię naszą tak, że ani skrawka nie zo­

stało dla nas. Straciliśmy do reszty byt narodow y i wol­

ność. O d tą d nie stanowim y państwa, a nasi wrogowie pragnęli, abyśm y i narodem być jak najprędzej prze­

stali. Dlatego prześladują n aszą wiarę, język i o dbie­

rają prawa wszelakie. Rozrywają nas i jątrzą jednych na drugich. Radziby zasiać pomiędzy nami, dziećmi jednej wspólnej Matki-Ojczyzny, niezgodę, nieufność i zawiść.

Stójm y jednak mocno, wytrwale i chętnie przy tern, co nas Polakami czyni, całem sercem zostańmy wierni

37

(40)

naszej mowie ojczystej, uczmy się i pracujm y — k o ­ chajm y się wspólnie, wierzmy sobie, pom agajm y i b ro ń ­ my się — a żadne potęgi świata nie zwalczą ducha, co w piersiach naszych żyć winien i zawiedzie nas ku

„zmartwychw staniu“.

Kościuszko, wzięty przez Moskali, wkrótce odesłany został w głąb Rosyi i uwięziony w podziemiach cyta­

deli Petersburga. Tam przebył dwa lata, lecząc się z ran, pracując nad ulubionem sobie tokarstwem i z ża­

lem myśląc o losach Ojczyzny. — Gdy w roku 1796 umarła haniebnej pamięci carowa Katarzyna, a na tron rosyjski wstąpił cesarz Paweł — pierwszym czynem jego było odwiedzić Kościuszkę. Przybył więc 17 listo­

pada do celi swego dostojnego więźnia, okazał mu wiele szacunku i oznajmił, że wolnym jest. Kościuszko zawsze tkliwy na niedolę drugich, prosił cara o p o ­ dobne dobrodziejstwo i dla innych Polaków. Paweł zdum iony taką szlachetnością, chętnie zadość uczynił jego pragnieniu, oddał mu zabrany pod Maciejowicami pałasz i pozwolił natychmiast opuścić Petersburg, byle mu tylko Kościuszko uroczyście przyrzekł, że więcej nie będzie walczyć przeciw Moskwie. Choć z bólem serca uczynić to Kościuszko musiał — poczem nieza­

długo wyjechał z Petersburga.

(41)

Działalność polityczna Kościuszki od uwolnienia g o z niewoli aż do k o n g re su w iedeńskiego w r. 1815.

Kościuszko zwiedził północną E u r o p ę ; przebywał czas jakiś w stolicy Szwecyi, potem w Londynie — wszędzie przyjm ow any przez lud i przez panujących z czcią i zapałem prawdziwym. Do Polski powracać nie w olno mu było, a on tak bardzo potrzebował dla skołatanej swej głowy — cichego kątka, dla biednego serca swego — przyjaciół. Więc puścił się raz jeszcze za oceanu przestwory, aby odwiedzić drugą przybraną Ojczyznę, dla której kiedyś nie szczędził także ni krwi, ani sił swoich. T am znalazł wszystko, czego potrze­

bował, wdzięczność i spokój. Obywatele Stanów Zje­

dnoczonych wypłacili mu 16 tysięcy piastów, jako za­

legły, a należny mu żołd narodow y — i otoczyli sta­

raniem. O siadł w mieście Filadelfii, w gronie wiernych przyjaciół i wiodąc życie skromne, pracowite i ciche, czuł, że m ógłby nazwać się szczęśliwym, gdyby nie troska o Polskę, Myśl o jej niedoli szarpała mu duszę i napełniała serce nieopisaną tęsknotą. Ach! gdyby chociaż mógł ujrzeć tę ziemię ukochaną, odetchnąć raz jej powietrzem!

39

(42)

Lecz zanadto był o d d a lo n y m ! Ani jeden powiew pol­

skiego wiatru nie dobiegał do niego, ani jeden dźwięk rodzinnej mowy nie dochodził. Kościuszko nie mógł nad pragnieniami swymi zapanować, więc opuścił Amerykę, tym razem już na zawsze i wrócił do Europy.

Zamieszkał najpierw we Francyi, gdzie z bliska przyglądał się temu, który naówczas wstrząsał całym światem. N apoleon Bonaparte, znakomity wojownik francuski, mocą geniuszu i żelaznej wytrwałości, szcze­

bel po szczeblu wzbijał się czem raz wyżej. Z kaprala został oficerem, potem jenerałem, następnie wodzem naczelnym, wkrótce członkiem rządu narodowego, d a ­ lej jednym z trzech władców Francyi, jeszcze potem jedynym rządcą państw a — wreszcie cesarzem. — Fran- cyę uczynił wielką, w spaniałą i sąsiadom groźną. Żą­

dał sławy i zdobyczy — więc po kolei wszystkim n a ­ rodom Europy wypowiadał wojnę — a szczęście długo mu sprzyjało. Ludy patrzyły w niego jak w słońce, szły za nim posłuszne jego skinieniu i dawały dla niego swe życie.

I nas, Polaków, porwał N apoleon słodką mową i pięknemi obietnicami. Właśnie wtedy tworzył jenerał Dąbrowski polskie legiony we Włoszech w celu p o ­ wrotu do kraju i wznowienia walki. I bili się Polacy po różnych krańcach ziemi, w E uropie i Afryce, b u ­ rząc daw ny porządek polityczny, oparty na przywileju, a sławę polskiego żołnierza po całym roznosili świecie.

Kościuszko nie dowierzał N apoleonowi i chociaż tenże wszystkich używał sposobów, aby dla siebie pozyskać m ógł zaufanie Naczelnika — ten stronił od dworu p a ­ ryskiego i zasłaniając się danem carowi Pawłowi sło-

(43)

wem niewalczenia z Moskwą, do niczego mieszać się nie chciał. — Kościuszko żądał stanowczego zapew nie­

nia od Napoleona, że Polskę odbuduje — do czego tenże nie chciał się zobowiązać. — Przy tern nasz N a ­ czelnik narodu jako szczery republikanin, nie chciał łączyć się z cesarzem Francuzów.

Dzięki pom ocy narodu francuskiego, z odebranych od P rusaków ziem polskich, powstało Księstwo war­

szawskie, w którem zniesiono poddaństw o włościan, ogłoszono równość wszystkich mieszkańców i przywró­

cono prawa narodowości polskiej. Miał to być zawiązek przyszłego państw a polskiego. I istotnie wkrótce przyłą­

czono do niego część ziem polskich, które odebrano od Austryi. — W roku 1812 N apoleon wypowiedział wojnę Moskwie. Skoro tylko przeszły przez Niemen wojska francuskie i polskie, została ogłoszona wolność włościan litewskich i pow ołano samych obywateli, ażeby z pom iędzy siebie wybrali zarządy krajowe.— Ale klęska, jaka spotkała Napoleona, była także klęską dla Litwy, Rusi i Polski, a zwłaszcza dla włościan litew­

skich i rusińskich, albowiem M oskale nie uznali ich wolności, ogłoszonej przez N apoleona i przywrócili na nowo wszędzie poddaństwo.

Po upadku Napoleona, monarchowie zwołali zjazd, czyli kongres do W iednia w 1815 r., na którym posta­

nowili wszystko znów do daw nego stanu przywrócić.

I o losach Polski stanowić tam założono sobie. Ko­

ściuszko jako sędziwy i najzasłużeńszy z Polaków, wy­

znaczony został na przedstawiciela narodu, którego interesów strzedz miał na tym kongresie, ale przedsta­

wienia jego nie słuchano. Utworzono jedynie z części, która się znajdow ała p o d zaborem rosyjskim, tak zwane

41

(44)

królestwo kongresowe, pod władzą cara rosyjskiego Aleksandra I. jako króla polskiego. Kościuszko zawie­

dziony w nadziei, że kongres nie przywrócił Polski w granicach przedrozbiorowych — rozgoryczony i zb o ­ lały opuścił Wiedeń.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tak zwana opinia publiczna domaga się gromkim głosem (patrz opinie internautów o książce Jerzego Przy- stawy Poznaj smak fizyki), aby nauka w szkole była ciekawa, łatwa i

1) Są składnikami niezbędnymi w żywieniu człowieka dla normalnego przebiegu szeregu procesów zachodzących w jego tkankach. 2) Nie mogą być wytwarzane przez organizm i muszą

We wspomnieniach swych wychowanków i pracowników na zawsze zostawiasz obraz pełnej energii, ciągle gdzieś pędzącej, pani dyrektor, która jednak zawsze znajdowała czas,

Oblicz, na ile sposobów można zapisać w jednym rzędzie cyfry 0,

Jest to raczej sensotwórczy Duch, który aktualizuje się w samym procesie objawiania się naszym umysłom, albo też w sens wyposażony Byt, „co staje się, czym jest” dzięki

Tak więc zarówno pojedyncze stany psychiczne, jak i całe ich zespoły mogą kojarzyć się z pewnymi czysto materialnymi zjawiskami, zupełnie tak samo jak kojarzą się

Tego typu uwaga z miejsca dyskwalifikuje całe wywody — w sensie Wittgensteina obrazem nie jest wyrażenie, a zdanie, a, co więcej, autor myli „ma miejsce” z „może

Przeniesienie siedziby biblioteki centralnej z ul. Dąbrowskiego w Wirku jest konieczne z powodu złego stanu technicznego dotychcza- sowego budynku, który niszczony