Tadeusz Nyczek
Reb Tojwie i świat
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (10), 48-54
Tadeusz N yczek
Obrońca słów Tajem nicy
Reb Tojwie i świat
Reb Tojwie, ojciec m ałego A- ronka, ojciec M arii-C ham ariem , k tó ra zakochała się w goju i zd rad ziła jedno z głów nych p rzy k azań ży dow skiej religii, m ąż Elke, w iecznie rozgoryczonej sta rz eją ce j się kobiety, otóż reb T ojw ie został na św iecie sam z w łasnym i złudzeniam i: w szystkie je go najdroższe m yśli sprofanow ano, n ajśw iętsze czy n y w yśm iano. Został sam jed en n a s tra ż y boskości ziem skiego żyoia; na s tra ż y T ory i jej przykazań, w ierzący w uczciwość św iata i ludzi; naiw ny reb Tojwie, w ciąż oszukiw any, w ciąż p rz e g ry w a jąc y z podłością i m ałością, głupstw em i zawiścią. On, obrońca słów T ajem nicy — w p lą ta n y w sąsiedzkie spory, rodzinne kłopoty, b ra k pieniędzy.
„— Ja też nie m ówię o pieniądzach — uspokoiła się matka — ale po co on ma robić sobie wroga za darmo? On i tak ma ich dosyć”.
R eb Tojw ie m a poczucie końca św iata. U p ad ają w a r tości, Żydzi m yślą już ty lk o o dobrach doczesnych, p ra w d y m o raln e rozm ien iają się n a d robne usługi, w yko ny w ane na rzecz sum ienia za odpow iednią
4 9 R E B T O J W I E I Ś W I A T opłatą. Zrobić św iństw o je st czym ś ta k pow szednim , że nie w a rty m m achnięcia ręką. R eb Tojw ie czuje, ja k ziem ia z każdym dniem u su w a m u się spod nóg, ja k w szystko, dzięki czem u m ógł spokojnie u p ra w iać sw oje poletk o nauczyciela i k ap łan a, k ru szeje m u w palcach, ro zsy pu je się z każdym dotknięciem . Przecież jed n a k w ierzy do końca, że ty lk o p raw d a absolutn a, tylko n au k a m a jakiś sens w życiu. „— Mądrość... ho, ho — ojciec pokręcił głow ą — to w ielka wygrana, to nauka, to wiedza, to czystość m yśli. A czystość m yśli to czystość uczynku. W szystko inne to obrazek za cen ta. Wszystko iinne to jest czcze. Próżność próżności — w szy stko próżne. Tylko nauka nie. Kto zasm akował w nauce, ten zaznał prawdziwego szczęścia. Ten przylgnął ustami do źró dła prawdziw ego życia”.
R eb Tojw ie w ierzy ł w dobrą wolę, w dobre słowo, w św iętość, k tó ra je st do osiągnięcia tu , n a ziemi, ty lk o trzeb a być bogobojnym , praw do m ó w n y m i praw d oczy nn y m . Jeg o k lęsk a je s t k lęsk ą św iatopoglą du nie w ytrzy m u jąceg o p ró b y życia. Po kolei w alą się n a niego w szystkie m ożliw e trag edie. O debrane m u zo stają godności w y k o n y w an ia obrzędów ; o de b ra n e dzieci, k tó re uczył; dorosła c ó rk a w yjeżdża z dom u, zm ienia im ię z C ham ariem n a M arię i uczy w pdlskiej szkole, w d o d atk u kocha nie-Ż yda; sta rsz y syn u ciek a n a W ęgry do huzarów , n a całej linii zw y cięża zło w postaci triu m fu re b Schariego, św iętoszka uk ładnego i sprytneg o , nie m ającego złudzeń co do n iec z y ste j n a tu r y rzeczyw istości.
D obro p rze g ry w a ze złem . Ś w iat p rzedm iotów zw y cięża św iat idei. Bóg i reń sk i, Tora i cen t z a k re śla ją g ran ice lu d zk iej w ielkości i m ałości. Ale S tr y j ko w sk i je s t zb y t p rzen ik liw y m pisarzem , żeby uś w ięcać jedn ą, a potępiać d ru g ą stro n ę tej opozycji, zestaw iać b a rw y w yłącznie k o n tra sto w o .' G ranice w a rto śc i są z n a tu r y nieostre, podziały sztuczne. Ż y cie, to n o rm aln e, zw ykłe życie, codzienne, z jego w y m ag a n iam i i p raw am i, nie je s t czym ś jedy n ie god nym pogardy, odrzucenia. Reb Tojw ie zn a jd u je się
Być praw do mównym i prawdo czynnym Tora i cent
T A D E U S Z N Y C Z E K 5 0 »Cały dzień gada z Bogiem ” Pow ieść z przesłaniem
cały czas po ta m te j stronie, po stro n ie Boga i idei. Po tej — zostaje m a tk a i dzieci, ub ranie, jedzenie, ko m orne. G orzka, b ru d n a, odpychająca, ale n ieu c h ro n na rzeczyw istość, z k tó rą trzeb a się — nolens wolens ■— pogodzić, bo je s t św ia te m danym n a m ja k ciało, rozum , ja k K sięga. M atk a m a rac ję. R eb Tojwie, to „(■••) nieszczęście, nie mąż! N aw et ta szmaciarka Zełde, sio stra grubej Ester, ma lepsze życie niż ona: Mąż kaleka, a jednak pomaga żonie wynosić worki z kłakami na rynek. Z tego, że ojciec siedzi cały dzień i gada z Bogiem, nic do garnka nie wpadnie. Odkąd go zna, nie m iała z nim jed ne go dnia dobrego. Do czego on się w łaściw ie nadaje?”
Glosy w ciemności są więc także m etafory czn ą roz
p raw ą z id ealizacją dogm atów nie odnoszonych do życia n atu raln eg o . A le je s t to mimo w szystko u zależ nienie w tó rn e. G łów ną ideą pow ieści pozostanie „ p ro fa n a c ja ” d ucha przez ciało, „ czy stej” m o ra l ności przez „n ieczy ste” fak ty . K o n stru k c ja dość o- czyw ista, zbudow ana na zasadzie k o n tra stu : w szy stko, co je st fab u łą i ak cją książki, zm ierza do w y kazania przew ag i ciała n ad duchem ; k lęska T ojw ie- go, o k ru tn a i bezw zględna, nie pozostaw ia tu żad n y ch w ątpliw ości. Ś w iat zm ierza k u złu, zło p an u je , zwycięża. Ale ty m bard ziej u leg a idealizacji sfera ducha, ty m s ta je się „w yższa” , św iętsza, b ard ziej upragniona. Im głębiej upad a Tojwie, ty m jego n a u ki są czystsze, w znioślejsze; ty le tylko, że nie m a k o -' m u ich szerzyć. Glosy w ciemności są głosam i na puszczy. C iem ności k ry ją ziem ię zbyt dokładnie, by zabłysło jeszcze św iatło bojaźni bożej. O praw na w skórę Tora reb Tojw iego zostanie sym bolem w alk i o św iatło u traco n e. C hyba bezpow rotnie. Było to w ro k u 1912.
K siążka S try jk o w sk ieg o je st pow ieścią z p rze sła niem , z m orałem . C zytelniku, zastanów się nad sobą, n ad w łasn y m życiem . W yb ieraj. Jeszcze tylko ty m o żesz odnaleźć w sobie n au k i dobra i p raw dy . Ś w iat został skalany, ale w tobie może jeszcze w szystko nie
5 1 R E B T O J W I E I Ś W I A T zgasło. W 1956 r., k ied y uk azały się Głosy w c iem no
ści, było to w ezw anie heroiczne. N astępn e w ydania
powieści Stryjk o w sk ieg o b y ły czym ś w ro d zaju k u r tuazyjnego gestu w sto su n k u do uznanego przez k r y ty k ę pisarza.
D w a la ta później, ju ż po zam ilknięciu Tojwiego, n a straży św iata została tylk o sam o tn a a u steria. Roz poczęła się pierw sza w ojna. S ta ry Tag, w łaściciel za jazdu, jest św iadkiem końca św iata g w ałto w n iej szego, drastyczniejszego niż ten, k tó ry u p ad ł z k lęsk ą reb Tojwiego. Ten koniec je st bow iem rzeczy w isty i nam acalny, b ru ta ln ie p raw dziw y. Z am iast porząd ku i sensu — chaos i nonsens. Nic nie będzie n ą swoim m iejscu, niczego nie da się uchronić, p rz e sta ły obowiązywać daw ne, s ta re p ra w a — życia, śm ie r ci. Rozsypało się dosłow nie w szystko. N aw et ciało przestało być bezpiecznym schronieniem . M odlitw a je s t tylko bezładnym , nic nie znaczącym m a m ro ta niem, w każdej chw ili m oże p rzy jść śm ierć, na k tó rą słowo już nie znajdzie ra tu n k u . Śm ierć, najb ard ziej absu rdaln a, n ajg łęb iej dośw iadczająca, przychodząca z nikąd, z zew nątrz, gdzie w s ta je pierw szy dzień wojny, pierw szy dzień zagłady. T ak bezsensow nie, przypadkow o ginie — zastrzelo n a — pięk n a Asia; niedługo p otem rów n ie ab su rd a ln ie — ginie kocha jąc y ją Bum . W ojna nie u sp raw ied liw ia ani miłości, ani m łodości, an i p iękna.
Z pierw szą śm iercią skończył się s ta ry św iat. Mo dlitw y, p ra w d y w iary , to ty lk o śm ieszne, niepo trzeb n e gesty. Chusydzi p rzy b y li do a u ste rii w raz z cadykiem , o d p raw ia jąc y ry tu a ln e obrzędy, podobni są p ajacom pociąg anym za sznu rk i: p o ru szają się je szcze siłą konw encji, ale w y sta rc z y noża czy kuli, by p aja c e zn ieru ch o m iały w błazeńskim geście p rze d m iotów m artw y ch . Ludzie, zeb ran i w a u ste rii s ta rego Taga, to ju ż ty lk o m ario n etk i pozbaw ione ja kiegokolw iek op arcia, p u n k tu zaczepienia. K oniec św ia ta nadszed ł dosłow nie n agle, bez żadnych fa n fa r
Samotna austeria na straży św iata N agły koniec św iata
T A D E U S Z N Y C Z E K
5 2
Parodia Arki Noego
i m ak ó w . (Przedm ioty i idee, ro zum i uczucie, w szy stk o p rzestało istnieć. N ajśw iętsze zakazy:
„—■ Świat został podzielony od stworzenia na Żydów i go jów. — Może... A le dzisiaj to już nie jest w ażne”.
Od: stw o rzenia św iata, k ied y jeszcze w szystko było m ożliw e — do jego końca, k iedy to j u ż w szystko jest m ożliwe, zak reśla się w id nok res Austerii. W ielkie koło zostało zrobione. W ieczność sku rczy ła się do chw ili. N aród, ludzie, p raw a , obyczaje, słow a — to ty lk o ta m ała a u s te ria n a rozdrożu, parodia A rki Noego n a ro zszalałych fala ch żyw iołu. Ludzkość s ta n ow i ty ch kilk a m a te k z dziećmi, g ru p k a chasydów , szewc, ap tek arz, fotograf, piekarz, w reszcie sam w łaściciel zajazdu, Tag. I jeszcze je d n a postać, n a j bardziej zagadkow a: dziew ucha od k rów — R usinka Jew docha. W cielenie biologii życia, in sty n k tu , „czy stej n a tu r y ” . U osobienie „g rz e c h u ” , któregoś dnia po p ro stu w yszła z rzeki, ja k w odna boginka, naga, zaczerw ieniona z zim na, i tak ju ż została, p rz y g a r n ięta przez Taga, jego sługa i kochanka, m edium i talizm an. Nie m a zresztą w sobie nic z tajem niczo ści w cieleń m istycznych. W ręcz przeciw nie: je s t ca ła z k rw i i kości, bliższa ziemi, tra w y i k ró w niż ludzi, p ro sta w ie jsk a dziew czyna, k rzep k a i tw ard a. To być m oże ona w łaśnie zostanie — ostatn ia — na sam otnej arce, b y dać początek now ej ludzkości. P a rab o la losów św ia ta zarysow ana w Austerii jest m aksym alna, m ieści w sobie n ajd alsze p rzeciw ień stw a, najg łęb sze sprzeczności. W ieczność i m om ent, ocalenie i upad ek . W reszcie chaos; te n także nie pozostanie bez dopełnienia. O dpow iedzią n a chaos m oże być ty lko p ró b a u rato w a n ia tego p rzy n a jm n ie j, co jeszcze da się w ynieść n ien aruszone z pożogi: nie winność. N iew inność człow ieka wobec m iażdżących go try b ó w upadającego św iata. S ta ry Tag w b rew w szystkiem u, zdrow em u rozsądkow i, bezpieczeństw u w łasnego życia, w b rew logice w ydarzeń pójdzie do ko m en d an ta m iasteczk a oznajm ić m u, że n iew innie powieszono B um a, k tó reg o złapano w chwili, gdy
5 3 I ł E B T O J W I E I Ś W I A T szedł na cm en tarz grzebać zabitą w czasie p rz y p a d kowej w ym iany strzałó w Asię. Pójdzie u rato w a ć je szcze ito przy n ajm n iej: o statn ią godność człow ieka wobec bezsensu historii. O debrać h isto rii o sta tn ie słowo. Będzie ono należało od niego; potem m oże zgi nąć — jak wszyscy.
Austeria u k azała się w 1966 roku. O k ilk a la t za
późno. Równie głęboka filozoficznie, literack o lepsza od Cam usow skiej D ż u m y , została w cieniu jej glorii polskiej. Egzotyka O ranu, przepuszczona p rzez f ra n cuski egzystencjalizm , zdom inow ała losy m ałego m iasteczka na naszym p rzedw ojen n y m wschodzie. Słow em -kluczem A u sterii był przy m io tn ik „ o sta tn i” . Ale przecież św iat nie zginął. P otop unicestw ił to, co było „przeszłością” , d aw n y m grzechem , ta m ty m ży ciem z jego p raw a m i i obyczajam i. C ezura w postaci d a ty w ybuchu pierw szej w o jn y je s t położona d ra s tycznie i ostro. P rz esta ł istnieć d aw n y Izrael. Sw oi sty m sym bolem u p ad k u może być w Głosach w
ciemności nie ty lk o klęsk a Tojwiego, ale przede w szystkim obcięcie p rzez „zh ań b io n ą” sio strę M arię pejsów m ałem u A ronkow i, zapisanem u do polskiej szkoły; w A u sterii o statn ie słow o n ależy do Jew do - chy p rzek lin ającej głupotę Taga udającego się do kom endanta. J a k i je st te n „n o w y ” św iat, p o w stały na g ru zach starego?
Otóż w yrazem jego je st sta n roztopienia, płynności, w ielow artości. E g zy stencjaln y m statusem : n iep ew ność. D om inantą psychiczną: poczucie p rzeg ran ej, poczucie klęsk i n a w szystkich polach życia; to w arzy szące n aw et tym , k tó ry m się powiodło w sensie m a terialn y m . Miłość, nienaw iść, pam ięć — to pojęcia na p o ły puste, na p oły m ętn e. Ciąży n ad nim i piętno n iew iary , n ie spełnionego cudu objaw ienia. K ażdy z b o h a te ró w Im ienia własnego — Złocisty, Adam , E dw ard , P io tr — albo p rzeg rał, albo w łaśnie p rze g ry w a sw ą m iłość. D alecy i b liscy przyjaciele, p rz y godni i p rzy pad k o w i znajom i p isa rz a -n a rra to ra z opow iadań a m e ry k ań sk ich (S y r iu s z , M artw a fala, Na
Ratować godność czł >wieka
Poczucie klęski
T A D E U S Z N Y C Z E K
5 4
wierzbach... nasze s k rzy p c e ) m ają w łasne w ille, sa
m ochody, u rząd zają ra u ty , chodzą do teatró w , na To nie ich p rzy ję cia dyplom atyczne. A le są w ew n ętrzn ie w ypa-świat leni. To nie ich św iat, nie ich życie, to w e w n ętrzn a i rzeczyw ista em igracja; tam to ju ż nie istnieje, po grzeb an e w ciem nościach przeszłości. S ą ja k akto rzy g rają cy rodzinę, dom, uczucia. Jeszcze m a ją w spom nienia, k tó ry c h się boją. P rzed sobą n ie m a ją ju ż nic. Ich dzieci należą do tej „n o w ej” rzeczyw istości, zapom inają języ k a i obyczajów ojców , n a nich u ry w a się w ielow iekow a łączność rozbitego n arodu. A k cja Im ienia w łasnego ro zgryw a się w Jugosław ii, w końcu la t pięćdziesiątych. O statnie opow iadania S try jk ow skiego um iejscow ione są dziesięć lat póź niej, w S tan ach . W szystko jedno, gdzie zastaje ludzi Drugi d ru g i potop. G roźniejszy — bo bezkrw aw y, bez zapo-potop? wiedzi, nic w nim z grozy T ajem nicy. I n ie m a kom u — juz trwa ratow ać tonącego o k rętu . S ta rz y są ju ż bezsilni, m łodzi w zru szają ram ionam i, lekkim k rok iem p rze sk a k u ją n a d ru g i brzeg. N ie m a kom u w ykrzyczeć w ielkich słów o zagładzie. P ato s je st śm ieszny, gesty heroiczne — naiw n e i p u ste . Ten d ru g i potop odby w a się p rz y w tórze g ita r elek try czny ch, p rz y szklan ce w hisk y z lodem , n a pikniku, na plaży, w teatrze, a n ieśm ie rte ln i u m ie rają cicho, p rzy fachow ej pie lęgniarce w ypożyczonej na d y ż u r p ry w a tn y .