• Nie Znaleziono Wyników

Po wojnie było ciężko o dobre ubrania i but - Amelia Sawa - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Po wojnie było ciężko o dobre ubrania i but - Amelia Sawa - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

AMELIA SAWA

ur. 1925; Siedliszcze

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Projekt Lublin. Opowieść o mieście, codzienność PRL, ubrania, szycie ubrań, Warszawa, zjazd młodzieży, materiały na ubrania, buty, szewc Jaskólski, ulica Słoneczna, Irena Wysocka

Po wojnie było ciężko o dobre ubrania i buty

Te pierwsze dni PRL-ki, to były bardzo nędzne. Bo to było po wojnie, wszyscy biedni, bo zginęło, spaliło się, zmarnowało, nic nie było. Po odrodzeniu też nic nie było. Ja na przykład moich synów nie mogłam ubrać przyzwoicie. No bo nie było w co. Takie barchanowe porcięta, takie szmatławe bluzki, no nie mogłam tego zrobić. Ale ja sobie zaradziłam. Przez całe życie jestem bardziej skąpa niż Szkot. Oszczędna i skąpa.

Nie skąpa, że komuś coś nie dam, tylko oszczędna bardzo. Do śmieszności mój mąż mówił: "Niedługo będziesz zapałkę na cztery kroiła". Jak będzie potrzeba, to jeszcze tak zrobię. Jak [synowie] byli młodzi, to w 1956 roku był zjazd młodzieży z całego świata w Warszawie, i postanowiłam wtedy pojechać z nim do Warszawy. Więc pojechaliśmy całą rodziną, pojechała babcia, dziadek, ja z mężem i oni obaj.

[Zajechaliśmy] do takiego przyjaciela mojego ojca, pana Misztala, który u ojca kiedyś pracował. Bardzo szanował mojego ojca. On nas przyjął, na ulicy Pawiej mieszkał, całą rodzinę przygarnął. Pierwsze było wyjście do ZOO. Potem chodziliśmy na ulicę, były takie spotkania, występy. Murzyna prawdziwego zobaczyli. I wszyscy byli przeważnie w strojach ludowych, to było przepiękne. To była świetna lekcja do poznania nowych ludzi z ałego świata. Przed wyjazdem miałam taką panią na [ulicy]

Kamiennej mieszkała, krawcowa, która szyła dla moich synów ubranka. Więc żeby nie ubierać ich w takie byle co, to prułam garnitury mojego ojca, mojego męża, a to były eleganckie garnitury z tych bielskich materiałów, przepiękne, perłowe, beżowe, różne. Prałam, prasowałam i ta pani szyła piękne garniturki, koszule z popelionowych koszul, takich pięknych, przedwojennych, bo to jeszcze te przedwojenne były w użytku. I szyła z tego. Jeździłam specjalnie do Czechosłowacji, żeby im kupić buty.

Bo u nas nie było butów, takie chodale były. To jeździłem do Czechosłowacji, żeby mieli ładne buciki, i mieli piękne zawsze. W Czechosłowacji była "Bata", taka firma. U nas w Lublinie przed wojną była "Bata", ale przed wojną były jeszcze ładniejsze buty,

(2)

nasze polskie, te "Bata" były takie praktyczne, takie codzienne. Natomiast, w Lublinie pan Jaskólski robił mi buty. To były super buty, przepiękne buty. A tam gdzie szkoła pani Arciszowej, teraz jest sklep z butami w tym budynku, tylko się wchodzi z rogu, a ten sklep był przed wojną na Kapucyńskiej, pierwszy. Buty były po piętnaście, dwadzieścia, dwadzieścia pięć i trzydzieści złotych. Zanim weszłam do szkoły, to musiałam obejrzeć wszystkie buty. Pan Jaskólski mieszkał chyba na [ulicy]

Słonecznej, boczna Narutowicza, miał kamienicę tam, dobrze sytuowany, bo to był najlepszy szewc lubelski. On mi szył piękne buty. Ale ja rysowałam mu fason, a on robił. I raz mi zrobił takie buciki, granatowe z beżem, z jaszczurki. Piękne były. I obcasy były takie, że trzeba by narysować. Na przedzie był taki wysoki, to się nazywało jakoś, ja już zapomniałam. Stawiałam nogę, on miał obrysować, żeby był właściwy numer, a ja powiedziałem: "Panie Jaskólski, pół numeru mniejsze niż noga".

-"Nie, nie mogę tego pani zrobić". I targował się ze mną. W końcu ja mówię: "Nie wykupię, jak nie będą małe". I kupiłam, założyłam, do kościoła poszliśmy, na Drodze Męczenników Majdanka, do tego dużego kościoła. I w kościele mało nie zemdlałam w tych butach, tak mnie dusiły, że słabo mi się robiło. Pamiętam, to była wiosna, taka wczesna, że jeszcze bardzo zimno było. Musiałam wyjść z kościoła i stanąć na zlodowaciałej trawie, bo już nie mogłam. Tak nawarzyłam sobie piwa. Ale w ogóle dużo mi robił butów i bardzo piękne. [A krawcowa, to była] pani Wysocka Irena, mieszkała na Krakowskim, jak się idzie, tam była Cepelia, ta uliczka, skręca się na Krakowskie Przedmieście, jedną się mija kamienice, tam były zawsze gazety takie różne, Empik, i następna brama, to pani Wysocka.

Data i miejsce nagrania 2016-02-15, Lublin

Rozmawiał/a Joanna Majdanik

Redakcja Piotr Lasota

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Były wystawy, dekorowane często przez profesjonalistów, to było fajne, że sklepy miały wystawy i to nie były takie, że tu masło położył, a tam jabłko, tylko to były

Słowa kluczowe projekt Pożar Lublina - 298 rocznica ocalenia miasta z wielkiego pożaru, rodzina, warunki życia, praca.. Było ciężko,

Mnie to może mniej interesowało, no ale wszyscy przesiedzieli, potem była jakaś nagonka, więc wszyscy uciekali, a mój ojciec szedł spokojnie, bo miał dziecko na ręku. Data i

W szkole prowadziła je pani wychowawczyni, dyrektora żona, która też taka była bardzo „harcerska” No i tam byli tacy starsi chłopcy i dziewczęta, którzy

To ona chodziła i chodziła jeszcze ze mną koleżanka, Marysia Szejbalówna się nazywała, która mieszkała w Nałęczowie!. I ona mnie zaprosiła do Nałęczowa

To nie było tak jak teraz, co się wszystko powie, co się chce, zrobi się jeszcze więcej.. My byliśmy tacy skromni, jak

Z pracą również było ciężko, bo pracy nie można było dostać dla młodego chłopaka, więc ja czepiałem się wszystkiego, co można było.. Nawet z kolegą ze

Piec był, okna, to były takie, że trzeba było szmatami u dołu [zatykać], bo to się rozwalało, wszystko szmatami trzeba było utykać, tak że jak przyszła zima, mroźna zima