• Nie Znaleziono Wyników

O ZASADZIfi WZGLĘDNOŚCI W POJĘCIU FIZYCZNEM CZASU I PRZESTRZENI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O ZASADZIfi WZGLĘDNOŚCI W POJĘCIU FIZYCZNEM CZASU I PRZESTRZENI."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

jsn>. 4 2 (1632). W arszaw a, dnia 15 października 1911 r. Tom X X X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W Warszawie: ro czn ie rb. 8, kwartalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową ro czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Redakcyi „W szechśw iata" i w e w szystk ich księgar*

niach w kraju i za granicą.

Redaktor oW szech ś w iata'1 prźyjm uje 2e sprawami redakcyjnem i cod zien n ie od god zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k cyi: W S P Ó L N A 37. T elefon u 8 3 “14.

O ZASADZIfi W Z G L Ę D N O Ś C I W P O J Ę C I U F I Z Y C Z N E M CZASU

I P R Z E S T R Z E N I .

(Hy p o t e zY Lo r e n z a i e i n s t e i n a).

Szkic z fizyki te o re ty cz n ej.

R zecz w y g ło sz o n a n a połączonem posiedzeniu S ekcyi n a u k ścisłych, i filozoficznych X I Z jazd u p rzy ro d n ik ó w i Jekarzy polskich w Ejrakow ie.

Pojęcia czasu i p rz e strz e n i do epoki najnow szej s ta n o w iły w y łącznie p rze d ­ m iot b ad ań filozoficznych. Dzieje filozo­

fii podają n a m cały s zereg określeń, za- pomocą k tó ry c h różni myśliciele, z aczy ­ na ją c od sta ro ż y tn o ś c i przez K a n ta aż do chwili współczesnej, s ta r a li się w y ­ ja ś n ić zagadn ien ie ty c h „try b ó w b y to w a ­ n i a 11. Zupełnie niespodziewanie j e d n a k dwaj badacze fizyczni, n a jp ie rw profesor h o len d e rsk i Lorenz, a n a s tę p n ie rozsze­

rza jąc i p o głęb iając p rzy puszczen ia tego o statnieg o m ło dy profesor p rask i E in ­ stein, w y s tą p ili z hypotezami, dotyczą- cemi owych pojęć zasadniczych, bardzo z m ieniającem i w s z y s tk ie d o tychczasow e poglądy. W p ra w d zie h y p o tez y Lorenza i E in ste in a nie m ają p rete n sy i do p ra w d y

bezwzględnej i są ty lk o t. zw., w m yśi teo ry i Machaj h y p o te z a m i #roboczemi“, dążącem i do o b jaśn ie n ia w sposób u m y ­ słowo najekonom iczniejszy pewnego sze­

r e g u faktów fizycznych; pomimo tego j e ­ d n a k z a słu g u ją n a najw iększą u w a g ę nie ty lk o fizyków, lecz i w sz y stk ic h bada- czów, k tó ry c h in te r e s u ją odwieczne za­

g a d k i przyrody. Tą powodowani m yślą p o sta ra m y się poniżej w d o stę p n ym ile możności w ykładzie wyłożyć zasadnicze m yśli L o re n za i E in s te in a i ich s tro n n i­

ków *).

J) L ite ra tu r a przed m io tu , n iezależnie od roz­

p ra w sp e cy a ln y ch L o ren za i E in ste in a i ic h m a ­ te m aty cz n eg o rozw inięcia przez M inkow skiegot j e s t n a w e t w t. zw . p opularnej lite ra tu rz e b a r­

dzo znaczna. N ie m ożem y je d n a k nie zauw ażyć, że w ie lc y m istrz e nauki, ja k P o in c a re i inni, w sw y ch ro zp raw ac h „p o p u lary za cy jn y c h " nie zaw sze m ogą b y ć zrozum iani przez zw y k łeg o czytelnika. P rz y ta c z a m y tu je d n a k n ajw a żn iej­

sze z ro zp raw rzeczonych:

W . W ien. U e b e r E le k tro n e n , rozd ział Rela- tiv ita e tsth e o rie , zdaniem naszem n a jd o stę p n ie j­

szy w y k ła d p rz e d m io tu (Lipsk 1909).

H e n ry k P o in ca rć . L a nouvelle M ecanigue, od­

c z y t w B erlin ie 1910 r.

E . Cohn. P h y sik a lisc h e s iiber R aum u n d Z eit, o d c z y t w S tra sb u rg u 1910,

(2)

658 WSZECHŚWIAT JSB 42

I.

Już dawno b a d a cz e zwrócili u w a g ę n a fakt, że jeśli t. zw. „ e te r “ czyli k oniecz­

ne podścielisko z ja w is k św ie tln y c h i elek ­ try c z n y c h (w m y śl teory i M axwella) nie j e s t bezpośrednio z w ią za n y z ciałam i m a- te ry a ln e m i i je ż e li ziem ia np. n a s z a w r u ­ chu sw y m w p r z e s trz e n i p rz e s u w a się, to e te r „p rz e strz en io w y " przech o dzi przez cząstki m a te ry a ln e j a k woda przez k l a t ­ kę np. ką pielow ą po g rążo n ą w p r ą d r z e ­ czny. Jeżeli j e d n a k p r z y jm ie m y tę hy- potezę (przeciw nej hy potezie, że c z ą s tk i e te r u są unoszone ra z e m z w a ż k ą m ate- r y ą w je j ru chu, p rze c z y s z ere g bezpo­

ś re d n ic h doświadczeń), to, zdaw ało się, m ożnaby obm yśleć doświadczenia, zapo- m ocą k tó ry c h byłoby m ożliw em oznaczyć a b s o lu tn y k i e r u n e k r u c h u w p rze s trz e n i.

Dośw iadczenie takie, znane w t e o r y i op­

ty k i, polega n a n a s tę p n y c h p o d sta w ac h . Jeżeli e te r w z g lę d em ciał m a te ry a l- n y c h b ę d ą cy c h w r u c h u j e s t w s ta n ie bezwzględnego spokoju, to p rom ień ś w ie tl­

ny, b ie g n ą c y w k i e r u n k u np. r u c h u zie ­ m i i w k i e r u n k u w p ro s t p r ze c iw n y m t e ­ m u ruchow i, w y m a g a różnego czasu do p rzebieżenia tej sam ej odległości n a z ie ­ mi. Rzeczywiście, jeżeli chyżość ziemi w je j r u c h u j e s t v, pręd k o ść rozszerza-

B erg. D as R elatm taetsprinzip d e r Elektrody­

nam ik. G e ty n g a 1910.

P la n c k . V o rlesu n g e n iiber th e o re tig c h e P h y - sik. L ip sk 1910, p re le k o y a ósma.

B ard zo d o stę p n y w y k ła d te o r y i w zg lę d n o śc i o pracow ał także r o d a k nasz, p. B iałobrzeski, w K i­

jo w sk im „P rze g ląd z ie fizy c zn y m “ (1910 roku) w ję z y k a rossyjskim .

P ie rw sz e h y p o te z y L o re n z a (sk racan ie ciał pod w p ły w e m ru c h u ) ogłoszone z o s ta ły ju ż 1892 ro k u , w ro zp raw ac h A k ad em ii n id e rla n d z k ie j n a u k i z o sta ły przez nas z re fe ro w a n e w ogłoszonem w „A teneum " 1892 r. stu d y u m „ E te r" , a n a s tę ­ p n ie p rz e d ru k o w a n e w n aszy c h „D u m an iach p rz y ro d n ik a " . W a rsz a w a 1900.

H y p o te z y E in s te in a w je g o w ła sn y m w y k ła : dzie zn a jd z ie cz y te ln ik w Z e its c h rift fu r Radio- a k tiv ita e t u n d E le k tro n ik w 1907 i w sp ó łc ze sn y ch A n n ale n d e r P h y s ik . M a tem aty c zn e u z u p e łn ie ­ nia M inkow skiego w je g o D ie G ru n d g leic h u n - g e n d e r E le k tro d y n a m ik fu r b e w e g te K o rp e r (G o e ttin g er N a c h ric h te n 1908) i te g o ż a u to ra

„R aum u n d Z e it“.

n ia się św ia tła c, to czas potrzebny, b y p ro m ie ń św ia tła przeszedł p r z e s trz e ń od ­ m ierzo ną n a ziemi a będzie w p i e r w ­ szym p rz y p a d k u w d ru g im

t2 = c^_v , przyczem c j e s t zawsze w ię ­ k sz e od v. (Dla r u c h u ziemi kolo słoń­

ca v : c = 1/ 10ooo)- Oczywiście zatem , że czas p rze biegu prom ienia w k ie r u n k u r u ­ c h u tL będzie zaw sze w ię k s zy niż w k ie ­ r u n k u w p r o s t przeciw ny m .

B y te n p ro sty w y n ik a lg e b raic z n y fi­

zycznie sobie uwidocznić, co j e s t k o n ie ­ czne dla zrozum ienia dalszego w y k ła d u naszego, w y o b ra ź m y sobie, że ziemia j e s t, z godnie z h y p o tez ą zasadniczą, k la tk ą , k tó ra , w r u c h u s w y m przez eter, s w o ­ bodnie przezeń przechodzi. Rozchodze­

nie się ś w ia tła w y o b ra ź m y ja k o p r ą d w o­

dy, w k tó re j p orusza się n a s z a k l a t k a z szybkością v zawsze m n ie jsz ą od s z y b ­ kości ś w ia tła c, t. j. naszeg o p r ą d u w o ­ dy. J e s t rzeczą ja s n ą , że czas, k t ó r y b ę ­ dzie p o trz e b n y , by w oda prze płynęła od je d n e j ś ciany k la tk i do d rugiej, je ż e li k l a t k a bieży równolegle z prąd e m , b ę ­ dzie te m m n iejszy im prędzej p rze m ie sz ­ cza się k la tk a i r ó w n y Je ż e lib y k l a t k a b iegła z s z yb k ością r ó w n ą p rą d o ­ wi (c=t>), to czas te n s ta łb y się n ie s k o ń ­ czenie w ielkim , co j e s t oczywiste, gdyż w ty m p rz y p a d k u cząstec z ki w ody będą zawsze w jed n a k iej odległości od ś c ia ­ n e k k l a t k i i przesun ięcie się w z g lę d ne j e s t niemożliwe. Oczywiście także, że g d y k l a t k a bieży przeciw p rąd o w i czas będzie tem krótszy, im w iększe v i wo- góle r ó w n y — ~ .

u c-f-u

Zasadnicze te pojęcia, przeniesione na z ja w is k a świetlne, pouczają nas, że jeżeli z określonego źródła ś w ia tła w y śle m y prom ień w k i e r u n k u r u c h u ziemi i n a ­ stępnie w odległości a u s ta w im y zw ie r­

ciadło, któ re p rom ień te n odbije w k ie ­ r u n k u p rze c iw ny m r ucho w i ziemi, to p r o ­ m ień n a tę p odw ójną drogę zużyje czas (jeżeli za ch o w a m y poprzednie z n a k o w a ­ nie) rów n y t = -}- ż2 =

(3)

„Na 42 WSZECHSWIAT 659

H. Merczyng.

(C. d. nast.).

M E C HAN IK A R U C H U RYB.

(Dokończenie),

Ruch ry b daje się naogół sprowadzić do w ę ż y k o w a te g o r u c h u falistego, j a k ­ kolw iek zdolność w y g in a n ia ciała n a bo­

ki nie u w s z y s tk ic h ry b je d n a k ie g o j e s t stopnia. W ę g o rz (Anguilla y u lgaris) m a j ą n ie s ły c h a n ie w y so ko rozwiniętą. Ciało jego może się w y g ią ć równocześnie w kil­

ku falach, k tó re wciąż przebiegają od głowy k u ogonowi. U k a rp ia n a to m ia s t r u c h te n o g ran icza się z pow odu nabitej form y ciała je d y n i e do uderzeń ogona n a oba boki.

Ruch w ę ż y k o w a ty polega n a wahadło- w em w y c h y la n iu się części ciała, a prze­

chodzi w form ie fal s ta le w j e d n y m k ie ­ runku. Na rycinie 1 widzim y sc h em a t

(Fig- !)•

S ch em aty c zn e p rz e d sta w ie n ie działan ia sił w r a ­ zie w ęż y k o w e g o ru c h u falistego.

(W e d łu g H essego).

takiego ruchu, w dwu po sobie n a s t ę p u ­ j ą c y c h fazach. Góra fali a p rze su n ę ła się w drugiej fazie do a', dolina fali 6 do V. Nie j e s t to falowanie stojące i op a rte 0 stałe węzły, j a k w s tr u n ie d rg ają ce j.

W ta k im p rz y p a d k u nie byłoby żadnego ru chu z miejsca. I sto tą r u c h u w ę ż y k o ­ watego j e s t w łaśnie p rzesuw anie się fal 1 ich postępow anie wzdłuż ciała. Je śli łuk pierwszej fazy A , oznaczony 1, w fa­

zie B prze su ną ł się do 1', to ma to ten sam sku te k , j a k g d y b y wiosło 1 o w y ­ sokości ruszającego się ciała posunęło się z ró w n ą chyżością do i', podobnie 2 do 2', i 3 do 3'. Poniew aż wiosła te są um iesz­

czone skośnie do k i e r u n k u ruchu, wobec tego z ich działania n a wodę je d n a tylk o m a w p ływ n a poruszenie się naprzód, mianowicie sk ła d o w a p rostop a d ła do k ie ­ r u n k u ruch u. D ziała ona, j a k wiosło o wysokości ciała poruszającego się, a szerokości rów nej am plitu d zie fali.

Trzez opór s ta w ia n y przez wodę po stę ­ powi fal porusza ciało naprzód, a m ian o­

wicie w k ieru n k u przeciw nym k ie r u n k o ­ wi p o su w a n ia się fal.

Dla postępow ego działania r u c h u w ę ­ ż ykow atego w wodzie j e s t obojętne, w j a ­ kiej płaszczyźnie odbyw a się r u c h falo­

wy, czy w poziomej, j a k u w ęg o rza i irt*

nych, czy też w pionowej j a k u flondry.

(Rycina 2). N a to m ia s t w z m a g a się efekt

(Fig. 2).

Płynąca flondra. (Według Hessego).

d ziałania im wyższe j e s t ciało p o ru sz a ­ jące, to znaczy im szersza je s tjp o w ie r z -

chnia u d e rz a ją c a wodę i im dłuższa j e s t am p litud a fali, bo w te d y rośnie szero­

kość u d erzającego wiosła, a opór w ody w z r a s ta proporcyonalnie do powierzchni poruszanego ciała. Również i liczba ró ­ wnocześnie przez ciało przechodzących fal w zm aga działanie, bo przez to m no ­ ży się liczba działających wioseł; ko­

r z y s tn a z a te m dla r u c h u j e s t pokaźna

(4)

660 WSZECHSWIAT JA 42 długość ciała. Szczególnie w a ż n a j e s t

szybkość, z j a k ą fale p rz e b ie g a ją ciało, gdyż opór w o d y j e s t w p ro s t proporcyo- n a ln y do k w a d r a t u sz y b ko śc i p o r u s z a j ą ­ cego się w niej ciała.

N a przyspieszen ie r u c h u z a te m w y w ie ­ r a j ą w pływ , albo zw ięk szen ie p o w ie rz ­ chni falującej (wysokie p ł e tw y — k a rp , lipień (Thym allus vulgaris)), zw ię k sz e n ie a m p litu d y fal (węgorz), pom nożenie licz­

by poszczególnych fal ró w n o c z e s n y c h (węgorz), albo w reszcie p rz y s p ie sz e n ie p o s tę p u fal (ry b a w ucieczce).

Ruch ry b, j a k w spo m nieliśm y, zależnie od gib k ości ciała o d b y w a się przez falo­

w an ie ciała albo w całej j e g o d łu g ośc i (węgorz, minóg) albo ty lk o ogona, j a k u s p o d o u s ty c h (rycina 3), k a rp ia , p s t r ą g a

(F ig. 3).

R u c h y spodoustej r y b y S cy liu m ea n ic u la w cza­

sie p ły w a n ia . P o s tę p fa l 1 i 2 p rzez ciało od przodu k u ty ło w i. (W edług m o m e n ta ln e g o zd ję­

cia fo to g raficzn eg o z E . J. M areya).

i praw ie w s z y s tk ic h n a szy c h r y b sło dk o ­ w odnych. P a le p rzecho d zą zaw sze p r o ­ stopad le do p łasz c zy z n y s y m e t r y i i w k ie ­ r u n k u najdłuższej osi ciała czyli p rz e ­ bieg u kręgo słupa, a z a te m u w iększości ry b w płaszczyźnie poziomej. P a l p rze ­ chodzących w płaszczyźnie s y m e t r y i u ry b niem a. P rz echo dzą one w p ra w d z ie u flon- d e r w płaszczyźnie pionowej (rycina 2), ale też u nich, j a k w iadom o płaszczy zn a s y m e t r y i leży poziomo.

i P ła sz c z u g i (Sąuali) n a to m ia s t s p ła s z ­ czone w k i e r u n k u g r z b ie to b r z u s z n y m nie m o g ą falow ać ciałem n a wzór flonder.

W io s łu ją j e d y n i e n a m a ły c h p r z e s t r z e ­ n iach u d e rz e n ie m n a boki ogona. W r a ­ zie i n te n s y w n e g o p ły w a n ia p o r u s z a ją

(rycina 4) swem i szerokiem i p łetw am i piersiowemi.

(F ig. 4).

R u c h y p łe tw płaszczugi, Squalus. P o stę p fal 1 i 2 przez p łe tw ę od przodu k u ty ło w i—w obec nieru ch o m eg o k ręgosłupa. (W edług m o m e n ta ln e­

go zdjęcia fo tograficznego z E . J . M areya).

K sz tałt ciała r y b y aż do szczegółów d ro b n y c h obliczony j e s t na pobyt, ru ch i w a r u n k i w wodzie. J e s t to w w ięk szo­

ści p rzy padków form a ściśnionego z bo­

kó w o krętu, k tórego ~ w szy stkie w y s t a j ą ­ ce części (płetwy) s k ła d a ją się w k i e r u n ­ k u p r ze c iw n y m k ie ru n k o w i ruch u , czyli zgodnym ż k ie r u n k ie m działania siły oporu wody. Nigdzie n ie m a t u żadnej zapory s ta w ia n e j wodzie, k t ó r a n a j e d n ę ty lk o n a t y k a się powierzchnię zaczepie­

n ia — głowę, a rozbiwszy się o je j n a p ó r om u sk iw a się o ściśniające się ku ogo­

nowi boki. Podobnież i w ysokość ciała r y b y w w ięk szo ści p rzy p a d k ó w opada ku ogonowi. K sz tałt ciała r y b y s p ro w a ­ dza się do klina, k tó re g o n a jg ru b s z y m ko ńcem j e s t głowa.

Sposób um ieszczen ia i połączenia cza­

szki z kręg o słu p e m m a u ry b dla me-

(5)

J\ó 42 WSZECHSWIAT 661 c h a a ik i r u c h u niem a łe znaczenie. J e s t

to s z ty w n e połączenie więzadłowe, które nie pozwala na w ielką ruchliw ość głowy.

Z p u n k t u w idzenia m ec h a n ik i ru ch u ryb, m a to wielkie znaczenie, gdyż podczas p ły w a n ia i p ok o n y w a n ia oporu wody gło­

w a to ru je d ro g ę —o je j z a te m n ieru c h o ­ mość rozbija się opór wody, k tó ra ła ­ godnie n a s tę p n ie prze pływ a wzdłuż bo­

ków ciała. Ostre znów zakończenie gło­

w y w y b ie g a ją c y m wprzód p ysk ie m przy ­ czynia się do łatw ie jsz e g o prucia wody, w idzim y zatem w y n ik a ją c e z budow y ogólnej ciała n ow e u łatw ienie dla poko­

n a n ia oporu wody.

P o ru s za ją cy m m o to re m ruch ó w w ęży­

k o w a ty c h są m ięśnie boczne ciała, k tóre też są u ry b ro zw in ię te silnie i je d n o ­ stajnie. N a jk o rz y s tn ie js z y dla r u c h u w ę ­ ż yk o w a tego j e s t ś c iśn ięty z boków k s z ta łt

<

(Fig. 5).

Przekroje poprzeczne przez ryby żyjące w spo­

kojnym biegu rzek. a — karaś (Carassius vulga- ris), b — siekierka (Rhodeus amarus), c — karp (Cyprinus carpio), cl — leszcz (Abramis brama).

ciała. Z drugiej s tr o n y lepiej j e s t dla p rac y m ięśni bocznych, g d y się ich m a­

sa z e środ k o w uje n a w ysokości k rę g o s łu ­ pa; o d d z ia ły w a to n a grubość ryby.

Zwiększenie się m u s k u la tu r y w zm ag a siłę i szybkość fal, a przez to powoduje stosunkow o silniejszy opór wody, niż w razie z w iększen ia się wysokości ry b y . N a jle p sz e p ły w a k i z pośród ry b m ają ciało obłe, o k rąg łe w przecięciu poprzecz- nem . Z b o k u śc iśn ięty lub spłaszczony k s z ta ł t nie n a d a je się dla r y b żyjących w wodzie w zburzonej. D aje on różnie sk ie ro w a n y m prądo m wzburzonej w ody

zawielkie płaszczyzny zaczepienia. W b a r ­ dzo w a rtk ie j wodzie byłoby to te m fa­

talniejsze, że ryb a, j a k to j u ż wyłuszcza- liśm y z okazyi s ta t y c z n y c h w a ru n k ó w w wodzie, że r y b a j e s t w wodzie n ie ­ ważka. W oda tem łatwiej w y ru s z a ła b y j ą z rów now agi i kręciłaby dokoła n a j ­ dłuższej osi ciała. Dlatego w sp ok ojn ych wodach s p o ty k a m y ry b y o ciele z bok u ściśniętem , j a k (rycina 5) k a rp (c), k a ra ś (a), leszcz (d), siekierka, jele c i t. d., a w w a rtkic h i rw ą c y c h r y b y o p r z e ­ k ro ju praw ie w alcow atym , j a k (rycina 6)

a .

(Fig. 6).

Przekroje poprzeczne przez ryby żyjące w w art­

kich i rwących strumieniach: a—głowacz (Cottus gobio), 6—strzebla (Phoxinus laevis), c—brzana

(Barbus fluviatilis).

brzana (c), głowacz (a), strz e b la (Foxi- n u s laevis—6), p s trą g .

Poniew aż ogon dla większości r y b j e s t n a jw ażniejszym organem ru chu , przeto nie bez znaczenia j e s t dla m ec ha nik i r u ­ chu budow a i k s z ta łt ogona i p łe tw y ogonowej. A n a to m ia porów naw cza roz­

różnia trz y najw ażn iejsze ty p y ogona u ryb. U lancetnika, minogów, r y b dwu- d y sz n y ch i w ęgorza (rycin a 7) s tr u n a

(Fig. 7).

Ogon węgorza (Anguilla vulgaris) zbudowany według typu „diphycerk“.

g rzb ietow a czy też k ręg o słu p kończy się z ty łu równo i j e s t otoczony z g rzb ie tu i od stro n y brzusznej ró w n y m b rzeż­

(6)

662 WSZECHSWIAT M 42 kiem p łe tw y ogonowej z jej p rom ieniam i.

F o rm a ta p łe tw y ogonowej n a z y w a się

„ d ip h y c e rk 11 i j e s t n a jp ie rw o tn ie js z ą for­

m ą ogona ry b y . U sp o d o u s ty c h (Sela- chia) i k o s to łu s k ic h (Ganoidei), np. u n a ­ szych je s io tró w , k ręg o s łu p z a g in a się w ty le w ogonie k u górze, a s tr o n a b r z u ­ szna p łe tw y ogonowej o sią g a szczególną szerokość. Ta form a n a z y w a się „ h ete- rocerk" ( ry c in a 8). R yby kostn o szkiele- towe (Teleostei) w y k a z u ją napozór zupeł-

(F ig . 8).

Ogon jesiotra (Aoipenser) zbudowany według t y p u „heterocerk".

n ą s y m e try ę w b ud o w ie ogona; u k r y w a się t a m j e d n a k pod te m podobne z a g ię ­ cie k r ę g o s łu p a k u górze j a k u t y p u po­

przedniego. S y m e tr y ę z e w n ę tr z n ą po­

w oduje je d n o s t a jn e i s y m e try c z n e r o z ­ m ieszczenie p ro m ie n i p letw o w y c h . Ten typ p łe tw y n a z y w a m y „ h o m o c e rk “ ( ry c i­

n a 9).

(Fig. 9).

Ogon okonia (Perca fluyiatilis) zbudowany według t y p u „homooerk".

A s y m e tr y a płetw ty p u „ h e te r o c e r k a w p ły w a w szczególny sposób n a ru ch . Górny b rze g tej p łetw y , przez k t ó r y p r z e ­ chodzi k ręg o słu p do końca, s ta w ia w o ­ dzie w czasie r u c h u w ię k szy opór niż dolna j e g o część, t. zw. „ c h o rą g ie w k a" . W razie w y c h y la n ia ogona w obu k i e ­ r u n k a c h na boki dolna w io tsz a część wlecze się za g ó r n ą (rycina 10). Opór wo­

d y (2) w y w ie r a na tę o dchyloną skośnie

„ chorągiew kę" n a c isk w górę w kierun-

(Fig. 10).

Schemat działania sił podczas ruchu ogona typu

„heterocerk". Strzałka 1 wskazuje kierunek ru ­ chu osi płetw y ogonowej (kręgosłupa). Strzałka 2 przedstawia kierunek oporu wody (prostopa­

dle do „chorągiewki"). Opór wody daje się roz­

łożyć na dwie składowe: poziomą, która znosi się z ruchem osi i drugą pionową (3), działającą

ku górze.

k u p rostopadłej sk ładow ej (3), przez co tył r y b y podnosi się k u górze, głow a opada w dół. T e m u obrotow i dokoła ś ro d k a ciężkości, r y b a p ły n ąc n a w prost, przeciw działa zapomocą płetw p iersio ­ wych. P łynięcie w k i e r u n k u d n a je s t przez to u rzą d z e n ie bardzo ułatwione.

P ł e tw y grzbietow e i o d b y to w e służą ry b o m do p ow iększenia p o w ierzchn i fa­

lu jącej. U ry b je d n a k p o rusz a jąc yc h się zapomocą w y c h y le ń sam ego je d y n ie ogo­

na, to zw iększenie nie m a p raw ie żadnego w pływ u. T am rola płetw y grzbietow ej i od­

b ytow ej ogranicza się je d y n ie do u t r z y ­ m an ia r y b y w położeniu pionowem, przez zapobieganie w y w ró c e n iu się n a boki.

W chwilach s z y b k ic h zw ro tó w p łe tw y te sk ła d a ją się, ab y zm niejszyć opór s ta ­ w ia n y zm ianom k ieru n k u .

Dla r u c h u postępow ego p łe tw y p a rz y ­ ste piersiow e i brzuszne, są praw ie bez znaczenia. Służą one je d y n ie ja k o ster, do n a d a w a n ia ru ch o w i k i e r u n k u w górę lub w dół. N iek tó re ry b y , j a k karp, u ż y ­ w a ją ich do powolnego pływ ania, j a k wio­

seł. Naogół p łe tw y piersiowe i brzuszne służą do u t rz y m a n ia ciała w r ó w n o w a ­ dze. U wielu r y b środek ciężkości p ę ­ c herza p ław nego leży wyżej niż środ ek ciężkości ciała r y b y (okuń, lin, klonek).

Ta s ta ła ró w now aga zostanie n ie z a c h w ia ­ n ą n a w e t w ted y, gdy r y b ę pozb aw im y p łetw piersiow ych i b rzu szn ych. Inne zaś ry b y , k tó ry c h śro dek ciężkości ciała

(7)

JM® 42 WSZECHSWIAT 663 leży wyżej niż śro d e k ciężkości pęcherza

pozostają w rów now adze niestałej (ukle- ja, płotka); p od ciągłą grozą w y w ró c e n ia się, m u sz ą przez balansowanie płetw am i u trz y m y w a ć rów now agę. Pozbawione p łe tw o b racają się brzuchem k u górze.

Ru chem więc s w y c h płetw piersiow ych i brzu szn y ch te r y b y m uszą położenie swe stale reg u lo w a ć i pilnie strzedz, aby nie n astąpiło to fatalne dla n ich z a b u ­ rzenie rów now agi.

I s to ta i zasada r u c h u j e s t więc u ryb, j a k widzieliśm y, wszędzie t a s a m a — fa ­ listy r u c h ciała. S p o ty k a m y jed y n ie ró ­ żne j e g o m odyflkacye zależnie od w a r u n ­ ków, w j a k i c h r y b a p rzeby w a i od spe- cyalnych trud n ości, ja k i e m a w życiu sw em do zwalczenia. Do nich dostoso­

w uje się je j organizm, do nich n a k ła n ia ­ j ą się je j narzędzia i s tw a rz a się g ra j e ­ d n o lita —h a rm o n ijn a , k o n s e k w e n tn a i n ie ­ zawodna, g r a zw ycięska i ra d o s n a ,—k t ó ­ r ą zwiem y życiem przystosow anem do w arun k ó w .

D r. Franciszek Staff.

H. P O I N C A R E .

E W O L U C Y A P R A W .

(Dokończenie).

V.

P o ru szy łe m tę sp ra w ę tylko p rz y p a d ­ kowo; z a słu g iw a ła b y n a to, ab y o niej pom yśleć, lecz nie chcę zb y t daleko od­

chodzić od mego przedm iotu. Czy j e s t możebnem, a b y sprzeczności geologów doprow adziły kiedy k olw iek uczonych do w n io sk u o ewolucyi praw ? Zwróćmy p rz e d e w s z y s tk ie m u w agę na to, że tylko m łoda W ie d z a p o sługuje się rozu m ow a­

niem o p a rte m n a analogii, k tó re m obec­

n a geologia m usi się zadaw alać. W m ia ­ r ę swego rozw oju wiedza zbliża się co­

raz bardziej do stanu, do jakiego, j a k się zdaje, doszły ju ż a stronom ia i fizyka i w k tó ry m p ra w a m ogą być w y ra ż an e

ję z y k ie m m ate m a ty cz n y m . W te d y , to co m ówiliśmy n a po czątk u niniejszej p og a­

wędki, stan ie się znów praw d z iw em bez zastrzeżeń. Otóż wiele osób sądzi, że w szystkie n a u k i m ają wcześniej, lub pó­

źniej uledz tej samej ewolucyi. Gdyby ta k było, tru d n o ś c i mogące w y n ik n ąć, b y ły b y ty lk o chwilowe, z n ik ły b y z ro z­

wojem nauk.

Lecz nie m am y p o trz e b y czekać n a tę n iepe w ną przyszłość. N a czem polega rozum owanie geologa, oparte n a a n alo ­ gii? F a k t geologiczny w y d a je mu się t a k podobny do f a k tu współczesnego, że nie może przypisać teg o podobieństw a przypadkow i. Zdaje m u się, że może go w y tłu m a c zy ć je d y n ie przypuszczenie, iż oba te f a k ty w y tw o rz y ły się w ta k ic h sa m y c h w a ru n k a c h . U w ażałby, że w a ­ r u n k i były tak ie same, poza tem , że po­

niew aż p r a w a n a tu r y zm ieniły się w ty m p rzeciągu czasu, ś w ia t cały zmienił się do niepoznania. T w ierdziłby z jed n e j s tro n y , że t e m p e r a tu r a m usiała pozostać t a sama, g dy ty m c z as e m w s k u t e k o b a ­ lenia całej obecnej fizyki, s k u tk i te m p e ­ r a t u r y b y ły b y zupełnie odmienne, tak, że sam w y ra z te m p e ra tu ra s tra c iłb y wszelkie znaczenie. Oczywiście cokol- wiekbądź się stanie, nie za trzym a m y się n a podobnem pojęciu. Sposób, w j a ­ ki p o jm u jem y logikę, n ajzupełniej się te m u sprzeciwia.

VI.

A jeżeli ludzkość m iałaby istn ie ć dłu ­ żej, aniżeli przypuszczaliśm y, dosyć d łu ­ go, aby widziała, j a k p ra w a zm ieniają się w je j oczach? Lub też, g d y b y się zdobyła n a dosyć delikatne narzędzia, ab y ta zmiana, będąc n a w e t powolną, d a w a ła się odczuć po kilk u pokoleniach? Pozna­

w a lib y ś m y w te d y zm iany praw nie przez indukcyę, nie przez wnioskow anie, lecz przez b e zpośred nią obserw acyę. Czy po­

przednie rozum ow a n ia nie s tra c iły b y w a r ­ tości? Dzieła, w k tó ry c h b y ły b y opisane d oświadczenia n a szy ch poprzedników, b y ­ łyby tylko śladam i przeszłości, mówią- cemi nam o tejże przeszłości je d y n ie po­

średnio. S tare d o k u m en ty są dla h is to ­

(8)

664 WSZECHSWIAT JYo 42 r y k a tem , czem d la geologa s k a m ie n ia ­

łości, a prace d a w n ie js z y c h u czo n y ch są sta re m i d o k u m en ta m i. M ów iłyby n am o m yśli ty c h uczon y ch o tyle, o ile ci daw niejsi ludzie b y lib y do n a s podobni.

G dyby p ra w a ś w ia ta się zmieniły, od b i­

łoby się to n a w s z y s tk ic h częściach w s z e c h św ia ta i ludzkość n ie u n ik n ę ła b y ogólnego losu; jeżeli p rzy p uścim y , że m o­

g łab y istn ieć w in n e m środow isku, t r z e ­ ba b y , żeby się zm ieniła, a b y módz się do niego dostosow ać. W t e d y m o w a d a ­ w n iejszy ch ludzi s ta ł a b y się dla n a s n i e ­ zrozum iałą; w y ra z y , k t ó r e m i się p o s łu g i­

wali, nie m ia ły b y j u ż dla n a s znaczenia, lu b m iały b y inne, niż dla n ic h z n acze­

nie. Czy ta k ju ż nie j e s t tera z, po u p ł y ­ wie k ilk u wieków, chociaż p r a w a fizycz­

n e nie u leg ły zmianie?

W ra c a m y więc zawsze do teg o s a m e ­ go dylem atu: albo d a w n ie jsz e d o k u m e n ty p o z o s ta n ą dla n a s najzu p ełn iej j a s n e , a zatem św ia t pozostał t e n sa m i nic i n ­ nego z n ich się nie dowiem y, lub też s ta n ą się z a g a d k a m i dziś j u ż nie do ro z ­ w ikłania i niczego zupełnie n a u c zy ć n a s nie bę d ą mogły, n a w e t tego, że się p r a ­ w a zmieniły. W ie m y dobrze, że niew iele potrzeb a, aby się s ta ł y dla n a s l ite r ą m artw ą .

Z re sz tą d aw niejsi ludzie, t a k j a k i dzi­

siejsi mieli je d y n ie u r y w k o w ą znajom ość p r a w przyrody. Znaleźlib y śm y zawsze sposób połączenia t y c h dw u szeregów u ry w k ó w , n a w e t, g d y b y pozostały n i e ­ tk nięte; tem b a rd z iej więc, je ż e li m am y o n a jd a w n ie jsz y c h rzeczach Obraz p r z y ­ ćmiony, sła b y i nawpół z a ta rty .

VII.

S ta ń m y teraz n a i n n y m pu n k c ie w i­

dzenia. P ra w a , j a k i e o trz y m u je m y z bez­

p o średn iej obserw acyi, są zawsze tylko w ypad ko w em i. W e źm y n a p rz y k ła d p r a ­ wo M ariottea. Dla w iększości fizyków j e s t to tylko w y n ik teo ry i cy nety cznej gazów; m olekuły gazowe ożywione są z n a c z n ą szybkością, o p isu ją d rogi b a r ­ dzo złożone, dla k t ó r y c h m ożn ab y n a p i ­ sać dokładn e r ó w n a n ie , g d y b y się wie- działo, p o d łu g j a k i c h praw p rz y c ią g a ją

się w zajem nie lub odpychają. Rozpa­

t r u j ą c owe drogi podług p raw r a c h u n k u p raw d o p o d o b ie ń stw a , dochodzim y do w y ­ kazan ia, że g ę sto ść gazu j e s t proporcyo- n a ln a do jeg o ciśnienia.

A z a te m p raw a, rządzące ciałam i pod- leg a jąc e m i obserw acyi, b y ły b y tylko w y ­ n ik ie m p ra w m olekularnych.

Ich p r o s to ta b y ła b y ty lko pozorna i u k r y w a ła b y rzeczyw isto ść niezm iernie złożoną, poniew aż m ia rą ich złożoności b y ła b y sam a ilość molekuł. Ale w łaśn ie dlatego, że owa ilość j e s t wielka, różnice w szczegółach w y n a g ra d z a ły b y się n a ­ w z a jem i u w ie rz y lib y ś m y w harm onię.

Same m olek uły są to może św iaty; ich p r a w a s ą też może tylko w y p a d k o w em i i a b y znaleść ich przyczynę, trz e b a b y dojść aż do m olekuł molekuł, niew iedząc na w e t, n a czem się ostatecznie skończy.

P ra w a , dające się obserw ować, zależą z a te m od d w u rzeczy, od p ra w m o le k u ­ l a r n y c h i od p o rzą d k u molekuł. W łaśnie p ra w a m o le k u la rn e k o rz y s ta ją z n iez m ie n ­ ności, poniew aż są to praw dziw e p raw a, a inn e są tylko pozorne. Lecz p o rząd ek m olekuł może się zmienić i w raz z nim p raw a , k tó re m ogą być obserw ow ane.

Byłby to powód do u w ierzen ia w ewolu- cyę praw.

VIII.

P rz y p u ść m y istn ie n ie św ia ta , k tórego różne części m a ją przew odnictw o cieplne t a k doskonałe, że u t r z y m u ją się bez p rzerw y w s ta n ie rów now agi te m p e ra ­ tu ry . M ieszkańcy tego- ś w ia ta nie m ie ­ liby pojęcia o tem, co m y n a z y w a m y ró ­ żnicą te m p e ra tu r; w ich dziełach fizycz­

n y c h nie byłoby rozdziału poświęconego term o m e try i. Poza te m dzieła te m o g ły ­ by być dosyć dokład n e i m ó w iłyby o wielu p r aw a ch daleko n a w e t p ro st­

szych, aniżeli nasze.

W y o b ra ź m y sobie teraz, że ów ś w ia t oziębia się zwolna w s k u t e k prom ienio­

wania; t e m p e r a t u r a pozostanie wrszędzie jed n a k o w ą, ale zm niejszy się z czasem.

P rz y p u ść m y , że je d e n z m ieszkańców t e ­ go ś w ia ta wpadnie w le t a r g i obudzi się po u pływ ie kilku wieków; przyjm iem y, poniew aż ju ż przyjęliśm y tyle in n y ch

(9)

J\» 42 WSZECHSWIAT 665 rzeczy, że m ó głby żyć w zim niejszym

świecie i że zachow ał pam ięć o rzeczach daw niejszych. Zobaczy, że jego następcy piszą jeszcze k sią ż ki fizyczne, że w dal­

szym c ią g u nic nie m ówią o term o m e ­ try]', lecz że p ra w a , k tó re głoszą, są b a r ­ dzo odm ienne od tych, k tó re znał. Uczo­

no go n a p rz y k ła d , że woda wre pod ci­

śnieniem 10 m ilim etrów r tę c i, a nowi fi­

zycy zauważą, że dla zagotow ania wody t rz e b a obniżyć ciśnienie do 5 m ilim e­

trów. D a n e ciało, które znał dawniej ja k o ciekłe, p r z e d s ta w ia ć się będzie j e ­ dynie w s ta n ie s ta ły m i t. d. W zajem n e s to s u n k i ró żn ych części w s zech św iata z a ­ leżą w sz y s tk ie od te m p e r a t u r y i j a k t y l­

ko się ona zm ienia, w szy stk o j e s t oba­

lone.

A czy m y wiemy, czy niem a jak ie j fi­

zycznej istności równie d la nas n ie z n a ­ nej, j a k n iez n a n a była t e m p e r a tu r a dla m ieszkańców tego fantasty czneg o św ia ­ ta? Czy w iem y, czy la istność nie zmie­

nia się ciągle j a k te m p e ra tu ra kuli, t r a ­ cącej ciepło w s k u t e k promieniow ania, i czy ta zm ian a nie pociąga za sobą zm iany w sz y stk ic h praw ?

IX.

Wróćmy do n a szego urojonego św ia ta i z a d a jm y sobie p y tan ie , czy j e g o mie­

sz k a ń c y nie mogliby, n iep o w ta rza ją c h isto ry i śp ią c yc h z Efezu, zau w ażyć tej ewolucyi? Zapewne, ja k k o lw ie k d o sko ­ naleni byłoby przew odnictw o cieplne na ich planecie, nie byłoby bezwzględnem , tak, że różnice t e m p e r a t u r y nadzwyczaj słabe b y ły b y jeszcze możliwe. D ługo nie p o d d a w a ły b y się obserw acyi, lecz n a d ­ szedłby może dzień, w k tó ry m obmyślo- noby czulsze p r z y rz ą d y miernicze i w k tó ­ r y m g e n ia ln y fizyk w y k a z a łb y te praw ie niedostrzeżone różnice. P o w s ta ła b y te- orya, poznanoby, że te odch ylenia te m ­ p e r a t u r y m a ją w pły w na w s z y s tk ie z ja ­ wiska fizyczne i w końcu j a k i ś filozof, k tó re g o p o g lą d y w y d a ły b y się śmiałe i ry zyko w ne większości w spółczesnych, tw ierdziłb y, że średnia t e m p e r a tu r a w sz e c h św ia ta m o gła się zmienić w p r z e ­ szłości, a z n ią zmieniły się w sz y stk ie znane praw a,

Czy nie m ogliby śm y również zrobić czegoś podobnego? N ap rz y k ła d p ra w a zasadnicze m ec h a n ik i przez dłuższy czas były uważane za bezw zględne. Dziś nie­

k tó rz y fizycy twierdzą, że p raw a te m u ­ szą być zmienione, a raczej rozszerzone;

że są mniej więcej p raw d ziw e tylko dla ty c h prędkości, do k tó ry c h j e s t e ś m y p rz y ­ zwyczajeni; że p rz e s ta ły b y być praw dzi- wem i dla szybkości d a ją c y c h się poró­

w nać z szybkością św iatła. Opierają się na p ew n y c h doświadczeniach p r z e p r o ­ wadzonych zapomocą radu . D aw ne p r a ­ wa dy n a m ik i w p ra k ty c e niemniej po­

z o sta ją p raw dz iw e dla otaczającego nas św iata. Lecz czy nie m ożnab y powie­

dzieć z p e w nem i pozorami słuszności, że w s k u t e k s ta łe g o ro zp ra sza n ia en ergii prędkości ciał m usiały dążyć do zm niej­

szenia się, poniew aż ich żywa siła dą­

żyła do z am ian y w ciepło; że cofając się dosyć daleko w przeszłość, znalezionoby epokę, w której prędkości, dające się po­

ró w n a ć z p rędkością św iatła, nie były w yjątkow e, gdzie zatem klasyczne p ra ­ w a d y n a m ik i nie były jeszcze praw dziw e?

P rz y p u ść m y skądinąd, że praw a d a ją ­ ce się obserw ow ać są to tylko w y p a d k o ­ we, zależne je d n o c z e śn ie od p r a w mole­

k u la rn y c h i od u g rup o w a nia molekuł;

g d y w s k u te k postępów n a u k i zapoznam y się bliżej z t ą zależnością, d ojdziem y za­

pew ne do wniosku, że n a zasadzie w ła­

śnie p ra w m o lek ularn y ch u grupow anie m olekuł musiało daw niej być odmienne od dzisiejszego, a zatem, że p r a w a d a ­ j ąc e się obserwować, nie były zawsze takie same. W nioskow alib yśm y z atem o zmienności p raw , lecz, należy n a to dobrze zwrócić uw agę, czynionoby .to w łaśnie w imię zasady ic h n iezm ien no ­ ści. Tw ierdziliby śm y, że pozorne p raw a u leg ły zmianie, lecz dlatego, że praw a m olekularne, k tó re uw ażalibyśm y za p r a ­ wdziwe, b y ły b y głoszone za niezmienne.

X.

Z atem niem a ani je d n e g o praw a, k t ó ­ re m og lib y śm y wypowiedzieć z całą pe­

wnością, że zawsze było praw dziw e w przeszłości z tem sa m e m p rzybliże­

niem, co dzisiaj, więcej powiem, z p e ­

(10)

666 WSZECHSWIAT JS6 42 wnością, iż n ig d y n ie będzie m ożna w y ­

kazać, że daw niej było błędne. A j e ­ dnak niem a w te m nic tak ieg o , co m o ­ głoby przeszkodzić uczo n em u w zacho­

w aniu w ia ry w z a sa d ę niezm ienności, po­

nieważ żadne praw o nie będzie n ig d y mogło zejść do r z ę d u p r a w a p r z e jś c io ­ wego, o ile nie będ zie z a stą p io n e przez inne prawo ogólniejsze i b ard ziej z ro z u ­ miałe; że będzie zawdzięczało sw oję n i e ­ łask ę je d y n ie n a d e jś c iu tego now ego p r a ­ wa, tak, iż nie będzie b ezkrólew ia i że z a sa d y z ostaną u rato w a n e ; że to w imię t y c h zasad w prow adzo ne b ę d ą z m ia n y i że te właśnie p r z e w ro ty s a m e bę d ą n i e ­ jak o ich w spaniałem p otw ierd z en ie m .

Nie będzie można n a w e t stw ie rdz ić zmian czy to przez d ośw iadczenie, czy zapomocą w niosk ow an ia i w y tłu m a c z y ć ich nastę p n ie, s ta r a ją c się za n ik n ą ć w s z y ­ s tk o w syn te z ie mniej lub b a rd z iej s z tu ­ cznej. Nie, sy n te z a zjaw i się p ierw sz a i jeśli p r z y jm ie m y zm iany, to dlatego, a b y s y n te z y tej nie burzyć.

X I.

P od o b n a s y n te z a j e s t z re s z tą zaw sze możliwa. N iech n a m będzie wolno p osłu ­ g iw ać się przez chw ilę j ę z y k i e m m a t e ­ m aty c zn y m . P r z y p u ść m y , że s ta n w s z e c h ­ św ia ta będzie oznaczony przez n p a r a m e ­ tró w x u x>, — , x n ; p ra w a tego w sz e c h ­ św ia ta , u w a ż a n e za n iezm ienne, bę d ą w y ­ rażone w n a s tę p u ją c y c h ró w n a n ia c h r ó ­ żniczkowych;

d x i .

(1) - j j - = <pi ( » ! , a?2 ł . . . . , x n ) (i — 1, 2, . . . . , n).

Jeżeli zaś p r z y p u s z c z a m y , że te p ra w a są zmienne, n a le ż y pisać

d x i . .

(2) - j j - = i (xu x 2, . . . . , x n , t).

Zró żn iczk ujm y pierw sze z ró w n a ń (1), o trz y m am y :

. . d 2x i .

(3) (J t2 ~ X2l • • • • ) Xn , i)

g d y w d ru g im w y ra z ie z a m ias t p o c h o d ­ n y c h p o d s ta w im y ich w a rto ś c i (2).

W y r u g u j m y te r a z t z ró w n a ń (2) i (3) i załóżmy

d x j

będziem y mieli n - \ - 1 rów nań, k tó re mo­

żemy napisać:

, x d v, . . .

(4) — ^ = p (x x *2, , v{)

d x i .

- j j - — 0 i (a?,, *2, . . . . x n , «,), w k t ó r y c h czas nie będzie ja w n ie w y ­ stępow ał. R ów nania te w y r a ż ą w j ę z y ­ k u m a t e m a ty c z n y m u k ład p r a w n ie z m ie n ­ nych . W ystarczyło , a b y m dodał do p a r a ­ m etrów x t o k reśla ją c y ch s ta n św iata, no­

w y p a r a m e t r u , . J e s t to podobne do t e ­ go, czem byłoby w prow adzenie nowego pojęcia te m p e ra tu ry do fizyki fikcyjnego św iata, któ re g o powyżej w y m y śliliśm y dzieje.

W y b ó r tego p a r a m e t r u j e s t n a jz u p e ł­

niej dowolny, zrobiłem go w sposób t r o ­ chę g ru b y . G dybyśm y byli wzięli:

Vl = ^ J t <Pl ... Xn ’

może byłoby było lepiej; badacze, żyjący bliżej epoki t = o i nic n iew iedzący 0 zm ienności p raw , napisaliby:

d x 'i . .

= (p i {xu x 2, . . . . x n , 0)

1 m yśleliby, że vx j e s t zawsze zerem; pó­

źniej dokładniejsze p o m ia ry w y k a z a ły b y im, że zmienia się zwolna i ż e -p o ­ chodne zależą nie ty lk o od x , lecz

Ci t

i od teg o p a r a m e tr u wolno się zm ienia­

ją c e g o vŁ, k tó ry o d g ry w a łb y zatem tę sa m ę rolę, co t e m p e r a tu r a dla m ie s z k a ń ­ ców naszej urojonej planety.

XII.

D o tych czas pozornie zajm o w aliśm y się nie tem , czy p ra w a isto tnie się zm ie n ia ­ ją , lecz tylko tem , czy ludzie m ogą j e uw ażać za zmienne. Czy p ra w a ro z w a ­ żane ja k o istn ieją ce poza tw o rzą c y m lub o b s e rw u ją c y m je u m y słe m są n iez m ie n ­ ne sam e w sobie? N ietylko k w e s ty a ta rozw iązana być nie może, lecz niem a na jm n ie jsze g o sensu. Poco zad aw ać so­

bie p y tan ie , czy w św iecie rzeczy s a ­ m y c h w sobie p r a w a z czasem zmieniać się m ogą, k ie d y w podobnym świecie sło­

(11)

JMs 42 WSZECHSWIAT 667 wo „ c za s“ może niem a znaczenia? O tem,

czem te n ś w ia t j e s t, nie możemy nic po­

wiedzieć, ani nic pomyśleć, je d y n ie o tem, czem w ydaje się być, lub m ógłby się w yd ać um y sło m niez b y t odm iennym od naszego.

W t e n sposób wyrażone zagadnienie może ju ż być rozwiązane. Jeżeli w e­

źm iem y pod u w ag ę dw a u m y sły podob­

ne do naszego, obserw ujące św iat w dwu odm iennych epokach, oddzielonych na- p rz y k ła d m ilionam i lat, każdy z ty ch u m ysłó w s tw o rz y naukę, k tó ra będzie u k ła d e m p raw w yprow adzonych z ro zw a ­ żanych faktów. Nauki te będą p raw d o ­ podobnie bardzo różne i w tem znacze­

n iu m o żna by powiedzieć, że p raw a ule­

gły ewolucyi. Lecz ja k k o lw ie k w ielka by ła b y różnica, zawsze będzie można w y obrazić sobie inteligencyę podobną do naszej, lecz znacznie większą, lub powo­

ła n ą do dłuższego życia, k tó ra będzie um iała zrobić sy n te z ę i zebrać w for­

m ule je d y n e j, niezaw ierającej sprzecz­

ności, obie form uły ułam kowe i zbliżone, do k tó ry c h doszli w k r ó tk im przeciągu czasu, j a k i m rozporządzali, dwaj chwilo­

wi badacze. Dla niej p ra w a się nie zmieniły, n a u k a pozostaje niezmienną, a ty lk o uczeni byli nied o brze poinfor­

mowani.

Używ ając po ró w n ania geom etrycznego, p rzy p u ś ć m y , że można p rze d s ta w ia ć zmia­

n y ś w ia ta przez k r z y w ą analityczną. K a ­ żdy z n a s może widzieć je d y n ie bardzo m ały łu k tej krzyw ej; g d y b y ś m y go znali dokładnie, w ysta rc z y ło b y to do w y p ro w a d z e n ia ró w n a n ia krzyw ej i do p rzedłu żen ia jej w nieskończoność. M a­

m y j e d n a k o ty m łuku niedoskonałe po­

jęc ie i m ożem y się pomylić co do tego równania: jeżeli się s ta r a m y o p rz e d łu ­ żenie krzy w e j, linia, k tó rą nakreślim y, oddali się od rzeczyw istej krzyw ej tem wTięcej, im z n a n y łu k m niej będzie roz­

leg ły i im więcej się będzie chciało p rze ­ dłużać ów łuk. In n y badacz będzie znał je d y n i e in n y łu k i również będzie go znał niedoskonale.

Jeże lib y obaj badacze byli daleko j e ­ den od drugiego , oba nakreślone p rzez : Uich p rzedłużenia nie zgodzą się ze so- |

bą, lecz to b y n ajm n iej nie dowodzi, że badacz, m ają cy lepszy wzrok, k tó ry zo­

baczyłby bezpośrednio większą długość krzyw ej, tak, że o bjąłby jedn ocześn ie oba te luki, nie b y łb y w stanie n a p is a ­ n ia rów n a n ia dokładniejszego i k tó re b y pogodziło ich rozbieżne formuły; i n a w e t jak k o lw ie k k a p ry ś n a by łaby rze c z y w i­

s ta krzyw a, będzie zawsze istn iała k r z y ­ w a analityczna, k tó ra n a dowolnej d łu ­ gości odchyli się od niej dowolnie mało.

Zapewne wielu czytelników zgorszy się, widząc, że co chwila pozornie za stę ­ p u ję świat przez u k ła d p ro sty ch sy m b o ­ lów. Nie j e s t to tylk o s k u te k zawodo­

wego przyzw yczajen ia m atem atyk a; isto ­ t a mego przedm iotu stanowczo narzucała mi to stanow isko. Ś w ia t b erg son ow ski n iem a praw; to, co może mieć p raw a , j e s t jed y n ie mniej lub więcej zm ienionym obrazem, j a k i sobie z niego tw orzą u c z e ­ ni. Gdy się mówi, że n a tu r a j e s t rz ą ­ dzona przez praw a, rozumie się, że ten obraz j e s t dosyć podobny. O nim więc i je d y n ie o nim m am y rozumować, gdyż inaczej z achw ieje się n a w e t samo p oję­

cie praw a, k tó re było przedm iotem n a ­ s zych badań. Otóż te n obraz daje się rozkładać; m ożna go rozłożyć na p ier­

w iastki, rozróżnić w nich chwile ze­

w n ę trz n e j e d n e dla drugich, części nie­

zależne. Jeżeli niekiedy przesadziłem w uproszczeniu i doprowadziłem te p ie r­

w ia s tk i do z b y t małej liczby, j e s t to t y l ­ ko k w e s ty ą stopnia; nic to nie zmieniało isto ty moich rozum ow ań i ich znaczenia;

ich wyłożenie stało się dzięki tem u po- p ro stu krótsze.

Tłum. Ii. G.

JE D E N W IĘ C E J P R Z E D S T A W I­

CIEL F L O R Y PO LSK IEJ.

W czasie je d n e j z w y cieczek florysfcycz- n y c h w o k o lica ch W ło cław k a sp o tk a łe m zn aczn e sta n o w isk o D y p ta n u b iałeg o (D ic- ta m n u s F ra x in e lla P e rs., sy n . D. alb u s L .).

W y stę p u je on pod S ta ry m K u lin em po w.

lipnow skiego w ziem i p łockiej, n a m alow- niczem zboczu, p o ch y ło k u W iśle spadają-

(12)

6G8 WSZECHSWIAT JV» 42

cem , pełnem c z a ro w n y c h a ro z le g ły c h w ido­

ków bądź to na W ło c ław ek , bąd ź te ż n a w i­

ją c ą sig w śród w y so k ic h sw y c h b rzeg ó w w stę g ę W isły. J e s t to , ja k d o ty c h c z a s , bo­

daj czy nie je d y n e m iejsce w y stę p o w a n ia dziko ro d zin y R u ta c e a e u n as. Z aró w n o bow iem często h o d o w an a w o g ro d a c h R u ta ( R u ta g ra v e o le n s L ), ja k te ż i sz k la rn io w ej w y m ag a jąc e p iec zy p rz e d sta w ic ie le g r u p y A u ra n tia c a e , są to m ie sz k a ń c y s tr e f z w r o t­

n ik o w y ch , w k tó r y c h ro d z in a ta szero k o i obficie je s t re p re z e n to w a n a .

D y p ta n to ro ślin a w ielo letn ia, w z ro ste m 1 m sięg ająca, o liściach n ie p a rz y s to -p ie rz a s ty c h , k w ia ta c h z lek k a n ie p ra w id ło w y c h , z e b ra n y c h w k w ia to s ta n g ro n ia s ty . O w oc s ta n o w i t o ­ re b k a , p ę k a ją c a ścien n ie, a w y rz u c a ją c a z siłą c zarn e, b ły szczące n a sio n a w ra z z z e­

w nętrznem u w a rstw a m i ow ocni. C ała ro ślin a w y d aje silną w oń a ro m a ty c z n ą , k tó r ą z a ­ w dzięcza ła tw o z a p a ln y m o lejk o m e te r y c z ­ n y m . To te ż w czasie u p a łó w le tn ic h w y ­ s ta rc z y zbliżyć z a p a łk ę , a b y z a ję ły się one płom ieniem .

W E u ro p ie D y p ta n w y s tę p u je w g u b . M ohylow skiej, w Kijowie, n a P odolu, w ca­

łej połd. R o ssy i po K a u k a z w łączn ie, w ś ro d ­ kow ej i p o łu d . E u ro p ie po g ra n ic e N iem iec, w reszcie n a całej p rz e s trz e n i A n g lii.

O dleglośó d zieląca s ta n o w is k a D y p ta n u od W ło c ław k a w ynosi około 4 k ilo m e tró w .

B . Kobendza.

A k ad em ia U m iejętn ości.

III. W y dzia ł m atem atyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia j lipca 1911 r.

P rzew od n iczący: D y r e k to r E . Jan czew sk i.

(D okończenie).

Czł. L . B irk e n m a je r p rz e d s ta w ia ro z p ra w ę p. Z y g m u n ta M y słak o w sk ieg o p. t.: „O. W a- le ry a n M agni i k o n tro w e rs y a w s p ra w ie od­

k ry c ia p ró żn i (1638 — 1 6 4 8 )“ .

P . M. zajm u je się k o n tro w e rs y ą , k tó r a zaszła w połow ie X V II s tu le c ia z p o w o d u książki: D e m o n stra tio o c u la ris loci sin e lo- ca to , c o rp o ris su cc essiv e m o ti in y a c u o , lu - m inis n u lli c o rp o ri in h a e re n tis ... (V a rsa v ia e 1647). A u to re m je j b y ł z a k o n n ik w a rsz a w ­ ski, teo lo g , p o le m is ta i d y p lo m a ta , Y a le ria - no M agni, p re fe k t i w ik a ry u sz M isyj a p o ­ sto lsk ic h dla P o lsk i, C zech, W ę g ie r i N ie ­ m iec. P rz e b y w a ł on w P o lsc e od w s tą p ie ­ n ia n a tr o n k ró la W ła d y sła w a IV aż do j e ­

go śm ierci. 12 lip c a 1647 ro k u o d b y ła się n a z a m k u w arszaw sk im p u b lic z n a dem on- s tr a c y a p ró żn i, w y tw o rzo n ej śro d k a m i fizy- cznem i, co w fizyce sch o la sty c z n e j u c h o ­ dziło za niem ożliw ość, z pow o d u t. zw . „ o b a ­ w y p ró ż n i“, w łaściw ej ja k o b y n a tu rz e . W ty m ż e m iesiącu zo sta ła u rz ą d z o n a d y ­ s p u ta z za rząd zen ia k ró la, k tó r y p ra g n ą ł pogodzić sp rzeczn e opinie. D o św iad czen ia i p rz e b ie g d y s p u ty , w raz z te o ry ą zja w isk a M agni opisał w D e m o n stra tio , p o d ając się za a u to r a o d k ry c ia próżni. B y ło ono j e ­ d n ak że ju ż d o k o n an e od la t p a r u w e F lo - re n c y i, przez E w a n g e lis tę T o rric e lle g o , by ło p o w tó rz o n e przez B łażeja P ascala w R o u en . N a te j zasadzie p ro fe so r p a ry s k i G illes P e r ­ son ne de R o b e rr a ł w y s tą p ił p rzeciw k o O.

W a lery an o w i z z a rz u te m p la g ia to rs tw a , w p i­

śm ie: D e V a c u o ... a d N obiliss. r i r u m D. des N o y e rs. M agni u sp raw ied liw ia się w D e In v e n tio n e , n a rra tio a p o lo g e tic a , dow odząc, że n a p o m y sł w y tw o rz e n ia p ró żn i w p ad ł s a ­ m odzielnie „n em ine d o c e n te “ , podczas c z y ­ ta n ia D isco rsi G alileusza. W k o n tro w e rsy i w ziął u d z ia ł i P a sc a l. P . M. u p a tr u je n a j­

p raw d o p o d o b n iejsze ro zw iązanie s p o ru w p r z y ­ z n a n iu O. W a le ry a n o w i niezależn o ści w od­

k ry c iu p ró żn i, p rz y c z e m p ie rw sz e ń stw o n a ­ leży się b ezsp rzeczn ie T o rric e lle m u . W o- góle, w t y c h la ta c h w ielu u c z o n y c h b y ło n a tro p ie o d k ry c ia , do k tó re g o im p u ls dał G a­

lileusz w epokow em dziele: D isco rsi e di- m o n stra z io n i m a te m a tic h e (L e y d a e 1738).

Czł. L . B irk e n m a je r p rz e d s ta w ia rozpra­

w ę w ła sn ą p. t.: „A foryzm y z teoryi p o d ­ s ta w ie ń 11.

B e tti p o d ał w y rażen ia a n a lity c z n e w sz y st­

k ic h p o d sta w ie ń p ię c iu p rze d m io tó w ; H er- m ite ro zw iązał to sam o zad an ie dla sied m iu p rzed m io tó w , p rz y c z e m w y raził dom ysł, że w sz y stk ie dla m o d u łu p o trz y m a n e fu n k c y e b ęd z ie m ożna (b y ć może) w y razić p rzez p e ­ w n e je d n o m ia n y szczególniejszej b u dow y.

W p ra c y niniejszej p rof. B. zajm u je się te m sam em zag ad n ien iem , k tó re ro z trz ą sa dla liczb y 11, najbliższej po 7 liczbie pierw szej.

Z p o w o d u n a d zw y czajn ie sz y b k ieg o w z ro stu m nogości p o d sta w ie ń (dla p = 11 je s t ich 11!

czy li 39 916.800) p. B. o g ran ic za się do ro z ­ w a ża n ia zadania: w y k ry c ia fu n k o y j w sk a ź n i­

k a z, k tó r e , w y c z e rp u ją c c h o ciaż b y ty lk o n ie k tó re o b szary rzeczo n eg o zbiorow iska, p rz e d s ta w ia ły b y w y o d ręb n io n e g ro m a d y ( g r u ­ p y ) p o d sta w ie ń je d e n a s tu p rz ed m io tó w . T a k o g ran iczo n e zad an ie m oże b y ć rozw iązane, j a k p. B. p rz e d sta w ia w p om ienionej ro z ­ p ra w ie . D o m y sł H erm ite a nie doznał p rz y - te m p o tw ie rd z e n ia ; sp ro w ad zen ie fu n k c y j do je d n o m ia n ó w p rzez w y ró żn ian ie re s z t i n ie- re s z t w sk a ź n ik a z m oże b y ć d o k o n an e (dla m o d u łu 11) ty lk o w n ie k tó r y c h p rz y p a d ­ k a c h . W o s ta tn im u s tę p ie sw ej ro zp raw y

(13)

.Na 42 WSZECttSWIAT 669

' p . B. p o d aje p ró b y u o g ó ln ien ia n ie k tó ry c h w y n ik ó w , o trz y m a n y c h dla m o d u łu 11. P o ­ m ięd zy in n em i w y k a z u je , że dw uw y razo w e fu n k c y e , p o jaw ia jąc e się dla m odułów 5, 7 i 11, is tn ie ją ta k ż e dla w sz y stk ic h m o d u ­ łów p, b ę d ą c y c h , liczbam i pierw szem i.

Czł. L . M archlew ski p rz e d sta w ia rozpraw ę p p . Sc. T o łło czk i i K. K lin g a p. t.: „O chlo­

ro w a n iu n a tu ra ln y c h gazów n a fto w y c h w p o d ­ w yższonej te m p e ra tu rz e w obec k a ta liz a to ­ r ó w '.

B ad an ie zo stało p o d ję te celem w y k ry c ia n a jo d p o w ied n iejszy ch w a ru n k ó w chlorow ania n a tu r a ln y c h gazów m e ta n o w y c h w sposób c ią g ły , n ie g w a łto w n y , albow iem c h lo ­ ro w an ie m e ta n u i je g o n ajb liższy ch homo- logonów , zaró w n o n a drodze ciep ln ej ja k o te ż p rzez b ezp o śred n ie działanie p rom ieni sło n e c z n y c h je s t połączone, ja k wiadom o, z ek sp lo z y jn y m p rze b ieg iem re a k c y i. B ad a­

n iu p o d d a n y z o sta ł n a tu ra ln y gaz n afto w y (b o ry sław sk i), za w ie ra jąc y około 8 0 % m e‘

ta n u . P p . T. i K. opracow ali dw ie m e to d y p o stę p o w a n ia , o d p o w iad ające pow yższym w a­

ru n k o m . O biedw ie na drodze te rm ic z n e j z u ż y c ie m n ie lo tn y c h k a ta liz a to ró w np.

C u C ]2: 1) ch lo ro w an ie z u ży cie m n a d m ia ru c h lo ru 2) ch lo ro w an ie sto p n io w e, kolejne, z u ż y c ie m n a d m ia ru g az u . P ierw sza m e to ­ d a p ro w ad zi do zw iązków zu p ełn eg o uchlo- ro w an ia ja k o to : c z te ro c h lo rk u m e ta n u CC14, p e rc h lo re ty le n u C2 Cl4, p e rc h lo re ta n u C2 016, p e rc h lo rn u z o lu 0 4 C6, p e rc h lo rb e n zo lu 0 6 Cl6, ja k o g łó w n y c h p ro d u k tó w . W y d ajn o ść s u ­ row ego p r o d u k tu oleistego w ynosi ok. 4 g n a 11 g a z u . Z apom ocą m e to d y d ru g iej o trz y m a n o zarów no niższe ja k o też i w y ż­

sze ch lo ro p o c h o d n e m e ta n u i je g o n ajb liż­

sz y c h hom ologonów . Z su ro w y ch p ro d u k ­ tó w re a k c y i g azo w y ch i c ie k ły c h w y o d rę b ­ n io n e zo stały : C hlorek m e ty lu C H 3 Cl, ch lo ­ re k m e ty le n u C H 2 Cl2, chloroform CHC13, c z te ro c h lo re k w ę g la CC14, p e rc h lo re ty le n C2 Cl4 i jeszcz e k ilk a in n y c h p ro d u k tó w o w y ższy c h p u n k ta c h w rz en ia i w yższych c ię żarach c zą ste c zk o w y c h , n a razie bliżej n ie z b a d a n y c h . W y d ajn o ść ogólna w ynosiła 1,14 g n a \ l g a z u . N a d to stw ierdzono, że o p tim u m te m p e r a tu r y re a k c y i w razie u ż y ­ cia C uC l2 ja k o k a ta liz a to ra leży w okolicy 300°. Sam m e ta n pozbaw iony sw y c h w y ż­

sz y c h hom ologonów nie ch lo ru je się je d n a k w ty c h w a ru n k a c h . O becność w y ższy ch h o ­ m ologonów działa w ięc „ in d u k c y jn ie " na p rz e b ie g ch lo ro w an ia m e ta n u . W dalszym c ią g u b a d a ń p p . T . i K . stw ierd zili i o p ra ­ cow ali ró w n ież m eto d y ch lorow ania gazów n a fto w y c h zapom ocą c ic h y c h w yładow ań e le k try c z n y c h , ja k o też zapom ocą p rom ieni u ltra fio le to w y c h (lam p y uw iolow ej). Opis w y n ik ó w o sią g n ię ty c h będzie p rzed m io tem n a s tę p n y c h p u b lik a c y j.

Czł. L . M archlew ski p rz e d sta w ia ro z p ra ­ w ę pp. M arcelego S tra s z y ń s k ie g o i W ojcie- oha S w ięto sław sk ieg o p. t.: „O o trz y m y w a ­ n iu s ta ły c h soli d w u azo n o w y ch p rz y p om o­

c y c h lo rk u n itro z y lu " .

P p . S. i Ś. w y p raco w ali m eto d ę o trz y m y ­ w an ia s ta ły c h c z y s ty c h soli dw uazo n o w y ch (chlorków i siarczanów ), k tó ra p olega na d ziałan iu c h lo rk u n itro z y lu n a ro z tw ó r a lk o ­ holow y a m in u , zakw aszony stężo n y m k w a­

sem sia rczan y m , lub n asy co n y bezw odnym ch lorow cow odorem . B a d an ie m iało na celu szczególniej p rep aro w an ie c z y sty oh soli d w u ­ azonow ych, p o trz e b n y c h do w y zn aczen ia s ta ły c h te rm o c h e m ic zn y c h szeregów re a k c y j ty c h soli z łu g ie m sodow ym .

Czł, L . M archlew ski p rz e d sta w ia ro zp raw ę p p . J . B u racze w sk ieg o i L . K rau zeg o p. t.:

„O kw asie o k sy p ro tsu lfo n o w y m . Część I “.

P p . B. i K. u tle n ia li różne g a tu n k i b ia ł­

k a kam eleonem . O trz y m a n y p ro d u k t, na z w an y p rzez M ałego k w asem o k sy p ro tsu lfo ­ n ow ym i u w a ż a n y p rzez now szyoh b ad a- czów za m ieszaninę ró ż n y c h ciał, u d ało im się przez w y g o to w an ie n a jp ie rw z bezw od­

n y m k w asem octow ym , a p o te m z 96°/0 a l­

koholem rozdzielić n a k ilk a sk ład n ik ó w , ró ­ ż n ią c y c h się ro zp u szczaln o ścią w ty c h od­

c z y n n ik a c h . R ozdzielone sk ła d n ik i badali n a stę p n ie co do zachow ania się w zględem o d o zynników n a białko: re a k o y a M iliona i k s a n to p ro te in o w a w y p ad ła u jem n ie, M oli-o sc h a i A d am k iew icza nao g ó ł dosyć n ie p e ­ w nie, n a to m ia st re a k c y a b iu re to w a i z ł u ­ giem i o c ta n e m ołow iu każą p rzy p u szczać, że poszczególne fra k c y e p rz e d sta w ia ją ro z ­ m a ite sto p n ie u tle n ie n ia b iałk a. S palenia e le m e n ta rn e nie doprow adziły do p ew n iej­

sz y ch w niosków , dalsze w ięc b a d a n ia n ad is to tą t y c h w y o so b n io n y ch p ro d u k tó w są w to k u .

Czł. L . M archlew ski p rz e d sta w ia ro zp raw ę p. A . K rzem eck ieg o p. t.: „O jo d o w an iu i b ro m o w an iu ciał b ia łk o w y c h 11.

P . K. p o d d aw ał ro z m a ite b iałk a d ziałan iu ete ro w eg o i m ety lo alk o h o lo w eg o ro z tw o ru jo d u i b ro m u i o trz y m a ł p ro d u k ty b iałk o ­

we, zaw ierające m ax.: a) w razie u ży c ia b ia ł­

k a k u rz e g o 28 ,2 9 — 2 9 ,6 % J * 1 8 ,0 5 % B r, b) w razie u ż y cia b ia łk a z k rw i 2 8 ,4 8 % J i 2 0 ,4 9 % Br, c) w razie u ży o ia se rn ik a 19,1 — 2 4 ,9 % J , d) w razie u ż y c ia b ia łk a roślinnego 3 4 ,6 % J , w obec m ożliw ie nie- rozłożonej c ząsteczk i b iałk a. O trz y m a n e p ro ­ d u k ty badano dalej pod ro zm aitem i w zglę­

dam i. P rz e z ogrzew anie jo d o w an y ch p ro ­ d u k tó w z lo d o w aty m k w asem o cto w y m , ja- k o też przez tra k to w a n ie n a zim no aceto n em i tio siarczan em sodow ym odszozepiają się p e ­ w n e ilości chlorow ców , z czego p. K. w n io ­ sk u je , że istn ie ją one w b ia łk u w ro zm a­

ity c h w iązaniach. P rz e z g o to w an ie z w odą

Cytaty

Powiązane dokumenty

Sciences, ed. Określenie dewiacji w tym słowniku nie jest zresztą konse­ kwentne.. W odróżnieniu od poprzednio omawianej koncepcji prezentowane uję­ cie wymaga

W tym kontekście dokonano porównania wybranego produktu o charakterze elastycznym, umożliwiającym w określonym zakresie partycypację w pozytywnych zmianach na rynku w relacji do

Historycy czescy Wera i M irosław Hrochowie opublikowali w 1964 roku po- pularny a zarazem kompetentny zarys historii krucjat, który doczekał się polskiego

Jednakże już na samym początku, wydawało się, iż owa inicjatywa nie miała jakichkolwiek szans na powodzenie, z uwagi na blokowanie udziału Polski w Związku przez

acefat, acetamipryd, aldikarb, aldikarbu sulfon, aldikarbu sulfotlenek, alletryna, aminokarb, antrachinon, awermektyna B1a (abamektyna), azadyrachtyna, azynofos etylowy,

Po otrzymaniu uchwał organów jednostek samorządu terytorialnego wojewoda lub regionalna izba obrachunkowa przeprowadza postępowanie wyjaśniające. Organy te mają prawo do

Shilling (2010: 163) przytacza również dualistyczne podejście do ciała w pracach Eliasa, który włączył ciało do swoich prac jako przedmiot dys- kusji oraz analizował

Research into motivation to learn second or foreign languages has never lost its popularity since the publication of Gardner and Lambert’s (1972) seminal study