PISMO P R Z Y R O D N I C Z E
Z alecono do biblio tek n au czy cielsk ich i lic ea ln y c h pism em M in istra O św iaty n r IV/Oc-2734/47
W ydano z pom ocą fin an so w ą P o lsk ie j A k ad em ii N auk
TR ESC ZESZY TU 5 (2245)
H. K r z a n o w s k a , G en e ty k a a D a rw in o w sk a te o ria doboru n a tu ra ln e g o 97 J. L a t i n i , S a te lita rn e b a d a n ia n ie b a w p o d c z e r w i e n i ... 101
| J. M o w s z o w i c z j, U żyteczny św iat k a k tu só w . 103 L. K o s t r a k i e w i c z , W pływ zabudow y h y d ro tec h n icz n ej n a p rze m ian y
-stosunków h y drologicznych w re jo n ie zb io rn ik ó w zaporow ych K a rp a t p o l s k i c h ...105
Z. W i e r z b i c k i , Z h isto rii b a d a ń n ie k tó ry c h m in e ra łó w w ęglanow ych 110 N ag ro d y N obla
B a rb a ra M cC lintok — n a g ro d a N obla (fizjologia i m edycyna 1983) (H. K r z a n o w s k a ) ...113
P rz e g lą d n a u k an tro p o lo g iczn y ch
Różnice typologiczne m ię d zy ludźm i i k o n sty tu c jo n a liz m (oprać. W.S.M.) 116 D robiazgi p rzy ro d n icz e
N iezw ykle rza d k i p rz y p a d e k w y ro śn ięc ia je m io ły pospolitej na dębie bezszypułkow ym (C. P a c y n i a k ) .118
K oew olucja człow ieka, drapieżców i ro ślin o ż ern y ch (J. L atini) . . . 118 G rążyce n a staw ach ry b n y c h (L. P o m a r n a c k i ) .119
O chrona środow iska w C hinach (A. W i e r z b i c k i ) .120
Co p odnosi cu k ier w e k rw i? (J. L atin i) ... 121 W szechśw iat p rz e d 100 l a t y ... 121
R o z m a ito ś c i...122 R ecenzje
P. J. D a v i e s, A. H u x l e y : W ild O rc h id s of B rita in a n d E uropę (J. K o r n a ś ) ...123
C. B o h m : O k ra sn e r a s tlin y a źiv o tn i p ro stre d i (P. S zatkow ski) . . 124 A. P r i h o d a : P rlr o d a a ćlovek (M. Z. S z c z e p k a ) .124
Cz. O k o ł ó w : B ib lio g rafia P uszczy B iało w ie sk ie j 1973—1980 (P. Bajko) 124
S p i s p l a n s z
la . C E R E U S sp. F ot. Z. R yn Ib. E S P O S T A sp. Fot. Z. R yn Ila . SE T1C E R E U S sp. F ot. Z. R yn Ilb . SE LE N 1C E R E U S sp. Fot. Z. R yn
III. JE Ż E rinaceus europaeus L. F ot. P. S u ra
IV. R Z E K O TK A DRZEW NA H yla arborea (L.). Fot. P. S u ra
O k ł a d k a : M A G ELLA N K A C hloephaga pieta (G m elin). F a lk la n d y , Chile, p łd. A rg e n ty n a . F ot. W. S tro jn y
P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E
O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. K O P E R N I K A
TOM 85 ZESZYT 5
(ROK 103) MAJ 1984 (2245)
HA LIN A KRZANOW SKA (Kraków )
GENETYKA A DARWINOWSKA TEORIA DOBORU NATURALNEGO
Niedawno świat naukow y obchodził uroczyś
cie dwie ważne rocznice: w 1982 r. minęło sto lat od śmierci Karola Darwina, zaś w 1983 r . — 30 lat od odkrycia struktury DNA, co zapo
czątkowało erę genetyki molekularnej. Z tej okazji warto przypomnieć, w jaki sposób burz
liw y rozwój genetyki w pływ ał na kształtowa
nie się poglądów dotyczących procesu ewolucji.
Oryginalna teoria Darwina (1859) zakładała, że tworzywem ewolucji są drobne, dziedziczne różnice występujące wśród osobników w po
pulacji; na tę bezkierunkową zmienność o cha
rakterze ciągłym działa dobór naturalny, któ- ry — jako czynnik przystosowaczy — w yzna
cza dopiero kierunek zmian ewolucyjnych.
Najpoważniesza luka tej teorii wynikała stąd, że Darwin nie znał przyczyn zmienności ani mechanizmu dziedziczenia. Genetyka jeszcze nie istniała, a co gorsza — panował pogląd, że dziedziczność przekazana przez ojca i przez matkę stapia się ze sobą jak dwa zmieszane płyny, zaś potomstwo wykazuje cechy pośred
nie. W m yśl tej koncepcji; zmienność między osobnikami powinna by zanikać, a w takim razie dobór naturalny nie m iałby pola do dzia
łania. Ta sprzeczność, której Darwin nie umiał w ytłum aczyć, doprowadziła go do przypisywa
nia, w późniejszych latach, dużego znaczenia dziedziczeniu korzystnych zmian nabytych.
Rozwinął naw et teorię, która miała tłumaczyć mechanizm tego zjawiska. Pierwszym , który już w X IX w. zdecydowanie odrzucił m ożli
wość dziedziczenia cech nabytych, był neodar- winista, August Weismann.
Tymczasem już w 1866 r. ukazała się praca Grzegorza Mendla, który usunął zasadniczą przeszkodę, gdyż obalił koncepcję stapiania się dziedziczności. Udowodnił, że elem enty dzie
dziczne przekazane przez każdego z rodziców zachowują swą odrębność i segregują nieza
leżnie od siebie w następnych pokoleniach, a w ięc zmienność wcale się nie zmniejsza.
Jednakże praca Mendla przeleżała niezauwa
żona aż do 1900 r., kiedy to dopiero po jej ponownym odkryciu narodziła się genetyka.
Zderzenie tej nowej nauki z teorią Darwina było dramatyczne. Przez pierwsze ćw ierćw ie
cze naszego stulecia obie koncepcje zdawały się nie do pogodzenia, zaś główna trudność w y nikała z różnicy zapatrywań na charakter zmienności.
Przypomnijmy, że w edług Darwina tworzy
wem, na które działa dobór naturalny, jest dziedziczna bezkierunkową zmienność o cha
Egz. ob.
98 W s z e c h ś w ia t, t. 85, n r 5/1984
rakterze ciągłym . Natom iast genetycy, którzy od początku odrzucili m ożliwość dziedziczenia zmian nabytych, twierdzili, że zmienność cią
gła w ynika w yłącznie z oddziaływ ań środowi
skowych i jako taka nie podlega dziedziczeniu, a w ięc dobór naturalny jest w stosunku do niej bezsilny. Dziedziczą się jedynie m utacje, które wyobrażano sobie jako rzadko w ystępu
jące, w ielk ie skokowe zm iany, z reguły nie
korzystne. Dobór naturalny od razu odrzuca takie nieudane m utanty, a pozostałe osob
niki —. jak sądzono — tworzą czyste linie, jednorodne genetycznie, na które selekcja nie może działać. Z kolei m utacje korzystne zda
rzają się zbyt rzadko, aby od nich m ógł za
leżeć postęp ew olucyjny.
Ten pierw szy impas po zderzeniu wczesnej genetyki z teorią Darwina został przełam any w latach 30., dzięki rozwojowi genetyki popu
lacyjnej, której m atem atyczne podstawy stw o
rzyli R, A. Fisher, J. B. S. Haldane i S. Wright.
Jako datę przełom ową, przyjm uje się zw ykle rok 1937, kiedy ukazało się dzieło Genetics and the Origin of Species. Jego autor, Th.
Dobzhansky, był jednym z współtw órców ewo- lucjonizm u syntetycznego.
Przede w szystkim stwierdzono, że większość m utacji to w cale nie w ielk ie makromutacje (jak sądzili w cześni genetycy), lecz drobne, losowo zachodzące zm iany m ateriału dziedzicz
nego. W prawdzie są one z natury skokowe, ale powodują niew ielkie tylko różnice m iędzy osobnikami. W dodatku w ie le cech w ażnych z przystosowaw czego punktu w idzenia (np.
żywotność, płodność) stanowią cechy ilościow e, z których każda uwarunkowana jest wielom a genam i o sum ujących się, niew ielkich efektach cząstkowych. Nakładanie się drobnych, skoko
w ych zmian m utacyjnych doprowadza do po
wstania dziedzicznej zm ienności zbliżonej do ciągłej, takiej, jaką m iał na m yśli Darwin.
Ponadto, wprawdzie m utacje są jedynym pierw otnym źródłem zm ienności dziedzicznej, ale w populacjach rozmnażających się płciowo znacznie w ażniejszą rolę odgrywa w tórne źró
dło zmienności, jakim są rekombinacje genów.
Pow stają one dzięki niezależnej segregacji chromosomów w czasie mej ozy oraz dzięki zja
wisku Crossing over. W w yn iku tych procesów geny są w każdym pokoleniu na nowo prze- tasow yw ane i spotykają się w coraz to innych układach, tworząc nieskończone ilości różnych genotypów. Ma to duże znaczenie, gdyż m u
tacja szkodliwa w zestaw ieniu z pew nym i ge
nami czy w pew nym środowisku — może się okazać naw et korzystna na tle innych genów lub zm ienionego środowiska. A ponieważ naw et szkodliwa m utacja często się nie ujawnia, gdy jest maskowana przez dom inujący allel nor
m alny, lub przez inne geny, w ięc nie jest od razu usuwana, lecz przenosi się na następne pokolenia. Populacje naturalne nie tworzą w ięc linii czystych (z w yjątkiem gatunków o regu
larnym samozapłodnieniu), lecz w ykazują zmienność genetyczną.
Na tę w łaśnie bezkierunkową zmienność działają różne czynniki, które powodują zmia
n y ew olucyjne, gdyż zmieniają frekw encje poszczególnych genów w populacjach. Zmiany o charakterze losow ym w yw ołuje presja m u
tacyjna, m igracje osobników oraz dryf gene
tyczny, działający zwłaszcza w m ałych popu
lacjach. A le jedynym czynnikiem w yw ołują
cym zm iany przystosowawcze jest darwinow
ski dobór naturalny. Osobniki o genotypach m ających wyższą wartość przystosowawczą po
zostawiają w ięcej potomstwa, a w konsekw en
cji ich geny mają w iększy w kład do puli ge
now ej następnego pokolenia. Dzięki temu zwiększa się frekw encja genów o działaniu ko
rzystnym w danych warunkach. Tak w ięc oka
zało się, że genetyka nie tylko nie stoi w sprzeczności z darwinowską teorią, ale tłu
m aczy jej m echanizm y. Drobne różnice między genotypam i pod w zględem wartości przystoso
waw czej mogą w ystarczyć dla wyznaczenia kierunku zm iany ew olucyjnej, naw et jeżeli presja m utacyjna działa w kierunku przeciw
nym do selekcji.
Jednakże genetyka populacyjna przez długi czas pozostawała głów nie nauką teoretyczną.
Trudności jej stosow ania w yn ikały z dwu źró
deł. Po pierw sze, jej modele stanow iły nie
zm ierne uproszczenie w stosunku do zjawisk zachodzących w przyrodzie, a po wtóre, nie znano sposobu, aby zmierzyć rzeczyw iste za
soby zmienności w populacjach naturalnych.
Umiano zidentyfikow ać tylko tę część zmien
ności, która objawiała się wyraźnie widocznym i cecham i fenotypow ym i, zaś reszta pozostawała niewiadom a. Taka sytuacja trwała do połowy lat 60., kiedy przyszło następne zderzenie ge
n etyk i z teorią ewolucji. Tym razem, ze strony genetyk i m olekularnej, która wreszcie dostar
czyła m etody określania zasobów zmienności w populacjach naturalnych.
Skoro gen stanowi odcinek DNA kodujący sekw encję am inokwasów w białku, to podsta
w ienie jednego am inokwasu na inny świadczy o tym , że w genie zaszła mutacja. A w ięc ba
dając zmienność białek u osobników w popu
lacji, można wnioskować o zm ienności genów (ryc. 1). Poniew aż oznaczanie sekw encji ami
nokw asów w białkach jest zbyt pracochłonne, posłużono się metodą elektroforezy. Jeżeli bo
w iem w skutek zmiany am inokwasu zmieni się ładunek cząsteczki białka, to wykazuje ono inną ruchliwość w polu elektrycznym i na elektroforegram ie przesunie się na inną od-
!U LU H I LU LU— ona — LU UjlU-lL^i-Ui białko D "
elektroforeza
Ryc. 1. W y k ry w a n ie zm ienności białek . M u ta c ja (m) w D N A p o w o d u je za m ia n ę am in o k w asu w b iałk u ; je że li zm ien ił się ła d u n e k cząsteczki białk a, to p rz e su w a się ono n a in n ą odległość w p o lu e lek try cz n y m
W sz e c h św ia t, t. 85, n r 5/1984
99
ległość niż białko typowe. Wprawdzie metoda ta pozwala w ykryć tylko około 1/3 zmian w składzie am inokwasowym białek, ale za to umożliwia prowadzenie badań masowych.
Ogłaszane od 1966 r. w yniki badań nad zmiennością, czyli polimorfizmem, białek w po
pulacjach naturalnych w yw ołały w ielkie za
skoczenie. Zmienność okazała się ogromna.
Z kilkudziesięciu białek, enzym atycznych i strukturalnych, przebadanych u różnych ga
tunków, średnio aż 30% wykazuje w popu
lacjach zróżnicowanie, przy czym na osobnika przypada ok. 10% genów w układzie hetero- zygotycznym . A trzeba pamiętać, że są to war
tości zaniżone, gdyż metoda elektroforezy nie wykryw a 2/3 zmian aminokwasowych, które pozostają niezauważone. Zaczęto się zastana
wiać, czy tak olbrzymia zmienność mogłaby się zgromadzić, gdyby większość powstających mutacji miała charakter mniej lub bardziej szkodliwy i podlegała stopniowej elim inacji przez dobór naturalny.
W owym czasie znano już w ydajny m echa
nizm działania doboru, który nie tylko nie usuwa szkodliw ych genów, ale nawet utrzy
muje je w wysokiej frekwencji. Dzieje się tak w tedy, gdy wartość przystosowawcza hetero- zygoty jest wyższa niż obu hom ozygot (tab. 1).
K lasyczny przykład stanowi anemia sierpowata u ludzi. Zmutowany allel Hbs w układzie ho- mozy go tycznym jest letalny, gdyż w yw ołuje ciężką anemię prowadzącą zw ykle do śmierci już w dzieciństwie. Natom iast ten sam allel u osobników heterozygotycznych (Hb+ Hbs) zwiększa ich odporność na malarię, toteż po
zostawiają oni w ięcej potom stwa niż osobnicy z obu allelam i norm alnym i (Hb+ Hb+). Dzięki- temu letalny allel Hbs utrzym uje się z dużą częstością w populacjach zagrożonych malarią.
Jednakże taki mechanizm powoduje obciążenie populacji szkodliw ym i genami, które w każ
dym pokoleniu doprowadzają do powstania pewnej liczby osobników źle przystosowanych.
Wyliczono, że kum ulowanie się tych efektów ze wszystkich genów polim orficznych powinno by spowodować tak m onstrualne obciążenie ge
netyczne, że populacja nie m ogłaby istnieć.
To była jedna z przesłanek w ysunięcia no
wej hipotezy, iż większość powstających m u
tacji jest neutralna, wobec czego dobór natu
ralny na nie nie działa i mogą się gromadzić w populacjach. Koncepcja mutacji neutralnych była do przyjęcia przez genetykę molekularną,
T a b e la 1. Mechanizmy utrzymujące polimorfizm genetyczny Teoria selekcyjna Teoria neutralności 1. Wyższa wartość przystoso
wawcza heterozygot (np. Hb+ Hb+ < H b+ Hbs>
H bs Hbs)
2. Selekcja zależna od fre
kwencji genów (popierająca genotypy rzadkie)
3. Zmiany kierunku selekcji w czasie i przestrzeni
(„ewolucja niedarwinow
ska” — King i Jukes 1969)
Mutacje neutralne
gdyż wydaje się, że w w ielu m iejscach czą
steczki białka zamiana jednego aminokwasu na inny może być obojętna dla prawidłowego fun
kcjonowania tego białka. Co więcej, porównu
jąc budowę homologicznych białek u gatunków o różnym stopniu pokrewieństwa filogenetycz
nego wyliczono, że tempo podstawień aminó- kwasowych w toku ewolucji było dla danego białka jednakowe (tzw. zegar białek), a to prze
mawia raczej za losowym niż przystosowaw
czym charakterem tych różnic.
Biorąc to wszystko pod uwagę, w 1969 r.
King i Jukes wystąpili z teorią, której nadali sensacyjną nazwę „ewolucji niedarwinow- skiej”. Koncepcja ta przypisywała w ielkie zna
czenie ewolucyjne mutacjom neutralnym.
Oczywiście, nie negowała ona działania doboru naturalnego jako jedynego czynnika działają
cego w sposób przystosowawczy, ale zakładała, że w iele — naw et większość — zmian ewolu
cyjnych powstała pod w pływ em gromadzenia się mutacji neutralnych, a nie doboru natural
nego, jak to postulował Darwin. Czy rzeczy
w iście koncepcja to stoi w sprzeczności z za
patrywaniami Darwina? Warto przytoczyć jego zapomniane słowa z późniejszego dzieła The Descent of Man:...” poprzednio za mało brałem pod uwagę istnienie w ielu struktur, które w y dają się — o ile możemy sądzić — ani poży
teczne, ani szkodliwe; i to uważam za jedno z największych przeoczeń dotąd dostrzeżonych w moich pracach...” N iewątpliw ie term in „ewo
lucja niedarwinowska” stanowił reklam owy chwyt autorów, aby zwrócić na siebie uwagę w powodzi prac, jakie się co roku ukazują.
Szybko też został ositro skrytykowany i za
rzucony. Obecnie m ówim y o teorii neutral
ności.
Rozpoczęła się niezw ykle ożywiona polemika m iędzy zwolennikami teorii neutralności a rzecznikami teorii selekcyjnej, z których najbardziej skrajni (np. E. Mayr) twierdzą, iż cała zmienność jest utrzym ywana przez selek
cję i że cechy neutralne nie istnieją. Przede wszystkim zwolennicy teorii selekcyjnej udo
wodnili, że wysuw ane poprzednio argumenty dotyczące gromadzenia się obciążenia genetycz
nego b yły oparte częściowo na błędnych prze
słankach (stałe, niezależne od zagęszczenia współczynniki selekcji, kum ulowaie się efek
tów wszystkich genów). Istnieją poza tym i inne mechanizmy utrzym ywania polimor
fizmu przez dobór, które nie w yw ołują obcią
żenia genetycznego (tab. 1). Chodzi tu przede wszystkim o selekcję zależną od frekwencji ge
nów, która faworyzuje genotypy rzadko w y stępujące w populacji i tym samym utrzym uje je w równowadze. W ten sposób działa w iele drapieżców, pasożytów czy mikroorganizmów chorobotwórczych, które najczęściej atakują ofiary o typowym fenotypie. Inny mecha
nizm — to zmiany kierunku selekcji w czasie (np. zależnie od sezonu) lub w przestrzeni (np.
zależnie od siedliska), co również prowadzi do ustalenia się równowagi i polimorfizmu.
Dyskusja jest nadal otwarta; co roku uka
zuje się w iele prac popierających jedną lub
1 0 0 W s z e c h ś w ia t, t. 85, n r 5/1984
drugą teorię. W ydaje się, że mutacje neutralne mogą chyba odgrywać rolę ewolucyjną, chodzi tylko o to, jak dużą część zmian ew olucyj
nych można nim i w ytłum aczyć.
Tym czasem genetyka rozwijała się burzliw ie nadal i przygotowała następne niespodzianki.
Przez kilkanaście lat od powstania genetyki m olekularnej sądzono, że cały DNA zawarty w chromosomie stanowią geny, ułożone bez
pośrednio jeden za drugim. A le już od 1968 r.
wiadomo, że duża część D N A u eukariontów składa się z krótkich sekw encji, powtarzają
cych się w ielokrotnie (nawet w iele tysięcy razy) w genomie. B yło od razu jasne, że sek
wencje takie nie mogą odpowiadać genom. Po-
Ryc. 2. G eny k o d u ją c e globiny człow ieka. A. F ra g m e n t m ap y chrom osom u p o k az u ją ce j rozm ieszczenie genów k o d u ją cy c h s tr u k tu r ę g lobin: e, Gy A y u ja w n ia ją c y c h się ty lk o w życiu płodow ym , o ra z <5 i /? — w ch o d z ą
cych w s k ła d h em o g lo b in y dorosłego człow ieka; yj — pseudogeny. B. S tr u k tu r a g en u globiny /? (E — egzony, I — in tro n y ) oraz sc h em a t p o w sta w a n ia
m R N A
tem now oczesne m etody ścisłego lokalizowania genów w chromosomach w ykazały, iż w ięk
szość DN A (a nie tylko sekw encje powtarzal
ne) — to wcale nie są geny!
Jak pisze S. Ohno, kodujące odcinki DNA są rozproszone w chromosomie, jak oazy w w ielkich przestrzeniach nagiej pustyni. Ilu
struje to fragm ent m apy 11. chromosomu czło
wieka (ryc. 2 A), pokazujący rozmieszczenie 5 genów kodujących globiny z grupy /?. Jak wskazują porównanie sekw encji i badania filo
genetyczne, w szystkie te geny pow stały drogą kolejnych duplikacji z w yjściow ego genu glo
biny /?. Proces ten rozpoczął się w ew olucji kręgowców około 200 m ilionów lat temu; od tego czasu zduplikowane geny tak się od siebie oddaliły, że niekodujące sekw encje DN A są bez porównania dłuższe niż same geny. Znaj
dujem y tu też pseudogeny, które mają podobną sekw encję zasad w DNA co geny globin, ale są całkowicie niefunkcjonalne, nie kodują żad
nych białek. M ogły to być zduplikowane geny, które zostały w yciszone w skutek nagrom adze
nia m utacji.
Ale na tym nie koniec. W 1977 r. now e od
krycie zelektryzow ało genetyków: zapis infor
m acji genetycznej w sam ym genie okazał się nieciągły! Sekw encje kodujące (egzony) są po- przegradzane bardzo długim i nieraz sekw en
cjami niekodującym i (intronami). Cały ten ciąg
jest przepisyw any na RNA, z którego potem, po bardzo precyzyjnym w ycięciu intronów, po
w staje RNA służący jako matryca dla białka (ryc. 2B). A w ięc odcinki niekodujące znajdują się nie tylko m iędzy genami ale i wewnątrz nich. Z całego omawianego tu ciągu DNA, za
ledw ie 8% przypada na sekw encje kodujące.
Trzeba tu wspom nieć o jeszcze jednym od
kryciu. Okazało się, że w DN A w ystępują też odcinki przem ieszczalne (tzw. elem enty inser- cyjne IS oraz transpozony), które mogą zostać wycięte, z chromosomu i włączone w inne m iej
sce w tym sam ym lub innym chromosomie, a za pośrednictwem wirusów mogą być prze
noszone m iędzy organizmami, a naw et gatun
kami. Jest to tzw. przekazywanie poziome lub lateralne — w przeciw ieństw ie do mechanizmu dziedziczenia, w którym DNA jest przekazy
w an y z pokolenia na pokolenie. Istnieje hipo
teza, że za pośrednictwem przemieszczalnych elem entów m ogły się w chromosomy wbudo
w ać niekodujące sekwencje.
Zaczęły się spekulacje na tem at roli nieko- dującego DNA. Niektóre sekw encje pełnią z pewnością funkcje regulacyjne, włączając lub w yłączając działanie poszczególnych genów.
Inne mogą służyć do stabilizacji chromosomów (odcinki telom erow e), do łączenia się ich z w łóknam i wrzeciona podziałowego (odcinki centrom erowe), grać rolę w koniugacji chro
m osom ów itp. Ponadto zwracano uwagę, że oddalenie od siebie odcinków kodujących zwiększa szanse ich rekombinacji przez Cros
sing o v e r, a w ięc przyczynia się do pomna
żania zm ienności genetycznej i dlatego mogło być popierane przez dobór naturalny. Istnieje
•też hipoteza, że poszczególne egzony mogą ko
dować funkcjonalne fragm enty (tzw. domeny) białka (np. środkowy egzon genu globiny ko
duje ten odcinek cząsteczki globiny, który łą
czy się z hemem). Nasunęło się przypuszczenie, że egzony stanow iły pierwotnie „m ini-geny”, które kiedyś kodow ały krótkie, samodzielne łańcuchy białkowe i dopiero później zostały zgrupowane razem tworząc funkcjonalną ca
łość, kodującą znacznie bardziej skomplikowa
ne białka. Mechanizm powstawania genów z w yselekcjonow anych już poprzednio odcin
ków m ógł przyśpieszać ewolucję i być faw o
ryzow any przez dobór.
Jak jednak w ytłum aczyć powstanie i począt
kow e rozpowszechnianie się tych w szystkich sekw encji, skoro dobór naturalny popiera struktury przynoszące bezpośrednie korzyści, a nie takie, które by się mogły! przydać w przy
szłości? Z tego rodzaju rozważań zrodził się pogląd, że w cale niekoniecznie trzeba się do
szukiw ać funkcji każdego odcinka DNA. Jako związek chem iczny o zdolności do samorepli- kacji może się on bowiem powielać i namnażać w komórkach tak długo, dopóki jego nadmiar nie zacznie przynosić organizmowi wyraźnej szkody. N iektóre z tak pow ielonych sekwencji m ogą być potem oczywiście wykorzystane, w ten czy inny sposób, przez dobór naturalny, ale reszta — może większość — stanowi balast tworząc „egoistyczny” lub naw et „pasożytni-
W sz e c h św ia t, t. 85, n r 5/1984
101
czy” DNA. Termin „egoistyczny”, i to w od
niesieniu także do funkcjonalnych genów, wprowadził R. Dawkins w sw ych głośnych książkach (The Seljish Gene, 1976; The Exten- ded Phenotype, 1982), w których uzasadnia pogląd, iż dobór naturalny rozgrywa się w isto
cie nie m iędzy osobnikami, lecz między ge
nami (replikatorami). Przeważają te sekwencje DNA, które m iały najw iększe szanse replikacji i rozpowszechnienia się w populacji, czasem nawet kosztem sw ych nosicieli (jak np. w przy
padku genów „altruizmu”). Zwykle jednak właśnie sukces rozrodczy osobnika decyduje o rozpowszechnieniu się jego genów i dlatego ustalił się pogląd, że dobór naturalny działa na poziomie osobniczym.
Zagadnienia egoistycznego DNA i poziomów działania doboru b yły ostatnio omawiane na
łamach „W szechświata” *, toteż nie będę ich szerzej rozwijać.
Czy te nowe odkrycia genetyki i związane z nimi spekulacje zachwiały darwinowską teorią doboru naturalnego? Bynajmniej — po prostu poznajemy coraz to nowe sposoby, które przyroda ma do dyspozycji w procesie ew o
lucji. Teoria Darwina, w 100 lat po jego śmier
ci, jest nadal aktualna i stanowi podstawowy paradygmat nauk biologicznych.
(Na pod staw ie r e f e ra tu w ygłoszonego dn. 13 w rz e
śn ia 1983 n a Zjeździe P olskiego T o w arzy stw a Zoolo
gicznego w K atow icach).
P rof. d r H alin a K rz an o w sk a je s t kiero w n ik iem Z ak ład u G enetyki i E w olucjonizm u w In sty tu c ie Zoologii U J.
JER ZY L A T IN I (Kraków )
SATELITARNE BADANIA NIEBA W PODCZERWIENI
Z m ysł w zro k u — inasz głów ny sy stem b ezpośred
niego p o zn a w an ia rzeczyw istości — pozw ala w isftocie n a posrtrzeganie ty lk o niew ielk ieg o fra g m e n tu tej rzeczyw istości, a m ianow icie ta k ieg o , k tó ry e m itu je i poch łan ia p ro m ie n io w an ie elek tro m a g n ety c zn e o d łu gości fa li m iędzy 0.38 i 0.76 (j.m. T ym czasem bardzo w iele przed m io tó w w y sy ła p ro m ie n io w an ie o fali dłuższej — p ro m ie n io w an ie podczerw one, k tó re m o
żem y w y k ry ć w ów czas, gdy je s t ono bardzo in te n sywne, i odczuw am y je w ów czas jako; ciepło.
N ie tylk o n a Ziem i, ale ró w n ież i n a niebie w iele obiektów w y sy ła pro m ien io w an ie podczerw one, n ie k tó re ob iek ty — w y łącznie itylko ta k i ty p p ro m ie niow ania. T e o sta tn ie są w ięc całkow icie niew idzialne.
Ich b ad a n ie w p ro m ie n io w an iu podczerw onym je st bardzo tru d n e , gdyż p ro m ie n io w an ie ta k ie je st bardzo silnie p o ch łan ia n e przez atm o sferę. O d k ilk u la t z a częto budow ać te le sk o p y do o b se rw ac ji w p o d cz er
w ieni, um ieszczane zazw yczaj n a w ysokich górach, ale n a w e t w -tych w a ru n k a c h o b se rw a c ja poprzez atm o sferę ziem ską stw a rz a ła w iele niedogodności.
W ielkim p rzełom em w dziedzinie astro n o m ii w p o d czerw ieni było w y sła n ie sa te lity sp e c ja ln ie p rz e z n a czonego do tego ty p u o bserw acji. S a te lita ten, o n a zw ie IRA S (In fra R ed A stro n o m ical S atellite) je st w spólnym dziełem uczonych i te c h n ik ó w a m e ry k a ń skich (NASA), h o le n d ersk ic h (NIVR) i b ry ty jsk ic h . P om ysł k o n stru k c ji sa te lity zrodził się w ów czas, gdy okazało się, że m ożna um ieścić w p rze strzen i kosm icznej sa te lity z częściam i chłodzonym i ciekłym helem . Do b a d a ń w id m w p o d czerw ien i konieczne je st bow iem p rz y n a jm n ie j ta k ie ochłodzenie d e te k to rów , ab y ic h w ła sn e p ro m ie n io w an ie cieplne nie z a
* P o t . a r t y k u ły : H . S za irsk i E g o i s t y c z n y k w a s n u k l e i n o w y , 1980,81: 253—255; A . Ł o m n ic k i D a r w i n o w s k a t e o r i a e w o l u c j i a m e t o d a d e d u k c y j n a w b i o l o g i i , 1983 , 84 : 25—28; H . K r z a n o w s k a E g o i s t y c z n y D N A a r o z m n a ż a n i e p lc io t o e , 1983, 84: 134—135; o r a z r e c e n z j ę k s ią ż k i R . D a w k in s a (M . C ie
s ie ls k a , 1983, 84: 190—191)
b u rza ło odbieran y ch sygnałów . Do bud o w y p rz y stą piono w p ierw szej połow ie la t 70., dzieląc się robotą ta k , że H olendrzy w zięli n a siebie budow ę satelity w raz z zespołam i służącym i do kom un ik acji, s te ro w an ia i zasilan ia urządzeń sa telity , A nglicy przygo
to w ali w C hilton (na p o łu d n ie od O xfordu) sta cję k ie ru ją c ą sa te litą i p rz y jm u ją c ą przek azy w an e zeń dane, A m ery k a n ie n a to m ia st p o djęli się opracow ać teleskop (którego głów ną część stan o w i lu stro b e r y low e o 60 cm średnicy), u k ła d d etek to ró w pro m ie
nio w an ia (zespół 62 detek to ró w ), system kriogeniczny, zaw ierając y 475 litró w ciekłego helu, u trz y m u ją c y te leskop i d e te k to ry w tem p. 2 K, oraz zapew nić ob
róbkę n ad sy łan y c h danych, a ta k ż e w ystrzelić satelitę.
K o n stru k cja sa te lity p rzeb ieg ała n ie bez trudności.
W arto też zw rócić uw agę, że w je j tra k c ie nie u n i
k ano pew nych zabiegów pokazow ych, ja k ż e dobrze n am znanych. Doszło do nich, kiedy w satelicie m iano m ontow ać teleskop. Ze w zględów p restiżow ych m ieli tego dokonać H olendrzy. O kazało się je d n a k , że ze
spół detektorów , k tó ry m iano um ieścić w ogniskow ej teleskopu, był b ard z o opóźniony w k o n stru k c ji, a czas naglił. W obec tego teleskop bez d etek to ró w w ysłano (w brew zdrow em u rozsądkow i) do H olandii, gdzie od
było się u roczyste przyjęcie, z udziałem „oficieli”
z NASA i p rzed staw icieli H olandii, z telew izją, m o
w am i itp. N astęp n ie przez 5 m iesięcy zespalano t e leskop ze sta tk ie m , przeprow adzono pró b y w ib ra cyjne, po czym — znow u z fa n fa ra m i — odesłano całość do USA. T am zaś po cichu odm ontow ano te le skop, aby zam ontow ać w ciąż jeszcze nie gotow y u k ła d detektorów .
K iedy w reszcie zam ontow ano d etek to ry w telesko
pie, a teleskop w satelicie, rozpoczęto pow olne ochła
dzanie s ta tk u do tem p. 2 K. Z abieg ta k i był oczy
w iście pow ażnym stresem dla urządzenia. Gdy s a te lita został ju ż w ychłodzony, okazało się, że system d etek to ró w p rz e sta ł fu nkcjonow ać. P ostanow iono nie rozm rażać a p a r a tu , ale spróbow ać n a p ra w ić urządzę-
n ia „na chłodno”. T o rzeczyw iście się udało, ale k ie d y p rzeprow adzono n a s tę p n ie te s t n a w ib ra c ję , n ie k tó re części p o o d p ad ały . U m ocow ano je ró w n ież „n a chło
dno” . W ted y okazało się, że n ie d ziała sy stem te rm o - regulacyjiny. I to je d n a k u d a ło się n a p ra w ić . O sta tn ią k o m p lik a c ją było p o d ejrz en ie , że p ły n n y h el m oże uchodzić z sy stem u n ie ty lk o ta k , ja k p la n o w a n o — przez sp e cja ln y w e n ty l z p o ro w a te j sta li, u m o ż liw ia
ją c y w y p ły w a n ie h e lu w p o sta ci gazow ej w p rz e strz e ń kosm iczną, a le nie p o zw a lając y n a w y pełznięcie w ślad za n im h e lu ciekłego. Z decydow ano się je d n a k n a w y sła n ie sa te lity bez do k ład n eg o sp ra w d z e n ia tego o statn ieg o p u n k tu . 25 stycznia 1983 r. d o k ła d n ie o go
dzinie 18:17.375 czasu lo k a ln eg o (czas pacyficzny, PST), z w y rz u tn i w K a lifo rn ii w y sta rto w a ła ra k ie ta w ynosząc n a o rb itę IRA S.
W ty d z ie ń później, 1 lu te g o 1983, IR A S o drzuca p o k ry w ę teleskopu, w y sta w ia chłodzone h elem d e te k to ry i rozpoczyna „ o g ląd a n ie” n ie b a w z a k re sie 8—119 [im. W ty m za k re sie p ro m ie n iu ją p la n e ty , a s te - roidy, k om ety, a ta k ż e zim n e gazy i p y ły m ię d zy - gw iazdow e, n ag ro m ad zo n e zw łaszcza w m ie jsc ac h tw o rz e n ia się n o w y ch gw iazd. W ty m z a k re sie m ożna ró w n ież obserw ow ać gw iazdy z a sło n ięte ciem nym i c h m u ra m i m a te rii m iędzygw iazdow ej, k tó r e p rz e sz k a d za ją n a m w o b se rw a c ji dużej części n a s z e j g a la k ty k i.
Z im ne ciała : proto g w iazd y , p y ły i m o le k u ły m iędzy- gw iazdow e itp . są p raw d o p o d o b n ie co n a jm n ie j ta k sam o w ażne, ja k d o strzeg an e p rzez n a s ohiek ty ś w ie cące.
W ydajność IR A S je s t b a rd z o w ie lk a — ilość p rz e sy ła n y ch in fo rm a c ji je s t zn a cz n ie w yższa n iż się sp o dziew ano. D ete k to ry o d n o to w u ją około 100 000 po b udzeń w ciągu doby, a o bjętość p rz e sy ła n y c h n a Z iem ię in fo rm a c ji w ynosi d ziennie 700 000 000 biltów.
IRA S m a w p ro g ra m ie sp o rząd zen ie — o ile n a to w y sta rc zy czasu — d w u k ro tn eg o w id m a całego n ie b a (z p o ró w n a n ia w id m a m ożna będzie u sta lić , k tó re o biekty są ru ch o m e, a k tó re n ie ru c h o m e), a ok. 40%
czasu m a pośw ięcić n a b a d a n ie w y b ra n y c h obiektów , ta k ic h ja k g a la k ty k a M31 w A n d ro m ed zie czy m g ła w ica w O rionie. J a k się okazuje, IR A S będzie m ógł w y k o n ać n ajp ra w d o p o d o b n iej w ięcej b a d a ń iniż p la now ano: te o re ty c z n ie obliczono, że za p a s h e lu w y sta rc zy n a 220 d ni, a le gaz p a r u je w oln iej i w lip c u 1983 oceniono, że gazu w y sta rc z y n a ok. 340 dni.
O lb rzy m ia ilość in fo rm a c ji n a p ły w a ją c y c h z IR A S s tw a rz a pow ażne kłopoty. Do ich m a g az y n o w a n ia i w e ry fik a c ji zap rzęg n ięto k o m p u te ry J P L (Je t P ro - pulsion L ab o rato ry ) w P a sa d e n ie . O p ra co w a n ie m a te ria łó w tr w a ć będzie z a p e w n e d ługie la ta .
Czego spodziew am y się po b a d a n ia c h n ie b a w p o d czerw ieni? Część b a d a ń dotyczy odległych g a la k ty k . J e d n y m z p ie rw sz y ch o dkryć je s t stw ie rd z e n ie obec
ności p ie rśc ie n ia pyłow ego o taczającego m gław icę M31 w A ndrom edzie, w odległości 30 000 la t św ie tln y c h od je j ce n tru m .
IR A S w y k ry ł te ż szereg g a la k ty k b ard z o „ ja sn y c h ” w podczerw ieni. S zczególnie ja s n e są g a la k ty k i s p i
ra ln e , w k tó ry c h tw o rzy się w iele now ych gw iazd i k tó re z a w ie ra ją duże ilości p y łu m iędzygw iazdow ego.
P rz y p u szc za się, że IR A S będzie m ógł rzucić p ew n e św ia tło n a b u d o w ę k w a z a ró w oraz g a la k ty k S e y fe rta . P rzy p u szcza się obecnie, że k w a z a ry są tw o ra m i p o do b n y m i do n o rm a ln y c h g a la k ty k , ale z a w ie ra ją c y m i w c e n tru m n ie zw y k le m a sy w n ą c z arn ą d ziu rę. G a la k ty k i S e y fe rta (sp iraln e g a la k ty k i z b ard z o w y -
102_________________________________________ W sz e c h ś w ia t, t. 85, n r 511984
sok o en erg ety czn y m ce n tru m ) m iały b y za w ierać w ce n tr u m ró w n ież c z a rn ą dziurę, ale nieco m niejszą. N ie
k tó rz y astro n o m o w ie s k ła n ia ją się do przypuszczenia, że w c e n tru m k aż d ej g a la k ty k i z n a jd u je się czarna d z iu ra : dotyczy to rów n ież i naszego sy stem u Drogi M lecznej (p atrz W szechśw iat 1/84).
IR A S p o tw ie rd z ił ta k ż e istn ie n ie w ielu obszarów tw o rz e n ia się n o w y c h . gw iazd w n asze j galak ty ce.
O b sza ry ta k ie są m a sam i gęstego gazu, niew idocznego o ptycznie, a le podgrzew anego p rzez z n a jd u ją c ą się w śro d k u g w iazd ę i stą d „jasn eg o ” w podczerw ieni.
W iele o b ie cu ją sobie po IRA S ta k ż e bad acze n a szego sy stem u p la n e ta rn e g o . Je d n y m z oczyw istych z a d a ń IR A S będzie k atalo g o w a n ie astero id . Z nam y ic h obecnie ok. 3000; p rzypuszcza się, że IR A S do
s ta rc z y n a m d anych o dalszych 15 000, zw łaszcza że w p o d cz erw ien i b a rd z iej w idoczne b ęd ą ciała ciem ne, siln ie j a b s o rb u ją c e i e m itu ją c e ciepło słoneczne. Co w ięc ej — w id m o w pod czerw ien i pozw oli n a w y cią
g n ię cie w n io sk ó w co do sk ła d u chem icznego ich p o w ierz ch n i.
IR A S p o w in ie n te ż odpow iedzieć n a p y ta n ie, czy w n aszy m sy ste m ie słonecznym poza P lu to n e m z n a j
d u je się jeszcze ja k a ś p la n e ta czy p la n e ty . N aw et p la n e ta w ielkości Jo w isza um ieszczona poza P lu to n e m b y ła b y b ard z o tr u d n a do spostrzeżenia w o dbitym ś w ie tle słonecznym , ale p o w in n a być w ciąż jeszcze ro z g rz a n a w w y n ik u p ro c e su je j tw o rze n ia i stą d w id o cz n a w podczerw ieni.
IR A S m oże te ż dostrzegać m a łe p o ru sza jąc e się o b ie k ty , ty p u kom et. F ak ty c zn ie , w ciągu pierw szy ch c z te re c h m iesięcy „ o d k ry ł” on d w ie k om ety. W arto je d n a k dodać, że o dkrycie je d n ej z n ic h w prow adziło n ieco k o n tro w e rsji. C hodzi tu o k o m e tę ochrzczoną IR A S -A ra k i-A lco c k .
J a k w iadom o, k o m e ty są n azy w an e im ieniem sw ych odkryw ców . T a k o m e ta w ięc, k tó ra zre sztą była ko m e tą p rz e la tu ją c ą n ajb liż e j Z iem i w ciągu o sta tn ic h d w óch stu le c i (11 m a ja 1983 b y ła oddalona od n a s ty lk o o 5 m in km ) je s t pierw szą, w k tó re j nazw ie z n a jd u je się, poza ludźm i, m a rtw y , chociaż kosztow ny (180 m in dolarów ) p rze d m io t. I n te re s u ją c a zresztą b y ła h is to ria o dkrycia. J a k w spom niano, an a liz a w y n ik ó w w J P L je s t pow olna. Z tego pow odu badacze an g ielscy , J o h n D avies i S im on G reen, opraco w u ją nie za leż n ie te sygnały, p rz e sy ła n e do C hilton, k tó re w sk a z u ją n a to, że m a się do cz ynienia z obiek tam i p o ru sz a ją c y m i się szybko. S tw ierd zili oni obecność ta k ie g o o b ie k tu w d n iu 26 k w ie tn ia i p oprosili ob ser
w a to ria a stro n o m icz n e o p o tw ie rd z en ie optyczne.
W ty m m om encie sta ło się coś dziw nego: o b se rw ato r iu m w T okio w y k o n ało fo to g ra fię żądanego obszaru n ie b a , po czym doniosło, że nie m a n a n iej żadnego ob iek tu , k tó r y m ógłby być ko m etą. T ym czasem — ja k stw ie rd z o n o obecnie — n a fo to g ra fii z n a jd u je się ja sn y , n ie z n a n y obiekt, k tó ry — z n iew iadom ych pow odów — przeoczono. F o to g ra fie n ie b a w y k o n ali ró w n ież , 27 k w ie tn ia 1983, Szw edzi, k tó rz y odkryli k om etę. N iestety , św ię to w W ielkiej B ry ta n ii spow o
d ow ało opóźnienie p o tw ie rd z e n ia o k ilk a dni. T ym czasem dw óch a stro n o m ó w -a m a to ró w o d kryło kom etę.
Je d n y m z n ic h b y ł ja p o ń sk i nauczyciel, G enichi A ra ki. D ru g im b y ł a n g ie lsk i „łow ca k o m e t”, G eorge A lcock, sły n n y z tego, że odznacza się fen o m e n aln ą p a m ię c ią w y g lą d u n ie b a. O becna k o m e ta b y ła ju ż je g o p ią tą z kolei, a za u w aż y ł ją w ciągu pierw szej m in u ty w czasie sw ojego reg u la rn e g o p rze szu k iw a n ia
W sz e c h św ia t, t. 85, n r 5/1984
n ieb a za pom ocą lo rn e tk i, pierw szego po dziew ięciu dniach niepogody.
A stronom ow ie z JP L , niezadow oleni, że ubiegli ich am atorzy, po d ali do p rasy , że k o m e ta p ierw szy raz b y ła dostrzeżona przez IRAS, ale n ie w spom nieli nic 0 tym , że fak ty c zn ie w y n ik i z IR A S zostały z in te r
p reto w a n e p o p raw n ie przez a stro n o m ó w angielskich.
Zespół an g ielsk i poczuł się ty m głęboko i boleśnie dotknięty. Alcook ze sw ojej stro n y stw ierdził, że nie m a n ic p rzeciw dzieleniu zaszczytu o d krycia kom ety z astro n o m am i zaw odow ym i.
J a k w idać stąd, a stro n o m ia a m a to rs k a m a jeszcze przed sobą duże pole do popisu. K o m eta IR A S -A ra k i- -A lcock nie je s t je d y n y m te g o p rzy k ład em . Poza po
szukiw aniem kom et astro n o m o w ie-am a to rzy m ogą rów nież poszukiw ać w yb u ch ó w gw iazd supernow ych.
W naszej G ala k ty c e o sta tn ia su p e rn o w a w y b u ch ła w r. 1604, ale ob se rw ac je innych g a la k ty k w ykazu ją, że w d o stęp n y m n a m w szechśw iecie m ożna zaobser
w ow ać p onad 10 w ybu ch ó w su p ern o w y ch rocznie.
A stro n o m -a m a to r z A u stra lii, p a s to r R o b e rt E vans, członek zespołu poszukiw aczy ta k ic h gw iazd, o d krył w ybuch su p ern o w ej w m g ław icy M83 3 czerw ca 1983.
Z aw iadom ił on o sw ym o d k ry ciu o b se rw ato riu m w C o o n a b a ra b ra n (Nowa W alia P ołudniow a). D yżurny a stro n o m n a ty c h m ia st p rz e rw a ł p la n o w a n e obserw acje 1 rozpoczął b a d a n ia w idm ow e ta k w cześnie do strze
żonej su p ern o w ej. Z aw odow a a stro n o m ia zadow ala się ru ty n o w y m sp ra w d z a n ie m n ie b a pod k ą te m w y stęp o w a n ia su p ern o w y ch w odstępach dw utygodniow ych.
W idm a ta k w cześnie o d k ry ty ch su p ernow ych (w ty m w y p ad k u n a 14 dni p rzed m a k sim u m w ybuchu) są w ielk ą rzadkością. S tw ierd za n o p rzy te j okazji, że n atęż en ie p ro m ie n io w an ia nadfioletow ego w począt
kow ym okresie n ie było sta łe , a le ulegało zm ianom . W idm o su p ern o w ej je s t b a d a n e nie ty lko w n ad fio lecie i św ie tle w id zialn y m : sk ie ro w a ł n a n ią sw oje d etek to ry i IR A S. D ane zostały p rze k a z a n e n a ty c h m ia st n a Ziem ię, a te ra z sp o k o jn ie czekają n a o p ra cow anie.
Je rz y Latiini je s t m a g istre m biologii i m agis
tre m chem ii, za jm u ją c y m się p o p u lary zacją n a u k przyrodniczych.
103 U zupełnienie
W chw ili oddaw ania n u m e ru do W ydaw n ictw a IRA S zakończył ju ż sw ój p rac o w ity żyw ot: w o s ta t
nim ty g o d n iu listo p ad a 1983 w sk aźn ik h elu nieocze
k iw an ie szybko sp ad ł do zera. Nie ulega je d n a k w ą t
pliw ości, że stw orzenie sa telitarn e g o o b se rw ato riu m nieba w podczerw ieni odkryło now e drogi w a s tro nom ii.
Do w ażniejszych odkryć, poza w ym ienionym i w a r tykule, należy zaliczyć p rz e d e w szystkim u zy skanie obrazu c e n tru m naszej G ala k ty k i, k tó re je st całk o w icie przesłonięte nieprzepuszczalnym i dla p ro m ie
n io w an ia w idzialnego ch m u ra m i p y łu m iędzygw iazdo- wego. W sam ym ce n tru m z n a jd u je się znaczne sk u pisko m a terii, a w jego pobliżu olbrzym ie ch m u ry gazow e i pyłow e, w k tó ry ch w ciąż n a s tę p u je proces tw o rzen ia się now ych gw iazd.
D alszym w ażnym odkryciem je s t w y k azan ie is tn ie n ia p ierścienia dużych d ro b in pyłu w około W egi (a Liry). P rzypuszcza się, że je s t to tzw . u k ła d p ro - to so larn y , podobny do tego, z k tó reg o p ow stał nasz u k ła d p la n e ta rn y . W n ie k tó ry ch odległych g a la k ty kach IRA S w y k ry ł w ybuchow e tw o rzen ie się gw iazd.
W reszcie w naszy m układ zie p la n e ta rn y m IRA S w y k ry ł istn ien ie trze ch pierścien i gazow ych leżących n ad sobą pom iędzy o rb ita m i M a rsa i Jo w isza (praw do
podobnie p o w sta łe w w y n ik u zd erzenia kom ety z p la - netoidą) oraz obecność m ałej p lan eto id y (ok. 1 km średnicy), 1983TB, będącej p rzyczyną p o ja w ian ia się ro ju G em inid (rój m e teo ry tó w w idoczny w połow ie g rudnia), o k tó ry m dotychczas sądzono, że je s t p o chodzenia kom etarnego. S pośród w szystkich o d k ry ty c h ciał nieb iesk ich w naszym układ zie p la n e ta rn y m 1983TB p rzebiega n ajb liżej Słońca, a ta k że w k o le j
nych sw ych okrążeniach zbliża się coraz bard ziej do Ziem i: n ajw ięk sze zbliżenie p rze w id u je się n a ro k 2115, ale p raw dopodobieństw o kolizji je s t b ardzo n ie w ielkie.
P o niew aż IRA S poza b ra k ie m helu je s t w p ełn i sp raw n y , istn ie je możliwość jego „ożyw ienia”, przez n ap ełn ien ie zbiorników helem dostarczonym przez bezzałogow y sta te k -ro b o t w ystrzelony z p rom u kos
micznego. D okonanie tego je s t je d n a k sp ra w ą dość odległą.
| JA K U B M OW SZOW ICZ (Łódź) |
UŻYTECZNY ŚWIAT KAKTUSÓW
P rz y jrz y jm y się ty m dziw n y m roślinom , spójrzm y n a ic h p rzedziw ne k s z ta łty i fasc y n u ją c e kolory.
W p rac y C. B a ck e b erg a pt. Das K a k te e n le x ic o n (W underw elt K ak teen , G u staw F isch e r V erlag, J e n a 1976) pod an e s ą w iadom ości o 41 g a tu n k a c h w o nnych kak tu só w , k tó ry c h k w ia ty p a c h n ą w an ilią, lilak ie m (bzem), k o n w alią, ja śm in e m oraz w y d a ją zapachy ow oców cytrusow ych. N iek tó re z k w ia tó w k ak tu só w p a c h n ą n a w e t piw em . Ze zn aczn ą różnorodnością
k w iató w k o n k u ru je różnorodność pędów k ak tu só w oraz ich głów nego u p ięk szan ia — cdennii, pochodzenia
liściowego.
K ak tu sy są od d aw n a w y k o rz y sty w an e ja k o ro ślin y dekoracyjne. W p a rk u k a s y n a w M onte C arlo z n a j
d u je się n a js ta rs z a w E u ro p ie k o le k cja k ak tu só w , w śró d k tó ry ch przew aża ro d z a j C ereus o podłużnie że berkow anych łodygach. W Ja p o n ii n a półw yspie M an azu ru , w odległości 80 k m od Tokio, założono