• Nie Znaleziono Wyników

Zbieracz Literacki. T. 3, nr 13 (25 czerwca 1838)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zbieracz Literacki. T. 3, nr 13 (25 czerwca 1838)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Pismo to wychodzi ___ > Zaliczenie na 3fiść trzy razy w tydzień YTJ

■> ■ '■7^ A TF

Nr«w wynosi Zip.

to j e s t : w Punie- JlA

.KM I B B.B.

jÓjL. fi ■ przyjmuje się w

działek , Środę i księgarni Czecha,

Piątek, o drugiej

LITERACKI.

w handlach Korba

po południu. i S clireibcra.

Poniedziałek 25 Czerwca N " 15. 1838 Rom .

KOT ZALOTAY.

W U R O C Z Y S T O Ś Ć Ś. J A N A 1573 ROKU W PARYŻU.

( s FRANCCZKIEGO. )

Z w yczaje, uroczystości , tych czasów zetknięcia się wieków i>re- dnich z wiekami noweini, dziwnie odbijają ua ile widzenia naszego, przeto tym bardziej są poszukiwa­

ne im zda rżały się « elnv i lar b ży­

cia prywatnego , mniej baczności historyka zwracającego. tY ieleś- my może stracili na tein Ickce wa­

żeniu domowych zw yczajów , ho leż dziś już niewątpićmy że domo­

we iin logi, zostawnją piętno na charakterze całego narodu.

Siniejemy się c zęsto , s czczych pam iętników , jakie ukradkiem piszą sobie panny i chłopcy mło­

d zi; wszakże niedobrze bard/o robićmy, bo gdyhyśmy owszem do takich zachęcali , nieraz nam ła tw ie jb y b y ło odkryć, zdolności, skłonności młodzieży, a nieraz znaleźlibyśmy wuieli pewne spo­

strzeżenia, pewne nolj-; których wartość za cały ogrom zepsutego papieru sowicie nagrodziłaby.

Biblioteka królewska w Pary­

żu, mnóstwo ma takich memoria­

łów na pargaminie, spewiią o- szczędnośeią opra w ionych; i bl- hłiolekarze zwykle do nich t y f e cenę czasu przy w ięzu ją; w cale nie załecBjąe odezylywanie szpera­

czom starożytności. L eczzatop i­

sarze dzisiejszej w ziętuśei, pisa*

rze rnmaijBiów , Slego tylko ezer- pa ją źródła nektarów, eo im sławę większą nieraz przynosi, niżeli Ilypokreny staroświeckiej, prze- szłowieezni mącicie,e. O w szćijt więećj, pow iem , ci właśnie grtin- lowniejszą robią sławę eo lepiej poznali

kÓAV średnich.

Fryderyk Soułić mniej śpiewa wyrazam i, lecz więcćj prawdy, więcej natury, więcćj c/ieka ma­

tuje niż Balzak. Balzaku romanse za dziesięć, piętnaście la l, do­

świadczą losu w zięlo ści, na po- szczegóły domostwa wie-

(2)

)° t ° ( 9 8 Joto(

czą lk ii n a szeg o w ieku rom an sów pani lir u d n c r , pani de G en tis , w y ższein i n iez.:»wotłr>i<; od . ty cli o sta tn ich gadaui u , ale za

śeietn s lealru ż y c ia , o só b do k tó- r v e li a I lio u 11 u z i j e a u tor ro li i I, a I bo czy teln ik w i (naginać i i s w o je j, ze zg a śn ięciem d zisiejszej m o d y , r f e m a o s e B alzaka będą na tej sam ej p o sta w io n e jnitee, e o ty lu ju ż p isa­

r z y za jmu je. W rom ansach B a l­

zaka jest s t y l, i to m o z e d z istc jsz y , z m ie n n y , m o d n y , a le o r z e c t, w c a ­ le tr u d n o , g d y tym czasem -aoulie p isze cza sy d a w n e , op isu je p ew n e H t h le , z w y c z a j e , obiera w piękne s t r o j e , w piękne Formy antyk w a- r in s z ó w sp leśn ia łe s p r z ę ty , w ię ­ c e j , o trzęsą s k u rzu , i piękną nam p rz e sz ło ść w y sta w k i', j ; |k p ię k o y m eb el StUFaSwfeEki pOFządttle i p itn ie str z e ż o n y .

S o u lie przerzucając m n ó stw o m ćftJoriąłóąt, z nich m ięd zy w ieli,, p rzytarza nam następni, p ow ieść:

« W e zora d w u d z ie ste g o g r u ­ dnia 1 5 7 5 r o k u , w k ofeinie ś w ię ­ teg o G e rin a n a A u .s e rs k ie g o , o d- b y ł się ślu b jejm ości R ó ż y R a ta - r z y u y Q u im ie b u e u f E P a u a P io tr a z B u , r o tm istrza łu c z n ik ó w i s t rzel có w gród zk ic b .

» Ś l u b te n b y I wypadkiem g ło - śuej przygody K o ta zalotnego.,

przypadłej w c z a sie S o h o tek ś w ię ­ tojańskie Ii, te g o ż rok ii , s k tó ie j P an P io tr tak z ręczn ie p o lr a lilk o ­ rzy sta ć,

O w ó ż t a g ło ś n a p r z y g o d a : D w u d z ie s te g o tr z e c ie g o C zer-rt o w ca roku 1 :5 7 5 , W rogu placu

, w ła śn ie na końcu linij to ­ tus n ik ó w , k o s z a r z y , strzelcó w i pi­

stolet n ik ó w g r o d u P <i ry zhi»g<i, po stała dla p o w strzy m a n ia iloku g m in u ku ogttiskoiH^Manęfeijafciś d .iiiła , pięknej p o s t a c i, bugalu przybrana , a le w e w zrok u i we w z n ie sio n e j w y so k o g ło w ie , w i­

dać b yło zb yteczn i, d u m ę m ie­

s z c z k i, eo przeszli! na p anią, dzię­

ki w a żn y m trzosom i panu Q ui- ą u e b o e u f co ją d la pien ięd zy zaśłu- l> ił, a przed rokiem o d o n w ł , t lic z n y m z a lo to m z o s t a w i ł bogatą w d o w ę . Ż aden zOtUCZająeÓj ją m ło d zieży nie m ó g ł za żadne pie­

n iąd ze , d la niej z n a łó id w u ln eg u o k n a. C iek a w a P an i m u sia la w ięc p ieszo cisn ą ć się m ię d z y zg iełk lu­

du , a p o słu szn i kaw alerow ie, s w e m io s o b a mi o d d z ie la ć ją m u ­ sie U o d b ru d n ego g m in u , i zasła- iiia ć od n o ź y c ó w rzezim ieszk ów

m ie jsk ic h .

W ż d y ć m im o te w s z y stk ie za­

b ieg i , n ie d o szła b y P a n i ta na m iejsce ja k ie zajęła , g d y b y nie

(3)

)o|o( !W )oło(

Roi mistrz Piotr z Ru , on spo- slrzeglszy znajomych sobie punie:

c z ó w , rożkazał swoim łuczni­

kom , tę Panią dalej przepuścić.

Pierwszy to raz w życiu swoim Piotr z Ru spostrzegł Jejmość Ka­

tarzynę. Kraśna uroda, i zbylko- wy strój , bardzo atu: wpadły w oko ,, a więc oświadczy! o ile był szczęśliw y jej ’<woje służby zale­

cić. Pani (^uiąUeboeufŻiiUUOinu od powiedziała, i Rotmistrzsię od­

dalił mocno zmartwiony, ale juz nić ni ta I odwagi odeprzeć niegrze- czuość obojętnością, gdyż wdzię­

ki Pani silnie na Kotmislczu dzia­

łały. Stanąwszy wszak ze opodal, pilnie zważał , jakież ona traktn- wała paniczów co ją bliżej otacza­

l i , a z niemałą pociechą widział, że im równie jak królowa swoim poddanym rożkazy wała, a co na j- więcej my iniłćm było, że żadne­

go o i ezda wała się więce j przeno­

sić. Zauważył te ż ż e Pani tak du-w inna lubiła się jednak zadawać z kobietą gm in u , która od dwóch godzin stojąc na jedtióm miejscu

i iie przestała ani stfonboó Ani w y- rzekać.

Rotmistrz widział uśmićcby i Paniczów i Pani z biednej kobić- ty, a więc się zbliżał, na sobie przezwyciężyć nie mogąc cieką-

w o śc i, s czego tam lak chichota­

no ? W id m usłyszał jak stare ko- bićcisko dokończą i o wy czekać na kawalerów dam y:

* Przez świętego Jana moi P a­

n o w ie , rada by ni W a s widziała oko w oko s s o lią , poszłabym o zakład że wąs jego przestraszyłby was z.c, boć ni u on w fęeąj sterczy, bardziej w’ górę uastrzępiony niż tych wszystkich trclnisiów pięk­

nych , co to otaczają jakąś lam księżnę pieszą.»

ł l f i i ba bo , za n'oła ł Piotr z R n^»iiiewąż mi się uwłaczać tćj dostojnej pani, albo cię wnet każę um ili) łucznikom porwać i do wię­

zienia wtrącić. »

-D ob rzć ! dobrze ! » Odparła kobióla , « ponieważ ona między nas przyszła, tym goi zęj dla m ć j.«

«Mówię ci milczeć, » przerw ał Rotmistrz.

«Mój panie, • rzekła pani Ka­

tarzyna , «ta kobieta mię iiawi , a waść zbyt jesteś usłużny, i kloź oto prosił?»

Jeszcze razRotmistrżsięamar- tw ił, i W myśli swojdj przysiągł u karcić dumę zucbwałćj Jejmo­

ści n przy pierwszej zdarzonej po­

rze. Odda li ł się więc jeszcze, i nie- słyszał jak Jejmość Katarzyna .rozpytywała się, co by Jo acz był,

(4)

)°i°( io o )°i°(

ten lę g i chłopak , co tak k szta łtn ie się trzy m a , co tak zręczn ie na sz a ­ bli się u p ie r a , a tak o p ió r a , ja k b y m ó w ił: «o to mi moja za ha w a !...»

T y m czasem fi;««*oł IX p rzy b y ł, p od an o mu pochodlłi*t z h ia łe g o w os ku o d w uch fu ii tarli w a g i, i u - strojon ą w w ę z ły s c z e r w o n e g o a>

k sam itu . N ajja śn iejszy P a n , z b li­

ż y ł się do d rzew a ś . Jana , i p ier­

w sz e pod nim zap alił łu c z y w a . P u czem od d alił się na K atu sz , o- g ień po matu och la n ia l ło m y i e brus ty i beczki w y so k o w z n ie s io ­ n e ok oło d r z e w a , i w ted y M ichał N'oiret p r z y się g ły trębacz króle- w sk i i sześciu tręb aczy to w a r z y ­ s z y trąbili fa n fa ry , i w idok się roz- w ijn lp o e ie s z n e g o ig r z y sk a . K oty p o w ią za n e i n a g ro m a d zo n e u sp o ­ dli d r z e w ą w n et z a c z ę ły w eó żn y m kieru n k u na różn e się stron y rzd>

e a ć , je d n e drapały się na sam s z c z y t d rzew a i stam tąd rzu cały s ię w sto s z ą p ą lo n y , g d ^ e w śród m ru czeń eo g łu s z y ły dMWlęktrąli, g i n ę ł y : inne zaraz sobie śm ierć o- kropną o b ra ły . W t y m sś r ó d p ło ­ m ien i , w y su w a się m istrz k«»t, w y la tu je na n ajcięższy w ie r z c h o ­ łek d rze w a , p rzew raca o c z y ma ja -

»kra w szó m i nad plouiióń o g u is k a , tv je d n y m ż e OEfflBP nad w sz y stk ie ś n ie c liy , g ło s baby za k rzy eza ł s ca łej siły :

«T u! tu! m ój m aik u ! m ój kot­

ku m ój m iły m a!ku ! »

B y ła to w ła śn ie o w a stara ko- bieeina przy J ejm o ści K atarzyn ie stojąca , co s w e g o pozn ała k o ta , kot także p ozn ał g ło s sw o je j pani, g d y ż pokrzepi o u y jej w o ła n i eiu w c h w ili k ted r m b u gim p! w płom ie­

n ia ch , je d n y m s u s e m , a su sem cu ­ d o w n y ni z drzew’® p rzesk o czy ł fe g n ió w k r ę g i. D z ie się tn ic y ro strzegli zgliszcza, eb rieli zurbw a- łe g o p o w strzy m a ć k o t a , lecz len się im w y m k n ą ł, i prostO-dO-sWej pideeiał p an i. W iele b y ło śioirclni w ie le w r z a w y i o k la sk ó w w ie le , o b w o d z ę w ielk iej k o c ie j , M tiyrli w g m in ie .

B e c z te śm iech y te oklaski, O- k ropne wrzaski p r z e r w a ły . Kot iw tekająe , w p a k o w a ł się pod spó- d n iezk ę Jejm o ści K o tń f W ille, i Iak szk a ra d n ie ją u g r y z ł i o b sz a r p a ł,

•że az upad la bez z m y s łó w na dwo­

rzan ó w cn j ą o t a c z a ł i. K iedy ci ją z e zgiełk u u n o s ili, B o tn iistr z z B u , co przy b ieg ł na p ierw szy ru­

m o r te g o p r z y p a d k u , iijźrza ł na ziem i pikąśprzepaskę> i b ia łeg o a- tłasu b o g a to h aftow an ą i sróbrem p rzety k a n ą , ił o m y ś l ił s l ę ź e t ó n tie siała bydż. p o d w ią zk a palii K ata­

r z y n y , którą ni u sia ła z g u b ie , w c z a sie tych k r w a w y c h s kotem z a ta r g ó w . B o tn iistr z ją p o d n ió sł,

(5)

')°to( <01

i sch ow ał jak klćjnol jak i, a le je - szcęe nie miał m yśli i e kiedyś bę­

dzie w inien jej sw oje szczęście.

M iesiąc upłynął od czasu tejo- kropućj sceny pani Quiqiiebucuf', jeszcze była chorą od ow eg o w y ­ padku, u Cu dzień H o l in i s l iz przy­

ch o d z iło jej dowiady n a ć s ię zdro­

w iu . T a ciągła ottenciju podobała się dosyć b a rdej pan i, ja ko ż , skoro m ogła w siać z łóżka kazała zapro­

sić Hol m istrza, a nawet pozw oliła do sieb iesię zalćrać. W sz a k ż e by­

ło to tylko w celu pomnożenia sw eg o pOCzlU, piękną zdobyczą , jesz cz e jeduytu paniczem , kszlał-

lo yi i i a okazałym . Z aw sze n ieczu­

ła , zaw sze liułamulka sta ły m or­

szakiem co się w k o ło niej w iercił.

H o l m istrz gu bił się w uailskaki- w a n iu eb , ale pani Katarzyna ani krzty dla w zdychającego nie była łagod iiiejszą. Kiedy jed n ego razu przed tą pięknością surow ą pe­

wien kawaler rozpraw ia! o w ese­

lu co się tego sam ego w ieczora odbyw ać m iało , i rzeki w końcu, dum ny szczęściem sw ojem . «Ja będę na tvm obchodzie m iał naj­

piękniejszą c z ę ś ć , od W iążę pod­

w iązkę pannie m łod ej, » — « D o­

praw iły?* rzekła s pogardą Jej­

m ość K alarzyiia. « N ieiozu m ien i jak m oże się kobićta poddać lak

p rostem u zw yczajow i 5* 'co do in n ie , potrafiłam się wybić s pud tych fo rm , kiedym ślu b o w a ła pa­

nu Qtłiqueboeui*. ■

P r z e z ja k ieś d ziw ne natchnie­

n ie , K o tin islrz eo nigdy nic śm iał się bardzo mięszue do rozm ów po- wszeefettyeb pani K a ta rzy n y , len raz rzeki s pew nością i uiejakąś zi­

m ną obojętiiośeią.

« Dla Im ga, p a n i! jeśli nie po- zw o liła śjćj odw iązać w dzień we­

sela pozw oliłaś in nego c z a s u , ja nawet mam u m nie podwiązkę , eo pani porwał pen ieu śm iałek. •

T o zbladła In szezcrw ięiitała dumna Jejmość, lecz rzekła sprze- k ą sein : «Co tu w aść praw isz jest w ierulue k lam slw o, i oad lem tyl­

ko boleję "że niemam n i brata ni m ęża coby w aśeia ukareił prze­

ch w ałk i. •

— <Nie potrzeba an* męża ant brata,* krzyknęła przytom na m ło­

dzież, • ■ jeśli pani pozw olisz , my Hotmistrzii bierzeiny na siebie, i zaręczam y że w ięcćj kłam liwych plotek tw orzyć niebędzie. >

• T ędzyście panow ie w szy scy , ani w ątpię , wiciu w as mnie w y ­ zyw a?* przerw ał z zimną krwią H o tm islr z , ■ siedm iu je śli się nie m y lę , w zzystkieb siedm u przyj­

m uję w y z w a n ie , ale pod jednym

(6)

102 )e>o(

w;i r m i k i cm Mości panow ie, że się Wprzód zatożem y. >

« O c ó ż ! O c ó ż n a p r z y k ła d ? « w s z y s c y z a p y la li.

«Ze jak w dwóch dniach ż y w e­

g o czy umartego zu ch w a lea , eo p o r w a ł p o d w ią z k ę pani Qui<|tie- hoeuf n ied ostaw ię, i juk jeden z w as ośmieli zaprzeczyć położy­

w sz y rękę ha se r c u , że to n ic j e s t ten sam , o kim m ow a, lvsiąc z ło ­ tych z a p ł a c ę . »

Panicze spojrzeli się po sobie, każden i ciekawy i n iepew ny, na taką p ropozyciją; Jejmość Q ui- m iehoeuftylko wołała: «przy|inij- cie W aćp an ow ie sta w k ę , przyj- m ijc ie , zaręczam w am w ygran ę, b o gdyhyśeie przegrali byłabym kobieta bez c z c i, ja przysięgam B o g u n ajw yższem u , że nigdym nieuchy biła s o b ie .»

— « P rzy jm u jem y ,» odrzeklt zalotn icy, «i w ygraw szy pom- ścićiny Jćjm ościny honor naszćj p a n i! •

— « Lecz jeśli w y g r a m , za­

w sze niew zruszony R otm istrz rzecze: «Czy będziecie się bili Moi panow ie , za honor damy co dała odw iązać sw ą podwiązkę ?»

W sz y sc y raz jeszcze spójrzeli s ię , w ięcćj jeszcze zm ięszani taką k w estiją$ w ięc R otm istrz widząc

ich cli wianie się dalej lak kończył:

— «W ahacie się panowie? Do­

brze ! otoż ja jestem od was wspa- niatemyiłni/j^ży, Wie tylko że w takim nawet razie będęzwam,!po­

jedynkow ał, ale zaręczam^inue- nicm moim honor tej pani osłonić, przyjmu je J e jm o ść moje slliżby?

— «Co?» przerw ała pani Kata­

r z y n a , “jeśli w ygrasz jeszcze mi sw oje clicesz dać imie?>

— «T a k , nie inaezćj moja p a n i!»

— «N ie nie staw iam —- zgoda«

- o d rzek la ze w zgardą.

— « A więc zgoda ,» dalej mó­

wił Rotm istrz, “pojutrze, o tej samćj gadzinie fu w tem aatwan miejscu , żywego czy umarłego dostawię wam winowajcę.-

— “Ż y w e g o ! p a n ie ... gdyż chcę go zagadnąć ,» rzekładania ledwo m ogąc od gn iew u .

— «I nam będzie inusiał cóś odpow iedzieć śm iałek- — dodali przytom ni Panicze.

R otm istrz de R u pożegna, ko­

ło z uśm iechem , i oddalił s ię .—

N adszedł d z ie ń , w szyscy się zebrali , każdy oczekiw ał cieka­

w ie, chw ili kiedy się drzw i otwo- trz ą , kiedy się R otm istrz ukaże.

— W tem się ogrom na skrzynia zainczyslu w tacza, za nią spokoj-

(7)

)°I°( 103 )°ł»(

ny i z uśmiechem złośliw ym , wchodzi do komitaty piękny R ot­

mistrz. Postawiono skrzynię na posadzce, służba się oddaliła , Holiiiistrz de Ru wyciąga z za­

nadrza pakieeik , rozw ija, i po­

kazuje Pani Quiqueboeuf pod­

wiązkę. < Poznajesz ją P an i?—

czyją je s t? »—

Jejmość zaczerwieniała od li­

cha d o ucha , — ale nie chcąc kłamstwem poddać się w podej- źezeuie, rzekła — «przy znaję że jest moją , alem m usiała ją gdzie

zg u b ić.» —

— « Panicze mocno się zuiię- szali. I Jejmość też nie pom ału — Rotmistrz tak dalej k o ń czy ł i

«Nie Mościa Dobrodziejko , nie zgubiłaś jćj , bo śmiałek CO ją porw ał, (u , w tej skrzyni jest zam knięty.» —< «l

— «Proszę go tu pokazać ! « rzekła zm ięwana Szlachta. —

— « Przepraszam , M iłościwi P a n o w ie ,» rzekł Rotmistrz, żem go kazał związać -—- bo jakkuł- wiek wszyscy jak tu jesteście, macie wiele męztwa, wiele serca, s tein wszystkićm mogli byśeie się cofnąć w t y ł, gdyby on swoim wąsem wam bliżej m tisknąi.»

T o mówiąc otwiera skrzynię—

W szy scy w nią jednocześnie za­

glądają— i cóż na dnie jćj widzą?

— kota ! ow ego sławnego kota, CO W fałdy Pani Quiqueboeuf był się tak wplątał. —

W szyscy parsknęli od śmie­

ch u , na przypomnienie przygody sobolek święlojańskicb — «I cóż P an ow ie, kto z was zechee za­

przeczyć prawdzie? » zapylał Rot­

mistrz — «Skłaniałżeinli?>

— «O ! nie! zaprawdę n ie , jesteśm y gotowi zapłacić tysiąc złotych , nawet zaraz,* odpowie­

dzieli kontenci z rozwiązania P a­

nowie.

— «A W a sz Mość Pani, czy Zgadzasz się na przegraną za­

kładu , i dotrzymasz słowa jak ei panowie ?»—

W sz y sy jedno zgodnie za­

wołali : • ale któż zaś widział? Da­

mę tak łapać za słowo ! — Zre­

sztą tyle n a s, od tak dawna zaleca się do P a n i, jakżeby mogła dać pierw szeństw o, nowemu zalo­

tnikowi , co tylko podstępowi byłby winien swoje szczęście. »

Jejmość Qiiiqueboeuf chwilę się zastanowiła, nakoniec rzekła :

— .Jużci też niew ićm , czy m iło ść, czy alfekt większy jest w Panu R otm istrzu, czy był więcej zręczniejszym mnie zła­

pać za słowo. Ale to pewna moi

(8)

)»!»( 104 )°!°(

piękni panowie ie waszego zw ąt­

pienia nie zauważyć niriiiogłani , i mało trzeba było abyśeie o ezei mojej złego nie powzięli poro­

zumienia. Podwiązka zachwiała wasza dobrą w ia r ę , a że ją od niejakiejś rh w ili mocno polubi­

łam pozwolę memu mężowi ją przewiązać* »

Takim <o sposobem , i temu przypadkowemu podstępowi R o t­

mistrz de Ho był winien swoje szczęście, którego dziś kosztuje.

Stara kobieta, kot je j w ła ­ sność, znalazły w domu państwa de Hu nagrodę za oczęstnielwo do ich połączenia.

Fryderyk Soulie.

Dokumentu lego zw y c za ju , widzieć można w rejestrach mia­

sta Paryża.

■ Paye a Lucas P o m m r m u ,

> l’ un des cummissaires des uuais k de la ville,cent sotis-parisis pour k avoir łó u rn i, duraut trois an-

■ nees fiuies a la saint Jean 1 3 7 5 .,

> tons les chnts qu’ilfa llo it nu dit

• Jeu, comme de coutume, et mćme

> pour avoir łó u rn i, 11 y a on au,

• oii le roi y assista, u u renard ,

» pour dónner plaisir a sa majeslć,

» et pour avoir fourni nn grand

» sae de loile oii esloient les dits

■ elials. • Napełniano tedy, lenii bićilneini kolami w ór , kosz, be­

czkę , i zawieszano lub staw iano to wszystko pod drzewem Jana, ogień podkładał sam król ; Lud­

wik XIV. ostatni, i raz jeden tylko był obecny czynnie, tćj zab aw ie, zwyczaj wszakże pó­

źniejsze czasy wygnały, wraz s przysłowiami z języka i zwielą inneuii pamiątkami, co wieki no­

we ze średitiemi w iązały.

W Bretanii więcćj było po­

dobnych praktyk , zda je się że W - j w w 1 sięgały czasów Drut-

<lów , i ieb ofiar okrul nycli, na- przykład O lb rz y m a , gdzie sła­

wiono s chrustu uplecioną ogro­

mną k la tk ę , postać człeka ma­

jącą, tę napełniano jeńcami’wo- jc n u e in i, którą potem ze spodu

zapalano.

Z n ik ły ofiary z łu d z i, dobro­

czynną nauką Chrystusa , a pa­

miątka w zwyczaj zainićiiioua, na kotach ofiary dopełniała.

O O O 0 O O O —

Znaczenie przeszłej Szarady;

Romanse.

W Kr a ko w ie, Czionkami Józefa Czecha.

Cytaty

Powiązane dokumenty

żeństwa , wielkie schodziły się tłumy, tego zaś bożka wtakićm poszanowaniu mieli starodawni Polacy, że go równo w takowćj kładli zacności; i tak o nim

Jednćj z nich pytał, ażali niejest jego matką; drugićj, azali niejest jego małżonką, a trzecią i na jmłodszą mniemał być jego córką.. — «A dla czegóż

My, jakem mówił, znamy tylko okruszyny Hoffmana, dwie czy trzy powiastki, (bo zapomniałem Pannę Scuderi), ale nie znamy Rsięśniczki Brambilli, nie znamy Marino

re co kilka lat się odmićniają, których edycyi połowa idzie na obwijanie, a na których i tak jeszcze pp.. księgarze

stkich stron , bądź pieszo, bądź konno, bądź w omnibusach do ogniska żelaznych kolei spieszyli. Ze wszystkich ulic miasta sypali się rojem na m iejsce, gdzie były

śmiał się ze mnie mój towarzysz, a tym bardzićj, że osiągnął co żądał, ja zaś i pićniądz straciłem, i nabawiłem się bólu, o nic więcćj nie rozszćrzyłem

rzystą zasłoną ńa bladej pięknej twarzy, na której smutek się m alow ał! Oko jej ciemne nie ziemską, ale niebiańską miłością rozognione , rozrzucało śród

bnie juk pod ó wczas wszystko się przykładało do sprowadzenia wielkićj katastrofy, lak Ićź teraz wszystko się znowu łączy do zatarcia nawet śladów owej