• Nie Znaleziono Wyników

Ze stosunków Kraszewskiego i Sienkiewicza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ze stosunków Kraszewskiego i Sienkiewicza"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

Julian Krzyżanowski

Ze stosunków Kraszewskiego i

Sienkiewicza

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 8, 9-21

(2)

I. ROZPRAWY NAUKOWE

Julian K r z y ża n o w sk i

ZE STOSUNKÓW KRASZEW SKIEGO I SIENKIEW ICZA

W naszych b adaniach n au k o w o -literack ich bardzo rzadko spotyka się studia poświęcone pew nej odm ianie dociekań z zakresu biografii lite ­ rack iej, dotyczące stosunków pisarza z. jego braćm i po piórze, z k tó ry m i łączyły go w ęzły przeróżne, od osobistej znajom ości, nieraz serdecznej przyjaźni, poprzez uleganie w pływ om poprzedników i oddziaływ anie na rów ieśników , po pogłosy choćby pośm iertne u następców, ta k czy inaczej k o n ty n u u jący ch jego dzieło. B y to n ie brzm iało gołosłownie, odw ołajm y się do dw u w ym ow nych przykładów , do dw u w ielkich nazw isk, K ocha­ now skiego i M ickiewicza. W ypadek pierw szy jest kłopotliw y, bo pozba­ w iony obfitej dokum entacji, zwłaszcza listów au to ra O dpraw y posłów

greckich do pisarzy m u w spółczesnych i od nich, a przecież dw a z nich

jed y n ie zachow ane przynoszą cenne inform acje, sk iero w any bow iem do Fogelw edera m ów i o pow staw aniu Psałterza Dawidowego, k tórem u tow a­ rzyszyła Sobótka, gdy list do Zam oyskiego św iadczy o tym , z jakim i trud no ściam i łam ał się poeta tw orząc tragedię o tem aty ce tro jań sk iej. A przypuścić wolno, iż (gdybyśmy zdołali ustalić, co łączyło K ochanow skie­ go z Rejem , Trzycieskim , z anonim ow ym au to rem Proteusa, z G órnickim , Szarzyńskim czy Klonowicem, sylw etka czarnoleskiego poety rysow ałaby się n am daleko p lastyczniej, by łaby p o rtretem , a n ie szarym zarysem , na jak i skazani jesteśm y obecnie.

A jeżeli tu zaw iniła „porządna niedbałość nasza” odległych przodków renesansow ych, to jeszcze gorzej w ygląda spraw a Mickiewicza, a więc poety, którego trzechtom ow a k o respondencja obejm uje niem al 1200 listów , nie m ówiąc o listac h do niego pisanych, czy o w spom nieniach jego rów ieś­ ników , z m ocno załganą, a przecież bezcenną opowieścią A. E. Odyńca. P rzyjació ł i przy jaciółk i tw órcy Pana Tadeusza, a wśród n ich pisarzy, znam y dobrze, ale co go łączyło z nimi, od Zana i Czeczota po K rasińsk ie­ go i N orw ida, nie w iem y. iCo osobliwsza, pow tarza się form ułę K ra siń ­ skiego „My z niego w szyscy”, ale w ogromnej „ lite ra tu rz e ” o nim istnieje jedna zaledwie, zapom niana, drobna praca S. W indakiew icza, w y ja śn ia ­ jąca, co form uła ta n apraw dę znaczy *.

Ja k zaś spraw y te są zawiłe i trudne, u siłują zadem onstrow ać uw agi o w zajem nych stosunkach K raszew skiego i Sienkiew icza, dw u niew ątp li­

(3)

1 0

-w ie naj-w iększych po-w ieściopisarzy polskich, czyty-w anych i podzi-w ianych niegdyś nie tylko w k ra ju , ale i na świecie, gdzie nazw iska ich chętnie łączono, ja k dowodzą dw a fakty. I ta k w 1887 r. po śm ierci K raszew skie­ go, k tó ry był honorow ym prezesem Stow arzyszenia M iędzynarodow o- -L iterackiego, kongres w M adrycie godnością tą obdarzył Sienkiew icza, a gdy w trzy lata później a u to r Trylogii w drodze do A fryki zatrzym ał się w Rzym ie, głów ne dzienniki m iejscow e pow itały go jako następcę K raszew skiego.

Tego rodzaju sp o jrzen ie na dw u pisarzy sta w ia ich czytelnika wobec p y tan ia, jak w yglądały ich k o n ta k ty jako .ludzi, ale odpowiedź na tnie je st zaskakująca. B iografie bow iem obydw u an i isłowem nie w spom inają o ich osobistej znajom ości, o czym się powie dalej w zw iązku z ich kores­ pondencją, rozpoczętą w rdbu 1871, a sięgającą 1884. B a ta pierw sza wiąże się z w ysłaniem do D rezna ręko pisu Na marne, gdzie K raszew ski m iał d ru k arn ię, k tó rą w łaśnie sprzedaw ał, ta k że powieści, k tó ra m u się podo­ bała, w ydrukow ać nie mógł; chcąc d eb iutan tow i zawód ten osłodzić, pisał 0 nim do K onrada Dobrskiego, k tó ry w im ieniu Sienkiew icza zw racał się do starego pisarza, co n astęp u je:

„ P o w ie ś ć Na m a r n e p isa n a je s t w y b o rn ie . C z y ta łe m ją z w ie lk im za ję c ie m i je d ­ n ym szc ze ry m słow em m ogę p o w ie d zie ć to ty lk o , że rzad k o p ie rw sz a p ra c a tak jest d o jrza łą . W i'nien to au to r i ta le n to w i, i tej w ie lk ie j tra fn o ści, z ja k ą ob rał sobie p rzed ­ m iot — z w łasn eg o w id zia n e g o i zn an ego życ ia , a m ó gł m alow-ać z n a tu ry .” 2

Sienkiew icz 'zapam iętał snadź życzliw e te ,słowa, bo gdy w 1884 r. K raszew ski siedział w p ru sk im w ięzieniu, n apisał a rty k u ł w jego obronie 1 oddał go Julian o w i Ochorow iczow i z prośbą o um ieszczenie w k tórym ś z czołow ych dzienników paryskich. A rty k u łu tego dotąd, niestety, nie udało się odnaleźć 3. Om ówiony zaś tu ta j b rak osobistego zetknięcia się obydw u pisarzy tłu m aczy się poniekąd kolejam i ich żywota. K raszew ski po roku 1863 m ieszkał w N iem czech i do K ró lestw a nie zaglądał. S ien­ kiew icz po ro k u 1876 podróżow ał po A m eryce i E urop ie Z achodniej, przy czym w 1879 baw ił w G alicji, m. in. w Szczaw nicy. W czasie w ędrów ek ty c h poznał S. T arnow skiego i b rał udział w o b rad a c h nad p rzygotow y­ w anym w K rakow ie jubileuszem K raszew skiego, urządzonym w paździer­ niku, ale w {miesiącu ty m b y ł w R zym ie i praw dopodobnie fundusze chudego lite ra ta n ie pozw oliły m u na w y jazd do K rakow a. Z nając te fa k ty p rzy jąć trzeba, iż do sp o tk a n ia obu p isarzy nigdy nie doszło, co zresztą potw ierdza list Sienkiew icza z 24 g ru d n ia 1881 r., rozpoczynający się zdanie'm: „P oniew aż n ie m a m zaszczytu być znan ym Sz. P a n u oso­ biście, u dałem się do E d w arda Lubow skiego, by jak o znajom y poparł m oją prośbę do Sz. P a n a o łask aw e p rz y ję c ie w spółpracow nlćtw a w n a ­ szym dzienniku «Słowo»” (LV, 369) 4.

(4)

M iejsce ich zastąpiły k o n ta k ty innego rodzaju, litera c k ie i korespon­ d en cy jn e. Sienkiew icz ted y w pierw szym dziesięcioleciu swej k a rie ry pisarskiej zajm ow ał się stale pracą dziennikarską, pisując m odne podów ­ czas „kro n iki” i reportaże oraz recenzje tea tra ln e i literackie. K raszew ski b y ł osobistością znaną, nic więc dziwnego, że w „Gazecie P o lskiej” z lat 1879 - 1881 M usagetes, tj. Sienkiewicz, prow adząc dział „W iadomości bieżących” zajm ow ał się nim często, podaw ał m ianow icie szczegóły dro­ bne biograficzne i bibliograficzne w rodzaju inform acji o ukazyw aniu się dzieł, jak Grzechy hetm ańskie czy Szalona, o ich przekładach czes­ kich czy niem ieckich, a następnie o stypendium jego im ienia dla ucz­ niów szkół średnich lub o ofiarow aniu setki tom ów powieści bibliotece górniczej w Wieliczce. B łahostkom ty m tow arzyszą nieraz obszerne recen zje powieści dzisiaj najg run to w n iej zapom nianych i nie w spom i­ n anych naw et w m onografii poświęconej K raszew skiem u przez P. Chm ie­ lowskiego. Chodzi to o dzieła takie, jak Przygody Im ć Pana Marka Hińczy,

Dwa bogi, dwie drogi, Pod Blachą, Ram ułtowie i Krzyżacy. Ogólną po­

staw ę recenzenta ukazuje jego omówienie powieści Na tułactwie, d ru ­ kow ane później, bo w „Słow ie” w 1882 r. Czytam y tam , co następuje:

„D ziś też, g d y cz y te ln ik o w i n a d sy ła ją z k się g a rn i p akę u tw o ró w b e le try s ty c z ­ n ych , p a trzy on na podpisane pod nimi' n azw iska i zaczy n a od K ra szew sk ieg o , o d k ła ­ d a ją c m n iej zn a n ych na czas, w k tó ry m nic już innego nie będzie do czytan ia. O c z y ­ w iśc ie i m ięd zy p o w ie śc ia m i K ra sz e w sk ie g o b y w a ją w ie lk ie różnice: jed n e są w y ­ ko ń czon e i w y s z lifo w a n e ja k d rog ie kam ien ie, inne kreślo n e szkicow o, b ez w y c ie n io w a n ia ko n tu ró w . A le sam o n azw isko daje ju ż c z y te ln ik o w i g w a ra n c ję , że z n a jd zie u tw ó r nie ro b io n y w ed le m odły, w zo ró w , nie k o n w e n cjo n a ln ą p o w ieść m a lo ­ w a n ą p rzez p atro n y , ale rzecz bezp ośred niego uczucia, b ezp ośred n iej o b se rw a c ji, o r y ­ g in a ln e j m y ś li i, je ś li rzec ta k m ożna, h erb u sw ego w łasn ego , to je s t tak ą, na k tó re j d u sza lu d zk a od cisn ęła sw e in d y w id u a ln e p iętn o.” (X L V I, 55)

Tego ro d zaju postaw a k ry ty k a pozwoliła Sienkiewiczow i w ypow ie­ dzieć sporo uw ag całkowicie trafn ych , a — jak się okaże dalej — nie­ koniecznie zadow alających dla krytykow anego powieściopisarza. O m a­ w iając więc jedną z sery jn y ch powieści K raszew skiego ukazujących karkołom ne k a rie ry m łodych ludzi, a robionych wedle „ p a tro n u ”, a więc szablonu, tj. P rzyg o dy Marka Hińczy, Sienkiewicz pisze: „Łatwość, z jaką zdobyw a się niespracow any au to r na najrozm aitsze typy, szczerość, z ja ­ k ą je kreśli, w erw a i dokładna znajom ość lat m inionych czyni z takich opow iadań rzeczy nad wszelki w yraz zajm ujące. Czyta się je z rów ną łatw ością i pogodą, z jaką pisał je autor. Nic tu myśli nie w strząsa zbytecznie, nie przeraża, nic nie zaburza w yobraźni. Od początku do końca zostaje się pod m iłym w rażeniem m iłej gaw ędy”. Słowem, jest to le k tu ra rozryw kow a, k tó rą czytając, „nie liczy się godzin i zapom ina o w szelkich kłopotach”, ale „nie jest to [...] jeden z najlepszych utw orów K raszew skiego” (LII, 88 - 89, 90, 89). Daleko surow iej brzm ią uw agi

(5)

— 12 —

o powieści Dwa bogi, dwie drogi, o dw u braciach, sp ry tn y m łajd a k u i ucz­ ciw ym safandule, przy czym recenzent zarzuca autorow i znowuż opero­ w anie schem atam i (LII, 136 -1 41 ). D odajm y, że podobnie spogląda na bo h atera powieści Na tulactwie, a poniekąd i na R a m u ltó w praw iących rów nież o dw u braciach, u tw orze godzącym w „pieczeniarzy, półpan- ków, intry gan tó w , św iętoszków i ty m podobnych indyw iduów ratu jąc y c h społeczeństw o od dem okratycznego chaosu” (LII, 200). Przytoczone tu uw agi Sienkiew icza zasługują n a pam ięć przyszłych badaczy K raszew ­ skiego. Nie ulega w ątpliw ości, iż pisarz ten u schyłku swej drogi tw ó r­ czej stosow ał szablony i jego m onografista pow inien być wdzięczny Sienkiew iczow i, k tó ry — może nie jed yn y — właściwość tę u niego zauw ażył, nie robiąc z niej jed nak zarzutu.

Nieco inaczej sp raw y te w yg lądają w jego recenzjach dw u powieści h istorycznych K raszew skiego, Pod Blachą i K rzy ża kó w , obydw u w y raź­ nie słabych. K ry ty k o w i nie tra fiło do przekonania założenie autora, k tó ry kobieciarstw o księcia Józefa „pragnie w ytłum aczyć um yślną polityką ostrożności” i „poczuciem sw ych w ielkich przeznaczeń”. Na pociechę jedn ak ciągnął dalej: „To założenie zostało chybione, za czym zresztą b y n a jm n ie j nie idzie, by i powieść m iała być chybiona” i odw oływ ał się do „niesłychanej przedm iotow ości au to ra w tw orzeniu postaci z tam tych czasów” (LII, 188). Z innych, i to zrozum iałych względów, na uw agę specjalną zasługuje om ówienie Sienkiew icza powieści Krzyżacy, w któ­ rej recenzent dostrzegł u stęp y o w ysokiej arty sty c z n e j w artości, ale k tó rej zarzucił n ieu m iejętn e odtw orzenie epoki, pisząc, że „gdyby strona archeologiczna i bytow a dorów nyw ała w ty m utw orze kronik arskiej, a zarazem , gdyby fan ta zja dopełniła, czego eru d y cja dać nie mogła, n a­ leżałoby policzyć K r z y ż a k ó w do n ajcelniejszych dzieł K raszew skiego” (LII, 250). Co to znaczy, w ypadnie powiedzieć dalej, przy om ówieniu

K r z y ż a k ó w samego Sienkiew icza.

*

* *

Bliższe stosunki m iędzy obydw u pisarzam i naw iązały się dopiero w latach 1882 - 1889, rozpoczęte w o statnich dniach" 1881 r., gdy nowo upieczony re d a k to r „Słow a” zaapelow ał do „genialnego p ió ra” starego pisarza, prosząc go o w spółpracę ze sw ym dziennikiem . N iestety, z ko­ respo n dencji tej zachow ały się jedynie cztery listy z pierw szych m ie­ sięcy 1882 r., choć niew ątpliw ie m usiało być ich w ięcej, skoro K raszew ski nie odm ówił prośbie red a k to ra i jeszcze w ro k u 1883 zasilał „Słowo” sw ym i u tw o ram i aż do chw ili swego aresztow ania. Prośba zaś Sienkie­ w icza p o p arta została uw agam i o c h arak terze dziennika, którego zada­

(6)

niem „będzie krzew ienie zdrowego postępu na gruncie poszanow ania tra d y c ji i w iary narodu” i k tó ry nie stanie się „organem aw anturniczych m rzonek o jakichś zobowiązaniach się i układach, i ustępstw ach dla ist­ niejącego stan u rzeczy”, „ale b ynajm niej nie zam ierzam y tw orzyć or­ ganu klerykalnego, podporządkow yw ującego polityce kościelnej spraw y bliżej nas obchodzące” (LV, 369), co znaczyło, iż „Słowo” nie będzie głosiło ugody z caratem , propagow anej przez równocześnie zakładany „ K ra j” w P etersb u rg u i przez k lery kaln e dzienniki w K rólestw ie, co poglądom K raszew skiego m usiało odpowiadać. Nadesłał on tedy niem al odw rotnie obrazek Góry, p rzy ję ty z entuzjazm em przez red ak to ra p i­ szącego, że „jest w nich poezja i polot” i dziękującego za Listy drezdeń­

skie oraz cykl dziew ięciu „nowel i opow iadań” zatytułow any Mozaika,

a w y d ru kow an y osobno w 1884 r.

Idylliczne te stosunki zamąciło — o dziwo! — ukazanie się powieści

Ogniem i mieczem, k tóra od pierw szej chw ili po dzień dzisiejszy w y­

w oływ ała zarów no try u m fa ln e uznanie, jak surow e przygany. Rzecz znam ienna, że przygany te pochodziły nie tyle od zawodowych kryty kó w , co od pisarzy: Jeża, Kaczkowskiego, Świętochowskiego, P ru sa, no i K ra ­ szewskiego. W arszaw skie „K łosy” przyniosły w ro ku 1884 a rty k u ł au to ra

Mozaiki pod ty tu łem Listy, H e n ry k Sienkiewicz, Ogniem i m ieczem ,

długi i raczej dziwaczny. Recenzent w yw ody swe rozpoczął od ro zrach u n ­ ków z dwoma przeciw nikam i, Stanisław em Tarnow skim , którego nie znosił, a k tó ry powieść Sienkiew icza „zaw yrokow ał arcydziełem ”, i jej autorem , o k tó ry m oświadczył, iż „względem nas nieraz z bezwzględną odzyw ał się otw artością, dobry nam dając p rzy k ła d ”, gdzie chodziło nie o Na tułactwie, jak mówi a u to r chrestom atii Trylogia H enryka S ien k iew i­

cza, lecz o w spom niane poprzednio powieści Pod Blachą i K rzy ża cy 5. Co

osobliwsza, recenzja m a p rete n sję do Sienkiew icza za w ybór tem atu 0 pierw szej w ojnie dom owej za Ja n a Kazim ierza, bo „ta krw aw a k a rta , k tó ra zdaje się drgać jeszcze [...] jest czymś tak straszliw ym , iż niem al w całej swej nagości i ogromie odstręczyć była pow inna raczej niż po­ ciągać a rty s tę ” . I pom yśleć tylko, iż brednię tę napisał a u to r Starej baśni 1 Syna Jazdona oraz znawca Szekspira, tw órcy T ytu sa Andronika i Mac-

betha. Inn y zarzut dotyczy „b o h atera” Ogniem i mieczem: „Srom okryw a

czoło czytając te dzieje upokorzenia naszego, te dowody nieporadności i sam olubstw a, tę k ronikę bezsilności przerażającą. Ponad Jerem iego, ponad w szystkich przedstaw icieli Rzeczypospolitej wyżej, potężniej stoi ów Chm ielnicki, z którego autorow i podobało się zrobić ren egata szlachcica polskiego [...] — n iestety !” N astępnie recenzent grom i arty zm k ry ty k o w a­ nego dzieła. „Budowa powieści, chociaż obm yślona starannie, jest n ad ­ zwyczaj ułom ną, a w ykonanie można by nazwać nierów nym , niekiedy rozw lekłym , gdyby form a ta nie w ynikła koniecznie z treści i jej roz­

(7)

— 14 —

m iaró w ” . G lędzenie to przypisać trzeba rozgoryczeniu starzejącego się pisarza, k tó ry zastrzega się przeciw „uczuciu b ru d n em u ”, ale którem u tru d n o pogodzić się z m yślą, iż jego popularność gaśnie, przyćm iona po­ w odzeniem młodszego pisarza.

Rzecz jed nak znam ienna, iż omówiona recenzja nie rozbroiła niew ątp li­ wego kom pleksu K raszew skiego, jak dowiodła jego powieść o trz y lata późniejsza od Ogniem i mieczem , tj. w y d any w 1886 r. B o ży g niew , tem aty cznie p ok ry w ający się z dziełem Sienkiew icza, au tor bow iem zajął się tu w ojną z C hm ielnickim od jej w ybuchu w chw ili śm ierci W ładysław a IV po bitw ę pod B eresteczkiem , a więc latam i przedstaw ionym i w pierw ­ szym członie Trylogii, do k tó ry ch a u to r doczepił m echanicznie wiadomość 0 ab d y k acji i em igracji Ja n a K azim ierza, z pom inięciem w ojny szw edzkiej 1 rokoszu Lubom irskiego. Tak dziw acznie skonstruow ana całość była, w zam ierzeniach au to ra, przeciw staw ieniem dziełu Sienkiewicza, jak ­ kolw iek już w sam ym ty tu le w ysuw ała motywT z niego zaczerpnięty. W szak ,,boży gniew ” to refleks groźnej zapowiedzi Chm ielnickiego w roz­ dziale w stępn y m Ogniem i mieczem . „Dzień sądu idzie już przez Dzikie P o la ” (VII, 13), k tó ra to form uła w dalszym toku powieści o losach S k rze- tuskiego o trzy m u je uzasadnienie jej arty styczn e. A utor Bożego gniew u w rócił tu ta j na swe daw ne stanow isko, gdy spierał się z M. G rabow skim o c h a ra k te r powieści historycznej, przeciw staw iając m etodzie W altera S cotta zasadę w ierności odtw arzania p raw d y dziejow ej, poznaw anej przy pom ocy dokum entów . K rocząc ty m szlakiem zdetronizow ał, by tak rzec, J a n a K azim ierza, robiąc zeń pantoflarza, kukłę w ręk u L udw iki M arii, jego brato w ej, a później żony, w b rew Sienkiewiczow i, który w ostatnim W azie na tronie w ielbił władcę, króla polskiego. Szczegół to zabaw ny, ale gdy Sienkiew icz, bezw iedny epik, kroczył szlakam i autora K lim a k te -

rów, poety Kochowskiego, K raszew ski opierał się na relacji kanclerza

A lbrech ta Radziw iłła i na p rzed staw ian ą przeszłość spoglądał oczyma męża stan u i dyplom aty, trzeźw o om aw iającego znane m u fakty. Ale i tu ­ ta j w ystąpiło zjaw isko nieoczekiw ane, spojrzenie na wiek X V II oczyma Sienkiew icza.

Przeciw nicy a u to ra Trylogii za głów ny jego grzech poczytyw ali jego apoteozę Jerem iego W iśniowieckiego, k tó ry w jego oczach był jed yny m człow iekiem m ającym odwagę oprzeć się C hm ielnickiem u i któ rem u tylko in try g i dw orskie nie pozw oliły odegrać tej roli, do jakiej był zdolny. Rzecz znam ienna, iż na Ja re m ę dokładnie ta k samo spoglądał K raszew ski, a rg u m e n tu ją cy w B o ż y m gniewie w iden tyczny sposób 6. „Jerem iego nie słuchano, bo on im solą w oku, a jego jednego się Kozacy bo ją” (45) lub „ Jed y n y wódz straszny m był, aby jako zbawca ojczyzny w szystkim nie odjął sław y ” (116), co pow tarza się w ielokrotnie, aż po bitw ę pod B eresteczkiem . Z ty m w szystkim K raszew ski chyba zdaw ał sobie spraw ę,

(8)

iż k ry ty k o w an y przez niego ryw al był nie tylko suchym historykiem , ale rów nież w ybitn y m epikiem , jednak zrzędnem u recenzentow i to nie w ystarczało. Usiłował więc przeciw staw iać się ty m czy innym ujęciom Sienkiewicza, praw iąc na przykład: „Oblężenie to Zbaraża epopeją jest, któ rej unieśm ierteln ien iu żadne pióro nie starczy ”, co praw dopodobnie m a znaczyć, że i au tor Ogniem i m ieczem tem u nie podołał (124). Że zaś nie starczyło i pióro samego K raszew skiego, dowodzi o dwie stronice dalej w prow adzona scena przybycia do Lublina Stopkowskiego, k tó ry przyniósł listy ,,od wodzów zam kniętych w okopach” zbaraskich. W spaniały obraz pojaw ienia się Skrzetuskiego na naradzie w ojennej w Toporowie skurczył się tu do jednostronicow ego szarego szkicu. Z innych szczegółów uw agę zw raca czterokrotnie pow tarzane zdanie o Chm ielnickim pod Zboro- wem , „m istrzu niezrów nanym w kłam stw ie, k tóre to gburostw em , to jakąś niby głupotą, to pijaństw em się o kryw ało” (148), co na innym m iejscu, w opisie Beresteczka brzm i: „Poznali, co wierzyć tem u dotąd nie chcieli, iż on prostaka udający człek, k tó ry pijak iem się czynił nic nie rozum iejącym , a chłopstw em się przyodziew ał jak m aską, chytrzejszym daleko był niż ci, co z nim m ieli do czynienia” (370). Rzecz ciekawa, że h etm ana kozackiego na w ylot zna ty lk o W iśniowiecki m ówiący o m a­ sach ludow ych, gdy „Chm iel im swobodę i panow anie obiecał, poddadzą się M oskiewskiem u, zaprzedadzą Turkow i, zwiążą z T atarem , duszę zapi­ szą szatanowi, byle nas pognębić m ogli” (373). Obrońca Zbaraża p a ra fra ­ zuje tu ta j rozm owę Skrzetuskiego z Chm ielnickim , mówiąc otw arcie to, czego a u to r O gniem i m ieczem jasno w yrazić nie mógł ze względu na cenzurę, która w w ypadku Bożego gniew u na ustęp ten nie zwróciła uwagi.

W racając zaś do recenzji z roku 1884 dorzucić trzeba dwie uwagi. J e j a u to r z patosem tw ierdził — jak w iem y — iż „krw aw a k a rta ” z cza­ sów J a n a K azim ierza „jest czymś ta k straszliw ym , iż niem al w całej swej nagości i ogromie odstręczyć była pow inna raczej niż pociągać a r ­ ty stę ” 7. Mówiło się już tu, na czym polega błąd tego zdania, obecnie zaś dodać można, że K raszew ski połowę powieści o B o ż y m gniewie w ypełnił czymś rów nie straszliw ym , jak to, co raziło go u Sienkiewicza, m ianowicie tasiem cow ą relacją o działalności staro sty łomżyńskiego, H ieronim a Ra­ dziejowskiego, k tó ry już czasu w ojen kozackich k nu ł spiski w grom adach pospolitego ruszenia, by w parę lat później dopuścić się jaw nej zdrady i w yw ołać n ajazd szwedzki. W prow adzenie tej spraw y na k a rty Bożego

gniew u spraw iło, że pow tarzając form ułę K raszew skiego w ym ierzoną

w Ogniem i m ieczem zastosować ją można do powieści o Radziejowskim . Głosi ona, że „budow a powieści jest nadzw yczaj ułom ną” 8, tak że w cyklu historycznym starzejącego się pisarza jest ona pozycją jedną z n ajsłab ­ szych.

(9)

— 16 — *

* *

Pozostaje jeszcze jedna dziedzina, bodaj czy nie najw ażniejsza, ale — m im o sporej ilości prac jej pośw ięconych — pełna nierozw iązanych zagadek, spraw a w zajem nego stosunku twórczości obydw u om aw ianych pow ieściopisarzy. D otychczasow a studia o Sienkiew iczu u sta liły w iele isto tn y ch i rzekom ych źródeł pom ysłów literack ich tw órcy Trylogii, ale dociekania te dalekie są od precyzji po p ro stu dlatego, że pew ne pom ysły k rążą w atm osferze k u ltu ra ln e j otaczającej pisarza, i to do tego stopnia, że on sam nie p o trafi w yjaśnić, skąd i kiedy do niego dotarły, czy słyszał je lub czytał w dzieciństw ie, czy też zawdzięcza je lektu rze późniejszej, czy zetk n ął się z nim i w rzeczyw istości. W skutek tego ustalenie om aw ia­ nych tu ta j związków w y kazuje tak ą m asę nieporozum ień, że może się w ydaw ać w ysiłkam i całkiem bezowocnym i. P rzyk ładem może tu być praca M arii Kosko o w ą tk u Niespodzianki, znanym z setek w ariantów z w ielu kontynentów , lub studia nad Quo vadis i pochodzeniem m otyw ów sp otykanych w tej powieści. Do niedaw na w ydaw ało się, że zbadano je bezbłędnie, gdy nagle ro m an ista polski, Z. Czerny, odnalazł zapom nianą powieść zapom nianego ro m an ty k a francuskiego, A leksandra G uiraud,

Flavien ou de Rom e au desèrt (1835), k tó re j Sienkiew icz zawdzięczał

m nóstw o obrazów u kazanych na k a rta c h Quo vadis 9.

Tego rod zaju odkrycia zm uszają do bardzo dużej ostrożności przy u sta ­ laniu pochodzenia zapożyczeń literackich, bo nuż okaże się, iż dany pom ysł m a kilka źródeł, z k tó ry c h w ybrać się m usi najb ard ziej praw do­ podobne. P rzed la ty pojedy nek W ołodyjowskiego z B ohunem wiązano z K a w a lerskim gospodarstwem Balzaka, choć b ardziej praw dopodobne w yjaśn ien ie odsyła tu do Pam iątek Soplicy Rzewuskiego, a podobne w y­ padki są zjaw iskam i bardzo częstym i. „P am iętn ik L ite rac k i” z roku 1966 przyniósł w zeszycie trzecim cenną pracę H. B ursztyńskiej Twórczość

Kraszewskiego jako literackie źródło powieści historycznych Sienkiewicza,

gdzie osobny rozdział, z a ty tu ło w an y Szabla-„żonka”, zestaw ia rozm iłow a­ nie Rocha K ow alskiego w szabli z epizodem w P am iętniku Mroczka K ra ­ szewskiego. A utork a nie tra fiła do stu diu m Pasek i Sienkiewicz, gdzie pom ysł ten związano z opow iadaniem p am iętn ikarza o pom ylonym kaszte­ lanie zakroczym skim , Olędzkim . A podobnie w ygląda rozdział o P rototy­

pach Zagłoby, gdzie a u to rk a odw ołuje się do K raszew skiego K rólew skich synów oraz do Papierów po Glince i Ostatnich chwil Księcia W ojew ody Panie Kochanku, ale pom ija jego antenatów , om ówionych w studium Sienkiew icz a literatura rosyjska, pom ieszczonym w ty m sam ym tomie,

co rzecz o Sienkiew iczu i P asku 10. N aw iasem dodam, iż spraw ie p ro to ty ­ pów Zagłoby poświęcić by m ożna sporą m onografię, k tó ra p rzedstaw iłaby tę postać w jej całej okazałości.

(10)

P raca H. B ursztyńskiej wiąże Trylogię z Masławem, którem u p rzy ­ pisuje przesadną rolę jako źródłu pom ysłów takich, jak oblężenie Zbaraża, Częstochow y i K am ieńca, jak nocne wycieczki obleganych lub ja k r y ­ w alizacja dw u przeciw ników o rękę panny, czy naw et technika w prow a­ dzania postaci w bieg akcji, sytuacja bowiem w tych w ypadkach jest tak a sam a, jak przy om aw ianiu prototypów Zagłoby. Przekonyw ająco n ato m iast brzm ią uw agi a u to rk i o powieści K raszew skiego Waligóra i jej pogłosach w Krzyżakach, gdzie Sienkiew icz sportretow ał D anusię m etodą u żytą przez poprzednika przy szkicowaniu sylw etek dw u H alek W aligó- rzanek, oraz o Boleszczycach i S e m k u z ich opisami śm ierci m łodych dziew cząt, zapam iętanym i przez tw órcę nieszczęsnej D anusi i w yzyska­ nym i w scenach jej zgonu i pogrzebu. Słuszne też w ydaje się stw ierdzenie pokrew ieństw a Ju ra n d a ze Spychow a z W aligórą. Skoro zaś m ówi się o K rzyżakach, to w arto wrócić do poprzedniej w zm ianki o powieści K raszew skiego pod ty m sam ym ty tu łem i jej recenzji pióra Sienkiew icza z 1882 r. Je j a u to r zajął wobec „starego m istrza naszej powieści” stan o­ wisko znane z dziejów recepcji swego poprzednika, m ianowicie zaatakow ał przew agę w jego dziele suchej w iedzy historycznej nad w ym aganiam i artyzm u , płodu „ fan tazji a u to rsk ie j” oraz intuicji. Tłum aczył to w spo­ sób dla au to ra n iew ątpliw ie pochlebny, mówiąc o nim: „Z etknął się on z faktam i tak w ielkim i i m ającym i ty le dla nas uroku, że historia poli­ tyczna po pro stu porw ała go. Toteż właściwa powieść w ije się w K r z y ż a ­

kach naokoło historycznej osnowy tak jakoś nieśm iało, jak m aleńka

gałązka bluszczu naokół olbrzym iej wieży jakiegoś średniowiecznego gm ach u” (LII, 249). Recenzja kończyła się zdaniem bardzo w ersalskim w tonie, ale wysoce kry ty czn y m w istocie, jak świadczy przytoczone poprzednio zdanie o stronie archeologicznej i bytow ej danej powieści.

Recenzja ta m usiała przypom nieć się Sienkiewiczowi, gdy w kilk a­ naście lat później sposobił się do przedstaw ienia dziejów Zbyszka z Bog- dańca i jego dw u żon. W rócił on na drogę, któ rej opuszczenie zarzucał K raszew skiem u, drogę pow ieściopisarzy ty p u W altera Scotta, „którzy u w ażają historię samą, to jest w ypadki historyczne, tylko za ram y, w k tó re w staw iają obraz życia [wypadkom tym] współczesnego. S ta ra ją się je w skrzesić — tak pod względem archeologicznym , jak i obyczajo­ wym . A wówczas o tw ierają się przed nam i jak b y św iaty nowe, o któ rych ogólna historia polityczna nas nie poucza. W idzimy w nętrza domów sta ­ w ianych przed w iekam i, ich urządzenia, statki, a dalej ludzi w raz z ich sposobem m yślenia, obyczajam i i całym bytem . F antazja autorska, do­ pełniona badaniem i intuicją, dopełnia historię ze stro n y p ry w atn ej, dając tej ostatn iej przew agę nad polityczną” (LII, 249). Poglądy te, drukow ane u schyłku 1881 r. bez nazw iska au tora i udostępnione dopiero w roku 1950 w Dziełach, pow stały przed Trylogią, w k tó rej au to r ich nie w yzyskał;

(11)

— 18 —

zrobił to n ato m iast w kilkanaście lat później w swoich K rzy ża ka c h , gdzie w prow adził te „św iaty now e”, k tó ry ch b ra k w y ty k a ł powieści K raszew ­ skiego, a więc przew agę h isto rii p ry w a tn e j nad h istorią polityczną, re ­ p rezentow anej przez sceny z życia Bogdańca, Zgorzelic czy Spychowa lub w spaniałe o brazy łowieckie. Gdy się m yśli o ty ch nowościach w po­ wieści krzyżackiej Sienkiew icza, tru d n o oprzeć się przypuszczeniu, iż pisarz opracow ujący tem at, w y zy skany przez poprzednika, pow tórzył tylko ty tu ł jego dzieła, ale jego m etodzie przeciw staw ił swą w łasną i stw o­ rzy ł arcydzieło. W procesie ty m pew ną rolę odegrał jednak cień K ra ­ szewskiego. Tego ro d zaju posunięcie stanow iło odpowiedź na zarzuty, k tó re k ry ty c y staw iali Trylogii jako powieści o w ojnach w ypełniających

Ogniem i m ieczem i przede w szystkim Potop. Odpowiedzią na to był już

pierw szy tom Pana W ołodyjowskiego, przez samego pisarza w liście do J. Janczew skiej nazw any pow ieścią bez szczęku broni, co znowuż nie w szystkim czytelnikom się podobało. O dpow iedzią drugą i defin ityw n ą był epicki, spokojny i zrów now ażony obraz Polski średniow iecznej z czasów W ładysław a Jagiełły.

*

* *

S tu d iu m H. B urszty ń sk iej niew ątpliw ie doczeka się dopełnień u k a ­ zujących nie badane przez nią oddźwięki pom ysłów K raszew skiego z in­ nych dzieł tego pisarza w pow ieściach Sienkiew icza. I to oddźwięki za­ równo oczekiwane, jak zaskakujące swą niezw ykłością.

G rupę pierw szą przedstaw ia R z y m za Nerona (1866), którego tem a­ ty k ę podjął w swej głośnej powieści a u to r Quo vadis, m ający duże dzie­ siątki insp irato rów od T acyta po histo ry kó w i pisarzy nowoczesnych. Rzecz nieunikniona, iż w gronie ich m usiał znaleźć się i K raszew ski jako a u to r powieści o historycznym Rzym ie. I to dzięki tem u, iż — jak to zauw ażył P. C hm ielow ski — powieść R z y m za Nerona m iała to, co dzisiaj nazw ałoby się sensem alegorycznym , bo w niej „m yśli o położeniu w łasnego społeczeństw a p rzy b ra n e zostały w szatę arty sty czn ą staro ­ żytności z chw ili pierwszego prześladow ania chrześcijan”, z „ciągle n a­ stręczający m i się analogiam i z w ypadkam i bliższym i sercu i w yobraźni”' czytelnika n . Co w ięcej, K raszew ski w prow adził do powieści Słow iankę R utę, ch rześcijankę um ęczoną w raz z jej rzym ską panią. Pom ysły te po

R z y m ie za Nerona odżyły na k a rta c h Quo vadis, ukazujących Ligię-K alinę,

nie tylk o Słow iankę, ale w ręcz Polkę, Sienkiew icz bowiem zapisał w ia­ domość: „T acyt w Annales oznacza nazw ą Lygii naró d m ieszkający m ię­ dzy W isłą i O d rą” 12. Ligia om alże nie ginie na arenie, gdzie od śm ierci ra tu je ją jej w ie rn y sługa, U rsus, skręcając k a rk potężnego teutońskiego tu ra, do którego g rzb ietu przyw iązano niep rzy tom ną dziewczynę. G dy

(12)

się pam ięta, że w łaśnie w toku pracy nad Quo vadis powieściopisarz ogłosił znakom ity szkic O Bismarcku, ata k u jąc y „żelaznego k an clerza” jako nieprzejednanego wroga polskości, w ym ow a polityczna w yczynu U rsusa w y stępu je w całej pełni.

Na zakończenie garść uw ag o innej niespodziance wśród utw orów S ien­ kiew icza, zw iązanej rów nież z twórczością K raszew skiego, i to w dzie­ dzinie powieści obyczajowej o zabarw ieniu kom icznym . Chodzi tu o jego

Dzieci w ie k u (1871), u tw ó r pogrążony w zapom nieniu, z którego w ydobyto

go w sto lat po u kazaniu się pierw odruku. Pow ieść ta należy do słabszych dzieł auto ra, pisanych m anierą francuską, o fabule w ielow ątkow ej, raż ą ­ cej niedom ów ieniam i a zabarw ionej typow ą dla au to ra tendencją a ta k u ­ jącą przekonanie, iż „bogactwo potęga naszego w iek u”, k tó rą to zasadę u końca powieści dorobkiewicz, syn ap tek arza m ałom iasteczkowego uda­ jący barona w yraża w zdaniu: „Jesteśm y wszyscy dziećmi naszego w ieku, żenim y się nie dla serca, nie dla szczęścia, nie dla «chatki i jej miłości», ale dla am bicji i pieniędzy, niep raw d aż?” W ujęciu samego au to ra powie­ ści praw iącej o kilku m ałżeństw ach tego rodzaju brzm i to identycznie: „U stóp ołtarza dopiero w łaściw y życia d ram at się poczyna, szczególniej dla ty ch dzieci w ieku, co z najśw iętszego zw iązku uczynili fry m a rk i spe­ k u lac ję ” 13. Osią fab u ły jest w ątek sensacyjny, zbudow any dość niedbale, dzieje lekarza, k tó ry pod zm ienionym nazw iskiem przybyw a z A m eryki do jak iejś m ieściny kresow ej, z k tó rej uciekł przed dw udziestu laty po popełnieniu m orderstw a, a w k tó rej m ieszka jego nie znający go syn, rze­ kom y geniusz literacki, w istocie zaś w ałkoń i alfons, żeniący się z nie­ szczęsną hrabianką, a raczej jej posagiem. Z dając sobie najw idoczniej spraw ę z niedom agań kom pozycyjnych Dzieci w ie k u K raszew ski usiłow ał je stępić w epilogu, w k tó ry m zgotował czytelnikow i niespodziankę. Na­ w iązał m ianow icie do w ątk u epizodycznego powieści i dał jego finał dw u- stronicow y zaledwie, a znakom ity. W ątek ten to zatarg dwojga przedsta­ w icieli gastronom ii m ałom iasteczkow ej, re sta u ra to rk i pani Pauze z sąsiadem , w łaścicielem cukierni, Gorconim . On o resta u ra c ji m a­ wiał, iż p ro d u k u je pom yje, ona do cu k iern i stosow ała w yraz „tru cizn a”. W ybuchow i w o jny zapobiegł dobrotliw y lekarz, k tó ry restąu rato rce za­ lecił higieniczne spacery w ogrodzie przylegającym do sadu cukiernika. P rzeciw nicy w idyw ali się przez przezroczysty płot, początkowo odstaw iali „w ojnę C apu llettich i M ontecchich” , ostatecznie on znalazł się na kaw ie u niej, po czym „ J u lie tta zaślubiła Romea, a resta u ra c ja Pod Różą została połączona i w cielona w cukiernię, tak iż te dw ie in sty tu cje dobroczynne na przyszłość rniały stanow ić jed n ą ” 14.

G dyby jakiś potom ek P an a Jow ialskiego zapytał: „Znacie tę bajecz­ kę?”, odpowiedziano by m u: „Z nam y”, bo przecież w siedem lat po u ka­ zaniu się Dzieci w ie k u opowiedział ją dowcipnie Sienkiew icz w hum oresce

(13)

— 20 —

a m ery k ań sk iej K om edia z p o m y łe k (1878). Istotn ie kom iczny ten obrazek z m ieściny pod M aripozą, p rzedstaw ia — podobnie jak u K raszew skiego — antagonizm dw ojga sąsiadów, w łaścicieli „gro cern i”, przybyszów z Nie­ miec, m ów iących „łam an ą angielszczyzną”, tak samo zresztą jak lekarz i sędzia w jednej osobie, e m ig ran t z F ran cji. S klepikarze p łata ją sobie n a­ w zajem dokuczliw e figle, aż w reszcie panna N eum an zmusza przeciw nika, by poszedł z nią do sędziego, k tó ry nie m oże zrozum ieć, o co im chodzi, na co „N iem ka w padła na koncept pokazać na serce, na znak, że je pan Hans przebił siedm iom a m ieczam i” (III, 206). Poczciw y staruszek gest ten zro­ zum iał jako w yznanie m iłosne i stojącą przed nim p arę pożenił, o czym oboje dowiedzieli się następnego dnia od szeryfa, naw iasem m ówiąc Żyda z Polski. N astępnej nocy „cichej, ciep łej” w pokoiku pan ny m łodej „za­ częła się n a ra d a o rozw odzie, k tó ra już do opow iadania nie należy ” (III, 211), jak spraw ę sk ro m n y a u to r ujął.

Rzecz zabaw na, ale Kom edią z p o m y łe k o patrzy ł on wstępem , głoszą­ cym, iż w yp ad ek w niej opow iedziany „m iał podobno m iejsce istotnie w jed n y m z am eryk ańskich m iasteczek ”, po czym dodał niezw ykłą uw a­ gę: „Być może także, że jaki now elista a m e ry k ań sk i lub niem iecki sko­ rzy sta ł już z niego poprzednio, co w edług mego zdania pow inno być równo obojętne dla czytelnika, ja k i k w estia m iejscow ości” (III, 193). P rz y jm u ­ jąc tak że tę a lte rn a ty w ę jako m ożliw ą, trzeb a by było odszukać źródło pom ysłu w oceanie a m ery k ań sk ich hum oresek, k tó ry c h m istrzow ie, M ark Tw ain i B re t-H a rt, działali w K alifo rn ii w czasie, gdy baw ił tam Sienkie­ wicz. B yłoby to jed n a k poszukiw anie przysłow iow ej igły w stogu siana. W tej sy tu acji rozsądniej jest p rzyjąć, iż okoliczności takie, jak kom pozy­ cja hum oreski, jej b ohaterow ie przechodzący od nienaw iści do m ałżeństw a, jak rola starego lekarza, k tó ry godzi zw aśnionych sąsiadów, jak w reszcie dobrotliw a ironia a u to rsk a w ośw ietlaniu życia w m ałym m iasteczku, są cecham i w spólnym i K om ed ii z p o m y łe k i Dzieci w ieku. Uznać zatem można, iż w przytoczonym zdaniu Sienkiew icza o jakichś now elistach ob­ cych m iejsce ich pow inien zająć K raszew ski. W ten sposób o trzy m u jem y bardzo osobliwe, bo podw ójne ogniwo łączące dw u w y b itn y ch powieścio- pisarzy, a zarazem w iążące w osobliw y sposób naszą tem aty k ę literack ą z tem a ty k ą am erykańską.

A wreszcie, naw iązując do uw ag o tw ierający ch szkic obecny, dodać w arto, iż d em o n stru je on w ystarczająco, ile to problem ów zarów no donio­ słych, ja k dru go rzędn y ch u k a z u je i rozw iązać pozwala studium porów ­ naw cze dw u pisarzy, obejm ujące ich sto su n k i osobiste i ich twórczość.

(14)

P r z y p i s y 1 S. W in d a k iew ic z, A d a m M ick iew icz . K r a k ó w 1911.

2 L is t J. I. K ra s z e w s k ie g o do K . D o b rsk ieg o ogło sił I. C h rza n o w sk i w studium

K il k a s ł ó w o p o w s ta n i u p i e r w s z e j p o w ie ś c i S ie n k i e w ic z a , w y d ru k o w a n y m w zbiorze

O k r u c h y lite rackie . W a rsza w a 1903, s. 177.

3 L is t S ie n k ie w ic za do J. O ch o ro w icza z m a ja 1884 r., w y d ru k o w a n y w D ziełach,

t. L V I, s. 7, z a w ie ra ł p rośbę o zam ieszczen ie a rty k u łu w obronie K ra sz e w sk ie g o w „ T e m p s” lu b „J o u rn a l des D é b a ts” . O d szu k a n ie tego a rty k u łu n astręcza duże tru d ­ ności i ze w zg lę d u na n iekom p letn ość n aszych b ib lio te k , choć p o szu k iw a n ia o b ję ły ró w n ie ż B ib lio th èq u e N atio n ale w P a ry żu , i ze w zg lę d u na to, że m oże on b y ć p o d ­ p isa n y nie n a zw isk ie m autora, lecz fo rm u łą „p a r un jo u rn a liste p o lo n a is” lu b inną podobną.

4 C y t a ty z u tw o ró w S ie n k ie w ic z a w ed łu g e d yc ji: Dzieła. W yd an ie zb ioro w e pod red. J. K rzy ż a n o w sk ie g o , t. I - L X . W a rsz a w a 1948 - 1955. L ic zb a rzy m sk a oznacza tom , a ra b sk a stronicę.

5 T . Jod ełk a, T rylo g ia H e n r y k a S ie n k ie w ic za . S tu d ia , szkice, p olem iki. W a rsz a ­ w a 1962, c y ta ty na s. 70, 71, 70.

* J. I. K r a s z e w s k i, B o ż y gn iew . W a rsz a w a 1958, w n aw iasach podane stron ice cy to w a n e g o tekstu .

7 T . J od ełk a, op. cit., s. 71. 8 T am że, s. 70.

8 Z. C zern y , P e r s p e c t iv e s sur origin alité de S i e n k i e w i c z dans „Quo v a d i s ” [w .]

M élan ges de litt é r a t u r e co m p a r é e et de philolo gie o ff e rts à M i e c z y s ł a w B ra h m er .

W a rsz a w a 1967, s. 153 - 168.

10 J. K r z y ż a n o w s k i, W k rę g u w ie l k ic h re a l is t ó w . K r a k ó w 1962. 11 P. C h m ie lo w sk i, Jó ze f Ig n a cy K r a s z e w s k i . K r a k ó w 1888, s. 332. 12 N o ta tk a w zb iorach au tora obecnego studium .

13 J. I. K r a s z e w s k i, D zieci w ie k u . K r a k ó w 1970, s. 467 - 468, 471. 14 T am że, s. 476.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zasadniczym celem niniejszej pracy było opracowanie metody, która umożliwi systematyczne dokonywanie kompleksowej analizy i oceny poziomu gotowości technicznej

P iasek p ustyń afrykańskich silnie bardzo rozgrzewa się od prom ieni słońca i szybko ciepła swego udziela powietrzu, kiedy tym czasem lody i śniegi północy

Zakres przedsięwzięć realizowanych w ramach priorytetów wyznaczonych dla unijnej polityki rozwoju obszarów wiejskich na lata 20142020, dotyczących transferu wiedzy

Kolejnym krokiem koniecznym do określenia przedmiotu badań jest zdefi niowa- nie rozumienia terminu „polskie organizacje imigranckie” 1. Będziemy je defi niować jako

Błąd bezwzględny tego przybliżenia to moduł różnicy pomiędzy wartością dokładną a wartością przybliżoną.. W tym wypadku wynosi on

Z całej bogatej literatury dotycz ˛ acej dorobku Fregego i porównania go z Peanem, Hilbertem oraz Russellem odnosz˛e si˛e do pozycji, które uznałam za kluczowe.. Niestety,

• Pomysł na postać Stasia pisarz zaczerpnął z historii polskiego inżyniera pracującego przy budowie Kanału Sueskiego....

[r]