• Nie Znaleziono Wyników

Zbieracz Literacki i Polityczny : [pismo czasowe]. T. 1, nr 9 (21 listopada 1836)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Zbieracz Literacki i Polityczny : [pismo czasowe]. T. 1, nr 9 (21 listopada 1836)"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Nro

9. R. 1836.

poniedziałek

21

listopada.

SBIŚBACS '

L IT E R A C K I I P O L IT Y C Z N Y .

a w a a »

« g a n DWAJ WIĘŹNIE. ZDARZENIE PRAWDZIWE.

Przed kilku laty, w Porl-au-Prince, mulat, nazwiskiem E r ia s , skaza­ ny był na śmierć, za zabójstwo pewnego kupca, popełnione z obu­ rzaj ącemi okolicznościami, w sku­ tku jednoczasowie uczynionej zna­ cznej kradzieży. W kilka dni po­ tem młody jeden Portugalczyk zo­ stał osądzonym na takąż karę za zabicie swej kochanki, z pobudek zazdrości.

Obu winowajców zamknięto w jednemże w ięzieniu, lecz w od­ dzielnych pokojach. E r ia s, znany z nadzwyczajnej siły i dzikości cha­ rakteru, posadzony był do ciemne­ go lochu, gdzie powietrze docho­ dziło tylko przez otwor ciasny, ob­ warowany kratą i wychodzący na je­ den z kurytarzy więzienia. Najmniej­ szy promień światła tam nie prze­ nikał i doskonała ciemność, nawet wśród południa, panowała w lochu. Portugalczyk D a r d e s a , którego

zbrodnia mniej była ciężką i któ­ ry umiał zjednać politowanie do­ zorców, miał pokój obszerniejszy, więcej powietrza i okno, które w y­ chodziło na pole.

Dwaj skazani mieli na ręku i nogach kajdany. Po niejakim cza­ sie oznajmiono im , iż za trzy dni mają odnieść karę śmierci i zosta­ wiono każdemu z nich tyle chleba i wody, ile potrzeba było na ten przeciąg czasu. Oddawna już o- baj więźnie przemyślali nad spo­ sobami ucieczki. D erd e sa , które­

mu wolno było przyjmować odwie­ dziny przyjaciół, otrzymał był przez nich narzędzia przydatne do usku­ tecznienia tego zamiaru; lecz nie mając dość siły i zręczności do ich użycia, nieszczęśliwy młodzieniec po pierwszej próbie zaniechał swych zamysłów i w milczącej rozpaczy oczekiwał spełnienia wyroku.

(2)

Z miejscowego położenia swego lochu i ze szczegółów, które był uważał, gdy go doń prowadzo­ no, wniósł, że ściany jego są o- stalniemi murami więzienia, i że przez otwór, w jednej z nich zro­ biony, można się dostać na otwar­ te pole.

Bierze się więc do roboty. Dla zachowania cichości i odmięk.zenia kamienia, odwilżą naprzód ścia­ nę, potem, łańcuchami, które mu ręce krępują, zaczyna ją skrobać; a jak skoro odszczepi kawał mu- ru , znowu go odwilżą, i tak na­ stępnie . . . . Zapomina o śnie, i z niezmordowaną wytrwałością, ani na chwilę nie zaprzestaje swej pra­ cy. Kiedy niekiedy przechodzi mi­ mo dozorca i zaziera do okienka z latarnią, którą oświeca ciemność lochu: lecz ciągle pracując, ł&źfls, ma razem wytężone ucho; za naj­ mniejszym szelestem wstrzymuje się i za każdym razem dozorca widzi więźnia śpiącego, opartego głową o ścianę.

Już mur głęboko był wyżłobio­ ny ; ale jaka była jego grubość ? tego Eriaz nie wiedział i nie mógł przewidzieć ile ma jeszcze do ro­ b o ty ... zbrodniarz również nie mógł zgadnąć ile mu pozostawało czasu do dnia exekucyi. Zamknię­

ty w ciemnym lochu, gdzie wie­ czna noc panuje, pozbawiony wszel­ kich sposobów rachowania czasu od chwili, kiedy mu obwieszczo­ no, iż ma trzy dni tylko do życia, nie wiedział jak rychło ten fatalny zakres upłynie.

Przerażające położenie ! Za każ­ dym szmerem wyobraża sobie że wszystko się skończyło, że już przychodzą po niego, i w tej o- krulnej niepewności o wszystkiem, co miał jeszcze do zrobienia i o czasie, który mu na to zostawał, już nawet tracił wszelką na­

dzieję . . . .

Jednak zdobywa się na ostatnie siły, i zgrzytając zębami, uderza w ścianę z całej mocy... o radości! cegły wypadają, mur przebity!.... lecz, omylił się W rachubie. Nie jest to świeże, otwarte powietrze, które do niego dochodzi przez o- tw ór, tak pracowicie wyrobiony: postrzega tylko nowy loch, słabo oświecony lampą. Słyszy stęka­ nie , wola cichym głosem: odpo­ wiadają mu — jest to pokój Dar-

deza.

Wkrótce dwaj więźnie porozu­ mieli się. E riaz opowiada swój

(3)

ocałe-51

n ie. . . . Lecz ile już czasu ubie­ gło od oznajmienia w yroku, ile je­ szcze pozostaje do ż y c ia ? ... Za­

pytuje się trwożliwie Dardezy, któ­ ry mógł dni rachować i dowiadu­ je s ię , że pierwszy wschód słoń­ ca oświeci ich rusztowanie. Ta straszliwa wiadomość, zamiast znie- rhęcenia E rta za , podwaja jego od­ wagę. Wspólneini siłami powię­ kszają otwór w ścianie i .E riaz w kilka chwil dostaje się do jego pokoju.

Dardeza otrzymał był od jedne­

go z odwiedzających go przyjaciół sprężyBę od zegarka, dla przepi­ łowania kraty w oknie i ułatwie­ nia ucieczki; a le , jakeśmy powie­ dzieli, nie próbował nawet tego sposobu, który mu się zdawał do wykonania niepodobnym. Przyby­ cie E riaza dodało mu otuchy; do­ staje z kryjówki schowane narzę­ dzie, i obaj wzjąwszy się do pra­ c e , wkrótce zdołali przepiłować kilka sztab kraty. Już otwór dość jest obszerny, i jeżeli potrafią bez szwanku spuścić się z wysokości sześciudziesiąt stóp, obaj są ura­ towani. Ale trzeba naprzód prze­ piłować sobie kajdany na ręku i nogach ; praca ta długiego wyma­ ga czasu; noc już w połowie, wkrótce zaświta dzień fatalny, któ­

rego tylko początek ujrzeć mają! Sprężyna nie może obu razem słu­ żyć , zaledwo jeden będzie miał czas skruszyć nią swe więzy, a

z niemi, o ucieczce ani myśleć nie podobna.

Wtenczas wszczyna się zażar­ ta kłótnia. Wybawcze narzędzie jest w ręku Dardezy, chce go u- żyć; E riaz rzuca się na niego. W tym ciasnym lochu, między dwo­ ma złoczyńcami, okutcmi w łań­ cuchy i tak bliskiemi zgonu, to ­

czy się straszliwa walka o śmierć lub życie. Silniejszy Eriaz- obala przeciwnika ; D nrdeza, widząc się pokonanym, bieży do okna, i nie chcąc iżby wspomniane narzędzie miało służyć innemu, już ma je na wiatr wyrzucić, ale go Eriaz wstrzymuje.— «Nie będziesz jej miał- — krzyknął Dardeza ze wściekłością, i wydarłszy się z rąk krzepkiego swego nieprzyja­ ciela, kładzie sobie sprężynę w li­

sta i połyka. E riaz na ten wi­

dok wydaje krzyk rozpaczy: wszy­ stko więc stracone 1 trzeba umierać.

Dardeza leży na ziemi, zmę­

(4)

Rzn-ca się na D a r d e s a , chw yta go silu ie, dusi, potem rozbija mu gło­ w ę o ścian ę, zapuszcza rękę w gardło, rozdziera j e na sztu k i, i aż w drgających trzewach nieszczę­ śliw ego, przy św ietle latarki, znaj­ duje upragnione narzędzie ratunku. W ydziera je ze krwią i natych­ miast bierze się do pracy; w ięzy jego spadają; z odzieży D a rd e sa , którego trupa zostawia nagim, u- kręca gatunek liny i przywięzuje do k ra ty . . . spuszcza się po niej na podwórze; tam w id zi, że mu trzeba skoczyć z wysokości trzy­ dziestu stóp ; nie waha się w w y­ borze i pada na bruk, otaczający w ięzienie.

A le nie na tern koniec... po­ strzega iż się znajduje na zew n ę­ trznym dziedzińcu, otoczonym mu- ram i, które musi jeszcze przesko­ czyć. W chwili kiedy wypatruje dogodniejszego ku temu m iejsca, ogromny pies od straży rzuca się na niego. E r ia s bieży na jego

spotkanie, wbija mu rękę w pa­ szczę i dusi, ale zdychający p ies, zgryzł mu rękę na m ia zg ę... N ie było czasu do stracenia, gdyż dzień zaczynał już św itać: E r ia s wybiera tę stronę ściany, gdzie liczne rozpadliny ułatwiają przy­ s tę p , i cały zb ity , zm ęczony, z

zgruchotaną pięścią, dostaje się na- koniec na drugą stronę muru — i jest w olnym !

O

św icie dozorcy przychodzą po w ięźniów , ażeby ich na śmierć pro­ wadzić , znajdują tylko D a rd e sa o- kropnie zamordowanego.

Natychmiast pogoń rozesłaną zo­ stała w szędy i ogłoszono po kraju opis osoby zbrodnia; ze szczątków, pozostałych

w

paszczy zaduszone­ go psa, w n oszą, iż zbieg ma pięść prawą odgryzioną, podają w ięc i ten szczegół do powszechnej wia­ domości. Tymczasem E r ia s , któ­ r y nie zatrzymując s i ę , biegł już całą god zin ę, umierając ze znuże­ nia i głodu, zatrzymuje się u drzwi nędznej jednej chałupy i prosi o go­ ścinność, w przekonaniu, że w ieść o jego ucieczce nie mogła dojść do jej mieszkańców. Stara murzynka otwiera i ofiaruje mu posiłek. Zjadł­ szy na prędce E r ia s ju ż miał iść dalej, gdy w tern wchodzi mulat C aro, syn m urzynki, która tak u- przejmie go przyjęła.

(5)

zło-53 czyń cę, zdziera zeń płaszcz i po­ strzega ran ę; E r ia z upatrzył W

kącie siekierę: porywa ją i rzu­ ca się na Caro, który się już u-

zbroił w wielką pałkę. Caro od­ bija zręcznie siekierę, ale nieszczę­ ściem, ostrze jej ugadza murzynkę, która biegła na pomoc syn ow i, i płata jej głowę na dwoje.

Na ten widok Caro ze wście­ kłością wpada na E ria za i jednem uderzeniem palki w głow ę, obala go. Bieży potem do matki, którą napróżno chce do życia przywołać.

W lej właśnie chwili przybywają

na koniach trzej z liczby rozesła­ nych na wszystkie strony żołnie­ rzy; E ria za ocuconego, skrępo­ w anego, odprowadzili na powrót do więzienia.

EPIGRAMMATA PEŁKI. M a l a r z . Przecież zawsze te malarze, AV swych sztukach bywają łgarzC! Patrz na portret tej jejm ości, Co tam wstydu, i skromności.

N a śmiech. B asi bez p r zy c zy n y .

Co się bez przyczyny dzieje, Z tego się każdy rozśmicje. Śmiechu przyczyny nie miała, AVięc się Basia słusznie śmiała.

K O B IE T A .

Za naszych czasów pojęcia po­ stępowe w udoskonaleniu, dały po­

(6)

pra-duie wykonanie obowiązków Pu­ blicznych, mężczyzna nieuchronnie domowe sprawować musi: jeżeli kobieta przywdzicje togę, przypa- sze miecz, mężczyzna będzie mu­ siał koniecznie podpasać się far­ tuchem wziąść w rękę igłę i wrze­ ciono, jeżeli kobieta będzie mini­ strem , wodzem , mężczyzna będzie musiał w tedy bydź matką karmi- ciclką — Lecz i tu słyszę odzywa­ jące się kobiety: .My nic posiadać nie chcemy wyłącznie w całkowi­ tości oddzielnej, a zatem sprawie­ dliwie jest, ażeby mężczyzna czy­ nił toż samo - Zgadzam się na to , ale proszę czyli jest możność uiszczenia przyzwoicie takowego wspólnictwa ze strony mężczyzn? bo jcstże on zdolny, jestżc uposa­ żony od przyrodzenia dostarczyć ze swojej strony połowicę starań i troskliwości jakiej nowonarodzone dziecię wymaga? któż przyczyni się do pierwiastkowego hodowania niemowlęcia i do wszystkich dro­ biazgowych gospodarstwa szczegó­ łów , Lecz może, przystępując bli­ żej do przyrodzenia, zechce nam ktoś przywodzić przykłady zwie­ rząt? jednakże ’też same przykła­ dy posłużyłyby do zbicia wytoczo­ nego tu wniesienia. Uskarżają się

w jakich zwykle instrukcyą ich na­ ukową zamykają — Skarga ta, rze­ telna w średnim wieku, zdajenain się dzisiaj bezzasadną. Kobieta, uczy się pewnie tego wszystkiego, cokolwiekbyjej przystało: nie widzi­ my przeszkód innych , do rozprze­ strzenienia jej wiadomości, nad te, jakie czasami szczupłość fortuny wystawia, a i w tym ostatnim przy­ padku, zawsze się wydaje roztro­ pność przezorna rodziców, którzy wychowanie naukowe swoich có­ rek , do podobieństwa losu ich przy­ szłego stosują. W ....

F R A S Z K I.

Pisma peryodyczne podobne są do Deliżansów, one muszą wyjść na swój czas oznaczony: czy mają po­ dróżnych czy niemają czyli są miej­ sca zajęte, czyli też próżne.

Parasole nie zgadzają się z ka­ lendarzami, i utrzymują, że teraz nie jest Listopad, ale Dćszezopad.

Cytaty

Powiązane dokumenty

— Nare­ szcie ujrzeliśmy go podobniejszym do upiora niżeli dyrektora: oczy zupełnie miał zasypane, tak , iż nie mógł przejrzeć, a gęba tak napełniona

Odosobnienia tu chorzy mniej niż gdzie indziej czują, a bogactwo i urok natury musi koniecznie ścią­ gać ich uwagę i myśl podnosić do Boga.— Obłąkani

Do szczęścia otwiera wrota. Ja tez nie chwalę.. Niewiadoiuość ich, równie jak gnuśność stały się przysłowiem; aie gdyby kto chciał myśleć, iż są tego

34 wie jej nikło widocznie— Doktorzy nie mogli jej uleczyć, aleLairdowi się udało — Panna Mowbraj, raczy lady Melville dziś zdrowa, ładna i szczęśliwa, wtej

w ego sławnego okrągłego stołu, za czasów Artura tak obfitych' w bobatyrów; na karym koniu, wolnym postępując krokiem, i to warzysząc pięknej Rozamondzie,

rodem Hiszpan, był dobrym śpie­ wakiem, aktorem i nauczycielem muzyki, posiadającym szczególną ła­ twość w uczeniu śpiewu. On pier­ wszy w córce nieokazującej

Wybrał się król; skłonił mu się Długosz upewniając, źe wszystkich poleceń ściśle dopełni; skłonili się niżej jeszcze w milczeniu królewi­ cze , a skoro

Kiedy tak się namodliwszy po­ wstali w milczeniu i jeden tylko z starszych chłopaków pozostał na klęczkach z oczyma wzniesioneau w górę, odgłos trąb