• Nie Znaleziono Wyników

Teatralizacja życia w Kole Sprawy Bożej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Teatralizacja życia w Kole Sprawy Bożej"

Copied!
21
0
0

Pełen tekst

(1)

Teatralizacja życia w Kole Sprawy

Bożej

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 30, 131-150

(2)

Rocznik Towarzystwa Literackiego im. A. M ickiew icza X X X /1995

Ew a H offm ann-Piotrow ska

TEATRALIZACJA ŻYCIA W KOLE SPRAWY BOŻEJ

T ow ianizm do dnia dzisiejszego stanowi zagadkę, która porusza i intryguje, a rów nocześnie jest jed n ą z bardziej eksploatow anych legend polskiego rom an­ tyzm u. Od sam ego początku absorbow ał badaczy, w yw oływ ał dyskusje, które skupiały się na ogół w okół osób M ickiew icza, Słow ackiego, G oszczyńskiego oraz ich udziału w Spraw ie Bożej.

D oszukiw ano się przyczyn popularności i pow odzenia ruchu tow ianistycz- nego w nośnych postulatach etycznych, w irracjonalnych cechach osobow ości M istrza A ndrzeja, w specyfice w arunków em igracyjnych, w życiow ych przy­ padłościach M ickiew icza i Słow ackiego.

D otychczasow e badania nad tow iańszczyzną koncentrow ały się na proble­ m atyce etycznej i filozoficznej. Piotr Chm ielow ski i Konrad G órski traktow ali Spraw ę B ożą jak o przyczynek do biografii M ickiew icza. Stanisław Pigoń „od­ krył” obyczajow ość sekty, dając się unieść zarazem utopii jej etosu m oralnego. Burza, którą rozpoczął Tadeusz B oy-Żeleński Brązow nikam i, prow adziła do o d­ krycia sensacyjnej obyczajow ości Koła.

Rozwój w ostatnich kilkudziesięciu latach socjologii kultury, zainteresow a­ nie socjologów problem am i religioznaw czym i, pozw ala dzisiaj na potraktow anie tow ianistycznego epizodu jako socjokulturow ego fenom enu. Z dzisiejszej per­ spektyw y w iem y, że Koło Spraw y Bożej było sektą, co każe naturalnie poszu­ kiw ać na terenie socjologii metod pozw alających na zbadanie tego fenom enu.

O statnie prace Doroty Siw ickiej, Marii Janion, Aliny W itk ow skiej1 w yraźnie podkreślają, że „najw iększy skandal em igracji” to zjaw isko pograni­ cza, a nie tylko dom ena zainteresow ań historyków literatury.

Za przydatne do badań nad tow iańszczyzną uznałam w szystkie te koncepcje socjologiczne, które dostrzegają paralelę między życiem społecznym a m echa­ nizm am i funkcjonow ania teatru. Pom ysł ten nie jest oczyw iście najnow szy, w naszej kulturze, co najm niej od Szekspira, dostrzega się rozm aite paralele m iędzy

(3)

grą sceniczną a rzeczyw istością społeczną. Dopiero jednak X X -w ieczna socjo­ logia w osobach jej twórców: Talcota Parsonsa, Floriana Z nanieckiego, Jacoba M oreno, przedstaw icieli tzw. Szkoły Chicagow skiej (w tym E rw inga G offm ana, Jonathana Turnera), posługując się m etaforyką teatralną zbudow ała system y in- terakcjonizm u społecznego, teorię ról społecznych (Turner), dram aturgiczną kon ­ cepcję analizow ania zachowań społecznych (Goffm an). G łów ną ideę tych teorii, ja k a w ypływ a z pom ysłów teoretycznych R oberta Parka, G eorga Sim m ela, Ja­

coba M oreno, R alpha Lintona, G eorga H. M eada m ożna w yrazić słynnym frag ­ m entem z szekspirow skiego Jak wam się podoba (akt II, scena VII):

Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno w chodzą i znikają. Każdy tam aktor nie jedną gra rolę

(przekł. Leon Ulrich)

Analogię dostrzega się zatem pom iędzy aktoram i na scenie i ludźm i d zia­ łającym i w społeczeństw ie. W ydaje się, że im bardziej ustrukturalizow ana jest grupa społeczna, im więcej nakłada w ew nętrznych norm na sw oich członków , tym bardziej upraw niona staje się taka analogia.

D okładne przeanalizow anie zachowań tow iańczyków , organizow anych i przeprow adzanych przez nich spotkań, naboru członków do sekty oraz ról, które im pow ierzano prow adzi do oczywistej zbieżności między sektą a teatrem . P rzy­ puszczenie takie nasuw a ju ż pobieżna lektura wspom nień tow iańczyków lub o tow iańczykach. Już w spółcześni dostrzegali w zachow aniach członków Koła Spraw y Bożej przejaw y „kom edianctw a” . Jan N epom ucen Janow ski w notatkach autobiograficznych z dużym niesm akiem pisał o „kom edii” jak ą odgryw ali „ca­ łujący się bez końca” bracia M ickiew icz i Pilchow ski3. W acław G ołębiow ski4 zw racał uw agę na św ietnie przygotow aną grę jak o na składnik w ystąpień to­ w iańczyków w C ollège de France.

W m oim przekonaniu na teatralizację składają się zachow ania, w ygląd, sposób w ysław iania się i kontaktow ania z innymi członkam i społeczeństw a, które stają w opozycji wobec obow iązującego w tym społeczeństw ie m odelu. Intensyw ność reakcji, em ocjonalne przerysow anie pow odują, że coś zaczyna być odbierane przez resztę społeczeństw a jako „dziw ne” . Dla członków sekty stanowi to jed nak now ą norm ę, now ą konw encję, której należy sprostać, stanow i ona bow iem podstaw ę do nowej stratyfikacji społecznej - w yraźnego rozgrani­ czenia na „m y” i „obcy” .

REŻY SER

A naliza tow ianizm u według teatralnego klucza musi prow adzić do poszu­ kiw ania osoby reżysera, który i w norm alnym teatrze bierze odpow iedzialność

(4)

za przedstaw ienie: w ybiera treść sztuki, konstruuje jej wizje, dobiera i zachęca do w spółpracy aktorów , dba o takie elem enty jak kostium y, m aski, rekwizyty, odpow iednio ukształtow ana przestrzeń sceniczna.

Przekonanie, że Koło Sprawy Bożej jest dziełem w ybitnego reżysera otw iera zasadniczy problem : pytanie o to, kto tak napraw dę spraw ow ał tę funkcję? Od początku w literaturze przedm iotu pokutuje przekonanie, że to właśnie Tow iań- ski, pom ysłodaw ca „tekstu scenicznego” odnalazł pom ocnika w M ickiew iczu i podporządkow ał go swojej osobie. C hm ielow ski pisał, że Tow iański „był czło­ w iekiem pow olnego charakteru [...] nie ufał sobie, żeby mógł jak o apostoł w roli czynnej w śród tłum u w ystąpić”5 - szukał zatem w sparcia M ickiew icza. Za w plątaniem półśw iadom ego poety w orbitę wpływów szarlatana opow iadał się K onrad G órski. N ieco łagodniejszy w ocenie m istrza Stanisław Pigoń także staw iał go na czele, M ickiew iczow i oddając funkcję podrzędną „kreatora legendy P roroka” . K ategoria „M istrza-U w odziciela” w pisana została także w książkę K rzysztofa R utkow skiego Braterstw o albo śmierć. Zabijanie M ickiew icza w Kole

Bożym .

Pom ijając fakt, że w ielce deprecjonujące dla poety są te koncepcje, które postrzegają M ickiew icza jako ofiarę sprytnego szaleńca, należy zw rócić uw agę, że często cytow any list poety do gen. Jana Skrzyneckiego, w którym M ickiew icz przyznaje, że jeg o w iara w M istrza jest skutkiem całego życia, „w szystkich usposobień i prac duchow ych”, przeczy takiej tezie, podobnie jak sposób for­ m ow ania Koła w Paryżu. To sam poeta bardzo szybko, ju ż przy pierw szym spotkaniu z Tow iańskim w lipcu 1841 roku, doszedł do przekonania, że oto znalazł się ktoś, kogo szukał, na kogo czekał i kogo przepow iadał. Co więcej, zanim jeszcze Tow iański został w ydalony z Francji, to M ickiew icz decydow ał o doborze członków i sposobie organizow ania spotkań. On też, bardziej zapew ne niż sam Tow iański, stw orzył jeg o nobliwy i świątobliwy w izerunek, nazyw ając go M istrzem i Panem , w ten sposób nakładając nań rolę pierw szoplanow ą co praw da, choć nieco statyczną - ale w sw oim w łasnym teatrze, pod w łasnym czujnym okiem reżysera.

Choć nikt nie przeczy, znając w yczyny teatralne T ow iańskiego w rodzin­ nych A ntoszw ińcach, że M istrz przejaw iał zdolności aktorskie i reżyserskie, to jednak M ickiew icz zorganizow ał pierw sze spotkania z rodakam i w katedrze N otre-D am e, nie odstępując od tej chw ili M istrza na krok. M ickiew icz w idział w Tow iańskim w ażny znak, ale praw ie natychm iast po zapoznaniu się z jego ideą m iał w łasną wizję ruchu, arbitralną koncepcję budow ania teatru. Co więcej, ja k się okazuje, wiele scen, które utrw aliły obraz niezw ykłego M istrza, było autorstw a M ickiew icza. Sam fakt, że spotkania z adeptam i - konw ertytam i odbyw ały się w dom u M ickiew iczów , że nie m ożna było dostąpić w idzenia z M istrzem bez rozm ow y i akceptacji poety, jest w iele znaczący. M ickiew icz poza tym w erbow ał adeptów do Sprawy. Krasiński, baczny obserw ator tow

(5)

zny z oddali, zauw ażył w liście do C ieszkow skiego, że szerząca się w iara w T ow iańskiego „była podparta wiarą M ickiew icza”6.

Znam ienna pod tym w zględem jest korespondencja M ickiew icza i A leksan­ dra C hodźki, który uw ierzył dlatego, ze Adam „dał w iarę”. R ozegzaltow ana w iara C hodźki jest pragnieniem znalezienia się za w szelką cenę w bliskości Adam a. Aktorzy w erbow ani według klucza A dam a - w szyscy praw ie bez w y­ jątku - zanim zaczęli spotykać się z M istrzem , przechodzili sw oistą inicjację

w postaci bardzo teatralnego spotkania z Adam em . Ale w ybór „aktorów ” to jeszcze nie wszystko. Z gorliw ością neofity, która czasem przerażała sam ego

Tow iańskiego, M ickiew icz przystąpił do budow ania teatru.

Po pierw szym przedstaw ieniu w N otre Dame, gdzie M istrz po raz pierw szy po wielu latach przyjął kom unię, a M ickiew icz wzruszony i ze łzam i w oczach daw ał w ten sposób znaki swoim w spółbraciom , rozpoczął organizow anie przed ­ stawień u siebie w domu. N ie każdem u dane było zobaczyć M istrza od razu, w szak odgryw ana rola w ym agała odpowiedniej charakteryzacji i aury, którą organizow ał oczyw iście M ickiew icz. Tow iański podczas takich spotkań niew iele zresztą m ówił. Na bardziej skom plikow ane pytania i tak odpow iadał poeta „pro­ sząc wprzódy o pozw olenie Tow iańskiego i ośw iadczając, że czuje w sobie natchnienie ducha”7. Podobnie w rażliw e pióro M ickiew icza ingerow ało w w y­ pow iedzi pisane M istrza, którym daleko było do stylistycznej doskonałości. Z y g­ m unt Krasiński bezbłędnie rozpoznaw ał, że siła T ow iańskiego to siła M

ickie-O w icza .

N ależna prorokow i adoracja i kult były także autorstw a M ickiew icza. To on zaczął konsekw entnie nazywać w listach „kochanego A ndrzeja” M istrzem i Panem , a zapew ne także całując i ściskając jeg o stopy, narzucał otoczeniu w i­ zerunek Tow iańskiego jak o N ow ego M esjasza. Kreacja proroka przebiegała zgodnie z rom antyczną konwencją. Zaanektow any przez Nowy K ościół kult prostego chłopka, chłopskiego czucia i m yślenia, a także utrw alany w izerunek Tow iańskiego jako „prostego, nieksiążkow ego człow ieka” był przedłużeniem fascynacji ludem rodem z B allad i rom ansów i był zarazem pom ysłem autora tychże ballad.

R ozkręcona przez M ickiew icza „m achina kultu” kręciła się dalej sama. Zaczęto organizow ać im ieniny i urodziny Proroka, biesiadki i schadzki bratnie pośw ięcone jeg o pam ięci, ubierano się na jeg o obraz i podobieństw o, m alow ano jeg o portrety. W końcu pojaw iać zaczęły się vota np. pierścionki z w topionym i włosam i Tow iańskiego. W krótce grupa (licząca, jak przekazyw ali bracia, 44 tow iańczyków ) w tłoczona została przez M ickiew icza w ramy organizacyjne. W lutym 1843 r. M ickiew icz przedstaw ił Tow iańskiem u pom ysł podziału K oła na siódem ki, ustalił ich stróżów , zaprow adził w listopadzie 1843 r. Post N ow ego Zakonu, którego ideę szerzej przedstaw ił w liście M istrzow i. Z arządził w N ow ym K ościele spow iedź i duchow ą kom unię, choć Tow iański przeciw ko now ym

(6)

sa-kram entom będzie się nieco buntow ać, stawiając, przynajm niej form alnie, na zw iązek z kościołem katolickim .

Z troską w ybitnego reżysera M ickiew icz zadbał także o dekoracje sceniczne, rekw izyty sprzyjające w idow iskom tow iańczyków , podnoszące zapew ne tem pe­ raturę spotkań. To M ickiew icz w padł na pom ysł zorganizow ania specjalnej k a­ plicy, gdzie znajdow ałby się „skład rzeczy należących do Sprawy, pism , obrazów , etc.”9. P oza w yraźną dbałością o ornam ent, zew nętrzną organizację i kształt teatru, M ickiew icz w zbogacał także sam ą treść sztuki.

R ozbudow any fanatyzm i charakterystyczna dla każdej sekty nieustępli­ wość, gw ałtow ność, wym óg bezw zględnego posłuszeństw a, realizacja skrajnych postulatów etycznych spow odow ały w końcu w prow adzenie i zinterioryzow anie przez członków sekty zasady: „kto nie z nam i, ten przeciw nam .” .

T ym czasem zaogniająca się w Kole atm osfera, m im o zew nętrznych oznak posłuszeństw a (byli wszak żołnierzam i Chrystusa), spow odow ana była rozbież­ nością celów M ickiew icza i Tow iańskiego, czy jak kto woli - różnym pojm o­ waniem teatru. Choć poeta wielokrotnie starał się poskrom ić w sobie w ielkiego wieszcza, Polaka, zrzucić więzy z ziem ską ojczyzną na rzecz „ojczyzny w e­ w nętrznej” i głosił zw iązany z tym koniec em igracji, to m oim zdaniem , przy­ stąpienie poety do K oła miało wszelkie oznaki patriotycznego szaleństw a, choć nigdzie expressis verbis M ickiew icz nie napisał, że tow ianizm to była ostatnia nadzieja, irracjonalna droga do zdobycia upragnionej ojczyzny - nie im agina- cyjnej, w ew nętrznej - ale tej z N ow ogródkiem , W ilnem , Sw itezią, a więc z całą um iłow aną topografią. Tym czasem system stworzony przez T ow iańskiego był system em religijnym wyłącznie, dalekim od rozw iązyw ania problem ów ziem ­ skiej ojczyzny. K ondycja patriotyczna Tow iańskiego pozostaw iała zresztą w iele do życzenia.

N iew ątpliw ie nawet najgenialniejsza inscenizacja pow inna być zgodna z zam ysłem głów nego autora. Kiedy fantastyczne zabiegi brata A dam a zaczęły rozm ijać się z intencjam i M istrza, niepokoić go coraz bardziej, przysłał poecie „do pom ocy” w odza Sprawy - K arola R óżyckiego. Taka dw uw ładza w Kole oczyw iście spraw dzić się nie mogła. Sam rozbrat M ickiew icza z M istrzem był bezpośrednio spow odow any szerzącą się w Kole inkw izycyjnością. Św iadczy o tym m.in. późniejsze sam ooskarżenie się A dam a M ickiew icza o w prow adzenie „w ładzy najsm utniejszej” w Kole „poddaństw a duchow ego i fizycznego na w zór ekonom ów i ochm istrzyń” 10.

O dejście M ickiew icza od czynnej działalności w Kole znaczyło w edług m nie koniec „zadaw ania teatru” 11 w w ielkim stylu. W ielkim dzięki nazw isku inscenizatora i głów nego reżysera. W idzow ie tego teatru - em igranci - odetchnęli z ulgą. O d m om entu rozpoczęcia IV Kursu L iteratury Słow iańskiej w C ollege de France, w idow iska, w którym M ickiew icz pełnił głów ną rolę, wszyscy skłonni byli rozpoznaw ać u profesora znam iona psychicznej dew iacji. N aw et G eorge

(7)

Sand, przychylna poecie, przekonana o jego absolutnej genialności i niezw y­ kłości, zaczęła pow ątpiew ać w zdrow ie M ickiew icza, widząc w nim „szlachet­ nego chorego” .

Ziściły się zatem m odły M akryny M ieczysław skiej - „św iętobliw ej” ksieni zakonu bazylianek, która egzorcyzm am i i zaklęciam i m iała nakłaniać M ick ie­ w icza do odrzucenia wszelkich pom ysłów reżyserow ania „diabelskiego” w id o­ wiska.

A KTO RZY

Istnieje pogląd, że istota teatru zaw iera się w aktorstw ie. M ożna w yobrazić sobie teatr bez kostium ów i dekoracji, rekw izytów , a naw et bez specjalnie w y­ znaczonej przestrzeni scenicznej, widowni. Nie m a jednak w idow iska bez aktora. K onsekw encja w ypływ ająca z potraktow ania tow ianizm u jak o sw oistego teatru w ym aga zajęcia się osobą aktora przy pełnej świadom ości granicy m iędzy aktor­ stw em teatralnym a społecznym .

D laczego godzono się grać w takim przedziw nym teatrze? C zem u na taką rolę zgodzili się C hodźko, G oszczyński, Słow acki, M ickiew icz, a ich najbliżsi przyjaciele, W itw icki i Zaleski - nie? Czem u dał się zw ieść ks. Edw ard D uński, m im o gróźb ekskom uniki i zdecydow anych zakazów zakonnych w spółbraci, księży A leksandra Jełow ickiego i H ieronim a Kajsiew icza? C zem u porażony sło­ w em M ickiew icza w racał do Paryża C hodźko, a D om eyko jed y n ie z niepokojem i troską z oddali oglądał przedstaw ienia tow iańczyków ?

W jaki sposób i w edług jakiego klucza tym, którzy złożyli w yznanie nowej wiary, rozdaw ano role? Jak spełniano to aktorstw o? Jakie były m otyw acje akto­ rów - tow iańczyków ? Bo przecież „każdego inaczej uderzyło M istrza słow o” 12, choć często nie rozum ieli go nawet lub nie znali najbliżsi jeg o adepci. B ez­ sprzecznie zadziw ia postaw a żołnierzy pow stania listopadow ego: G oszczyńskie­ go i Różyckiego, w izjonera-indyw idualisty Słow ackiego, zdrow orozsądkow ego K om ierow skiego, mniej może postaw a szwaczki M arii Lem oine, znacznie zresztą ciekaw szej niż w ykreow ana przez Boya na fem m e fa ta le tow ianizm u X aw era Deybel.

C złow iek-aktor, funkcjonujący w rzeczyw istości społecznej, definiow any jest przez socjologów jak o zbiór ról:

„m ów iąc o roli, [socjologow ie] mają na myśli zachow anie się człow iek a w yznaczon e przez uw a­ runkowany danym środow iskiem i przypisany do danej pozycji społecznej, społeczno-kulturow y ramowy wzór postępow ania” 13.

C zesław C zapów w yraźnie rozgranicza rolę społeczną od teatralnej, w pierw szej za najw ażniejsze uznając norm y obyczajowe, prawne, zw yczajow e i m oralne

(8)

— 137 —

jak o nadrzędne składniki - w drugiej normy estetyczne 14. W ydaje się jednak, ze w przypadku ról tow ianistycznych, odgryw anych w specyficznej rzeczyw i­ stości społecznej, jak ą była sekta, normy estetyczne m ożem y uznać za składnik konstytuujący rolę na równi z pozostałym i charakteryzującym i, zdaniem Cza- pów a, rolę społeczną.

Aktorzy grający role w teatrze religijnym poddają się ogrom nej konwe- ncjonalności zw iązanej z rytuałem i obrzędem . Im oczyw iście bardziej usche- m atyzow ana je s t grupa, bardziej zinstytucjonalizow ana (za taką należy uznać sektę), tym ram y funkcjonow ania jej członków są bardziej określone i pozosta­ w iają m niejszą sw obodę spontanicznej działalności. W ynika to także z kom pe­ tencji i upraw nień, jak ie przyznaje sobie przyw ódca grupy - reżyser. Role takie są znacznie bardziej obw arow ane znakam i rozpoznaw czym i, identyfikatoram i zaśw iadczającym i o m iejscu w hierarchii, stanie doskonałości ducha. Pełniona funkcja musi bow iem ujawnić się od razu w każdym geście, wyrazie twarzy, w sukni, em blem acie.

Czy tow iańczycy wiedzieli, że funkcjonow ali tak jak w teatrze? Jaki był stosunek członków grupy tow ianistycznej do własnego aktorstw a? W iadom o na pew no, że M aria L em oine-R utkow ska w iedziała. Zdała zresztą z tego obszerną relację. W iedział Tow iański, system atycznie i skrupulatnie przygotow ujący się do odgryw ania poszczególnych scen, w iedział chyba M ickiew icz. G oszczyński zinterioryzow ał rolę tak głęboko, że ani na chw ilę przez dłuższy czas nie schodził ze sceny.

W w iększości znanych przypadków przystąpienie do Koła Spraw y Bożej w ym agało od adepta zupełnej transgresji osobow ości, takiej, jakiej w ym agałoby zagranie przez aktora, znanego w yłącznie z ról we w spółczesnej kom edii, tra­ gicznej roli Ham leta. Było coś rom antycznego w przem ianie dandysa S łow ac­ kiego, który odrzucając irchowe rękaw iczki a zarazem całą rozegzaltow aną prze­ szłość , miał stać się nagle twardym , dojrzałym , ograniczającym do m inim um swoje intelektualne potrzeby prostaczkiem . W przem ianie G oszczyńskiego, pa­ trioty z laurem belw ederczyka, z wyraźnym i skłonnościam i ku płci pięknej, który jednym cięciem odrzucić m iał i kobiety i wizje dem okratycznej, całkiem ziem skiej ojczyzny. I znow u, wspom inając bohaterów rom antycznych: Alfa- K onrada W allenroda, Soplicę - Robaka, transgresję K ordiana, m ożem y uznać ten rys biografii tow ianistycznej za realizację literackiej konw encji, do której wszyscy byli przecież przyw iązani.

R zeczyw istość prześcigała jednak fikcję. Awans na tow iańczyka w ym agał rozbratu z całym dotychczasow ym „ja”, z kultyw ow aną ideą indyw idualizm u, praw em do oryginalnych oraz subiektyw nych wzruszeń i em ocji. Tow ianizm zasadzał się na pew nym paradoksie. Był klasycznym w ytw orem religijności XIX w., przepojonej jeszcze osiem nastow iecznym ilum inizm em Saint M artina i Sw edenborga. B azow ał na ukształtow anej przez rom antyzm konstrukcji psy­

(9)

chicznej swoich członków , w ychow anych na „książkach zbójeckich”, w kulcie histerycznych uczuć, krańcow ej i em ocjonalnej żyw iołow ości. Zarazem m ode­ lowy tow iańczyk był zaprzeczeniem bohatera rom antycznego: uw ikłany w k o­ lektyw, w alczył z w łasnym indyw idualizm em , był „nagi” - a więc nie tajem niczy, pokorny, odrzucał praw o do buntu i w dodatku negow ał ideę walki o niepod­ ległość, w yzbyw ając się przyw iązania do ziem skiej ojczyzny na rzecz „ojczyzny w ew nętrznej” . Jest tow iańczyk w ytw orem sekty, która niezależnie od epoki rządzi się żelaznym i, socjologicznym i prawam i, a nade w szystko w ym aga ule­ głości wobec przyjętego porządku.

O M ickiew iczu, piastującym główną rolę w Kole Paryskim - najw yższego Urzędu Spraw y - w iem y praw ie wszystko. D la nas w ażniejsze od pow odów , dla których A dam M ickiew icz zgodził się pójść za Tow iańskim , jest to, że M ickiew icz uw ierzył nagle. Drugi z wielkich, Seweryn G oszczyński, autor naj­ większej i najrzetelniejszej kroniki towianizm u, D ziennika Spraw y B o żej, decy­ dow ał się na ten krok z rozm ysłem , rozwagą. Na podstaw ie szczegółow ych notatek w D zienniku, a także opublikow anej przez prof. Pigonia korespondencji m ożem y pow iedzieć, że o przystąpieniu G oszczyńskiego do Sprawy zadecydo­ wały: dziwny, nieznośny, chorobliw y stan d uszy 15, poszukiw anie natarczyw e drogi do Boga.

D ochodzenie do praw dy było dla poety bolesne. Było ow ocem długich przem yśleń, rozw ażań. G oszczyński ideę Tow iańskiego rozpoznał i zaanektow ał sam. Nie uderzyło go słow o ani osoba M istrza, który 10 VI 1842 roku opuścił Paryż. D roga brata S ew eryna do Sprawy była odosobniona, starająca się rów ­ now ażyć racje rozum u i em ocji w podejm ow aniu decyzji. Zapew ne to spow o­ dow ało, że G oszczyński został w Sprawie bardzo długo, wiele lat jeszcze po schizm ie M ickiew icza i opuszczeniu Koła przez Słow ackiego. Idee dem okraty­ czne, ów kult skrw aw ionych chłopskich koszul, orientacja na lud i chłopa, którą m ożna było w yczytać z myśli Tow iańskiego, były bliskie w spółzałożycielow i Stow arzyszenia Ludu Polskiego, członkow i TPD, autorowi D ziennika podróży

do Tatrów. G łów ną jed nak pobudką przystąpienia G oszczyńskiego do Sprawy

była Polska. O ile m ożna jeszcze było wyłowić wśród deklaracji Tow iańskiego ideę chłopską, o tyle „ziem ska” Polska była dla M istrza abstrakcją. G dzie ją dostrzegł G oszczyński? Jak ją zobaczył? Tego nie wiemy. N iew ątpliw ie jego w iara w realizację idei pow rotu do „ziemi naszej” była ogrom na.

Ew olucja G oszczyńskiego w Kole, liczba ról, w które się wcielał - to tem at na odrębny artykuł. Fakt, że w swoim długim pobycie w Kole grał chłopka, C hrystusow ego żołnierza, zakonnika Pańskiego, był stróżem siódem ki, aposto­ łem , szerzącym w iarę wśród braci i niewiernych, zastępcą N ajw yższego urzędu, gdy M ickiew icz w yjechał z P aryża aby zobaczyć się z M istrzem , w końcu i w ieszczem - poetą Spraw y, którą to funkcję pow ierzył mu Tow iański. M im o w ielkich starań G oszczyński był jednak zbyt dobrym poetą (choć swej twórczości

(10)

— 139 —

się konsekw entnie wyrzekał), aby spełniać godnie funkcję dw oraka. Nie podobały się M istrzow i w iersze Goszczyńskiego, co - znając gusta literackie Tow iańskiego - pow inno być dla poety raczej pow odem do chw ały, a stało się przyczyną nerw ow ego załam ania.

N a koniec sw ojego pobytu w Kole, gdy nie udało się być jednocześnie rom antycznym poetą i „dw orskim ” śpiewakiem T ow iańskiego, G oszczyński zro­ zum iał, że nie wew nętrzny spokój, ale stały niepokój tow arzyszy mu, odkąd połączył się ze Sprawą. W m om encie odejścia z Koła w cielił się w sm utną rolę oskarżyciela i sędziego Sprawy, rolę będącą zarazem sam ooskarżeniem , gdyż sam ślepo w ierny poddał się gorszącym praw om sekty.

W śród tow ianistycznych biografii na uwagę zasługuje rów nież ciekaw y przypadek M arii Lem oine - niezwykłej w prost aktorki, która z dużą sam ośw ia­ dom ością odgryw ała pow ierzone jej role. W tym przypadku posługiw anie się m etaforyką teatralną to nie tylko zabieg interpretacyjny. L em oine czuła się aktor­ ką i „upraw iała” aktorstw o jako świetnie w yuczony zawód. Świadczy o tym ogrom ny dystans do roli, jak ą grała:

„Odkrywam wam moją duszę - pisała w e wrześniu 1844 r. w sam ooskarżającym wyznaniu do braci - wyjaw iam w szystkie moje kłamstwa, które uczyniłam , ażeby wejść pom iędzy was, w sz y ­ stkie zbrodnie ducha, które nieszczęsna popełniłam odkąd jestem z wami [...] Oszukałam was, kiedy rzucałam się do kolan Brata Adama w C ollege de France - poniew aż akcja ta daleka była od spontanicznego wzruszenia, za jakie ją bracia mogli w ziąć [...]. W ierzyłam , że cała Sprawa polega na tym, aby być w egzaltacji” 16.

M im o to M aria Lem oine, zakochana do nieprzytom ności w bracie Erneście R utkow skim , odniosła aktorski sukces.

H istoria ich miłości, trochę jak z poczytnego rom ansu, jest dosyć dobrze znana dzięki w ydanej w roku 1994 książce K rzysztofa R utkow skiego Stos dla

A dam a albo kacerze i kapłani. D ecyzja M arii Lem oine przystąpienia do Koła

była nie tyle decyzją zdesperow anej kobiety, ile m etodycznie przem yślanym , pierw szym etapem zadziw iającego planu. M aria w iedziała, że tow iańczyk nie m oże dopuścić do m ezaliansu z nie tow ianką, zatem postanow iła przekonać w szystkich dokoła, że tow ianizm jest bliski jej sercu tak sam o jak brat Ernest. Przeobrażenie dokonało się szybko. „Stanowi ta kobieta - pisał M istrz do A dam a - pełny ideał w ykończenia starego prawa, a gotow ość przez to przyjęcia

nowe-i n

go” . Z kolei Słow o Adam a udzielone Kołu na piśm ie 24 II 1844 r. potw ierdza ten zachw yt. „Płom ień duchow ny siostry M arii, zorza zw iastująca bliski w schód ducha w ielkiego narodu, niech nam da poznać, jak ie w ysilenia w ew nętrzne robić m usim y” 18. „W zór żywy mamy w siostrze M arii” - notow ał w D zienniku G o ­ szczyński, porów nując ją gdzie indziej do an io ła19.

M aria w cielona w rolę apostołki, w żarliw ym uniesieniu wiary poszła naw et do ks. H ieronim a Kajsiew icza, zm artw ychw stańca i jed n eg o z głów nych adw er­

(11)

sarzy tow iańczyków , aby go naw rócić na now ą drogę, „puściła na księdza jeżeli nie pioruny, to deszcz ognisty”, donosił o w izycie M istrzow i M ickiew icz. O dbyła także służbę u Lam artinea, który co praw da nie został tow iańczykiem , ale M arię zapam iętał i „był tak poruszony, że jej wyznał, że w niej czuje tchnienie

nad-✓ 90 zw yczajnego jakiegoś D ucha” .

Tym czasem w końcu stycznia 1844 r., na krótko przed ślubem z Ernestem , M aria ujaw niła szczyt praw ow ierności i egzaltacji podczas wykładu M ickiew icza w C ollege de France. Po prelekcji rzuciła się do nóg poecie, składając głośne wyznanie wiary, że „jest siostrą i że musi nią być”21. Podobnie w ażną i „głośną” rolę odegrała podczas słynnej m anifestacji tow iańczyków na w ykładzie brata A dam a 21 m aja 1844 r.:

„jedna Francuzka rozmarzona w ym ow ą jeg o na pierwszej lekcji - pisał Zaleski do K ajsiew icza - porwała się i darła ku katedrze, żeby go ucałow ać, a nie m ogąc się przedrzeć, padła i długo wrzeszczała Oui, oui cest vrai[...]"22.

M aria rzeczyw iście odniosła tym w ystępem niem ały sukces i doszła do m istrzo­ stw a w aktorstw ie. Przechytrzyła naw et sam ego M istrza. Podczas w idow iska w C ollege de France (o czym niżej) pokazała całą gam ę swych aktorskich um ie­ jętności.

Losy w ybranych tow iańczyków ujaw niają pew ien schem at tow ianistycz- nych biografii. Pojaw ia się w nich wiele wspólnych elem entów : pochodzenie na ogół drobnoszlacheckie, dosyć gruntow ne w ykształcenie, często mniej lub bardziej ujaw niane zdolności literackie, przeszłość konspiracyjna i pow stańcza, którą - zgodnie z kluczem K azim ierza W yki - m ożem y potraktow ać jak o w spól­ ne przeżycie pokoleniow e, decydujące w pew nym sensie o tow ianistycznej kon­ wersji. R ów nież pow ody przystąpienia do Spraw y m ożna uporządkow ać i w y­ m ienić na podstaw ie wybranych biografii. T rudna em ocjonalnie sytuacja em i­ granta, syndrom obcości w nieznanym kraju, oddalenie od dom u i najbliższych pow odow ały, że em igranci odczuw ali potrzebę przynależności do małej społe­ czności, „rodziny zastępczej”, która gw arantow ałaby poczucie bezpieczeństw a i akceptacji. Po części zadanie to w ypełniało Koło Spraw y Bożej.

U padek Pow stania, w którym wielu tow iańczyków brało udział, lub było z nim em ocjonalnie zw iązanych, otw orzył drogę do now ych poszukiw ań sposobu „w ybicia się na niepodległość” . M otyw acja patriotyczna, choć nieobecna przecież w program ie Tow iańskiego, silnie akcentow ana była przez prawie w szystkich em igrantów -tow iańczyków . O na też zadecydow ała o odejściu od Spraw y w m iarę krystalizow ania się prorosyjskiej orientacji w Kole. Potrzeba psychiczna uporządkow ania w łasnego życia, zgodnie z narzuconą odgórnie ideą, oraz (scha­ rakteryzow ana przez From m a w Ucieczce od wolności) potrzeba uw olnienia się od przytłaczającej odpow iedzialności za sw oje życie, rozwój duchow y, w pływ ały

(12)

na decyzje przynależności do Koła. N ależy docenić także rom antyczny model w ychow ania, który ukształtow ał późniejszych tow iańczyków , m ocno akcentujący em ocjonalność oraz szczególną w rażliw ość na wszelkie objaw ienia sacrum , w tym doznania religijne.

R anga autorytetu najpotężniejszego z tow iańczyków - M ickiew icza - w ie­ lokrotnie, o czym ju ż pisałam , decydow ała o przyjęciu nowej wiary. Siła jego osobow ości, zaufanie do intelektu i religijnej praw ości poety zjednyw ała dla Spraw y wielu em igrantów , często z lepszym efektem , aniżeli słow o T ow iań­ skiego.

O czyw iście atrakcyjność samych ról, wiążących się z przynależnością do Koła, przyciągała do Sprawy. Były one projekcją rom antycznych m arzeń o w ielkich rew olucjach ideowych, dokonyw anych przy w spółudziale niew ielu w y­ branych „C hrystusow ych żołnierzy”, m ających coś ze średniow iecznej egzotyki i tajem niczości zakonnego życia, do którego na swój sposób zobow iązani byli tow iańczycy. Sam a perspektyw a zostania apostołem M istrza (albo M ickiew icza) działała nobilitująco i niosła zarazem działanie terapeutyczne.

U stalonych ról-funkcji było niewiele. Przypisane były zresztą do konkret­ nych osób: M istrza i Pana - Tow iańskiem u, N ajw yższego U rzędnika Sprawy - M ickiew iczow i, W odza Spraw y - prawej ręki Tow iańskiego w czasie, gdy M ickiew icz zaczynał w ykazyw ać niesubordynację - Karolowi R óżyckiem u. Na krótko m ianow any w ieszczem Sprawy został Seweryn G oszczyński. O czyw iście stałe były też role stróżów siódem ek, braci czuw ających nad duchow ą kondycją swych podopiecznych, kontaktujących się w razie potrzeby z najw yższym U rzę­ dem. Funkcje te obsadzane były w dem okratycznym głosow aniu.

W iadom o, że brat A dam chciał pom nożyć ten, w m iarę stabilny, zestaw ról jeszcze o rolę K apłana Sprawy, co spotkało się z ostrym sprzeciw em T o­ w iańskiego, którem u zależało przynajm m niej na form alnych więzach z kościołem katolickim . Przez pew ien czas M ickiew icz taką rolę jednak spełniał, udzielając kom unii braciom , ślubu bratu Julianowi Łąckiem u, spow iadając i rozgrzeszając z win. W teatrze tow iańczyków najwięcej było oczyw iście statystów , aktorów grających podrzędne role w yznaw ców N ow ego Kościoła, skrupulatnie i pokornie w ykonujących polecenia siódem kowych.

R EK W IZY TY I O B RZĘD Y

T ow iańczycy bardzo rozbudow ali sferę przedm iotów znaczących, które szybko przedostały się poza zam knięty krąg sekty i zaczęły być znakam i roz­ poznaw czym i tej grupy - biały krzyż, m edalion z M atką B ożą sym bolizow ały Nowy K ościół. Podobnie strój, a nawet zew nętrzne sposoby zachow ania, takie jak gesty, sposób konstruow ania wypow iedzi, m imika.

W spom aganie w idow isk religijnych znaczącym i sym bolam i, w yrazistym — 141 —

(13)

strojem , gestem , miało jeszcze jed no ważne zadanie: inform acyjne i etyczne. P rzekazyw ało wiedzę o statusie „aktora” w hierarchii sekty (nie każdem u dane było trzym ać w ręku kielich, nie każdem u wolno było łam ać chleb), a każdy pojaw iający się elem ent sym bolizow ał pew ną wartość form alną, konkretyzow ał jak ąś ideą - zarazem przypom inał o jej wypełnianiu i zaśw iadczał o prawdach wiary. Znaki teatralne i obrzędy w spółtw orzyły teatr. Zarazem um ożliw iały „du­ chow e” szkolenie braci. Obrzędy ćw iczyły wym agane postawy, ścierały „starego człow ieka”, odkryw ały nagą duszę, która według mnie, była także w tym przy­ padku jednak form ą m askow ania i gry.

W spom nienia o tow iańczykach zw racają uwagę na jednolity kostium w spół­ braci, który szybko stał się elem entem rozpoznaw czym członków Koła Spraw y Bożej. Przyw iązyw anie dużej wagi do ubioru miało nie tylko w alor estetyczny, ale przede w szystkim sem antyczny. „Kod odzieżow y”23 funkcjonujący w każdej grupie społecznej (jako elem ent rozpoznaw czy funkcji, roli itp.), nabiera szcze­ gólnego znaczenia w mocno ustrukturalizow anych i podporządkow anych w yra­ zistej regule grupach religijnych. W ystarczy przyw ołać przykład habitu zakon­ nego.

Tow iański zawsze nosił „długi brązowy surdut, zapięty pod szyję”24 na w zór m arszałków II Cesarstw a. Prosty żołnierski płaszcz łączył w sobie zna­ kow ość w ojskow ą i zakonną, gdyż na sukni zaw ieszony był symbol religijny Spraw y - medal z w izerunkiem Najśw iętszej Panny. Tak m ożna było w yobrażać sobie strój ów czesnego krzyżowca.

A lojzy N iew iarow icz, autor wspom nień o M ickiew iczu, oddany sercem S praw ie Bożej, opisuje zm ianę stroju poety po przyjęciu nauki M istrza: „z frakiem nastał zupełny rozbrat i [M ickiewicz] nosił odtąd surdut kapotow y, starośw iecki, z kołnierzem stojącym , zawsze zapięty na w szystkie guziki, bo tak się nosił Tow iański i wszyscy uczestnicy jeg o nauki”25 podobnie jak i inni w spółbracia. Strój „starośw iecki, kapotow y” możem y zobaczyć na portretach T ow iańskiego i Napoleona, nam alowanych przez W ańkow icza.

B rązow y surdut był tylko jednym ze strojów tow iańczyków . U biór w teatrze to nie tylko suknia, to także m aska, dobrany gest. Bardzo w yrazistym w zorem - także estetycznym , był dla członków Koła chłop „prosty bez m anier pańskich” , szczery, że aż czasem naiwny. Przyjęcie wzoru nie odbyw ało się tylko we w nętrzu braci. Choć zapew ne trudno było wkładać tow iańczykom chłopskie sukm any i chodzić po paryskich ulicach w wiklinowych łapciach, zachow anie ich św iadczyć miało jednak o prostocie i chłopskości. M ickiew icz zalecał bra­ ciom „iść do kościoła jak chłop idzie” , być głupim „jak babulka litew ska”, chodzić na odpusty. „Chłop powiada: pójdę, poradzę się mojej baby” i taką drogę rozw iązyw ania życiow ych problem ów przedkładał nad nauki książkow e G oszczyński.

(14)

— 143 —

ją także w gestach, w kontem plow aniu „śpiewu wiejskiego chłopka” . „To tylko m ówm y - głosił M ickiew icz - co by nasz chłopek pow iedział i tak tylko m ówm y, jak by on m ógł zrozum ieć”26 i jeszcze dobitniej, „co niechłopskiego w naszych

on

duszach, będzie odrąbane siekierą pańską” . Chłopski gest, „sierm iężne zacho­ w anie” najpełniej dało się wyrazić podczas częstych w Kole tak zw anych bie- siadek chłopskich. Postawa, ruchy, a naw et dobór środków językow ych tworzyły w yrazistą form ę realizacji idei „schłopienia” .

U rzędow ą „suknią” każdego pasow anego tow iańczyka był jedn ak M edal Spraw y Bożej, przedstaw iający N iepokalaną, nazyw aną N ow ą D ziew icą od Św iętego M edalu, z prom ieniam i tryskającym i z rąk, jaka m iała ukazać się w 1830 r. K atarzynie Laboure, zakonnicy ze zgrom adzenia św. W incentego Paulo. R anga tego m edalu była olbrzym ia. Stefan W itwicki został w yleczony przez w staw iennictw o do matki Dziew icy od Św iętego M edalu. „D ziwnie także wpły- wa ten medal na zdrowie M ickiew iczow ej” notował G oszczyński, który tra­ ktow ał go jak sw oistą relikw ię i świętość, a gdy czuł się duchow o niegodny,

9Q •

ściągał z szyi, aby „pozbyć się w szystkiego, co go kalało i tym sam ym zasłużyć na ponow ne założenie. Brat Seweryn obchodził nawet rocznicę otrzym ania M e­ dalu, tak jak obchodzi się kolejną rocznicę ślubów zakonnych.

Ten, kto go otrzym ał, uzyskiw ał godność „pom azańca B ożego”, na którym spoczyw ała odpow iedzialność za losy Koła, a nawet całej em igracji. Od tej pory zm ieniał się status ontologiczny tow iańczyka, który przestaw ał być indyw iduum , a stawał się cząstką Koła. „Odtąd - notow ał słow a M ickiew icza w ypow iedziane podczas nadania M edalu Seweryn G oszczyński - wasze grzechy są grzecham i Koła, w asze zasługi zasługam i K oła”30. M edal spełniał rolę - odnosząc go do kategorii zakonnych - obrączki albo habitu, był znakiem złożonego ślubu i N ow ego Kościoła.

Tow iański od początku, tworząc nowe piętro Kościoła, now ą epokę chrze­ ścijaństw a, zdecydow ał się odrzucić naczelny znak K ościoła - w izerunek ukrzy­ żow anego C hrystusa, zastępując go białym krzyżem . Ideę tego znaku w yłożył następująco: „To w łaśnie jest krzyż biały, naznaczony przez słowo Boże, krzyż, który nas uw alnia od krzyży czarnych, co przychodzą z dopustu Bożego. T rzeba go ująć z energią, nosić stale, nie uchylając się nigdy od niego w ew nętrznie31.

D opełnieniem znaczących przedm iotów były rekwizyty o charakterze w oj­ skowym : sztandar z w izerunkiem C hrystusa w cierniowej koronie, w edług obrazu Guido Reni Ecce Homo, nam alow any przez W alentego W ańkow icza32 i m arsz Spraw y Św iętej33.

Skrupulatnie grom adzone rekwizyty pow iększały się szybko. Rangę nowych relikwii przyznano pam iątkom po Napoleonie. Podczas zalecanych przez M istrza pielgrzym ek do m iejsc napoleońskich, zw łaszcza na pole bitwy pod W aterloo, skrzętnie przeszukiw ano m iejsca bitwy w poszukiw aniu kul, fragm entów żoł­ nierskiego oporządzenia, które przyw ożono do Paryża jak o relikwie. Każda rzecz,

(15)

najm niejsza cząstka, z którą m ógł mięć kontakt - autentyczny lub tylko sym ­ boliczny - duch N apoleona, nabierała głębokiego znaczenia w teatrze kierow a­ nym przez tow iańczyka M ickiew icza. W spom agała i w zm acniała psychologiczne przekonanie o w szechobecności ducha Cesarza. Pozw alała zachow ać ton, pełniła funkcję dew ocjonaliów , przedm iotów sakralnych. To usilne i m ozolne, a z p er­ spektyw y osób spoza sekty niezrozum iałe i dziw aczne, zbieranie św iętych p a­ m iątek, da się oczyw iście przełożyć na racjonalne kategorie socjologii religii. Sfera sacrum rodzi się w człow ieku także przez kontakt z dotykalnym i, w yraźnym i przejaw am i działalności tego, co święte. Nie da się budow ać żadnego kościoła na czystej, dalekiej od konkretu m etafizyce, na abstrakcyjnych p oję­ ciach, z których zbudow ana jest przecież cała sfera duchow a.

Z tej samej potrzeby ukonkretnienia zaczął pojaw iać się wśród tow iańczy- ków pom ysł stw orzenia św iętego m iejsca, zagospodarow anej odpow iednio p rze­ strzeni, w której złożono by zebrane pam iątki, obrazy, sztandar, m iejsca godnego odpraw ianych w nim obrzędów, w ydzielonego tak, aby nie było profanow ane przez inne, w ychodzące poza religijną sferę działania. Pierw szym etapem stw o­ rzenia stałego m iejsca kultu przez tow iańczyków w Paryżu było zorganizow anie w edług pom ysłu C hodźki, ołtarza w kościele św. Sew eryna z obrazem M atki Boskiej O strobram skiej, nam alowanej przez W alentego W ańkow icza, zaw ieszo­ nym tam w grudniu 1841 r. Po jakim ś czasie M ickiew icz zw ierzał się T ow iań- skiem u z pom ysłu zorganizow ania pom ieszczenia do celów kultow ych. K on­ kretyzow ał naw et to miejsce - m iała się nim stać chatka „jednej pastuszki kóz”34.

Tow iański zaakceptow ał naw et pom ysł urządzenia kaplicy, kazał się jednak w strzym ać z jeg o w ykonaniem . Przekazał natom iast braciom plastyczny projekt jej urządzenia:

„Cała kaplica miała być błękitno pomalowana z gwiazdami u góry, na bokach ołtarza miały stać d w ie kolumny korynckie w całej w zniosłości porządku, na nich dwa łuki lub paw ilon, a na tym znów Amor w znoszący się w górę z napisem G loria in excelsis D eo ”35.

Nigdy jednak nie doszło do zorganizow ania takiej kaplicy i w obec braku „od­ górnie” w yznaczonego sakralnego miejsca, które było by sceną jak i m agazynem rekw izytów niezbędnych do urządzania „przedstaw ień” , Sew eryn G oszczyński zdecydow ał się na utw orzenie pryw atnego „składu pam iątek” , co św iadczy o dużej potrzebie psychicznej w yodrębnienia takiego miejsca.

Poza opisanym białym krzyżem, nie brakow ało w izerunków nowych św ię­ tych - oczyw iście na czele z Napoleonem .

„Mamy i nie kryjemy się z tym, mamy św iętych, których wy ludzie kościoła urzędow ego nie znacie - g łosił z katedry w C ollege M ickiew icz - czcim y pewne relikwie, których istnienia wy się nie dom yślacie [...] Przerwaliście w szelką tradycję religijną i d ziw icie się, że Polacy mają

(16)

— 145 —

litanię, w której w zywają W ładysława ostatniego obrońcę p oległego za sprawę chrześcijańską pod Warną, w zyw ają Jana III, naszego naczelnika chłopskiego K ościuszkę, dziw icie się też, że ponad w szystkich w zyw am y Napoleona, najpotężniejszego z duchów ”36.

C esarz Francji, „patron nowej epoki”, znalazł się na szczycie w hierarchii now ych św iętych jako ogniwo między C hrystusem a Tow iańskim . „M ojżesz, N apoleon, K ościuszko - trzy w ielkie duchy prow adzące głów nie ze św iata w yższego Spraw ę nowej epoki chrześcijaństw a na ziem i, trzy w ielkie ideały epoki” - w ym ieniał Seweryn G oszczyński w Pierw szym liście braterskim . M ic­ kiew icz tłum aczył źródła kultu N apoleona tym, że ze w szystkich ludzi był on najbardziej „człow iekiem cudu” i odbyw ał pracę w ew nętrzną nieznaną kapła­ nom i papieżow i. C esarz Francuzów tow arzyszył tow iańczykom stale. U kazyw ał się we śnie G oszczyńskiem u i M ickiew iczow i, który skrzętnie notow ał w ypo­ w iedziane przez niego słowa.

W aterloo, stałe miejsce pielgrzym ek, zastąpiło wyprawy pątnicze do m iejsc usankcjonow anych jako święte przez władze K ościoła katolickiego. R anga N a­ poleona w iązała się także z tym, że rozpoczęcie Sprawy Bożej na ziem i fran­ cuskiej zbiegło się z uroczystościam i sprow adzenia prochów Bonapartego, na które to obchody specjalnie przybył do Paryża Towiański.

N ie bez racji m ożna m ówić o idealizacji i m ityzacji N apoleona. C esarz tow iańczyków , naw et w w yglądzie zew nętrznym był tak dokładnie w ykreow any i w yretuszow any, że przypom inał T ow iańskiego37. Zanoszono do N apoleona m odlitw y, zam aw iano mszę w jeg o intencji, urządzano posty duchow e i scha­ dzki bratnie w dniu jeg o urodzin i śm ierci, obchodzono rocznicę sprow adzenia jego prochów , organizow ano spotkania w rocznicę W aterloo. K alendarz to- w iańczyka w zbogacały napoleońskie święta, stanow iące za każdym razem oka­ zję do nowej spow iedzi, „potrącenia” ducha, do sam odoskonalenia. N apoleon był uznaw any przecież za wzór, za uosobienie w yznaw anej idei. N iew ażne, czy było to zgodne z w izerunkiem N apoleona historycznego. P raw da o N apo­ leonie była jed y n ie ramą, w którą w budow ano nowy obraz zgodnie z zasadam i rom antycznego m itotw órstw a.

W szystkie w ym ienione tutaj kostium y, rekwizyty, przedm ioty i postaci kultu w spom agały rozgryw ające się w ew nątrz Koła obrzędy i w ystaw iane dla „nie- zrzeszonej” publiczności „spektakle” . M ickiew icz, mniej lub bardziej św iadom ie dążył do utw orzenia N ow ego K ościoła - m arzył o kapłanach Spraw y i autono­ m icznie zorganizow anym kulcie. Zapew ne celem N ajw yższego Urzędu nie było odw rócenie się zupełne od praktyk Kościoła katolickiego. Zaprow adzone w Kole obrzędy i sakram enty miały pełnopraw ną moc stanowiącą. Ich organizacji to­ w arzyszył sw oisty i często bardzo barwny rytuał.

(17)

W ID O W ISK A

Pełnia teatralności ujaw nia się w organizow anych przez Koło „przedsta­ w ieniach” . Część z nich przeznaczona byłą tylko dla w tajem niczonych członków religijnej społeczności. Pełniły psychodram atyczną, terapeutyczną funkcję. Miaiy na celu zacieśnianie więzi i zaw iązyw anie duchow ej pępow iny braci z k o łen . Szybko wieść o nich w ydostaw ała się jednak poza zam kniętą społeczność i w postaci coraz to nowych rew elacji i skandali obiegała em igracyjny światek.

Do stałych obrzędów -spektakli należało w ręczanie Medali Spraw y i skła­ danie ślubów na wierność Kołu; do obrzędów -sakram entów : spow iedź duchow i, kom unia now ego zakonu, post duchow y i pokuta, sporadycznie udzielane chrzty i śluby. Tow iański, co warto podkreślić, był przeciw ny „w szelkiej now ości w obrzędach” i poza w ręczaniem m edalów i zw iązanych z tym ślubow ań n:e akceptow ał poczynań M ickiewicza.

Spow iedź w Kole odbyw ano przed Stróżam i Siódem ek, przed M ickiew i­ czem lub przed Tow iańskim . D okonyw ano także w ielkich publicznych spowiedzi (m.in. M ickiew icza przed R óżyckim i zebranym i tow iańczykam i, M arii Lemoi- ne-Rutkow skiej przed Tow iańskim i braćm i). Siódem ki miały także praw o roz­ liczać swoich stróżów z popełnionych win.

Koło udzielało także sakram entu chrześcijańskiej inicjacji, choć nie trze ta było być ochrzczonym , aby zostać tow iańczykiem . Pisał o tym Jó zef Komie- rowski, pośw iadcza to przypadek R am a G erszona, oddanego Spraw ie Ż ydi, który przyjął sakram ent ju ż po przystąpieniu do Koła. Spraw cą tego aktu był Rom uald Januszkiew icz, który pew nego dnia „m odląc się, miał natchnienie, aty zaraz poszedł ochrzcić R am a Gerszon, bo inaczej ten um rze” . Podobnie wyglą­ dała spraw a Jakuba A ronow icza, Żyda z Litwy, ochrzczonego w czerw cu 1845 r. w Kole. „K oło użyło swego prawa, ma praw o chrzcić” - odnotow ał to wyda- rżenie G oszczyński .

M ickiew icz zdecydow ał się także udzielić ślubu Julianowi Łąckiem u z Alix M ollard - Francuzką, jed n ą z najczynniejszych Towianek. W ypływ ało to po części z osobistych przekonań poety, który opow iadał się za desakralizacją ślu­ bów, za w prow adzeniem ślubów cyw ilnych, zgodnie z prawem zatw ierdzonym przez Napoleona, chociaż w tym konkretnym przypadku ślub zaw iązany w obecności M ickiew icza, pretendującego do roli K apłana Koła, m iał na pewno rangę sakram entu.

Poza czysto religijnym i „przedstaw ieniam i” jednym z najpiękniejszych i najbardziej barw nych widowisk była schadzka na grobie m alarza-tow iańczyka, W alentego W ańkow icza na cm entarzu M ontm artre. M ickiew icz, organizator schadzki, w liście do Anny Guttowej podaw ał m otywy urządzenia quasi-Dziadów na grobie przyjaciela:

(18)

— 147 —

„naznaczyłem m iejsce zebrania za smętarzu Montmartre, koło grobu W ańkowicza, aby każdy tam zabolał jak duch W ańkowicza boleje i pożądał, jak on żąda, naprawić przeszłość z tamtego świata spojrzeć na ten świat .

W ponurej, jesiennej scenografii brat Jeżewski rozpoczął występy rytualnym posypaniem głow y ziem ią wziętą z grobu, co powtórzyli i inni tow iańczycy. D okonał tym sam ym „rytualnego mordu starego człow ieka”40 i przem ieniał się w nie-człow ieka, ja k relacjonow ał Goszczyński. M ickiew icz stał z boku, w m elancholijnej zadum ie zapew ne - jak nigdy pełnił teraz rolę statysty.

Koło urządzało także w idow iska” dla niezrzeszonych. O rganizow ane na dużą skalę, m iały zadośćuczynić poszukiw aniom przez M ickiew icza „teatru ogro­ m nego”. Poeta znalazł w krótce odpow iednią scenę w gm achu C ollege de France. Pierwszy publiczny występ w yprzedził jednak o kilka lat IV K urs Literatury

Słow iańskiej. Było to oczyw iście słynne, zorganizow ane w 1841 r. przez poetę

spotkanie inaugurujące działalność Tow iańskiego wśród em igrantów w paryskiej N otre Dame.

Tym czasem „w idow iska” pow szechnie dostępne odbyw ały się w College. N ie miały psycho- ani socjodram atycznego charakteru, nie pełniły żadnych tera­ peutycznych funkcji. Były m anifestacjam i wiary tow iańczyków . Każdy zresztą praw ie wykład profesora-tow iańczyka m ożna by określić m ianem w idow iska - m onodram u z A dam em M ickiew iczem w roli głównej.

„H eca prorocza”, jak wykłady określił em igracyjny „Pszonka”, zyskała w krótce ogrom ną popularność. Na wykłady przychodzić zaczęli nie tylko ci, których interesow ało słowo profesora. Przychodzono także po to, aby popatrzeć, móc opow iadać potem , że widziało się wydarzenie, o którym m ówił cały Paryż. U częszczano na wykłady M ickiew icza jak do teatru, po odbiór estetycznych i artystycznych wrażeń.

C zasam i centrum uwagi przenosiło się z profesora na innych aktorów , którzy, jak w aw angardow ym teatrze, wychodzili z widow ni, pojaw iali się nagle w najm niej oczekiw anym dla reszty widzów m omencie.

„Jednego dnia Maria [Lem oine] [...] rzuciła się publicznie Adam owi do nóg wołając ze łzam i, że jest naszą siostrą, że musi nią być, innego razu młody jakiś Francuz, dotąd nam nie wiadom y, zaszedł także drogę Adam owi i w m ilczeniu ściskał go za rękę, tylko łzy obfite płynęły na miejscu słó w ”41.

Płynność ról aktora i widza, przem ieszanie przestrzeni scenicznej i wido,wni, sw obodny dostęp do głów nego aktora - M ickiewicza, który zachęcał swoim i w ystąpieniam i do w ystępów widzów i dopuszczał ich na scenę, czynią z „teatru” tow iańczyków aw angardę na miarę dośw iadczeń teatralnych X X w. N aw et osz­ czędna scenografia, która pow odow ała, że widz koncentrow ał się głów nie na masce i geście aktora, były w stosunku do rom antycznego, kostium ow ego teatru

(19)

now ym dośw iadczeniem dla odbiorcy. Podobnie jak świetny teatralnie chw yt, gdy głów ny aktor podczas swego występu rozdaje w idzom rekw izyty - w tym w ypadku przygotow ane wcześniej litografie N apoleona. B yła to w każdym razie zupełnie now a koncepcja „przedstaw ienia teatralnego” , przełam ująca konw encję aktywnej sceny i biernej w idowni, bazująca (na przygotow anej co praw da), spontaniczności aktorów , ale w yw ołująca autentyczną, choć nieco sterow aną spontaniczność widzów.

B ardzo barw ne i zarazem najczęściej przyw oływ ane „przedstaw ienie” m iało m iejsce 19 m arca 1844 roku. Zbiorow y, acz dobrze przygotow any, w yraz wiary i uznania dla M istrza wywołał u zebranych w strząs, „Polacy i cudzoziem cy, którzy na tę scenę nie byli przygotow ani patrzyli na to w szystko zdziw ieni i w osłupieniu” - skom entow ał „D ziennik N arodow y”42. „D em okrata P o lski” kilka dni później rozw odził się nad oburzeniem , jak ie w idow isko w yw ołało u w i­ dzów 43. N o cóż, rzadko kiedy „aw angardow e” w ystąpienia zdobyw ają po­ w szechne poparcie i zrozum ienie.

N a tej lekcji właśnie swój najw iększy popis dała M aria L em oine-R utko- wska. Podczas wykładu rzuciła się do nóg A dam ow i, przedtem w posągow ej pozie, z rękam i złożonym i jak do m odlitwy, w patryw ała się w w ykładow cę. D ruga część „przedstaw ienia” uaktyw niła więcej aktorów - w szystkich znajdu­ jących się na sali braci, którzy na dane znaki podnosili ręce, w ydaw ali okrzyki, dopełniali zbiorow ego aktu wiary. Sam profesor, który relacjonow ał naczelne w ytyczne nowej wiary i opow iadał o M istrzu, w zniósł się na szczyty aktorstw a, naw iązał także żywy dialog z salą, rozsadzając w ten sposób konw encjonalny schem at sceny i widowni.

K ażde ze w spom nianych w idow isk zasługuje na rzetelniejsze i pełniejsze om ów ienie. Tutaj spełniają one jedynie rolę przykładów teatralnych zachow ań tow iańczyków . Koło Sprawy Bożej była to w ielka stylizacja na teatr, która nie w yczerpyw ała się w pojedynczych gestach, rekw izytach, obrzędach, Tam każdy grał rolę, otrzym yw ał kostium , operow ał rekw izytam i, poddaw ał się autorytetow i reżysera. R zadko kto jednak, bez psychicznych ofiar, m ógł sprostać nałożonej nań roli. Tow ianizm m iał nieść ukojenie, wlew ać spokój i rów now agę w serca stargane em igracyjną chorobą; łagodzić bóle poczucia bezsensu istnienia i braku w idoków na przyszłość. Tym czasem wbrew założeniom był to teatr antytera- peutyczny, teatr w prow adzający w stany bliskie obłędu, m oralne rozterki i roz­ m aite choroby ducha. Ale to właśnie dzięki niezw ykłej oprawie, rozbudow anej sferze rekw izytów , obrzędów , kostium ów , dzięki teatralizacji w łaśnie stał się legendą, a nie - jak sądził Pigoń - sprawiły to nośne postulaty etyczne i w zniosłe hasła religijne. Z adecydow ało o tym w dużej m ierze steatralizow anie przez M ickiew icza grupy w yznaw ców i poddanie ich reżyserskiej ręce poety.

(20)

— 149 —

P r z y pi s y

1 Por. A. W itkowska, Tow iańczycy, Warszawa 1989; M. Janion,. Walka z szatan em i

dem on teatru w: W obec z ła , C hotom ów 1989; D. Siwicka, Ton i bicz, W rocław 1990.

2 Określenie W itkowskiej, która w ten sposób zatytułowała rozdział w książce W ielkie

stu lecie Polaków , W arszawa 1987.

3 J.N. Janowski, N otatki autobiograficzne 1803-1855, wyd. M. T yrow icz, W rocław 1950, s. 452.

4 W. G ołębiow ski, M ickiew icz odsłonion y i tow iań szczyzn a, Paryż 1844, s. 51. 5 P. C hm ielow ski, Towiański i M ickiew icz, „Ateneum ” 1879” s, 27,

6 Z. Krasiński, L ist do C ieszkow skiego z dn. 24 IV 1842, L isty do C ieszkow skiego, J a ro ­

szyńskiego, T rentow skiego, wyd. Z. Sudolski, W arszawa 1988, t. I, s. 63.

7 P. C hm ielow ski, Tow iański i M ickiew icz, dz.cyt. s. 27. 8 W. G ołębiow ski, M ickiew icz odsłoniony... dz.cyt., s. 65.

9 A. M ickiew icz, List do Tow iańskiego z 8 V 1844, w: D zieła, W arszawa 1955, t. X V , s. 533.

10 A. M ickiew icz, List do Tow iańskiego z 12 V 1847, w: D zieła, dz.cyt., s. 132. 11 Określenie Marii Janion, zob. W obec zła, dz.cyt., s. 70.

12 J. Słow acki do Z. Krasińskiego, list z 17 1 1842, L isty wg w ydania P iw ińskiego, W arszawa 1932, t. III, s. 165.

13 C. Czapów , P sych odram a, W arszawa 1969, s. 53. 14 Tam że, s. 54.

15 S. G oszczyński, Dziennik Spraw y B ożej, wyd. Z. Sudolski, W arszawa 1984, t. I, s. 28. 16 Spow iedź Marii Lem oine-R utkow skiej. W szystkie cytaty pochodzą z artykułów T. T elegi,

M akryna M ieczysław ska tow ianizm u w „Kurierze Literacko-Naukowym ” 1935, nr 285, 299, 306,

17 W spółu dział M ickiew icza w Spraw ie B ożej, Paryż 1877, t. I, s. 136.

18 A. M ickiew icz, Pism o dla siódem ek z 24 II 1844 w: D zieła dz.cyt., t. XIII, s. 101. 19 S. G oszczyński, dz.cyt., t. I, s. 156.

20 S. G oszczyński do L. Nabielaka, list z 10 IV 1844, w: L isty 1823-1875, s. 172, wyd. S. Pigoń, Kraków 1937.

21 Por. list S. G oszczyńskiego do L. Nabielaka z 10 IV 1844, w: Listy dz.cyt., s. 168. 22 Cytat z listu wg. W. M ickiew icza Ż yw o t A dam a M ickiew icza, Poznań 1894, t. III, s. 297. 23 R. Barthes, Choroby kostiumu teatraln ego w: Transgresje 4. M aski wyd. M. Janion, Gdańsk 1986, s. 90.

24 M. Budzyński, W spom nienia z m ojego życia, Poznań 1880, t. I, s. 287. 25 A. N iew iarow icz, W spomnienie o A dam ie M ickiew iczu, L w ów 1878, s. 12. 26 S. G oszczyński, D ziennik..., dz.cyt., t. I s. 184.

27 Tamże. 28 Tam że, s. 23. 29 Tam że, s. 264. 30 Tamże.

31 A. T ow iański, W ybór pism , wyd. S. Pigoń, Kraków 1920, s. 149. 32 Zob. T. Canonico, A n drzej Towiański, Turyn 1897, s. 18. 33 W. M ickiew icz, dz.cyt., t. III, s. 139.

34 A. M ickiew icz do A. T ow iańskiego, list z 8 IV 1844, D zieła, dz.cyt., t. X V , s. 614. 35 P. C hm ielow ski, dz.cyt., s. 39.

36 A. M ickiew icz, W ykład 5. IV Kursu Literatury Słow iańskiej, D zieła, dz.cyt., t. XI, s. 375-377.

(21)

37 M. Budzyński, dz.cyt., t. I s. 327.

38 S. G oszczyński, D ziennik..., dz.cyt., t. I s. 246.

39 A. M ickiew icz do Anny Guttowej. list z 7 IX 1843, D zieła, dz.cyt., t. XVI, s. 56. 40 Określenie K. R utkowskiego, zob. tegoż B raterstw o albo śm ierć. Z abijanie M ickiew icza

w K o le B ożym , Paryż 1988, s. 140.

41 List G oszczyń sk iego do Nabielaka z d. 10 IV 1844, w: tenże, L isty, dz.cyt., s. 172. 42 „Dziennik Narodow y” z 23 III 1844.

Cytaty

Powiązane dokumenty

niu 246. Przyjmując tezę o Niepokalanym Poczęciu Maryi, lektorzy kwalifikowali ją jako naukę Szkota i teologów jezuickich przeciwko dominikanom. Także co do czasu

Skala Personalnej Relacji do Boga Jarosza [10]. W grupie metod zagranicznych zaadaptowanych do warunków polskich należy wymienić: Skalę Relacji Religijnych –

• Za zadania otwarte, za które można przyznać więcej niż jeden punkt, przyznaje się tyle punktów, ile prawidłowych elementów odpowiedzi ( zgodnie.. z wyszczególnieniem w

– Tak, jest wystarczająca ilość informacji do ustalenia że biała barwa sierści jest dziedziczona autosomalnie recesywnie, ponieważ osobnik III – samica jest biała a

• Za zadania otwarte, za które można przyznać więcej niż jeden punkt, przyznaje się tyle punktów, ile prawidłowych elementów odpowiedzi ( zgodnie.. z wyszczególnieniem w

Dzięki sprzyjającej sytuacji rynkowej i konsekwentnie realizowanej polityce, zakładającej wzrost udziału w sprzedaży produktów specjalistycznych, w I kwartale 2019 roku Grupa w

Król z przegrzania się dostał gorączki, dołączyły się jakieś komplikacje i zmarł..

Gdyby przyjąć, że zachowanie staranności i rzetelności przez dziennika- rza przy zbieraniu i wykorzystaniu materiału prasowego wyłącza przesłankę bezprawności