• Nie Znaleziono Wyników

Gazeta Nowa : zielonogórska-głogowska-gorzowska : magazyn, Nr 38 (22/23/24 lutego 1991)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Gazeta Nowa : zielonogórska-głogowska-gorzowska : magazyn, Nr 38 (22/23/24 lutego 1991)"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Janusz Gajos

0 sobie

( s . 3 )

Starzec

1 sąsiadka

( s . 3 )

Piciorys

( s . 4 )

Radzieccy żołnierze

chcą wracać

do domu

( s . 4 )

Historia sportu

żużlowego

( s . 5 )

„Wszywka

na ugorze

( s . 6 )

Wybory MISS

( S . 7 )

Stworzył icb

Hajzer

( s . 8 )

S E R W I S I N F O R M A C Y J N Y „ K R A J - Ś W I A T ” s t r . 9 - 1 0

Z i e l o n o g ó r s k a

G ł o g o u i s k a

G o r z o w s k a v / \ 'tłW

K O R E S P O N D E N C J A Z M O S K W Y

WSZYSTKO SIEWALI

M i r o s ł a w K U L E B A

W szystko się w a li. Znajom a pojechała do G o licyn o , 70 kilo ­ m etró w od M o sk w y, po chleb, bo bliżej tego dnia chleba nie sp rzed aw ali. J a nato m iast pene­

tro w ałem kierunek w sch o d n i i nie w iele brakow ało, abym dotarł za chlebem do słyn nych Pietu- szek. Los był jednak ła sk a w y i

nipulacje. Ludzie kręcą się wkoło, zbierają tu i ówdzie bochenki.

W sklepie z artykułami gospodarst­

wa domowego sprzedają nocniki tyl­

ko dziecięce z czerwonego plastiku.

Każde radzieckie dziecko może teraz zaopatrzyć się w taki nocniczek i do woli go używać. Na drzwiach sklepu ogłoszenie: przyjmiemy do pracy 2

Kolejka po ziemniaki w jednym z moskiewskich sklepów. Jednorazowo

można kupić 6 kg ziemniaków Fot. CAF

zupełnie n iespo d ziew anie n a­

tknąłem się na św ie ż ą d o staw ę już na Platfo rm ie 61 kilom etra.

Znajoma przyjechała na miejsce, przeszła nad torami po betonowym moście, ruszyła z pielgrzymką pod piekarnię. Wraca z bochenkiem chle­

ba na stację kolejki elektrycznej - most leży na torach. Pod ciężarem tłumu głodnych zawaliły się betono­

we schody. Spod gruzu wystają nogi i ręce, niektóre wykonują dziwne ma-

sprzedawczynie i techniczkę. Tech- niczka to w radzieckiej Rosji sprząta­

czka. Sprzedawczynie wcześniej przyjęte do pracy pilnują półek z to­

warem, co jest zajęciem bardzo od­

powiedzialnym zważywszy, iż na jed­

ną osobę personelu przypada co naj­

mniej setka nocników.

Na drzwiach SO -SI-SO -CZN EJ, czyli lokalu, gdzie czasem karmi się głodnych rozmrożonymi w letniej wo­

dzie parówkami z kazeiny, sojowego dokończenie na str. 2

TeWz p « bamm V sią w parlament

0A COŚ Mcwit od rzeczy

a wv bukiecie fbim z^hó

MNA Klik MA T E M A T

- D okonujące się w kraju zm ia­

ny o dsłaniają co raz to n o w e o b ­ szary dom agające się n a ty c h ­ m iasto w ych przeobrażeń. „ R a ­ port '90. o planow aniu i g o sp o ­ d arce p rzestrzenn ej" - przygoto­

w a n y dla Urzędu W o je w ó d zkie ­ go w Zielonej G órze i m ający słu żyć za po d staw ę radykalnej zm iany polityki w tym zakresie pokazuje, że i ta sfera zja w isk nie w o ln a je st od błędów i w y n a tu ­ rzeń.

- D laczego je st aż ta k źle? - pytam arch itek ta w o je w ó d zk ie ­ go, szefa W ydziału U rb anistyki, A rch ite k tu ry i Nadzoru Budow -

nie dokonamy jej w najbliższym cza­

sie, to do katastrofy ekologicznej, któ­

rą już spowodowaliśmy, dojdą kata­

strofy społeczne. Anarchia i totalny chaos urbanistyczny, które dzisiaj wszyscy obserwujemy wokół, pogłę­

bią się jeszcze bardziej a stan naszych miast i gmin będzie po dwakroć gor­

szy. Niebezpieczny i niepokojący jest jednak fakt, że potrzeba tej rewolucji nie w pełni jest rozumiana przez spo­

łeczeństwo a także przez nowe elity władzy.

- W sw o im rapo rcie, szcze g ó l­

ne zadania sta w ia pan przed no­

w o w ybranym i sam orządam i lo ­ kalnym i.

lanego, który raport o p racow ał, m gr inż. arch . Jerzeg o W e so ło w ­ skiego.

- Główne źródła kryzysu „polskiej przestrzeni" tkwią w systemie polity­

cznym, który co prawda odszedł już w przeszłość ale pozostawił po sobie fatalna spuściznę. System ten trak-

- Uspołecznienie procesów gospo­

darki przestrzennej, które jest według mnie podstawowym gwarantem jej sanacji, może się dokonać wyłącznie w oparciu o aktywność społeczności lokalnych, poprzez demokratycznie wybrane jej przedstawicielstwa.

Rzecz w tym, by one same, jak naj-

Rys. A ndrzej Mleczko

tował zasady gospodarowania prze­

strzenią instrumentalnie i propagan­

dowo. Władze kraju, poza krótkim okresem powojennym uznały, że kształtując odpowiednio gospodarkę przestrzenną można modelować świat i ludzi i tą drogą uzyskiwać pożądane ideologicznie efekty społe­

czne.

Filozofia centralnego planowania i gospodarka nakazowo-rozdzielcza, które narzucała ideologia socjalizmu, spowodowały, że współczesny obraz Polski i jej miast pozostawia tak wiele do życzenia.

„Ustawa o planowaniu przestrzen­

nym" wywodząca się z doktryny mia­

sta socjalistycznego, haseł urbanisty­

ki Le Corbusiera, szczytnych i po­

stępowych przed kilkudziesięciu laty, dziś anachronicznych - pozwalała ar­

bitralnie, ponad życzeniami i oczeki­

waniami społeczności lokalnych, rea­

lizować władcze zamiary państwa.

- K o n ieczn o ść generalnej refo ­ rm y gospodarki przestrzennej w P o lsce je st dzisiaj p o w in n o ścią nie kw e stio n o w a n ą przez śro d o ­ w isk o u rb an istó w i plan istó w .

- Tak, stoimy dziś przed reformą systemową i szalenie rozległą. I jeżeli

Fot. Leszek Krutulski-Krechowicz szybciej dostrzegły, że leży to w ich kompetencjach i interesie. Obszar niezbędnych zmian jest tak duży, że nie sposób sobie wyobrazić ich właś­

ciwej realizacji wyłącznie w oparciu o aktualne specjalistyczne siły wątłej kadry urbanistów i planistów. W na­

szym województwie czynnych zawo­

dowo architektów planistów jest ak­

tualnie dziesięciu, w tym cztery osoby to emeryci lub renciści.

- Od czego zatem należy roz­

p o cząć, co m ieć g łó w nie na u w a ­ dze, by m ożna było uniknąć po­

pełnionych w przeszło ści błę­

d ó w ?

- Przede wszystkim należy zanie­

chać dotychczasowej rutyny planis­

tycznej, dokonywanej z perspektywy wszechwładnego państwa. Podsta­

wą wszystkich decyzji związanych z gospodarką przestrzenną powinny stać się potrzeby ludzi i realizacja ich praw. Natomiast mechanizmy społe­

czne i prawne należy tak zmienić, aby gwarantowały pełną realizację prawa człowieka do działań kreacyjnych, tworzących potrzebne dobra społecz­

ne i tożsamość kulturową danego społeczeństwa.

dokończenie na str. 2

Repr. K rzy szto f Mężyński

M A G I A

p ła t n e j m i ł o ś c i

R o z m o w a z W a c ł a w e m S y l w a n e m a s p i r a n ­

t e m w y d z i a ł u o p e r a c y j n o - r o z p o z n a w c z e g o K o ­

m e n d y R e j o n o w e j P o l i c j i w G o r z o w i e .

• W A m e r y c e b y ć p r o s t y t u t k ą to n ie h a ń b a . M i a r ą ż y c ia j e s t s u k ­ c e s. L ecz m y je s t e ś m y w E u ro p ie ...

- M ia r ą su k ce su i u nas je s t dob­

ro b y t. A le d z ie w c z y n y o k re śle n ia

„p r o s ty tu tk a ” n ie p rz y jm u ją. W o lą j a k się m ó w i n a n ie „ la s k a ” , a n a ­

w e t „p o je m n ik n a sp e rm ę ”

• T y g o d n ik „ W p r o s t” p o d a ł, że w G o rz o w ie j e s t 200 p r o s t y t u t e k ...

- M oże n a w e t tro ch ę w ię c e j. A le p ro s ty tu tk a p ro s ty tu tc e n ie ró w n a . Is tn ie ją k la s y . N a jn iż e j są m elinia- ry , k tó re n a z y w a m „c io t a m i” . T o k o m p le tn y m arg in e s p iją c y „ w y n a ­ la z k i” tj. d e n atu rat, k ry s z ta ł. T u się n ie p o b ie ra opłat, a n i n ie p a trz y z k im śpi. L e c z w b re w pozorom to sp o k o jn e i z a m k n ię te śro d o w isko . C h o ć tu tra fią ją w sz y stk ie m a ło la ­ ty , k tó re u c ie k ą ją z do m ó w . I cza­

sem tu ro z p o cz yn ają u p ra w ia n ie zaw odu.

• Lecz to jeszcze nie prostytucja...

- Nie, choć niejednokrotnie wystarczy, że dziewczyna wypije trochę wina i...

D rugą - bardzo płynną - grupę stanowią dziewczyny w lokalach, bo nie stać je na

dancingi, hotele, albo wynąjem „chaty” . To są w większości, ja k je nazywam,

„kałam arze”, w wieku 16-19 lat, siedzące w „Marago” , „Nowej”, „Sezam ie”. Tu mąją swoje towarzystwo i są „nagryw a­

ne” do spotkań...

• D o r a b ia ją , czy j u i to ic h z a w ó d ? - T o jeszcze p o z n a w a n ie życia. O ne n ie czyją in te re s u . O trz y m u ją ty lk o s u v e n iry . W tej g ru p ie je s t się d w a - tr z y la ta .

• D u ż o e m o c ji w z b u d z a ją d z ie w ­ c z y n y p r a c u j ą c e w s a m o c h o d a c h c ię ż a r o w y c h .

- „ T iró w k ą ” z o sta je się c z a se m p rz e z p rz y p a d e k , n ie k ie d y k o le ­ ż a n k a p rz e k o n a . Z g o rz o w ia n e k tą fo rm ą „ o b s łu g i” z a jm u je s ię o k o ło 25 d z ie w c z ą t.

• W ja k l sposób w c h o d z ą w zaw ó d ? - S ą zaw sze w prow adzone. O d tego k to i gdzie w prow adza zależy sta rt.

„T irów ki” w yjeżdżają n a trasy . Po- znąją św iat bez p aszp o rtó w i wiz.

N iekiedy tam pozostąją. A fam a o tym ja k żyją robi swoje. Ale one nie widzą, że koleżanka dobrze żyje, lecz w b u r­

delu. One, jad ą tam , bo tam je s t pie­

niądz.

Repr. K rzy szto f Mężyński

(2)

2 GAZETA NOWA N r 38 (89) 22 - 24.02.1991

Magia płatnej miłości

dokończenie ze str. 1

• „Tirów ki” spotkać można tylko w zajazdach?

- Nie tylko. N iejednokrotnie mają „n a­

granych” taryfiarzy, którzy podwożą, zatrzymują „ tir” , odczekają pięć minut

„num eru” i zabierają je dalej. A ona ma w granicach 10 - 20 marek.

• To niska stawka. Szanująca się

„dziewczyna” poniżej 50 marek nie weź­

mie!

- Są i takie które mają za „num er” 100 m arek, i czasem jakiś drobiazg. T o są dziewczyny, które nie stawiają w ym a­

gań klientom. Jak mówią, że są to nie myślące .jednokom órkow ce” . Przepi­

jające swoje zarobki, bo ileż moż-

co praw da, ja k w Poznaniu czy Łodzi.

• Żyją z nich i inni. J a k a jest u nas stawka dla pomocników?

- Czasem pół litra, niekiedy 10-20 m a­

rek, sto tysięcy, albo złoty pierścionek, który pochodzi z niewiadomego źródła.

• H otel dla nielicznych to tylko etap.

- Dziewczyna, która doszła do elity - nie pije i szanuje pieniądze. O na pracuje na trzeźwo. U nas raptem 6 - 7 dziewcząt w hotelach wie co chce osiągnąć. Oszczę­

dza pieniądze na interes. Najczęściej na otwarcie butiku.

• Ponad nimi jest „szczyt” . Dziewczęta pracujące tylko na telegram. Może roz­

poczynały gdzieś w hotelach np. „Viktorii” , ale mają już swoje eleganckie domy i auta.

/ / g * ' I W

Nie tylko czyta. . .ale jest ubrana w gazetę. Fot.-CAF na siedzieć przy jednym drinku? Ale

nasze „tirów ki” nie stanowią dużej gru­

py na trasie. Zjeżdżają do nas gościnnie dziewczyny z Poznania i Szczecina.

Tam te m ają inną już klasę. Posiadają

„kartę drogow ą” .

• Aktualne badanie weneryczne. To oznacza już świadomy wybór zawodu?

- Tak. W Gorzowie „k arta drogow a”

nie funkcjonuje. Nasze nie dbają o to, i czasem dochodzi do porachunków , gdy zakażony facet odnajduje tak ą dziew­

czynę. N atom iast w wyższych klasach prostytucji bez tego nie m a mowy.

• Ta wyższa warstwa to hotele.

- To średnia klasa, która m a szansę się

„wybić” . W G orzowie stałych hotelo­

wych dziewczyn jest trzydzieści. Prze­

bywają głównie w „M ieszku” . Średnio m ają 22 lata.

• Ponoć w tym zawodzie zbyt dhigo pracować nie można?

- To zależy; nasza najstarsza m a 48 lat.

W jaki sposób „pracują” w „M iesz­

ku”?

- D ancing jest ich sceną. Opłacają bra­

m karzy, ale te starsze wchodzą „na friko” . Zwykle m ają „ n a g .a n y ” stolik przez stałego bywalca. T o może być kelner, albo ktoś kto pracow ał w hote­

lu. N iejednokrotnie działając w duecie - dla bezpieczeństwa - same się orientują kto, gdzie i z kim.

• J a k ą mają stawkę w hotelu? Zważy­

wszy, że są już zadbane, a to kosztuje.

- Najwyższa stawka nie przekracza ty­

siąca m arek i to za dwie - trzy doby.

M am y oczywiście grupę dziewczyn, która potrafi za kilka godzin wyciągnąć tyle, ile facet ma. Przetrząsną kieszonki i portfel.

• Ale ponoć zawodowa prostytutka ni­

gdy sobie na to nie pozwoli.

- Nasze aż tak profesjonalnie nie p od­

chodzą. W każdym razie nie wszystkie.

Umieją zachować się w towarzystwie.

O bracają pieniędzmi, znają ju ż język niemiecki i - niekiedy - angielski. Ale do

„pierwszej klasy” - a przyjeżdża do nas jedna taka z G dyni - jeszcze im daleko.

• Z jakich rodzin pochodzą?

- Są i z dyrektorskich domów.

• Wejście w zawód nie jest proste.

Każda nowa dziewczyna to konkurencja.

- Zam kniętą grupę stanowią stałe by- walczynie. Inne się zmieniają. Lecz no­

we, rzeczywiście, widzi się niechętnie, dochodzi do zatargów. Nie tak ostrych

- N iektóre reklam ują się w szwedzkich czasopismach. Stąd tylko wiemy, że są.

K obiety dające gwarancję czystości, zdrow ia i bezpieczeństwa. U nich w dom u żadna kradzież nie będzie miała miejsca.

W Gorzowie też takie mamy?

- Tak. Po otrzym aniu wiadomości ja d ą nie tylko do Warszawy, ale H am burga i Hiszpanii. Nie m ają kłopotów z wizą.

Wiele z nich zna języki, m a dzieci i opiekuna, z którym - jak o kierowcą - wyjeżdża. Są to kobiety bardzo elegan­

ckie. Czasem przyjeżdżają do G orzow a po m łodziutkie dziewczyny ja k o d o d a­

tek do biseksu. W ten też sposób w pro­

w adzają do elity.

• Ciemną “

utrzymanki kilku tylko mężczyzn, oczy­

wiście z Zachodu.

- Słyszałem o takich dwóch paniach w G orzowie, ale nic powiedzieć nie mogę, bo są to moje m ateriały operacyjne.

• J a k pan obserwuje: czy coraz więcej dziewczyn decyduje się w ten sposób zarabiać?

- Tak. Brak pracy i nadzieja na szybką korzyść robi swoje.

• Ale jednocześnie „tirów ki” wycho­

dzą za mąż za swoich klientów.

- Lecz i giną, bywają bite do nieprzyto­

m ności,łapią choroby, wpadają w „ssa­

nie” , czyli alkoholizm i narkotyki. O tym na początku nie pam iętają. N ie­

które do końca nie zdają sobie z tego sprawy.

• Czy mamy w Gorzowie prostytutki przechodzące „z klasy do klasy?”

- Tak. Zaczynały od hoteli, a skończyły na stałym pobycie w Hiszpanii. W raca­

ją tu ze szmalem, pokazują jak się im powiodło, budzą zazdrość, rozbudzają głupie nadzieje innych.

• Głównie „cichodajek” , pracujących za dezodorant i rajstopy.

- Spotkałem niespełna czternastolatkę, która bywała w „M ieszku” od godz. 18 do 4-5 rano. Problem em są też nieletnie dziewczyny obsługujące dorywczo la­

tem A rabów. W ynajm ują dom ki cam ­ pingowe. Mieliśmy też przypadek dwóch panów wywożących „m ercede­

sem” dziewczyny do pracy w Berlinie, którzy za „laskę” brali 300-500 marek.

I były chętne.

• To upokarzające.

- Nie, to wolność. Każdy sam o sobie decyduje.

Rozmawiała - Grażyna CUDAK

dokończenie ze str. 1

W s y tu a c ji k s z ta łtu ją c e g o s ię s p o ­ łe c z e ń s tw a o b y w a te ls k ie g o o ra z sto p n io w e g o p r z y s w a ja n ia z a sa d g o s p o d a r k i ry n k o w e j g w a ra n c ji p o ­ s t ę p u s z u k a ć n a le ż y w e w sp ó łd z ia ­ ła n iu o d p o w ie d n ic h z e sp o łó w fa­

ch o w c ó w z o b y w a te la m i i ic h lo k a l­

n y m p rz e d s ta w ic ie ls tw e m . A e fe k ­ te m ty c h d z ia ła ń w in n y s ta ć się fo r m u ło w a n e w w a r u n k a c h o b y w a ­ te ls k ie j o d p o w ie d z ia ln o śc i i ś w ia ­ d o m e g o s a m o rz ą d n e g o w s p ó łd z ia ­ ła n ia - p la n y ro z w o jo w e , u w z g lę d -

dokończenie ze str. 1

proszku i słoniny, napis: „Sosisek niet".

Kraj buduje kolejne elektrownie ato­

mowe: na czarnoziemach, piasku, bło­

cie, glinie. Wadliwie posadowiona smo­

leńska elektrownia atomowa wymaga ciągłych poprawek, szwy spawane są po kilka razy. Elektrownia rownieńska stoi na wapiennych utworach kraso­

wych. Zaczęła osiadać i pęknięcia wido­

czne są na całym budynku. Pod fun­

dament pompuje się tysięce ton betonu.

Ostatnio przystąpiono do budowy e- lektrowni atomowej na... Krymie. Jak stwierdzili niezależni naukowcy, obiekt zlokalizowano na głębinowym błotnym

wojskowego zwiadu geologicznego.

Słyszałem o tym już dawno, ale nie chciałem uwierzyć; teraz wiadomość potwierdziła prasa.

A w szpitalach zabrakło gumowych korków do butelek z roztworami fizjo­

logicznymi! W klinikach wstrzymuje się planowe operacje, umierają ludzie. Ż butelkami przemysł się uporał, butelki już są ( to z tej tiumeńskiej ropy), ale korków nie ma. Produkcja deficytowa, przynosi straty. „Nie ma korków? - zapy­

tuje „Tiumeński Komsomolec". - Nic dziwnego. Wszystko pp naszemu. Było­

by zadziwiające, jeśliby korki były. A tak - wszystko w porządku".

WSZYSTKO SIĘ WALI

wulkanie: w podłożu znajduje się jezioro płynnej gliny, niżej - tektoniczne pęk­

nięcie. Sejsmiczność w tym rejonie się­

ga 10 stopni.

Brakuje benzyny do samochodów.

Zabrakło jej nie tylko na Litwie i w zbuntowanej Mołdawii. W Tiumeni, stolicy radzieckiego przemysłu nafto­

wego, kierowcy mają takie same pro­

blemy z tankowaniem, jak w Moskwie.

Rosji zagląda dzisiaj w oczy głód. Jak po zwycięskiej rewolucji. Dzieje się to w roku rekordowych plonów w rolnictwie.

Niemal spełniła się przepowiednia Ma­

jakowskiego, że sowiecka marchew i kapusta będzie wielkością przewyższać pomniki. A tu - głodny przednówek.

Urodziło się 300 milionów ton zboża, codziennie jeden milion marnowano.

Sklepy warzywne bardzo nie lubią

J?ÓG U M I A R K O W A N A

Ludzie nie mogą napełnić gazem butli używanych na Syberii w kuchenkach.

W obłasti tiumeńskiej wydobywa się dwie trzecie radzieckiej ropy naftowej i ponad połowę gazu ziemnego. Jedno­

cześnie każdego roku do oceanu Lodo­

watego spływa rzeką Ob 120 tysięcy ton ropy, a na wieżach wiertniczych spala się w wiecznych pochodniach 12 milio­

nów metrów sześciennych gazu. W celu zwiększenia ciśnienia ropy naftowej w złożych, w rejonie Nieftiejugańska, Sa- lechardu i Jamburga przeprowadzono serię podziemnych wybuchów jądro­

wych. Niedawno ładunek iądrowy zde­

tonowano w samym sercu gęsto zamie­

szkanego obwodu bieriozowskiego. Tę niewiarygodną technologię wydobycia ropy naftowej opracowali specjaliści

(itir

ziemniaków importowanych z Polski i Niemiec. Towar suchy, jędrny, nie ob­

lepiony gliną i błotem. Tutaj nic nie zgnije. A personel zarabia, jak gnije. Co innego kartoszka z kołchozu. Od razu spisuje się 30 procent na straty - a ludzie i tak wszystko kupią.

Rosjanie przywykli, że ich stołówki karmią tylko stada tarakanów, urzędy karmią stada biurokratów, a cały kraj karmi partię. Przywykli, że władza nie podlega prawom, które sama ustanawia, lekarze zarażają dzieci HIV-em, pociągi schodzą z szyn. Jeżeli prawdą jest przy­

puszczenie Alfreda de Vigny że cier­

pienie jest prowadzeniem najbardziej treściwego życia, należy chyba Rosja­

nom bardzo zazdrościć.

Mirosław KULEBA

Bliżej świata

G r a ż y n a C U D A K

M g ła n a p ł y w a z n a d p ó l i la s ó w . O tu la D a r g o m y ś l, w c is k a s ię d o s to d ó ł i c h a łu p . Ż y w e j d u s z y n ie w id a ć . P s y c h o w a ją p o d s ie b ie o g o n y . A n i m y ś lą w a r c z e ć n a p r z y je z d n y c h . J e d y n i e g ę s i n ie ­ z d e c y d o w a n ie s t o j ą n a ś r o d k u d r o g i, t u ż k o ło k o ś c io ła . N a g ły w a r k o t z b liż a ją c e g o s ię „ m a l u ­ c h a ” o ż y w ia z a s t y g ły k r a j o b r a z . G d z ie ś p o r u s z y ły s ię w r o ta .

U S ła w o m i r a L e n a r to w i c z a c i­

sz a w o b e jś c iu i d o m u . Z im o w y p o r a n e k z tr u d e m p o d n o si p o w ie k i tr ó jk i d zieci. Z a c z y n ą ją k a sła ć .

- Byliśmy wczoraj u lekarza w K ostrzynie - m ó w i g o s p o d a rz b io ­ rą c d w u le tn ią J a n i n ę (im ię p o m a t­

ce S ła w o m ira ) n a k o la n a . - Zapisał syropki i witaminki. Taka pora.

M o m e n t s p o k o ju . M o żn a c h w ilę p o g a w ę d z ić . W w ię k sz o ś c i g o sp o ­ d a r s tw m le k o le je się ś w in io m do k o ry t. N ie o p ła c a się go o d sta w ia ć . Z a n a s io n a g ro c h u n a je d e n h e k ta r p ła c ić k a ż ą p rz e s z ło d w a m ilio n y . N aw o zy t a k d ro g ie , że w n ie je d n e j c h a łu p ie b ę d ą ch c ie li w ty m r o k u zie m ię o sz u k a ć . O d s e tk i od k r e d y ­ tó w z a b ie ra ją m ilio n y . Co w ię c d a ­ lej?

- Ja przeżyję - m ó w i je d e n z g o sp o d a rz y . S ta n ą ł p rz e d o b o rą i w z ro k ie m o d p ro w a d z a p rz e je ż d ż a ­ ją c e g o „ m e r c e d e s a ” . Z a je g o p le c a ­ m i ro z k le k o ta n a „ s y r e n k a ” . Z a szo ­ są - sz k o ła . J u ż o ś m io k la sis ta .

C iężk o j e s t - m ó w ią w szy scy , ch o ć p rz e z w ilg o tn ą b ia ło ść m g ły p rz e b y a ją św ie ż e ty n k i d o m ó w , w i­

d a ć ro z p o c z ę te b u d o w y , a w g a r a ­ ż a c h - n o w e s a m o c h o d y . W c h a łu ­ p a c h k o lo ro w e te le w iz o ry , c z a s e m - m a g n e to w id y , a i ta le r z a n te n y s a ­ te lita r n e j te ż n a m u r z e je d n e g o d o ­ m u p o ły s k u je . Z b liży ł się ś w ia t do w si, c z te ry k ilo m e try od D ę b n a le ­ żącej, a le w c ią ż b ru d n y m i a u to b u ­ s a m i d o m ia s te c z k a p o d ą ż a ją c e j.

M im o to D a rg o m y ś l c o d z ie n n ie zza fira n e k n a W ła d y s ła w a K u k u r u z ę , tu te js z e g o listo n o sz a , w y c z e k u je o n o w in k i w y p y tu ją c . O z d ró w k o ta k ż e .

B o c ie ń śm ie rc i k ła d z ie się je s z ­ cze n a lu d z i. W czoraj p o c h o w a li n a sw o im c m e n ta r z u o rg a n is tę P i o t r a J a s z c z u k a . O d k ą d D a rg o m y ś l p a ­ m ię ta - m ie s z k a ł tu , a d ziś b ia łe d a lie k o b ie ty p rz y s z ły ła d n ie u ło ż y ć n a g ro b ie.

- Proboszcz też nam. ciężko choru­

je - w z d y c h a z d ą ż ą ją c a d o d o m u k o b ie ta . - Dopiero co szpital opuś­

cił. Tak słaby, że po kolędzie nie chodził.

M oże to m g ła s p ra w ia , że tr u d n ie j o sp o k ó j d u sz y . C h o ć d ziś D aro g o - m y ś l p rz y s z ło śc i b a ć się n ie p o w i­

n ie n . O s a d a k o m b a ta n tó w , z k tó ­ r y c h w ię k sz o ś ć j a k M i c h a li n a K r u k , m ie s z k a t u o d k o ń c a w o jn y . L e o n a r d N a ro n o w ic z , o sia d ły te ż w 1946 r o k u m a r tw ił się, że w ieś n ią ją c e w s z e c h s tro n n e a n a liz y i o-

c e n y m ie js c o w y c h u w a ru n k o w a ń . T a k p rz y g o to w a n e p la n y p o w in n y z a p e w n ić re a liz a c ję ty c h w a rto ś c i i p o s ta n o w ie ń , k tó r e d e c y d u ją o r a c ­ jo n a ln y m , e k o lo g ic z n ie z ró w n o w a ­ ż o n y m ro z w o ju o k re ś lo n e j s p o łe c z ­ n o śc i, b e z s t r a ty w ła s n e g o , in d y w i­

d u a ln e g o , h is to ry c z n e g o , k u l t u r o ­ w e g o i c y w iliz a c y jn e g o je j e to s u i o blicza.

W ta k i s p o s ó b s tw o r z o n y p la n p o w in ie n s ta ć się d o b re m p o w s z e ­ c h n y m i b y ć d o s tę p n y m w k a ż d y m k io s k u „ R u c h u ”

- Ja k ie w aru n ki po w in n y zo ­ sta ć spełnione, aby w izja n o w o ­ czesn eg o planu w kiosku została spełniona? C o m usim y je szcze u- czy n ić, by gospodarka i plano­

w a n ie przestrzenne mogły prze­

biegać w sposób rze czy w iście profesjonalny, sp ra w n y i sk u te ­ czny?

- Zacząć musimy od budowania nowej świadomości, a nie jest to proces łatvyy i krótkotrwały... ale zaraz potem musimy pomyśleć o bazie. O odpowiednim wyposażeniu techni­

cznym warsztatu pracy planistów (komputeryzacja na dużą skalę jest tu niezbędna). O zorganizowaniu no­

woczesnego źródła informacji wiary­

godnej, kompletnej, odpowiednio u- systematyzowanej i zapisanej. O ściś­

lejszej współpracy jednostek nauko­

wych, instytutów badawczych i ad­

ministracyjnych, tak by decyzje sa­

morządów były podejmowane w o- parciu o jak najszerszą podstawę in­

formacyjną. Pilnie musimy też stwo­

rzyć lepsze warunki materialne dla kadry planistów, by zahamować pro­

ces degradacji zawodowej a także odchodzenie od zawodu.

To wszystko, to zadania długofalo­

we. Póki co jednak, do czasu wpro­

wadzenia zmienionych przepisów, w oparciu o nową ustawę o samorzą­

dzie terytorialnym, należy wprowa­

dzać do dotychczasowych planów miejscowych tego rodzaju zmiany, które pozwolą samorządom korzystać ze swoich uprawnień a także trak­

tować ich ustalenia wedle zasady „co nie jest zabronione jest dopuszczal­

ne".

R o zm aw iał Zbigniew ŚM IGIELSKI

o k ie m w id a ć , że te r a z im się lep iej p o w o d zi. S r m ic h o d y k u p ili, s p r z ę t e le k tro n ic z n y , p rz y c h a łu p a c h z a ­ c z ę li ro b ić, d z ie c ia k i z a c h o d n ie c z e ­ k o la d y w c in a ły .

- A nia nie była dzieckiem plano­

w anym - m ó w i B o ż e n a L e n a r to ­ w icz. O d p ię c iu la t m ę ż a tk a , ju ż m a tk a tr ó jk i d zieci, z k tó r y c h n ą j- m ło d sz e 3 p a ź d z ie rn ik a n a ś w ia t p rz y s z ło . - A le będzie komu przeka­

zać gospodarstwo.

T a k ż e u R o m a n o w ic z ó w tr ó jk a . T u 11 h e k ta r ó w , z czeg o 9 to z ie m ia o rn a . 3 9 -le tn i B o le s ła w R o m a n o - w ic z , k tó r e g o w ia tr y a ż ze S z c z e c i­

n a p rz y w ia ły w d w a la t a s p ła c ił k r e d y t y z a c ią g n ię te n a p o la i d o m . P r z e d te g o r o c z n y m i ś w ię ta m i B o ­ żego N a ro d z e n ia k u p ił d o d u ż e g o p o k o ju (o siem ic h m a) m e b le , d y ­ w a n i fira n k i. N a se g m e n c ie , ja k b y w lo cie z w y cięzcy , z ro z p o s ta rty m i s k r z y d ła m i sto i ja s tr z ą b m y szo łó w .

G o sp o d a rz z d u m ą p o k a z u je , że ś w ia t d a le k o o d n ie g o n ie u c ie k ł.

T rz y le tn ia M a łg o rz a tk a k a ż e z e ­ r k n ą ć n a w e t d o w a n n y , k tó r a b ie lą w o czy k h y e .

- W ie pani o czym m arzę ? - p y ta . - Oglądałem prospekt duńskiej mle­

czam i, którą obsługuje jedna oso­

ba, i która zajmuje 100 metrów kwadratowych. Ale żeby to zakupić musiałbym mieć kredyt rządow y.

A n d r z e j W o łą c e w ic z , z a s tę p c a b u r m is tr z a w D ę b n ie j a k sły sz y o p ie n ią d z a c h to o d r a z u z a strz e g a :

- Urząd nie może pomóc.

R o z m o w y n a p ie n ią d z a c h zaw sz e się k o ń c z ą . I ro z p o c z y n a ją . W szyscy tw ie r d z ą , że m ą ją p r o g r a m n a p r z e ­ tr w a n ie . Ż e c h ło p s k i ro z u m p o d ­ p o w ie d z ia ł im , j a k to zro b ić. C h o ć ­ b y R o m a n o w ic z . G d y k u p o w a ł g o s­

p o d a rs tw o , tu c z n ik k o s z to w a ł 20 ty s ię c y . P rz e w id y w a ł in fla c ję i k il­

k a m ie się c y p ó ź n ie j za ś w in ię o d ­ b ie r a ł 200 ty się c y .

-Ale nawet Balcerowicz nie p rzy ­ puszczał, że za tucznika będę brał milion - m ó w i z u ś m ie c h e m .

D a rg o m y ś l n a p ie n ią d z e z g m in y n ie m a co liczyć. J e s z c z e r o k te m u łu d z o n o się, że tr a s a b ie g ó w m a r a ­ to ń s k ic h w y ty c z o n a b ę d z ie p rz e z w ieś. M ielib y lu d z ie za d a rm o c h o d ­ n ik i (gdzie te r a z p ia c h i k ro w ie łąjn o ), d o b re o ś w ie tle n ie , m o że c h o ć p rz e d s a m y m i z a w o d a m i p rz y je c h a ła b y k o s ia r k a i śc ię ła c h w a s ty . A le z m a r a to n u z re z y g ­ n o w a n o .

- To nic - m a c h a r ę k ą so łty s. -I tak udało się ukończyć rozbudowę szkoły i założyć centralne ogrzewa­

nie.

P r z e z 29 ła t S a b i n a S a d ło m u s ia ­ ła w s ta w a ć p rz e d ś w ite m , b y w s z k o ln y c h p ie c a c h n a p a lić . I ta k n ig d y n ie z d ą ż y ła . P ie r w s z e le k c je b y ły z im n e . T e ra z w s a la c h je s t c ie p ło i p r z y tu ln ie . S a b in a S a d ło w ię c m a r n ie n ie w id zi. P o w o lu tk u ,

m m

* ■* ar » * mjW t

* V ■ V . ■ . ;■ H f t » ;

* T Ą ^ ir- :

Fot. Marek Woźniak u m ie ra . M łodzi, je s z c z e c z te ry la ta

te m u , z D a rg o m y ś la u c ie k a li. K r a ń ­ c e m ś w ia ta się z d a w a ł, g d y tr z e b a b y ło b r n ą ć p rz e z b ło ta i k a łu ż e . W sz y stk o le n iw ie d rz e m a ło . K a ż d y w sw ej c h a łu p ie się c h o w a ł. N a w e t s o łty s a n ie z m ie n io n o z b y t w ie le ra z y . O d c z te rd z ie s ty c h la t S ła w o ­ m i r L e n a r t o w i c z j e s t r a p te m c z w a ­ r ty m , a m o ż e p ią ty m . W g r u d n iu w y b ra li go p o n o w n ie . 17 g ło só w b y ło p rz e c iw . G ło so w a li n a n o w e ­ go, w y g a d a n e g o , p ra c o w ite g o p r z y ­ b y s z a z C y c h r. T eg o co c h a łu p ę i zie m ię p o K a s p r z a k u k u p ił.

- Polepszyło się? - w z d ry g a r a ­ m io n a m i w o d p o w ie d z i m a tk a R y ­ s z a r d a L a s z k a , „ z ło te j r ą c z k i” w si.

W łaściciela a n te n y s a te lita r n e j. Ż e­

b y w o czy n ie k łu ła - z a ło ż o n a od s tr o n y o b ejścia. G o sp o d y n i, sp ra w - d z a ją c czy k to ś w d o m u sied zi, bo o n a u s ą s ia d k i k r ó tk o b y ła , m ów i:

- Chałupa w ali się, dziury w niej, a on antenę założył. Niby bliżej świata, ale...iii! Z n ie c ie rp liw iła się, że w ie ś a n te n ę je j w y p o m in a .

E lż b i e ta K o to w s k a d y r e k t o r k a s z k o ły te ż c h c ia ła b y ś w ia t w D a r- g o m y ś lu zo b aczy ć. D la p rz e s z ło s e ­ tk i d zieci, k tó r e le k c je o g o d zin ie d z ie w ią te j ro z p o c z y n a ją . N a u c z y ­ cieli d o w o zi a u to b u s z D ę b n a . S a ­ m y c h m ło d y c h , k tó r z y o p ro g r a m ie te le w iz y jn y m z u c z n ia m i p o g a d a ć m o g ą, a le o p r z e c z y ta n ie a r ty k u łu , czy w y b ra n ie u lu b io n e j g a z e ty - ju ż się n ie d o p ro s z ą .

P ię ć la t te m u - „Pani, to było za komunistów, a trochę ża l” - o ś r o d e k k u lt u r y c z y n n y b y ł c o d z ie n n ie . K io sk „ R u c h u ” b y ł d o b rz e z a o p a t­

rz o n y , b o S t a n i s ł a w a S a r n a s t a r a ­ ła się. T e ra z z a m k n ię te w s z y s tk o n a c z te ry s p u s ty . G a z e ty c z y ta się od p r z y p a d k u d o p r z y p a d k u . K sią ż k i - je s z c z e rz a d z ie j. M ło d zi L e n a rto w i- cze, d w a la ta te m u z a w sz e z D ę b n a z li te r a tu r ą p ię k n ą p o w ra c ą ją c y - ju ż k s ią ż e k n ie k u p u ją . P is m fa c h o ­ w y c h te ż w d o m u n ie w id ać.

G d z ie n ie g d z ie , w k u c h n ia c h g o s­

p o d y ń , le ż y je s z c z e „ P rz y ja c ió łk a ” s p r z e d d w ó c h - tr z e c h m ie się c y . O t, k u p i s ą s ia d k a , p rz e c z y ta , są s ia d c e p rz y o k a z ji p rz y n ie s ie .

- Brakuje nam książek - p o d k r e ś ­ la d y r e k t o r k a s z k o ły E lż b ie ta K o to ­ w s k a . - Zw łaszcza lektur dla star­

szych klas. Nie mam y pomocy d y ­ daktycznych, a po dzieciach w y ra ­ źnie widać środowiskowe zanied­

bania. Problem polega dodatkowo na tym, że po lekcjach one nie mają zajęć. Podobnie, ja k należałoby za ­ ją ć się cztero i pięciolatkami. Rzuci­

łam pomysł, aby w domu kultury zorganizować dla nich przedszko­

le. Niestety, ponieważ część odpłat­

ności spadłaby na rodziców - od- mówili.

W D a rg o m y ś lu k a ż d y g ro s z Uczy.

T a k ż e n ie sw ój. W ta m ty m r o k u c z te ry o so b y ze w si, p ra c u ją c e w n a d le ś n ic tw ie p o je c h a ły n a p ó ł ro ­ k u do p ra c y w N ie m c z e c h . G o ły m

a le le p s z e id zie. 31 s ie r p n ia b r a k o ­ w a ło je s z c z e p e d a g o g ó w d la D a r ­ g o m y ś la . I p ro s z ę - są. D w o je n a w e t p o d ję ło z a o c z n e s tu d ia . S z k o d a ty l­

k o , że n ie m a w ś ró d n ic h n a u c z y c ie ­ la ję z y k a n ie m ie c k ie g o lu b a n g ie ls ­ k ieg o . D z ie c ia rn ia n a d a l ro s y js k ie ­ g o m u s i się u czy ć.

A le za to r a d a s o łe c k a d a ła tr z y m ilio n y , k o m ite t ro d z ic ie ls k i d o ło ­ ż y ł je d e n i k u p io n o w id eo . J e s t k o lo ro w y te le w iz o r. B ę d ą z a p e w n e i te le fo n y . Z a w ią z a ł się w ła ś n ie w e w si sp o łe c z n y k o m ite t te le fo n iz a c ji.

Ś c ie ż k i w y d e p tu je d o „ w a ż n y c h ” u rz ę d n ik ó w , b y o tr z y m a ć c e n tr a lę n a p rz y n a jm n ie j 20 n u m e r ó w . P y ­ ta n ie ty lk o : k to j e s t w a ż n ie js z y od n a jw a ż n ie js z e g o z u rz ę d n ik ó w ?

- Tafc, zaham owała się ucieczka z D argomyśla - p o tw ie r d z a p r o ­ bo szcz p a ra fii. S ię g a d o k s ią g k o ś ­ c ie ln y c h . W m in io n y m r o k u b y ło p ię ć z a p o w ie d z i, o d b y ły się w D a r ­ g o m y ś lu tr z y ś lu b y i 12 c h rz c in . T rz y r a z y z b ie r a li się m ie s z k a ń c y ż e g n a ją c o d c h o d z ą c y c h w w ie c z ­ n o ść.

- Życie jest silniejsze - u ś m ie c h a się k sią d z .

W oźny d z w o n i n a p rz e r w ę . Z s a l w y s y p u ją się g r o m a d k i d zieci. N a p r z y s ta n e k p o d je ż d ż a a u to b u s . Z n a d le ś n ic tw a je d z ie s a m o c h ó d d łu ­ ży co w y . P o d d e n e r w o w a n e n ie o ­ c z e k iw a n y m r u c h e m n a sz o sie £ ę si ro z p o c z y n a ją sw ó j c h ó r. W o b e jś c iu L e n a rto w ic z a p r y c h a „ m a lu c h ” . D o D a rg o m y ś la p o w ra c a życie.

M gła p o w o li z n ik a .

(3)

N r 38 i 94) 2 2 . - 24.02.1991 GAZETA NOWA

N iedaw no je d n a z instytucji państ­

wowych w Sajgonie zakupiła obraz czołowego m alarza wietnamskiego N guyena G ia Tri pt. „O gród wiosen­

ny” za sumę 600 min. dongów (ok. 100 tys. USD). Transakcja ta wzbudziła publiczny sprzeciw i naw et tygodnik kulturalny „V an H oa Anghe T h u a t”

podejrzewa, że nie w artość artystyczna, ale pryw atne korzyści osób zaangażo­

w anych w ten interes, wyśrubowały cenę dzieła. Pieniądze wyłożono bo­

wiem z kasy państwowej i nikt nie jest w stanie dojść, ja k a w istocie sum a trafiła do kieszeni twórcy obrazu.

„Skoro au to g ra f Szekspira sprzeda­

ny został na brytyjskiej giełdzie za 1,5 min dolarów , to 100 tys. za obraz Gia Tri wydać się może kw otą skrom ną - pisze wspomniany tygodnik. Różnica polega jednak na tym, że podpis słyn­

nego dram aturga zakupiony został za pryw atne pieniądze, a „O gród wiosen­

ny” - z funduszu państw ow ego.”

Trzeba tu powiedzieć, że bez względu na artystyczne walory tego dzieła, suma K o re s p o n d e n c ja / /.ag rarn e*

za ja k ą go kupiono jest w wietnam skich w arunkach absurdalna. Przeciętna pensja profesora wyższej uczelni nie przekracza 60 tys. dongów (10 U SD ), a same procenty z 600 milionowej kwoty, ulokowanej na książeczce oszczędnoś­

ciowej wyniosą 24 min. dongów. G dy­

by porów nać zarobki wietnamskiego profesora z uposażeniem jego kolegow w krajach zachodnich i proporcje te odnieść do ceny obrazu, to „W iosenny ogród” kosztowałby we Francji - 30 min. dolarów , w USA - 40 min., a Japonii - aż 50 min. dolarów!

Jakkolwiek dzieła sztuki bywają bez­

cenne, to relacja między ceną obrazu a dochodam i innych twórców wietnam s­

kich musi szokować. W ybitny poeta Suan Dzieu otrzym ał za swój tomik wierszy - 1,5 min. dongów, w ielokrot­

nie nagradzany literat M inh C hau zaro­

bił na swym zbiorze nowel - 700 tys.

dongów, najlepszy scenariusz filmowy czy teatralny ceniony bywa m aksym al­

nie 2 min.

N iektórzy uznali fakt tej horrendal­

nie wysokiej zapłaty za obraz, jako

„dow od troski państwa o rozwój kul­

tury i jego m ecenatu nad wybitnymi jednostkam i” . Przeczą tem u jednak głodowe stawki dla utalentow anych a r­

tystów i twórców, trudności finasowe z jakim i borykają się intelektualiści, n au ­ kowcy, aktorzy, ludzie kultury i sztuki.

N a marginesie tej „transakcji” daje się do zrozum ienia, ze był to kolejny, spek­

takularny przejaw ogarniającej kraj ko­

rupcji, oszustwo popełnione w „m aje­

stacie sztuki” .

Tomasz T R Z C IŃ SK I

K. zmarł. Koszty związane z pogrze­

bem poniósł syn; część wydatków zrefundował mu ZUS, w żadnym przypadku nie była to ta suma, jaką syn wyłożył z portfela.

W kilka dni po pogrzebie Joanna K.

przyszła do domu swojej przyjaciółki i oświadczyła, że ponieważ Bartłomiej K. jest ojcem jej córeczki, dziewczyn­

ce należy się część spadku, miała na myśli przede wszystkim dom. Gdy syn Bartłomieja K. próbował wyjaśnić, że jedynym prawnym spadkobiercą jest on wraz ze swoją rodziną, Joanna K.

pokazała mu odręcznie napisany tes­

tament. Stało tam czarno na białym, że Bartłomiej K. zostawia w spadku dom w całości i zabudowania córce Joanny K. O tym, że jest on ojcem dziecka nie było ani słowa.

Joanna K. przyznała się, że testa­

ment ułożyła sama, ale podpis Bart­

łomieja K. jest autentyczny. Został on złożony w szpitalu. Ma na to świad­

ków, dwóch mężczyzn, którzy prze­

bywali w sali szpitalnej razem z Bart­

łomiejem K. Syn Bartłomieja K. nie tylko nie przyjął testamentu do wia­

domości, lecz oskarżył Joannę K. o podrobienie podpisu ojca. Przepro­

wadzone badania grafologiczne po­

twierdziły jednak autentyczność pod­

pisu, co utwierdziło Joannę K. w przekonaniu, że należy jej się spadek.

O tym, kto zostanie właścicielem domu i zabudowań, będzie musiał zdecydować sąd.

,.Studiuję na WSI" czy ,.Studiuję w WSI"? - pyta Bogdan W. z Zielonej Góry.

Przyimek „na” towarzyszy w polszczy- źnie określeniom wielu miejsc pracy. Sły­

szymy często, że ktoś pracuje „na kolei” ,

„na poczcie”, studiuje „na akademii” ,

„na uniwersytecie” itp. Słowniki uznają obie formy za poprawne. Można więc spokojnie mówić, że studiuje się na uniwe­

rsytecie lub W uniwersytecie. N a WSI lub W W SI, Na W SP lub W WSP. Niektórzy językoznawcy uważają nawet, że forma

„N a uniwersytecie, Na W SI” itp. jest logiczniejsza; przyimek „na” wskazuje, iż chodzi nam o rodzaj uczelni, nazwę kie­

runku, natomiast przyimek „w” mógłby sugerować, że chodzi nam o wnętrze bu­

dynku. Właśnie dla ścisłych określeń prze­

strzennych (w uniwersytecie - czyli: w budynku uniwersytetu) proponują nie­

którzy językoznawcy zarezerwować przyi­

mek „w” . Natomiast bezsprzecznie niepo­

prawną jest konstrukcja „studiuje w wy­

dziale". Jedyną poprawną formą będzie tu

„studiuje n a wydziale ..." (sad).

Starzec i

D a n i e l S A T E C K

Po śmierci żony Bartłomiej K. pro­

wadził małe gospodarstwo rolne i pracował w rzeźni. Kiedy skończył 65 lat, przeszedł na emeryturę, ziemię przepisał na syna, a dom wraz z zabu­

dowaniami pozostawił sobie. I tak będzie on twój, powiedział synowi.

Ożenisz się, może twoja żona ... wolę mieć dach nad głową.

Syn Bartłomieja K. odbył służbę wojskową, ożenił się, jak ojciec - uprawiał ziemię i pracował w rzeźni.

Ojciec przeniósł się do pokoiku na pod Jaszu, resztę domu zajmował syn ze swoją rodziną. Synowa opierała obu, obu też podawała do stołu. I od obu odbierała pieniądze. Po emerytu­

rę teścia nigdy nie wyciągała ręki, ale skoro gotowała mu, uznała, że przy­

najmniej część tego, co listonosz przynosi, powinna dostawać na wspólne potrzeby. Ludzie powiadają, że synowa nie była taką zwyczajną synową, bo czasami, kiedy syn był w rzeźni, przebywała w pokoju teścia nie tylko po to, by posłać łóżko.

Synowa miała przyjaciółkę, Joannę K., matkę dwóch nieletnich dziew­

czynek. Kkto był ich ojcem, trudno zgadnąć. Zdarzyło się, że Joanna K.

przychodziła do domu Bartłomieja K.

Czy tylko do Bartłomieja K., tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast, iż mówił o niej do synowej, że jest pokrzywdzoną kobietą. Jeszcze mło­

da, ładna i zaradna, a taka nieszczęś­

liwa. Joannie K. rzeczywiście wiodło się kiepsko. Dziewczynki rosły i po­

trzebowały a to sukienek, a to butów, a to złotówek na zeszyty. Bartłomiej K.

pomagał, czy bezinteresownie, też nie wiadomo.

Wiadomo zaś, że był mężczyzną rześkim, pochodzącym z przedwojen­

nych kresów wschodnich. W zasadzie nigdy nie chorował. Siłę miał byka, humor mu dopisywał, a za kobietami posyłał diabliki. Zresztą nie ukrywał tego że, jak to powiadają, korzeń to on

sąsiadka

ma wciąż jeszcze bardzo zdrowy.

I zbuntował się Bartłomiej K., prze­

stał oddawać pieniądze synowej. Ra­

no wstawał, szedł do Joanny K., wra­

cał od niej późnym wieczorem. Ze­

złościła się synowa, powiedziała teś­

ciowi, co o nim myśli. Bartłomiej K.

przestał się do niej odzywać. Syn próbował pogodzić ojca z żoną, ale okazało się to trudne. Bartłomiej K.

zaczął się domagać od synowej za­

płaty za to, że mieszka, jak to określił, w jego domu. Od syna też żądał nie tylko utrzymania, lecz i pieniędzy na papierosy.

Przecież ojciec dostaje emeryturę, tłumaczył syn. Bartłomiej K. począt­

kowo nic nie odpowiadał, a potem przekonywał, że oszczędza na pochó­

wek. Syn domyślił się, że całą emery­

turę ojciec przekazuje Joannie K. Kil­

ka razy próbował przekonać ojca, by zmienił swoje postępowanie, ale za­

wsze kończyło to się kłótnią.

Po kilku latach Joanna K. urodziła trzecią dziewczynkę. Z kim zaszła w ciąże, nie powiedziała. Podobno uda­

ło jej się przekonać Bartłomieja K„ że jest ojcem jej dziecka. Wprawdzie Bartłomiej K. miał już wtedy grubo ponad siedemdziesiątkę, sprawę u- znano za możliwą, tym bardziej, że Bartłomiej K. chwalił się sąsiadom, iż Joanna K. jest mu jak żona. Niektórzy szukali podobieństwa między Bartło­

miejem K. a córeczką Joanny K. Na upartego można było uznać go za ojca dziewczynki. W świadectwie u- rodzenia dziecko nie miało podane, kto jest jego ojcem.

Bartłomiej K. zachorował. Syn w e­

zwał karetkę, a lekarz stwierdził, że niezbędny jest pobyt w szpitalu. Lis­

tonosz przynosił emeryturę, a ponie­

waż Bartłomiej K. nie mógł pieniędzy przyjąć osobiście, ich odbiór kwito­

wała synowa. Nie byłoby w tym ni­

czego nagannego, gdyby nie to, że Joanna K. powiadomiła ZUS i pocztę

W Y W I A D Y

• W ie lu w id z ó w p a m i ę t a P a n a j a k o J a n k a z „ C z te r e c h p a n c e r ­ n y c h ” . C zy t a r o l a n ie p r z e s z k o ­ d z ił a P a n u - w p e w n y m o c z y w iś ­ c ie s e n s ie - w s t a r c i e d o a k t o r s k i e j k a r i e r y . W ia d o m o j a k to j e s t z s e r ia l a m i . A k t o r a k o j a r z y s ię p ó ź ­ n ie j p r z e z d łu g i e l a t a z p o s t a c ią z s e r i a l u . J a k n a p z y k ła d S t a n i s ­ ł a w a M ik u ls k ie g o z K lo s s e m ze

„ S t a w k i w ię k s z e j n iż ż y c ie ” . D la w ie lu K lo s s e m j u ż p o z o s ta ł.

- W e d łu g m n ie ju ż ty lk o n ie w ie lu w id z ó w k o ja r z y m n ie z s e ria lo w ą p o s ta c ią J a n k a . Ci, k tó r z y p rz e d la ty t a k d a le c e m n ie k o ja r z y li z t a m tą ro lą , że n ie p o tra fili m n ie so b ie w y o b ra z ić p o d in n ą p o sta c ią , w y d o ro ś le li p e w n ie i - m a m ta k ą n a d z ie ję - m ie li o k a z ję się p r z e k o ­ n a ć , że je s te m a k to r e m , k tó r y p o ­ tra fi z p o w o d z e n ie m z a g ra ć k o g o ś in n e g o . S ą d z ę , że g d y b y b y ło in a ­ czej, to n ie m ia łb y m w ty m z a w o ­ d z ie czego sz u k a ć .

• Co p a n b a r d z i e j c e n i - t e a t r c z y f i lm i co j e s t P a n u b liż s z e ? - J a p rz e d e w s z y s tk im c e n ię p r a c ę w ty m z a w o d z ie i s ta r a m się je j n ie d z ie lić n a te a tr a ln ą , film o w ą, e s t­

ra d o w ą , te le w iz y jn ą czy ra d io w ą . A k to rs tw o j e s t b o w ie m je d n o - d o b ­ r e alb o złe T a p r a c a to n ie ty lk o m ój z a w ó d , to ta k ż e m o je h o b b y , w ięcej - m o ja p a s ja . K a ż d e j sw o jej ro li, b e z w z g lę d u n a to , czy g ra m j ą p rz e d p u b lic z n o śc ią , czy p rz e d film o w ą c zy te ż te le w iz y jn ą k a m e r ą , s ta r a m się p o św ię c ić b e z re s z ty , d a ć z sie b ie w s z y s tk o co n a jle p s z e , po to, a b y b y ła p ra w d z iw a i p rz e k o n u ją c a . A- k to r s tw o , p rz y n a jm n ie j ta k ie n a k tó r y m m i z a le ż y , n ie m o ż e b y ć c h a łtu r ą . M u si w y p ły w a ć z e m o c ji i p ra w d z iw e g o z a a n g a ż o w a n ia . D la ­ te g o j a a k to r s tw a n ie d z ielę, ch o cia ż o c zy w iście z d a ję so b ie s p r a w ę , że in n e w y m a g a n ia n a rz u c a te a tr , in ­ n e film czy e s tra d a . A le to są ju ż n iu a n s e .

0 M a P a n j e d n a k z a p e w n e sw o ­ j e u lu b i o n e r o le , w k t ó r y c h c z u je s ię p a n n a jl e p ie j .

- N ie m a m ta k ic h ró l, k tó r e ta k b a rd z o c h c ia łb y m o tr z y m a ć b y m n ie s p a ł p o n o c a c h i m a r z y ł ty lk o , a b y j e z a g ra ć . O c zy w iście w ie m o ty m , że są a k to r z y , k tó r z y c z u ją się le p ie j w ro la c h p o w ie d z m y d r a m a ­ ty c z n y c h lu b k o m e d io w y c h , a z a ­ w ę ż a ją c n a w e t p ro b le m , w ro la c h

o postępowaniu listonosza. Bartło- wo przysiągł tylko sobie, że nie od- miej K. napisał listdoZUS-u i upowa- wiedzi ojca w szpitalu, dał się jednak żnił Joannę K. do pobierania emery- przekonać żonie i co tydzień zjawał

tury. się w lecznicy. W inne dni tygodnia

Fot. Marek Woźniak

Syn Bartłomieja K. aż się zatrząsł, do szpitala przyjeżdżała Joanna K.

gdy wszystko się wydało. Początko- Mimo wysiłku lekarzy, Bartłomiej

Z J A N U S Z E M G A J O S E M ro zm a w ia A n d r z e j B iliń s k i

a m a n tó w , czy p o w ie d z m y w o js k o ­ w y c h . J e s te m z d a n ia , że siłą rz e c z y p ro w a d z i to je d n a k do teg o , ż e a k ­ to r s ta je się m n ie j w s z e c h s tro n n y . J a m a m a m b ic ję , b y ć m o ż e n ie s k r o ­ m n ą , ż e b y u m ie ć z a g ra ć w sz y stk o , w c ie lić się w k a ż d ą p o sta ć . A im b a rd z ie j te p o s ta c ie b ę d ą ró ż n e , ty m w ię k s z a d la a k to r a sa ty sfa k c ja . D la te g o k a ż d ą ro lę tr a k tu j e ró w n ie p o w a ż n ie . W o s ta te c z n y m b o w ie m r o z r a c h u n k u liczy się p rz e c ie ż k o ń ­ c o w y e fe k t. C h o d z i o to, a b y s tw o ­ rz y ć coś, co w id z b ę d z ie p a m ię ta ł, co go w c ią g n ie , p r z y k u je je g o u w a ­ g ę, d a m u o k a z ję d o ra d o ś c i, u- ś m ie c h u , a je s z c z e le p ie j do c h w ili re fle k sji. I je s z c z e je d n o - p r a c a a k to r a je s t p r a c ą ze sp o ło w ą . K a ż d a ro la j e s t b o w ie m ty lk o c z ę śc ią w ię ­ k sz e j cało ści, c h y b a , że j e s t to m o ­ n o d ra m . D la te g o je ś li m ó w ię , że lic z y się k o ń c o w y e fe k t, to m a m n a m y ś li n ie ty lk o sie b ie , a le ró w n ie ż s w o ic h w s p ó łp a r tn e ró w . T a k ż e i z te g o p o w o d u n ie m o ż n a so b ie w y ­ b ie r a ć ró l, w k tó r y c h c z u je m y się le p ie j lu b g o rz e j. W k a ż d e j tr z e b a czu ć się ta k , a b y p rz e k o n a ć d o sie ­ b ie n ie ty lk o w id z a , a le ta k ż e sw o ­ ic h k o le g ó w i k o le ż a n k i n a sc e n ie czy film o w y m p la n ie . A k to ro w i n ie w o ln o m y ś le ć ty lk o o sobie.

• J a k p r z y g o t o w u j e s ię p a n d o r o li?

- P o d o k ła d n y m p rz e c z y ta n iu t e k s ­ tu , n im je s z c z e n a u c z ę się go n a p a m ię ć , co je s t z re s z tą c z y n n o śc ią ż m u d n ą , k tó r e j b a rd z o n ie lu b ię , s ta r a m się w c z u ć w k r e o w a n ą p r z e ­ ze m n ie p o sta ć . T o j e s t p r a c a tr o c h ę p o d o b n a do z a ję c ia d e te k ty w a , tr o ­ c h ę p sy c h o lo g a . C h o d zi b o w ie m o to , b y t ę p o s ta ć d o k ła d n ie p o z n a ć , p rz e ś le d z ić je j lo sy i m o ty w y p o ­ s tę p o w a n ia , z ro z u m ie ć k a ż d e sło ­ w o , k tó r e w y p o w ia d a , a ra c z e j z r o ­ z u m ie ć d la c z e g o j e w y p o w ia d a i cz y m się k ie r u je . T o je d n a k e ta p n a jw a ż n ie jsz y . P r z y c z y m n ie w y ­ s ta rc z ą s a m e p ró b y z r e ż y s e re m i k o le g a m i. T rz e b a s p r a w ę p r z e m y ś ­ le ć sa m e m u , w d o m o w y m zaciszu . D o p ie ro w ó w czas, g d y m a m ju ż p e łn ą ja s n o ś ć co d o in te n c ji i m o ty ­ w ó w , k ie d y ro z u m ie m d la c z e g o te n k to ś , k o g o b ę d ę g ra ł, p o s tą p ił w ła ś ­ n ie tak/, a n ie in a c z e j, d o p ie ro w ó w ­ czas m o ż n a to w s z y s tk o d o p ra c o ­ w a ć , ju ż w n a jd r o b n ie s z y c h sz c z e ­ g ó ła c h .

p ró b a c h , a ty m w s z y s tk im z cz y m a k to r się ro d zi, co o tr z y m a ł o d B o ­ ga. G d zie j e s t t a g ra n ic a ? N ie p o ­ w ie m , b o n ie w ie m . J e d n o j e s t p e w ­ n e - b e z p ra c y , b e z d o św ia d c z e n ia , n a w e t j a k lo s b y ł w o b e c k o g o ś b a r ­ dzo h o jn y , to ty c h w s z y s tk ic h d a ­ ró w b e z o d p o w ie d n ie j p ra c y n ie b ę d z ie m o ż n a t a k ła tw o w y d o b y ć.

B o p rz e c ie ż ty lk o d o św ia d c z o n y i d o b rz e w y s z k o lo n y a k to r b ę d z ie w ie d z ia ł, że n ie p o w in ie n się w z r u ­ szać n a sc e n ie , b o w z ru s z a ć m a się w id z , że n ie m o ż e n a sc e n ie p ę k a ć ze ś m ie c h u n a p ra w d ę , ch o c ia ż z za ło ż e n ia t a k b y ć p o w in n o , b o s t r a ­ ci k o n tr o lę n a d sw o ją ro lą . T o j a m a m p a n o w a ć n a d w id o w n ią , a n ie w id o w n ia n a d e m n ą .

• J a k P a n l u b i s p ę d z a ć c z a s , g d y m a p a n g o c z a s e m t r o c h ę d l a sie ­ b ie ?

- P o w ie d z ia łe m ju ż - m o je h o b b y to a k to r s tw o , b o n a r e s z tę n ie w ie le m a m j u ż c z a su . N ie m ó w ię t a k d la ­ te g o , że b y w y d a ć się ta k im ty ta n e m p ra c y , czy te ż o ry g in a łe m . T o w y n i­

k a ra c z e j z p ro z y a k to r s k ie g o życia.

N a p r z y k ła d w a r to z d a ć so b ie s p r a ­ w ę z ta k ie j o to je g o p ro z a ic z n e j w ła ś n ie s tr o n y - p rz e c ię tn y c z ło ­ w ie k ra z d z ie n n ie się u b ie r a i ra z ro z b ie ra , p rz e d s n e m . J a to ro b ię m n ie j w ię c e j sześć, a b y w a , że i o sie m ra z y : d w a ra z y n a p ró b ie , p o te m w ie c z o re m d w a, c z a s e m cz ę ­ ściej, w te a tr z e . A p o d ro d z e te ż się jeszcze ja k a ś o k a z ja zd arzy . I p rz y ­

zn a m się, że o k ro p n ie teg o n ie lubię.

• Ż y c ie a k t o r a , j a k w id a ć c h o ć ­ b y n a t y m p r z y k ł a d z ie , n ie n a le - ż y d o u r e g u l o w a n y c h . D z iś t u , j u t ­ r o t a m , j e ś l i j e s t t e a t r to w ie c z o ry z a w s z e p o z a d o m e m . N n a t y m c ie ­ r p i c h y b a ż y c ie r o d z i n n e .

- T a k , b y ć a k to r e m i to a k to r e m z a m b ic ja m i, a ró w n o c z e ś n ie m ieć czas d la ro d z in y , to s ą rz e c z y o- g ro m n ie tr u d n e do p o g o d z e n ia . P rz e z d łu g i c zas m ia łe m z ty m k ło ­ p o ty . A b y to się u d a ło p o tr z e b n e są t u s t a r a n ia d ru g ie j s tro n y . T rz e b a m ie ć k o g o ś, k to p o tr a fi z ro z u m ie ć , p ó jść n a k o m p ro m is . O d p u k a ć - o s ta tn io m i się to u d a ło i p o w ie m szcz e rz e , że cz u ję , że z y s k a ła n a ,y m n ie ty lk o m o ja ro d z in a . J a k o a k to r , z y s k a łe m n a ty m ta k ż e , b o w te j tr u d n e j p r a c y p o tr z e b n e je s t b a rd z o m o c n e o p a rc ie w d o m u .

• C z y li p r a c a , p r a c a i je s z c z e r a z p r a c a . A g d z ie m ie js c e n a t a l e n t , i n t u ic j ę , o d r o b i n ę im p r o w iz a c j i, s ło w e m t e w s z y s t k ie e le m e n ty , k t ó r e d e c y d u j ą o ty m , ż e m a m y d o

c z y n ie n ia n ie z s o l id n y m rz e m io s ­ łe m , t y l k o z p r a w d z i w ą s z t u k ą ? - J e s t g d z ie ś g ra n ic a p o m ię d z y s u ­ m ą u m ie ję tn o ś c i, k tó r e d a się p r z y ­ sw o ić, z d o b y ć w sz k o le , a p o te m n a

Cytaty

Powiązane dokumenty

może nawet dobrze, być może inne sprawy ul w j się w tym czasie z wielką korzyścią dla Ciebie-, nie broń się przed małym zawrotem głowy, łość usprawiedliwia

Nie było jak dostać się do domu, dlatego że Mińsk był już bombardowany.. Ludzie uciekali, gdzie

pały się jej po policzkach. — Mnie ot, polne chłopaki na przydział! Mnie ot, ten czarny ugór i jeszcze nie skopane skiby. — zainteresowała się — mnie ot, czas

Być może nasi literaci znaleźli

znał się, że jego test na AID S jest pozytywny. Skrzywił się tylko,

Nigdy jednak nie odważyła się do niej zapukać, zagadnąć, a nawet uważnie przyj­.. rzeć

zaś bez większych ceregieli wepchnęli ją do sam ochodu i zawieźli do pobliskiego lasu. Jeszcze w wozie powiedzieli jej, że po kolei chcą z nią odbyć stosunek. Przeraziła

W placówce urzędu miejskiego zajmującej się obcokrajowcami jest zatrudniona tylko jedna osoba, pan Ruediger John, który nie może sobie poradzić z załat­..