• Nie Znaleziono Wyników

O podstawach ogólnej charakterystyki przysłów

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O podstawach ogólnej charakterystyki przysłów"

Copied!
29
0
0

Pełen tekst

(1)

Andrzej Bogusławski

O podstawach ogólnej

charakterystyki przysłów

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/3, 145-172

(2)

Z A G A D N I E N I A J Ę Z Y K A A R T Y S T Y C Z N E G O

P a m ię tn ik L ite r a c k i L X V II, 1976, z. 3

ANDRZEJ BOGUSŁAWSKI

O PODSTAW ACH OGÓLNEJ CHARAKTERYSTYKI PRZYSŁÓW W śród różnych dziedzin, w któ ry ch spotykają się bezpośrednio języ­ koznaw stw o i literaturoznaw stw o, szczególne m iejsce za j mii je parem io- logia. Bo przysłow ia to wciąż jeszcze zdania, tzn. tw ory naczelnej klasy in teresu jącej lingw istę. I to zdania odtw arzane w gotowej postaci, a więc obiekty nasuw ające przypuszczenie o ich przynależności do langue, do właściwego, W ujęciu de S au ssu re’a, przedm iotu językoznaw stw a. A za­ razem przysłow ia są już, zgodnie z urobioną opinią specjalistów 1, u tw o ­ ram i literackim i. Nad tym osobliwym polem pochylają się zresztą, jak stw ierdzał J u lia n K rzyżanow ski, przedstaw iciele w ielu dyscyplin: obok językoznaw ców i literaturoznaw ców oraz filologów — socjologowie, e t­ nografow ie, folkloryści, historycy. Można sądzić, że w ielostronny pożytek przyniosłoby dołączenie się do nich także logików oraz — o tyle, o ile m ieliby być w ym ieniani odrębnie, bo im gdzie indziej za ciasno — se­ m antyków i sem iotyków. Rozważania należące do zakresu ich d ziałal­ ności będą stanow ić przedm iot niniejszej wypowiedzi.

J a k przypom niałem , różne aspekty przysłów czynią je godnym uw agi obiektem studiów w w ielu dyscyplinach. Ale właściwą ojczyzną przy- słow ioznaw stw a może się okazać kształtująca się coraz w yraźniej dyscy­ plina, którą m ożna b y nazwać nauką o tekście czy też tekstologią. Do

badań, o jakie mi tu chodzi, odnoszone byw ają rów nież inne nazwy, np. lingw istyka tekstu, lingw istyka parole, gram aty ka tekstu. Te nazw y w skazują na pępow inę łączącą wiedzę o tekście z językoznaw stw em . I z pewnością nau ka o tekście m usi się wspierać w sposób zasadniczy na porządnej lingw istyce. Niem niej jed n ak istn ieje cały zespół problem ów tek stu , k tó re do norm alnie rozum ianego językoznaw stw a już nie należą. Nie m a tu m iejsca na dokładniejsze charakteryzow anie kom petencji nauki o kon tro w ersyjn ym wciąż jeszcze zakresie. Z arysow ując rzecz r a ­ czej negatyw nie niż pozytyw nie, powiedziałbym , że w „tekstologii”

(nie-1 Zob. J. K r z y ż a n o w s k i , Przysłowie. W zbiorze: Słownik folkloru pol­

skiego. Warszawa 1965. — M. R. M a y e n o w a, Poetyka teoretyczna. Zagadnienia języka. Wrocław 1974, s. 253.

(3)

filologicznej) chodzi o zjaw iska należące do s t o s o w a n i a ( u ż y c i a ) języka, a więc użycia zdania lub sekw encji zdań, w określonych sy tu a ­ cjach. Chodzi jed n ak p rzy ty m ty lk o o takie zjaw iska, k tó re nie są przedm iotem fizjologii m owy, psycholingw istyki i socjolingw istyki. Su- p on uję w ten sposób, że istn ieje jakiś specyficzny św iat ,,tek sto tw ór- stw a” , świat, k tó ry lokow ałbym w sferze w olityw nej, tam gdzie b y tu je i sam język (w odróżnieniu od procesów mówienia), i konw encje, i n o r­ m y etyczne czy praw ne, i inne w ielkości socjohum anistyczne w ścisłym sensie. Do tak rozum ianych zjaw isk tek stotw ó rstw a należałyby oczywiś­ cie znaczne połacie subdyscypliny sem iotycznej zw anej p rag m aty k ą, a także w iele z tego (ale b y n ajm n iej nie w szystko to), co jest obejm o­ w ane m ianem teo rii lite ra tu ry .

Otóż przysłow ia m ieszczą się w ty m nowo kreow anym dziale swo­ bodniej i w ygodniej niż w teorii lite ra tu ry . P rz y jrz y jm y się n a stęp u ­ jącem u zdaniu:

1 Mądry nie m ówi tego, co wie, głupi nie wie, co m ó w i2.

Na ogół ludzie skłonni będą, jeśli zaniechają jakichś specjalnych r e ­ fleksji, nazwać to zdanie przysłow iem . Jednakże pew ne cechy zbliżają je do przypow iastek filozoficznych czy też m ini-esejów . Te zaś chyba zaliczylibyśm y raczej do piśm iennictw a niż do lite ra tu ry sensu stricto . Z drugiej strony, piśm iennictw o to tylk o m ała część tego, co ludzie sta ra ją się w ykrzesać z języka: w iele ich tw orów pozostaje na zawsze w pierw szym żyw iole języka — dźwięku. I przysłow ia n a tu ra ln ie w drob­ nym jedynie ułam k u należą do piśm iennictw a. Tu w łaśnie dogodny jest pojem niejszy term in „tek sto tw ó rstw o ” w raz z odpow iadającą m u

„tekstologią” .

K toś m ógłby w ty m m iejscu zwrócić uw agę na zjaw isko m etafory, tak ch arak tery sty czn e dla przysłów , a jednocześnie tak doniosłe w teorii lite ra tu ry , i to jak o jeden z używ anych tam w yróżników . Można się tylko zgodzić, że problem m etafo ry jest nieincydentalnie zw iązany z twórczością literack ą i że, co więcej, m etaforyczność jest zjaw iskiem ko n sty tu ty w n y m dla tej części lite ra tu ry , w k tó rej zn ajdu jem y wszystko, co w niej w artościow e. Pozostaje jed n ak faktem , że z m etaforą m am y do czynienia rów nież poza lite ra tu rą (zob. chociażby użyte w ty m tekście w yrażenie „ojczyzna przysłow ioznaw stw a”), jest to więc fenom en szer­ szy. A jednocześnie m etafo ra żywa czy a k tu aln a 3, o jak ą tu chodzi, nie jest w żadnym w y padku problem em lingw istycznym w klasycznym sen­ sie (trzeba zasadniczo odróżnić od in teresującego nas pojęcia m etafory pojęcia w łaściw ie hom ofoniczne (na poły), takie jak „m etafora gene­ ty czn a”, „m etafora s ta r ta ” , „przeniesienie n azw y ” , „m etafora dopełnia­

2 Aforyzm ten — pochodzący z utworu R. K w i a t k o w s k i e g o (w: Parasol

noś i przy pogodzie. Warszawa 1959, s. 154) — przypomniał mi w rozmowie W i­

told M a r c i s z e w s k i .

(4)

czowa”). I znow u wygodną siedzibę znajdzie m etafora w tekstologii: m ianow icie jako jeden z czołowych zabiegów tekstotw órczych, stosow a­ nych czy to w literatu rze, czy też poza nią.

Stosunek przysłów do różnych dyscyplin, istniejących i m ożliw ych lu b kształtujący ch się, to w końcu, trudno tem u zaprzeczyć, kw estia w dużej m ierze term inologiczna. Sam a w sobie nie jest ona w tym m iejs­ cu istotna. Uwagi powyższe m iały raczej zasygnalizować, że in te rp re ta c ji sem antycznej przysłów, k tó rą się w dalszym ciągu zajm ę, nie tra k tu ję jako celu sam ow ystarczalnego. Chciałbym natom iast widzieć istotne zw iązki zachodzące m iędzy s tru k tu rą treści przysłów a takim i właści­ wościam i tekstów przysłowiowych, jak ich odtw arzalność czy też sw oista „cytatow ość”, jak ich jednozdaniowość, jak ich literackość, a przede w szystkim m etaforyczność.

W łaściwości ogólne, k tórym i będziemy się tu w yłącznie zajm ow ać (pozostawiając aspekty historyczne przysłów poza obrębem naszego zain­ teresow ania), jak dobrze wiadomo, niekoniecznie m uszą się dać form uło­ wać w odniesieniu do zasobu faktów potocznie o patryw anych pew nym m ianem , w ty m w ypadku nazwą „przysłow ie” . Jakoż wszystko to, co b yw a tak nazyw ane, wzięte razem nie stanow i jeszcze pola dostatecznie w yraźnego i interesującego. Do istotnych i treściw ych ch a ra k te ry sty k trzeb a tu zdążać krok po kroku, poprzez k olejne ustalenia i rozróżnie­ nia.

Na w stępie zwróćm y uw agę na to, że in teresu ją nas tek sty nie w sen­ sie ciągów lite r czy innych elem entów, które m o g ą służyć do rozróż­ niania c z e g o ś , lecz tek sty e f e k t y w n i e r o z u m i a n e . Otóż nieodłączną właściwością „efektyw nego rozum ienia”, czyli rozum ienia w podstaw ow ym sensie tego w yrazu, jest odniesienie zdania do pewnego przedm iotu, swoiste nałożenie zdania (jako określonego kształtu) na przedm iot. Inaczej mówiąc — rozum ienie jest relacją trójkow ą, k tó ra obejm uje osobę rozum iejącą, zdanie, przedm iot. Efektyw nie rozum iem y zdanie:

2 Jaś śpi.

— kiedy je odnosim y do pewnego konkretnego Jasia. W przeciw nym w ypad ku m am y do czynienia jedynie z rozpoznaniem tego oto k ształtu jako p o t e n c j a l n e g o n o r m a l n i e zastosowanego zdania pol­ skiego. Chodzi tu o znajom ość czegoś jako takiej rzeczy, któ ra byw a lub może być rozum iana „efektyw nie” . Taka znajom ość rów nież byw a n a ­ zyw ana „rozum ieniem ” . Ta w spólnota słowa nie pow inna jednak p rze­ słaniać istotnej różnicy, o jaką tu idzie: oba „rozum ienia” nie są spro- w adzalne do wspólnego m ianow nika, ponieważ drugie jest nadbudo­ w ane nad pierw szym , pierw sze jest logicznie wcześniejsze.

W prow adzone tu rozróżnienie natychm iast każe przeciw staw ić pod­ staw ow ej m asie przysłów całą grom adę w yrażeń m ających zewmętrznie

(5)

postać zdania, ale takich, że efektyw nie rozum iane są tylko w parze z pew nym k o n k retn y m przedm iotem zew nętrznym . Jak o p rzy kład y m ogą służyć tak ie w yrażenia, jak:

3 Bóg dał, Bóg wziął.

4 Nie w ie lewica, co czyni prawica.

5 Pies nie chciał, kot nie chciał, może goście zjedzą.

Ich istota nie jest w niczym różna od w szelkich w yrażeń frazeolo­ gicznych czy też, co na jedno wychodzi, zw ykłych jednostek lek sy k al­ nych w ro d zaju „śpi” : c h a ra k te ry z u ją one po prostu w pew ien sposób przedm iot, k tó ry m usi być dodatkow o w skazany. K onsekw encją tego jest fak t, że podczas gdy przysłow iom n orm alnie (ab strah ujem y tu od w y ­ rażeń w łaśnie rozp atry w any ch, w rod zaju 3— 5) przysług uje (przy naj­ m niej w ich treści m etaforycznej) w artość logiczna, tw o ry tu ilu stro ­ w ane, mimo swej zew nętrznej pow łoki zdaniow ej, nie m ają sam e w sobie żadnej w artości logicznej. W artość logiczna bow iem to rodzaj stosunku zdania do pew nego p rzedm iotu („do rzeczyw istości”).

Je st rzeczą zastanaw iającą, jak w ielką siłę sugestii w ykazały zew n ętrz­ ne przypadłości w y rażeń ty p u 3— 5: n arzu cały one niekiedy (naw et k la ­ sykom parem iologii) trak to w an ie ich na rów nej stopie z zasadniczym m asyw em p rz y s łó w 4, i to m im o ogólnego uchw ycenia om aw ianej tu różnicy oraz jej isto tn o śc i5. K iedy indziej przypadłości te skłaniały do obniżenia rangi naszego „działu w odnego”, m im o przyw iązyw ania doń w ielkiej w agi i niezłej jego c h a ra k te ry s ty k i6.

P rz y ję te tu rozróżnienie zn ajd uje odbicie w uzusie term inologicz­

4 Np. zakw alifikowanie przez K r z y ż a n o w s k i e g o (op. cit., s. 336) jako „autonomicznej całości, zam kniętej w osobnym zdaniu” — zarówno przysłowia „Kto pod kim dołki kopie, sam w nie wpada”, jak i powiedzenia „Uczył Marcin Marcina, a sam głupi jak Świnia”. W innym miejscu (s. 339) w analogiczny sposób traktuje Krzyżanowski powiedzenie „Wyrwał się jak filip z konopi”.

5 K r z y ż a n o w s k i (op. cit., s. 336) przeciwstawia m ianowicie „przysłowia” — „zwrotom przysłow iow ym ”: „Teoretycznie rozgraniczenie przysłów — zdań i zw ro­ tów przysłow iow ych — wyrażeń okazuje się możliwe, zabieg zaś taki jest, znowuż teoretycznie, konieczny, skoro bowiem mamy dwa powszechnie przyjęte terminy, trzeba powiedzieć, co one znaczą”. W dalszym ciągu Krzyżanowski dezawuuje swą w łasną tezę, głosząc, że „wiekowa praktyka pozwala wątpić, czy to teoretycznie konieczne rozgraniczenie jest na cokolwiek przydatne”, przy czym jedynym w isto­ cie argumentem jest tu fakt, że „Przysłowia możemy przytaczać w całości, m oże­ my, ale nie musimy. Bardzo często robimy do nich aluzje, które są powszechnie zrozum iałe”, i że istnieją nie zawsze jasne apokopy przysłowiowe. Ten wywód może tylko budzić zdumienie: wniosek dotyczący dystynkcji teoretycznej, której przydatność m usi być mierzona w łaściw ym i teorii kryteriami, po prostu non

sequitur.

6 Zob. prezentację sprawy w książce G. L. P i e r m i a k o w a : От поговорки до сказки. (Заметки по общей теории клише). Москва 1970. Autor przeprowadza zasadnicze rozróżnienie „zdań szczegółow ych” i „uogólnionych” (s. 10), jednakże idzie za tradycją stawiając na równi z tym rozróżnieniem, jeżeli nie wyżej, opo­ zycję: „zdanie niezam knięte” — „zdanie zam knięte”. W rezultacie już w podstaw o­ wej klasyfikacji (s. 11) pełna tożsamość funkcjonalna wyrażeń: „Priwioł osła w sob-

(6)

nym , naw et czysto kolokw ialnym . W yrażenia w rodzaju 3—5 b yw ały określane jako „zw roty przysłow iow e” 7, potocznie jako „pow iedzenia”, „pow iedzonka” , „porzekadła” (po rosyjsku jako „pogoworki” , po angiel­ sku — „proverbial sayings”). Rosyjskie „m etaprzysłow iow e” przysłow ie pokazuje, że ludziom nieobce jest naw et w artościow anie relaty w n e po­ w iedzeń i przysłów, z p rzejrzy sty m naw iązaniem do idei przysłów w łaś­ nie jako skarbnicy pożyw nej „m ądrości” :

6 Pogoworka — cwietoczek, a posłowica — jagódka 8.

Mimo wszelkich niekonsekw encji w realizacji przypom nianego tu uzusu term inologicznego jego istnienie dowodzi szeroko rozpowszechnio­ nego w yczucia fundam en taln y ch różnic, k tó re wyżej staraliśm y się sp re ­ cyzować. Dla uniknięcia nieporozum ień trzeba dodać, że nie chodzi tu w najm niejszym stopniu o propozycję regulacji term inologicznej, np. o zakaz nazyw ania „pow iedzeń” „przysłow iam i”, lecz wyłącznie o ko­ nieczność obserw ow ania dystyn k cji rzeczowych.

K iedy się teraz zw rócim y do zw ykłych zdań przysłow iow ych („po­ w iedzeniam i” w dalszym ciągu zajm ować się nie będziemy), pow staje zasadnicze pytanie: gdzież jest przedm iot k o n stytu ujący w raz z takim zdaniem (np. 1) relację rozum ienia, skoro nie jest to żadna poszczególna osoba czy rzecz w yróżniona ak tu aln ie przez mówiącego, a jednocześnie przysłow ie m a być u jęte w łaśnie w relacji efektyw nego rozum ienia, tzn. w relacji do jakiegoś przedm iotu? Odpowiedź na to pytanie jest tak a jak w każdym innym w ypadku, w któ ry m się pojaw ia analogiczna trudność, np. w w ypadku zdania:

7 Bociany odlatują na zimą do ciepłych krajów.

M ianowicie: przedm iot te n jest zaw arty w sam ym zdaniu. W naszym przykładzie (7) będzie to w yrażenie „bociany” w raz z jego znaczeniem; gdyby takie sform ułow anie m iało nieprzyjem nie dotknąć uszy a n ty - reistów 9, powiem y, że przedm iotem tym jest pojęcie bociana albo, jeszcze inaczej, klasa bocianów.

J e st oczywiste, że w ten sposób zm ierzam y do zdania spraw y z w łaści­ wości powszechnie przypisyw anej przysłow iom (w odróżnieniu od „po­ w iedzeń”), m ianowicie z ich „ogólności”. P rzy ty m precyzujem y jed nak ową ideę „ogólności” , odgraniczając sw oistą ogólność przysłów od „ogól­ ności” , k tó rą przecież jesteśm y gotowi przypisać w yrażeniom p red y k

a-7 Zob. K r z y ż a n o w s k i , op. cit.

8 Ten i inne teksty rosyjskie (oprócz 27) cyt. za: P i e r m i a k o w , op. cit. 9 Bez specjalnych wyjaśnień dodatkowych zwykłe formuły credo reistycznego nie w yw ołują spontanicznej asercji. Ale szyderstwa antyreistów, przeciwstawiają­ cych „rzeczywistości”, o której własnościach może rozprawiać jakoby tylko „sancta

simplicitas”, jedynie dostępny nam świat konstrukcji umysłu ludzkiego, są po­

dwójnie jałowe. Co można powiedzieć o różnicy między tym, co znane, a tym, co· nieznane, jaką oni właśnie proklamują? I dokąd prowadzić ma postulowanie sw oi­ stej plazmy czegoś, co ani nie jest rzeczą, ani nie jest nie-rzeczą, na m iejsce rze­ komo naiwnie koncypowanych „rzeczy”?

(7)

tyw nym , a więc i „pow iedzeniom ” ; chodzi tam w szelako o coś w widoczny sposób odm iennego. Ogólność przysłów zasadza się na tym , o czym one m ówią, na tym , że m ianow icie m ów ią o pojęciach 10. To pozw ala też im stanow ić sam ow y starczalny tekst. W ygłoszenie „ni stąd, ni zow ąd” afo­

ryzm u: „M ądry nie m ówi tego, co wie, głupi nie wie, co m ów i” — może być dziw actw em , nie jest jed n ak tak im fla tu s vocis, ja k „w yrw anie się ” z quasi-zdaniem : „Bóg dał, Bóg w ziął” .

Nasze rozw ażania prow adzą do w yodrębnienia klasy tekstów , k tó re j przym ioty dadzą się ująć w n astęp u jącej liście:

a) są to te k sty jednozdaniow e;

b) są to tek sty odtw arzane z n astaw ieniem n a odtw orzenie nie ty lk o p ew nej treści, ale i ściśle określonej postaci zew nętrznej, nie będące jed n ak przy ty m cytatam i czyichś k o n k retn ych w ypow iedzi, zdań z p od­ ręczników itp. ;

c) są to te k sty funk cjo n ujące jako wielkości sam ow ystarczalne, jeżeli idzie o ich efek ty w ne rozum ienie; m ogą one być w platan e w ciąg in ­ nych zdań, ale nie m uszą być tak w platane.

W tym m iejscu trzeb a się zająć w yjaśnieniem nie całkiem jeszcze jasnego kom ponentu wprow adzonego w punkcie b, m ianow icie „ treści” . F un d am en taln e rozróżnienie tej sp raw y dotyczące dobrze będzie scha­ rakteryzow ać posługując się k o n k retn y m przykładem . P orów najm y a n ­ gielskie (z łaciny):

8 Man proposes, God disposes.

i polskie: i

9 Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.

Tekst angielski, dający się dosłow nie przetłum aczyć jako

8a Człowiek planuje, Bóg rozstrzyga.

— nie zm usza nas do uśw iadam iania sobie czegokolwiek na tem at po­ jęcia „człowiek” poza tym , co d y k tu ją zw y k łe reguły sem antyczne rz ą ­ dzące w yrazam i „proposes”, „disposes” (z uogólniającym brakiem d opeł­ nienia), „God” oraz w łaściw ą k o n stru k cją w spółrzędną. N atom iast tek st polski, gdybyśm y się ograniczyli do odpow iednich reguł języka polskiego, stw arza sy tuację specyficznej dew iacji: jest to dysonans m iędzy takim w łaśnie rozum ieniem „lingw istycznym ” a oczyw istym dla nas brakiem odpow iedniej in te n c ji u m ówiącego, k tó ry jest np. najd alszy od m yśli

10 Taka charakterystyka zdań ogólnych napotyka niekiedy sprzeciw: w zda­ niach tych ma chodzić o ludzi, zwierzęta itd., a nie o ich pojęcia. By zorientować się, że pewnemu w yjaśnieniu przeciwstaw iona tu jest zwykła tautologia, wystarczy zapytać: o których to ludziach, bocianach itd. orzekają zdania ogólne? Jedyna odpowiedź brzmi: o w szystkich. W ten sposób wracamy do punktu wyjścia. T ym ­ czasem kiedy m ówim y o p o j ę c i a c h , a nie o kształtach wyrażeń, m ówimy oczywiście o czymś, do czego natury należy odniesienie do denotatów, a w zw y ­ kłym wypadku n aw et desygnatów. W ystarczy to, by zarzut „zrywania z rzeczy­ w istością” nie stosow ał sią do form uły operującej pojęciem pojęcia.

(8)

o Bogu jako „noszącym k u le”. Jednocześnie przyjm u jem y dw a dalsze założenia, a mianowicie: że m ówiący nie m iał intencji w prow adzenia nas w błąd oraz że mówiący, ta k jak się to dzieje norm alnie, przez swe ode­ zw anie chciał wzbudzić w nas pew ną świadomość. W efekcie jesteśm y pchnięci na drogę d o m y s ł ó w na tem at intencji treściow ej m ów ią­ cego. S nując te dom ysły możemy się uciekać tylko do relacji podo­ bieństw a: jeżeli żadne podobieństw o nie daje zadowalającego w yniku, cała operacja okazuje się „niew ypałem ” czy też „spala na panew ce” .

Tak przedstaw iony m echanizm jest, jak można sądzić, dobrym k a n ­ dydatem d o m iana m echanizm u m etafory; zaproponow ane tu ujęcie w y ra sta bezpośrednio z G rice’a koncepcji „postulatów konw ersacyj- n y c h ” 4

Ten m echanizm opiera się na przyjm ow anych przez w szystkich m ó­ w iących (jak głosi teoria) ogólnych regułach obcowania mownego. W za­ jem na świadomość uznaw ania tych reguł pow oduje u słuchacza w w y ­ padku w ystąpienia w odbieranej wypowiedzi czegokolwiek, co w te r e ­ guły godzi, uruchom ienie procesów kom pensacyjnych (jeżeli tylko nie uw aża się m ówcy za wyłączonego z kom unikacji przez okoliczności ze­ w n ętrzne w rodzaju snu, nieprzytom ności lub „paplania do siebie”). Tak

w łaśnie wolno sobie w yobrażać działanie G rice’owskiej „zasady koope­ ra c ji” (,,Co-operative P rinciple”) wraz z założeniem autom atycznej n ie ­ jako płodności jej n aruszania 12.

P rzy jm u jąc ogólną a p a ra tu rę G rice’a, p rzyjm ę też na potrzeby d a l­ szych rozw ażań kluczow e u niego pojęcie „im p lik atu ry ” (ściśle odróżnia­ nej od im plikacji logicznej). Ńazwę tak właśnie to, co jest owocem pogw ałcenia „zasady kooperacji”. Owoc ten m a c h a ra k te r zdania w sen ­ sie logicznym (propozycji, sądu).

n W szczególności chodzi o rozprawę H. P. G r i с e ’a Logic and Conversation (w zbiorze: S ynta x and Semantics. T. 3: Speech Acts. Ed. P. C o l e and J. L. M o r ­ g a n . NewT York 1975), a także o jego odczyty. Zob. też D. G o r d o n and G. L a к o f f , Conversational Postulates (w zbiorze: Papers from the Seventh Regional Meeting of the Chicago Linguistic Society. Chicago 1971). Dla w ykorzy­

stanego tu ujęcia metafory ważna jest praca: M. R e d d y, A Semantic Approach

to Metaphor (w zbiorze: Papers from the Fifth Regional Meeting of the Chicago Linguistic Society. Chicago 1969), a także nie opublikowana dysertacja tegoż auto­

ra. Przykładem interpretacji metafory zgodnej z duchem koncepcji G rice’owskiej może być w odniesieniu do przysłów McKane’a analiza staroegipskiego przysłowia (w tłum aczeniu angielskim): t,he who is ashamed to be with his wife will not get

children” (Onchsheshonqy 21.14). Zob. W. M с К a n e, Proverbs. A N ew Approach.

London 1970, s. 135: „Nie sądzę, by w tym przysłowiu można było upatrywać jakiś sens na poziomie czysto dosłownym, ponieważ byłby to taki truizm, że nie warto by go wygłaszać. Przysłow ie to jest obrazowym sposobem powiedzenia: ten, kto jest zdecydowany na cel, m usi też być zdecydowany na środki”.

32 Tadeusz K o ł a k o w s k i zwrócił uwagę (w prywatnej rozmowie) na zbież­ ność fenom enów „Grice’owskich” z tym, co z taką mocą zostało wydobyte przez poetykę strukturalistówT, w szczególności przez R. Jakobsona.

(9)

Możemy teraz sprecyzować, co rozum iem y przez „ tre ść ” we w pro­ w adzonym w yżej punkcie b ogólnej c h a ra k te ry sty k i przysłów (z pom i­ nięciem „pow iedzeń”). Z naszego p rzy k ład u w ynika, że pew ne przysło­ wia, ja k np. angielskie 8, sp ełn iają swą rolę bez pomocy im p lik atu r, inne zaś, jak np. polskie 9, w łaśnie za p ośrednictw em im p lik atu r. Jeżeli n a ­ zwać tw o ry odznaczające się cecham i a— с przysłow iam i sensu largo, to w granicach tej k lasy trzeb a będzie w yodrębnić — ze w zględu na ogól­ ną i niezw ykle doniosłą cechę: działanie w ram ach „zasady kooperacji” czy też poprzez jej pogw ałcenie — podklasę przysłów m etaforycznych. Otóż przez treść przysłów m etaforycznych będziem y rozum ieli ich im - p lik a tu ry . Jednocześnie na przysłow iach m etaforycznych sk on centrujem y się w dalszym ciągu. S tanow ią one z pew nością podstaw ow ą część p rzy ­ słów sensu largo. P rzysłow ia bez im p lik a tu r m ożna by nazyw ać afo ryz­ m am i lub sentencjam i, zgodnie z pew nym i zaśw iadczonym i historycznie inklinacjam i; jednakże i w ty m punkcie sp raw y term inologii pozostaw iam na uboczu: nie widzę p o trzeb y zabierania zw yczajow ej ety k ie tk i „przy­ słow ie” różnym „aforyzm om ” 13.

Im p lik a tu ry przysłów są oczywiście dość swoiste w porów naniu z im p lik atu ram i tw orzonym i doraźnie. Są one m ianow icie ustalone względnie sztyw no 14, i to często w b rew sugestiom płynącym od właśnie użytych środków językow ych 15, podczas gdy doraźne im p lik a tu ry mocno

13 Praktycznie w e w szystkich zbiorach pod wspólnym nagłówkiem sąsiadują twory m etaforyczne i niem etaforyczne. Tak było przede wszystkim w klasycznych zbiorach staroegipskich, babilońsko-asyryjskich i starohebrajskich — zob. obfity materiał, jaki podaje M с К a n e (op. cit.). Współczesna aforystyka jest nastawiona głów nie na spuentowane zdania niem etaforyczne, jednakże metafora jest tu częs­ tym gościem — jak np. w m istrzowskiej twórczości K. Krausa (A f o r y z m y . War­ szawa 1975).

14 Jednakże oscylacja między różnymi „lekcjam i” nie jest rzadka. Zob. np. analizę przysłowia babilońsko-asyryjskiego (w tłum aczeniu angielskim): „The bitch

in her search for food gave birth to a poor lit ter”, jaką daje M с К a n e (op. cit., s. 203); jego zdaniem, chodzi tu bądź o to, że „działanie musi być kontrolowane

pod w zględem celow ości”, bądź o to, że „zmierzanie do jakiegoś celu bez skupienia się na działaniach, które do niego prowadzą, przynosi zawód”. Ciekawym przykła­ dem tego, że konw encja może jednak odgrywać rolę decydującą, jest wyrażenie

„Medice, cura te ipsu m ”. Jest ono dla nas głów nie incydentalną przyganą, a w ięc

na mocy tej konwencji należy w ogóle do innego świata — świata „powiedzeń”; ale spełniało ono również rolę przysłowia, głoszącego, że umiejętności trzeba w ykazy­ wać przez zastosowanie ich dG siebie (szczególnie um iejętności lekarskie).

15 Istnieje wyraźna tendencja, by zdania w swej w arstw ie literalnej mówiące o wypadkach pojedynczych, jednorazowych, przekształcać w powiedzenia raczej niż przysłowia. Np. w językach słow iańskich częste są w łaśnie powiedzenia z for­ mą czasownika dokonanego, jak: „Góra urodziła m ysz”. Konwencja może jednak znieść to przyporządkowanie, np.: „U dwuch nianiek riebionok s gołodu u m ier” — tekst ten jest przysłowiem tak sam o jak „U siemi nianiek ditia biez głazu” i ma nawet zbliżoną im plikaturę. Analogicznie rzecz wygląda z cytowanym (w przy­ pisie 14) przysłowiem babilońsko-asyryjskim , a także z następującym przysłowiem

(10)

opalizują. N iekiedy zw iązek z treścią „ literaln ą” w przysłow iu jest ju ż zatarty , w swej konw encjonalności zbliżając je do w yrażeń frazeologicz­ nych. Jask raw y m przykładem może tu być polskie:

10 Jaka mać, taka nać.

W skutek red u k cy jn ych przekształceń historycznych i kom pletnego zarchaizow ania w yrazu „m ać” zdanie 10 może być odbierane jako jedno­ lity, prosty elem ent języka o n atu rze zdaniow ej, m niej więcej tak i jak „grzm i” , lecz o nie spotykanej w innych w ypadkach tego rodzaju zło­ żonej s tru k tu rz e treści w raz z nadrzędnym tem atem w postaci pewnego pojęcia („cechy m atk i” lub może szerzej: „cechy ro d ziny ”) 16.

N iem niej jedn ak jest rzeczą bardzo w ażną zdawać sobie spraw ę z fak tu , że norm alne przysłow ie m etaforyczne jest zw ykłym zdaniem , z tem atem i treścią odpow iadającym i ogólnym regułom językow ym dla w y rażeń składow ych. Nie m a powodu odm awiać tym właściwościom przysłow ia m iana jego znaczenia (ściślej: znaczenia jego konstytuentów ). W konsekw encji za niestosow ne w ypada uznać nazyw anie „znaczeniem ” przysłow ia jego tzw. głębszego sensu: byłoby to rów noznaczne z u sta ­ w ianiem owego sensu na tej sam ej płaszczyźnie co znaczenia frazeolo- gizm ów i w ogóle wszelkich jednostek języka. Tym czasem znaczenia te są fun k cją w yznaczającą efektyw ne rozum ienie zdań odniesionych do przedm iotów , a „głębszy sens” przysłow ia pojaw ia się w tedy, kiedy m am y już zam knięte zdanie z jego przedm iotem i gotowym rozum ie­ niem . Z aniedbanie tej różnicy rów nałoby się zm ieszaniu zasadniczo od­ m iennych jakości. Ponow nie też uległoby zatarciu przeciw staw ienie „po­ w iedzeń” i przysłów , o parte na zjaw isku fundam entalnym : w w y pad ku „pow iedzeń” język u stala osobne fun k cje zdaniowe, w w ypadku p rzy ­ słów nic takiego się nie dzieje. Rozwiązanie w łaściw e przynosi zastoso­ w anie a p a ra tu ry ty p u G rice’owskiego, w szczególności zaś w yko rzystan ie pojęcia „ im p lik a tu ry ” jako czegoś nadbudow anego nad znaczeniem w łaś­ ciw ym .

W tym m iejscu trzeba wprow adzić jeszcze jedno rozróżnienie. W śród im p lik a tu r w y stęp u ją niekiedy propozycje p rezen tu jące pew ną treść dodatkow ą w stosunku do przekazyw anej w prost, przy czym ta treść przekazyw ana zgodnie ze zw ykłym znaczeniem składników nie jest po­ m inięta. P rzykładem może być przysłow ie następujące:

11 Warszawski — trzewiczek, toruński — pierniczek, gdańska — wódeczka, t krakowska — dzieweczka ,7.

staroegipskim (w tłumaczeniu angielskim): „»I agree with you«, says the w eakling’”

Onchsheshonqy 23.16. Cyt. za: M с К a n e, op. cit., s. 136.

16 Na to niezw ykle interesujące ze względów teoretycznych przysłowie słusznie zwrócił baczną uwagę K r z y ż a n o w s k i (op. cit., s. 337; Jaka mać, taka nać. W zbiorze: Sło wnik folkloru polskiego, s. 144).

17 Cyt. za: S. Ś w i r к o, Na w s zystk o jest przysłowie. Poznań 1975. Z tej samej; książki są czerpane teksty: 12, 19, 24, 28, 29.

(11)

Mówi się tu o rzeczach w arszaw skich, że co do trzew iczków , to w y ­ różniają się trzew iczki w arszaw skie, itd. Im p lik atu ra w ykracza chyba poza to, bo n ajpew n iej idzie o pochw ałę w arszaw skich w yrobów obuw ­ niczych w ogóle, i analogicznie w odniesieniu do pozostałych przedm io­ tów. N iem niej jed n ak w yróżnienie trzewiczków , pierniczków itd. nie zo staje przez im p lik a tu rę zniesione.

Takim im p lik atu ro m przeciw staw iają się w ypadki, w któ ry ch p rz y ­ najm niej część treści „ lite ra ln e j” jest obojętna, m oże być pom inięta w sądzie sugerow anym przez przysłow ie. P rzykładem niech będzie:

12 Kto mię miłuje, i pieska mego szanuje.

Pieska ktoś może nie mieć, a przysłow ie stosuje się do niego m im o to. Tak zilustrow ane przeciw staw ienie m ożna zafiksow ać term inologicz­ nie za pomocą określeń „im p lik atu ra ad y ty w n a ” i „im p lik atu ra nie- a d y ty w n a ”. P ierw szy ty p im p lik a tu ry jest rzadki, nie wnosi on też nic szczególnego do in te rp re ta c ji sem antycznej, k tó rą m am y się zająć. Dla przejrzystości więc ograniczym y się do przysłów z im p lik atu ram i nie- adytyw nym i. N azw iem y je um ow nie przysłow iam i w łaściw ym i. Przez „im p lik atu rę” to u t court będziem y rozum ieli im p lik a tu rę nieadytyw ną.

Pierw szy kro k w c h arak tery sty ce przysłów w łaściw ych (podobnie zresztą ja k w szelkich przysłów pełnozdaniow ych) jest oczywisty. Skoro przez „ tre ść ” przysłow ia właściwego rozum iem y jego im p likatu rę, to jego s tr u k tu ra logiczna polega przede w szystkim na tym , że o r z e k a ono coś o pew n y m pojęciu (pew nych pojęciach). W ykluczam y w ten sposób w ypow iedzenia rozkazujące, pytające i inne n ie o z n a jm u ją c e 18. Nie odnosi się to jedn ak do postaci zew n ętrznej przysłow ia. W szcze­ gólności może ona być i często byw a postacią rozkaźnikow ą. Teoretycz­ nie zresztą może to być postać jakakolw iek, jeżeli proces m etaforyzacji doprow adza do im p lik a tu ry oznajm ującej; w p rak ty ce wszakże k ształty p y ta jn e i inne n ieoznajm ujące i nierozkaźnikow e są niezw ykłą rz a d ­ kością.

Sądy o pojęciach m ogą być dw ojakiego rodzaju: p rzy pisu je się po­ jęciom albo właściwości historyczne, albo właściwości logiczne. Sądy dotyczące h istorii pojęć m ogą interesow ać tylko specjalistów , nie zaś zw ykłych odbiorców, dla k tó rych są przeznaczone przysłow ia; jedn o­ cześnie m echanizm m etafory , k o rzy stający z relacji w yróżnionego po­ dobieństw a, zupełnie nie n ad aje się do w zbudzania sądów ty p u h isto ­ rycznego. Pozostaje więc ty lk o jed n a możliwość: przysłow ia w łaściw e

18 P i e r m i a k o w (op. cit., s. 14) sądzi, że w klasach, którym nadał miana

„pogoworki” i „pris łow ja”, autentyczne struktury pytajne, nawet jeżeli są rzadkie,

stanow ią realną możliwość. Jeżeli chodzi o sens nieliteralny, to jest to zupełnie nieprawdopodobne nawet w odniesieniu do „powiedzeń”, a radykalnie wykluczone w odniesieniu do przysłów’ w ściślejszym rozumieniu. Niestety, schemat Pier-

(12)

ch a ra k te ry z u ją pojęcia ze względu na relacje logiczne. Z astanaw iając się nad p arafrazam i im p lik a tu r w stylu:

13 Cokolwiek kto robi, o biegu wypadków decyduje Bog (los).

jako ch a ra k te ry sty k ą m etaforycznej treści przysłów, w tym w ypadku przysłow ia 9: „Człowiek strzela, P an Bóg kule nosi”, łatw o potw ierdza­ m y sobie tę w gruncie rzeczy try w ialn ą tezę: np. przysłow ie 9 głosi, że bieg w ydarzeń n i e w y n i k a z nastaw ienia działających ludzi.

Ja k ie jednak k o n k retn e możliwości logicznej ch ara k te ry sty k i pojęć są rzeczyw iście realizow ane w przysłow iach właściwych?

Ju ż przy pobieżnym przeglądaniu pierwszego lepszego zbioru p rzy ­ słów rzuca się w oczy podatność ich zdecydow anej większości n a tra fn e parafrazow anie za pomocą form uł m ających schem at:

14 każde F jest G

lub:

15 ilekroć F, tylekroć G

Schem aty te są kom plem entarne: tam gdzie chodzi o rzeczy lu b oso­ by, stosow ny jest schem at 14; tam gdzie chodzi o sytuacje, zdarzenia — schem at 15. Zresztą przy czysto w erbalnych zabiegach m ożna sprow adzić je do wspólnego m ianow nika; m ożem y np. powiedzieć zam iast „każde F jest G” — „ilekroć m am y do czynienia z rzeczą F, jest ona rów nież G ” itp., elim inując w ten sposób możliwość zachodzenia innej różnicy m iędzy naszym i schem atam i niż słowna. N atu ralnie pojęcia przedm iotow e są w różnych przysłow iach istotnie różne; odbija się to w większej lub m niejszej dogodności określonego schem atu parafrazy. A le nam chodzi tu o relacje m iędzy pojęciam i orzekane w przysłowiach. Z tego p u n k tu widzenia przysłow ia, o k tó ry ch obecnie m ówimy, stanow ią jedną klasę: realizują one j e d n ą relację. Je st to relacja oznaczana w logice k la ­ sycznej schem atem SaP.

Zw róćm y uwagę, że najbard ziej sugestyw ny schem at logiczny, k tó ­ rego zastosowanie do naszych przysłów w prost się narzuca każdem u, a m ianow icie schem at:

16 jeżeli F, to G

lub:

17 ( x )( F x - ^ C x )

— byłby w istocie rzeczy nieadekw atny. W schem acie ty m bowiem nie jest przesądzone istnienie przedm iotów (sytuacji) odznaczających się ce­ chą F, lecz tylk o m ożliwość ich istnienia. Tym czasem w naszych p rzy ­ słow iach istnienie określonych przedm iotów jest założone; w ierne tem u pozostają p arafrazy w edług schem atów 14— 15.

(13)

nym tem atem byłoby pojęcie czegoś nie istniejącego lub czego istnienie jest zaledw ie m ożliw e, w ogóle nie m a. Tak więc klasa przysłów re a li­ zujących schem at 16/17 jest pusta. Nie m a w ty m oczywiście nic zaska­ kującego: ogół, k tó ry tw orzy przysłow ia i ko rzysta z nich, p e try fik u je w nich swe opinie na tem a t rzeczy in teresu jący ch go, takim i zaś są w yłącznie rzeczy istniejące.

Podane tu tw ierdzenie n egatyw ne dotyczące subkategoryzacji p rz y ­ słów w łaściw ych je st już w ażnym elem entem c h a ra k te ry sty k i przysłów w ogóle. U znajem y bowiem przysłow ia w łaściw e za klasę tw orów o ce­ chach hom ogenicznych a ważnych, klasę dobrze w yodrębnioną i poznaw ­ czo interesującą. Z asługuje ona na dalszą c h a ra k te ry sty k ę za pomocą zdań syntetycznych, p rzyp isu jący ch pew ne cechy n ie-b ędące logicznym i konsekw encjam i definicy jn y ch własności przysłów w łaściw ych — w szyst­ kim ty m przysłow iom lub ich części. To zaś osiągam y orzekając pustość lub niepustość różnych podzbiorów o odpow iednio wzbogaconej d esk ryp- cji.

Z tego p u n k tu w idzenia problem em podstaw ow ym jest kw estia obec­ ności n i e p ustych podzbiorów przysłów właściwych, określonych ze w zględu na orzekane w n ich relacje logiczne m iędzy pojęciam i. Innym i słowy, chodzi o to, czy rela cja SaP w yczerpuje w szystko, co m ożna po­ wiedzieć na te n tem a t w odniesieniu do p rzysłów w łaściw ych, czy też b y w ają w nich orzekane różne i naw zajem nieredu ko w alne relacje.

Otóż analiza m ate ria łu prow adzi do w niosku, że zróżnicow anie r e ­ lacji logicznych w przysłow iach w łaściw ych d aje się realn ie pośw iad­ czyć. W w y nik u podziału o trzy m u jem y jedn ak sk ra jn ie nierów ne pod- klasy. Obok m asow ej k lasy spełniającej schem at SaP w yłan ia się n ie­ w ielka klasa, k tó re j należałoby przyporządkow ać odpowiednio schem at

SoP (,,pew ne S nie są P ”), czyli n eg acy jn y odpow iednik schem atu S a P ;

jej p rzykład em może być przysłow ie:

18 I koń się potknie.

W reszcie pozostają rari n a n tes o odm iennym ch arak terze; ich liczeb­ ność m ożna określić jako d ro b n y u łam ek p ro cen tu ogółu przysłów w łaś­ ciwych. Ta m aleńka en klaw a jest najw idoczniej zarezerw ow ana dla stosunków ilościow ych i liczbowych. Mogę przytoczyć tylko jeden p rzy ­ kład tego typu:

19 Co Włoch — to doktor, co N iem iec'— to kupiec, co Polak — to żołnierz.

Im p lik a tu ra tego zdania, którego znaczenie odpowiada schem atow i

SaP, głosi n ajp ew n iej, że w śród W łochów jest szczególnie dużo dokto­

rów, w śród N iem ców — kupców , a w śród Polaków — żołnierzy.

Dalsza nasza in te rp re ta c ja dotyczyć będzie podstaw ow ego m asyw u przysłów w łaściw ych, m asyw u w yczerpującego 99°/o w o kresie ich stan u liczebnego; pom iniem y n ato m iast przysłow ia „staty sty czn e” w rodzaju 19.

(14)

R elacje orzekane w przysłow iach podlegających in te rp re ta c ji to re ­ lacje egzystencjalne. D latego nazw iem y te przysłow ia e g z y s t e n ­ c j a l n y m i . D om inującą ich klasę nazw iem y przysłow iam i negatyw - no-egzystencjalnym i; niech ich przykładem będzie:

20 Każda pliszka swój ogonek chwali.

Pozostałe przysłow ia opatrzym y odpowiednio m ianem pozytyw no- -e g z y ste n c ja ln y c h 19, ich rep re z en ta n te m będzie w spom inane już p rzy ­ słow ie ,,I koń się p o tk n ie” .

A nalizę sem antyczną im p lik atu r przysłów egzystencjalnych będzie­ m y się sta ra li doprowadzić do szczebla pełnej specyfikacji, w szczegól­ ności poprzez red uk cję ich treści do pojęć elem entarnych, najprostszych. Poza sam oistnym w alorem , jaki posiada tak a analiza, jest ona pomocna przy charak tery sty ce innych własności przysłów , zwłaszcza zaś stosunku w zajem nego dw óch w yróżnionych ich typów.

Zacznijm y od przysłów negatyw no-egzystencjalnych. Ju ż ich p rzy ­ ję ta tu ety k ietk a podsuw a wgląd w ich istotę bliski pełnej' analizie. W ysłow ienie bowiem operujące pojęciem istnienia i negacją jest, jak przyjm ujem y , bardziej ogólne i odpowiednio bardziej elem entarne (roz­ członkowane) niż wysłowienie, jakie zn ajdujem y w schem atach 14— 15. Je st ono, co więcej, dosłow nie o jeden tylko krok oddalone od elem en- tarności m aksym alnej. Zarazem w ysłowienie to w sposób sugestyw ny i w ażący dla innych aspektów naszych tw orów chw yta głęboką istotę ich treści.

Zgodnie z tą in te rp re ta c ją: dowolne przysłow ie negatyw no-egzysten- c jalne głosi, iż pew ien rodzaj przedm iotów (sytuacji) nie istnieje; uw zględniając zaś presupozycję pozytyw rfc-egzystencjalną zaw artą w schem atach 14— 15, pow iem y dokładniej, że przysłow ie takie głosi, co następuje: w śród przedm iotów pewnego rodzaju, k tó re istnieją, nie m a przedm iotów pewnego podrodzaju.

Z ilu stru jm y to przykładem . Przysłow ie 20 opiszemy jako niosące im

-19 Rozwiniętą i ciekawą próbę „logiczno-sem iotycznej” klasyfikacji przysłów przedstawił P i e r m i a k o w (op. cit., zwłaszcza s. 20—31). Jednakże nie znajdu­ jem y u niego uogólnienia tu zarysowanego. Piermiakow opiera swe dystynkcje na relacjach logicznych (a w łaściw ie tylko na jednej relacji — relacji, w naszej terminologii, negatywno-egzystencjalnej) w p o ł ą c z e n i u z tym i lub innymi w łaściw ościam i pojęć, między którymi zachodzą. Pomijając różne podtypy szcze­ gółow e Piermiakowa, już nawet „cztery najwyższe inwarianty logiczno-sem iotyczne” przez niego wskazane mają charakter hybrydalny. Jednocześnie jego klasyfikacja nosi wyraźne piętno dowolności, która wynika przede wszystkim właśnie z faktu, że autor zajął się głów nie charakterystyką przedmiotowych sfer, jakich dotyczą przysłowia. K lasyfikacja przedstawiona przez nas ma być, w zamierzeniu, od takiej arbitralności wolna. (Przykłady „inwariantów” Piermiakowa: zależność właściw ości pewnej rzeczy, zależność obecności dwu rzeczy związanych ze sobą.)

(15)

p lik atu rę, k tóra się daje sform ułow ać w przybliżeniu w sposób n a stę ­ pujący:

20a Co do osób mało znaczących, które istnieją: nie istnieje mało znacząca osoba, która by się nie chełpiła czymś, co należy w łaśnie do niej.

O braz s tru k tu ry sem antycznej przysłów n egatyw no-egzystencjalnych

w t term in ach m aksym alnie elem en tarn y ch daje, jak w olno sądzić, po­

niższa rep re z en ta cja symboliczna:

21 Fx I - ] [ “ j (/*)] | : Η Π П ^ Л - Л С д - ) ] }

W schem acie 2 uw zględniona jest s tru k tu ra tem atyczn o-rem aty czna im plikatu ry: przed d w ukropkiem jest podany tem at w raz z dictum, te ­

m atycznym , czyli presupozycją (ten elem ent je st zaw arty pom iędzy k reskam i pionowym i), po d w u kro p k u podany jest rem at. Oznaczenia F x,

G x odnoszą się do dow olnych fu n k cji zdaniow ych, czyli pojęć; F x jako

tem at sym bolizuje jedno pojęcie lub w iększą liczbę pojęć, k tó re m ogą tw orzyć koniunkcję, a tak że przyjm ow ać odrębne rem aty, jakoś wobec siebie ustosunkow yw ane. G x jest najczęściej realizow ane przez w yraże­ nie z negacją, np. „nie chełpić się” w im p lik aturze 20a odpow iadające w łaśnie Gx.

Je d y n y m stały m elem en tem w stru k tu rz e 21 jest negacja (—j), tzn. fałsz, k tó ry je st albo orzeczony — wówczas znak negacji stoi przed n a ­ w iasem , albo w zięty jako przedm iot w raz z czymś, o czym m ógłby być orzeczony — wówczas znak negacji zn ajd u je się w obrębie naw iasów (różnych stopni). W ty m ostatn im w y padku o całości owego przedm iotu orzeczony jest fałsz. P rzy jm u jem y , że negacja jest w ielkością elem en­ tarn ą, nieredukow alną. P rz y jm u je m y jednocześnie, że ona w łaśnie, w e

w skazanym układzie, eksplikuje pojęcie istnienia (i, oczywiście, nieistnie­ nia).

Taka eksplikacja jest z pewnością k o n trow ersy jna. W ym aga ona zgody na następującą, b y n ajm n iej nie oczywistą, własność negacji: w praw dzie u trz y m u je m y n ad al niesensowność orzekania fałszu o fu n kcji zdaniow ej (fałsz m ożna orzekać o zdaniu ze stały m i lub z k w a n ty fik a - cją), jednakże dopuszczam y orzekanie fałszu o fałszu w ziętym jako przedm iot, a zrelatyw izow anym do pew nej fu n k cji zdaniow ej, tzn. o fa ł­ szu w ziętym jako orzecznik, k tó ry tylko m o ż e l ub m ó g ł być u żyty (i wówczas u ży ty n a tu ra ln ie w zdaniu, w k tó ry m odpow iednia fu n k cja zdaniow a zam ienia się w orzeczenie p rzy określonych stałych). Tak np. stw ierdzenie istn ienia kotów byłoby stw ierdzeniem fałszywości p rzy p i­

syw ania fałszywości orzecznikow i „ k o t”; byłoby to więc odrzucenie postaw y, zgodnie z k tórą każde zdanie z orzecznikiem „ko t” w dow ol­ nym odniesieniu je st fałszyw e.

M otyw acja przedstaw ionego rozw iązania jest, w głów nych sw ych r y ­ sach, prosta. P rzy jm u je m y , że „istn ien ie” trzeba powiązać z „p raw d ą”,

(16)

a tę z negacją, przy czym ta ostatnia w ydaje się najbardziej elem entarna. N asuw a się przypuszczenie, że z tego układu zdaje spraw ę in te rp re ta c ja „istnienia F” jako odpowiadającego form ule „nie każde zdanie p rzyp i­ sujące F jest fałszyw e” oraz „nieistnienia F” jako odpowiadającego fo r­ m ule „każde zdanie p rzypisujące F jest fałszyw e”. N iestety, nie widać możliwości uniknięcia przek ład u „każde” bez użycia „(nie)istnienia”. W ten sposób cały problem powraca. Poniew aż nie znam y a lte rn a ty w ­ nego rozw iązania dogodniejszego niż poprzednio wprowadzone, akcep­ tu je m y to ostatnie.

Zw róćm y uwagę, że nasz zapis, w którym samo x m a być spontanicz­ nie trak to w an e w sposób uogólniający, tzn. jak b y z w ielkim k w a n ty fi- katorem , zn ajduje p aralelę w tym sty lu zapisu logicznego, gdzie zam iast ^ fu n kcjon u je (a?), np. (x) (Fx -> G x ). W ażniejsze jeszcze jest to, że nasza analiza jest faktycznie zw ykłym rozciągnięciem norm alnej analizy zdań z nom inalizacją, użyciam i absolutyw nym i czasowników, itp. Tam w łaśnie b rak w skazania osób, przedm iotów itd. przesądza, że chodzi o w szelkie w ypadki właściwej klasy. Jednocześnie w najm niejszym stopniu nie zawiesza się tarn praw dy, iż rozpatryw ane są cechy i relacje, k tó ry ch poza k o n k retn y m i osobami i przedm iotam i nie ma. Tak np. w zdaniu:

23 Dziedziczenie po dziadku ze strony matki jest rzeczą korzystną.

jako tem at w zięte są pew ne ab strak cje rozw ażane niezależnie od tego, kom u i czemu faktycznie przysługują; do ich oczywistej n a tu ry jedn ak należy, że stoją za nim i niezbyw alnie k onkretni w stępni i zstępni.

W w ypadku w ątpliw ości zapis 21 można bez istotnej szkody zastąpić konw encjonalnym zapisem n eg aty w n o -eg zy sten cjaln y m 20:

2 3 ~ ]

o x ) (Fx

л

Gx)

Z apisy 21 i 23 są w inten cji całkowicie rów now ażne poza jed nym tylko m om entem : w 21 jest uw zględniona presupozycja pozytyw no- -egzystencjalna, k tó rej w 23 brak.

Zróbm y teraz listę najw ażniejszych właściwości stru k tu raln o -sem an - tycznych im p lik atur negatyw no-egzystencjalnych, w łączając w to pew n e cechy, k tó ry ch zapis nie objaw ia:

a) pojęcie stanow iące tem at jest scharakteryzow ane za pomocą dic­ tum tem atycznego („presupozycji”) przypisującego m u istnienie, tzn. „w ystępow anie w sposób isto tn y w zdaniach praw dziw ych” (w zw ykłym w ypadku chodzi o przysługiw anie odpowiedniego orzecznika co n a j­ m niej jednem u przedm iotowi);

b) od pojęcia tego przechodzim y następnie do koniunkcji obejm u­ jącej poza nim jakieś inne pojęcie (pojęcia), k tó ra ostateczni? otrzym uje w rem acie c h a rak tery sty k ę nieistnieniow ą;

20 Jestem zobowiązany W itoldowi M a r c i s z e w s k i e m u za krytykę pew nej wcześniejszej próby „logizującej” interpretacji treści przysłów.

(17)

c) składniki tej k oniunkcji są u jęte w e w spólnym odniesieniu p rze d ­ m iotow ym ; gdyby w ram ach re m a tu fałsz był odniesiony do połączenia „F x , G y ”, gdzie х ф у , to przy w skazanej poprzednio presupozycji po­ zy ty w no-egzystencjalnej na tem at F x byłoby to po p ro stu rów noznaczne z tezą, że nie istn ieją przedm ioty o cesze G; tym czasem tak a teza nie m oże w żaden sposób charakteryzow ać pojęcia F, a przecież w łaśnie o jego c h a ra k te ry sty k ę chodzi w zdaniu;

d) zarów no poszczególne człony koniunkcji jak i jej całość nie m ogą się odznaczać sprzecznością ani tautologicznością: im p lik a tu ra w ynika z założenia o inform atyw ności au to ra, ta zaś jest nie do pogodzenia z w yw oływ aniem w świadom ości odbiorcy zdań sprzecznych, a więc z p u n k tu w idzenia języka n atu raln eg o nie tylko nieinform atyw nych, lecz elem entarn ie dew iacyjnych, lub zdań tautologicznych ty p u ,,p lub n ie -p ”, któ re, zwłaszcza w zakresie zdań ogólnych, odznaczają się in form atyw - nością zdążającą do zera.

To, cośmy pow iedzieli o w ykluczaniu tautologii w im plik aturze p rzy -

1 słowia, nie oznacza oczywiście niem ożliwości tautologii w ,,lite ra ln y m ”

znaczeniu przysłow ia. P rzeciw nie, tak a tau to lo g ia może być, ze w zględu n a sw ą nieinform atyw ność, efek ty w n y m środkiem w yzw alania im plika- tu ry , zgodnie z ogólnym m echanizm em m etafory, o k tó ry m się mówiło w yżej. Tak więc np. przysłow ie:

24 Jeśli na świętego Prota jest pogoda albo słota, to na św iętego Nikodema jest deszcz albo go nie ma.

— w łaśnie dzięki swej pustce in fo rm acy jnej służy skutecznie jako no­ siciel dem askacji tzw. p rzysłów k alendarzow ych („nie istnieją niezaw od­ ne przepow iednie pogody” ). I m p l i k a t u r y przysłów m uszą jednak przynosić pouczenia rzeczowe n a te m a t tego, co istnieje, nie zaś lekcje iogiki lub spekulacje n a te m a t „św iatów m ożliw ych” .

Trzeba podkreślić, że nasza c h a ra k te ry sty k a przysłów negatyw no- -egzystencjaln y ch o bejm uje w szystkie bez w y ją tk u przysłow ia egzy­ stencjalne, do k tó ry ch tru d n o jest zastosować in te rp re ta c ję pozytyw no- -egzystencjalną (będzie o niej m owa w dalszym ciągu). Tylko na p ie r­ wszy rzu t oka trudności mogą spraw iać liczne przysłow ia rozkaźniko- * we, typu:

25 Wlazłeś między wrony, krakaj jak i ony.

F aktycznie jed n ak przysłow ia takie rów nież spełniają ogólny sche­ m at o p i s u negatyw no-egzystencjalnego. Ich osobliwością jest to, że w prow adzają określone pojęcia, a m ianow icie orzeczniki w artościujące (np. „d obry ”), pow innościow e (np. „n ależy ”), teleologiczne (np. „po to, ż e b y ..., celowe j e s t ...”) itd. W szystkie te orzeczniki, w ostatecznym ro zrachu nku o p arte na pojęciu „w oli” , są z pewnością niezw ykle sw o­ iste. Niem niej jed n ak r e l a c j e m iędzy pojęciam i w odpowiednich przysłow iach są te sam e co gdzie indziej i dadzą się zredukow ać do

(18)

ne-gacji i koniunkcji. W typow ych w ypadkach im p lik atury tych przysłów mówią: „nie istnieje działanie takie a takie, k tó re byłoby godne ap ro­ b a ty ”, „nie istnieje zachow anie takie a takie w okolicznościach takich a takich, k tóre przynosiłoby realizację celu takiego a takiego” itd.

W ypada teraz w yjaśnić, do czego poza granicam i problem atyk i w e- w nętrzno-sem antycznej jest potrzebne schodzenie do poziom u elem en tar­ nej lu b praw ie elem entarnej eksplikacji treści przysłów, skoro w szystko to, co tam jest wyłuszczone, tkw i już w schem acie „ilekroć F, ty lekro ć G ” / „każde F jest G” , schem acie bardzo prostym , sugestyw nym i nie­ w ątpliw ie tra fn ie oddającym intencję, jaka przyśw ieca przytłaczającej większości przysłów.

Otóż sform ułow ania egzystencjalne są bardzo dogodne, kiedy chcem y sobie uw yraźnić pew ne ogólne właściwości przysłów , właściwości zw ią­ zane z ich s tru k tu rą sem antyczną, ale w ykraczające poza nią.

A więc, po pierwsze, pom agają one w jasnej i istotnej egzegezie tradycyjnego i w zasadzie akceptow anego aforyzm u:

26 Przysłowia są mądrością narodów.

P rzy jm ijm y , że m ądrość to um iejętność właściwego postępow ania 21. W m aksym alny m stopniu m ożem y takie postępow anie zrealizować, jeżeli tra fn ie przew idujem y ten bieg rzeczy, za k tó ry m stoją najm ocniejsze gw arancje. Otóż n a jra d y k aln iej przesądza bieg rzeczy to, że pew ne p rzed ­ m ioty i sy tu a c je nie istnieją. Zw róćm y uwagę, że tzw. w yjaśnianie sy ­ tu ac ji w życiu i podejm ow anie w ślad za ty m decyzji jest przede w szyst­ kim w ykluczaniem określonych możliwości; sy tu acja jest najjaśniejsza tam , gdzie je s t n ajb ardziej pusto, gdzie m ożliwe stan y rzeczy red u k u ją się gw ałtow nie. O potędze braku, nieistnienia m ówi w sposób stanow czy rosyjskie przysłow ie:

27 Na niet i suda niet.

Tak więc um iejętność właściwego postępow ania zakłada przede w szystkim wiedzę lub tra fn e w sensie prak ty czn ym przypuszczenie n a tem at rzeczy istniejących, że wśród nich n i e m a określonych rodzajów ty ch rzeczy. W praw dzie wiedza o ściśle ogólnym nieistnieniu nie jest m ożliw a 22, n aw et w nauce, k tó rej rdzeń, tak jak w szelkie w yjaśnianie, sprow adza się w łaśnie do sądów o nieistnieniu pew nych rzeczy. Ale p rak ty cznie tra fn e dom ysły na ten tem a t snuć możemy. To jest też głów ny sk ładnik m ądrości. Do grom adzenia takich w łaśnie zasobów zm ierzały przysłow ia (czyniąc to ze zm iennym powodzeniem, bo w w al­ ce z ta k potężnym i przeszkodam i, jak n a tu ra ln a niepew ność dom ysłu,

21 Idę tu za m yślą A. W i e r z b i c k i e j (Kocha — lubi — szanuje. Medytacje

semantyczne. Warszawa 1971).

22 Zob. np. J. S u c h , Proble m y weryfik acji wiedzy. Warszawa 1975, s. 104 i in

(19)

a zarazem n ieu stający n a c isk s przesądów). D om inująca negatyw no-egzy- stencjalna s tru k tu ra przysłów zgadza się z ty m w szystkim doskonale.

Po drugie, chodzi o m echanizm m etafory. Je st on, jak w idzieliśm y, op arty na p rzyjm ow anym przez odbiorcę założeniu in ten cji in fo rm acy j­ nej nadaw cy, założeniu nie podw ażanym przez fakt, że tekst, z któ ry m się styka, nie może w jego oczach uchodzić za w yrażający, p rzy jego zw ykłym rozum ieniu, rzeczyw istą in tencję nadaw cy. Jeżeli więc w p rz y ­ słow iu w łaściw ym m a działać, e x definitione, m echanizm m etafory, to jego odbiór m usi prow adzić do w y czy tyw ania im p lik a tu r in fo rm atyw - nych. Odbiorca nie może, w n o rm aln y ch w arunkach, dom yślać się u n a ­ daw cy in ten cji przed staw ienia m u sądu dla niego nieinform atyw nego (właśnie dlatego, jak w spom inaliśm y, tautologie nie m ają szans na ode­ granie roli im plikatur). Otóż zdania negatyw no-egzystencjalne ściśle ogól­ ne są jako klasa m aksym alnie inform atyw ne, gdyż dotyczą nieskończo­ nej liczby w y p a d k ó w 23 ; takim i zaś w łaśnie zdaniam i są im p lik atu ry przysłów , o k tó ry ch mowa. Co praw da, tw ierdzenia negatyw no-egzysten­ cjalne, podobnie ja k w szelkie inne, mogą zostać zbanalizow ane przez częste pow tarzanie. Ale poniew aż n ik t nie może napraw d ę w i e d z i e ć , że przedm ioty określonego ro dzaju nie istnieją, tw ierdzenia negatyw no- -egzystencjalne, jeżeli nie zostały w opinii pow szechnej niedw uznacznie sfalsyfikow ane, nie tracą nig d y do końca w aloru inform acyjnego, naw et z p u n k tu w idzenia subiektyw nego stosunku ad resatów do danej tezy.

Po trzecie, w ydaje się, że owa znana niew eryfikow alność ogólnych zdań n eg atyw no-egzystencjalnych w pisyw anych w przysłow ia czyni, przyn ajm n iej w pew nej m ierze, zrozum iałym i takie asp ek ty przysłów , jak ich cytatow ość i obiegowość. Za rzecz n a tu ra ln ą bowiem w ypada uznać niechętne form ułow anie przez ludzi zdań niew eryfikow alnych i idącą za tym tend en cję do u k ry w an ia niejako ich au torstw a. Do w y ­ głaszania takich zdań potrzebny jest p araw an obiegowej m onety. Otóż tej w łaśnie do starczają przysłow ia. Myśli ogólnej, zawsze ryzykow nej, ostatecznie niespraw dzalnej, nie jest się skłonnym podaw ać jako w łasne­ go zdania, bez w szelkich dodatków , bo w ygłoszenie zdania oznajm ującego zobowiązuje do podpisania się pod kolejnym zdaniem , m ianow icie „wiem, że jest tak, jak tam to zdanie głosi” , czyli pod czymś, czego zgodność z rzeczyw istością jest m ocno w ątpliw a (a fak tyczn ie jej nie ma). N or­ m alnem u użytkow nikow i języka przysłow ie przychodzi w tej rozterce z pomocą: może on przytoczyć frazę, za którą, w danej wspólnocie, nie bierze już odpowiedzialności. W ten sposób ze s tru k tu rą sem antyczną przysłów wiąże się też ich ch arak tery sty czn a „cytatow ość” . Z n ajdu je ona w yraz m. in. w dodatkow ym dystansow aniu się m ówiących od treści przysłow ia za pomocą zw rotów ty p u „jak m ówi przysłow ie” . Oczywiście,

23 Zob. K. R. P o p p e r , Conjectures and Refutations. The Growth of Scien­

(20)

tego rodzaju w platan ie przysłów w ciąg wypowiedzi zm niejsza jedn o­ cześnie ich subiek ty w n ą nieinform atyw ność, m ianowicie przez p odkre­ ślenie, że nadaw ca jedynie przypom ina rzecz skądinąd znaną (chw yty takie stosuje się rów nież przy pow tarzaniu innych zdań już przedtem p rzy jęty ch przez odbiorcę); w tej funkcji, fu n k cji przypom nienia, w ypo­ wiedzenie traci odium ,,reiteracy jn o -an ty in fo rm acy jne”.

Po czw arte, z n a tu rą ogólnej negacji egzystencjalnej wiąże się w spo­ sób oczywisty stałość przysłów lub p rzynajm niej ich w ielka długow iecz­ ność oraz p rzysługujący im w m niejszym lub większym stopniu w alor powszechności, w ykraczania poza granice rodziny czy przysiółka. Im pli- k a tu ry szczegółowe, o referen cji jednostkow ej, z istoty rzeczy nie mogą się ustalać dla w iększych wspólnot i na dłuższy czas.

Po piąte wreszcie, s tru k tu ra sem antyczna rozw ażanych przez nas przysłów d y k tu je konieczną jednozdaniowość tych tekstów 24. Z astosujm y tu rozum ow anie a contrario. Przypuśćm y, że pewien tw ór przysłow iow y jest rzeczywiście sekw encją zdań. O drzucając, ze względu na to, o czym była mowa w poprzednim punkcie, obecność w tym tw orze zdań jed ­ nostkow ych z auten ty czną referen cją, m usim y przyjąć, że każde zdanie składow e jest bądź zdaniem ogólnym, bądź quasi-szczegółowym zdaniem m ów iącym o przedm iocie fikcyjnym . Jeżeli teraz w szystkie zdania se­ kw encji m iałyby być ogólne, to albo istniałaby m iędzy nim i jakaś więź, powiedzmy, k o n trastu , albo też b rak byłoby wszelkiej więzi. W p ierw ­ szym w ypadku owa więź scaliłaby i tak zdania w jedno. Jakoż istn ieją przysłow ia stanow iące takie zdania ogólne złożone, np.:

28 Nie bądź słodki, bo cię zliżą, nie bądź gorzki, bo cię splują.

Żadne z takich przysłów nie jest sekw encją zdań, lecz jest zdaniem . Z kolei w w ypadku b rak u więzi m iędzy zdaniam i ogólnymi ich połą­ czenie m ogłoby być tylk o m echaniczne i doraźne, dając tek st niespójny; użytkow nicy języka trak tow alib y faktycznie rzekom e części jednolitej całości jako osobne obiekty i stosowali każdy z nich tam , gdzie byłby potrzebny. I w tym więc w ypadku hipotetyczna sekw encja zdań znika.

Rozważm y teraz ew entualną sekw encję zdań szczegółowych fikcjonal- nych. Taka sekw encja jako całość może n atu ra ln ie być nosicielką pew ­ nej im p lik atu ry , podczas gdy poszczególnym zdaniom składow ym żadna im p lik atu ra nie przysługuje. Ale wówczas m am y do czynienia z tw orem , k tó ry już m a jakąś inną nazwę niż przysłowie, np. opowiastki, gadki, przypow ieści itp., jak choćby:

29 — Poszłabyś ty za mąż?

— Toćby się polazło. A masz ty co?

24 Jest to teza niezgodna ze sformułowaniem, jakie na ten temat znajdujemy u K r z y ż a n o w s k i e g o (Przysło wie, s. 335), który do przysłów gotów jest zali­ czyć, wprawdzie jako rzadziej występujący, również „układ paru zdań, od dwu do czterech”.

(21)

— Może by się znalazło. A um iesz ty robić? — Co wam do głow y wlazło?

Tw orow i tak iem u , ty lk o ze w zględu n a ta k przygodny czynnik, jak np. jego subiektyw nie oceniana krótkość, nie m a sensu nadaw ać m iana przysłow ia, przenoszącego go do św iata, w k tó ry m k ró lu je przyw iązanie im p lik a tu ry bezpośrednio do jednego, z osobna wziętego zdania.

Pozostaje w reszcie teo rety czn a możliwość sekw encji m ieszanych, obejm ujących zdania ogólne i szczegółowe fikcjonalne. Do w ypadku szeregu zdań fikcji połączonego ze zdaniem ogólnym jakoś się z w y ­ m ow ą tam tego szeregu w iążącym stosuje się to, cośmy pow iedzieli przed chw ilą: m am y więc np. ew id en tn ą stru k tu rę bajk i, k tó re j przem ianow y- w anie na przysłow ie byłoby rażącym kaprysem . Z szeregiem zdań ogól­ nych działoby się to, cośmy już naszkicow ali w yżej. N atom iast p o jed y n ­ cze zdania fikcjo n aln e z pojedynczym i zdaniam i ogólnym i n ie m ają n a j­ m niejszych szans utw orzenia tek stu ustalonego: b ra k jest nieincy dentaln ej m otyw acji zespolenia składników , m otyw acji, k tó ra k reu je każdy rzeczy­ w isty tek st i bez k tó rej m ożna mieć co najw y żej ciąg znaków d iak ry ty cz­ nych. To samo oczywiście dotyczyłoby bezładnej p rzep latan k i zdań fikcjo- nalnych i ogólnych. J a k w idać, nie ty lk o w szystkie niew ątpliw e p rz y ­ słow ia zaświadczone w lite ra tu rz e parem iologicznej są jednozdaniow e, lecz nie m a żadnych po d staw po tem u, b y postulow ać możliwość p rz y ­ słów d w u - czy kilkuzdaniow ych.

Zauw ażm y tu p rzy okazji, że odw rotnie, a try b u te m nieodłącznym pewnego funkcjonalnie, nie ty lk o kształtow o, odrębnego ty p u fikcji lite ­ rackiej, ty p u szczególnie ważnego, jest fakt, że k o n sty tu u je go sekw en­ cja p o n a d zdaniow a: przechodzenie od zdania do zdania jest tu nie m niej istotne niż zdania sam e — z pew nością wiąże się z ty m jakoś S a r­ tre ’owski w gląd w „ lite ra tu rę jak o oczekiw anie” 2S. M ożna sobie w y ­ obrazić jednozdaniow y tek st, powiedzm y, anegdoty, k tó ry na dobrej zasadzie da się zaliczyć do lite ra tu ry , jednakże ta jego budow a z d e te r­ m in u je w sposób n ieu ch ro n n y i s tru k tu ra ln y jego osobny sta tu s fu n k cjo ­ nalny, m ianow icie sta tu s u tw o ru dydaktycznego, i przeciw staw i go w sposób isto tn y n a w e t d w u - czy kilkuzdaniow ym anegdotom .

Zw róćm y się tera z do pars m inor przysłów w łaściw ych, tzn. do przysłów ty p u :

18 I koń się potknie. 30 Mai zolotnik, da dorog.

N azw aliśm y je poprzednio pozytyw no-egzystencjalnym i. Zgodnie z tą nazw ą głoszą one istnienie pew nych przedm iotów lub sy tuacji. Tak np. przysłow ie 18 m ożna, jak się w ydaje, zin terp reto w ać za pomocą n a stę ­ pującej parafrazy:

18a Co do osób popełniających błędy: istnieją sytuacje takie, że jakaś osoba popełnia błąd, mimo ze się odznacza wysoką (najwyższą) sprawnością. 25 J.-P. S a r t r e , C zym je st literatura. Warszawa 1968.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oczywiście jest, jak głosi (a); dodam — co Profesor Grzegorczyk pomija (czy można niczego nie pominąć?) — iż jest tak przy założeniu, że wolno uznać

[r]

Poprzez precyzyjne i związane z fizycznymi zjawiskami towarzyszącymi rozwojowi pożaru, określenie wymagań i ocenę właściwości ogniowych wyrobów, a następnie

Zbiór funkcji nieparzystych oznaczymy literą N, natomiast zbiór funkcji parzystych - literą P..

Pow ołując się n a wagę owych wydarzeń, stwierdza: „(...) kryzysy te oraz sposoby ich rozwiązywania stanow ią zasadnicze m om enty zwrotne w historii

Osoby, które otrzymały powiadomienie o kontakcie z zakażonym i mają niepokojący wynik testu oceny ryzyka, mogą także poprzez aplikację zapisać się na test

Ty, Wiesiu, zapamiętaj to sobie, ty się dobrze przyglądaj, co ja robię, ty się ucz myśleć, tu jest samochód a nie uniwersytet.. Taki ciężar - powiada

A nie lubię, bo osądzanie sztuki jest sprawą bardzo prywatną, tak samo jak tworzenie sztuki, kiedy więc przychodzi mi swoje prywatne sądy uzgadniać z prywatnymi sądami