• Nie Znaleziono Wyników

Ze wspomnień bibliotekarza Rady Adwokackiej w Warszawie (1921-1925)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ze wspomnień bibliotekarza Rady Adwokackiej w Warszawie (1921-1925)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Ze wspomnień bibliotekarza Rady

Adwokackiej w Warszawie

(1921-1925)

Palestra 12/11(131), 104-114

1968

(2)

104 E d w a r d M u s z a l s k i N r 11 (131)

On Pan zasługuje na 100% zaufania, gdyż to jest człow iek Honoru. Co ze mną i m oim dzieckiem będzie dalej, to tylk o jeden Pan Bóg wie. Czy m y przeżyjem y, to jest w ielki znak zapytania. (...)

Pozostały jeden jed y n y z całej rodziny J. Olner.

P.S. Może w życiu jeszcze się zobaczym y, co ja bardzo a bardzo pragnę, cału­ ję Was w szystkich biedny i w yczerpany, co walczy ostatnim i siłami

Wasz J. Olner.

*

* *

Przedstaw ione relacje stanow ią m ateriał faktograficzny, czekający na opraco­ w an ie pięknej k arty adw okatury w arszaw skiej w okresie okupacji. Jest to zaled­ w ie m ały przyczynek tej działalności, ale jakże piękny i ludzki, o jakże olbrzy­ m im ładunku dram atycznym . Po 25 latach inaczej się czyta i odczuwa te doku­ m enty, ale istnieje konieczność pow rotu do tych lat nie tylko z ciekawości w łaś­ ciwej historykowi, ale przede w szystkim ku przestrodze i dla wyciągnięcia odpo­ w iednich wniosków analitycznych na przyszłość.

EDWARD MUSZALSKI

Z e wspomnień bibliotekarza Rady Adwokackiej

w Warszawie (1921—1925)

Szukając zajęcia, trafiam przed oblicze kierow nika b iura Rady Adwokackiej, miłego, starszego pana, b. sędziego pokoju, Dionizego Sztum pfa, a ten mi rzecze:

— A może by pana zainteresow ała praca w bibliotece, bo adw okat Wacław S zu m ań sk i1^ chce zreorganizować bibliotekę R a d y 8 i poszukuje kogoś do pomocy?

Pędzę więc po południu w godzinach przyjęć adw okackich do jego gabinetu na trzecim piętrze nad kaw iarnią Udziałową w domu na rogu al. Jerozolim skich i No­ wego Światu.

1 Z. C z a y k o w s k a : B ib lio g rafia a d w o k a tu ry p o lsk iej, 1945—1960, W arszaw a 1961.

2 Z. C z a y k o w s k a : B ib lio g rafia h is to rii a d w o k a tu ry polsk iej 1901—1918, W arszaw a 1968. 3 o dziejach sam ej B ib lio tek i za cały o k res jej Istn ien ia 1886—1944 zob. E. M u s z a l s k i : B ib lio tek a R ady A dw okackiej w W arszaw ie. P rz e g lą d B iblioteczny, o rg a n n au k o w y S to w a ­ rzyszenia B ib lio tek arzy Polskich H. XX II, tz. 4, p a źd ziern ik —g ru d zień 1954, s. 330—342.

Za la ta 11921—1925 zob. sp ra w o zd an ia R ady A dw okackiej w W arszaw ie w „G azecie Sądow ej W arszaw sk iej” z r. 1922 n a s. 235, z r. 1923 n a s. 197, 227—8, 238—9, z r. 1924 n a s. 197 i z r. 1925 n a S. 416, 432—4.

(3)

N r 11 (1 3 1 ) Ze w sp o m n ie ń b ib lio teka rza R a d y A d w o k a c k ie j w W arszaw ie 105

— U porządkuje pan bibliotekę. Oddam pana pod opiekę fachową p. F austyna Czerwijowskiego, d yrektora biblioteki publicznej im. Kierbedziów na Koszykowej. N ajpierw się czegoś nauczyć, później z pomocą kilku, no pięciu, kolegów w szyb­

kim tem pie uporządkować i jak się pan dobrze spraw i, może pozostać na stale. W ynagrodzenie 200 m arek polskich miesięcznie.

To ostatnie — sum a niezaw rotna, ale m inim um egzystencji studenckiej zapew ­ nione.

N azajutrz oglądam z adw. Szum ańskim pole bitwy: pokój adwokacki w Pałacu Rzeczypospolitej, czyli K rasińskich, w gmachu mieszczącym Sąd Najwyższy i Sąd A pelacyjny. Pełny książek, czasopism, tom ów orzeczeń i roczników urzędowych.

O odgadnięciu, w jakim porządku poustaw iano książki na półkach, nie mogło być mowy. Żadnych katalogów czy inw entarzy nie zastałem. Podobno niektóre książki ze stem pelkiem biblioteki lub adw okata W iktora H au sb ra n d ta 4 (otrzymano w darze od wdowy po nim) znajdowano u niektórych antykw ariuszy na Święto­ krzyskiej.

Pod kierunkiem M istrza dyr. Czerwijowskiego przeszedłem jedyny w swoim rodzaju wielomiesięczny kurs bibliotekarstw a jako jedyny uczeń. Trudno powiedzieć „słuchacz”, jak to bywa, gdy mowa o kursantach, albowiem M istrz niewiele kazał słuchać swej mowy. W ręczył mi za to swą w łasną książkę pt. „Bibliotekarz” i parę większych podręczników (m. in. J. M. Chaw kina, wyd. 1911 w jęz. rosyjskim , parę

w jęz. francuskim ) do przeczytania oraz napisania uw ag-odpowiedzi na ankietę

i recenzji z niektórych rozdziałów. Po kolokwium polecił zwiedzić szereg bibliotek. Wśród tych zwiedzanych bibliotek — prócz tradycyjnych, najw iększych — były wówczas w W arszaw ie niektóre najlepiej postawione: C entralna Biblioteka W ojsko­ wa, w k tó rej nie mógł nie budzić zachwytu w spaniały katalog krzyżowy, biblioteka Sejm u Ustawodawczego, rosnąca w zaw rotnym tem pie, biblioteka M inisterstw a S p raw Zagranicznych, bliblioteka B iura P racy Społecznej, a wśród fachowych, najbliższych tem atycznie, biblioteki: P ro k u rato rii G eneralnej Rzeczypospolitej Pol­ skiej i M inisterstw a Sprawiedliwości. M istrz pokazał mi szczegółowo swe własne dzieło: Bibliotekę Publiczną im. Kierbedziów.

Z odwiedzin tych sporządziłem sprawozdanie i charakterystyki. Sporządziłem też program uporządkow ania i skatalogow ania, a następnie regulam in korzystania z biblioteki Rady. Zatw ierdziła to Kom isja Rady w składzie: W alerian Przedpełski, W acław Szum ański i Ludw ik Domański (później, zam iast niego, od 4.IV.1922 r. Bo­ lesław Bielawski), a po niej Rada Adwokacka.

Porządkow anie odbywało się w godzinach popołudniowych, po dwie godziny w ciągu 6 miesięcy, z udziałem kolegów -studentów praw a: 1. Edw arda Festena (obecnie bibliotekarza w pracow ni architekta w Kalifornii), 2. Bohdana G ajew i- cza (później adw okata w Radomiu), 3. M arii Farbiszew skiej (później małżonki po­ przednio wymienionego, która też była adw okatem w Radomiu), 4. Mieczysława K leinerta (później sędziego) i 5. Zdzisława Kuleszy (później pracow nika Banku Polskiego i Narodowego B anku Polskiego). Robota w miłym tow arzystw ie, które było owiane pełnym zapałem, postępowała raźno naprzód i w w yniku półrocznej taśm owej pracy biblioteka została w końcu uporządkow ana i oddana do użytku. Mieliśmy następujące katalogii kartkow e w klam rach: 1) alfabetyczny, autorski i przedmiotowy oraz 2) działowy w układzie chronologicznym 5 kartek w działach

4 Z o b . ż y c i o r y s w : P o l s k i S ł o w n i k B i o g r a f i c z n y .

5 O ty m E. M u s z a l s k i : U kład ch ronologiczny w dziale k a ta lo g u rzeczow ego, czaso­ pism o i,B ib lio tek arz” n r 7—8/1950, s. 110—113, n r 1—2/1951, s. 8—10 i n r 6/1951, s. 72—73.

(4)

106 E d w a r d M u s z a l s k l N r 11 (131)

przyjętych zgodnie z Bibliografią Suligowskiego, choć z pew nym i zmianami. Mie­ liśmy też: egzemplarz tejże bibliografii Suligow skiego« z zaznaczeniem syg n atu r naszej Biblioteki, praw ie wszystkie dzieła z ostatniego półwiecza oraz inw entarz zbiorów i spis dubletów. Książki były porządnie oznaczone i ustaw ione w szafach. Ponadto była półka z kilkudziesięciom a książkam i biblioteczki podręcznej. S tarano się, by czytelnik tracił jak najm niej czasu przy odnajdyw aniu książki.

Czytelników miało być kilkuset: adw okatów (było ich 20.111.1921 r. w W arszaw ie 428, a na prow incji w apelacji — 112), aplikantów adwokackich (w W arszawie 27, na prow incji 11), członków zrzeszenia aplikantów sądowych i adwokackich. Z cza­ sem trafiały sporadycznie do biblioteki w charakterze czytelników także inne osoby. Przy otw arciu (1922 r.) było 1213 dzieł, a w ydaw nictw ciągłych i czasopism 81 w 1002 woluminach. W net jednak liczby te zaczęły dość szybko się zwiększać.

Tuż przy otw arciu Biblioteki pow stały od razu dw a problem y pracy bibliotekar­ skiej. Pierw szy z nich: czy przechowywać i skatalogować stare w ydaw nictw a ciąg­

łe sprzed wielu lat w rodzaj roczników urzędowych władz, kalendarzy, nakazów

W arszawskiego Okrużnogo Suda (rocznik zaw ierający personalia, przepisy m iej­ scowe itp.)? Na kom isji bibliotecznej zdania były podzielone. Po dłuższej debacie postanowiono jednak zachować te m ateriały.

Drugi ważny problem : co zrobić z dubletam i? Mieliśmy kom plety różnych dzien­ ników ustaw odaw stw z X IX i XX wieku, dotyczących K rólestw a Polskiego, orzecz­ nictw a sądów K rólestw a Polskiego, Senatu rosyjskiego i sądów francuskich, ale sporo także ich dubletów . Mnóstwo też było dubletów różnych książek i broszur. Zostałem upoważniony i zobowiązany do ich wym iany bądź innego pozbycia się tych dubletów.

Później pooddawano je bibliotekom adwokackim w okręgu Izby w arszaw skiej. O trzym ały więc: Sosnowiec, Łódź, W łocławek, Częstochowa, Sem inarium praw a p u ­ blicznego U niw ersytetu W arszawskiego, Zrzeszenie Sędziów w Równem, biblioteki sądów w W arszawie, Koło Praw ników Studentów U niw ersytetu W arszawskiego (w drodze wym iany bądź darmo).

Biblioteka była o tw arta dla czytelników początkowo w godzinach 12,30—14,30. M iałem poza tym sporo pracy na mieście, głównie w form ie kontaktów z innym i bibliotekam i i w ydaw cam i (księgarnie F. Hoesicka oraz Trzaski, E w erta i M ichal­ skiego) oraz z osobami pryw atnym i, m ającym i książki do sprzedania lub darow a­ nia. Pracow ałem też na m iejscu przy katalogow aniu i innych czynnościach. W tych godzinach wczesnopopołudniowych uciszał się gw ar pokoju adwokackiego i było spokojnie. Były to dobre chwile do czytania i m ów ienia raczej szeptem. Z czasem udostępniono zbiory w większym zakresie, bo m iałem do pomocy woźnego Rady Stanisław a Skoczka, nieco młodszego ode mnie.

Różne bywały rozmowy i zainteresow ania grup adw okatów w godzinach rannych i tych „bibliotecznych”. Rano schodzili się najw ięksi św iata palestranckiego z W ar­ szawy i innych m iast do Sądu Najwyższego i Apelacyjnego. Z dawniejszych sław w arszaw skich sprzed wojny 1914 r. wielu już nie żyło lub wycofało się z prak ty k i, przechodząc n ain n e stanow iska — w sądownictwie, dyplom acji i gdzie indziej. Już tylko same nazwiska tych daw nych obijały mi się o uszy, jak Adolf P ep ło w sk i2, Leon P a p ie sk i2, A ntoni O suchow ski2, K arol D u n in 2, Stanisław P a te k 2 (w latach mego bibliotekarstw a ambasador).

6 N iejak o p ro d u k te m ubocznym p ra c y bib lio teczn ej b y ł a r ty k u ł E. M u s z a l s k i e g o : K ilk a słów o b lib lio g rafii p ra w n iczej p o lsk iej, „ P a le s tra ” 1931, s. 75—81.

(5)

N r 11 (1 3 1 ) Ze w sp o m n ie ń b ib lio teka rza R a d y A d w o k a c k ie j w W arszaw ie 107

Żył jeszcze w tedy i praktykow ał facecjonista A leksander John2, ale go nie w i­ dywałem. A leksander K rau sh ar *> 2 należał już do postaci legendarnych; stale re p re­ zentował w m undurze powstańców z 1863 roku, pisyw ał też wspom nienia o W ar­ szawie i o adw okatach. Kiedyś widziałem jeszcze adw okata Kazimierza K orw in- -Piotrowskiego, b ra ta Zapolskiej, w w ytw ornym czarnym , długim surducie, choć już nie we frak u adwokackim, z nieodłącznym m onoklem w oku oraz W incentego Biskupskiego, cywilistę i obrońcę konsystorskiego, dostojnego siwego pana z długą brodą. Mecenasa Dominika A n c a 4 spotkałem jeszcze przed laty jako dobrotliwego, siwego staruszka, m ile uśmiechniętego, odnoszącego się z zachwytem względem studiującej młodzieży na Uniwersytecie W arszawskim, gdzie przez parę lat aż do swej śmierci (.1918 r.) w ykładał prawo cywilne napoleońskie. To on w czasie swego jubileuszu 40-lecia pracy adwokackiej wypowiedział skrom nie ważkie słowa: „Świę­ cicie 40-lecie, a właściwie to rok pracow ałem , a 39 la t czekałem na spraw y”.

Ludw ik M arczewski był już u schyłku swej p rak ty k i w związku z radcostw em w Sosnowieckim Tów arzystw ie Kopalń Węgla. Zachodził do nas z zadowoleniem, aprobując odrodzenie się biblioteki, k tórą niegdyś w latach osiemdziesiątych za­ kładał.

Adolf Finkelhaus, drobny wzrostem, delikatny, subtelny, mocno szpakowaty, ruchliw y, m ający klientelę ziem iańską i kupiecką, w padał zawsze tylko na chwilę, by coś określonego sprawdzić w księgach i rocznikach i czym prędzej um knąć.

Stanisław Paciorkow ski, m ający syna już na poważnym stanow isku urzędniczym w adm inistracji państw ow ej, przy 'zm niejszającej się praktyce, nie przestaw ał się interesow ać nowościami w wydaw nictw ach praw niczych (zwłaszcza z zakresu praw a państwowego), głosząc z przekonaniem w słowie i druku tezy m onarchistyczne.

B ernard M aliniak, wiecznie otoczony m łodymi aplikantam i-Żydam i, którzy za­ rzucali go naw et w Bibliotece dziesiątkam i pytań, cierpliwie im tłum aczył szcze­ góły kodeksu Napoleona.

Wówczas adw okatura wielu swych znakom itych przedstaw icieli oddała sądow ­ nictwu. Sędziowie, najbardziej zżyci z kolegami adw okatam i w arszaw skim i, zacho­ dzili do pokoju adwokackiego, a czasem naw et sięgali do książek Biblioteki. Na serdeczne w spom nienie zasługują zwłaszcza sędziowie: z Sądu Najwyższego: Ignacy Baliński (prezes Rady M iejskiej stolicy), Leon Błaszkowski, Jak u b G la ss4 (z izby p ruskiej, później notariusz, znakom ity znawca praw a hipotecznego, działacz ew an­ gelicki na Śląsku i M azurach^ A leksander Mogilnicki i Emil Stanisław R appaport (w spółautorzy kom entarzy do p raw a i procedury karnej), Franciszek Nowodworski (później pierwszy prezes Sądu Najwyższego); z Sądu Apelacyjnego: Ja n A ndrzej- kowicz, Antoni Bogucki (wrócił później do adw okatury i polityki), Feliks D utkie­ wicz (przed 1918 r. działacz społeczny w Czerniowcach na Bukowinie, później m i­ nister sprawiedliwości), Janusz Jam o n tt (później sędzia Sądu Najwyższego i w y­ kładowca na Wolnej Wszechnicy), Ja n K ukiel-K rajew śki, Wacław Miszewski (póź­ niej sędzia Sądu Najwyższego i wykładowca procedury cyw ilnej na Uniw ersytecie), Ja n N am itkiewicz (później sędzia Sądu Najwyższego i zastępca profesora Uniw. W arszaw, oraz profesor Uniw. Łódzkiego). Czasem zaplątał się tu i ksiądz-kapelan sądowy w komży, który odbierał przysięgę od katolików , i rabin Posner, k tó ry do­ stojnie, w atłasowym czarnym stroju i czapce lisiurze, odbierał przysięgę od staro- zakonnych. W gronie starszych mówiących i młodszych słuchających dyskutow ano na tem at aktualnych kw estii praw nych i politycznych, a jednocześnie wiele czasu poświęcano na wspominki i anegdotki, zawsze bardzo dowcipne i ucieszne.

(6)

108 E d w a r d M u s z a l s k i N r 11 (131)

niosły, bo wysoki, barczysty, potężny mężczyzna, z dużymi, wiechciowymi wąsami, z cygarem w ręku lub w ustach. Gdyby żył 200 la t przedtem , m iałby zapewne na sobie barw ny kontusz i lśniącą karabelę, do których całą postaw ą pasował. Postać w spaniała, bo był w ielkim oryginałem , mocnym w języku, którym szerm ował przed k ra tk a m i i w rozmowach, bez ogródek, w ahań, ceremonii, przypinając łatk i ludziom (zwłaszcza kolegom), satyryczne dosadne ostre epitety, za które nie wolno się było obrazić pod rygorem ośmieszenia się. Kiedyś adw okata Lichockiego, później sędzie­ go sądu okręgowego, nazwał, może nie nazbyt ceniąc jego znajomość praw a „Li- chota-Lichocki”, adw okata Łaganowskiego „G ałganowskim ”, a o sędzim Błaszkow- skim powiedział: „O tak, do spraw błahych”.

A dw okata Stanisław a Van der Noot K ijeńskiegoVVi, działacza stronnictw a dem okratyczno-narodow ego, zwolennika i propagatora w roku 1922 listy wyborczej chrześcijańsko-narodow ej (ChN), Świeszewski nazwał „K not-C hjeński”. Swą dzia­ łalnością adw okacką i społeczną K ijeński spinał różne epoki: od obrony w proce­ sach Wielkiego P ro letariatu w 1886 r., socjaldem okraty B. G urcm ana w roku 1905 aż do w ielu obron politycznych narodowców. Z najgłośniejszych podówczas staw ał w spraw ie redaktora Zygm unta W asilewskiego z oskarżenia pryw atnego wniesio­ nego przez A leksandra Lednickiego o zniesławienie (opis procesu został przez oskar­ żonego wydany w książce pt. „Proces Lednickiego”) i w spraw ie Eligiusza N iewia­ domskiego, zabójcy prezydenta Narutow icza (dwa w ydania książkowe o przebiegu tego procesu w r. 1923).

I K ijeński, i E ttinger czasem też szperali w orzecznictwach i czasopismach

B iblioteki, nie uw ażając siebie za wszystkowiedzących. S tary H enryk E ttinger

górow ał nad wielom a swym i kolegam i oczytaniem w k ilk u językach i gruntow ną znajomością życia, praw a karnego i procedury karnej. Szła przed nim sława, którą m u utrw alano. Nawet Świeszewski, gdy syn H enryka, Mieczysław, poszedł w ślady ojca i przedstaw ił się groźnem u Swieszewskiemu jako młody adw okat, skonstato­ w ał to słowami: „Taki młody, a już Ettinger! Ale wobec ojca zawsze Ś-M ieciuś”. Nie trzeba mylić tej dynastii k arn ej E ttingerów (w k tó rej adw okatem był jeszcze m łodszy b ra t Mieczysława, Ignacy) z adw okatem Salomonem Ettingerem , cywilis- tą oraz znawcą handlu i kontraktów drzewnych.

Nieco tylko starszy od Kijeńskiego, Stefan Godlewski (1853—1929), zasłużony w y­ daw ca Zbioru praw obowiązujących w Królestw ie Polskim i w ybitny publicysta-

-praw nik poprzedniej epoki, figurow ał jeszcze na liście adwokatów, ale się już nie pokazyw ał w sferach sądowych. Raczej do starszych należałoby jeszcze zaliczyć S tanisław a Goldsteina: ruchliw y, bystry, niski wzrostem , stale porywczo gestyku­ lujący i mówiący każdem u „ty”, niekiedy naw et przew odniczącem u rozpraw y są ­ dowej, był znawcą praw a cywilnego i handlowego na w skroś praktycznym , choć uczestniczył w poważniejszych w ydaw nictw ach tekstów ustaw i czasem coś napisał. Zaglądał i on, wcale niew stydliw ie, do różnych ksiąg i czasopism.

W ybitni karnicy starsi stanow ili grono przyjacielskie, naw iązujące jeszcze do K oła Obron Politycznych sprzed wojny. W ystępowali oni łącznie dość często w większych sprawach. Ł askaw ie dopuszczono wówczas tylko tych młodszych, k tó ­

rzy z kolei w kilka lat potem stw orzyli „arystokratyczną” grupę wybitnych obroń­ ców.

Odrębną pozycję wśród nich m iał Mikołaj K o ren fe ld 2’4, obrońca nieletnich przestępców , współzałożyciel i działacz P atro n a tu (.opieki nad więźniami), znany z ostrych przekonań i w ystąpień asym ilatorskich w im ieniu grupy „Polaków w y­ znania mojżeszowego”. Jako starszy pan, czytyw ał jeszcze z zapałem książki

(7)

№ 11 (1 3 1 ) Ze w s P ovinień biblio teka rza R a d y A d w o k a c k ie j w W arszaw ie 109

z dziedziny p raw a karnego i krym inalistyki, potrzebnych mu do obrony w sp ra­ w ach, wśród których słynna była zwłaszcza spraw a nadużyć w Studzieńcu.

W śród starszych znakom itych cywilistów wyróżniał się niezwykłą w prost u p rzej­ mością i dostępnością Cezary Ponikowski, radca C zartoryskich i wielu innych po­ ważnych klientów , prezes Naczelnej Rady A dwokackiej i Związku A dwokatów Polskich.

Adolf Suligowski zachodził może ledwie parę razy do Biblioteki. Zawdzięczała m u ona wiele; jako tw órcy Bibliografii Praw niczej Polskiej lat 1800—1910. Miała też podarow ane liczne jego pisma.

Ja n Ja k u b L itau er i. 2, wysoki szatyn, nieskazitelnie ubrany, wytworny, wówczas pow ażnie głuchawy, więc tym bardziej uw ażany za starszego pana, m iał za sobą wiele poczynań i prac organizacyjnych dotyczących życia adw okatury i sądow ­ nictwa. Przed I w ojną światową był adw okatem , potem był sędzią Sądu N ajw yż­ szego, a później znów przeszedł do adw okatury. Przewodniczył przed wojną Kom i­ tetow i dzieła: „Praw o cywilne obowiązujące w K rólestw ie Polskim ” (wydawnictwa Tow arzystw a Prawniczego w W arszawie, 1914), w którym udostępniono po pol­ sku — po w ielu latach przerw y — teksty ustaw ow e i tezy orzeczeń. W Komitecie tym brali udział ówcześni lum inarze. Po w ojnie podjął sam z parom a innym i w spół­ pracow nikam i nowe wydanie P raw a cywilnego (w roku 1923), tudzież szereg w y­ daw nictw dotyczących procedury i praw a cywilnego. W szystkie oczywiście były one zbierane w Bibliotece. Ostatnio jako członek Komisji Kodyfikacyjnej i kom entator pracow ał głównie piórem ; porad adwokackich udzielał raczej kolegom -adwokatom , a m niej bezpośrednio klientom . Gdy parę razy zdarzyło m u się zasiadać na kanapie pokoju bibliotecznego, zawsze bił odeń blask dostojności. Był przy tym otoczony w ielom a kolegami, którzy pragnęli usłyszeć jego zdanie.

P alm ę pierw szeństw a w cywilistyce dzierżył H enryk Konic.1’2’4 R epertorium w łasnej jego kancelarii wykazywało już wówczas w połowie lat dwudziestych prze­ szło 40 tys. spraw . Był ponadto radcą praw nym B anku Handlowego i innych insty­ tucji. Wiele pisał do czasopism i w ydaw ał książki. M usiał oczywiście mieć wielu pomocników. Tak więc już w roku 1909 pracow ali u niego adwokaci przysięgli bądź pomocnicy adw okatów przysięgłych: Mikołaj Kloczewski, Stefan Zieliński (w iatach dw udziestych wiceprezes Sądu Okręgowego), Stefan Frankensztein-Sieczkow ski (później w icem inister sprawiedliwości), Zygm unt Sokołowski (później dziekan Rady A dw okackiej w Warszawie), K arol Wellisch (radca wielu spółek akcyjnych m.in. Solvay), W. Mazurkiewicz (później poseł RP w A rgentynie) oraz pięciu sekretarzy (z rosyjska nazywano ich „piszczykami”). W owym czasie obywano się jeszcze bez m aszyny do pisania. Redagował Konic „Gazetę Sądow ą W arszaw ską”, tygodnik, do czasu odzyskania niepodległości jedyny organ prawniczy w W arszawie. W r e ­ dakcji tego pism a przygotowywał do zajęcia po sobie m iejsca b ratan k a swego, J a ­ n a Stanisław a Konica, zaraz po wojnie już adw okata i też radcy prawnego.

H enryk Konic b rał czynny udział w życiu politycznym i społecznym. Po I w oj­ nie światowej raczej już tylko w samorządzie adwokackim, ale na w ybitnych sta­ now iskach (był m.in. prezesem Rady Naczelnej). W ykładał na uniw ersytecie i w tych moich czasach bibliotekarskich zaczął wydawać podręczniki. Praw ie nigdy nie w yjeżdżał na urlop; jeździł raczej tylko na kongresy. Mimo rozlicznych zajęć oraz mimo posiadania dużej w łasnej biblioteki w domu, zachodził czasami do B i­ blioteki Rady, by zajrzeć do któregoś z dawnych kom entatorów francuskich, po­ szukać orzeczenia sprzed 100 laty lub z ostatniej francuskiej monografii, których u siebie nie miał.

(8)

110 E d w a r d M u s z a l s k l N r 11 (131)

W ybitnym cywilistą, zwłaszcza w zakresie praw a ubezpieczeniowego, był Bo­ lesław Rotwand, także szef dużej, nowoczesnej kancelarii adw okackiej, mieszczącej

się w domu przy ul. K redytow ej 3 (po drugiej stronie tejże ulicy co Konic).

Miał kilku pomocników adw okatów i aplikantów , wśród nich syna Jerzego.

Inni adw okaci7 prow adzili podówczas kancelarie raczej zupełnie indyw idualnie, w spółpracując tylko od czasu do czasu z innym i lub w yręczając się innymi. Nie­

którzy nie korzystali naw et z żadnej pomocy. Zawsze podziwiałem, jak starszy,

szpakow aty pan, niewielkiego wzrostu, w kołnierzyku w ykładanym , z kraw atem modnym sprzed dw udziestu lat, przy niewielkim wzroście nieco kulaw y, z Wąsa­ mi obwisłymi i ruchliw ym i oczkami, zawsze pełen w erw y, słowem — Ignacy Dwo- rzaczek, wpadał, siadał przy stoliku i przepisyw ał wciąż a wciąż zamaszyście wszelkie dokum enty na odpisy dla przeciw ników procesowych, w ykorzystując każdą chwilę czasu.

Adwokaci o większej praktyce m ieli zazwyczaj do pomocy sekretarkę do pisa­ nia na maszynie i porządkow ania akt w kancelarii oraz tzw. pom ocnika lub po­ mocnicę, nazyw aną czasem szybkobiegaczką, w ykorzystyw aną do w ygotowywania z ak t sądowych i dow iadyw ania się o zapadłych w yrokach i postanow ieniach (we­ dług procedury rosyjskiej nie było doręczeń z urzędu i bez wniosku, trzeba więc było adw okatow i sam em u lub przez pomocnika pilnować każdego m om entu biegu procesu). Pomocnikam i byli przew ażnie studenci lub aplikanci sądowi i adw okac­ cy. Ci bywali często w Bibliotece w związku ze zbliżającym i się term inam i egzam i- nów j gdyż nie mogli sobie pozwolić na kupno drogich kom entarzy i podręczników. Z trudem można było dostać w tedy około 1925 r. Okolskiego „Praw o cyw ilne” za 60 ówczesnych złotych (połowa pensji miesięcznej początkującego nauczyciela). Podobnie było z wydaw nictw em P raw a cywilnego Tow arzystw a Praw niczego z roku 19114.

We wczesnych godzinach popołudniowych następow ała cisza w Bibliotece. Roz­ mowy odbywały się raczej szeptem.

Z n atu ry rzeczy czytelnikam i Biblioteki Rady byli przew ażnie nie nestorzy (poza wyżej wymienionymi), lecz młodzi i ci ze średniego pokolenia, którzy w praktyce swej doszli aż do ówczesnej trzeciej instancji, tj. do Sądu Najwyższego, i ze wzglę­ du na spraw y tam prow adzone poszukiwali ważkich argum entów prawnych. Obo­ wiązywał wówczas kodeks Napoleona i tylko w niew ielkiej liczbie artykułów od­ m ienny od niego kodeks cywilny K rólestw a Polskiego z roku 1825, ważne więc były kom entarze francuskie, naw et stare, a zwłaszcza Demolombe (32 tomy, r. 1880—1896), Hue (15 tomów 1892—1903), L au ren t (33 tom y 1893), B audry-L acanti- nerie (28 tomów, trzecie w ydanie 1905—8), które w szystkie mieliśm y w komplecie, oraz podręczniki i tra k ta ty : Planiol ( 3tomy, t. I, 10 w ydanie 1925), Colin et Capi- ta n t (4 wyd. 1923—1925), Zbiory orzeczeń Dalloza i Sireya. Jako bibliotekarz do­ szedłem z czasem do dużej w praw y i na pytanie np. o argum ent do w ad ukrytych tow arów — podaw ałem lub w skazyw ałem odpowiedni tom tych wielkich kom en­ tarzy.

Szukali w kom entarzach i w orzecznictwie m ateriałów przede wszystkim w ybitni cywiliści średniego wówczas pokolenia. Był więc tu H enryk Cederbaum >’*’« („Wo­ jew oda”, jak go nazyw ał Swieszewski, chyba dla w spaniałej postaw y i staropolskiej brody); był on jednak znany przede w szystkim jako publicysta i autor znakom itych felietonów prawniczych, zamieszczanych stale w K urierze W arszawskim, oraz daw

-7 W ięcej szczegółów o n ie k tó ry c h ja k o a d w o k ata ch zob.: L. W o ł o d k i e w i c z : 50 l a t M iodow a—Leszno, „ P a le s tra ” 1958, n r 5/6, s. 19—32, n r 7/8, s. 20—33.

(9)

N r 11 (131) Ze w sP om nień b ib lio teka rza R a d y A d w o k a c k ie j w W arszaw ie 111

liiejszych: „Ze wspomnień aplikanta” i „Ze wspomnień kandydata”. Jego zięć, Zygm unt N ag ó rsk i2, znany jako bankow y radca praw ny i jako działacz polityczny lew icy ludowej oraz wykładowca na uniw ersytecie, jak również b ra t jego Adam byw ali niezbyt często, gdyż mieli wiele książek u siebie w domu.

A leksander Ja c k o w sk i4, cyw ilista i w ybitny znawca praw a handlowego oraz jego wykładowca przez parę la t na U niw ersytecie W arszawskim i WSH (Wyższej Szko­ le Handlowej), a potem je j profesor i rektor, współtw órca kodeksu handlowego

1932 r., w ym agał od siebie i swych aplikantów ja k najstaranniejszego przygotow a­ n ia spraw . Studiow ał w owych czasach wszelkie kom entarze, napisał też kilka prac rzucających nowe św iatło na niektóre zagadnienia praw ne (np. praca „O akcjach pracy i dla pracow ników ”, 1921).

M ikołaj Kloczewski, radca praw ny Powszechnego Z akładu Ubezpieczeń Wza­ jem nych, znakom ity znawca ubezpieczeń, a zarazem radca Potockiego z Jabłonny,

wyszukiwał w Bibliotece ważkie argum enty w każdej poważniejszej sprawie. Adam S ło m iń sk i2 (podówczas jeszcze w Łodzi, a potem w W arszawie) nie cm ieszkał przyglądać się zbiorom Biblioteki i korzystać z niej; sam zresztą daro ­ w ał jej liczne swe prace z zakresu praw a cywilnego. Opowiadał mi dość niezwykły fa k t ze swego życia. Zdawał mianowicie egzamin na U niw ersytecie w Jarosław iu i odpowiedź jego tak się podobała Komisji Egzam inacyjnej, że zaproponowano mu od zaraz stypendium na studia uzupełniające w P etersb u rg u i Paryżu oraz objęcie potem k ated ry na tym Uniwersytecie, ale propozycji tej nie przyjął.

Przydarzyło się w ybitnem u cywiliście Stanisław ow i Szczepańskiem u8, że kiedyś zatelefonow ał do Józefa Frylinga około godziny 8 wieczorem z następującą prośbą: „Kolego, czy pam iętacie w yrok S enatu w tej kw estii?” Fryling nie mógł na razie tego ustalić i udzielić odpowiedzi, ale nie przestaw ał szukać. Wreszcie o godz. 4 nad ranem Szczepański został zbudzony dzwonkiem telefonicznym przez Frylinga, który tryum falnie oświadczył: „Jest! mam! w yrok z roku 1882!”.

Bolesław Bielawski, opromieniony już sław ą poważnego adw okata jeszcze w K i­ jowie, rychło został kierow any przez kolegów na reprezentacyjne stanow iska w sa­ m orządzie adwokackim . Był senatorem Związku Ludowo-Narodowego. Z początku, jako członek Komisji Bibliotecznej m iał pieczę nad Biblioteką, potem jednak coraz m niej mógł się nią interesować, zaabsorbow any między innym i ogromnym proce­ sem między Radziwiłłami.

M arek K u ra to w sk i2, znakom ity znawca praw a handlowego, ojciec początkujące­ go wówczas adw okata Romana K uratow skiego, zapowiadającego się na znawcę k ilku dziedzin praw a, m niej mógł przeczytać coś z książek Biblioteki na miejscu, gdyż stale był zasypywany pytaniam i przez młodszych o rady.

W ładysław Szyszkowski porzucił stanowisko sędziego Sądu Najwyższego, by wywalczyć — jako adw okat — zwrot lub odszkodowanie dla tych, którym rządy carskie skonfiskow ały m ajątk i po pow staniach. Przygotow yw ał swe spraw y oraz broszury i artykuły, którym i szermował w czasopismach z w ielką starannością su ­ miennego historyka, zaglądając w związku z tym do starych urzędowych roczników i do orzeczeń zgromadzonych w Bibliotece.

Wśród czytelników adw okatów -cyw ilistów nie sposób nie wspomnieć tych, którzy byli już wówczas na szczytach w adw okaturze. Są to więc Edw ard Berens, Teofil Bojanowicz, Adam Chełmoński i, W acław Chm ieliński, H erm an E berhardt, Józef Gembski, Sew eryn Held, Stanisław Janczew ski, Antoni Jurkow ski, H enryk Kon, M aurycy Lipnicki, Ja n Nowicki, Leon Nowodworski, W acław Rembertowicz, Ja n

(10)

1 1 2 E d w a r d M u s z a I s k i N r 11 (1 3 1 )

O ptat-Sokołowski, Zygm unt Sokołowski, Ludom ir Szczepkowski, Bronisław Szpo- tański, Józef Sliwowski, Tadeusz Tomaszewski, A ntoni Tyszyński, Ludw ik Wołod­ kiewicz, Feliks Zadrowski. W ielu z nich doszło później do ważnych stanow isk w adw okaturze, nauce lub polityce. Mieli oni opinię doskonałych adw okatów -cyw i- listów ;’s. Może ta niew iele mówiąca wzm ianka samych nazwisk zachęci kogoś do obszerniejszego przekazania ich pamięci następcom.

Dla spraw karnych w ażne były kom entarze rosyjskie oraz orzecznictwo Senatu cesarstw a do kodeksu z roku 1903, obowiązującego w całym zaborze rosyjskim .

Do orzecznictwa karnego, artykułów w czasopismach, m onografij sięgali ów­ cześni adwokaci upraw iający p raktykę k arn ą, chociaż nie wszyscy z nich w yłącznie karną.

Elegancki brunet, argum entujący subtelnie, Jerzy B erland; poseł, m ający spraw ę społeczną na widoku W acław B itner; były kom endant policji państw ow ej Włodzi­ m ierz Borzęcki; zręczny znawca życia handlowego i psychologii przestępcy Wac­ ław Brokm an (nie tylko gabinet, ale i cały przedpokój od podłogi do sufitu m iał zapełniony cennymi obrazam i); najm łodszy z dynastii Ettingerów Ignacy; specja­ lista od spraw zabójstw w afekcie i innych subtelnych Mieczysław Jarosz; o posta­ wie i wyglądzie senatora rzymskiego, w spaniałej wiedzy i głosie; M arian Niedziel­ ski; dostojny i dobrotliw y zarazem dziekan Ja n Nowodworski (utalentow any m u- zyk-am ator); człowiek niezwykłej pracowitości, staranności i horyzontów p raw ni­

czych Leon Nowodworski (w roku 1925 sekretarz Rady); subtelny pięknoduch F ra n ­ ciszek Paschalski, który czuł się dotknięty tym , że jeszcze nie m iał jakiejś książki; Stefan Perzyński; pełen wiedzy Kazim ierz Sterling; wspom niany wyżej W acław Szum ański; wielkiego talentu, były wicem inister, Eugeniusz Sm iarowski; sumienny, poświęcający się dla dobra publicznego G ustaw Zabłocki; pełen zrozumienia ludzi i rzeczy Bronisław 2 eg ilew icz2 — że krótko tylko niektórym najw ażniejsze tylko ich cechy przypiszę8.

Gdy nareszcie zaczęły być w ydaw ane „Mowy sądow e” (t. I, oprać. Sz. G elernter, 1925), najm łodsi chciwie czytali te wzory.

Odrębne stanowisko wśród obrońców karnych zajm ow ał Teodor Duracz *, pro­ wadzący wówczas obrony w dziesiątkach procesów tzw. kom unistycznych, n a ­ zywany naw et „dowodem rzeczowym tych procesów”. Odważny szerm ierz słowa i nowych idei, pragnący utrzym ać sw e wywody w ram ach nieskazitelnej logiki i nie schodzić ze ścieżek ówczesnego praw a, zwłaszcza procedury karnej, spraw dzał niejednokrotnie swe obszerne wiadomości, sięgając w owe la ta do tekstów i ko­ m entarzy w bibliotece.

Jego antagonistą procesowym w niektórych procesach byw ał Stanisław Szurlej, o w spaniałej postaw ie i głosie, wielki tale n t obrończy w spraw ach karnych, choć przed w ojną we Lwowie upraw iał raczej p rak ty k ę cywilną. Interesow ał się on Biblioteką, ale stworzywszy reprezentacyjną i własną u siebie w swym gabinecie, stracił potrzebę odwiedzania B iblioteki, na dostawę zaś książek bieżących do domu m iał stały rachunek w księgarni „Trzaska, E vert i M ichalski”. Z Duraczem lub w jego zastępstw ie w ystępow ali często: Ja n Dąbrowski, Edw ard Grabowski (wnuk adw okata tegoż im ienia; po II w ojnie był przez pew ien czas prezesem Naczelnej

8 O n ich i o ich późniejszej działaln o ści zob.: M. J a r o s z : S y lw e tk i w y b itn y ch o b ro ń ­ ców w arszaw sk ich w o k re sie m ięd zy w o jen n y m , „ P a le s tra ” 1957, n r 3, s. 57—66, 1958, n r 1, s. 15—24 o raz książka t e g o ż : W ędrów ki po ścieżkach w spom nień, W arszaw a 1963; O. M i s-

(11)

N r 11 (1 3 1 ) Ze w sp o m n ie ń b ib lio teka rza R a d y A d w o k a c k ie j w W arszaw ie 1 1 3

Rady Adwokackiej), Ludw ik Honigwill, Mieczysław Rudziński, Helena W iewiórska, K arol W inawer, Leon Okręt.

Z czasem zacząłem dokupywać do Biblioteki coraz więcej kodeksów i kom en­ tarzy praw a innych dzielnic, co było konieczne ze względu na przyjeżdżających stam tąd adw okatów oraz ze względu na ożywiające się stosunki m iędzydzielni- cowe. Nabywało się także po trosze książki niem ieckie i francuskie.

W r. 1925 biblioteczka podręczna, obejm ująca najw ażniejsze kodeksy w szystkich dzielnic, m iała ich już przeszło 80. Dostępne były dla każdego czytelnika w prost z półki z praw em wyniesienia na salę sądową, ale nie poza gmach. Zdarzało się, że zajęty czym innym adwokat, zwykle przyjezdny, zostawiał książkę na sali sądo­ wej, a potem woźny sądowy odnosił ją do Biblioteki. Z początku myślano, że z tej biblioteczki podręcznej będą wciąż książki ginąć i z te j racji prelim inow ane było dokupywanie 4 książek rocznie. Za okres czterech lat m ej pracy zginęły zaledw ie dwie książki.

Podczas m ej pracy w Bibliotece zaznaczył się w yraźnie proces urastania W ar­ szawy do rangi stolicy dużego państw a zjednoczonych kilku dzielnic. W adwo­ katurze był to ważny proces osiedlania się w W arszawie byłych adw okatów „sto­ łecznych” z P etersb u rg a (Leningradu), Moskwy, K ijow a, W iednia i Lwowa. S ta ­ wali się tu oni jakby w dalszym ciągu „am basadoram i” swych dzielnic jako znawcy praw a dzielnicy. Mieli .p rak ty k ę przew ażnie korespondencyjną, czyli pośrednią; spraw y przesyłali im adwokaci z prow incji. Niektórzy z nich obierali sobie węższe specjalności. A oto niektórzy z nich: Lucjan A ltberg (później zmienił nazwisko na Laskowski), z tradycjam i P etersburga, radca C entralnego Związku Przem ysłu, H andlu i Finansów , tzw. Lew iatana, specjalizował się w praw ie podatkow ym ; Leon Czeszer (prawo austriackie); A leksander K orybut-Daszkiew icz (prawo kresów wschodnich); Rudolf Langrod (prawo austriackie i spraw y podatkowe); A ntoni C hm urski (prawo austriackie i adm inistracyjne); Józef S arap ata (prawo austriackie i adm inistracyjne, zwłaszcza praw o o obyw atelstw ie); Zygm unt Rymowicz (były wicem inister sprawiedliwości) przed I w ojną praktykow ał w P etersburgu; M aksy­ m ilian Schonbach (prawo austriackie); Ja n Jak u b Przew orski (prawo austriackie); Zygm unt Hofm okl-O strow ski (z W iednia, bardzo ruchliw y, znany w całej Polsce obrońca karny); adw okat Jan Podkomorski. W ymienieni adwokaci w okresie swego osiedlania się w W arszawie łub przechodzenia do adw okatury byli częstymi gośćmi w Bibliotece.

Jakże w ielu przew inęło się tych czytelników przed m ym i oczyma, jakże różne podawałem im książki, a pod koniec 4-lecia, przyznam się nieskrom nie, także i r a ­ dy. Ileż interesujących indywidualności!

Nie sposób wszystkich czytelników Biblioteki naw et opisać z mego p unktu w idzenia jako bibliotekarza. Trudno wzorem Swieszewskiego każdem u przyczepić łatkę. P atrzałem na nich ze swego stanow iska nie w dół, lecz w górę, mimo woli z pomocą niegdyś sławionego spraw dzianu: powiedz m i co czytasz, a powiem ci, kim jesteś. Wszyscy tu w ym ienieni należeli do pokolenia starszych ode m nie o kilka lub więcej lat. Przypływ do adw okatury praw ie mi rów ieśnych (starszych 0 parę la t lub młodszych) zaczął się dopiero w roku 1925 z uniew ersytetów nie pod­ legających już zaborcy.

W następnych latach moimi przełożonymi byli członkowie Rady — B iblioteka­ rze: J a n Gadomski (1923—1925) i Ja n F id le r1. 2 (1925). Praca pod ich kierunkiem 1 opieką pozostaw iła m i jak najm ilsze wspomnienia.

(12)

114 E d w a r d M u s z a l s k i N r 11 (131) Z końcem 1924 r. Sąd Apelacyjny przeniósł się do swego nowego gmachu od­ budow anego na ten cel Pałacu Badenich (plac K rasińskich 3). Pani Mroczkowa, k tó ra zaczęła znakomicie prowadzić bufet, dała część bazy m aterialnej do spotkań tow arzyskich w bufecie Sądu Apelacyjnego. W pokoju bibliotecznym Pałacu K ra ­ sińskich uciszyło się, ale liczba czytelników i godzin udostępniania wiedzy w zras­ tały.

Na jesieni 1925 r., już jako aplikant sądowy doczekałem się po 10 miesiącach bezpłatnej aplikacji przyznania w ynagrodzenia aplikanckiego i stanąłem wobec alternatyw y: albo p łatna aplikacja bez innych zajęć stałych, albo też w dalszym ciągu bezpłatna, jeżeli m iałbym pozostać przy pracy w Bibliotece. Z w ielu wzglę­ dów życiowych m usiałem wybrać płatną aplikację i rozstać się z Biblioteką. Ż a­ łow ałem tego. Pozostał mi jednak sentym ent do bibliotekarstw a i zainteresow anie się wszelkimi bibliotekam i, gdziekolwiek się znalazłem.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[...] przepis ten należy stosować jedynie na przyszłość do spraw załatwianych przez Radę Adwokacką po dniu 25 marca 1930 r., przy wpisaniu na listę nowych aplikantów

Nasze miasteczko jeszcze raz stało się miejscem chwilowego wypoczynku, marszu do przodu i cofania się wojsk.. Kilku naszych Żydów od razu zrobiło się komunistami i jak tylko

Również analiza tych m ateriałów wskazuje, że mimo dokumentowanej w ielo­ krotnie nikłości elem entów autentycznych, zde­ cydowano się na rozwiązanie, które nie

A le dopiero wizual­ ny obraz świetnie zrobionej przez nich ekspozycji pozw ala sobie w pełni uświa­ dom ić ich uzdolnienia, które dla wszystkich uczciwie traktujących

Ostatnia część książki, dotycząca dziejów zbiorów i Muzeum po śmierci Emeryka Czapskiego, nasuwa bardzo smutne refleksje. K o­ lekcja, będąca dziełem całego

24) Adw. Anna Czepkowska-Rutkowska 25) Adw. dr Witold Kabański.. Krzysztof Stępiński 28) Adw. Joanna Wędrychowska 31) Adw. Joanna Parafianowicz 37) Adw.

Zdecydowano, że są to zarazem elementy znajdujące się w obszarze wizji miasta jako te, które Jarosław chce rozwijać i wykorzystywać, a zatem mogą znaleźć się w

nie duszy — zazwyczaj przyjmuje się bowiem, że dusza jest tym składnikiem człowieka, który po śmierci ciała nie ginie, lecz przebywa w jakiejś rzeczywis­.. tości