• Nie Znaleziono Wyników

Walter Benjamin i Aby Warburg

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Walter Benjamin i Aby Warburg"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

Wo lfg a n g Kemp

WALTER BENJAMIN I ABY WARBITRO

UW AG A WSTĘPNA

P ierw sza część te j p rac y * [. . .| tra k to w a ła o zw iązkach B enjam ina ze Szkolą W iedeńską, a zwłaszcza o jego recep cji Riegla. Chodziło tam 0 form y i re z u lta ty bezpośredniej polem iki, po części o w zajem ne btranie 1 daw anie. Raz jeszcze trz e b a tu z naciskiem w skazać na G rundlagen der

A rch itektu rzeich n u iig L in fe rta , k tó re pod w ielom a w zględam i u przed zają

książkę o tragedii, a i później działały na B enjam ina pobudzająco. Zw iąz­ ki m iędzy B enjam inem a W arb u rg iem są innej n a tu ry . Nie doszło do osobistych kontaktów , nigdy też pism a W ar bunga bądź jego uczniów nie stały się przedm iotem rec e n z ji B enjam ina. Nie znaczy to jed n ak , że od­ nosił się on do k ręg u h am b u rsk ieg o obojętnie. P rzeciw nie, był nie tylko bardzo dobrze poinfo rm o w an y o tym , co się tam działo, ale w pew nym okresie odczuwał na ty le bliskie pokrew ieństw o ze szkołą W atrburga, że oszczędzał sobie, ba — zakazyw ał, k ry ty czn y ch opinii o niej. B enjam in zbliżał się p rzy ty m do W arb u rg a bardziej niż sam m ógł zdaw ać sobie spraw ę, bowiem o b ad an iach W arb u rg a z lat dw udziestych bardzo m ało przenikało do w iadom ości publicznej. T em atem d ru g iej części pracy m a być to, że B en jam in bezw iednie, acz nie przypadkow o, k ontynuow ał d y s­ kurs, k tó ry zapoczątkow ał W arb u rg w latach dw udziestych, ale którego nie zdołał już zakończyć. W skazanie na bliskość i odm ienność obu k o n ­ cepcji syg n alizu je tru d n o ści przełożenia na kateg o rie m aterialisty czn e także n a jb a rd zie j zaaw ansow anych m etod n a u k i o sztuce.

* J e st to d r u g a czę ść p racy p i W a lte r B e n ja m in and d ìe K u n stu ń s se n sc h a ft. op u b lik ow an a w fyritis'che B erich te, R. 3, <W7'5., z, 1, s. 5 - 25; cizęść (pierwsza — Knitiisicbe -Berichte, R. 1, 1ÍW3, z. 3. A utor aeforai i raas'zienzyl u'waìgi za w a rte w ty c h tek stach w airtyikiule: F e rn b ild e r W a lte r B e n ja m in urad d ie K u n s tw is s e n s c k a f t, w to m ie: L in k s h a tte sieh noch a lie s z u emtr& tseln. W a lte r B en ja m in im K o n te k s t, 1978 [przyp. tłum .].

(2)

146

W. K E M P

1. INSTYTUC JO N ALN E PRELUD IU M

Mało chyba znany jest fakt, że B enjam in jeszcze za życia W arb u rga (W arburg zm arł w 1929 ro k u w Rzym ie) szukał k o n ta k tu z ham bu rczy - kam i. W 1925 roku B en jam in .przedłożył na U niw ersytecie we F ra n k fu r­ cie pracę h a b ilita c y jn ą o trag ed ii barokow ej, nie została ona jednak p rzy ­ jęta. N adzieja na k a rie rę u n iw ersy teck ą upadła. ,.Niepowodzenie h abi­ litacji, rozpad m ałżeństw a, a przede w szystkim b an k ru ctw o młodego w ydaw cy, z k tó ry m B enjam in uzgodnił lek to rat i redagow anie czaso­ pism a, postaw iło go ponow nie wobec pro b lem u zabezpieczenia eg zysten­ cji” *. W śród in ny ch m ożliwości B enjam in rozw ażał rów nież i tę, aby nową egzystencję budow ać z pom ocą swego p ro te k to ra H ofm arm sthala. I Ipfmainnlsithial u ją ł się ostatecznie za Benjamliimem, d ru k u ją c w „Neue D eutsche B e itrà g e ” rozdział książki o tragedii. J e st to fra g m en t na te ­ m at m elancholii, tek st, w k tó ry m przedm iot i m etoda badań B enjam ina n ajb ard ziej zbliża się do szkoły W arbu rga 2. C y tu je w sum ie w siedm iu m iejscach w ydane w 1923 ro k u stu d ium P an o fsk y ’ego i Saxla D ürers

M elancholie I i cztero k ro tn ie pow ołuje się na publik acje W arburga.

B enjam in, kltóry molsiił się z izaimiiarem w ydania B ild e rw e rk zur baro-

c ken E m b le m a tik 3, zrobił w ięcej oiż było trzeb a, k o n ty n u u ją c łaimiigłów-

kow ą p racę ikonograficzną sw oich poprzednikóiw i dociekając znaczenia kaimlieiniia iw Ibairoiklowyim zasobie w yo b rażeń melLancholiiii — dramalt b aro- kidwy został p rzez inliego p rzedstaw iony p rze d e w szystk im jako p raw o w ity spadkobierca sym boliki renesansow ej. „O brazy i postacie, któ re u sta­ naw ia, pośw ięca diirerow skiem u geniuszow i uskrzydlonej m elanch o lii Jego suro w a scena rozpoczyna przed nim sw e serdeczne życie” 4.

W zw iązku z książką o tra g e d ii B enjam in pisze 30 X 1926 ro k u do H ofim annsthala: „Być może obok udziału [W altera] B rechta, mogę liczyć w przyszłości także na zainteresow anie ham burskiego k ręg u skupionego wokół W arburga. W każdym razie spośród jego członków (z k tó ry m i nie m am żadnych pow iązań) oczekiw ałbym dla siebie n a jp ie rw akadem ic­ kich i ko m p eten tn y ch recenzentów ; poza ty m nie oczekiw ałbym a k u ra t ze stro n y o ficjalnej nau k i zb y tn iej dla m nie życzliw ości” 5.

W sie rp n iu 1927 ro k u ukazał się w reszcie w „Neue D eutsche Bei­ trà g e ” p rze d d ru k rozdziału o m elancholii. 12 g ru d n ia tegoż ro ku Hof­ m an n sth a l skierow ał do P a n o fsk y ’ego n a stę p u jąc y (niepublikow any) list,

3 W a lte r B en ja m in . T ex t uind K ritik, 1971, nr 31/32, s. 82.

2 W. B e n j a m i n , G e s a m m e lte S c h rifte n . F ra n k fu rt a.M. 1972 nn. (4 t.), t. I, 1, s. 317/3&5. {Cyt. d alej jako BGS).

s W. B e n j a m i n , t. 1, F ran k fu rt a.M. 1906, s. 340 (Cyt. d alej jaJko B riefe).

4 BGS, it. I, 1, s. 335. * B riefe, i. .1, s. 438.

(3)

z k tó ry m m ogłem się zapoznać dzięki uprzejm ości G erdy S o rg el-P an o f- sky: „Wielice szlainlowny pande Patnoflskli .[!], pirlosizę p o tra k to w a ć to łask a ­ wie, że nie znając P an a, k ie ru ję do niego te słow a w określonym celu. P rzesyłam P a n u o statn i zeszyt redagow anego przeze m nie czasopisma. P rzesy łam go z prośbą, aby zechciał P an , gdy znajdzie P a n pół godziny czasu, przeczytać w nim a rty k u ł, k tó ry pochodzi z n ied ru k o w an ej książki W B enjam ina «Über das deutsche T ra u ersp ie l des X V IP n Ja h rh u n d e rts» . (Na końcu zeszytu znajdzie P a n zestaw ienie tre śc i całej książki, w edług rozdziałów). P ra ca ta, k tó rą znam w rękopisie od lat, w y d aje m i się n ie ­ zw ykła. A utor zdaje sobie spraw ę, że w iele zaw dzięcza P a n u i kręgow i, do którego P a n należy. Niczego nie ceniłby sobie w yżej od w zbudzenia zaáinlterasiowanáa tego k ręg u . Je st jednak iozłowliiekiiem n ieśm iałym i p o ­ w ściągliw ym , od gadu jąc więc (tylko z listów , osobiście go nie znam ) owo jego prag n ien ie w ziąłem to na siebie, by zam iast niego przesłać P a n u te n zeszyt. Z w yrazam i szczerego, w ielkiego szacunku proszę P an a, jeśli praca w yda się P a n u godna zainteresow ania, o napisanie do m nie o ty m p aru słów. Hugo v. H o fm a n n sth a l'’.

W jed ny m z listów B enjam ina do Scholem a, z 30 I 1928 ro k u czytam y: „Z ain teresu je cię, że H ofm an n sth al, wiedząc, że zależy m i na n aw iąza­ niu k o n tak tu z kręgiem W arburga, w ysłał — może trochę zbyt gorliw ie — zeszyt a rty k u łó w zaw ierający p rz e d d ru k w raz listem od siebie P a n o fsk y ’emu. Ten dobry zam iar, by m i się przyd ać — on ne p eu t plus — échoué [nie pow iódł się, i to jak!]. P rz y sła ł m i chłodną, naład o w aną u razą odpowiedź P an o fsk y ’ego na tę przesyłkę. P o trafisz to pojąć?” ®, l i s t u Pam afsky’ego ¡nae udało się ju ż nliepatety odnaleźć, anli (jiakio kiqpili) w In sty tu cie W arburga, ani w spuściznach B enjam ina, H o fm annsth ala i P a n o fsk y ’ego. N ależy żałować, że pism o to przepadło, przedstaw iało bow iem w ażką reak cję szkoły W arb u rg a n a b adania B enjam ina. O mo­ tyw ach, jakie k iero w ały P an o fsk y ’m, m ożna — po śm ierci w szystkich uczestników — snuć jedy n ie dom ysły. W nioski B en jam in a w y d ają się zrozum iale, chociaż z pew nością zbyt generalizujące. 8 lu teg o 1928 rok u pisał do H ofm annsthala: „D ziękuję P a n u za nadesłanie zadziw ającego listu P a n o fsk y ’ego. W iedziałem , że je s t on «z fachu» h isto ry k iem sztuki. Sądziłem jednak, że — zgodnie z ro d zajem jego ikonograficznych zain ­ teresow ań — należy przyjąć, że jest człow iekiem jeśli już nie m iary , to przy n ajm n iej p o k ro ju Em ile M ále’a, kim ś, k to okazuje zainteresow anie dla sp raw istotnych tak że w tedy, gdy nie dotyczą jego fachu w całej ro z­ ciągłości. Nie p ozostaje m i te ra z nic innego, ja k uspraw iedliw ić się p rze d P an em z pow odu m ej niew czesnej p ro śb y ” 7.

« Ebild., is. 457. 7 Ibid., s. 460.

(4)

148

Pom im o teg o rozczarow ania B e n ja m in nie stra c ił nadziei na naw iąza­ nie k o n ta k tu z k ręg iem W arburga, jak w y n ik a już z listu do Scholem a z 23 IV 1928 ro ku : „B yłoby dobrze, gdybyś n ap isał do Saxla, a może już napisałeś. {. . .] W ty m w y p ad k u jest ch yba za późno, by w płyn ąć na C assirera. Ale w te j sp raw ie nie w idzę w ogóle m ożliw ej drogi. Nic mi więc nie pozostaje, jak odczekać” 8. O C assirerze nie m a już później m o­ w y w listach, n ato m iast n a tem a t Saxla pisze B en jam in 21 VII 1928 ro ku do K ra c au e ra: „P o tw ierd ził on i[tj. a rty k u ł w stęp n y „ F ra n k fu rte r Z eitu n g ”] przypuszczenie, że n ajw ażn iejsze dla naszego sposobu m yśle­ nia p u b lik acje naukow e g ru p u ją się coraz b ard ziej w okół k ręg u W ar­ bu rg a i dlatego m ogło m i być ty lk o ty m przy jem n iej, że o statnio, po­ średnio, dow iedziałem się, że S axi jest podobno bardzo zain tereso w any m oją k siążk ą” 9. Także i ty m raz e m B en jam in poprosił sw ego przyjaciela Scholem a o pośrednictw o: chodziło praw dopodobnie o to, aby uzyskać od Saxla, d y re k to ra b ib lio teki W arb urg a, opinię dla B enjam ina. B enjam in

i Scholem p lan o w ali wówczas zabezpieczenie egzystencji B enjam ina

przez objęcie w ykładów na U niw ersytecie w Jerozolim ie.

Czy ak cja Scholem a m iała jeszcze inne cele, jak choćby w k ieru nku ściślejszego zw iązania z B iblioteką W arburga, teg o nie da się ju ż ustalić Poza w skazów ką „B ardzo pom yślna Tw oja w iadom ość od S a x l a . . . ” (B enjam in do Scholem a, 1 VIII 1928 r.) w ym ienione w tej spraw ie listy trzeb a uznać za zaginione. Na m o je p y tan ie G erschom Scholem odpisał „N a tu ry te j in te rw e n c ji u S ax la nie m ogę już sobie przypom nieć . . . J e ­ stem pew ny, że chodziło ta m o żyw e w skazanie z m ojej stro n y n a w y ­ daną w łaśnie książkę B en jam in a o traged ii, k tó ry m chciałem u d arem nić n iep rzy jazn ą re a k c ję P anofsky'ego na p rze d d ru k rozdziału o traged ii przez H o fm an n sth ala (o k tó re j w iedziałem i o k tó re j rozm aw iałem z W.B w P a ry ż u w 1928 roku) [ ...] B en jam in b a r d z o c h ę t n i e naw iązałby stosunki z kręgiem W arb u rg a, gdzie na w arsztacie w idział pokrew ne m u dążenia i m yśli. f . . .] P o w racając do pańskiego p y tan ia, dlaczego nie do­ szło do bliższych zw iązków W.B. z ty m k ręg iem — niem al pew ne tego podłoże w idziałbym w fakcie, że filozoficznie k rą g te n poprzysiągł na nau kę E rn sta C assirera, a człow iek ta k i jak P a n o fsk y w yczuw ał chyba dokładnie, że B en jam in odnosił się do te j drogi m yślow ej z duża r e z e r­ wą. {Nie b y ł w ielbicielem C assirera). D ialektyczny sposób m yślenia B e n ­ jam ina, z n a jd u jąc y w p ro st w y raz w jego analizach w książce o tragedii, m usiał m u być n ie w sm a k ”.

Rzeczywiście, m iędzy B en jam in em lat dw udziestych (a tym bardziej — późniejszym ) a neokantow ską filozofią C assirera nie było punktów

8 Ibid., s. 470. » B G S, t. I, ?.. s. 909.

(5)

stycznych. Jed n ak że C assirera m ożna uw ażać za „naczelnego ideologa” wyłącznie szkoły W arb urga; sam W arb u rg budow ał na zupełnie in nych fu ndam entach. W ew nętrzną łączność m iędzy W arburgiem , P a n o fsk y ’m, Saxlem , W indem i in. a C assirerem tw o rzy ł w spólny przedm iot badań, renesans, N achleben an ty k u . P o d ję te z pom ocą neokan ty zm u sform uło­ wanie n au k i o sztuce jak o ikonologii oznaczało w sensie m etodycznym o stre ograniczenie p ro g ra m u W arb u rg a — m usiał to p rzy z n a ć także E rn st G om brich w sw ojej biografii W arb u rga, w y d anej w 1970 roku . To w y ­ godne zaw ężenie w ielkiego p ro g ra m u m iało sw ój u w aru n k o w an y czasem sens: szło o stw orzenie jasnego fro n tu , w ym ierzonego przeciw ko „en­ tu zja sty c z n ej” histo rii sztuki — sform ułow anie W arb u rg a — i p rzeciw ko czystej h isto rii s ty lu i form y. Na ty m froncie odtrącon y został jed n ak także B enjam in — g dyby go sforsow ał, to „d ialektyczny sposób m yśle­ n ia”, k tó ry W arbu rg chciał p rzekazać jak o najcen n iejszy spadek sw ojej szkole, być może m ógłby zostać ocalony. Na trzeciej stro n ie tzw . roz­ działu o m elancholii czy tam y zdanie: „N a drodze k u przedm iotow i — nie, na drodze w przedm iocie sam ym — in te n c ja t a [tj. sm utek] po­ stęp u je ta k pow oli i uroczyście, ja k p o ru szają się pochody w ładców ” 10. N ajpóźniej od tego m iejsca P ano fsk y zapew ne nie m ógł już czytać te k stu B enjam in a z p rzy ch y ln ą uw agą.

2. PARALELE

W w y stąp ieniach i działaniach B en jam in a i W arb u rg a m ożna w y k ryć wiele w spólnych elem entów , nie ty lk o przy pad ko w ej n a tu ry . Ja k o ca­ łość tłum aczą one pole gry i granice, zbieżności i różnice dw óch poko­ leń in telig encji żydow skiej w Niemczech: la ta urodzenia B en jam ina i W arburga, 1892 i 1866, s y tu u ją ich od siebie dokładnie w odległości pokolenia.

W swoim eseju o B achofenie (193 4 -3 5 ) B en jam in pisze: „Bachofen up raw iał n a u k ę jak Grand Seigneur. Typ pańskiego uczonego, św ietnie zapoczątkow any przez Leibniza, zasługuje na to, b y go prześledzić aż do naszych dni. Dziś jeszcze rep re z en to w a n y jest przez ta k szlachetne i god­ ne uw agi um ysły ja k A by W arburg, założyciel biblioteki, k tó ra nosi jego imię i została w łaśnie przeniesiona z N iem iec do A nglii”'11. B en jam in zestaw ił cechy w ielkiego p an a n a u k i n astępująco: „D ziałalność tego ty p u uczonych nigdy nie jest w oln a od d y letan ty zm u , w ty m sensie, że nie

10 BG S, t. I, 1, s. 318.

11 W. B e n j a m i n , J oh an n J a k o b B a ch o fen . T ex t und Kritilk 1071 n r 31/32 s. 32.

(6)

150

W . K E M P

ograniczają je j zazw yczaj pow inności zaw odow e i pociągają ją obszary graniczne k ilk u n a u k ” 12.

G dy p rzy jrze ć się dokładniej, n ie tru d n o t u odkryć zasady, w edług których B en jam in urządzał, czy też chciał urządzić, w łasne życie. Na bazie zabezpieczonej egzystencji ekonom icznej B en jam in i W arb u rg — obaj w yw odzili się z kręgów b ankow ych — zam ierzali poświęcić się „w o ln ej” działalności n au k ow ej, nie kręp o w an ej sztyw n ym i podziałam i akadem ickiej specjalizacji, w sp a rte j o w łasn y a p a ra t naukow y. Baeho- fen i W arb u rg mie'li to m arzenie zrealizow ać: pierw szy p ostarał się o p ry w a tn e m uzeum , d ru g i założył bibliotekę badaw czą. B enjam inow i w podobnym ro zw o ju przeszkodziły k ło p o ty finansow e. U dało m u się w szelako zgrom adzić bibliotekę, k tó ra ustępow ała bibliotece W arburga objętością, ale nie in te rd y sc y p lin a rn ą w ielobarw nością i pobudzającą różnorodnością. W w ielu listach, recenzjach i a rty k u ła c h w skazyw ał u sta ­ w icznie na fu n k cję sw ojego zbioru jako źródła inspiracji. W arburg, k tó ry podstaw ow ą zasadą sw ojej b iblio tek i chciał uczynić „praw o sąsiedztw a”, in spiru jącej bliskości ró żno ro d n ych tomów, pow iedziałby pew nie w raz z B enjam inem : „Podczas gdy zbiory p u bliczne m uszą być pod w zględem społecznym stosow niejsze, pod w zględem naukow ym bardziej użyteczne niż p ry w a tn e — to ty lk o w ty ch ostatn ich przedm ioty dochodzą sw ych p ra w ” 13.

B enjam in w y p ełn iałb y riaimy pańsikiiej ¡niezależności, ba, nliigdy w łaści­ wie ioh mliie porzucił. N aw et n a w y g n an iu , w obozie, ¡w poniżających w a- runkalch, gdy dawinio o d eb ran e zo śtały ekonom iczne ii społeczne podstaw y

tak iej egzystencji, n astaw iał się na sam ow ystarczalność.

B enjam in, ta k sam o jak W arb u rg , n ig d y nie zabiegał o zawód da­ jący m u u trz y m an ie . Tego, że m usiał zarabiać p racą dla gazet, nigdy nie odczuw ał jako przym u su : przeciw nie, fo rm a krótkoterm inow eg o p u b ­ likow ania okazyw ała się na ty le a d ek w atn a do jego sposobu pracy , że na jej rzecz odrzucił długo term in o w e zabezpieczenie egzystencji w J e ro ­ zolimie. P o stu d iach i doktoracie B en jam in i W arb u rg odrzucili re g u la r­ ny dalszy ciąg k a rie ry u n iw ersy teck iej: W arburg odm ówił złożonym przez k ilk a u n iw e rsy te tó w o ferto m w y h ab ilito w an ia go lub — bez h a ­ b ilitacji — p rzy jęcia na stanow isko docenta. G dy w 1897 ro k u U ni­ w e rsy te t w K iel zw rócił się do niego jako pierw szy, W arb u rg zapisał w dzienniku: „B rak już sił, by sprostać jak im ś obowiązkom. O statecz­ nie zadecydow ane: nie n a d a ję się na d o centa” 14. U B enjam ina stosunki

12 Ibid.

18 W. B e n j a m i n , A n g e lu s 1Vouus. F ra n k fu rt a.M . 1966, s. 177.

14 E. H . G o m i b i r i c h , A b y W a rb u rg . A n I n te lle c tu a l B io g ra p h y . L ondon 1970, s. 96. (Cyt. d a le j jako G o m b r i c h.)

(7)

ułożyły się zupełnie odw rotnie, jego h ab ilitacja rozbiła się o ograniczo­ ność pew nych przedstaw icieli dyscypliny, a nie o słabość w łasnej m o ty ­ wacji. Je d n ak tru d n o ści w y stąp iły b y p rzypuszczalnie także w tedy, gdyby W arbu rg przedłożył pracę h ab ilitacy jn ą. K ied y spróbow ał sw ych sił w tym k ie ru n k u — m iał tę rzecz przestaw ić un iw ersy teto w i bońskiem u — m usiał stw ierdzić, że z tru d e m m oże sprostać zw yczajom p u b li­ k acji akadem ickich. G ładkiem u rozw inięciu filologicznie ustalo ny ch f a k ­ tów stał na przeszkodzie jego p ęd do in te rp re ta c ji. T en zaś kiero w an y był przez „idee ogólne”, k tó re b y ły obce cechow i akadem ickiem u i — co w ażniejsze — niezgodne z a k tu a ln y m sta n e m w iedzy. Obca skłonność nieuchronnie w ydobyw ała na św iatło obce fak ty — nie było to pom yślną

przesłank ą za bezproblem ow ym p rzy jęciem w k ręg i akadem ickie.

W dzieminiiku W a rb u rg a 'Czytamy ¡0 ty m ,w 1907 nciku słowia ¡napdisiaaie, r e ­

latyw izując, inlieioimail z rezy g n acją: „A o ,tych ta k 'wysoko przeze minie cenionych ideach ogólnych kiedy ś być może pow ie się lub pom yśli: te błędne, fo rm aln e idee m iały p rzy n ajm n iej te n plus, że podniecały [au- fregen] do odgrzebania n iezn an y ch dotąd, ¡pojedynczych faktów . (Goethe m ów ił ¿raicíziej podniecenie .JAiufregung] iniiiż pobudizende [Amregunig].) P o ­

moc św ini w w yg rzeby w an iu tr u f li” 13.

C y tat te n dotyka w ielokrotnie rew idow anego stosu nk u W arbu rga

i B enjam in a do p ozytyw istycznych b ad ań sta n u rzeczy. B enjam in napo­ m y ka o ty m problem ie, gdy w eseju o B achofenie m ów i o ty m , że uczeni jego ty p u nigdy nie są w olni od d y letan tyzm u . F o rm y d y letan tyzm u , o k tó re j tu m ow a, nie m ożna w żadnym razie tra k to w a ć jako nienauk o ­ wego, pow ierzchow nego oglądu; w spiera ona raczej jego przeciw ieństw o, zatopienie isię .zie wtelruisizającą pieczołow itością w szczegółach prizedimifcrtów. W y rzut sum ienia z pow odu w ew nętrzn ego i istotnego uzależnienia się od ta k dalekosiężnej teo rii popycha tego ty p u badacza do dokładności, spraw iającej często w rażenie sk ra jn e j: już B achofen chciał pokonać swego oponenta M omsena n a n ajb ard ziej dla niego w łaściw ym obszarze k ry ty k i źródeł. Z tak ich usiłow ań w y n ik a w spólna u B en jam in a i W ar­ b u rg a teo ria szczegółu: pow iedzenie W arb u rg a należy ju ż do sk arb n icy sentencji, koncepcja B en jam in a p rzed staw io n a została w zw iązku z jego dy sk u sją ze szkołą w iedeńską. T ylko to, 0 0 m ożna było osiągnąć w y tę ­

żoną p rac ą w najgłębszych sztolniach i najo d leglejszych kom orach p rze ­ szłości, m iało dla W arb u rg a i B en jam in a tę jakość, że m ogło służyć jako środek dowodowy „idei og ó ln ej” 16.

Praginfenlie, b y sta n d a rd po zy ty w istyczn y jesizlcze przew yższyć,

oizmia-15 G o m b r i c h , .s. 140.

18 A . W a r b u r g , G esa m m e lte S c h r ifte n . L eip zig—B e r lin 1932 (reprint 1969), s. 58.

(8)

152 W. K E M P

cza jed n ak często dopuszczenie się zd rad y istotnego celu — in te rp re ­ tacji. W ty m punk cie W arb urg o w i w dużym sto p n iu nie powiodło się. J u ż w d y se rta c ji sy tu a c ja p rzed staw ia się k ry ty cznie: w pracy doktor­ skiej w kroczył z pew nością n a now ą drogę i o d k ry ł now e źródła, ale tego, co w istocie chciał powiedzieć, co już w ted y i odtąd nieustannie go zajm ow ało — to m ianow icie, by rozw inąć historię sztuki jako re f­ leks w yo brażeń cielesno-miimicznych, tego już nie udało m u się w y ra ­ zić. W sław n ych c z te re c h tezach narzucił to ex post jako tem a t swojej d y sertacji. Tezy dokto rskie rzadko m iew ały ta k h erm ety czn y ch arak ter. Cóż bow iem począć ze zdaniem tak im jak to: „U trw alone w pam ięci w y­ obrażenie o ogólnych stan ach dynam icznych, p rzy jm u jące nowe w raże­ nie, s ta je się później, przy dziele sztuki, nieśw iadom ie rzutow anym , idealizow anym k o n tu re m ” 17. Znaczenie tej tez y m ożna sobie uprzytom nić p rz y lek tu rze m onografii G om bricha, w k tó re j zajm u je się on szczegóło­

wo dziennikiem , a nie opublikow anym i pism am i W arbu rga. Tu też n a ­ leży zresztą szukać p rzyczy n y zaw ężenia jego pro g ram u przez szkołę: to, do czego W arb u rg rzeczyw iście dążył, m ogli za jego życia znać tylko nieliczni. F ak t, że nie było m u dane dokończyć dzieła życia, mógł po­ w strzy m ać w tajem n iczo nych przed podjęciem n a nowo tego tem a tu i m etody. W te n sposób p ro g ram W arb u rg a, „idee ogólne” jaw ią się nfejedniofcrloltiniie jak o wygóno'wialne. Dio iteksltiu fiaktagrafiozineij proizy w k ra ­ d a ją się zdania, k tó re ze sw ym b ard zo pow ażnym , ale zaw sze elastycz­ nym sform ułow aniem pozw alają się dom yślać p rzep ły w u idei, p rzep ły ­ w u o ta k pow ażnych działach, jak fo rm u ła pato su (Pathosform el), pole n am ysłu (D enkraum ), rozpiętość fu n k cjo n aln a (Funktionsw eite), ustalenie przyczy n y (U rsaehensetzung), S ophrosyne czy M nem osyne. Zdania tak ie nie ta ją tru d ó w , wobec k tó ry c h stały; p o d ejm u ją je w form ie stan o w ­ czej, w olnej zarów no od śm iałości, jak od w szystkow iedzy. Z dania te są ja k inairizędlziia. Z ap am iętu je siię je, gdyż k ied y ś będzie się n im i (pracować. Można to pow iedzieć także o sform ułow aniach B en jam ina — b ra k u je im tylko śladu ich pochodzenia, sym p to m u w ysiłku, k tó re m u rzadko pozw a­ lają się one ukazać ta k jak u W arbu rga. Czysto in te rp re ta c y jn y tekst B enjam ina p rze p lata się w sposób n a tu ra ln y z fra g m en ta m i re fe ru ją c y ­ m i bardzo poglądow o, u m ożliw iającym i odpoczynek. R y tm n astępstw a obu rodzajów te k s tu jest b ardzo różnorodny: m ogą mieć one długość akapitu, ale m ogą te ż zbiegać się w jed n y m zdaniu. W ażne jest to, że oba m odi biorą się n aw zajem pod uwagę.

R ów nom ierne dopracow anie w szystkich pojedynczych faktó w i „od­ łam ków m y śli” do m ozaiki tr a k ta tu naukow ego nie pow iodło się W

ar-17 W łasną in terp reta cję p o stęp o w a n ia filo lo g ic z n e g o B en ja m in a ipozw ala poznać jeg o list do A dorna z 9 X II 1938 r., B r ie fe, t. 2, s. '793 nin.

(9)

burgow i w tak im stopniu, ja k tego dotmagał się B en jam in w „ P rze d ­ mowie teoriopoznaw czej” do „T rag edii”. Poszczególne okruch y — zbyt błyszczące lub zb yt stłum io ne — przeszk ad zają praw idło w em u uch w y­ ceniu ogólnego k ształtu . P rzyczy na: zbytn io n arzu cały się jak o m ikrokos- m osy i o rientow ały na całość. T rzeba t u p rzy zn ać B enjam inow i r a ­ cję: „W artość odłam ków m yśli jest ty m b ard ziej ro zstrzy g ająca, im m n iej bezpośrednio mogą one m ierzyć w zasadniczą k o n c e p c j ę . . 18 T rzeba jedn ak pam iętać, że każdy te k st W arb u rg a w pisany był w w iększy uk ład , do któreg o pasow ał. W arb u rg a od B en jam in a odróżnia to, że pracow ał on — często skokam i — n ad różnym i, a n a w e t przeciw staw n y m i k o n ­ cepcjam i. W ty m w arb u rg o w sk im kon tekście „ciem ne” m iejsca n a b ie ra ­ ją sensu: dopiero w idziane w całości fo rm u ją wzorzec, k tó ry m usim y uznać za a u ten ty czn y dla koncepcji W arburga.

G dy w punkcie w yjścia B enjam ina i W arb u rg a postaw iony został w obu przy p adkach prob lem „m ikrologicznego d op raco w ania” (B enja­ min) i in te rp re ta c ji, o ile różnie się z nim uporali, to p rz y ko ń cu ich działalności badaw czej w yłoniła się daleko idąca zbieżność sposobów po­ stępow ania. Z głów nych dzieł obu pozostały ty lk o fra g m en ty : W a rb u rg m usiał pozostawić niedokończony sw ój o statn i w ielki plan, a tla s „M ne­ m osyne”, ta k jak B en jam in sw oją p rac ę o pasażach. W arb u rg chciał plon swoich dziesięcioletnich tru d ó w wokół te m a tu N achleben a n ty k u ująć w form ę atlasu obrazow ego. Do chw ili śm ierci zapełnił czterdzieści tablic ponad tysiącem fotografii; w raz z ty m i, do k tó ry ch nie zdążył się już zabrać, m iały one uchw ycić łańcuch tra d y c ji zachodniego ję ­ zyka obrazowego: rek o n stru k c ję zasobu, k tó ry W arburg nazyw ał „spo­ łeczną pam ięcią”. Można p rzy ją ć za G om brichem , że W arb u rg m iał p rz y ­ najm niej nadzieję, że będzie m ógł opublikow ać te n atlas bez zw yczajo­ wego kom entarza. Sam a organizacja m ate ria łu w izualnego m iała być w ystarczającym objaśnieniem , źródłem ożywczych skojarzeń. I raz jesz­ cze w edług G om bricha — zachow ały się poza pojedynczym i u ry w k a m i tek stu głów nie notatk i, k tó re odnoszą się do ty tu łu całości i nagłów ków poszczególnych d z ia łó w 19. Od A dorna w iem y, jak B enjam in w yobrażał sobie — p rzy n ajm n iej do pew nego m o m en tu — budow ę sw ojej p racy o pasażach: „Z am iarem B en jam in a było zrezygnow anie z całej jaw n e j w ykładni i u w y datn ienie pow iązań jed yn ie przez szokujący m ontaż m a­ teriału [. . .] Dla u koronow ania jego a n ty su b iek tyw izm u jego główne dzieło m iało się składać ty lk o z c y ta tó w ” 20. „K o n stru k c ja teo re ty c z n a ” jaw i się także i tu jako uporządkow anie i w ybór m a te ria łu h isto ry

czne-“ BG S, t. I, 1, is. 208. 19 G o m b r i c h, s. 2)83 un.

(10)

154 W K EM P

go: plan, p rzy k tó reg o re k o n stru k c ji trzeb a się liczyć z w ielkim i tru d ­ nościam i. A ni późne p race W arburga, ani B en jam in a nie zostały jak do­ tąd w ydane z ich spuścizny. Ich w spólna idea nie kom entow anego m on­ tażu m a te ria łu sięga przede w szystkim do odm iennych o rien tacji. B en­ jam in był n iew ątpliw ie d łużny postępow aniu su rrealizm u, po k tó ry m ,..spadek”, w edług jego w łasnej w zm ianki, chciał odziedziczyć. W arburg ufał, że św iadectw a obrazow e, k tó re zachow ały się jako nośniki, jako „ e n g ra m y ” społecznej pam ięci, w odpow iedniej k o n stelacji wyzwolą znów sw oje daw ne, pobudzające fun k cje. W szelako różnice te m uszą u stąp ić w obec głębszej w spólnoty. Oistatni zam ysł nie był dla obu au ­ torów bezpieczny, zbytnio uw ik łali się w ogólne rozstrzygnięcia, k tó re m ieli nadzieję przez osobisty w k ład przezw yciężyć lub też nie m ieli już odw agi podjąć. P ra cę o pasażach B en jam in nazyw ał Le thea tre de tous

m es com bats et des to utes m es id e e s 21, „karkołom nym , zapierającym

dech przedsięw zięciem ” 22 — „gdybym się jed n ak kiedyś do niej zabrał, to sta ra , poniekąd buntow nicza, na poły n ieau tentyczna prow in cja m ojej m yśli zostałaby rzeczyw iście podbita, zasiedlona, urząd zo n a” 23. „Uczy­ nić u p raw n y m i obszary, na k tó ry c h do tąd ty lk o obłęd p o ra sta ł” — to b ył także m otyw W arburga, kiedy poświęcił się — raz jeszcze — św ia­ tu zachodnich obrazów i w schodnich m itów . T y tu ł „M nem osyne”, „przy ­ pom n ien ie”, sk ry w ał n a koniec podw ójne ośw iadczenie — zw rócił na tp uw agę G om brieh: późne dzieło p o d ejm u je na now o w skoncentrow anej form ie b adan ia całego życia, badania, k tó re w rów n ej m ierze zw iązane b y ły z m arzen iam i i obsesjam i zbiorowości, co sam ego W arburga. W ten sposób m ogło dojść do tego, że B en jam in i W arb urg p raw ie rów nocze­ śnie, acz niezależnie od siebie, w yobrażali sobie sw oje prace jako „dia­ lekty czną fe e rię ” 24 lub jak o „opowieść o duchach dla dorosłych” 25. F o r­ m a niek om ento w an ej p rez e n ta c ji m a te ria łu m usiała się im chwilow o w y­ daw ać n a jb a rd zie j u d a n y m p rzech y trzen iem jego niebezpieczeństw : za­ klęciem i ro zw iązaniem m itu jednocześnie. Z apobiegała popadnięciu w sk rajn o ść, w yrzeczeniu się siebie lu b przedm iotu. Istn ie ją oznaki, u B en jam in a silniej niż u W arb u rg a, że te n sposób rato w an ia się nie m iał pozostać bez nagrody: m ały k ro k w y starczał, by w „tym co w dzie­ le stzltuki miajbairdziiej wewnętnzmle, ;w techinácziniej fiakitunze” 28 o d kry ć ito,

co przedm iotow i daw ało oczywistość, odk ry w cy — ulgę.

21 B rie fe , t. 2, s. 506. 22 libid., s. 491. 23 B rie fe , t. il, s. 470. 24 Ibid., is. 455.

25 <G o m ¡b ¡r i c h, s. 287.

** R . T i e d e m a n n , N achwoirt. ¡W:W. B e n j a m i n , C h a rle s B a u d e la ire . E in L d ryk er im Z e ita lte r d e s H o c h k a p ita lis m u s. F ra n k fu rt a.M. 1969, s. 177.

(11)

W arbu rga i B en jam in a łączyło rów nież bo, że „lubili poruszać się w obszarach pogranicznych k ilk u n a u k ” . T ru d n o podać, jakich w łaściw ie dyscyplin hu m an istyczn y ch B enjam in nie dotknął. Podobnie ja k on u sta ­ w icznie z d e te rm in a cją m ieszał się w cudze sp ra w y i popychał naprzó d

ich badania, ta k W arb u rg ko n sty tu o w ał swój „fach ” jako in te rd y sc y p li­ n arn y . Od czasów studenckich ścigał on ideę „ogólnej n a u k i o k u ltu rz e ”, w k tó re j w szystkie w y tw o ry ludzkiej h isto rii m iały być ró w nie w ażne. P ro je k t te n zaw dzięczał sw em u bońskiem u nauczycielow i K arlo w i L am - prechtow i. Był to p ierw szy h isto ry k w dziejach Niemiec, k tó ry śledził „ducha oziasu” także w n ie u w zględnianych doltąd plraedimiiiotiach h isto rii p raw a i gospodarki, pochodzących z obszarów etn o g rafii i h isto rii s z tu ­ ki, w przekonaniu, że „cała n au k a [. . .] stan o w i w gruncie rzeczy je d ­ ność” 27 i że w szystkie fa k ty pew n ej k o n stelacji histo rycznej dadzą się sprow adzić do jed ny ch i ty ch sam ych „w y ob rażeń” . W arb u rg odziedzi­ czył po L am prechcie nie ty lk o w ielo stro n n e zaintereso w ania; tak że po­ m ysł, by w ybrać psychologię jako n a u k ę stanow iącą odniesienie dla historii k u ltu ry i h isto rii sztuki, jest dziedzictw em w czesnego sp o tk an ia z ty m u niw ersaln y m h isto ry k iem — jeszcze w 1929 ro k u nazyw ał sie­

bie „psychohistorykiem ” 2S. To w czesne u stalen ie n a d a je dziełu W ar­ burga, p rzy całej różnorodności, w e w n ętrzn ą jedność, k tó re j b ra k u je denjam m aw sk iem u. U tego bow iem zm ieniają się nie ty lk o tem aty , d y ­ scypliny; w raz z nim i i przez nie w ru ch idą rów nież n a u k i stanow iące p u n k t odniesienia. B enjam in, jako sp adkobierca b ad ań zo rientow anych po w iększej części n a V erm ogenspsychologie, n a jk o n se k w e n tn ie j p rz y ­ czynił się do przy w rócenia p ra w n a sta w ie n iu h istorycznem u.

W ielostronność obu m a jed n a k jeszcze jeden, odm ienny aspekt, k tó ry od razu działa bardziej fascyn u jąco niż czysty fa k t ich in te rd y sc y p li­ narności. W arburg i B en jam in rów nież o k reśla ją na nowo dziedziny po­ szczególnych nauk, k ied y uw zględn iają przed m ioty, k tó re jako try w ia ln e dotąd uznania n a u k nie znalazły. O dnosi się to ta k do przeszłości, jak do współczesności. Co się tyczy m a te ria łu historycznego, to m ogli iść tro p em w czesnej n a u k i o sztuce, choćby B u rc k h a rd ta; nato m iast uw zględnienie „niskiej sz tu k i” w spółczesnej oznaczało rzeczyw iście p rz e d ­ sięwzięcie bezprzykładne. W arburg, p rzy go to w any przez sw oje b a d a ­ nia p op u larn ej g rafik i ren esan su , obserw ow ał p rzetw o rzen ie eksponow a­

27 Lam lprechta cyt. w g C. G. I g g e r : s , D e u tsc h e G e s c h ic h ts w is s e n s e h a ft. M ün­ ch en 1971, s. 258. O zw ią zk a ch W arburg — Laimiprecht zob. G o m b r i c h , s. 30 nni G om brich imulsiał 'zaznaczyć, że w iprzypaidku nauiazyciela W ailburga n ie ćhadizi o jednego z w ie lu h isto ry k ó w , le c z o .najbardziej spornego, n a jb a rd ziej z w a lc z a ­ n ego p r zed sta w iciela n a u k i h isto ry czn ej N iem iec w ilh elm iń sfeich ; n a te m a t sfporu o Lampreehfra por. Ilggers, oip. cit., is. 256 nn.

(12)

156 W. K E M P

n ych fo rm u ł obrazow ych w język środków m asowego przekazu. Atlas „M nem osyne” m iał zaw ierać także fotografie zaczerpnięte z prasy, w y­ obrażenia cerem onii, sp e k ta k u larn y c h zdarzeń, zawodów sportow ych e t c . 29 M iały one dostarczyć dowodu, że czynna jest jeszcze sta ra „tłocz­ n ia” , k tó ra sztan cu je z ek sp resy jn y ch zd arzeń form uły w edług historycz­ nego wzorca. Zm iany nie uchodziły uw agi W arburga: zauw ażył przede w szystkim , że obsesji nie d aje się już pokonać ty lk o i przede w szyst­ kim w obrazie. Nowe m edia zw iązane były z system em zin sty tu cjo n ali­ zowanego opanow yw ania n a tu ry , k tó ry zw alniał je w dużej m ierze z ich p ierw o tn ej funkcji. „P lan o w ał tera z W arb u rg k o n fro n tację w yobrażeń Z eppelina E ckenera i zjaw iającej się na niebie ry b y z prognostycznego [dla ro k u 1524] tra k ta tu Reym&nna. R yba była w y tw o rem stra c h u przed klęską powodzi, k tó rą przew idyw ano, poniew aż k ilk a złośliw ych planet w eszło w aniafc ryfb” 30. Obnaż ry b y , (wywiLeraijący ¡wrażenie ii p recy zy jn y zarazem , oznacza „zrealizow anie m itycznej m yśli, p ro jek cję i środek opan o w yw an ia”. „O dnosi się do rzeczy ”. O braz Zeppelina nie m a już w n im su b sta n c ja ln ie udziału; toteż nie może w yw ołać an i niepokoju ani ulgi. Zlew a się ;zie siwym sy stem em , k tó ry u siłu je piochwydić ito, co spo- łecżne, śro d k a m i ró w n ie n iew y starczający m i, ja k ite, k tó ry c h ;wcizieánliiej m ożna było użyć dla zapanow ania n ad n a tu rą . Także zrealizow anie for­ m uł patosu, k tó re W arb u rg znalazł w grafice reklam ow ej — „Podróżu­ jąca dziew czyna na plakacie rek lam ow ym jest podupadłą n im fą” 31 — nie oddziaływ a już, po rozpow szechnieniu sp o rtu masowego, głównie w y­ zw oleniem stłum ion y ch fu n k cji cielesnych (jak w renesansie), ale wnosi p ozahistoryczny spadek do a rse n a łu działających optycznie form uł.

W sfo rm uło w an iu sw ej pozycji w zakresie teo rii m ediów W arburg nie zaszedł zb yt daleko — n iejed n o pozostało tu na płaszczyźnie czy­ stych, niespodziew anych porów nań. Pozostaje odnotować, że w ogóle tę dziedzinę rozw ażał i że także tu nie znalazł bezpośrednich następców. Dopiero dziś — nieliczni — badacze sz tu k i gotow i są znów uw zględnić w sw ych rozw ażaniach m asow ą p ro d u k cję m ediów w zrokow ych. Im pulsy do tego w yw odzą jed n a k nie od W arb urga a od B enjam ina. Jeg o usi­ łow ań, aby spożytkow ać in te g rac ję m ediów w kontekście b adań histo- ry czn o arty sty czn y ch i historycznospołecznych, nie trzeb a już specjalnie przedstaw iać. Pow iązanie przew ażnie koncypow anych treściow o analiz W arb u rg a, k tó re znalazły sw ą k o n ty n u ac ję w stru k tu ra liz m ie , i podejścia B enjam ina, k tó re w ychodzi od p rak ty czn o -p ro d u k cy jn eg o aspektu m e­ diów, nie zostało jeszcze dokonane.

29 Ibid., :S. 301, itabl. 55a, 61. 30 Ibid., s. 302.

(13)

3. SZTUK A I PRZYPOM NIENIE

'W 'swqjaj powieácti Z ziem i na k s ię ż y c Jiules Vienne 'każe k sięży co w em u pod­ różn ik ow i Miiicihialowi A r d a n o w i prized sta r te m jago raikicłty o św iad czyć: „B rak mli tylk o wyismulkłyich form , p ełn eg o widaięku wieutachołka; n a leża ło b y n a ło ż y ć mu koronę, ozdobę ze saiactoetnego m eta lu — n a przyikład baéniiofwie zw ierzę, potiwora, salamaindirę, któira iz ¡rozpostartym i slknzydłaimi i otw artą ipalsizczą w yichodzi z ognia

Zarów no m etoda ikonograficzna jak m etoda analizy fo rm aln ej w y k a­ zują się sw oim i „szeregam i” . M ają one pośw iadczyć filiacje m otyw ów ; im gęściej zostaną zbudow ane, ty m b ard ziej naukow o i w iarygodnie w yglądają. Ideałem tego ttypu badian jetsit ¡tiakiiie bezpośrednie sp o tkanie dwóch dzieł, jak ie m a m iejsce w tedy, gdy jak aś m in ia tu ra została sko­ piow ana z innej, danej. M niej pew ny, ale w ciąż w iarygodny będzie z w ią­ zek, k tó ry u stanaw ia pośrednik ludzki, choćby w ędrow ny a rty sta . K iedy zaś k o n tak t nie był w ogóle m ożliw y, przy zn aje się niechętnie, że trz e b a założyć trzeci czynnik w spólny, np. lite ra tu rę . Tego ro d zaju zam knięty szereg „bez lu k ”, jak o św iadectw o naukow ego przep row adzen ia dowodu, oznacza zw ycięstw o mérnoire volontaire w procesie historycznego z a p a ­ m iętyw ania — B enjam in pow iedziałby: zw ycięstw o p am iątk i n ad w spom ­ nieniem .

Nasi a u to rzy nie w ychodzili od szczegółów, od w ielu m ałych re m in i­ scencji; u k o n sty tu ow ali instancję, k tó ra dopiero je um ożliw ia, nad aje im kieru n ek i w ew n ętrzn ą konieczność. Zbiorow a m nem e, jak ją nazyw ał W arburg, opiera się p rzy ty m na p rzesłan k ach społecznych, a nie dzie­ dzicznych. B u rc k h a rd t bardziej z prostiodusznoáci niż z rozm ysłu w s k a ­ zywał zgubną drogę. O D aw idzie D o natella pisał: „ Jeśli w dziele tk w i trochę antyczności, to praw dopodobnie m usiała ona przen ik n ąć drogą niew idzialnych sił lub przez dziedziczność. [. ..] W rzeczy sam ej nie n a ­ leży nigdy całkiem zapom inać, że f. ..] ludność środkow ych W łoch w y ­ wodzi się od antycznego lu d u ” 32. Filogenetyczne k o n stru k c je teo rety k ó w rasy w rod zaju G obineau i C ham b erlaina próbow ały dostarczyć tego typu rozw ażaniom naukow ej leg itym acji; za n im i poszło sporo h isto ry ­ ków sztuki i k u ltu ry S3. W arb urg i B enjam in trz y m ali się z dala od tych rasistow skich ideologii i podstawkowego założenia pam ięci dziedzicznej

88 B urckhardta cyt. w g G o m b r i c h, s. 240 nn .

83 Na tem at te o r ii ras ogóln ie .par. G. L u k á c s , D ie Z e rsto ru n g d e r V e m u n ft. D arm stadt—tN euw ied >lfl74, t . 3, s. 1H2 nn; na te m a t jej za sto so w a n ia d o h isto rii szifcuiki por. zw ł. L. W o l t m a n n , D ie G e rm a n e n u n a d ie R en a issa n ce in Italien . L eip zig 1905. Krótlki prizagląd tej p rzem ian y rozu m ien ia ren esa n su d aje L G e i g e,r w: J. B u r c k h a r d t , D ie K u ltu r D er R e n a issa n c e w . Ita lien , L eip zig 1919. t. 2, s. 329 nil.

(14)

W. K EM P

Ich pojęcie przypom n ien ia o p arte jest n a dośw iadczeniu historycznym . U B enjam in a dochodzi do w y p raco w ania tego pojęcia p rzy u k ry ty m od­ w ołaniu do A rystotelesa: „U nas ludzi dośw iadczenie rodzi się ze w spom ­ nienia, bow iem k ilk a k ro tn e przypom nienia zespalają się w możliwość dysponow ania jed n y m dośw iadczeniem ” 34. D ośw iadczenie w chodzi w za­ k res um iejętności, techne\ jest iim m anentną aktyw nością życiową czło­ wieka.

Dla W arb u rg a przyczyną pow tórzenia sztuki an ty cznej nie było p rzy ­ padkow e spotkanie lub odkrycie i biorąca się stąd fascynacja. J e j p rzy ­ pom nienie jest w rozum ieniu H eglow skim „Insichgehen”, w iedzą przed- w iedzy, lepiej — by uw y d atn ić k o m ponentę p rak ty c zn ą — ponow nym dokonaniem dokonanego. R enasans zasadza się na dw ojakim stanie do­ św iadczenia: na p rak ty czn y ch m ożliw ościach m im etycznych sztu ki an ­ tycznej i n a jej w edług W arb u rg a n ajw ażniejszej zaw artości: człowieku o ek sp re sy jn e j m im ice. Podczas gdy zew n ętrzne siły w ytw órcze muszą być wciąż odzyskiw ane, w ew n ętrzn e chronione są przez społeczną m ne- me w sposób niew ym azyw alny. W najg łębszym p rzekonaniu W arb urg a nie doszło do zatracenia osiągniętego w a n ty k u sta n u opanow ania przez człow ieka n a tu ry w ciele, choćby naw et został on p rzy tłu m ion y przez n iesp rzy jające tre n d y . Ja k przeczucie i m arzenie o sw ym wysw obodze­ n iu pozostaje on niejak o zm agazynow any w ciele.

W arb u rg znalazł swój te m a t już w czasie studiów . Od końca lat osiem dziesiątych interesow ało go zagadnienie, dlaczego sztuka antyczna, określona sztu ka antyczna, m ogła stać się w zorcem dla XV w ieku. O p ra­ cow yw ał te n problem na podstaw ie m otyw u poruszonych szat, k tó re n a­ leżały do najw ażn iejszych cech stylow ych wczesnego renesan su flo ren­ ckiego i k tó re naw iązyw ały do hellenisty cznych dzieł sztuki. Od począt­ ku było dla niego jasn e — podsunęło m u to spotk anie z L am p rechtem — że zjaw iska takiego nie należy oceniać jak o im m anentnie artysty czne, lecz że trz e b a je widzieć w ścisłym zw iązku z s y tu a c ją sjpołeczną we F loren cji. Em ocjonalizacja „poruszonych akcesoriów ” w skazyw ała na zm ieniony stosunek w y tw arzająceg o i odbierającego sztukę społeczeństw a do te m a tu ciała, języka ciała, m im iki. P la n d y se rta cji z 1889 ro k u prze­ w idyw ał prześledzenie te j sp raw y aż do zm ian w bazie. P ro je k t k ulm i­ n u je w punk cie p ro g ram u ..Podział p racy i ludzki św iat fo rm ” 3S. N a­ leży to d o r e p e rtu a ru Lam tprechta i było jed y n y m i ostatnim w ypadem W a rb u rg a na obszar analizy m ate ria listy c z n ej. N astaw ienia takiego nie p rzep ch n ąłb y też W arb u rg p rzez cenzurę planow anego prom otora Ju stie - go. P o rzu cił też tę m ożliwość i zwrócił się ku otw ieranem u przez socjo­

M Met. A l, 981a. 81 G o m b r i c h , s. 48.

(15)

logię obszarowi tem aty czn em u in sty tu cji. P ró b ow ał w ykry ć, k to był zle­ ceniodaw cą zo rientow anej na a n ty k sztu ki we F lo re n c ji XV w ieku, jak

m iał się on do Kościoła, k tó ry m iał do tąd m onopol na sztuk ę, jak a była form a pow iązania p ra k ty k i estetycznej z życiem codziennym , jaka była pozycja arty sty .

W arb u rg chciał uzyskać m ożliw ie pew ne rozpoznanie przeb ieg u r e ­ cepcji an tyk u: d o tarł do in teresu jący ch dan ych szczegółow ych i ustaleń, przew ażnie jed n ak staw ały m u na przeszkodzie iry tu ją c e fak ty . A ntyk w żadnym razie nie oznaczał dla F lo ren cji jedy neg o źródła inspiracji, w pływ gotyku i B urg u n d ii należało szacować rów nie wysoko. O św iado­ m ym zastąpieniu dotychczasow ej ru ty n y a rty sty c z n e j przez now ą nie m ogło być w ogóle m owy; anam n eza a n ty k u tylko w zględnie oznaczała krok ku racjo n alizacji i ześw iecczeniu p ra k ty k i arty sty c z n e j. O tw a rty zo­ stał tu „obszar zak azan y ”, gdzie m iałaby ty lk o „harcow ać bezbożność uwolnionego te m p e ra m e n tu ” 36. K u lto w e pochodzenie sztu k i an tyczn ej i jej niezłom ne p iętn o realności w ym ag ały tra n sp o z y cji ta k samo, jak p rak ty k i zapośredniczonej estetycznie pobożności XV w ieku. W arb urg zw racał uw agę n a związek m iędzy niezliczonym i, często całopostaciow y- m i w oskow ym i eksw otam i, k tó re w y p ełn iały florenckie kościoły jako d ary w otyw ne, a realisty czn y m i p o rtre ta m i T ornabuonich na freskach G h irlan d aja w chórze S a n ta M aria N ovella. D latego nazyw ał freski „. . . obrazow ą ofiarą dziękczynną za trw a ją c e szczęście rodzinne i m od­ litw ą in e jfig ie o dalszy pom yślny u ro d za j” 37. S ztu ka oddala się od po­ p ularneg o sposobu u p raw ian ia, u siłu jąc konty n uo w ać swe fu nkcje w b a r­ dziej w ysublim ow anej form ie. D otyczy to rów nież antycznego wzorca: nim fy i boginie, k tó re jako rzeźby antyczne pozw alały szatom pow ie­ wać, a kończynom poruszać się ekstatycznie, p o w racają na razie „zaklę­ te ” w m alarstw ie; W arb u rg określił grisaille i użycie antyczn y ch zaso­ bów obrazow ych dla celów przenośni jako szczególnie skuteczne form y utrzy m an ia „k rain y cieni w b ity ch już w pam ięć zjaw w m etafo ry cz­ nym d y stan sie” 38. Procesy te pokazują, że ponow ne podjęcie sztu k i a n ­ tycznej nastąpiło pod określonym , w y m ag ający m bliższego sprecyzow a­ nia, społecznym naciskiem i nie chodzi tu o p ro b lem y w e w n ątrze stety c z- ne, czysto stylistyczne.

W ytłum aczenia funkcji ekspresy jno -m im iczn y ch fo rm u ł obrazow ych próbow ał W arburg już około 1900 roku, kiedy p row adził ze sw ym p rz y ­ jacielem Jollesem fik cy jn ą koresp o n den cję o zdum iew ającej nim fie na fresku narodzin św. J a n a w S an ta M aria N ovella, w ytłum aczenia, k tó re w praw dzie jeszcze nie rozsadziło renesansow ego rozum ienia czasu, lecz

* lbi)d. 35 Ibid., s. 120.

(16)

jed n a k je rozszerzyło: „N ieposkrom iona żywotność, świadomość w y ry ­ w ającej się, przem ożnej siły tw ó rczej i niew ypow iedziany, może na poły nieśw iadom y sprzeciw wobec kościelnego przym usu, w ym aga m im iczne­ go w y łado w ania nagrom adzonej w ew n ątrz, pow ściąganej energii. Toteż poszukuje się b ardzo gorliw ie p re te k s tu w dozwolonej m ate rii legend i dlatego w an ty czn ej przeszłości o d n ajd u je się tera z ochronną niepod­ w ażalność tego-co-już-było, aby pędow i do wolności udzielić jeśli już nie głosu, to p rz y n a jm n ie j w y razu w o brazie” 39. P ojm ow anie zjaw iska takiego jak w spom niana nim fa lub hora z „N arodzin W enus” B otticelle- go jaiko sym bolicznego odciążenia m ieszczańskiego decorum nie n a p o tk a ­ ło chyba n a sprzeciw . Je d n a k widzenie a n ty k u ty lko w ro li poręczycie­ la m ogło nie zadow alać. W arb urg zab rał się do tego raz jeszcze, na nowo, od podstaw 25 la t później — gdy w y m y ślał swój atlas „M nem osyne”, W ym ienione zjaw iska jako zasoby w spom nień społecznej m nem e od­ sy łają do podstaw ow ych dośw iadczeń „p ry m ity w n ej ludzkości” 40, które swój a d e k w a tn y „w y ra z ” (pojęcie kluczow e dla W arbu rga i B enjam ina) znajd o w ały i z n a jd u ją ty lk o w m edium rea k c ji cielesno-m im icznych. W arb u rg idzie tu drogą pośrednią: nie jest zainteresow any, jak nieco później G ehlen, k o n stru k c ją o ntogenetyczną, k tó ra ew entualnie dopusz­ cza p rzy sw aja n ie św iata na w cześniejszych stopniach („praczłow iek”, dziw ko) przez rea k c je m im iczno-dotykow e — „pratłocznią w świecie w yrazu tragicznego p rze jęc ia ” n azyw ał h isto ry czn ą form ę ludzkich z a ­ chowań, in sty tu c je m im icz n o-w yr azowego k u ltu a n ty k u (orgie, r y tu a ­ ły) 41. W projekcie w stęp u do atlasu „M nem osyne” czytam y: „W re jo ­ nie o rgiastycznego m asow ego przejęcia trz e b a szukać tłoczni, k tó ra fo r­ m y w y razu m aksym alnego w ew n ętrzn eg o przejęcia — na ile daje się ono w yrazić w język u gestu — w bija w pam ięć z ta k ą intensyw nością, że te n en gram cierpiętnego (sic) dośw iadczenia trw a jako zachow ane w pam ięci dziedziczne dobro i jak w zorzec określa k o n tu r, k tó ry s tw a ­ rza rę k a a rty s ty , skoro ty lk o najw yższe w artości języka gestu chcą w y ­ stąpić n a św iatło dzienne w tw órczym d ziałan iu a rty s ty ” 42.

Oczywiście w pam ięć zap ad ają jako „sp adek ” ty lk o najw yższe his­ toryczne dokonania (tu opanow anie n a tu ry w człowieku), a nie

hiposta-» Ibid., s. 123. w Ibid., s. 1!13.

41 O p łacaln ym za d a n iem byłofby p r z e śle d z e n ie ro zw o ju od V e rm o g e n s p sy c h o - loffie, p rzez nauki; o .kulturze aż d o an tro p o lo g ii w rodzaju G eh len a. W arburg talkże stoi na te j lin ii, jaflro ten , k tó r y ją p r z y g o to w a ł i z a in icjo w a ł. P o jęcie o d c ią ­ żen ia (Erjtlastunlg) zaistesow an e do z in s ty tu c jo n a liz o w a n ia sp ołeczn ych fo rm k o m u ­ n ik a cji i ap'oikowego p rza stru k tu ro w a n ia alktyw ności z m y sło w ej, zn ajd u jem y u W a r ­ burga już w e w czesn y m ok resie.

(17)

zowane jakości pochodzenia biologicznego. S k ra jn e w artości ludzkiego dośw iadczenia tw orzą rez e rw u a r stanow iący p o ten c jaln e zagrożenie dla w szystkich epok, k tó re bazują n a stłu m ie n iu ty c h popędów. Ale także w epokach w ysw obodzenia i p rzy jęcia na służbę po ten cjał ten , po jego historycznym w ygnaniu, w inien być w p row adzany n adal ty lk o pośrednio i z um iarem . Ja k o dru g ą siłę obok M nem osyne staw ia W a rb u rg S op h ro ­ syne, rozw agę. O ile M nem osyne u sto su nk o w u je się n e u tra ln ie do re m i­ niscencji, k tó re przenosi, to rozw aga — we w łaściw ym układzie — jest instancją k o n tro lu jącą ich spożytkow anie. P rzetw o rzen ie pierw o tn y ch do­ świadczeń iw m edium sztu k p lasty czn y ch oznacza, w ed łu g W arburga, .alkit zracjonalizow ania i w ysublim ow ania, k tó ry , rzecz prosta, zna różne stop­ nie przetw orzenia. C zytam y n a d to we w stępie do późnej pracy: „ Ś w ia ­ dome stw orzenie d y stan su m iedzy sobą i św iatem z ew n ętrzn y m m ożna uznać za podstaw ow y akt ludzkiej cyw ilizacji; jeśli to oddalenie jest su b stratem kształto w ania artystycznego, to spełniony jest w stępny w a ­ runek, by owa świadom ość d y stan su m ogła stać się trw a łą fu n k cją spo­ łeczną” 43.

E fektem działania S ophrosyne jest u k ształto w an ie plastyczne m a te ­ riału m nem icznego; sposoby jej postępow ania, czytelne z deform acji j a ­ kiej uległ wzorzec, są drugim — po u stalen iu w yw odu treściow ego — przedm iotem nau ki o sztuce. Za p ro g ram sw ej biblioteki, nad k tó re j drzw iam i w idniało słowo „M nem osyne”, uznał: „zw rócić uw agę na f u n k ­ cję europejskiej pam ięci zbiorow ej jako siły sty lotw órczej, p rzy jm u ją c k u ltu rę pogańskiej starożytności jako stałą. O dchylenie od w zorca w jego odtw orzeniu, oglądane w zw ierciadle epoki, oddaje św iadom ie lu b n ie ­ świadomie selek ty w ne n astaw ien ie okresu , przy czym w ychodzi na św iat­ ło dzienne stw arzająca te m arzen ia i u sta n a w ia ją c a ideały w spólna d u ­ sza, k tó ra — w n ieu stan n y m k rąż e n iu m iędzy k o n k rety zo w an iem i ab­ stra k c ją — św iadczy o ty ch zm aganiach, jakie człow iek m u si toczyć o S ophrosyne” 44. O dpow iednio m ożna rów nież sztukę pojm ow ać jako aranżację zbiorowego przypom nienia i jednocześnie utrzym y w ać: sztuka organizuje się przeciw niem u p rzy pom ocy Sophrosyne. Dla W arburga, którego, jak słusznie p odkreśla G om brich, tem a ty prześladow ały często jak obsesje, w ażna b yła obserw acja, że p rzy w ró cenie do życia a n ty c z n e ­ go św iata obrazów dokonuje się ty lk o w form ie zdecydow anej, odw aż­ nej ro zpraw y 4S.

« Ibid., s. 388. *4 Ibid., s. '270 n.

4S B en jam in a i Wartburga łąozy aracjonalizaw ainy iąk prised obrazam i. Obaj przedzierali s ię p rzez h isto rię aztu k i drogą form suibliimorwania, p o tę g o w a n ia lufo u n ieszk o d liw ia n ia i od p ieran ia p rod u k cji o b ra zo w ej — w sp ó ln y m o ty w zaznaczy): się w w y k o rzy sta n iu m eta fo ry k i -przestrzennej do teo rii s z t u k i

(18)

162

W edług W arb u rg a trzeb a się uw olnić od m niem ania, że recepcje um ożliw ione są przez św iadom e i celowe przypom nienie; podobnie licz­ ne i w ażne znaleziska a n ty k u nie czynią jeszcze renesansu. H isto ry zu ją­ ca anam neza jest w stan ie wzm ocnić ten d en cje; w szelako zostaje za­ adapto w ana ty lk o na bazie now ych, sta ry c h doświadczeń. Dla W arburga sta n y zbiorow ego w zruszenia należą do zdarzeń pozostaw iających n a j­ silniejsze w rażenie: dotyka przy ty m pierw otnego pola estetycznej dzia­ łalności i przeżycia, k tó re przez długi czas nie było uw zględniane, po części z pow odu p rzem y ślan ej ostrożności. W arb u rg m iał niew ątpliw ie rację, gdy w idział n a stę p stw a „m asowego przejęcia” w nieśw iadom ym twonzeinJiiu wairfcoścd zbiorowego: doświladozenlia. A lexander Miitscheriiich pisał o ty m : „Do przeżycia w m asow ym podnieceniu odnosi się to sarno, oo do silnego rausza; pozostają potem lu k i w pam ięci, zapełniane z ko­ nieczności przez k o n fab u la cję ” 46. B en jam in sekundow ał te j teo rii już w cześniej i bardziiiej przek o ny w ająco . Rozlicziaijąc się z in dy w idu alistycz­ ny m pojęciem przy pom n ien ia P ro u sta pisał: „Gdzie zachodzi dośw iad­ czenie w ścisłym sensie, tam zap ad ają w pam ięć pew ne tre śc i indyw i­ d ualn ej przeszłości w połączeniu z treściam i przeszłości zbiorow ej. K ul- * ty z ich cerem oniałem , ich św iętam i, k tó re u P ro u sta są niem al nie do pom yślenia, p rzep ro w ad zają wciąż na nowo stapian ie się obydw óch m a­ te rii pam ięci” 47. Stąd zrozum iałe sta je się, dlaczego W arb u rg tak bardzo w sw ym życiu in tereso w ał się obrzędow ością renesansu. K rótk ie stw ie r­ dzenie B u rc k h a rd t a było dla niego p rzy ty m ju ż w cześniej w skazaniem k ieru n k u : „W łoska obrzędow ość w sw ej w yższej form ie jest p raw dzi­ w ym p rzejściem z życia w sz tu k ę ” 48. Tu m ożna było ew en tualnie za­ obserw ow ać faktyczne, a nie ty lk o sym boliczne pow tórzenie zbiorowego w zruszenia, k tó re może oddziaływ ać w prost na sztukę. M iędzy rem in is­ cencjam i p ierw o tn y ch sposobów reagow ania, nagrom adzonym i w społecz­ nej míneme, ich p rzen iesieniem do sztu k i a n ty k u a św iętem i sztuką r e ­ nesan su m usi zachodzić system w zajem nego w zm acniania i pośrednicze­ nia, k tó ry w inien skon centro w ać na sobie uw agę badacza.

O ntologizacja in stan cji m ém o ire collectiv nie dotyczy jej przedm iotu — co trz e b a w y raźn ie podkreślić, gdyż w przeciw nym razie nastaw ienie W a rb u rg a ześliznęłoby się w sferę nie nad ającą się do dyskusji. Jego pam ięć społeczna u k o n sty tu o w a n a została przez w artości w yrazow e, a nie przez treści, k tó re są na tyle niezależne od swego form alnego przejaw u,

** A. M i t s c h e r l i c h. M a sse n p sy c h o lo g ie oh n e R e sse n tim e n t. F ran k fu rt a.M. 1972, s. 10.

« B G S, t. I, 2, s. e i l .

(19)

że mogą być rep rezen to w an e przez niew iele znakóiw pam ięciow ych. O d­ różnia to W arb u rg a od Ju n g a , u któ reg o m ożna zaobserw ow ać podobną oritologiizaeję in stancji m nem icznej. k tó rą jest tu id. U Ju n g a p rz e d sta ­ wia się to jednak tak, że id staje się zrozum iałe jako fu n k cja sw ej treści, tzw. arch ety pu : „Zw iązek z m atk ą choćby, nie jest w edług J u n g a zw iąz­ kiem z indy w id ualn ą m atk ą, ale z ogólnym obrazem m atki. J e s t zw iąz­ kiem z Geą lub K ybele, z jak ąś archaiczną istotą, k tó ra w ró w n y m sto p ­ niu m a leżeć u podstaw A starte, Isis, M arii” 49.

Zbieżności m iędzy Ju ngiem i W arb urg iem należy ocenić jako po­ w ierzchow ne: zapew ne nim fa odpow iadałaby jungow skim archetypom „dobrej w różki1” lu b „służącej”, alle ¡tym, co litaiteresiuje Wlairburga, mile 'jastt bynajm niej stałość sym bolu -— każda nim fa oznacza dla niego realizację problem u, któreg o specyfika fo rm y odsyła ostatecznie do społeczno-his- torycznego sta n u rzeczy. N atom iast n astaw ienie W arb u rg a da się po­ wiązać bardzo dobrze z dziełem socjologa francuskiego, ucznia D u rk hei- m a i Bergsona, M aurice H albw achsa (zm. w 1945 r. w B u c h e n w a ld zie )50 Ilalb w ach s w L es cadres sociaux de la m ém oire (1925) dom agał slię pam ięci dla socjologii — w b rew jej m echan isty cznym in te rp re ta to ro m , a także wbrew7 sw em u nauczycielow i B ergsonow i. W ystęp uje tak że — nie w ym ieniając go — przeciw indyw idualizm ow i P ro u sta . P am ięć zbio­ ro w ą przed staw ia H albw achs jako fu n k cję społeczeństw a, obejm ującą więcej niż sum ę pam ięci poszczególnych. Owo „w ięcej” nie w ynika z ekskluzyw nego n a w arstw ien ia fa its sociaux w e w spom nieniu zbiorow o­ ści; jest ono o pisanym przez H albw achsa ro dzajem i sposobem , w jak i treści pam ięci są organizow ane, ponow nie ożyw iane i tłum ione przez r a ­ m y społeczne, co przy jęcie tak ie j in sta n c ji pozw ala ukazać jak o koniecz­ ne i sensow ne. Nie zw racając się bezpośrednio przeciw ko P ro u sto w i w y ­ jaśnia Ilalb w ach s także n astęp stw o w spom nień, k tó re dotąd — nie tylk o u P ro u sta — uw ażano za zd arzenia p ry w a tn e , jako sterow ane społecz­ nie. B ierze przy ty m pod uw agę czynnik czasu, k tó ry dopiero dziś zmów znalazł w ystarczające uznanie: m am y na m yśli przede w szystkim teorie

49 E. B l o c h , D as P r in z ip H a ffn u n g , F ra n k fu rt a.M. 1959, t. 1, s. 69. Z d u m iew a, gdy s ię w id zi, jalk jed n ozn aczn ie ,p¡reEasteylsltowisfca teo ria , taika jaik .historia satirici i litera tu r y Junga, b y w a n ie k ie d y zalecan a, jako o ży w cze źródło, por. :np. J. B i a ­ ł o s t o c k i , D ie „ R a h m e n th e m e n ” und d ie a r c h e ty p is c h e n B ild e r. W: S til und IkoTwgrcuphiie. D resd en 1966, s. 111 nin. lu b N. F r e y e , A n a ly z e d e r L ite r a tu r - k ritik . S tu ttg a rt 1964. G om brich stw ierd za b ez k o m en ta rza b lisk o ść n a u k i Junga i W arburga.

60 M. H a l b w a c h s , D as G e d a c h tn is. B erlin —N e u w ie d 1966; ten że, Dres ko l-le k iiv e G ed a a h tm s. S tu ttg a rt 1967. N a te m a t H a lb w a ch sa i szk oły D u rk h eim a par. wistęipy do olbu k sią ż e k o ra z p rzegląd w: F. J o n a s , G e sc h ic h te d e r S o zio lo g ie. T. 3. R ełn b ek I960, s. 29 nn, zw ł. s. 64, 70.

(20)

164 W. K E M P

N egta i K lugego o k o n sty tu o w a n iu się św iadom ości61. H albw achs m iał

na w zględzie tak że to, że do zbiorow ej anam nezy dochodzi zawsze

w oparciu o w spółczesne przesłanki, że pojaw ia się ona jako prod u kt ryw alizu jący ch interesó w klasow ych. P rz e to zbadał Da rdzo w nikliw ie różnorodne fun kcje, jak ie p ełn i społecznie zorganizow ane w spom nienie, a także tw orzen ie tra d y c ji, w religiach i w poszczególnych form ach społeczeństw .

Stanow isko H albw achsa um ożliw ia pierw szą k ry ty k ę W arburga. U H albw achsa każda tre ść pam ięci jest społecznie opracow ana i ukształ­ tow ana; nie istn ieją tak ie resid u a, k tó ry c h pochodzenie byłoby nieo kre­ ślone, a ty m b ard ziej pochodzące z jakiejś, jak b y jej nie nazyw ać, ,.za­ m ierzchłej przeszłości”. T ym różni się H albw achs od W arb u rg a i od sw ojej w łasnej szkoły. F ra n cu sc y socjologowie pom ów ieni zostali — nie bez ra c ji — o to, że w p rzy p ad k ach w ątp liw y ch podnosili pradzieje lu ­ dzi do ra n g i elem en tu stałego. „Zbiorow e fo rm y świadom ości i in sty tu ­ cje, na k tó ry c h D u rkheim i jego szkoła k o n cen tro w ali całą energię, rzad ­ ko były O kreślane historycznie, ale — p rzy całym em pirycznym zróżni­ cow aniu — uporczyw ie jako p razjaw isko. S tąd obsesja stosunków p ry ­ m ityw nych: m iały być one p ro toty p ow e dla w szystkiego co społeczne” 52. Z arzut te n dotyczy W arb u rg a o ty le, o ile sk łonny jest on uznać za godne p rzek azania ty lk o to, oo nosi piętno „pierw o tnego” doświadczenia. A ntyk na pew no nie może być określony jako „zam ierzchła przeszłość” , ale u W arb u rg a u zy sk u je on in te rp re ta c ję , k tó ra leg ity m u je go jako jak

gdyb y p reh isto rię społeczną, a nie antropologiczną. Można tu obalić

W arburga p rzy pom ocy W arb u rg a, jako że w ykazał on w łaśnie w la­ tac h około 1900, że istn ieją różne „ a n ty k i”, że także ren esan s m a kilka historycznych p u n k tó w odniesienia i nowe dokonanie k u ltu ro w e może pow stać dopiero w k a ta lity c zn y m procesie różnych stru m ie n i w spom nień Dochodzi jeszcze d ru g a spraw a. Pam ięć zbiorow a p ra c u je w nieśw iado­ mości; ostatecznie pozostaje nie w yjaśnione, jakie treści zostały w niej zgrom adzone i w edług jak ich p raw p o stęp u je Sophrosyne, kiedy w okre­ ślony sposób zm ienia m a te ria ł m nem iczny zgodnie z w ym aganiam i cza­ su. N atom iast H albw achs popełnia błąd ty po w y dla socjologii instytucji: w yjaśnia rzecz sam ą przez jej u w aru n k o w an ia ram ow e. W ygląda na to, że u sta lo n a nieco później teunia p rzy p o m n ien ia B e n ja m in a ofiarow uje w yjście z ukazującego się tu d y lem atu

51 O. N e g t , A. K 1 u g e, O ffe n tlic h k e it und E rfah ru ng. F ran k fu rt a.M, 1972, .-. 44 nn, 406 nn. W ażne u zu p ełn ien ie; Bjjurgerliche u n d p r o le ta r is c h e O ffe n tlic h k e it ¿'.ine D isk u ssio n m it O. N egt. Á-fthetük und Kom m unilkation, .1973, nr 12, s. 13, 27.

62 T. W. A d o r n o , w stę p do Ł D u r k h e i m , S o zio lo g ie u n d P h ilo so p h ie , Fra¡n’:furt a.M. 1967, «. 13.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zastrzeżenie o którym mowa w ust.1 dotyczy także umów na podstawie których wierzytelność względem Zamawiającego będzie stanowiła zabezpieczenie zobowiązań

Największy ruch kolejowy na wschodniej granicy UE, gdzie następuje zmiana szerokości torów, odbywa się przez przejście graniczne w Terespolu, co związane jest z przebiegiem

a) Zmiana umowy w zakresie terminu płatności, terminu i zasad usuwania wad oraz innych nieistotnych zmian. zmiana nr rachunku bankowego). c) Zmiana danych

ZASADA OGÓLNA załatwienie sprawy wymagającej przeprowadzenia postępowania dowodowego powinno nastąpić bez zbędnej zwłoki, jednak nie później niż w ciągu miesiąca, a

Zmiany, które nastąpiły w postrzeganiu Białorusi na arenie międzynarodowej, są istotne dla określenia roli i znaczenia państwa we współczesnej Europie, aczkolwiek czy

Ale w pensjonacie dowiedziała się pan; Ropską, że Klara w yprow adziła się stam tąd jeszcze przed czterem a tygodniami do mieszkania, które jej urzą­. dził

Ekologiczne metody ochrony przeciwpowodziowej mają za zadanie nie tylko chronić przed powodzią, ale także umożliwić zachowanie natu- ralnych ekosystemów rzek i dolin

Winno być wyraźnie zaakcentowane, że patent ważny można otrzymać tylko na wynalazek, to jest na rozwiąza­.. nie zadania technicznego, zawierające myśl