Wo lfg a n g Kemp
WALTER BENJAMIN I ABY WARBITRO
UW AG A WSTĘPNA
P ierw sza część te j p rac y * [. . .| tra k to w a ła o zw iązkach B enjam ina ze Szkolą W iedeńską, a zwłaszcza o jego recep cji Riegla. Chodziło tam 0 form y i re z u lta ty bezpośredniej polem iki, po części o w zajem ne btranie 1 daw anie. Raz jeszcze trz e b a tu z naciskiem w skazać na G rundlagen der
A rch itektu rzeich n u iig L in fe rta , k tó re pod w ielom a w zględam i u przed zają
książkę o tragedii, a i później działały na B enjam ina pobudzająco. Zw iąz ki m iędzy B enjam inem a W arb u rg iem są innej n a tu ry . Nie doszło do osobistych kontaktów , nigdy też pism a W ar bunga bądź jego uczniów nie stały się przedm iotem rec e n z ji B enjam ina. Nie znaczy to jed n ak , że od nosił się on do k ręg u h am b u rsk ieg o obojętnie. P rzeciw nie, był nie tylko bardzo dobrze poinfo rm o w an y o tym , co się tam działo, ale w pew nym okresie odczuwał na ty le bliskie pokrew ieństw o ze szkołą W atrburga, że oszczędzał sobie, ba — zakazyw ał, k ry ty czn y ch opinii o niej. B enjam in zbliżał się p rzy ty m do W arb u rg a bardziej niż sam m ógł zdaw ać sobie spraw ę, bowiem o b ad an iach W arb u rg a z lat dw udziestych bardzo m ało przenikało do w iadom ości publicznej. T em atem d ru g iej części pracy m a być to, że B en jam in bezw iednie, acz nie przypadkow o, k ontynuow ał d y s kurs, k tó ry zapoczątkow ał W arb u rg w latach dw udziestych, ale którego nie zdołał już zakończyć. W skazanie na bliskość i odm ienność obu k o n cepcji syg n alizu je tru d n o ści przełożenia na kateg o rie m aterialisty czn e także n a jb a rd zie j zaaw ansow anych m etod n a u k i o sztuce.
* J e st to d r u g a czę ść p racy p i W a lte r B e n ja m in and d ìe K u n stu ń s se n sc h a ft. op u b lik ow an a w fyritis'che B erich te, R. 3, <W7'5., z, 1, s. 5 - 25; cizęść (pierwsza — Knitiisicbe -Berichte, R. 1, 1ÍW3, z. 3. A utor aeforai i raas'zienzyl u'waìgi za w a rte w ty c h tek stach w airtyikiule: F e rn b ild e r W a lte r B e n ja m in urad d ie K u n s tw is s e n s c k a f t, w to m ie: L in k s h a tte sieh noch a lie s z u emtr& tseln. W a lte r B en ja m in im K o n te k s t, 1978 [przyp. tłum .].
146
W. K E M P1. INSTYTUC JO N ALN E PRELUD IU M
Mało chyba znany jest fakt, że B enjam in jeszcze za życia W arb u rga (W arburg zm arł w 1929 ro k u w Rzym ie) szukał k o n ta k tu z ham bu rczy - kam i. W 1925 roku B en jam in .przedłożył na U niw ersytecie we F ra n k fu r cie pracę h a b ilita c y jn ą o trag ed ii barokow ej, nie została ona jednak p rzy jęta. N adzieja na k a rie rę u n iw ersy teck ą upadła. ,.Niepowodzenie h abi litacji, rozpad m ałżeństw a, a przede w szystkim b an k ru ctw o młodego w ydaw cy, z k tó ry m B enjam in uzgodnił lek to rat i redagow anie czaso pism a, postaw iło go ponow nie wobec pro b lem u zabezpieczenia eg zysten cji” *. W śród in ny ch m ożliwości B enjam in rozw ażał rów nież i tę, aby nową egzystencję budow ać z pom ocą swego p ro te k to ra H ofm arm sthala. I Ipfmainnlsithial u ją ł się ostatecznie za Benjamliimem, d ru k u ją c w „Neue D eutsche B e itrà g e ” rozdział książki o tragedii. J e st to fra g m en t na te m at m elancholii, tek st, w k tó ry m przedm iot i m etoda badań B enjam ina n ajb ard ziej zbliża się do szkoły W arbu rga 2. C y tu je w sum ie w siedm iu m iejscach w ydane w 1923 ro k u stu d ium P an o fsk y ’ego i Saxla D ürers
M elancholie I i cztero k ro tn ie pow ołuje się na publik acje W arburga.
B enjam in, kltóry molsiił się z izaimiiarem w ydania B ild e rw e rk zur baro-
c ken E m b le m a tik 3, zrobił w ięcej oiż było trzeb a, k o n ty n u u ją c łaimiigłów-
kow ą p racę ikonograficzną sw oich poprzednikóiw i dociekając znaczenia kaimlieiniia iw Ibairoiklowyim zasobie w yo b rażeń melLancholiiii — dramalt b aro- kidwy został p rzez inliego p rzedstaw iony p rze d e w szystk im jako p raw o w ity spadkobierca sym boliki renesansow ej. „O brazy i postacie, któ re u sta naw ia, pośw ięca diirerow skiem u geniuszow i uskrzydlonej m elanch o lii Jego suro w a scena rozpoczyna przed nim sw e serdeczne życie” 4.
W zw iązku z książką o tra g e d ii B enjam in pisze 30 X 1926 ro k u do H ofim annsthala: „Być może obok udziału [W altera] B rechta, mogę liczyć w przyszłości także na zainteresow anie ham burskiego k ręg u skupionego wokół W arburga. W każdym razie spośród jego członków (z k tó ry m i nie m am żadnych pow iązań) oczekiw ałbym dla siebie n a jp ie rw akadem ic kich i ko m p eten tn y ch recenzentów ; poza ty m nie oczekiw ałbym a k u ra t ze stro n y o ficjalnej nau k i zb y tn iej dla m nie życzliw ości” 5.
W sie rp n iu 1927 ro k u ukazał się w reszcie w „Neue D eutsche Bei trà g e ” p rze d d ru k rozdziału o m elancholii. 12 g ru d n ia tegoż ro ku Hof m an n sth a l skierow ał do P a n o fsk y ’ego n a stę p u jąc y (niepublikow any) list,
3 W a lte r B en ja m in . T ex t uind K ritik, 1971, nr 31/32, s. 82.
2 W. B e n j a m i n , G e s a m m e lte S c h rifte n . F ra n k fu rt a.M. 1972 nn. (4 t.), t. I, 1, s. 317/3&5. {Cyt. d alej jako BGS).
s W. B e n j a m i n , t. 1, F ran k fu rt a.M. 1906, s. 340 (Cyt. d alej jaJko B riefe).
4 BGS, it. I, 1, s. 335. * B riefe, i. .1, s. 438.
z k tó ry m m ogłem się zapoznać dzięki uprzejm ości G erdy S o rg el-P an o f- sky: „Wielice szlainlowny pande Patnoflskli .[!], pirlosizę p o tra k to w a ć to łask a wie, że nie znając P an a, k ie ru ję do niego te słow a w określonym celu. P rzesyłam P a n u o statn i zeszyt redagow anego przeze m nie czasopisma. P rzesy łam go z prośbą, aby zechciał P an , gdy znajdzie P a n pół godziny czasu, przeczytać w nim a rty k u ł, k tó ry pochodzi z n ied ru k o w an ej książki W B enjam ina «Über das deutsche T ra u ersp ie l des X V IP n Ja h rh u n d e rts» . (Na końcu zeszytu znajdzie P a n zestaw ienie tre śc i całej książki, w edług rozdziałów). P ra ca ta, k tó rą znam w rękopisie od lat, w y d aje m i się n ie zw ykła. A utor zdaje sobie spraw ę, że w iele zaw dzięcza P a n u i kręgow i, do którego P a n należy. Niczego nie ceniłby sobie w yżej od w zbudzenia zaáinlterasiowanáa tego k ręg u . Je st jednak iozłowliiekiiem n ieśm iałym i p o w ściągliw ym , od gadu jąc więc (tylko z listów , osobiście go nie znam ) owo jego prag n ien ie w ziąłem to na siebie, by zam iast niego przesłać P a n u te n zeszyt. Z w yrazam i szczerego, w ielkiego szacunku proszę P an a, jeśli praca w yda się P a n u godna zainteresow ania, o napisanie do m nie o ty m p aru słów. Hugo v. H o fm a n n sth a l'’.
W jed ny m z listów B enjam ina do Scholem a, z 30 I 1928 ro k u czytam y: „Z ain teresu je cię, że H ofm an n sth al, wiedząc, że zależy m i na n aw iąza niu k o n tak tu z kręgiem W arburga, w ysłał — może trochę zbyt gorliw ie — zeszyt a rty k u łó w zaw ierający p rz e d d ru k w raz listem od siebie P a n o fsk y ’emu. Ten dobry zam iar, by m i się przyd ać — on ne p eu t plus — échoué [nie pow iódł się, i to jak!]. P rz y sła ł m i chłodną, naład o w aną u razą odpowiedź P an o fsk y ’ego na tę przesyłkę. P o trafisz to pojąć?” ®, l i s t u Pam afsky’ego ¡nae udało się ju ż nliepatety odnaleźć, anli (jiakio kiqpili) w In sty tu cie W arburga, ani w spuściznach B enjam ina, H o fm annsth ala i P a n o fsk y ’ego. N ależy żałować, że pism o to przepadło, przedstaw iało bow iem w ażką reak cję szkoły W arb u rg a n a b adania B enjam ina. O mo tyw ach, jakie k iero w ały P an o fsk y ’m, m ożna — po śm ierci w szystkich uczestników — snuć jedy n ie dom ysły. W nioski B en jam in a w y d ają się zrozum iale, chociaż z pew nością zbyt generalizujące. 8 lu teg o 1928 rok u pisał do H ofm annsthala: „D ziękuję P a n u za nadesłanie zadziw ającego listu P a n o fsk y ’ego. W iedziałem , że je s t on «z fachu» h isto ry k iem sztuki. Sądziłem jednak, że — zgodnie z ro d zajem jego ikonograficznych zain teresow ań — należy przyjąć, że jest człow iekiem jeśli już nie m iary , to przy n ajm n iej p o k ro ju Em ile M ále’a, kim ś, k to okazuje zainteresow anie dla sp raw istotnych tak że w tedy, gdy nie dotyczą jego fachu w całej ro z ciągłości. Nie p ozostaje m i te ra z nic innego, ja k uspraw iedliw ić się p rze d P an em z pow odu m ej niew czesnej p ro śb y ” 7.
« Ebild., is. 457. 7 Ibid., s. 460.
148
Pom im o teg o rozczarow ania B e n ja m in nie stra c ił nadziei na naw iąza nie k o n ta k tu z k ręg iem W arburga, jak w y n ik a już z listu do Scholem a z 23 IV 1928 ro ku : „B yłoby dobrze, gdybyś n ap isał do Saxla, a może już napisałeś. {. . .] W ty m w y p ad k u jest ch yba za późno, by w płyn ąć na C assirera. Ale w te j sp raw ie nie w idzę w ogóle m ożliw ej drogi. Nic mi więc nie pozostaje, jak odczekać” 8. O C assirerze nie m a już później m o w y w listach, n ato m iast n a tem a t Saxla pisze B en jam in 21 VII 1928 ro ku do K ra c au e ra: „P o tw ierd ził on i[tj. a rty k u ł w stęp n y „ F ra n k fu rte r Z eitu n g ”] przypuszczenie, że n ajw ażn iejsze dla naszego sposobu m yśle nia p u b lik acje naukow e g ru p u ją się coraz b ard ziej w okół k ręg u W ar bu rg a i dlatego m ogło m i być ty lk o ty m przy jem n iej, że o statnio, po średnio, dow iedziałem się, że S axi jest podobno bardzo zain tereso w any m oją k siążk ą” 9. Także i ty m raz e m B en jam in poprosił sw ego przyjaciela Scholem a o pośrednictw o: chodziło praw dopodobnie o to, aby uzyskać od Saxla, d y re k to ra b ib lio teki W arb urg a, opinię dla B enjam ina. B enjam in
i Scholem p lan o w ali wówczas zabezpieczenie egzystencji B enjam ina
przez objęcie w ykładów na U niw ersytecie w Jerozolim ie.
Czy ak cja Scholem a m iała jeszcze inne cele, jak choćby w k ieru nku ściślejszego zw iązania z B iblioteką W arburga, teg o nie da się ju ż ustalić Poza w skazów ką „B ardzo pom yślna Tw oja w iadom ość od S a x l a . . . ” (B enjam in do Scholem a, 1 VIII 1928 r.) w ym ienione w tej spraw ie listy trzeb a uznać za zaginione. Na m o je p y tan ie G erschom Scholem odpisał „N a tu ry te j in te rw e n c ji u S ax la nie m ogę już sobie przypom nieć . . . J e stem pew ny, że chodziło ta m o żyw e w skazanie z m ojej stro n y n a w y daną w łaśnie książkę B en jam in a o traged ii, k tó ry m chciałem u d arem nić n iep rzy jazn ą re a k c ję P anofsky'ego na p rze d d ru k rozdziału o traged ii przez H o fm an n sth ala (o k tó re j w iedziałem i o k tó re j rozm aw iałem z W.B w P a ry ż u w 1928 roku) [ ...] B en jam in b a r d z o c h ę t n i e naw iązałby stosunki z kręgiem W arb u rg a, gdzie na w arsztacie w idział pokrew ne m u dążenia i m yśli. f . . .] P o w racając do pańskiego p y tan ia, dlaczego nie do szło do bliższych zw iązków W.B. z ty m k ręg iem — niem al pew ne tego podłoże w idziałbym w fakcie, że filozoficznie k rą g te n poprzysiągł na nau kę E rn sta C assirera, a człow iek ta k i jak P a n o fsk y w yczuw ał chyba dokładnie, że B en jam in odnosił się do te j drogi m yślow ej z duża r e z e r wą. {Nie b y ł w ielbicielem C assirera). D ialektyczny sposób m yślenia B e n jam ina, z n a jd u jąc y w p ro st w y raz w jego analizach w książce o tragedii, m usiał m u być n ie w sm a k ”.
Rzeczywiście, m iędzy B en jam in em lat dw udziestych (a tym bardziej — późniejszym ) a neokantow ską filozofią C assirera nie było punktów
8 Ibid., s. 470. » B G S, t. I, ?.. s. 909.
stycznych. Jed n ak że C assirera m ożna uw ażać za „naczelnego ideologa” wyłącznie szkoły W arb urga; sam W arb u rg budow ał na zupełnie in nych fu ndam entach. W ew nętrzną łączność m iędzy W arburgiem , P a n o fsk y ’m, Saxlem , W indem i in. a C assirerem tw o rzy ł w spólny przedm iot badań, renesans, N achleben an ty k u . P o d ję te z pom ocą neokan ty zm u sform uło wanie n au k i o sztuce jak o ikonologii oznaczało w sensie m etodycznym o stre ograniczenie p ro g ra m u W arb u rg a — m usiał to p rzy z n a ć także E rn st G om brich w sw ojej biografii W arb u rga, w y d anej w 1970 roku . To w y godne zaw ężenie w ielkiego p ro g ra m u m iało sw ój u w aru n k o w an y czasem sens: szło o stw orzenie jasnego fro n tu , w ym ierzonego przeciw ko „en tu zja sty c z n ej” histo rii sztuki — sform ułow anie W arb u rg a — i p rzeciw ko czystej h isto rii s ty lu i form y. Na ty m froncie odtrącon y został jed n ak także B enjam in — g dyby go sforsow ał, to „d ialektyczny sposób m yśle n ia”, k tó ry W arbu rg chciał p rzekazać jak o najcen n iejszy spadek sw ojej szkole, być może m ógłby zostać ocalony. Na trzeciej stro n ie tzw . roz działu o m elancholii czy tam y zdanie: „N a drodze k u przedm iotow i — nie, na drodze w przedm iocie sam ym — in te n c ja t a [tj. sm utek] po stęp u je ta k pow oli i uroczyście, ja k p o ru szają się pochody w ładców ” 10. N ajpóźniej od tego m iejsca P ano fsk y zapew ne nie m ógł już czytać te k stu B enjam in a z p rzy ch y ln ą uw agą.
2. PARALELE
W w y stąp ieniach i działaniach B en jam in a i W arb u rg a m ożna w y k ryć wiele w spólnych elem entów , nie ty lk o przy pad ko w ej n a tu ry . Ja k o ca łość tłum aczą one pole gry i granice, zbieżności i różnice dw óch poko leń in telig encji żydow skiej w Niemczech: la ta urodzenia B en jam ina i W arburga, 1892 i 1866, s y tu u ją ich od siebie dokładnie w odległości pokolenia.
W swoim eseju o B achofenie (193 4 -3 5 ) B en jam in pisze: „Bachofen up raw iał n a u k ę jak Grand Seigneur. Typ pańskiego uczonego, św ietnie zapoczątkow any przez Leibniza, zasługuje na to, b y go prześledzić aż do naszych dni. Dziś jeszcze rep re z en to w a n y jest przez ta k szlachetne i god ne uw agi um ysły ja k A by W arburg, założyciel biblioteki, k tó ra nosi jego imię i została w łaśnie przeniesiona z N iem iec do A nglii”'11. B en jam in zestaw ił cechy w ielkiego p an a n a u k i n astępująco: „D ziałalność tego ty p u uczonych nigdy nie jest w oln a od d y letan ty zm u , w ty m sensie, że nie
10 BG S, t. I, 1, s. 318.
11 W. B e n j a m i n , J oh an n J a k o b B a ch o fen . T ex t und Kritilk 1071 n r 31/32 s. 32.
150
W . K E M Pograniczają je j zazw yczaj pow inności zaw odow e i pociągają ją obszary graniczne k ilk u n a u k ” 12.
G dy p rzy jrze ć się dokładniej, n ie tru d n o t u odkryć zasady, w edług których B en jam in urządzał, czy też chciał urządzić, w łasne życie. Na bazie zabezpieczonej egzystencji ekonom icznej B en jam in i W arb u rg — obaj w yw odzili się z kręgów b ankow ych — zam ierzali poświęcić się „w o ln ej” działalności n au k ow ej, nie kręp o w an ej sztyw n ym i podziałam i akadem ickiej specjalizacji, w sp a rte j o w łasn y a p a ra t naukow y. Baeho- fen i W arb u rg mie'li to m arzenie zrealizow ać: pierw szy p ostarał się o p ry w a tn e m uzeum , d ru g i założył bibliotekę badaw czą. B enjam inow i w podobnym ro zw o ju przeszkodziły k ło p o ty finansow e. U dało m u się w szelako zgrom adzić bibliotekę, k tó ra ustępow ała bibliotece W arburga objętością, ale nie in te rd y sc y p lin a rn ą w ielobarw nością i pobudzającą różnorodnością. W w ielu listach, recenzjach i a rty k u ła c h w skazyw ał u sta w icznie na fu n k cję sw ojego zbioru jako źródła inspiracji. W arburg, k tó ry podstaw ow ą zasadą sw ojej b iblio tek i chciał uczynić „praw o sąsiedztw a”, in spiru jącej bliskości ró żno ro d n ych tomów, pow iedziałby pew nie w raz z B enjam inem : „Podczas gdy zbiory p u bliczne m uszą być pod w zględem społecznym stosow niejsze, pod w zględem naukow ym bardziej użyteczne niż p ry w a tn e — to ty lk o w ty ch ostatn ich przedm ioty dochodzą sw ych p ra w ” 13.
B enjam in w y p ełn iałb y riaimy pańsikiiej ¡niezależności, ba, nliigdy w łaści wie ioh mliie porzucił. N aw et n a w y g n an iu , w obozie, ¡w poniżających w a- runkalch, gdy dawinio o d eb ran e zo śtały ekonom iczne ii społeczne podstaw y
tak iej egzystencji, n astaw iał się na sam ow ystarczalność.
B enjam in, ta k sam o jak W arb u rg , n ig d y nie zabiegał o zawód da jący m u u trz y m an ie . Tego, że m usiał zarabiać p racą dla gazet, nigdy nie odczuw ał jako przym u su : przeciw nie, fo rm a krótkoterm inow eg o p u b likow ania okazyw ała się na ty le a d ek w atn a do jego sposobu pracy , że na jej rzecz odrzucił długo term in o w e zabezpieczenie egzystencji w J e ro zolimie. P o stu d iach i doktoracie B en jam in i W arb u rg odrzucili re g u la r ny dalszy ciąg k a rie ry u n iw ersy teck iej: W arburg odm ówił złożonym przez k ilk a u n iw e rsy te tó w o ferto m w y h ab ilito w an ia go lub — bez h a b ilitacji — p rzy jęcia na stanow isko docenta. G dy w 1897 ro k u U ni w e rsy te t w K iel zw rócił się do niego jako pierw szy, W arb u rg zapisał w dzienniku: „B rak już sił, by sprostać jak im ś obowiązkom. O statecz nie zadecydow ane: nie n a d a ję się na d o centa” 14. U B enjam ina stosunki
12 Ibid.
18 W. B e n j a m i n , A n g e lu s 1Vouus. F ra n k fu rt a.M . 1966, s. 177.
14 E. H . G o m i b i r i c h , A b y W a rb u rg . A n I n te lle c tu a l B io g ra p h y . L ondon 1970, s. 96. (Cyt. d a le j jako G o m b r i c h.)
ułożyły się zupełnie odw rotnie, jego h ab ilitacja rozbiła się o ograniczo ność pew nych przedstaw icieli dyscypliny, a nie o słabość w łasnej m o ty wacji. Je d n ak tru d n o ści w y stąp iły b y p rzypuszczalnie także w tedy, gdyby W arbu rg przedłożył pracę h ab ilitacy jn ą. K ied y spróbow ał sw ych sił w tym k ie ru n k u — m iał tę rzecz przestaw ić un iw ersy teto w i bońskiem u — m usiał stw ierdzić, że z tru d e m m oże sprostać zw yczajom p u b li k acji akadem ickich. G ładkiem u rozw inięciu filologicznie ustalo ny ch f a k tów stał na przeszkodzie jego p ęd do in te rp re ta c ji. T en zaś kiero w an y był przez „idee ogólne”, k tó re b y ły obce cechow i akadem ickiem u i — co w ażniejsze — niezgodne z a k tu a ln y m sta n e m w iedzy. Obca skłonność nieuchronnie w ydobyw ała na św iatło obce fak ty — nie było to pom yślną
przesłank ą za bezproblem ow ym p rzy jęciem w k ręg i akadem ickie.
W dzieminiiku W a rb u rg a 'Czytamy ¡0 ty m ,w 1907 nciku słowia ¡napdisiaaie, r e
latyw izując, inlieioimail z rezy g n acją: „A o ,tych ta k 'wysoko przeze minie cenionych ideach ogólnych kiedy ś być może pow ie się lub pom yśli: te błędne, fo rm aln e idee m iały p rzy n ajm n iej te n plus, że podniecały [au- fregen] do odgrzebania n iezn an y ch dotąd, ¡pojedynczych faktów . (Goethe m ów ił ¿raicíziej podniecenie .JAiufregung] iniiiż pobudizende [Amregunig].) P o
moc św ini w w yg rzeby w an iu tr u f li” 13.
C y tat te n dotyka w ielokrotnie rew idow anego stosu nk u W arbu rga
i B enjam in a do p ozytyw istycznych b ad ań sta n u rzeczy. B enjam in napo m y ka o ty m problem ie, gdy w eseju o B achofenie m ów i o ty m , że uczeni jego ty p u nigdy nie są w olni od d y letan tyzm u . F o rm y d y letan tyzm u , o k tó re j tu m ow a, nie m ożna w żadnym razie tra k to w a ć jako nienauk o wego, pow ierzchow nego oglądu; w spiera ona raczej jego przeciw ieństw o, zatopienie isię .zie wtelruisizającą pieczołow itością w szczegółach prizedimifcrtów. W y rzut sum ienia z pow odu w ew nętrzn ego i istotnego uzależnienia się od ta k dalekosiężnej teo rii popycha tego ty p u badacza do dokładności, spraw iającej często w rażenie sk ra jn e j: już B achofen chciał pokonać swego oponenta M omsena n a n ajb ard ziej dla niego w łaściw ym obszarze k ry ty k i źródeł. Z tak ich usiłow ań w y n ik a w spólna u B en jam in a i W ar b u rg a teo ria szczegółu: pow iedzenie W arb u rg a należy ju ż do sk arb n icy sentencji, koncepcja B en jam in a p rzed staw io n a została w zw iązku z jego dy sk u sją ze szkołą w iedeńską. T ylko to, 0 0 m ożna było osiągnąć w y tę
żoną p rac ą w najgłębszych sztolniach i najo d leglejszych kom orach p rze szłości, m iało dla W arb u rg a i B en jam in a tę jakość, że m ogło służyć jako środek dowodowy „idei og ó ln ej” 16.
Praginfenlie, b y sta n d a rd po zy ty w istyczn y jesizlcze przew yższyć,
oizmia-15 G o m b r i c h , .s. 140.
18 A . W a r b u r g , G esa m m e lte S c h r ifte n . L eip zig—B e r lin 1932 (reprint 1969), s. 58.
152 W. K E M P
cza jed n ak często dopuszczenie się zd rad y istotnego celu — in te rp re tacji. W ty m punk cie W arb urg o w i w dużym sto p n iu nie powiodło się. J u ż w d y se rta c ji sy tu a c ja p rzed staw ia się k ry ty cznie: w pracy doktor skiej w kroczył z pew nością n a now ą drogę i o d k ry ł now e źródła, ale tego, co w istocie chciał powiedzieć, co już w ted y i odtąd nieustannie go zajm ow ało — to m ianow icie, by rozw inąć historię sztuki jako re f leks w yo brażeń cielesno-miimicznych, tego już nie udało m u się w y ra zić. W sław n ych c z te re c h tezach narzucił to ex post jako tem a t swojej d y sertacji. Tezy dokto rskie rzadko m iew ały ta k h erm ety czn y ch arak ter. Cóż bow iem począć ze zdaniem tak im jak to: „U trw alone w pam ięci w y obrażenie o ogólnych stan ach dynam icznych, p rzy jm u jące nowe w raże nie, s ta je się później, przy dziele sztuki, nieśw iadom ie rzutow anym , idealizow anym k o n tu re m ” 17. Znaczenie tej tez y m ożna sobie uprzytom nić p rz y lek tu rze m onografii G om bricha, w k tó re j zajm u je się on szczegóło
wo dziennikiem , a nie opublikow anym i pism am i W arbu rga. Tu też n a leży zresztą szukać p rzyczy n y zaw ężenia jego pro g ram u przez szkołę: to, do czego W arb u rg rzeczyw iście dążył, m ogli za jego życia znać tylko nieliczni. F ak t, że nie było m u dane dokończyć dzieła życia, mógł po w strzy m ać w tajem n iczo nych przed podjęciem n a nowo tego tem a tu i m etody. W te n sposób p ro g ram W arb u rg a, „idee ogólne” jaw ią się nfejedniofcrloltiniie jak o wygóno'wialne. Dio iteksltiu fiaktagrafiozineij proizy w k ra d a ją się zdania, k tó re ze sw ym b ard zo pow ażnym , ale zaw sze elastycz nym sform ułow aniem pozw alają się dom yślać p rzep ły w u idei, p rzep ły w u o ta k pow ażnych działach, jak fo rm u ła pato su (Pathosform el), pole n am ysłu (D enkraum ), rozpiętość fu n k cjo n aln a (Funktionsw eite), ustalenie przyczy n y (U rsaehensetzung), S ophrosyne czy M nem osyne. Zdania tak ie nie ta ją tru d ó w , wobec k tó ry c h stały; p o d ejm u ją je w form ie stan o w czej, w olnej zarów no od śm iałości, jak od w szystkow iedzy. Z dania te są ja k inairizędlziia. Z ap am iętu je siię je, gdyż k ied y ś będzie się n im i (pracować. Można to pow iedzieć także o sform ułow aniach B en jam ina — b ra k u je im tylko śladu ich pochodzenia, sym p to m u w ysiłku, k tó re m u rzadko pozw a lają się one ukazać ta k jak u W arbu rga. Czysto in te rp re ta c y jn y tekst B enjam ina p rze p lata się w sposób n a tu ra ln y z fra g m en ta m i re fe ru ją c y m i bardzo poglądow o, u m ożliw iającym i odpoczynek. R y tm n astępstw a obu rodzajów te k s tu jest b ardzo różnorodny: m ogą mieć one długość akapitu, ale m ogą te ż zbiegać się w jed n y m zdaniu. W ażne jest to, że oba m odi biorą się n aw zajem pod uwagę.
R ów nom ierne dopracow anie w szystkich pojedynczych faktó w i „od łam ków m y śli” do m ozaiki tr a k ta tu naukow ego nie pow iodło się W
ar-17 W łasną in terp reta cję p o stęp o w a n ia filo lo g ic z n e g o B en ja m in a ipozw ala poznać jeg o list do A dorna z 9 X II 1938 r., B r ie fe, t. 2, s. '793 nin.
burgow i w tak im stopniu, ja k tego dotmagał się B en jam in w „ P rze d mowie teoriopoznaw czej” do „T rag edii”. Poszczególne okruch y — zbyt błyszczące lub zb yt stłum io ne — przeszk ad zają praw idło w em u uch w y ceniu ogólnego k ształtu . P rzyczy na: zbytn io n arzu cały się jak o m ikrokos- m osy i o rientow ały na całość. T rzeba t u p rzy zn ać B enjam inow i r a cję: „W artość odłam ków m yśli jest ty m b ard ziej ro zstrzy g ająca, im m n iej bezpośrednio mogą one m ierzyć w zasadniczą k o n c e p c j ę . . 18 T rzeba jedn ak pam iętać, że każdy te k st W arb u rg a w pisany był w w iększy uk ład , do któreg o pasow ał. W arb u rg a od B en jam in a odróżnia to, że pracow ał on — często skokam i — n ad różnym i, a n a w e t przeciw staw n y m i k o n cepcjam i. W ty m w arb u rg o w sk im kon tekście „ciem ne” m iejsca n a b ie ra ją sensu: dopiero w idziane w całości fo rm u ją wzorzec, k tó ry m usim y uznać za a u ten ty czn y dla koncepcji W arburga.
G dy w punkcie w yjścia B enjam ina i W arb u rg a postaw iony został w obu przy p adkach prob lem „m ikrologicznego d op raco w ania” (B enja min) i in te rp re ta c ji, o ile różnie się z nim uporali, to p rz y ko ń cu ich działalności badaw czej w yłoniła się daleko idąca zbieżność sposobów po stępow ania. Z głów nych dzieł obu pozostały ty lk o fra g m en ty : W a rb u rg m usiał pozostawić niedokończony sw ój o statn i w ielki plan, a tla s „M ne m osyne”, ta k jak B en jam in sw oją p rac ę o pasażach. W arb u rg chciał plon swoich dziesięcioletnich tru d ó w wokół te m a tu N achleben a n ty k u ująć w form ę atlasu obrazow ego. Do chw ili śm ierci zapełnił czterdzieści tablic ponad tysiącem fotografii; w raz z ty m i, do k tó ry ch nie zdążył się już zabrać, m iały one uchw ycić łańcuch tra d y c ji zachodniego ję zyka obrazowego: rek o n stru k c ję zasobu, k tó ry W arburg nazyw ał „spo łeczną pam ięcią”. Można p rzy ją ć za G om brichem , że W arb u rg m iał p rz y najm niej nadzieję, że będzie m ógł opublikow ać te n atlas bez zw yczajo wego kom entarza. Sam a organizacja m ate ria łu w izualnego m iała być w ystarczającym objaśnieniem , źródłem ożywczych skojarzeń. I raz jesz cze w edług G om bricha — zachow ały się poza pojedynczym i u ry w k a m i tek stu głów nie notatk i, k tó re odnoszą się do ty tu łu całości i nagłów ków poszczególnych d z ia łó w 19. Od A dorna w iem y, jak B enjam in w yobrażał sobie — p rzy n ajm n iej do pew nego m o m en tu — budow ę sw ojej p racy o pasażach: „Z am iarem B en jam in a było zrezygnow anie z całej jaw n e j w ykładni i u w y datn ienie pow iązań jed yn ie przez szokujący m ontaż m a teriału [. . .] Dla u koronow ania jego a n ty su b iek tyw izm u jego główne dzieło m iało się składać ty lk o z c y ta tó w ” 20. „K o n stru k c ja teo re ty c z n a ” jaw i się także i tu jako uporządkow anie i w ybór m a te ria łu h isto ry
czne-“ BG S, t. I, 1, is. 208. 19 G o m b r i c h, s. 2)83 un.
154 W K EM P
go: plan, p rzy k tó reg o re k o n stru k c ji trzeb a się liczyć z w ielkim i tru d nościam i. A ni późne p race W arburga, ani B en jam in a nie zostały jak do tąd w ydane z ich spuścizny. Ich w spólna idea nie kom entow anego m on tażu m a te ria łu sięga przede w szystkim do odm iennych o rien tacji. B en jam in był n iew ątpliw ie d łużny postępow aniu su rrealizm u, po k tó ry m ,..spadek”, w edług jego w łasnej w zm ianki, chciał odziedziczyć. W arburg ufał, że św iadectw a obrazow e, k tó re zachow ały się jako nośniki, jako „ e n g ra m y ” społecznej pam ięci, w odpow iedniej k o n stelacji wyzwolą znów sw oje daw ne, pobudzające fun k cje. W szelako różnice te m uszą u stąp ić w obec głębszej w spólnoty. Oistatni zam ysł nie był dla obu au torów bezpieczny, zbytnio uw ik łali się w ogólne rozstrzygnięcia, k tó re m ieli nadzieję przez osobisty w k ład przezw yciężyć lub też nie m ieli już odw agi podjąć. P ra cę o pasażach B en jam in nazyw ał Le thea tre de tous
m es com bats et des to utes m es id e e s 21, „karkołom nym , zapierającym
dech przedsięw zięciem ” 22 — „gdybym się jed n ak kiedyś do niej zabrał, to sta ra , poniekąd buntow nicza, na poły n ieau tentyczna prow in cja m ojej m yśli zostałaby rzeczyw iście podbita, zasiedlona, urząd zo n a” 23. „Uczy nić u p raw n y m i obszary, na k tó ry c h do tąd ty lk o obłęd p o ra sta ł” — to b ył także m otyw W arburga, kiedy poświęcił się — raz jeszcze — św ia tu zachodnich obrazów i w schodnich m itów . T y tu ł „M nem osyne”, „przy pom n ien ie”, sk ry w ał n a koniec podw ójne ośw iadczenie — zw rócił na tp uw agę G om brieh: późne dzieło p o d ejm u je na now o w skoncentrow anej form ie b adan ia całego życia, badania, k tó re w rów n ej m ierze zw iązane b y ły z m arzen iam i i obsesjam i zbiorowości, co sam ego W arburga. W ten sposób m ogło dojść do tego, że B en jam in i W arb urg p raw ie rów nocze śnie, acz niezależnie od siebie, w yobrażali sobie sw oje prace jako „dia lekty czną fe e rię ” 24 lub jak o „opowieść o duchach dla dorosłych” 25. F o r m a niek om ento w an ej p rez e n ta c ji m a te ria łu m usiała się im chwilow o w y daw ać n a jb a rd zie j u d a n y m p rzech y trzen iem jego niebezpieczeństw : za klęciem i ro zw iązaniem m itu jednocześnie. Z apobiegała popadnięciu w sk rajn o ść, w yrzeczeniu się siebie lu b przedm iotu. Istn ie ją oznaki, u B en jam in a silniej niż u W arb u rg a, że te n sposób rato w an ia się nie m iał pozostać bez nagrody: m ały k ro k w y starczał, by w „tym co w dzie le stzltuki miajbairdziiej wewnętnzmle, ;w techinácziniej fiakitunze” 28 o d kry ć ito,
co przedm iotow i daw ało oczywistość, odk ry w cy — ulgę.
21 B rie fe , t. 2, s. 506. 22 libid., s. 491. 23 B rie fe , t. il, s. 470. 24 Ibid., is. 455.
25 <G o m ¡b ¡r i c h, s. 287.
** R . T i e d e m a n n , N achwoirt. ¡W:W. B e n j a m i n , C h a rle s B a u d e la ire . E in L d ryk er im Z e ita lte r d e s H o c h k a p ita lis m u s. F ra n k fu rt a.M. 1969, s. 177.
W arbu rga i B en jam in a łączyło rów nież bo, że „lubili poruszać się w obszarach pogranicznych k ilk u n a u k ” . T ru d n o podać, jakich w łaściw ie dyscyplin hu m an istyczn y ch B enjam in nie dotknął. Podobnie ja k on u sta w icznie z d e te rm in a cją m ieszał się w cudze sp ra w y i popychał naprzó d
ich badania, ta k W arb u rg ko n sty tu o w ał swój „fach ” jako in te rd y sc y p li n arn y . Od czasów studenckich ścigał on ideę „ogólnej n a u k i o k u ltu rz e ”, w k tó re j w szystkie w y tw o ry ludzkiej h isto rii m iały być ró w nie w ażne. P ro je k t te n zaw dzięczał sw em u bońskiem u nauczycielow i K arlo w i L am - prechtow i. Był to p ierw szy h isto ry k w dziejach Niemiec, k tó ry śledził „ducha oziasu” także w n ie u w zględnianych doltąd plraedimiiiotiach h isto rii p raw a i gospodarki, pochodzących z obszarów etn o g rafii i h isto rii s z tu ki, w przekonaniu, że „cała n au k a [. . .] stan o w i w gruncie rzeczy je d ność” 27 i że w szystkie fa k ty pew n ej k o n stelacji histo rycznej dadzą się sprow adzić do jed ny ch i ty ch sam ych „w y ob rażeń” . W arb u rg odziedzi czył po L am prechcie nie ty lk o w ielo stro n n e zaintereso w ania; tak że po m ysł, by w ybrać psychologię jako n a u k ę stanow iącą odniesienie dla historii k u ltu ry i h isto rii sztuki, jest dziedzictw em w czesnego sp o tk an ia z ty m u niw ersaln y m h isto ry k iem — jeszcze w 1929 ro k u nazyw ał sie
bie „psychohistorykiem ” 2S. To w czesne u stalen ie n a d a je dziełu W ar burga, p rzy całej różnorodności, w e w n ętrzn ą jedność, k tó re j b ra k u je denjam m aw sk iem u. U tego bow iem zm ieniają się nie ty lk o tem aty , d y scypliny; w raz z nim i i przez nie w ru ch idą rów nież n a u k i stanow iące p u n k t odniesienia. B enjam in, jako sp adkobierca b ad ań zo rientow anych po w iększej części n a V erm ogenspsychologie, n a jk o n se k w e n tn ie j p rz y czynił się do przy w rócenia p ra w n a sta w ie n iu h istorycznem u.
W ielostronność obu m a jed n a k jeszcze jeden, odm ienny aspekt, k tó ry od razu działa bardziej fascyn u jąco niż czysty fa k t ich in te rd y sc y p li narności. W arburg i B en jam in rów nież o k reśla ją na nowo dziedziny po szczególnych nauk, k ied y uw zględn iają przed m ioty, k tó re jako try w ia ln e dotąd uznania n a u k nie znalazły. O dnosi się to ta k do przeszłości, jak do współczesności. Co się tyczy m a te ria łu historycznego, to m ogli iść tro p em w czesnej n a u k i o sztuce, choćby B u rc k h a rd ta; nato m iast uw zględnienie „niskiej sz tu k i” w spółczesnej oznaczało rzeczyw iście p rz e d sięwzięcie bezprzykładne. W arburg, p rzy go to w any przez sw oje b a d a nia p op u larn ej g rafik i ren esan su , obserw ow ał p rzetw o rzen ie eksponow a
27 Lam lprechta cyt. w g C. G. I g g e r : s , D e u tsc h e G e s c h ic h ts w is s e n s e h a ft. M ün ch en 1971, s. 258. O zw ią zk a ch W arburg — Laimiprecht zob. G o m b r i c h , s. 30 nni G om brich imulsiał 'zaznaczyć, że w iprzypaidku nauiazyciela W ailburga n ie ćhadizi o jednego z w ie lu h isto ry k ó w , le c z o .najbardziej spornego, n a jb a rd ziej z w a lc z a n ego p r zed sta w iciela n a u k i h isto ry czn ej N iem iec w ilh elm iń sfeich ; n a te m a t sfporu o Lampreehfra por. Ilggers, oip. cit., is. 256 nn.
156 W. K E M P
n ych fo rm u ł obrazow ych w język środków m asowego przekazu. Atlas „M nem osyne” m iał zaw ierać także fotografie zaczerpnięte z prasy, w y obrażenia cerem onii, sp e k ta k u larn y c h zdarzeń, zawodów sportow ych e t c . 29 M iały one dostarczyć dowodu, że czynna jest jeszcze sta ra „tłocz n ia” , k tó ra sztan cu je z ek sp resy jn y ch zd arzeń form uły w edług historycz nego wzorca. Zm iany nie uchodziły uw agi W arburga: zauw ażył przede w szystkim , że obsesji nie d aje się już pokonać ty lk o i przede w szyst kim w obrazie. Nowe m edia zw iązane były z system em zin sty tu cjo n ali zowanego opanow yw ania n a tu ry , k tó ry zw alniał je w dużej m ierze z ich p ierw o tn ej funkcji. „P lan o w ał tera z W arb u rg k o n fro n tację w yobrażeń Z eppelina E ckenera i zjaw iającej się na niebie ry b y z prognostycznego [dla ro k u 1524] tra k ta tu Reym&nna. R yba była w y tw o rem stra c h u przed klęską powodzi, k tó rą przew idyw ano, poniew aż k ilk a złośliw ych planet w eszło w aniafc ryfb” 30. Obnaż ry b y , (wywiLeraijący ¡wrażenie ii p recy zy jn y zarazem , oznacza „zrealizow anie m itycznej m yśli, p ro jek cję i środek opan o w yw an ia”. „O dnosi się do rzeczy ”. O braz Zeppelina nie m a już w n im su b sta n c ja ln ie udziału; toteż nie może w yw ołać an i niepokoju ani ulgi. Zlew a się ;zie siwym sy stem em , k tó ry u siłu je piochwydić ito, co spo- łecżne, śro d k a m i ró w n ie n iew y starczający m i, ja k ite, k tó ry c h ;wcizieánliiej m ożna było użyć dla zapanow ania n ad n a tu rą . Także zrealizow anie for m uł patosu, k tó re W arb u rg znalazł w grafice reklam ow ej — „Podróżu jąca dziew czyna na plakacie rek lam ow ym jest podupadłą n im fą” 31 — nie oddziaływ a już, po rozpow szechnieniu sp o rtu masowego, głównie w y zw oleniem stłum ion y ch fu n k cji cielesnych (jak w renesansie), ale wnosi p ozahistoryczny spadek do a rse n a łu działających optycznie form uł.
W sfo rm uło w an iu sw ej pozycji w zakresie teo rii m ediów W arburg nie zaszedł zb yt daleko — n iejed n o pozostało tu na płaszczyźnie czy stych, niespodziew anych porów nań. Pozostaje odnotować, że w ogóle tę dziedzinę rozw ażał i że także tu nie znalazł bezpośrednich następców. Dopiero dziś — nieliczni — badacze sz tu k i gotow i są znów uw zględnić w sw ych rozw ażaniach m asow ą p ro d u k cję m ediów w zrokow ych. Im pulsy do tego w yw odzą jed n a k nie od W arb urga a od B enjam ina. Jeg o usi łow ań, aby spożytkow ać in te g rac ję m ediów w kontekście b adań histo- ry czn o arty sty czn y ch i historycznospołecznych, nie trzeb a już specjalnie przedstaw iać. Pow iązanie przew ażnie koncypow anych treściow o analiz W arb u rg a, k tó re znalazły sw ą k o n ty n u ac ję w stru k tu ra liz m ie , i podejścia B enjam ina, k tó re w ychodzi od p rak ty czn o -p ro d u k cy jn eg o aspektu m e diów, nie zostało jeszcze dokonane.
29 Ibid., :S. 301, itabl. 55a, 61. 30 Ibid., s. 302.
3. SZTUK A I PRZYPOM NIENIE
'W 'swqjaj powieácti Z ziem i na k s ię ż y c Jiules Vienne 'każe k sięży co w em u pod różn ik ow i Miiicihialowi A r d a n o w i prized sta r te m jago raikicłty o św iad czyć: „B rak mli tylk o wyismulkłyich form , p ełn eg o widaięku wieutachołka; n a leża ło b y n a ło ż y ć mu koronę, ozdobę ze saiactoetnego m eta lu — n a przyikład baéniiofwie zw ierzę, potiwora, salamaindirę, któira iz ¡rozpostartym i slknzydłaimi i otw artą ipalsizczą w yichodzi z ognia
Zarów no m etoda ikonograficzna jak m etoda analizy fo rm aln ej w y k a zują się sw oim i „szeregam i” . M ają one pośw iadczyć filiacje m otyw ów ; im gęściej zostaną zbudow ane, ty m b ard ziej naukow o i w iarygodnie w yglądają. Ideałem tego ttypu badian jetsit ¡tiakiiie bezpośrednie sp o tkanie dwóch dzieł, jak ie m a m iejsce w tedy, gdy jak aś m in ia tu ra została sko piow ana z innej, danej. M niej pew ny, ale w ciąż w iarygodny będzie z w ią zek, k tó ry u stanaw ia pośrednik ludzki, choćby w ędrow ny a rty sta . K iedy zaś k o n tak t nie był w ogóle m ożliw y, przy zn aje się niechętnie, że trz e b a założyć trzeci czynnik w spólny, np. lite ra tu rę . Tego ro d zaju zam knięty szereg „bez lu k ”, jak o św iadectw o naukow ego przep row adzen ia dowodu, oznacza zw ycięstw o mérnoire volontaire w procesie historycznego z a p a m iętyw ania — B enjam in pow iedziałby: zw ycięstw o p am iątk i n ad w spom nieniem .
Nasi a u to rzy nie w ychodzili od szczegółów, od w ielu m ałych re m in i scencji; u k o n sty tu ow ali instancję, k tó ra dopiero je um ożliw ia, nad aje im kieru n ek i w ew n ętrzn ą konieczność. Zbiorow a m nem e, jak ją nazyw ał W arburg, opiera się p rzy ty m na p rzesłan k ach społecznych, a nie dzie dzicznych. B u rc k h a rd t bardziej z prostiodusznoáci niż z rozm ysłu w s k a zywał zgubną drogę. O D aw idzie D o natella pisał: „ Jeśli w dziele tk w i trochę antyczności, to praw dopodobnie m usiała ona przen ik n ąć drogą niew idzialnych sił lub przez dziedziczność. [. ..] W rzeczy sam ej nie n a leży nigdy całkiem zapom inać, że f. ..] ludność środkow ych W łoch w y wodzi się od antycznego lu d u ” 32. Filogenetyczne k o n stru k c je teo rety k ó w rasy w rod zaju G obineau i C ham b erlaina próbow ały dostarczyć tego typu rozw ażaniom naukow ej leg itym acji; za n im i poszło sporo h isto ry ków sztuki i k u ltu ry S3. W arb urg i B enjam in trz y m ali się z dala od tych rasistow skich ideologii i podstawkowego założenia pam ięci dziedzicznej
88 B urckhardta cyt. w g G o m b r i c h, s. 240 nn .
83 Na tem at te o r ii ras ogóln ie .par. G. L u k á c s , D ie Z e rsto ru n g d e r V e m u n ft. D arm stadt—tN euw ied >lfl74, t . 3, s. 1H2 nn; na te m a t jej za sto so w a n ia d o h isto rii szifcuiki por. zw ł. L. W o l t m a n n , D ie G e rm a n e n u n a d ie R en a issa n ce in Italien . L eip zig 1905. Krótlki prizagląd tej p rzem ian y rozu m ien ia ren esa n su d aje L G e i g e,r w: J. B u r c k h a r d t , D ie K u ltu r D er R e n a issa n c e w . Ita lien , L eip zig 1919. t. 2, s. 329 nil.
W. K EM P
Ich pojęcie przypom n ien ia o p arte jest n a dośw iadczeniu historycznym . U B enjam in a dochodzi do w y p raco w ania tego pojęcia p rzy u k ry ty m od w ołaniu do A rystotelesa: „U nas ludzi dośw iadczenie rodzi się ze w spom nienia, bow iem k ilk a k ro tn e przypom nienia zespalają się w możliwość dysponow ania jed n y m dośw iadczeniem ” 34. D ośw iadczenie w chodzi w za k res um iejętności, techne\ jest iim m anentną aktyw nością życiową czło wieka.
Dla W arb u rg a przyczyną pow tórzenia sztuki an ty cznej nie było p rzy padkow e spotkanie lub odkrycie i biorąca się stąd fascynacja. J e j p rzy pom nienie jest w rozum ieniu H eglow skim „Insichgehen”, w iedzą przed- w iedzy, lepiej — by uw y d atn ić k o m ponentę p rak ty c zn ą — ponow nym dokonaniem dokonanego. R enasans zasadza się na dw ojakim stanie do św iadczenia: na p rak ty czn y ch m ożliw ościach m im etycznych sztu ki an tycznej i n a jej w edług W arb u rg a n ajw ażniejszej zaw artości: człowieku o ek sp re sy jn e j m im ice. Podczas gdy zew n ętrzne siły w ytw órcze muszą być wciąż odzyskiw ane, w ew n ętrzn e chronione są przez społeczną m ne- me w sposób niew ym azyw alny. W najg łębszym p rzekonaniu W arb urg a nie doszło do zatracenia osiągniętego w a n ty k u sta n u opanow ania przez człow ieka n a tu ry w ciele, choćby naw et został on p rzy tłu m ion y przez n iesp rzy jające tre n d y . Ja k przeczucie i m arzenie o sw ym wysw obodze n iu pozostaje on niejak o zm agazynow any w ciele.
W arb u rg znalazł swój te m a t już w czasie studiów . Od końca lat osiem dziesiątych interesow ało go zagadnienie, dlaczego sztuka antyczna, określona sztu ka antyczna, m ogła stać się w zorcem dla XV w ieku. O p ra cow yw ał te n problem na podstaw ie m otyw u poruszonych szat, k tó re n a leżały do najw ażn iejszych cech stylow ych wczesnego renesan su flo ren ckiego i k tó re naw iązyw ały do hellenisty cznych dzieł sztuki. Od począt ku było dla niego jasn e — podsunęło m u to spotk anie z L am p rechtem — że zjaw iska takiego nie należy oceniać jak o im m anentnie artysty czne, lecz że trz e b a je widzieć w ścisłym zw iązku z s y tu a c ją sjpołeczną we F loren cji. Em ocjonalizacja „poruszonych akcesoriów ” w skazyw ała na zm ieniony stosunek w y tw arzająceg o i odbierającego sztukę społeczeństw a do te m a tu ciała, języka ciała, m im iki. P la n d y se rta cji z 1889 ro k u prze w idyw ał prześledzenie te j sp raw y aż do zm ian w bazie. P ro je k t k ulm i n u je w punk cie p ro g ram u ..Podział p racy i ludzki św iat fo rm ” 3S. N a leży to d o r e p e rtu a ru Lam tprechta i było jed y n y m i ostatnim w ypadem W a rb u rg a na obszar analizy m ate ria listy c z n ej. N astaw ienia takiego nie p rzep ch n ąłb y też W arb u rg p rzez cenzurę planow anego prom otora Ju stie - go. P o rzu cił też tę m ożliwość i zwrócił się ku otw ieranem u przez socjo
M Met. A l, 981a. 81 G o m b r i c h , s. 48.
logię obszarowi tem aty czn em u in sty tu cji. P ró b ow ał w ykry ć, k to był zle ceniodaw cą zo rientow anej na a n ty k sztu ki we F lo re n c ji XV w ieku, jak
m iał się on do Kościoła, k tó ry m iał do tąd m onopol na sztuk ę, jak a była form a pow iązania p ra k ty k i estetycznej z życiem codziennym , jaka była pozycja arty sty .
W arb u rg chciał uzyskać m ożliw ie pew ne rozpoznanie przeb ieg u r e cepcji an tyk u: d o tarł do in teresu jący ch dan ych szczegółow ych i ustaleń, przew ażnie jed n ak staw ały m u na przeszkodzie iry tu ją c e fak ty . A ntyk w żadnym razie nie oznaczał dla F lo ren cji jedy neg o źródła inspiracji, w pływ gotyku i B urg u n d ii należało szacować rów nie wysoko. O św iado m ym zastąpieniu dotychczasow ej ru ty n y a rty sty c z n e j przez now ą nie m ogło być w ogóle m owy; anam n eza a n ty k u tylko w zględnie oznaczała krok ku racjo n alizacji i ześw iecczeniu p ra k ty k i arty sty c z n e j. O tw a rty zo stał tu „obszar zak azan y ”, gdzie m iałaby ty lk o „harcow ać bezbożność uwolnionego te m p e ra m e n tu ” 36. K u lto w e pochodzenie sztu k i an tyczn ej i jej niezłom ne p iętn o realności w ym ag ały tra n sp o z y cji ta k samo, jak p rak ty k i zapośredniczonej estetycznie pobożności XV w ieku. W arb urg zw racał uw agę n a związek m iędzy niezliczonym i, często całopostaciow y- m i w oskow ym i eksw otam i, k tó re w y p ełn iały florenckie kościoły jako d ary w otyw ne, a realisty czn y m i p o rtre ta m i T ornabuonich na freskach G h irlan d aja w chórze S a n ta M aria N ovella. D latego nazyw ał freski „. . . obrazow ą ofiarą dziękczynną za trw a ją c e szczęście rodzinne i m od litw ą in e jfig ie o dalszy pom yślny u ro d za j” 37. S ztu ka oddala się od po p ularneg o sposobu u p raw ian ia, u siłu jąc konty n uo w ać swe fu nkcje w b a r dziej w ysublim ow anej form ie. D otyczy to rów nież antycznego wzorca: nim fy i boginie, k tó re jako rzeźby antyczne pozw alały szatom pow ie wać, a kończynom poruszać się ekstatycznie, p o w racają na razie „zaklę te ” w m alarstw ie; W arb u rg określił grisaille i użycie antyczn y ch zaso bów obrazow ych dla celów przenośni jako szczególnie skuteczne form y utrzy m an ia „k rain y cieni w b ity ch już w pam ięć zjaw w m etafo ry cz nym d y stan sie” 38. Procesy te pokazują, że ponow ne podjęcie sztu k i a n tycznej nastąpiło pod określonym , w y m ag ający m bliższego sprecyzow a nia, społecznym naciskiem i nie chodzi tu o p ro b lem y w e w n ątrze stety c z- ne, czysto stylistyczne.
W ytłum aczenia funkcji ekspresy jno -m im iczn y ch fo rm u ł obrazow ych próbow ał W arburg już około 1900 roku, kiedy p row adził ze sw ym p rz y jacielem Jollesem fik cy jn ą koresp o n den cję o zdum iew ającej nim fie na fresku narodzin św. J a n a w S an ta M aria N ovella, w ytłum aczenia, k tó re w praw dzie jeszcze nie rozsadziło renesansow ego rozum ienia czasu, lecz
* lbi)d. 35 Ibid., s. 120.
jed n a k je rozszerzyło: „N ieposkrom iona żywotność, świadomość w y ry w ającej się, przem ożnej siły tw ó rczej i niew ypow iedziany, może na poły nieśw iadom y sprzeciw wobec kościelnego przym usu, w ym aga m im iczne go w y łado w ania nagrom adzonej w ew n ątrz, pow ściąganej energii. Toteż poszukuje się b ardzo gorliw ie p re te k s tu w dozwolonej m ate rii legend i dlatego w an ty czn ej przeszłości o d n ajd u je się tera z ochronną niepod w ażalność tego-co-już-było, aby pędow i do wolności udzielić jeśli już nie głosu, to p rz y n a jm n ie j w y razu w o brazie” 39. P ojm ow anie zjaw iska takiego jak w spom niana nim fa lub hora z „N arodzin W enus” B otticelle- go jaiko sym bolicznego odciążenia m ieszczańskiego decorum nie n a p o tk a ło chyba n a sprzeciw . Je d n a k widzenie a n ty k u ty lko w ro li poręczycie la m ogło nie zadow alać. W arb urg zab rał się do tego raz jeszcze, na nowo, od podstaw 25 la t później — gdy w y m y ślał swój atlas „M nem osyne”, W ym ienione zjaw iska jako zasoby w spom nień społecznej m nem e od sy łają do podstaw ow ych dośw iadczeń „p ry m ity w n ej ludzkości” 40, które swój a d e k w a tn y „w y ra z ” (pojęcie kluczow e dla W arbu rga i B enjam ina) znajd o w ały i z n a jd u ją ty lk o w m edium rea k c ji cielesno-m im icznych. W arb u rg idzie tu drogą pośrednią: nie jest zainteresow any, jak nieco później G ehlen, k o n stru k c ją o ntogenetyczną, k tó ra ew entualnie dopusz cza p rzy sw aja n ie św iata na w cześniejszych stopniach („praczłow iek”, dziw ko) przez rea k c je m im iczno-dotykow e — „pratłocznią w świecie w yrazu tragicznego p rze jęc ia ” n azyw ał h isto ry czn ą form ę ludzkich z a chowań, in sty tu c je m im icz n o-w yr azowego k u ltu a n ty k u (orgie, r y tu a ły) 41. W projekcie w stęp u do atlasu „M nem osyne” czytam y: „W re jo nie o rgiastycznego m asow ego przejęcia trz e b a szukać tłoczni, k tó ra fo r m y w y razu m aksym alnego w ew n ętrzn eg o przejęcia — na ile daje się ono w yrazić w język u gestu — w bija w pam ięć z ta k ą intensyw nością, że te n en gram cierpiętnego (sic) dośw iadczenia trw a jako zachow ane w pam ięci dziedziczne dobro i jak w zorzec określa k o n tu r, k tó ry s tw a rza rę k a a rty s ty , skoro ty lk o najw yższe w artości języka gestu chcą w y stąpić n a św iatło dzienne w tw órczym d ziałan iu a rty s ty ” 42.
Oczywiście w pam ięć zap ad ają jako „sp adek ” ty lk o najw yższe his toryczne dokonania (tu opanow anie n a tu ry w człowieku), a nie
hiposta-» Ibid., s. 123. w Ibid., s. 1!13.
41 O p łacaln ym za d a n iem byłofby p r z e śle d z e n ie ro zw o ju od V e rm o g e n s p sy c h o - loffie, p rzez nauki; o .kulturze aż d o an tro p o lo g ii w rodzaju G eh len a. W arburg talkże stoi na te j lin ii, jaflro ten , k tó r y ją p r z y g o to w a ł i z a in icjo w a ł. P o jęcie o d c ią żen ia (Erjtlastunlg) zaistesow an e do z in s ty tu c jo n a liz o w a n ia sp ołeczn ych fo rm k o m u n ik a cji i ap'oikowego p rza stru k tu ro w a n ia alktyw ności z m y sło w ej, zn ajd u jem y u W a r burga już w e w czesn y m ok resie.
zowane jakości pochodzenia biologicznego. S k ra jn e w artości ludzkiego dośw iadczenia tw orzą rez e rw u a r stanow iący p o ten c jaln e zagrożenie dla w szystkich epok, k tó re bazują n a stłu m ie n iu ty c h popędów. Ale także w epokach w ysw obodzenia i p rzy jęcia na służbę po ten cjał ten , po jego historycznym w ygnaniu, w inien być w p row adzany n adal ty lk o pośrednio i z um iarem . Ja k o dru g ą siłę obok M nem osyne staw ia W a rb u rg S op h ro syne, rozw agę. O ile M nem osyne u sto su nk o w u je się n e u tra ln ie do re m i niscencji, k tó re przenosi, to rozw aga — we w łaściw ym układzie — jest instancją k o n tro lu jącą ich spożytkow anie. P rzetw o rzen ie pierw o tn y ch do świadczeń iw m edium sztu k p lasty czn y ch oznacza, w ed łu g W arburga, .alkit zracjonalizow ania i w ysublim ow ania, k tó ry , rzecz prosta, zna różne stop nie przetw orzenia. C zytam y n a d to we w stępie do późnej pracy: „ Ś w ia dome stw orzenie d y stan su m iedzy sobą i św iatem z ew n ętrzn y m m ożna uznać za podstaw ow y akt ludzkiej cyw ilizacji; jeśli to oddalenie jest su b stratem kształto w ania artystycznego, to spełniony jest w stępny w a runek, by owa świadom ość d y stan su m ogła stać się trw a łą fu n k cją spo łeczną” 43.
E fektem działania S ophrosyne jest u k ształto w an ie plastyczne m a te riału m nem icznego; sposoby jej postępow ania, czytelne z deform acji j a kiej uległ wzorzec, są drugim — po u stalen iu w yw odu treściow ego — przedm iotem nau ki o sztuce. Za p ro g ram sw ej biblioteki, nad k tó re j drzw iam i w idniało słowo „M nem osyne”, uznał: „zw rócić uw agę na f u n k cję europejskiej pam ięci zbiorow ej jako siły sty lotw órczej, p rzy jm u ją c k u ltu rę pogańskiej starożytności jako stałą. O dchylenie od w zorca w jego odtw orzeniu, oglądane w zw ierciadle epoki, oddaje św iadom ie lu b n ie świadomie selek ty w ne n astaw ien ie okresu , przy czym w ychodzi na św iat ło dzienne stw arzająca te m arzen ia i u sta n a w ia ją c a ideały w spólna d u sza, k tó ra — w n ieu stan n y m k rąż e n iu m iędzy k o n k rety zo w an iem i ab stra k c ją — św iadczy o ty ch zm aganiach, jakie człow iek m u si toczyć o S ophrosyne” 44. O dpow iednio m ożna rów nież sztukę pojm ow ać jako aranżację zbiorowego przypom nienia i jednocześnie utrzym y w ać: sztuka organizuje się przeciw niem u p rzy pom ocy Sophrosyne. Dla W arburga, którego, jak słusznie p odkreśla G om brich, tem a ty prześladow ały często jak obsesje, w ażna b yła obserw acja, że p rzy w ró cenie do życia a n ty c z n e go św iata obrazów dokonuje się ty lk o w form ie zdecydow anej, odw aż nej ro zpraw y 4S.
« Ibid., s. 388. *4 Ibid., s. '270 n.
4S B en jam in a i Wartburga łąozy aracjonalizaw ainy iąk prised obrazam i. Obaj przedzierali s ię p rzez h isto rię aztu k i drogą form suibliimorwania, p o tę g o w a n ia lufo u n ieszk o d liw ia n ia i od p ieran ia p rod u k cji o b ra zo w ej — w sp ó ln y m o ty w zaznaczy): się w w y k o rzy sta n iu m eta fo ry k i -przestrzennej do teo rii s z t u k i
162
W edług W arb u rg a trzeb a się uw olnić od m niem ania, że recepcje um ożliw ione są przez św iadom e i celowe przypom nienie; podobnie licz ne i w ażne znaleziska a n ty k u nie czynią jeszcze renesansu. H isto ry zu ją ca anam neza jest w stan ie wzm ocnić ten d en cje; w szelako zostaje za adapto w ana ty lk o na bazie now ych, sta ry c h doświadczeń. Dla W arburga sta n y zbiorow ego w zruszenia należą do zdarzeń pozostaw iających n a j silniejsze w rażenie: dotyka przy ty m pierw otnego pola estetycznej dzia łalności i przeżycia, k tó re przez długi czas nie było uw zględniane, po części z pow odu p rzem y ślan ej ostrożności. W arb u rg m iał niew ątpliw ie rację, gdy w idział n a stę p stw a „m asowego przejęcia” w nieśw iadom ym twonzeinJiiu wairfcoścd zbiorowego: doświladozenlia. A lexander Miitscheriiich pisał o ty m : „Do przeżycia w m asow ym podnieceniu odnosi się to sarno, oo do silnego rausza; pozostają potem lu k i w pam ięci, zapełniane z ko nieczności przez k o n fab u la cję ” 46. B en jam in sekundow ał te j teo rii już w cześniej i bardziiiej przek o ny w ająco . Rozlicziaijąc się z in dy w idu alistycz ny m pojęciem przy pom n ien ia P ro u sta pisał: „Gdzie zachodzi dośw iad czenie w ścisłym sensie, tam zap ad ają w pam ięć pew ne tre śc i indyw i d ualn ej przeszłości w połączeniu z treściam i przeszłości zbiorow ej. K ul- * ty z ich cerem oniałem , ich św iętam i, k tó re u P ro u sta są niem al nie do pom yślenia, p rzep ro w ad zają wciąż na nowo stapian ie się obydw óch m a te rii pam ięci” 47. Stąd zrozum iałe sta je się, dlaczego W arb u rg tak bardzo w sw ym życiu in tereso w ał się obrzędow ością renesansu. K rótk ie stw ie r dzenie B u rc k h a rd t a było dla niego p rzy ty m ju ż w cześniej w skazaniem k ieru n k u : „W łoska obrzędow ość w sw ej w yższej form ie jest p raw dzi w ym p rzejściem z życia w sz tu k ę ” 48. Tu m ożna było ew en tualnie za obserw ow ać faktyczne, a nie ty lk o sym boliczne pow tórzenie zbiorowego w zruszenia, k tó re może oddziaływ ać w prost na sztukę. M iędzy rem in is cencjam i p ierw o tn y ch sposobów reagow ania, nagrom adzonym i w społecz nej míneme, ich p rzen iesieniem do sztu k i a n ty k u a św iętem i sztuką r e nesan su m usi zachodzić system w zajem nego w zm acniania i pośrednicze nia, k tó ry w inien skon centro w ać na sobie uw agę badacza.
O ntologizacja in stan cji m ém o ire collectiv nie dotyczy jej przedm iotu — co trz e b a w y raźn ie podkreślić, gdyż w przeciw nym razie nastaw ienie W a rb u rg a ześliznęłoby się w sferę nie nad ającą się do dyskusji. Jego pam ięć społeczna u k o n sty tu o w a n a została przez w artości w yrazow e, a nie przez treści, k tó re są na tyle niezależne od swego form alnego przejaw u,
** A. M i t s c h e r l i c h. M a sse n p sy c h o lo g ie oh n e R e sse n tim e n t. F ran k fu rt a.M. 1972, s. 10.
« B G S, t. I, 2, s. e i l .
że mogą być rep rezen to w an e przez niew iele znakóiw pam ięciow ych. O d różnia to W arb u rg a od Ju n g a , u któ reg o m ożna zaobserw ow ać podobną oritologiizaeję in stancji m nem icznej. k tó rą jest tu id. U Ju n g a p rz e d sta wia się to jednak tak, że id staje się zrozum iałe jako fu n k cja sw ej treści, tzw. arch ety pu : „Zw iązek z m atk ą choćby, nie jest w edług J u n g a zw iąz kiem z indy w id ualn ą m atk ą, ale z ogólnym obrazem m atki. J e s t zw iąz kiem z Geą lub K ybele, z jak ąś archaiczną istotą, k tó ra w ró w n y m sto p niu m a leżeć u podstaw A starte, Isis, M arii” 49.
Zbieżności m iędzy Ju ngiem i W arb urg iem należy ocenić jako po w ierzchow ne: zapew ne nim fa odpow iadałaby jungow skim archetypom „dobrej w różki1” lu b „służącej”, alle ¡tym, co litaiteresiuje Wlairburga, mile 'jastt bynajm niej stałość sym bolu -— każda nim fa oznacza dla niego realizację problem u, któreg o specyfika fo rm y odsyła ostatecznie do społeczno-his- torycznego sta n u rzeczy. N atom iast n astaw ienie W arb u rg a da się po wiązać bardzo dobrze z dziełem socjologa francuskiego, ucznia D u rk hei- m a i Bergsona, M aurice H albw achsa (zm. w 1945 r. w B u c h e n w a ld zie )50 Ilalb w ach s w L es cadres sociaux de la m ém oire (1925) dom agał slię pam ięci dla socjologii — w b rew jej m echan isty cznym in te rp re ta to ro m , a także wbrew7 sw em u nauczycielow i B ergsonow i. W ystęp uje tak że — nie w ym ieniając go — przeciw indyw idualizm ow i P ro u sta . P am ięć zbio ro w ą przed staw ia H albw achs jako fu n k cję społeczeństw a, obejm ującą więcej niż sum ę pam ięci poszczególnych. Owo „w ięcej” nie w ynika z ekskluzyw nego n a w arstw ien ia fa its sociaux w e w spom nieniu zbiorow o ści; jest ono o pisanym przez H albw achsa ro dzajem i sposobem , w jak i treści pam ięci są organizow ane, ponow nie ożyw iane i tłum ione przez r a m y społeczne, co przy jęcie tak ie j in sta n c ji pozw ala ukazać jak o koniecz ne i sensow ne. Nie zw racając się bezpośrednio przeciw ko P ro u sto w i w y jaśnia Ilalb w ach s także n astęp stw o w spom nień, k tó re dotąd — nie tylk o u P ro u sta — uw ażano za zd arzenia p ry w a tn e , jako sterow ane społecz nie. B ierze przy ty m pod uw agę czynnik czasu, k tó ry dopiero dziś zmów znalazł w ystarczające uznanie: m am y na m yśli przede w szystkim teorie
49 E. B l o c h , D as P r in z ip H a ffn u n g , F ra n k fu rt a.M. 1959, t. 1, s. 69. Z d u m iew a, gdy s ię w id zi, jalk jed n ozn aczn ie ,p¡reEasteylsltowisfca teo ria , taika jaik .historia satirici i litera tu r y Junga, b y w a n ie k ie d y zalecan a, jako o ży w cze źródło, por. :np. J. B i a ł o s t o c k i , D ie „ R a h m e n th e m e n ” und d ie a r c h e ty p is c h e n B ild e r. W: S til und IkoTwgrcuphiie. D resd en 1966, s. 111 nin. lu b N. F r e y e , A n a ly z e d e r L ite r a tu r - k ritik . S tu ttg a rt 1964. G om brich stw ierd za b ez k o m en ta rza b lisk o ść n a u k i Junga i W arburga.
60 M. H a l b w a c h s , D as G e d a c h tn is. B erlin —N e u w ie d 1966; ten że, Dres ko l-le k iiv e G ed a a h tm s. S tu ttg a rt 1967. N a te m a t H a lb w a ch sa i szk oły D u rk h eim a par. wistęipy do olbu k sią ż e k o ra z p rzegląd w: F. J o n a s , G e sc h ic h te d e r S o zio lo g ie. T. 3. R ełn b ek I960, s. 29 nn, zw ł. s. 64, 70.
164 W. K E M P
N egta i K lugego o k o n sty tu o w a n iu się św iadom ości61. H albw achs m iał
na w zględzie tak że to, że do zbiorow ej anam nezy dochodzi zawsze
w oparciu o w spółczesne przesłanki, że pojaw ia się ona jako prod u kt ryw alizu jący ch interesó w klasow ych. P rz e to zbadał Da rdzo w nikliw ie różnorodne fun kcje, jak ie p ełn i społecznie zorganizow ane w spom nienie, a także tw orzen ie tra d y c ji, w religiach i w poszczególnych form ach społeczeństw .
Stanow isko H albw achsa um ożliw ia pierw szą k ry ty k ę W arburga. U H albw achsa każda tre ść pam ięci jest społecznie opracow ana i ukształ tow ana; nie istn ieją tak ie resid u a, k tó ry c h pochodzenie byłoby nieo kre ślone, a ty m b ard ziej pochodzące z jakiejś, jak b y jej nie nazyw ać, ,.za m ierzchłej przeszłości”. T ym różni się H albw achs od W arb u rg a i od sw ojej w łasnej szkoły. F ra n cu sc y socjologowie pom ów ieni zostali — nie bez ra c ji — o to, że w p rzy p ad k ach w ątp liw y ch podnosili pradzieje lu dzi do ra n g i elem en tu stałego. „Zbiorow e fo rm y świadom ości i in sty tu cje, na k tó ry c h D u rkheim i jego szkoła k o n cen tro w ali całą energię, rzad ko były O kreślane historycznie, ale — p rzy całym em pirycznym zróżni cow aniu — uporczyw ie jako p razjaw isko. S tąd obsesja stosunków p ry m ityw nych: m iały być one p ro toty p ow e dla w szystkiego co społeczne” 52. Z arzut te n dotyczy W arb u rg a o ty le, o ile sk łonny jest on uznać za godne p rzek azania ty lk o to, oo nosi piętno „pierw o tnego” doświadczenia. A ntyk na pew no nie może być określony jako „zam ierzchła przeszłość” , ale u W arb u rg a u zy sk u je on in te rp re ta c ję , k tó ra leg ity m u je go jako jak
gdyb y p reh isto rię społeczną, a nie antropologiczną. Można tu obalić
W arburga p rzy pom ocy W arb u rg a, jako że w ykazał on w łaśnie w la tac h około 1900, że istn ieją różne „ a n ty k i”, że także ren esan s m a kilka historycznych p u n k tó w odniesienia i nowe dokonanie k u ltu ro w e może pow stać dopiero w k a ta lity c zn y m procesie różnych stru m ie n i w spom nień Dochodzi jeszcze d ru g a spraw a. Pam ięć zbiorow a p ra c u je w nieśw iado mości; ostatecznie pozostaje nie w yjaśnione, jakie treści zostały w niej zgrom adzone i w edług jak ich p raw p o stęp u je Sophrosyne, kiedy w okre ślony sposób zm ienia m a te ria ł m nem iczny zgodnie z w ym aganiam i cza su. N atom iast H albw achs popełnia błąd ty po w y dla socjologii instytucji: w yjaśnia rzecz sam ą przez jej u w aru n k o w an ia ram ow e. W ygląda na to, że u sta lo n a nieco później teunia p rzy p o m n ien ia B e n ja m in a ofiarow uje w yjście z ukazującego się tu d y lem atu
51 O. N e g t , A. K 1 u g e, O ffe n tlic h k e it und E rfah ru ng. F ran k fu rt a.M, 1972, .-. 44 nn, 406 nn. W ażne u zu p ełn ien ie; Bjjurgerliche u n d p r o le ta r is c h e O ffe n tlic h k e it ¿'.ine D isk u ssio n m it O. N egt. Á-fthetük und Kom m unilkation, .1973, nr 12, s. 13, 27.
62 T. W. A d o r n o , w stę p do Ł D u r k h e i m , S o zio lo g ie u n d P h ilo so p h ie , Fra¡n’:furt a.M. 1967, «. 13.