• Nie Znaleziono Wyników

"Nakanunie otmieny barszcziny w Galicji : (iz istorii idiejno-politiczeskoj bor'by w polskom obszczestwie w 30-40 godach XX stoletija)", I. S. Miller, "Akademia Nauk SSSR : Uczenyje zapiski Instituta Sławianowiedenija", T. I, 1949, s. 119-240 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Nakanunie otmieny barszcziny w Galicji : (iz istorii idiejno-politiczeskoj bor'by w polskom obszczestwie w 30-40 godach XX stoletija)", I. S. Miller, "Akademia Nauk SSSR : Uczenyje zapiski Instituta Sławianowiedenija", T. I, 1949, s. 119-240 : [recenzja]"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

M i l l e r I. S.: N akanunie otm ieny barszcziny w Galicji (Iz istorii idiejno-poli- ticzeskoj bor‘by w polskom obszczestwie w 30 — 40 godach X X stoletija). A ka­ dem ia Nauk SSSR. U czenyje zapiski Instituta Sław ianowiedenija. Tom I, 1949, od s. 119 do s· 240.

Dosyć pokaźna rozprawa młodego historyka radzieckiego z w ielu w zględów w inna zwrócić uwagę polskich specjalistów tego przedmiotu. Nieczęsto zdarza się, by cudzoziemski badacz zadawał sobie trud przestudiowania naszych źródeł celem napisania samodzielnej, monograficznej pracy. Każda taka próba ośw ietlenia na­ szych dziejów z zewnątrz, w oderwaniu od w łasnych naszych uprzedzeń i nawyków m yślow ych, może nas czegoś nauczyć. W danym wypadku idzie o historyka- marksistę, a w ięc o przedstawiciela kierunku, który historiografia nasza obrała sobie za wzór do naśladownia. Praca m arksistowska, oparta o polski' m ateriał źródłowy i dotycząca dobrze znanych nam zagadnień, ułatw i nam przyswojenie sobie zarówno m etody pracy historiografii radzieckiej, jak i jej ważniejszych osiągnięć. I jeszcze jedno: tem at w ybrany przez Millera był w łaśnie w powojen­ nych latach przedmiotem ożyw ionych badań historyków polskich (m. in. niżej podpisanego). Tym bardziej pouczające będzie porównanie osiągniętych wyników.

Jakkolw iek praca M illera ukazała się z górą w rok po w ydaw nictw ach polskich związanych ze stuleciem W iosny Ludów, przecież powstała niezależnie od nich. Z tym nowym dorobkiem polskim Autor zapoznał się (ob. s. 121) już w czasie druku swej pracy i n ie m ógł go wykorzystać w sposób konstrukcyjny. Pośrednio tylko zajął w obec niego stanowisko wprowadzając do przypisów i do samego tekstu garść polem icznych uwag. W zasadzie praca M illera opiera się na przed­ wojennej literaturze polskiej, ukraińskiej i niem ieckiej, wyczerpanej dosyć su­ m iennie. Sam Autor przyznaje się (s. 121), że n ie m ógł dotrzeć do opracowań Ja­ nika, Leśniew skiego i Łuczakówny; m oglibyśm y do tej listy nie uwzględnionych prac dorzucić jeszcze Ostaszewskiego-Barańskiego (W acław Zaleski), Krajewskiego, Radzikowskiego, Rozdolskiego, a z Austriaków — Schlittera. Z tych pominiętych pozycji najsilniej zaważyło nieuw zględnienie Janika i Rozdolskiego. Znajomość tych dwu pisarzy może skłoniłaby Autora do złagodzenia bardzo ostrego sądu, jaki w ydaje o przedwojennej polskiej historiografii. Trzeba jednak zaraz stwierdzić, że n ie poprzestając na literaturze Autor przedsięw ziął sam odzielne poszukiw ania źródłowe, w cale obszerne jak na badacza pracującego z dala od polskich bibliotek. N iew iele stosunkowo korzystał z polskich pam iętników, przestudiował natom iast dużo publicystyki galicyjskiej z 1848 roku. Rzecz tym godniejsza uwagi, że polscy badacze przygotowujący w pośpiechu sw e prace na jubileuszow y termin 48 roku tego w łaśnie m ateriału n ie zdążyli już w ykorzystać *). Na tym ważnym odcinku historiografia radziecka um iała nas wyprzedzić i wyręczyć.

Rzecz zrozumiała, że Autor pracując poza Polską nie m ógł dążyć do wyczerpa­ nia n aw et źródeł drukowanych, do archiw aliów zaś w ogóle n ie sięgał. Dlatego zaraz na w stępie (s. 119) zrezygnował z zamiaru rozpatrzenia sprawy włościańskiej „w jej pełnym i sam odzielnym znaczeniu“, postanaw iając w zamian określić „jej m iejsce i rolę w rozwoju polskiej m yśli publicznej (obszczestwiennoj) tego czasu“. Zupełnie godzimy się z dalszym i w yw odam i Autora, że zagadnienie tak postawione należy do najw ażniejszych w dobie m iędzypowstaniowej i że Galicję w tym cza­ sie można uważać za punkt w ęzłow y w szystkich ziem polskich. Dalej zastrzega

Dopiero teraz zaczynają się ukazywać w streszczeniach ciekawe w yniki badań J. J.Garbaczowskiej nad prasą krakowską 1848 r., por· S p r a w o z d a n i a P A U styczeń i maj 1949 oraz lu ty 1950.

(3)

4 5 6 R EC EN ZJE

Autor, że w swoim studium pomija problem ukraiński i dlatego zwraca główną uwagę na Galicję zachodnią i Kraków.

Praca dzieli się na 5 dobrze wyodrębnionych rozdziałów. Pierw szy z nich pośw ię­ cono stosunkom agrarnym w Galicji w pierwszej połow ie X IX wieku. Główne m iejsce zajęła tu oczyw iście analiza reform józefińskich. Autor bardzo słusznie odrzuca zarówno szlachecką tezę, jakoby głów nym celem tych reform była walka z polskością, jak i przeciwny pogląd niem ieckich liberałów, którzy chcieli paso­ w ać Józefa II na dobroczyńcę chłopów. Józefinizm uchylał, to prawda, najbardziej krzyczące nadużycia system u feudalnego, ale czynił to celem wzm ocnienia absolu­ tyzmu, a w ięc system u pozornie „nadklasowego“, w rzeczywistości zaś utw ierdzają­ cego klasow ą przewagę ziem iaństwa. Przesadza natom iast Autor twierdząc, że „nie znajdujem y w tych reformach jakichkolwiek elem entów nowych kapitalistycznych stosunków, chociaż z pewnością reformy odegrały określoną rolę w ułatw ieniu rozwoju tych stosunków“ (s. 125). Zdaje nam się, że zarządzona już w r. 1788 (choć później odwołana) powszechna zamiana pańszczyzny na czynsze była zupełnie świadom ym krokiem na drodze ku stosunkom kapitalistycznym . Podobnie, gdy idzie o m om ent (nie uwzględniony przez Autora), że całe józefińskie ustaw odaw ­ stwo w jaskrawy sposób faworyzow ało zam ożniejszą w arstw ę chłopów kosztem m ałorolnych i bezrolnych (maksimum 3 dni pańszczyzny, zakaz dzielenia gospo­ darstw). Przesadą jest też twierdzenie, że „tylko skrajna rozpacz mogła pobudzić chłopów do decyzji podania skargi na dziedzica“, (s. 126). Wiemy, że cyrkuły były zaw alone tym i skargami i że procesowała się z dworem niem al każda wieś. To zresztą nie zm ienia faktu, że te skargi przeważnie pozostawały bez echa i nie ra­ towały chłopa w jego naprawdę rozpaczliwym położeniu.

Autor oparł sw ą analizę austriackiego ustawodawstwa agrarnego nie na orygi­ nalnych tekstach prawnych, ale na opracowaniach przedmiotu, nie zawsze ścisłych. Gdzie niegdzie w ynikły stąd niedokładności. Należy do nich pomieszanie pojęć gruntów tabularnych oraz dominikalnych (s. 127). Do gruntów tabularnych przed rokiem 1848 należała w Galicji całość posiadłości zamożnej i drobnej szlachty łącznie z dobrami państw owym i, z w yłączeniem natom iast gruntów m iejskich oraz parafialnych. Obszar dóbr tabularnych dzielił się na grunta dominikalne, tj. przy­ należne do folwarku, oraz rustykalne, sam odzielnie uprawiane przez chłopów. Po uwłaszczeniu grunta rustykalne zostały wyłączone z tabuli i odtąd dopiero pojęcia „dom inikalny“ i „tabularny“ stały się jednoznaczne.

Za najbardziej pouczającą w tym rozdziale można uważać próbę określenia sto­ sunkowo dochodu pana i poddanego w system ie pańszczyźnianym (ś. 129—131).< Zawiera ona udatne rozw inięcie tez w ysuniętych przez prof. K ulę na Zjeździe H istoryków w e Wrocławiu. Zdaje się nam, że trudhe to zagadnienie kom plikuje jeszcze pew ien czynnik nie uwzględniony przez Autora: m ianow icie fakt, że za­ m ożniejszy chłop niem al z reguły odrabiał pańszczyznę ciągłą przy pomocy najem ­ nika. .Poza tym jednak uwagi Autora na ten tem at są bardzo trafne i oddadzą z pew nością usługi historykom polskim mozolącym się nad tym przedmiotem.

Bardziej sporny w ydaje mi się natom iast problem rugów włościańskich, o któ­ rych mówi Autor na s. 133. Wiemy, że zjaw isko to w Galicji miało m iejsce (szczegól­ nie jaskraw e formy przybrało w okręgu Tarnopolskim w latach 1809—1815). Jednak nie sposób przyrównywać go do równoczesnych m asowych rugów w Kongresówce. O różnicy nasilenia decydow ały nie tylko przeszkody prawne; w większej jeszcze m ierze w pływało na to zacofanie gospodarcze dzielnicy. Szlachta nie dążyła tu jeszcze do forsownego rozszerzenia uprawy folwarcznej. Dowodem tego jest osa­

(4)

dzenie now ych chłopów (czynszowników łub pańszczyźnianych) na gruntach dom i- nikalnych, fakt poświadczony przez tyle źródeł w łaśnie dla lat trzydziestych i czter­ dziestych. Rzecz inna, że w interesie dziedzica leżało zacieranie różnicy m iędzy ziem ią dominikalną a rustykalną, bo to wzm acniało jego władzą nad pcddanym. R ównież w spólnoty gm inne łatw o padały ofiarą pożądliwości dworu. Ogółem jednak w latach 1759—1847 w edług danych urzędowych 2) powierzchnia gruntów rustykal­ nych zm niejszyła sią tylko o 5,6 proc. Jeśli w tym czasie skurczył sią n iew ątpliw ie przeciętny obszar gospodarstwa chłopskiego, to za głów ną tego przyczynę uznać trzeba podziały — w w iększości nielegalne — i dlatego w ym ykające się spod staty­ styki. Na poparcie swej tezy o ekspropriacji chłopa przytacza Autor liczne skargi chłopskie składane w latach 1848—1849 na ręce ukraińskiej Hołownej Rady w e Lw ow ie. M ateriał ten opracował docent Uniw. Lw owskiego, E. A. Terlecki. Bardzo będziemy radzi, gdy praca doc. Terleckiego ukaże sią w druku; zaobserwowana przez niego m asowość skarg chłopskich św iadczy n iew ątpliw ie o w zroście bojowej, antyszlacheckiej postaw y w si ukraińskiej, sama przez sią n ie dowodzi jednak, by w szystkie grunta, o które upominali sią chłopi, zostały im rzeczywiście wydarte w brew ustaw odawstw u józefińskiem u. Całe to zagadnienie rugów w ym aga jeszcze w ielu badań; tutaj nie sposób opierać się na pracach typu rozprawy Zubyka czy też (nieznanej Autorowi) Stysia, operujących m ateriałem ledw ie kilku wsi. N ale­ żałoby rozpracować n iezw ykle bogate zasoby Archiw um Lwowskiego; jest to wdzięczna zadanie dla historyków ukraińskich, które przyniosłoby też ogromną korzyść naszej historiografii.

Pozostaje jeszcze ostatnia sprawa związana ze stanem gospodarczym Galicji. Autor twierdzi (polemizując z niżej podpisanym), że wprawdzie n iew iele wiem y o rozwoju m anufaktury w Galicji w pierwszej połow ie X IX w., jednakże, jego zdaniem, „była ona na tyle rozpowszechniona, że m usiała w yw rzeć ·— i rzeczywiście w yw arła — niem ały w pływ na proces form owania liberalno-burżuazyjnej i burżua- zyjno-dem okratycznej ideologii określonych w arstw socjalnych społeczeństwa pol­

skiego“ (s. 135). Osobiście w olałbym naprzód odnaleźć fakt gospodarczy w terenie, a potem dopiero szukać jego konsekw encji ideologicznych. Nie kwestionuję, że dal­ sze badania mogą wykazać szerszy zasięg m anufaktury w Galicji, niż się to zwykło przyjm ować. Dziś jednak m ówić możemy w Galicji: z jednej strony o niezbyt licznych fabryczkach ziem iańskich (prym itywne huty żelazne i szklane, papiernie, cukrownie, browary), z drugiej zaś — o naprawdę dość rozległym przemyśle do­ m owym (tkactwo, garncarstwo), częściowo sam odzielnym , częściowo zorganizowa­ nym na zasadzie chałupnictwa. Otóż niełatw o będzie ustalić jakiś związek między finansującym to chałupnictwo kapitałem lichw iarsko-handlow ym a środowiskiem galicyjskich liberałów czy demokratów. Słabość tego środowiska inteligencko-u- rządniczego w ynika w łaśn ie z jego niesam odzielności gospodarczej i z płynącego stąd uzależnienia od ziem iaństwa.

A le tu przechodzimy już do II rozdziału pracy, poświęconego polskiem u obo­ zow i demokratycznemu i jego programom włościańskim . Mamy tu bardzo subtelną, nową i na ogół trafną analizą postawy Tow. Dem okratycznego Polskiego wobec problemu uwłaszczenia. Brak mi m iejsca na streszczenie tego wywodu; konkluzja Autora brzmi, że niedom ów ienia M anifestu z Poitiers w sprawie obdzielenia zie­ mią ludności bezrolnej były w pełni świadome, przywódctwa, chodziło bowiem o nie zrażanie szlachty. Autor opiera się głów nie na pismach Heltmana; jedynym zastrze­ żeniem , które bym tu w ysunął, jest uwaga, że Autor nie traktuje wypow iedzi tych

(5)

4 5 8 R EC EN ZJE

ew olucyjnie. W postaw ie ideologicznej i w taktyce Centralizacji zachodzi bowiem istotna zmiana około 1840 r., odkąd zaczyna się robota w kraju. Emisariusze idąc po linii najm niejszego oporu ulegają perswazjom spiskującej szlachty i w obawie przed dekonspiracją unikają propagandy m asowej. A utorytet ich wzm acnia z kolei prawe skrzydło Centralizacji, dla którego uw łaszczenie było od początku tylko środkiem wiodącym do celu. Autor m ówi o błędnym kole, w które zabrnęła robota TDP: „z jednej strony współdziałanie szlachty z chłopami uznano za niezbędne — z dru­ giej było ono niem ożliw e“ (s.155). Nieco dalej Autor określa tę antynomię jako „wym yśloną, w rzeczyw istości n ieistniejącą“. Rozumie przez to, że em isariusze m ogli byli przecież odrzucić w spółpracę ze szlachtą i zwrócić się bezpośrednio do chłopów. Otóż sprawa n ie była tak prosta. Każda próba takiej akcji (z konieczności antyszlacheckiej) pociągała za sobą natychm iast zwrot szlachty ku władzom zabor­ czym, a dalej denuncjacje i w sypy. Taki był (w rozm aitych wariantach) los gali­ cyjskiej Konfederacji, poznańskich Plebejuszy, usiłow ań Dem bowskiego i Goslara, Na to, by zabezpieczyć się przed taką zdradą, m usieliby em isariusze oderwać się nie tylko od ziem iaństwa, ale także od pośredniej w arstw y inteligentów i oficja­ listów , z którą sami byli ściśle związani. Na to nie było ich stać — i to naprawdę stanow iło dla nich błędne koło.

Zresztą w rozdziale tym wskazać m ogę tylko na drugorzędne usterki. Należy do nich pom inięcie osoby i poglądów Kam ieńskiego (oprócz ubocznej wzm ianki na s. 175); jego pism a w yw arły przecież ogromny w pływ także na spiskującą Galicję. W niosek Szanieckiego z 1831 r. w sprawie zniesienia pańszczyzny był w św ietle badań M elocha wyrazem tendencji pioniera przemysłu, który poprzez rozw arstw ie­ nie w si dążył do rozszerzenia rynku wewnętrznego i do ściągnięcia ku miastom nadmiaru ludności bezrolnej. N o w a P o l s k a , z którą polem izował Worcell w rozprawie O w ł a s n o ś c i , nie była, jak twierdzi Autor (s. 158), organem TDP, a w ięc i dalszy w yw ód pozbawiony jest podstaw. Trzech galicyjskich spisków z 1837 roku: Konfederacji, Młodej Sarm acji i Synów Ojczyzny — nie można, jak czyni Autor (s. 163), oceniać na równi jako dzieła „radykalno-dem okratycznych żyw iołów “. Zasługuje na takie określenie n iew ątpliw ie Konfederacja. Natom iast Młoda Sarmacja była wprost przeciwnie kontrrew olucyjną próbą sparaliżowania robót powstańczych, próbą podjętą w chw ili gdy przewodnictwo Stow. Ludu P ol­ skiego wraz ze Smolką w ycofało się zupełnie ze spisku. Wreszcie Synow ie Ojczyzny byli dawniejszą organizacją filialną Stow. Ludu Polskiego, m echanicznie przejętą przez Sarmatów.

N astępny rozdział III zajm uje się „ziem iańskim i planam i reformy włościańskiej w Galicji w latach 1842—1845“. Zawarty w tym rozdziale w yw ód zdaje m i się trafny; z Autorem różniłbym się w szczegółach, których tu nie rozwijam, gdyż pisałem już na ten tem at w (znanym zresztą Autorowi) artykule drukowanym w Sobótce (1948). Wspomnę tylko o jednym drobiazgu: Autor nie wierzy (s. 186) w e w p ływ Hotelu Lambert na prace Sejm u Stanowego. Otóż, jak w ynika z kore- spodencji w Bibl. Czartoryskich, sugestie z Paryża pod adresem Sapiehy napły­ w ały w sposób ciągły, chociaż — przyznać to trzeba — w ielkiego skutku nie odnosiły.

'Więcej zastrzeżeń nasuwa rozdział IV, dotyczący roku 1846. Autor potraktował go raczej zw ięźle, a w szczególności prześliznął się nad zagadnieniem centralnym , a m ianow icie nad ruchem chłopskim. Trudno o to w in ić Autora, skoro i w Polsce nie ukazało się po dziś dzień wszechstronne opracowanie tego tematu. N ie znając pracy Janika nie m ógł też Autor niczego powiedzieć (oprócz paru luźnych uwag na s. 197) na tem at najciekaw szej, końcowej fazy ruchu chłopskiego, tj. oporu

(6)

przeciw przywróceniu pańszczyzny. Dlatego i określenie wzajem nego stosunku m iędzy ruchem chłopskim a akcją dem okratów nie wypadło zupełnie właściw ie.

Autor całkiem słusznie zaczyna od odrzucenia starej, ziem iańskiej tezy, jakoby jedyną, czy też głów ną przyczyną ruchu chłopskiego była agitacja demokratów, w zględnie prowokacja austriacka. Przeciw staw ia temu poglądowi nową tezę, że „perspektywa chłopskiego powstania w zachodniej Galicji... dla kół dem okra­ tycznych Galicji i em igracji stała się punktem w yjścia realizacji narodowej, bur- żuazyjno-dem okratycznej rew olucji“ (s. 184). Zastrzega się wprawdzie zaraz, że „sam wybuch powstania chłopskiego okazał się z kolei związany z powstańczą dzia­ łalnością dem okratów“ (s.185); dalej jednak (s. 191) pisze, że w ystąpienia zbrojne dem okratów „zbiegły się z początkiem chłopskiego powstania“, jakby wchodziła tu w grę zbieżność przypadkowa. W zasadzie, zdaniem Autora, ruch chłopski był głów ną przyczyną, z której w yłoniły się agitacja demokratyczna i nieudana refor­ m a sejm ow a i nieudane powstanie. Można w yrozum ieć takie krańcow e ujęcie, jako reakcję przeciw jednostronnościom szlacheckiej historiografii, ignorującej dotychr czas odrębność ruchu chłopskiego. Wszelako reakcja ta idzie zbyt daleko. Geneza powstania i geneza ruchu chłopskiego to dwie sprawy najściślej współzależne; kto kładzie nacisk na zależność powstańców od sytuacji w si, a bagatelizuje zależność odwrotną, ten upraszcza nadm iernie rzeczywistość o w iele bardziej złożoną. Oto, jak rysuje mi się ta sprawa w św ietle korespondencji władz austriackich oraz nie opracow yw anych dotychczas archiw aliów polskich.

Przesłanki do powstania chłopskiego przeciw szlachcie istniały w Polsce od w ie­ ków, były nieuniknionym następstw em poddańczego ucisku. System józefiński za­ ostrzył postaw ę klasow ą chłopów galicyjskich otw ierając przed nim i pozorne m o­ żliw ości obrony przed dziedzicami. Wiara w opiekę cesarską dodawała chłopom pew ności siebie, mimo że w praktyce w szelka interw encja cyrkułu okazywała się bezskuteczną. Dalszym czynnikiem podniecającym chłopów do oporu była po­ stępująca pauperyzacja w si zw iązana z przyrostem ludności oraz zastojem gospo­ darczym. Sam fakt gospodarczego przeżywania się pańszczyzny czynił ją podwój­ n ie nieznośną i uciążliwą. W reszcie wchodziło w grę niew ątpliw e, choć niedosta­ tecznie jeszcze zbadane źródłowo, sam owolne podwyższanie ciężarów poddańczych przez dwory w pierwszej połow ie X IX wieku. Mimo to w szystko, o ile można sądzić w dzisiejszym stanie badań, od czasu ostatniej fali rozruchów chłopskich w 1831 r. aż do końca 1844 r. na w si galicyjskiej panow ał w zględny spokój. Trudno byłoby też udowodnić — naw et biorąc pod uwagę klęski elem entarne lat 1844—1845 — że powstanie chłopskie m usiało wybuchnąć w takich w łaśnie rozmiarach w roku 1846, a choćby w rok czy dwa później. Oczywiście, przyczyniły się do tego rów nież czynniki zewnętrzne.

Do takich czynników należała propaganda demokratyczna idąca z em igracji, a w ięc ze środowiska nie związanego z Galicją. Ta propaganda oddziaływała na chłopów czasem bezpośrednio („konfederaci“, Cięglewicz) częściej pośrednio, po­ przez niższych oficjalistów , służbę dworską i ludność m iasteczek. Niosła ona m gli­ stą jeszcze zapowiedź niedalekiej, rewolucyjnej zmiany chłopskiej doli. Ta propa­ ganda w płynęła z kolei na zm ianę w postaw ie władz austriackich, ziem iaństw a oraz niższego kleru w obec chłopa. (Nie przeczę oczywiście, że i samo podniecenie w si w pływ ało ze swej strony na postaw ę w ym ienionych czynników). Biurokracja austriacka już od roku 1833 uprawiała na w si dem agogię antyszlachecką. Sejm Stanowy rozprawiał o zm ianie stosunków w łościańskich. Księża organizowali brac­ tw a w strzem ięźliw ości. Autor nazyw a tę ostatnią robotę „bardzo nieszkodliw ą“ (s. 136) i słusznie, jeśli zw ażyć jej. w zasadzie apolityczny charakter. B ył to jednak

(7)

4 6 0 R EC EN ZJE

ruch masowy, który w latach 1844—1845 objął 560 tysięcy głów (tj. 52% ogółu chrześcijan) w samej tylko D iecezji Tarnowskiej. Wbrew w oli inicjatorów ruch ten m usiał przeciw staw ić w ieś interesom w łaścicieli oraz dzierżawców propinacji. Mamy skąd inąd poszlaki, że propaganda demokratyczna przenikała i do bractw trzeźwości, o czym świadczy chociażby Z ł o t a k s i ą ż e c z k a Ściegiennego. W szystkie te czynniki zew nętrznie przyśpieszały z pewnością pierwsze ujawnienie się ruchu chłopskiego — m am tu na m yśli tzw. „panikę w ielkanocną“ wybuchłą w Bocheńskim w marcu 1845 r. Można zresztą zw iązać je bezpośrednio z agitacją zbiegłych z Królestwa „ściegieńszczyków“. Ta „panika“ z kolei zaw ażyła na dal­ szych wypadkach: przyspieszyła uchw ałę sejm ow ą o zniesieniu pańszczyzny, na­ sunęła B reinlow i pom ysł wykorzystania chłopów przeciw powstańcom , oddziałała w reszcie i na spisek. N ie w tym sensie zapewne, jak to rozumie Autor, by nadzieja na pow stanie w si skłoniła radykalnych spiskowców do wyznaczenia wybuchu już na rok 1846. Termin powstania stanow ił problem ogólnopolski, a galicyjski spisek, pajpóźniej i najsłabiej zorganizowany, najm niej m ógł m ieć w pływ u na tę sprawę. A le faktem jest, że w łaśnie prawe, ziem iańskie skrzydło spisku (W iesiołowski) chciało przyspieszyć pow stanie obawiając się, by chłopi nie zaczęli go na w łasną rękę. Również i Ooslar podejm ując sw ą agitację wśród chłopów m usiał liczyć się z wrzeniem , jakie ogarniało w ieś.

Wzmożenie przygotowań powstańczych i rów nolegle z nim agitacja Breinla przyczyniły się do wybuchu drugiej „paniki“ chłopskiej w Tarnowskim w lutym 1846 r. I znowuż nie sposób dociec, czy owa „panika“ (podobna pod niektórym i w zględam i do „wielkiej trw ogi“ francuskiej z 1789 r.) m usiała zakończyć się pow­ szechnym atakiem na dwory. Wiemy tylko, że w nocy z 18 na 19 lutego chłopi ude­ rzyli na powstańców, przeważnie dopiero w tedy, gdy ci odstępow ali od Tarnowa; że pogrom dworów zaczął się dopiero 20 lutego, kiedy postaw a Breinla upewniła chłopów o przychylności rządu; że wreszcie ruch rozszerzył się na sąsiednie obwody o tyle tylko, o ile w ładze austriackie nie chciały lub nie umiały mu się przeciw ­ stawić. Tak w ięc ruch chłopski m iał sw oje w łasne przyczyny; ruch chłopski w p ły­ nął na zachowanie się ziemian, spiskowców, Austriaków. A le też ruch chłopski nie byłby przybrał wiadomych rozmiarów, gdyby nie w ybuch powstania i n ie pro­ w okacja austriacka.

Om awiając genezę powstania pominął Autor jeszcze dwa dosyć ciekaw e m om en­ ty: fakt licznych (począwszy od grudnia r. 1845) denuncjacji ze strony ziemian, przerażonych nadciągającą burzą, oraz fakt, że od aresztowań prew encyjnych w strzym ała Austriaków m iędzy innym i chęć upozorowania aneksji Wolnego Mia­ sta Krakowa. Badając historię „odwołania“ wybuchu w K rakowie 18 marca (s.189) należało uwzględnić relację Rogawskiego ogłoszoną w Przeglądzie H istorycznym w 1946 r. Wersja o obecności W. Zam oyskiego oraz Bystrzonowskiego w Krakowie w lutym r. 1846 (s. 188) jest fałszyw a i polega na m ylnej inform acji austriackiego w yw iadu. Fakt, że chłopi krakowscy w zięli udział w demokratycznym pow sta­ niu (s. 189), sam w sobie nie pozwala jeszcze niczego w nosić o postaw ie chłopów w Galicji. Chłopi krakowscy w w iększości nie odrabiali pańszczyzny ani nie byli poddanymi. Z dawna też m ieli do czynienia z propagandą spiskową, a bali się rządów austriackich, niosących z sobą zw yżkę podatków i pobór do wojska. Czy propaganda demokratyczna mogła pozyskać i galicyjskich chłopów dla powstania? Autor powołuje się tu na sukcesy Dem bowskiego na Podhalu i w W ieliczce; po­ w ołuje się zresztą niesłusznie, bo Dem bowski na Podhalu nie działał, a w W ielicz­ ce m iał do czynienia nie z chłopstwem , lecz z górnikami. Możnaby za to wskazać na szereg innych mom entów, gdy powstańcy-dem okraci odnajdywali z chłopami

(8)

w spólny język i przeciągali ich chw ilow o na sw ą stronę. Te nieliczne i spóźnione próby nie zaham owały biegu w ypadków ; n ie mniej wskazują one, że związanie tych dwu elem entów nie było całkow icie niem ożliwe.

Ostatni rozdział zajm uje się wypadkam i 1848 r. i doprowadza je do kwietnia, tj. do zniesienia pańszczyzny. Jest to najobszerniej potraktowana i najbardziej w ar­ tościowa część pracy, zarówno ze względu na wprowadzony m ateriał źródłowy, jak i na now ą konstrukcję. Obszerne w yciągi z D z i e n n i k a N a r o d o w e g o , J u t r z e n k i , K r a k u s a oraz przygodnych broszur określają bardzo plastycznie stosunek poszczególnych obozów do problemu włościańskiego. Konstrukcyjne n o v u m — to bardziej precyzyjna charakterystyka tych obozów. Autor w idzi ich trzy w Galicji 1848 roku: konserw atywny, narodowo-liberalny oraz burżuazyjno-de- mokratyczny. Charakterystyka pierwszego z nich nie nastręcza wątpliwości.' Co najwyżej można by spierać się, czy zaliczać doń także Czartoryskiego, który rozu­ m iał konieczność uwłaszczenia przynajmniej od 1833 r. Co prawda, sztab Hotelu Lambert był dużo bardziej konserw atyw ny od starego księcia i w zagadnieniach tyczących się Galicji w spółdziałał w praktyce z prawicą.

Najbardziej wyczerpująco om ówił Autor obóz narodowo-liberalny. Pow stał on ze zbliżenia pomiędzy prawym skrzydłem dawnej konspiracji lw ow skiej (grupa Smolki) a grupą postępowego ziem iaństwa. Obóz ten głosił program m ieszczańskich swobód politycznych i opowiadał się za uwłaszczeniem , jednak bez nadwyrężenia przewagi społecznej w łaścicieli ziem skich. H asłem tego obozu była solidarność stanów; środkiem taktycznym — akcja darowania pańszczyzny, charakterystycz­ nym znam ieniem — niechęć do ustępstw na rzecz Ukraińców. Słow em mowa o obozie skupionym począwszy od kw ietnia przy Radzie Narodowej i tradycyjnie zw anym d e m o k r a t y c z n y m . Autor w ytyk a niżej podpisanemu (s. 162, 203), że w różnych swoich pracach używ ał nazw y „demokraci“ dla określenia grupy Smolki. Otóż tęj w łaśnie nazwy używ ali zarówno członkowie tej grupy, jak i ich polityczni spadkobiercy aż do roku 1918. Nie jedyny to przecież przykład, że na­ zw a stronnictwa, jego im ię w łasne, n ie zgadza się z partyjnym programem, a m i­ mo to jest w powszechnym użyciu. N ie przeczę, że taka nazwa daje powód do nieporozumień; uznaję też zasługę Autora w tym, że zdefiniow ał postaw ę tego obozu, jego połowiczność i uległość interesom szlachty. Godzę się też na charak­ terystykę Sm olki jako spiskowca; idąc naw et dalej, widziałbym w nim głównego grabarza konspiracyjnej roboty galicyjskiej lat trzydziestych.

Na m arginesie jeszcze słówko polem iki. W skrócie w rocław skiego referatu o Ga­ licji w 1848 r. ( P a m i ę t n i k Z j a z d o w y s. 273) wyraziłem się, że „inicja­ tyw ę (adresu lwowskiego) dała grupa dem okratów Sm olki głów nie dzięki temu, że przywódcy ziem iaństw a spóźnili się z zajęciem stanow iska“. Oparłem to tw ier­ dzenie na W spomnieniach Sapiehy, na Pam iętniku Zem iałkow skiego oraz na Dzienniku Smolki. Autor (s. 203) odpowiada m i na to, że było wprost przeciwnie że to ziem ianie narzucili grupie Sm olki swój program agrarny. A leż tem u nigdy nie przeczyłem (ob. W i o s n a L u d ó w n a z· p o i . s. 289 i P r z e g 1. H i s t . t. 38, s. 78). Jedna sprawa nie w yłącza drugiej. Owej nocy, gdy w różnych kołach na­ radzano się nad podaniem adresu, szlachta n ie zdobyła się na postaw ienie progra­ mu uwłaszczenia i dlatego m. in. form alna inicjatyw a przeszła do D z i e n ­ n i k a M ó d P a r y s k i c h . Szlachcie udało się za to wprowadzić do tekstu uzupełnienia zabezpieczające jej interesy. To był w łaśnie ów „klasowy kompro­ m is“, o którym pisze Autor na s. 202. Kompromis — to ustępstw o dwustronne; tutaj szlachta w zamian za serw ituty i za słynne owo słówko „chcą“ rezygno­ w ała (nie na długo zresztą) z przewodnictwa ruchu. M oment zasługujący na

(9)

4 6 2 R EC EN ZJE

podkreślenie: po raz pierwszy to w naszych dziejach m ieszczaństwo staw ało na czele jawnego ruchu politycznego.

Tyle o obozie „liberalnym“. Więcej w ątpliw ości nasuw a sprawa trzeciego ga­ licyjskiego obozu, nazw anego „burżuazyjno-demokratycznym “. B ył to w rozu­ m ieniu Autora obóz dążący do bezw arunkowego uwłaszczenia, do złamania za­ równo politycznej, jak i gospodarczej przewagi ziem iaństw a na drodze rewolucji. Obóz taki istniał naprawdę w Galicji w e wcześniejszej, konspiracyjnej dobie, Autor bardzo słusznie zwraca uwagę (s. 161—162) na zw alczanie się żyw iołów „dem okratycznych“ i „liberalnych“ w łonie galicyjskich spisków lat trzydzie­ stych. (Tę tezę przyswoił zresztą naszej literaturze Rozdolski jeszcze w r. 1937). Tych dem okratów -rew olucjonistów złam ał jednak rok 1846. Jedni zginęli, inni się rozproszyli, reszta odwróciła się od chłopa uznawszy w nim narzędzie M etter- nicha. I dlatego w 1848 r. nie w idzim y w łaściw ie tego obozu w Galicji. Goslar obraca się w W iedniu3), Cięglewicz przesuwa się na prawo, żadna wybitna jed ­ nostka nie podejm uje tradycji Dembowskiego. W każdym razie nie czynią tego działacze Centralizacji. Autor sam udowadnia (s. 216, 234), że Heltman trzymał się tego samego programu darowania pańszczyzny, co „liberałowie“. Jeszcze w e w rześniu r. 1848 D z i e n n i k S t a n i s ł a w o w s k i wyrzucał ziemianom że nie zrzekli się dobrowolnie przyznanej im przez rząd indemnizacji. A w ięc i teraz jeszcze trzymali się w ersalczycy potępionej przez Autora (s. 239) zasady apelowania do w spaniałom yślności posiadaczy. Jeśli zatem w praktyce „demo­ kraci“ galicyjscy 48 roku niczym nie różnili się od „liberałów“, to czy można m ówić tu o osobnym obozie?

Naszym zdaniem m ówić można co najwyżej o obecności w Galicji żyw iołów, z których dałoby się taki obóz zbudować. Zaliczmy tu czeladź rzem ieślniczą Kra­ kowa i Lwowa, „młodą em igrację“ napływ ającą z zaboru rosyjskiego, chłopów pod­ krakowskich (jak na to w skazuje ich „powstanie chrzanowskie“ z 1849 r.4). Od jesieni zaś 18-18 r. ciążyło w tym kierunku i lew e skrzydło Rady Narodowej, w szyst­ kie te elem enty zaczynały grupować się pod egidą „centralczyków“, w łaśnie dla­ tego budzili ci ostatni taki lęk — zarówno wśród konserw atystów jak i wśród Austriaków. Tylko że centralczycy w 1848 roku jeszcze mniej byli rew olucyjni niż w 1816. D eklam owali o powstaniu ogólnopolskim , ale z góry rezygnowali z je­ dynej szansy powstania, tj. z poruszenia chłopa. Obóz „em igracyjny“ w Galicji nie zasługuje w ięc na nazwę „burżuazyjno-demokratycznego“ ; taki obóz po k lę­ sce 1846 r. nie zdołał się w Galicji odtworzyć.

3 Oto, co pisze J. H o r o s z k i e w i c z w sw ym życiorysie Kacpra C ięglew i- cza (Gazeta Narodowa, nr. 232/188G); „Ludwik Dolański poseł do Rady Państw o­ wej opowiadał mi, jak Goslar w ieszał się około 30 posłów państw owych, chłopów i w idział, jak z nimi, aby się bratać, chlał gorzałę; jak z nim i chodząc zataczał się po pijanemu po bruku, a przecież ani jednego chłopa posła do głosowania z Polakami nie nakłonił... Dopiero gdy W iedeńczycy barykady zbudowali... zna­ lazł się Goslar w swoim żyw iole, bo bronił barykad, a gdy jedną po drugiej zdo­ bywano, dopiero przy ostatniej schw ytany został“. Abstrahując od tendencyjnej złośliwości ziem ianina Dolańskiego trzeba zwrócić uwagę na konsekw encję Goslara, który i w tym okresie szukał bezpośredniego kontaktu z galicyjskim chłopem.

4 Sporo ciekawych szczegółów do tego m ało znanego epizodu dorzucił świeżo w ydany III tom Pamiętnika F. H e c h l a : Kraków i ziem ia krakowska w okre­

(10)

Ostatni punkt sporny zw iązany z tym rozdziałem dotyczy (s. 207) postaci Leona Rzewuskiego. Nadto pochopnie nazw ałem go w jednej z broszur „pierwszym socja­ listą w Galicji“ (szedłem tu zresztą za autorytetem... H i s t o r i i s o c j a l i z m u “ Haeckera.) Później zrew idow ałem swój sąd na zasadzie now ych m ateriałów, które ogłosiłem w t. XVII Roczników Historycznych. A le i Autor posuwa się, sądzę, zbyt daleko, widząc w Rzewuskim krańcowego reakcjonistę. Idzie mu o znane ośw iadczenie R zewuskiego i Potockiego w sprawie przekazania reformy w łoś­ ciańskiej (a w szczególności sprawy serw itutów) Sejm ow i Stanowem u. Na wy-, wody Autora (s. 210) co do kluczowego znaczenia sprawy serw itutów piszę się całkow icie, trafne zdaje mi się też spostrzeżenie, że na darowanie pańszczyzny m ógł najłatwiej zdobyć się rozporządzający kapitałam i latyfundysta (nie sami jednak m agnaci darowywali pańszczyznę choć o m agnatach było najbardziej głośno). Nazw ijm y w ięc za Autorem ów kierunek darow yw ania pańszczyzny z jednoczesnym zniesieniem serw itutów „magnackim w ariantem reform y“. Na pewno jednak nie możemy przypisać autorstwa tego projektu Rzewuskiem u i Potockiemu. Obaj oni rozwijali przecie tylko m yśl adresu z 19 marca, na tym zaś punkcie różnili się w łaśnie od skrajnych konserw atystów , którzy starali się ograniczyć i odw lec uwłaszczenie. M anewr obu m agnatów zwracał się w pierw ­ szej linii w cale n ie przeciw chłopom, ale przeciw obozowi liberalnem u. Pod po­ zorem, że w ten sposób zyska się na czasie i uprzedzi rząd w iedeński, Rzewuski i Potocki żądali przekazania reformy Sejm ow i Stanowem u. Ich argum enty m iały sw oją wagę: Sejm można było zwołać w ciągu kilku dni, na Sejm ie można było w ym usić uchwałę, która obowiązywałaby ogół w łaścicieli ziem skich — to było skuteczniejsze niż darowizny indywidualne. A le ta droga sejm owa oddawała po­ now nie ster ruchu w ręce szlachty, w brew „kompromisowi“ z 19 marca — toteż nic dziwnego, że D z i e n n i k M ó d w yklął autorów tego pomysłu jako Targo­ wiczan. W praktyce oczyw iście projekt R zewuskiego i Potockiego skrupiłby się również na chłopach, ale na razie trudno było coś zarzucić ich programowi. Znie­ sienie serw itutów było nieuniknionym następstw em koncepcji „darowizny“, tylko za tę cenę można było spodziewać się, że szlachta zgodzi się na m aterialną ofiarę. Sytuacja zm ieniła się po 22 kwietnia, gdy rząd austriacki obiecał dziedzicom indsm nizację. Wówczas także Rzewuski w ypow iedział się (w P o s t ę p ie) za utrzy­ m aniem serw itutów, podczas, gdy Adam Potocki odszedł zdecydowanie do konser­ w atyw nego obozu. W Galicji 1848 r. R zewuski przedstawia dosyć w yjątkow y okaz „radykalnego torysa“, który szuka porozumienia między arystokracją a ludem, z po­ m inięciem „demagogów“ ze stanu trzeciego. Oczywiście jest utopistą, ale bronił bym go przed zarzutem m akiawelizm u czy złej woli.

W ytknięte powyżej uproszczenia i niedokładności, tak zrozumiałe u badacza pra­ cującego z dala od Polski, nie um niejszają bynajmniej wartości pracy. Za główną zasługę Millera poczytywałbym bardzo przejrzyste sform ułowanie programów oraz ideologii głów nych galicyjskich obozów lat czterdziestych, sform ułowanie oparte po części na nowym m ateriale źródłowym. Sądzę, że praca Millera przyczyni się do usunięcia w ielu zastarzałych nieporozumień obciążających naszą historiografię na tym odcinku dziejów i odda jej przez to samo rzetelną usługę.

S. Kieniewicz W y k a Kazimierz Teka Stańczyka na tle historii Galicji w latach 1849— 1860. W rocław 1951, str. 226.

Ta książka budzi w historyku lekkie uczucie wstydu. Oto w ramach studiów prowadzonych przez Instytut Badań Literackich nad pozytywizm em polskim zna­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wszak miał polegać na zniesieniu antynomii Ducha i Mocy, mógł wyrazić się w uznaniu Mocy za praźródło Ducha.. Długo wcześniej ogłosił Schopenhauer, że świat jest

Gaługa, &#34;Izwiestia Akademii..

brało się do Zamku na prelekcję redaktora W aldorffa, wystąpiło właśnie w pełnej, teatralnej gali, która w dziewiczym stanie zacha ala się tylko do momentu

2. Oferta zawiera propozycje wynagrodzenia ze wszystkimi jego składnikami i dopłatami – koszty związane z całościowym wykonaniem przedmiotu zamówienia,

opodatkowania kwoty wydatków na nabycie udziałów (akcji) w spółce posiadającej osobowość prawną, do wysokości dochodu uzyskanego w roku podatkowym przez podatnika z

Broniły się tu oddziały skoncentrowane w dzielnicy na początku Powstania wzmocnione resztkami oddziałów, które wyszły kanałami ze Starego Miasta.. 15 września z prawego

JAKOŚĆ MIODÓW IMPORTOWANYCH DOSTĘPNYCH NA RYNKU PODKARPACKIM 135 aktywności i stabilności termicznej diastazy występującej w miodach podkarpackich największą jej

Unfortunately, a several-year-long analysis of offers of IT services market did not let Grupa Lotos choose a tenderer and purchase a standard application, which would