• Nie Znaleziono Wyników

Widok Żałobny pątnik: Roland Barthes, śmierć, pustka i literatura

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Widok Żałobny pątnik: Roland Barthes, śmierć, pustka i literatura"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

Kajetan Maria Jaksender

Uniwersytet Jagielloñski Jagiellonian University in Krakow Uniwersytet Denisa Diderota w Pary¿u Université Paris 7 Denis Diderot

¯A£OBNY P¥TNIK. ROLAND BARTHES, ŒMIERÆ, PUSTKA I LITERATURA

Funeral Pilgrim. Roland Barthes, Death, Emptiness and Literature

S ³ o w a k l u c z o w e: psychoanaliza, melan- cholia, depresja, ¿a³oba, doœwiadczenie, dzien- nik ¿a³obny, p¹tnik, literatura, pustka, œmieræ, Barthes, Freud.

K e y w o r d s: psychoanalysis, melancholy, depression, mourning, experience, journal of mourning, pilgrim, literature, emptiness, death, Barthes, Freud.

S t r e s z c z e n i e

Esej jest prób¹ przybli¿enia ostatniej ksi¹¿ki napisanej przez Rolanda Barthesa, któ- ra zosta³a w³aœnie prze³o¿ona na jêzyk polski.

W dzienniku pisanym po œmierci matki, a za- tytu³owanym znamiennie Dziennikiem ¿a³ob- nym, Barthes porusza kwestie ¿a³oby, melan- cholii, depresji, odnosz¹c siê zarówno do siebie i w³asnej straty, jak i podejmuj¹c dysku- sjê z Freudem, Lacanem czy psychoanaliz¹, zadaj¹c sobie przy tym pytanie, czy ¿a³obnik po œmierci ukochanej osoby w ogóle chce wy- chodziæ z ¿a³oby, i czy ma do tego jakiekol- wiek prawo. Jest tu zatem ukazana ciekawa perspektywa ogl¹du tego, co drzemie u same- go j¹dra psychoanalizy, której wszak g³ównym zadaniem by³a praca z analizantem i – w trak- cie godziny analitycznej – wyci¹ganie go z psychozy. Esej pokazuje równie¿, co siê dzieje z jêzykiem ¿a³obnika, w jaki sposób owo „pêkniêcie”, którego nijak nie sposób za- pe³niæ ani s³owami, ani logosem, ani w koñcu cia³em, które pozostaje, gdy ukochany umiera.

I w³aœnie dziennik pisany jest takim jêzykiem:

A b s t r a c t

This essay tries to bring nearer Roland Barthes’ latest book which has been just trans- lated into Polish. The journal was written af- ter his mother’s death and Barthes entitles it meaningfully Mourning Diary. “Main charac- ter” brings up the matter of mourning, melan- choly, depression relating to both himself and his loss, as well as he takes up the discussion with Freud, Lacan or psychoanalysis. He also asks himself a question at the same time

– whether mourner after the death of beloved person wants to abandon mourning at all and whether he has any right to do this. Therefore, an interesting perspective of vision appears here, a vision of what lies at the core of psycho- analysis, which main task was to work with the patient and – during an hour of analysis – drag him from psychosis though conversation. This essay also shows what happens with mourner’s language, what does this “break”, which is im- possible to fill with neither words, Logos nor body. Body, which stays after the beloved one dies. And the journal itself is written in that

(2)

¯a³oba regularnie stanowi reakcjê na utratê ukochanej osoby czy te¿ zaj- muj¹cej jej miejsce abstrakcji w rodzaju ojczyzny, wolnoœci, idea³u itd.

W tych samych warunkach miejsce ¿a³oby zajmuje u pewnych osób, które z tego wzglêdu podejrzewamy o dyspozycjê do choroby, malancholia. Wy- daje siê nader interesuj¹ce, ¿e nigdy nie przychodzi nam do g³owy, by ¿a³o- bê okreœliæ mianem stanu chorobowego i poprosiæ o terapiê lekarza, mimo

¿e stan ów w powa¿ny sposób odbiega od normalnej sytuacji ¿yciowej.

Mamy nadziejê, i¿ po jakimœ czasie ¿a³oba zostanie pokonana, a zaburza- nie jej uwa¿amy za bezcelowe, a nawet za szkodliwe1.

¯a³oba prawdziwa, niezdolna do jakiejkolwiek dialektyki narracyjnej2.

¯a³oba: miejsce strachu, gdzie siê wiêcej nie bojê3. Tak sobie kroczê przez ¿a³obê4.

Dziennik ¿a³obny (Journal de deuil) Rolanda Barthesa jest pod ka¿dym wzglêdem ksi¹¿k¹ niezwyk³¹ zarówno jako dzie³o samoistne, jak i w twórczo-

œci pisarskiej autora. Tym bowiem, czego dotyczy, jest ¿a³oba, a w³aœciwie – jako

¿e ¿a³oba nigdy nie pochodzi znik¹d, zawsze bierze siê z jakiegoœ miejsca pustki

– ¿a³oba po zmar³ej matce. Dwa g³ówne tematy Dziennika – zmar³a matka i ¿a³o- ba, a wiêc ukochana osoba i jednoczeœnie jej brak, mi³oœæ i utrata mi³oœci – stano- wi¹ ramy ksi¹¿ki pisanej w egzystencjalnej przestrzeni pomiêdzy tym, co by³o, gdy

¿y³a matka, a tym, co jest, gdy matki nie ma: w teraŸniejszoœci, któr¹ trzeba za- pe³niæ s³owami, by dalej jakoœ ¿yæ. W takim iœcie Augustiañskim rozdarciu („wpa- dam w dziurê ¿a³oœci”5) notuje Barthes pod dat¹ 10 listopada 1977 r., niezwykle trafne spostrze¿enie:

Dotkniêty abstrakcyjn¹ natur¹ nieobecnoœci; a jednoczeœnie pal¹c¹, rozrywaj¹c¹. Sk¹d le- piej rozumiem abstrakcjê: jest nieobecnoœci¹ i bólem, bólem nieobecnoœci – byæ mo¿e mi³oœci¹?6

pêkniêtym, bez ¿adnego celu, pozbawionym sensu. Owe fragmenty, którymi Barthesa za- pe³nia³ swój œwiat po œmierci matki, stanowi¹ niezwyk³y dowód doœwiadczenia straty.

language – broken, pointless, devoid of sense.

These fragments that were used by Barthes to fill his world after his mother’s death are a re- markable proof of the experience of loss.

1 S. Freud, ¯a³oba i melancholia, (w:) Psychologia nieœwiadomoœci, prze³. R. Reszke, Warszawa 2007, s. 147.

2 R. Barthes, Journal de deuil. 26 octobre 1977 – 15 septembre 1979, Texte établi et an- noté par Nathalie Léger, Seuil/Imec, février 2009, s. 60. Wszelkie cytaty, o ile nie zaznaczy-

³em inaczej, w moim przek³adzie. Polski przek³ad Dziennika ¿a³obnego znajduje siê obecnie w wydawnictwie.

3 Ibidem, s. 64.

4 Ibidem, s. 50.

5 Ibidem, s. 86.

6 Ibidem, s. 52.

(3)

Jako ¿e dla Barthesa wszelkie wielkie uczucia uœwiadamiane s¹ zawsze po, s¹ – by klarownie i zrozumiale rzecz wyraziæ – w jakimœ sensie zawsze ju¿ post factum albo pomiêdzy, Dziennik nie stanowi zapisu tego, co siê wydarza jako mi³oœæ miêdzy dwojgiem ludzi, bo o tym co siê wydarza siê nie mówi, lecz oscy- luje pomiêdzy przesz³oœci¹ a teraŸniejszoœci¹ (przysz³oœci, jak mówi Barthes, po matce, nie ma; co zreszt¹ udowodni³ samobójstwem, ostatnie s³owa, które zapi- suje na fiszkach Dziennika, pochodz¹ z 15 wrzeœnia 1979, natomiast pod ciê¿a- rówkê rzuci siê 25 marca 1980). St¹d tak czêste odniesienia do Marcela Prousta i jego poszukiwania czasu utraconego, do stanu szczêœcia, którego podmiot do-

œwiadcza³ w przesz³oœci.

Aby jednak bardziej ogólnie powiedzieæ o tej ksi¹¿ce, nale¿y dodaæ i to, ¿e Roland Barthes nie toczy w Dzienniku, jak w wiêkszoœci swoich ksi¹¿ek, ¿ad- nej polemiki, nie mno¿y cytatów ani nie powo³uje siê na innych autorów (kilka zaledwie odniesieñ do Freuda i jego rozumienia stanu ¿a³oby i melancholii, poza tym funebryczne w nastroju odniesienia do Marcela Prousta i jego W poszuki- waniu straconego czasu). Ksi¹¿ka sk³ada siê z rzeczowego opisu faktów i emo- cji, stanów, nastrojów, wszystkich – jak powiedzia³by Heidegger – „egzystencja-

³ów”, a wiêc trwogi, bólu, melancholii, depresji, etc., które przychodz¹ po utracie ukochanej osoby; tak wiêc na kartach Dziennika zauwa¿a siê niemal¿e fenome- nologiczny konkret i pisanie ad rem, nie wobec innych; rzeczowy i bardzo szcze- gó³owy opis stanów i nastrojów, próbê uchwycenia w³aœnie „fenomenu” ¿a³oby i – bo tym jest w³aœnie ta ksi¹¿ka – pisanie sob¹ (Foucaultowski termin ecriture de soi pasowa³by najlepiej na okreœlenie takiego doœwiadczenia pisma), nie zaœ

odnajdowania siebie, jak to uwielbia³ robiæ Barthes, w innych dyskursach.

Niezwykle z drugiej strony ciekawe, ¿e ksi¹¿ka o ¿a³obie, podobnie jak choæ- by wczeœniejsze Fragmenty dyskursu mi³osnego, dzie³o w ca³oœci poœwiêcone doœwiadczeniu mi³oœci, pisana jest po (pisze siê zawsze po, albowiem kiedy jest mi³oœæ, nie ma pisania: o tym, co siê kocha, nie da siê mówiæ, etc. ...); Dziennik jest ksi¹¿k¹ – by pos³u¿yæ siê pewn¹ klisz¹ jêzykow¹ – postn¹, niewczesn¹, spóŸnion¹, Barthes pisze o matce, gdy ta umar³a, albowiem kiedy ¿y³a, by³a tak mocno obecna, i¿ jak mówi na kartach Dziennika, doskonale transparentna i na tyle przezroczysta, ¿e „pisa³em o wszystkim, tylko nie o niej”, natomiast w cza- sie choroby, gdy – w bólu i cierpieniu – nie mog³a ju¿ kryæ siê w cieniu syna, zaczê³a w koñcu byæ „widoczna”: „Nie istnia³em inaczej, jak tylko nieprzytom- nie nale¿¹c do niej”7. Tak jakby, by wyprzedziæ nieco myœl, Barthes robi³ zu- pe³nie co innego ni¿ Freud-psychoanalityk pisz¹cy o ¿a³obie: wpisuje swoj¹ eg- zystencjê w to, co tamten – jako „analityk” w³aœnie – powiedzia³, i dokonuje opisu wszystkich uczuæ zwi¹zanych z ¿a³ob¹, jednak nie od strony badacza, ale prze¿ywaj¹cego; staje siê koryfeuszem owego smutnego stanu, który mu siê

7 Ibidem, s. 26.

(4)

przytrafi³ wraz ze œmierci¹ ukochanego cz³owieka. O ile zatem pismo psycho- analizy, Freuda, by³o faktycznie tylko analityczne (co Barthes kilkakrotnie pod- kreœla, notuj¹c przy okazji niezwykle ciekawe uwagi na ten temat), o tyle pisa- nie Barthesa pozostaje na wskroœ opisem pewnego konkretnego doœwiadczenia, które siê dokonuje w realnoœci, a którego pod³o¿em jest cierpienie. Rzeczywi-

œcie, analityczne pismo Freuda nie sprawia bólu, nie powstaje bowiem w wyni- ku bezpoœredniego cierpienia. Tak jak pismo Barthesa, o czym ten dobrze wie, nie jest ¿adn¹ psychoanaliz¹ i nie przynosi ¿adnego wybawienia.

Jeœli z kolei w Przyjemnoœci tekstu pisa³ Roland Barthes o pomyœle na ksi¹¿- kê, w której, „w najbardziej osobisty sposób wplot³oby siê, wetka³o zwi¹zek wszystkich rozkoszy, rozkoszy »¿yciowych« i tekstualnych, gdzie i lekturê, i zdarzenia obejmuje ten sam ruch anamnezy”8, to mo¿na by teraz spróbowaæ odwróciæ to, co zosta³o powiedziane i, niczym sam Barthes, wymyœlaj¹c tytu³ dla odk³adanej na inny czas, ksi¹¿ki, powiedzieæ, ¿e taka ksi¹¿ka zosta³a napi- sana i ¿e jest ni¹ w³aœnie Dziennik ¿a³obny. Tyle ¿e nie ma tu przyjemnoœæ za to jest udrêka tekstu. Sama forma, jak¿e odbiegaj¹ca od rozszerzaj¹cego, rozlewa- j¹cego siê (na cytaty, kryptocytaty, innych autorów, anegdoty, mity codzienno-

œci, etc.), stylu autora Fragmentów dyskursu mi³osnego, jest odzwierciedleniem jego udrêki: pokawa³kowanej, chaotycznej, uci¹¿liwej, bolesnej, fragmentarycz- nej, rwanej. Zaœ dyskurs, jakim pos³ugiwa³ siê Barthes jest w pe³ni – nazwijmy to roboczo, choæ sam Barthes tego nigdy nie wypowiedzia³ – dyskursem ¿a³ob- nym (przeciwieñstwem, odwróceniem, dope³nieniem?: dyskursu mi³osnego?).

W Dzienniku ¿a³obnym pobrzmiewa echo ostatniego dzie³a Barthesa, La chambre claire (Œwiat³o obrazu), którego Dziennik jest prapocz¹tkiem; tak wiêc pisz¹c o patrzeniu na fotografie, na których j e s t obecna zmar³a matka (st¹d pierwotny, lub raczej roboczy, pomys³ na tytu³ ksi¹¿ki: Photo-Mam.), Barthes po- woli konstruuje swoje dzie³o o patrzeniu na fotografie, o „metafizyce” fotogra- fii. Dzie³o to wziê³o siê wprost, powiada Barthes, ze zdjêcia mam.9, które zna- laz³ któregoœ dnia w albumie rodzinnym i od którego zaczê³a siê jego metafizyczna komunikacja, w³aœnie za poœrednictwem medium fotografii, z jej osob¹. Teraz – paradoksalnie – gdy pozosta³a jedynie pustka i ów jak¿e znacz¹- cy brak, matka zaczê³a znaczyæ i przesta³a byæ przezroczysta, przynajmniej na tyle, ¿e po „jej znikniêciu” nale¿y przestaæ pisaæ o czymkolwiek innym, pragn¹æ czegokolwiek innego, co nie by³oby z ni¹ zwi¹zane, a skupiæ siê wy³¹cznie na niej, w takim jednak¿e stopniu, by to, co siê pisze, nie by³o wy³¹cznie literatu- r¹. Podajmy kilka przyk³adów.

8 R. Barthes, Przyjemnoœæ tekstu, prze³. A. Lewañska, Warszawa 1977, s. 71–72.

9 W³aœnie takiego skrótu – „mam.” – u¿ywa Barthes przez ca³y czas na kartach swego Dziennika, nie wymieniaj¹c nigdy imienia matki i zaledwie kilkakroæ u¿ywaj¹c pe³nej nazwy

„mama”.

(5)

Pod dat¹ 29 paŸdziernika 1977 r., a wiêc trzy dni po œmierci matki, Barthes zapisuje:

Jednak¿e jej œmieræ mnie zmieni³a, nie pragnê ju¿ tego, czego pragn¹³em. Nale¿y czekaæ

– przypuœæmy, ¿e coœ siê wydarzy – ¿e ukszta³tuje siê nowe pragnienie, pragnienie po-

œmiertne10.

I dalej, notatka z 16 listopada 1977:

Czasami powiew pragnienia (na przyk³ad podró¿ do Tunezji); lecz s¹ to jedynie pragnie- nia sprzed – jakby anachroniczne; pochodz¹ z naprzeciwleg³ego brzegu, z innego kraju, z kraju sprzed. – Dziœ ten kraj jest p³aski, ponury – prawie w ogóle bez ujêæ wodnych – i œmieszny11.

Zanim przejdziemy do Barthesowskiej ¿a³oby (deuil) albo ¿a³oœci (chagrin), albowiem czasem u¿ywa tych terminów wymiennie, przywo³ajmy ponownie Freuda, na którego w Dzienniku ¿a³obnym, wprost i nie, powo³uje siê obok Pro- usta najczêœciej. W eseju ¯a³oba i melancholia mówi Freud niezwykle trafnie i prostym, niemal¿e empirycznym jêzykiem: „G³êboka ¿a³oba, reakcja na utratê ukochanej osoby, zawiera identyczny nastrój boleœci, zwi¹zana jest z utrat¹ za- interesowania œwiatem zewnêtrznym – o ile nie przywodzi on na myœl osoby zmar³ego – utrat¹ zdolnoœci wyboru jakiegokolwiek obiektu mi³oœci – zastêpu- j¹cego osobê op³akiwan¹ – odwróceniem siê od wszystkiego, co nie by³oby zwi¹zane z upamiêtnieniem zmar³ego. Z ³atwoœci¹ przyjmujemy, ¿e owo zaha- mowanie i ograniczenie »ja« to forma wyrazu wy³¹cznego oddania siê ¿a³obie, przy czym nie ma ju¿ miejsca na inne zamiary i zainteresowania”12. I dalej na temat przebiegu ¿a³oby: „Na czym¿e wiêc polega praca, jak¹ wykonuje ¿a³oba?

Wydaje mi siê, ¿e nic wymuszonego nie znajdzie siê w przedstawieniu ¿a³oby w nastêpuj¹cy sposób: sprawdzian rzeczywistoœci pokaza³ nam, ¿e umi³owany obiekt ju¿ nie istnieje, po czym domaga siê, by z wszystkich zwi¹zków, jakie ³¹czy³y nas z tym obiektem, wycofaæ ca³e libido. £atwo zrozumieæ, ¿e powstaje przeciwko temu opór – ca³kiem ogólnie mo¿na zaobserwowaæ, ze cz³owiek niechêtnie opusz- cza swe stanowisko libidalne, nawet wówczas, gdy dostrzega jakiœ substytut”13.

Tyle z bodaj najs³ynniejszego eseju, jaki na temat ¿a³oby i melancholii napi- sano. Podsumowuj¹c, mo¿na powiedzieæ, ¿e oba Freudowskie pojêcia odnosz¹ siê do utraty kogoœ bliskiego, najczêœciej – jak mówi ojciec psychoanalizy

– „ukochanej osoby”. Tak wiêc oba „stany” s¹ prost¹ reakcj¹ na jak¹œ utratê, wskazuj¹ to samo cierpienie (dlatego niekiedy, w³aœnie ze wzglêdu na cierpie- nie i patologiczny przebieg niektórych przypadków, mówi siê, ¿e depresja jest chorob¹), utratê zainteresowania œwiatem zewnêtrznym, brak woli dzia³ania

10 R. Barthes, Journal de deuil..., s. 28.

11 Ibidem, s. 63.

12 S. Freud, op. cit., s. 148.

13 Ibidem.

(6)

i woli ¿ycia poza zwi¹zkiem z utraconym obiektem, niezdolnoœæ do pragnieñ poza pragnieniem tego, kogo siê utraci³o, etc. Czy s¹ drogi wyjœcia z tego egzy- stencjalnego impasu? Owszem: jeœli podmiot pogodzi siê ze strat¹, wówczas mówi siê o ¿a³obie „przepracowanej” (Barthes wyszydza ten „ch³ód” teorii i stricte analityczne podejœcie Freuda); pusty dot¹d œwiat mo¿e znów nape³niæ siê sensem, który nada mu pogodzony (ze strat¹, roz-pogodzony) ¿a³obnik.

Z kolei, jeœli nie pogodzi siê z utrat¹, wówczas jest gorzej, mamy bowiem do czynienia z melancholi¹, która jest, po pierwsze: ¿a³ob¹ nieprzepracowan¹, al- bowiem podmiot – w wyniku narcystycznego zranienia – nie godzi siê na ist- nienie wobec braku utraconego obiektu i, po drugie: pozostaje wobec ci¹g³ej aporii, albowiem nie jest w stanie nadaæ sensu œwiatu nie tyle dlatego, ¿e œwiat jest pusty (jak w ¿a³obie), ale ¿e w³aœnie sam podmiot, dokonawszy (negatyw- nej) identyfikacji z utraconym obiektem, pozostaje pusty, pozbawiony sensu.

Wróæmy do Dziennika ¿a³obnego, w którym niemal¿e do identycznych wnio- sków dochodzi Barthes, tyle ¿e na „w³asnym” przyk³adzie, co czyni jego blisko dwuletni¹ autoanalizê niezwykle cenn¹ poznawczo, ale i – choæ to s³owo mo¿e nie byæ odpowiednie wobec jego sytuacji – ciekaw¹, bowiem dokonuje opisu psychiki inaczej ni¿ Freud: mianowicie ujmuje rzecz nie tylko z perspektywy

„mechanicystycznej”, w sensie – co wynika z czego, albo pos³uguj¹c siê inter- pretacj¹ przyczyn i podporz¹dkowuj¹c jej jakieœ skutki, ale tak¿e patrz¹c, co siê dzieje z „ja” w sensie moralnym i etycznym, albo w jaki sposób œmieræ ukocha- nego zmienia ¿a³obny podmiot w sensie estetycznym, albo jak nie zmienia w sensie narcystycznym...

„Problem dialektyczny – zapisuje niemal pod koniec Dziennika – stanowi walka, która prowadzi do ¿ycia rozumnego, nie ¿ycia-z³udzenia”14, analizuj¹c zaœ swoje stany w kontekœcie ogl¹dania albumów i pisania ksi¹¿ki o fotografii, o tym, co fotografia wyzwala, zapisuje: „precyzyjnie, to nie jest »¿a³oba«, to jest

¿a³oœæ czysta, bez substytutów, bez mo¿liwoœci symbolizacji”15. W jeszcze in- nym miejscu, siedz¹c w koœciele i zastanawiaj¹c siê, czym wobec tego (co utra- cone) jest modlitwa, notuje na jakiejœ fiszce:

Po chwili zauwa¿am, ¿e ci¹gle o coœ proszê, chcê czegoœ, wci¹¿ pchany do przodu przez dzieciêce Pragnienie. Pewnego dnia, usi¹œæ w tym samym miejscu, zamkn¹æ oczy i o nic nie prosiæ... Nietzsche: Nie modliæ siê, b³ogos³awiæ16.

PrzejdŸmy wiêc do tego, jak – na przyk³adzie kilku zaledwie arbitralnie wy- branych z ca³ego Dziennika fragmentów – widzi ¿a³obê Roland Barthes. Nie mog³oby, jako siê rzek³o, obyæ siê bez odniesieñ do klasycznej psychoanalizy oraz ogólnych s¹dów, jak sam mówi, towarzyskich w stosunku bezpoœrednim do

14 R. Barthes, Journal de deuil..., s. 172.

15 Ibidem, s. 156.

16 Ibidem, s. 148.

(7)

jego osoby i konkretnie – jego ¿a³oby i depresji. Dwa dni po œmierci matki, 27 paŸdziernika 1977 r., notuje niezwykle ciekaw¹, bo nie-organicystyczn¹, nie kauzaln¹ (tak nazywa klasyczn¹, z gruntu XIX-wiecznej nauki) psychoanalizê:

Nie, ¿a³oba (depresja) jest czymœ zupe³nie innym ni¿ choroba. Z czego mia³bym siê wy- leczyæ? By przejœæ do jakiego stanu, jakiego ¿ycia? Jeœli jest jakiœ efekt, to taki, ¿e ten, kto narodzi siê na nowo, nie jest istnieniem p³ytkim lecz moralnym, podmiotem wartoœci

– nie przyswojenia.17

I dalej po kolei ró¿nego typu zapiski, przemyœlenia czy zwyk³e uwagi na karteluszkach:

Co mnie frapuje najbardziej: ¿a³oba nawarstwiona (deuil en plaques) – niczym mia¿d¿y- ca (sclérose18).19

W jaki sposób mogê okreœliæ moj¹ ¿a³obê.

Nie ma jej bezpoœrednio ani w samotnoœci, ani w doœwiadczeniu, etc.; mam tutaj pewien rodzaj swobody, opanowania, które sprawiaj¹, ¿e ludzie wierz¹, ¿e mniej cierpiê, ni¿ sami byliby w stanie pomyœleæ. ¯a³oba jest tam, gdzie nastêpuje rozdarcie relacji mi³osnej „ko- chaliœmy siê”. Najgorêtszy punkt w formie najbardziej abstrakcyjnej...20

Wyjaœnione [...], jak bardzo moja ¿a³oœæ jest chaotyczna, b³¹dz¹ca, w czym opiera siê ogólnie przyjêtej idei – tak¿e psychoanalitycznej – ¿a³oby poddanej czasowi, dialektycz- nej, wyczerpuj¹cej siê, „zorganizowanej”.21

Prawda ¿a³oby jest ca³kiem prosta: teraz, gdy mam. nie ¿yje, jestem przyparty do œmierci (nic mnie nie bardziej od niej nie odci¹ga ni¿ czas).22

¯a³oba: s³aboœæ, sytuacja bez mo¿liwoœci oszukania.23

Gdy pewnego dnia któryœ ze znajomych podda³ ¿a³obê Barthesa psycholo- gicznej „redukcji”, czasowemu trwaniu ku przejœciu w fazê ¿a³oby przepraco- wanej, ten odpowiedzia³: „Podmiot (którym jestem), jest tylko obecnoœci¹, ist- nieje tylko w teraŸniejszoœci. Wszystko to jest ró¿ne psychoanalizie”24, po czym, w odruchu niemal¿e paradoksalnym – bo otwarcie powo³uj¹c siê na S¸re- na Kierkegaarda: „Kiedy mówiê, wyra¿am pewien ogó³, a kiedy milczê, nikt mnie nie mo¿e zrozumieæ” – dopowiedzia³, ¿e siê nie godzi na ¿adne redukcje i dialektykê ¿a³oby w nim, bo „to tak, jakby mnie z niej okradano”25. Jednocze-

17 Ibidem, s. 18

18 Choæ w³aœciwie jest tu gra s³ów. We francuskim mia¿d¿yca to sclérose en plaques.

Barthes, pisz¹c deuil en plaques, tworzy metaforê, nie powtarzaj¹c jednoczeœnie ca³ej nazwy francuskiej. Wymiana znaczeñ: ¿a³oba, w swym nawarstwieniu, podobna mia¿d¿ycy.

19 R. Barthes, Journal de deuil..., s. 38.

20 Ibidem, s. 47.

21 Ibidem, s. 81.

22 Ibidem, s. 141.

23 Ibidem, s. 91.

24 Ibidem, s. 82.

25 Ibidem, s. 81.

(8)

œnie wyziera z Dziennika inny Barthes, ju¿ nie Roland Barthes, a „Roland”, „Mój Roland”, „mój R.”, syn jakiejœ konkretnej matki, której imienia po œmierci siê nie wymawia, bo to by³oby pewnym sp³aszczeniem, a wiêc u¿ywa siê figury: mam.

W trwaniu w owym egzystencjalnym („w gruncie rzeczy, w rzeczywistoœci, jestem bez przerwy, ca³y czas, od œmierci mam. nieszczêœliwy”26), nie: abstrak- cyjnym, stanie, zapisuje Barthes niezwykle ciekaw¹ uwagê: „Przemieniam »Pra- cê« w sensie analitycznym (Praca ¯a³oby, Praca Marzenia), w »Pracê« rzeczy- wist¹ – pisania”27. Z kolei jeœliby ten projekt – pisarski, ¿yciowy – siê nie uda³ (Barthes próbuje „wzi¹æ siê” z powrotem za pisanie niemal ka¿dego dnia od

œmierci mam.; próbuj¹c zaœ wzi¹æ siê za pisanie, pisze ten Dziennik, który ma byæ wszystkim, tylko nie literatur¹), skrzêtnie notuje: „Depresja pojawi siê z dna

¿a³oœci, kiedy ju¿ nie bêdê w stanie wzi¹æ siê za pisanie”28.

W jakimœ sensie, oczywiœcie z perspektywy egzystencjalnej rzecz ujmuj¹c, mo¿na chyba to w³aœnie powiedzieæ: ¿a³oba, depresja, melancholia czy mi³oœæ

– wszystko to s¹ stany paradoksalne. Najgorsze jest jednak w³aœnie owo to, któ- re sprawia, ¿e owe stany stykaj¹ siê w jakimœ, niemal¿e mitycznym, punkcie chiazmu, i zbli¿aj¹ siê do siebie na tyle, ¿e próbuj¹c je wyraziæ, okazuje siê, ¿e podmiot zakochany, tak jak i podmiot, który utraci³ mi³oœæ, podmiot melancho- liczny czy podmiot dotykaj¹cy szczêœcia, podmiot depresyjny albo podmiot w ¿a³obie, dotykaj¹ w którejœ chwili „dna pustki”, wyczerpuj¹c tym samym mo¿- liwoœci dalszego ruchu pragnienia: momentu zaniku, tak owego uczucia, jak i w tym uczuciu. Z jednej strony: doœwiadczenie momentu zaniku, w którym do- chodzi siê do granic w³asnych mo¿liwoœci i unicestwienia tego, czego siê do-

œwiadcza (casus Wertera), z drugiej: poruszanie siê, dziêki tropom i figurom, w tym, co jest i o czym siê wie, ¿e nie bêdzie inaczej, i – przyk³ad pisania Dzien- nika – na przyk³ad wyra¿anie tego, które ma byæ pisaniem, choæ nie chce za wszelk¹ cenê byæ jedynie literatur¹ (casus Rolanda B.).

Oczywiœcie Barthes, umiera podobnie jak Werter (choæ samo to sformu³owa- nie „podobnie jak...” jest jedynie figur¹ retoryczn¹). Mi³oœæ w pe³ni jest czymœ

niewyra¿alnym, o czym siê tak naprawdê nie mówi siê nie dlatego, ¿e siê nie chce, ale ¿e siê o tym najbardziej nie wie, jest Erosem, stanem wyjœcia, stanem pocz¹tkowym, bo to jakby patrzeæ przez przezroczyst¹ szybê na to, co na hory- zoncie, i dopiero gdy ów stan zanika, gdy pojawiaj¹ siê na szybie rysy (doœwiad- czenie zdrady, k³amstwa, choroby i cierpienia, etc.) i pêkniêcia, gdy wyczerpuj¹ siê mo¿liwoœci kochaj¹cego i zaczynaj¹ siê próby utrzymania w tym, w czym siê by³o bezwiednie, zaczyna siê próba doganiania, momenty uchwycenia, w li- teraturze i refleksji, która przychodzi zawsze poniewczasie – gdy dochodzi siê i w tym do kresu, nastêpuje, tak w depresji, jak w ¿a³obie czy melancholii, mo-

26 Ibidem, s. 135.

27 Ibidem, s. 143.

28 Ibidem, s. 72.

(9)

ment przesilenia, dojœcie do pewnego doœwiadczenia braku, które sprawia, ¿e przestaje siê pisaæ, pragn¹æ albo po prostu ¿yæ i znów upada siê w to, co jest stanem zupe³nego niezapoœredniczenia, gdzie – jak lapidarnie stwierdzi³ Barthes

– „nie ma ju¿ w ogóle znaków”29, a co Freud nazywa³ Thanatosem.

Roland Barthes prezentuje w Dzienniku ¿a³obnym swego rodzaju fenomeno- logiê poœmiertn¹, tzn. opisuje œwiat, który po œmierci matki ukazuje mu siê od pocz¹tku, od nowa. Stawia metafizyczn¹ hipotezê: to, co siê pojawia po œmierci ukochanej osoby, wype³nione jest ze wszech miar brakiem. Brak jest tu wiêc tym, co konstytuuje rzeczywistoœæ, od czego zaczyna siê egzystencja pomiêdzy rzeczywistoœci¹ a... b r a k i e m w³aœnie, w œwiecie poœmiertnym, w którym nie sposób dotrzeæ do twardego dna i od niego rozpocz¹æ wszystko od nowa.

Œmieræ, uobecniona nagle w martwym ciele le¿¹cym w pokoju, sprawia, ¿e

„wszystko a¿ trzeszczy”30. To w³aœnie po œmierci matki ka¿dy ruch staje siê god- ny zapamiêtania i opisania. Wszystko powolnieje nagle, wiêc ze œmierci¹ uko- chanej osoby nale¿y rozruszaæ ten œwiat od nowa, od pocz¹tku nape³niæ go sen- sem. Szukam pocz¹tku – powie w którymœ miejscu autor Dziennika.

To w³aœnie stanowi treœæ ksi¹¿ki: zanotowana w postaci karteluszków reflek- sja bolesnego doœwiadczenia po uœwiadomieniu sobie, ¿e matka odesz³a, ¿e nie jest ju¿ obecna, ¿e jest siê samemu, ¿e razem z ukochan¹ osob¹ odchodzi jakiœ

œwiat. Œwiat tak bardzo istotny, tak bardzo pe³en ukochanego, i¿ po œmierci na- gle zwalnia, wszystkie stany s¹ jakby w zwolnieniu, a to, co siê widzi, podlega weryfikacji oraz ci¹g³ej refleksji, w jaki sposób siê wydarza. To sprawia, ¿e ka¿- dy ruch, gest czy s³owo pojawiaj¹ siê nie tylko w zwolnionym tempie, ale i pod lup¹: zapachy, smaki, dŸwiêki, uczucia, gesty, przypadkowe sprawy nie maj¹ce dot¹d znaczenia, nagle, w spojrzeniu poœmiertnym, jawi¹ siê zupe³nie inaczej.

Dlatego Barthes opisuje kroki, zatrzymuj¹c w owej fenomenologii powolnoœci istotê ka¿dego, choæby najmniejszego gestu.

Owo wyhamowanie spowodowane jest jakby postrzeganiem œwiata jako po- widoku „po” œmierci matki. Wszystko jest rozmyte i zamglone spojrzeniem prze- pe³nionym smutkiem i ³zami. Jakby œwiat zesztywnia³ nagle wraz z martwym cia³em, jakby faktycznie trzeszcza³, nierozruszany i martwiej¹cy. Œwiat pogr¹-

¿ony w martwocie – oto œwiat z tego dziennika ¿a³oby. I jeœli Schopenhauer opi- sywa³ œwiat jako wolê i przedstawienie, mo¿na powiedzieæ, ¿e œwiat po odejœciu ukochanej osoby pozostaje œwiatem, którego horyzontem jest melancholia i brak nadziei, a wol¹ jedynie anty-wola p³yn¹ca z „dna pustki”. Po œmierci ukochane- go pozostaje ¿ycie bez nadziei odnalezienia tego, co utracone, co odesz³o na za- wsze i nigdy nie wróci. Pozostaje ¿ycie przepe³nione depresj¹ i melancholi¹, i strach, który graniczy z ob³êdem, co w przypadku Rolanda Barthesa i jego póŸ- niejszej, tragicznej œmierci ma racjê bytu. Jak¿e trafna, na koniec, uwaga: „strach

29 Ibidem, s. 167.

30 Ibidem, s. 22.

(10)

przed tym, co ju¿ mia³o miejsce. Lecz rzecz jeszcze dziwniejsza: i co ju¿ nie mo¿e powróciæ”31. I to jest w³aœnie definicja ostatecznoœci.

Ta, na pierwszy rzut oka prosta – wydawa³oby siê – do prze³o¿enia ksi¹¿ka, w efekcie jest lektur¹ przysparzaj¹c¹ wiele trudnoœci, bowiem Barthes, pisz¹c swój dziennik, „pisze” go ¿yciem, a to znaczy tyle, ¿e nie jest to ani ksi¹¿ka ,,systemowa”, teoretyczna, o okreœlonym, spójnym, temacie, ani te¿ nastawiona na jakikolwiek cel, pocz¹tek, koniec, estetykê, jak¹œ literackoœæ, wrêcz przeciw- nie – Barthes wci¹¿ powtarza, ¿e chce pisaæ tak, by nie pisaæ literatury, pozba- wia swoje pisanie regu³, odrzuca syntaksê, stosuje skróty myœlowe, frazy doty- kaj¹ce emocji i uczuæ umieszcza w trudnym do rozszyfrowania kontekœcie, który by³ znany tylko jemu i mam. Nie ma tutaj Barthesowskiego polotu i inteligen- cji, jest cierpienie i ¿a³oœæ, a te, chc¹c domkn¹æ siê w wyra¿eniu, nie mogê siê dotkn¹æ w ¿adnym wyra¿eniu, którego nie wyznaczaj¹ znaki, a jedynie oznaki, jak ci¹g³y szloch i p³acz („ci¹gle p³aczê”): „Moja ¿a³oœæ jest niewys³owiona, lecz jednak wypowiedziana”32. Skrywa siê tutaj jednak pewna tajemnica. Tajemnica mi³oœci i œmierci. Tematów, na które Barthes rozpisywa³ siê ca³e ¿ycie, jednak-

¿e œmieræ, brak po ukochanej osobie, dopiero tutaj ma w sobie coœ niezwykle tragicznego, albowiem naprawdê go dotknê³a, poza tym nie chc¹c tym razem pisaæ literatury (jak pisaæ dziennik, jak pisaæ o matce, aby to nie by³o literatu- r¹?), Barthes dochodzi w koñcu do wniosku, ¿e w³aœnie to, co wynika z cierpie- nia i ¿a³oœci, jest literatur¹ par excellence. W pewnym momencie w geœcie pi- sarskiego doœwiadczenia bólu notuje: „Wyczerpuj¹ca metonimia ¯a³oby”33:

„Rozpacz: s³owo jest zbyt teatralne, nale¿y do jêzyka”34. Mówi¹c zaœ o literatu- rze w kontekœcie ¿ycia, które zawsze jej siê „wymyka”:

Literatura, jest tym: czymœ, czego nie mogê czytaæ bez bólu, bez zach³yœniêcia siê praw- d¹, wszystkim tym, co Proust napisa³ w swoich listach o chorobie, odwadze, œmierci swo- jej matki, swojej ¿a³oœci, etc.35

I w koñcu koniec:

Nie chcê o tym mówiæ ze strachu przed uprawianiem literatury – albo nie bêd¹c pewnym,

¿e to ni¹ nie bêdzie – pomimo tego, ¿e w rzeczywistoœci literatura bierze swój pocz¹tek w prawdach.36

* * *

Na zakoñczenie najzwyczajniejszy fragment Dziennika, który jest mi o tyle bli- ski, ¿e mo¿e warto siê nim podzieliæ. Pod dat¹ 18 maja 1978 r. Barthes zapisuje:

31 D. Woods Winnicott, Strach przed upadkiem, “Nouvelle Revue Française de Psycha- nalyse” nr 11, Gallimard, wiosna 1975.

32 R. Barthes, Journal de deuil..., s. 187.

33 Ibidem, s. 134.

34 Ibidem, s. 120.

35 Ibidem, s. 189.

(11)

Z Flore widzê kobietê siedz¹c¹ na parapecie witryny La Hune; trzyma szklankê w rêku, wygl¹da jakby siê nudzi³a; mê¿czyŸni odwróceni plecami, pierwsze piêtro jest pe³ne.

Przyjêcie (cocktail).37

Najpierw by³ to fragment dla t³umacza zupe³nie niezrozumia³y – zupe³na konsternacja, jak zreszt¹ po wielokroæ, gdy¿ Dziennik nie ma ¿adnych regu³, raz jest luŸno rzuconym zdaniem, raz zapiskami z podró¿y, czasem mówi o sprz¹ta- niu mieszkania – w samotnoœci, bo dopóki ¿y³a, sprz¹ta³a matka – czasem jest refleksj¹ o fotografii, na której jako dziewczynka stoi „³adna i cicha mam.”, cza- sem zaledwie po³ówk¹ zdania zakoñczon¹ trzema kropkami. Po chwili jednak olœnienie, bo przecie¿ chodzi tu o Saint-Germain-des-Pres.

Wybieram siê do owej Flore, któr¹ opisuje Roland Barthes, i pij¹c kawê, pa- trzê na witryny La Hune – le¿¹cej naprzeciwko ksiêgarni humanistycznej. Jest tak jak w Dzienniku, ksiêgarnia jest dos³ownie kilka metrów od os³awionej przez Sartre’a i Simone de Beauvoir restauracji, widzê z ogrzewanego tarasu (na ze- wn¹trz jest bardzo zimno, wiêc wiêkszoœæ tarasów w Pary¿u jest podgrzewana) zarówno witryny, jak i sprzedawców, ksi¹¿ki oraz reklamy nowoœci ksi¹¿kowych (Camus?) i nut oraz partytur, brakuje do pe³nego obrazu jedynie owej samotnej, znudzonej kobiety trzymaj¹cej w rêku szklankê. „Niespodziewane stwierdzenie, które pêka niczym bañka mydlana: nie ma jej, nie ma jej, na zawsze i totalnie”38. Nag³e odczucie braku. To jest w³aœnie to, pustka, któr¹ opisuje Barthes, brak po kimœ, kto odszed³ i nie wróci, „brak absolutny” (manque absolu), który chce siê opisaæ, ale tak, aby nie by³a to „jedynie” literatura, brak „po tym, co ju¿ nie mo¿e powróciæ”, a który w tym momencie odczuwam w³asnym doœwiadczeniem.

Memento illam vixisse39. Tak wiêc wszystko siê zgadza. Jest kilku mê¿czyzn.

Wypijam kawê, przebiegam ulicê, bo pada („œnieg, du¿o œniegu w Pary¿u; to dziwne”40), by w chwilê póŸniej byæ w La Hune. Setki ksi¹¿ek na pierwszym i drugim piêtrze. Wybieram jedn¹, dla symbolicznego podkreœlenia chwili L’espace proustien Georgesa Pouleta, ksi¹¿kê o przestrzeni utraconej u Prousta, którego Barthes wci¹¿ przywo³uje, mówi¹c to o œmierci, to o ¿a³obie, po czym p³ac¹c, rzucam okiem na taras Café de Flore. Nie ma ani Simone, ani Sartre’a, ani Rolanda B., któremu umieraj¹ca matka powtarza³a, ¿e czuwaj¹c przy niej z fili¿ank¹ kawy, sprawia jej przykroœæ, gdy¿ za ka¿dym razem nieschludnie, krzy- wo siedzi...

Pary¿, 13 luty 2010

36 Ibidem, s. 33.

37 Ibidem, s. 138.

38 Ibidem, s. 88.

39 Pamiêtaj o tej, która ¿y³a.

40 Ibidem, s. 103.

Cytaty

Powiązane dokumenty

¿e przeciwstawiaj¹cym je spo³eczeñstwu, co jest szczególnie szkodliwe i naganne wobec niezwykle trudnej sytuacji ochrony zdrowia w Polsce.. Zda- niem przewodnicz¹cego ORL w

to, i¿ na œwiecie oprócz syntetycznej sody kalcynowanej zu¿ywane s¹ w znacznych iloœciach jej naturalne odpowiedniki, jak równie¿ fakt, ¿e g³ównym œwiatowym kierunkiem

Liczne wspólne dyskusje przyczyni³y siê do lepszego zrozumienia dostêpnych wyników badañ i wnios- ków ich autorów oraz sformu³owania w³asnych hipotez na temat

Podczas gdy Immanuel Kant stawiając pytanie „czym jest człowiek?” starał się człowieka — światowego obywatela, który jest obywatelem dwóch światów, uczynić

Jest to powy¿ej wieloletniej œredniej, jednak potrzeby s¹ znacznie wy¿sze, poniewa¿ wiele innych uczelni stara siê pozyskaæ naszych wysoko kwalifikowanych pracowników,

Je¿eli stosuje siê podstawê pod monitor, zaleca siê by by³a ona mocno przymoco- wana i nastawna w takim zakresie k¹towym, który zapewni dobre warunki obser- wacji monitora;

Pozosta³a nam tylko w pamiêci historia o tym, jak to widzowie – z wyj¹tkiem siedz¹cych w lo¿y – nie- mal¿e pe³nej sali kinowej za sprowokowane niew¹tpliwie tupa- nie, do

Efektywnoœæ organizacji mo¿na rozpatrywaæ na trzech poziomach: organizacji, procesu i stanowiska