www.ki.viamedica.pl 19
IV Międzynarodowy Kongres Polskiego Towarzystwa Kardiologicz- nego we Wrocławiu był kolejną okazją do spotkania członków naszej Sekcji, tym razem do ostatniego spot- kania przed wyborami Zarządu, któ- re odbędą się w Krakowie.
Bez większych oporów przysta- łem na propozycję Roberta Gila przygotowania sprawozdania z tego zjazdu. Później przyszedł jednak mo- ment zastanowienia — co napraw- dę zasługuje na podkreślenie i jest godne uwagi? — odpowiedź na to pytanie była bardzo trudna. O ile spotkania Sekcji w Szczecinie, Za- brzu, Katowicach i Krakowie miały bardzo czytelne motywy przewodnie i były skierowane do bardzo określo- nego odbiorcy, o tyle spotkania, któ- re odbywają się przy okazji dużych,
ogólnokardiologicznych zjazdów za- tracają to wyraziste oblicze. Zapew- ne na mój dość krytyczny odbiór ca- łości miał wpływ przede wszystkim przebieg pierwszej sesji, której wraz z Robertem Gilem przewodniczy- łem. Sesję rozpoczął wykład zapro- szonego gościa — dr. Kleimana ze Stanów Zjednoczonych. Dotyczył on perspektyw i problemów związanych z neoangiogenezą. Z tym nowym kierunkiem na razie eksperymental- nej terapii wiązane są duże nadzieje na możliwość leczenia chorych, któ- rym za pomocą dotychczas stosowa- nych metod nie byli w stanie pomóc ani kardiolodzy interwencyjni, ani kardiochirurdzy.
Po tym bardzo ciekawym, ale jed- nocześnie znacznie przekraczającym przewidziane ramy czasowe wykła- dzie dr. Kleimana, głównym proble- mem pozostałych referentów była walka z czasem — gdzie byli prowa- dzący sesję? Byli na swoim miejscu, lecz w wielkiej rozterce. Nasz gość zza oceanu został zaproszony przez Komitet Organizacyjny do wygłosze- nia 45-minutowego referatu i była to jedyna forma jego czynnego uczest- nictwa w kongresie, natomiast pro- gram przewidywał na jego wystąpie- nie15 minut. Siedząc jak na igłach, nie zdecydowaliśmy się na przerwa- nie wykładu. W konsekwencji inte- resujące wystąpienie Ludwika Firka, który kontynuował temat potencjal- nych możliwości wdrażania metod stymulacji neoangiogenezy do prak- tyki klinicznej, straciło wiele ze swej
wartości, ponieważ nie mogliśmy sobie pozwolić na dyskusję. W po- dobnej sytuacji znaleźli się pozosta- li wykładowcy (Paweł Buszman, Krzysztof Żmudka i Jerzy Sadow- ski), których wystąpienia w ramach tematu: „Kiedy i jak można pomóc pacjentom z bardzo zaawansowaną postacią choroby wieńcowej?” zręcz- nie nawiązywały do obu wcześniej- szych wykładów. Drugi temat: „Co nowego w kardiologii interwencyj- nej?” w wymuszonym ekspresowym tempie przedstawiali: Adam Wit- kowski, Robet Gil i Dariusz Dudek.
W efekcie w pamięci utkwił mi wy- kład wprowadzający i strzępy pozo- stałych wystąpień. Co wynieśli z tej sesji pozostali jej uczestnicy, którzy byli mniej zdenerwowani faktem upływającego czasu — tego nie wiem. Wydaje mi się, że jedynym sposobem niedopuszczania do ta- kich sytuacji w przyszłości jest przy- jęcie założenia, że mamy do dyspo- zycji znacznie mniej czasu niż to by wynikało z programu.
Tyle negatywnych spostrzeżeń.
Pozostałe punkty kongresowego pro- gramu, których tematy dotyczyły bez- pośrednio albo pośrednio kardiolo- gii inwazyjnej, odebrałem znacznie lepiej. Na szczególne podkreślenie zasługuje coraz wyższy poziom prac prezentowanych na sesjach referato- wych i plakatowych. Niestety, istotny udział w tym sukcesie miały tylko nie- liczne ośrodki. Pozostaje mi mieć na- dzieję, że mojemu zespołowi uda się wkrótce dołączyć do tego grona.