Marta Piwińska
Wyobraźnia i komunikacja
pozajęzykowa w twórczości
mistycznej Słowackiego
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 2 (50), 72-80
Cykliczność
Wyobraźnia i komunikacja
pozajęzykowa w twórczości
mistycznej Słowackiego *
Nie jestem pew na czy to, z czym m am y do czynienia u m istycznego Słow ac kiego, m ożna jeszcze nazw ać w yobraźnią. Na po czątek trzeb a zapytać: co jest jej przedm iotem ? J a k to coś m ożna określić w przestrzen i i czasie? Czy m ożna? Nie, nie m ożna, poniew aż jest nim w szyst ko: cały kosm os i cała historia, astronom iczna, n a tu ra ln a , ludzka — a w środ ku jeszcze cała h istoria Polski. Uchwycić się daje nie ty le przedm iot owej w yobraźni, co jej budow a: to, że — jak wiadomo — ona jest cykliczna i że jest w tym konsekw encja tak w ielka, aż m onotonna. Czy Słow acki pisze o śli
niaczkach skład ający ch pierw szą ofiarę czy o śle pym Ziemowicie, o p iram id ach czy o p ro m etejsk iej R ze-Pysze, zawsze jest to część cyklu, dla k tó re j m ożna znaleźć odpow iednik w innym cyklu, co po
zw ala ją zrozum ieć i w ytłum aczyć. Inaczej m ówiąc, każda rzecz, prócz tego, że coś w yraża tu i teraz, je st jeszcze czegoś w spom nieniem (a raczej zapi sem) i czegoś zapowiedzią.
* Tekst w ygłoszony na sesji IBL-u poświęconej twórczości m istycznej J. Słow ackiego, Warszawa 10—11 grudnia 1979 r.
73 W Y O B R A Ź N IA P O Z A J Ę Z Y K O W A SŁ O W A C K IE G O Ta w szechłączność zjaw isk w czasie, usensow niają- ca je naw zajem , je st w y raźn ą cechą tw órczości Sło w ackiego zw anej m istyczną. In n ą cechą jest, że on p ro g ram o w o nie m a do ow ych zjaw isk d y sta n su literack ieg o — i żeby go n ie m ieć, stw orzył osobli w e sposoby n a rra c ji: pisze w pierw szej osobie jako sp raw ca lub św iadek se te k w y darzeń w różnym czasie, pisze jak o osoba nie-lud zka, bądź też pisze „sam do siebie” listy przy p o m in ające poprzednie żyw oty.
In aczej m ówiąc, Słow acki pisze m istyczną historię św ia ta i m isty czn ą h isto rię P olski jako w łasną bio g rafię. L ub też: pisze b iografię ducha, którego on, J u liu s z Słow acki, je st chw ilow ym m ieszkaniem . Lub też: w h isto rii kosm icznej, n a tu ra ln e j, ludzkiej, n a rod o w ej duch czyta swój pam iętn ik , k tó ry Ju liu sz Słow acki bądź pisze pod jego dyktando, poniew aż je st n a tc h n io n y m poetą, bąd ź też przep isu je n a sło w a to, co duch zapisał po drodze w in n y ch form ach, poniew aż je st w tajem niczonym „tłum aczem słow a” . Te trz y u jęcia nie w yklu czają się naw zajem . To ta sam a „m istyczność” oglądana od ró żny ch stron: od w ew n ątrz, od zew nątrz i od fu n k cji p isarskiej. Ale czy to m ożna nazw ać w yobraźnią? P rz y n ajm n ie j w ty m znaczeniu, jak ie m iała w sty lu rom antycznym ? W okresie przedm isty czny m Słow acki ujm ow ał w y obraźnię różnie. K rótko, na p rzykładach: Im agina- c ja w Kordianie „mówi oczym a” i pokazuje palcem rzeczy ohydne i fascynujące. J e st w roga b o h atero wi, choć jest, podobnie jak S trach, p ro je k c ją jego w ładzy w ew n ętrzn ej — ale ciem na to w ładza i po d ejrzana, k tó ra „tw orzy k o szm ary ” w uśpionym um yśle. T en dem oniczny sposób ujęcia n ap astu jącej w yobraźni nie by ł obcy ro m anty k om . Dom inowało jed n ak u nich ujęcie pozytyw ne. W yobraźnię u zn a w ali za w ładzę genialną, poniew aż jest n a jp e łn ie j szym sposobem poznania i w iąże się z wolnością. J e śli bow iem a rty s ta podsyca działanie fa n ta z ji i wie, że to robi, czyli w łączy świadomość, p o w staje w ów
Mistyczna biografia
Swobodna gra wyobraźni
Słowackiego
hostinato rigore
czas sw obodna g ra w yobraźni z rozum em i z rze czyw istością a św iat zostaje u ję ty w pełni, w je d ności sw ej dw oistości. Było to bliskie Słow ackiem u w tedy, k ied y p isał w liście d e d y k a cy jn y m do Balla
dyny: „a jeśli to w szystko m a w n ę trz n ą siłę żywota,
jeśli stw orzyło się w głowie p o e ty podług p raw Boskich, jeśli n a tc h n ien ie nie było gorączką, ale sku tkiem tej dziw nej w ładzy, k tó ra szepce do ucha nigdy w przód nie słyszane w yrazy , a oczom poka zuje nigdy, we śnie n a w e t nie w idziane istoty; jeżeli in sty n k t p oetycki n ie b ył lepszy od rozsądku...” , to B alladyna zostanie polską królow ą.
W okresie m isty czn y m je st zupełnie inaczej. On w tedy zapew nia, że pisze ty lk o o tym , co widzi i p a m ięta. Nic go nie obchodzi owa „dziw na w ładza” , k tó ra tw o rzy coś, czego nigdy nie było. W ręcz p rze ciw nie. Słow acki w yrzeka się fa n ta z ji (może n aw et zaprzecza jej istnieniu?) a na jej m iejscu um ieszcza pam ięć — pam ięć osobliwą, organicznie sprzężoną z dyn am iczn y m m echanizm em w szechśw iata. W y rzeka się tak że sw obodnej g ry . Z u jęcia ironicznego
zostaje podw ójność — form a je s t zapisem drogi d u cha — ale n ik n ie wolność. Słow acki jed n ak nie ty le b u rzy sw ój dotychczasow y s ty l, co jak gdyby go przeb ud o w uje. W szystko w praw d zie jest w ieloznacz
ne — ale w szystko d aje się jednoznacznie zw arto- ściować z p u n k tu w idzenia skuteczności w dążeniu do celów fin aln y ch . M iejsce sw obodnej g ry zajm u je ry g ory zm sy stem u , k tó ry je st jed n ą z ro m a n ty cz nych w a ria c ji na tem at: człow iek-m ikrokosm os zaw iera w sobie m akrokosm os. A le ów system jest o ry g in aln ie od środ ka ro zśw ietlon y pam ięcią — w k tó re j zresztą m ożna zobaczyć ro m an ty czn ą ideę k o resp on d en cji podniesioną do w artości sacrum. Rzeczyw istość się zm ienia w sy stem znaków m n e m otechnicznych, k tó ry m odpow iada w ew n ętrzn a księga rem in iscen cji. P am ięć genezyjska, jak w h ie roglifach, tkw i w form ach i fak tach . J e st zm etafo- ryzow ana w m a te rii i h istorii. Dochodzi zaś do gło
75 W Y O B R A Ź N IA P O Z A J Ę Z Y K O W A SŁ O W A C K IE G O su w w izjach, snach, n a tc h n ien iu — w tedy, kiedy to, co sta ty c zn e i skończone, zo staje jeszcze raz p u szczone w ru ch , o d eg ran e w ew n ętrzn ie.
Co w y n ik a z u zn an ia pam ięci g en ezy jsk iej za nośnik tw órczości? J a k i zysk i s tra ty ? Z yskiem jest, że od tąd p isarstw o n a b ie ra w artości bezw zględnej: skoro pam ięć — to nie fik cja, ale p raw d a. T raci się n ato m ia st „sam ego siebie” . Słow acki pew nie by rzekł, że sk łada się w ofierze w łasn y żyw ot, czyli indyw i dualność.
P am ięć gen ezyjsk a odkłada na b ok w szelki re la ty w izm i d y sta n s — bo nie m a kto się dystansow ać. Z ostała sam a praw d a, przekaz, głos z tra k tó w d u cha, n atchn ienie. N atch n ien ie je d n a k je st bezoso bowe. S ubiek tyw n ość niknie. „ J a ” je s t w praw dzie aż głosem ducha, ale ju ż nie osoby. Słow acki w p e w nym sensie u n icestw ia n a w e t w łasn ą biografię, in te rp re tu ją c ją sym bolicznie — po w ielekroć, raz w liście do m atk i. H eidegger nazy w a to „odistacza- niem się” dla u ja w n ie n ia b y c ia 1. U Słowackiego m ożna tak ie „o d istaczan ie” oglądać dosłow nie: dzie cinne zabaw y w księdza, ry cerza, a rty s tę zyskały
w ielki sens — ale p rz e sta ły być ju ż jego zabaw am i. K o n tem p lacja siebie je s t k o n tem p la c ją h isto rii i na odw rót. N astęp u je w sp ó łp rzen ik an ie się człow ieka i w szechśw iata. Z b urzona zo staje g ran ic a m iędzy ze w n ę trz n y m a w ew n ętrzn y m . P o eta p rz e s ta je istnieć oddzielnie — je s t chw ilą procesu kosm icznego i do celowego. Podobne dośw iadczenie odnalazł P oulet u W iktora Hugo. N azw ał to p ierw o tn y m dośw iad czeniem solidarności w łasnego ja ze św iatem : „w pew n y m sensie w szystko, co po jm u ję, jest m ną; i odw rotnie, w szystk ie m oje w y o b rażenia istn ieją na zew n ątrz m n ie ” 2. U Słow ackiego owo dośw iad-1 Por. M. Heidegger: Cóż po poecie. W: Budować, mieszkać,
żyć. Warszawa 1977. (Przedmiotem odwołania jest cały tekst;
o „odistaczamiu” s. 170).
2 G. Poulet: Hugo. W: Metamorfozy czasu. Warszawa 1977, s. 176.
Genezyjska pamięć
czenie w y d a je się przeniesione w yżej w dziedzinę św iadom ości niż u H ugo i sta ra n n ie sy stem atyzo w ane oraz hierarch izow ane p rzy pom ocy źródeł p la tońskich, m istycznych, h erm ety czn y ch — i całej m y śli ro m an ty czn ej n a tu ra ln ie . To ja k g dy by w ielka praca rac jo n alizu ją ca coś, o czym Słow acki nie chce zapom nieć, co w y p arło w szelkie in n e pom ysły, cze go w yłączność zaakceptow ał. I co o p a rł — podobnie zresztą jak N erv al w izje A urelii, ja k C h ateau b rian d
P a m ię tn ik i zza grobu, jak potem P ro u st — na p a
m ięci. Słow acki przecież często — choć d y sk re tn ie i ja k b y w stydliw ie — w spom ina tę zm ysłow ą p a mięć, k tó ra p row adzi do zm artw y ch w stan ia uczu ciow ego w dziele, będącym sum m ą życia; pisze o p a m ięci nie oka, tę znano, ale o pam ięci zm ysłów „n i sk ich ” : ja k P ro u st ze sm ak u rozw inął „czas odzys k a n y ” , tak Słow acki pisze o „w oniach” .
Co więc on pam iętał, odkąd ro zsun ęła się „ k u rty n a c ia ła ” i „ firan k i m a te rii” ? W iem y — objaw ienie. I m u sim y się określić wobec jego objaw ienia, jeżeli chcem y coś m ówić o jego tw órczości zw anej m is tyczną. T rzeba sobie sam em u odpowiedzieć na p y tan ie, czy Słow ackiem u coś się objaw iło, czy też on nas okłam ał i w padł na znakom ity pom ysł, żeby od pew nego dnia, w zorem innych, podaw ać w y tw o ry sw o jej fa n ta z ji i le k tu ry bez d ystansu, jako p raw d ę bezw zględną. W zasadzie to nie m a znaczenia, b y le p ro ro k b y ł k o nsekw entny, a Słow acki był. N ie będę jed n a k staw iać v otum nieufności poecie. Zakładam , że m u się coś objaw iło — i m niejsza czy w jed n ej, czy w k ilk u w izjach, n agle czy powoli i przez a u to sugestię. Inaczej m ów iąc, w ierzę poecie, że m ów ił p raw d ę a okoliczności psychologiczno-techniczne w y d ają m i się jego sp ra w ą p ry w a tn ą . I tera z m ożna pytać, co to by ło — to, co odtąd p ełni fu n k cję w y obraźni, owo objaw ienie, pam ięć o nim? M ożem y dać odpow iedź w yznaw czą: Słow ackiem u objaw ił się ru c h ducha, k tó ry to taln ie w yjaśnia św iat od stw orzen ia po cele finalne, zgodnie zresztą z ro m a n -Summa życia
77 W Y O B R A Ź N IA P O Z A J Ę Z Y K O W A S Ł O W A C K IE G O ty cz n ą historiozofią. Ale m ożna także szukać od pow iedzi bliżej tek stu .
M ożna powiedzieć, że w Genezis poeta opisał proces tw órczy , k tó ry pam ięta, poniew aż b y ł jego au to rem i a k to re m — i w ty m oto tekście opow iada sam em u sobie — i T w órcy — jak w szystko pow stało, czyli re k o n s tru u je z pam ięci, ja k się tw orzyło to, co w ła śn ie w tekście opisane. B ędzie to chyba całkiem p rzy zw o ite streszczen ie Genezis z ducha — i będzie to też opis każdego dzieła autotem atycznego. Więc, jeśli odrzucim y oszałam iające obrazow anie, G e ne
zis pozostanie zapisem procesu tw órczego. I może
w łaśn ie to się objaw iło Słow ackiem u: proces tw ó r czy, k tó ry nie jest rzeczą, k tó re j „nie m a ” , ale jest, o k tó re j osobiście św iadczy, on, k tó ry je st tego p ro cesu au to re m i akto rem . Może to w łaśnie odtąd p a m ię ta — i u p iera się, że to je st praw da, nie żadna fik c ja an i fan tazja, ale że w łaśnie tak się odbyw a „dzieło stw o rzen ia” — przez bolesne i oporne p rz e m ia n y form . I w łaściw ie nic dziwnego, że rzecz tak n iem a te ria ln ą i a b stra k cy jn ą , jak sam ru c h procesu tw órczego, Słow acki u jął jako proces tw órczy „tak w ogóle”, że się posłużył jego najw iększym i w zora mi: księgą genezis, teo rią ew olucji, teo rią k atastro f. P o d staw iając więc pod w yobraźnię pam ięć i na p y ta n ie „co p a m ię ta ł” dając h ip o tety czną odpow iedź — proces tw órczy — w racam y ja k b y do początku. P ro ces tw órczy to niby to sam o, co w yobraźnia. A le jed n ak coś innego. 1. J e st to w yobraźnia opętana w ręcz problem em bycia, sta ra ją c a się przez pam ięć „dzieła stw o rzen ia” uchw ycić, czym jest bycie. T aka p ropozycja pozwala m istyk ę Słowackiego oddalić od sp iry tu alizm u, a przybliżyć do m etafizyki; szu kać do tej tw órczości klucza tak że i poza m yślą epoki; inaczej mówiąc, czytać późnego Słowackiego n ie tylk o jako zaby tek literack i. D latego została tu przyw ołana, przez term inologię, m yśl H eideggera — raczej zresztą jako sy gn ał ogólny niż szczegółowy drogow skaz in te rp re ta c y jn y . 2. J e s t to w yobraźnia
Proces twórczy...
Metaforyczne rew elacje
um ieszczona jak b y p iętro głębiej niż ro m an tyczna „im ag in acja”, oglądająca sam ą siebie in statu nas-
cendi i u siłu jąca uchw ycić w łasne re g u ły działania,
w łasny ru ch . M ożna stąd w ysnuć w niosek, b y dzie ła późnego Słow ackiego czytać podw ójnie: jako r e w elację g enezyjską i jako dzieło o dziele. Zapew ne, to bard zo tru d n e . Ale m oże b y ły b y p ew ne korzyści badaw cze, gdyby zrozum ieć dosłow nie zdanie „m y, d uchy słowa, zażądaliśm y k sz ta łtó w ”. Dosłownie, to znaczy jak?
Je st w Dialogu tro is ty m fra g m e n t 3, gdzie Słow acki w yjaśnia dość dokładnie, dlaczego i k ied y poeci b y w ają rew elato ram i. P o d aje w ted y p rz y k ła d y m eta for: w ieśniaczka-brzoza, „głow a k o lu m n y ” , „włosy p a lm ”, „łan y wyzłocone ż y te m ” (trz y m eta fo ry M ickiewicza na c z te ry p rzykłady) — po czym w gło wie ko lu m n y każe widzieć oczy G reka i cały antyk, tzn. jego „isto tn e b y c ie ”, b y sp arafrazow ać W itk a cego, k tó ry b y ł tak że pisarzem m etafizycznym (m ię dzy innym i). Jeżeli więc m eta fo ry „św iadczyły 0 m etam psychicznej w iedzy w poecie, k tó ra się w n atch n ien iu ob jaw iła” — czyli jeżeli m etafora jest rew elacją — to czy jest tak że i na odw rót? Bo p rz e cież duch, p rzy b ierając w sw ym pochodzie form y, m ów iąc przez te form y, m etafory zow ał się w m a te rii i historii. M etafora poetycka może dlatego jest rew elacją, że tu się sp o ty k ają dw a języki: ten b ez słow ny język form z poetyckim — a oba są zm eta- foryzow ane, co u Słow ackiego znaczy chyba tyle, że w obu jest zapis ru c h u i przem iany. Poeta, z b ija jąc z sobą dw a obrazy, „objaw ia” owo przejście od fo rm y do form y, k tó re się „rzeczyw iście” dokonało. 1 te ra z pytan ie: czy m ożna więc czytać Genezis „pod p rą d ” , jako zapis m etafo r in statu nascendi, m e ta for w ru ch u m etam orfozy, m eta fo r jak gdyby „n ie- gotow ych”? Bo Słow ackiem u chodziło chyba o ow ą 3 J. Słowacki: Dialog troisty. W: Dzieła wszystkie. T. XV. Warszawa 1972, s. 302.
79 W Y O B R A Ź N IA P O Z A J Ę Z Y K O W A SŁ O W A C K IE G O niegotow ość — jem u, k tó ry pisał do C zartoryskiego p rz e d B rzozow skim ta k ie oto zdanie: „zrealizow aną ju ż ideę uw ażam za u m arłą...” 4. S zukał zapew ne „niegotow ego” sposobu pisania.
T rzeba chyba u niego odróżnić dw ie czynności m is tyczne: czytanie poza języ ko w y ch k om unikatów i pi sanie. Owszem, Słow acki w ty m okresie pisze jak g d y b y jedno dzieło; jego frag m en tary czn o ść jest w o bec tego inn a niż „sty lo w a ” fragm entaryczność np.
Dziadów c zy w łasna w B e n iow sk im . T am ta b y ła za
łożona, stała się już k o n w en cją. W okresie m istycz n y m Słow acki pisze fra g m e n ty dzieła biegnącego w nieskończoność, w e w szystkich k ieru n k ach . In a czej jed n ak , niż tu m ów iono, sądzę, że owo dzieło nie jest jednopoziom ow e. Słow acki jako a u to r Dia
logu b y ł — i chciał b y ć — ty lk o „tłum aczem sło
w a ” . Jak o a u to r Króla Ducha by ł jeszcze dodatkow o poetą. Za p ierw szym razem b y ł tylko czytelnikiem „ k o m u nikatów poza języ k o w y ch ” . Co to znaczy, od pow iedzieć m ożna n a jle p ie j, odpow iadając sobie na p ytan ie, kto się z k im w tak i sposób k o m un iku je. Ci, k tó rz y nie m ają słów. To co przedludzkie, to co przyszłe. J e s t to ja k b y k o m u n ik acja ducha z sobą w różnych odcinkach czasu. Głos z cy k lu do cyklu. Z grubsza m ożna by powiedzieć, że dom eną pam ię ci je st żywa i m artw a n a tu ra , m ów iąca form ą i cia łem . K u ltu ra n ato m iast je st dom eną przeczuć. Oto trz y p rzykłady: przeczuciem i zapow iedzią są po sągi, m ity i obrazow e słow a proroków . Słow acki d a je genezyjską w y kład n ię posągu S a tu rn a , k tó ry o ka zuje się fin aln y m obrazem d ucha pochłaniającego m aterię. D alej: m it o n iep o kalan y m poczęciu, k tó ry ta k długo pojaw iał się w m itologii pogańskiej, aż się sp ełn ił w narodzeniach C h ry stu sa — tłum aczy Sło w acki — i od tej p o ry p rze stał niepokoić ludzką w yobraźnię. W reszcie N iew iasta z A pokalipsy oble
Fragmenta ryczność...
i bezsłowna komunikacja
4 J. Słowacki: Drugi list do ks. Adam a Czartoryskiego. W:
Figury pamięci
Poszukiw anie nowego języka
czona w słońce z księżycem pod nogam i i d w u n a stu gw iazdam i n ad głową okazuje się Polską, a obraz proroczy jest zapow iedzią w stan ie sp ełn ian ia się (odkrycie K opernika i zw ycięstw o pod W iedniem już w y ja śn ia ją słońce i księżyc). P oniew aż jed n a k system k o m u n ik acji pozajęzykow ej je s t cykliczny, nie m ożna tego podziału przeprow adzać zbyt ściśle. N a tu ra jest tak że zapow iedzią, k u ltu r a także p a m ięcią. Tak b y w yglądało czytanie i rozum ienie. A ja k w ygląda pisanie?
Poeta n a tch n io n y dokonuje chw ilow ych rew e la c ji w m etaforach. Ale jeżeli poeta je st w tajem niczony, nie m oże na ty m poprzestać. On m a „p rzep isać” dw ie księgi: zew n ętrzn ą i w e w n ętrzn ą na trzecią — księgę Słowa; m a b yć nie tylko „tłu m aczem ”, ale i tw órcą. Czy może bow iem pisać ową księgę ty m sam ym językiem , jak im dotąd posługiw ała się lite ra tu ra ? Chyba nie. M e tafo ra-rew elacja n ie może być tu szczęśliw ym p rzypadkiem . M usi być reg ułą. I w y d a je się, że Słow acki szuka nowego języka, k tó ry by był odpow iednikiem m etaforycznego stw a rz a n ia się ducha przez p rzem ian y form . Szuka b a rd z iej płynnego, ruchom ego języka, k tó ry b y b y ł sy g n a łem k u pam ięci i k u przeczuciom , k tó reg o celem byłoby w yw ołać w ew n ętrzn e echo u odbiorcy. K tó re by działało n a czytelników podobnie ja k „k om u nik acja pozajęzykow a” na poetę. Czyli: czytan ie „pod p rą d ” pism m istycznych byłoby zabiegiem po dobnym do tego, jak i sam Słow acki robi wobec k r y ształów , liści czy — w sposób nierów nie b ard ziej Skom plikow any — wobec dziejów Polski. U chw yce nie czynności m etaforyzow ania byłoby, może, jak im ś alfab etem jego nowego sty lu .