• Nie Znaleziono Wyników

Przeklęty sarmata : (fragment z "Niemytych dusz")

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Przeklęty sarmata : (fragment z "Niemytych dusz")"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Stanisław Ignacy Witkiewicz

Przeklęty sarmata : (fragment z

"Niemytych dusz")

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4 (16), 171-181

1974

(2)

Świadectwa

Przeklęty sarmata *

(Fragment «Niemytych dusz»)

«N iem yte dusze» Stanisława Ignacego Witkiewicza uchodziły do n iedaw na za zaginione. Znano je dyn ie cz tery fragmenty, dru ko­ w an e w czasopismie «Skawa» w latach 1938—1939. Jednak w oscatnich latach w y p ły n ą ł na powierzchnię pełny m aszynopis «N iem yty ch dusz», sporządzony przez nieznanego «kopistę». Nie b ył nim ani autor, ani nikt z jego kręgu, na co w skazują liczne błędy, przekręcenia itd. «N iem yte dusze» w y d a P ań stw ow y In sty tu t W y d a w n ic z y w opracowaniu An ny Micińskiej.

P oniższy fragm en t pochodzi z rozdziału «Znaczenie in dyw iduu m w ro zw oju sp ołecznym i tragedia upośledzonych». Pow stał najpóźniej w roku 1936, jak w s k a zu je data na końcu maszynopisu (5 VII 1936 r.).

* * *

H istoria polska j e s t historią 'tragicznych i o h y d ­ n y c h (sła b o ścio w ych ) o m y łe k . Nie b ędę tu, nie m ając odpow iedn iego w y k s z t a ł c e n i a , w d a w a ł się w ich k r y t y k ę . P ie r w sz a , zasadnicza o m y ł ­ ka: p r z y j ę c ie c h rze ś c ija ń s tw a i w ogóle k u lt u r y z Zachodu, a nie od s t r o n y B iza n cju m , b yło t y m b łę d e m in ic ja ln y m , k t ó r y zw ic h n ą ł całą naszą historię i m i s ję narodouoą, a w s z y s t k i e dalsze p o m y ł k i są j u ż je g o p ro stą fu n k cją ; ciągłe szarpanie się w połow iczności m i ę d z y i s t o tn y m p r z e z n a c z e n ie m a s k u tk a m i p ie r w s z e g o potknięcia się, a do teg o je s z c z e p e w n e n asze w y łą c z n ie s p ec ja ln o śtk i, w szczególności zaś jedn a, k tó r a ja k t a m te n błąd n iosący w sobie poten cjalnie

(3)

Św i a d e c t w a 172

w s z y s t k i e k lęsk i, za w ie r a w sobie źródło z w ic h n ięc ia naszego cha­ ra k te ru n arodow ego, zahamoiuania sw o is te j k u l t u r y i w y p a c z e n ia ty c h w ła śc iw o śc i d u sz y, k tó r e m o g ł y b y b y ć p o d s t a w ą w ielk ic h c z y ­ n ó w sp o łeczn yc h i w i e l k ie j tw órczości: m a m t u na m y ś l i tego p o t w o ­ ra, któ reg o mikt w ty c h czasach nie spłodził, t y l k o m y : «szlachecką dem o k ra cję » . S am a n a zw a sw ą jakąś dziką, bezc zeln ą sprzeczn ością bu dzi d re szc z w s tr ę t u i ob rzyd zen ia . «Jest to p o tw ó r, k t ó r y raz się ro d zi i n ig d y lat s w y c h nie dochodzi» — m o żn a p o w ie d z ie ć o t e j o h y d n e j h y b r y d z i e i n s t y tu c y jn e j ; r z e c zy w iś c ie lat s w y c h nie doszła, bo zn udzon e n aszą o h ydą p a ń s tw a ościenne o d e b r a ły n am sw obodę dalszego gnicia w e w ł a s n y m ś m ie r d z ą c y m sosie. K a r a b yła w z u p e ł ­ ności zasłużona, ale j a k i m sposobem stało się, że naród ta k pod k a ż ­ d y m w z g l ę d e m u zd o ln io n y m ógł sp r o w a d zić na siebie tak zasadniczo k ła m liw ą i n ie m r a w ą fo r m ę b y tu , podczas g d y w s z ę d z ie gdzie i n ­ d ziej, m im o w sz e lk ic h w ojen , zam ieszania i chaosu, u t r z y m y w a ł a się w s p o łecze ń stw a ch hierarchiczna s tru k tu r a w e w n ę tr z n a , po k t ó r e j p o w ie r z c h n i t y l k o p r z e w a l a ły się w s z y s t k i e zdarzen ia, s t ru k tu ra p o ­ z w a la ją c a na to, a b y m im o całej «niespokojności czasów » k u ltu ra p o sz czeg ó ln yc h k r a j ó w p r a w ie r ó w n o m iern ie rosła n iem al aż do R e ­ w o lu c ji Francuskiej, m a r k u ją c e j ta k p r a w ie z a sa d n ic zy e ta p r o z w o ­ ju ludzkości, jak p o w s ta n ie w ie lk ie g o p a ń s tw a z t o t e m ic z n e g o klanu. J e d y n ie r ó w n ie w a ż n y m z d a r z e n ie m je s t R e w o lu c ja R osyjska, ten na fa n ta s ty c z n ie w ie lk ą skalę zro b io n y e k s p e r y m e n t, m a r k u ją c y z n o w u p o c zą te k końca k ł a m li w e j e r y d e m o k ra c ji i p a n ow an ia k a p i ­ tału 1. M y z r e a liz o w a liś m y ja k ą ś k a r y k a t u r ę d e m o k r a c ji w c z e śn ie j n iż w s z y s c y — p rzecie P olak z a w s z e p ie r w s z y ! — i to s ta n o w i naszą hańbę, coś, co za p rzecza istnien iu w nas z d r o w e g o in s t y n k t u raso­ w e g o i społecznego. B rak w s z e l k i e j s t r u k t u r y w n a szej ku ltu rze, p r z y p a d k o w e p r z y j m o w a n i e w s z y s t k ie g o z z e w n ą tr z , w span iałe p o ­ czą tk i bez ad/powiednich k o ń có w (ta k a r d y n a ln a cecha n ajb a rd ziej n a w e t w y b i t n y c h P olaków , podczas g d y k a żd a k r y t y k a potępion a j e s t jako t z w . «sam o o p lu w a n ie się a la m a n ie ra russe»), brak w s z e l ­ k ie j oryginalności w w y t w ó r c z o ś c i n a u k o w e j, a r t y s t y c z n e j i filo z o ­ ficzn ej, p r z y kolosalnych d a n y c h na tę o rygin alność (to je s t n a j ­

1 Nie chodzi o to, ja k (szczegółowo) zostanie to zrealizowane: czy zaraz czy po jakichś wahaniach, czy transformacjach, chodzi o to, że początek nieodwracal­ ny je st zrobiony: pew ne rzeczy cofnąć się już nie dadzą. Za ten eksperym en t płaci Rosja str a szliw ym i mękami, ale może cieszyć się ty m , że wielkość dziś na świecie je st jedynie po jej stronie.

(4)

173 ŚW IA D E C T W A

ok ro p n ie jsze ), to w s z y s t k o p r z y p i s u j ę bałaganow i szlach eckiej d e m o ­ kracji, s tw a r z a ją c e j bagno chaosu i rozp a d in d y w i d u u m b e z d y s c y p ­ lin y w e w n ę t r z n e j za m ia st j e g o s w o b o d n e g o ro zw o ju . S w o b o d ę t r z e ­ ba z d o b y ć — to je st k a r d y n a ln e p ra w o e w o lu c ji sp o łeczn ej i i n d y w i ­ du aln ej, a do tego p ó tr z e b n a je s t d y sc y p lin a .

0 ile cały r o z w ó j k u lt u r y w in n y c h krajach zach odził w e w n ą t r z ściśle zh ie ra rch izo w a n ej p i r a m i d y i p r z e z to w łaśn ie m ó g ł posiadać w e w n ę t r z n ą d y s c y p lin ę , na s k u te k rozłożen ia ciśnień w e w n ą t r z te j p i r a m id y 2, posiadającej określoną fo rm ę, to u nas p ir a m id a ta nie istniała p r a w ie w cale; p ł y n n e i n s ty tu c je , p ły n n a przech odn ia w ładza, chaos i rozpad. To j e s t w ła śn ie ciek a w e , że Zachód (a n a w e t W schód « b a rb a rz y ń s k a Rosja» — ta m b y ła j e d n a k s tru k tu ra , p r y m i t y w n a 1 d zik a , ale b y ła — P iotr W ie lk i m ia ł p r z y n a j m n ie j d o b r y m a teria ł d la s w e j tw ó rc zo śc i) w y t r z y m a ł t a k p o t w o r n y chaos w o j e n i w a lk r e lig ijn y c h , nie tracąc k u ltu r a ln e j w ys o k o śc i. T w ie r d z ę , że b y ło tak dlatego, że w ś r ó d sp ię tr z o n y c h fal arm ii p r z e l e w a j ą c y c h się z kra ju do k ra ju r d z e ń krain t y c h p ozostał n ie tk n ię ty ; w a lc z y l i p r z e w a ż n ie k r ó lo w ie i pa n o w ie na czele n a je m n y c h w o j s k — ją d ro danego k ra ju (w p r z e c iw i e ń s t w i e do d z is ie js zy c h w o je n w p l ą tu j ą c y c h do c z y n n e j p o s t a w y w s z y s t k i e w a r s t w y narodu): ch łop i m a ł y b u rżu j, p o zo s ta ­ w a ło n ie tk n ię te . A p r z y t y m ci, co w a lc z y li, to nie b yła n ad ęta hołota, t y l k o p r a w d z iw i , w zg lę d n ie rza d c y , r a so w i pan o w ie , k t ó r z y jed n a k s w o ją potęgą, siłą s w y c h am bicji, pragnień, idei i przekon ań , w y n o ­ sili t e ż w a lczą ce po d ich d o w ó d z t w e m g r u p y na w y ż s z y po zio m ż y ­ c io w e g o natężen ia. W s z y s t k o to robione b y ło z potęgą: b y ł to j e s z ­ cze o k res ro zp u szc za n ia się w ie lk ic h lu d zi w tłu m ie i w z g lę d n ie sła ­ bej w i ę ż b y społeczn ej, poza g n io te m w ła d c ó w i ich wasali.

O c zy w iś c ie , ja k p ira m id a za c zę ła gnić od góry, ja k t y p y w ła d c ó w fi z y c z n i e i d u c h o w o się zd e g e n e r o w a ły , j a k klasa ich p r ze sta ła w y ­ d a w a ć n a p r a w d ę silne in dy w id u a ln o śc i, a k arm iąca się t y l k o siłą p r z o d k ó w w ś r ó d fo r m i p r e r o g a t y w w ł a d z y , p rz e ra s ta ją c y c h je j r z e ­ c z y w i s t ą w y d a j n o ś ć w ich k a rle ją c y c h postaciach, pira m id a m u s ia ­ ła zgn ić i runąć i n o w e c zy n n ik i m u s ia ły objąć k ie r o w n ic tw o t w ó r ­ czości ż y c i o w e j i społeczn ej ludzkości. W k a ż d y m razie na Z ach o­ d zie, a p ó źn ie j na W schodzie, k o n flik t został d o p r o w a d z o n y do o s ta t­ n ich granic d r a m a ty c zn o ś c i i n apięć sił działających . U nas, w o h y d ­

2 Jak św ietn ą tresurą był ucisk kościoła w wiekach średnich! T ylko ten ucisk i tresu ra m y śli na scholastycznej filozofii w y w o ła ł y wspaniały w y t r y s k z d y ­ sc yplinow an yc h sił w okresie renesansu.

(5)

Ś W IA D E C T W A 174

nej, g ó w n ia s tej d em okracji szlach eckiej s iły r o z k ła d a ły się b e z w i e l ­ kich różnic p o te n c ja łó w i napięć, i dlatego w y t w o r z y ł się t e n o h y d n y kocioł społecznego, n a ro d o w e g o i in d y w id u a ln e g o niżu, to zagłębie psychiczn ego, społeczn ego i i d e o w e g o u padku, w k tó r e m u sia ły w la ć się sąsiednie, deb o rd u ją ce po tęg ą tw ó rc z ą t w o r y p a ń s tw o w e . P a ń s tw o (i ludzie też) nie lubią p r ó żn i dookoła: popuść no trochę «b liźn ie g o », a zaraz ci n a m o rd ę w lizie; cóż dopiero m ó w ić o p l e ­ m ie n n y c h c zy n a ro d o w y ch , albo sztucznie p a ń s tw o w y c h grupach lu dzkich o w y s o k ie j prężn o ści i w y n i k a ją c e j z n ie j skłonności d o e k s ­ pansji, na tle d a w n e j i głęb o k iej k u ltu r y , k tó r a jes zcze nie zaczęła się d egre n golow ać 3.

Je st f a k t e m ch yb a p e w n y m , ż e P olsk a u t r z y m y w a ł a się w e w z g l ę d ­ n ej r ó w n o w a d z e i ja k ie j ta k ie j tw órc zości, dopóki jes zcze b y ł y w niej ś la d y k la s y c z n e j s t r u k t u r y t y c h c za s ó w ( n a z w ij m y ją p ira m id a ln ą ), dopóki «piramidał» j e j b y ł w z g lę d n ie za ch o w a n y . O c zy w iśc ie ■— na tle

specjaln ego położenia geograficznego i s to s u n k ó w etn iczn ych , w z w ią z k u z p o p e łn io n y m k a r d y n a ln y m b y k ie m : p r z y ję c ia k u lt u r y z Zachodu, na tle p rze sz łe g o okresu w a l k książąt d zie ln ic o w y c h , co u tru d n iło ta k p r z y s z łą konsolidację, zach ow anie tego «piramidału» b y ło n ie zm ie r n ie u tru dn ione, a tru dn ości te s p o tęg o w a n e b y ł y j e s z ­ cze cechami n a r o d o w y m i, k tó re w s z y s c y z n a m y . «M ądry Polak po szkodzie» (b y ło b y jeszcz e dobrze, ale on i p o szkodzie b y w a ł głupi, tzn. nie g łu pi — inte lig en cji u nas nie brakło — t y l k o l e k k o m y ś ln y ), to «jakoś to będzie», k r ó tk o d y sta n so w o ść , a p r e n u le d e lu ży z m , ro b ie­ nie w s z y s t k ie g o «na ła pcem -capce m » (piękn e s łó w k o — co?), ten, że tak p o w ie m , «jebał-piesizm » (ter m in zm a r łe g o p e j z a ż y s t y Jana Stan isław skiego), te n p a r s z y w y p se u d o in d y w id u a liz m , d o b r y w t e d y , g d y trz e b a b yło bić, gardłow ać, pić i j e s z c z e co n a j w y ż e j nabijać kab- zę, ale nie m y ś l e ć — to b y ł y w a d y , k tó r e r a z e m z p o p r ze d n im i «ko­ ord yn a ta m i» m u s ia ły dać w rezu ltacie z u p e ł n y u padek.

N ie m o ją rzeczą je s t g łębsza analiza t y c h s p r a w na t y m m ie jsc u i w ogóle, p o n ie w a ż brak m i w t y m k ie ru n k u w y k sz ta łc e n ia , a n a w e t o choty. N ie m o g łe m n ig d y c z y ta ć .d u żo o h istorii p o lsk iej, bo m n ie z a ­ t y k a ło ze w s t y d u i oburzenia, t y m b a rd zie j że sam, ja k i w s z y s c y m o i z io m k o w ie, b y ł e m p r o d u k te m te j ok ro p n ej m ach in acji d z i e j o w e j

— c z u łe m sam na sobie j e j sk u tk i. A le m u s z ę s tw ie rd zić , że d zięk i

3 Chociaż Spengler mówi, że dopiero zaczynająca obumierać kultura zaczyna mieć ekspansyw n e skłonności i ten okres właśnie n azyw a nie kulturą, a c y ­ wilizacją.

(6)

175

Św i a d e c t w a

p e w n e j p r a c y n ad sobą, d z ię k i K r e t s c h m e r o w i, F re u d o w i i dr. de B eaurain z d o ła łe m p e w n e p r z y n a j m n i e j r z e c z y odparow ać. W o s ta t­ nich czasach w ie le dał m i do m y ś le n ia w i d o k (inaczej nie m o g ę p o ­ w ied zieć, bo n ie s t e t y p a t r z y ł e m n a to ja k z lo ż y, nie będąc w stanie p r z y j ą ć w t y m żadn ego u działu >z p o w o d u sch izoidaln ych zah am ow ań ) R e w o lu c ji R o s y js k i e j od lu tego 1917 do c ze r w c a 1918. O b s e r w o w a ­ ł e m to n ie b y w a ł e zdarzen ie zu p e łn ie z bliska, będąc oficerem P a w ­ ło w s k ie g o P u łk u G w ardii, k t ó r y je rozpoczął 4. U w a ż a m w p r o s t za n ie szczęsn eg o k a le k ę tego, k t ó r y tego e w e n e m e n t u z bliska nie p r z e ­ ż y ł. B liższe o p isy i w y ja ś n ie n ia z n a jd ą s w e m ie js c e w pism ach p o ­ ś m i e r t n y c h (tom X I V , 1978 r.).

P o d cza s tego, g d y inne u g r u p o w a n ia ludzkie, w p r z y b liż e n iu n aro­ d o w e , w y p r a c o w y w a ł y w m ę k a c h t w ó r c z y c h s w o je k u lt u r y , s t w a ­ rzając p o d s t a w y dla sa m o u św ia d o m io n ej j u ż c y w i l i z a c j i o t e n d e n ­ cji w s z e c h l u d z k i e j n a szy c h c z a s ó w (m im o p o t w o r n y c h sprzeczności, b ł ę d ó w i p ro g ra m o w e g o cy n iczn eg o ś w i ń s t w a ta k j e s t — m o że w m a ł y m je sz c ze stopniu; ale to cech uje okres, k t ó r y rozpoczęła R e w o ­ lucja Francuska), co działo się w ł a ś c iw ie u nas? O c zy w iś c ie działo się coś podobnego, co gdzie in dziej, t y l k o w s z a lo n y m stopniu za h a m o ­ w a n ia p r z e z w y ż e j w sp o m n ia n e c z y n n ik i w e w n ę t r z n e , p syc h iczn e i będące do p e w n e g o sto p n ia ich fu n k c ją c z y n n ik i i n s t y t u c y jn o - f o r ­ malne.

Z a m ia st tego, a b y p ir a m id a gniotła w s z y s tk ic h rów n om iern ie, w z g lę d n ie do ich sta n o w isk , p o tę g o w a ło się coraz b a rd ziej r o z w y ­ d rze n ie a m b ic ji a r ysto k ra cji, k t ó r e j p r z e d s ta w ic ie le m u sie li m ieć 'większe ilości a d h e re n tó w , na k t ó r y c h z n ó w m o g lib y się w w alk a ch sw oich oprzeć. D lateg o uszlachcali całe m a s y ludzi, nie m a ją cyc h ś r o d k ó w do tego, a b y podołać, i m oraln ie i fizy c zn ie , sp a d a ją cem u na nich d o s to je ń stw u , k tó r e w do d a tk u , te o r e ty c z n ie t y l k o , ale i ta k w y s ta r c z a ją c o , a b y w y k o ś l a w ić c h a r a k te r y i odebrać w s z e l k i k r y t y ­ c y z m , czy n iło ich « ró w n y m i» n a j w i ę k s z y m panom , a n a w e t, w zasa­ dzie, k ró lo w i; bo te o r e ty c z n ie n a w e t n a jn ę d z n ie jsz a ja k a ś sze r e p e tk a

'l Do 4 roty zapasow ego batalionu tego pułku, która rewolucję naprawdę zac zę­ ła, m iałem zaszc zy t być później w y b r a n y m przez moich rannych żołnierzy z frontu (byłem ty lk o w jednej bitw ie pod Witonieżem nad Stochodem). Z a w ­ dzię czam ten za szc zy t słaby m zasługom n egaty w n ym : nie biłem w mordę, nie kląłem «pa matuszkie», karałe m słabo i b y łe m względnie grzeczny — nic ponadto. 300 ludzi, zam kn iętych w ogromnej, okrągłej, pu łkow e j stajni, przez k ilka dni w alczyło p rze ciw całej carskiej Rosji. Rota ta miała przy w ilej, że na paradach szła prze d pierw szą, a za nią pierwsza, druga i trzecia.

(7)

Ś W IA D E C T W A

176

t e ż do k o r o n y p r e te n d o w a ć m ogła, nie m ó w ią c o m a g n a ta c h , z k t ó ­ r y c h k a ż d y u w a ża ł się z a p o k r z y w d z o n e g o , że nie je s t k ró lem , lub co n a jm n ie j księ c ie m u d z ie l n y m na sw oich dobrach, co p r a k ty c z n ie c z ę s to się zdarzało. T a k w ięc (nie w i e m dokładnie, k to zaczął te n p r o c e d e r u padku , ale zd a je się ra cze j m agn ate ria z b y t « z in d y w id u a ­ lizow an a») spsienie a ry s to k r a c ji połączone b y ło ze sp sien ie m , z d e m o ­ k r a t y z o w a n i e m i z d e w a lu o w a n ie m w k u lt u r a l n y m procesie sa m ej i n s t y t u c j i szlach ectw a, która w in n yc h krajach, «w t e j epoce», słu ­ ż y ł a do podciągania w y ż e j całej dan ej sp ołeczn ej s t r u k t u r y : bądź co b ą d ź , w s z y s t k o jedn o, c z y z obecnego p u n k tu w i d ze n ia u w a ż a m y to z a złe i w o l e l i b y ś m y ch rześcijań skie k a t a k u m b y lub t o t e m ic z n y klan, ja k o u s tr ó j całej ludzkości, « w te d y » t r a d y c j a szlach ecka — p r z e z a m b ic ję dociągnięcia się do s ła w n y c h (zaw sze) z c z y n ó w n a d z w y c z a j ­ n y c h p r z o d k ó w — b yła c z y n n ik ie m p c h a ją c y m całość w z w y ż .

U nas, na tle tego, że tak ie ilości lu d zi z o s t a w a ły szlach tą za b y le co, g ł ó w n i e za p o d liz y w a n ie się i słu ża lstw o w o b e c m o ż n y c h 5, p o tr z e ­ b u ją c y c h p o d p ó r dla s w y c h w y c h o d k o w y c h zaiste tr o n ik ó w , k w e s tia t r a d y c j i i a tm o s fera w ie lk ic h c z y n ó w , poza c z y s to s z a b lo w ą odwagą, b y ła o d w artośc iow an a. O c zy w iśc ie nie n e g u ję w a rto ś c i od w a g i oso­ b istej, z k t ó r e j P o la c y słyn ęli. O d w a g a to w ie lk a rzecz; ale jeśli nie j e s t op a rta o c a ło k sz ta łt dodatnich w ła śc iw o śc i danego osobnika, t r a ­ c i n ie zm ie rn ie na s w e j w artości. Iluż je s t o d w a ż n y c h b a n d y t ó w lub

a w a n t u r n i k ó w b e z czci i sumienia! Za du żo b yło u nas o d w a ż n y c h do s z a le ń s tw a w a r c h o łó w i w t e d y t y m g orzej d la nas, bo lep iej b y było, a b y w ła śn ie w a rch o li m ie li m n ie j te m p e r a m e n t u i b y l i na m n ie jszą skalę s tw o rz e n i, w zam ian za ludzi u cz c iw y c h , k t ó r z y jakoś z n ó w u nas p r z e w a ż n ie ja j nie mieli, lub t e ż m ieli j e z b y t ja k o ś u k r y te . W ie lk i ch arakter, w ie lk i ro z u m i w ie lk a odw aga s tw a r z a j ą dopiero p r a w d z iw i e w ie lk ie g o człow ieka. T akich b y ło mało, albo ginęli u nas w o g ó ln y m bałaganie n iew idocznie, ja k m u c h y w lepie. N a p r a w d ę na p e w n o nie m o żn a c h y b a p o w ied zieć: kto zaczął, ale że c h y b a a ry - s t o n y b y ł y n a jb a r d z ie j w inn e, to j e s t bardzo p ra w d o p o d o b n e ; bo oni p r z e c ie m u s ie li hodow ać i k o r u m p o w a ć szarą ćm ę szlachecką, a b y z n ie j sobie w i e r n y c h w asali na se jm ik a c h s tw o r z y ć , a ew en tu a ln ie sp re p a ro w a n ą j u ż dobrze bandę w g a r d ło w y c h spraw ach , zajazdach,

5 Do tego dołączała się kw estia kolonizowania szlachtą kresów wschodnich, tej stale o tw a rte j ran y Państw a Polskiego. Też nie była ta kresowość instytucją z b y t moralną, bo stw arzała ze szlachty ciemiężców chłopów wyższego jeszcze rzędu niż w e w n ą tr z kraju, a z chłopów ujarzmionych tu bylc ów kolonialnych.

(8)

177

Św i a d e c t w a

c z y to j u ż j a w n y c h b u ntach p r z e c iw w ł a d z y s w o je j (a d la obcej) u ż y w a ć .

T a k w ię c banda ludzi b e z w y k s z ta łc e n ia , b e z poczu cia o b o w ią zk u i w ła śc iw ie b e z u św ia d o m io n e j d o b rze p r zy n a le ż n o śc i p a ń s tw o w e j, n ie z d y s c y p lin o w a n a , n iezh ierarch izow an a, banda, w k tó r e j, na w z ó r j e j e l e m e n t ó w - p i e r w o w z o r ó w (o ile ta k p o w ie d z ie ć m ożna), tj. m a g - naterii, k a ż d y — w e d łu g p o t w o r n e j na ow e czasy, z p u n k t u «euro­ p e jsk ie g o » w id ze n ia , zasady: «szlachcic na zagrodzie r ó w n y w o j e w o ­ dzie» — u w a ża ł się za p ie r w s z e g o i n a d y m a ł się t e ż odpow iedn io, a b y s w o je u b ó s tw o , s w ó j s tr ó j s z a r a c z k o w y , sw ó j brak o g ła d y i w y ­ kształc en ia p o k ry ć .

W in s ty tu c j i j e d y n e j w s w o im ro dzaju «dem okracji sz la ch eck iej m a ­ m y g łó w n e źródło t e j n a sze j w a d y n a ro d o w e j, na k tó r ą w w y m i a ­ rach p y c h y r o d o w e j p i e r w s z y e x p licite w n aszych czasach z w r ó c ił

u w a g ę B oy, tj. t z w . p r z e z e m n ie pu szen ia się». K a ż d y Polak, na tle ch a ra k teru s t r u k t u r y (pseudo) s w e g o sp o łecze ń stw a , p o w o li skon soli­ d o w a n e j w ciągu historii, m u siał się n apuszać na w ię k s z ą w a rto ś ć

i p o tę g ę n iż ta, którą isto tn ie posiadał.

Zasada, że k a ż d y szlachcic m ógł zostać kró lem , pogłęb ia ją ca różnicę m i ę d z y szlach tą a n ieszlachtą (c zy g dzie tr z e c i stan lub chłopi b y li tr a k t o w a n i z podobną pogardą ja k u nas?), b y ła p r z y c z y n ą p rze d e w s z y s t k i m napuszania się do pękn ięcia nieom al w ie lk ic h pan ów . Bo m ało b yło p r a w d o p o d o b ie ń s tw a , ż e b y k r ó le m został np. pan Piegła- siexmcz, ale że m ógł nim, p r z y p e w n y m n apuszeniu się i z w e r b o w a ­ niu o d p o w ie d n ie j ilości z w o le n n i k ó w , zostać jakiś L u b o m ir s k i czy R a d ziw iłł, to b y ło zu pełn ie naturalne.

W te n sposób k a ż d y m a g n a t napuszał się f a k t y c z n i e ju ż , a nie ty l k o te o r e ty c z n ie , na m o ż liw e g o króla i u w a ża ł się w gru ncie r z e c z y za p o k r z y w d z o n e g o , jeśli n im nie b ył. W k a ż d y m razie, n a w e t p r z y b ra ­ k u św ia d o m e g o dążenia do w ł a d z y k r ó le w s k ie j, ta k i b y ł z a sa d n ic zy p o d k ła d p o d ś w ia d o m y jego p sy c h ik i — stąd te ż (chyba) n a z w a «kró­ lew ięta » . P yc h a i chęć w y n ie sie n ia się p on ad drugich b y ł y d o m in u ­ j ą c y m i uczuciam i każdego panka, i co gorzej, pół-p a n k a , a p o n ie w a ż n ik t nie m ó g ł za d o w o lić s w y c h am bicji, w ię c biedne a r y s t o n y n a d y ­ m a ł y się sztu c zn ie do pełn a ze s w y m i pożądaniam i, s z tu k u ją c w z r o s t (w zn aczen iu p r z e n o ś n y m ) «obcasam i» i «czapam i z piór». S tą d k a ż­ d y P o la k m a t e n d e n c j e do w spin an ia się ch o ć b y na palcach, a b y w y ­ dać się w y ż s z y m , i do t w o rze n ia sobie tego, co n a z y w a m «kołpakiem napuszenia», s ztu c z n e j n a d b u d ó w k i pon ad siebie, p u s te j, a d e k o r a ­

(9)

Św i a d e c t w a

178

c y jn e j, m a ją cej om am ić drugich, co do is to tn e j w a r to ś c i g ł o w y , k t ó ­ ra się pod t y m k o łp a k ie m k r y j e . Nie 1d o k o n yw a n ie w ie lk ic h c z y n ó w , w celu fa k t y c z n e g o w zn iesie n ia się nad dru g ic h p r z e z «potlatsch», p r z y p e w n y m zefasow an iu s w e j in d y w id u a ln o śc i w ram ach p a ń s t w o ­ w y c h i ś c is ły m zh ierarch izow an iu w a rto śc i isto tn ej, stało się celem g ł ó w n y m , ale napuszenie się do r o z m ia ró w p s eu do-króla, k r ó lik a w sw o im p o w iecie c z y w o j e w ó d z tw i e , o d g r y w a n ie w o b e c o d p o w ie d n io p o m n ie jszo n e j w id o w n i (p o m n iejszo n e j nie t y l k o ilościowo, ale j a ­ kościow o — to jedt w a ż n ie js z e ) roli absolutn ie f i k c y j n e j, z a m ia st r z e c z y w is t e j — w t y m o sta tn im w y p a d k u nie na f i k c y j n y m w i e r z ­ chołku, t y l k o na m iejscu re a ln y m , g dzieś troch ę p o n iż e j f a k t y c z n e g o s z c z y t u w ł a d z y . O c zy w iś c ie hierarchia była, ale piram ida, za m ia st p i ę t r z y ć się tw a rd o p r o s t y m i liniami, « w y b r zu sza ła się» 6, n ie b e z ­ pieczn ie się d e fo r m o w a ła i galareciała, sta w a ła się koloidalną, aż w re sz c ie zm ien iła się w b e z k s z ta łtn ą k u p ę na w p ó ł p ł y n n y c h eks- k r e m e n t a lió w za S asów i Poniatow skiego.

M im o istnien ia w y s i ł k ó w w y j ś c ia z t e j o h y d y u p e w n y c h je d n o s te k , w s k u t e k chronicznego u p a d k u ogółu i połow iczności n a w e t w ie lk ic h lozględnie ludzi, nie n astąpiła żadn a p o p r a w a radykaln a. G d y b y uw oln iono ch ło p ó w i g d y b y g ilo ty n a porządn ie sobie parę lat u nas popracow ała, inaczej b y w y g lą d a ła Polska, a n a w e t pośredn io i Rosja w ie k u X I X .

(...) N apoleon rósł w w ie lk o ść w m iarę ciężarów , k tó re brał na sie b ie. D źw ig a n ie Francji i św ia ta całego na spiętrzen iach jego m y śli, w y - d ź w i g i w a ł y z n ó w m y ś l tę coraz w y ż e j , a siłę d aw ała m u ta k ż e p r z e ­ szła burza R ew olu c ji, k t ó r e j m usiał się stać w s z e ś w i a t o w y m roz­ p r z e strzen icielem : m usiał — inaczej b y zginął zaraz na po czą tk u s w e j k a r i e r y 1. P olska nie m iała ta k ie j tra d y c ji, albo te ż ją za g u b iła : p ró cz z y s k a n ia w ła sn e j s w o b o d y nie m ogła nic dać św ia tu . I P ił­ sudski, nad któ reg o g ło w ą ju ż za czy n a ło ch w ila m i u k a z y w a ć się blade w i d m o pióram i zdo b n eg o kołpaka, p r z e z d z iw n ą ascezę w sto ­ sunku do w ie lk o ś c i c h w ili (bo ch w ila obecna j e s t od R e w o lu c ji Fran­ c u skiej j e d n ą z n a jw ię k s z y c h w historii n a szej gałki) nie w z ią ł na

6 Wyrażenie w zięte w ty m znaczeniu właśnie, odnośnie piramidy, z książki gen. Skła dkowskiego o marszałku Piłsudskim.

1 Kto wie, czy nie n a jw ię k szy m b ył właśnie w dniach ostatecznej klęski, kie dy pośw ięcił sw oją osobistą ambicję dla dobra Francji.

(10)

179

Ś W IA D E C T W A

siebie c a łk o w ite g o b rzem ien ia odpow ied zia ln o ści i z a m ia st być całko­ w icie sobą, p o zw o lił na sw o b o d n ą grę sił obok s w o je j n iezu pełn ie ucieleśn ionej w o li 8. A Polska z n ie doszłe j, c zy t e ż ra cz e j zd e f o r m o ­ w a n e j m ę c ze n n ic y stała się z w y k ł y m p a ń s tw e m obecn ej chwili. (Nie­ z w y k ł y m c z y m ś w s z y s t k o je d n o jak to b ę d z i e m y in te rp re to w a ć , j e s t dziś w św ie cie t y l k o Rosja). C y lin d r y , p r zy ję c ia , o rd ery , posu­ nięcia, posunięcia i posunięcia — ale idei k ie r o w n ic z e j nie ma i p r z y t y m składzie i ro zk ła d zie sił dzia ła ją c ych b y ć n a w e t nie może. Idei nie m ożna szu kać i sztu c zn ie j e j « w y tw a rza ć » : ona m u si «być» w m a­ sie n arodu i trz e b a ją t y l k o ogniskow ać, albo trze b a ją z e s w y c h n a j­ g łę b sz y c h b e b e ch ó w spon tan iczn ie w ja k i m ś szale t w ó r c z y m «stw o ­ rzyć».

A le w r ó ć m y z n ó w do d a w n y c h czasów . K i e d y m ó w i ł e m o m oich hi­ s to r y c z n y c h «teoriach» K a r o lo w i K o n iń sk ie m u , p o w ie d z ia ł mi, że ja k k o l w i e k t e ż nie j e s t s y m p a t y k i e m d e m o k r a c ji szlach eckiej, to je d n a k z d a je m u się że ilość p o tw o r n a szlach eckiego m r o w ia p r z e z n a tę żen ie i s k u m u lo w a n ie a m b ic ji in d y w id u a ln e j dała t y l e godności w y t r z y m a n i a n ie w o li, a n a w e t do w y b r n ię c ia z niej. (Sic!). M oże tak i je st, ale w o b e c tego, ż e w razie w y t w o r z e n i a się innej s t r u k t u r y w p o p r ze d n ic h okresach, u p a d k u m ogło w c a le nie być, słabe to b y ło b y dla m n ie pocieszenie.

0 ile ta k się czu li m agnaci, ja k to s ta ra łe m się p r z e d sta w ić , to bardzo padobn ie m usiała się czu ć r e sz ta d e fo r m u ją c e j się p ir a m id y , t y l k o w ró żn y c h p ro p o rc ja c h z a le ż n ie od oddalenia od p o d s ta w y . S am a p o d s ta w a — chłopi, t z w . «czerń», nie istn ieli n ieom al zu pełnie. B y ła to k o m p le tn ie inertna, m a r t w a masa, p o z b a w io n a w s z e l k i e j s t r u k ­ t u r y i ja k ic h k o lw ie k z o r g a n izo w a n y c h dążeń, zagn ębiona zu p ełn ie u s z e r e p e t k ó w , szlach ciu rów , p ó ł -p a n k ó w ( t y p sp e c y fic zn ie polski) i p a ­ n ó w p r a w d z i w y c h .

O tó ż w s k u t e k ta kiego n asta w ien ia w a r s t w n a jw y ż s z y c h , ciągle n ie ­ z a d o w o lo n y c h z n iem ożn ości w y g r a n ia sw ego, pożal się Boże, t z w .

« in d y w id u a lizm u » , w a r s t w y o s zczeb e l n iższe c z u ły się t e ż nie na m ie jsc u i o cz y w iś cie , za m ia st starać się z m ien ić to m ie js c e p r z e z j a ­ kąś w y b i t n ą działalność, n a d y m a ł y się sz tu c zn ie do rangi k r ó le w ią t 1 «robiły», tj. o d s ta w ia ły , w ie lk ic h p a n ó w nie w s w o je j n a w e t klasie, a o klasę w y ż e j , tzn. z a w yso k o , n ieproporcjon aln ie do sw ego

poło-8 Oczywiście, łatw o coś wielkiego n aw et k ry tyk o w a ć, a trudniej dokonać, a j e s z ­ cze trudniej, najtru dniej daną rzecz do ostatniej doskonałości wycyzelować.

(11)

Ś W IA D E C T W A 180

żenią i środków . W ieczn e n iezadow olen ie i w i e c z n e nahdęcie ponad m ożność i ży c ie pon ad stan fiz y c z n e i p o n ie kąd du ch o w e , jeś li chodzi 0 poczucie ważności i w ł a d z y , stało się z a sa d n ic z y m r y s e m p s y c h i c z ­ n y m każdego niem al Polaka. W te n sposób dobra m a te ria ln e , k tó re m o g ły b yć z u ż y t e na isto tn e podn iesien ie w y t w ó r c z o ś c i i k u l t u r y , s z ł y na w zm o że n ie tz w . «blichtru», na ry w a liz a c je , na «p o t l a ts c h e », ale nie d o ty c zą c e w a r to śc i is to tn y c h , t y l k o p o zo ró w . W s k u te k tego bo g a ctw a kraju m a r n o w a ły się w sposób n i e t w ó r c z y i nie d a ją c y nic na p rzy szło ść . A ludzie kapcanieli i d e fo r m o w a li się w t y m n a d y m a ­ niu się coraz gru n to w n ie j; w y t w a r z a ł a się ta ogólnoszlachecka («szlachcicka») choroba, k t ó r e j s y m p t o m y sk o m p lik o w a n e m ożna streścić w t y m zdaniu: «że p o z o r y są w a ż n ie js z e n iż rze c zy w is to ś ć , że w o b e c braku dalekich p e r s p e k ty w , u życie i pozorn a tw ó rc zo ść j e s t isto tn iejsza niż spełnianie t r u d n y c h czasem i n ie w d zię c z n y c h zadań na d a lek i dystan s, z m y ś lą o drugich w s p ó łc ze sn y c h i d a lszych p o k o ­ leniach». A w s z y s c y p ięli się ch aotyczn ie w górę je d n i p r z e z drugich, lo y w y ż s z a ją c się w f i k c y j n y c h w artościach pochodzenia, bog a ctw a z u ż y w a n e g o na nieproporcjonaln e do is totn ego stanu e f e k t y z e w n ę ­ trzn e, i urojonego znaczenia.

G d z ie indziej w s z y s t k o b yło zh ie rarch izow an e; a b y p r z e jś ć o klasę w y ż e j należało czegoś dokonać n a p ra w d ę , a nie n apuszać się lub podlizać się k o m u ś w ię c e j je szc ze napuszon em u . J a k to j u ż raz w s p o m in a łe m w książce o n a r k o ty k a c h «a propos» pu szen ia się u nas w w y m ia r a c h ro d o w o -h e ra ld y c z n y c h , k tó r e j e s t t y l k o jed n ą form ą pu szen ia się ogólnego, w e Francji np. książę de S t. S im on w a lc z y ł całe życ ie , zdaje się, o to, a b y m ie ć w y ż s z y n u m e r e k k s ią ż ę c y od pana m arszałka de L u x em b o u rg . A le w y n i k t e j w a l k i nie zależał od siły napuszenia się obu t y c h pan ów , t y l k o od f a k t y c z n y c h danych: dat, zasług p r z o d k ó w i koligacji (c z y li cz y s to śc i r a s y ) i d latego ta k tru d n ą i żm u d n ą b yło rzeczą sto su n ek te n u stanow ić. A le w ła śn ie te r z e c z y u stan aw iano i dlatego pira m id a nie w y b r z u s z a ł a się, a ja k się raz w y b r z u s z y ła , to tak porządn ie, że ją diabli w zię li, bo te w a r s t w y (trzeci stan p r z e d e w s z y s t k im ) , k tó re ją p o d k o p a ły (tzn. te n czu bek w łaśn ie t u ż ponad t r z e c im stanem ), b y ł y sa m e n asycon e potęgą p r z e z to rozpu szczan ie się sił p i e r w s z o r z ę d n e j jakości od g ó r y p i r a m id y 1 zw ią za n ą z t y m w y s o k ą tresu rą, a dalej p r z e z o lb r z y m ią k u ltu r ę u m y s ło w ą , p r z e z stałe w y r a b ia n ie c h a ra k te r ó w w s tałej w alce o pnrawdziwe podniesienie sw e g o poziom u: społecznego i w e w n ę t r z ­ nego. W k a ż d e j ch w ili p o d d o s ta t k ie m b y ło w y b i t n y c h ludzi na od­

(12)

181 Św i a d e c t w a

p o w ie d n ie stanow iska, k i e d y t y l k o s y tu a c ja d o jrzała odpo w ied n io do zm ia n isto tn yc h . A tego nie m o żn a p o w ie d z ie ć o n a s z y m kraju, k t ó ­ r y w s z y s t k i e s iły sw e, zd a je się, w y d a ł na w y t w o r z e n i e pseudo-uńel- kich i n d y w id u a ln o śc i w w ie k a c h poprzedn ich ; pan u je u nas str a s z li­ w y bra k p r a w d z iw i e m o r o w y c h gen ialn y ch ludzi, tj. sn a rd zó w m a j ą ­ cych in tu icję c h w ili i u m ie ją c y c h w te j o d p o w ie d n ie j c h w ili kon den - so w a ć o d p o w ied n ie u k ła d y sił. A le to daje p r z e d e w s z y s t k i m posiada­ nie j a k i e jś idei, n a p r a w d ę p r z y s z ł o ś c i o w e j n a d a le k i d ysta n s, w k t ó ­ rą się n a p r a w d ę w ie r z y , k tó r a je s t po p ro s tu w a r u n k ie m k o n ie c zn y m ż y c ia danego i n d y w id u u m (do tego m u si d ojść o d p o w ied n ie n a tę ż e ­ nie in te le k tu a ln e , na k tó re u nas nie z w r a c a się n ig d y d o sta teczn ej u wagi), a k t ó r e j w cielen ie j e s t w a r u n k ie m istotn ego p o s tę p u całej ludzkości, a nie t y l k o danego narodu lub k lasy, k o s z te m innych. S k o ń c z y ła się epoka k u lt u r izo lo w a n yc h , z iem ia stała się organ iz­ m e m , a k a ż d y je j d w u n o g i «m ów iący» m ieszk a n ie c stał się p r z y n a j ­ m n ie j poten cja ln ie r ó w n y m co do m o ż liw o ś c i jego s p r a w ie d liw e g o z u ż y t k o w a n i a dla dobra jego i ogółu j e j o b y w a te li. W k a ż d y m razie m u s i m y w ie r z y ć , że w n a jb liż s z e j p r z y s z ło ś c i to nastąpi.

T a k w ię c p e w n e w ła śc iw o śc i w r o d z o n e n a r o d o w i p olskiem u , połączo­ ne z jeg o p o tęg u ją cą się w s w y c h c h a r a k t e r y s ty c z n y c h rysach s tr u k ­ turą szlach ecko-\dem okratyczn ą, będącą do p e w n e g o stopnia t e ż ich fu n kcją, w y t w o r z y ł y z P o la k ó w naród ludzi n ie za d o w o lo n yc h ze s w e ­ go losu, t z w . z r o s y js k a «n ieudaczników », k t ó r z y jako j e d y n y r a t u ­ n ek p r z e c iw n ie sp e łn io n y m a m b ic jo m m u sie li w id zie ć w s z t u c z n y m n apuszan iu się do n ieo sią g n iętej realnie w ielkości: pić, bić się i p u s z y ć się do o sta te c zn y c h granic m ożliw o ści, to b y ł j e d y n y r a tu n e k na n ie ­ p r z y j e m n y p o d ś w ia d o m y p o d k ła d poczucia w ła sn e j m ałości 9.

Stanisław Ignacy W itkiewicz podała do dru ku

Anna Micińska

9 Dziś też je st picie w prost niesamowite, tylko miejsce bicia się zajęły: sport re k o rd o w y (każdy przecie może być ostatecznie Bronisławem Czechem, ale nie każdy Bronkiem Linke — patrz m ój artykuł w «Tygodniku Ilustrowanym», luty 1936 r.), dancing, bridge i radio. Nikt dziś nie zdaje sobie sp ra w y z f a ta l­ nych sk u tk ó w tych czterech dem onów współczesnego życia. Szczególnie osta t­ nie zatłam sza s w y m hałasem re sztki inteligencji i czasu potrzebnego do zajęcia się czym ś istotnie pożytecznym .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Budowa ciała ptaka oraz morfologia jego dzioba nie różni się od osobników czarnych.. Czechowski P., Bocheński M.,

wskazywały, że udział wydatków bieżących oraz pożyczek państwowych netto dla instytucji państwowych zmniejszył się, natom iast zwiększył się udział wydatków

In conclusion, a passive heat tracer experiment consisting of DTS measurements of temperature along vertically installed fiber optic cables combined with numerical modeling of flow

Dodatkowo należy podnieść, że skoro Zjazd Adwokatury w Poznaniu odbywał się przy braku prawnego ustanowienia takiego organu adwokatury, to żądanie realizacji

Jeśli projekt ustawy m a regulować postępowanie przed NSA, nie powinien odwoływać się do innych przepisów, a powinien te przepisy k.p.a., które m ają

“Comparative analysis of orchestral performance recordings: an image- based approach”, 16th International Society for Music Information Re- trieval Conference, 2015..

The selected model is then used in a Bayesian framework to integrate the prior knowledge about UCS with the limited number of site-specific I data available for

Wraz z pojawieniem się w twórczości Weissa ponurej tematyki inspirowainej prozą Przybyszewskiego malowany pejzaż staje się coraz bardziej wizyjny, wewnętrzny, odtwarzany