Józef Zaleski
Niedrukowany wiersz T.
Lenartowicza
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 6/1/4, 100-103
JCiedrukowana w iersz 3*. £enartow icza.
Poniżej zam ieszczony w iersz znajduje się w zbiorach rękopisów lw ow skiej „B ib liotek i N arodnego Dom uw. W ielk ości zw y k łeg o arku sza (21 X 32 cm.) p ożółk ły, zresztą doskonale zachowany, p isan y je st ten utw ór w ła sn ą ręką poety i zaopatrzony w d a tę , podpis i m iej sce. G d zieniegd zie znajdują się w tek ście p rzek reślen ia , niezm ienia- jące zresztą treści p oszczególnych zdań. Poeta p ośw ięcił w iersz ten H ip olitow i T erleck iem u , postaci znanej w dziejach K ościoła k a toli ck iego ostatn ich lat k ilk u d ziesięciu .
H ip o lit T erlecki, pochodzeniem R u s in , u n ita , b y ł początkowo członkiem „Zgrom adzenia Z m artw ychw stania P a ń sk ie g o “ . M yślą jego przewodnią i celem, do którego u staw iczn ie d ążył, b y ł zam iar zje dnania K ościołow i katolickiem u całej S łow iań szczyzn y. A k cyę sw ą w tym kierunku Terlecki gorąco rozw ijał i gd zie m ógł, starał się dla sw ych planów jed nać tak dostojników K o śc io ła , jak członków Zgromadzenia, do którego n ależał.
N ied łu g o jednak różnice zapatryw ań co do sposobów przepro w adzenia ty ch planów w y tw o rzy ły pewną n iechęć i nieufność m ię d zy nim a O. O. Z m artw ychw stańcam i i b y ły powodem założenia przez T erleck iego w roku 1850. w P aryżu osobnego zgrom adzenia „W oskreseńców * dla w ych ow yw an ia w niem m isyon arzy W schodu.
W ted y to w ła śn ie b aw ił w Paryżu L enartow icz, zm uszony do tego w ypadkam i p olityczn ym i i grożącem mu w kraju aresztow a niem. Z aw arta przez n iego znajomość z T erleckim zam ieniła się w krótce w przyjaźń i zacieśn iła jeszcze siln iejszym w ęzłem z chw ilą w stąpienia L enartow icza do zgrom adzenia „ W oskreseńców “ *). Przeko nania bowiem Lenartow icza nie w iele się różniły od przekonań Ter leck iego. L enartow icz n aw oływ ał do braterstw a lu d y słow iań sk ie, w ie r z y ł, iż nadejdzie d z ie ń , w którym te ludy, zu p ełn ie pojednane, powiąże :
...Ten, co ziem ię S ław y
Górami ogrod ził od dalekich św iatów ,
G rzbietam i K arkonosz, śn ie ż y sty c h K arpatów 2).
Od czasu w stąp ien ia L enartow icza do zakonu nie rozłączali się prawie obydwaj m ężowie. K ied y T erlecki w 1858. r. w yjech ał do R z y m u , to w a rzy szy ł mu w tej podróży L enartow icz i b y ł z nim razem na posłuchaniu u papieża.
P lan y jednak i zam ysły T erleckiego nie trw ały d ługo, w roku bowiem 1856. zwija on zakład z powodu, jak sam p is z e 3) „pewnego
*) Smolikowski P. X ., Historya Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego. Tom IV., str. 834.
*) Por. Lenartowicz, Do braci rodu Słoweńskiego, Wybór poezyi. Kra ków, 1876. T. II., str. 346.
uprzedzenia i niechęci jak ie przebijało się w postępow aniu papieża i jego otoczenia w zględem zakładu p aryskiego“ . Po rozwiązaniu za kładu i rozpuszczeniu w ychow anków w yjechał Terlecki z P aryża, przebyw ał przez d łu ż szy czas w G alicy i a potem na W ę g r z e c h , aż nakoniec udał się do R o s y i, g d zie w K ijow ie w 1872. r. p rzy ją ł praw osław ie 1).
J ózef Zaleski.
Słudze Bożemu Terleckiemu Hipolitowi.
D nia 18. sierpnia 1852. r. Ju ż w yście, m iły Ojcze, bezpieczny
Tak w noc gw iaźd zistą, jak w dzień słoneczny, K ied y przed wami w noc czy w poranek Z krzyżem zbaw ienia stąpa baranek Przy którym ciągn ą w powietrza fali D uchow ie z nieba perłowo biali. J e śli wam w drodze słońce dogrzeje, To A nioł [sk rzyd ł]2) szatą chłodu nawieje. Na skałach będziesz oddychał błogo, Przez w ody suchą przem kniesz się nogą. Burza piorunna ciebie ominie,
Ś n ieg się w w iosenny potok rozpłynie, W głu ch ej pustyni, w odludnym lesie, Kruk ci podpłomyk w dziobie przyniesie. C hw ila spoczynku bezpiecznąć będzie, Przed T w ą pieczarą A n iół usiędzie I mech zielony i mokrą skałę Oświecą b laski srebrzyście białe.
Z Bogiem , serdeczny ! w straszną posuszę Ożywiaj dobre prostacze dusze.
W rozległych polach nasze słobody U każe Tobie Ś w ięty M etody. K ędy cię przyjmą w ciche zaranie Z błogosław ieństw em błogo Sławianie. Tam jeszcze w szystk o nieodmienione, Te same bory, step y zielone,
I ludzie jed ni, jak w owej chwili, G dy brat M etody i brat Cyryli W złotego św itu sennej pogodzie C hrzcili ten naród w Dunaju wodzie. *) Smolikowski, 1. c. str. 340.
2) Wyrazy, umieszczone w nawiasach, zostały przez poetę w tekście przekreślone i zastąpione innemi słowami.
Taż sama ziem ia k w iecista, wonna Taż sama d ziatw a bogu pokłonna, P ow ita gościa chlebem i solą, Zapłacze z serca nad sw ą niedolą, Swoje w iekow e bóle w ypow ie,
W tem przenadobnem gęślarsk iem sło w ie . Id źźe w ięc śm iało, boży pątniku,
Od Sinej C issy do Illiryk u ,
Od wód B ojany po Czarne morze, — A słudze sw em u pomagaj Boże !
W id zisz przed sobą w w ieków pomroczy, K to tam z Ju d ei z za morza kroczy, Sch ylon y starzec, skóra a kości, A przed nim w sze lk i naród się mości. B y najhardziejsza sch y la się głow a Przed blaskiem wzroku i mieczem słow a. Za nim śród lasów ż ó łty jak słom a Z rozpostartem i w niebo rękom a, A postoł w tóry, idąc, przystaw a, Tak, że się c a ły krzyżem w ydawa, B liżej po ścieżce już w ydeptanej S pieszą do ziem i, do obiecanej
Przez szum ne gaje, przez bujne traw y Dwaj św ięci bracia kornej postaw y. T en z srebrną lask ą, ten z k się g ą złotą, A lud się c iesz y z d ziw ną prostotą, Z śpiewem radośnem, z klaskaniem dłoni ; Bo słow o P a ń sk ie do serca dzw oni, J a k najm ilejszej m atki p ieszczoty, W m owie ojczystej najdroższej, złotej. W ie ść się rozbiega [z] radośnym krzykiem , Ze św ięci k ażą Słow ian język iem .
I oto w id zisz : nad brzegiem wody W łodarze, k niazie i wojewody,
Ci w greckich hełm ach, ci w w ilczych skórach, Za niem i naród po krutyeh górach
Obleczon w b iałe odzienie m leczne Z stępuje przyjąć słow o przedw ieczne. I cała ziem ia szeroka, długa,
K tórą oborał p łu g Ś w iatopługa, W e m gle o d ległych w ieków tajemna, J ak ciem ne bory [dębowe] jodłow e ciemna. N a raz w y sta je z w szy stk iem i w dzięk i, Jak n ajp ięk n iejszy twór bożej ręki.
G dybyź to, g d y b y nieszczęsna dola Krwią nie zalała te szczere pola, G dyby nie straszna bitw a przy W arnie
Gdzie [on król piękny] nasz królewicz p oległ ofiarnie. Cudny m łodzieńczyk a pielgrzym praw y,
Pobożny, m ężny, [w ielk i] mocny a łzaw y. Co głow ę w boże św ia tła promienną Odział w hełm prosty z koroną cenną D latego jeno, b y słu ż y ł więcej — Młodzian, co n osił ubiór k siążęcy, A tak b y ł cichy, tak pychy w olny, Jak pracujący w ziemi kmieć rolny — On rozkochany w P an i Aniołów,
Co z [chorągw i] ofiarami do jej kościołów Potąd bosemi w łóczył się nogi,
Aż w szed ł na niebo w końcu swej drogi. G dyby nie rozbrat w łonie K ościoła, Tożby to w idzieć sło w ia ń sk ie sioła, Od gór kaukazkich po Dunaj siny, Jed yn e dzieci jednej rodziny.
Ż y ły b y św ięcie w bratnich uściskach, P rzy sw ych ogniskach, na tych pastw iskach Trącając lirę, lirę złoconą,
Śpiew ając p ieśn i p iersią natchnioną. K u wam, serdeczny — duch św ię ty w oła Sprowadź ich, sprowadź w progi Kościoła, N iech sierć się jeż y na dzikim w rogu, Pojednaj tylko tw ych braci w Bogu, A co już dalej, nie troszcz się w cale, Kto w ie, co niosą przyszłości fale. A ni się poddaj pierzchliwej trwodze, Choć mocne króle spotkasz na drodze, Masz św ięte czary na piekieł czary, N iezw yciężon y krzyż na Cezary. Moc tak straszliw a z tego A nioła Zniknie na cichym progu K ościoła, 1 nowa siła w św iecie się zjawi — Której słow iań sk i duch b łogosław i. ż, 13. sierpnia 52.