Antoni Czyż
"Jan Kochanowski 15841984 : epoka
-twórczość - recepcja", pod red.
Janusza Pelca,
Pauliny-Buchwald-Pelcowej... :
[recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 81/2, 353-361
JAN KOCHANOWSKI. 1584—1984. EPOKA — TWÓRCZOŚĆ — RECEPCJA. Pod redakcją naukową J a n u s z a P e l c a oraz P a u l i n y B u c h w a l d - P e l - c o w e j i B a r b a r y O t w i n o w s k i e j . (Indeks osób (postaci) oraz Indeks, utw orów Jana Kochanowskiego opracowała M a r i a В r y n d a). T. 1—2. Lublin 1989. W ydawnictwo Lubelskie, t. 1: ss. 556; t. 2: ss. 446. Prace M iędzynarodowej i M iędzydyscyplinarnej K om isji Naukowej zorganizowanej w W arszawie w dniach od 15 do 19 października 1984 roku staraniem Instytutu Badań Literackich P o l skiej Akadem ii Nauk i Instytutu Literatury Polskiej Uniwersytetu W arszawskiego przy w spółudziale Biblioteki Narodowej w W arszawie, Instytutu Słow ianoznaw - stwa Polskiej Akadem ii Nauk, Zamku K rólewskiego w Warszawie.
D wa obszerne tom y o Kochanowskim i jego epoce są św iadectw em i ow o cem jubileuszow ej, am bitnie pomyślanej sesji naukowej. Międzynarodowa i m ię- dzydyscyplinam a konferencja poświęcona poecie i czasom odrodzenia, w zbogacona cenną w ystaw ą o twórczości autora T r e n ó w oraz koncertem muzyki renesanso w ej, odbyła się w październiku 1984. Wieńczyła tak okres podwójnego jubileu szu. „Lata 1980—1984, jubileuszow e lata Jana K ochanowskiego — m ówi w S ło w i e
w s t ę p n y m Janusz Pelc — zapisały się wzm ożonym zainteresow aniem twórczością i osobowością twórczą mistrza z Czarnolasu, najw ybitniejszego polskiego i sło w iańskiego poety czasów renesansu” (s. 5). Jest w ięc ta książka dzieckiem szcze gólnej — bo rocznicowej — chw ili, ale wyrasta i z naturalnej, rzetelnej potrzeby badawczej. Spróbuję spojrzeć na om awianą tu pracę zapom inając o blaskach ju b i leuszu. Jeśli bowiem jest Kochanowski pisarzem genialnym , żywym dzisiaj i dla nas bliskim (a jest taki z pewnością!), warto rozważać to stale i nieustannie, cier pliw ie przenikać m yślą do jego dzieła. „Okazje rocznicowe sprzyjają podsum ow a niom i bilansom ”, lecz i „ożywieniu w badaniach” — zauważyła trafnie Jadw iga Rytel podczas sesji o Kochanowskim w Instytucie Literatury Polskiej U n iw ersy tetu W arszawskiego jesienią 1980 h W tym że czasie odbyła się duża konferencja w Instytucie Badań Literackich. M ateriały z niej ukazały się drukiem *. K iedy pisałem recenzję tego tomu, starałem się wydobyć wszystko to, co było tam św ie że, odkrywcze i pogłębiało istotnie w iedzę o poecie. Kończyłem z nadzieją, że po w ie się o Kochanowskim „w niedalekiej przyszłości w iele now ego” 8. Czy p ow ie dziano? Teraz? W łaśnie tak, uparcie szukając nowych metod i ożywiających d aw n e dzieło interpretacji, trzeba czytać te dwa, w istocie olbrzymie, tomy.
Epoce i twórczości poświęcony został tom l księgi. Recepcji — tom 2. Jest oczyw iste, że najw ięcej naszej uwagi budzą teksty pomieszczone w tom ie 1. Ugru pow ano je w dwa działy. Dział pierw szy — P o eta i jeg o e p o k a — ukazuje relacje pom iędzy Kochanowskim a epoką renesansu. Należy to w idzieć jako niezbędne d opełnien ie podjętej dalej lektury dzieł poety, wielorako wpisanych w kulturę sw ego czasu. Tę w łaśn ie kulturę w arto czytać i rozumieć na nowo, odsłaniając istotne jej wątki. Nie w szystkie referaty w ygłoszone na sesji i zaw arte w tym dziale podejm ują ów trud nowej lektury. Są bowiem i takie, które przyw ołują w ied zę znaną, czasem przetworzoną, a też i uszczuploną. Rozczarowuje szkicow o ujęty tekst Janusza Tazbira R e fo r m a c ja po ls k a j a k o ruch u m y s ło w y . Skłania do polem iki zarówno opracowanie (arcyzwięzłe) podjętego — potężnego przecież! —
1 J. R y t e l , G łó w n e k ie r u n k i w s p ó łc z e s n y c h badań nad K o c h a n o w s k i m i je g o
t w ó r c z o ś c ią . W zbiorze: Jan K o c h a n o w s k i i k u ltu ra od ro d zen ia . W arszawa 1985, s. 76.
2 J an K o c h a n o w s k i i epoka renesansu. W 450 rocznicę u ro d z in p o e ty . 1530—
1980. W arszawa 1984.
8 A. C z y ż , rec. w: „Pamiętnik Literacki” 1985, z. 3, s. 319.
tematu, jak i teza główna (iż była reformacja „raczej w ielką przygodą in telek tualną” niż ruchem teologicznym , a zresztą „polityka przenikała w szystk o”, także „spory religijne, które pozornie” tylko dotykały „spraw dogm atycznych”... — s. 65—66), jak w reszcie metoda, ów opis doskonale zewnętrzny w obec rozw aża nego zjaw iska i zm ierzający do wyrazistej tezy o odm ienności ow ego intelektua- lizm u reform acyjnego w Polsce w obec nie obfitującej w „um ysłow e w alory”... „reakcji katolickiej” (s. 72). Ludzie, którzy um ieli godzinam i rozprawiać o Trójcy Świętej i bóstw ie Chrystusa (wystarczy przejrzeć R o z m o w y c h r y s ty ja ń s k ie Mar cina Czechowica), w ym agają od nas, abyśmy rozum ieli ich pasje, nie tyle jako wdzięczne igraszki umysłu, podszyte polityką, lecz — jako dośw iadczenie w e wnętrzne. Tylko w ów czas zrozum iemy w iek XVI. Trzeba w ięc w spom nieć o ko nieczności w yzyskiw ania osiągnięć historii idei, historii duchow ości i historii m en talności. Te — n ie tak znów szokująco now e — dyscypliny m ówią doprawdy w iele i pomagają rozumieć. A od prostej powinności herm eneutycznej uw olnić historyka nie sposób.
Są jednak i teksty cenne. Karol Górski (H u m a n iz m ch r z e ś c ija ń s k i a k l i m a t
k u lt u r a l n y X V I w i e k u) om awia „kierunek religijności” w ażny dla kultury rene sansu. Precyzyjne, klarow ne w yw ody Górskiego odsłaniają jedną z najistotniej szych cech odrodzenia (pisał już o niej przed laty Zygmunt Ł em p ick i4). Jest nią duch pobożności, inny aniżeli w średniowieczu, bo wzbogacony radosną zgodą na godność i wartość człowieka i jego kultury, znam ienną dla renesansow ego hum a nizmu, w yw iedzionego z greckiego i rzymskiego antyku (lecz i z B i b l i i ). Bodaj głównym bohaterem rozprawy Górskiego staje się Erazm z Rotterdamu i jego przebogate, w ielogłosow e dzieło, tu zwłaszcza E n ch iridion m i litis C hristiani. Tę hum anistyczną pobożność ti'zeba jednak przeciwstaw ić osobliwej teologii lęku, w y stępującej cząstkowo u Loyoli (choć w ażna jest u niego żarliw a zgoda na św iat jako dobre dzieło Boże), a lepiej widocznej w w ielu wątkach duchowości potry- denckiej, już w epoce baroku. Górski słusznie przyw ołuje prace Delum eau, zw łasz cza L a P e u r en O c c i d e n t 5. Zm ierzając w stronę mroku, lęku, w iary otchłannej i tragicznej renesans gubi doświadczenie w artości św iata i człowieka. A też — doświadczenie Boga jako Miłości. Pozostają próby wiary heroicznej i humanizmu tragicznego. Odsłania się tak najważniejszy tem at egzystencjalny w. XVI: pytanie o nadzieję, ów lek przeciw rozpaczy.
B liski jest temu szkic Juliusza Domańskiego P ó ź n y e r a z m ia n i z m ja k o p r z e
z w y c i ę ż e n i e o g ra n ic ze ń li te r a c k ie g o h u m a n izm u , zarówno dzięki osobie Erazma, jak i z racji m etody: kiedy analiza dzieł, idei jednego (i przecież arcyodrębnego) autora, odsłania także strukturę m entalną epoki. Erazm jest tu rozważnym po średnikiem między mądrością w ieków przeszłych a okresem współczesnym . Jest też tym, który — oddaje to zw łaszcza C iceronianus — powraca do w ielkiej tra dycji scholastycznej, zachowując jednak w iele w ątków spuścizny antycznej. Duch pobożności i... kunsztu, „przeżywanie w artości” (s. 56) oraz „idea artyzmu n ie- ostentacyjnego” (s. 57) — oto trudna droga Erazma i jego epoki, przeżywanie wew nętrznego rozdarcia przeszłości, lecz i jego „przezw yciężenie”, próba m ediacji jako „wyższy stopień dojrzałości” (s. 53).
4 Zob. Z. Ł e m p i c k i , W y b ó r p ism . T. 1 : R enesans, O ś w iecen ie, r o m a n ty z m . W arszawa 1966.
6 J. D e l u r h e a u , L a P e u r en O c c id e n t X l V e — X V l I I e s. Une cité assiégée. Paris 1976. Polski przekład A. S z y m a n o w s k i e g o : S tr a c h w k u ltu rze Z a c h o
du X I V — X V I I I w. Warszawa 1986. Doprawdy lepiej byłoby inaczej tłum aczyć tytuł tej książki (i zachować podtytuł!): L ę k na Z a c h o d zie X I V — X V I I I w. O b lę
N ajcenniejsze zatem studia pomieszczone w tym dziale tomu 1 rozwijają zna ną już z prac Łem pickiego, z książki Huizingi o Erazmie, ale w ciąż nową i św ie żą w izję renesansu jako formacji w ielogłosow ej, w istocie dramatycznej, ogar niętej przez w ielkie tem aty m etafizyczne, wyrażane też i w sporach o wybór tra dycji i o tożsamość pisarza, artysty. To jest wciąż nowe i wymaga dopełnień. Szczególnie w iele tu w noszą badania interdyscyplinarne, a choćby zestaw ione ra zem teksty przynależne do różnych dyscyplin. Obok historyków duchowości i idei stanie tu historyk sztuki — Jan Białostocki. Jego znakomity esej D ü rer i n ie m ie c c y
h u m a n iśc i dowodzi, jak w iele znaczył dla współczesnych ten, kto — mocą geniuszu i pracy — ucieleśnia id eał artysty, a też, po części, ideał człowieka: „dobry i pięk ny uo m o u n iv e r s a le ” (s. 119). Znowuż ujawnia się to przemożnie obecne w kul turze epoki pragnienie pełni, jedności, doskonałości również, pomimo dramatycz nego rozdarcia człow ieka i świata.
A obok tych uczonych stanie historyk literatury — Janusz Pelc. Jego obszer ną rozprawę Jan K o c h a n o w s k i w o b e c pols k ieg o i eu ro p e jsk ie g o renesansu czytam jako próbę ukazania n ie tylko całej mnogości związków poety z kulturą um ysło w ą jego czasów, lecz też jako coś w ięcej: próbę uchwycenia istoty w ew nętrznego zróżnicowania sztuki pisarskiej autora Pieśni. Śledząc rozwój i rozmaitość este tyki Kochanowskiego — szczególnie tu cenne uwagi o przekraczaniu klarownej i doskonałej harmonii „renesansowego klasycyzm u” (s. 25), zresztą nie bez w ielo rakiego oddziaływania (znowuż!) Erazma, w stronę „m anieryzmu” (s. 38) — odsła nia Pelc głęboką zgodność pomiędzy słow em a m yślą u poety, m iędzy przyjmo w aną estetyką a przeżywaną w izją świata. Kochanowski — jak i cała epoka! — dochodzi do progu tragizmu. I manieryzmu. Może ów próg przekracza? Jest z pew nością poetą egzystencji, sięga po tem at m etafizyczny jak i jego epoka. Pozostaje też zawsze — trafnie o tym pisze Pelc — niestrudzonym nowatorem.
Inne prace są tu dopowiedzeniem . A r c h it e k tu r a d o b y Jana K o c h a n o w s k ie g o to szkic Adama Miłobędzkiego, a P o lsk a ku ltu ra a r t y s ty c z n a w czasach Jana K o
c h a n o w s k ie g o — Jerzego Kowalczyka. Miłobędzki wspom ina o prowincjonalizmie renesansowej architektury polskiej w czasach Zygmunta Augusta oraz o rodzą cym się w ów czas nurcie m anierystycznym, w łaśnie „w ostatnich latach życia Jana K ochanow skiego” (s. 89). Jakkolw iek oba te szkice, zwłaszcza sum ienny opis Ko w alczyka, stosunkowo luźno w iążą się z tymi, które różnorako drążą istotę rene sansu i próbują budować — przywołajm y Marię Janion — paradygmat epoki ®, to jednak dopełniają tem at główny, podobnie jak uw agi Mirosława Korolki w pra cy Ś r o d o w is k o in te le k tu a ln e k a n cela rii k r ó l e w s k ie j z a p o d k a n c le r z y c h Filip a P a d -
n i e w s k i e g o i P io tra M y s z k o w s k i e g o , polem iczne w obec „ryczałtowego oskarżenia Zygmunta Augusta o to, że zaprzepaścił szanse, że n ie m ecenasował nauce i kul turze” (s. 155), szkic Lecha Szczuckiego Z kręgu p r z y ja c ió ł K o c h a n o w s k ie g o , o kra kowskich pobytach Andrzeja Dudycza i o jego polemikach w sprawach teologicz nych, czy w reszcie na podstaw ie źródeł archiwalnych (głów nie akt sądowych!) bu dowana opowieść Marii Garbaczowej S ą sie d zi Jana K o c h a n o w s k ie g o . W iele uroku ma zresztą ta rekonstrukcja świata, pośród którego poeta m ieszkał i, jak się zdaje, „był zgodnym i uczynnym sąsiadem ” (s. 182). Czarnoleska przestrzeń ma także ów w ym iar swojski, w pisany w historię codzienną. Dopełnia tę całość rozprawa A n drzeja W yczańskiego o średniej szlachcie i jej roli w polskiej kulturze XVI-wTiecz- nej, przypominająca, że kultura Polski ówczesnej nie była ani „m ieszczańska”, ani „szlachecka” (s. 139), lecz — jak w iem y — powstała ponad, słabo w ów czas odczu w anym i, różnicami stanowym i.
8 M. J a n i o n , G o rą c zk a r o m a n ty c z n a . Warszawa 1975, fragm ent: P a r a d y g
I tyle m ówią teksty pomieszczone w pierwszym dziale tomu 1. Jednak naj w ażniejszy jest dział drugi — T w ó r c z o ś ć p o ety. Bo chodzi tu już w prost o dzieło, teksty. I tutaj też pojawią się nasze niepokoje metodologiczne, w yrosłe w zbożnej chęci, by dzieło to lepiej rozpoznać i... rozumiejąco odczuwać. O sobliw e napięcie pom iędzy tekstam i, które przetwarzają (przywołują) dotychczasowe ustalenia ba dawcze, a tymi, które w kraczają na ścieżki nieznane — określi bodaj całą drugą część tomu. Jedne prace sięgają po utrw alone metody dociekań historycznych i f i lologicznych, inne — próbują metod nowych. Tych ścieżek nieznanych n ie pojaw i się tu zresztą nazbyt w iele i spróbuję pod koniec rozważyć, dlaczego tak się dzieje i co z tego wynika. A w ynika sporo. '
Rozpraw o twórczości poety zgromadzono dużo, toteż ułożone zostały w pięć grup. Oto one: T r a d y c je i k o n te k s ty , A n a l i z y — i n te r p r e ta c je — oceny, P r o b l e m y
w ie r s z a , Z r e f l e k s j i n a d j ę z y k i e m i s t y le m , w reszcie Z p r o b l e m ó w e d y c j i „D ziel
w s z y s t k i c h ” i bib lio grafii. Ostatnia grupa liczy dwa teksty. Krystyna Korotajowa om aw ia prace nad bibliografią dzieł Kochanowskiego. Ten ważny, zespołow y trud zm ierza już do pom yślnego zakończenia. Czy losy edycji krytycznej D z ie l w s z y s t
k ic h będą pomyślne, doprawdy trudno ustalić. Zbigniew Nowak przedstaw ia R o z
w a ż a n i a n ad u s t a le n i e m p o d s t a w y k r y t y c z n e g o w y d a n i a „Zgody". Wybiera „w y danie trzecie” (s. 539). Oby ta praca zaowocowała. Oby też — w ielkim w ysiłk iem w ydaw ane — D zie ła w s z y s t k i e zaistniały w całości jak najrychlej!
Przedostatnia grupa objęła prace językoznawcze. M ieczysław Szym czak w stu dium A r t y z m j ę z y k o w y Jana K o c h a n o w s k ie g o ukazuje „bogactwo” języka poety (s. 488), zbliżenie do „języka potocznego” (s. 487), „prostotę składni i słow n ictw a” (s. 492). Jednak ta praca oraz szkic Marii Karpiuk N a tr o p ie f o r m a ln y c h o z n a k
d o s k o n a ło ś c i j ę z y k o w e j Jana K o c h a n o w s k ie g o w yw ołują pytania, znowuż w łaśnie m etodologiczne. Czy warto bowiem — wolno spytać n aiw nie — godzić się, by ję zykoznaw ca badał styl poety (wielkiego poety!) w całkowitej prawie izolacji od artystycznej i ideowej w arstw y jego dzieł? Czy należy — pytam dalej — analizo w ać już nie styl, lecz wprost język dzieł poety, gdy się pomija, co ow e dzieła m ówią i jak mówią? Czy istnieje styl „pusty”, pozbawiony znaczeń i, co gorsza, pozbawiony roli, funkcji w całym dziele? Przecież nie. „Przenośnie, epitety, p o równania, figury i tropy, e l e m e n t y h i s t o r y c z n e j s t y l i s t y k i nie są raczej domeną lin gw istów ” — pisze Maria Karpiuk. I słusznie dodaje: „W p ew nym bodaj zakresie tak być n ie powinno [...]” (s. 511). No w łaśnie! Prace Teresy Skubalanki, a zwłaszcza niezapom nianej Ewy Ostrowskiej (warto przywołać jej analizę średniowiecznej pieśni Posłuchajcie bracia miła...: od obserwacji... w oła- czy po precyzyjny opis wartości ekspresywnych tekstu)7 dowodzą, że badania stylu
i artyzmu językowego mogą i powinny w pisać się w interpretację dzieła jako
całości. Bo też dzieło jest — całością. A dotychczasowe próby opisu owego artyz mu wypada przyjąć raczej scep tyczn iee.
Trzy jeszcze teksty znajdują się pośród prac językoznawczych. Stanisław U r bańczyk porównał dwa przekłady P s a ł t e r z a : Jakuba Lubelczyka i K ochanow skie go. Upom niał się o system atyczne badania nad ciekawą i w ierną w obec pierw o wzoru w ersją Lubelczyka. M ieczysław Basaj przedstawił stosunek poety do w y razów z innych języków słowiańskich, a Marian Kucała om ów ił prace nad przy gotowywanym , bardzo potrzebnym, słow nikiem języka Jana Kochanowskiego. Przyjęto słuszną, jak się zdaje, decyzję, że „w słowniku Kochanowskiego n ajw aż
7 T. S k u b a l a n k a , H isto ry c zn a s t y l i s t y k a j ę z y k a polskiego. Wrocław 1984. — E. O s t r o w s k a , Z d z i e j ó w j ę z y k a polskiego i je go piękn a. Kraków 1978.
8 Podobnie: W. K u p i s z e w s k i , A r t y z m j ę z y k o w y Jana K o c h a n o w s k ie g o . W zbiorze: Jan K o c h a n o w s k i i k u ltu ra odrodzenia.
niejszą częścią opisu w yrazów mają być ,[...] znaczenia kontekstow e” (s. 516). P o zw oli to rozpoznać rozm aite uw ikłania wyrazów i lepiej rozumieć sam e teksty. Trzecia grupa rozpraw (przypomnę: w drugiej części tomu 1 książki) rozważa zagadnienia wersologiczne. W pracy C z y K o c h a n o w s k i b y ł sylabotonistą? Lucy lia Pszczołow ska staw ia tezę w yraźnie polem iczną wobec ustaleń Marii Dłuskiej. R oz w ażając „tok sylabotoniczny” (s. 464), dostrzegalny stosunkowo często u K ocha nowskiego, podąża Pszczołowska tropem Dłuskiej, ale inaczej interpretuje zjaw i sko. N ie jest tu ono zapow iedzią sylabotonizmu, ale — paradoksalnie — pośw iad cza pojem ność system u sylabicznego. Ów tok osobliw y, rytmy naddane — w szystko to płynie z m ożliwości w yznaczanych i prowokowanych niejako przez stały form at w ersu i stanowi... „integralną cechę polskiego w iersza sylabicznego” (s. 467). Jeżeli przed kilkom a laty Pszczołowska uznała Kochanowskiego za prekursora poezji b a rokowej 9, teraz ukazuje, jak zrośnięty jest, choć zaw sze twórczo, nowatorsko, z p oe zją renesansu. Ta interesująca polem ika zachęca do dalszych, dokładnych obser w acji. Jak sądzę, u podłoża tak bardzo odmiennej interpretacji osobliw ości ryt m icznych w poezji autora F ra sz e k leżą zasadniczo różne koncepcje i w izje w er syfikacji polskiej. Dłuska ujm uje ją bardziej diachronicznie: jako ew olucję od w iersza zdaniowego (który sam a zresztą opisała jako system) po tonizm i w iersz w olny. Pszczołowską fascynuje raczej ujęcie synchroniczne: równoczesność syste m ów w polu w idzenia badacza, a równa ich wartość i atrakcyjność w toku fak tycznego rozwoju. Można w szakże zapytać, jakie były m otywy przekształceń ko lejnych system ów w iersza, jeżeli system now y n ie był „lepszy” (zob. s. 467) od starego. Dlaczego powstał sylabotonizm? N ie przekonuje m nie tłum aczenie, że „de cydującą rolę odegrał bodziec z zewnątrz, w iersz n iem iecki” (s. 468). Czy K ocha now ski zatem stosując tok sylabotoniczny potwierdzał sylabizm (jako system ela styczny), czy naruszał go?
W tę tem atykę wkracza Adam Kulawik. Opisuje „model estetyczny renesan sowej kom pozycji w ersyfikacyjn ej” i wręcz „logikę w iersza” Kochanowskiego, w y chodząc od koncepcji wiersza jako „arbitralnej segm entacji prozodyjnej tekstu”, a raczej takiej „formacji prozodyjnej tekstu”, która określając szczególną „w ier- szowość tekstu” czyni go w ierszem , w odróżnieniu od „prozy” i „skandow ania” (s. 473). Z teorii tej — wykłada ją K ulaw ik o so b n o 10 — płynie podział na dw a tylko „system y w ersyfikacyjne: składniow y i askładniow y” (s. 474). To zaśj co do tej pory uznawane było za system , traktuje K ulaw ik jako cechy stylistyczne w er su i rozważa praktykę w ersyfikacyjną poetów w aspekcie „sfery stylistycznych w yborów ” (s. 478). Polem icznie, znów, wobec Dłuskiej w idzi rolę K ochanowskiego w w ersyfikacji polskiej, skoro poeta „nie wprowadził ani izosylabizmu, an i śred niów ki, ani rymu, ani naw et przerzutni” (s. 479), a zresztą rym owanie jego, acz gen ialn ie poddane klasycznej prostocie, jest mniej ciekawe niż średniowieczne. K ulaw ik postrzega jednak i n iekonsekw encje m etryczne Kochanowskiego, upatru jąc sw oistości jego w ersyfikacji w celow ym i świadom ym rozumieniu „paradyg m atu w iersza” (s. 481) jako zespołu chw ytów o funkcji ekspresywnej, poddanego sw obodzie składniow ej, otwartego albo w kierunku nieregularności, albo dodaw a nia konstant, czyli — jak to opisała Dłuska — sylabotonizmu.
W naszej sw oiście diachronicznej lekturze tomu często gm atwam y jego po rządek, szukając zresztą w ytrw ale tego, co nowe, inspirujące. Trzon książki — dział T w ó r c z o ś ć p o e t y z tomu 1 — jest bowiem obszerny i niejednorodny. Czy tam go od końca: bibliografia, zagadnienia edytorskie, stylistyczne, w ersologiczne.
9 L. P s z c z o ł o w s k a , K o c h a n o w s k i ja k o p r e k u r s o r b a r o k o w y c h s p o s o b ó w
k s z t a ł t o w a n i a w ie r s z a . W zbiorze: J a n K o c h a n o w s k i i epo k a renesansu.
Opiszę teraz pierwszą grupę prac: o tradycjach. Dopiero potem skupię się wokół tego, co najw ażniejsze: w okół interpretacji.
Tradycje to głów nie antyczne. K o c h a n o w s k i w o b e c a n ty k u to rozważania Marii Cytowskiej, która podejm owała już tenże te m a t n . Jak wówczas, tak i teraz do wodzi, że poeta dokładnie w yzyskuje wzory antyczne (choćby Horacego), zarazem swobodnie i „w sposób twórczy” (s. 199). Jak w praktyce w ygląda szczególna sw o boda renesansowego mistrza, pokazywał parokrotnie Jerzy Axer. Jego błyskotliw a interpretacja T renu VIII w ydobyła w łaściw e znaczenie subtelnej siatki aluzji do Cycerona, zawartej w cyklu. A odsłoniła też zaiste porywający w arsztat filologa: kiedy analiza szczegółu, okruchu prowadzi do obserwacji całości i zasadniczo po głębia in terp retację12. Teraz A xer w P r o b le m a c h k o m p o z y c ji m a k a r o n ic z n e j uka zał arcyzłożone funkcjonow anie tradycji klasycznej w liście poety do Jana Za m oyskiego otwierającym Pie śn i tr z y . I m it a ti o jako technika podstaw owa dla re nesansow ej estetyki literackiej pozwala tu na „w yrafinowaną grę literacką” (s. 203). Dzieło (tekst) staje się szyfrem, w ów czas czytelnym dla adresata-erudyty, dziś czekającym na erudycyjną egzegezę, w łaśnie taką, jaką podjął Axer. Trud filologa owocuje tu pasją herm eneutyczną. Tekst otw iera się. Pozornie intym ne w yznanie poety będzie już czymś w ięcej, sztuka aluzji zaś utworzy szczególną w ięź pom ię dzy autorem listu a jego adresatem. Ten ostatni nie przypadkiem ogłosi list dru kiem. Tradycja — oto, co połączyło tu hum anistów jako w tajem niczonych. Szko da tylko, że n ie wykorzystał A xer cennego studium Stefanii SkWarczyńskiej, które dopełniłoby jego w yw ód l8.
Kilka jeszcze prac zgłębia tradycje i konteksty pism poety. B ronisław B iliński
(Jan K o c h a n o w s k i u gro b u P e tra r k i) analizuje foricoenium 6, jego nieproste zw iąz ki z petrarkizmem i Lukrecjuszem, ton polem iczny w obec średniowiecznej spuściz ny. Jerzy M ańkowski (N o w a A lc e s t is — k o b ie t a s p o r tr e t o w a n a w e „ F raszkach ”) opisał dw ie fraszki (II, 67 i 68) i zawarty w nich subtelny portret Fiedory Trze-buchowskiej, w iernej małżonki, ukazanej na tle „mitu o A lcestis” (s. 261). Jan Slaski porównuje K ochanow skiego i Łukasza Górnickiego jako autora D w o r z a n in a
pols kie go. Jak się zdaje, „byli w Polsce jako pisarze osam otnieni” (s. 275). Autor przedstawia różnorakie zw iązki pomiędzy pisarzami. Ciekawe, że istnieją ślady znajomości D w o r z a n in a naw et w Trenach. Z Sarbiew skim zaś porównała poetę Krystyna Stawecka. Obaj urzeczyw istniają ideał poezji uczionej. Trzeba jednak w ystąpić przeciw tak jednoznacznym sform ułowaniom , jak „jezuicki poeta kontr reform acji” (s. 311), odnoszonym do Sarbiewskiego. I przeciw choćby uznaniu jego
liryki maryjnej po prostu za... „znak zw ycięstw a kontrreform acji” (s. 315). W szyst ko jest tu nieco bardziej złożone, a Sarbiew ski — św ietny poeta i przedziwny m yśliciel (bo o tym świadczy traktat De p e r f e c ta poesi) — w ym aga naszej w n ik li wej uwagi. Gdy zaś zabraknie tego skupienia, uznamy jego lirykę religijną, łączącą „elem enty biblijne z terminologią m itologiczną” jedynie za przejaw... „barokowej beztroski” (s. 315). A w łaśnie nad ową „beztroską” w inien się badacz pochylić, gdy chce pojm ować epokę baroku.
Pora w reszcie zająć się tym, co stanowi rdzeń całej książki: grupą tekstów zatytułowaną A n a l i z y — in t e r p r e t a c je — oceny. Czy jest to naprawdę grupa n aj ważniejsza i skupia uwagę czytelnika? Za w cześnie jeszcze na odpowiedź. Znaj
11 M. C y t o w s k a , K o c h a n o w s k i a a n ty k . W zbiorze: Jan K o c h a n o w s k i
i k u lt u r a odrodzenia .
12 Zob. J. A x e r , Rola k r y p t o c y t a t ó w z li te r a tu r y ła c iń sk ie j w p o ls k o ję z y c z
n e j t w ó r c z o ś c i Jana K o c h a n o w s k ie g o . W zbiorze: jw.
18 S. S k w a r c z y ń s k a , E s t e t y k a m a k a r o n iz m u . W zbiorze: Prace ofia ro
duje się tu kilka rozpraw. Wiktor W eintraub („Muza” i m a m o n a ) przedstawia nową interpretację poematu Muza, śledząc skrupulatnie jego genezę i ukazując rozm aite dwuznaczności i szczególne napięcie pomiędzy w izją „natchnionego poe ty ” (s. 326) a... K ochanowskim „jako człow iekiem zapobiegliwym w sprawach p ie niężnych, który w łaśn ie jako poeta dochrapał się sporego m ajątku” (s. 327). Próbę nowego ujęcia tematu dał też Sante Graciotti (R eligijn ość p o e z j i Jana K o c h a n o w
skiego) staw iając celną i głęboką tezę, iż postawa Kochanowskiego to „religijność poety m etafizycznego” (s. 332). Trafne rozróżnienie kultury średniowiecza (było ono „selektywne i w ertyk aln e” — s. 332) i renesansu („synkretyczny i horyzon talny”) pozwala jednak rozpoznać obecność Boga w potężnym obrazie świata, owej kosmicznej harmonii, postrzeganym wówczas. K ochanowski bliski jest bogactwu doczesnego świata, ale też — powoli — zbliża się do Sacrum , do tajem nicy, do postaw y kontem placyjnej. Antyczna, stoicka koncepcja cnoty przyw iedzie go do form uły chrześcijańskiej. Tę zaś pogłębi Biblia, zwłaszcza S ta r y T e s ta m e n t (jak w iem y, poeta nigdy nie wspom ina o Chrystusie), „druga w arstwa duchowości Ko chanowskiego” (s. 337). Graciotti słusznie m ówi o w ielkim dla Kochanowskiego znaczeniu przekładu Psałterza, dzieła trochę pomijanego przez badaczy w ostat nich latach. „Styl psalm ów — dowodzi — stał się częścią osobistego stylu poety [...]” (s. 337).
Inną aniżeli kontemplacyjna, czynną, obywatelską postawę poety ukazała Jad w iga Rytel. Precyzyjna analiza moralistyki O d p r a w y p o s łó w g reckich (nb. jedyny referat na sesji poświęcony tej tragedii!) prowadzi do obrony zarówno św iado mości etycznej autora (mimo jego niefortunnych często działań politycznych), jak i integralności samego arcydzieła, w tym (badaczka polem izuje tu z Witczakiem) jego zakończenia. Do tem atyki m etafizycznej powraca A lina N owicka-Jeżow a, roz w ażając w ątek błazeńskiego żywota człowieka „Bożego igrzyska” zawarty w p ieś niach i fraszkach. Taka — jak i Graciottiego — interpretacja czarnoleskiego dzieła jest wciąż nowością, w ydaje się przecież konieczna i pilnie potrzebna, aby dzieło to — w istocie najgłębiej filozoficzne (i w ręcz egzystencjalne, w pisane w kondycję ludzką) — lepiej zrozumieć. N owicka-Jeżow a ukazuje w ielorakie zw iązki Kocha nowskiego „z dziedzictwem m yśli chrześcijańskiej” (s. 435), odsłania też (są to uw agi pasjonujące) liczne podobieństwa m iędzy autorem F raszek a Erazmem z Rot terdam u, idąc tu zresztą tropem badań Zofii Szmydtowej. Motyw snu z kolei ana lizuje Barbara Otwinowska (S en w p o e z j i Jana K o c h a n o w s k ie g o ). Rekonstruując ów czesne pojm ow anie m arzenia sennego docieka, jak ono znaczy i jaką funkcję pełni w dziele polskiego poety, zresztą głów nie w Trenach. Znakomita, sięgająca św iata idei epoki rozprawa cenna jest w łaśn ie dzięki ukazaniu w łaściw ego w y m iaru Trenu X I X jako „snu-rew elacji” (s. 406). Dla interpretacji arcypoematu ma to kapitalne znaczenie.
Rdzeń książki (jak nazw aliśm y drugą, najdonioślejszą grupę rozpraw w dru giej części tomu 1) zawiera jeszcze trzy prace. Ludwika Ślęk (Od m a r z e ń o ep o p e i
d o „ T r e n ó w ”) ukazuje ew olucję twórczości poety od prób epickich jako zgodnych z renesansową wizją poezji doskonałej po liryczne Treny, gdzie — acz poza ep i ką — poeta sięga doskonałości. Jadwiga Kotarska (E picki w a r s z t a t a rcyliryka) rozważa dzieła epickie Kochanowskiego, które „nie pozwalają się ujmować w ka tegoriach klęsk literackich” (s. 372). Świadom ość epicką m iał poeta do końca. Jakub Lichański wreszcie daje propozycję interpretacji jednej spośród pieśni (II, 7), czerpiąc inspirację ze w spółczesnych badań, ożywiających (choć nie przetwarza jących) dawną tradycję retoryczną. Dokładny opis pieśni, znakomitej kompozycyj n ie i stylistycznie, pozwala dostrzec w zakrojonej epicko w ypow iedzi poety szcze gólną „m etaforę losu ludzkiego”, poddanego przem ijaniu i pragnieniu niezmiennej harm onii, tę zaś może dać „tylko Twórczość (Eratc)” (s. 452).
Tom 2 ma dwa działy: P aralele i re c e p c je w in n ych k ra ja c h i literatu rach oraz C z te r y w i e k i o becności Jana K o c h a n o w s k ie g o w lite r a tu rz e i k u lt u r z e p o l
sk iej. W istocie chodzi tu o szeroko pojętą recepcję. Pośród prac pierwszego dzia łu przeważają teksty polonistów obcych, zresztą rozmaite: arcydrobne i an ali tyczne, jak również śm ielej i szerzej zakrojone. Tom Eekman porównał polskiego poetę i w spółczesnego mu „twórcę flam andzko-holenderskiego” (s. 23), Marnixa van Sint Aldegonde. Wniosek Eekmana: byli odmienni, choć obaj przełożyli P sał terz. łon Chi|;imia ukazał recepcję poety w Rumunii: poeta jest tam obecny ■— „przywoływany z okazji różnych im prez i spotkań, konferencji naukowych i kul turalnych” (s. 37). Wiktoria M oczałowa przedstawiła echa poezji Kochanowskiego w literaturze rosyjskiej. Najciekawiej to się przejawia w poezji Symeona Połockie- go, w czasach baroku. Rościsław Radyszewski om ów ił recepcję poety na Ukrainie. Tu znowuż frapujący jest barok: Łazarz Baranowicz czy Teofan Prokopowicz z A ka dem ii Kijow sko-M ohylańskiej. Potw ierdzają się znane już sądy o znam iennym oddziaływaniu kultury polskiej na europejski Wschód w łaśn ie w epoce baroku. Recepcję na Białorusi om ów ił Uładzim ir Marchel, a na Łotw ie — Jazeps Osmanis. Przekłady dzieł poety na język litew sk i przywołała Anna Kaupuż. Szczególnie cie kawe jest w ystępow anie jego tekstów w rozmaitych zbiorach kantyczek. Chodzi tu oczywiście o psalmy. Osobną w artością tekstu Anny Kaupuż jest obszerne ze staw ienie bibliograficzne przekładów K ochanowskiego na litew sk i: będzie bardzo przydatne w dalszych badaniach komparatystycznych. O recepcji w N iem czech m ówił Eberhard Dieckmann, a w krajach języka angielskiego — Sam uel Fiszman (który słusznie przypomniał wydaną w 1974 r. w Nowym Jorku m onografię Da- vida W elsha i podniósł też znaczenie syntezy historii literatury polskiej napisanej przez Czesława Miłosza). Recepcję w e Włoszech (istotną choćby ze względu na dawniejsze, ważne i dziś badania Giovanniego Mavera) ukazał Pietro Marchesani.
Uzupełniają ten w ątek prace badaczy polskich. Józef M agnuszewski opisał re nesansow ą poezję ziem iańską w Polsce i w Czechach. Joanna Rapacka śledziła obecność poety w krajach południowosłowiańskich. Jerzy Snopek przedstawił re cepcję Kochanowskiego na Węgrzech (ciekawie zwłaszcza w relacji do Balassiego), Maciej Żurowski — w e Francji (doceniając monogcafię Langlade’a, „którego książ kę można by jeszcze dziś z pożytkiem udostępnić u nas”! — s. 201), a Edmund Ko tarski (na przykładzie poety barokowego Krzysztofa Kaldenbacha) i Piotr Roguski (rozważając X V II-w ieczną epigramatykę niemiecką wobec F r a s z e k ) — w Niemczech.
Ostatni dział tomu 2 grupuje prace badaczy polskich. Paulina B uchw ald-Pel- cowa opisała złożony stosunek do poety w czasach baroku. D opełniając znaną książ kę Janusza P e lc a 14 dowodzi, że „barok nie odwrócił się od poezji czarnoleskiej” (s. 256) i nie negow ał jej, gdyż była wzorem poezji narodowej. Zgadzając się, n a turalnie, z tą tezą można jednak zauważyć, iż często (bardzo często!) poeci baro ku pisali odm iennie — doceniali tradycję czarnoleską, lecz... pom ijali j ą 15. Kult poety i — niezgoda... Chyba ta dopiero osobliwa dialektyka określa postawę poe tów polskiego baroku w obec dławiącej nieco mocy mistrza z przeszłości.
O recepcji w czasach Oświecenia, w środowisku Puław, m ówiła na sesji A lina A leksandrowicz (dzieło poety ujm owano tu jako „niezdobyty szaniec polskości”, zarazem sym bol „trwania narodu” i jego suwerennej św iadom ości — s. 281), a o „ro m antycznych meandrach recepcji” — Zbigniew Sudolski (istotnie, był to odbiór burzliwy, skoro kultura romantyczna nie mogła przyswoić pojęcia im itacji, a ogół skłonny był traktować autora T r e n ó w jako poetę nienarodow ego” — s. 292). Opinie na tem at O d p r a w y p o s ł ó w g reckich w połowie X IX stulecia przedstawił
14 J. P e l c , Jan K o c h a n o w s k i w tr a d y c ja c h li te r a tu r y polskiej. W arszawa 1965.
«
Ryszard Górski, a obecność poety w epoce pozytywizmu — Stanisław Frybes. N a tom iast stosunkiem Młodej Polski w obec tradycji czarnoleskiej zajął się Andrzej M akowiecki (szczególnie tu w ażn e uwagi o młodopolskim klasycyzmie i o poezji Staffa). Dokładniej zw iązki poetów XX w. ze spuścizną K ochanowskiego starał się ukazać Andrzej Lam (przywołując Miłosza, Staffa, Leśmiana, Tuwima, Gałczyń skiego, Przybosia i rozważając m iejsce ów czesne autora Trenów pośród żywej tra dycji, a także rolę, jaką jego poezja mogła odegrać, i po części odgrywała, w po lem ice z tym, co nieklasyczne, w „neutralizowaniu bezwzględnej dominanty pol skich romantyków i ich epigonów ” — s. 344), a stosunek Tuwima do tradycji czar noleskiej (której był w ierny) pięknie opisała Jadwiga Sawicka.
Zamykają książkę Refleksje rocznicowe Jerzego Starnawskiego, skupione w o kół lat 1884, 1930 oraz 1980—1984. Jest to przyw ołanie badań dawniejszych i now szych, i w ynikający z tego obraz potrzeb, pilnych i koniecznych. Potrzeby takie odsłania rów nież lektura om awianego tomu, olbrzymiego i w ielo tem atycznego, lek tura trudna nie tylko z racji ogromu m ateriału pom ieszczonego w kilkudziesięciu m niej i bardziej erudycyjnych szkicach, studiach, rozprawach, esejach. Trudność pojaw ia się w tej ch w ili, kiedy lekturę naszą pragniem y nakierować ku temu, co now e m erytorycznie i m etodologicznie (a taki byłby cel tych rozważań). Jeżeli w nieogarnionej nieom al tej m nogości pojaw ia się kilka, m oże nieco w ięcej, roz praw naprawdę św ietnych i św ieżych (Karola Górskiego, Juliusza Domańskiego, Jerzego Axera, Sante Graciottiego, A liny N ow ickiej-Jeżow ej, Barbary O twinow- skiej, zresztą także Jana Białostockiego, Janusza Pelca, Jadwigi Rytel, Adama Ku law ika), obok innych, sum iennych, ciekawych, pożytecznych (prócz kilku w yjąt ków), to można jednak powiedzieć, że sesja i księga (i jubileusz więc) nie spełniły bodaj podstawowego zadania, ow ego trudu, owej powinności herm eneutycznej, aby genialnego poetę, który przedziw nie i twórczo przetwarzał tradycję, zadom owiony w niej, a w arcydziełach sw ych podjął w ielkie pytania egzystencjalne przeszłości i teraźniejszości, pytania o Boga, św iat i człowieka, także o ból, rozpacz, cierpie nie, lecz i radość, i nadzieję — aby poetę tego w yzw olić z przeszłości i ukazać jako żywego dziś. Tego nie uczyniono.
Najdalszy jestem od pom ijania osiągnięć dotychczasowych. Są oczywiste! Lecz tu w łaśn ie potrzebna jest owa świeżość. P ow iew nowego. Jak sądzę, dostrzegany (przeze mnie) kryzys historii literatury staropolskiej w ynika zarówno z upartego sięgania po tematy i narzędzia znane w tradycji badań historycznych i filologicz nych, z pewnością zresztą pożyw ne i pożyteczne, jakkolw iek często nieczułe na to, co w dziełach najistotniejsze, jak i ze smutnej obojętności w ielu badaczy na now e propozycje m etodologiczne. Jest ona smutna, bo n ie stanow i m etodologia m aszynerii, którą — dla jej uroku — trzeba podziwiać. Służy literaturze, służy tekstom, uczy rozumienia. Jest ono — owo rozumiejące odczuwanie literatury daw nej — absolutnie konieczne. Być m oże bowiem , jest to najw iększy okres w dzie jach literatury polskiej. Z pew nością zaś — jest to literatura porażająco w ielka. Tymczasem my stajem y przed nią ślepi i głusi, wertując archiwa, szperając w szpar gałach i — nie rozumiejąc. M ówię to ostrzej, aby ukazać istotę problemu.
Nowych ścieżek n ie pojaw iło się zatem w iele. Jakkolwiek najcenniejsze w obu tomach rozprawy m ówią w istocie sporo nowego. Z owej obojętności wobec hu m anistyki rozumiejącej i blasku herm eneutyki w ynika też w łaśnie pewna — w y czuwam ją — bezradność w ielu badaczy wobec fenom enu Kochanowskiego. Ta sesja mogła być inna. Tę książkę mogły w ypełnić prace rdzennie hermeneutyczne. Byłyby to w ów czas (marzę) dwa tomy niestrudzonych lektur i śm iałych interpre
tacji, nieustające zm aganie się z ogrodem arcydzieł, które m ówią do nas bardzo w iele, a my tę m owę odczuwam y jako — bliską.