Emil Kipa
Na marginesie literatury Sejmu
Wielkiego
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 48/1, 136-152
P a m i ę t n i k L i t e r a c k i d ru k ow ał w r. 1908 przyczyn ek źró d ło w y E m ila K ipy, n aów czas sty p en d y sty Z akładu N arodow ego im. O ssoliń sk ich , pt. S to s u n k i A. F eliń sk ieg o z ks. k u r a t o r e m A. C z a r t o
r y s k i m (1818—1820). U p ły w a dzisiaj n iem a l 50 lat od tego w yd arzen ia
— w b ib lio g ra fii A utora, w b ib lio g ra fii czasopism a. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i ogłasza w zeszy cie obecnym n iezw y k le cenne zdobycze arch i w a ln e E m ila K ipy, u zb ieran e Na m a r g in e sie l i t e r a t u r y S e j m u W i e l
kiego. Spędzić p ó łw iecze przy w arsztacie n au k ow ym ! — n iem ała to
zasłu ga, n au k ow a i społeczna. P rzy w arsztacie tym p o w sta ła przede w szy stk im bogata b ib liografia h istoryczn a A utora, zasłużonego badacza p ap ierów i zdarzeń w iek u X V III. H istoryk literatu ry p olsk iej b ierze do rąk z w d zięczn o ścią p ieczo ło w ite w y d a n ie P o d r ó ż y do C iem n ogrodu
S ta n isła w a K ostk i P oto ck ieg o w B i b l i o t e c e N a r o d o w e j , p od zi w ia odkryw cze w y p ra w y arch iw aln e, które w zb ogaciły niem ało nasze źródła O św iecen ia i rom antyzm u, od czytu je ze sm ak iem fragm en ty Ze
w s p o m n i e ń o ssoliń skic h w n ied aw n ej k sięd ze ju b ileu szow ej Z a k ła d im ie n ia O ssoliń skich, 1827— 1956 — i na w id ok pracy, której ciągle p rzy
b y w a kart i zn alezisk rzeczow ych, m ów i ze w zru szen iem : AD M U L T O S
A N N O S !
T.M.
Poniższe uw agi i przyczynki nie b y ły celem poszukiw ań sam e w sobie. P o w stały one do pew nego stopnia przypadkow o w toku in nych b ad ań prow adzonych w A rchiw um G łów nym A k t D aw nych [— AGAD], Jeszcze raz się okazało, ile ciekaw ego i cennego m a te ria łu dla h isto ry k a lite ra tu ry k ry ją w sobie nasze archiw a i jak w ażną byłoby rzeczą prow adzenie w nich intensyw niejszych badań pod ty m kątem w idzenia.
W w ykonaniu nie jest to oczywiście rzecz prosta. N ajlepsze chęci historyków lite r a tu r y będą n a tra fia ły n a ty m odcinku n a trudności wobec b rak u jak iejś określonej m etody poszukiw ań. M etodę trzeb a dopiero w ypracow ać, a to w ym aga dłuższego doświadczenia. Z tych m. in. w zględów m oje uw agi dotyczące lite ra tu ry z okresu S ejm u
L IT E R A T U R A SE JM U W IEL K IEG O 137
W ielkiego podaję celowo w form ie pokazującej w yraźnie, jaką drogą dochodziłem do rezultatów . Tej drogi poszukiw ań oczywista nie za lecam. Uwidocznia ona raczej rozm aite trudności badania i ryzyko poszukiw ań.
1. A dam K azim ierz C zartoryski
W alka, k tó ra w ysunęła Ignacego Potockiego na czoło działaczy S ejm u W ielkiego jako męża stanu i polityka kierującego losami k ra ju , nie oszczędzała go osobiście. Tylko że Potocki m iał w tym względzie bogate doświadczenie z w łasnej przeszłości i zdaw ał sobie doskonale spraw ę z istoty i znaczenia sporów toczonych w opinii publicznej. A takow any, nie tracił spokoju. Nigdy też nie był odosob
niony i m iał swoich przyjaciół oraz obrońców. I jeżeli np. u lotny w ierszyk saty ryczny głosił o nim:
m ściw ego serca, Dobry dobrym, zły dla złych, oszczerców — oszczerca
— to znowu in ny staw iał spraw ę bez zastrzeżeń:
Rozum m ocny, czyste zdanie, Ma w ojczyźnie zaufanie, [...] naród p olski kocha.
W tej chwili jednakow oż, z końcem m iesiąca listopada roku 1790, niew ielka i niepocześnie w yglądająca broszurka pod ty tu łem R oz
m ow a Solona z K a d y m którą Ignacy Potocki dostał do rąk, sp ra w iła na nim wręcz przygnębiające w rażenie. Boleśnie d o tknięty uczuł się nią nie jako polityk, ale jako człowiek. Czyżby napraw dę Solon-Potocki nie znał uczucia cnoty, przyjaźni, szczęścia narodu i religii? Czyżby pojęcia wolności i ojczyzny nic go nie obchodziły? Czy pojęcie obyw atela św iata jest czymś więcej niż pojęcie oby w atela jakiegoś p u n k tu ziemi, a ubi bene, ibi patria? Czyż sław a i niesław a to próżne słowa, któ re rów nie łatw o m ożna kupić, jak i bez p racy stracić? Czyżby, nie bojąc się zem sty, nie żałow ał ni kogo, bo sta ra ł się nikogo nie kochać? Można b y mnożyć ten re je s tr zarzutów zaw artych w broszurze, ale i te w ystarczą aż nadto, aby zrozum ieć n astró j Potockiego.
W tó ruje Solonowi usłużny K ady-K ołłątaj, k tó ry z przesadną
1 Przedruk w zbiorze: K u źn ic a K o ll ą ta j o w s k a . W ybór źródeł. W ybrał, w stęp em i objaśnieniam i opatrzył B o gu sław L e ś n o d o r s k i . W rocław 1949, s. 131— 139. B i b l i o t e k a N a r o d o w a . Seria I, nr 130.
pokorą dosyć n a trę tn ie p rag nie podkreślić sw oją wobec Solona zasługę. T en u znaje ją do pew nego stopnia, ale też w yraźnie u w y d atn ia różnicę, ja k a m iędzy nim i istnieje. Co by się stało w razie k atastro fy ? Solon odm ieni „klim a na łagodniejsze i przyjem niejsze życie” , a K ad y w róci do daw nego stanu , bo „ex nihilo nihil f i t ”.
Zdaw ałoby się, że te w ypow iedzi dwóch w yrafinow anych, cy ni cznych graczy politycznych, k tó rz y w tra k c ie rozm ow y nie oszczę dzają nikogo, od P ad y szy -k ró la poczynając, w y czerp u ją spraw ę. Tym czasem k o n k lu zja Solona nieoczekiw anie brzm i zupełnie sensa cyjnie:
czytać jed n ak będą w dziejach krajow ych , żeśm y b yli z głow am i n iep o s p o lity m i, a przem oc w y d a rła nam n a jp ięk n iejsze d la N arodu p rzygo to w a n ia [...].
Ta k o n k lu zja n ad aje zupełnie in n y sens całej broszurze. To nie oszczerczy p am flet dybiący na osobistą cześć i godność Potockiego. A utor, w szczególnej n iew ątpliw ie form ie, nicuje Solona-Potockiego i K adeg o -K o łłątaja ty lk o pozornie, zna św ietnie ku lisy akcji i obu aktorów i zdaje sobie sp raw ę z doniosłości i znaczenia podjętej przez obu pracy. W szystkie negaty w ne uw agi — to raczej rew ia w rogich zarzutów i plotek, jakie k rąż y ły dookoła Solona i Kadego. Dlaczego się z nich nie pośmiać, gdy ,,śm iech i ż a rt jest kam ieniem prob iersk im p ra w d y ”, jak ktoś w ty m czasie powiedział.
T rudno się dziw ić Potockiem u, że tego nie zauw ażył. Pochło n ięty naw ałem sp raw publicznych, odczuł przede w szystkim osobis tą a niezasłużoną krzyw dę, k tó ra go do głębi poruszyła i rozżaliła. W liście z 21 listopada pisał w pośpiechu:
P osyłam P anu, m ój drogi P ia tto li, n o w y p a m flet p rzeciw k o m nie. M yślę, że u czciw o ść czyn i każdego człow iek a n ie do zran ien ia p rzez atak k a lu m nii. Z najdzie P a n na m a rg in esie k lu cz osób w sp o m n ia n y ch w p am flecie. H enryk IV m ęczy sw eg o p a m flecistę d łu gim spacerem , który z nim zrobił. Oto — m ó w i — cała zem sta, której chciałem . N asz P adysza n ie' p otrzeb u je tego p rzykładu, aby zrobić to sam o. M ów ią, że to dziełko jest ty lk o tłum aczeniem , a zaw d zięczam y je B oscam p ow i i spółce. Mam w sw oim pokoju ścianę, na której rozm ieszczam broszury rozrzucane przeciw m nie. Ł atw ość ich czytan ia p ozb aw ia je ja k ieg o k o lw iek zn acze nia, licentia ha b en d i o b li v io n e m illis att u lit. Pan m n ie pom ści, mój drogi
P ia tto li, za zarzut, który m i uczyniono, że nikogo n ie kocham . Ty, który czytasz w m oim sercu, przeczytaj d ziełk o tych, którzy m y śleli, że m ogą je zranić 2.
2 „Je V on s en v o is mon ch er P ia t to l i un Dialogue, un nou veau libelle
L IT E R A T U R A SE JM U W IE L K IEG O 139
Jakież zdum ienie m usiało ogarnąć Potockiego, gdy na liście swoim przeczytał następujące odręczne post scriptum Piattolego: „M arszałek, k tó ry mi sam tłum aczył załączone pismo, m ówił m i o nim jako o arcydziele stylu i sm aku ” . To samo, jak info rm uje dalej P iattoli, tw ierdził Piram owicz, którem u m arszałek tę rzecz czytał, z tym , że po sty lu poznali autora, ale nie chcieli podać nazw iska, a P ia tto li nie nalegał.
G dyby p raw d ziw y p atriotyzm m ógł użyć pism tego sam ego rodzaju, aby w broszurach zabaw nych rozszerzać św ia tło i praw dę, aby b y ło rzeczą przyjem ną u czyć się kochać dobro pow szechne, poznaw ać praw a, słu żyć sw ojej ojczyźnie! Teatr byłby częściow o szkołą tego rodzaju, ale jak da lek o jesteśm y jeszcze od posiadania go w P o ls c e !3
— kończył m elancholijnie P iattoli.
Nie w iem y niestety, jak zareagow ał na to Potocki, gdyż na tym u ry w a ją się ślady jego chwilowej dyskusji z P iatto lim na tem at
Rozm ow y.
Rzecz ciekaw a, że m ilczał i, o ile mi wiadomo, nigdzie broszury nie w spom niał K ady-K ołłątaj. Nie odezwała się rów nież i jego Ule ma. Ukazała się n atom iast licho w ierszow ana broszura pt. Kizlar
tr a it s de la calomnie. V ou s t r o u v e r e z d la m arge la clef d es personnes s o u s e n te n d u e s dans le libelle. Henri IV fa tig u a son libell is te p a r une longue p r o m e n a d e q u ’il fi t avec lui. V o i l à , d it-il, t o u t e l a v e n g e a n c e q u e
j ’ e n v o u l o i s. N o tre P a d y s z a n ’a pas besoin d e ce t e x e m p l e pour en
faire au ta nt. On p r é t e n d que l’opuscule en questio n n ’est que t r a d u i t e t q u e nous le d e v o n s d Во s с a m p et compagnie. J ’ai dans m a c h a m b r e un paro is où j ’affiche les libelles qu e l’on s e m m e co ntre moi. La fa cilité de les lire le ur ôte to u te im portan ce. L i c e n t i a h a b e n d i o b l i v i o n e m i l l i s
a t t u l i t . V ou s m e v e n g e z mon cher P ia tto li du reproche que l’on m e fa it de n ’a im e r pers onne. Vous qui lisez dans m on coeur lisez l’o u v r a g e de c e u x qui ont pen sé p o u v o i r le déchirer, d. 21. N o v e m b r e [1790]“ (A G A D, A rchi w u m publiczne P otockich, nr 273, t. 1, s. 749— 750).
3 „Le M[aréch a]l qui m ’a tr a d u it L u i - m ê m e l’écrit ci- jo i n t m ’en a parlé
c o m m e d ’un chef d ’o e u v r e de s t y l e et d e goût. Il y a m ê m e tr o u v é des t r a i t s qui Vont fo r t anim é e t la m ê m e chose m ’a d i t P y r a m o w i c z à qui il en fi t lectu re hie r au soir. On p r é t e n d par le style d ’en a v o ir reconnu l’aute ur, m a i s on n ’a pas v o u lu me le n o m m e r e t je n ’ai p a s in s is t é . Si le v r a i p a tr io t i s m e p o u v a it fa ire usage du m ê m e gen re d ’écrits p o u r r e p a n d r e les lu m iè r e s et la v é r i té , q u ’il serait a gréable d ’a p p r e n d r e à a im e r le bien général, à co n n a ître les lois, à s e r v i r sa P a trie dan s des broch u res a m u s a n tes! Le T h é â tr e ser a it en p a r t ie une école de ce genre: m ais qu e nous s o m m e s loin enco re d ’en a v o ir un en P olo gn e“ (AGAD, A rchiw um publiczne P o
A g a 4, k tó ra bierze w obronę Ignacego Potockiego, K o łłąta ja i króla,
zaś a u to ra R o z m o w y szuka w renegackich kołach Branickiego, na k tóry m nie zostaw ia suchej nitki.
D rugim znanym d ru k iem pozostającym w ścisłym zw iązku z R ozm o w ą je st b roszu ra pt. S p o tk a jm y ż się, nóż po sobie 5. N ieste ty, tru d n o sobie poradzić z n ależy ty m jej ustaw ieniem . M arnie w ierszow ana, pośw ięca dla ry m u sens — zagadkow y, pełen ta je m niczych alu zji i niedom ów ień. C ny jest w niej K izlar Aga, ,,co praw dę lubi i tą w as czubi”, ale obok tego:
N ie p ad n ie jed n ak Solon i K ady, O w szem , z nich k ażd y niech długo żyje, Są ci p otrzebni, je ś li o jczy sty D uch w sobie m ają, niech żyją długo, B ęd zie to p rzyk ład dla w szy stk ich czysty I dla nas szczęściem , i im zasługą...
Zagadkow y jest i a u to r Kizlara Agi, nazw an y po prostu h o ły szem, w ieszającym się u klam ki pańskiej.
Z kolei rzeczy i ta pozycja spotkała się z rep lik ą w broszurze pt. S ta ry szlachcic do n o w y c h 6, ale nie m a w niej żadnej w zm ianki
o Rozmowie.
Nie do pom yślenia natom iast, aby w szystkow iedzący Zabłocki mógł nie znać praw dziw ego nazw iska a u to ra R ozm ow y, gdy w w ie r szu Głos poczciwego do poczciwych pisał:
C iesz się sk u teczn y m p ięk n ej tw o jej pracy p lon em C ny autorze R o z m o w y K a d e g o z S o l o n e m 7.
In te rp re ta c ja tego fra g m en tu p rzedstaw ia w pierw szej chw ili trudności. Głos jest odpow iedzią n a p am flet biskupa K ossakow skiego pt. Czarownica, k tó ry uk azał się niedługo po w y d an iu Rozm ow y. S tw arzało to dla Zabłockiego doskonałą okazję do po rach u n k u z nielu b ian y m biskupem . W tra k c ie pisania Głosu nie mógł się jednakow oż opędzić dręczącej go m yśli, że to Rozm ow a stw orzyła p recedens i dała do rą k K ossakow skiego ,,użycie n ieznanej b ro n i”, tj. now ej fo rm y p am fletu w zorow anej na Rozmowie, inaczej tylko p rzy k ro jo n ej. S tąd pow yższa dw uw ierszow a apostrofa, w trącona bez
4 B ibl. Jagieł., sygn. 249.692 I.
3 B ibl. U n iw ersy teck a w W arszaw ie, sygn. 4.20.5.171. fi Bibl. U n iw ersy teck a w W arszaw ie, sygn. 4.18.8.13.
7 F. Z a b ł o c k i , P ism a . Z ebrał i w y d a ł B o lesła w E r z e p к i. P ozn ań 1903, s. 257, w . 25-26.
L IT E R A T U R A SE JM U W IEL K IEG O 141
zw iązku z atak iem na Kossakowskiego, jest w yrazem w y rz u tu skie row anego m arg inaln ie pod adresem „cnego” au to ra „pięknej p rac y ”, za jaką Zabłocki uważa Rozmowę. W yklucza to oczywista jak ąk o l wiek możliwość przypuszczenia, że Zabłocki uważał Kossakowskiego za au to ra R o zm o w y (dwuwiersz nie m iałby w tym w y padku sensu) —■ ale kto był ty m autorem , Zabłocki mimo w szystko nie powiedział.
Nie robiłem dalszych poszukiw ań i prawdopodobnie nie w yczer pałem w szystkich możliwości, aby wyśledzić, czy jeszcze kto gdzieś nie w spom niał Rozm ow y. Nie m a to zresztą większego znaczenia. Broszura, jak się m ożna zorientow ać, była na gruncie w arszaw skim raczej m ało znana. Nie p rzelaty w ała z rąk do rąk, jak m aw iał S tan isław K ostka Potocki, stąd i dyskusja nad nią nie p rzy b rała szerszych rozm iarów . Tem at był zresztą drażliw y, a więc m ożliw y do tra k to w a n ia tylk o bardzo oględnie.
W ty ch w a ru n k ach spraw a w ykrycia praw dziw ego au to ra
R o z m o w y nie ruszy łab y z m iejsca, gdyby nie pomógł przypadek. Do
przygotow yw anego przeze m nie dla W ydaw nictw a O ssolineum zbioru pt. „S tudia i szkice h isto ry czn e” potrzebow ałem n iek tó ry ch in fo r m acji o P o lakach na gruncie w iedeńskim w dobie S ejm u W ielkiego. Chciałem znaleźć bliższe dane o zabiegach naszych m alkon ten tó w u gabinetu wiedeńskiego. Nie obojętną była też dla m nie rola po szczególnych osób ze stałej kolonii w iedeńskiej, w śród któ rej n a j w yb itn iejszą i n ajb ard ziej w pływ ow ą postać stanow ił książę feld m arszałek Adam K azim ierz C zartoryski, generał ziem podolskich i poseł lubelski na sejm . N iestety, nie m iałem w iele szczęścia. M iarodajne doniesienia w iedeńskie naszego posła F ranciszka W oyny 8, niew iele przynoszą. Ale skądinąd cenna okazała się in fo r m acja o pobycie S tanisław a K ostki Potockiego w W iedniu w listopa dzie 1790. N aprow adziła m nie ona na m yśl przeszukania k o respon dencji Potockiego w W ilanow skim A rchiw um P olitycznym Poto c kich, dziś w AGAD, w nadziei, że może znajdzie się tam jakaś rela cja Potockiego z tej podróży. R elacji żadnej nie odszukałem , ale n a tra fiłe m na listy W oyny pisane do Potockiego, stanow iące n a j w idoczniej frag m en t obszerniejszej m iędzy nim i k o re sp o n d e n c ji9. I oto w liście W oyny z 30 listopada 1790 znalazła się następ u jąca inform acja:
F eld m arszałek zdaje się bardzo k on ten t z now in ostatn ich , które z P olsk i odebrał, z u k on ten tow an iem rozgłasza w iad om ość o sejm ik ach p od oi-8 A G A D , Zbiór P op ielów , vol. 90.
skich, gdzie, jak on p ow iad a, z p artii X cia G enerała w ie le szlach ty b yło zrąbanych.
G enerał a rty lerii n ap isał jak ąś w iersza m i b a jeczk ę o tchurzach. Jam jej jeszcze n ie czy ta ł, ale ją F eld m arszałek bardzo w y ch w a la ł. R ozdaje tu tak że F eld m a rsza łek x ią żec zk ę pod ty tu łem R o z m o w a S o l o n a z K a d y m. Już m ię n iezm iern ie nudzi, n ie w iem , jeżeli gdzie m in ister P o lsk i przez sw oich rod ak ów ty le m a do w y cierp ie n ia co ja. P roszę m ieć na p a m ięci m oje w y b a w ie n ie [...].
I ta k w sposób nieoczekiw any nie jedn a, ale n aw et dw ie zagadki (do d ru g iej w rócę jeszcze niżej) zostały od razu rozw iązane. A u t o r e m b r o s z u r y Rozm ow a Solona z K a d y m o k a z a ł s i ę A d a m K a z i m i e r z C z a r t o r y s k i .
T eraz już m ożem y zrozum ieć i ocenić opinię M ałachowskiego i Piram ow icza, zachw yty P iattolego i p ełne szacunku zastrzeżenia Zabłockiego. M am y do czynienia z autorem , k tó ry n a swój czas był osobistością zupełnie niepospolitą, człow iekiem niezw ykle u ta len tow an y m i w ykształconym , dobrym obyw atelem i nieposzlakow a n ym p a trio tą . Ale obok tego ten w ielki m ag n at jest sam w sobie indyw idualnością bardzo złożoną, k tó rą po dziś dzień tru d n o jakoś ustaw ić n a tle panow ania S tan isław a A ugusta. Jego postać rozsadza w szystkie ko nw encjonalne ram y. Co k ro k spotykam y jakieś nie dopow iedzenia albo zagadki w jego postępow aniu, a bez ich rozw ią zania tru d n o się pokusić o n ak reślen ie w łaściw ego p ro filu h isto ry cz nego. W naszym w ypadku jedno je st pew ne: ogłaszając Rozmow ę nie m iał a u to r z pew nością n a m yśli jak ie jś ro zg ry w ki z osobami. W broszurze dał u p u st sw em u znanem u i głośnem u w swoim czasie poczuciu h u m o ru i dow cipu w sto su n k u do ludzi, k tó ry ch znał i cenił. W artościow y jest w niej niezaprzeczenie w ielki i praw dziw y realizm h isto ry czn y , ale rów nocześnie nie była ona politycznie dobrym posunięciem . Nie b yła przede w szystkim nie n a rę k ę opozycji, z czego n iew ątp liw ie i sam auto r zdaw ał sobie spraw ę. S tąd broszura nie znalazła się w sprzedaży, rozdaw ał ją C zarto ry ski osobiście w W iedniu. N ie d ruk ow ał jej też w W arszaw ie, lecz
praw dopodobnie w W iedniu, a może w G alicji, dokąd nie sięgała poza ty m k o m p etencja u rzęd u m arszałkow skiego, spraw ującego
m. in. n ad zó r n ad d ru k a rn ia m i w W arszaw ie.
N ad ty m m om entem , n a k tó ry u nas nie zwrócono dotychczas n ależy tej uw agi, m usim y się na chw ilę zatrzym ać. U rząd pilnow ał gorliw ie obow iązującego zakazu k ry ty k i w d ru k u p ra w zapadłych. Chodziło tu, rzecz jasna, nie ty lk o o zapobieżenie niepożądanej k ry ty c e u staw sejm ow ych, ale rów nież o w yelim inow anie z kręgu
L IT E R A T U R A SE JM U W IE L K IEG O 143
jakiejkolw iek d yskusji zarów no praw odaw cy, jak i osób sk ład ają cych rząd. Przez to skrępow ano zasadniczo poważnie możliwości swobodnej dysk usji politycznej w ogóle, co z kolei zrodziło troskę „o wolność m yślenia, pisania i drukow ania jako isto tnej ch arak tery sty czn ej własności narodu w olnego”. Tak ujm ow ał spraw ę C zartoryski, gdy z powagą i szacunkiem wobec obowiązującego p ra wa, ale śm iało i otw arcie zwrócił uw agę w sejm ie na to doniosłe zagadnienie. O kazję po tem u dały m u dwa pism a, „czyli potyczka literack o -p atrio ty czn a n ad zaborem skór bydlęcych na S k arb R z p lite j” . Dwa kolejne przem ów ienia C zartoryskiego na sesjach sejm ow ych, 177 i 178, w dniach 22 i 23 października 1789, spraw iły poruszenie. A trakcją był dostojny, pow szechnie szanow any poseł i w spaniałe pod w zględem form y opracow anie jego m ow y na ta k a k tu a ln y tem at. Mówca głosił:
Pism o, szlach etn e rozum u ludzkiego dzieło, jest sk ład em m y śli, które człow iek u p ow szechnia z żyjącym i i żyć po nas m ającym p ow ierza. J eżeli pism o św iad czy zdanie w ła sn e p iszącego, jeżeli osób n ie czerni, jeżeli ob yczajn ości nie kazi, czło w iek o w i lub sp o łeczeń stw u szkody nie p rzyn osi, w y ję te jest od sądu ja k iejk o lw iek zw ierzchności, i stąd to w y p ły w a w o l n ość druku, dar od ty lu N arodów żądany, który przy sam ym zbytnim zażyw an iu w w o ln y m k raju nigdy dość szan ow an y być n ie m oże [...]. M yśleć sobie n ie zabronił człow iek i w chodząc w sp o łeczeń stw o ludzi zabronić n ik om u nie m ógł, chybaby się rozum u w y rzek ł [...]. O b y w a tel [...] zaw sze ma praw o w y m ó w ić sw oje zdanie, zaw sze w ym u szon e m il czen ie b yłob y srogim gw ałtem jego w oln ości [...].
Z resztą „obyw atelow i wszystko wolno, co porządku społeczeń stw a nie n a ru sz a ”, i tylko targnienie się paszkw ilem osobiste na
p ry w a tn ą sław ę obyw atela wyłączyć od wolności d ru k u należy. Rozgłos, jaki te przem ów ienia zyskały, spraw ił, że n atych m iast w ydano je drukiem . Ale rzecz ciekaw a, że ta m ała skrom na b ro szura O wolności d ru k u у o dwóch pismach z powodu zaboru skór
na Skarb Rzplitej niedawno w yszłych , bez k a rty ty tu ło w ej i nazw is
ka au tora, szybko poszła w zapom nienie. N ikt z badaczy później jej nie czytał, a n aw et E streich er dziw nym tra fem nie d o tarł do roz
w iązania ta k p rzejrzy stej tajem n icy jej autorstw a.
W kołach p atrio tó w m owa w zbudziła zastrzeżenie. Z ich ram ie nia zareagow ał na nią znów Zabłocki, w pięknym w ierszu Do ks.
Imci Adam a Czartoryskiego, posła lubelskiego, z okazji głosu jego za wolnością pisania i druku, lecz zarazem ganiącego osobiste paszkwile 10, a w ypadki nauczyły, że jednak nie C zartoryski, a Za
błocki i jego m ocodaw cy m ieli w ty m czasie rację. C zartory ski nie okazał się i tu p rzew idującym , p rak ty c zn y m politykiem . W ielki h u m anista, k tó ry nie rozum ie, jak m ożna w życiu politycznym zapom i nać o zasadach stanow iących jeden z fu nd am en tów wolności narodu, nie liczył się zupełnie z istn iejącą sy tu a c ją polityczną, staw iając na swój sposób zagadnienie w olności pisania i d ruk u.
N iejedno w ystąp ien ie C zartoryskiego w czasie S ejm u W ielkiego uw ażano z ty ch w zględów za niew y raźne i niezrozum iałe. T ym czasem nic takiego nie m iało m iejsca. C zarto ry sk i na m om ent nie zszedł z linii politycznej stro n n ictw a patriotycznego, zawsze na usługach Rzeczypospolitej od niczego się nie uchylał. Od czasu do czasu tylko, p atrząc z w yżyn swoich ogólnoludzkich ideałów, czuł p otrzebę d ania jakiegoś w y razu sw em u odm iennem u sposobowi p a trz en ia na rzeczy i ludzi. C zynił to w poczuciu człow ieka w olnego i nie skrępow anego, z nieodstępną pogodą i hum orem , ale z re z u lta tem , k tó ry św ietnie u jm u je dw uw iersz k u rsu ją c y po W arszaw ie:
U przejm y, luby, na pozór grzeczny, N iejed en doznał, ja k nieb ezp ieczn y.
Z ty ch n a stro jó w i z tego w sto su n k u do re s try k c ji rządu k ry tycznego n astaw ien ia a u to ra pow stała R ozm ow a Solona z K adym . Z tego sam ego do pew nego stopnia źródła bierze początek jeszcze jed n a b ro szu ra C zartoryskiego — Fragment z rąkopisma arabskie
go n . P u n k te m w yjścia F ra g m e n tu jest ponow nie osoba Potockiego
jako K iesed ara i dzieje jego k a rie ry , k tó ra dopiero po zaw arciu sojuszu z K ad y m -K o łłątajem w eszła na realn e to ry . W spółpraca obu doprow adza do u chw alenia dzieła „na trzeciej kw adrze Szaba- nu przed R am adan em ”, ale ileż to trz e b a było zwalczyć n a jro z m aitszego ty p u trudn o ści, zanim się do celu doszło. W ysiłek i po m ysłowość po lityczno-propagandow a K adego zostały postaw ione wysoko, sta je się on działaczem pierw szoplanow ym , spiritus m ovens akcji, podczas gdy K iesedar w ykazuje raczej dużo obrotności, a tro s ka o w łasną pozycję dom inuje w jego działaniu. Pod tym w zględem zaszła widoczna zm iana w ocenie C zartoryskiego na korzyść K oł łąta ja .
Je d n a k p u n k t ciężkości b ro szu ry leży w czym ś innym . O ile w sto su n k u do k o n sty tu c ji 3 m aja a u to r nie precyzuje sw ych po glądów, o ty le m a dużo zastrzeżeń w stosu nk u do m etod p ro p ag an dowych, jak ich użyto, aby pozyskać dla niej opinię publiczną. Razi
L IT E R A T U R A S E JM U W IE L K IE G O 145
go pogardliw e przem ilczanie „w iekopom nych“ sejm ów u p rzed nich, w yszydzanie dawności, przypisanie w szystkiego jednem u „gw ałtow nem u dniow i“, k tó ry na potom ne czasy święcić kazano. A tym czasem stw orzono „urojoną wolność" i „in teres n aro du ślepe m u puszczono losowi". N ad tym w szystkim g óruje zawsze dobry hu m or i dowcip autora, którego pew ne pow iedzenia i określenia są wręcz niezrów nane. K ady np. to „derw isz z profesji a nie z powo ła n ia “ , Sadr-A zew a-M ałachow ski „człowiek czysty, cnotliw y, dobrze sw em u krajo w i życzący [...]. P o w tarzał on za drugim i, że nie było gw ałtu, bo tru p a nie było". P adysza-król po zaprzysiężeniu kon sty tu c ji
w z y w a całą zgraję sp rzysiężeń ców do przyb ytk u n ajb liższego, m ieniąc, iż przez to całość Salkop się zaręcza. B ieg ły także z sw ą p rzy sięg ą w tym tłu m ie i p ięk n e gład yszk i, w raz z tym i, które by jeszcze rade m ięd zy n im i być policzonym i, że i kochać, i rodzić nie będą, jak ty lk o przyjaciół n ow ego Rządu...
T rudno m nożyć szczegóły; trzeb a cały u tw ó r przeczytać, aby należycie ocenić hum or i dowcip autora.
Fragm ent w yszedł praw dopodobnie w sierpniu lub w rześniu 1791.
C zartoryski tym czasem nie k ry ł swoich krytyczn ych opinii wobec zaufanych. W zw iązku z ty m król pisze do posła W oyny 27 lipca z w idocznym zaniepokojeniem :
C zytałem list z W iednia, w k tórym w ła śn ie to w yrażan o, że po przyjeźd zie do W iednia K sięcia G enerała n a w et ci P olacy, k tórzy dotąd ch w a lili naszą rew o lu cję w W iedniu, zaczęli ją ganić. Ja tego n ie pojm u ję, ani tem u w ierzę. Jednak zdało m i się o to sp ytać W P ana [...] lz.
N iedługo później, w sierpniu, szerzą się plotki, gorliw ie kol portow ane zwłaszcza przez m alkontentów , że C zarto rysk i stał się szefem k o n trrew olu cji.
Czy p rzy szerzeniu ty ch opinii nie odegrała jak iejś roli broszura C zartoryskiego? Pozory m ogły świadczyć przeciw niem u. A jednak W oyna 27 sierp n ia 1791 zapew nia króla, że C zartoryski
n ie tylk o o dobroci tej K on stytu cji je st przekonany, ale że g orliw ie zaw sze przy niej obstaw ać będzie. Z tym się tu X że G enerał w każdej ok azji g łośn o ośw iad czał i zap ew n e w tej m ierze żadnej m alk on ten ci n ie m ają w ą tp liw o ści, a le radzi by takim i bajk am i rzu cić ziarno n iezgod y i n ieu fn o ści [ ...] 13.
12 A G A D , Zbiór P op ielów , vol. 90. 13 Jak w y żej.
M usim y pow tórzyć to samo, cośm y już p rzy R ozmowie pow ie dzieli: ogłoszenie F ra g m e ntu było rzeczą politycznie ryzykow ną i staw iało a u to ra w św ietle niew yraźn ym . M iał zresztą C zarto rysk i świadom ość tego, gdy we Fragmencie pisał o sobie, że „jeśli w życiu co złego uczynił, to chyba, gdy m u się tra fiło w yrzec powieść nie dość dow cipną“ . Skłonny jestem wziąć a u to ra w obronę przed tym „ sam o k ry ty czn y m ” zarzutem . Fragm ent b y ł dow cipny, ale jako p is mo p olityczne nie na czasie, jeżeli w ręcz nie szkodliw y.
Nie znalazłem poza ty m śladu zainteresow an ia Fra g m e n te m w opinii publicznej. W gruncie rzeczy w ypadki ta k szybko szły po sobie, że praw dopodobnie nie było ani czasu, ani możności zajm o w ania się ta k ą błahostką. Idąc po linii n ajm niejszego oporu, ko rzy sta ją c z pozorów, okrzyczano później Fragm ent jako złośliw y pam flet, a odpow iedzialność auto rsk ą złożono ponow nie na K ossa
kowskiego, nie bacząc, że tego ty p u u tw ó r nie m ieści się zupełnie w ram ach jego p rac literackich, k tó re np. nie w y kazują nigdzie n ajm niejszego śladu zain teresow ań orien taln y ch , pasjonujących
w ty m czasie C zartoryskiego.
T rzy w yżej w ym ienione b ro szu ry nie w y czerp u ją praw dopo dobnie w szystkiego, co C zarto ry sk i w ydał w czasie S ejm u W iel kiego. M uszą być jeszcze i inne pism a, k tó ry c h na razie jako utw o rów C zartoryskiego nie znam y. Do tak ich zaliczam zagadkow y
W yp is z k ro n iki W ity k in d a , którego au to rstw o — nie wiem , kto
pierw szy i na ja k ie j podstaw ie — przypisano Franciszkow i Sale- zem u Jeziersk iem u. Na uzasadnienie tego nie przytoczono żadnej przeko n y w ającej racji, co w ięcej, jedy ne m iaro d ajne św iadectw o K o łłątaja przeczy tej tezie, bo n ie podał on W y p is u w biografii Jezierskiego. T rudno operow ać w tym w yp ad ku argu m en tem , że K ołłątaj m ógł przeoczyć tę pozycję. T aki gołosłow ny arg u m en t niczego nie załatw ia, a cóż dopiero w odniesieniu do K ołłątaja, k tó ry , jak w iadom o, p am iętał zawsze o w szystkim i nie do pom yś lenia, aby pisząc apologię Jezierskiego pom inął ta k stosunkow o w ażną pozycję. Nie zwrócono poza ty m uw agi na fak t, że W yp is zarów no tem aty czn ie, jak i fo rm aln ie odbiega od c h a ra k te ru tw ó r czości Jezierskiego.
Nie wchodząc w dalsze szczegóły, w yrażam p rzekonanie, że au to rem W y p is u jest C zartoryski. E ru d y c y jn y ty tu ł h isto ry czny i przypisy, p ięk n y a rch aizu jący język — to jed n a stro n a u tw oru przem aw iająca za tym . Obok tego u d erza doskonała znajom ość ludzi i stosunek au to ra do nich. C zytając np. c h a ra k te ry sty k ę W
ichro-L IT E R A T U R A SE JM U W IE ichro-L K IE G O 147
pęda-B ranickiego w yczuw a się, że au to r zna go z bliska i m a coś 0 nim do pow iedzenia. W k o n stru k cji opowieści przeziera ta sam a m etoda co w Rozmowie i Fragmencie. Zakończenie — Poniński 1 B ranicki na szubienicy — jest dowcipem w yrażającym zdecydo w aną m oralną ocenę w artości obu oskarżonych. Pism o odpowiadało w ty m w ypadku w zupełności pobożnym życzeniom K uźnicy, i stąd m ylne poszukiw anie au to ra w ty m kręg u pisarzy.
Szeroki w achlarz zainteresow ań pisarskich C zartoryskiego nie zn ajdu je należytego odbicia na zew nątrz. S um ienny i — jak na swój czas — odkryw czy w ykaz E streich era dziś już nie w ystarcza. B adania rozpoczęte trzeba kontynuow ać. W arto m. in. odczytać ponow nie rzeczy stare, rzekom o znane. K to by się np. spodziewał, że w yg ląd ający z ty tu łu na dowcip, anonim ow y List Mikołaja Do-
świadczyńskiego do Teodora Weichardta do Tulczyna, radząc j e m u , aby się ożenił z Nipuanką, w ydany w r. 1787, k ry je w sobie m. in.
pow ażny w yw ód uzasadniający potrzebę rozwodów. C zartoryski w y przedza w ty m w y padku o długie lata dyskusję, jak ą u nas toczono później w dobie K rólestw a Polskiego.
P odejrzew am C zartoryskiego o autorstw o n iek tó ry ch dalszych pozycyj osiem nastow iecznych. Ale jak tu się kusić o rozw iązyw anie takich drobnych stosunkow o zagadnień, kiedy na w iele in n ych za sadniczych p y tań i w ątpliw ości nie zn ajdu jem y odpowiedzi. Nie po siadam y przecież dokładniejszej biografii Czartoryskiego, do k tó rej d o k um en ty mieszczą się w jego w ielkiej spuściźnie rękopiśm iennej i korespondencji. Czas najw yższy, aby p rzystąpić do system atycz nego zbadania tego ważnego m ateriału.
2. S tanisław Szczęsny Potocki
C ytow any wyżej list (z 30 XI 1790) F ranciszka W oyny do S tanisław a K ostki Potockiego rozw iązuje dalszą zagadkę literacką. O kazuje się, że au to rem b ajki drukow anej w form ie ulotki pt.
Tchurze jest S tanisław Szczęsny Potocki. U kazała się ona n a jp e w
niej w listopadzie 1790 i była drukow ana w W iedniu.
P rz y w szystkich zastrzeżeniach, jakie budzi osoba Potockiego, stw ierdzić trzeba, że był na swój czas człow iekiem in telig entn ym , w ykształconym i m iał am bicje literackie. Tchurze nie b y ły praw d o podobnie jego d ebiutem poetyckim — raczej finałem . Jako niebaw ny szef Targow icy nie m iał już zapew ne później czasu na zajm ow anie się poezją. Do dorobku poetyckiego Szczęsnego w najbliższym
cza-sie pow rócę, a w te d y poznam y i inne jego w cześniejsze utw ory. W zbogacą się in d ek sy naszych podręczników h isto rii lite ra tu ry o now e pozycje, ale sąd h isto rii o Szczęsnym P otockim z pew nością zm ianie nie ulegnie.
3. Zagadkow e „Z ag ad k i”
Na ud erzającą obfitość w ierszow anych zagadek politycznych k u r su jący ch w dobie S ejm u W ielkiego pierw szy zw rócił baczniejszą uw agę Ju liu sz N ow ak-D łużew ski w sw ej pracy pt. Satyra politycz
na S e jm u Czteroletniego (K raków 1933). Z eb rał on pokaźną ich
ilość (146) i w yd ruk o w ał w dodatku do swej m onografii. O ile m a te ria ł te n nie p rzed staw ia zapew ne w iększej w artości literack iej, o ty le dla każdego badacza stanow i cenną kopalnię n a jró żn o ro d n iej szych, ciekaw ych wiadom ości.
W ydanie N ow aka-D łużew skiego n astręcza już na pierw szy rz u t oka rozm aite zastrzeżenia. N ie w szystko np., co w ydaw ca podaje, jest zagadką, u k ład nie został należycie przem yślany , w zbiorze są jask raw e luki, a popraw ność sam ych tek stó w p rzed staw ia w iele do życzenia, o co zresztą tru d n o w inić w całości w ydaw cę. Ale gorsze to, że od owego czasu n ik t się ty m m ate ria łe m bliżej nie zain tereso w ał i k ry ty c z n ie go nie ro zp atrzy ł. G łów ne p y tan ie: czy zagadki są luźn y m i pozycjam i, pow stającym i od w y padku do w y padku, stąd rozproszone, bez organicznego zw iązku, i dlatego w tej form ie notow ane przez ów czesnych zbieraczy — pozostało bez odpowiedzi.
N a to zasadnicze p y tan ie daje nieoczekiw anie w y raźną — jak sądzę — odpowiedź rękopis zachow any w A rchiw um ^Głównym A kt D aw nych (w T ekach Skim borow icza, tek a X X I L/35) pt. Zagad
ki / i odpowiedzi na nie / zam ykające w sobie charaktery / lub in tryg i senatorów d u ch o w n ych / i świeckich
i
m inistrów, posłów na s e jm 1788 / i innych n iektó rych osób i kobiet / in pu blicum w ydane/ 1790 roku.
R ękopis dzieli się na dw ie części. Część pierw sza ob ejm uje se natorów , część d ru g a „zagadki n a posłów w ro ku 1788, 1789, 1790 pod k o n fed eracją se jm u ją c y c h ” . Zagadek na sen atorów jest 90, na posłów 104. W części d ru g iej m ieści się jeszcze P r z y d a te k do zagad-
kó w na kobiety, o b e jm u ją c y 14 pozycyj. Całość m a ted y 208 pozycyj,
poprzedzonych w ierszo w an ym w stępem . K ażda część o patrzona jest spisem osób, w pierw szej pt. Odpowiedzi na zagadki senatorów, w części drugiej Odpowiedzi na posłów i Odpowiedzi na kobiety.
L IT E R A T U R A SE JM U W IE L K IE G O
149 Dla m nie n ajw ażniejszą rzeczą była możność stw ierdzenia, że
Zagadki stanow iły jed n o litą całość i że były n ajpew niej drukow ane,
bo tru d n o inaczej rozum ieć słow a „in publicum, w y d a n e ” . C h arak te ry sty czn y jest rów nież tak i szczegół ja k — zaznaczony przeze m nie wyżej — u kład ty tu łu w rękopisie, k tó ry spraw ia w rażenie w iernej kopii graficznego układu k a rty ty tu ło w ej druku. Tylko co się stało z drukiem ? Nie m a najm niejszego śladu jakiegokolw iek bądź egzem plarza; co w ięcej, nie spotkałem w zm ianki o jego istnieniu. W ra cając do tego, co pow iedziałem o nadzorze m arszałka wielkiego koronnego n ad d ru k arn iam i w związku z broszurą C zartoryskiego 0 wolności druku, przypuszczam , że cały nakład został z a ję ty przez urząd m arszałkow ski w d ru k arn i, zanim wyszedł na św iatło dzienne. W kołach politycznych w arszaw skich m usiało nie być tajem nicą, że Zagadki się d ru k u ją, a zainteresow ani przypilnow ali z pewnością, aby u rząd m arszałkow ski w kroczył w porę. W gruncie rzeczy Z a
gadki na to zasługiw ały. B yły w przew ażnej części paszkw ilem
targ a ją c y m p ry w a tn ą cześć obyw atela, a na tak ie utw o ry naw et lib eraln y C zarto ryski w ydał w yrok skazujący.
Z ty m w szystkim Zagadki zasługują n a k ry tyczn e opracow anie 1 w ydanie. Może m oja n o tatk a przyśpieszy ukończenie takiej pracy, która — o ile mi w iadom o — od dość daw na je st w toku i nie potrzebnie się przeciąga.
4. „L am entacje to jest N arzekania Szczęsnowe“
Że d ruczek pod tak im ty tu łem istniał, nie ulega w ątpliw ości, ale nikt ze znanych mi badaczy nie w idział go na oczy. Nie n o tu je go rów nież E streicher. Z ygm unt K ostkiew icz, zapom niany dziś k ra kowski re d a k to r i w ydaw ca czasopisma K o ś c i u s z k o , ogłaszając
Fragment biblii targowickiej (K raków 1895) m ilcząco przesądził
spraw ę a u to rstw a L am en ta cyj, d ru k u ją c je razem z F ragm entem jako dalszy ciąg u tw o ru Niem cewicza. Ż adnych p rzy ty m objaśnień nie podał, prócz adnotacji n a odwrocie k a rty ty tu ło w ej o w ydaniu
Fragm entu w W iedniu w ro k u 1793. Ale przy w iedeńskim pierw o
d ru k u Fragm entu biblii targowickiej nie m a Lam entacyj; podobnie brak i m iejsca w ydania. Skąd w tak im razie w ydaw ca w ziął ich tekst? Czyżby m iał w rę k u pierw odruk? Z czego w nioskuje, że jest to u tw ó r pióra N iem cewicza? Na te p y tan ia w ed ycji Kostkiew icza, nb. jed y n ej udostępn iającej nam dzisiaj Fragment biblii targowic
Ignacy C hrzanow ski pisząc o dwóch nieznanych paszkw ilach Niem cewicza, w zbiorze Z dziejów sa ty r y polskiej X V I I I w. (W ar szaw a 1909), n atk n ą ł się w rękopisie Biblioteki Zam oyskich na
Lamentacje, ale pod ty tu łe m Treny. A utor w ykazał wiele ostroż
ności i nie dał się uw ieść pozorom. Zaznaczył, że istnieje ,,tra d y c ja ”, iż T re n y są utw orem Niemcewicza, ale uznał ją za niew ystarcza jącą wobec fak tu , że o swoim au torstw ie w tym względzie m ilczy Niemcewicz, a jego b iograf C zarto ry sk i rów nież Trenów nie wspo mina. P ostąpił słusznie, bo ta w ątła „ tra d y c ja ” to jedn a z wielu nieścisłych inform acyj Teodora M oraw skiego w jego Dziejach na
rodu polskiego, nie zasługująca n a m iano trad y cji.
Tych w ątpliw ości nie m iał już późniejszy uczeń Chrzanow skiego, W ładysław W łoch. W sw ojej rozpraw ie pt. Polska elegia patriotycz
na w epoce rozbiorów (K raków 1916) bez dyskusji p rzy jął L a m e n tacje czyli T r e n y za u tw ó r Niemcewicza. Interesu jące w tym w y
padku jest to, że ro zp raw a W łocha w yszła w P r a c a c h H i s t o r y c z n o l i t e r a c k i c h w ydaw anych przez Chrzanow skiego, k tó ry uczniow i sw em u widocznie tego poglądu nie zakw estionow ał.
Po W łochu zajął się Lam entacjam i Ju liu sz N ow ak-D łużew ski w pracy Sa tyra polityczna Konfederacji Targowickiej i S e jm u Gro
dzieńskiego (W arszaw a 1935), k tó ry uznał je za bezpośredni dalszy
ciąg Fragmentu. Nie w ątp i ty m sam ym o autorstw ie Niemcewicza, ale le k tu ra La m en ta c y j spraw ia m u zawód. W idzi w utw orze roz m aite b rak i i niedociągnięcia. M usi n ieste ty skonstatow ać, że N iem cewicz „m arnow ał dobry pom ysł“ i „znalazł się w słabej form ie“ ,
gdyż Lam entacje w p orów naniu z F ragm entem stoją o w iele niżej. Ale zam iast pójść dalej po tej linii rozw ażań — wycofał się i paru literack o zgrabnym i, ale rzeczowo nie uzasadnionym i pow iedzeniam i N iem cew icza rozgrzeszył.
Poza ty m n ik t już chyba w tej spraw ie głosu nie zabierał. W rezu ltacie spis u tw orów N iem cewicza wzbogacił się o biblio graficznie nieokreśloną bliżej pozycję pt. Lamentacje, p rzy jętą tak sobie, na w iarę, bez należytego uzasadnienia.
J a k się m a rzecz w istocie, w y jaśnia garść listów Niemcewicza z lat 1792-1793 do Ignacego Potockiego u .
Groźby targow iczan z jednej strony, p lan y szukania pom ocy d la Polski n a zew nątrz — z drugiej, spraw iły, że n ajw y b itn iejsi i eksponow ani działacze Sejm u W ielkiego w yjechali za granicę.
L IT E R A T U R A S E JM U W IEL K IEG O 151
Ignacy i S tanisław Potoccy, K ołłątaj i inni osiedli w Dreźnie i Lipsku, ale nierów nie więcej em igrantów znalazło się w W iedniu. Rząd au striack i przez cały czas nie okazał się w rogiem Polski. W tych w aru nkach W iedeń przedstaw iał dużą siłę a tra k cy jn ą i za pew niał uchodźcom możliwości w zględnej swobody działania. J e d nym z tych, k tó rzy się tu zjaw ili pierw si, był m arszałek S tanisław M ałachowski. Zaraz po przyjeździe pisze on 12 w rześnia 1792 do Ignacego Potockiego:
P ow szech n e O jczyzny naszej n ieszczęście gdy m ię już na te m iejsce za pędziło, stąd m am honor p ierw sze do JW W Pana u czynić zgłoszenie. D onoszę m u, iż stanąłem tu d. 10 curr en tis. Z astałem X cia Gen. C zar torysk iego, na w y jezd n y m po dwa razy z nim w id ziałem się. M ów iąc o krajow ych in teresach n iew iele stąd ok azyw ał dla P olsk i w sparcia, b y ł ciek a w y ośw iad czen ia k rólew sk iego nam w dniu 23 Julii uczyn ion ego w p rzystąp ien iu do Z w iązku T argow ickiego, co m u opow ied ziaw szy, b iad ał na króla, w y rzek a ł na jego n iestałość i słab ość u m ysłu , które d op row ad ziły P olsk ę do przepaści. Jednak nie traci nadziei w P r o w i -
dencii, która się nad nam i uk azyw ała [...] 13.
To była niew ątpliw ie zasadnicza, główna n u ta nastrojów , jakie w śród uchodźców panow ały, a które zastał Niemcewicz przybyw szy z P rag i 5 października 1792. Zaraz (10 X) inform uje Ignacego Potockiego, że prócz m arszałka zastał Zajączków, Linowskiego, Lanckorońskiego. „Xże Józef wczoraj z P ragi przy jech ał z niektó rym i adiutantam i, niektó rzy już na niego czekali, jako to Broniec i C hom entow ski” ie. Liczba przybyłych Polaków w zrasta. W liście z 20 października Niemcewicz inform uje Potockiego, że w W iedniu przebyw ają 94 osoby z Polski.
B utne w ystąpienia Szczęsnego są dla Polaków przedm iotem po g ardliw ych rozm ów dnia. Zawsze czynny Niemcewicz ogłasza swój
Fragment biblii targowickiej, w ydany zapewne z końcem p aździer
nika lub w pierw szych dniach listopada 1792. Egzem plarz został posłany naty ch m iast Ignacem u Potockiem u, a niedługo potem , 20 listopada, posyła m u Niemcewicz jeszcze jeden egzem plarz — „w przypadku, gdyby pierw szy nie doszedł, poszło ich w iele do P o lsk i” 17. Poniew aż Potocki — jak zw ykle — nie śpieszył się z odpowiedzią, ten drugi egzem plarz m iał być dy sk retn ą form ą przypom nienia. Jakoż niedługo później, w każdym razie przed koń
15 A G A D , A rchiw um publiczne Potockich, nr 280. 16 L isty N i e m c e w i c z a .
cem listopada, o trzym ał N iem cewicz od Ignacego Potockiego list, na k tó ry odpisuje 1 gru dn ia:
W e w szy stk im , co czyn ię i co p iszę, n a jw ięcej p rzyw iązu ję ceny do opinii JW PD, rad jestem n iew y m o w n ie, że F r a g m e n t m u podobał się, je ź li ro zerw a ł czy sty ch i n iew in n y ch , b od ajb y sp raw ił, b y zbrodniarze w e sz li w sieb ie, ale próżno, do tego stopnia sk ażen ia p rzyszli, że gardzą pogardą n a w et [ ...] 18.
W dalszym ciągu korespondencji, 18 stycznia 1793, Niemcewicz pisze do Ignacego Potockiego: „Otóż jeszcze jedną produ k cje posy łam JW PD . J e st ona Lin... na zuchw ałe pism o Szczęsnego” .
Nie ulega w ątpliw ości, że tą p ro d u k cją były Lamentacje, których auto rem okazuje się A lek san d er Linow ski, je d y n y z em igrantów , którego o to podejrzew ać m ożna. T ym sam ym m ożem y rozum ieć ich zależność litera c k ą od Fragm entu i lichotę w ykonania, o któ rej pisze Nowak. Sam o o kreślenie N iem cew icza, że posyła „pro d u k cję”, św iadczy rów nież o k ry ty c z n y m poglądzie Niem cewicza na w alory u tw o ru Linowskiego, którego m im o najw iększych am bicyj nie stać było n a nic lepszego, bo nie był pisarzem . Ale Lam entacje zapiszem y w jego biografii chwilow o n a plus. Jakżeż jask raw o odbija się na ty m tle jego późniejszy L is t do przyjaciela z roku 1795. B yłyby to więc dw a w tej chw ili znane pism a Linowskiego z tego okresu. J a k zapew nia król, było ich więcej 19. M iejm y nadzieję, że zostaną k iedyś przez badaczy u jaw nione.
18 Jak w y żej.
19 W liście do W oyny S t a n i s ł a w A u g u s t p isze z W arszaw y 29 VI 1791: „Jeden z a n ta g o n istó w rew o lu cji n aszej, S k ork ow sk i, p o seł sendom irski, szu k ał zw ad y osob istej z L in o w sk im k rak ow sk im , który przy skrom nym pozorze i p ism em , i m o w a m i tęg im i w ie le p om ógł do rew o lu cji naszej. P o jed y n k o w a li się dziś rano na W oli. O bciął L in o w sk i S k ork ow sk iego w r ę k ę i w nos. P otem sobie p rzyrzek li p rzyjaźń [...]” (A G A D, Zbiór P op ielów ,
vol. 90).
W arto przy o k a zji zaznaczyć, że L in o w sk i został w y b ra n y posłem dzięki pom ocy króla. Por. listy : L i n o w s k i e g o do króla, z K rak ow a 19 VII 1788; k r ó l a do L in o w sk ieg o , 26 V II (A G A D, Zbiór P op ielów , vol. 184).