• Nie Znaleziono Wyników

"Ja", którego nie było : transformacje podmiotowości w liryce Rafała Wojaczka

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Ja", którego nie było : transformacje podmiotowości w liryce Rafała Wojaczka"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Tomasz Kunz

"Ja", którego nie było : transformacje

podmiotowości w liryce Rafała

Wojaczka

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 85/4, 74-95

(2)

Pamiętnik Literacki LXXXV, 1994, z. 4 PL ISSN 0031-0514

T O M A SZ K U N Z

„JA ”, K T Ó R E G O N IE BY ŁO

T R A N SF O R M A C JE P O D M IO T O W O Ś C I W LIRYCE RAFAŁA W O JACZK A

Wprowadzenie

W w ysokim sto p n iu nieostry, chw ilam i zaś n ad e r tru d n y do ro zp o zn an ia ob raz, jak i w yłania się z lektury tekstów krytycznych pośw ięconych liryce R afała W ojaczka, daje w istocie nikłe pojęcie o form acie artystycznym jego tw órczości. R etrospektyw ne spojrzenie na historię recepcji dzieła poetyckiego a u to ra Innej bajki ukazuje przede w szystkim w yraźny o p ór, z jak im p rzenikało o n o w o b szar lekturow ego zaciekaw ienia b adaczy lite ratu ry polskiej. F ak ty cz­ nie nie dysponujem y dzisiaj satysfakcjonującym obrazem krytycznym o d o ­ statecznej sile no rm otw órczej, zdolnej wywrzeć wpływ n a form ę fun kcjon ow a­ nia poezji W ojaczka w śród szerokiej publiczności literackiej. Rolę tę spełnia, zastępczo, zm istyfikow ana legenda literacka — i to ona, w głównej mierze, inscenizuje dzisiaj obiegow y i krytyczny ch a ra k te r o d b io r u 1 tej liryki. Z górą 20-letnia h isto ria recepcji tw órczości R afała W ojaczka jest w dużej części h isto rią zm agań z natręctw am i poetyckiego m itu, n a k tó reg o o stateczn ą form ę złożyły się zaró w n o m istyfikacje krytyki, ja k i p rojekcja czytelniczych oczeki­ w ań sensacyjnej natury. D zisiaj je d n ą z głów nych przeszkód w zracjo nalizo w a­ niu ow ego m itu jest fakt, że w św iadom ości o dbiorcy funkcjonuje on b ard zo często w kontekście innych pow ojennych legend literackich i byw a np. łączony z ta k istotnie różniącym i się od niego legendam i A ndrzeja Bursy czy M ark a H łaski.

M it w ypaczył z czasem realny k o n tu r zdarzeń, a dzieło W ojaczka w pisane zostało w zm istyfikow any, lecz bezpieczny i łatw o przysw ajalny kształt zbiorow ego ko m un ału, k tó ry p o rząd k u je ró ż n o ro d n ą rzeczyw istość poezji w edług schem atów k u ltu ry m asowej. T o z jej n a d a n ia stał się W ojaczek jed ny m z b o h ateró w p opu larn ej w latach osiem dziesiątych an tologii K askaderzy literatury, k tó ra p o d szyldem „czarnej poezji” g rom adziła tak odm ienne indyw idualności twórcze, ja k Andrzej Bursa, E dw ard S tachu ra, H a lin a Po- św iatow ska czy R yszard M ilczew ski-B runo.

1 Zob. A. K ł o s k o w s k a , Potoczn y odbiór i funkcje literatury. W zbiorze: M im esis w litera­

(3)

Jeśli dla wielu czytelników opłotki literackiej legendy w yznaczają dziś ostateczny pułap w rażliw ości estetycznej, jest to w dużym sto p n iu w iną krytyki, k tó ra nie potrafiła w ydobyć się z zaklętego kręgu lęków, obscenii i som atyzm u tej poezji. Isto ta zjaw iska, k tó rem u n a im ię Rafał W ojaczek, p ozo staje właściwie nieznana. P rzyznaje się dzisiaj au to ro w i Innej bajki m iano „m oże najw iększego talen tu swojej generacji” 2, p o d k reślając rów nocześnie słabe zainteresow anie kryty ki literackiej jego poetyckim d orobkiem .

Sezon, czyli kryzys podmiotowości — zarys problemu i próba diagnozy

P ozbaw ione o p arcia w postaci stabilnej, k oh erentnej stru k tu ry sem antycz­ nej, dzieło W ojaczka rozm yw a sw oją (z)w artość w chaotycznej ekspresji obsesyjnych lęków i zagrożeń, dręczących św iadom ość w yobcow anego, w yd a­ nego śmierci indyw iduum . Ale w p rzed sio nku poezji zatrzy m u ją się ci, któ rzy zapo m in ają, że ów „w spaniały ob łęd”, sym ulow ane („bezm ierne i ś w i a d o m e rozprzężenie w szystkich zm ysłów ” 3) czy autentyczne szaleństw o praw dziw ej poezji skryw a w sobie zawsze poety cką m etodę. W skazanie, w po zo rn ie nie zróżnicow anym p o rz ą d k u dzieła, centralneg o przebiegu, w okół któ reg o k ry s ta ­ lizują się sensy, jest w łaśnie zadaniem krytyki. N iestety, w obec nieum iejętności w yróżnienia porząd k u jąceg o zam ysłu autorskiego, zw yczajem niem al że stało się trak to w a n ie tw órczości W ojaczka ja k o zbioru, całości n iep od atn ej na niuansujące zróżnicow ania. P ró b y system atyzacji ograniczały się n a o gół do w yodrębnienia ch arak tery styczny ch bloków tem atycznych.

Tym czasem poezja W ojaczka m a ch a ra k te r zdynam izow any i pom ijanie jej procesualności, jej asp e k tu ew olucyjnego uznać trzeba za zabieg deform ujący. M odel w ielokierunkow ych zależności, k tó ry ujaw nia nam ysł krytyczny, p o sia­ d a zaró w no w w arstw ie form alnej, ja k i n a poziom ie św iata p rzedstaw ionego c h a ra k te r zdecydow anie dynam iczny. P oezja a u to ra N ie skończonej krucjaty w ykazuje w yraźne cechy ew olucji — w swej poetyce, od aw ang ard ow ego różew iczow skiego w zorca, dom inującego w d ebiutanckim tom ie, ku klasycznej form ie późniejszych wierszy, w k tó ry ch odnaleźć m ożna najbardziej k u n szto w ­ ne w zorce m etryczne i stroficzne, w ym agające od a u to ra niepośledniej biegłości w arsztatow ej o raz gruntow nej znajom ości rodzim ej i obcej tradycji poetyckiej. R ów nież tem atyk a, m otyw y, d o b ó r chw ytów poetyckich o raz sposób kreacji św iata przedstaw ionego ulegają zm ianie, stan ow ią św iadectw o ciągłych p o ­ szukiw ań i tw órczego rozw oju, któ reg o zw ieńczeniem m iał się o k azać — z d ojm ującą precyzją zap ro jek to w an y i w ykonany — p ro g ram „poetyckiej transgresji”, poetyckiego od-osobnienia.

Z asadniczym p rzedm io tem naszych zain teresow ań będzie w dalszym to k u p racy problem kreacji i ontologicznego statu su „p o d m io tu w y pow iadającego” o raz b o h a te ra lirycznego, pojęty ja k o „w iążący” w perspektyw ie całego dzieła. Słusznie po w iad a bow iem Jacek Lukasiew icz:

2 Zob. „N agłos” 1991, nr 4, s. 140.

3 A. R im b a u d , List jasnow idza. Cyt. z: A. M i ę d z y r z e c k i , Rimbaud, Apollinaire i inni. W arszawa 1988, s. 74.

(4)

76 TO M ASZ K U N Z

Liryka nie była dla Rafała W ojaczka dom eną bezpośredniej ekspresji, dziedziną szczerego wyznania. Jeśli nawet nie przeczył m ożliwości takiej bezpośredniej ekspresji — nie ona go w liryce interesowała. Interesowała go, coraz bardziej, z tom u na tom — sztuka, a więc używanie i przekształcanie form. Interesowała go przede wszystkim ontologia podm iotu liryki, pojętego jako podm iot wszystkich napisanych przez poetę wierszy, podm iot całego jego d zieła4.

P ró b a zin tegrow ania własnej osobow ości, o d zysk an ia poczucia im m a- nentnej tożsam ości, w obec realnej groźby sam ow yobcow ania (dep erson aliza­ cji), a następnie p ró b a o d b u d o w a n ia podm iotow ości n a now ych, d o sk o n a l­ szych zasad ach to wielkie tem aty tej liryki. K reacyjny wysiłek stym uluje zaś ciągłe poczucie obecności śmierci, pojm ow anej ja k o „egzystencjalny sk an d a l” w świecie po zbaw ionym Boga — „daw cy nieśm iertelności”. W łaśnie „gnozeolo- gia śm ierci”, k tó ra um ożliw ić m a odnalezienie drogi do w yzw olenia „now ego życia”, będącego u ta jo n ą stro n ą życia ziem skiego, stanow i niezbędne d o p eł­ nienie o b ra zu ow ych ontologicznych eksperym entów , któ ry ch terenem stała się poezja W ojaczka.

P ro g ra m poetyckiej transgresji zak ład ał przem ianę „corporis imperfecti [ciała n ied o sk o n ałe g o ]”, w „corpus glorificationis [ciało ch w aleb n e]” — ja k b y w myśl alchem icznej form uły: „Quod natura relinąuit imperfecti, arte perficitur [C o n a tu ra pozostaw iła niedoskonałym , przez sztukę będzie w ydosk on alon e]” 5.

S próbujem y zatem , o graniczając się n a razie d o dw óch pierw szych tom ów poetyckich: Sezonu o raz Innej bajki, wyświetlić m ożliwie precyzyjnie w zajem ne relacje m iędzy w yróżnionym i wielkim i figuram i sem antycznym i — po dm iotem realnym , p odm iotem lirycznym i bohaterem lirycznym.

Jest poręcz

ale nie ma schodów Jest ja

ale mnie nie ma Jest zim no

ale nie ma ciepłych skór zwierząt niedźwiedzich futer lisich kit

Od czasu kiedy jest m okro jest bardzo mokro

ja kocha mokro na placu, bez parasola

Jest ciem no

jest ciem no jak najciemniej mnie nie ma ,

N ie ma spać N ie ma oddychać Żyć nie ma

Tylko drzewa się ruszają niepospolite ruszenie drzew

rodzą czarnego kota

który przebiega wszystkie drogi

(Sezon)6

4 J. L u k a s i e w i c z , Liryka Rafała W ojaczka. „Kresy” 1991, nr 8, s. 33.

5 Zob. C. G. J u n g , Sym bol przem iany w m szy. Przełożył R. R e s z k e . W arszawa 1992, s. 13. 6 C ytow ane tu utwory poetyckie R. W o j a c z k a pochodzą z wyd.: U tw ory zebrane. O pracow ał B. K ie r c . W stęp T. K a r p o w i c z . W rocław 1976.

(5)

Z akw estio n o w an ie tożsam ościow ych po d staw podm iotow ości ju ż w pierw ­ szym, otw ierającym debiu tan ck i tom wierszu zyskuje w tym p rz y p a d k u szczególną wymowę. Pęknięcie m iędzy „ja” a „m nie”, będące isto tą wszelkiej św iadom ości, ujaw nia bow iem głęboki „kryzys tożsam ości”, stan to żsam o ścio ­ wego w yobcow ania. „Ja”, k tó re jest tutaj p o c h o d n ą p odm ioto w ego ro z w a r­ stw ienia („Ichspaltung”), postrzegane jest z zew nątrz, przedm iotow o, przez co traci sw oistość, stając się jedynie „rzeczą p o śró d rzeczy”. N ietożsam e z o s o b o ­ w ościow ą isto tą po d m io tu , zredu kow an e wyłącznie do form alnej tau to lo g ii ,ja = j a ”, jaw i się ja k o w yobcow ana, u m ow na stru k tu ra psychiczna. „ Ja ” nie zyskuje naw et „należnego” m u o p arcia w pierwszej osobie liczby pojedynczej, ale k onsekw entn ie p o strzegan e jest ja k o istność o so b n a („ja k o ch a m o k ro ”). W rażenie obcości i nieautentyczności „spersonifikow anego” — w ro z u m ie­ niu Jungow sk im — , j a ”, po w oduje u tra tę poczucia realności istnienia św ia­ dom ego, indyw idualnego p o d m io tu osobow ego. A utorefleksja w yw ołuje z a ­ tem alienację, „w yciąga m nie ze m nie” — czyniąc m oje ego p rzed m io tem obserw acji, przekształca w Innego. Bo jed n ak o w o ść nie oznacza jeszcze id en ­ tyczności.

Najpierw przystaję przy lustrze i rozpoznaję tego, kto tam jest. W ykonuję gest jeden i drugi, uśmiecham się i kiwam głową. Tak, to jest on, mój wróg. To jest moje życie7.

L e moi est haïssable. J a jest godne nienawiści. Sezon jest zapisem stan u w yobcow ania:

w łasne ,ja ” wydaje się dziwne i obce, utracone jest poczucie realności w łasnego ciała, które odbierane jest po prostu jako przedmiot zewnętrzny, traci sens każda działalność, pojaw ia się apatia, emocje są przytępione8.

R ów nie nierzeczywisty, pozbaw iony istoty, okaleczony i obcy w ydaje się św iat zew nętrzny:

Jest poręcz

ale nie ma schodów

[

]

Jest zim no

ale nie ma ciepłych skór zwierząt niedźwiedzich futer lisich kit

Życie staje się niewłasne, nieautentyczne, niem ożliwe wreszcie; nie spo só b wziąć za nie odpow iedzialności. Poczucie od oso b n ien ia p od kreślon e zostanie przez użycie form y bezokolicznikow ej, nie-osobow ej :

N ie ma spać N ie ma oddychać Żyć nie ma

Ale Sezon to także sw oista w ypow iedź m etapoetycka. Inicjacyjne d o św iad ­ czenie autoobiektyw izacji m a bow iem swoje niebagatelne konsekw encje dla kreacji , j a ” lirycznego.

7 R. W o j a c z e k , L isty do Teresy. „Odra” 1993, nr 1, s. 33. Cytat z listu jest chyba parafrazą formuły „życie moje mój wrogu” z wiersza A. B u r s y (U tw o ry wierszem i prozą. K raków 1982, s. 91) zaczynającego się od słów: „Przecież znasz wszystkie moje chwyty”. Dziękuję prof. M ichałow i G ł o w i ń s k i e m u za zwrócenie mojej uwagi na tę intertekstualną zbieżność.

(6)

78 TO M A SZ K U N Z

W ojaczek, w brew pozoro m , m a od p o czątk u św iadom ość d y stan su kreacy j­ nego. T o w łaśnie ta św iadom ość pozw oli m u n a tw órcze i polem iczne podjęcie konw encji rom antyczn ych w Innej bajce, bez p o p a d a n ia w n aślad ow n ictw o i iluzje rom antycznej „szczerości”. „Szczerość”, w pełni au ten ty czn a i niezafał­ szow an a ekspresja w łasnego w nętrza, jest nieosiągalnym m irażem . W istocie proces tw órczy charak tery zu je wycofywanie się a u to ra z po w stającego dzieła, zarazem je d n a k instalow anie się w owym dziele k o g o ś i n n e g o , k to do czytających ^m ów i”, ow ego , j a ”-lirycznego, k tó re nigdy nie p otrafi być tożsam e „ze m n ą ”-p o etą i k tó reg o przeżycia i d o zn a n ia k o n sty tu u ją c się w języ k u zyskują niezawisły „ode m nie” językow y żywot. W języ ku lokuje się więc o d -oso bn ione, od ręb n e , j a ”-liryczne; tw ó rca ja k o o b serw ato r w łasnych stan ó w zostaje w yparty z dzieła, jego oso b a i jego , j a ” znika („mnie nie m a ”), a o puszczone miejsce zajm uje „o soba w iersza”, , j a w iersza”. M iał zatem rację Lukasiew icz, gdy recenzując Sezon pisał:

W ojaczek swoje liryczne ja odróżnia. „Ja kocha m okro” nie wydaje się użytą przez kokieterię niegram atycznością, nie m ożna by tego sform ułowania zmienić na ,ja kocham m okro” nie wypaczając bardzo wyraźnie sensu całego zbioru. [ ...] Autor tom u (jeśli nie autor wszystkich poszczególnych utworów) jest świadom dystansu kreacyjnego. W tytule odnaj­ dujemy nie tylko aluzję do M artw ego sezonu, także aluzję do Sezonu w p iekle9.

M im o iż , j a ”, pojęte ja k o au to no m iczn y p o d m io t działań, objaw ia się ju ż n a p o cz ątk u to m u w postaci rozbitej i niezintegrow anej — kalekie i n a p ię tn o ­ w ane brakiem , nie spo só b przecież zaprzeczyć św iadom ości trw ania, choćby p o strzeg aneg o ja k o o biekt obserw acji czy dośw iadczenia.

W ycofany z dzieła św iadom y subm iot obserwuje dokonaną przez siebie deformację i destrukcję sam ego siebie. O dosobnienie nie wyklucza więc subiektywizm u, tj. odautorskiej perspektyw y10.

T ak ie próby, do ko n y w an e w m akabrycznej scenerii skrajnego w y o b co ­ w an ia (Piszę wiersz), p ro w a d zą do p arad o k su . G d y zaw odzi naw et n ajp ierw o t­ niejsze dozn anie m ogące potw ierdzić rzeczyw istość egzystencji — ból fizyczny:

Siedzę w kącie w swoim pokoju zam knięty na klucz

Od czasu do czasu by sprawdzić czy jeszcze żyję szpilką się nakłuwam a do wnętrza czaszki wprowadzam świderek Ale

albo te sposoby są zawodne albo już nie żyję

— p o zo staje n apisan y wiersz, św iadectw o istnienia. Już tutaj pojaw ia się — być m oże, jeszcze nie w pełni św iadom ie p o staw ion e — pytanie o s p r a w c ę , o sub-jecta, a więc tego, k to „kryje się »pod spodem «”. N a razie realizuje się o n o pop rzez p a ra d o k s — „piszę wiersz”, choć jestem u m arły i choć wiem, że p o d ję ta p ró b a zapisu zakończyła się fiaskiem :

9 J. L u k a s i e w i c z , K rew i gwiazda. „Odra” 1969, nr 12, s. 97. 10 B. B a r a n , Postmodernizm. W arszawa 1992, s. 51.

(7)

M aczam palec w tej cieczy ciemniejącej, gęstniejącej i wypisuję na ścianie paradoks:

pierwszy lepszy trup jest lepszy od żyw ego byle martwy Przyglądam się długo dziełu każdemu słowu

każdej literze z osobna nagle zauważam że ściana jest czysta biała

T ytułow y a k t tw órczy kończy się niepow odzeniem , istnieje je d n a k wiersz, m aterialn e św iadectw o dopełnionego a k tu tw órczego, k tó ry d o k o n ał się rów nolegle z tym , będącym przedm io tem opisu. W iersz odsyła w ten sposób po w yjaśnienie do rzeczywistości pozatekstow ej, o tw iera się n a nią św iadom ie, m im o iż po zornie realizuje się całkow icie w w arstw ie auto tem aty cznej, su gero ­ wanej przez tytuł. P rzestrzeń św iata zew nętrznego i p rzestrzeń językow a w iersza n ak ład a ją się n a siebie, przez co tekst trw a zan u rzo n y jednocześnie w przestrzeni fikcyjnej i realnej. N a tym etapie poetyckiej ew olucji W ojaczek nie różnicuje jeszcze ról — b o h a te r liryczny „po kryw a się” z p od m io tem w ypow iadającym , jed n ak ż e jego osobliw a ko ndycja przygotow uje ju ż g ru n t p o d późniejsze rozszczepienie.

R zem iosło poetyckie, a k t tw órczy obiektyw izują się w utw orze ja k o tem at. P ow staw anie wiersza, jego zapisyw anie, a więc najdosłow niej pojęte do św iad ­ czanie poezji, to częsty m otyw liryki W ojaczka — łączy bow iem a k t tw orzenia z ak tem stw arzania się (przeżyw anego podm ioto w o) , j a ” lirycznego.

Przyjęte n a w stępie zawężenie p o la refleksji do p ro b lem aty k i zw iązanej z o n to lo g ią p o d m io tu n arzu ca określony to k analizy, często niezbieżnej z hierarch ią tem atów i w ątków dzieła, z pew nością powściągliwej w obec jego sem antycznych kom plikacji. Z aintereso w an ie tekstow ą, „zew nętrzną” w arstw ą u tw o rów og raniczam więc zasadniczo do w ypow iedzi au totem atyczny ch, tj. tych m ów iących o kreacji, statusie i relacjach w ew nętrznej kategorii dzieła, ja k ą jest p o d m io t w ypow iadający, z innym i osobow ym i kateg oriam i u tw o ru lirycznego, ze św iatem przedstaw ionym oraz rzeczyw istością pozatekstow ą. T ak zakreślony h o ry zo n t interp retacy jn y m usi, rzecz jasn a, obejm ow ać i te wiersze, w k tó ry ch przedm iotem refleksji staje się słowo o ra z język poetycki. Z aw arte w nich prześw iadczenia w iążą się ściśle z realizow anym prog ram em poetyckim i stanow ią po dstaw ę późniejszych koncepcji, dotyczących ontologii p o d m io tu lirycznego.

Już w Sezonie — sw oim pierw szym tom ie poetyckim — akcentuje W o ja­ czek zw iązki m iędzy słowem a ciałem, językiem a żywym organizm em . N a ­ zyw anie jest rów nocześnie czynnością p oznaw czą — p ozn ając im ię uzyskujem y zarazem w gląd w istotę rzeczy. Słowo i rzecz, ciało i im ię są wobec siebie ko m plem entarne, d o pełniają się wzajem nie:

Jest figurka ulepiona z chleba razow ego jak Twoje podbrzusze. I nazwałem ją kiedyś jak Ciebie by Twe imię nie było mi puste

(8)

80 TO M ASZ K U N Z

Słowu poetyckiem u przysługuje zdolność ew okacji, przed staw ian ia i u n a ­ oczniania:

Z nów widzę Cię żywą

[

]

Ale przecież Ciebie nie ma jest imię

Teresa co tyle jest ile m ogę sprostać

(* * *)

Tak Cię piszę biały wierszu A każda litera jest cyfrą lęku Tak smakuję Jej ciało

nieobecne, odległe o wiorstę snu

(* * *)

S form ułow ane n a m arginesie rozw ażań o poezji T y m oteusza K arp o w icza uwagi A ndrzeja Falkiew icza dotyczące ontologii język a poetyckiego posłużyć m ogą rów nież w tym miejscu ja k o dyskursyw ny k o m en tarz do poetyckiej praktyki. Pisze Falkiew icz:

N ie ma dla nas „świata”, jeśli nie został nazwany, przeniknięty naszymi systemami znakowym i. W idzimy tylko to, w co uprzednio włożyliśm y nasz język; nazywając — pow ołu ­ jem y do istnienia. A z drugiej strony nie ma dla nas J ęzy k a ”, jeśli nie został sprawdzony światem. [ ...] N ie ma wyraźnego przedziału między tym, co nazywam y Język iem ”, a tym, co odbieram y jako „rzeczywistość” — ,ję zy k ” jest rzeczywistością tak sam o i w taki sam sposób co „rzeczywistość” 11.

W ojaczkow i nie chodziło je d n a k nigdy, podkreślm y to z całą m ocą, 0 zniesienie ontologicznej separacji m iędzy dziełem a jego przedm iotem , by, ja k to ujm ow ał Rilke, „m ów ić rzeczy”. Jeśli słowo przyb iera w w ierszach W ojaczka p ozór organiczności, cielesności, to nie po to, by sugerow ać proste, b ezp o śred ­ nie utożsam ienie słów i rzeczy, ale by ustalić n ieusuw alną i konieczną zależność ufundow an ą n a zasadzie odpow iedniości, stru k tu raln e g o p od ob ieństw a, k o ­ respondencji.

Pom ysł idealnej syntezy zrodzi się d op iero w raz z koncepcją „wiersza- -osoby”, utw oru, w któ ry m cudow nie stap iają się ze sob ą słowo (poetyckie) 1 m ateria, tw orząc organizm doskonały, niezm ienny i trw ały, niepodległy neantyzacji przem ijania i śmierci. Ale synteza nie jest tu znakiem rów ności, lecz funkcją d ziałan ia zm ierzającego do ko niunkcji nietożsam ych elem entów . „P o eta m ieszka w języ k u ” — form ułę tę pojm ow ał W ojaczek z właściw ą sobie przew ro tn ą dosłow nością, tą sam ą, k tó ra ja k o znak „organiczności języ k a” kazała m u w ykorzystać dw uznaczność słow a ,ję z y k ” — m ow a i o rg an ciała (zob. M a rtw y ję zy k , Zdum iew a się mądrością). T a dw uznaczność w skazuje chyba najprecyzyjniej na ontologiczne pogranicze m iędzy rzeczyw istością językow ą i pozajęzykow ą, n a ow ą wyższą rzeczyw istość z cytow anego tekstu Falkiew icza (pozbaw ioną cudzysłow u), k tó ra od sam ego p o czątk u fascynow ała W ojaczka.

11 A. F a l k i e w i c z , M etafora metafor. O poezji T ym oteusza K arpow icza. „Teksty Drugie” 1991, nr 3, s. 84.

(9)

A m biw alentny sto sun ek do ciała ludzkiego łączy w sobie odrazę i uwiel­ bienie. W E rotyku ciało ludzkie w aloryzow ane jest zdecydow anie negatyw nie („ciało jest czarne, ciało śm ierdzi”), choć rów nocześnie określa p o żądan y i nieosiągalny p a rad y g m at transform acji języ k a poetyckiego:

N ie umiem napisać wiersza By był taki jak to ciało

N a p iętn o w an e stygm atem doczesności, staje się źródłem cierpienia. „C iało jest sm utne i ciągle dośw iadczane śm iercią. Śm ierć ciała jest jego najpiękniejszą cechą” — pisze W ojaczek w jedn ym z listów do T e re sy 12. Rów nocześnie w wielu m iejscach daje św iadectw o w yraźnej fascynacji som atycznością, „ciem ną kołyską ciała”, w której d o strzeg a byt całkow icie spraw dzalny i nam acalny.

W ruchom ym świecie w artości ciało staje się niepodw ażalnym p un ktem wyjścia wszelkiej możliwej epistem ologii, fundam entem p o zn an ia oraz rezer­ w uarem m etafor i o brazów , za po m o cą któ ry ch rzeczyw istość daje się uchwycić i oswoić. Staje się ostateczn ą m iarą m iejsca w świecie. S krajny som atyzm łączy się tutaj z rów nie radykaln ie pojętym solipsyzm em . K onsekw encje tego zjaw iska z d u żą w nikliw ością analizuje Zbigniew D ziedzicki w szkicu za ty tu ło ­ w anym Śmierć zaklęta w słow a:

Z elem entów ciała tworzy poeta nadbudow any nad językiem, nowy, autentyczny język, za pom ocą którego buduje się wypowiedź. Gwarantem autentyczności świata jest tutaj cielesny związek między podm iotem i przedmiotem wypowiedzi lirycznej. Tworzyć świat, znaczy tutaj, przeistaczać weń własne ciało. [...] . K ształtow anie świata poetyckiego z własnego ciała prowadzi z kolei do jego hiperbolizacji, aż do wym iarów kosmicznych. Jeżeli kosm os jest kreowany z ciała, to ciało uzyskuje kosm iczny w ym iar13.

S tąd ju ż tylko k ro k d o tego, aby obw ołać się dem iurgiem , k ro k do indyw idualizm u, k tó ry skłonny jest przypisać sobie stan i atry b u ty boskości. W ten sposób w kraczam y w sam o sedno realizacji poetyckich, k tó ry ch terenem stał się drugi tom wierszy R afała W ojaczka, zaty tu ło w an y Inna bajka. Jego centraln ym m otyw em jest, insp iro w an a ro m an ty czn ą i n eo ro m an ty czn ą tra d y ­ cją g eniusza-kreatora, zab arw io n a solipsyzm em , p ro po zy cja zaistnienia w stw orzonym przez siebie, n a praw ach poetyckiej m agii, świecie.

Inna bajka — próba demiurgii

O stentacyjne przyznanie sobie statu su dem iurga jest w p rz y p ad k u W ojacz­ k a dosyć czytelnym naw iązaniem do tradycji rom antycznej, p ró b ą przyw ołania konw encji poetyckich i spraw dzenia ich użyteczności w now ych zw iązkach funkcjonalnych. P ro b lem ten ro zpozn ał i w yczerpująco zanalizow ał R om uald C u d ak w pracy zatytułow anej „Inna bajka” Rafała W ojaczka wobec tradycji rom antycznej14. M y n ato m iast, konsekw entnie og raniczając zakres zaintereso ­ w ań do sfery im m anentnej dzieła, p o stara m y się po kazać, ja k no w a kreacja p o d m io to w a m o tyw ow ana zostaje w w ew nętrznym p o rz ąd k u dzieła.

12 W o j a c z e k , L isty do Teresy, s. 33.

13 Z. D z i e d z i c k i , Śmierć zaklęta w słowa. „Kierunki” 1981, nr 8, s. 8.

14 R. C u d a k , „Inna bajka" Rafała W ojaczka wobec tradycji romantycznej. „Prace N aukow e Uniwersytetu Śląskiego w K atow icach”. Prace H istorycznoliterackie, t. 10 (1978).

(10)

82 TO M A SZ K U N Z

Pojaw ienie się w poezji W ojaczka p o d m io tu o b d arzo n eg o m ocą k reo w an ia now ych, alternaty w nych światów, p o d m io tu o cechach dem iurgicznych, o k a z u ­ je się konsekw encją w łasnow olnego w yobcow ania ze św iata „sezonów ”, k tó ry zdefiniow any zostaje ja k o nie nadający się do zam ieszkania, represyw ny w sto p n iu uniem ożliw iającym au tentyczn ą egzystencję. P ró b a o d m ian y losu, ujęta w celow o dw uznaczn ą form ułę, łączącą m agiczne zaklęcie z p o k o rn ą p ro śb ą, błaganiem („zaklinać kogoś na coś”), kończy się niepow odzeniem , desperackim i rady k aln y m aktem przeklęcia świata.

Była wiosna, było lato, i jesień, i zima Był poeta, co sezony cierpliwie zaklinał

N a mieszkanie i na m iłość, na trochę nadziei N a obronę ode klęski, oddalenie nędzy

[ ]

Ale choć się wierszem wolnym trudził albo rymem Sennym szeptem, pełnym głosem, rozpaczliwym krzykiem

W iosna przeszła, lato przeszło, i jesień, i zima I poeta nie zaklina już ale przeklina

(Była wiosna, było lato)

Św iat oferuje jedynie skonw encjonalizow ane m odele życia, zgo dn e z p ra g ­ m atycznym p o rząd kiem życia społecznego; o d m o w a pełnienia przygotow anej zaw czasu roli wiąże się z groźbą u tra ty tożsam ości. L ist do nie wiadomo kogo podn o si w tym kontekście pytanie o sens i znaczenie słow a „ p o e ta ”, słowa, k tó rem u XX-wieczna p o to czn a św iadom ość o d eb rała rangę i estym ę, k tó re w rezultacie stało się synonim em nie w yjątkow ości czy nadzw yczajności, ale ledwie tolerow anego — za cenę konform izm u i użyteczności społecznej — odszczepieństw a.

Iw o n a S m olka pisała:

Słow o „poeta” znaczy w tej twórczości zarów no osob ow ość człowieka przeżywającego rzeczywistość poprzez pisanie, jak również pozycję, rolę społeczną. I przy tym podwójnym znaczeniu słow a zachodzi konflikt między poetą, czyli sposobem istnienia, a osobą pry­ watną — Rafałem W ojaczkiem 15.

T o podw ójne znaczenie w zm aga g orzko-ironiczny wydźwięk wiersza Prośba, w któ ry m poczucie o sam otnienia, alienacji i odrzu cenia po ety w świe­ cie w spółczesnym daje o sobie znać ze szczególną w yrazistością w p ostaci owej słynnej ju ż po inty: „bo poetów należy używ ać”. Iro nia, w ażny elem ent poetyki W ojaczka, nie p o w inn a nam je d n a k przesłonić autentycznego d ra m a tu „artysty o d rz u co n eg o ”. S pod m anifestow anego z p o g a rd ą p rz ek o n an ia o „w yśw ieceniu” ze społeczeństw a w yłania się dosyć w yraźna n ostalgia za rom anty czn ym m item poety-geniusza, duchow ego przyw ódcy. T radycyjny cygan, „p o eta p rzeklęty”, o d rzu cał kategorycznie wszelką więź społeczną, w ybierał sam otno ść, literaturę; W ojaczek k o n ty n u u jąc cygańską pozę cierpi w gruncie rzeczy n ad swoją u św iad o m io n ą „nieużytecznością” społeczną.

H ipertrofia o rganów ciała, n a k tó rą zw racaliśm y uw agę w zakończeniu p oprzedniego rozdziału, d o p ro w a d za w efekcie do pojaw ienia się „ciała kosm icznego” ...

(11)

G dzie mojej ręki lewej z niebem igra samiec Tam stado dojnych gwiazd i m oja śmierć je pasie

G dzie mojej ręki prawej ogródek się szerzy Tam moją żonę martwą zakopują w ziemi G dzie m oich jąder krąży podwójna planeta Tam wieszają człow ieka za to że poeta

G dzie nasienie pospiesznie porzucone gnije Tam kobietę do spazmu pobudzają kijem G dzie m ojego m ózgow ia cieknie wrąca struga Tam pijak pijąc wie już co jest dobra wódka

G dzie moja stopa lewa bieg planet popędza Tam nie ma Boga tylko jego impotencja G dzie moja stopa prawa bieg planet wstrzymuje Też nie ma Boga tylko nieskończony smutek G dzie moja m ęskość głow ą fioletow ą straszy P oślubiona dziewica regularnie krwawi

G dzie patrzę lewym okiem tam widzę; jest Polska Biskup na świni tyłem wjeżdża do kościoła G dzie patrzę prawym okiem moje życie marne Jak zwykle z przyjściem zmroku idzie pod latarnię.

(Ballada bezbożna)

K osm iczne ciało w spółczesnego M a k ro a n th ro p o s a jest znakiem d e tro n iz a ­ cji Boga, od rzu cen ia rzeczywistości ziemskiej oraz rządzących nią praw . U nicestw iając, poprzez m etaforyczną in ko rporację, p o rząd ek ziem ski, g ro ­ teskow y ty ta n p o ty k a się rów nocześnie o w łasną n ieograniczoność — p u stą i bezcelową. N a d realisty czn a wizja zatom izow anego ciała, któ reg o poszczegól­ ne org an y funk cjo n u ją w przestrzeni sam oistnie ja k o w yobraźniow e disiecta membra, stw arza w efekcie poczucie swoistej „ironii m etafizycznej”, k tó ra nie tylko rzeczyw istości em pirycznej odm aw ia zdrow orozsądkow ej niezaprzeczal- ności bytow ej. R ów nież w łasna, dem iurgiczno-kosm iczna m aterialn ość, b ę d ą ­ ca p a ro d ią „obecności” Boga, staje się przedm iotem unicestw iającej ironii. Z d ezin teg ro w an a „m aterialność” p o d m io tu p o d k reślać m a jego zw iązek ze sp ro sty tu o w an y m , j a ” em pirycznym . R zekom o w szechw ładny demiurgos, z a ­ m iast stać się now ą, w pełni o d rę b n ą subiektyw istyczną kreacją, o kazuje się zaledwie gigan ty czną projekcją , j a ” em pirycznego (co p o d k reśla to żsam o ścio ­ wa identyfikacja w yrażon a zw rotem : „m oje życie”), w rów nym sto p n iu w yobcow aną i zdek o m p o n o w an ą. P o raz pierw szy z ta k ą św iadom ością daje W ojaczek w yraz p rz ek o n an iu o niem ożności jakiejkolw iek „u p o stacio w an ej” obecności, w pisanej w form ę „ja” lirycznego.

M yślenie poetyckie, odw ołujące się b ezpośrednio do m yślenia sym bolicz­ nego, otw iera zawsze przed nam i szerszą perspektyw ę, w której p rzed m io t lub czynność, zacho w u jąc swoje dosłow ne znaczenie, objaw ia się rów nież ja k o znak czegoś innego, zakrytego. Pisze M ircea Eliade:

I tak na przykład pole uprawne jest czymś więcej niż kawałkiem ziemi, jest również ciałem M atki-Ziem i, rydel nie przestając być narzędziem rolniczym, jest fallusem, zaś uprawa ziemi jest rów nocześnie pracą „mechaniczną” i aktem seksualnym koniecznym dla hiero- gam icznego zapłodnienia M atk i-Z iem i16.

(12)

84

TO M ASZ K U N Z

W szystkie przy toczone przez Eliadego przykłady odnajd ujem y w wierszu M ów ię, dziwię się, w chodzącym w skład cyklu G enetyczne:

Ze starej Ziemi przemyciłem skrycie Kamień węgielny pod now ą kulturę. I budzę się zaraz po nieskończonym polu

— słupy horyzontu stoją zawsze dalej —

C hodzę na czworakach, szukam miejsca pod zasiew. Pług i oracz, językiem żłobię bruzdę głodną I kładę w nią ziarenko już nabrzmiałe chęcią Rośnięcia w znakom itą kromkę przyszłej strawy. Taki wątły, że jeszcze prawie niewidzialny Już ze wzruszonej gleby wynika mądry pręcik

G enezyjski w ątek Innej bajki jest p ró b ą aktyw nego uczestnictw a w „od ­ naw iającym ” akcie pow tórnej kosm ogonii. W iele archaicznych terapii zaw iera ry tu aln e pow tórzenie S tw orzenia Św iata, pozw alające ch orem u p onow nie się naro d zić i zacząć życie n a now o. W ojaczek tra k tu je tę m etod ę przede w szystkim ja k o szansę uleczenia z „u w aru n k o w a ń ” egzystencji, z p rz y p ad ­ kow ości i doczesności neantyzow anej nieodw racalnie przez śmierć.

U w ażna an aliza pozw ala dojrzeć niejednoznaczność sytuacji, w jakiej znajdu je się p o d m io t liryczny „genetycznych” wierszy Innej bajki. Jest on bow iem , w rów nym sto p n iu kreatorem , praw o d aw cą i k od yfikatorem , „cen tral­ n ą osią” N ow ego Św iata („W tym słonecznym zegarze ja jestem gn o m o n em ” — Inna bajka), co biernym uczestnikiem , św iadkiem Stw orzenia, k tó re odbyw a się bez jego udziału. O to bow iem dzieło w yprzedza a k t intencjonalny:

Las sam stanął nim jeszcze ustaliłem miejsce

Pod las N im pył kosm iczny stał się choć piaszczystym

Gruntem dobrym pod sosnę w jednym mgnieniu powiek Znikąd jak tysiącletni wyrósł ten matecznik

A wtedy By nie zwalił kosm iczny wiatr Twardnieć W nieznaną jeszcze Ziemię dok oła korzeni

M agnetycznie pył począł i pod biegłą stopą Ścieżka się rozpoczęła by dalej wydeptać

N iebo się sam o przez się zrozum iało W lesie Rósł północny kierunek mchem na pniach Południe

O scylow ało zmiennym słońcem Mira Ceti

(G eneza)

N a stą p iło tym sam ym znam ienne przesunięcie akcentów — istotniejszy staje się fakt w spółuczestnictw a w akcie kosm ogonii, k tó reg o rytm pozostaje tajem nicą, niż n ieo gran iczona w szechw ładza stw arzania.

Sam św iat n ato m iast, św iadom ie niedookreślony, istnieje w tych w ierszach ja k o p o ten cjaln a k o n stru k cja, k tó rą w staw ić m ożn a w dow olny, gotow y układ odniesienia. B ezsprzeczna w ydaje się tylko jego b ytow a ja k o ść — ok reśla ją u lu b io n a przez W ojaczka sfera, leżąca n a przecięciu „rzeczywistości tekstow ej” i „rzeczyw istości pozajęzykow ej”, k tó re egzystują zrów nan e w swej ontologii, choć wcale przez to nie tożsam e. S po ty k ają się i funk cjo nują n a rów nych praw ach, w tym świecie n a now o s t w a r z a n y m i n a z y w a n y m — słowa o ra z żywe organizm y:

(13)

Linneusz idzie pod prąd czasu; aby Znów się urodzić i między owady, ryby i słow a wpisać wasze imię

(Nieznane plemię)

„Znaleźć języ k” — to zaw ołanie R im b au d a z Listu jasnow idza jest bez­ sprzecznie je d n ą z W ojaczkow ych gw iazd-przew odniczek w d ro dze k u o s ta ­ tecznej poetyckiej transgresji, ku utopijnej m etafizyce poetyckiego św iata, w k tó ry m k aż d a istniejąca rzecz w ypełniona jest sensem. Świat m ow y poetyckiej usiłuje W ojaczek uczynić ja k najdosłow niej swoim, by m óc „w pisać” w niego w łasną podm iotow ość.

P o d o b n ie ja k d la ro m an ty k ó w , tak i dla W ojaczka:

stanow iła poezja rodzaj metafizycznej istoty, bytującej niezależnie od podm iotu tw órczego, poety; rzeczywistość, w której ten ostatni m oże uczestniczyć, ale której istnienia nie warunkuje. Bycie poetą, podobnie jak bycie mistykiem polega więc na okresowym kontakcie z A b solu tem 17.

W zw iązku z tym a k t poetycki m oże być p o tra k to w a n y ja k o czynność o w ym iarze i znaczeniu niem al że sakralnym , ja k o sui generis „ob rzęd”, sk o ro przyjm uje się m ożliw ość o bcow ania z sacrum, z N iew iadom ym . O to jed en z najniezw yklejszych i najlepszych rów nocześnie wierszy W o jaczka:

W końcu ujawnią się ci, których światłoczułe Srebro m ózgu na razie tylko rejestruje

Zamieszkujący poza granicami widma Póki ich mnie w iadom a pobudka nie wygna

Będzie to głos tak cichy, że sam nie usłyszę Będzie to głos kobiecy na nucie najwyższej

Z fioletow ego strychu wtedy po poręczy Zjeżdżając prędko miną wszystkie piętra tęczy

By na parterze w końcu stanąć jawną stopą W yglądający mniej lub bardziej purpurowo

I, wciąż idąc za głosem , rozpoczną się skradać Aby rzetelnie źródło tego głosu zbadać

I, wciąż za głosem idąc, przyjdą wreszcie do mnie Aby zastać nad tego tu wiersza brulionem

(N a nucie najwyższej)

N ie dow iem y się, kim są owi tajem niczy, zam ieszkujący p oddasze św iad­ kow ie, bardziej w idm ow i od w idm a — m oże to o dm aterialnien i ary sto k raci przyszłej duchow ej wrażliwości, którzy, uśpieni, p rzebu dzą się d o p iero na nieziem ski dźw ięk pieśni, dźw ięk tow arzyszący kiedyś p rzebudzeniu H e n ry k a O fterding ena? W iem y jedynie, że ujaw nią się kiedyś za spraw ą niezw ykłego głosu, któ reg o źró d ło zechcą poznać. W tedy:

W ciąż za głosem idąc przyjdą wreszcie do mnie Aby zastać nad tego tu wiersza brulionem

Czy oznacza to, że p o eta pochylony n ad k a rtk ą okazuje się rzeczyw istym źródłem owego tajem niczego głosu? O dpow iedzieć należy przecząco. N ieco wcześniej czytam y bow iem , iż:

(14)

8 6 TO M ASZ K U N Z

Będzie to głos tak cichy, że sam nie usłyszę Będzie to głos kobiecy na nucie najwyższej

N a ro d zi się więc gdzieś poza św iadom ością poety, k tó ry p o zo stanie jedynie n a w pół przeczuw ającym , dopuszczonym d o uczestnictw a w tajem nicy m e­ dium . F aktycznym źródłem owego głosu okazuje się zatem sam wiersz. T ylko z niego, „z m etafizycznej istoty samej poezji”, m oże em ano w ać g ł o s . N ie stoi to w sprzeczności z silnie zaznaczającym się w utw orze poczuciem p o d m io to ­ wości, nie tylko sam ej wizji, ale i tego, czego o n a dotyczy. Św iat wizji nie jest zew nętrzny w obec poety, właśnie w nim — w form ie potencjalnej — istnieje, co więcej, m iędzy św iatem a p o etą zachodzi nie tylko stosu nek poznaw czy, ale i sprawczy. N a p o do bn ej zasadzie, n a jakiej k a p ła n jest „sp raw cą” p rzeisto ­ czenia chleba i w ina podczas mszy świętej.

N ie koniec je d n a k n a tym. O to bow iem p o d m io t liryczny, należący do św iata fikcji poetyckiej, jaw n ie poza te św iat w ykracza, instalu jąc się w rzeczy­ w istości pozajęzykow ej ja k o ak tu aln y spraw ca pow stałego ju ż de fa c to wiersza. O każe się to m ożliw e tylko wówczas, gdy procesow i poetyckiem u przyznam y wagę ró w n ą ry tu aln em u spraw ow aniu ob rzędu — um ieszczając go tym sam ym w „czasie zastygłym ”, N ieruch om y m T eraz, znajdującym się po za czasem świeckim , w yłączonym z niego, choć nie pozbaw ionym m ożliw ości o dd ziaływ a­ nia w nim.

N a różne sposoby pró b u je W ojaczek „oszu kać” św iadom ość n ieo d w racal­ ności C zasu: „regenerując” go poprzez pow tórzenie kosm ogonii, d o p ro w a d z a ­ ją c d o jego sakralizacji, unieruchom ienia. W ko ń cu zaś — co p o stara m y się udow o dnić w n astępnym rozdziale — d ośw iadczając inicjacyjnej „śm ierci”, otw ierającej, ja k m niem ał, drogę ku ostatecznej, doskonałej transgresji, uw ie­ rzytelniającej m ożliw ość stan ia się nieśm iertelnym ; w ykuw ając sobie trw ałe, niezniszczalne istnienie post mortem. Poetycki p ro jek t R afała W ojaczka uw zględniał rów nież „śm ierć”, zniknięcie p od m io tu . Ale śm ierć, k tó ra m iała być tylko etapem . A lbow iem „bez uprzedniej »śm ierci« nie m a żadnej nadziei na przebudzenie się do tran scen d en taln eg o spo so b u istnienia” 18.

Nie skończona krucjata, K tórego nie było — podmiotu życie po życiu

W po szukiw aniu ontologicznej „antyob ecno ści” poezja W o jaczk a natrafia na ślad „Inneg o”. Św iadom ie, z d eterm inacją i rozm ysłem u stan ow io ne przez język poezji drugie, lepsze , j a ” zaczyna w chodzić w n ieu chron ny to żsam ościo­

wy konflikt ze w zgardzonym „ja”-em pirycznym . Liczne ko nstru k cje sobow tó- row e są tylko najbardziej d osadnym i obrazow ym w yrazem odm ow y je d n o ­ znacznej tożsam ościow ej identyfikacji. P o śró d rozm aitych realizacji tego m o ty ­ wu sp o ty k am y ujęcia klasyczne, odw ołujące się do stereotypow ych, u tarty ch rekw izytów i sytuacji — przykładem m otyw lustrzanego odbicia:

Kim jest ten, co mi się jawi w lustrze N ie kobietą ani też osobą

M gły, tylko tak okrutnie sobą Że miejsce w alm anachu dotąd puste?

(Kim je s t ten ...)

(15)

W konfro n tacji tej odbicie uzyskuje statu s odrębnej egzystencji, różnej i oddzielonej od p ierw otnego „ja”, w ym ykającej się zdefiniow aniu. T o ju ż nie tylko k o p ia — „alter ego”, to ktoś suw erenny, w kim nie sposób ro zpo znać sam ego siebie.

M otyw alienacji, neurotycznej dekom pozycji jaźni, p o w raca w wierszu W podwójnej osobie. B ohaterow i we w szystkich życiow ych czynnościach tow arzyszy, niczym cień, tajem niczy O n — homo duplex. W reszcie wiersz pt. T en trzeci, brzm iący niczym poetycki k o m en tarz do słynnego o b ra zu F ilipa O. R ungego.

K iedy d o dom u twego wchodzę, kto jeszcze wchodzi ze mną, że mnie witając oglądasz się na boki?

K iedy stawiasz nakrycie na stół i krajesz chleb kogo jeszcze zapraszasz, aby też usiadł jeść?

D o kogo, gdy odpinam ci spinkę u stanika i dotykam twych piersi, nieumyślnie się wzdrygasz?

I kto cię nagą — ranę, której mój wzrok zabliźnić nie m oże, tylko bolisz wciąż bardziej — prócz mnie widzi?

K o n stru k cje sob ow tórow e, będące u W ojaczka sygnałem alienacyjnego rozdw ojenia, w ykraczają sw oim znaczeniem po za literacką ornam entykę. N ie skończona krucjata przynosi zajm ujące, niekonw encjonalne o praco w an ie tego m otyw u, w ykorzystujące im ienną tożsam ość b o h a te ra i au to ra . R afał W oja­ czek pojaw ia się tu taj ja k o „w spólnik”, negatyw ny b o h a te r poezji, jej przed ­ m iot. W tytule w iersza L ist do nie wiadomo kogo, pochodzącego z to m u Inna bajka, znajdziem y n a to m ia st znam ienną dedykację — „N iejakiem u W ojacz- kow i”. A dresatem listu jest ktoś, kog o nie sposób precyzyjnie określić i nazw ać, ale k to istnieje ja k o p otencjalny p a rtn e r dialogu — „ty” liryczne. D edy kacja pozw ala dom niem yw ać, że o so b ą tą m ógłby być sam W ojaczek. M ielibyśm y w tedy d o czynienia z sytuacją, w której przyw ołanym ad resatem wypow iedzi lirycznej byłby a u to r, zobiektyw izow ane „ja” em piryczne, od k tó reg o „ja” liryczne dystansuje się zaim kiem „niejaki”, odnoszon ym zazwyczaj d o osoby bliżej n am nie znanej. T ak czy inaczej, w ew nątrzteksto w a relacja ja —ty (nadaw ca — adresat) m iałaby w ciąż c h a ra k te r zinterioryzow any, ograniczony do dw óch aspektów „ja” 19. Pow inniśm y je d n a k pam iętać, że:

wartość formy ty zastosow anej przez m ów iącego do sam ego siebie, wcale nie jest sprowa- dzalna do wartości ja, ale objawia się dopiero wów czas, gdy ujmie się ją jako ty, które jest ja wraz z wielorakimi konsekwencjam i takiej ekw iw alentyzacji20.

O dbiorcze znaczenie „ty” nie ulega zatarciu, lecz d o d atk o w o w zbogaca się o c z y n n i k p o d m i o t o w y . N ieu p raw n io n a jest zatem definityw na „toż­ sam ościow a identyfikacja”, zaciera bow iem po zytyw ną w ieloznaczność i sem an­ tyczne różnice, n a k tó ry ch tak zależało W ojaczkow i. Częste u niego tran sp o z y ­ cje form osobow ych to nie tylko stylistyczny o rn am en t, ale raczej „gram atyczna m etafo ra”. K ażd a z nich sta ra się wnieść ze so bą pew ien n a d d a te k sensu

19 Zob. A. W ilk o ń , Funkcje kategorii gram atycznych w tekstach literackich. „Prace N aukow e U niw ersytetu Śląskiego w K atow icach”. Język Artystyczny, t. 4 (1986).

20 A. O k o p i e ń - S ł a w i ń s k a , Jak form y osobowe grają w teatrze mowy? „Teksty” 1977, nr 5/6, s. 48.

(16)

8 8 TO M A SZ K U N Z

u stanaw iający now ą p o etyck ą relację znaczeniow ą, nie sp o ty k a n ą w stabilnej stru k tu rz e języ k a kom unikacji. N a sem antyczne zawiłości zw iązane z użyciem form osobow ych, zw racali ju ż wcześniej uw agę w swoich tek stach m.in. B ogusław K ierc i G rzegorz F e d o ro w sk i21. N iep rzyp adk ow o. Sem antyczne k on kretyzacje złożonych relacji osobow ych stan o w ią kościec, n a k tó ry m w spiera się i form uje cała znaczeniow a b u d o w a wypowiedzi. U W o jaczka w yrafinow ana gra form osobow ych p o d p o rz ą d k o w a n a była, niem al o d sam ego początk u , konsekw en tnem u w ypełnianiu p ro g ram u podm iotow ej kreacji now e­ go integralnego , j a ” poezji. Bez uważnej analizy relacji osobow ych całkow icie nieczytelne o k azu ją się ta k w ażne wiersze, ja k Obłok czy Gdy pies księżyca — utw ór, k tó ry w sto p n iu najbardziej chyba d ram aty czny m w ykorzystuje ow o stale podtrzy m yw an e napięcie znaczeniow e, w ystępujące pom iędzy , j a ” a „ty” W ojaczkow ych wierszy.

G dy pies księżyca skom le jak twój kiedyś pies Dopraszający się byś mu dał wreszcie jeść

G dy pies księżyca dyszy jak zgoniony pies G dy pies księżyca gryzie twój m ózg jak zły pies

Chociaż obręczą dłoni obejmujesz skronie — Wtedy zjawia się Strzelec — ja — i stawia kropkę.

Rafał W ojaczek u rod ził się w M ikołow ie 7 X II 1945, właśnie p o d znakiem Strzelca. I właśnie zn ak zo diakalny, p o tra k to w a n y tu taj sym bolicznie i o b ra ­ zow o, jest trw ałym ogniw em , łączącym , j a ” o raz „ty” tego wiersza. O b u p row adzi w spólna gw iazda, w spólne jest więc także ich przeznaczenie — k o ­ niec życia jest zarazem końcem tw órczości. Z nam ienne, że w łaśnie , j a ” poetyckie, rozpuszczające sw oją indyw idualność i k o n k re tn o ść w zo d iak aln y m sym bolu, „staw ia k ro p k ę ”. W yw łaszczone, obezw ładnione „ty” m usi się p o d d ać u zurpacji zaw łaszczonego „ja”. „K oniec życia i koniec dzieła są w tym sam ym m om encie. Z tym , że m ają różne znaczenie” 22.

P odm iot i bohater liryczny to kategorie u W ojaczka wymienne, zmieniające się i niejako zamieniające się rolami. [ ...] W pisany w te wiersze adresat wypowiedzi przybiera w kolejnych utworach postać jednego z kreowanych gdzie indziej — w wierszach wcześniejszych czy późniejszych — podm iotów lub b oh aterów 23.

Ja jest tutaj im m anentne i transcendentne. Zaimki osobow e, poprzez które się objawia, wskazują nie tyle sytuację nazwanej nimi osoby (a więc, że np. pierwsza osob a oznacza „autora”, druga „czytelnika”, trzecia „przedmiot tekstu”), ile informują o pozycji, z której widziane jest ja. M ożna postaw ić znak równości ja = ty = on. A więc także potencjalny czy aktywny partner zostaje już to przez ow o ja pochłonięty, już to wytrącony jako ty lub on, czy też z odrębnego nie-ja d o ja zredukowany. Ja liryki W ojaczka — paradoksalnie — rozlega się m iędzy s o b ą 24.

M im o logicznej ekw ilibrystyki — przytoczone tu in terpretacyjn e „w zbo ga­ cenia” bynajm niej nie tłu m aczą pow ikłanej s tru k tu ry relacji kom u nikacy jn ych w poezji W ojaczka. D o w iadu jąc się, iż każdy m oże wejść w rolę każdego, by m ów ić jego głosem, dow iadujem y się tylko tego, że transp ozy cja ról o so b o ­

21 Zob. G. F e d o r o w s k i , C hw yt język o w o -sty listyczn y a problem ekspresywności. „Litteraria” t. 18 (1986).

22 L u k a s i e w i c z , Liryka Rafała W ojaczka, s. 38. 23 F e d o r o w s k i , op. cit.

(17)

wych nie podlega żadnym regułom , sko ro schem at k om u nikacyjny d a się streścić rów naniem : ja = ty = on. Z atem — qui parle? P ró b a odpow iedzi n a to pytanie w ym aga przede w szystkim zak w estion ow ania pozornej oczyw istości prezentow anego m odelu.

„P raw dziw ym b o h aterem poezji, »w spólnikiem «, ja k sam określił, uczynił W ojaczek siebie w idzianego ja k o »ty« (»czuły k u rier zaim k a n a posyłki: Ty« — zob. Obłok)” — pisze Ja n S to la rc z y k 25. P ra w d a to i n iep raw da rów nocześnie. Relacji osobow ych sp oty kanych w w ierszach W ojaczka nie sposób bow iem zredukow ać do podstaw ow ego u k ład u ja —ty. U k ład perso naln ych persp ektyw i u sytuow ań w obrębie tego dzieła m a ch a ra k te r o wiele bardziej złożony. R afał W ojaczek, o czym była ju ż m ow a, w ystępuje od pew nego m o m en tu nie tylko ja k o ad resat, liryczne „ty” wierszy (L ist do nie wiadomo kogo, N a imieniny Rafała W ojaczka), lecz rów nież ja k o b o h a te r liryczny; zostaje n a użytek poezji zaklęty w lirycznym „o n ”, ze w szystkim i tego konsekw encjam i.

O d stro n y form alnej nie m a tu pom ieszania, m im o iż b o h a te r nosi nazw isko a u to ra ; pow staje n a to m ia st szczególne sem antyczne napięcie, k tó re sk łan ia do nam ysłu n ad kw estią m odaln ości p odm iotu. O to bow iem — p o d m io t m ów iący zostaje w ytrącony z uk ład u /zw iązk u au to r-p o d m io t liryczny i instalu je się w języku ja k o byt p o n iek ąd suw erenny, w dosłow nym sensie J ę z y k o w y ”. D latego właśnie należało raz jeszcze, św iadom ie „wymyślić W o ­ ja c z k a ”.

O brazy i wyrazy, ziem ia i niebo, i jeszcze

M ózg i krew, i nasienie, chleb, w oda oraz powietrze,

M ężczyźni i kobiety, ptaki, owady, robaki, Żydzi i Eskimosi, Murzyni i ludojady,

Karabiny, pociski, a także m ięso armatnie, Nerwy, skurcze, postrzały i now otw ory, zapaście,

Zbrodnie i filantropie, obłędy, sny, prostytutki, K onstytucje, więzienia, sądy i cele, ogródki

Jordanow skie, ogródki działkowe, kwietne ogrójce, Redakcje i policje, portierzy, babki i Stróże,

Poezje i liturgie, romanse i okólniki,

Kropki, przecinki, pauzy, łzy, apostrofy, myślniki, Rymy i asonanse, brak rymów, rytmy i wiersze — W szystko mi odm aw iało, bo nigdzie nie byłem pierwszy.

W ięc w śmiertelnej potrzebie, nie wiedząc już, gdzie się zwrócić W ymyśliłem W ojaczka i to właśnie jest mój wspólnik.

(W śmiertelnej potrzebie)

F o rm ę „on” w odniesieniu do sam ego siebie w prow ad za się zazw yczaj po to, aby uprzed m io taw iając autop rezentację, przedstaw ić siebie z cudzego p u n k tu w idzenia. P rzy p ad ek W ojaczka jest inny — nie m a p o dstaw by sądzić, że zależało m u n a takiej form ie zobiektyw izow anej au to prezentacji. T a k n ap raw d ę intereso w ała go bow iem w poezji m ożliw ość integralnej kreacji p o d m io tu liryki, drugiego , j a ”, będącego „niezależną o d p rzy p ad k u , św iadom ie d o b ie ra n ą fo rm ą” 26. „ Ja”-autorsk ie, , j a ”-em piryczne m a spełnić rolę ofiary,

25 J. S t o l a r c z y k , M etafizyka ocalenia. „Odra” 1978, nr 7/8, s. 58. 26 L u k a s i e w i c z , L iryka Rafała W ojaczka, s. 33.

(18)

90 TO M A SZ K U N Z

kozła ofiarnego; d o p iero jego „śm ierć”, anihilacja pozw oli uw olnić się od prześladow cy u postacio w anego w sobow tórze. N ie jest łatw o pow strzym ać się przed n atu ra ln y m odruchem personalnej konkretyzacji, up ostaciow ien ia , j a ” lirycznego, kiedy pytam y: k t o „wymyślił W o jaczka” ? T ak i zabieg, bądźm y tego św iadom i, prow adzi je d n a k w pro st do K iercow ego rów n an ia ja = ty = on.

C iało drugiego ,j a ” pow staje w języ ku i do języ ka sp ro w ad za się także jego ontologia. W ten sp o só b poetycki zabieg „transpozycji w skaźnika roli” 27 n ab iera swojego faktycznego znaczenia, zgodnego z ko n tek stem całego dzieła.

N ie sposób chyba odpow iedzieć n a pytanie, k tó re , j a ” jest w tej poezji „praw dziw e”. P oezja W ojaczka nieustannie d o p ro w a d za do k o nfron tacji — „niem ożliw e”, p o d p o rz ąd k o w an e okolicznościom , ak cyd entalne życie, zd erzo ­ ne zostaje z po rządkiem , k tó ry przyw ykliśm y nazyw ać fikcją, czyli zm yśleniem , a któ ry tutaj n ab iera nieoczekiw anie realności, p rzekształcając się w rodzaj ontologicznego azylu, u k ry tą gw arancję niezm iennego sensu i trw ania. M a rację Jacek Lukasiew icz:

Obraz [ ...] życiow ego W ojaczka w wierszach jest obrazem człowieka marnego — szczególnie i św iadom ie marnego. Przeciwstaw iony mu zostaje „ten drugi”, nie będący wiernym czy niewiernym odtworzeniem życiow ego ,ja ”, ale uczciwą i odrębną (choć związaną z owym życiem na różne sposoby) kreacją, a więc fikcją (to ostatnie stwierdzenie sprzeczne jest chyba jednak z wiarą ożywiającą wiersze Wojaczka). Wierzył chyba, że fikcja (tu fikcja podm iotu lirycznego) nie jest fikcją. Ale ufał w jej inną b y to w o ść28.

F o rm ę „o n ” charak tery zu je szczególna, u p rzed m iotaw iająca inercja. R óżny, rzecz jasn a, m oże być jej stopień i różne w ykorzystanie. G om brow icz, dla przykładu, zastęp ując w pew nych p artia ch Dziennika , j a ” przez „on ja k o j a ” d o p ro w a d zał do zderzenia perspektyw y podm iotow ej z przedm iotow ą, w celu przepro w adzenia pełniejszego, doskonalszego sam oprzedstaw ienia. W przy ­ p a d k u a u to ra N ie skończonej krucjaty ów chw yt językow y należy rozp atry w ać w szerokim kontekście eschatologicznego plan u poetyckiego, któ reg o uw ie­ rzytelniającym w aru nkiem stać się m usiała „śm ierć” R afała W ojaczka. T a „śm ierć” m iała być ostatecznym przezw yciężeniem „rzeczywistości p o d w o jo ­ nej”, m iała rów nocześnie otw orzyć drog ę ku bytow aniu negatyw nem u, sui generis przeciw istnieniu, czy, ja k b y pow iedział P rzyboś, istnieniu „zaprzecz- nem u”.

Więc zapomnij o kartce, śpij Wtedy ci śmierć napisze Nikt

(Rękopis)

„Bez uprzedniej śm ierci nie m a żadnej nadziei n a przebudzenie się do transcen d en taln eg o sp osobu istnienia” 29. M o ja w łasna śm ierć jest je d n a k zawsze przede m ną, gdyż:

własną śmiercią dopiero trzeba będzie umrzeć. Pierwsza osob a w liczbie pojedynczej m oże odm ieniać słow o „umierać” tylko w czasie przyszłym, i odw rotnie — tryb oznajmujący czasu teraźniejszego i przeszłego m oże być zastosow any tylko w drugiej i trzeciej osobie. [ ...] K rótko mówiąc, pierwsza osob a dysponuje tylko pewną odm ianą ułomną, pozbaw ioną czasu

27 О к o p i e ń - S ł a w i ń s k a , op. cit., s. 54. 28 L u k a s i e w i c z , Liryka Rafała W ojaczka, s. 36. 29 E lia d e , op. cit., s. 148.

(19)

przeszłego i teraźniejszego. Ujmując rzecz bardziej szczegółow o, nie umieram nigdy dla siebie: dla m n ie... śmierć nie istnieje nigdy lub też, jak m ówiliśmy: ja nigdy nie umieram, to zawsze przydarza się in n ym 30.

Z a sa d a tożsam ości znika w raz z poręczycielem tej zasady — w łasność odpow iedzialnego , j a ” zostaje m o ralnie i fizycznie usunięta. Jesteśm y św iad­ kam i poetyckiego ob rzęd u k onsekw entnego w yw łaszczania „ja” — d o k o n y w a­ nego w całej serii b ru taln y ch , n ierzad ko obscenicznych aktów .

R obaki są

Aniołam i zaś butelka niedopita

Fiolką, w której hom unculus jeden pływa, T o znaczy On

Przechow any na użytek dydaktyczny, Czyli dobrze kiedyś znany mi skurwysyn

Rafał Wojaczek

(Próba nowego świata)

Obrzęd ofiarny wym aga ofiarnika, ofiary i bóstwa. Taka jest jego struktura. Kapłan zostaje wyraźnie dookreślony jako ofiarnik. D o układu k ap łan —zbiorow ość —bóstw o d o ­ dany zostaje tu jeszcze jeden element: ofiara. Kapłanem jest liryczne ,ja ”, ono jest ofiar- n ik iem 31.

O fiarą jest „ja” em piryczne — Rafał W ojaczek, co ja k najdosłow niej należy rozum ieć. T ak ja k życzył sobie tego poeta. S tąd w łaśnie wziął się w tej liryce u p rzedm iotow iony b o h a te r — Rafał W ojaczek. A kt o fiarow ania w ym aga bow iem rozdzielenia o fiarn ika i ofiary; naw et jeśli p o d różnym i w zględam i w ydają się być tym sam ym czy p arty cy po w ać w sobie. L u k asie­ wicz, w cytow anym tu końcow ym rozdziale swej książki Oko poematu, zaty tu ło w an y m P oem aty i obrzędy, p o d k reśla ze szczególną m ocą ten asp ekt o b rz ęd u ofiarnego, k tó ry i w naszym p rz y p ad k u okazuje się m ieć znaczenie kluczow e:

Akt ofiarow ania jest jednocześnie aktem p r z e m i e n i e n i a o f i a r y (daru). Taka jest ofiara najwyższa. T o znaczenie ofiary zostało m ocno zakotw iczone w kulturze chrześci­ jań sk iej32.

S tru k tu ra a k tu ofiarnego z a k ła d a przeto przekształcenie ofiary m aterialnej w tak i sposób, że zostaje o n a w ycofana ze świeckiego, doczesnego p o rz ąd k u i w łączona d o sfery transcendentn ej, sakralnej. W ojaczek wierzył chyba w oczyszczającą m oc takiej w łaśnie ofiary. Pierwsze, płaskie, akcyd entalne , j a ”, „ja” niesuw erenne m usi ulec unicestw ieniu, aby jego miejsce zająć m ogło drugie, św iadom ie stw arzan e w poezji, niepodległe przem ijaniu , j a ” wiersza. „N ow e ciało m a być ciałem chw alebnym , takim , jak ie się m a po zm artw ych ­ w stan iu ” 33. Rzecz jasn a, m ów ić m ożem y o tym jedynie w sp osó b m etaforyczny, drogę ku „śm ierci” rozum iejąc ja k o wejście w „now y św iat”.

30 V. J a n k e l e v i t c h , Tajemnica śmierci i zjawisko śmierci. W zbiorze: Antropologia śmierci.

M yśl francuska. W yboru dokonali i przełożyli S. C i c h o w i c z i J. M. G o d z i m i r s k i . W stępem

opatrzył S. C i c h o w i c z . W arszawa 1993, s. 72 — 73.

31 J. L u k a s i e w i c z , Oko poematu. W rocław 1991, s. 340. 32 Ibidem, s. 341. Podkreśl. T. K.

(20)

92 TO M ASZ K U N Z

To m ogło być we wtorek albo w piątek N iew ykluczone też że w poniedziałek lub środę A równie dobrze w czwartek sobotę czy niedzielę W styczniu lecz także w lipcu zgódźm y się Że to przecież nie jest takie ważne W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym Zdaje się — którym ś rano albo o zmierzchu

W pogodę słoneczną m oże w deszcz m oże w czas zamieci N a własnym pasku powiesił się

N a czym ś stosow nym czy nie na rurze od bojlera Dw udziestoiluśtam letni skończony alkoholik Rafał W ojaczek syn

Edwarda i Elżbiety z dom u Sobeckiej

(Koniec świata)

P rzekraczając granice obyczajow ej i estetycznej prow okacji, przekraczał rów nocześnie W ojaczek reguły gry literackiej. W iersz o p atrz o n y jest d a tą ro czną — 1970; został zatem n ap isany (m am y p odstaw y sądzić, iż było intencją poety, byśm y ta k to właśnie zrozum ieli) ju ż po „śm ierci” R afała W ojaczka, k tó ra po dług tego, co zapisan o w wierszu, n astąp iła „w ro k u tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym k tó ry m ś”. M iędzypoziom ow e, „pionow e” relacje k o m u n ik acy j­ ne (relacja: p o d m io t w ypow iadający — a u to r spraw czy — au to r) zo stają p o ­ zbaw ione swego n a tu ra ln eg o znaczenia. P u ste miejsce po w yw łaszczonym „ja” zajm uje uw olniony, aktyw ny język poetycki. N ieko nsy sten cja i pew na o n to lo - giczna „m igotliw ość” p o d m io tu lirycznego zw iązana jest z jego abso lu tn y m zakotw iczeniem w językow ym przebiegu dzieła. M iejsce p o d m io tu ja k o to ż sa ­ m ego indyw iduum , k tó re stoi zawsze w o b e c języka, będąc dyspo nen tem jeg o reguł, m a zająć p o d m io t dosłow nie językow y, „w pisany” w język i p o p r z e z język istniejący. „T ru d n y jest śpiew — po w iad a M a rtin H eidegger — o tyle, że śpiew aniu nie w olno ju ż być uw odliw ą nam ow ą, n ato m iast w inno być istnieniem ” 34.

Gesang ist Dasein. Śpiew to istnienie. Istnienie niepodległe śmierci. Czyś wiedział, że gdy nawet

Zaśniesz nie zżują mi cię m rówki minut, że zaklnę Śmierć tak, że w rym wkręcona w klatce tercyny skona?

(C zyś w iedział...)

N ean ty zacja osoby i przem iana w n ow ą form ę bytu. M etam o rfo za in dy­ w idualnego p o d m io tu w tekst istniejący w k ultu rze oznacza, że „H o racja ń sk a multa pars poety, ta część, k tó ra zwycięży śm ierć, to tek st” 35. S tąd tak w ielka dbało ść o, w yw iedzione z tradycji, poetyckie decorum. K lasyczna, „d o m k n ięta” form a w iersza w p row ad za tę tw órczość w ponadczasow e universum p o rz ąd k u sztuki, „w wielkie m oże języ k a poetyckiego p o za czasem ” 36. Tw órcze o d ­ now ienie w zoru nie oznacza im itacji. R ekreow any czy re k o n stru o w an y (liczne przerzutnie, elipsy, za ta rte średniów ki, d o d atk o w y akcent w wierszu tonicz- nym ) wzór, staje się znakiem przynależności d o Z a k o n u P oetów , pozw ala n a w spólne uczestnictw o w ciągłym o d n aw ia n iu praw izji, „archetypicznego k o m ­ pleksu o b ra zó w ”, jak im jest tw órczość poetycka.

34 M. H e i d e g g e r , Budować, mieszkać, myśleć. Eseje wybrane. Wybrał, opracow ał i wstępem opatrzył K. M i c h a l s k i. Tłumaczyli: K. M i c h a l s k i [i inni]. W arszawa 1977, s. 219.

35 R. P r z y b y l s k i , T o je s t klasycyzm . W arszawa 1978, s. 31. 36 Ibidem, s. 23.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wykorzystuj¹c wzór na dyla- tacjê czasu (MT 06/06), stwierdzamy, ¿e jeœli po- ci¹g porusza siê z prêdkoœci¹ v, to czas zmie- rzony pomiêdzy zdarzeniami (wys³anie i

Zasada indukcji strukturalnej orzeka, iż własność kategorii syntaktycznej może być udowodniona indukcyjnie poprzez analizę struktury jej definicji: dla każdego przypadku ba-

Wówczas Żadna liczba naturalna nie występuje jednocześnie w obu ciągach Istnieje liczba większa od 2000, która występuje w obu ciągach Liczba 1997 występuje w obu

Onufry wyrzuci wi ecej orłów niż reszek jest mniejsza niż 50%?. , Joasia wyrzuci wi ecej orłów niż reszek jest mniejsza

Układ wektorów jest liniowo zależny wtedy i tylko wtedy, gdy jeden z wektorów układu można wyrazić w postaci kombinacji liniowej pozostałych1. Uwaga: Sytuacje kiedy łatwo

kiedy władca zasiadł na tebańskim tronie w okolicznych górach pojawił się dziwny stwór który porywał ludzi i rzucał ich w przepaść miał twarz kobiety a z

Tolerancja jest logicznym następstwem przyjętego stanowiska normatywnego, jeśli to stanowisko obejmuje jedno z poniższych przekonań: (1) co najmniej dwa systemy wartości

Podczas gdy Immanuel Kant stawiając pytanie „czym jest człowiek?” starał się człowieka — światowego obywatela, który jest obywatelem dwóch światów, uczynić