Mirosław Derecki (M.D.)
EKRAN I WIDZ: U PROGU SEZONU
Kiedy piszę ten felieton, jest jeszcze wrzesień; w drodze do redakcji mijam codziennie zielony plakat krzyczący wielkimi literami: „Wrzesień miesiącem Filmu Polskiego.
Zapraszamy do kin!”.
Prawdę mówiąc, nie bardzo duży jest wybór tych polskich filmów na naszych ekranach:
„Bołdyn” Ewy i Czesława Petelskich według znanej powieści Jerzego Putramenta (notabene upłynął już pełny rok od pierwszego pokazu na ostatnim gdańskim festiwalu filmowym),
„Kłamczucha” Anny Sokołowskiej (film dla młodzieży - „opowieść o szesnastolatce, która w porywie młodzieńczego uczucia opuszcza rodzinną wieś” - jak przeczytałem w jednej z gazet, ale co mi nic nie mówi), wreszcie - „Dolina Issy” Tadeusza Konwickiego według książki Czesława Miłosza, i na koniec - „Konopielka” Witolda Leszczyńskiego, będąca ekranizacją bijącej swego czasu rekordy poczytności powieść (powiastki?) Edwarda Redilńskiego. Acha, i jeszcze „Debiutantka” Barbary Sass z lansowaną od pewnego czasu usilnie Dorotą Stalińską w roli tytułowej.
„Zapraszamy do kin!” ... Chociaż, chociaż… „Konopielkę” upychają dystrybutorzy po kinach studyjnych i klubach filmowych, podobnie z „Debitantką”; polskie kino ustępuje na ekranach filmowym lokomotywom, taki jak „Wejście smoka” Reboerta Clouse, „Przeminęło z wiatrem” Vistora Fleminga oraz „Tess” Romana Polańskiego. Te zakupione już wiele miesięcy temu giganty mają ratować gasnące dochody naszej kinofikacji, która coraz bardziej zaczyna się stawać kinofikacją.
Trzeba ratować kasę… Więc załóżmy sobie od razu, że polski filmowy wrzesień rozciągnie się nam na cały rok, chodząc bokami po kinach, po przedpołudniowych seansach, kiedy znajdzie się dla niego miejsce. Będziemy starali się w ciągu roku towarzyszyć na szpaltach „Ekranu i Widza” tym wszystkim polskim filmom, właśnie im poświęcając najwięcej uwagi.
Jakie będzie tegoroczne oblicze polskiego kina? To się dopiero okaże. W produkcji znajduje się ponad dwadzieścia filmów, iluś tam - już skończonych - nie skierowano do rozpowszechniania, ileś tam czeka na kolaudację, ale nie za wiele o tym, co już gotowe, wiadomo, bo doroczny Festiwal Filmów Fabularnych w Gdańsku ze swoim
przedpremierowymi prezentacjami nie odbył się. A i krytyka, i dziennikarstwo filmowe zawęziły znacznie zakres działalności. Choćby z uwagi na fakt, że z czterech do niedawna ukazujących sią w Polsce pism branżowych, obecnie - przynajmniej jak na razie - wychodzą tylko tygodnik „Film” i „Filmowy Serwis Prasowy”. Jedynie Zygmunt Kałużyński nie stracił nic z dawnego rozpędu (a może nawet zyskał?) i z tupotem donkiszotowskiego Rosynanta kolejny raz szarżuje na łamach „Polityki” na „Kino moralnego niepokoju” i na kogo, i na co tam jeszcze po drodze popadnie.
Na pewno znajdzie się na ekranach kilka filmów znaczących: poza wspomnianą już
„Doliną Issy”, większymi lub mniejszymi wydarzeniami mogą stać się „Pensja pani Lattar”
Stanisława Różewicza (wg „Emancypantek”), „Wierna rzeka” przeniesiona na ekran przez Tadeusza Chmielewskiego, „Sprawa Dantona”, kręcona przez Andrzeja Wajdę w koprodukcji z Francuzami w oparciu o sztukę Stanisławy Przybyszewskiej, „Matka królów” wg książki Kazimierza Brandysa w reżyserii Janusza Zaorskiego, „Austeria” Jerzego Kawalerowicza na podstawie prozy Juliana Stryjkowskiego.
No tak, ale to wszystko adaptacje dzieł literackich. Czyżby w kierunku adaptacyjnym kroczyło polskie kino? Wierzę, że nie. Ale jakże odległe wydają się dzisiaj tak niedawne jaszcze spory między naszymi filmowymi „publicystami” i „kreacjonistami”…
Pierwodruk: „Kamena”, 1982, nr 14, s. 9.