• Nie Znaleziono Wyników

Klub Pod Strzechą - Barbara Jurkiewicz-Zwoniarska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Klub Pod Strzechą - Barbara Jurkiewicz-Zwoniarska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
1
0
0

Pełen tekst

(1)

BARBARA JURKIEWICZ-ZWONIARSKA

ur. 1945; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, klub Pod Strzechą, ulica Krakowskie Przedmieście 32

Klub Pod Strzechą

Dlaczego Pod Strzechą? To wiem od mojego taty. Przed wojną tutaj, w tym miejscu, gdzie była „Nora” był Klub Pod Strzechą. Tak się właśnie nazywał lokal, Klub Pod Strzechą. Tylko, jak mi tata opowiadał, to było tak, że szło się najpierw do Europy na eleganckie przyjęcie, bo przecież restauracja i hotel Europa była jeszcze przed wojną, a potem, na zasadzie dobawienia się, szło się do „Nory”, znaczy Pod Strzechę. Natomiast w moich czasach szło się do „Nory”, a na zasadzie dopicia szło się do Europy. Taka była różnica.

Data i miejsce nagrania 2016-05-23, Lublin

Rozmawiał/a Joanna Majdanik

Redakcja Agnieszka Piasecka

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

W każdym razie, żeby poprowadzić wiadomości czy być spikerem, bo wtedy byli spikerzy, czy prowadzić audycje na żywo, to trzeba było mieć kartę mikrofonową,

Panowie też się mieli tam szkolić i wiem, że to też było takie pseudo szkolenie, tak jak i moje pseudo szkolenie, wyrzucone pieniądze. Więc przeżyłam to okropnie, nie

Pamiętam, że całe to nasze kółko, nie wiem, ile tam nas było, byłyśmy ubrane w czarne trykoty, tak jakby rajstopy, których wtedy jeszcze nie było, czarne jakieś trampeczki,

Pani która przed wojną skończyła studium nauczycielskie, która cudownie haftowała i miała talenty plastyczne, a tu raptem piece węglowe, kuchnia węglowa, balia, w której

Wtedy to jeszcze nie było bardzo modne, trzeba było mieć zgodę nie tylko pani profesor Garbaczowskiej, szefa katedry, ale również wice i prorektora do spraw studenckich..

Jak pracowałam w radiu, to przez te pół roku do zrobienia magisterium musiałam się ukrywać, ponieważ pani profesor Garbaczowska gnębiła dziennikarzy radiowych,

Sprawa była w sądzie, a tata był adwokatem jednej ze stron, już nie pamiętam, czy tej dobrej, czy złej.. W to starałam się nie [wnikać], przedstawić obiektywnie, ale to jedno

To była karkołomna praca, ja musiałam prawie bawić się w drzewo genealogiczne, żeby dotrzeć do tych dzieci, które niekoniecznie mieszkały w Lublinie i niekoniecznie w Urzędowie,