• Nie Znaleziono Wyników

Młode Słowo : organ stronnictwa narodowego młodzieży polskiej akademickiej w Krakowie. 1892, nr 1

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Młode Słowo : organ stronnictwa narodowego młodzieży polskiej akademickiej w Krakowie. 1892, nr 1"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

S e r ja I. K r a k ó w dnia 5 L u t e g o 1 8 9 2 r. Nr. 1.

M ŁODE S Ł M I L

Organ stronnictwa narodowego młodzieży polskiej akademickiej w Krakowie.

Wydawnictwo nieperyodyczne.

T R E Ś Ć N U M E R U : 1. „Program stronnictwa narodowego". 2. „Do Prezydyum Czytelni Akademickiej". 3. „Od bieguna do bieguna", przez Kaźmierza Marowskiego. 4. „Tylko polacy", przez Zygmunta Seweryna. 5. „Z dziennika abituryenta", wiersz przez Aleksandra Pawłowskiego 6. „Von Volimar“ z Wyzewy „Mouvement soeialiste on Europę". 7. „Kilka słów o krakowskiem Towarzystwie oświaty ludowej", przez Adama Krzyżanowskiego.

,.Z pola walki , (Stronnictwo narodowe, przez Kolegę. — Z ja zd lw ow ski przez Z. S).

Program stronnictwa narodowego

M Ł O D Z I E Ż Y P O L S K I E J A K A D E M I C K I E J w K R A K O W I E .

Z g r o m a d z o n a dnia 2 0 S ty c z n ia 1 8 9 2 r. młodzież a k a d e m ic k a polska u n iw e rs y te tu k r a k o w s k ie g o u c hw ala co n a s t ę p u j e :

U znaje z a rzecz kon iec z ną założyć stronnictw o narodowe polskie w ś ró d m łodzieży a k a ­ demickiej i z a w e z w a ć p a t r y o t ó w w szystkich odcieni, a b y do n ie g o przystąpili. Celem s t r o n ­ nictw a j e s t zapew nić żyw iołow i polskiemu na w szechnicy jagiellońskiej należny w pływ , w k o ­ łach zaś szerszej publiczności ro z p ro s z y ć istn ieją cą błęd n ą opinią o usposobieniu i p r z e k o ­ naniach obecnej g e n e ra c y i m łodzieży akadem ickiej.

H asłem , w imię k t ó r e g o stro n n ic tw o się wiąże, j e s t p a tr y o ty z m polski t. j. dążność do zapew nienia narodowi polskiem u m ożliw ie najw iększej potęgi etn iczn ej, gospodarczej, p o lityczn ej i cyw ilizacyjnej, j a k o po lityczny ideał n a ro d o w y podejm uje ono niezmiennie to, za co k rew p rze lały g e n e r a c y e kościuszk ow sk a, m ic k ie w ic z ow ska i roku 1863, t. j. niepodległość.

W szelkie więc d o k try n y i idee polityczne p o d p o rzą d k o w u je s tro n n ic tw o idei n a ro do w e j, r z ą d z ą c się w ich ocenie, ja k o je d y n y m p ro b ierzem , in te rese m p olskiego n aro du. Nie p r z e ­ cząc, iż pom iędzy in te resa m i (szczególniej g o sp o d a rc z y m i) po sz cz e g ó ln y c h w a r s tw s p o łe c z eń stw a zachodzi n ieje dn o krotn ie p rzeciw ieństw o , stro n n ic tw o nie dzieli przecież prze k o n a n ia , aż eb y s k u tecznem rozw ią z a n ie m takic h „ k w e s ty j sp o łe c z n y c h 11 miało być p o d ż e g a n ie i n te r e s o w a ­ nych do ślepej walki klasow ej. R o z r y w a n ie solidarności n a ro d o w e j, tw o r z e n ie „ n a ro d ó w

Cena Serji złożonej z 5 N rów 1 złr., dla młodzieży akadem ickiej 50 c l

(2)

w n a ro d z ie " , k tó ry c h n a jw y ższy m cełem k a s to w a p r y w a ta , j e s t rów n ie czynem n iep a try o ty - cznym, j a k g łu che z a p o z n a w a n ie u p raw n io n y c h żądań.

P r a c ę s w ą ro zpoczn ie stro n n ic tw o n a ro d o w e od m łodzieży akadem ickiej, od siebie samych. L a t a u n iw e rsy te ck ie n a s tr ę c z a ją — dla wielu m oże je d y n ą w życiu sp oso bn ość w y ­ k s z ta łce n ia się tak , a b y ś m y później z n a le ż y tą św iad om ością służyć mogli ojczyźnie, ja k o jej inte llig entn a , a więc p rze w o d n ia w a r s tw a . O b o k s tu d jó w z a w o d o w y c h czas t e r a z ta k ż e ^ n a w y k sz tałc en ie ogólne, na zd o b y c ie sobie w y ro z u m o w a n y ch p rze k o n a ń politycznych. S t r o n ­ nictw o n a ro d o w e p rz y k ła d a więc dłoń c h ę tn ą do prac um ysłow ych (od czytó w , p o g a d a n e k , dyskusyj itp.) w istniejący ch to w a r z y s t w a c h akadem ickich, kładzie je d n a k ze swej s tr o n y sz cz e gólnie jsz y nacisk na krytycyzm , z jaldm przyjm ow ać w in n iśm y wypowiadane tw ierdzenia.

T z. życie p o lityczne akadem ickie, j a k o d o b rą e le m e n ta rn ą szkolę służby publicznej, po dsy c ać b ędzie s tro n n ic tw o n a ro d o w e , b acząc pilnie na to, byśm y o z a sa d y , a nie o osoby, lub s p ra w y lokalne małej w a g i s p o ry wszczynali.

Z g a s łe niem al życie koleżeńskie, w sp ó lną z a b a w ę itp. —- dziś niew olne od słusznych g o r y c z y i ciasnej nieto lerancyi p rze k o n a ń — ożyw iając na nowo, u to ru je m y d r o g ę tern sam em do p o rozu m ienia się z s o b ą o g ó łu k oleg ó w .

D o wspólnej p ra c y z a p ra s z a m y w szy stkich ko leg ó w , o dz yw a m y się n a w e t do tych, k t ó r z y z jak ic h k o lw ie k b ą d ź p o w o d ó w nie brali ż y w s z e g o udziału w życiu akadem ickim .

W tej uroczystej chw ili nie ma dla nas przeciw ników politycznych. W stęp do stronnictw a naro­

dowego każdem u akademikowi stoi otworem, byleby się zw iązał z n a m i wspólna, m yślą.

W o b e c sz ersz y ch kół spo łe c z eń stw a , j a k i ogó łu K o leg ów , p r z e d s ta w ia ć nas będzie pismo akadem ickie, o r g a n stro n n ic tw a , lub też ode z w y i broszury , a u to r y z o w a n e przez s tro n n ictw o .

S k ro m n e j e s t sta n o w isk o a k a d e m ik a s tu d e n ta w społeczeństw ie, a je d n a k i on już na ław ie szkolnej m a niekiedy sp oso bn o ść p rzyłożyć ręk ę do p ra c n a ro d o w y c h . W ie lk ą pracą, p r z e k a z a n ą nam w spuściźnie p rzez sejm c z te ro le tn i i w ie ń c zą c ą go k o n s ty t u c y ą 3 Maja, je s t p o z y skan ie dla idei n a ro d o w e j, u o b y w a te le n ie i ośw iecenie ludu. L u d je s t olbrzymią\ ivię- itszością narodu, p rzez lud naród może być napowrót wielki. D la te g o , w ierząc, iż w szelki p rz y ­ wilej, rodu, czy mienia, czy intelligencyi, niemniej j e s t ty tu łem do p om nożonych o b o w ią z k ó w społecznych, o to c z m y m iłością lud, ro bo tn ika -n a jm itę , chłopa, m ieszczanina, i uczyńm y go n a r o d e m !

Z g o d n ie z ideą wieku stro n n ic tw o n a ro d o w e uznaje za je d y n e ro zw iązanie n a jw a ­ żniejszej ze w spółczesnych „ k w e sty j s p o łe c z n y ch " , s p ra w y ro bo tniczej, zmonopolizowanie produhcyi w ręku korporacyj publicznych (p a ń s tw a n a ro d o w e g o , kraju, gm in y itp.), o ile na t o p ozw olą w z g lę d y n a tu r y technicznej tj. o ile to s ta ć się b ędzie m ogło bez szkod y dla w y dajności p racy . P o n ie w a ż zaś to z m onopolizow anie w wielu raz a c h j e s t jesz c ze k w e s ty ą czasu, stro n n ic tw o o św ia d cz a się za u s ta w o d a w s tw e m och ronn em dla s tr o n y słabszej, tj.

w a r s tw y ro b o tn ik ów -n a jm itów , klasy społecznej, k tó re j w z r o s t liczebny w Po lsce, ja k wszędzie,

idzie w p a rz e z ro zw ojem społecznym , a k tó ra ty s ią c k ro tn ie (Szląsk, B o ry sła w , W e stfalia ,

Ł ód ź itp.) s ta je oko w oko z p rz e d sięb io rc ą niepolakiem .

(3)

3

Z a n ik a ją c y gdzieindziej ja k o g o s p o d a rc z o (po większej części) w ste c z n y przem ysł d ro b n y u nas p o d trz y m y w a ć j e s t ko niecznością tam , g dzie j e g o zw y cięzcą m usiałby być wielki p rz e ­ mysł obcy. W sz ę d z ie z r e s z tą z a stą p ić g o winien wielki przem ysł swojski.

Młodzież a k a d em ic k a p o lsk a p o s ta n a w ia z a te m w stą p ić do s to w a rz y s z e ń publicznych, szczególniej tych, g d z ie się s ty k a intellig ency a z ludem, iść zaw sz e ła w ą i k rzew ić wszędzie

> w y ż wym ieniony p r o g ra m .

D O

P re z y d y u m Czytelni Akademickiej K rakow skiej.

Z w a ż y w s z y :

że odrzucenie s tro n n ic z e g o p ro to k o łu z z e sz ło ro c z n e g o W a ln e g o Z g ro m a d z e n ia , ja k o faktyczne votum nieufności skłonić było pow inno p re z y d y u m do złożenia p ias to w a n e j g o dn ośc i a sk utku t e g o nie w y w a rło —

że t a chęć u trz y m a n ia się za ja k ą k o lw ie k cenę p rzy z d y s k re d y to w a n e j ju ż w ładzy, w y n ik a ją c e s tą d p rzedłużenie walki obu s tr o n n ic tw na o g ó ł m łodzieży d em oralizująco, a na jej pożycie koleżeńskie z g r u n tu zgu b n ie działa, p rez y d y u m k o m p ro m itu je i p o w a d z e całego

w ydziału u w ła c z a ;

że słuszne ż ą d a n ia i ż y c ze n ia pozycyjnej p ołow y W y d z ia łu z re g u ły są ig n o ro w a n i;

z w y ra ź n e m lek cew ażen iem s t a t u t u p om ijane;

podpisani członkow ie W y d z ia łu god n ości swoich się z rz e k a ją i ja k najspieszniejszego z w o ła n ia W a ln e g o Z g r o m a d z e n ia ż ąd ają.

P o d p i s a n i :

M arow ski B obrucki K rzyżan ow ski

B obrzański Pierzchała W ernikow ski

M aczuga.

K r a k ó w , dnia 28 S ty c z n ia 1892 r.

OD BIEGUNA DO BIEGUNA.

T y le nędzy n a tej ziem i! M atka — p raca, nie­

g d y ś sp raw ied liw a sz a fa rk a c h le b a , zg ro m ad ziła w ręku je d n y c h olbrzym ie stosy dóbr, drugich zro­

b iła n a jm ita m i. . .

P raw o ciążenia zn alazło potw orne zastosow anie:

n agrom adzone k a p ita ły w c ią g n ę ły w swój obręb w szystkie m niejsze, w y ssa ły w szelką p racę, p rz y ­ g n io tły cały m sw ym ciężarem najniższe k la sy , co ę p racę d a w a ły . Z n ik ła rów ność, sp o łeczeń stw a

ro z p a d ły się n a k la sy o różnych, czasem wręcz sprzecznych interesach. Id e a zgody i w zględnej choćby harm onii rozstrzelonych dążeń i żądz sp o ­ łecznych u leciała z ziemi. Z ostało p r a w o ; niezdolne przecież zgodzić pow aśnionych interesów , o g ra n i­

czyło się do sk o n stato w an ia i zabezpieczenia istnie­

ją c y c h stosunków , pisanym i kodeksam i okuło po­

stęp sp ra w ie d liw o śc i. . .

Z a p a n o w a ła leg aln a niew ola. U g ó ry zbytek,

przepych, rozpusta, lub chciw ość i żąd za w ła d z y ;

u dołu g łó d , ciem n o ta, biern e poddanie się lub

g w ałto w n e odruchy sam ozachow aw czego in sty n k tu ,

(4)

A ta nędza, ten g łó d nie w o ła ją do m nie an i po polsku, a n i po niem iecku : ich ję z y k ie m g w a ra kos­

m opolityczna, k tó rą k a ż d y z ro zu m ie : w y ch u d łe tw a ­ rze, drżące dłonie, g o rąc zk ą g łodu m ieniące się oczy.

Czemu oni c ie rp ią , czem u z dóbr ta k hojnie ro zsy p an y ch po szerokim św iecie, oni kosztem z a ­ bójczej p ra cy i tru d ó w b ra ć m ogą ty lk o ty le, żeby nie zg in ąć i żeby dalej cierpieć a pracow ać i orać, ja k jarzm o w e w o ły — dla d r u g ic h !

Prom ienie ośw iaty i n a u k i potokam i sp ły w a ją n a g ło w y w ybrańców , n a tych, co w g ó rze; po dolinach i przep aściach ciem no, m roźno, rozpacznie.

Poznaję cię po sk u tk a c h tw oich ideo spraw iedliw o­

ści, co św iat p rz e n ik a s z ! T y m , co do sy ta zaspo­

koić m ogą p o trzeby ciała, co to n ą w zb y tk ac h i d o statk ach , dodajesz b la sk n au k i, pozw alasz za ­ znać w całej p e łn i w szystkiego, czem d a rz y ośw ia­

ta i w y k sz ta łc e n ie ; — od n ę d zarzy odw racasz się ze w s trę te m ! Czy i ty ta k ż e k a z a ła ś pow stać, trw ać i potężnieć narodom , żeby w y tw a rz a ły zaw iść ple­

m ienną, żeby o d g ra n ic z a ły się m urem p rzesądów , nienaw iści i dum y rasow ej od reszty ludzkości, że­

b y z an ik a ją ce poczucie ogólnego b ra te rstw a jeszcze bardziej tę p iły i do egoizmów je d n o ste k d o rzu cały ogrom y w łasn y ch eg o izm ó w !? W szak w imię tych egoizm ów u sta n a w ia się w yjątkow e p ra w a n a część w ła sn y c h p o d d a n y c h , w y p ęd za ty siące ze swego p a ń s tw a , odbiera re lig ią , w y d ziera ję z y k , dzieci robi szpiegam i ojców, ojców m ordercam i d z ie c i!

N a toż p o d zieliła się ludzkość n a szczepy i n a ro ­ d y ! Precz z tym i p rz e są d a m i! N ie uzn aję n aro d o ­ wości, a n i odrębnego b y tu p a ń s tw a ! K tóre zginęło, niech nie pow stanie —- re sz ta niechaj się ro zp ad a, zlew a i u p o d a b n ia do w sze c h lu d z k o śc i! Ani n a mi­

łość ojczyzny, a n i n a tro sk ę o je j przyszłość nie m a m iejsca w nieogarnionym oceanie nęd zy lu­

dzkości. Od zachodu n a w schód grzm i w ołanie 0 w olność i chleb, o człow ieczeństw o i ż y c ie : wobec ty ch celów nie m a in n y ch — p a rty jn y c h , an i n a ro ­ dow ych. K to człow iek i inn y ch uzn aje za b raci — ten zrzuci sk o ru p ę przesądów , sp o jrzy szerzej na św iat. Ból i n ęd za cią g n ą m nie ku sobie — ich w i­

do w n ią ziem ia cała.

Ziem ia c a ła je s t mi ojczyzną, moim rodakiem 1 b ratem , kto cierpi.

* * *

J a k pracow ać, co robić, b y ulżyć tej nędzy, b y choć je d n o ziarnko p iask u przyrzucić do budow y postępu, b y choć o lin ją popchnąć sp ra w ę w olno­

ści ? C hciałbym w szędzie być, gdzie w a lk a o te d w a dobra. Potężne ru ch y zachodu ciąg n ą mnie do siebie: tam zaczy n a się życie, tam n ęd za podnosi stra sz n ą dło ń i grozi k a p ita ło w i, w yzyskow i. S pę­

ta n y w u lk a n drży pod ziem ią i p o trząsa nią, g ro ­ żąc co chw ila w ybuchem . P rzy jd z ie ta chw ila, w p ło ­

m ieniach rew olucyi socyalnej zan u rzy się F ra n c y a , zn ik n ą Niem cy. P łom ień pójdzie dalej : zechce objąć rów niny słow iańskie.

Cóż ze sobą p rzy n iesie? Czy rzeczyw iście ulgę nędzy i spraw iedliw ość w podziale dóbr ? C a ła p rze­

szłość S łow iańszczyzny, c a ły c h a ra k te r je j p rz e d ­ staw icielki Polski, w szystkie zw yczaje, w ierzenia i usposobienia — czy d a ją rękojm ię, że z tej g w ał tow nej zaw ieruchy społecznej w yjdziem y obronną rę k ą ? C złow iek je s t człow iekiem i n ieraz najideal- niejsze w y zn ając d o k try n y , nie oprze się pokusie sam olubstw a. O ileż silniej w y stąp i w m asach ta po k u sa! N ajw znioślejszym i naw et k ie ru ją c się po­

b u d k am i rew o lu cy a socyalna nie zdoła utrzym ać się w brzegach, ja k ie jej teoretycy i tw órcy za­

k reślą. P rzy tłu m io n e w iekam i w spólnej nędzy a n ­ tagonizm y szczepow e odezw ą się z c a łą siłą i ruch ten choć się nazw ie ogólno — europejskim , m ię­

dzynarodow o społecznym , pójdzie n ap rzó d naroda­

m i i w ostatecznem też rozstrzygnięciu kw estyi in- teresa poszczególnych narodów i ich s iła osobista d ecy d u jącą b ęd ą g ra ły rolę. I w tern ostatecznem w ym ierzaniu spraw iedliw ości, w ja k ie jk o lw ie k ono pojaw i się formie, b iad a ludow i, k tó ry będ zię s ła ­ by ! Bo choć nie siła praw em , przecież praw o i s p ra ­ w iedliw ość bez siły odporu, obrony i k a rcen ia m a r­

tw ym są tylko w yrazem .

W tej końcow ej w alce, w tym sądzie o sta te ­ cznym E uropy, stan ąć m uszą w ielkim i gru p am i w szyscy, k tó ry ch w spólny interes, w spólne nędze, ż ą d an ia i p ra g n ie n ia w iążą ze sobą; sta n ą ć m uszą silni, z w yrobioną i ja s n ą św iadom ością sw ych po­

trzeb.

T a zaś św iadom ość i pew ność gdzie indziej nie d a się w ytw orzyć i u zy sk ać, j a k tylko tam , gdzie je d n o pochodzenie, jeden c h a ra k te r, je d n a przeszłość ludności je d n o litą też w y tw a rz a ją siłę, podobne ro ­ dzą p o trzeby i harm onijne tychże ro k u ją rozw ią­

zanie.

T a k odgraniczone od innych k o ła szczepow e są w ybornym i szkołam i, k tó re k sz ta łc ą sw ych człon­

ków , w e w spólnem a ciągiem pożyciu i krżyżow a- niu się ro zm aitych interesów w y szu k u ją w łaściw e i zasadnicze b ra k i i p otrzeby, o k reślają k a ż d a dla siebie z m ożliw ą d o k ład n o ścią swój id eał, za k tó ry , ja k o za ostateczne i rzetelne dobro w szyscy soli­

d a rn ie w alczyć pow inni.

T a k więc, je śli p rzypuszczę ja k o rzecz pew ną, że koniecznem rozw iązaniem zaw iłej k w esty i spo­

łecznej będzie pow szechna rew olucya socyalna, to z c a łą w ia rą uw ażać m uszę istnienie i rozw ój n arodo­

wości, narodów i p a ń stw n arodow ych za postulat do ro zw iązan ia k w esty i konieczny a nieunikniony.

Ale ruch in n ą praw dopodobnie potoczy się d ro ­ gą. J e d n a je s t nędza, lecz nędz je s t w iele. J a k cyw ilizacya je s t je d n a , a w sw ym pochodzie w ró­

żne w ciela się form y, o drębny p rz y b ie ra ch a ra k te r,

(5)

•5

liczy się z w a ru n k a m i fizycznym i danego k raju i zastosow uje do d u ch a narodu, w k tó ry w siąka, s tą d różny pozór, k s z ta łt i b a rw ę p rz y b ie ra — ta k i k w e sty a sp o łeczn a n a rozm aitych g ru n ta c h roz­

k w itła , tu silniej, ów dzie słab ie j w y b u ja ła , ro zm a­

itego też co do sposobu i czasu czeka rozw iązania.

0 to rozw iązanie u d aw ać się nie m ogą, poszczególne lu d y p rzed try b u n a ł m iędzynarodow y, gdzie nie­

św iadom ość potrzeb i odnośnych w a ru n k ó w fa łsz y ­ w e m ogą sprow adzić rozstrzygnięcie sp raw y . K ażdy n aró d sam w sobie i dla siebie, w y łączn y m je s t sędzią w ew n ętrzn y ch niespraw iedliw ości, ucisków , choćby g w a łtó w — n a jd o k ła d n ie j zna sw oją n a tu rę p rzym ioty i słabości i d la w łasn eg o d obra n ajle ­ piej i n ajsp raw ied liw iej w szy stk ie k rz y w d y usunie.

W je g o ręce o d d an a k w e sty a so cyalna pew nego d o czeka się ro z w ią z a n ia : prędzej czy później, to zaw isło od ty c h sam ych przyczyn i w arunków , k tó re p rzy sp ieszają lub tam u ją ogólny postęp po­

szczególnych narodów .

W szelkie sztuczne p rz y n a g la n ie i popędzanie w tym w zględzie, p o sługiw anie się gotow ym i for­

m am i i szablonam i, d la innych ludzi i inn y ch sto­

sunków lepionym i — je s t ślepem d o k try n erstw em 1 dla sam ej sp ra w y najgorsze sp ro w ad z a konse- kw eneye. Czem płód w łonie m atki, tern k w esty a so cy aln a d la każd eg o n a ro d u : przyspieszone roz­

w iązan ie tu i tam dla sam ego now orodka niechy b n ą śm ierć sprow adza.

T a k więc, kom ukolw iek przyznam moc rozw ią z a n ia n aprężonych z a g ad n ień so c ja ln y c h , ogólnej re w o lu c ji społecznej czy poszczególnym ludom , zaw sze istnienie i rozw ój rz e te ln y n arodu u k a ż e mi się ja k o niew zruszony w y m a g a ln ik dziejow y.

T e ra z ju ż wiem, gdzie i j a k pracow ać, kom u p ier­

w sze w inienem pośw ięcić p race i tru d y . JRozumowanie n a k a z ir e mi zw rócić się n a sam p rzó d i w yłączn ie do tego, co m nie o tacza, gdziem w zrósł i j a i moi, choćby dlatego, że znam ten g ru n t najlepiej, w ięc i p ra c a n a nim ła tw ie jsz a będzie i w y d ajn iejsz a.

W iem , że lud cierpi i je st w ciem nocie i nędzy.

W iem , że w spólna mu z cały m narodem w a d a : b ra k p racow itości i 'w ytrw ałości zw iększa coraz te nędze i te cierpienia.

W idzę, że w tern szam otaniu p rz y słu g ę g ra ­ b a rz y o d d a ją m u żyw ioły obce, k tóre ro zsiad łszy się pośrodku biorą m u w szy stk o a nic w zam ian dać nie chcą.

W ierzę w to najm ocniej, że odcięty b ezw zglę­

dnie od re szty n aro d u lud, choćby najlepszym mi­

strzom zachodu n a w ychow anie oddany, zm arnieje ze szczętem lub oszołom iony popełni czyn, ani z cha­

ra k te re m an i z dobrem w łasnem niezgodny.

W iedząc o tem w szystkiem , p a trz ą c na to w szystko, uczuw am żal niew ym ow ny, w spółczucie d la tych cierpiących i chęć niesienia im choćby n ajsk ro m n iej­

szej pomocy. Ogrom nędzy, nadm iern y ch cier­

pień, ja k ie w koło siebie w idzę, u su w a ją mi n a plan d alszy cierpienie re szty św ia ta : ju ż nie w spólną g w a rą brzm ią mi w u szac h sk a rg i n ę d z a ­ rzy. P rz e d w szystkim i z n ajd u ją o d d źw ięk w mem sercu ję k i tych, co n a je d n e j ze m n ą zrodzili się ziemi, je d n y m ze m ną m ów ią języ k iem . Czuję w k aż d y m z nich w ła s n ą k rew , w ła sn e w a d y , w ła ­ sne nad zieje i p ra g n ie n ia — k a ż d y z nich, to ja . Z a ­ puszczam się w przeszło ść m y ślą i w idzę, że w tej przeszłości b y ła chw ila, w k tó rej tr y b u n a ł narodo- w y sp raw ied liw y m głosem w y rz e k ł: dość k rz y w d i niew oli, dość tej nędzy! — i z tych m iljonów cier­

piących zrobić ch ciał obyw ateli. W iem , że ta chwi la b y ła też i chw ilą śm ierci tego narodu, co pier- w szy sp ró b o w ał w ew nętrzne ję k i ukoić sp ra w ie d li- w ym w yrokiem .

W iem, że od tej chw ili przez w iek c a ły szło pokolenie za pokoleniem , cierpiało, w alczyło i scho­

dziło w grób z w ołaniem : wolności i sp raw ied li­

wości.

W ierzę w to niezachw ianie; że ta sp raw ied li­

wość zajaśn ie je ze w schodem w olności n aro d u , że za tę ja s n ą przyszłość, za tę w olność w alczyć n a ­ leży do o statk a.

Ziem ia polska, zm ęczona stu letn ią w a lk ą , je s t mi ojczyzną — moim ro d a k ie m , kto dla niej żyje

• cierpi.

K a zim ie rz M arow sld.

T y l k o P o l a c y .

Pow yżej w y d ru k o w an y p ro g ram zazn acza w ż y ­ ciu m łodzieży ak ad em ick iej polskiej w K rakow ie now y w y ra ź n y zw rot, a wolno w ierzyć, że i po za K rakow em n a innych u n iw ersy tetach rzucone h a sła nie p rz e p a d n ą bez p rzy jazn eg o echa, że dłoni b ra ­ tersko w y ciąg n iętej nie om inie c iep ły uścisk.

Ju ż dla tego sam ego g o d n ą u w agi je s t pierw sza k a r tk a naszego pism a, że za ow ym program em

„ S tro n n ictw a n aro d o w eg o “ stoi znaczny, j a k na p ierw szą chw ilę n a w e t bard zo zn aczny od łam m ło­

dzieży. Co w ięcej, „stronnictw o n a ro d o w e 1 ju ż p rz e d ­ tem , zanim by ło siebie św iadom e, ju ż p rzed u s ta ­ leniem p ro g ram u , doszło — może ty lk o przelotnie — do w iększości w najw pływ ow szem z ak ad em ick ich stow arzyszeń, w „C zytelni a k a d e m ic k iej“ , by ło

„C zytelnią. “

Z w ycięstw o to grudniow e z ro k u zeszłego, o d ­ niesione

w t

b łah ej spraw ie n iep rzy jęcia do w iado­

mości p ro to k ó łu z poprzedniego w alnego zgro m a­

dzenia, w j7d a się inaczej doniosłem , jeśli pozw olim y

sobie zajrzeć za k u lisy dokonanego g ło so w an ia,

i n ie d y sk re tn ą rę k ą odsłonić je d n ą z publiczn y ch

tajem nic w spółczesnego życia akadem ickiego, ra z

u jaw n ić przem ilczaną je g o stro n ę etniczną. Oto za

(6)

nieprzyjęciem do w iadom ości protokółu w edle obra- chow ania urzędow ego p a d ło głosów 190, p rz e ­ ciw n ieprzyjęciu głosów 183. Z głosów je d n a k ­ że ostatnich 90 odliczyć w y p a d a na kolegów żydów , k tó ry m nicow any utw ór w yobraźni kolegi se k re ta ­ rz a sn ać niew ym ow nie się spodobał, głosow ali za nim bowiem ła w ą , m ąż w m ęża. P o m ijając ju ż k ilk u rusinów , nielicznie podów czas obecnych, p ad ło w ięc za w y d ziałem w otów „rdzennie m iejscow ych11 (n azw a n a d a n a nam przez żydów ) ty lk o około 93, a zatem w p rzybliżeniu je d n a trzecia ogółu a k a d e ­ m ickiej rdzennie m iejscow ej ludności.” D w ie trze­

cie ośw iad czy ły się więc ju ż w ów czas za „stronni­

ctw em naro d o w em ”, nie g ło so w a ł bow iem za niem a n i jeden rusin, a n i jeden zyd. — Od czasu uch w a­

lenia program u siła a tra k c y jn a „ stro n n ic tw a 11 wzmo­

g ła się niepospolicie. N ie je d n a siła intellig en tn a i żw aw a pom nożyła szeregi „p o lsk iej11 p a rty i, i co­

raz bardziej p rzerzed za się orszak polaków , id ą ­ cych „luzem .11

„S iłą p ięści11 im p o n o w ałb y zatem p rogram i jego stronnictw o. „ S iła pięści” je d n a k nie starcz y ani n a obronę program u, an i n a obronę stronnictw a.

P ro g ram stać w inien w ła sn ą w artością, sobą sam ym ; stronnictw o św iadom ością sw ych celów i dążeń, i w y raźn y m a k o n sek w en tn y m program em . A rytm e­

ty k a w yborcza b y w a nieraz ślepą, j a k zaw sze for­

tu n a. O pieszałość zw olenników k tó rejś z p a rty i, zręczniejsza a g ita c y a przeciw ników , traf, iż ich przyw ódzcy cieszą się w iększym osobistym m irem u kolegów , niż „ g ło w y 11 stro n n ictw a ponoszącego k lęsk ę — to w szystko s k ła d a się n a lo tery jn ą nie­

m al niepew ność g ry w yborczej. D latego nietylko chw iejna „ c y fra 11, ale n adew szystko „ ra c ja 11 i „kon­

se k w e n c ja 11 zdobić pow inna p ro g ram y i p a rtje — chociażby studenckie, a w tenczas pow iedzieć m ożna w najgorszej n a w et d o li: tout est p erd u s a u f V hon- neur, w dobrej zaś z pew nością ostanie się : noblesse oblige!

P ro g ram w y p isa n y na czele „M łodego s ło w a ” — nie m a przedew szystkiem o ty le w ym ienionej „ ra c ji11, iż je s t n a d e r ogólny i pom ija m ilczeniem m nóstw o p y ta ń , nie uniknionych w p ra k ty ce. Pochodzi to stąd , że i stronnictw o, którego m a być w yrazem , sam o w sobie nie je s t jeszcze je d n o lite , je s t zlep­

kiem n ajrozm aitszych k ó ł m łodzieży, i dopiero od n ied aw n a z sobą zżyw a się, poznaje, porozu­

m iew a. Ze to porozum ienie nie je s t utopią, dow o­

dem fa k t zgody n a w spólny program , dow odem jed n o m y śln o ść bodaj w k ilk u sp raw ach , może n a j­

bardziej piekących, najdonioślejszych i zasadniczo p ierw szych. — Zarzucić ta k ż e m ożna program ow i zb y t zw ięzłą stylizację, co z czasem w m iarę j a k w a lk a i stu d y a w spólne kom entow ać będą, ro zja­

śniać i rozw ijać łą c z ą ce nas pojęcia, niew ątpliw ie zniknie. D otychczas znać lękliw ość, znać obaw ę, a b y się to c a łe dzieło, zjednoczenia patry o tó w nie

stłu k ło , dotychczas być św iadom ym narodow cem , znaczy to hulać „tańcem w śród m ieczów .”

Ze „n o w y m 11 je s t przecież, m łodym , nie skopio­

w an y m nasz program , tem u chy b a b ezstronny czy­

telnik nie zechce przeczyć. B y ły o derw ane o b jaw y

„narodow ego i tylko n arodow ego11 ruchu p rzed dniem 20 S ty czn ia b. r., atoli podobnego h a sła n ig d y n ik t ta k stanow czo, ta k w yczerpująco i z ta ­ kim po k lask iem d o tąd jeszcze p rzed m łodzieżą nie w y p o w iad ał. — S am a n azw a stro n n ictw a w y d aw ać się może w pierw szej chw ili p reten sy o n aln ą i nie­

u zasad n io n ą. J a k to ? — sobie w y łączn ie p atry o ty zm p rzy zn ajecie, a w szystkim co się pod w aszą b a tu tę nie o d d a ją , p atry o ty czn o ści odm aw iacie, ależ to niesłuszne, to k rz y w d z ą c e ! — B ynajm niej, n iep atrjo tą nie zow iem y w p rogram ie nikogo, sobie je d y n ie w śród m łodych polaków p rzypisujem y tę cechę ch a­

ra k te ry sty c z n ą , iż za p u n k t w yjścia, za kam ień w ęgielny w szelkiej polityki, w szelkiej d ziałalności p ublicznej, z rozm yśleni u zn a liśm y pojęcie „całego n a ro d u .11 K toś in n y w m nóstw ie w y p ad k ó w szcze­

gółow ych służyć może, n ieraz przebieglej niż m y, interesow i „całego n a ro d u 11, nie czyni tego je d n a k św iadom ie, z postanow ieniem z g ó ry pow7ziętem, i k iedyindziej, je śli nie fak ty czn ie, to logicznie za­

chodzi d la niego n ieunikniona konieczność d la „kon- se k w e n c y i11 służyć „id ei11, lub „klasie sp o łeczn ej”

w y b ran ej przeciw narodow i.... Ś lu b o w ał im, m y ślubujem y m iłość ojczyźnie, i tylko ojczyźnie. — W tern k a p ita ln a różnica, przepaść.... W tern zn a ­ czeniu podpisani pod program em n azw ać się „stro n ­ nictw em n arodow em ” m ieli praw o, i n a w et ta k ty lk o mogli n azw ać, nie są bowiem ani „ludow ca­

m i11, an i obrońcam i szlachty, a n i żadnej idei poli­

tycznej, np. liberalizm u, socjalizm u i t. p., k u lą u nogi sobie nie zwiesili. D la nich jed n o w y łączn e istnieje pojęcie socjologiczne: „cały n a ró d .” Z „id ei”

k o rzy stają, ceniąc w nich owoc p ra c y um ysłow ej, d okonanej czy to gdzieś po za P o lsk ą, czy w P ol­

sce w innej m inionej epoce, „id ee” w y zy sk u ją , o b ra c a ją n a p ożytek społeczeństw a, ale erudycya.

ich nie u p aja, m y ślą rzeźw o i o ryginalnie, ta k ja k n ak az u je k a ż d a „chw ila o b e c n a ” , j a k żąd a dobro żyw ej dzisiejszej P olski. — „ Id e e ” są — ta k m y­

ślą — d la ludzi z k rw ią i ciałem , a nie ludzie z k rw ią i ciałem dla bożyszcza Molocha a b s tr a k ­ cyjnej „ id e i11....

O kreślenie p atry o ty zm u j a k i „politycznego ide­

a łu n aro d o w eg o 11 odróżnia „narodow ców ” bardzo ja s k ra w o od ogniskow iczów . D ość porów nać oba

t e x t y :

H asłem , w imię którego „Stanowisko, jakie tu już

stronnictw o się wiąże, jest pa- obecnie zająć możemy, spro-

tryotyzm polski tj. dąin o ść do wadza się do bardzo niew ielu

zapew nienia narodowi polskie- ogólnych punktów etycznego

m u m ożliwie najw iększej po- przew ażnie charakteru . . .

tęg i etnicznej, gospodarczej, po- W m yśleniu naszem opie-

(7)

lity e z n e j i c yw iliz a c y jn e j. Jako polityczny id eał narodowy po­

dejmuje ono niezm iennie to, za co krew przelały generaeye kościuszkow ska, mickiewiczo­

w ska i roku 1863 tj. niepo­

dległość.

rac się usiłujem y na metodach ściśle naukow ych, dośw iadczal­

nych, wykluczając wszelkie do­

gm atu i objawienia.

Pod względem ekonomi­

cznym uznajem y, że w łasność li tylko do pracy osobistej n a­

leżeć winna.

P od względem społecznym nie uznajem y żadnych przy­

wilejów rodowych czy kasto­

wych, żadnych praw p atro ­ natu człowieka nad człowie­

kiem. klasy n ad klasą.

Pod względem politycznym uznajem y równe praw a wszy­

stkich narodowości do wszech­

stronnego rozwoju sił swoich na podstawie im w łaściw ych czynników socyologicznych, j a k : terytoryum , gospodarka, tradycye, wierzenia, zwyczaje, język.

W pierwszej zaś linji pra­

gniem y zniesienia wszelkich kategoryj podległości w n a­

szym w łasnym kraju, w Polsce etnograficznej, bo z nią wiążą n as silnie nasze sym patye i interesy.

„ Ognisko“ N r. I. z Kwie­

tn ia r. 1889, str. 2, 3 : Zwykły patryotyzm uw aża za swój przedm iot przedewszy- stkiem państwo i to państw o zaborcze, przez co przeciw­

staw ia naród narodowi, pod­

sycając antagonizm y narodowe a przem ilczając o antagoni­

zm ach społecznych w łonie danego narodu.

T am ie N r. 1 z Maja 1889 r., str. 2.

W programowym artykule

„O gniska11 zerw aliśm y niemal w szystkie nici, łączące nas z daw nym kierunkiem polskim patryotyczno-powstańczym .

T am ie 1. c. poniżej.

P rz y z n a ją c się do „ zw y k łeg o " p atry o ty zm u , zgodnie z p atry o tam i w szystkich czasów i w ieków , z w y jątk iem oczyw iście „O g n isk a", zaw iązuje stro n ­ nictw o narodow e napo w rót nici sy m patyczne z „d a­

w nym k ierunkiem patryoty czn o -p o w stań czy m ", nici, k tó re „O gnisko", j a k sam o p o w iad a w program o­

w ym a rty k u le , niem al w szystkie zerw ało. Słow o

„niezm iennie" odniesione li ty lk o do p atryotycznej stro n y program ów , nie zaś społecznej — ta bowiem o sta tn ia n a jn a tu ra ln ie j w św iecie u leg ała i ulegać m usi cią g ły m i częstym zm ianom w m iarę postę­

pującego rozw oju organizm u społecznego — użyte b y ło n a d e r znacząco, i ostro p rzecina „niem al w szy stk ie nici łączące nas z „ O g n is k ie m " ... U w a­

żam y, iż w p ro g ram ie „O gniska" sp ra w y narodow e p rzetra n sp o rto w an e zo stały n a sz a ry koniec, a m ię­

d zy czynnikam i socyologicznem i, w łaściw ym i w szy st­

k im narodow ościom przepom niane zostało p a ń stw o ,

a zatem b y t ja k o społeczeństw o zorganizow ane.

P ro g ram „M łodego S ło w a " „czy n n ik " ten w ysuw a na p la n p ie rw s z y .. . .

C ała w szak że „p o in tę", c a ła w a g a program u polega n a je g o „k o nsekw encyi", na w nioskach w y ­ snu ty ch z pow yższych założeń. W tern „program u"

nowość, z tą „now ością" zw ycięży on, inaczej roz­

p ły n ie się w b a n a ln ą w odziankę tro m tad racy i.

M łodzież o g łasza się ty lk o polakam i, i z ca łą czel­

nością k a r ła opiera o b a rk i olbrzym ów p rzebrzm ia­

łego d o k try n erstw a. W y rz e k a się w szelkich o d er­

w an y ch „id ei", ale w szystkie je ja k o „ m a te ry a ł"

użyteczny przejm uje na w łasność, p o p ełn iając p la­

g ia ty zaw sze tam . gdzie ta k n a k a z u ją „bieżące"

in teresy polskiego społeczeństw a. J e s t w tern w iel­

k ie zuchw alstw o, w ielka w ia ra w siebie, je s t po­

n ie k ąd w yniesienie się ponad w szystko dotychczas w ym yślone i staw an ie oko w oko z n a g ą rzeczy ­ w istością, ż y c ie m .. . . D ro g a n a k tó rą w stąpiliśm y je s t sp ad zista i niebezpieczna, czy je d n a k d la tego z niej zejdziem y ? Czy m łode pokolenie nie jest narodow i d łu żn e sw ojej m łodości, św ieżości? A je śli chcem y sam oistnie m yśleć, o w szystkiem przedtem m usim y w ątpić. C zyżby n a g en eracy i pozytyw istów w arszaw skiej) zakończyć się m ia ła tw órczość um ysłu po lsk ieg o ? Czy m y ju ż ty lk o do p a ra fra z y jesteśm y zdolni ?

O d k ła d a ją c na później rozbiór szczegółow ych w skazów ek, co i j a k teraz robić należy, to jeszcze podniesiem y, iż „n aro d o w cy ", ja k k o lw ie k żarliw i ad w o k aci „upraw n io n y ch ż ą d a ń " , d alecy są je d n a k od m yśli „p odżegania interesow anych do ślepej w alk i k laso w e j". P ra g n ą oni dla każd ej reform y społecznej p o zy sk ać dobrą wolę całego n arodu, p ra g n ą , a b y n a ró d św iadom ie sam o sobie s ta ­ now ił, a dzieje jeg o nie b y ły ig ra sz k ą ro zszalały ch żyw iołów ___

Gotowi są iść z K o n sty tu cy ą 3 M aja przeciw T argow icy, g d y ta w y w iesiła chorągiew klasow ych interesów szlach ty , ale niem niej w strę tn ą im je s t T arg o w ica nizin społecznych. W oschłych, ścisłych, w ym ęczonych p a ra g ra fa c h program u, ja k b y replice obrończej zasuszonego p a le stra n ta , w y p o w iedziana zo stała ta k gorąca, płom ienna m iłość ojczyzny, iż w niej p rzeto p iły się . w szystkie idee i d o k try n y polityczne" i k a ż d a „ p ry w a ta k a sto w a " w „p a try o ­ tyzm po lsk i". Bodaj tak że z nowo nanieconym tym żarem „M łodego S łow a" z la ły się w je d n o „Młode O gnisko" szczezające pło m y k i starego, a w ów czas rozproszoną zostanie „b łę d n a opinia" o „obecnej g en eracy i m łodzieży a k ad em ick iej", ..żyw ioł11 zaś

„ p o lsk i11 u zy sk a „n ależn y w p ły w n a w szechnicy ja g ie llo ń sk ie j".

Z y g m u n t Sew eryn.

7

(8)

Z dziennika abituryenta.

i.

Raz, dwa, trzy, cztery... wybiła dwunasta...

Dość tej fizyki — spać idę i basta —- Przez trzy dni z rzędu oka nie zmrużyłem, Pisałem cyfry i linie kreśliłem ,

Gdy źle wypadło, zacząłem ab ovo.

A ! co za nadto, to chyba niezdrowo.

Zamiast, bym rozum nauką wzbogacił, Zepsułem zdrowie i cierpliwość stracił.

W dodatku — tego nigdy nie zrozumiem : Im więcej kuję, tem coraz mniej um iem ...

Nie sposób wiecznie nad książkami siedzieć I pisać ciągle, aż ręka osłabła...

Muszę to wszystko belfrom opowiedzieć;

Chociaż, Co prawda, zda się to na dyabła!

Bo czy to belfrzy kiedy usłuchają Bozsądnej rad y ? Oni, co się mają Za nieomylnych Nauki kapłanów — K tórych um ysły myśl wielka przenika, A w gruncie rzeczy niejeden z tych panów N iew art Nauce rozwiązać trzewika.

Lepiej zapomnieć o tych szkolnych m urach, Dwójach, jakie zbierałem —• o m aturach...

I choć na chwilę wznieść ducha w krainy Boskiej poezyi, pobujać gdzieś w niebie, Zwidzieć dno piekieł, Olimpu wyżyny...

W ięc rozmarzony tak mówię do sie b ie : Szczęśliwy człowiek, że duch jego wolny Od prozy świata_ oderwać się zdolny, I jako orzeł gardząc płaską ziemią, N a której ludzie w bezczynuości drzemią, Przykuci do niej, ja k gwoździe do ściany — W zleciee wysoko nad bory, nad łany...

Szczęśliw, kto taką otrzym ał n a tu r ę !...

N a wszystkie piekła! Kto wspom niał m aturę?...

(B rrum , jakże zimne te noce są w maju) Biedny człowiecze! Sądziłeś, żeś w raju ! W zleeiałeś w niebo i spadasz, jak raca — 0 jakże prędko refleksya ci w raca!...

Tak narzekałem na ciężką niedolę, A książki moje leżące na stole

Nieraz w odpowiedź bąkły niewyraźnie.

Ja.

W iedzy zachciałeś, rozum u? O błaźnie!

Po tylu latach nauki, mozoły — 1 cóż za korzyść wyniosłeś ze szkoły?

Jesteśli m ądrym ? Boże! ani ru s z ...

Zgłupiałeś chyba,?...

Gfam m aire francaise.

les extremes se touchent.

Ja.

W olałbym raczej w domu ojca pasać B ogate woły i owce wełniste,

Lub w koszulinie po ugorach hasać, Niż wykierować się na maturzystę, N ie pragnę sławy, wolę być Pilonem ...

P ate r noster.

N e nos inducas in tentationeni.

Ja.

W słowie m a tu ra wedle zdania wieszcza Cała głupota tych czasów się streszcza, W szystek idyotyzm bieżącego wieku!...

I ty masz składać m aturę czło w iek u ?!...

Ojcze mój, pocoś rodził swego syna, Boże...

Orationes in Oatilinam.

Quousque tandem C atilina ?...

Ja.

Cicho bądź, nędzny płodzie C icerona!

N ie tobie żabo nadstaw iać ogona...

0 t a k ! Przeklinam tę nieszczęsną erę, — Która...

Orationes in Catilinam.

P a tien tia nostra abutere...

Ja.

Bodaj byś zginął, bodaj cię stargali, Bodajby tobą w piecu podpalali!..

Ha, precz za okno!...

O jakże szczęśliwy Byłbym w tej chwili, orząc ojca niw y!

1 duch mój świeży, greką niezmącony, Leciałby czysty gdzieś w niebiańskie strony...

D ziś?... Zamiast w wieniec zwijać polne kłosy, M iast bujać w górze na poezyi skrzydłach, Przyszło wertować całe książek stosy,

Szperać w nieznanych fizycznych praw idłach...

A ch! Oby piorun w te papiery trząsł!...

Goethes Gedichte.

W er nie sein Brot mit T hranen ass...

Ja.

Jaki mi m ądry ze swemi zdaniami!...

Przecież nie cbleb ja oblewam dziś łzam i, N ie bożą strawę, ale te antyki,

Te tu Platony i nędzne ich bryki, Te m arne płody kuchennej łaciny, Kwasy, zasady, sole i rozezyny,

Które sam dyabeł wydobył z ciemności...

To mnie tak boli i to mnie tak złości, Że cisnę wszystko i w łeb sobie runę, Ż e ...

Gram atyka łacińska.

Suae ąuisgiie faber est fortunae...

(9)

Ja.

Oto.ś się w yrw ał jak Filip z konopi!...

(Jóż winien kamień, że w wodzie się topi? — Cóż winna para, że w górę się w zbija? — Cóż duch mój winien, że pełen zapału W yższy nad prozę te bryki omija, Że wzlecieć pragnie w kraje ideału?!...

A ch! byłem tylko raz złożył m aturę, W szystkie H om ery wyniosę na górę, Na strych, do kąta, myszom na pożarcie.

Ojonojsi te p a s in — i z radością Patrzeć się będę, jak kartę po karcie K o z e d rą ...

Stary testament.

M ia ro ! napełniona złością...

Ja.

Tak! niech mysz podła zje te wstrętne karty!...

Potem pułapkę postawię na strychu I będę stojąc ukryty pocichu,

Badał', czy rozum w tych księgach zawarty, Przez wszystkie myszy przetrawiony szczerze, Choć jednę myszkę od zguby ustrzeże.

Tak zrobię z greką — inne książki spalę, Potargam , zniszczę...

Dzieje powszechne Gindely’ego.

T a k czynią Wandale...

Ja.

Co m nie obchodzi kto tak postępuje...

Zresztą wam srogą karę podaruję,

Lecz słuchajcie w arunku: Gdyście tak rozumne, Gdyście uczone i z nauki dumne —

W y książki z greką i wy z elipsam i!

Za te miesiące, com straw ił nad wami, Jedną m alutką usłużcie mi chwilką, I jedno słówko powiedzcie mi tylko — Zdam, czy nie zdam m atury?... wy milczycie?

O mówcie, proszę, wszakże tu o życie, O przyszłość m oją rozchodzi się całą, Gdy nie zdam, będzie to klęską niemałą, A gdy m aturę raz człowiek już złoży,

Wówczas raj ziemski przed nim się otworzy!...

Ona stanowi ten szeroki przedział...

Mówcie, nie zdam m atury?...

Wszystkie książki.

T yś pow iedział.

Ja.

H ę? com pow iedział? O łotry, o kruki, 0 m a n ty kakon!... złowieszcze nieuki!..

N a cóż zdania waszego tak byłem ciekawy, 1 ze szczerością, godną lepszej sprawy, Pełen nadziei, z zaufaniem całem

O wyrok dla mnie przychylny pytałem ?!...

Nieszczęsny kto dla greki ducha zatraci na w ieki!

A leksander Paw łow ski.

Von Vollm ar

z Wyzewy „Le inoiiyement socialiste en Europę".

. . . . P ociąg, przep ełn io n y p o d ró ż n y m i, pędzi szybko j a k s trz a ła z M onachium do S ta rn b erg , okolicy bardzo poetycznej i dogodnej dla sz u k a ją ­ cych świeżego pow ietrza M onachijezyków . K ażdy z nich przynajm niej raz n a rok tam zjeżdża. — W m iarę zbliżania się do T yrolu, liczba podróżnych zm niejsza się, a lokom otyw a zw alnia biegu. W Tu- tzing zatrzym ujem y się przez godzinę. Znów go­

dzina podróży, aż w jeżdżam y do P enzing. T u szyny się kończą, z a p a rły mi drogę b łę k itn e szczyty Alp.

G óry te w y d a ją się bard zo bliskie, lecz ilekroć ku nim zbliżym y się , zd ają się uciekać. Nim do nich dojedziem y, m usim y tłu c się w ózkiem przez k ilk a godzin, p rzejechać przez wiele w iosek i obok w ielu m alow niczych zam ków , ok rąży ć m a łe j e ­ ziorko Kochel, gdzie proboszcz K neipp leczy w odą w szelkie choroby; m usim y m nóstw o ra z y za trz y ­ m yw ać się p rzed bram am i w iejskich karczem , by dać w ytchnąć koniom i pozw olić pokrzepić się w oźnicy. W reszcie stajem y u stóp Alp. T u d roga w spina się p rostopadle w g ó rę , je s t ta k strom ą,- że w oźnica często nie chce n a ra ż a ć swego konia na ta k i trud. Ale w idok, k tó ry podziw iam y ze szczytu góry, nagrodzić m a sowicie niebezpieczeń­

stw a. P rzed nam i o d k ry w a się w ielkie, nieruchom e jezioro, o ciem nej toni, otoczone ze wszech stron góram i. N ie szy b u ją po nim łódki, n ad jeg o brze­

gam i nie w idzim y w iosek, ani śladów stopy lu­

dzkiej. T y lk o czarne bory sosnow e o k ry w ają góry dokoła, sięgając niem al brzegów jezio ra , tak , że ledw ie starczy m iejsca n a w ą z k ą ścieszkę.

To ulubione jezioro L u d w ik a I I W alchen, g ro ­ źne tra g ik ą sam otności.

P rzed oczym a ciekaw ych ochrania je w a ł Alp lepiej niż m ury, w znoszone rę k ą ludzką. T u ry ści nie w iedzą o niem. B aw arow ie nie lubią go, za­

pew ne w y d aje się im zanadto ponurem , a dostęp do niego zan ad to niedogodny. Jeszcze wiele la t m inie, nim ktoś w p ad n ie n a p o m y sł w ybudow ać tu kasyno. N ie znam m iejscowości, g dzieby się doznaw ało ta k silnego uczucia o d d alen ia od św iata.

W m iarę ja k schodzim y z góry, dostrzegam y, że

9

(10)

brzegi je z io ra nie są ta k opuszczone, ja k b y się zrazu m ogło zdaw ać. N a przeciw nym brzegu j e ­ ziora m ożna rozpoznać pom iędzy drzew am i parę ch ału p ry b ack ich , a bliżej tuż na końcu drogi b ia ły dom ek w sty lu sk a n d y n aw sk im o d rew n ia ­ nych balkonach. T u p rze p ęd za 6 m iesięcy w roku J e rz y H en ry k von Y ollm ar, s o c ja lis ta , p rzed sta­

wiciel drugiego okręgu m onachijskiego w p a rla ­ m encie niem ieckiem . P rzez d ru g ą część roku za­

trzy m u ją go je g o obow iązki poselskie w B erlinie.

Y ollm ar urodził się w r. 1850 w Monachium.

R odzina jeg o należy do n ajstarszy c h w B aw aryi.

A ugsburscy B en ed y k ty n i uczyli go do piętnastego roku tego w szystkiego, co św iatow y człow iek i do­

b ry oficer umieć pow inien. W r. 1865 w stą p ił ja k o podchorąży do p u łku konnicy. W stopniu po­

ruczn ik a w alczy ł przeciw A ustryi w 1866 r. Po ukończeniu w ojny m łodzieniec nie m ógł się pogo­

dzić z bezczynnem życiem oficera w czasie pokoju, ofiarow ał ted y swe u słu g i papieżow i, k tó ry w ów ­ czas tw o rz y ł p u łk ochotników . W r. 1870 w rócił w szeregi b aw arsk ie, by w alczyć przeciw F ran cy i.

Pod Blois p rz e p ra w iał się przez L oarę n a czele odd ziału telegrafistów , g d y go ra n iła k u la n iep rzy ­ jacielsk a . T rafiony ch ciał iść d alej, u p a d ł je d n a k na kam ienie i p o ła m a ł sobie obie nogi. R ana, po­

łączo n a z obrażeniem kości pacierzow ej b y ła nieu­

leczalna. Y ollm ar m ia ł w ów czaz lat 21. Od tego czasu n igdy nie m ógł chodzić nie o p ierając się na dwóch la sk a c h ; a do dzisiejszego dnia k a ż d y k ro k je s t w ysiłkiem bolesnym d la je g o biednych, po­

krzyw ionych nóg. W ciągu k ilku lat rekonw ales- cencyi, p o stan o w ił uzu p ełn ić w y k ształc en ie, otrzy­

m ane w klasztorze au g sb u rsk ich b enedyktynów . J a k się zdaje, w z ią ł się z zap ałem do n a u k i; nie m a praw ie n au k i lub sztuki, z k tó rą b y nie zapo­

z n a ł się m niej lub w ięcej. Rozum ie się ta k dobrze n a algebrze, j a k n a nauce g o sp o d arstw a sp o łe­

cznego. W c z y ta ł się we w szystkich znanych pi­

sarzy ta k k lasy czn y ch , ja k i w spółczesnych, zaj­

m ow ał się m u zy k ą i m alarstw em i zdaje mi się że niem a ję z y k a europejskiego, k tó ry m b y nie w ła ­ d a ł. N ajw ażn iejszy m w ynikiem tych prac nauko­

w ych, b y ła zm iana p rzek o n ań , które zaw io d ły go w r. 1867 do R zym u. Ich m iejsce z a ję ła g o rąca w ia ra w now ą ew an g elię obw ieszczoną św iatu przez M arksa. O puszczając szpital w ojskow y, d a w n y żoł­

nierz p ap iesk i b y ł ju ż s o c ja lis tą . O dtąd p a liła go

g o rączk a czynu, p ra g n ą ł d ać św iadectw o swoim now ym wierzeniom . W r. 1876 opuszcza B aw ary ę, nadto jeszcze zacofaną, ab y p rzejąć się m ogła now ą n a u k ą , i u d aje do D rezna, obejm ując re­

d a k c ję n ajsk rajn iejszeg o z ów czesnych organów p arty i. W roku n astęp n y m rozpoczyna się era p rześladow ań, w chodzi w p ra k ty k ę system bism ar- kow ski. V ollm ar b y ł je d n ą z pierw szych je g o ofiar.

U staw iczne k a r y w ięzienne, zam knięcie d ziennika rów nocześnie z now ą k a rą w ięzienną, z tern w szyst- kieni zap o z n a ł się b y ł podów czas. Za k ra tą w ię­

zienną u czy ł się podobnie ja k nieg d y ś — w szpitalu.

W y szed łszy n a w olność u d a ł się do S zw ajcary i i P a ry ż a , gdzie go w zaciszu bibliotek o d sz u k a ła w iadom ość (w l8 8 1 i\), iż z o stał przez pew ien okręg w yborczy w S axonii w y b ran y do ra d y p aństw a.

Po pow rocie, pomimo tego w yboru, p rzy szło mu jeszcze 15 m iesięcy odsiedzieć w w ięzieniu.

(D. c. n.).

K IL K A SŁÓW

o krakowskiem towarzystwie oświaty ludowej.

G dy la t tem u sto rzeczpospolita po lsk a ch y liła się do u p ad k u , n a ró d p o stan o w ił z bronią w ręk u w y przeć najezdców lub zginąć. N a czele pow stan ia s ta n ą ł Kościuszko. P rzed tem wolno b y ło tylko szlachcicow i dobyw ać oręża w obronie ojczy zn y ; tym razem niebezpieczeństw o było w ielkie, naczel­

nik zrozum iał, że sam a szlach ta nie podoła tru ­ dnem u zadaniu osw obodzenia k ra ju , dlatego też o d w o łał się do ludu. N iestety — było zapóźno.

W r. 1795 państw o polskie p rzestało istnieć, ale m yśl K ościuszki żyje dotąd. W k ażd y m okresie dziejów porozbiorow ych raz silniej, raz sła b iej k ie ł­

kuje idea, że odrodzenie ojczyzny zależy od powo­

ła n ia do życia narodowego ludu. D ziś m yśl ta o b ja­

w ia się w staran iach o podniesienie ośw iaty lu­

dowej.

O gniskiem tych sta ra ń są liczne to w arzy stw a,

k tó re czy to przez sw e w y d aw n ic tw a, czy to przez

z a k ła d a n ie czytelń po su w ają n ap rzó d w ielkie dzieło

ośw iecenia ludu. Jeźli bliżej się p rz y p a trz y m y tym

instytucyom , dojdziem y do w niosku, że rozw ój ich

(11)

u

je s t i ii e z a d a w a 1 n i aj ą cy ni. K ażde tego rodzaju to w a­

rzystw o musi przede w szy stkiem opierać się na w iel­

kich zasobach pieniężnych, boć jeźli chce założyć praw d ziw ie pożyteczne czytelne, musi je zao p atrzy ć obficie w k siążk i i dzienniki, a to nie m ało kosz­

tuje. Otóż pod w zględem finansow ym to w arzy stw a n asze są źle uposażone. W eźm y pod uw agę k r a ­ k ow skie tow arzystw o ośw iaty ludowej i porów naj­

m y je g o dochody z dochodam i czeskiej M acierzy.

C zytam y w ostatnim sp raw ozdaniu k rak o w sk ieg o to w a rz y stw a za r. J 890, że dochody tegoroczno w y n io sły n ie b y w a łą dotychczas kw otę 8818 złr.

i 98 ct.; je s tto bardzo m ało w porów naniu ze 150 tysiącam i przeciętnego, rocznego dochodu czeskiej M acierzy w latach od r. 1880 do 90. W tern leży przy czy n a, d la której dotychczasow a działalność naszych to w arzy stw p rzy n io sła ta k m a ły skutek.

Chcąc w ięc p raw d ziw ie p rzyczynić się do podnie­

sienia ośw iaty w k ra ju , trz e b a przedew szystkiem p o stara ć się o stw orzenie silnej p odstaw y finansowej d la naszych in sty tu cy j, p racujących n a tem polu.

A jaki sp o só b ? P rzez przysporzenie im now ych, p łac ący ch członków . R ozpatrzyw szy się w budżecie k rak o w sk ieg o to w arz y stw a ośw iaty ludow ej, do­

w iem y s ię , że jeg o dochody o p ierają się głów nie n a d a ra c h i subw encyaeh, w k ła d k i zaś członków stan o w ią ledw o m a łą ich część. Pow inno być od­

w rotnie. D a ry i subw eneye są źródłam i niestałym i, podczas g d y w k ła d k i członków są p o d staw ą d a ­ leko pew niejszą.

K rak o w sk ie tow arzystw o, je d yn e na cala tale w ielka Gajicyę zachodnią, liczy ty lk o 800 członków , z k tó ry ch nie w szyscy p ła c ą . M ógłby kto ś p rz y ­ puścić, że pow odem tego sm utnego objaw u je s t z a ­ nadto w y so k a w k ła d k a — gdzieżtam — przeciw nie w k ła d k a je s t bardzo n isk ą, w ynosi g u ld en a rocznie lub 25 ct. k w artaln ie, a w pisow ego nie ma. K ażdy, niezam ożny n aw et, ak a d e m ik w y d aje 2 do 3 złr.

m iesięcznie n a tytoń, a tru d n o mu się zdobyć na 1 złr. rocznie na rzecz ludu, o k tórym tyle ro z p ra ­ w iam y n a w alnych zgrom adzeniach. D latego też w szyscy praw dziw ie d b a ją c y o postęp n a polu ośw iaty ludow ej pow inni nietylko przez zapisanie się do istn ieją cy ch to w arzy stw poprzeć je finansowo, ale tak że w k o ła ch znajom ych, kolegów szerzyć m yśl p rz y stąp ien ia do tychże to w arzy stw , zdolnych dopiero w ów czas do skutecznego rozw oju, gdy7 ich członków liczyć będziem y nie n a setki, lecz n a ty ­

siące. Z ro zu m iała tę sw ą pow inność m łódzież, sk u ­ piająca się pod sztan d arem stro n n ictw a narodow ego i tem się tłum aczy7, że program nasz kończy się w ezw aniem K olegów do z a p isy w an ia się do to- w arzy stw , „gdzie się sty k a in telig en ey a z ludem ".

A d a m K rzyża n o w ski.

Z pola walki.

Stronnictwo narodowe. N ajw ażniejszym w y p a­

dkiem w życiu akadem ickiein rla naszej w szechnicy je s t pow stanie „stro n n ictw a narodow ego m łodzieży akadem ickiej polskiej w K rak o w ie." P oczątków istn ie­

nia p a rty i tej szukać należy jeszcze w u b ieg ły m roku szkolnym , kiedy to kol. K azim ierz M arow ski u b ie g a ł się o k rzesło p rezy d jaln e w C zytelni a k a ­ dem ickiej , w spółzaw odnicząc z kol. A rturem Gór­

skim , k a n d y d a te m epigonów daw nego „O gniska."

P rzy w yborze dokonanym w m aju r. 1891, zw y ­ ciężył (13-tu głosam i) kol G órski, w znow iona więc C zytelnia ak a d e m ic k a p rz y b ra ła zrazu c h a ra k te r w ybitnie p rzy p o m in ający ostatnie chw ile daw nej C zytelni z ulicy B rack iej. K u p iła się w niej g łó ­ w nie g a rs tk a n ajsk ra jn ie jszy ch żyw iołów z pośród m łodzieży, przyczem d a w a ła się zauw ażyć silna liczebna p rzew ag a kolegów żydów . Z now ym ro ­ kiem szkolnym 1891/2 odrazu za ry so w a ła się now a sy tu a cy a. N a w szechnicę, ja k o słuchacze roku pier­

w szego, w eszła bardzo znaczna g ru p a m łodzieży, żyw iąca sam oistne a odm ienne od u tarty c h w ko­

ła c h akadem ickich p rzek o n an ia polityczne. Z araz pierw szy kom ers C zytelni ak ad em ick iej, n a k tó ry m stronnictw o rz ą d zące d a ł o — j a k zw ykle — w ym o­

w ny w y raz sw ym aż nadto dobrze znanym p o g lą­

dom w kw estyacli narodowTych i społecznych był hasłem do rozdw ojenia. N iektóre w y stęp y d o ty k a ją ­ ce rzeczy n ajśw iętszych d la w ielu z n a s — w spo­

sób b ru ta ln y i pełen n ietolerancyi — w y w o ła ły ogól­

ne oburzenie. P o w sta ła „o p o zy cy a“ i zap ro siła kol.

M arow ski ego, ab}7 raz jeszcze zechciał w ejść w k o ła ak ad em ick ie i s ta n ą ł na je j czele. To b y ła g eneza

„M arow szezyków .“ „M arow szczyki" rozw inęli n a ­ d er żw aw ą ag itację we w szystkich k ołach m łodzie­

ży i stw orzyli rzec m ożna now ą C zytelnię n a g ru ­ zach s ta re j.C a łe w y d z ia ły u n iw e rsy te tu , stroniące przedtem od życia ogólno-akadem ickiego, p orzuca­

ją c n ieuzasadniony Separatyzm pom nożyły sze­

regi „żyw ej" m łodzieży, i w ten sposób „opozycja1 rozrosła się w istny m ło d y „naród," s ta ła się ko- alic y ą w szystkich — najróżnorodniejszych zresztą — żyw iołów niezadow olonych z dotychczasow ej m ło­

dzieńczej „tężyzny." B y ła d la tej m łodzieży je d n a sp raw a, n ad k tó rą nie „było d la niej d yskusyi, a tem m niej k ry ty k i, lub też k p in , spraw a narodowa. R a­

czej odczuto, aniżeli odrazu w yrozum ow ano sobie —

(12)

różnicę, j a k a istnieje m iędzy p atry o ty zm em „sym- p aty j i interesów ," a „z w y k ły m " patryotyzm em . W sze d ł do C zytelni niem al grem ialnie pierw szy rok, zapisali się farm aceuci, w y jątk o w o licznie w stąp ili filozofowie, nie za b ra k ło i rolników . N a żądanie 80 kolegów o dbyło się d n ia 3 G ru d n ia 1891 r.

w aln e zgrom adzenie C zytelni a k ad em ick iej. W y ­ d z ia ł p rzeczył, iżby do zw o ła n ia sk ło n iła go lista podpisów „opozycyi," tłu m acz ąc iż chodziło mu o częściow ą w ła s n ą re o rg an izacy ę. Atoli zgrom a­

dzona m łodzież b y ła aż n ad to św iadom ą siebie.

Z a ra z po p rzeczy tan iu p rotokółu z poprzedniego w alnego zgrom adzenia w szczęła się ży w a d y sk u sja , przyczem „oponenci" szczegółow o w y k azy w ali stro n ­ niczość n iek tó ry ch ustępów , d y sk u sja zakończona w reszcie — nieprzyjęciem do w iadom ości protokołu przez w alne zgrom adzenie. Z a protokółem głoso­

w ało 183 kolegów , przeciw 190. Z n aczn a część w strz y m a ła się od głosow ania, poniew aż zdołano je j w ytłum aczyć, iż nieobecni na poprzednim zgro­

m adzeniu a zatem w szyscy nowi członkow ie, nie m ają p ra w a decydow ać o protokóle. Po ty m aż n ad to zrozum iałym w erd y k cie m łodzieży w y d zia ł nie p o d ając się jeszcze do dym isyi, p o staw ił w szakże kw estyę zaufania. W ów czas w szczął się k rz y k i la ­ m ent tak i, iż zebranie m usiało być bezzw łocznie rozw iązane. O tej „borbie" pow iedzieć m ożna, iż

„is fecit cui prodest." W y d z ia ł ch w y cił się śro d k a zapożyczonego od starej m acliiaw elskiej dyplom acyi, po czął odw lekać chw ilę stanow czą w nadziei, iż przez ten czas „opozycya" się rozbije, jej z a p a ł okaże się słom ianym ogniem i m łodzież ja k d a ­ w niej pochyli k a r k pokornie pod ja rz m o dom oro­

słych „jakobinów ." D w a m iesiące u p ły n ę ły , a w ię­

kszość C zytelni napróżno czek a na chw ilę k ied y m łodociani Bjismarkowie i E strupow ie zdecydują się zaniechać uzurpow anej d y k ta tu ry . — K u n k ta to r­

stw o w zasadzie dobrze pom yślane, ale czy zgodne z honorem p a rty i, w ypisującej n a sw ym szta n d a ­ rze h a s ła dem okratyczne — dośpiew a w duszy c z u ły cz y te ln ik ! — T ym razem p rze b ieg łe rach u b y z k re ­ tesem zaw iodły. „O pozycya" zam iast rozpaść się, sk u p iła się i zo rg an izo w ała niespodziew anie silnie i jednolicie. D nia 20 S ty czn ia o d b y ł się kom ers p a rty i, n a którym przez a k la m a c y ję p rzy jęty zo­

s ta ł za norm ę postępow ania w yżej w y d ru k o w an y program . W ostatnich dniach S ty czn ia b. r. część w yd ziało w y ch oburzona postępow aniem m enerów b a n k ru tu jąc eg o stro n n ictw a, z ło ż y ła sw ą godność, przez co prezy d y u m praw dopodobnie uczuje się m o­

ra ln ie zm uszonem sta n ą ć nakoniec p rz ed m łodzieżą i zw o ła w aln e zgrom adzenie w dniach najbliższych.

Z a g ra m y w ted y w „o d k ry te k a rty ."

Kolega.

Zjazdu lwowskiego „socjalistów 11 omówienie dla b ra k u m iejsca odłożyć m usim y do n astępnego n u ­ m eru, k ie d y zresztą i m a te ry a ł d zien n ik a rsk i „do­

w odow y" w zrośnie. T ym czasem n a podstaw ie d o n ie­

sień „K u rje ra L w ow skiego" pozwolim y sobie podnieść p a rę szczegółów . Z re fe ra tu del. H udeca dow iadujem y się, iż obecna p a rtja „robotnicza n a gruncie m ię­

dzynaro d o w y m " p o w sta ła w listopadzie 1890 r. n a w niosek Ign aceg o D aszyńskiego. Je j „ S iły " liczą:

lw o w sk a 1000, k ra k o w sk a 900, p o d g ó rsk a 150, stan isław o w sk a „ P raca" 200 członków . Z a k ła d a ją się now e w T arn o w ie i N ow ym Sączu. Obyw . D a sz y ń ­ ski w y g ło sił mowę program ow ą, przyczem p rzy ­ rz e k a ł odbudow anie P olski, w yw o d ząc je g o p o trze­

bę z socjalizm u. Jeżli to nie o m y łk a d ru k a rsk a , ob y w atel ten p ow iedział niedorzeczność. W ciągu d e b a t polem izując z del. D aszy ń sk im del. G órski z K ra k o w a z a z n a cz y ł w y jątk o w e stanow isko prole- ta rja tu iriteligencyi. „ P ro le ta rja t ten u w aża socjalizm n ietylko ja k o k w estję w alk i, k w estję żo łąd k o w ą, ale ta k ż e ja k o k w estję rozum u i serca. S taw ia on za zad an ie m odernizow anie w tym k ie ru n k u po­

glądów społecznych i łag o d zen ie w alk i klasow ej \ N ato m iast del. Siisser ak a d e m ik żyd z K rak o w a

„oświadczył, że podczas narad przed­

kongresowych w Krakowie przyjęto program brukselski, niezupełnie zgo­

dny z tern eo wypowiedział tow. Górski.

P r o g r a m ten zrzeka się łagodzenia walki klasowej, gdyż w programie socjalnej dcmokracyi leży właśnie do­

prowadzenie tej walki do największej ostateczności44. D eleg at Siisser jest bibliote­

karzem Krakowskiej Czytelni Akade­

mickiej, i delegatem naszych przeciw ników w śród m łodzieży. Jeg o sło w a u sp raw ied liw iają n asze istn ie­

nie ja k o p a rty i; i raz n a zaw sze o trząsn ąć w inny m łodzież a k ad em ick ą ze z łu d zeń „socjalistycznych.

Co je d n a k ro b ił n a zjeździć lw ow skim d eleg at G ór­

sk i, pojąć trudno. Możemy mieć do niego urazę.

0 k ilk a dni u p rzed ził „M łode Słow o" w rzuceniu h a sła , k tó re je s t naszą, „kw in tessen cy ą an ty -in tern a- cjo n ału ". N a zjeżdziepojaw ili się rów nież Ja n k o w sk i z B iały i Brod żyd w iedeński, obaj p rzem aw iający po niem iecku. B rod zuchw ale ją tr z y ł w a śń społeczną 1 cieszy ł się, iż w G alicyi „m asa ludności poczyna b yć niezadow oloną". D elegatów p rzy b y ło 49, gości 100. N aw et „K urjer L w ow ski" z a w a h a ł się i b eł­

koce o „klęsce n aro d o w ej", o „M aciejow icach11. — Z n aczącą b y ła nieobecność rusinów , k tó rzy się „so- cyalizm u11 w idocznie pozbyli.

Z . S.

Pena numeru 1-go 30 et., dla akade­

mików 15 et.

A dres: A leksander Słomski ul. Szpitalna 1. 19. — A bonam ent dla Publiczności w księgarni S. A. Krzy­

żanowskiego.

N akładem i czcionkam i dru k arn i Alek^afi3®7^jl'o.mskiego w Krakowie, S zpitalna 19.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zamawiający zastrzega sobie w przypadkach szczególnych (awarie sieci wod.-kan.) niedotrzymanie terminów załadunku bez wypłaty odszkodowania Wykonawcy za postój

projektu umowy zgodę wykonawcy na zawarcie umowy o podwykonawstwo, o treści zgodnej z projektem umowy. W przypadku zawarcia umów o podwykonawstwo, Wykonawca

..., słownie /brutto/... Wynagrodzenie obejmuje w szczególności: koszty wynikające z obowiązków Wykonawcy, warunków i utrudnień realizacji określonych w SIWZ

9) gdy projekt zawiera postanowienia dotyczące sposobu rozliczeń za wykonane roboty uniemożliwiającego rozliczenie tych robót pomiędzy Zamawiającym a Wykonawcą na

Wykonawca zobowiązany jest do zapewnienia właściwego stanu sanitarnego (mycia i dezynfekcji) pojazdów używanych podczas realizacji zamówienia, zgodnie z obowiązującymi w tym

odpowiednio pisemne oświadczenie podwykonawcy o otrzymaniu danej płatności lub potwierdzenie zapłaty podwykonawcy wynagrodzenia. W przypadku niedopełnienia powyższego

kwoty określonej w ust. Pozostała część zabezpieczenia pieniężnego w wysokości 30% kwoty zabezpieczenia należytego wykonania umowy określonej w ust. 1

25) dowożenie ucznia z: Moszna Parcela – Niepubliczny Ośrodek Szkolno- Wychowawczy, Brwinów ul. Szczerkowskiego, Grodzisk Mazowiecki ul. Biskupicka – Ośrodek