• Nie Znaleziono Wyników

Sześć córek

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Sześć córek"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

O

statnio dla Jojsefke nastały lepsze czasy. J u ż m a t k a n i e krzyczała n a niego, j a k d a w n i e j . O j c i e c r ó w n i e ż przestał się wydzierać. Zaczęli go traktować, j a k się t r a k t u j e praw- dziwego gospodarza, k t ó r y zostanie spadkobierca całego gospodarstwa.

G d y kazali m u coś robić n i e rozkazywali k r z y k i e m j a k poprzednio, tylko m ó w i l i s p o k o j n y m głosem. N a r a d z a l i się n a w e t z n i m , co i j a k m a j ą robić. K o m u pożyczyć pieniądze, od kogo odebrać i tak dalej.

Z a p l a n o w a l i jeszcze w t y m roku k u p i ć od Konstantego, w n u k a Tretiakowej, d w a hektary ziemi i k a w a ł ł ą k i , która j a k wiedzieli, będzie najlepszą lokatą k a p i t a ł u , której a n i w o j n a , ani pożar, a n i złodziej n i e ukradnie.

Zabezpieczyć się tylko d o b r y m i d o k u m e n t a m i , wtedy będzie gwa- rancja, że pieniądze są dobrze ulokowane. P l a n o w a l i r ó w n i e ż kupić m a s z y n ę p a r o w ą , żeby olejarnia, gręplarnia i reszta maszyn j a k kaszarnia, sieczkarnia, pracowały p a r ą , a nie j a k do- tychczas koniem i kieratem. K o ń i kierat to j u ż przestarzały system.

Musiały się unowocześnić, twierdził J a n k i e ł , s t u k a j ą c o ł ó w k i e m w stół...

Zbliżały się jesienne święta, żona J a n k l a n a k u p i ł a dużo kur, pow- sadzała je do kojca i d o k a r m i a ł a k u k u r y d z ą i r ó ż n y m ziarnem, żeby się utuczyły n a świąteczny złoty rosół. Z miasta przywiozła worek cztero-nulowej m ą k i i postawiła w spiżarni, otrzepując fartuch z białego kurzu, powiedziała d o synowej: j a nie l u b i ę chodzić co czwartek do sklepu, j a k te robotrusy, j a k C h a n a , czy m o j a siostra Basia p o d w a k i l o m ą k i n a borg, j a k n a przykład t w ó j tatuś.

P o to h a r u j ę od świtu do nocy, ż e b y m nie musiała k u p o w a ć m ą k i , czy c u k r u n a deka. P o s t a w i ł a m cały worek w spiżarni, niech stoi, dorzucę jeszcze p u d cukru, duże p u d ł o herbaty, d w a p u d y soli i zar- żniemy d o tego dwadzieścia gęsi n a smalec ze s k w a r k a m i , a do tego jeszcze Jojsefke dorzuci o d czasu do i czasu do szojcheta cie- laka, czy barana. To się b a r d z o opłaci. Z a d e k I w a n Moroz zabierze, skórę garbarnia, z dziesięć k i l o g r a m ó w koszernego mięsa sprzeda się miejscowym Ż y d o m , a reszta nie będzie kosztowała ani feniga, a m y będziemy jedli przez całą z i m ę tłuste mięso, że aż n a m będzie tłuszcz po brodach spływał.

Lato dobiegało końca. Nastały mgliste poranki. S t a d a bocianów krą- żyły po niebie. Klucze ż u r a w i płaczliwie żegnały naszą ziemię, lecąc w dalekie kraje...

N a wsi pachniało zoraną ziemią i grzybami. Mołod.yce biegły do d n i a do lasu, w k t ó r y m było pełno borowików, m a ś l a k ó w i i n n y c h różnorodnych grzybów.

Żona Jojsefki była w ostatnich miesiącach ciąży. Nogi jej opuchły j a k banie. Czuła się bardzo źle, zwłaszcza noce były koszmarne.

Było jej bardzo gorąco i brakło powietrza, a potomek Łabunisza walił po brzuchu, jak p r a w d z i w y pięściarz. J e j świekra wyszukała j u ż wiejską babkę. M i a ł a n i ą być Łazarenkowa Chryścia.

N a zadatek poszyła jej satynową spódnicę i obiecała, gdy jej w n u k będzie płci męskiej, to znaczy gdy będzie kadyszem, doda jej jesz- cze czerwoną zapaskę i chustkę w kwiaty.

O d tego dnia Chryścia traktowała synową Sosi j a k s w o j ą włas- ność. Przychodziła do niej niemalże codziennie. K a z a ł a ciężarnej kłaść

hwuf©

1890-03-30

Z O F I A G R Z E S I A K

Sześć córek

się d o łóżka, robiła n a d n i ą różne czary. D m u c h a ł a ustami wokół jej głowy, kazała b y ciężarna podała kalesony m ę ż a i koniecznie żeby były noszone i brudne. O w i e w a ł a n i m i brzuch ciężarnej, a rąb- k a m i własnej koszuli wycierała jej czoło, nos i usta. żeby, j a k mó- wiła, nieczysty n i e miał do ciebie duszko dostępu. Nieczysty tylko czeka, żeby wcisnąć się do środka. W i d z i a ł a ś duszko, ile kalek się rodzi? J e d n o m a n ó ż k i skręcone w k a b ł ą k , drugie zajęczą wargę, trzecie zamiast głowy banię z wodą, to wszystko robota rogatego, ale ty się nie bój duszko, bądź pewna, t a m gdzie Chryścia stoi n a czatach, t a m j u ż żaden czort dostępu nie m a . Zobaczysz duszko, urodzisz dzieciątko zdrowiutkie, gładziutkie, z kędziorkami. Śliczniut- kie j a k paniczyk. Wszystkie czary, wszystkie gusła uczyniłam. Wsta- w a ł a m o północy i r o b i ł a m wszystko, co trzeba, żeby ci się n i c złego nie przydarzyło, m ó w i ł a Chryścia, p l u j ą c n a boki.

Koszulę Chryści i brudne gacie męża czuć było t y m s a m y m nie- p r z y j e m n y m zapachem, co doprowadzało ciężarną niemalże do mdłości, lecz nie było siły, żeby się z tego wykręcić, gdyż sama wierzyła, że te czary m a j ą j e d n a k wielką moc... »

A gdy Chryścia j u ż swe czary skończyła, gdy ciężarna j u ż prze- szła wszystkie guślarskie tortury, a gacie jej męża wróciły d o kosza z b r u d n ą bielizną, młoda kobieta j u ż odprężona leżała n a łóżku i r o z m a w i a ł a z Chryścią, którą nawet lubiła.

Chryścia, wysoka, potężna baba, o rumianych policzkach i weso- łych. mądrych oczach, wyglądająca na lat pięćdziesiąt, była istną skarbnicą różnych porad i gadek. Opowiadała, co się robi, żeby m ą ż kochał do nieprzytomności, żeby za d r u g i m i b a b a m i nie latał. J a k zmusić kawalera do żeniaczki, j a k pozbyć się rywalki. Wystarczy nabrać trochę piasku spod jej stóp i o północy rozsypać n a rozstajne drogi, wtedy jak się „sopernica" (rywalka) położy, to j u ż nigdy nie wstanie. Ale ja i w m Boga w duszy. Służę tylko ludziom radą i po- mocą, a złymi sprawami zajmować się n i e lubię.

O, lubczyku podsypać komuś, to nie grzech. C o innego, nasłać na kogoś chorobę...

P o m i m o Chryści czarów i różnych zaklęć, ciężarna czuła się coraz gorzej. Nie mogła się nachylić, ani zapiąć pantofli. Ze wszystkim m u s i a ł a się zwracać do męża, którego nienawidziła l u b do świekry, której też nie lubiła.

Jeść też nic nie mogła, tylko piła i piła, j a k b y w brzuchu nie nosiła dziecka, tylko potworną j a k ą ć rybę, która potrzebowała mnóstwo wody. Rozrósł się ten Łabuniszowski potomek, aż rozsadził jej brzuch wszerz i w z w y ż . D ź w i g a ł a przed sobą istną górę...

Spotkała j ą kiedyś czarna Chana, ciotka Jojsefki, z k t ó r ą ciężar- ona b y ł a skoligacona różnymi koligacjami, przez świekra, który był czarnej Chamy rodzonym bratem i przez d a w n e dzieje, kiedy jej brat Fiszke smalił do niej cholewki i jeszcze przez to, że była jej nauczycielką. Uczyła j ą szyć k a f t a n i k i dla młodych Ukrainek i pięk- nie obszywane sutaszem i wstążkami spódnice i zaipaski, lecz nic z tego nie wyszło, gdyż Blimełe nie m i a ł a daru, ani zdolności d o szy- cia, choć wiedziała, że powinna nauczyć się tego zawodu, żeby mo- gła co nie bądź zarobić n a swoje utrzymanie.

(2)

Otóż czarna Chana, jako doświadczona matka, (która urodziła kil- koro dzieci powiedziała jej, że musi chodzić na długie spacery. Musi się zginać, gimnastykować, słowem pracować.

Wiesz moja droga, dlaczego młode Ukrainki lekko rodzą? Bo do ostatniej chwili ziemię .kopią, żyto żną, wodę noszą, ciężko pracują..

Pamiętasz Blimełe, Marię Czapelską? Nie mogła wcale urodzić, a wiesz moja (kochana, dlaczego? Bo .tłusto jadła i do tego nic n i e robi- ła... Noworodek leżał w smalcu, j a k w pierzynie i nie mógł się wcale wydostać na świat... Och, Boże, co się wtedy działo? Lekarze kleszczami dziecko p o kawałku w c i ą g n ę l i , a Maria cały tydzień ze- śrroi er ci ą walczyła.

Owszem, Blimele pamiętała, że cała wieś o niczym innym wtedy nie mówiła tylko o Czapelskiej porodzie, który trwał bardzo długo.

Czarna Chana dała ciężarnej jeszcze kilka wskazówek i poleciła jej swoją babkę Ciprę, która według niej ma więcej wiedzy w tej dziedzinie, niż najlepszy lekarz.

Blimełe podziękowała i rzekła:

— Moja świekra już babcię Chryścię zamówiła, która przychodzi do mnie prawie codziennie i czyni n a d moim brzuchem różne gasiła. __

— Chryścia — żachnęła się czarna Chana. — Tfu! — plunęła niemal ze złością. — Wygoń ją w diabły z jej gusłami, z jej:

czarami. Ty tylko słuchaj swojej świekry. Ta diablica cię ugrobi...

Przysięgam ci na Boga, że cię ugrolbi... Ty słuchaj lepiej mnie.

Jestem przecież p o mężu twoją ciotką. Poza tym i bez tego czuję do ciebie sympatię, miałam przecież być twoją bratową, pamiętasz?

Lecz Bóg w miefoie chciał inaczej. Nie m a m pretensji do twego brata, że mnie puścił kam/tern. Widocznie tak musiało być. Myślę, że n i e

byliśmy dla siebie przeznaczeni, lecz to wcale nie przeszkadza, że cię lubię, że m a m cię za krewną, przecież nią •jesteś. Jojsefke jest moim bratankiem. No nie? — zaśmiała się czarna Chana odrzucając głowę- do tyłu.

Przed odejściem złapała' ciężarną za rękę i przyciągnęła do sie- bie, i szepnęła jej do ucha:

— Pamiętaj Blimełe, gdy z boską pomocą urodzi ci się syn, musisz mnie zaprosić na chrzciny. Chcę koniecznie podać twego syna d o obrzezania. Musisz to dla mnie zrobić, choćby nawet twoja, świekra pękła ze złości — machała palcem tuż przed" nosem ciężar-

nej. Jestem pewna, gdy twoja świekra zobaczy mnie w swoim aomu. a gdy jej oświadczę, że będę chrzestną matką jej wnuka, od razu dostanie ataku serca lub zrobi to samo. co jej córka... oHruje się M a m nawet butelkę z trucizną. Mogę jej odstąpić, żeby miała pcd ręką — powiedziała śmiejąc się głośno, że aż kok jej się rozwią- zał i fala czarnych włosów rozsypała się po plecach.' — Przyjdź kiedyś do mnie — zaprosiła j ą czarna Chana nie przestając się uśmiechać. — Naopowiadam ci różnych historii, dopiero się dowiesz, ]aKa jest twoja świekra... Nauczę cię, j a k masz z nią postępować, zebys mogła jakoś z nią wytrzymać — mrugnęła Chana 'wypukłym czarnym okiem.

Wszyscy myślą, że jest m i u teściowej źle. pomyślała z goryczą -Wiimełe. Świekra wcale nie jest taka zła... Mnie jest źle Z\ innego powodu, lecz czy mogę każdemu mówić, co m i dolega?

Czarna Chana odeszła kawałek i stanąwszy, zawołała: „Pamiętaj Bhmełe, ja podaję twego syna do chrztu" — machnęła do niej ręką i przykrywszy kraciastą chustą z długimi frędzlami kosz, który trzymała w ręku, kołysząc biodrami odeszła.

•' • •

Młoda kobieta skierowała się w stronę swego rodzinnego, starego dotr.u, czyli że poszła w innym kierunku.

Zeszła wygonem w dół, przez który pędzono bydło do wodopoju i na pastwiska. Dwie rozwidlone drogi ogrodzone z dwóch stron płotami, które ciągnęły się aż d o rzeki, płynącej szerokim pasem -obok łąk, przy których rosły sitowia i wysokie łopiany zwane tru- j ą c y m lulkiem i b u j n y piołun. Otóż ten bujny piołun m a szercfcie

zastosowanie, służył do wypłaszania pcheł. Prawdopodobnie pchły nie znosiły jego górskiego zapachu, gdy się go podłożyło w łóżku pod prześcieradło, można było spokojnie spać przez całą noc. a pchły przenosiły się wtedy do kudłatego psa i gryzły go w dwójnasób, że pie^. aż drapiąc się skowytał z bólu. Służył jeszcze do innego celu, a mianowicie wiązano go w pęczki i zamiatano n i m śmiecie. Taka piołunowa miotła zamiatała czysto mieszkanie i stojąc w kącie wy-

•dzelała ostry zapach, który przeszkadzał pchłom.

Doszła do samej rzeki. Horyń miejscami płynął spokojnie. Miej- scami przelewał się szumem. Pienił się, kipiał, rwąc za sobą wszy- stko, co napotkał, a w niektórych miejscach dzielił się na odnogi które ledwo ruszały falami.

Na brzegu pasły się łaciate, chude krowy i czarne, z długimi ryja- m i ze sterczącą szczeciną świnie, które ryjąc przewracały murawę jajk pługiem. Była to murawa niczyja, groma dzika, zwana Oboło-

niem. Otóż na tej do cna, do ostatniej trawki wyskubanej ziemi, pasły się żydowskie krowy, które trzeba było dokarmiać w domu, b y nie zdechły z głodu. Gęsi, co gubiły pióra, no i te cholerne świnie, które orały ryjami jak rataje.

Na widok Obołonia zrobiło się młodej kobiecie smutno. To wy- suszone do cna pastwisko łączyło się bardzo z jej dzieciństwem. Było też nieodłączną częścią jej młodości, prawie życia. Trzy, cztery razy dziennie, rozwścieczona głodem i pogryziona gzami krowa uciekała z tego wypalonego słońcem Obołonia i żałosnym „ m u " i swoimi kro- w i m i cczami, .kitóre były wilgotne jakby płakały, domagała się żeby j ą nakarmić. Obowiązkiem Blimełe było wyrwać duży łopian i waląc t y m łopianem po krowim1 grzbiecie zagnać ją na ,to samo miejsce z powrotem. Dopiero o zachodzie słońca, gdy się ściemniło, otwierano szeroko i krowa weszła biegiem do chlewa, gdzie .czeP^ała na n i ą p r y z m a lebiody i innych różnych traw i chwastów przyniesionych w zojdoku z ogrodu, czy z pól.

Oprócz, że trzeba było dwa, trzy razy dziennie siłą j ą n a poryte, wysmalone bezpańskie Obołonie wyganiać, trzeba było jeszcze ze dwa razy zobaczyć czy łaciata tam jeszcze stoi, gdyż zdarzało się nieraz, że głodne bydlę się zbuntowało i zamiaist do domu wskoczyło do rzeki i przepłynęło rwący, bardzo groźny w tym miejscu Horyń i poszło aż do lasu lub zaszyło się w przybrzeżne zarośla i napasłszy się tak, że mało m u kałdun nie pękł, kładło się spokojnie, żując żwacżkę, nie myśląc wcale, że trzeba wrócić d o domu...

Gdy krowa w przeciągu dnia, ani razu nie zjawiła się pod furtką, robił się w domu wielki rejwach. M a m a z Blimełe biegły na obławę, snując po drodze najczarniejsze myśli, że może_ ugrzęzła w błocie, może się utopiła, a może wflazła komuś w trawę, a gospodarz

zamknął ją w chlewie i będzie chciał, żeby mu dużo zapłacić za szko- dę, a może poszła n a Rychtę, a stamtąd rjuż niedaleko do jaśnie pań- skiej koniczyny. Po drodze m a m a pytała każdego napotkanego chłopa:

„dziadku, czy ty n i e baczyw mojej krowy?"

Tak, jakby ta krowa była jakaś nadzwyczajna, że każdy gospodarz musiał j ą znać...

(3)

(Przechodząc teraz blisko Obołonia, Blimełe spojrzała tęsknym okiem na ten wysmalony d o cna kawał bezpańskiej łąki. Pasły się tam jak d a w n i e j gubiąc pióra białe gęsi i chude, z długimi ryjami,

ze sterczącą do góry szczeciną czarne świnie, przeorywały m u r a w ę , gdzieniegdzie leżała ż u j ą c żwaczkę czyjaś krowa, tylko naszej ła- ciatej nie było. Przed k i l k u laty wyszł i z naszego chlewa i ipowędro- wała n a piechotę aż d o Kowla, gdzie w rzeźni miejskiej skończyła swój marny żywot...

Obecnie Blimełe nie musiała się troszczyć, czy jedyna żywicielka nie ugrzęzła. Nie musiała też chodzić z m a m ą na pole i prosić:

„Diadino (ciotko) czy można ziela napołot (napielić)? Dla krowy jak stodoła, co stoi obok stajni, nie brak smacznej paszy. Słodka trawa z własnej łąki, tłusty makuch poukładany krążkami, aż pod sam sufit, wystarczy dla nie jednej krowy, a dla dziesięciu...

P o w i n n a m być zadowolona. Wiele ciężkich troslk spadło z mego grzbietu. O wielu rzeczach rnie muszę myśleć, ani się martwić, a jed- n a k nie jestem szczęśliwa, wręcz odwrotnie, jestem bardzo nieszczęś- liwa... Sto razy bardziej niż wtedy, kiedy w zgrzebnej płachcie, ocie- rając pot z czoła, niosłam ziele dla krowy i przekradałam się z bijącym sercem przez ulicę, żeby broń Boże nie spotkać Miszki i Chaskla czy Srólka, czy kogoś innego z miejscowych Żydów, b o by się śmiali, że d ź w i g a m j a k tragarz na plecach wór z zielem. To przeciez poniżające zajęcie dla dziewczyny...

Minęła ito miejsce, z k t ó r y m była niegdyś bardzo z w i ą z a n a i poszła pod górę. Ciężko sapiąc wspianała się na wzniesienie. Potomek Ła- bunisza wierzgał nogami, czy głową. Kto jego mógł t a m rozeznać...

Bez odstępów. Co m i n u t a walił jakfby pięścią w brzuch, że aż sukienka falowała...

Nie miała się czym cieszyć, ani chwalić... Co ją w końcu obchodzi ten Łabuniszowski potomek... Myślała, że w ogóle nie będzie kochała tego stworka, co j ą spętał, że momentami miała wrażenie, że Bog j ą ukarał za jakiś zły uczynek, że przytroczył jej ciężar, który będzie musiała dźwigać, aż nie odpokutuje tego grzechu. Dopiero na górze odsapnęła trochę i poszła w stronę Żarukowego Opanasa. J a k i ś instynkt ciągnął j ą do domu'; w którym mieszkała 'jej matka, lecz ze względu na odległość wahała się. Z drugiej strony m i a ł a w dal- szym ciągu żal do matki... gdyby mamusia postąpiła inaczej...

R a n a była jeszcze zbyt świeża. Nie miała kiedy się zabliźnić.

Obecnie matce powodzi się dobrze. Zięć dotrzymuje słowa. Regular- nie dowozi j e j żywiność i często j ą odwiedza. Blimełe nawet nie wie, o czym ze sobą rozmawiają. W każdym bądź razie między Jojsefke a jej m a t k ą p a n u j e zgoda i najlepsze porozumienie. Jojsefke wie-

czorem rozbierając się do snu powiada: widziałem się dzisiaj z twoją mamusią. Czuje się bardzo dobrze i ciebie Blimełe pozdrawia i mówi- ła. że n i e musisz do niej przychodzić, że do ciebie przyjdzie, gdy zajdzie potrzeba. Te słowa piekły j a k ogniem. Chciałoby, się z ma- musią pogadać, położyć jej rękę n a miejscu, gdzie Łabunisza potomek buszuje. Porozmawiać serdecznie, poradzić się. Niestety, mamusia n i e chce jej widzieć... Blimełe stanęła na górze, z której w i d a ć było d o m ryżego J a n k l a , w kitóryim mieszkały jej koleżanki. Nagle poczu- ł a ogromną tęsknotę za koleżankami, z którymi bawiła się od dzie- ciństwa aż do zamążpójścia. Skręciła w stronę domu stojącego nie- daleko odnogi płynącej z Horynia.

Dziewczęta witały j ą z ogromną radością. Zapraszały przekrzykując się nawzajem, żeby się rozgościła, przyniosły z ogrodu wielki j a k koło słonecznik, częstowały ziarnkami. Wszystkie, j a k jedna, od naj- sitarszej do najmłodszej były ilefkkie, zwinne, różowe ;na buziach z bły-

szczącymi oczami, szczebiotliwe j a k beztroskie ptaki, w przeciwień- stwie do Blimełe, która się czuła ociężale. Z opuchniętymi nogami j a k kloce, w miękkich filcowych papuciach nie wyglądała korzyst-

nie, w dodatku nie mogła długo usiedzieć w miejcu, bolał j ą bardzo krzyż. Dziewczęta obstąpiły j ą dookoła i zaczęły .prosić, żeby i m opo- wiedziała. j a k jerj się ż y j e w t y m tak bardzo bogatym d o m u ? J a k spędza czas wśród tych bogaczy? Zarzucały jej nawet, że chyba za- częła nosa zadzierać, Skoro do nich wcalle nigdy n i e zagląda. A one

bardzo za nią tęsknią. N i e m a ani jednego d n i a , iBlimełe, abyśmy cię tu nie wspominały. Ty mieszkasz Iteraz j a k księżniczka w złotej klatce czy w złotym d o m u i zupełnie zapomniałaś, że m i a ł a ś kiedyś biedne koleżanki. Usprawiedliwiała się j a k mogła, że n i e jest ż a d n ą księżniczką, ani nie mieszka w złotym domu, że nigdy nosa n i e zadzierała, a n i n i e zadziera, tylko że wszystko się jakoś zmieniło, a w tym stanie, jak widzicie, z .tymi k l o c a m i w papuciach, nie zaw- sze m a m chęć pokazywać się ludziom.

W y m i lepiej opowiedzcie, co u w a s słychać? Czy zbieracie się w szabas po obiedzie, jak d a w n i e j ? Czy tańczycie kadryla? Czy śpie- wacie piosenki, j a k śpiewałyście niegdyś ze m n ą ?

Dziewczęta posmutniały. Z k i m teraz tańczyć? Chyba z krzesłami.

Pomyśl tylko Blimełe, Chaji Sróliczychy n i e m a , Estery nie ma. Blu- me w kibucu, Fejga w Palestynie. Ty wyszłaś za m ą ż za bogatego Jojsefke, a chłopaków we wsi wcale n i e m a . Z k i m teraz co począć?

Ale wkrótce i u nas coś będzie, szepnęła Muszkę tajemniczo, a Cha- sie spłonęła jak Róża. Blimełe spojrzała na Chasię, która siedziała n a progu i spytała: Co słj-chać u ciebie. Chasie? N i c specjalnego, odpar- ła Chasie lekko się uśmiechając. Poza tym tylko, że Szmiel, ten faktor z R a f a ł ó w k i uparł się i chce koniecznie dać m i męża... M a w Stepaniu jakiegoś niedołęgę, któremu żona u m a r ł a d w a lata te- m u . Uśmiechnęła się smutnie. A ty już go widziałaś, Chasie? Miody, czy stary? Dociekała Blimełe z w i e l k i m zainteresowaniem.

Widziała, widziała, czemu miała nie widzieć? J u ż będzie ze d w a tygodnie itemu j a k Szmiel go tu przytaiszczył. wtrąciła się kpiąco Rachila, najładniejszy podlotek Wśród sióstr.

No i co, Chasie, podoba ci się chłopak? Dopytywała się szczerze ucieszona Blimełe.

J a k i tam chłopak, m ó w i ł a m ci przecież, że wdowiec, w d o d a t k u j u ż niemłody, odparła rozdrażniona Chasie, lecz co m a zrobić? Widzisz Blimełe, j a k a łodyga j u ż wyrosła z tej R a c h i l i ? A ona przecież jest- szósta "Wśród nas i choć m a dopiero piętnaście l a t jest o wiele wyższa ode mnie, a j a gdy patrzę n a n i ą dopiero czuję j a k m o j e lata lecą...

lecą... lecą j a k jesienią 'te liście z drzew.

O n a m i zawsze wypomina, że jestem wysoka, a czy nie pozwoliłam w a m rosnąć? Mogłaś sobie rosnąć pod sam sufit. Czy przeze m n i e je- steś taka mała torba? Rzuciła Rachila swojej siostrze prosto w twarz.

Przestań Rachil. Idź stąd do swoich Halek, krzyknęła młodsza sio- stra RejZke, która czuła się r ó w n i e ż obrażona i trochę zawistna, że ta szósta jest w y j ą t k o w o piękna, w dodatku bardzo zgrabna i wyso- ka, j a k b y była w y j ą t k i e m wśród nich...

(c.d.n.)

wmm 8

1990-03-30

(4)

Z O F I A G R Z E S I A K

Sześć córek

(Dokończenie z poprzedniego numeru)

!> mele czuła się w o b o w i ą z k u coś powiedzieć, żeby podtrzymać autu. mci starszych sióstr. Rachila, powiedziała Blijmele, nie .powin- naś swoim siostrom dokuczać, one są starsze od ciebie, należy im się szacunek.

Jn im wcale nie d o k u c z a m , odparła zuchwale Rachila. To one m i dokuczają. W y g a n i a j ą m n i e z pokoju do lalek... ia niedługo skończę szes aścic lat, a one by w c i ą ż chciały, b y m jeszcze leżała w pie luszkach... Wiesz, co m i M i c h a ł Popowicz p o w i e d z i a ł ? Zwróciła sic z iskrzącym wzrokiem do Blirnele, że jestem najpiękniejszą Ż y d ó w k ą w okolicy, a one m n i e gonią d o lalek...

Chasie zakryła rękami twarz. Słyszałaś Blirnele, k i w a ł a Chasie smu'.no głową. Nosi się z tym smarkata, j a k b y j ą ten szejgec na sto koni wsadził. G ł u p i szejgec. też nie miał nic innego do roboty

*y!k z taką s m a r k u l ą rozmawiać, rzuciła Chasie zdenerwowana, że aż pogłębiły s:ę zmarszczki na jej .śniadej, niemłodej j u ż twarzy.

Złościsz się Chasie. że P o p o w i c z ze m n ą r o z m a w i a ł ? A n a was.

na . dną nie m i a ł ochoty nawet spojrzeć, a ja w a m na złość będę się z r...ii spotykała i nic mi nie zrobicie... O... rzuciła Rachila siostrom

i przeskoczyła przez płot i śmiejąc się głośno pobiegła do ogrodu.

Widzisz BI:mole. o tak teraz u nas w y g l ą d a , powiedziała L w i e l k i m smutkiem Chasie. Szczęśliwa jesteś. Blimełe. M a s z męża. Nie musisz Iiczvć lat. które uciekają. Przed tobą nie stoi taki smarkacz, taki głiŁ-ji podlotek i nie c h w a l i się dziesięć razy na dzień, żo jakiś tam Popowicz powiedział jej. że jest najpiękniejsza... Czy nie mógł być u r.as choć jeden brat. powiedziała Chr.sie ł a m i ą c y m się głosem.

S/i-ść sióstr... słyszysz Blimełe. sześć sióstr, sześć klątw... i ani jedine- go błogosławieństwa... sześć d z i e w u c h i ani jędrnego chłopca, rzekła Chasie z naciskiem.

Ojcu nie mogę o tym powiedzieć. Tathś jest już bardzo słaby.

Cały dzień w kuźni, w tym skwarze, bije m ł o t e m od ś w i t u do nocy, żeby utrzymać tę chalastrę. S a m jeden bez ż a d n e j pomocy, a to ci jeszcze nic urosło, a j u ż się chwali, że jakiś szejgec powiedział jej, że ;est piękna...

Wierz mi. Blimełe. gdybym poskarżyła się ojcu. rozszarpałby j ą na kawałki, lecz tatuś by się bardzo zirytował i rozchorowałby się na serce, a ja tego nie chcę, spojrzała Chasie na kuźnię, skąd dochodził stuk m ł o t k a o kowadło.

Wyrośnie, z m ą d r z e j e — powiedziała Blimełe. Ten wiek u dziewcząt jest najgłupszy. J a też m i a ł a m t a k i e okresy. P a m i ę t a m , że m i się /.dawało, że jestem n a j p i ę k n i e j s z a , n a j m ą d r z e j s z a , zwłaszcza wtedy, gdy jakiś chłopiec mi .powiedział, że jestem ładna, choćby powiedział na żarty. Byłam p e w n a , że to święta p r a w d a . M y ś l a ł a m nawet, że ten ktoś jest gotów p ó j ś ć ze m n ą n a koniec świata. A dzisiaj — machnęła Blimełe ręką.

A m n i e często przechodzi przez głowę f a t a l n a myśl, że właśnie Ra- chila zrobi n a m brzydki kawał... Jestem najstarsza, powiedziała Chasia szeptem. N a moich oczach się rodziły, leżały w pieluszkach, jadły, spały, za przeproszeniem, paskudzily, rosły i dorastały. Zn~m każdą j e d n ą j a k zły szeląg, lecz żadna i nich n i e była taka zarozumiała.

Nie siedziała wiecznie przed lustrem i n i e robiła m i n . Każda jedna z nich. zajęła się czymś. Chciała się czegoś nauczyć, a tylko ta Rechila, ani do szkoły, a n i d o szycia, n a w e t za sobą posprzątać.

Cągle by się tylko stroiła, przebierała, włosy kręciła i bezustannie tylko modziła. Potrafi godzinę dwie przesiedzieć przed lustrem, przy- bierać różne pozy. stroić miny jak g ł u p i pajac. Tfu — plunęła Chasie z goryczą. To się n a m ta szósta siostra udała...

R c j z k e jak zawsze m a ł o m ó w n a , milczała, tylko igła szybko migała w jej palcach, marszczyła czarną, w c z e r w o n e różyczki spódnicę, k.óra miała być gotowa na wieczór.

Wiesz Blimełe. najlepiej rozumiemy się z nią. dotknęła ręką Rejzke.

Patrz Blimełe. obie nauczyłyśmy się szyć. N a j p i e r w ja, potem ona. Obie kołysałyśmy :ę całą czeredę. Ona była b a r d z o m a l u t k a i wątła, nie sięgała do s z n u r ó w cd wiszącej kołyski, w i ę c na.-za m a m a stawiała krzesło, na krześle m a ł y stołeczek i na tę p i r a m i d ę wsadzała malut- ką Rejzkę i l a nieboraczka jak przywiązana stała calutki dzień nad kołyską i huśtała, huśtała, ile jej tylko starczyło sił, żeby tylko to m a ł e długo spało i nie przeszkadzało naszej matce, która znowu chodziła z d u ż y m brzuchem, by za kilka miesięcy jeszcze jedną klątwę urodzić... A gdy nastąpiło rozwiązanie, w t e d y nasza m a m u s i a wyciągała to starsze z kołyski, wsadzała mnie l u b jej na ręce. a do kołyski kładła tę nowo narodzoną klątwę...

Grzbiety n a m się ł a m a ł y od tego d ź w i g a n i a , lecz innej rady nie było. g d y ż m a m a albo chodziła i b r z u c h e m , albo leżała w poło- gu...

Ze sześć dziewczynek chyba /.marło... C h w a ł a Najwyższemu, że choć kilka Pan Bóg zabrał do siebie, u ś m . e c h n ę l a się Chasie pierw- szy raz.

P a m i ę t a m , żc rasz tatu.s przed k a ż d y m porodem otwierał modlitew- niik i kazał n a m się modlić. Powiadał: m ó d l c i e się dzieci. Proście Bo- ga. może was prędzej wysłucha i aa w a m brata... Jesteście jeszcze dziećmi, macie jeszcze mniej grzechów o d n a s dorosłych. Może się

zlituje n a d n a m i i da n a m kadysza.

Kołysałyśmy tę m a ł ą Rywełe i na głos błagałyśmy jak w Jom K i p u r „ G o t e n i u " d a j nam brata... Nie chcemy j u ż siostry.

Niech n a m nasza m a m a urodzi brata, w o l a ł y ś m y na głos Nie chcemy j u ż dziewczynek, które są dla naszego tatusia przekleństwem. Modląc się nad księgą błagań płakałyśmy i wierzyłyśmy, że tym razem nasz litościwy Bóg nas wysłucha i mama u r o d z i upragnionego przez nas wszystkich kadysza...

I co? B a b k a Cipra wychodzi z alkierza i w o ł a : Idźcie, powiada, przywitajcie n o w o narodzoną siostrzyczkę

Ot, i tak przyszły na świat Muszkę. Cha/ne, Ester, Frejdl Rachil, Rywo. J a c h n ę , Gitł.

C h w a ł a Bogu. ż e nie'któi;e z nich P a n Bóg zabrał do nieba, że zostało nas tylko sześć...

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rodzina wiktymologiczna stanowi przykład braku dialogu, ponieważ ko- munikacja w tego typu rodzinie opiera się na: braku ujawniania prawdy o so- bie; braku komunikowania

Zgodnie jednak z inną tezą, która mówi, że niemożliwe jest dokonanie całościowego oszacowania tego, co się dostało, ani oddanie w słowach całej wdzięczności wobec tych,

W maju odmawiamy albo śpiewamy modlitwę, która się nazywa Litania Loretańska do Najświętszej Maryi Panny.. Ludzie przychodzą na nabożeństwa majowe do kościoła, a czasem do

Ten sposób przyswajania informacji, szczególnie takich, które nie łączą się same w spójną całość może okazać się bardzo przydatny. Twórz dowolne grupy

Olga Biernat - psycholog, terapeuta pedagogiczny Anna Samsel - psycholog, psychoterapeuta. PORADNIA PSYCHOLOGICZNO - PEDAGOGICZNA

Wybrano formułę stanowiska prezydium komisji stomato- logicznej WIL.Aby jednak nie zawracać sobie głowy zwoływaniem prezydium, ryzykiem, że się nie zbierze albo, nie daj Boże,

Koch zatem wierzy w możebność dłuższego życia pa- sorzytów zimniczych poza ustrojem ludzkim, a nie uznaje bezpośredniego przeszczepienia; ztąd też nie dochodzi

W listopadzie 2019 roku, w piątą rocznicę śmierci, rozpoczął się proces beatyfikacyjny lekarki i misjonarki, której życie – jak napisał przewodniczący